Ludzki problem

pon., 21 listopada 2011, 22:08

Gończy Polski z trudem przecisnął się przez niewielką dziurę w żywopłocie, pospiesznie wbiegł na taras i zatrzymał się tuż przed dobrotliwym, emanującym pedagogicznym natchnieniem obliczem Labradorki.
– Znowu się kłócą! – szczeknął z rozpaczą. – Jak pragnę kości, czy nie mogła mi się dostać taka rodzina, która nie brałaby się codziennie za łby?
– A o co się kłócą? – zainteresował się Bobik.
– Żebym to tak naprawdę ktoś wiedział! – jęknął Gończy. – Na przykład ona mówi, że deszcz pada, to on na to, że winni masoni, to ona wtedy, że nieprawda, winny to jest ocet i już sobie skaczą do oczu. Albo ona, że wolność wypowiedzi artystycznej, a on, że satanizm – i łubudu! W ogóle normalnie rozmawiać nie potrafią. Co za ludzie!
– O, to Labradorka ci na pewno pomoże – ucieszył się Bobik. – Ona się zna na ludziach.
Sąsiadka nie dała się nawet raz prosić i natychmiast przystąpiła do wyjaśnień.
Przede wszystkim, mój chłopcze – oświadczyła z przekonaniem – jest jedna zasada, od której się wyjść musi w każdej porządnej dyskusji. Najpierw potrzeba wiedzieć, o czym się mówi, albo cała dyskusja na nic, bezwarunkowo. A ludzie po większej części nie wiedzą nawet o tym, że nie znają istoty każdej rzeczy. A jednak, tak jak gdyby ją znali, nie porozumiewają się co do tego na początku rozważań, toteż w dalszym toku za to pokutują. Bo ani się sami z sobą potem, ani z drugimi pogodzić nie mogą…
– Zaraz, zaraz – przerwał Gończy. – Nie jestem pewien, czy dobrze złapałem, co z tego w praktyce wynika. Czy to znaczy, że jak ktoś wie, o czym mówi, to inni się muszą z nim zgodzić?
– No, coś koło tego, a może i nie tego – przyznała nie do końca pewnie Labradorka i oddaliła się w kierunku domu.
– Poszła zapytać Kota Sokratesa, co właściwie miał na myśli – szepnął konspiracyjnie Bobik. – Przecież sama tego wszystkiego nie wykombinowała, tylko po nim powtórzyła, toczka w toczkę. Wierz mi – wiem, co mówię.
– Ale czy dla mnie coś z tego wynika? – zapytał niespokojnie Gończy Polski.
– Dla ciebie to chyba nie – zasępił się Bobik. – Nawet gdybyśmy pominęli Labradorkę i zwrócili się do samego Kota z prośbą o interwencję, chyba niewiele by z tego wyszło. Już prędzej jego bym namówił, żeby pogadał z twoimi ludźmi, niż ich, żeby zechcieli go posłuchać i zrozumieć.