Daltonizm
Labradorka odłożyła gazetę i zaczęła się niespokojnie wiercić na fotelu. Bobik przyglądał jej się ze zdumieniem. Sąsiadka zawsze wydawała mu się wcieleniem siły spokoju i nigdy nie przypuszczał, że cokolwiek mogłoby ją doprowadzić do takiego stanu jak teraz.
– Czy w tej gazecie napisali coś nieprzyjemnego o tobie? – spróbował zgadnąć.
– Nie, raczej o tobie – odszczeknęła nerwowo Labradorka. – Bobik, ja cię proszę, nie jedź ty do Wrocławia. Tam nie jest dobrze być czarnym. Zęby można stracić, ogon, a nawet zaufanie do ludzi.
– Myślisz, że lepiej być czarnym w Rzeszowie? – zastanowił się szczeniak.
– Myślę, że nie – przyznała uczciwie Labradorka. – Wszędzie w Polsce lepiej nie być twojego koloru. W Warszawie, w Gdańsku, w Białymstoku… Wszędzie tam mieszkają tacy, co cię nie lubią. A nawet jak niby nic przeciwko tobie nie mają, to i tak mogą się po chamsku wobec ciebie zachować. Chyba uważają, że to okropnie śmieszne jest. I nawet im nic nie możesz powiedzieć, bo zaraz krzyczą, że nie masz poczucia humoru.
– Ale może to tylko Polska wojewódzka jest taka? – zapytał z nadzieją Bobik
– Nie łudź się – powiedziała ze smutkiem Labradorka. – Powiatowa wcale nie lepsza. Tam też są ludzie. A ludzie, jak wiadomo, to nie psy, które kolorami w ogóle się nie przejmują. Ludzie bywają różni. Niektórzy są daltonistami, ale niestety, wszędzie jest też mnóstwo takich, którzy nimi nie są.
– I nic się nie da zrobić, żebym jednak gdzieś mógł bezpiecznie pojechać? – zmartwił się szczeniak.
Labradorka zmarszczyła czoło i zatonęła w wysiłku intelektualnym tak głębokim, że nawet zabłąkany pływak żółtobrzeżek nie śmiałby go naruszyć.
– Chyba jest sposób – powiedziała w końcu z namysłem. – Trzeba by wyhodować nową rasę człowieka. Z powszechnym genem daltonizmu. Wtedy moglibyśmy nawet razem wszędzie jeździć. Ani ty byś się ludzi nie musiał bać, ani ja za nich wstydzić.
A tak, Lisku, masz racje, ze uczymy sie od wszystkich, ktorzy chca nas uczyc. Jesli rzeczywiscie masz blisko wokol siebie doswiadczenia bliskich Tobie osob z rasizmem, to oczywiscie mozesz mi to powiedziec wprost, tak jak wprost mowie ja czy andsol, i wtedy slowo „postronna” istotnie bedzie nieadekwatne Ale skoro nic na ten temat dotad nie powiedzialas (chyba, ze cos przeoczylam, co sie przeciez zdarza), to skad ja mam to wiedziec? Z kolei Twoje slowo „monopol” w moim odczuciu jest personalne, tym bardziej, ze go sobie nie przypisuje. Tylko mowie z wlasnego doswiadczenia i moich bliskich. Mozesz je przyjac lub nie. I mozesz sie podzielic wlasnymi doswiadczeniami. Naprawde chetnie poslucham. 🙂
Prawa do opinii istotnie nie należy odmawiać, ale też chyba można się zgodzić z tym, że osobiste doświadczenie zwykle bardzo zmienia ogląd rzeczy. A ponieważ doświadczenia tak naprawdę nie da się przekazać słowami, musi się je przeżyć, to oglądy osób posiadających i nieposiadających pewne doświadczenia czasem w żaden sposób nie mogą się zbiec, nawet przy pełni dobrej woli z obu stron.
Zapewne wszyscy mamy to doświadczenie 😉 z osobami wiele młodszymi, które ogłaszają z wielką pewnością siebie (i całkowitym przekonaniem) „ja nigdy nie będę moim dzieciom zabraniał wracać do domu nad ranem”. Czy też „ja nigdy nie będę nosił rozszerzanych spodni, wyłącznie wąskie” (albo na odwrót). Cóż można na to odpowiedzieć? Przecież ze swojej perspektywy świetnie wiemy, że młody człowiek spodnie będzie nosił takie, jakie będą akurat modne, a swojej nieletniej progeniturze tak samo będzie stawiał granice, jak są stawiane jemu (choć może te granice będą się różnić w szczegółach). Ale czy zdołamy go o tym przekonać? Nie zdołamy, bo musiałby mieć nasze doświadczenie, żeby uwierzyć. A czy możemy mu szczerze przyznać rację? Też nie możemy. No to co zrobić? Wot problem. 😉
Dopiero wróciłam,
Andsolu nie odchodź!!!!
Osobiste doświadczenie zapewne może zmieniać ogląd rzeczy. Ja w każdym razie bez osobistych doświadczeń z rasizmem (bo przecież antysemityzm to nie to samo) nie mam wątpliwości, żeby uważać go za postawę niegodną współczesnego człowieka. Koniec, kropka.
O, jak ladnie napisalas, Doro. 🙂
Wlasnie o to mi chodzilo, Bobiku. O to, ze sa pewne wlasne przezycia, ktorych sie nie da tak latwo przekazac. I te drobne, codzienne, i te naprawde dramatyczne, ktore na zawsze wbijaja sie w pamiec, i takie pomiedzy… I wtedy, gdy ktos nas zapewnia, ze czyjes slowa byly wypowiedziane bez intencji zranienia nas osobiscie, to potrafi to czasem tylko jeszcze bardziej zabolec, bo to jakby uniewaznia nasze uczucia… Oczywiscie, ze intencje sa bardzo wazne, ale czasem wlasnie takie bezintencjonalne odezwania potrafia bardziej zabolec, bo obrazuja, jak bardzo uprzedzenia sa czescia ogolnie dostepnej, niekwestionowanej myslowej tapety.
Doro, czy widzialas tu kogos kto mysli inaczej?
Doczytałam.
Jarzębino 22:16 🙂
Nasza skóra, oprócz kompletnie nieistotnego koloru, ma taką cechę, że w jednym miejscu jest nosorowżcowa, w innym cienka jak papier. Problem w tym, że u każdego inaczej jest to umiejscowione. No i są jeszcze indywidualne alergie…
Dla mnie na tym polega cała uroda międzyludzkiego bycia. Nie chcę się zgadzać. Chcę się dogadywać.
Ponieważ wątek osobisty stał się tu istotny, dorzucę swój. Pan mąż doprowadza mnie (czasem) do szału i ja jego (czasem) też. I (czasem) dochodzi do kompletnego braku porozumienia. Ale zostaje to, co najważniejsze – baza. Chcieliśmy się dogadać, w tej kwestii nie wyszło, ale sama chęć dogadania jest ważniejsza niż fiasko i nadal chcemy się dogadywać.
Andsolu, odpuść, bo będę nie tylko czytać, ale i pisać. 😉
Rasistów nie, ale widziałam takich, co mają kłopoty z PC 🙁
A myślę na ten temat podobnie, jak napisał Bobik wczoraj @16:58. Że to jest niezbędne jako rodzaj savoir-vivre’u po prostu (oczywiście bez sprowadzania do absurdu).
Sorry, to dzisiaj było. Tyle gadania, że się pogubiłam 😉
Moniko, nie uwazam ze musze okazywac metryke lub cokolwiek innego (no, nie jestem mezczyzna) by mowic o antysemityzmie, ani nie oczekuje od nikogo takiego okazywania. Nie widze takze potrzeby przedstawiac biografii swojej lub ludzi mi bliskich po to by udowodnic ze mam prawo do wypowiadania sie na temat rasizmu (bo to de facto proponujesz), tak jak nikt chyba, przez miesiace mojego tu pobytu, nie zadal tego od Ciebie (choc sama dawalas wielokrotnie do zrozumienia jakie masz ku temu podstawy). Pamietam tez jak ostro zareagowalas gdy wlasnie Andsol wyrazil sie, w Twoim odczuciu, bez szacunku o filozofii hinduskiej, i zarzucilas mu brak szacunku dla Innego – a jednak widzisz ze mu go nie brak. Oczekiwalabym ze na takim forum fakt ze ktos zabiera glos w pewnej sprawie oznacza ze uwaza iz ma do tego podstawy; ja sama staram sie przyznawac innym ten benefit of the doubt.
Rzeczy koleje.
Polska jest krajem w którym nie ma już Zydów, ale jest nadal antysemityzm.
Nie ma w niej jeszcze ludzi o odmiennym kolorze skóry, ale już jest rasizm.
Nie dziwię się Andsolowi. Będąc na jego miejscu zareagowałbym tak samo.
Dobranoc Państwu
A ja, uparcie, dzień dobry 🙂
Lisku, od paru godzin kazesz mi sie tlumaczyc z uzycia jednego slowa: „postronna osoba” w stosunku do Ciebie i w kontekscie naszej rozmowy o rasizmie. Nie wiem, dlaczego Ciebie akurat to slowo tak bardzo ubodlo. Ja przeciez z kolei jestem postronna osoba, gdy chodzi np. o antysemityzm, bo go sama na wlasnej skorze nie dosiwadczylam. Mimo to jestem mu przeciwna, zawsze sie odzywam, gdy go zauwazam (moze nie wiesz, ale takie sa poczatki tego blogu, i przez moje odezwanie sie w pewnej nieprzyjemnej sytuacji poznalam Bobika i wiele tu bywajacych osob). A mimo to, czuje sie osoba postronna, tyle ze obdarzona sumieniem i wyobraznia. Rasizm z kolei pare razy osobiscie wyciagnal po mnie i bliska mi osobe bardzo nieprzyjemna lape, stad szczegolnie wspolodczuwam z andsolem.
A co do reszty to nawet nie wiem, co Ci odpowiedziec. Czy mozesz sobie wyobrazic, ze choc ktos nam kiedys zrobil przykrosc, to mozna to juz dawno zapomniec, wybaczyc, i ujac sie za jego uczuciami, gdy sie sam znajdzie w przykrej sytuacji? Pozwolisz, ze nic wiecej juz na ten temat pisac nie bede, bo ja tez nie musze Tobie okazywac mojej metryki, ani zwierzac sie z moich uczuc, gdy nie mam na to ochoty. A to, co rzeczywiscie mialam na mysli, innymi slowami wyrazil kilkakrotnie niedawno Bobik, nie potykajac sie na szczescie na slowie „postronny”, ktore tak Cie osobiscie ubodlo. Przyznam, ze bardzo mnie zdziwila ta cala wymiana zdan z Toba, w ostatnim podaniu wpadajaca juz w surrealizm, 😉 ale lepiej juz na tym skonczyc, bo jest jeszcze zupelnie realne zycie. 🙂
Zas co do benefit of the doubt, to nie wiem, czy slyszalas takze you gotta pay the dues if wanna sing the blues… Wymyslone przez czarnoskorych Amerykanow. Jakos to trzeba w zyciu rownowazyc… 😉
Mam zezwolenie andsola, żeby przekazać na blogu konkluzję naszej rozmowy telefonicznej: never say never. W związku z czym proponuję, żebyśmy na razie spróbowali zrozumieć, dlaczego andsolowi w tej chwili może być trudno pisać na blogu jak gdyby nigdy nic, ale nie tracili nadziei, że kiedyś sytuacja ulegnie zmianie.
@bobik:
taki mały pies, a jeszcze nie śpi?
Moniko, wcale nie chodzi o to czy wybaczylas czy nie (czy na odwrot); chodzi o to ze pomylilas sie w tedy w ocenie czlowieka (a raczej jego nastawienia do Innego), zle interpretujac jedno jego zdanie i nie zastanawiajac sie nad tym czy masz o nim wystarczajaco danych. Dzis zrobilas to znow.
As to the dues – I do pay, to the right people, I hope 🙂
Dobranoc.
No, nie Lisku. To troche nie tak bylo, jak Ty opowiadasz. W kazdym razie nie z mojego punktu widzenia, ktory byc moze dla Ciebie jest zupelnie niewazny, ale dla mnie jest. I zna ten punkt widzenia Bobik, i mysle, ze nawet dzisiaj mu sie akurat przydal. Bo wtedy ja, tak jak wczoraj andsol, sie odkrylam. I odczulam to bardzo osobiscie.
Musze powiedziec, ze mnie dzisiaj bardzo zdziwilas tym, co napisalas i jest mi z tego powodu przykro. Jesli masz zamiar mnie dalej odpytywac z moich poprzednich zachowan i odezwan na blogu, to upowazniam Bobika do podania Ci mojego adresu, bo naprawde moim zdaniem to jest jednak rozmowa z Toba staje sie coraz bardziej nieprzyjemnie personalna. A wtedy to lepiej zalatwiac w cztery oczy.
A moze poki co, niech Bobik Ci to wytlumaczy, bo on rozumie, o co mnie wtedy chodzilo. Ja juz chyba nie mam na to sily. 🙁
Bardzo ciekawa i pozyteczna dyskusja.
Musze dopisac sobie dwa punkty do mojej wlasnej PK: po pierwsze, nie podsmiewac sie z zadnej religii; po drugie, nie pouczac Polakow w kraju.
Nie wiedziec czemù przypomnial mi sie swietny brytyjski serial `Vicar of Dibley. Polecam.
The Vicar of Dibley bardzo lubie, Kroliku. 🙂
A do Twojego regulaminu chyba dla siebie dorzuce: nie mowic o wlasnym doswiadczeniach, zwlaszcza, gdy wybiegaja jakos poza norme, bo konczy sie to zwykle niedobrze. Taki moral wyciagnelam dla siebie z dzisiejszego blogowego dnia. 😉
Moniko, ja sobie bardzo cenie te rozne blogowe otwarcia; twoje, Dory, tez innych. Bardziej mi one tkwia w glowie niz rozne przeszle rzeczowe argumentacje. Dzieki za twoje przeszle otwarcia.
Dziekuje, Kroliku. Ja tez ogolnie wierze w otwartosc, bo jak nawzajem sie dowiedziec o innym niz nasze wlasne doswiadczaniu swiata? Przez to zapewne lubie literature, bo czytajac mozna tez sie choc na chwile utozsamic z kim innym, wejsc w czyjes inne buty, w jego wewnetrznosc i subiektywne przezywanie swiata. Lubie tez bardzo amerykanski Story Corps – takie male miniopowiesci, ktore jedna osoba opowiada drugiej, zwykle bliskiej osobie, tlumaczac cos, co dla niej jest wazne, a radiowcy to nagrywaja. Zwykle jest to maly, choc nieregularny segment porannych dziennikow NPR. Zadziwajace historie zwyklych ludzi, czasem naprawde godne Czechowa, Joyce’a czy Alice Munro albo Edny O’Brien – ktorych tez zreszta lubie.
i jeszcze podrzuce, ten cytat z Edny O’Brien chyba najlepiej wyraza to, co napisalas, Kroliku (z rozmowy z dziennikarzem bostonskim, Chrisem Lydonem):
I am curious about people. That’s why I don’t like social life so much. Social life, people put on masks, it’s hypocrisy, it’s not like a real conversation, like used to happen in Russian fiction, in trains: a man would meet a person in a train and they would talk. I like to hear about people’s lives, not just because I want to write about it, which has to be confessed, but because it’s lonely on earth, really, and two things make it less lonely. One is literature, which we have to try and save in this wicked and worried and crazy world. The other is meeting or talking with someone who actually, even for an hour, kind of enchants you. I don’t even mind if people tell me total lies. So long as there is that connectedness, with the imagination, and with the heart, and with what’s deepest in people. You don’t get that much. You get this regularized language, everything is so uniform. The individuality is getting lost.
zaczne od konca –
dajcie sobie dziewczyny na luz, bo wystapily tu klasyczne proste rownolegle, znaczy OBIE MACIE RACJE, tylko poniewaz lecicie rownolegle, trudno wam to zauwazyc:)
Mysle, ze kazdy ma wlasne, przykre doswiadczenia z roznego rodzaju dyskryminacja i wcale nie sa one mniej bolesne.
Dlatego, choc dostalam chyba ze trzy razy po uszach za to co napisalam, podtrzymuje swoje zdanie – nie nadymac sie, nie plakac i nie wycofywac – rozmawiac i uczyc. Nie ma innej drogi.
Bo kazde doswiadczenie jest wyjatkowe i indywidualne, bardzo osobiste i emocjonalnie rozbijajace i nie podlega racjonalnej ocenie doswiadczonego. To znaczy dokladnie: moje doswiadczenie jest ponad, nikt nie czul tego co ja. I czesto schowani za wlasnym bolem nie dostrzegamy tego, ze i inni podobny bol przezywaja i w rzeczywistosci mamy w ze soba wiele wspolnego i powinnismy polaczyc sily aby inni tego bolu nie musieli juz doswiadczac. Zamkniecie sie we wlasnym poczuciu krzywdy oznacza czesto powtorne wykluczenie, tym razem dobrowolne.
Ja nie umiem tak ladnie pisac jak wy, co nie oznacza, ze czuje przez to gorzej albo mysle inaczej. Ale staram sie nie pouczac innych z pozycji „jestem lepsza”, bo nie ma ani lepszych ani gorszych, sa rozni. I o tych roznicach mozna rozmawiac ale nie mozna sie na nie obrazac.
To bylo zamiast wstepu, teraz bedzie rozwiniecie. Musze nadrobic te 8 godzin spoznienia 🙂
Piszesz Moniko tak:
w Twoim wydaniu zaraz okazuje sie, ze jedna strona, ta uprzednio pokrzywdzona, “nadyma sie, obraza”, i w ogole skarzy sie nieladnie. Tymczasem ofiary PC, do ktorych i Ty widze sie zaliczylas, poleruja nie aureole a palmy meczenskie, a do tego jeszcze pracuja w nadgodzinach jako terapeuci typu “umarla ci matka lub dzieci – wez sie garsc, i przestan mi tu zaklocac spokoj twoim narzekaniem”
Pewnie niejasno napisalam, ze chodzilo mi o reakcje na zniewage, nie na odebranie prawa do emocjonalnego przezycia tejze. Powtorze jasniej: jezeli zniewage przelkniemy, jezeli obrazimy sie i nie zareagujemy rozsadna riposta ( brawo lisek za to ognisko!), to tracimy okazje do wyjasnienia i sami podstawiamy sie pod nastepna zniewage, bo milczac dajemy przyzwolenie.
Nie jestem ofiara PC, ale nie poddam sie terrorowi prowadzonemu w imie.
Piszac o polerowanych aureolach, nie mialam na mysli koron cierniowych, ale to, co czesto o sobie myslimy przy okazji roznego rodzaju konfliktow – „ja jestem ten cacy, nie rasista, nie paskuda, to inni sa be”. Mysle, ze to wlasnie zeen mial na mysli rowniez, piszac o aureolach.
Zycie nauczylo mnie juz dawno, ze nie jest ani biale ani czarne, za to szarosci ma ilosc nieprzebrana.
Zarowno wypowiedz Heleny o Aborygenach, jak i Twoja Moniko o White Australia Policy uznalam za niepotrzebna szpilke w moja strone, cos takiego na zasadzie „a u was Murzynow bija” ( N.B. Bobiku dzieki za gramatyczna linke, skorzystam pewnie nie raz), bo co ja mam z tym wspolnego?
Aborygenow uzylam jako przykladu, nic wiecej ,chociaz jest to wielki problem w Australii.
A na zakonczenie ciekawostka: imie Wanda to „tradycyjne imie Aborygenskie”. Ha! ja osobiscie mysle, ze to czkawka po Strzeleckim, ktory z Aborygenami mial stosunki bardzo przyjacielskie.
Jak cos naplatalam, to prosze pytac nie rugac.
Andsolu,
poczulam sie zaszczycona majac mozliwosc poznania Twojej rodziny. Dziekuje!
Nie schowałem głowy w piasek, tylko musiałem się wycofać, bo miałem wieczór telefoniczny, czyli niepotrzebnie odkładałem słuchawkę, bo i tak za chwilę musiałem ją podnieść. 😉
Do Liska i Moniki mam ochotę zwrócić się z tą samą prośbą, co Zwierzak. Kochane, mam wrażenie, że Wam się naprawdę całkiem niepotrzebnie coś zapętliło. Nie widzę między Wami żadnej zasadniczej różnicy zdań, tylko irytację wynikającą z jakiegoś „złego początku”. Bardzo proszę, weźcie głęboki oddech i zobaczcie, czy w gruncie rzeczy nie zgadzacie się bardziej, niż Wam się wydaje. 🙂
Bo i tak był dziś wystarczająco ciężki dzień. Ne dokładajmy do niego następnych przykrości., jeżeli nie jest to absolutnie konieczne.
Zwierzaku, to nie byla szpilka pod Twoim adresem. To bylo stwierdzenie smutnego faktu, tak jak Ty, zwykle stwierdzasz smutne fakty, gdy krytykujesz Stany Zjednoczone za wiele ich obecnych poczynan na arenie miedzynarodowej. I ja tego nie widze, jako szpilki wobec mnie osobiscie, choc oczywiscie mnie to zasmuca. Co najwyzej moge dorzucic druga strone, jesli jest, a czesto bywa, albo dodac – zgodnie z prawda – ze w samych Stanach jest calkiem spore grono krytykow, czesto ostrzejszych, niz tych, kyorych czytam w prasie zagranicznej, a w kazdym razie nie jest to w zadnym razie monolit. A przykre karty w historii Stanow Zjednoczonych, a takze UK, przywoluje tu z pewna regularnoscia.
A z tym mowieniem, ze wszyscy mozemy sobie wyobrazic, jak kto czuje? I tak i nie. Nie smialabym powiedziec osobie, ktora doswiadcza antysemickich zartow, ze wiem tak do konca i naprawde, co ona czuje. Domyslam sie, staram sie wspolodczuwac, staram sie czytac, i protestowac, gdy je slysze ale tak do konca jednak nie wiem, bo moja rodzina ma troche inna historie do opowiedzenia. I ta inna historia jest jednak jakos blizej ciala przezyta, tego sie nie da ukryc…
I nie o terror tu chodzi, tylko wlasnie chyba o uznanie, ze wszystkiego sie nie wie, i trzeba cwiczyc domyslanie sie, pamietajac jednakze, ze to nie to samo, co bezposrednie przezycie. I pytac samych zainteresowanych, jak oni to przezywaja i odczuwaja, zamiast np. im mowic, co maja odczuwac, a przeciez tak niestety nierzadko sie zdarza, pod wieloma szerokosciami geograficznymi.
I ja tak uwazam, Bobiku. Bardzo mnie ta rozmowa zaskoczyla, powiem uczciwie, ale tak to juz jest z rozmowa bez widzenia i blizszego poznania drugiej osoby, choc zdaje sie, ze proby blizszego zrozumienia wlasnie sprawe zapetlily. Ja juz wzielam oddech, mam nadzieje, ze Lisek takze jutro bedzie swobodnie oddychal. A w razie czego, gdyby nie oddychal swobodnie, i odczuwal potrzebe zadania mi dodatkowych pytan, to moja oferta ewentualnego dalszego wyjasniania sobie w cztery oczy dalej stoi. Takze przeszlosci – blogowej oczywiscie, nie spowiedz z calego zycia – jesli Liskowi na tym zalezy. 🙂
A teraz musze naprawde sobie zrobic troche przerwy, zyczac pozostalym owocnych obrad 😉 – zeby nadazyc za zyciem. Do kiedys, jak mawia Rysio. 🙂
W czym się też ze Zwierzakiem zgadzam, to w tym, że wyjątkowość własnego doświadczenia często potrafi przesłonić wyjątkowość cudzego, co zresztą ludowa mądrość dawno już ujęła we frazę „bliższa koszula ciału”. Nie piszę tego ironicznie czy z jakimś takim podtekstem, że jest w tym coś niewłaściwego. Po prostu tak działa jamniczek i wszyscy temu podlegamy, chcemy czy nie chcemy. Ale mamy też możliwość „przeskoczenia” w pewnym momencie tej naturalnej reakcji i powiedzenia – najlepiej nie róbmy rankingu doświadczeń. Gdzieś tam w duchu i tak każdy swoje będzie uważał za najważniejsze 😉 i właśnie dlatego trudno, żeby było to przedmiotem sporu czy dyskusji. W codzienej praktyce postawa typu „twoje też ważne” powinna chyba wystarczyć. 😉
A w sprawie polerowania aureoli. Na temat swojej własnej już szczekałem – pełna ona rys, pęknięć i niedoskonałości. 😳 Ale biorąc udział w dyskusji prowadzonej na pewnym poziomie abstrakcji, opisuje się bardziej stan pożądany bądź niepożądany niż faktyczny, zwłaszcza w kontekście personalnym. Albowiem tak człowiek, jak i pies, mają w swoim wnętrzu mnóstwo zakamarków, nieuświadomień i pokrętności. Bardziej hołdują dobru niźli złu, ale czasem warunki nie sprzyjają im. Złapią Kozaka jakiejś idei, ale Tatarzyn przyzwyczajeń za łeb trzyma. Itede, itepe.
Ale czy to jest powód, żeby nie powiedzieć „najlepiej byłoby, żeby ludzie zachowywali tak a tak”, a następnie przynajmniej spróbować zacząć od siebie?
Wrzucam to pytanie w blogową przestrzeń, mając cichą nadzieję, że echo odpowie. 😉
Zwierzaku, znow czegos nowego sie dowiedzialam (o imieniu 🙂 )
A poza tym dzis w mojej pracy jedna starsza pani poprosila mnie o przetlumaczenie swiadectwa urodzenia z Lowicza, a ja mieszkalam kolo Blonia. To nadal ok 30km ale poczulam sie, jakby ktos z rodziny mnie odwiedzil, no tacy sa ci moi kongreganci, inni i tacy sami – obcy i swoi.
Uczymy sie wszyscy w rozny sposob. Kiedys piosenka o dziewczynach co to maja najwiecej witaminy bardzo mnie smieszyla az moja mlodziutka kuzynka niesmialo powiedziala – u nas (tez TX) nie mozna byloby jej zaspiewac. O! a teraz mam Vincent i Noa. Kiedys pokazywalam tak jak i Ty swoja rodzine. Jestesmy coraz bardziej roznorodni.
Moniko, bardzo się cieszę, że wzięłaś oddech 🙂 i przekażę – jak rozumiem, za Twoim przyzwoleniem – Twój adres mailowy Liskowi.
Udalo mi sie wyrwac na poczte i wyslalam Monice ksiazke zgodnie z obietnica. teraz jeszcze to wypracowanie napisac dla Bobika. Belfry to straszna rasa 🙂
Kupilam sobie amerykanskich czeresni na pocieszenie. 🙂
A moj syn wczoraj mial prezentacje swojego projektu dyplomowego, ubral sie wiec w nowy ancug, matka koszule wyprasowala i poleciala do pracy, wiec koncowego efektu nie widziala. Efekt koncowy zauwazyla pewna zyczliwa kobieta w autobusie i pomogla synowi odpruc owe tylne klapki od marynarki, zeby nie wygladal jak prosto ze sklepu. No i dobrze, ze nie wykazala sie PC. 🙂
Lece do obowiazku.
Teraz jeszcze coś do załatwienia, żebym miał poczucie, że wszystkich alterów parsów wysłuchałem. 😆
Nie pierwszy raz w blogosferze wyczuwam pewne napięcia między Polakami „zagranicznymi” i „krajowymi” (cichy głos Vesper też dał mi do myślenia). Te napięcia chyba często biorą się stąd, że „zagraniczni” nie oddzielają optyki od wewnątrz i z zewnątrz, tylko mają je obie równocześnie (coś o tym wiem 😉 ). A „krajowi” odbierają ich jednak bardziej jako zewnętrznych.
Ta podwójna identyfikacja „zagranicznych” sprawia, że – o czym już wcześniej pisałem – nie mają oporów przed krytykowaniem Polski czy Polaków, no bo to przecież samokrytyka, a zarazem odruchowo piszą „a u nas to jest tak a tak”, mając na myśli aktualne miejsce pobytu. I nie wydaje mi się, żeby w tym było poczucie wyższości czy chęć pouczactwa. Raczej chęć podzielenia się czymś ciekawym, jakimś dobrym rozwiązaniem, które gdzieś się podpatrzyło, czasem może nawet nutka żalu albo zazdrości – czemu, kurczę, u nas (u nas w Polsce) nie może tak być?
Ale tu muszę się sam u siebie upomnieć o mierzenie równą miarą. Skoro domagamy się zrozumienia cudzej wrażliwości, musi to dotyczyć również Polaków krajowych. Jeżeli im pewien ton zagranicznych sprawia przykrość, jeżeli odbierają go jako wyższościowy czy protekcjonalny, to my, zagraniczni, powinniśmy się zastanowić, jak takiego tonu unikać. Choć całkowitej rezygnacji z porównań i dzielenia się doświadczeniami chyba byłoby szkoda. 😉
To samo dotyczy katolicyzmu. Ja byłem wychowany mniej lub bardziej po katolicku i w pewnym momencie musiałem się z tym katolicyzmem krytycznie zmierzyć. Kiedy dziś go krytykuję, dalej mam poczucie, że jest to krytyka moich własnych korzeni i stąd bierze się moje moralne prawo do nawet dość ostrych sformułowań. Ale jeżeli komuś na blogu te sformułowania sprawiają przykrość, powinienem wziąć to pod uwagę i to, co mam do powiedzenia, spróbować mówić w inny sposób. Jak zasady, to zasady. 🙂 Co nie znaczy, że w konkretnych przypadkach idiotyzmu, pazerności czy draństwa ludzi związanych z KK nie wolno mi się odezwać. Tylko nie tak, żeby to wyglądało na szyderstwo z każdego, kto jest katolikiem.
A przy tym wszystkim, żeby zachować proporcje, jednak przypomnę – sytuacja katolika w Polsce (i nie tylko) jest bez wątpienia nieporównywalna z sytuacją Murzyna, Żyda czy geja. I jeśli bardziej czuję się zobowiązany do wzięcia w obronę tych ostatnich niż katolików, to chyba łatwo zrozumieć dlaczego. 😉
Uffff… Namoderował, co umiał, teraz pójdzie spać. 🙂
Zwierzaku, gdybym ja był prawdziwym belfrem, to byś się dopiero przekonała, co to za straszna rasa. 😈
amen, Bobiku…
Audrey, moja tutejsza przyjaciolka i opiekunka mojejMamy, wiozla mnie dzis do supermarketu a ja zabawialam ja streszczaniem dyskussji na Blogu Bobika. Bardzo sie interesuje co sie u nas dzieje, odkad poznala Bobika przez telefon.
Wiecopowiadalam jej o Aborygenach,o aureoli, o duzej i malej literze. o terrorze politycznej poprwnoci, ktory nie pozwala opowiadac w dobrym towarzystwie okropnie smiesznych zartow o Murzynach na smietniku. Opowiedzialam tez o andsolu, jego czarnej zonie i synach. I o tym jak mial dosc.
Do tej pory Audrey byla przekonana, ze Polacy to jakas blizniacza nacja w stosunku do Jamajczykow i wszystko robia dokladnie tak jak Jamajczycy: odsmazaja wczorajsze ugotowane ziemniaki, ucza dzieci, ze sie nie kladzie lokci na stole i takie tam… Dzis pierwsszy raz zapytala: Czy Polacy sa rasistami?
– Z pewnoscia nie wszyscy – odrzeklam – ale wielu tak.
-Jak wielu?
-Nie znam statystyk, ale znacznie wiecej niz spotykam w LOndynie.
Audrey zamilkla na chwile i wrezcie sie odezzwala:
-Czy umialabys jeszcze zyc w Polsce?
-Donno. Czesto sama siebie o to pytam i czasami wydaje mi sie, ze juz nie.
Audrey poklepala mnie w kolano i znow zamilkla. A potem powiedzziala:
-Who, the hell, they think THEY are?!
Who the hell do you think you are? 🙂
Naopowiadalas Heleno tej kobiecie bzdur co niemiara. Co oznacza, ze albo nieuwaznie czytalas to o czym sie tu pisalo, albo przewazyla w Tobie chec dokopania Polakom za caloksztalt krzywd Heleny. Tak czy siak smutne.
nie, nie naopowiadala Helena bzdur!
🙂
A ja uwazam, ze naopowiadala.
I ze tym razem to ja mam prawo sie nadymac.
wieje, szaro, bedzie padajaco i to mimo piatku 🙂
do obiecanej degustacji dereniowki brykam
w tereny zielone do przegladu pozycji 😀
brykam fikam
Każdy się po kolei nadyma, co to się porobiło… ja też próbuję, ale pies który jak się popatrzy to od razu się głupio robi.
Ja jestem bardzo za haneczką:
„Nie chcę się zgadzać. Chcę się dogadywać.” Bo, jak wielu tu mówiło, ludzie są różni i różnie rozumieją choćby wyrazy. Jak to wszystkie małżeństwa świetnie wiedzą 👿
A Edna O’Brien jak na pisarkę dziwnie płasko widzi ludzi. Są inni w każdej innej sytuacji i to jest normalne.
W jednym się z Bobikiem nie zgadzam, a, mam wrażenie, może zgadzam się z Wielkim Wodzem (teraz on się nadmie…): ludzie są źli i wyjątkowo są zdolni do dobroci. Tresura typu edukacja coś i daje, ale w odpowiedniej sytuacji…. będą sobą. Najstraszniejszym drapieżnikiem na ziemi. Bo inne są amoralne, niezdolne do wyrządzenia zła.
Przepraszam, Rysberlinko, czy (już) właściwie odczytuję Twój gender, że on żeński jest? Bo mnie się wydawało do przeczytania imienia Krysia, że on męskoosobowy…. to broń Boże nie chodzi o to, by mnie się włączyły stereotypy genderowe, ale aby poprawnie używać związków zgody i akomodacji w odniesieniach zaimkowych. O, tak ma wyglądać poprawnie polityczne odezwanie do potencjalnej mniejszości, będącej realnie większością.
Wieje, szaro i padało i będzie padało. Tu też piątek!
Witam 🙂 piątkowo i przedburzowo http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9800460,Wybory_2011__Goralska_rodzina_nie_przyszla_na_obiad.html
czyli wyszedł jak Napieralski na góralach 😀
Cieszę się, że rytm i tempo Koszyka zbliżyło się do pawany.
Dzień w Warszawie będzie deszczowy. Nie pora na rozwijanie pawich ogonów, ale chodzony byłby na czasie.
Chwili oddechu życzę Koszykowi.
Może uda się w realu z przyjaciółką lub przyjacielem porozmawiać przy lampce wina i jakimś przysmaku?
Niekiedy odświeżamy się także bez słów.
Villa Lobos – Bachiana nº 5 – Amel Brahim
http://www.youtube.com/watch?v=NxzP1XPCGJE&feature=related
Umówcie się proszę z kimś, z kim można pomilczeć.
Miłego dnia.
Pięknie, Staruszku, tonujesz. 🙂 Dziękuję. A to aktualny stan burz http://www.pogodynka.pl/radary
Aha, to ja już miałem burzę?? Szkoda, że nie zauważyłem.
Dzień dobry. 😀
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9800302,Kaczynski__Prezydencja_ma_pomoc_Tuskowi_w_wyborach.html
Mam tylko jedno wytłumaczenie faktu, że we własnych sondażach PiS w dwóch badaniach wyprzedził PO.
Mają własną próbę , składającą się wyłącznie z członków PiS.
Tadeuszu, rysberlin oznacza Rysia z Berlina 🙂
To jeszcze ja. Cały czas wychodzi mi jakoś dziwnie, że myślę jak „Polka zagraniczna”, nie jak „Polka krajowa”…
Co mnie bardzo nieprzyjemnie uderzyło w wypowiedziach zeena, a niedawno Zwierzaka (i widzę, że parę innych osób to podjęło), to te słowa o polerowaniu aureoli.
To, że uważam tak, jak napisałam ileś tam wyżej – że rasizm jest postawą niegodną wspólczesnego człowieka – nie nakłada mi aureoli. To pogląd, który jest naturalną konsekwencją powiedzenia: jak nie wiesz, jak się zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie.
I, wybaczcie, stwierdzenie, że „i Murzyni bywają rasistami”, i że „jest antypolonizm” itd. itp. – naprawdę nie jest dla mnie żadnym argumentem. A raczej: to jest właśnie argument z gatunku – nomen omen – „a u was Murzynów biją”. Jeśli tak jest, to czy to oznacza, że ja nie mam zachowywać się przyzwoicie?
Odtworzyłam film, który nagrałam wczoraj w trakcie występu Młodszej. Młodsza od roku tańczy jazz. Wczoraj były pokazy poszczególnych formacji.
Wyszło na to , że jestem mistrzynią filmu niemego!
Nagrywałam z wyłączonym dźwiękiem. 😆
Ojejku 🙁 Ale przynajmniej widać, jak tańczy 😉
Tadeuszu, ja jestem TEN „Rysia z Berlina” 🙂 😀
swieci slonce 🙂 🙂 🙂
Pada deszcz 🙂
Dora:”jak nie wiesz, jak się zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie.” Jestem za. Tylko niestety ta przyzwoitość jest różnie pojmowana. Przyzwoitość Bartoszewskiego jest inna niż przyzwoitość wg Bendera. I to jest problem. Oto przykład lubelski. A prof. Bender teraz zaczął odgrywać pierwsze skrzypce na KUL i uważa się za wyjątkowo przyzwoitego. Jego wyborcy też. 🙁 http://lublin.gazeta.pl/lublin/1,35640,5607002.html
Ja w kwestii pierwszych skrzypiec. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=sQMSDQFXe3o
Przecież on nie od dziś odgrywa pierwsze skrzypce na KUL 👿
Mar-Jo – piękne! Chyba zaniosę na Dywan 😉
Pani Kierowniczko, koniecznie! 😀
Dzień dobry 🙂 Dopiero teraz, bo jak wstałem, to zaraz musiałem wybiec z domu z ozorem rozwianym i futrem wywieszonym. Na szczęście dla obu nie padało.
Zaraz wszystko przeczytam. 😎
@Irku!
Nie wiem czy stan na dziś jest bardzo różny od przeze mnie rozpoznanego przed kilku laty.
Uwaga!
Będzie trucie!
Bez przeczytania mogą być nieczytelne analogie sugerowane w puencie.
Radary pogodowe jakimi dysponujemy w Polsce rozpoznają komórki burzowe o średnicy co najmniej 4 km.
W uproszczeniu komórka burzowa jest gęstą bryłą mgłową zwykle zawartą między wysokościami 2 km a 6 km na poziomem równiny Niżu Europejskiego. Jeśli chmura jest nisko, to zwykle nie sięga wysoko i echo fali radarowej tonie „w błocie mgły przyziemnej” zanim półkoliście się rozejdzie.
Fizyczne i czysto matematyczne metody wyłuskiwania obrazu komórki burzowej z tła radarowego muszą uwzględniać możliwości przetwarzania cyfrowego dla zobrazowania stanu pogody w zakresie widma odbieranego przez nasze oczy. Po polsku ta cecha nazwywa się nadążnością, a w żargonie angielskojęzycznym mieści się w zakresie znaczeniowym „on line”.
Zwykli śmiertelnicy nie oczekują od meteorologów ani szczegółów czasowych, ani kierunku, ani przewidywanej liczby wyładowań atmosferycznych na minutę. Ale właściciele wielkoobszarowych sadów zamawiają płatne prognozy, aby nie opryskiwać sadu na bezdurno.
Komórka burzowa potrafi zchowywać się zabawnie.
Odbija się od rozgrzanych miast, tak jak obchodzimy zdala duże płonące ognisko. Duże zwarte miasto ma nad sobą często pióropusz gorących bąbli wznoszących się często kilka km ponad miasto. Mimo mego zamieszkania blisko centrum i zaledwie na szóstym piętrze, mam okazję obserwować burzę starającą się wedrzeć do miasta. Gdy zaslonięcie miasta przez półzachmurzone niebo osłabi miejski strumień ciepła do nieba, to spiętrzona niekiedy do 8 – 10 km burza bierze odwet na miastu.
Historia USA sprawiła, że po pominięciu city, miasta amerykańskie są co najwyżej piętrowe i przetkane zielenią.
A więc mieszkaniec Georgii może mieć inne doświadczenia burzowe niż warszawiak. Ciekawy jestem doświadczeń burzowych mieszkańców Mexico City będacego molochem w kotlinie.
Tak więc link Irka do radarowej relacji burzowej może zaskakiwać: legenda mapy sugeruje, że nie są rozróżniane burze suche od mokrych, a burzowość jest formą hałasu.
Z kolei w relacjach medialnych burzowość jest relacjonowana wielkością wyrządzonych szkód oraz ich widowiskowością.
Najbardziej pamięta się te tornada rodzące się nad Zatoką Meksykańską, podczas których udało się sfotogafować krowę fruwającą nad Missisipi.
Przestaliśmy być mieszkańcami ograniczonymi opłotkiem.
Wielu z nas ma pamiątkowe fotki i z Bostonu i z Bali.
A mimo to, mimo znajomości treści papirusów i fantomów Lema, mimo biegłości pióra i nadążności naszej komórki bywamy zaściankowi. Zderzamy się ze ścianą słowa. Ścianą która jest kompotem uczuć i myśli.
Słowo jest tworzywem sztuki rozmowy. To rozmowa czyni nas ludźmi. Trudna to sztuka i gdy wyrośniemy z dziecięcego szczebiotu zaznamy jej ostrych kantów i ciężaru.
Wpierw anegdota z drugiej ręki – nie znam naukowych historycznych źródeł.
Wstępnie zakrzepła w federalności Helwecja stanęła przed koniecznością walki z królewską Galią. Królewscy ustawili szyki w polu i czekają na kantonalnych. Słońce płynie po niebie, a tu nic się nie dzieje. Przyszło rozpalone popołudnie i pora jedzenia. A po 10-u godzinach dowódcy Helwetów osiągnęli consensus i ich wściekłe z głodu zagony rozpędziły zapadających w poobiednią drzemkę Gallów.
Dziś, względnie niedaleko tego bitewnego pola, w podziemnym kolistym tunelu, wyrafinowanymi groźnymi środkami technicznymi potomkowie obu stron bitwy starają się wydrzeć tajemnice, na które Kant gapił się unosząc nocą głowę.
Drugą anegdotę poprzedzę przywołaniem definicji: anegdota to opowieść nie koniecznie prawdziwa (nie będąca rleacją realnych zdarzeń), ale warta opowiedzenia.
Niedawno odnalazłem w internetowej skarbnicy wiersz Jonasza Kofty, którego fragment prawie pół wieku trzymam w skarbczyku serecznym. O różnicy – o tajemniczym tytule
„Volo”
Tak jak jest szczere
Szczere pole
Niewypłacalny prawdy dłużnik
Chcę
By mnie nie przestało boleć
To
Że jesteśmy ludźmi
Codziennej krzątaniny przybór
Sekundy puchną w lata
Odwleka naszych sumień wybór
Ad mortem defacatam
Nim krzywdy głodnych
Ciężka chmura
Runie na sytych
Krwawym deszczem
Ty mnie nadziejo nie znieczulaj
Starczy mi to
Że jesteś
Czy koniec świata ktoś przyspieszy
Czy koniec świata coś opóźni
Chcę
By mnie nie przestało cieszyć
To
Że jesteśmy różni
Tak jak jest szczere
Szczere pole
Jest jeszcze przeciw czemu bluźnić
Gdy chcemy przetrwać
Musi boleć
To
Że jesteśmy ludźmi
—
Wybacz Bobiku, że wyręczam Ciebie w zarządzaniu pogodą.
To mój egotystyczny interes: przyszła chwila na spłacanie mego długu Koszykowi.
Mumford & Sons After The Storm Music Video
http://www.youtube.com/watch?v=b_zJDqp4BYw&feature=related
Wczoraj napisałem dokładnie to, co Kierowniczka dzisiaj – inni nieraz robią coś (w moim pojęciu) nie tak , ale to nie jest żaden powód, żebym ja miał swoje zasady do tego dostosowywać i usprawiedliwiajc się innymi, dawać sobie przyzwolenie na czynienie zła, czy choćby tylko obrzydliwości lub niesmaczności.
Ujęcie własnych pretensji w formułę „a u was Polaków/katolików biją” w sytuacji, kiedy jest odpowiedzią na zarzuty wobec tychże Polaków zawsze ma niemiły posmaczek, nawet jeżeli jest prawdą. Zawsze inaczej jest odbierane niż sama informacja „ja jako katolik czuję się tu bity”, bez instrumentalizowania tego. Informacja czy skarga, że ktoś czuje się bity, wzbudza we mnie odruch współczucia i chęć zmiany tej sytuacji. Formuła „a u was” wywołuje w najlepszym wypadku zniecierpliwienie – człowiecze, czy naprawdę nie rozumiesz, o czym tu mowa? Trzeba wtedy bardzo dużo dobrej woli, żeby się przez to zniecierpliwienie i inne nienajlepsze uczucia przedrzeć i zastanowić, czy w tym zarzucie bicia też nie ma jakiegoś ziarna prawdy. Ale nawet jeśli jest, to i tak nie ma wpływu na punkt wyjścia, czyli pytanie, jak JA się mam zachować, żeby było przyzwoicie. To jest po prostu fatalna formuła, a często niestety w charakterze argumentu używana.
Nadąłem się jednak. Nikt mojej prowokacji nie podejmuje. Ale nie umiem obcesowiej 🙁
Jaki jest stan umysłu naszej klasy politycznej niech zobrazuje to ostatnia wypowiedź Gowina „Jeśli pójdziemy tą drogą, to prędzej czy później skończymy jak starożytny Rzym. przyjdą barbarzyńcy, przyjdą do Europy muzułmanie, Europa stanie się islamska. Szanuję każdą religię, natomiast bardzo bym chciał, żeby Europa była przywiązana do takich wartości jak wolność jednostki – zakończył.”
A to pełny tekst wywiadu z G. http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9801139,Gowin__Nie_wiem_o_co_chodzi_Tuskowi__Ja_przed_ksiedzem.html
Staruszku, dzięki za Koftę 🙂 YT niestety w terenie nie otworzę.
Nie znalam tego wiersza , Staruszku, a jest naprawde piekny i wart wieloletniego przechowtwania. A tez mam takie.
Dzieki.
A tak, Staruszku, komórki burzowe atakują miasto http://www.pogodynka.pl/radary/Lublin/
Tadeusz, obawiam się, że tolerancja blogu na prowokacje została chwilowo wyczerpana. 😉
Z siecią wciąż pchła, korzystam, kiedy mogę…
Przeprowadziłem eksperyment:
Idzie dwóch mieszkańców Mokotowa obok śmietnika i widzą leżące radio na baterie.
– choć zobaczymy, co to
– patrz, gałka chodzi, skala się zmienia, mam akurat baterię, zobaczymy, czy gra.
Włożyli i radio trzeszczy, ale gra
– Popatrz, ktoś całkiem dobre radio wyrzucił…
Śmieszy? – nie.
Zatem chodzi o Murzyna.
Ale czy to Murzyn jest obiektem kpin?
A jakby tam był biały, pewnie pomyślelibyśmy, że bezdomny – nie pasuje, bo nie ma uzasadnienia.
Co stanowi zatem uzasadnienie?
O posiadaniu niewolników każdy słyszał, o tym, że byli czarni również, o traktowaniu ich jak rzeczy także, ale wszyscy też słyszeli, że to już nieaktualne, skończone i było złem.
Zatem fakt, ze się tam znalazł, nic nam jeszcze nie wyjaśnia, mógł być bezdomny, ranny, cokolwiek.
Część mniej miła zaczyna się dosyć pogardliwym : ee, podnieś rękę. I tu już widzimy, ze mamy do czynienia z niesympatycznymi chłopcami z Mokotowa. No, ale może Murzyn czeka pomocy, może boi się, zatem podnosi.
Końcowa konkluzja : popatrz… – potwierdza podejrzenia słuchacza, jak napisała Monika – do przewidzenia – że będzie coś rasistowskiego – jednak skala i absurdalność w dzisiejszych czasach wyrażonego zdziwienia zaskakuje i znienacka pojawia się ogromna przepaść, jaką natychmiast odczuwamy wobec takich postaw – zaskakuje i jest sednem tego dowcipu. To, że natychmiast czujemy, iż od chłopców z Mokotowa dzieli nas ogromna przepaść jest też uzasadnieniem dla błysku aureoli.
No i wtedy zaczyna się polerowanie: utwierdzamy się wzajemnie w swoim oburzeniu.
Ale polerowanie zwiększa błysk, który czasami prowadzi do ślepoty.
Ślepoty na postawy i zachowania ludzi, po których na co dzień nie spodziewamy się żadnych rasizmów czy innych brzydkich rzeczy. Te błyski sprawiają, że dopiero kiedy ktoś z boku dostrzeże, że tu nie odbywa się delikatny masaż, tylko młócka sprytnie owiniętym w jedwabie cepem, wytrąca nas z równowagi. A fakt, że na miejscu Murzyna znajdował się katolik, zdesperowany i omamiony emeryt, nie lubiany polityk czy inna postać, ma tu istotne znaczenie.
Przyjąłem, że niezłą ochroną przed blaskiem będzie lustro.
Odpowiadam częściowo Pani Kierowniczce, która poczuła się nieprzyjemnie uderzona.
I zgadzając się na śmieszność argumentu o bitych Murzynach, pozwolę sobie zauważyć, że dokonane przez Dorę zestawienie jest efektem świetlnym i wyszło jak z Placem Czerwonym i Mercedesami… Samo podejrzenie, że rasizm może być usprawiedliwiany przeze mnie innym rasizmem budzi obawę, że przypisywane są mi i poglądy rasistowskie i chęć ich uzasadnienia.
Tadeuszu!
Prowokacja kontr prowokacji.
Albo nie przyłożyłeś wystarczającej siły, albo dźwignia za krótka. Nie ustawaj w staraniach! Nie ma jak dobra przepierka.
Masz jakieś wypróbowane polery?
Pozdrawiam i życzę udanych planów weekendowych.
Na Antarktydzie noc, na sobotnią Warszawę zapowiedziane kapanie. Jeśli szykujesz Tadeuszu mocną zaczepkę to jako aperityf przygotowujący smaczną awanturę proponuję Amarulę zagryzaną ciasteczkami cynamonowymi.
Potem lekko osolony miąższ dojrzałego grejfruta.
Dżin z tonikem w zmrożonym kieliszku z oszronionym cukrem brzegiem.
Rzucamy dużą kość tukową Bobikowi.
Z DVD odtwarzamy inwokację z filmu „Anioł w Krakowie”.
Anioł na Plantach spotyka menela, swego przyszłego przyjaciela słysząc jego odpowiedź na zagadanie:
„W ryja chcesz?”
Odchodzimy z każdą chwilą nie wyczerpaszy gamy człowieczeństwa.
Katarzyna Sobczyk – Gdybyśmy byli kloszardami
Gdybyśmy byli kloszardami
w Paryżu mieli własny most
dziurawe buty i łachmany
z kartonowego pudła dom
Wyschniętej bułki po dwa kęsy
taniego wina wspólny łyk
i jeden śpiwór niezbyt miękki
może by chciało nam się żyć
Gdybyśmy byli kloszardami
musiałbyś mnie przytulać wciąż
bo taki przeciąg pod mostami
a i od rzeki ciągnie ziąb
Ty byłbyś ślepcem, ja szaloną
bo przecież z czegoś trzeba żyć
choć kloszardowi, jak wiadomo
najlepiej jest, gdy nie ma nic
A nam się tyle tego uzbierało
tyle spraw i tyle różnych rzeczy
coraz ciaśniej wokół nas, a ciągle mało
tak to bywa u mężczyzny i kobiety
A nam się tyle tego uzbierało
wielki łup a takie małe blizny
tylko gdzieś się coś ważnego zapodziało
tak to bywa u kobiety i mężczyzny
Gdybyśmy byli kloszardami
chodzilibyśmy późno spać
miło się włóczyć ulicami
kiedy nie trzeba rano wstać
Pić sobie wino wprost z butelki
gdy za butelką tyle gwiazd
i znowu śpiewać te piosenki
które umilkły kiedyś w nas
Gdybyśmy byli kloszardami
poklęłoby się trochę w głos
na te szarpanki z gliniarzami
na krótkie pety i na los
A przecież byłoby nam lepiej
choć kloszard żyje tak jak szczur
i tylko po to nosi kieszeń
żeby w niej trzymać kilka dziur
A nam się tyle tego uzbierało…
http://www.youtube.com/watch?v=JHc7jnqS5L0&feature=related
Z tym pytaniem, jak jest przyzwoicie… Irek bardzo słusznie zauważył, że podziały polityczne w Polsce mają dramatyczny wpływ na poczucie przyzwoitości, które zaczyna się dzielić i rozjeżdżać w dwie różne, czasem wręcz przeciwstawne strony. I mimo że – jak Haneczka czy Tadeusz – mam wrodzoną tendencję do dogadywania się, to jednak mam momenty, których nie przeskoczę, ba, wcale nie mam ochoty przeskakiwać.
Czy mam się zacząć dogadywać z dresiarzami w sprawie atakowania bejsbolem bezbronnego albo kopania leżącego? Ja im „oj, panowie, to nieładnie”, a oni mi na to „właśnie że ładnie, bo przy okazji dokopujemy tej ohydnej poprawności politycznej”. Ja wtedy „ale wiecie, jego boli”, a oni „ty, Bobik, co się taki święty robisz? Ten leżący, gdyby wstał, też by ci pewnie dokopał, więc patrz, żebyś to ty był pierwszy”. „Aha, dobrze, dziękuję panom za uświadomienie mi drugiej strony medalu. To ja się jeszcze nad tym zastanowię, a potem może kopnę”. Naprawdę mam prowadzić takie rozmowy?
W pewnych sprawach moje poczucie przyzwoitości mówi „tak nie wolno i koniec”. Żadne względy mnie nie usprawiedliwią, jeżeli tak się zachowam. Co więcej, nie będzie dla mnie usprawiedliwienia, jeżeli – z obojętności, strachu, umysłowego zakałapućkania się w pokrętną argumentację – usprawiedliwię to zachowanie u innych.
Postępuj tak, żeby zasada twojego postępowania mogła stać się zasadą powszechną. No więc ja z całą pewnością za pożądaną zasadę powszechną nie mogę przyjąć ani wywijania bejsbolem, ani kopania leżącego, ani rasizmu, ani antysemityzmu, ani kilku jeszcze innych rzeczy. Jeżeli to jest elitaryzm i nadymanie się – proszę bardzo, jestem psem elitarnym, nadętym i ponurym. I – o dziwo – wolę to, niż bycie swojskim, wesołym, nieelitarnym rasistą. A nawet niż akrobacje umysłowe w rodzaju – ponieważ ja sam o sobie mam opinię, że nie jestem rasistą, wolno mi zachowywać się tak samo, jak rasiści i uważać, że to jest „co innego”.Na przykład mogę opowiadać dowcipy o Murzynach i decydować o tym, czy oni mieli prawo moimi dowcipami poczuć się urażeni, czy też powinni je przełknąć radośnie jak gęś kluskę i jeszcze podziękować białemu panu. Bo mog ubit’.
Napisałem powyższe jeszcze przed przeczytaniem komentarza zeena i teraz, po przeczytaniu, dopisuję – każdy komunikat ma, jak kij, dwa końce: nadawcę i odbiorcę. I tak naprawdę ostateczny komunikat tworzy odbiorca. Kwestią umiejętności i wyczucia nadawcy jest nadanie komunikatu w taki sposób, żeby odbiorca odebrał go w sposób zgodny z intencją nadającego. W przypadku zakłóceń na linii można spróbować usprawnić komunikację poprzez dokładniejsze wyjaśnienie, co się miało na myśli, ale jeżeli iskrzy dalej, to należy się zastanowić, czy sam komunikat nie jest przypadkiem felerny.
Dowcip o Murzynie na śmietniku był po prostu felernym komunikatem i dlatego za cholerę nie chce być przez odbiorców przyjęty jako towar pierwszej jakości. Nie sądzę, żeby jeszcze setka analiz mogła tu coś zmienić. Nadawca ma tu wybór – albo poszukać odbiorców, którzy mają inne kryteria jakości i chętnie ten felerny towar wezmą, albo zorientować się, że chciał odbiorcom z tymi a tymi kryteriami wcisnąć dziadostwo i wyciągnąć z tego wnioski. Niekoniecznie tego typu, że „skoro ja to nadałem, to jest tylko taka możliwość odbioru, jaką ja założyłem”. 🙄
Gowin też się uznaje za b. przyzwoitego. Ba, szanuje nawet każdą religię, ale barbarzyńcy, muzułmanie mówi jednym tchem. A takie wypowiedzi erodują masowe umysły. Pozostawiają w nich trwałe, trudne do zasypania szczeliny.
Mogę Wam się przyznać, że ja mam pewną specyficzną metodę podejmowania w wątpliwych przypadkach decyzji, jakie zachowanie będzie przyzwoite, a jakie nie. Zastanawiam się, co by o tym pomyśleli, czy co by zrobli Starsi Panowie. 🙂 Nie panowie Wasowski i Przybora, bo ich nie znałem i nie mam pojęcia, jacy byli w życiu, tylko postaci stworzone przez nich w kabarecie.
I po takim odwołaniu się do Starszych Panów jakoś mi się zwykle w głowie rozjaśnia. Aha, trzeba postąpić tak i tak. 🙂
Wicie, ja to już za leniwy się zrobiłem na wkładanie pracy w takie kolosalne zadanie jak prowokacja.
No ale szukałem pretekstu do nadęcia się 🙂
Staruszku, Twoje prowokacje bardzo mi się podobają, ale nawet one nie sprowokowały mnie do pójścia i kupienia jakiegoś wyskoku. Zrobię sobie herbatę, jednak bez toniku.
Co prawda nie znam owego filmu, ale zaczyna się obiecująco!
Jesteś tego pewien, Bobik 😉 http://www.multimediavictoria.pl/biesiada/teksty/tanie_dranie.htm
Irku, ale to nie sami Starsi Panowie są tymi draniami. 😆
Tadeuszu, a gdybyś się tak nadął gazem rozśmieszającym? Niewykluczone, że to nawet przyjemniejsze od prowokacji. 😈
Bobiku, tu wchodzą ryzykowne gry słów…
„tylko postaci stworzone przez nich w kabarecie.” 😀 Odmeldowuję się w teren ogrodowy
Ale mam i pytanie bardzo poważne, kulinarne.
Kupiłem szparagi. Oddzieliłem części miętkie i sprężyste od tych nie. Pierwsze ugotowałem, zjadłem. Dobra.
Te nie części ugotowałem do zupy. Zmiksowałem całość. Dobre wyszło. Ale… ale…. wszędzie się pałętają takie trawy z tych szparagów. Przypomina to jedzenie ryby z ośćmi.
Coś źle zrobiłem. Ale co? Obiera się te zdrewniaki? Gotuje i wyrzuca???
Pomóżcie!
Czy może coś z zakresu tych skojarzeń? 😈
Raz ryzyk-fizyk nadął się gazem,
po czym rozdymał się raz za razem.
Rozśmieszający gaz wprawdzie to był,
lecz efekt raczej godny żałoby… 🙄
Wyjście optymalne: kupuje się szparagi całkiem niezdrewniałe. 🙂 Tylko że to się dość rzadko udaje.
W związku z tym plan B. Ja szparagów nigdy nie miksuję, bo jakieś trawy zawsze zostają i jeszcze trzeba by przecierać, na co jestem za leniwy. Żeby tego uniknąć, te kawałki zupne wyławiam dużą łyżką z dziurkami i kroję w cieńsze lub grubsze plasterki, które wrzucam z powrotem do zupy. Zupę podprawiam tylko creme fraiche, choć z całym ę i ą powinno ponoć być jeszcze żółtko.
Jeżeli już przy obieraniu widzi się, że szparagi mocno trawiaste, warto dolną połowę obrać nieco grubiej.
Qrde blade, zeenie, nie odwracaj kota ogonem. Nie uważam, że jesteś rasistą, u licha.
Chodzi o to, że – jak wcześniej dowiodła historia Kuby Wojewódzkiego – nie da się wyabstrahować „żartów z Murzynów” i „żartów z żartów z Murzynów”. Dla Murzyna i tak będzie to bolesne. W każdej wersji.
Dlatego jeżeli piętnować polski rasizm, to nie w formie bardzo kiepskich żartów. Bo ten żart i jako piętrowy jest kiepski.
I Bobik ma rację: to odbiorca tworzy przekaz. Dlatego trzeba myśleć o tym, co ten odbiorca może czuć. Co z tego panu Alvinowi, do którego zadzwonił Kuba jako do „Murzina”, że nasz rozkoszny Dyzio naśmiewał się w ten sposób ze swoich ziomków? Dla niego to było kompletnie nieczytelne. I to też trzeba mieć na względzie. Po to właśnie jest PC, żeby nie ranić bez potrzeby.
Głupi żart zawsze będzie głupi. A czasem bywa jeszcze szkodliwy.
Wieki, wieki temu, jeszcze w Krakowie, podczas tłumnego party, opowiedziałem jakiś szmonces w grupie składającej się z trzech moich znajomych i jednej nieznajomej pani. Znajomi zaczęli się śmiać, a pani, z miną dość zdegustowaną, zapytała, czy jestem antysemitą. Trójka znajomych wzięła mnie w obronę „no skądże, Bobik, gdzieżby”, a moja pierwsza reakcja też była tego typu: czy ta kobita zgłupiała? MNIE coś takiego zarzucać? Przecież ja nawet w ogóle nie pomyślałem o tym, że w tym kawale chodzi o Żydów (ani o tym, że on w gruncie rzeczy przedstawia ich jako kaleczących polski język głuptaków). Sam kawał jako kawał wydał mi się śmieszny, więc chciałem i innych rozbawić.
Na szczęście w drugiej reakcji uświadomiłem sobie prostą regułę „po owocach ich poznacie je” i zwyczajnie przeprosiłem. 🙄
Chodzi o to, że – jak wcześniej dowiodła historia Kuby Wojewódzkiego – nie da się wyabstrahować “żartów z Murzynów” i “żartów z żartów z Murzynów”.
Racje, tylko Wojewódzkiego bym do tego nie mieszał. Jego żart był bez drugiego i dalszych den, jak wszystkie znane mi żarty tego cymbała. W końcu gdzie jak gdzie, ale w szołbiznesie wiedzą, że najśmieszniej jest jak leci garbaty i się wywali w błoto.
Tak sobie jeszcze pomyślałem o podejrzeniu Zwierzaka, że Helena naopowiadała Audrey jakichś głupot. Kiedy z opowieści Heleny usunie się „wprowadzenie w temat” i wyabstrahuje samą kwintesencję, to wygląda ona mniej więcej tak:
Czarnoskóra pielęgniarka pyta Polkę, czy u niej w kraju są rasiści. Polka odpowiada, że niestety, tak. Na to pielęgniarka: Do diabła, jak im się wydaje, kim ONI są?
No, przecież nic dodać, nic ująć. Audrey made a point! 🙂
Wielki Wodzu, ja bym to jeszcze inaczej ujął. W żartach Wojewódzkiego (przynajmniej tych, które ja znam) jest wyłącznie dno. 🙄
Od początku nie mogłem darować „Polityce”, że kogoś takiego na salony wpuściła. 👿
Bobiczku, bo Kuba jest „politycznie słuszny”…
I jak wejdzie się na statystyki strony politykowej, to „Mea pulpa” nieodmiennie jest na pierwszym miejscu 🙁
Bobiku i Doro, tak samo mysle. A moje rozmowy z polsko-hindusko-amerykanska corka ostatnio, w zwiazku z afera Wojewodzkiego i Figurskiego, przebiegaja mniej wiecej tak, zeby jasny byl odbior tego typu zabaw w domu takim jak moj: „To w Polsce uwaza sie, ze dzwonic do kogos, i mowic takie rzeczy, jakie ci panowie mowili komus, kto wyglada jak nasz tata, jest uwazane za dobry zart?” It hits very close to home indeed. And Audrey made a point.
A, jeszcze Matylda dodaje: jestem dumna, ze Alvin Gajadhur powiedzial, ze tak nie wolno, ze tak sie ludzi nie powinno traktowac. I zastanawia, sie, czy gdyby mieszkala na stale w Polsce, to choc mowi swietnie po polsku, to czy tez musialaby caly czas na nowo dowiadywac sie, ze nie ma poczucia humoru, gdyby powiedziala, ze takie slowa i zarty ja rania.
Obawiam sie, ze zadne pietrowe tlumaczenia tego typu zartow tego dla moich corek niczego nie zmienia, tak jak nie zmienia zapewne ich odbioru w rodzinie andsola albo Wandy, albo u Audrey. Na szczescie moje corki znaja takze mnostwo Polakow, w tym oczywiscie, Dore i Bobika (osobiscie!), 🙂 ktorzy mysla inaczej i kieruja sie szacunkiem dla cudzej wrazliwosci. I ma to dla nich ogromne znaczenie.
To tyle krotkiej przerwy w pracy, na male otworzenie sie w przestrzeni blogowej, choc raczej nie zmienilam podejscia do dorzuconego wczoraj przeze mnie dodatkowego punktu wlasnego regulaminu, dotyczacego niepisania tego, co wychodzi poza znana norme oczekiwanych odczuc i przezyc. 😉
Tylko jeszcze, jak sie komus chce przeczytac, juz niestety po angielsku, bo czas mnie nieublaganie goni, i na tlumaczenie nie mam czasu, podaje krotkie przemyslenia George’a Lakoffa na temat znaczenia jezyka w przestrzeni publicznej. To w odpowiedzi na pietrowe tlumaczenia dowcipow, w ktorych jakas grup, lub jej anonmowy przedstawiciel, sa uparcie przedstawiani w kontekscie takim jak smietnik.
Language is far more than a means of communication. It is the gateway to the mind. It organizes and provides access to the systems and concepts of thinking.
Language could be used to change minds, which means it can change brains – permanently, for good or ill. It does not merely express emotions, it can change them; not merely arouse or quell them, but change the role of emotion in one’s life and the lfe of the nation.
Language does not merely express identity; it can change identity. Narratives and melodramas are not merely words and images; they can enter our brains and provide models that we not merely live by, but that define who we are.
Language is an instrument of creativity and power, a means of connecting with people or alienating them, and a force of social cohesion and separation.
Language is sensual and aesthetic, with the power to woo and repulse, to be beautiful or ugly, to be meaningful or banal.
Language has a moral force, it can bring out the best in people and the worst. Memories are never “stored”; they are always created anew. Language does not just evoke memories; it can change them and shape them, and therefore change history – the story of the past.
For all these reasons, language has a political force.
(George Lakoff, The Political Mind, p. 231-232)
Tym razem o dopisanie puenty można by poprosić Wittgensteina. 😆
@Tadeuszu
Ta inwokacja do męskiej przyjaźni to już na wygnaniu z nieba.
Anioł ukradkiem w Czyścu kumplował się z Elvisem Presleyem.
Został zesłany na ziemię.
Gdyby Ciebie spotkał, a ty go zaprosił na obiad, Twe szparagi byłyby jak niebo w gębie. Bez łyka i zwielokrotnione w garnku.
Szparagi i kaczan kukurydzy są najsmaczniejsze w stadium
mołocznej zriełosti. Interesy właściciela uprawy i smakosza są rozbieżne.
A tarninę i winogrona cibeba chcemy zbierać po przymrozkach październikowych, a więc po wykopkach i z myślą o zimowym leżakowaniu. Do czasu aż aszu i tarnina się ucukrzy warunkowego zwolnienia z zesłania na ziemię nie ma.
A jest druga część filmu.
Anioł w Krakowie (pierwsze spotkanie Giordano i Szajbusa)
Anioł Giordano – Krzysztof Globisz
Kloszard – Jerzy Trela
Anioł Giordano nie ma dobrej opinii wśród swoich braci i przełożonych. Często nie nosi skrzydeł, rzadko się myje, lubi wypić i posłuchać rocka. Często wymyka się do czyśćca, gdzie odsiaduje karę sam Elvis Presley. Giordano za kiepskie sprawowanie w niebie zostaje zesłany na Ziemię, gdzie w ramach pokuty ma spełniać codziennie przynajmniej jeden dobry uczynek. Pod okiem najlepszych nauczycieli przechodzi konieczny trening i wyrusza na Ziemię. Jednak w wyniku intrygi zamiast trafić do Holandii, Giordano ląduje w okolicach Krakowa.
http://www.youtube.com/watch?v=hQaANS1oc08&feature=related
Kontynuacją jest „Zakochany Anioł”
egzegeza: w niebie są tylko bezpłciowce
http://zibi-zielonka.wrzuta.pl/film/6wPVOoG0fhm
Nie będę bronił dowcipu, nie zaprzeczam, że mocno prowokacyjny był. Jednych śmieszy, innych nie, liczy się skutek, a znaczna część braci blogowej miała przy okazji dysputy wrażenia negatywne. Zderzenie racji okazało się bolesne dla niektórych, inni dostrzegli tylko iskry i wybuchy.
Przepraszam wszystkich, których zabolało, celem nie był Wasz ból, czyli spudłowałem.
Bobik mi uświadomił, że broniąc swoich racji, nieadekwatnego środka użyłem.
Wszystko co opowiem, może zostać użyte przeciwko mnie, zatem zamknę lepiej gebę i choć przez chwilę posłucham.
W tym czasie popracuję nad celnością tak, by jak już wezmę kogoś na cel, to tylko on i żadnych więcej ofiar.
Przepraszam Murzynów i Murzynki, z pokorą wysłucham żartu o pewnym rasiście Polski.
No i o to chodziło, zeen. 🙂
Staruszku, a wiesz może, w wyniku jakich intryg ja zamiast siedzieć w Krakowie, wylądowałem w okolicach Holandii? 😯
Przyznam, że całego toku dyskusji nie byłam w stanie uważnie prześledzić. Wchodząc tu dzisiaj, chciałam rozwinąć swoją wczorajszą wypowiedź i wytłumaczyć, co mnie właściwie męczy. Już nie muszę na szczęście, bo doskonały obraz tego, co mnie uwiera, zawarł się opowieści Heleny o rozmowie z Audrey. To jest właśnie to. Żyje sobie teraz w Londynie kobieta imieniem Audrey, która dzięki subiektywnemu spojrzeniu Heleny (do którego Helenie prawa wszekże nie odmawiam, w końcu ukształtowało się na podstawie jej osobistych doświadczeń) ma tak ukształtowane wyobrażenie o Polakach mieszkających w Polsce, że gdyby jakimś zrządzeniem losu spotkała mnie, moją córkę, mojego męża, czy kogokolwiek z moich przyjaciół, z góry miałaby o nas wyrobione zdanie, na które w ogóle sobie nie zasługujemy. Dojść można bowiem do wniosku, że jedyny naprawdę przyzwoity Polak, to Polak mieszkający za granicą, do mieszkania w Polsce już absolutnie niezdolny, ze względu na prymitywizm i nieokrzesanie tubylców.
Mam naprawdę serdecznie dość słuchania, jaka jestem niecywilizowana. Wielkim podróżnikiem nie jestem, ale spędziłam trochę czasu za granicą. Rok we Francji, razem wszystkiego tyle samo w Szwecji (krótkich wypadów do innych krajów nie liczę). W niezwykle cywilizowanym kraju nad Sekwaną usłyszałam w restauracji komentarz pod swoim adresem „O, nie tak szpetna jak jej pozostali rodacy; to bardzo szpetni ludzie, ci Polacy”, który raczyła z siebie wysączyć właścicielka przybytku, ku wielkiemu rozbawieniu moich współpracowników z laboratorium (to był pierwszy dzień mojej pracy i jakoś nikt nie zakładał, że znam francuski). I co? I nic. Chamstwo jest wszędzie. Nie tylko w Polsce. Nasi blogowi Polacy zagraniczni w sumie rzadko bywają w Polsce. Wnioskują głównie na podstawie doświadczeń z przeszłości oraz aktualnego przekazu medialnego. To nie jest obiektywne spojrzenie, ale na jego podstawie są uprzejmi urabiać opinię swojego otoczenia. Jest mi z tego powodu osobiście przykro.
Dodam na koniec, że rasistowskie dowcipy z reguły mnie nie bawią. Znam chyba tylko jeden, który uważam za zabawny, ale przytaczać nie będę.
vitajcie! Wasze rozważania są niepotrzebne. Mówi się; nie budżcie demonów.;.. znacie to.. nie rób drugiemu co tobie niemiłe..:) Czasem o tym zapominamy bo i nie zawsze wiemy co dla nas miłe.. .:) Kiedyś juz chyba na innym blogu opowiadałam o spotkaniu w górach z grupą ludzi pochodzenia żydowskiego ale mieszkających kiedys w Polsce. Zaczepiłysmy Ich poniewaz zaintrygował nas język jakim posłúgiwali się . Nigdy takiego nie słyszałysmy. Po krótkich wyjasnieniach co do języka zaczelismy rozmowę o Polsce i Ich odczuciach a także tęsknocie . To bylo symapatczne spotkanie. Jednak dało sie odczuć nutę rozżalenia,. niepotrzebnego. Niech śpią demony. My myslmy o dniu dzisiejszym .Tak pomyslałam wtedy tak tez mysle dzisiaj 🙂 🙂
Ja jestem w Polsce.
I też mówię, że są w Polsce rasiści, i to całkiem niemało.
Poczytaj sobie, vesper, fora internetowe. Ja czytam i jestem przerażona. Posłuchaj kiboli i w ogóle tzw. szarej polski. Co mówią? Włos się jeży. Poczytaj link podany wczoraj przez Bobika do „dowcipów o Murzynach”. To nie jest „przekaz medialny”.
Tak. Naprawdę niemało jest tego w Polsce. Nie ma co się wypierać.
Oczywiście są i przeciwnicy rasizmu, po prostu przyzwoici ludzie. I także jest ich niemało.
Co nie neguje faktu, że rasizm jest. I na dodatek coraz bardziej go słychać. Skutki wolności słowa 😈 Ale chyba niestety nie tylko.
Tak, za granicą też są rasiści, też są łobuzy, też są ksenofobi. Wszystko prawda. Ale to jest ICH problem. Rasizm w Polsce jest problemem Polaków. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
Jest to również mój problem, ponieważ mieszkam w Polsce. Co nie znaczy przecież, że poczuwam się do rasizmu i że stwierdzenie Heleny mnie bezpośrednio dotyczy. To znaczy za to, że jeśli tylko jestem w stanie, mogę z rasizmem walczyć.
miłej sobotoniedzieli 🙂
Doro , to paskudna sprawa ale wszędzie spotykamy obecnie przemocpsychiczną i fizyczną. To znak czasu. A może tak było zawsze? Jeżeli uda Ci sie przekonac jednego co do swoich racji to juz ogromy sukces. 🙂 … Obracam sie wśród zwykłych ludzi i nie spotkałam sie z jawnym rasizmem.
pa!:)
Vesper, może szkoda, że nie śledziłaś całej dyskusji, bo chyba pewne rzeczy Ci umknęły. Ja sam kilka razy pisałem, że w Niemczech też jest rasizm, choć mniej niż w Polsce wyrazisty (wystarczy porównać komentarze w internecie), Monika, jak pamiętam, też pisała o tym, że w Ameryce wcale nie zawsze jest różowo, etc. I chamstwo oczywiście też jest wszędzie. A że w dyskusji zajmowaliśmy się akurat rasizmem w Polsce? No cóż, taki był temat wpisu, więc chyba nie jest to takie dziwne. 😉 Trochę chyba też wyjaśniał mój post o tym, że bardziej mnie uwierają nasze własne wady niż cudze i większe czuję moralne prawo do ich krytyki.
Komentarza Heleny też chyba nie przeczytałaś całkiem uważnie. Audrey (mieszkająca na Florydzie, nie w Londynie, ale o to mniejsza) z opowiadań Heleny i jej relacji z rozmów na blogu stworzyła sobie obraz Polski bardzo wyidealizowany (była nawet mowa o kraju bliźniaczym z Jamajką). I nagle, na podstawie relacji z obecnej dyskusji, pierwszy raz zakiełkowało jej podejrzenie, że w tym cudownym kraju też mogą być rasiści.
Czy „wyrobiła sobie zdanie” i zaczęła natychmiast uważać wszystkich Polaków za rasistów? Bardzo wątpię. W końcu zna Helenę. 😆 A czy w kontaktach z nieznajomymi Polakami od tej pory będzie się najpierw starała wybadać ich nastawienie? Bardzo możliwe. Czy bez podstaw? Chyba znasz odpowiedź.
Masz serdecznie dość słuchania, jaka jesteś niecywilizowana. Zapewne tak samo, jak Murzyni mają serdecznie dość słuchania o tym, że są małpami, brudasami, asfaltami i czym tam jeszcze. Czy gdybyś na jakimś francuskim forum przeczytała głosy biorące w obronę Polaków i twierdzące, że mówienie o nich chamskich głupot jest hańbą, niegodną cywilizowanego Francuza, byłabyś oburzona, czy pomyślałabyś „no, wreszcie ktoś zareagował jak trzeba”? A jeżeli tak byś pomyślała, to dlaczego wzburzają Cię na polskim forum głosy biorące w obronę Murzynów i potępiające polskich rasistów (których jest zresztą mnóstwo również wśród Polaków „zagranicznych”)? Nie Ciebie, nie Dorę, nie Mar-Jo… Tych, którzy się bez żenady, a nawet z dumą i zadowoleniem do bycia rasistami przyznają.
Rasiści są wszędzie. Ale polscy rasiści wystawiają świadectwo Tobie, mnie i całej reszcie polskich nierasistów. Właśnie przez nich możesz być gdzieś w świecie uznana za niecywilizowaną tylko na podstawie Twojego paszportu. Nie przez to, że na ten temat rozmawiamy, albo że Helena rozmawiała o tym z Audrey. Więc choć jestem w stanie zrozumieć Twoją irytację, bo też nie lubię być brany za dzikusa, to jednak wydaje mi się, że skargi i zażalenia skierowałaś pod niewłaściwym adresem. 😉
Kurczę, taki długi komentarz wysmażyłem, a Kierowniczka już wcześniej to samo powiedziała.
Łajza, czy ty byś nie mogła w porę dawać znać, że przystępujesz do akcji? 😈
Bobiku no to juz przesada. Przeciaż nie zyję na księżycu?? Czy ktoś kto na podstawie mojego nazwiska uważa że go zjem i potem całą jego rodzinę może być traktowany powaznie? sorry ……. musi on wrócic do podstawówki i koniec !!! Szkoda dla kogos takiego czasu.
Jarzębino, ja Ci bardzo zazdroszczę tego, że się z rasizmem w Polsce nie zetknęłaś, bo ja bardzo często – nie tylko na forach, czy na ulicy, ale i wśród Polaków w Niemczech (i tych na długo, i tych na krótko). I chętnie bym o tym nie mówił, ale dopiero wtedy, kiedy wszyscy rasiści zmienią zdanie, albo wychowają następne, nierasistowskie pokolenie. 😉
idę już :):)
To wracam do spraw poważnych:
o, ja nie obrałem tych szparagów… jakoś założyłem, że wyglądają na obrane.
Ja nic nie mogę o rasizmie powiedzieć w Polsce. Chyba obracam się w niedobrych kręgach, bo nie mówią. A gazetom jak zwykle nie ufam.
To pozwolicie, że będę o szparagach?
A przy okazji Amazon mi dał (za darmo!) na kindla fajną książkę. Facet (30 lat) z Anglii pedałuje do Indii. Cały czas. Ja bym się nie odważył, miałem tylko przedsmak na Litwie… i dowcipnie pisze, a poza tym umie wyczarować ducha takiej długiej jazdy. Ech, do mojej jeszcze miesiąc…
Tadeusz, ćśśś… Nieobranie szparagów, zwłaszcza białych, jest w Krainie Smakoszy zagrożone bardzo srogimi karami. Ale spoko, ja Cię nie sypnę. 😎
Ja Ci wierzę (i Jarzębinie również), że mogłeś się z rasizmem nie zetknąć. To tak samo, jak ja się do pewnego momentu nie zetknąłem z antysemityzmem. Bo żyłem w takiej enklawie, w której go nie było. Ale z doświadczenia mogę Cię zapewnić, że wyjście z tej enklawy jest straszliwym szokiem.
O pedałowaniu czytałem kiedyś bardzo ciekawą książkę pewnej (chyba) Australijki, która samotnie (!) przepedałowała całą Afrykę wszerz. Niestety, ten jeden wredny Niemiec schował mi zarówno tytuł, jak i autorkę. 👿 Pamiętam tylko, że na imię miała Patricia.
Nooo, kochani, mam Was w garści.
Nieobrane szparagi! I ta, jakże niewłaściwa tolerancja Bobika!
Jeśli nie dostanę ekstra pasztetówki, wychlapię wszystko na blogu Łasuchów.
Nisiu, Ty ipeenie kulinarny! 😆
Cóż, trudno będę musiał wyciągnąć zaskórniaka pasztetówkowego. Ale z Tadeuszem ja się jeszcze policzę. Na taką stratę mnie narazić! 👿
Tak mi się znalazło przed chwilą:
http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/341566,kogo-nienawidza-polscy-internauci-przebadano-10-mln-wpisow.html
Ale, psze pani, one naprawdę wyglądały jak obrane! A ja okularów nie miałem…
Poprosiłem autorów tego studium, by mi przysłali cosik o metodologii, obiecali, ale nie przysłali. Bo mam pewne obawy.
To wychodzi, że co 81 wpisów na forum jest jeden nienawistny, albo, że 0,01% wpisów to wpisy nienawistne. No nie nazwałbym tego oszałamiającą ilością, założywszy, że metodologia poprawna.
A miałem też zabawną przygodę. Pedałowaliśmy spokojnie sobie w okolicach starożytnego miasta Wratislav, gdy zagadnął nas jakiś facio w języku cudzoziemskim. Bo jedyni na rowerach mieliśmy sakwy. On Kanadyjczyk, znudziło mu się życie jakie miał, zrobił sobie rower (bardzo porządny, wszystko z górnej półki, w odróżnieniu od ubrania) i jeździ sobie po świecie. Bardzo narzekał na Europę, bo jak zajeżdża do miasteczka, to nikt się nim nie interesuje. Jedzie do Afryki, o, tam to do człowieka umieją podejść. Po Indiach już jeździł. Delikatnie spytałem, że za coś trzeba jeść. A tak, robi zdjęcia w podróży i z jakichś kawiarenek internetowych sprzedaje takim stronom, gdzie można za dolara opchnąć (albo i więcej, jak lepszej rozdzielczości). Gdzieś miałem adres jego strony, może jeszcze mam. Po francusku za to.
Twoje obawy co do metodologii, Tadeuszu, są chyba uzasadnione. Jeśli znaczna część Afrykanów to muzułmanie, przydałoby się znać kryteria, z jakiego powodu konkretnie im urągano. No i co z ludźmi określanymi strasznym słowem na M, którzy Afrykanami nie są? To mi przypomniało, że poznałem kiedyś wielce ideowego enerdowca, którego tata miał coś wspólnego z Lumumbą i owszem, trochę mu naurągałem, ale z całkiem nierasistowskiech pobudek. 😆
Moja kobieca intuicja mi mówi, że po prostu mieli słownik określeń, które zdefiniowali jako obraźliwe, i patrzyli na współwystępowanie takich wyrazów z wyrazami określającymi nacje w jednym poście. Oczywiście patrzyli statystycznie. No i jest to bardzo gruba metodologia i wiele przypadków nieobraźliwych będzie określona jako obraźliwe. Ale całkowitej pewności nie mam oczywiście.
Swoją drogą, jak Polacy sami siebie lżą w postach (a to najczęściej spotykam), to jest to rasizm czy trafna samokrytyka??
Zwykle bardzo trafna.
I na odwrót, teksty w treści obraźliwe będą zakwalifikowane jako nieobraźliwe, bo dane słówka w nim nie wystąpią. Znaczy, też mam wątpliwości co do metodologii.
„Polacy sami siebie lżą w postach” – to chodzi o to, że Polak lży swoją własną osobę ludzką, czy że lży innego Polaka?
W pierwszym przypadku to samokrytyka, w drugim to sama krytyka. Często polityczna. 🙄
Siebie poprzez Innego.
ponad dachami ciagle jeszcze w oodali swieci slonce 🙂 bylo piatkowo przyjemnie 🙂 😀
rowerowanie to ulubione zajecie berlinczykow, dniami i nocami, w mroz i upaly, wszerz i wzdluz, z gorki i pod gorke, a nawet w U-Bahnie i S-Bahnie radosne rowerowanie 🙂
takie ludowe hobby D)
https://lh3.googleusercontent.com/-B904kZJ3XM8/THbQxB9wLkI/AAAAAAAABlU/W00ta0EwmDw/s800/3710508280_ba5d27eb12_o.jpg
ciekawostka:
http://www.goethe.de/ins/be/prj/dli/tla/pol/plindex.htm
stawiam herbate na stole, sam brykam do ksiazki
https://lh5.googleusercontent.com/-PVmpifg8xWs/THbRSWbhn6I/AAAAAAAABmE/u4Ycx5Mnidc/s800/DSC_2286.JPG
Rysiu, ja czekając wczoraj pod „Pleciugą” na występy taneczne,
przycupnęłam na ławeczce przy tych cudnych fontannach.
Przysiadł się do mnie starszy pan. Podjechał do ławeczki na strasznie wypasionej ogromnej hulajnodze!!!!
Zazdroszczę panu tej hulajnogi okrutnie!!!! 😀
Bobiku, tylko cichutka uwaga. Na Twoim blogu nie ma dresiarzy. Są ludzie dobrej woli, z różnymi przemyśleniami. Z kimś kto słucha, można się dogadać, nawet ustalając rozbieżność poglądów. Dlatego przykro mi, że w ferworze dyskusji tak szybko zapomina się o sile owej nadrzędnej dobrej woli wpychając w szufladkę, w której można się już tylko miotać.
Staruszku, dziękuję za Koftę, Sobczyk i nie tylko 🙂
Dzięki za herbatę. Teraz organy szeleszczące czyli prasowe 😀
Mar-Jo, nowa Pleciuga, fontanny (podobno wieczorem „swieca”), i
nowy plac zabaw obok, wyjatkowo udane, kiedys ponury kawalek miasta
Pleciuga wyglada tak:
https://lh4.googleusercontent.com/-Rx1fJWFpmkQ/TGLeRBVl_dI/AAAAAAAAAP8/WcSPpz5lqZs/s800/DSCF4109.JPG
to dla „obcych” 😉
Haneczko, ja nie pisałem o dresiarzach na blogu. 😯 To były rozważania ogólne o granicach dogadywania się.
w ankiecie Goethe Institut na pytanie o najlepszy niemieckojezyczna ksiazke co mnie zaskoczylo wymieniono tez
„Kapital” i wielokrotnie „Tako rzecze Zaratusta”
maly poprawiacz humoru 🙂 😀
http://www.youtube.com/watch?v=Kt00iFrqgZA
Bobiku, nadawca – odbiorca – kontekst.
Ta ankieta od Rysia jest cudna! 😆 W rankingu najwybitniejszych Niemców Angela Merkel wyprzedziła Bacha i Beethovena, a Benedykt XVI Lutra i Gutenberga. 😈
Wśród najważniejszych niemieckich wynalazków obok druku, samochodu czy silnika wysokoprężnego jest również teoria względności. A my mieli tego Einsteina za teoretyka. 😈
Bobiku!
Twoja nieobecność w Krakowie wynika z tego, że masz to co nazywa się podobnie do codziennego pożytku z kury.
Dybś tego nie miał, może nie byłbyś takim dorodnym synem psicy.
Niech mi jakiś filtr cenzorski zarzuci wulgarność lub trivia!
A serio!
Nie wiem co rzuciło Ciebie tak daleko od zlewni Bałtyku.
Nie wiem jak znosisz podróże, ale życzę Ci abyś mógł co kilka tygodni spędzić weekend z widokiem na Tyniec, brodzenia w stepach koło Żytkiejm i – jeśli lubisz – posłuchać jazzu nad Odrą. Widziałbym Ciebie w lasach nad Garonną szukajacego trufli.
Powodzenia!
Przykro mi, Haneczko, jeżeli tak to odebrałaś. Myślałem, że stopień ogólności był wystarczający.
A jeżeli miałem skojarzenia z osobami, to raczej z mentalnymi dresiarzami typu – żeby nie było tylko z jednej strony 😉 – Kurskiego czy Wojewódzkiego.
Och, Rysiu, w tym jednoczę się duchem z Berlińczykami, w jeżdżeniu rowerem! I niemieckie terytoria to jak na razie najprzyjemniejsze wycieczki (do Niderlandów jednak nie dojechałem).
Ale teraz zakiełkowała taka myśl w głowie, że po Berlinie i okolicach to faktycznie nie jeździłem. Hmmmmm.
Bobik
„Kwestią umiejętności i wyczucia nadawcy jest nadanie komunikatu w taki sposób, żeby odbiorca odebrał go w sposób zgodny z intencją nadającego”
Myślę i myślę. I nadal mam wątpliwości, czy się to bobikowe przesłania przedarło. I nie wiem w jaki sposób ustalić ostatecznie, tak żeby nie było wątpliwości, kto ponosi odpowiedzialność za efekt końcowy. Wątpliwości biorą się z poniższej (może przewrotnej, ale nie przypadkowej) permutacji powyższego:
Kwestią umiejętności i wyczucia odbiorcy jest odebranie komunikatu w taki sposób, żeby nadawca nie miał wrażenia, że został on odebrany w sposób niezgodny z intencją nadającego.
Mam dziwne, graniczące z uzasadniony przeczuciem podejrzenie, że ten rodzaj (dla mnie) pokrętnej logiki – być może nieświadomej, nie wiem – przeważa. Leży u źródła zadufania, wyrażającego się w wersji ludowej prostym: co on się ten (Murzyn, Zyd, gej, katolik, łysy, zezowaty, blondynka ) tak nadyma, powinien się lepiej znać na żartach.
Bardziej wyuzdaną wersją tego samego jest słynne: nie zrozumiałeś mojej wyrafinowanej intelektualnej prowokacji (w domyśle: jesteś bucem, pastuszku).
Dobra, dobra, od chodzenia w dresie, to ja tu jestem…
Tylko nie ipeenie, tak???
Prosty wywiad, a nie żadne ipeeny!
Dobranoc z herbatką od Rysberlina 😉 http://www.youtube.com/watch?v=WvIMROVv5m4&playnext=1&list=PLCA2A069286723545
Och,podoba mi sie co Telemach powiedzial
Istnieje jeszcze jedna wersja popularna: Jestes antysemitka a rebours, bo gdybys mogla poprzesladowac Palestynczykow, to bys poprzesladowala. Tough shit, ze nie znasz zadnego! 😆
Kierowniczko, Bobiku, rasiści w Polsce są, podobnie jak w innych krajach. Ilu ich jest i czy statystyki w porównaniu do innych pańswt rzeczywiście są dla naszego kraju tak fatalne, tego nie wiem. Faktem jest, że na onetowych forach bywam rzadko, a dresiarstwa w najbliższym otoczeniu nie mam (z rozmów ze szwedzką rodziną wiem natomiast, że ich rodzime kibolstwo jest nie tylko rasistowskie, ale wręcz otwarcie faszystowskie, więc to chyba nie tylko polska specyfika). Jestem więc prawdopodobnie mało eksponowana na rasistowskie wyskoki rodaków, podobnie jak na inne przejawy prymitywizmu i chamstwa. Nie żyję jednak w szklanej bańce. Jest oczywiście pewne prawdopodobieństwo, że przynajmniej część ze znanych mi miłych i kulturalnych ludzi, wieczorami siada do swoich laptopów i wypisuje na forach rzeczy plugawe, ale jakoś nie bardzo w to wierzę. Myślę, że prawda jest gdzieś pomiędzy. Są w naszym kraju ludzie nikczemni (gdzie ich nie ma, powiedz, to zaraz tam zabieram rodzinę) ale jednak jest rozdźwięk między rzeczywistością codzienną, namacalną, a tą reprezentowaną w mediach, w tym na internetowych forach. Trochę jak z amokiem, w którym z zagraniczej perspektywy rzekomo pogrążyła się Polska 10 kwietnia, a którego poza zasięgiem obiektywu tvn24 zupełnie nie było widać.
dlaczego wzburzają Cię na polskim forum głosy biorące w obronę Murzynów i potępiające polskich rasistów
Niczego podobnego nie napisałam. Wkładasz mi w usta słowa, które nie padły. Zirytował mnie ogólny ton. Co do meritum nie mam zarzutu, chodzi mi o protekcjonalną tonację, do której, jako bywalczyni niedewizowa, coraz gorzej stroję.
Skoro opada powoli kurz bitewny i cichnie szczęk broni, słów parę na temat metodologi.
Mówiąc o, naturalnej wszystkim ludziom, skłonności do posługiwania się uprzedzeniami i stereotypami, warto dokonać rozróżnienia pomiędzy, uwarunkowaną ewolucyjnie, reakcją na inność a wypracowywaną w pocie czoła, kulturową postawą wobec Innego.
Ta pierwsza, pojawiająca się na zasadzie automatyzmu, jest mechanizmem przystosowawczym, danym nam przez matkę naturę, gwaratujacym przetrwanie. Ciąg: inne = nieznane = sygnał zagrożenia = potrzeba obrony poprzez ucieczkę lub atak, pozwala zwyciężać w walce o byt.
Ta druga, to ciągle kulturowo wypracowywany instrument układania wzajemnych relacji mimo a nawet wbrew automatyzmowi pierwszej.
Jak każda postawa (postawa = względnie stały stosunek do obiektu) po pierwsze budowana jest w czasie, zależna od kontekstu społecznego, podlega zmianom. Po drugie jest instrumentem złożonym.
Kiedyś mówiło się o trzech komponentach postawy: poznawczym, emocjonalnym i behavioralnym. Teraz mówi się o poznawczym i emocjonalno – behavioralnym.
Poznanie „obiektu” wymaga spotkania z nim.
Polacy nie mieli przez całe stulecia możliwości spotkania z Murzynami. To nie oni urządzali polowania w Afryce, nie oni przewozili ich w nieludzkich warunkach statkami i nie oni sprzedawali ich na targach niewolników i wreszcie nie oni korzystali z ich niewolniczej pracy.
Tym zajmowali się głównie Anglicy i Amerykanie. Tak zaczęła się i trwała przez wieki „znajomość” „kolorowych” z przodkami dzisiejszych tolerancyjnych Londyńczyków czy Amerykanów.
I wreszcie, to nie nagle obudzone sumienie kolonizatorów i ciemiężców zaczęło się upominać o ich prawa. To „kolorowi” powiedzieli dość a ciemiężcy nie mieli wyboru.
Być może Polacy, gdyby mieli możliwość, postępowali by tak samo. Ale nie mają na szczęście tych zbrodni na sumieniu. Czy to znaczy, że należy tolerować rasizm Polaków? W żadnym wypadku! Nie wolno jednak zapominać o historii budowania postawy wobec Murzynów przez nacje szczycące się teraz większą otwartością na Innego. Uczciwość poznawcza, zwana inaczej metodologią, wymaga całościowego podejścia do zagadnienia.
Teraz Polacy poruszają się po świecie. Spotykają Innych i mają większe szanse na przepracowywanie obronno – przystosowawczej reakcji na inność w pozytywną postawę wobec Innego.
Ale to musi potrwać. Nie dlatego, że Polacy w sposób szczególny skażeni są genem rasizmu. Tylko dlatego, że takie są prawa psychologiczne. Społecznym poznaniem rządzi „zasada skapca poznawczego”. Wszyscy jesteśmy mało podatni na zmianę naszych postaw.
Szczególnie mało podatne są osoby o zaburzonym poczuciu bezpieczeństwa. I tu dotykamy komponentu emocjonalnego.
Warto wiedzieć jak powstają emocje. Stanley Schachter jest twórcą tak zwanej „dwuczynnikowej teorii emocji”. Mówi on, że aby powstała emocja potrzebne jest pobudzenie (czynnik pierwszy), następnie szukamy w otoczeniu wskaźnika pozwalającego nam to pobudzenie zinterpretować (czynnik drugi). To samo pobudzenie może zostać nazwane fascynacją erotyczną lub wrogością, w zależności od tego czy w polu widzenia pojawi się piękna dziewczyna/chłopak czy „napakowany”, bluzgajacy mięsniak.
Polskie społeczeństwo przez wiele lat było w sposób chorobliwy „pobudzane”. Suflerów podpowiadających w jaki sposób należy to pobudzenie interpretować, też nie brakowało.
Żeby otworzyć się na spotkanie z Innym potrzebne jest co najmniej minimum poczucia bezpieczeństwa. Z tym również było i nadal jest kiepsko. Człowiek, u którego dominuje poczucie zagrożenia będzie układał swoje relacje z innymi ludźmi w oparciu o reakcję na inność. Nie dlatego, że jest z natury zły. Dlatego, że inaczej nie potrafi. Pomóżmy mu najpierw zbudować poczucie własnej wartości, poczucie własnego bezpieczeństwa.
Kiedy poczuje się wartościowy i bezpieczny, zacznie być, powoli, gotowy na spotkanie z Innym.
Mnie również w tej kilkudniowej dyskusji brakowało poszanowania polskiej wrażliwości i polskiej odmienności i specyfiki w układaniu relacji z Innym.
Wszyscy ludzie są z natury źli. Ergo: Polak jest z natury zły.
Może teraz wyjdzie 🙄
Chyba, że wyjedzie za granicę. Wtedy staje się o niebo Lepszy 🙄 😉
Mnie wyklad jotki bardzp trafia do prekonania i jestem gotowa podpisacsie pod kazdym slowem. Procz ostatniego akapitu,ktorego (szczerze!) nie rpzumiem. O jakiej specyfice polskiej wrazliwosci mowimy? Czy chodzi o brak wdrazliwosci ze strony czesci Polakow, ktorzy sa gotowi isc na barykady przecowko PC w imie wolnosci sprawiani przykrosci innym(lub Innym)?
Wydawalo mi sie, ze moja wrazzliwosc jest ajk najbardzoej polska: wyniesiona z wlasnego skromnego doswiadczenia nietolerancji,z historii mojego kraju, dostepnych w domu rodzinnym ksiazek, kontaktpw z otoczeniem. Nie opowiadalam rasistpwskich dowcipow przed wyjazdem z Polski, ani po wyjezdzie. Pomagalam uswiadamiac nietoleraancje wobec polskich Romow.Wiec gdze tu jest cos „niepolskiego” w moim postepowaniu czy postawie wobec rasizmu?
No, owszem, Vesper. Staje sie odwazniejszy w nazhywaniu szpady szpada. Uczy sie jezyka, jakim sie o tym mowi. Wnosi ten jezyk do wewnetrznego dyskursu
Nie Vesper, ja bym tak nie dzieliła.
Ops, pierwsza zmiana nie śpi jeszcze, a pora — dobranoc, druga zmiano! Czekałem na Was, teraz mogę spokojnie śnić!
Vesper, nie wkładam żadnych słów, a gdzieżbym śmiał. 🙂 Chodziło mi o ogólny ton wzburzenia w Twoim komentarzu, zwłaszcza wobec postu Heleny.
Co do protekcjonalnej tonacji „zagranicznych”…Ja się naprawdę bardzo chętnie będę wypowiadać nieprotekcjonalnie, tylko najpierw muszę wiedzieć, na czym ten protekcjonalizm polega. Czy na tym, że porównuję sytuację w Polsce i w innych krajach? Zapewne robiłbym to również mieszkając w kraju, choćby po to, żeby zobaczyć, czy pewne zjawiska są „uniwersalne”, czy wynikają z kulturowych uwarunkowań. Czy też na tym, że w ogóle wypowiadam się o polskich sprawach? A o jakich mam się wypowiadać? Przecież trudno by mi było np. na niemieckich forach wypowiadać się per „my, Niemcy”. Bo to by było podszywanie się. Gdziekolwiek będę mieszkać, zawsze o narodowości będę mógł mówić w formie my tylko – „my, Polacy”. I nie bardzo rozumiem, dlaczego to jest odbierane jako „wy, Polacy”? (wiem nie padły takie słowa, ale z zarzutu protekcjonalności to dla mnie wynika).
Jeżeli są w świecie społeczności, które jakieś sprawy już przepracowały, dlaczego nie należy o tym mówić? Czy tylko dlatego że są to społeczności zagraniczne, a nie polskie? Czy wstydem byłoby się albo czegoś od nich nauczyć, albo przedyskutować sprawę i stwierdzić, że z jakichś powodów te wzorce nie dają się u nas zastosować? Mnie się wydaje, że temu właśnie służą porównania jak jest u nas, jak gdzie indziej, a nie pokazywaniu, że Polacy stąd lepsi, a stamtąd gorsi albo na odwrót.
Heleno,
mam na myśli okres zaborów, wojnę i czas komunizmu, który nie sprzyjał otwieraniu się, a wręcz przeciwnie zamykaniu na wszystko co inne. Nastawienie na obronę zagrożonej tożsamości uruchamiało obronną reakcję na inność. Teraz trzeba te zaległości odrabiać. Nazywając chamstwo, chamstwem, rasizm, rasizmem. Równocześnie szanując mechanizmy i prawa, którym wszyscy podlegamy. Dając czas na budowanie postaw otwartych.
Bobiku, czy Ossi już przepracowali, czy są jeszcze przepracowywani?
Dobranoc 🙂
Właśnie też miałem do Jotki napisać, że nie rozumiem ostatniego akapitu. Na czym w praktyce powinno polegać poszanowanie polskiej wrażliwości? Czy na tym, że powiedzielibyśmy „tak, wprawdzie rasizm w Polsce istnieje, ale usprawiedliwiamy to, bo nie mieliśmy kolonii i kontaktów z ludźmi odmiennymi rasowo”? 😯 A co wtedy zrobić z antysemityzmem czy homofobią? Jaką specyficzną wrażliwością i specyficznymi brakami w historii to usprawiedliwić?
I – przepraszam, Jotko, ale kto tej specyficznie polskiej wrażliwości nie uszanował? Chińczycy? Francuzi? Amerykanie? Czy też może ja wyglądam na Teutona, który wkrótce nieszczęsną ojczyznę najedzie? 😉
Ossi są przepracowywani, Haneczko. 🙂
Masz oczywiście rację, że między wschodem i zachodem Niemiec jest bardzo duża różnica postaw. Berlin wyłączamy, bo tam Ryś intensywnie robi dobrą robotę. 🙂
Haneczko, nie dzielę. Sprowadzam ad absurdum.
Bobkiu, weźmy powyższe słowa: Uczy sie jezyka, jakim sie o tym mowi. Wnosi ten jezyk do wewnetrznego dyskursu
Co tu widzimy, jeśli nie protekcjonalność, jeśli nie przekonanie, że Polak metodologii i języka autorefleksji musi się nauczyć od cywilizowanego Zachodu. Tak to odbieram i przeciwko temu się buntuję. Korzystanie z cudzych doświadczeń jest zawsze rzeczą cenną, ale w tym przypadku wymaga się od społeczeństwa, które własnych doświadczeń nie ma, by nagle zaczęło przemawiać w martwym dla siebie języku. Jotka pięknie napisała o czasie potrzebnym na wypracowanie postaw. Ja dodam od siebie, że wypracować też trzeba język, w którym się o problemach rozmawia. Każda polityczna poprawność ma swoją lokalną specyfikę, przy pewnych wspólnych cechach właściwych każdej. Każde społeczeństwo tę lekcję musi odrobić samo i każde zgodnie z własnym na ten temat doświadczeniem. Doświadczenia polskie i anglosaskie na polu czynnego uprawiania rasizmu sa jednak odmienne, więc i język będzie odmienny. A tutaj – pac po łapkach linijką za niewłaściwy akcent. Ale właściwie dlaczego język polskiego dyskursu o rasizmie miałby brzmieć dokładnie tak samo jak angielski czy francuski?
Nie bronię Wojewódzkiego ani jego głupich, chamskich wybryków (to nie pierwszy przecież). Odnoszę się znowu do wewnętrzej, blogowej dysputy, nie tylko tej ostatniej.
Tadeuszu, znowu nici z prowokacji. Polak jest z natury zły, ale przynajmniej nie odrażający i brudny. 😎
Chociaż ja to właściwie chętnie byłbym brudny, ale mnie siłą pod prysznic wsadzają. 👿
A ja popieram odczucia Vesper z pierwszego wpisu, bo mialam dokladnie takie same + nastepny wniosek: i ci rasistowscy Polacy wyjezdzaja do Austyralii i tam drecza Aborygenow.
Uwazam, ze omawianie wad ( bez watpienia istniejacych!) jednej narodowosci do przedstawiciela innej narodowosci, nie znajacemu kraju o ktorym mowa, jest nie na miejscu.
Mowienie „Polacy to rasisci” w srodowisku Polakow jest czym innym niz to samo stwierdzenie wobec obcokrajowca. Dla mnie ma to takie samo znaczenie emocjonalne jak powiedzenie „Murzyni to lenie”, albo „Zydzi to oszusci”. I potem dodajemy wdziecznie: no nie wszyscy, co w domysle moze znaczyc – z wyjatkiem mnie i paru jeszcze.
Dlatego poczulam sie wypowiedza Heleny dotknieta. Podwojnie, jako Polka i jako Australijka polskiego pochodzenia.
Jotko,
dziekuje, myslalam to samo, ale ty potrafilas to napisac o niebo lepiej.
Tadeuszu,
ja tez tych cholernych szparagow nie obralam! 🙂
Vesper, to już jest jakaś wskazówka. 🙂 Rzeczywiście, lepiej brzmiałaby pierwsza osoba – ja nauczyłam/-em się tego a tego, od tych i tych. Bo chyba opisywanie swojego doświadczenia, rozwoju i procesu uczenia się protekcjonalne nie jest?
A wypracowanie własnego języka do mówienia o problemach jest oczywiście bardzo ważne, ale trudno mi się zgodzić z tym, że np. język politycznej poprawności w ogóle w Polsce nie istnieje i ktoś, kto próbuje nim mówić ujawnia swoją obcość. Część Polaków tym językiem już mówi, bez względu na miejsce zamieszkania, a jest też taka część, która bardzo się przed nim broni, ale wcale nie dlatego, że on skądś tam z zagranicy przychodzi. Dlatego, że nie pasuje do ich obrazu świata. Zamkniętego, zaściankowego, pełnego lęków i niechęci. I w tym akurat nie ma żadnej polskiej specyfiki. Jest specyfika pewnych grup, o których ja np. mówię w kontekście polskim tylko dlatego, że – powtórzę się – TO są moje sprawy, a nie angielskie, nie kreolskie. 😉
Mam wrażenie, że dlatego tak kluczymy, że dyskusja z obszaru ogólnej poprawności politycznej, przeniosła się w obszar PC wewnątrzblogowej. O ile nikt z tu obecnych nie kwestionuje zasad PC, to niektórzy nie rozumieją (sama się do nich zaliczam), dlaczego według wewnątrzblogowej PC jechanie po Polakach, ich kościółkowości, fobiach i innych przywarach, obecnych w narodzie, a jakże, ale jednak w różnym stopniu w różnych grupach społecznych, jest PC, a napomknięcie, że pewiem ślub zawierał w sobie śladową ilość toposu Kopciuszka i cokolwiek trąci naftaliną, już PC nie jest. Pierwszy lepszy przykład. Pewnie znalazłyby się lepsze. Dziwny metajęzyk się wytworzył, a że za językiem jednak kryją się systemy wartości, to coś chyba jest na rzeczy. W każdym razie, Bobiku, skoro kilkoro zaczyna proces zauważać, to może warto się temu przyjrzeć.
No nie, Zwierzaku, kto tu mówi „Polacy to rasiści”? Cały czas mowa o tym, że w Polsce istnieją rasiści, a to jednak kwantyfikator szczegółowy, nie ogólny.
Helena również nie użyła kwantyfikatora ogólnego. Sprawdziłem i mogę dosłownie zacytować. 🙂
Czy Polacy sa rasistami?
– Z pewnoscia nie wszyscy – odrzeklam – ale wielu tak.
-Jak wielu?
-Nie znam statystyk, ale znacznie wiecej niz spotykam w Londynie.
Nie rozumiem, co jest w tym złego? Na pytanie wprost jest odpowiedź wprost, nie uogólniająca, na dodatek z uczciwym przyznaniem, że opiera się na wrażeniu, nie statystykach.
Myślisz, że Helena powinna odpowiedzieć: ależ skąd, jeszcze w życiu nie widziałam Polaka rasisty? 😯
Zwierzaku, vesper,
przecież Helena nie powiedziała do Audrey „Polacy to rasiści”. Powiedziała, że wśród Polaków są rasiści, a tego juz trudno się czepiać. Są i już, jak wszędzie zresztą.
Oskarżenia o protekcjonalizm nie rozumiem. Żyjąc w Polsce myślę tak samo jak Bobik, Helena czy Monika. A z drugiej strony – jak ci świetni młodzi ludzie:
http://www.nigdywiecej.org/index.php?option=com_content&task=view&id=1&Itemid=10
A teraz anegdota specjalnie dla vesper a propos „nie zetknęłam się”.
Ostatnio w odwiedzinach u rodziny (siostra, szwagier, siostrzenica zaraz po studiach) zagadnęłam, czy zetknęli się z „pokemonkami”. W ogóle nie rozumieli, o czym mówię. Co do starszego pokolenia, rozumiem, ale i siostrzenica nigdy nie słyszała „pokemonki”. Opisywałam, na czym polega ta charakterystyczna wada wymowy. Pukali się w czoło i śmiali się ze mnie, że mi się coś zwiduje.
Nie zetknęli się 😛
Łajzo, odpinkwol się 😈
Kierowniczko, coś zaczynam podejrzewać, że to Kierowniczka tę Łajzę tu sprowadza. 😈
Niestety moge rzucic tylko pare nieskladnych mysli, bo jestem w biegu:
Po pierwsze, zeen 🙂 A o niedokonczonej rozmowie o elitach, ktore moim zdaniem tez czasem zanadto uzalaja sie nad soba, a za malo mysla o innych, pewnie jeszcze porozmawiamy. 😉
A poza tym moze dodam ja z kolei cichutko, Jotko, ze mnie tez wczesniej troche z kolei zabraklo Twojego glosu o tym, ze nalezy takze szanowac glos Innego, gdy mowi o swojej wrazliwosci… A bardzo moim zdaniem by sie przydal. Ale zakladam, ze choc go nie slyszalam, to jednak tak myslisz. Nikt w koncu, w czasie takiej pol-formalnej rozmowy na wiele rak nie jest w stanie jednoczesnie wyartykulowac wszystkich mozliwych obwarowan i zastrzezen… 🙂
Zas co do braku polskiej odpowiedzialnosci za niewolnictwo i kolonializm, to przypomne, ze ja chyba ze wszystkich tu czesto pojawiajacych sie osob najwiecej w sumie wspominam o angielskiej, amerykanskiej – ale takze francuskiej, belgijskiej, portugalskiej, hiszpanskiej, a nawet niemieckiej odpowiedzialnosci za kolonializm (czasem np. psujac innym nieco romantyczny obraz Imperium Brytyjskiego). 😉 Byc moze umknela niektorych uwadze dyskusja chyba ze dwa tygodnie po Nowym Roku, gdy spieralam sie nieco z Helena o zakres skutków brytyjskiego kolonializmu, twierdzac ze jest go wiecej, choc w subtelnych formach, niz by sie moglo wydawac. a pryy okazji podajac mojej rodziny i przyjaciol z nim doswiadczenia. Wiem takze, ze podobne tematy porusza andsol na swoim blogu, choc moze akurat nie w tym miejscu, wiec tutaj trzeba sie tu juz oprzec o interblogowosc. Dobrze wiec byloby miec w pamieci, ze kolonializm i rasizm byl wylacznie projektem nie anglosaskim, jak by moglo wynikac z tego, co napisala Jotka (choc im sie naleza specjalna odznaka za pilnosc i skutecznosc w dzialaniu), a w ogole europejskim. W zwiazku z tym, choc Polacy istotnie z kolonializmem wobec innych rasowo nie mieli specjalnie nic wspolnego, to zwlaszcza z chwila „powrotu do Europy” dolaczyli do rodziny krajow o takiej wlasnie przeszlosci. I w zwiazku z tym, choc osobiscie do kolonialnych win poczuwac sie absolutnie nie musza i nie powinni, to juz przemyslenia na temat stosunku Europejczykow do nie-Europejczykow chyba powinny zostac jednak tematem do powaznych przemyslen, oczywiscie zachowujac przy tym polska perspektywe, zreszta bardzo ciekawa (jest ona zreszta czescia takze mojego armatorium, pomimo przypisywanej mi „dewizowosci”). Zas ta perspektywa na pewno powinna uznawac, ze czesto, w hierarchii wartosci poszczegolnych „ras” i nacji, Polacy byli stawiani nie za wysoko, co bylo oczywiscie wysoce niesprawedliwe, acz nie wiazalo sie z takim stopniem uciazliwosci, jakiego doznawali Murzyni, Hindusi czy Azjaci cenralnni, wschodni i poludniowo-wschodni, nie mowiac o Indianach amerykanskich z obu Ameryk, albo Aborygenach. I ze do dzisiaj, jak o tym napisala Vesper, Polacy musza sie z kolei borykac z negatywnym stereotypem Polaka, wobec ktorego „lepsi Europejczycy” czesto zakladaja niekwestionowana wyzszosc. I to rzeczywiscie takze jest doswiadczenie, o ktorym powinno sie mowic (ja zreszta pare razy tez probowalam to tutaj przywolywac). Ale pod tym wpisem Bobika jest akurat mowa o czyms innym, tymczasem spora czesc dyskusji zajmuje zamiana, ktora tak trafnie powyzej zauwazyl Telemach.
No i jeszcze jedno: jako osoby obdarzone europejska, biala karnacja, Polacy, acz sami niewinni kolonializmu i zwiazanej z nim rasistowskiej propagandy panstw kolonizujacych ludzi o karnacji ciemniejszej, do dzisiaj sa beneficjentami pozytywnych stereotypow, ktore cywilizacja europejska (wlaczajac w to europejskiego pochodzenia obywateli Noweg Swiata) wytworzyla na usprawiedliwienie swoich poczynan. Stad np. twierdzenia takie, jak wczoraj Zwierzaka, ze White Australia Policy jej zupelnie nie dotyczy, bo jej wtedy nie bylo w Australii, jest czesciowo tylko prawdziwe. Skutki rzadowych decyzji, w tym propagandy wyzszosci jednych nad drugimi pokutuja duzo dluzej jako nieuswiadomione stereotypy w Australii – do dzis. I jedni, w tym Polacy, sa ich beneficjentami, a inni (niebiali) nie tylko nimi nie sa, ale musza zyc ze skrawkami przestarzalych teorii o wyzszosci jednej rasy nad druga, i borykac sie z nimi na codzien. I w tym sensie przeszlosc kolonialna takze i Polakow dotyczy, choc to nie oni osobiscie wymysli te wyzszosciowe teorie. Analogiczna sytuacja jest i w innych krajach. Ja sama np. nie mieszkalam w Stanach podczas segregacji rasowej, nie mowiac juz o czasach niewolnictwa. A jednak, ze wzgledu na sam kolor skory, jestem osobiscie beneficjentka tego, ze sam moj wyglad wielu jeszcze ludziom kojarzy sie z wieksza kompetencja, mozliwosciami intelektualnymi, brakiem sklonnosci do zachowan kryminalnych, itp.
A poza tym caly podzial na „dewizowych” czy „zagranicznych”, i „krajowych” jest rzeczywiscie tez wart omowienia. Sama nie odczuwam zadnej wyzszosci, ale takze nie odczuwam nizszosci wobec osob mieszkajacych w kraju. Nie udaje tu takze nigdy eksperta od spraw krajowych, wiem ze wiedza z mediow i z wizyt w prawie kazde wakacje to nie to samo, co wiedza z codziennosci (a sama z kolei podwazam podobnie uzyskana wiedze na temat krajow, ktore zdazylam poznac dobrze „pozamedialnie”, stad czesto podwazam delikatnie jak moge twierdzenia typu dotyczace ogolnie „kultury amerykanskiej”). Nie biore tez (zupelnie swiadomie, a nie wylacznie z przypadku) udzialu w ostrym wysmiewaniu sie z konkretnych polskich politykow. Wysmiewanie sie z katolicyzmu, gdy jest okrutne i drapiezne wrecz mnie razi (czesto w tym celuja akurat osoby mieszkajace w kraju, rozumiem okolicznosci, ale jednak nie dolacze). A jesli sie wypowiadam, to zaznaczam, ze jest to z mojego punktu widzenia, czyli miejsca, gdzie obecnie mieszkam, bo inaczej moj udzial w dyskusji bylby calkowicie nieautentyczny – nie mozna pisac znikad, bez zadnego punktu widzenia. Mozna sie tylko ludzic, ze sie pisze z jakiejs calkowicie obiektywnej perspektywy.
A wszystko to napisalam o moim tu pisaniu to nie objaw jakiejs ego-trip, tylko czesc stwierdzenia, ze w ogole ciekawi mnie blogowa rozmowa, cieszy mnie przekladanie sie roznych perspektyw, z wewnatrz i z zewnatrz – taki interesujacy wspolczesny eksperyment z dziedziny sztuki rozmowy. A gdyby mi na polskiej kulturze nie zalezalo, to bym pewnie w ogole sie nie odzywala, bo szczerze mowiac mam jeszcze wiele innych mozliwosci ciekawej wymiany mysli i ostatnio cierpie na chroniczny brak czasu. Ale mi zalezy. Mysle, ze wielu tzw. zagranicznych powiedzialoby to samo, choc poza tym mocno sie miedzy soba w roznych sprawach roznimy, wbrew pewnym checiom wtloczenia nas do jednego worka. 😉
Bobiku,
powtorze za Haneczka: nadawca – odbiorca – kontekst. Dicit.
Kierowniczko, to nie dowód. Kierownictwo po prostu nie jest w stanie wiarygodnie pokemońskiej dykcji odtworzyć 😈
Może i tak. Ale posługiwałam się też metodą opisową. W ogóle nie kapowali, o co chodzi, naprawdę 😆
Vesper, ja właśnie się przyglądam procesowi, dlatego zadaję różne pytania. 🙂
Muszę pewne sprawy w Twoim ostatnim poście oddzielić. Jak chodzi o ślub, to z PC nic to nie miało wspólnego. Była to zwyczajna, choć dość zażarta 😉 różnica zdań, nie dotyczyła żadnych dyskyminowanych grup i akurat w ogóle nie przebiegała po linii krajowo-zagranicznej. Ja byłem w opozycji do Heleny, co przypominam również na dowód, że nie zawsze się z Heleną zgadzam. 😛
Z kościółkowością i fobiami historia jest trochę inna. Też absolutnie nie mogę sobie przypomnieć, żeby ktokolwiek zarzucał to wszystkim Polakom – zresztą byłoby to absurdem na blogu, gdzie zdecydowana większość Polaków jest niekościółkowa. Ale zgodziłem się już wczoraj z tym, że powinniśmy zwracać większą uwagę, czy nasze sformułowania nie sprawiają wrażenia „huzia na katolika”. Czy nie mogą się nimi poczuć dotknięci katolicy jako tacy. Bo przecież dobrze wiem, że w katolicyzmie różne nurty istnieją i nie można wrzucać wszystkich do jednego worka.
Ale też nie sprowadzajmy każdej krytyki, czy nawet kpiny, do obszaru poprawności politycznej. PC zabrania pogardliwego wyrażania się o mniejszościach czy dyskryminowanych grupach, ale nie zabrania ani uzasadnionej krytyki konkretnych zjawisk czy osób w obrębie tych grup, ani tym bardziej w obrębie dominującej większości. Ani też krytyki „grup trzymających władzę”. Więc jeżeli skrytykuję Kościół jako grupę trzymającą władzę, to istotnie nie mam poczucia, żebym w tym momencie naruszał PC.
Jotko. oczywiście zgadzam się z Tobą, dlatego kiedy dozorczyni, albo sąsiad, emerytowany ślusarz, opowiadają mi, że wszystkiemu co złe winni Żydzi, albo inni „Inni” to choć protestuję, myślę o nich z pewnym pobłażaniem – boją się, nie bardzo wiedzą czego, ale się boją. Ale kiedy podobne bzdury wygłasza znajomy profesor, bywały w świecie, kiedy obserwuję go przez lata i widzę, że z coraz mniejszym skrępowaniem wygłasza takie poglądy, może nie wprost, może aluzjami (co zresztą wydaje mi się jeszcze bardziej obrzydliwe niż mówienie wprost), to zastanawiam się, co tu się dzieje. Nie mam ambicji naprawiania całego świata, dlatego nie przemawia do mnie argument Vesper, że gdzie indziej jest podobnie, mnie martwi to co się dzieje wokół mnie, chciałabym móc lubić i szanować ludzi z którymi stykam się bezpośrednio, których lubiłam i szanowałam przez lata, a którym nie wiedzieć czemu pościły hamulce.
Myślę, podobnie chyba jak Helena, że bardzo źle się stało, że tak obśmiali u nas PC, bo to byłby może jakiś hamulec dla rozmaitych zakamuflowanych rasistów, pewnych rzeczy nie wypadałoby mówić, a nawet dawać do zrozumienia.
No i jeszcze jedno, oczywiście rasiści to nie jest większość, ale jest ich niepokojąco dużo i to nie wśród ludzi niewykształconych, ale tych z cenzusem, od których, wydawałoby się, można wymagać więcej.
Vesper, czy aby napewno spotkalas sie tu z krytyka lub wysmiewaniem sie z „kosciolkowatosci” – ludowej,prostej poboznosci czy ludowej religijnosci? Wskaz miejsce, jeli laska.
Tu padaja czesto slowa krytyki z instutucji hirarchicznej Kosciola Katoloickiego w Polssce, ktpraa uzurpuje sobi prawa jej nei nalezne: odmawianis kobietom praw do kontroli wlasnej rozrodczpsci, wtryniania sie do stanowienia prawa, upierania sie, ze tylko t.zw. wartosci chrzescijanskie sa jedynymi i wszystkich oboiazujacymi wartoscimi, n arzucanoa symboliki religojnej tak gdzoe nie powinno byc dla niej miejsca itd.itp.
Niechaj sobie lud katolocki bedzie pobozny, niech nie uzywa prezerwatyw, niech nie robi skrobanek i wiesza sobie ikonki, komu to przeszkadza? Ale niechaj Kosciol nie narzuca swej nauki WSZYSTKIM – inowiercom, ateistom, organizacjom pozarzadowym, niech nie podwaza legitymacji wladz panstwowych i niech sie trzyma z da;eka od spraw panstwowych. Nie przszkadza mi kiedy wypoiada sie na tematy polityczne, kiedy nawet ocenia dzalania politykow, ale niech sie nie NARZUCA, tam gdzoe go nie prosza.
Dlamnie wielka wartoscia tego blogu jest to, ze mozna tu o tym mowic pelnym tekstem do ludzi otwartych i w wiekszosci [odzielajacych moj gleboki niepokoj niektorymi cechami polskieej DEMOKRACJI. Kosciolkowosc moze byc atrakcyjna dla obseratpra spoza kosciola, uzurpacja wladzy przez Kosciol jest wybitnie szkodliwa – dla samego Kosciolaa, dla Panstwa, dla spo;eczenstwa.
Bobiku, masz racje, ze przy dozowaniu krytyki wazne jest patrzec na to, czy sie krytykuje tego, co ma wladze I wplywy, czy tez tego, ktorego glos ledwie moze sie w rozmowie przebic. Wieksza wrazliwosc, czy tez pc, nalezy sie tym ostatnim, choc jak ladnie zaznaczyles z uczuciami poxostalych tez nalezy sie liczyc.
A poza tym w czwartym akapicie zgubilam slowo „skutkow” przed „brytyjskiego kolonializmu”. Mam nadzieje, ze jakos bedzie mozna sie tego domyslic, bo nie smiem prosic I yak zagonionego Bobika o korekte. I w ogole, Bobiku, dziekuje Ci za calosc. 🙂 Czuje, ze nalezy Ci sie rozbef z padztetowka 🙂
Ale ziarnko czujności Kierowniczka zasiała. Założę się, że wkrótce sami zauważą 🙂
Co do „nie zetknęłam się” – mam jednego znajomego, o którym mogę z całym przekonaniem powiedzieć, że oszołom, antysemita, rasista i ksenofob. Ale on ma niejako żółte papiery dla wszystkich z bliższego i dalszego otoczenia. A otoczenie to w aureolach nie chodzi. Co w moim przekonaniu dowodzi, że na tle przywoitej większości, rasista jest rodzynkiem. Hałaśliwym i swędzącym, najczęściej do tego głupawym, ale jednak rodzynkiem.
Że rasizm przelewa się przez fora internetowe… Doświadczenie uczy, że nie należy opierać swojej wiedzy o fora. One są oczywiście jakimś wycinkiem rzeczywistości, ale jednak wycinkiem. Mało reprezentatywnym.
Dlatego tak się najeżyłam na Helenkę (którą poza tym szalenie lubię i bardzo za nią tęsknię, kiedy jej nie ma). Gdy na Polskę spojrzeć przez pryzmat tego, co w wiadomościach i na forach, to włos się jeży na głowie. Jeśli dodać do tego własne negatywne doświadczenia z przeszłości, to nic dziwnego, że wyjdzie z tego odczucie, jakoby w Polsce rasistów było więcej niż w Anglii. I może jest to odczucie odpowiadające prawdzie. Może tak być, ale nie musi. Choć więc komunikat Heleny do jej znajomej był szczery i zgodny z Heleny własnym odczuciem, z perspektywy Polaka niedewizowego, który ma szczęście obracać się w środowiskach nie reprezentowanych na forach onetu, jest to komunikat nieuprwaniony i krzywdzący. Bo co innego, gdy znajoma słyszy rasistowską wypowiedź i wnioskuje, że w Polsce zdarzają się rasiści, a co innego, jeśli Helena powie, że w Polsce jest ich więcej niż gdzie indziej.
Zwierzaku, tu się nie mogę zgodzić z nadawcą, odbiorcą i kontekstem, bo nadawca nie jest winien temu, że odbiorca interpretuje nie to, co nadawca powiedział. Zacytowałem słowa Heleny, żeby nie ulegało wątpliwości, że ona po prostu nie napisała tego, co Ty jej przypisujesz.
Nie zarzucam Ci celowego przekręcania, ale mi się wydaje, że wczoraj, pod wpływem pierwszego wrażenia, ustaliłaś sobie pewną interpretację i dziasiaj już nie zerknęłaś na zacytowany przeze mnie fragment, żeby ją ewentualnie zweryfikować. Bo gdybyś rzuciła, to byś zobaczyła, że odpowiedź na pytanie, czy Polacy są rasistami, brzmi jednoznacznie „z pewnością nie wszyscy”.
Tu zahaczam też o komentarz Telemacha i jego pytanie, na ile odbiorca komunikatu jest odpowiedzialny za jego prawidłowe zrozumienie. Nie umiem od łapy wyczerpująco na to pytanie odpowiedzieć. 😉 Ale właśnie w takim punkcie bym pewne minimum tej odpowiedzialności widział – interpretować to, co rzeczywiście zostało powiedziane.
Heleno, chwyt erystyczny poniżej pasa. Wiadomo, że nie wyciągnę wypowiedzi wprost wyśmiewających prostą wrażliwość religijną, bo ich nie było. Były natomiast sekwencje komentarzy, które w swojej masie i powtarzalności mogły sprawić wrażenie „huzia na katolika”, choćby bezpośrednim przedmiotem krytyki był kościół hierarchiczny. Znowu, co do meritum – bez zarzutu. Ale ton bywał często nie ładny, o co już się kiedyś tutaj zwarłyśmy, dawno temu.
No, nie Vesper, to nie jest tak, ze zetkneelam sie z rasizmeem wsrod Polakow tylko w przeszlosci, a terazczepie wwiedzez forow. Czerpie ja z doniesien o wyrokach sadowyc, wypowiedzi niektorych politykow (przypomnij soie co sie mowilo w polskim Sejmie przy okazji wystawy w Zachecie), sprawozdan z meczow na stadionach i wwielu roznych innych zrodel. A bezposrednie zetkniecie z rasizmem ostatnio przytrafilo mi sie w gabineciedentystycznym, w Londynie, kiedy moj polski dentysta zatrudnil nowa higienistke-recepcjonotke z Polski. Nie moglam nawet zareagowac bezposrednio, bo wlasnie borowal. Ale wiecej juz do niego nie poszlam, chociazz byl to w mojej dzielnicy ostatni dentysta panstwowy. Musze teraz chodzzic do drogiego prywatnego.
A i w mojej pracy nasluchalam sie sporo mimochodem rzucanych uwag rasistpwskich, z ktorych koledzy czest nawet nie zdawali soboe sprawy: np. Syn chodzzi niestety do szkoly z samymi Hindusami czy Pakistanczykami, cholera ich tam wie. To mowi zznakomity dziennikarz. Na moje zwrocenie uwagi, ze to jest jednak BBC i za takie publiczne uwagi mozzna miec spore nieprzyjemnosci wlacznie z utrata pracy, uslyszalam: co ty jestes taka politycznie poprawna, wyluzuj sie.
A to jeszcze byo z delikatniejszych uwag zaslyszanych w redakcji, w obecnosci wielu ospb.Bo bylo na to przyzwolenie towarzyskie.
Zawiadamiam, że znalazłem wolny moment zarówno na skutki Moniki, jak i na samowolne odchudzenie Telemacha (mam nadzieję, że w tych miejscach, co trzeba). 🙂
Z Vesper co do konieczności zwrócenia uwagi na ton już się zgodziłem, jeszcze tylko szepnę – tytułem wyjaśnienia, nie usprawiedliwienia – że ten dość ostry ton wobec pewnych zjawisk wziął się zapewne stąd, że na początku była na blogu mała grupa ludzi o podobnych poglądach, a w takiej grupie często się mówi „na odlew”, bez specjalnych zahamowań i poczucia, że jest się jednak na forum publicznym. Ale potem blog się zaczął zmieniać, rozrastać i w pewnej chwili sam zacząłem mieć poczucie, że wymaga już innego języka, innego sposobu komunikowania się. Nie to, że unikającego krytykowania czy nabijania się, bo przecie nudno by się zrobiło jak cholera. Ale uważniejszego.
Nie wiem dlaczego, ale ostatnio wpuszcza mi sie podwojnie z jakiegos powodu.
Vespr,slowo honoru. Nieprzypominam sobie aby na tym blogu napadano na generic katolika, choc sa katolicy na ktorych nie warto zostawic suchej nitki – Terlik z Betonu, Lisicki, Wildstein – za przeprpszeniem ja kogo, ci od krzyza pod Palacem czy te katoliczki, ktore wwyszly z transparentami wyrazajacymi radosc z powodu tragicznej smierci Geremka. Wolalabym, aby ta krytyka „katolikow” wyszla z szeregow Kosciola hierarchocznego czy chocby miejscowego proboszcza. Wiec z braku laku robilismy to na blogu, aby odreagowac bezsilnosc.
Dziekuje, Bobiku. 🙂
Ja widzialam poczwornie, Heleno i teraz zaczynam sie zastanawiac dlaczego mi sie jeszcze w oczach znowu podwoilo… Ale mialam dlugi tydzien, i dzisiejszy dzien – bo przy dzwiekach pily tarczowej i zegnaniu sie z drzewem po tornadzie.
Heleno, to było nawet poczwórnie. Na szczęście mam dużo łap do wyrzucania zbędnych kopii. 🙂
Z tym przyzwoleniem towarzyskim na niepoprawność to fakt. W niektórych kręgach to jest nawet jakby świadectwo junackiej fantazji i wolnego ducha. Nie daliśmy się komunie, nie damy się i poprawności. 🙄
A mnie się teraz, w związku z zagadnieniem „wszyscy czy nie wszyscy Polacy”, przypomniało zdarzenie właściwie kompletnie absurdalne. Rozmawiam kiedyś z jedną „tutejszą” Polką, pracownicą socjalną, dużo mającą do czynienia z cudzoziemcami (na konferencji jakiejś ją spotkałem) i słyszę od niej tak zupełnie mimochodem i bez krępacji rzucone zdanie: „bo ja to jestem straszną rasistką”. Gały wywaliłem i pytam łagodnie „aaa… nie wydaje ci się, że to do twojego zawodu jakby niezupełnie przystaje?” A ona na to z buzią naiwną i niewinną „no może, może, ale przecież wszyscy Polacy nie lubią tych ciemnych”.
To nawet wcale nie było agresywne czy walczące, tylko zwyczajnie przeraźliwie durne. Ale, jak widać, nikt nie przyprawi nam Polakom gęby tak skutecznie, jak my sami sobie.
Heleno, ja to wszystko rozumiem. Co więcej, podzielam i sama praktykuję (gdybyś mnie czasem w domu usłyszała…), w dokładnie tym samym celu, ale częściej prywatnie niż na forum publicznym, a jeśli publicznie, to z autocenzurą. Pamiętam, jakiś czas temu, była dyskusja o „pokropku”. Ocierała się o hasanie po ludowej pobożności i krytykę zwyczajów okołoliturgicznych, a to już przekraczało chyba nasze kompetencje. W końcu, jak kto nie wierzy, to niech nie uczestniczy. Zresztą, nie ma sensu ponownie wsiadać na tego samego konika. Nie o KK chodzi.
A wiesz, że ten mój znajomy ksenofob to też dentysta? 😯 To jakiś ryzykowny zawód musi być 🙄
Gdzie ten rostbef i pasztetówka? Nawet najwytrzymalszy moderator czasem w końcu wysiądzie. 😛
Przez najbliższych 10 komentarzy mam zamiar wyłącznie się obżerać albo wesołkować, całkowicie porzucając rolę gospodarza. Po ponad 2 latach wreszcie mi się należy urlop. 😈
To może po prostu się prześpij, Bobik? To podobno bardzo relaksuje. Zamierzam sama właśnie sprawdzić. Dobranoc.
Przespać się? A jak Pręgowana mi w tym czasie pasztetówkę wrąbie? Ona podobno nocne zwierzę jest. 🙄
A poza tym jeszcze sobie muszę listę zakupów na jutrzejszy targ przygotować.
Nie wie ktoś przypadkiem, co ja mam kupić?
Moim ksenofobem nie byl sam dentysta, starszy pan, ktory tu od powojnia, tylko jego nowa higienistka-recepcjonistka po szkole dentystycznej.
Ale dentysta nie zareagowal ani slowem, choc jej wywod trwal z piec minut. Moglam tylko nogami wierzgac. jak skonczyl sie zabieg, to jej juz nie bylo w gabinecie.
Dentyści w ogóle mają bogaty repertuar metod znęcania się nad pacjentami. 🙄 Ja szczególnie sobie cenię zadawane mi w trakcie borowania pytania, na które nie da się odpowiedzieć gestem, tylko koniecznie trzeba by użyć – w całkiem dosłownym sensie – języka.
Jakoś mi się teraz pomyślało o całym dniu piły tarczowej i zrobiło mi się dziwnie brrrr…
Ale za to jak sie potem docenia cisze… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=htobTBlCvUU&feature=fvsr
wyjechany za….., wiecej wiedzacy bo z berlina, oglasza w imieniu porannej zmiany – JEST SOBOTA 🙂
brykamy fikamy
szeleszcze sobotnioniedzielnym patrzac tesknie przez okno
na w kroplach deszczu moknacy balkon, sniadanie w kuchni
🙁
bywa
w polodnie wybiore sie na Flughafen Tempelhof przygladac sie
jak mieszkancy miasta w codziennym happeningu tworza nowa niezalezna przestrzen – fascynujace 🙂
zdarza sie
brykam fikam 😀
Skoro tyle mówiono w tym wątku o rodzinach, pochwalę się moim sudańskim siostrzeńcem – mister Hamid, czyli 31-letni obecnie chirurg z angielskiego Yorku. Kawał przystojniaka zresztą.
http://a4.sphotos.ak.fbcdn.net/photos-ak-snc1/v2077/248/18/501435492/n501435492_1767070_7265.jpg
A to moja siostrzenica, 33-letnia Wafaa, obecnie w Omanie – zdjęcie ślubne.
http://www.flickr.com/photos/91626829@N00/2378731706/lightbox/
Nie mam akurat zdjęcia ciut młodszego od nich Samiego. Cała rodzina – siostra, jej mąż i trójka dzieci to lekarze. Są muzułmanami light, zeświecczonymi i zwesternizowanymi.
Ładne ludzie. No z formy ślubu widać, że całkiem zwesternizowani. A pytanie ciekawskie: muzułmanin oczekuje, że żona przyjmie religię? I na odwrót też (muzułmanka będzie oczekiwała, że oblubieniec przyjmie religię)? Czy też środowisko (rodzina) oblubienicy/oblubieńca będą oczekiwali…
Dzień dobry,
no widzisz Tadeuszu, ranna zmiana na, sorry, psy zeszła i po nocach elaboraty pisze 😉
Moniko,
po prostu nie da się wszystkich wątków równocześnie pociągnąć.
Naturalnie, że wrażliwość i uważność wobec każdego to podstawa i sprawdzian człowieczeństwa.
Przyjmuję na siebie odpowiedzialność za to co „biały” człowiek zrobił „nie białym”. W moim i mojego męża przypadku wyraża się to w wieloletnim już utrzymywaniu trójki dzieci z Afryki. Te dzieci się zmieniają, ale zawsze jest ich troje. Dajemy im możliwość zdobycia wykszatłcenia. Jest to kropla w morzu potrzeb, ale robimy tyle ile możemy.
Polacy mają również na swoim koncie kolonializm. Ukraina.
Klaro,
cenzus naukowy nie idzie w parze z tym, co psycholodzy nazywają inteligencją emocjonalną. Tymczasem społeczne funkcjonowanie zależy od umiejętności „zarządzania emocjami”, bo to one w pierwszym rzędzie kierują naszym zachowaniem. O „błędzie kartezjańskim” napisano już sporo tymczasem do tak zwanej ogólnej świadomości ciągle się ta wiedza nie przedostaje.
Siostra przeszła na islam prawdopodobnie po to, by ułatwić mężowi poruszanie się w arabskich rewirach – siedzieli oboje przez 20 lat w Rijadzie i tam czasem sugerowano, że byłoby dobrze, gdyby ordynator dużego szpitala miał żonę muzułmankę. Bez specjalnych nacisków, były to życzliwe sugestie.
W tamtych rejonach kierunek jest oczywiście jeden – współmałżonek przechodzi na islam. Saudia jest pod tym względem mało tolerancyjna i nie dopuszcza żadnej innej wiary. Dziwne, że kierujący się szariatem Sudan daje znacznie więcej swobody. Zaś cała sudańska część mojej famuły to ludzie z tamtejszych elit – lekarze, wojskowi, urzędnicy, wykładowcy uniwersyteccy, inżynierowie. Czasem po studiach zagranicznych, więc mający należny dystans do religii i rozmaitych obyczajowych powinności. Alkohol też piją, choć nie ostentacyjnie.
@Jotka – zostałem zaskoczony stwierdzeniem „kolonializm” w odniesieniu do Ukrainy, ale po chwili zastanowienia stwierdziłem, że to chyba nieodległe od prawdy. Dałoby się użyć takiego określenia.
Wątki ukraińskie były ostatnio poruszone we wpisie Telemacha, gdzie wywiązała się bardzo żywa dyskusja, ze sporą dawką emocji, nawet i momentami mało przyjemnych wycieczek.
http://pytania.wordpress.com/2011/06/10/rzeczpospolita-ostoja-tolerancji/
A propos przystojniaków, już dawno miałam ochotę to powiedzieć, synkowie andsola to dopiero będą przystojniaki, a właściwie już są 😉
Podglądałam ten wpis telemacha i muszę stwierdzić, że nawet ja o tym nie słyszałam. Pewnie słyszała moja siostra, która bardziej w tematyce siedzi.
@Dora – po zdjęciu sądząc, faktycznie są 🙂
A mnie zaciekawiło, czy po mamie-biologu i tacie-matematyku dziedziczą zainteresowania naukami ścisłymi i przyrodniczymi, czy też wybierają swoją drogę.
No Andsol napisał, że młodszy (chyba) najlepszy w klasie ze ścisłych, jak czegoś nie przekręciłem. Ale na pewno najlepszy 🙂
Ja bym jednak ostrożnie podchodził do źródeł niewątpliwie literackich jako źródeł historycznych. A przynajmniej przeczytał komentarze historyków, wszystkich trzech stron, żydowskiej, ukraińskiej, polskiej, bo to niestety ideologiczne uwarunkowania są silne tam.
To zależy od rozumienia co to jest kolonializm, ale mam wrażenie, że dałoby się tak nazwać postępowanie RP na Ukrainie. Przy czym tu jest też delikatna sprawa, bo spore części Ukrainy były jednak litewskie, która jednak miała odrębną politykę od Korony, przynajmniej do pewnego czasu.
Mam też wrażenie, że błędna, mocarstwowo-kolonizatorska, polityka II Rzeczpospolitej wiele złego wyrządziła. Jakoś i Litwini nie nadmiernie nas kochają… zresztą w środowisku Kultury paryskiej, w kręgu Giedroycia, dużo się o tym mówiło.
W rodzinie Kuperbergów syn Greg został też matematykiem, ale córka Anne jest z kolei wybitną fotograf(ką).
Wimmer, Tadeusz,
naturalnie, że są pewne różnice, ale są też, i to spore, cechy wspólne.
Zanim porwie mnie na nowo Bestia Brukselskiej Biurokracji, słów parę o „poszanowaniu polskiej wrażliwości”. Nie chodzi o dopieszczanie czy wachlowanie polskiego ego. Chodzi o uwzględnienie aktualnych możliwości poznawczo-emocjonalnych. Może wyjaśnię to na przykładzie.
Eskimosi mają ponad 20 określeń na śnieg i jego konsystencję. Mają też kilkanaście określeń na sam kolor biały. Nazwa śniegu określa, jak łatwo im będzie polować, ciągnąć sanki i dokądś dotrzeć.
W porównaniu z Eskimosem, przeciętny Europejczyk jest „tepakiem” jeżeli chodzi o jego wrażliwość w odbiorze śniegu.
Mogło by tu powstać całkiem zgrabne pole do konfliktu pomiędzy „przewrażliwionym” Eskimosem a „tępym” Europejczykiem.
W hermeneutyce mówi się o „przedrozumieniu”. Jeżeli zależy nam na porozumieniu się w trakcie dyskusji, powinniśmy uwzględniać wnoszone do niej odmienne typy „przedrozumienia”, które nazwałam tutaj „wrażliwością”.
Tyle w sprawie polskiej wrażliwości.
Moje poczucie współodpowiedzialności za „nie białych” nie wynika z poczucia winy. Nie czuję sie winna i nikomu ze współczesnych nie próbowałabym poczucia winy imputować.
Bliskie jest mi buddyjskie poczucie jedności wszechświata. Moja współodpowiedzialność wynika ze współodczuwania. Przy czym szanuję prawo każdego człowieka do jego indywidualnej i niepowtarzalnej drogi.
Co do kierunku, w jakim posuwa się Człowiek. Uważam, że posuwa się w całkiem dobrym kierunku i w zupełnie niezłym tempie. Zważywszy, jakim jest ewolucyjnie młodym tworem.
Znowu odwołam się do przykładu.
Niecałe 50 lat temu oficjalnie używano nazw: debil, imbecyl, idiota, na określenie stopnia niepełnosprawności intelektualnej. Dopiero na początku lat 70. wprowadzono nazewnictwo: niedorozwój intelektualny stopnia lekkiego, umiarkowanego …. Dzisiaj używa się określenia: niepełnosprawność intelektualna, wychodząc z założenia, że słowo „niedorozwój” ma charakter stygmatyzującego epitetu. Podobnie z osobami z wadą słuchu. Na początku lat 70. przestano używać określenia „głuchoniemy”. Wprowadzono
określenie „niesłyszący”. Dzisiaj mówi się o niepełnosprawności słuchu. Te przykłady można mnożyć.
Oczywiście, chcielibyśmy żeby te procesy postępowały szybciej. Niestety ewolucja, zarówno ta biologiczna, jak i kulturowa i społeczna, rządzi się swoimi prawami.
Wyobraźmy sobie, że na jakimś budynku powieszono by dziś tablicę z napisem Ośrodek Pomocy Spełecznej dla Idiotów. Co by się działo? No właśnie! I to stanowi dla mnie źródło optymizmu 🙂
Bestia Brukselskiej Biurokracji wzywa 👿
jest też sporo cech wspólnych 😳
To wszystko przez tę, dyszącą za moimi plecami, Bestię Brukselskiej Biurokracji (BBB) 👿
Podobna historia jest z australijskimi aborygenami. Według kulturowych norm europejskich mają średnie IQ na poziomie 65, ale to właśnie aborygeni przez tysiące lat dawali sobie radę z ukąszeniami węży (metodami naturalnymi, do których doszli przez praktykę), gdy „biali” dopiero od parudziesięciu lat dysponują surowicami. Australczycy wykazali tu niewątpliwą inteligencję.
Małe sprostowanie mam. Nazewnictwo rzeczywiście wprowadzono, ale nie stygmatyzacja była przyczyną, tylko precyzja. Określenia „niedorozwój” używa się nadal na określenie niektórych przyczyn niepełnosprawności intelektualnej, tych związanych z wadami rozwojowymi. W „niepełnosprawności” mieści się mnóstwo kategorii, różne „niedorozwoje” też. Medyczna terminologia ma taką właściwość, że jest precyzyjna i z konieczności nie przejmuje się wrażliwością. W języku potocznym jest inaczej i bardzo dobrze.
No i nie Ośrodek, a Dom Pomocy Społecznej, ośrodki to coś innego. Takie specyficzne Domy mają informację o swojej specyfice schowaną w statucie, nigdy nie wywieszało się tego na tablicy (a i tak okoliczna ludność mówi „dom wariatów”, raczej z sympatią). 😉
Wielki Wodzu,
😆
BBB 👿
spadam 😉
No i chyba mamy wytłumaczenie tej specyficznej niechęci polskiego społeczeństwa (w dużym procencie) do PC.
Przeciętny Polak zwrócony jest w stronę przeszłości. Tak już nas zaprogramowały wszelkie nieszczęścia historyczne, że trzeba było czepiać się tradycji, by zachować tożsamość.
Tak więc zaprogramowany uważa: a czemu niepotrzebnie gmatwać to, co KIEDYŚ mówiło się tak prosto. Idiota to idiota, a nie niepełnosprawny umysłowo, głuchy to głuchy, a nie niepełnosprawny słuchowo, po co się wygłupiać?
Co światlejszym przedstawicielom zwłaszcza młodszych pokoleń ten sposób myślenia jest już na szczęście obcy. Może w końcu odejdzie w przeszłość – tam, gdzie jego miejsce.
Też spadam 😀
A propos „wariatów”. W latach 80. część zajęć w ramach stażu z zakresu psychoterapii obdywaliśmy w pewnym Domu Pracy Twórczej. Panie sprzątajace mówiły, że one najbardziej lubią, kiedy przyjeżdzają „wariaci”. Wprawdzie trochę krzyczą, płaczą, ale nie upijają się i nie awanturują po nocach. A przede wszystkim „nie rzygają gdzie popadnie” 😉
Pewnie owa straszna Bestyja sprawiła, że się dość pogubiłem 🙁 i kompletnie nie wiem kto z czym jakie kto ma różnice i podobieństwa.
Z mojszej dziedziny chciałem delikatnie powiedzieć w przypisie, że to nazewnictwo Eskimosów to jest taki mit. Po pierwsze nie ma eskimoskiego języka (jest Inuit, Aleut, etc.), po drugie te ilości nazw śniegów to jest z palca wyssane i nie odpowiada kompletnie empirii. Dość słynny artykuł to The Great Eskimo Vocabulary Hoax Pulluma, chyba tu http://users.utu.fi/freder/Pullum-Eskimo-VocabHoax.pdf. I tak dobrze, że wymieniane jest 20 określeń, bo to już do setek dochodzi… Jak dobrze policzyć to angielski ma więcej. W jeszcze mniejszym przypisie: są zasadnicze trudności co nazwać wyrazem w tych językach, które są polisyntetyczne i inaczej budują elementy leksykalne niż indoeuropejskie.
Kierunek, w jakim idzie człowiek jest taki sam jak i całego wszechświata: całkowitej entropii. I to jest bardzo pocieszające. Będziemy jednym wielkim chaosem ze wszystkim 🙄
Dzień dobry 🙂 Przedłużyłem sobie urlop nawet na więcej niż 10 komentarzy. Widzicie, jaki jestem wypoczęty i opalony? 😀
A najlepsze, że zdążyłem na targ skoczyć i górę wałówki sobie przynieść. Będę miał skąd czerpać siły do dalszej owocnej działalności na niwie.
Tylko że obieranie szparagów mnie czeka. 😈
O, juz Tadeusz zdazyl napisac o micie na temat eskimoskich nazw sniegu. 🙂 Ciekawe jest zreszta, jak dlugo taki mit jeszcze funkcjonuje w ogolnej swiadomosci, zwlaszcza, ze jest taki poreczny… 😉
Jotko, tak – ciesze sie jednak, ze to sama dorzucilas, dzieki czemu nie musze sie juz tylko domyslac. Moze tylko jeszcze zastanawiam sie, czy piszac o tym, ze nalezy szanowac wrazliwosc kazdego (niestety iPad nie wytluszcza druku), wlozylas w to zwiezle zdanie na temat glownego watku tej rozmowy takze to, ze tak szeroko sformulowanie prawdopodobnie jednak domaga sie wiekszego doprecyzowania, gdy chodzi o szanowanie wrazliwosci Innego. A to dlatego, ze z definicji, Inny ma nieco inna wlasna historie i zeby go choc jako tako go zrozumiec trzeba sie jednak troche wiecej napracowac niz w przypadku pozostalych – blizszych kulturowo – innych. Ale jestem pewna, ze i to pewnie ucieklo z braku miejsca i z pospiechu pisania z dyszaca z boku Brukselska Bestia. 😉 A buddyjskie myslenie na wiele tematow i mnie jest bardzo bliskie, i mysle, ze do winy byc moze rzeczywiscie nie trzeba sie poczuwac, ale do odpowiedzialnosci juz owszem, w ramach buddyjskiego inter-being. 🙂
A o „bledzie kartezjanskim” tez tu kiedys pisalam, wiec ciesze sie, ze o tym w tym mijescu wspomnialas. 🙂
A Wimmerowi gratuluje pieknej rodziny. 🙂
Ty juz wrociles z targu Bobiku, a ja dopiero zerwalam sie skorym switem na prawdziwe pelne angielskie sniadanie (z kielbaskami, bekonem, grilowanym pieczarkami i pomidorami i cala reszta), ktore jeszcze tylko trzeba zrobic (but it’s a work of love). 😉 Odpowiednio duza czesc, zwlaszcza miesna, dla Ciebie odloze, choc pewnie dzisiaj i tak jestes dobrze zaopatrzony. 🙂
To oni w tej Brukseli nie wywalczyli sobie wolnych sobót? 😯
To jest aż podejrzane. Oglądając „blogowe” rodziny – Moniki, Andsola, Wandy TX, Pawła – za każdym razem sobie myślałem „jacy piękni ludzie”. Czy my się tu według kryteriów urody dobieramy? 😆
A przy okazji sobie pomyślałem o zdaniu Tadeusza (streszczam z głowy, czyli z niczego więc może być niedokładnie), że Murzyn (a można to uogólnić do ludzi o innym kolorze skóry, czy z odległych kultur) jest dla nas na tyle Obcym, że trudno nam się z nim utożsamić i odczuwać taką samą empatię jak wobec Rosjanina czy Ukraińca. Może i tak było, ale – jak widać na załączonych obrazkach 😉 – już nie jest. Ludzie o innych kolorach skóry czy zapleczach kulturowych stali się już jak najdosłowniej częścią naszej rodziny. Siedzimy z nimi przy wspólnym stole (ja np. nie rodzinnie, ale przyjacielsko lub znajomościowo jak najbardziej) i nie możemy liczyć na to, że z dystansu swojej obcości nie usłyszą tego, co – i jak – o nich mówimy.
Dlatego nie zgadzam się z Jotką, kiedy sugeruje (tak przynajmniej zrozumiałem), że należy procesom „przyswajania” Innego dać czas, zostawić naturalnemu biegowi, nie ingerować, nie przyspieszać, wykazywać dobrotliwe zrozumienie dla specyfiki, etc. Jeżeli córka Moniki, syn Andsola, siostrzeniec Pawła albo wnuczek Wandy zostanie w kraju – w jakiejś cząstce też przecież „swoim” – zbluzgany lub opluty przez jakiegoś troglodytę, czy będziemy żądać od nich zrozumienia polskiej specyfiki? Tłumaczyć, że powinni mieć cierpliwość, bo kiedyś to się wszystko „samo ureguluje”? Zabraniać opisania zjawiska ich językiem, bo trzeba poczekać, aż Polacy wynajdą własny, lokalny?
W niektórych sprawach świat nabrał strasznego przyspieszenia i dopasowanie do tego zmian w mentalności jest po prostu naglącą koniecznością. Nawet jeżeli w tym celu trzeba szturchnąć jakąś specyficzną (nie tylko polską) wrażliwość i powiedzieć jej „słuchaj, nic ci się strasznego nie stanie, jeżeli otworzysz oczy i popatrzysz, na jakiej planecie żyjesz tak naprawdę, nie w swoim zwróconym w dawno miniony czas wyobrażeniu”.
@Bobik – mam wrażenie, że nasze media starają się zasypywać te rowy, opiłowywać różnice. Przykładem jest choćby TVN, który zatrudnia prezenterki pochodzące z mieszanych rodzin, czy zaprasza czasem Krystiana Legierskiego, który jest w ogóle „odmieńcem”, bo ma ciemniejszą skórę i jest do tego gejem. W fajnej reklamie Coli występują Polacy pochodzenia a to afrykańskiego, a to azjatyckiego, wychowani jednak w Polsce, więc mówiący czystą polszczyzną. To takie sukcesywne przyzwyczajanie ludzi do tego, co jest normalne na Zachodzie.
Znam blog młodziutkiej Wietnamki, Lan Pham (Lanooz.net), wychowanej w Polsce, piszącej ładną polszczyzną, warszawskiej patriotki. Bardzo chciałbym, aby polska młodzież posługiwała się takim językiem, prezentowała taki poziom intelektualny, jak ta dziewczyna.
Hehe, Tadeuszu, z tym sniegiem……. 😆
Dzieki za wrzute.
Pamietam bardzo dokladnie kiedy pierwszy raz uslyszalam o tych eskimoskich sniegach. W IX albo X klasie liceum siostr kanoniczek. Przyszedl do nas na spotkanie pisarz i podroznik Budrewicz. I – jak dzis podejrzewam – nawciskal nam sporo kitu. Oprocz informacji o dziewieciu terminach na okreslenie sniegu w jezyku Eskimosow, opowiedzial inna historie, ktora latami usilowalam potwierdzic – bez skutku.
Here it is for what it’s worth. Ze mianowicie po to, by przewiezc samolotem slonia z punktu a do punktu b, nalezy owego slonia ustawic na pokladzie i wsadzic mu na glowe kure. Wtedy slon nieruchomieje i mozna go bezpiecznie przewozic.
Ale raz sie stalo tak, ze umieszczona na glowie slonia kura – opowiadal Budrewicz – zniosla jajko, ktore stoczylo sie w dol, slon sie przestraszyl, zaczal rozrabiac no i samolot wpadl do morza albo sie rozbil na ziemi.
Wiele lat opowiadalam historie jak sie przewozi slonie. Az ktos mnie bezlitosnie wysmial. Odtad wielokrotnie probowalam wersje z kura potwierdzic, ale nikt o tej metodzie przewozenia sloni nie slyszal.
Ech, Budrewicz, Budrewicz! Niiech mu ziemia lekka bedzie….
Dziękuję, Pawle – to jest coś, co słyszę z największą radością. 🙂 Bo to oznacza, że wcale nie ma jednej „polskiej specyfiki” (zresztą i tu, na blogu, doskonale widać, że to jest mit). Są różne. Więc może nad troglodytami (tu już nie mówię tylko o rasizmie) wcale nie musimy się pochylać z szacunkiem dla ich powoli kształtującej się wrażliwości, tylko zwyczajnie – i głośno – możemy powiedzieć: dla takich a takich zachowań we współczesnym świecie nie ma miejsca, bez względu na to, jak kogo kształtowała historia.
I nie jest tak, że „w tym temacie” jakiekolwiek podziały przebiegają po linii krajowo-zagranicznej. To też widać i w blogosferze, i w tym, co pisze Paweł, i w osobistych kontaktach. Znajduję wśród Polaków krajowych wystarczająco wielu „sojuszników i kombatantów”, żeby myśleć już raczej o specyfice i wrażliwości „lewicowej” czy „prawicowej” (cudzysłów w ramach świadomości, jak nieprecyzyjne i mylące są te pojęcia) niż narodowej. I jeszcze raz powiem: jeżeli pisuję co jakiś czas o polskich, a nie innych troglodytach, to dlatego, że właśnie oni są dla mnie wstydem, zadrą i przykrością. Czymś takim, jak posiadanie w rodzinie notorycznego złodzieja. No, swój jest, nie można udawać że się z nim nie ma nic wspólnego, ale chwalić się nim byłby raczej trudno. A że wstyd robi, zbieramy się czasem na rodzinnych konwentyklach i tak się zastanawiamy – co by, kurczę, z tym Edkiem zrobić, żeby się zmienił… 😉
Oczywiście można się zastanawiać i analizować, skąd się u pewnych grup ludzi bierze tak wielka potrzeba szukania underdoga (na pewno nie tylko z braku poczucia bezpieczeństwa socjalnego, o czym świadczy choćby wspomniany przez Klarę profesor). Ale pamiętając o tym, że wyjaśnienie nie jest równoznaczne z usprawiedliwieniem ani akceptacją.
Heleno, tylko nie powiedz jeszcze, że sposób na wsadzanie słonia do lodówki też „nie polega na prawdzie”, bo mój obraz świata już całkiem legnie w gruzach. 😆
A ja mam nieodparte wrazenie, ze tzw. specyficzna polska wrazliwosc polega glownie na obrazalstwie na fakty i przetrawione juz dawno gdzie indziej idee. Przykladem na pierwsze moze byc irracjonalna dyskusja w sprawie chocby ostatniej ksiazki Grossa, a drugie -chocby czytany 2-3dni temu tekst B. Zubowicz w Rzepie w sprawie projektu ustawy o zwiazkach partnerskich. Roztacza ona tam apokaliptyczna wizje „nowinek” plynacych ze zgnilego Zachodu ostrzegajac: to sie skonczy kolejnym zadaniem ze strony „gejowskiego lobby” w kwestii adopcji dzieci.
Nie bardzo wiadomo dlaczego takie zadanie bedzie koncem cywilizacji jaka ja znamy. Mysle, ze w podtekscie tkwi obawa, ze zaadoptowane powiedzmy przez dwie lesbijki dziecko, bedzie albo molestowane albo sie zarazi homoseksualizmem.
No i jeszcze szczegolne przewrazlwienie w sprawie „prania wlasnych brudow we wlasnym domu” i niewynoszenia niewygodnych faktow na zewnatrz. Niekalania wlasnego gniazda. Musialo to byc dosc zywa idea juz ze 200 lat temu, skoro Norwid poswiecil temu az dwie fraazki (Nie ten ptak gniazdo kala, co je kala, lecz ten, co o tym mowic nie pozwala. I jeszcze taki drugi wierszyk, konczacy sie slowami: Czlek to bardzo niebezpieczny!)
Robiąc Helenie korektę, „gjoskie lobby” poprawiłem w pierwszym momencie na „gojowskie” i dopiero przy drugim spojrzeniu sobie uświadomiłem, że ma być „gejowskie”. 😆
Uprasza się o niewyciąganie daleko idących wniosków. 😎
Heleno, ja naprawdę jestem przekonany, że obecnie nie ma już jednej jedynej „polskiej specyfiki” (dlatego z Jotką od razu zacząłem polemizować). To, o czym piszesz, istnieje, ale przecież też nie dotyczy „wszystkich Polaków”. I może właśnie dlatego „krajowi” czasem czują się dotknięci, że takie generalizujące definicje polskiej wrażliwości (a nie poetyckie, bo tym z licencją na więcej się pozwala 😉 ) ich też wrzucają do tego obronno-zaczepnego worka, choć do siedzenia w nim wcale się nie poczuwają.
Gdybyś napisała „jest specyfiką pewnej grupy”… aaa, to insza inszość. 😈
Haneczka mnie pewnie obsztorcuje za troglodytów, ale trudno – ja na widok kibola z bejsbolem (również metaforycznego) właśnie tym słowem sobie myślę. 😳
Ale może na wszelki wypadek zaznaczę, że nie dotyczyło to w żadnej mierze tutejszego Szanownego Towarzystwa. 🙂
Ostygło; więc powybrzydzam.
NIE MAM ZA ZŁE! Rozumiem gorączkę dyskusji.
Proszę o mniejszy ładunek odruchów bezwarunkowych.
—
Irek 15 czerwiec 11, 14:12
„Może to zależy od wrażliwości wewnętrznej rozmówców?”
Co To wrażliwość wewnętrzna?
—
Bobik 16 czerwiec 11, 02:47
„I powoduje, że kwestia wrażliwości Innego przestaje być – jak to zeen chce widzieć – humanistycznym paplaniem, czy podbijaniem sobie bębenka w duchu “ach, jacyż to jesteśmy szlachetni”, tylko zaczyna należeć do Spółdzielni “Wspólna Sprawa.”
Pracowałem w Wydawniczej Spółdzielni Inwalidów „Wspólna Sprawa”. Nie wiem czy dziś istnieje. Natomiast istnieje firma PRowska „Wspólna Sprawa”. O niej poczytajcie tam:
http://wpolityce.pl/view/9234/Osa_nadaje__76___Z_niewiadomych_przyczyn_panowie_Zalewski_i_Mazurek_pomineli_w_swoim_donosiku_milczeniem_jeszcze_jednego_udzialowca_Wspolnej_Sprawy.html
Bobiku!
Moi sąsiedzi mieli psa Murzyna. Z wyglądu to był Twój bliźniak.
Majuskułowy inicjał ma duże znaczenie. Mój nick jest nazwą rodzajową i gdy gdzieś na forum czytam „staruszek nudzi”, to za każdym razem badam czy to o tym staruszku, który właśnie to niniejsze pisze i poczuwa się do wspólnoty sprawy.
Adresy poczty elektronicznej z różną modalnościa tolerują duże litery. Czy to zwyczaj, czy programowe ujednolicenie, tego nie wiem. Zwracam uwagę, że zwrot „Winien i Ma” dla wykształconego europejczyka skutkuje przywołaniem postaci przyjaciela Leonarda da Vinci franciszkanina Luca Pacioli.
Czy dla zrozumienia wyżej wymienionych Twych słów powinienem odczytać „wrażliwość na Innego”, czy „wrażliwość jaką ma Inny”? Bo to dotyczy wysilku rozumu i serca nadawcy – w pierwszym rozumieniu lub odbiorcy – w drugim rozumieniu.
Jestem z plebsu. Gdy słyszę, że uczciwość to przejaw szlachetności, to piana mi na ustach pojawia się. Mój Tata opisywał świat swej młodości z międzywojnia tak: „Idzie chłop i jedną reką przesuwa paciorki różańca, a drugą obsmykuje pańskie zboże.” Przyjaciółka mojej Mamy, ziemianka, wdowa po profesorze matematyki, przy obiedzie stwierdziła: „U nas to duże ziemniaki świniom się przeznaczało.” Czy była szlachcianką i czuła się szlachcianką – nie wiem. Czy kukurydza genetycznie modyfikowana jest odmianą szlachetną? Czy degenerujący szogunów biały ryż był szlachetniejszy od niełuskanego? Wyznacznikiem szlachectwa było posiadanie ziemi. Czy reforma rolna uszlachetniła pańszczyżnianych?
Odnotowuję Twą Bobiku delikatność środków wyrazu i dążenie do poszerzenia językowej platformy.
„humanistyczne paplanie szlachetnych” ???
Ja bym prosił zeen’a o republikańską poprawność.
Zostawmy szlachtę w spokoju.
—
jotka 18 czerwiec 11, 08:31
„wrażliwość i uważność wobec każdego”
Oj! jotko! Potrafisz lepiej dobierać słowa, nazwy i pojęcia!
—
Czy można by uważność i wrażliwość w odniesieniu do Innego zamienić na szacunek należny każdemu człowiekowi?
Bardzo trudno! Określenie Romowie wywodzące się z odpowiednika słowa „ludzie” swiadczy o takich trudnościach.
A nie będący Romami, to kim są?
—
Vesper!
W dzisiejszej telegazecie TVP1 przeczytałem, że zaciska się pętla wokół Radia Maryja. 3500 PLN kary to jest pętla wobec organizacji, która nie rozliczyła się z ze zbiórki na stocznię i ma roczny budżet w wysokości dziesiątków milionów PLN.
Na państwie polskim zaciska się pętla katolickiego mesjanizmu. Polacy widzą, że ksiądz nie podlega prawu cywilnemu a tylko boskiemu i kanonicznemu, którego realizacji pilnuje hierarchia Apostolskiego Kościoła Katolickiego.
Polacy czują zaciskający się na ich duszach gorset państwa wyznaniowego.
Proszę Ciebie Vesper! Rozważ procesy, które doprowadziły do spustoczenia wnętrza Katedry Najświętszej Marii Panny w Paryżu.
Porozmawiaj z rodzicami uczniów i uczennic.
Lekcje religii w szkole w ostatnich latach zrobiły więcej szkód katolicyzmowi w Polsce niż cały PRL.
Będziesz czuła się coraz bardziej atakowana przez ludzi spoza kościoła katolickiego. Aż zrozumiesz, że biedni po mszy uzgadniają rabunek. To nie są już obsmykiwane kłosy.
Twoja krzywda jest wielka. Zajrzyj więc do świętej księgi chrześcijan. Znajdzież tam słowa: „Idzcie i zabijcie!”
Wielokrotnie liczniejsze w obywateli państwo rosyjskie nie otwiera swych granic przed Polakami nie z obawy zagrożenia ekonomicznego. Nie z obawy szkodnictwa szpiegów.
Rosja się boi polskich księży.
Rosjanie boją się katolicyzmu.
Ludzie boją się katolicyzmu.
Ja Ci życzę Vesper, aby w Tobie nie narastały żale i złość z powodu atakowania polskiej obrzędowej religijności.
Ale nie zmienisz świata, ani Europy. Z każdym dniem w Europie zamiata ulice coraz więcej muzułmanów i coraz mniej chrześcijan. Polacy na czarno masowo zatrudniają prawosławne Ukrainki i Ukraińców.
Ja staram się zachowywać tak, aby ludzie chcieli być moimi sąsiadami i nie stawiam warunku wspólnoty religijnej.
Ja nigdy nie zgłębiłem co to przyzwoitość.
Mam od tego suwak w spodniach.
Ja oczekuję od ludzi uczciwości. Także intelektualnej.
I myślenia o przyszłości. Ksiądz Tadeusz Rydzyk odmówił pełni człowieczeństwa sędziom sądu II instancji w imię misji ewangelizacyjnej.
Toczy się wojna cywilizacji.
Nie czas na księdza skarga.
Czas na księdza mądra rada.
Moja definicja jest taka: mądry to udzielający skutecznych rad.
Nie uważam się z mądrego. Nie chcę codziennie przez megafon słyszeć z pobliskiego kościoła: głupi bo niedowiarek.
Nie było moim celem dotknąć kogokolwiek ani obrazić.
Nie mogę zapomnieć, że przy okazji K+M+B ksiądz nie zpytał o zdrowie moją stareńką teściową marzacą o mym nawróceniu. A o tym jak mu ciężko powiedzial. 2 m pasie.
Gdy widzę kwaśną minę na powitanie, to zerkam czy mam
czyste buty i czy jestem uczesany. A nie mam odruchu mienia za złe.
A zeen’owi się dziwię. Tyle czasu szedł po przepraszam.
Staruszku, w tym przypadku chodziło o oba rodzaje wrażliwości – wrażliwość na Innego obejmuje również próbę zrozumienia jego wrażliwości.
I jak ktoś mnie w tym momencie spyta, dlaczego wobec tego ja nie próbuję zrozumieć np. wrażliwości pisowskiej, opowiem mu, co wykidajło z knajpy w Soczi dawno temu odpowiedział mojemu Dziadkowi. Knajpa była wykwintna, hotelowa i „tolko dlia inostrancow”. Dziadek usiłował się dopchać do konsumpcji tamże, okazując swój polski paszport. Wykidajło spojrzał na niego z bezbrzeżnym zdumieniem, gdzieś od spodu podszytym politowaniem dla ograniczonych możliwości umysłowych niektórych osobników i przeprowadził szybką akcję uświadamiającą: „Nu, paszoł. Kakoj-że ty inostraniec?” 😈
A dobrą radę też mam. Lepiej docenić to, że ktoś jest zdolny do zmiany zdania pod wpływem argumentów i podkreślenia tego słowem przepraszam, niż zastanawiać się, ile czasu mu to zabrało. 😉 A nawet mogę tę radę uogólnić: na dobrą wolę najlepiej odpowiadać dobrą wolą, nie wyciągając zaszłości i nie szepcząc na boku timeo Danaos…. Mnie się w każdym razie to podejście bardzo w życiu sprawdza. 🙂
A tu troche dla ilustracji, ze inni tez zmagaja sie z dyskutowanymi tu problemami:
http://www.slate.com/id/2296998/
Bobik (13:07),
po dwóch latach mojego bywania w Koszyku właśnie tak zrozumiałeś moją wypowiedź?
Moniko,
„mit” o nazwach śniegu „kupiłam” od psychologa amerykańskiego J. Brunera, Poza dostarczone informacje.
Co do wrażliwości na Innego pełna zgoda.
Dziękuję Bobiku za dobrą radę.
Będe stosował.
Zeen przyniósł mi ulgę i chwała mu za to.
A pewnie, że się zmagają, Króliku. I całe szczęście, że się zmagają, a nie zmiatają pod dywan. 🙂
Rzeczywiście, bycie ofiarą dyskryminacji wcale jeszcze nie gwarantuje, że się nie będzie samemu dyskryminować. I – jak widać – amerykańska poprawność polityczna wcale nie przeszkadza w wytknięciu tego w konkretnych przypadkach. Niedopuszczalne byłoby tylko uogólnienie „wszyscy Afroamerykanie są antymuzułmańscy”.
Albo wyciągnięcie wniosku, że skoro oni tacy dranie, to weźmy ich jeszcze trochę podyskryminujmy, bo zasłużyli. 🙄
To Wimmer też jest czytelnikiem Lanooz 😀 Odkryłam ten blog już parę lat temu (więc dziewczyna była o te parę lat młodsza), autorka mi zaimponowała 🙂
Jotko, po prostu mi się wydało, że albo się trochę zapędziłaś, albo sformułowałaś wypowiedź mało precyzyjnie, dlatego Cię trochę popychałem w kierunku uściślenia. 🙂
Oczywiście, że znam Twój „całokształt” i nie podejrzewam Cię o żadne celowe „zdrożności ideowe”. 😉 Dlatego najpierw zapolemizowałem żartobliwie, pytając Cię, czy ja wyglądam na Teutona, który polską ziemię chce najechać. Bo w Twoim sformułowaniu, że w dyskusji zabrakło Ci uszanowania dla specyficznej polskiej wrażliwości, kryło się nieuświadomione założenie, że wrażliwość Moniki, czy Heleny, czy moja jest jakaś inna, nie specyficznie polska. I mnie tu się od razu narzuca pytanie: a jaka? Zagraniczna? Dlatego, że mi się polscy rasiści nie podobają? To wobec tego jaka jest świadomość tych Polaków „krajowych”, którym też się nie podobają? Też pozbawiona szacunku dla polskiej wrażliwości? Itepe, itede.
A potem zobaczyłem jeszcze inne możliwe (co nie znaczy konieczne) implikacje tego, co napisałaś, np. taką, że nie powinniśmy ingerować z zewnątrz w procesy lokalne, tylko dawać im się rozwijać we własnym rytmie, pozwolić poszukiwać własnego języka. Zastanowiłem się nad tym i moja ostateczna konkluzja była w duchu „tak, ale”, czemu dałem wyraz. 🙂
To nie są wszystko zastrzeżenia wobec Twoich poglądów, bo istotnie na to za długo się znamy. To są uwagi wobec tekstu, który dopuszcza i taką możliwość interpretacji. A ponieważ w związku BBB mogłaś na tę możliwość nie zwrócić uwagi, to ja ją zwróciłem niejako „w zastępstwie”. 😉
Zle mnie zrozumiales, Bobislawie. Chodzi mi o to, ze ilekroc ta „specyficzna polska wrazliwosc” jest przywolywana, to najczesciej chodzi o to co napisalam.
Rzadko sie spotyka jakis inny kontekst w ktorym padaja wezwania do uszanowania specyfiki. Choc oczywiscie sie zdarzaja i mnie samej sie przytrafilo kiedys ofuknac Josifa Brodskiego, chyba o tym pisalam – kiedy zmusilam go, opierajaego sie do przeformulowania listu w obronie prowadzacego w areszcie glodowke Mirka Chojeckiego. Znalazly sie w jego lisie sformulowania, ktore byly, no, powiedzzmy, niezbyt udane, oglednie mowiac.
Dzień dobry 🙂
Bobiku, za troglodytów nie, ale za „pochylanie się z szacunkiem” owszem. Między szacunkiem, a próbą zrozumienia skąd coś się wzięło, jest bardzo duża różnica. Proszę nie robić ze mnie wielbłąda 😉
Muszę lecieć, ale ja tu jeszcze wrócę 😎
Haneczko, jeśli kiedyś będę robił z Ciebie wielbłąda całkiem na serio, to sam nadstawię łeb do dania w. 🙂
A na serio, to sam napisałem o 13.59, że można analizować, skąd się coś wzięło, ale to nie musi oznaczać automatycznie akceptacji.
Oczywiście, że w sformułowaniu „pochylanie się z szacunkiem nad troglodytami” jest spora doza przejaskrawienia, ale jako satrapa przyznaję sobie prawo do mówienia metaforami i innymi środkami na licencji. 😎 A takie sformułowanie pokazuje, do czego, w ostatecznej konsekwencji, może doprowadzić przesadne poszanowanie specyfiki – do tego, że nawet troglodytyzm będzie można nią usprawiedliwić. Nie tylko w tym przypadku i nie tylko w Polsce. Znam osoby tak wrażliwe na lokalną specyfikę, że potrafią z szacunkiem podejść do kamienowania czy okaleczenia genitalnego kobiet, bo przecież „nie możemy innym kulturom niczego narzucać”.
Ale to jest już całkiem inna dyskusja, o uniwersalizmie i kulturalizmie, której nie chcę teraz zaczynać, bo jeśli w ogóle mamy ją prowadzić, to lepiej w osobnym wpisie. Proszę więc o potraktowanie tych uwag jako dygresji. 🙂
Helenka napisała wyżej o Budrewiczu: „Niech mu ziemia lekką będzie”. Nadmierny pośpiech – Budrewicz jak najbardziej żyje. Ma już pod dziewięćdziesiątkę i nie wiem, jak teraz, ale jeszcze niedawno był całkiem dziarski. 😀
Pani Kierowniczko, jak żyje, to tym bardziej nie należy mu życzyć, coby mu ziemia ciężką była. 😆
Podobno takie „uśmiercenie za życia” wróży „uśmierconemu” jeszcze długi pobyt na tym łez padołku, więc Budrewicz powinien Helenie wylewnie podziękować. 🙂
Jak rżnie Tusk a jak Kaczyński: 😀
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/27042/burniewicz_drabina.jpeg
@Staruszku, A.Kępiński: Ludzie o większej wrażliwości wewnętrznej są skłonni do samoanalizy i kontemplacji. Mają dużą wrażliwość , uczuciowość i wyobraźnię . Miewają też wysoki poziom samoświadomości . Są trochę oderwani od życia.
Ktoś kto siedzi o 5 rano i czeka aż mu derkacz choćby czubek dzioba pokazał na pewno jest wrażliwym wewnętrznie i obce są mu są wszelkie rasizmy, antysemityzmy etc. 😉
Irku!
Dziękuję.
Nie znalem pojęcia wrażliwości wewnętrznej.
Umiem podpiąć teraz mu sens.
Ale dla laika nazwa jest dziwna.
Nazwy, nieistotne. Czuć piękno chwili i to wszystko 🙂
Staruszku, niewiele zrozumiałam, ale dziękuję, bo wiem, że skoro mi życzysz, to z pewnością dobrze życzysz;)
Bobiku, teraz już zupełnie zgłupiałam. Cała ta dyskusja była o tolerowaniu prymitywnego języka troglodytów, czy o subtelnych różnicach we wrażliwości dyskutujących?
A tak na serio, to chyba jednak warto pochylić się ze zrozumieniem nad troglodytą, bo w ten sposób można lepiej zrozumieć, gdzie jest problem.
Jak już zostało wyżej wielokrotnie dowiedzione, polski rasizm nie ma kolonialnych korzeni. W przeciwieństwie do społeczeństw, które jakoś musiały sobie w swoim zbiorowym sumieniu uzasadniać zadawanie cierpienia kolorowym mieszkańcom kolonii i sprowadzanym do swoich domów niewolnikom, Polacy nie mieli potrzeby wypracowywać schematu myślenia, według którego człowiek o odmiennym kolorze skóry jest gorszy. Jeśli nauczyli się tego sposobu postrzegania, to przez obserwację społeczeństw państw kolonialnych. Polski rasizm nie powstał z dysonansu poznawczego, tylko z głupoty i na głupocie nadal znajduje najlepszą pożywkę. Gdyby poskrobać, pod spodem nie miałby żadnych ideologicznych podstaw. I dobrze. Rację ma Jotka pisząc, że trzeba dać czas, bo rasim w Polsce zgaśnie wraz z większą ekspozycją na rasową różnorodność. Ja w to głęboko wierzę. O ile rasista angielski, francuski czy amerykański dowodzi robi wielki krok wstecz w rozwoju w stosunku do reszty swojej społeczności i stawia pod znakiem zapytania skuteczność całego bolesnego procesu, przez który jego własne społeczeństwo musiało przejść, polskiemu rasiście zarzucić można jedynie indywidualną głupotę i niechęć do czerpania nauki od bardziej doświadczonych. Pewnie zaraz podniosą się głosy, że wprowadzam niesłuszny podział na lepszych i gorszych rasistów, a mi przecież nie o to chodzi. Uważam po prostu, że być rasistą we Francji, Anglii czy USA to jest świadome opowiedzenie się po stronie zła. W Polsce myślenie w rasistowskich kategoriach jest często nieuświadomione. Do tego dochodzi problem ładnie wyjaśniony przez Jotkę, o wypracowaniu postawy wobec Innego, problem, z którym polskie społeczeństwo dopiero zaczyna sobie radzić. Może dlatego wrzucanie do jednego worka wszystkich rasistów z całego świata spotkało się na blogu z instynktownych sprzeciwem niektórych uczestników dyskusji. To po prostu nie są te same kategorie moralne. Tak uważam.
Co nie zmienia faktu, że indywidualne przejawy rasistowskich zachowań czy wypowiedzi są po prostu obrzydliwe.
Vesper, zastanawiam się, czy napisać to, co myślę, bo może wyjść na to, że mam o naturze ludzkiej jeszcze gorsze zdanie niż Tadeusz albo Wielki Wódz, a pies tak nie powinien. 😉 Ale może się jednak odważę. 😎
Ja mam poważne, graniczące z pewnością podejrzenie, że przy wszystkich historycznych różnicach, najpierwotniejsze, najgłębsze źródła rasiszmu są w każdej społeczności takie same: szukanie underdoga. Przyjemność poczucia się lepszym, bez konieczności zapracowania na to w jakikolwiek sposób. Łatwa możliwość rozładowania kompleksów. Zaspokojenie neurotycznych (a czasem i innych) potrzeb cudzym kosztem. Takie rzeczy. Dlatego wcale nie jestem skłonny różnicować kwalifikacji moralnej ze względu na różnice historycznych zaszłości. Mogę się wdawać w subtelności w ocenie przyczyn, przebiegu, aktualnego stanu, itd, ale ocena moralna pozostaje dla mnie taka sama: to jest złe.
Przy tym, przyjęcie takiej optyki, że w nieprzezwyciężeniu rasizmu przeszkadza brak skomplikowanej przeszłości łączącej Polaków z Murzynami, utrudnia mi kwestia antysemityzmu. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. I tu też moja intuicja moralna jakoś nie zgadza się na powiedzenie, że polski antysemita jest zły, bo miał czas przezwyciężyć, a polski rasista dobry, bo nie miał. (Trochę to wszystko upraszczam, ale mam nadzieję, że wiadomo, o co chodzi).
A kiedy mówię o troglodytach, nie mam wcale na myśli siwego dziadunia z popegeerowskiej wsi, który nigdy nosa poza swoje opłotki nie wychylił, Murzyna widział tylko na filmie i powtarza na jego temat jakieś głupoty z przedwojennej czytanki i z kazań ojca Rydzyka. To mogę zrozumieć i wybaczyć. Ja mówię o troglodytach agresywnych, z maczugami, bez najmniejszej chęci uczenia się czegokolwiek, chociaż by mogli. Bardzo pouczające jest w tym względzie przeczytanie komentarzy np. pod linkiem we wpisie. Niektórzy z komentujących troglodytów jeżdżą po świecie albo mieszkają za granicą, prawdopodobnie są jakoś tam ustawieni finansowo, mają dosyć okazji do kontaktów z Innymi, ale wszelkie nowe wglądy odbijają się od nich jak od ściany.
Nie twierdzę, że nie należy się interesować przyczynami takiego stanu rzeczy. Ale zainteresowanie sprawcami czy analizowanie, co ich doprowadziło do popełnienia złego czynu, nie powinno stać przed współczuciem dla ofiar. To nad nimi należy się w pierwszym rzędzie pochylić. Przyznać, że zostały skrzywdzone. Zobaczyć, czy można coś dla nich zrobić. A dopiero potem szukać okoliczności łagodzących dla sprawców. Ja tak to widzę.
Obserwatorzy derkaczy nie powinni zapominać również o wrażliwości zewnętrznej. 😎 Kiedy jej nie wykażą, derkacz się spłoszy i cały pogrzeb na nic. 😉
Vesper, osobie spotykajacej sie z odzywkami rasistowkimi tak naprawde czesto jest wszystko jedno, czy te odzywki sa wynikiem systematycznego myslenia i spojnej teorii, ktora wyznaje osoba je wypowiadajaca (jak rozumiem, tak definiujesz „rasiste”). W koncu trudno isc przez zycie co chwila robiac doglebna analize sylwetki i pogladow kazdej napotkanej osoby, bo przechodzi to ludzkie mozliwosci. Stad odzywki, ktore wedlug Twojej klasyfikacji sa przejawem zwyklej glupoty, rania tak samo jak odzywki wypowiedziane przez rasiste-teoretyka, ze wykrystalizowanymi pogladami rasistowskimi. Jesli zna sie blizej osobe, ktora je wypowiada, to mozna sobie potem tlumaczyc, ze rzeczywiscie niechcacy, ze powtarza bezmyslne gdzies zaslyszane tresci, i oczywiscie mozna mu wybaczyc, ale i tak sluchanie takich uwag przyjemne nie jest, zwlaszcza, ze zwykle sie juz ma czule miejsca od bycia wystawionym na podobne uwagi przez dlugi czas (co moze przez niektorych byc odebrane – moim zdaniem nieslusznie – jako przewrazliwienie). I dlatego polityczna poprawnosc, w znaczeniu zwiekszonej uwagi i wrazliwosci, by wypowiadajac sie nie naruszac chocby przypadkowo i niechcacy wrazliwosci osob, ktorym przypisywano i przypisuje sie mniejsza wartosc wedlug pogladow rasistowskich jest tu calkiem przydatna.
A poza tym, polemizowalabym ze stwierdzeniem, ze czas samoistnie wszystko wyleczy – wystarczy tylko wystawienie sie na wieksza roznorodnosc rasowa/etniczna/kulturowa. Takie sprawy nie zalatwiaja sie samoistnie, zwykle sa wynikiem wewnetrznej rozmowy, przemyslen, dyskusji takich jak obecnie w Koszyku. Inaczej moze byc tak jak z mitem na temat ilosci slow okreslajacych kolor sniegu w jezyku eskimoskim. 😉 A poza tym pozostaje jeszcze kwestia etyczna, o ktorej wspomnial juz troche Bobik. Kaze sie grupie osob, ktora takie uwagi i zachowania rania, znosic je cierpliwie i czekac, az sprawa sie sama naprawi, wykazywac zrozumienie dla „glupoty”, a byc moze takze unikac rocking the boat przez wyrazanie swojego punktu widzenia na te sprawy, bo to z kolei rani wrazliwosc „Polakow krajowych”. * Wydaje mi sie, ze to za duze wymaganie wobec tej grupy, ktora ma ponosic ciezar cudzej glupoty, jak to nazywasz. I dlatego, jako osoba zainteresowana, mam wielki szacunek i wdziecznosc dla Bobika, Heleny i Dory, za to, ze sie odzywaja, i zaczynaja hustac lodka, nie spotykajac sie zreszta ze zbytnia wdziecznoscia za swoje wychodzenie przed szereg.
I tak naprawde to wszystko jedno, czy sie mialo w przeszlosci kolonie, czy nie. Wystarczy tylko, ze ma sie obecnie wokol siebie ludzi powtarzajacych glosno skrawki rasistowskich pogladow, ktore najpierw wytworzono na potrzeby kolonializmu – nawet jesli te skrawki nie sa wyrazem ich glebokich przemyslen, a tylko nabytych od innych nawykow myslowych. w tym momencie to juz nie jest problem krajow z historia kolonialna. To jest problem kraju i spoleczenstwa, w ktorym na takie zachowania sa narazone osoby o nieeuropejskim wygladem. Jak czesto powtarzaja moi afro-amerykanscy przyjaciele: Racism is not the problem of black people. It’s the problem of white people, but black people and everybody decent should help to solve it. Stad w mojej wyianie zdan z Jotka wspomnialam o buddyjskim podejsciu. Nie mowmy o winie, ale mowmy o odpowiedzialnosci za wlasne spoleczenstwo.
* Ciekawe, ze w przypadku np. dyskryminacji wobec kobiet te same osoby takiej cierpliowsci nie sa gotowe oczekiwac.
W związku z rysunkiem zlinkowanym przez Mar-Jo przypomniało mi się, że Drabina to żona Draba. Ale zaraz się zawstydziłem, że przypomniało mi się to w kontekście rżnięcia… 😳
Moniko, chyba na tym polega całe nieporozumienie, że nikt z tu obecnych nie każe „grupie osob, ktora takie uwagi i zachowania rania, znosic je cierpliwie i czekac”, niektórzy próbują jedynie wyjaśnić różnice i zaapelować, by potępiać czyny nie człowieka, a jeśli już koniecznie cżłowieka, to nie całe społeczeństwo. Co z kolei jest brane za usprawiedliwianie i stawanie po stronie rasistów. W taki sposób można rozmawiać w nieskończoność i do niczego nie dojść.
Przywołałaś ciekawą paralelę z problemem dyskryminacji kobiet. Nie wiem, czy podzielasz to odczucie, ale moje jest jest takie: jest mi wszystko jedno, jaki pogląd na równość płci ma prywatnie urzędnik, nauczyciel, przełożony czy dziennikarz, jeśli w swoich działaniach i decyzjach nie utrwala stareotypów ani nikogo nie dyskryminuje. Gdyby dyskryminował, byłoby mi wszystko jedno, czy robi z przekonania, czy z głupoty. Chcę jedynie, żeby przestał. Jednak w bardziej osobistych realacjach, to już przestaje być obojętne. W bardziej osobistych relacjach, a taką osobistą relacją bywa również wymiana poglądaów na forum, gdzie wszyscy spotykają się w miarę regularnie, osobiste motywacje mają kluczowe znaczenie. Wolałabym wiedzieć, czy ktoś wypowiada jakieś uwagi dlatego, że jest przekonany o ich słuszności, że przemyślał i właśnie do takich wniosków doszedł, czy powiela jedynie mniej lub bardziej uświadomione klisze i wystarczy nim potrząsnąć, by się ocknął. Bardzo by mnie to zaiteresowało i pewnie dociekałabym, zamast pogrążać w bólu (niezależnie jak bardzo uzasadnionym)
nim potrząsnąć – tak miało być. Bobiczku, możesz poprawić, ładnie proszę?
Ja mogę się zgodzić, że przyczyny rasizmu w różnych społeczeństwach mogą być nieco odmienne, ale kiedy słyszę, że „to nie są te same kategorie moralne”, robi mi się zimno.
Rasizm (antysemityzm, antyfeminizm, ageizm, homofobia itd. itp.) jest złem w każdej sytuacji, niezależnie z czego wypływa.
Dzieki Bobik,Moniko.Mialam piac, ale juz nie musze.
Mialam pisac, nie piac.
Moniko, jak chodzi o mnie, to nie widzę powodów, żebyś się wobec mnie poczuwała do wdzięczności w kwestii rasizmu. Pamiętam, że antyrasistą zostałem po przeczytaniu „W pustyni i w puszczy”, czyli, jak można się domyślić, w bardzo wczesnym szczenięctwie. Z przyczyn obiektywnych nie miało to nic wspólnego z Tobą. 😆
Doro, naprawdę przyłożyłabyś taką samą miarę do oceny moralnej kogoś, kto mimo wielowiekowych doświadczeń swojego społeczeństwa twierdzi, że segregacja rasowa jest słuszna oraz do jakiegoś idioty, który paple trzy po trzy, na każdy zresztą temat, bo ma siano w głowie i niczego w zyciu na dobrą sprawę nie przemyślał? Bo ja nie. Może powinnam się załamać nad swoją … naiwnością? Dla mnie ludzkie motywacje mają wielkie znaczenie w ocenie konkretnych czynów. Bez ich zrozumienia, tak na co dzień, nie w odniesieniu do tego akurat problemu, bardzo trudno byłoby na przykład przebaczać. Inaczej przyjmuje się „przepraszam” od kogoś, kto zrobił głupstwo, bo nie pomyślał, a inaczej od kogoś, kto z premedytacją chciał wyrządzić krzywdę, a głupio mu jedynie dlatego, że dał się przyłapać.
Vesper, stwierdzenie, ze z czasem bedzie lepiej, dzieki roznorodnosci, jest niestety pozostawieniem spraw ich wlasnemu biegowi, w oczekiwaniu, ze problem przejdzie sam.
A czlowieka ja absolutnie nie potepiam, natomiast na przyklad pewna – powiedzmy – nierownowage wypowiedzi, z korzyscia dla postaw wykazujacych zrozumienie dla „swojego grzesznika” i z niekorzyscia dla postaw, ktore bronia wrazliwosci Innych, i staraja sie w nia wczuc – mozna jednak intepretowac roznie. W tym takze, jako postawe lekko przyzwalajaca… Zwlaszcza, gdy wystepuja w towarzystwie uwag, zeby nie pograzac sie w bolu.
A co do tych prywatnych/nieprywatnych pogladow, to wbrew pozorom nie jestesmy az tak poszufladkowani, jak Ci sie wydaje. Predzej czy pozniej prywatne poglady wyskakuja, a tu przy decuzjach kogo awansowac, a to przy decyzjach, komu profedjonalnej pomocy odmowic. Widac to np. przy decyzjach prokuratorow, ktorym sprawom nadawac bieg, a ktorym nie. Ostatnio okazalo sie, ze dopiero nowy przelozony, ze zdecydowana postawa pewne sprawy im uswiadomil.
Nie, vesper, rację ma tu jednak Monika, która mówi, że obiektowi dyskryminacji obojętne są pobudki, z jakich ktoś go dyskryminuje. Krótko mówiąc, jeśli jestem czarnoskóra i dostanę od kogoś po pysku, to co mi za różnica, z jakich pobutek po tym pysku dostanę. Krzywda jest krzywdą.
Pobudek, nie pobutek 😆 Nawyki Dywanowe 😉
Pisałam o relacjach osobistych i wymianie poglądów na forum, wśród uczestników, którzy w miarę się znają, nie o przemocy na tle rasistowskim. To chyba dość rozróżnienie. Czy mogę to jakoś wyraźniej podkreślić? Bo chyba nie umiem.
Wiem, Bobiku, wiem. Rola Sienkiewicza jest nie do przecenienia. 😆
Doro. 🙂
Niestety chwilowo musze zniknac, bo sobotni goscie w progu, 😉 wiec tylko dorzuce, ze bardzo czesto slowo „przepraszam” po wygloszeniu „rasistowskiego pogladu z glupoty”, w odroznieniu od wyrazenia wykrystalizowanego swiadomego rasistowskiego pogladu, w ogole nie pada. Jak moze padac, skoro zainteresowany nie rozumie, ze kogos zranil, a ten kogo zranil dodatkowo jest oskarzany oograzanie sie w bolu?
Moniko, nie wydaje mi się, że jesteśmy poszufladkowani i właśnie dlatego zawsze przyglądam się motywacjom. Jeśli jestem nieufna wobec PC, to właśnie dlatego, że jest obojętna na motywacje i może tuszować istnienie postaw, które istnieć nie powinny.
Widzę, że Monika poczuła się urażona określeniem „pogrążać się w bólu”. Jeśli tak rzeczywiście jest, to bardzo przepraszam, że go użyłam, choć nadmienię, że użyłam go do opisu hipotetycznej sytuacji, w której to ja czuję się dotknięta czyjąś wypowiedzią i jest to całkowicie mój własny ból, nie Moniki.
A teraz i ja się już oddalę, bo patrzę w monitor i w opisach widzę wielbłąda, zamiast siebie, co mi podnosi ciśnienie do niebezpiecznych granic.
Ale przecież tłumaczymy tu bez przerwy, dlaczego PC wręcz nie może i nie powinno zajmować się motywacjami.
Bo jednak chodzi o tę drugą stronę.
Dlatego z kolei ja się natychmiast najeżam, kiedy słyszę, że ktoś jest nieufny wobec PC…
Co do „tuszowania postaw, które istnieć nie powinny” – o, tu się zgadzam, że jest pewien problem. Jednak praktyczne konsekwencje tego tuszowania są takie, że nie dostanę po pysku zamiast dostać 🙂 I dlatego to tuszowanie wolę.
Dobranoc, bo dojdziemy tu do absurdu. 😐
Nie ma sprawy, Vesper. Prosisz – masz. 🙂
A ja Cię z kolei poproszę, żebyś przypomniała sobie, ile razy wczoraj było podkreślane, że absolutnie nie ma mowy o „całym społeczeństwie”, „wszystkich Polakach”, itd., że chodzi o grupę tych, którzy się do rasizmu przyznają, a czasem są wręcz z tego dumni No, naprawdę, zarzut, że ktoś tu potępia całe społeczeństwo chyba nie jest sprawiedliwy?
Trzeba też odróżniać potępienie rasizmu jako zjawiska (i wtedy się dyskutuje w ogólniejszych kategoriach, albo odnosi do grupy określonej jako rasiści) od potępienia dla konkretnego człowieka, który się okazuje rasistą. Tu w praktyce i ja rozróżniam stopnie, próbuję dociec motywacji, oceniam umysłowe i emocjonalne możliwości zmierzenia się z problemem i reaguję różnie, zależnie od osoby. Ale jednak bez wątpliwości, że czyn jest zły. I miałem wrażenie, że właśnie o tym była rozmowa.
Można by tu powiedzieć, że przecież we wpisie mówię o tym, że „wszędzie w Polsce…” itd. Ale nie mieszajmy fikcji literackiej z trybem dyskursywnym. 😉 We wpisie starałem się wejść w buty kogoś, kto jest obiektem i ofiarą rasistowskich nastawień. W komentarzach wypowiadam się jako ktoś, kto ofiarą nie jest, więc może podchodzić bardziej analitycznie, a nawet próbować spojrzeń z różnych stron. Ale jak nie spojrzę i tak z każdej strony mi wychodzi – to jest złe. I usiłuję sobie odpowiedzieć na pytanie, czy można coś zrobić, żeby tego zła było trochę mniej. A jednym z moich pomysłów w takich przypadkach jest „policzenie się”. To znaczy zrobienie rodzaju „listy obecności” osób, które jednoznacznie mówią „to zjawisko jest czymś obrzydliwym”. Wiem, nie jest to wist szczególnie wyrafinowany intelektualnie, ale według mnie potrzebny. Bo taka „lista obecności” staje się przeciwwagą dla innych list w blogosferze, które ociekają rasizmem, antysemityzmem, homofobią, antyfeminizmem, etc, etc.
Może to ja naiwny jestem sądząc, że takie „policzenie się” cokolwiek zmienia. Ale bo ja wiem… Jeżeli zmienia coś choćby tylko dla mnie, to jednak też jest jakaś zmiana. 😉
Dodam jeszcze tylko, że moją nieufność do nieufnych wobec PC wzmaga fakt, iż przynależę do paru jednocześnie grup mogących podlegac dyskryminacji. Jak już tak te motywacje mamy tłumaczyć i dzielić włos na czworo.
I teraz już naprawdę spadam.
Fakt, krytycy muzyczni też są stale narażeni na dostanie po pysku. 🙁
Żeby nie było wątpliwości 😆
Vesper od blogu słusznie żąda,
żeby jej nie brać za wielbłąda,
bo wszak wie dobrze, co to fronda
nie jest odległa od beau monda,
wie, z której strony wjeżdżać w ronda
i zwie się jak dziewczyna Bonda.
Kudy tam Vesper do wielbłąda,
raczej wygląda jak Gioconda. 🙂
Aczkolwiek są też takie sąda,
że przypomina ks. kard. Hlonda…
O tak! Choć może nie w poglądach,
lecz tym, że jak Hlond bella bionda
(co jest zasługą farby Londa).
I wie to nawet głupi szmondak. 😀
O, widzę, że II (a może i III) zmiana napracowawszy się i spać położywszy.
Ja osobiście rzecz biorąc pogubiłem się kompletnie i już nie wiem jakie są priorytety. Ostatnio dużo było o dawaniu po pysku, ale nie wiem czy to na pewno są jakieś priorytety. A jakby tak w kilku psich słowach kilka wniosków… bo odnoszę wrażenie, że ogon wcale się do pieska nie przybliża.
To jeszcze Was ubawię (?). Wyrazu Eskimos proszę nie używać:
W XVI wieku wśród białych upowszechniła się nazwa Eskimosi, obecnie uważana przez wiele osób na Grenlandii czy w Kanadzie za obraźliwą[1]. Początkowo uważano, że wywodzi się od wyrażenia „zjadacze surowego mięsa”, obecnie przypuszcza się raczej, że nazwa ta ma inne pochodzenie. Inuici alaskańscy nie tylko tolerują, a nawet wolą nazwę Eskimosi, jak i spokrewnieni ludzie Yupik.
I tu miałbym pewien wniosek o PC, i dlaczego tego nie lubię i za szkodliwe uważam, mimo najeżania się Krytyków Muzycznych, ale na razie zmilknę.
Ale pewnie i tak nie wyjdzie 🙁
balkon czy kuchnia? oto jest pytanie
sniadanie z widokiem przez okno czy w srodku ptasiego chalasu na
chlodnym balkonie?
dylematy niedzielnego poranka w slonecznym juz berlinie
brykam
na dzien dobry do herbaty czy kawy
🙂 🙂 🙂 😀 😀 😀
brykam fikam
No i? No i? Herbata czy kawa? Balkon czy okno? Jaka decyzja??
Tadeuszu, stol kuchenny z widokiem i herbata 🙂
balkon wychlodzony – nie jestesmy Eskimosami ( 🙄 )
To jeszcze szybkie parę słów do Tadeusza od Krytyka Muzycznego, który też zaraz pójdzie brykać i fikać:
1. PC powstała, aby także w trudnych, a w kazdym razie wczesniej nietypowych przypadkach, w które coraz bardziej, od czasu większego otwarcia się świata, obfitują stosunki międzyludzkie, móc hołdować starej judeochrześcijańskiej zasadzie: nie czyń drugiemu, co tobie niemiło.
2. Wszystko można doprowadzić do absurdu, więc i PC. Ale warto jednak pamiętać o punkcie 1.
Mam wrażenie, że temat został wyczerpany 🙂
Oj, coś nie tak z szykiem („większego się otwarcia”), mam nadzieję, że Bobik poprawi 😉
Brykam fikam 🙂
Witam,niestety deszczowo 🙁 Jednak kawa http://www.youtube.com/watch?v=DhynU01trGI
Dzień dobry 🙂 Nie czyń drugiemu, co tobie niemiło, to jest program minimum. Stopniem wyższym jest czynienie, co tobie miło, dlatego na korektę każdy może u mnie liczyć. 😎
Jeszcze wyżej stoi czynienie, co miło nie tobie, tylko bliźniemu, ale to czasem oznacza oddanie pasztetówki, a na to nie zawsze mnie stać. 😳
Najpierw herbata, potem kawa, ale i to, i to rozcieńczone deszczem. 🙁
Jestem po stronie Dory. Bez intelektualnego i towarzyskiego pobłażania. Robię Dorze małe kuku nie stosując się do jej decyzji zmknięcia tematu.
Jesli nie jest to twa obrona, to nie rób bliżniemu swemu niczego co sprawiłoby mu przykrość.
Przykład wmuszania w gościa potraw przy posiłku mieści się w zakresie tej mojej zasady.
Jeśli X jest sadystą, a Y masochistą, a ja uważam bez bólowy sadyzm za dopuszczalny w pewnych okolicznościach?
Jeśli matka z wyczuciem daje klapsa dziecku?
Jeśli bojowa grupa mężczyzn ma za sobą bójkę porządkującą porządek dziobania?
Dora ma rację. Jadę daleko w gościnę i mam jeść jedną ręką, bo według gospodarzy druga jest z natury nieczysta, to stosuję się do praktyk gospodarzy. W domu jadam obiema.
Gdybym zaczął jeść jedną wzbudziłbym niepokój troski o mnie.
Moim i innego interesem (czyli uświadomioną potrzebą) jest załatwienie sprawy. Nie psujmy tego drugorzędnymi elementami.
Miłego popołudnia.
A, to u mnie odwrotnie. Kawa, z teorią, że walnie w głowę, herbata, żeby kawiany smak spłukać… i tak!
TAK! Okno w kuchni! Widzę w nim swoje żaluzje, żadnego człeka, i to mnie optymizmem napawa!!
To ja jestem za programem minimum jak najbardziej, tylko nie wiem, czemu to się tak dziwnie ma nazywać? Kiedyś się nazywało np. dobre wychowanie…
A tam wyczerpany… zaraz jakiś ogon się znajdzie, żeby za nim pobiec…
Tu też leje. I to miłe! Bo sucho strasznie… prastara słowiańska rzeka Lohe, najbliższa, skurczyła się mocno.
Tadeuszu, ja nawet niedawno pisałem, czemu to się ma tak dziwnie nazywać. 🙂 Bo wskutek przyspieszenia, jakiego dostał świat, klasyczny sawuarwiwr zaczął wykazywać luki i niedostatki. U Kamyczka nic jeszcze nie stało na temat grzecznego traktowania gejów czy Eskimosów/Inuitów. No i się okazało, że jeżeli w obliczu tego przyspieszenia nie wypracujemy szybko jakiegoś uaktualnionego kodeksu zachowań, to stale będziemy nadeptywać komuś na odcisk. Nie można było czekać, aż się przedmiot świeży jak figa ucukruje, jak owoc uleży, tylko z tym kodeksem zachowań, tak samo jak z prawami dla różnych mniejszości (włącznie z większością kobiecą), trzeba było dodać gazu. I w ten sposób rolę uaktualnionego Kamyczka zaczęła odgrywać poprawność polityczna. 🙂
To też już szczekałem, ale niech ta, szczeknę jeszcze raz – nie jestem ślepy na błędy i wypaczenia PC (często zresztą wynikające z niewłaściwego zrozumienia) i gotów jestem zawsze zastanawiać się, jak ich unikać albo je prostować. Ale równocześnie jak rottweiler będę bronił poprawnościowego programu minimum – nie rób bliźniemu, co jemu niemiło i przyjmij do wiadomości, że co mu niemiło on wie znacznie lepiej od ciebie. 😎
moze obrazic:
http://www.titanic-magazin.de/uploads/pics/EHEC-Fundstueck.jpg
Rysiu, a u mnie za rogiem właśnie zamknięto piekarnię. 😯
Czyżby zemsta ogórków? 😎
Bobiku, czy jak w S-Bahnie wstane i usapie miejsca muzulmance
w burce ( dzilbab) to jest to dobry uczynek (kobieta, moze
starsza) czy tez moze nie 🙄
Dzień dobry! 🙂
Rysiu – 🙂 . Dobrze, że piekarnia a nie sklep z mrożonkami.
We Francji „toto” znaleziono w mrożonych mielonych kotletach.
powoli szykowalem sie do brykniecia w tereny zielone, tak powoli ze slonce zawialo chmurami i cos na deszcz idzie 😡
w mrozonych? to „toto” mrozenie przezyc umie?
wlasnie wczoraj znajomy powiedzial ze czytal o tym ze ponad 50% mezczyzn po wizycie w toalecie NIGDY nie myje rak, i to bez znaczenia czy w domowej czy publicznej
pada, leje
Zmarla Helena Bonner, swiatl,y odwazny i szlachetny czlowiek.
http://www.sueddeutsche.de/wissen/gefaehrlicher-darmkeim-aggressiver-ehec-erreger-in-bach-gefunden-1.1110012
podali wczoraj o „toto”
Dziwne, że nie doczekała się jeszcze hasła w polskiej Wikipedii. A przecież jej nazwisko znamy od lat 70-tych, jeszcze z wolnej Europy.
Rysiu, to przecież bardzo proste – zapytaj towarzyszącego tej pani męża lub brata, czy masz ustąpić miejsca, czy nie masz. Oni na ogół najlepiej wiedzą, co dla kobiety dobre. 🙄
Bobiku 🙂 😀
W angielskiej i niemieckiej Wikipedii hasło Helena Bonner jest. Faktycznie, to wręcz wstyd, że w polskiej nie ma.
http://en.wikipedia.org/wiki/Yelena_Bonner
Pomilczę przez minutę.
Bobiku, no co Ty, dopiero z 30 razy powiedziałeś 🙂 Wszystkim liczę 👿
To ja proszę, aby przy mnie nie używać wyrażenia PC, bo mnie sprawia przykrość, proszę mówić np. rozszerzone dobre wychowanie! Albo poszerzona Kamyczek 🙄 Albo post-modern przykazanie boskie!
No nie, nie wyczerpuje skomplikowania życia, spytanie pana obok. Bo jeżeli on obok, ale nie jej? Trzeba dzwonić do niego, żeby jemu przykrości nie sprawić? Albo jej spytać, czy zadzwonić do niego, a dzwoniąc upewnić się, czy on życzyłby sobie spytanie jej w celu spytania jego. Obawiam się, że dalej skomplikowania nie wyczerpuję. To dopiero początek.
Bo….
Nie, czekajcie, bardzo nachachmęciłem. Bo to nie on jej, ale ona jego. Trzeba trzymać się ustaleń ich kultury. I nie tego obok, ale tego gdzieś. O, teraz lepiej. Ale co będzie, jak on telefonu nie używa?? Hmmm
Oj, lepiej nie chachmęcić, bo wszystko się zawiąże w supełek i jak to będzie można rozplątać? 🙂
Nie wiem, czy to dziś wrzucono, bo nie sprawdzałam wcześniej, ale notka w polskim Wiki – niestety malutka – jest:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jelena_Bonner
Uroczyście przepraszam polską Wiki. Przyjąłem na wiarę i nie sprawdziłem. 😳
Ale więcej mogłoby być. Przecież można przetłumaczyć stamtąd, gdzie już jest.
Nic nie przepraszaj, utworzono 12:45, 19 cze 2011 😆
Cudny oridżin kolegi w Google Buzz – można chyba zadedykować oRydzykowi 🙂
Przybieżeli Bentleyem pasterze!
Grają owce dzieciąteczku na lirze!
Hasła o Jelenie Bonner rano jeszcze nie było – sprawdzałem. Widać ktoś w międzyczasie zrobił.