Pojednanie
Drapiąc w drzwi Bernardyna Bobik nie czuł się całkiem pewnie. Jasne, przemawiały do niego hasła o konieczności dogadywania się skłóconych ras Psów, ale był też dosyć przywiązany do życia doczesnego i nie marzył o zbyt szybkim rozstaniu się z nim. A Bernardyn głosił wprawdzie ogólną świętość życia, ale niekoniecznie dotyczyło to konkretnego życia bobiczego.
Na szczęście tego dnia również Bernardyn był w pojednawczym nastroju. Wpuścił gościa z szerokim machnięciem ogona, które wydawało się zmiatać wszelkie dotychczasowe urazy i zawołał wesoło:
– Siemasz bydlaku! Przyszedłeś mi zamordować brata? Czy może nienarodzonego szczeniaczka? W porządku, nie mam pretensji, nawet ci zaraz naleję jakąś banię dla kurażu. Wypijemy na zgodę, wtedy i mordować będzie ci przyjemniej.
– Ależ… ja nie mam żadnych krwiożerczych zamiarów – wystraszył się Bobik. – Chciałem tylko uzdrowić atmosferę, siadając z tobą przy jednej misce.
– No, nie udawaj, nie udawaj – roześmiał się Bernardyn. – Znam waszą lewacką, pedalsko-żydowską paczkę i wiem, jakie stosujecie metody. Możemy o tym mówić otwarcie, bo przecież obydwaj wiemy, że tylko prawda nas wyzwoli. Ja tam na przykład nie ukrywam, że trenuję na strzelnicy, żeby razie czego móc sprawnie rozstrzelać twoich co bardziej wyszczekanych kumpli. Wnuczka też już nauczyłem, jak trzeba trakować czerwoną hołotę. I tak mnie to wyzwoliło, że gotów jestem nawet poczęstować cię kością. Masz, udław się na zdrowie.
– O, dziękuję – rozpromienił się Bobik. – Doceniam twój wspaniałomyślny gest. A jak już sobie tak miło i zgodnie rozmawiamy… Czy sprawiłoby ci to dużą trudność, gdybyś przestał nazywać mnie sługusem Rottweilera?
– Ale to też prawda! Najprawdziwsza! – warknął ostro Bernardyn, z wyrazem pyska zmienionym o 180 stopni.
– Kiedy ja tego Rottweilera nawet nie znam osobiście – zaczął się usprawiedliwiać Bobik, ale już było za późno. Bernardyn wszedł na wysokie obroty.
– Chcesz powiedzieć, że jestem kłamcą? – zawył z oburzeniem. – Ty, postkomunalne ścierwo, do mnie z takimi zarzutami? Przyszedłeś mnie obrażać w moim własnym domu? Won, pókim dobry i po gwintówkę nie sięgnąłem!
A kiedy przerażony Bobik wyskoczył przez najbliższe otwarte okno, Bernardyn wychylił się jeszcze za nim i szczeknął dobitnie:
– Na przyszły raz, jak przyjdziesz się ze mną jednać, oducz się tego swojego języka nienawiści!

W TVN24 wystąpiło dziewczę, które odbierze tegorocznego pokojowego Nobla. Mam mieszane uczucia po obejrzeniu tego małego wywiadu. Studentka gdańskiej politologii nie ma pojęcia, kto jest szefem Komisji Europejskiej, kim jest pani Ashton, co robił w Unii Buzek. Ale ćwiczy taniec ludowy i uważa, ze pokój powinien być jak powietrze – niezauważalny. To ładnie powiedziane. Mam nadzieję, że dostanie kompetentnego opiekuna na tę cała galę w Oslo.
Bobik, Ty podejrzany jesteś. Agent Tomek też był PRZYKRYWKOWCEM!
Teoretycznie leżeć mogę na dowolnie wybranym boku. Ale wiadomo, jak jest w praktyce. Co się położę na lewym, to prawy podnosi wrzask i na odwrót. 🙄
He, he, Nisiu. Kim jestem, to już od dawna wiadomo. Przecież tajność agentów CBA polega w ogóle na tym, że wszyscy o nich wiedzą, więc żeby być przykrywkowcem, musiałem się jak najszybciej ujawnić: 😈
http://blog-bobika.eu/?p=266
To akurat mały problem – dwa boki można zadowalać w trybie dwuzmianowym. Gdyby boków było więcej, to człowiek/pies musiałby się strasznie ciskać na posłaniu 🙄
Ja się nie ciskam i w ogóle jestem dla tych boków strasznie uprzejmy. Jak się na którymś kończę wylegiwać, dziękuję mu wylewnie i po francusku – merci, boku. 😎
Trafiłem na wyjątkowo obrzydliwy przykład zawłaszczania języka. I choć niby na różne rzeczy powinienem już być uodporniony, to jednak posłużenie się słowami Niemöllera do obrony kobilskiego bandziora wywołało u mnie autentyczny odruch wymiotny: 🙄
http://wyborcza.pl/1,75478,12977156,Kibole_odcieli_sie_od_Solidarnych___Nie_idzcie_protestowac.html
boczek niewylegiwany można smyrać 🙄
Bobiku, wyleguj boki i dbaj o futro 🙂
Uważaj na kurdemole 🙂
Dzień dobry.
Tak, Bobiku. To wyjątkowa obrzydliwość. Też mną od rana zatrzęsło.
Z ostatniej chwili 🙁
Polska otrzymała antynagrodę tzw. „Skamielinę dnia” za podważanie wiarygodności Unii Europejskiej podczas negocjacji prowadzonych na szczycie klimatycznym COP 18, który trwa w Doha.
Polska czwartego dnia szczytu klimatycznego w Doha, stolicy Kataru, została laureatem antynagrody klimatycznej, „Skamielina Dnia”. W tym roku skamielina została przyznana Polsce za stanowisko w sprawie przeniesienia niewykorzystanych emisji CO2 na przyszły okres rozliczeniowy.
Drugie miejsce w konkursie „Fossil of the Day” zajęła Rosja. Skamielina Dnia powędrowała do rąk rosyjskiego wicepremiera, który zapowiedział, że jego kraj nie będzie uczestniczył w drugim etapie realizacji protokołu z Kioto.
Nagroda „Skamielina dnia” jest przyznawana państwu lub grupie państw przez forum ekologicznych organizacji pozarządowych z całego świata.
Nazywajcie mnie jak chcecie, ale w tej sprawie bliżej mi do Putina niż do „ekologicznych organizacji pozarządowych z całego świata”. Histeria histerią, tu chodzi o dość konkretne pieniądze.
Było już? Chyba nie
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12969299,Mikolejko__Powiem_brutalnie__zbrodnia_bedzie.html
To tak a propos samosprawdzających się przepowiedni. Profesor raczy na koniec zapytywać „jak zakończyć wojnę polsko-polską? – Obciąć wszystkim języki?”
Może aż tak drastyczne rozwiązania nie są konieczne, ale nad zawiązanim swojego na supełek, profesor mógłby sie jednak zastanowić 👿
Vesper, jakbym siadł i przypomniał sobie wszystkich idiotów od docenta wzwyż, z którymi się w życiu zetknąłem, to zapisałbym cały zeszyt. 😎
Tys prawda, Wielki Wodzu. Tylko ten Mikołejko cusik jakby bardziej szkodliwy.
Pamiętasz jak rozpętał tę wojnę z „wózkowymi babami”? Jak się nasłuchalam opowieści autobusowych od koleżanek z młodszym przychówkiem, to Bogu dziękowałam, że Zośki już w wózku nie wożę.
Jadzia ma chociaż ten walor, że jest śmieszna i nikomu nie szkodzi.
Właśnie to jest najgorsze w tej sprawie, że pamiętam. Wózek pchałem 20 lat temu, cudze mi nie przeszkadzają, a tu proszę, profesor chciał dorobić do chudej pensji i muszę się o tym dowiedzieć. Normalnie nie zaglądam w Gazwybie za te tłuste tytuły, ale jak drugi tydzień wisiały wózki i baby, to zajrzałem niestety. 🙁
Wyobraź więc sobie, że reminiscencje tej wojny nadal są widoczne w środkach komunikacji publicznej, z tego co mi niezmotoryzowane koleżanki relacjonują. Frustraci mają nowego underdoga do kopania 👿
Niech Pan wyluzuje, odpowiedziała Paradowska Mikołejce:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,12977018,Paradowska_odpowiada_Mikolejce__Niech_Pan__Panie_Profesorze_.html
Z profesorem M. to się można zgodzić i nie.
Bo są różne kategorie „wózkowych bab”.
Jedna to – o to JA – MATKA. Wreszcie dochrapałam się POZYCJI – z drogi śledzie, wózek jedzie.
Inna, potrzebująca zwykłej życzliwości i pomocy ze strony otoczenia.
Jako ex-pchacz wózkowy, klient poradni pediatrycznych, tudzież stacz kolejkowy najgorsze mam wspomnienia z kontaktów z żeńską częścią społeczeństwa.
Bardzo kulturalnie odpowiedziała. Ja bym zapytał profesora, czy się regularnie wypróżnia.
To ja do drużyny Wielkiego Wodza. WW i Putin, ho, ho!
Wydała się moja słabość do silnych mężczyzn 😉
a czy nie mniej krwawym rozwiązaniem niż obcinanie i mniej krępującym niż zawiązywanie nie byłoby nieodnoszenie się? 🙄 zamiast wykazywania oburzenia lub solidarności, albo egzegezy na zmianę z epigonią ktoś by jakąś anegdotę opowiedział, piosenkę zaśpiewał, obrazek namalował farbkami…? 🙄
Foma, zamieniam się w słuch, opowiadaj 😀
Foma, nie obrażasz mnie przypadkiem tymi wyrazami, co ich nie rozumiem? 😈
a których Wodzu? chodzi o farbki? 😈
ok, to niech będzie że zacznę.
wczoraj Miko, wracając z festiwalu przedszkolaków, gdzie miał swoją kwestię, pochwalił się owym występem i zaanonsował kolejny wierszyk do nauczenia się, tym razem na jasełka. a kaszlał przy tym jak smok, oczy szklane, twarz blada z rumieńcami od nie wiadomo jakiego paskudztwa. zauważyłem że z taką formą to nie wiadomo jak będzie, a Miko na to: „ale oni mnie potrzebują” [sic!].
Foma, słuchaj i ucz się 😆
W ostatniej Polityce jest artykuł „Obrażeni na system”, wypowiada się socjolog dr Łukasz Jurczyszyn.
Rzecz jest o niepokojącym wzroście radykalnych ruchów i o potrzebie pilnej reakcji przez państwo.
Na pytanie: Jak? Delegalizując radykalne organizacje? Wysyłając więcej policji na ulice?
Pada odpowiedź:
„Michel Wieviorka, jeden z najwybitniejszych socjologów zajmujących się przemocą, mówi, że najlepszym sposobem na rozładowanie przemocy jest instytucjonalizacja konfliktu. Chodzi o umożliwienie uczestnikom sporu odbudowania relacji, włączenia ich głosu do debaty. Prewencja siłowa niczego nie załatwi. Izolacja i utrudnianie dostępu do przestrzeni publicznej przez zaostrzenie np. ustawy o zgromadzeniach publicznych będą miały odwrotny skutek – przemoc nie zniknie, tylko zejdzie do podziemia, gdzie w skrajnej sytuacji może ewoluować w terroryzm. Wieviorka pokazuje w swoich badaniach, że gdy środowiska radykalne, z jednej strony odwołujące się do języka siły, z drugiej jednak działające w granicach prawa i niepodważające demokratycznego ustroju państwa, zyskuje uznaną reprezentację w systemie politycznym, niekontrolowana uliczna przemoc maleje.
Sprawa jednak jest niezwykle delikatna, polega na stałym problemie demokracji: jak włączać do debaty ugrupowania środowiska, które żyjąc w demokracji, nie są w pełni demokratyczne”
A jak miałoby w praktyce wyglądać to, co nazywa pan instytucjonalizacją konfliktu?
Badałem kiedyś konflikt we wspomnianym Brzegu, gdzie doszło do eskalacji przemocy wobec społeczności Romów. Strony konfliktu: z jednej strony młodzi mieszkańcy tej miejscowości, którym nikt nigdy nie powiedział, że ksenofobia jest naganną postawą. Z drugiej strony Romowie, najbiedniejsi mieszkańcy miasta. To właśnie ze względu na tę biedę najszybciej spełniali kryteria zapewniające przydział mieszkań komunalnych. Niewtajemniczonym w sytuację wydawało się, że Romowie są bardziej uprzywilejowani od „prawdziwych Polaków” tylko z tego względu, że są mniejszością. Okazało się, że w mieście, w którym istnieje na papierze ponad sto organizacji społecznych, nikt nie pracował systematycznie ze zmarginalizowaną młodzieżą. Z wyjątkiem ONR.
To właśnie aktywiści ONR pomogli młodym mieszkańcom Brzegu napisać tekst, jaki ukazał się w „Kurierze Brzeskim” pod znamiennym tytułem „Ofiary politycznej poprawności”. W trakcie moich badań okazało się, że podstawowym powodem eskalacji był brak jakiejkolwiek formy reprezentacji dla młodych, sfrustrowanych ludzi. Nie chciały z nimi rozmawiać władze, nie interesowały się organizacje społeczne, odwróciła plecami młodzieżówka Platformy Obywatelskiej.
Podobne sytuacje widziałem we Francji podczas moich siedmioletnich badań nad radykalizacją przedmieść. W 1991 r. w mieście Mantes-la-Jolie, w dzielnicy wykluczenia Le Val Fourre, doszło do rozruchów, zginęły trzy osoby. Po tej tragedii ruszył program instytucjonalizacji konfliktu, w który zaangażowało się państwo, władze lokalne i społeczność. Z jednej strony do mieszkańców trafiły środki na rewitalizację zdegradowanej przestrzeni, z drugiej zaczęto odtwarzać tkankę społeczną – powstały organizacje skupiające poszczególne grupy społeczne. Gdy w 2005 r. we francuskich przedmieściach ponownie wybuchły rozruchy społeczne, w Mantes-la-Jolie przemoc została szybko rozładowana.
(całość Polityka nr.48/2012)
Cytuję obszernie, niech mi Bobik wybaczy, bo może nie miałam racji z tą delegalizacją i zrobieniem porządku. Tyle, że nie widać u nas zrozumienia i pracy u podstaw rożnych sil i organizacji.
Artykuł mówi o różnych aspektach i trudnościach w tym temacie.
Skopiowałam go sobie, żeby w potrzebie odświeżyć rozum.
Dzieci często powtarzają zasłyszane kwestie – ciekawe, gdzie to usłyszał?
A Helena ciągle mebluje?
Instytucjonalizacja konfliktu.
Od kilku lat mamy do czynienia z instytucjonalizowanym konfliktem. Jak widać ta instytucjonalizacja niczego nie załatwia. Popycha obie strony w działania jeszcze bardziej konfliktogenne.
Oczywiście – młodych można „zagospodarować”, dać im wrażenie, ze o czymś mogą stanowić. Do czasu, gdy się zorientują, że to kicha. Że zostali wprzęgnięci do tego, czy innego rydwanu. Niektórzy zrobią mniejsze, większe kariery polityczne.
Helena, moim zdaniem, poczuła się urażona ostatnim atakiem na Nią. I zresztą słusznie. Czekamy, aż powróci.
Klakierze, kontakty z udzieciowioną i uwózkowioną częścią społeczeństwa w naszej rzeczywistości siłą rzeczy muszą dotyczyć w większości kobiet. A ponieważ ludzi niekulturalnych jest tyle samo mniej więcej wśród mężczyzn, co wśród kobiet, łatwo można wyrobić sobie zdanie, że pomiędzy pchającymi wózki kobietami sporo jest niekulturalnych jednostek. Kwestia statystyki.
Oczywiście Vesper. To przekrój społeczeństwa – wszak do posiadania dzieci mają „legitymacje” nie tylko osoby kulturalne. 😉
Ja pisałem trochę o innym aspekcie – otóż o być może pewnym stereotypie – że kobiecie z dzieckiem należy pomóc, a mężczyzna z dzieckiem – to niech sobie radzi sam.
A czasem brakuje trzeciej ręki – i od kogo, jak nie od kobiet, które w przeważającej większości doświadczają takich przypadków można by było oczekiwać tej „trzeciej ręki”.
Nigdy takiego wsparcia nie zaznałem – wręcz przeciwnie zachowania były obojętne, czasem agresywne.
Chyba nie zrozumiałeś w czym rzecz, nie chodzi o to, żeby stwarzać iluzję, ze mogą o czymś stanowić.
Trudno jest z Tobą rozmawiać, bo sam jesteś sfrustrowany, a przynajmniej taki prezentujesz ogląd świata.
Świat to nie jest miejsce sielankowe, ale Polska przezywa najlepszy moment w swoich dziejach od stuleci, co najmniej, a jak się Ciebie czyta, to czarna rozpacz z tą Polska, na dodatek nie wiadomo dokładnie gdzie i dlaczego, bo nie wypowiadasz swoich poglądów, tylko wrzucasz czarnowidzkie stwierdzenia.
Muszę juz wyjść, niestety.
Prezes Piechociński został zblatowany.
I od nowa Polska Ludowa.
Doświadczyłeś więc tego samego, czego doświadcza większość kobiet z małymi dziećmi, poruszających się w przestrzeni publicznej. Nie twierdzę, że to ok, ale nie ma w tym nic szczególnie adresowanego do Ciebie, jako przedstawiciela mężczyn pchających wózek dziecięcy. Odebrałeś jako niechęć wymierzoną w Ciebie, jako mężczyznę, bo tak to już jest z odbiorem różnych zachowań. Jeśli przejeżdżająca taksówka ochlapie kogoś, to myślisz sobie „biedak, pewnie nie doczyści tego płaszacza; że też nie załatają wreszcie tej dziury w jezdni”. A jeśli to Ciebie ochlapie, myślisz „no co za skur… byk, specjalnie to zrobił, na złość!”.
Mt7, specjalistów od patrzenia na Polskę jak na wrota piekieł, mamy w Koszyku większą liczbę 🙄
Sfrustrowany?
Hmm. No dobrze – jestem sfrustrowany – taką przyjmiemy tu płaszczyznę dyskusji.
Polska przeżywa najlepszy moment w swoich dziejach od stuleci. No chyba, że linkujesz czasy przed Mieszkiem I – nie było elektryczności i internetu.
Ale ja mam do tego zupełnie inne podejście. Nie wiem, jak było 200 lat temu – znam jakieś ogryzki historii. Może wiem migawkowo, co było 100 lat temu z opowieści rodzinnych – te za pewne tez były mityczne.
Ja już przeżyłem jedną epokę, gdzie było lepiej niż w historii.
Teraz według Ciebie przeżywam jeszcze lepszą.
To ja się tylko zapytam – dlaczego jeszcze bardziej niż w poprzedniej wszyscy chcą stąd … wyjechać?
Znam odpowiedź – bo mogą.
Profesor Mikolejko to zdecydowanie nie moj flavor of the month, choc zdaje sie, ze tak sie go lansuje w gazetach. No i zastanawiam sie, na ile atak „na wozkowe baby” jest przejawem opakowanej w co innego mizoginii, a na ile niecheci do osob nie ze swojego kolka spolecznego, i dodatkowo pielegnowanej niecheci do „postaw roszczeniowych”, ktore tropi sie, tam gdzie sa i tam gdzie ich nie ma. A ogolniej, strasznie niski jest poziom publicznej debaty, jak sie zbierze sporo osob, chcacych sie wyroznic szczegolnie obrazowymi i emocjonalnymi srodkami ekspresji. I, jak pisze Janina Paradowska, sam sie do podgrzewania nieprzyjemnej, spolaryzowanej atmosfery przyczynia.
A co do pisania anegdot i wyciagania pudelek z farbkami, to w duzej mierze zgodze sie z foma. Wydaje mi sie, ze nie jest zle wyjrzec na chwile takze na zewnatrz, poza swiat mediow, ze swoimi prawdziwymi i sztucznie tworzonymi konfliktami, i poza duzo mniejszy krag wspolgrania roznych blogowych osobowosci, bo gdy zaczynamy za duzo pisac o tym, ze ten kolega blogowy to, a tamta kolezanka tamto, stajemy sie powoli wezem pozerajacym sie od wlasnego ogona. I choc male przekomarzanki to mila rzecz, co za duzo jednak czesto bywa niezdrowo. 😉
Niestety musze znowu ulotnic sie do zajec, ale moze po powrocie uda mi sie dorzucic anegdotki mojego dziecka, z jego doswiadczen wystepow w grupie muzyki dawnej, gdzie przedzial wiekowy jest od 12 lat (moje dziecko) do bardzo energicznych lat 90. I tez slysze, gdy kaszle, ze musi isc, bo Betsy (lat 85!) liczy, ze razem beda graly jakis utwor. Bardzo sie ciesze, przy okazji, ze ma nie tylko doswiadczenie muzyczne (sa warsztaty z profesorami z New England conservatory), ale tez wlasnie kontakt nie tylko z rowiesnikami.
Bobiku, wygrzewaj intensywnie wszystki mozliwe boki, choc wiem, ze zwykle energiczne Psy nie zanadto to lubia. 😉
Ależ, nie! Vesper!
Ja sobie dość dobrze radziłem i nie oczekiwałem pomocy.
Nazwijmy to tak – byłem dobrze w tych działaniach zorganizowany.
Ale takie miałem refleksje natury ogólnej – bo nie każdy mężczyzna w tym się obraca dobrze.
To niewiele zmienia, Klakierze. Identyfikowałeś się z grupą społeczną mężczyzn opiekujących się dziećmi, więc brak pomocy odbierałeś jako niechęć do grupy społecznej mężczyzn opiekujących sie dziećmi. To był Twój punkt odniesienia. Z relacji męża i kolegów pamiętam, że przynajmniej ze strony przedstawicielek służby zdrowia, mężczyźni z dziećmi spotykali się większą przychylnością. Było w tym sporo protekcjonalności (ech, ci faceci, niczego o dzieciach nie wiedzą), ale w końcu łaskawie odpowiadano im na pytania. Kiedy matka zadawała pytania, częściej słyszała „No jak to pani nie wie?! Jak można nie wiedziec takich rzeczy!” a w domyśle „niech spada i sobie poczyta”. Ale gdy stosownie do rady „poszła i poczytała”, to się dowiadywała następnego dnia w przychodni, że zamiast zwrócić się po pomoc do profesjonalistów, leczy dziecko przez googla albo na forach. Tak czy siak, niedobrze.
Bobiku, szczeknij czasem, jak Ci idzie konkurencja z Pręgowaną. I oczywiście alarmuj, gdyby zaczęło brakować czosnku. 😉
Ależ, Vesper.
Z nikim się nie identyfikowałem – miałem do zrobienia konkretne rzeczy (nazwijmy to tak – miałem zadanie, którego sam się podjąłem), należało je poukładać w jakimś porządku.
Na resztę spoglądałem tak, jak i dziś spoglądam na wiele rzeczy – z dystansu.
Od nikogo nie oczekiwałem pomocy – żadne babcie, dziadki nie wchodziły w rachubę, a jakby wchodziły to na herbatę ino, raz na dwa tygodnie.
Ba, nawet nie chciałbym tego, aby ktoś mnie wyręczał w moich obowiązkach – no może bardziej przyjemnościach. I dziecko mi tumanił.
A w przychodni, to nikt mnie nie traktował, jak ociemniałego, bo jasno wiedziałem, czego oczekuję.
Fakt! Pani doktór S. była i jest Aniołem. Moje 2x letnie dziecię nadal jest Jej pacjentem.
Identyfikacja z grupą społeczną nie jest naszą świadomą decyzją, Klakierze 😉 Zdziwiłbyś się ile razy wypowiadasz się w imieniu grupy, będąc święcie przekonanym, że wyrażasz wyłącznie swoją, Klakiera, opinię 🙂
hehehe!
Vesper, no proszę, przecież ja doskonale wiem, że się wypowiadam przeciw stereotypom, które tu na Blogu Bobika mają swoje poczesne miejsce. 😀
Ale akurat w tej kwestii umiejętności (no i determinacji) w takich niby „kobiecych” obszarach, to wypowiadam się z innej perspektywy.
I nie „bójki płci”.
Ot tak wspomnieniowo – no taki moment.
Zawsze uważałem, że od momentu, kiedy kobieta przestaje karmić piersią dziecko… płaszczyzna jest otwarta dla obojga płci. Zależy, co się w tej kwestii chce zrobić.
HELENO! WRÓĆ!
Klęczę na tych poduszkach rzuconych na podłogę przed kompem, wypatrując Twego powrotu.
Bobik, te Bobikowe dwa boki spręgięrza.
Absencja usprawiedliwiona.
Ty, być może stenwajowe etiudki grasz.
To nie ta klawiatura.
Absencja zrozumiała, acz nieusprawiedliwiona.
Para wazwraszczat’sia na Rodinu Bloga Bobikowego.
Na grochu klęcz. 😈
Tym razem Ci się upiekło Bobiku. Wykolegowałeś prokuratorów 😀
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12979405,Umorzyli_sprawe_narkotykow_dla_psa_Kory__Nie_ustalili_.html
Nie po to żem te poduszki wcześniej rzucał, aby na grochu klęczeć.
Poduszki żem rzucił, bo widziałem, że będzie trzeba Helenę prosić, aby wróciła – wobec takiego zmasowanego ataku.
Ja żem w tym udziału nie brał.
Droga Pani Heleno.
Pani nieobecność na Blogu Bobika jest bolesną nieobecnością.
Piszę to to ja, klakier, który przeważnie nie zgadza się z Pani zdaniem. Co nie oznacza, że zawsze czytam Pani opinie z uwagą. Absencja Pani, z Pani poglądami, czyni Blog Bobika już innym niż był do tej pory.
Nie odmawiam Pani Prawa do uszczerbku na duszy (wobec zupełnie nie uzasadnionego ataku na Panią), choć jednocześnie sadzę, że ma Pani duszę odpowiednio zbrojną.
Ubolewam nad Pani tu nieobecnością.
Z poważaniem
klakier
Klakier, doigrasz się. 🙄
Ja to się nic nie zamierzam doigrywać.
Ja cały czas myślę o Bobiku.
Mówimy Helena, a w domyśle Bobik? 🙂
klakierze, jakby co, to odśpiewaj Helenią balladę i będzie po klęczeniu ;]
http://www.youtube.com/watch?v=AievoYSmLdc
No, tak jakoś mówimy Wieki Wodzu.
Ja to sobie tylko tak myślę, że nieobecność Heleny na Blogu może być jakimś smutkiem Bobika.
Musiałem dziś przejść na blogouczestnictwo głównie pasywne, bo ten mój wirus okazał się dziwny jakiś… 🙄 Wlazł mi w łapy, spuchł je, w stawach się zagnieździł i pisać bezboleśnie nie pozwala (szczęśliwie dorwałem akurat kogoś, kto zgodził się posłużyć za stukacza). Wybaczcie więc, ale póki mi ten cholerny objaw nie przejdzie, będę robił raczej za cichego wspólnika niż szczekliwego stróża obejścia. 😉
Oczywiście, Bobi, nie mamy Ci czego wybaczać.
Cieszymy się, że możemy być z Tobą razem w koszyczku.
Wszystkie serdeczne myśli wysyłam w Twoją stronę. 🙂
Ad foma 4 grudzień 12, 21:22
Jeśli bym miał coś odśpiewać Helenie nieśmiało (a już kompletnie – bez krytycznej oceny Pani Kierowniczki, przy absolutnym Jej prizwalienju) 😉
to bym pewnie zaśpiewał:
http://www.youtube.com/watch?v=xoRjh-pf5C0
Na pewno nie śpiewałbym strof wskazanego błazna!
Bobiku, Ty sem te tam boczki wygrzewaj. I z Prawa (sprawiedliwie) i z Lewa (socjal-lewicowo). My tu czasem od sasa do lasa pogwarzymy sobie.
Bobiku,
nie ma nic pewniejszego jak cichy wspólnik. 🙂
No wrrredne jakieś paskudztwo! 👿 👿 👿 Piesku, mam nadzieję, że złapałeś za fartuch jakąś siłę medyczną i zleciłeś rozprawienie się z tym #$%^&*^, co się tak szarogęsi, że i stawom nie odpuścił. Może choć po jakąś maść można by sięgnąć – tabletki na bóle stawów są dość mocne, mnie w każdym razie zwalają z nóg. Bezczelny ten mikrob, aż słów mi brak! 👿
Dodyktowuję, póki stukacz ma jeszcze dobrą wolę 😉 – oczywiście jest mi smutno, że Helena się poczuła urażona i bardzo mi jej brakuje. Gdybym miał przekonanie, że ktoś ją atakował, na dodatek niesprawiedliwie, pierwszy bym się rzucił do gryzienia. Ale ja cały czas miałem poczucie, że wszystkie wypowiedzi na temat rodzajów śmieszności były „w temacie”, a nie atakujące Helenę personalnie. Dalej mi się wydaje, że nikt nie miał takich intencji, ale jeśli Helena tak to odebrała, ze swojej strony mogę tylko przeprosić za niezamierzone sprawienie przykrości. A zamierzonego na pewno nie było.
Spoko Bobiku, jak tylko Pani Helena oderwie się od tych etiudek na Steinway,u, to zagra na klawiaturze właściwej.
Nie wiem, miała odebrać meble i je rozstawiać we właściwych miejscach.
Myślę, że wykonuje zlecenie.
Cichy wspolnik rzeczywiscie czesto najciekawszy (zwlaszcza, gdy sie go odkryje), i w ogole cisza ma od czasu do czasu ma swoje wielkie zalety (jak czesto, to juz zalezy od Psa, Kota czy czlowieka). Choc przymusowa to juz co innego, Bobiku…
W kazdym razie wygrzewaj stawy i nie daj sie niedobrym wirusom. I nie martw sie niczym. And RELAX, R-E-L-A-X, jak mawial moj niezpomniany tesc w podobnych przypadkach. I mowil to tak przekonujaco, i zabawnie zarazem, ze swoim nieco staroswieckim, eleganckim, anglo-indyjskim akcentem, ze od razu mialo sie ochote te porade zastosowac. 😉
A u mnie dzis mgla taka, ze samochody zwalnialy na autostradzie, ze wzgledu na bardzo ograniczona widocznosc. Dziwnie sie jedzie w takim mleku. A w radiu akurat puszczali wywiad z autorem najnowszej ksiazki o historii wina. Dowiedzialam sie przy okazji, ze retsina przez tysiaclecia byla nienajgorsza norma, a bywalo gorzej, bo wina „dosladzano” na przyklad olowiem! Moze i racje ma Stephen Pinker, ze swiat mimo wszystko idzie ku lepszemu, bo przynajmniej olowiu juz do wina nie dodajemy.
Mój Dziadek, jak miał wbić gwóźdź w ścianę, to wzywał trzech woźnych. Już to widzę, jak Helena sama rozstawia te meble we właściwych miejscach. 😀
Może ktoś by coś opowiedział, hę? Najlepiej jakąś bajkę, byle prawdziwą i z happyendem, a nie z morałem. Ja mogę tylko opowiedzieć, jak poszłam na nowego Bonda i płakać mi się chciało, kiedy słuchałam dialogów. Gorsze od dialogów było tylko tłumaczenie. „These are our new digs.” – mówi gość do Bonda, pokazując mu nową kwaterę MI6. Tłumaczenie: „To jest nasza nowa chawira.” 😯 🙄
Klakierze, klękałeś z dużym rozmachem, ale teraz psujesz cały efekt, prezentując niestosowną pewność siebie. 🙄 Klęczącym przystoi pokora. 😉 Ech, jak dawno nikt przede mną nie klękał…
Moja Stara dzekuje Wszystkim, ktrzy do niej napisali – na Blogu i prywatnie i prosi o wyrozumialosc. 🙁
W tej chwili bardzo potrzebuje jednak malego urlopu od Blogu, na ktory niewatpliwie niebawem wroci, ale jeszcze nie w tej chwili. 🙁
I martwi sie pczywoscie, jak Wszyscy, zdrowiem Bobika, i zyczy mu szybkiego staniecia na tylne lapy.
🙁
Rozstawianie mebli przy użyciu innych osób, jest trudniejsze, niż rozstawianie samodzielne. ❗
pada, nie deszcz, snieg jednak tez nie, takie mokre beeeeee..
bywa
Ad Aga 4 grudzień 12, 22:20
Bo ja tak jakoś klęczę kulawo.
W kryżu mnie boli.
berlinczycy maja (na moje szczescie)portmonetki wolne od pijawek, trudno utrzymac ksiazki w regalach, co polozymy w
alfabetu porzadku, to ginie w torbie z paragonem, tak trzymac
🙂 🙂 🙂
p.s. ksiazki kucharskie wyszly z mody, albo sciaga sie przepisy z internetu (madre), albo idzie w miasto jesc(bardzo madre)
😀
Biedny Bobik. Jak nie urok, to wirus. 👿
Najmądrzejsze: iść w miasto jeść za cudze pieniądze. 😉
ksiazka ktora wlasnie przeczytalem nadaje sie pod choinke i pod
hoinke tez, jak kto woli
Nacht Bobikowo
(Bobiku zamykaj szczelnie drzwi do ogrodu 8) )
Kocie, a czy tam ze swoją Starą żyjecie informacja o ciąży? W gazecie napisali, ze cała Anglia żyje informacją o ciąży. To przybliż jak to jest, bardzo proszę, bo jakoś nie mogę sobie tego zwizualizować.
Mnie z Bondów najbardziej podobał się Sir Roger, dlatego że miał stosowny dystans do roli i wydaje się, spore poczucie humoru.
Dla mnie Bond idealny.
Ściągnęłam sobie wszystkie jego stare filmy i raczę się, jak mi humor nie dopisuje.
Krótkie odcinki świętego są akurat na dobranoc.
Ago, cudze nie tuczy 🙄
pstryk
pstryk
pstryk
Dobrze, Mordko, należy się człowiekowi odpoczynek od najbardziej kochanych członków rodziny, to i od bloga też.
Pomiziaj ją od nas i pomrucz przyjaźnie. 🙂
I o to Adze chodzi, o to chodzi, Rysiu. 🙂
No może i najmądrzejsze.
Ale takie mam refleksje – kiedy znajomi zapłacili za jedzenie połowę mojej miesięcznej pensji – nie bardzo wiem za co?
Żarcie było takie sobie, wino też. Obsługa z „górnej półki’ – tzn. traktujemy was z góry, to siem zaczynałem zastanawiać, czy nie lepiej to jakoś zorganizować w domu.
Restauracje w Warszawie są beee.
Śpij spokojnie Bobiku 🙂
Wielki Wódz: kiedyś roiło się od marcowych docentów. Teraz jest napływ ludowych profesorów.
na dobranoc
Uczelnie Wyższe – w sensie profesory itede sprostytuowały się w pogoni za pieniondzem (nawet w naszej wsi może być WSi) i zyskiem wszelakim (np. byle jaki koniaczek).
Status Dyplomu Wyższej Uczelni to dziś druk z drukarki.
Żeby nie zostawiać koszyczka z takim na dobranoc, kołysanka:
http://www.youtube.com/watch?v=Nk3mxDDcFo8
Aga 4 grudzień 12, 22:20
Może ktoś by coś opowiedział, hę? Najlepiej jakąś bajkę, byle prawdziwą i z happyendowym.
Dawno , dawno temu, przed laty było takie Miasteczko. Niemałe i nieduże. Ludzie w nim żyli tak jakoś po prostu – rodzili się i umierali. Chodzili do Kościoła w niedzielę – panie zakładały rękawiczki i brały torebki, panowie wdziewali garnitury, wiązali krawaty i nakładali kapelusze.
W codzienny dzień znikały torebki i kapelusze.
Było siermiężnie i godnie.
Dobranoc, czas się ukołysać. Trzeba mieć parę na kolejny dzień.
Kocie, odpocznij ze Stara troszke i zaraz wracajcie oboje. Klakier juz na kolanach, ja prawie ze!
Ago, dialogi w tzw blockbusters sa pisane pod najwazniejsz kryterium, zeby byly latwe do dubbingu. Dlatego skladaja sie z jednozdaniowek. W wypadku Bonda zreszta, o czym tu gadac… zabili go i uciekl, jak zwykle…
para buch 🙂 🙂 🙂
na srode 😀 😀 😀
brykam
szeleszcze
komunizm? nie to 98(i cos po przecinku)% dla Pani Merkel
na Wodza CDU, udawala zaskoczenie 😆
bywa
a tu herbata buch…..
🙂
brykam
w B. mozna znosnie i tanio (?) zjesc 30-50€ na glowe z dobrym winem, katalog „miejsc” gruby jak zapomniana juz ksiazka telefoniczna 🙂
brykam
Tereny…………….. pozycje
🙂 🙂 🙂
brykam fikam
Herbata dla Bobika do łóżka 🙂
I biegnę po croissanty
Irek, weź dla mnie jaką suchą bułę, zgaga mnie rąbie…
Łe, Irek dawno wrócił z croissantami, gapam.
Dzień dobry 🙂
agenta
z mediów, a przynajmniej usunąć zdjęcia 👿 Ja jestem obrzydliwa, a gdzie nie kliknę, włazi w oczy i mam odruchy 👿
Czy ktoś mógłby sprzątnąć tego
Nisiu, mam tylko dzisiejsze grahamki 😕
W B. to można i taniej, ale przepysznie zjeść – np. w tajskiej knajpeczce gdzieś na Kreuzbergu 😉
Głaski dla Pieseczka!
Tak, haneczko, odruch wymiotny jest tu czymś naturalnym. A jak on jeszcze zaczyna szantażować, że ma zdjęcia Wojtunika… Ten typek jest obciachem samym w sobie. „Gazetka” go pozywa, ciekawe, co uzyska w sądzie.
Dzień dobry Bobiku, dzień dobry Koszyczku. Miłego dnia 🙂
Odmawiam wypowiadania się na temat agenta T. 👿
Nie wypowiadam się, tylko buntuję i ten tego… odruszam 👿
Ohydny typunio, nieprawdaż?
Grahamki nie, Haneczko, dzięki. Musi być biała buła.
Moja mała psina odruszyła się dwa razy na dywanik. Ciekawe, czemu nie poza.
Dlatego nie mam dywaników 😆
Ja muszę mieć w jednym miejscu: pod fotelem komputerowym. Mam krzywy domek, krzywą podłogę i dany fotel po panelach jeździ samoczynnie, włącznie z tym, ze odjeżdża spod zadka w czasie siadania.
Dzień dobry 🙂
Stukanie jeszcze wciąż boli, a wszyscy możliwi zastępcy się stlenili, więc tylko pożeram croissanty, dziękuję za wszystkie głaski, merdam do Wszystkich i ponownie zapadam w ciche wspólnictwo. 🙂
Ale bardzo możliwe, że teraz coś mi się przyspieszy z poprawianiem stanu psa, bo służby medyczne doszły do wniosku, że jednak bez antybiotyków nie razbieriosz i już się zacząłem faszerować. 😉
No to niech służby rozbierają te wirusy, ale to już ❗
Bobiku, osłaniaj się przed tymi antybiotykami, bardzo Cię proszę! Ja, dla towarzystwa, 😉 przeszłam na dietę czosnkową z elementami miodowo-cytrynowymi. Trzymam dalej. 🙂
I rzecz jasna nie zapominac o rosole, ktory mozna ubogacic czosnkiem i imbirem.
Zadumalam sie nad zanieczyszczaniem cyberprzestrzeni… I owszem serwery sa wszedzie, ale o ile mniej potrzeba fabryk celulozy dzieki temu, ze przestalismy pisac listy i czytac papierowe gazety. Tez o ile mniej kabli opasajacych ziemie potrzeba dzieki cyberkomunikacji. O ile latwiej i bezpieczniej z telefonem w kieszeni u kazdego. Ja w Falenicy mojego dziecinstwa mialam do budki telefonicznej co najmniej kilometr i czesto automat w niej byl nieczynny.Pamietam jaki to byl stres i wyprawa, zeby wezwac pogotowie do Mamy.
Choc dzisiaj jest sroda, wiec niema co oczekiwac za wiele, ale milego dnia, Koszyczku!
Udało mi się kupić jedną z książek mojego dzieciństwa, „O księciu Ibrahimie i pięknej Sinedhur” z ilustracjami Wikonia 🙂 „moje” wydanie z 1965 🙂 O Babciu, dziecko do mnie wróciło 🙂
Jak to dobrze, że służby medyczne zaczęły działać. Trzymam kciuki, Bobiku 🙂
Króliku, nie wiem jak tam u Ciebie za Wielką Wodą, ale z tej strony ciagle wycinane są hektary lasów dla zaspokojenia smoka biurokracji. Mimo, że mamy USOS i wszystko jest w internecie, to i tak muszę wypełniać tony papierowych kwitów. Dublujacych to, co jest w USOS 👿
Bobiku, chciałbyś mieć bardziej poważny wygląd? To wpadnij do Turcji.
Ładnie to się nazywa: medyczna turystyka.
Dzień dobry,
rano zajrzałem w poszukiwaniu wieści, jak się Bobik ma, ale wszyscy biegali po piekarniach.
Ale już widzę, że Bobik zaopatrzony medycznie pręgowacierzy boczki. No, Bogu niech będą dzięki, że ku lepszemu to zmierza.
Dokładam do kuracji kilka pacierzy.
A i widzę, że czosnyczku wszyscy sobie nie żałują. To i ja się podłączam do tej krucjaty zdrowia. Tylko, że szefowa na szkoleniu i nie ma komu wydyszeć opinii. 😉
Spokojniej oddycham, jak słyszę, że coś więcej oprócz imbiru Bobik na wirusy zażywa. 🙂
Nie wiem, co ja mam z tym Królikiem, ale jak tylko powie rosół, to ja się zrywam i pędzę do kuchni nastawić odpowiedni gar.
Może ktoś to wyjaśnić? 😀
😀 Haneczko
Znam to uczucie.
Ad krolik 5 grudzień 12, 12:46
A i ja Króliku rozmyślam o cyberśmietniku od czasu, gdy Haneczka zlinkowała tamten artykuł.
Pierwszą myślą, która mi przyszła, to był stan mego własnego kompa. Od kilku już lat chodzi za mną potrzeba posprzątania własnego kompa (taki nawyk z czasów, gdy twardy dysk miał pojemność 40 MB i od czasu do czasu porządkowałem „piwnicę” układając na „półkach” i w „szafach” – takie pojęcia z wczesnych szkoleń komputerowych o strukturze katalogów).
No może zajmę się tym „jutro”. „Jutro” odliczane w wymiarze już lat.
Potem mi się przypomniało, że kiedyś, jak chciałem coś przeczytać o moim Miasteczku, to wyskakiwało kilka linków – dziś 830. Nie mam więcej cierpliwości, na to, aby przejrzeć więcej niż 1-2 ekrany.
A następnie przyszły mi takie historyczne myśli o krótkofalarzach, którzy kiedyś z tajemną swą wiedzą i umiejętnościami rozmawiali z kimś na końcu świata.
Jak to się wszystko jakoś ścieśniło w okienku monitora.
A jednocześnie jakby granice samotności się poszerzyły.
Ad Jagoda 5 grudzień 12, 12:55
hehehe!
Skąd ja to znam. Stosy papieru wypływające spod sekwencji klawiszy ctrl+p. Szczury w archiwum prowadzą wypasiony żywot sikając na kolorowe wydruki.
Ale dopiero niedawno dotarło do mnie, że biurokracja pożera coraz bardziej me życie, bo obok dawniejszej papierowej zjada mi czas biurokracja elektroniczna.
Ad haneczka 5 grudzień 12, 12:50
A to bardzo ciekawe – czemu raptem potrzebujemy dotknąć książki czytanej w dzieciństwie?
Dzień dobry.
Czymam, Bobiku!
( sama na rosole ,i czosnku ,i rumie w herbacie i bez).
W B. faktycznie można dobrze zjeść, potwierdzam. 🙂
Wróciłam właśnie z zakupów na niemieckim pograniczu (wykorzystałam przerwę technologiczną w pracach remontowych). Zdobyczne:
rum (ulubiony), kociołek z nierdzewki (o poj. 18 L, szukałam od dawna), czekolady. Wiadomej gruszkówki pogranicze w dalszym ciągu nie posiada.
A Helena milczy 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=iDlgRvv7TqY
Dzień dobry!
Głaski dla Bobika. I herbata z sokiem malinowym produkcji babcinej dla wszystkich schorowanych.
Też czekam na Helenę i raport o ciąży. Pewnie w Anglii Kate jest teraz na wszystkich okładkach.
A w B. jedzenie jest świetne, zgadzam się. Z Filozofem przepuściliśmy tam mnóstwo euro na posiłki… 🙄
Próbowałam być dzielna, ale mnie złamaliście: to gdzie konkretnie radzicie zjeść w Mitte Berlinie? Będę przelotem za dwa tygodnie (jako też w Kolonii, Frankfurcie i Stuttgarcie).
Bobiku, czy mógłbyś mi zadedykować trochę swojego leżenia? Ty już pewnie masz serdecznie dosyć, a ja po powrocie ciągle łapię jakieś sroki za ogony – ile bym ich nie złapała, nadlatują następne i nie mogę zdążyć na czas do łóżka.
Dla Heleny – wyszukane w rosyjskim internecie:
http://www.youtube.com/watch?v=iVAOPl9xQtA&feature=BFa&list=LP-PXWPkUnzWY
Ago, a te sroki za Tobą polecą, gdy wyjedziesz czy będą niecierpliwie czekać na Twój powrót?
Ja im polecę! 👿 Tego jeszcze brakuje, żebym zabierała sroki na urlop! Oczywiście, parę na pewno spróbuje się zapakować do bagażu kabinowego, ale będę czujna. 😎
Trzymaj sie, Bobiku kochany, i zdrowiej jak najszybciej, przy pomocy wszelkich dostepnych srodkow i sposobow.
A tu podrzucam wyklad z cyklu TED Talks. Mowi psycholog, Sherry Turkle, autorka wielu ksiazek na temat roznych aspektow internetowego zycia (w tym np. nieumiejetnosci radzenia sobie z cisza, z samotnoscia, bo internet przyzwyczail nas zycia w stanie ciaglego polaczenia przez lacza).
http://www.ted.com/talks/sherry_turkle_alone_together.html
Wydaje mi sie, ze ciagle wywolywanie kogos, choc zapewne very well-meant, nie daje mu prawa wlasnie do tego, zeby moc – jesli ma akurat taka potrzebe – na troche sie wylaczyc, i zajac sie czyms innym. W koncu zyjemy nie tylko po to, zeby innych zabawiac i zajmowac poprzez lacza…
Co nie znaczy, ze nie uciesze, gdy Helena i Mordka beda mieli czas i ochote, zeby zajrzec. Ale nie bede sobie przypisywac prawa do decydowania, kiedy i jak beda mieli ochote to zrobic.
No i skacze w srodowe objecia, zyczac pozostalym chorujacym jak najszybszego zdrowienia takze.
Dzielna Aga 😀
W realu też nie jesteśmy stale na łączach. Milcząc wystawiamy tylko ciche czułki 😉
Haneczko, rzeczywiście jesteś mistrzynią skrótu. Jak Herbert.
Ad Monika 5 grudzień 12, 15:49
Przeczytałem Twój wpis, zastanawiając się nad jego przesłaniem. Wykład też „zaliczyłem”.
Jest jednak w Twej wypowiedzi coś, z czym się jakoś nie do końca zgadzam (po raz pierwszy). Muszę to sobie przemyśleć.
Pierwsze wrażenie, to to, że coś generalizujesz – umiejscawiasz w technologii samotności.
No nie wiem – pomyślę nad Twoim przesłaniem.
Ad Monika 5 grudzień 12, 15:49
Przeczytałem Twój wpis, zastanawiając się nad jego przesłaniem. Wykład też „zaliczyłem”.
Jest jednak w Twej wypowiedzi coś, z czym się jakoś nie do końca zgadzam (po raz pierwszy). Muszę to sobie przemyśleć.
Pierwsze wrażenie, to to, że coś generalizujesz – umiejscawiasz w technologii samotności.
No nie wiem – pomyślę nad Twoim przesłaniem.
Rosół Królika 😀 gotów do zjedzenia, za Bobika, za Koszyczek, za…
Trudno się nie zgodzić z Sherry Turkle (świetne tłumaczenie na różne języki na dole) ale nie widzę raczej możliwości, żeby ludzie odłączyli się od technologii na rzecz prawdziwego spotkania z drugim człowiekiem.
Nisiu, na litość 😯 Odwołaj natychmiast, bo nawet pół pyszczka więcej nie otworzę 😳
Technologia to akurat pozwala na kontakt z mózgami odartymi z cielesności, co bywa dużym komfortem. Oczywiście jeśli mózgi w miarę interesujące.
Prezes Janusz Piechociński wbrew wcześniejszym zapowiedziom grzeje miejsca po Waldemarze Pawlaku.
No i skończyła się „zielona rewolucja”
Można spokojnie odetchnąć i wrócić do sporów o trotylu na skrzydłach.
To działa w obie strony, no nie? To znaczy mniej interesujący mózg w swojej cielesności też może dostarczyć komfortu. 🙂
Wielki Wodzu, bywają cielesności odarte z mózgu – te wszak też bywają fascynujace! 😀
Dżizas, rozpoznawalność mordy kol. przewodniczącego wzrosła w sondażach o 500%, o to chodziło i tak jest. Czy nie szkoda życia na takie pierdoły? 🙄
Tak całkiem odarte, to sobie nie przypominam, ale wierzę. 🙂
O, Wieki Wodzu, no przecież nie całkiem odarte (to był tylko taki skrót myślowy).
A co do szkody życia na pierdoły, to pełne porozumienie.
Czasem jednak człek ma taką chwilę słabości, że są momenty baśniowe.
A swoją drogą, to gdzieś w mediach mignęła mi informacja, że to starsza córka desygnowała Prezesa na Premiera.
Zawsze uważałem, że dobrze byłoby mieć córkę ❗
A przecież w tym wykładzie chodziło o coś zupełnie innego.
Jakoś po pierwszym oglądzie tego wykładu, to nie zapamiętałem zbyt dużo – oprócz okładki z wizerunkiem wykładającej i żalu, że nie będzie kolejnej.
Zmarł Dave Brubeck 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=e1S_vA0ougg
Piękny wiek osiągnął, Irku.
Pan B. też potrzebuje trochę przyjemności.
Nie musiał popierać rządu czynem
Aby umrzeć przed terminem.
Słucham sobie.
Ja też, w Dwójce Joshua Bell na żywo 🙂
Odmeldowuję się na regenerację. Jutro pcham światową naukę do przodu 😈
Haneczko, dlaczego łaj? Ja bardzo lubię Herberta!
Powodzenia, Irku!
Rozumiem, że wrócisz jak nowy. 😀
Będę Cię wspierać ze wszystkich myśli swoich.
Dziekuję za Sherry Turkle, Moniko. Myślę, że ma sporo racji, ale też nie jest do końca tak, że te wredne technologie nas, materiał na mistrzów empatii i komunikowania się, podstępem wykoślawiają. Powstały w odpowiedzi na nasze potrzeby: płytkiego kontaktu, ucieczki w towarzystwo (w miejsce cieszenia się drugim człowiekiem), bycia razem osobno, bezkosztowych znajomości, kontrolowania własnego wizerunku, istnienia poprzez opowiadanie o sobie. Przed erą esemesów i twittera też realizowaliśmy te potrzeby – w „rozmowach” bez słuchania (które, zresztą, nadal mają się dobrze). Technologie nam to ułatwiają. Na szczęście, nie tylko to 😉 – dzięki technologii nie tylko posłuchałam wywiadu, ale też mogłam wybrane jego fragmenty odtworzyć ponownie; wróciłam np. do 14:45.
No, Brubeck i jego Take Five znacząco wpłynęli na moje życie rodzinne. Ojciec nie pozwolił mi pójść na jego sławny koncert do Sali Kongresowej, gdym była wczesną nastolatką. Wystarczyłoby małe kłamstwo, że idę w towarzystwie wysoko postawionej na drabinie społecznej przyjaciółki szkolnej, a nie byłoby afery, która wywołała moja reakcja. Skutek był taki, że rodzice ze stanu incommunicado w końcu się przez moje niepójście na Brubecka rozwiedli, a ja zerwałam z sympatią, który na ten koncert zdobył bilet, choć po latach niepotrzebnie wyszłam za niego za mąż.
Ta historia długo we mnie dojrzewa na małe opowiadanie. I nawet zaczęłam do niego zbierać materiały o Brubecku. Najpierw dręczyło mnie, dlaczego ten utwór nazywa się „Take five” – a to po prostu komenda: „Na pięć” ; Brubeck uwielbiał grać na 3/4, 5/4, 7/4, a nawet 11/4! Ten jazzowy szlagier wszechczasów jest autorstwa Paula Desmonda, mnie dziwnie kojarzyl się z muzyką żydowską z naszych stron. No i co? Ucho mnie nie myliło, bo rodzina Desmonda pochodziła z Ukrainy. Czli jest to szlagier ze sztetla.
Brubeck byl synem ranchera i nauczycielki muzyki, pochodzącej z Anglii. Grał od małego, poszedł do szkoły muzycznej. Na egzaminie końcowym okazało się, że… nie zna nut, bo był takim krótkowidzem. Wszystko grał ze słuchu. Skonsternowani profesorowie dali mu w końcu świadectwo z zastrzeżeniem, że nie wolno mu uczyć muzyki. Jemu zresztą ani śniła się kariera belfra, a w czasie II wojny zaciągnął się do wojska, by grać w orkiestrach.
Ma sześciu synów, wszyscy są muzykami, kilku grało w różnych składach z ojcem. W Kalifornii działa instytut Brubecka. Kilka lat temu niemal tam wylądowałam, chcąc zakomunikować na początek Mistrzowi: Mister Brubeck, you should know you were responsible for the disintegration of my family. Po tym efektownym wstępie liczyłam na wywiad, których on udzielał skąpo, po wszystkim trzęsła jego wieloletnia żona i menago, baba-herod.
Koncertował niemal do ostatniej chwili, robił wspaniałe rzeczy z młodymi muzykami z Meksyku i innych krajów. Mam wiele jego płyt, w tym podwójny album live z takim wykonaniem „Take Five”, że podrywa z fotela.
No, ale można powiedzieć, że się nażył.
Tak na marginesie śmiecia internetowego i paru innych spraw.
Kiedyś chyba podpisałem jakąś petycję rozsyłaną przez Avaaz.org. Pewnie wydała mi się słuszna, skoro podpisałem. W każdym razie mają mój adres. I oto, co mi teraz przysłali.
Otóż ktoś ich wpuścił w firmowanie akcji przeciw eksploatacji piasków bitumicznych w Kanadzie. Nie znam technologii, może rzeczywiście zginiecie w tej Kanadzie wy i krowy wasze, jak to językiem dostępnym dla dwunastolatka opisali. Dobór argumentów wskazuje, że raczej nie, ale nieważne, najwyżej zginiecie i już. 😛
Rzecz w tym, że oni tym razem nie chcą ode mnie jakiegoś zasmarkanego podpisu, oni chcą pieniędzy. Jak tłumaczą, muszą wynająć kancelarię prawną. No to ja uważam, że przegięli. Dodaję ich do filtrów antyspamowych i choćby następna sprawa dotyczyła zabijania małych kotków w Wagadoogoo, mam złodziei głęboko.
To mówiłem ja, były kierownik pozarządowej organizacji ekologicznej. Zresztą złudzeń nie mam, i tak uzbierają ile trzeba, wystarczy i na prawników, i na spożywanie artykułów luksusowych ustami zarządu. 🙂
A na czym, Kumo, odtwarzasz ten album?
Chyba, że to już na CD.
Ten Avaaz rozpędził się ostatnio i każe mi co kilka dni podpisywać jakieś petycje.
Czasami podpisuję, bo ratują jakieś nieszczęsne istoty od śmierci.
Piszą później, że się udało.
Tej, o której Wódz pisze, nie, bo co za dużo…
Branoc wszystkim! 🙂
Tak się przedsennie zastanawiam, czy aby nie przydajemy narzędziom zbyt wielkiego znaczenia. Czy naprawdę tak bardzo zmieniły jakość komunikowania się i ilość też. Wydaje nam się, że teraz toniemy w powodzi wytwarzanych i przyswajanych informacji. A może kiedyś (1000, 500, 100 lat temu) odczucia były podobne. Może to, co nam, z perspektywy czasu, wydaje się strumyczkiem, dla nich było oceanem, w którym pracowicie próbowali nie utonąć, podobnie jak my dzisiaj. A za małe ileś tam lat ktoś powie: Jej, ależ oni sobie cicho, spokojnie i leniwie żyli. Ile mieli czasu na bycie razem i pogawędki. Teraz to przecież czyste wariactwo, nikt już tego nie ogarnia! I tak dalej, i tak dalej…
„Kalosze szczęścia” to moja ulubiona, wcale nie bajka 😉
Kumo, w moim lokalnym radiu Brubeck dzisiaj leci i leci, choc na CD tez go mamy, i w roznych iPodach, itp. Na szczescie niczego nam nie zdezintegrowal. 😉 Ciekawe to polaczenie ze sztetlem.
Wielu bylo swietnych muzykow, zwlaszcza jazzowych, nieczytajacych nut (m.in. jeden z nauczycieli Wyntona Marsalisa, ktorego czesto z wdziecznoscia wspomina, zawsze przypominajac, ze nie byl nutowo pismienny).
Ago, ciesze sie, ze Cie wyklad Sherry Turkle zaciekawil (podobnie zreszta jak innych). Nie odnosze wrazenia, ze ona chce jakos zatrzymywac czas, i ze postrzega wszystko w czarno-bialych kategoriach (w koncu wyklad zaczyna od opowiesci, jakie duze emocjonalne znaczenie mial dla niej SMS od corki). Ale czesto wszystko, co nowe, jest nam przedstawiane w wylacznie od pozytywnej strony, i dopiero po jakims czasie stac nas troche bardziej dorosle stwierdzenie, ze byc moze sa takze i strony negatywne. Moze wspominanie o nich na blogu to pewnego rodzaju faux pas 😉 (nie mowiac juz o paradoksie, ktory Turkle tez przy okazji wspomina), ale moim zdaniem nie ma nic zlego w ogladaniu obu stron medalu. I wydaje mi sie, ze technologie moga pewne nasze naturalne sklonnosci wzmacniac lub oslabiac, wiec jednak ich przyjmowanie ma znaczenie (w koncu wynalazek Gutenberga mial swego czasu spore znaczenie dla wymiany idei, i nawet poswieca sie temu zjawisku tomy w trochej mniej znanej dziedzinie badan literackich, zwanej po angielsku textual bibliiography, ktora to dziedzina zajmuje sie ona wlasnie wplywem technik i narzedzi na zawartosc i rozpowszechnianie tekstow).
Klakierze, to chyba dobrze, ze sie nie zawsze ze mna zgadzasz. Raczej wielce podejrzane byloby, gdyby bylo odwrotnie. 😉
Jasne, że to CD, a nie winyl. Na winylu dużo miałam Brubecka, nie tylko dlatego, że los mnie z nim połączył. Ale na żywo słyszałam go tylko raz: w katedrze anglikańskiej w Nowym Jorku, największej tam świątyni, gdy po raz pierwszy hucznie odprawiano dzień świętego Franciszka z udziałem korowodu muzyków jazzowych, pląsami pólnagich dziewczyn i chłopców ku czci Gai i paradą zwierząt, na czele ze słoniem i wielbłądami
wypożyczonymi na te okazję z ZOO. Wszelkie pets też były zaproszone, ludzie przychodzili owinięci domowymi wężami boa, biegały po nich białe szczury, i świnki morskie, i chomiki, na które koty dostawały wytrzeszczu oczu. Przez muzykę przebijało szczekanie, miauczenie, rżenie i co kto chce. Ja też przyprowadziłam do bierzmowania psa Zbigniewa, czarnego labradora, który z emocji natychmiast obsikał kolumnę. Ale psy w kościołach to żadna nowość, wystarczy spojrzeć na któryś z obrazów niderlandzkich – zawsze tam jakiś Bobikopodobny się kręci.
Wynalazek Gutenberga tez pozwolil zasmiecac wymiane mysli Wystarczy pomyslec o Mein Kampf czy pornografii dzieciecej, czy o powiesciach jak np`Tredowata-odpowiednik dzisiejszego M jak Milosc. Takze druk istnieje dopiero historyczna chwile, piecset lat zaledwie, wiec ta powszechnosc wymiany mysli i dostepnosc ksiazki doslownie pod strzecha jest dosc mlodym zjawiskiem.
WW, co za cynizm w sprawie pozarzadowej ekologii, a fe!
Sodemeczko, rosol rulz!
Jagodzie rano- papieru coraz mniej, wirtualne formularze i akta sa bardzo powszechne. Sadze, ze to faza przejsciowa: papier i nie-papier, a przed nami juz tylko nie-papier.
Opowiastka Kumy jak to Brubeck rozbil malzenstwo jej rodzicow pyszna!
Moim pierwszym koncertem (nie smiac sie pls!) byla grupa The Marmelade, w Sali Kongresowej. Mialam wtedy 16 czy 17 lat!
No, wcale nie byli tacy zli:
http://www.youtube.com/watch?v=xDrOhccSMkc
Z powazniejszej polki: Leszek Kolakowski o szczesciu. Na przykladzie Bogow, ktorzy szczesliwi nie byli (Budda, Jezus) szczescie jest tylko wyobrazeniem…
http://www.nybooks.com/articles/archives/2012/dec/20/is-god-happy/
Jest to tlumaczenie z polskiego, ale nie wiem gdzie polska wersje znalezc.
To jest z tej książki, Króliku:
https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,2508,Czy-Pan-Bog-jest-szczesliwy-
A tu można się powzruszać i posłuchać Profesora:
http://www.youtube.com/results?search_query=Leszek+Ko%C5%82akowski+o+szcz%C4%99%C5%9Bciu&oq=Leszek+Ko%C5%82akowski+o+szcz%C4%99%C5%9Bciu&gs_l=youtube.3…1437.12180.0.12629.29.28.0.1.1.0.102.2187.27j1.28.0…0.0…1ac.1.CxZAu-3cvFs
Jest na Tubie parę rozmów Leszka Kołakowskiego z Barbarą Skargą, bardzo polecam.
Przepraszam, jeszcze jeden wrzutek, bo widzę, że nie ma już rozmów z B.Skargą.
Tu jest rozmowa na innej stronie:
http://www.tvn24.pl/kultura-styl,8/patriotyzm-to-nie-jest-slepe-uczucie,102741.html
Poslucham pozniejszym wieczorem, Siodemeczko.
Tekst ciekawy, Kroliku, i otwarty (i jak sie juz przyznawac po linii papier-nie papier, akurat u mnie w domu i w papierze, i wersji elektronicznej). A jednak jakos dla mnie sie mija, bo strasznie trudno sie zabierac za inne systemy religijne z oprzyrzadowaniem rodem z zachodniego… Bardzo ladnie, i dowcipnie, pisal o tym Joseph Campbell. Na przyklad w Myths of Light opisywal, jak wprawial w zaklopotanie i lekkie oslupienie na wykladach Martina Bubera, wlasnie przez wychodzenie poza niewidoczne dla prawie wszystkich obecnych zalozenia dotyczace podstawowych pojec – takze tych, o ktorych pisze prof.Kolakowski.
Dzień dobry 🙂
Herbata stygnie. Białe pieczywo dla Wszystkich
Dywanik do brykania dla Rysia 😀
Dzień dobry 🙂
dla zainteresowanych raport ze stosunkowo nowych, rok 2010, polskich badań nad problematyką społecznych i emocjonalnych konsekwencji korzystania z nowych techonologii:
http://www.mim.swps.pl/
Z ciekawostek i niejako odpowiadając na zapotrzebowanie Agi na anegdoty.
W listopadzie 2000 brałam udział w corocznej konferencji w Monachium, poświęconej nowym technologiom. Miała tam wykład pani pastor z USA. Niestety nie pamiętam z jakiego kościoła. Wieszczyła ona, między innymi, że w niedługiej przyszłości maszyny będą tak doskonałe, że trzeba będzie rozważyć konieczność/możliwość/prawo do udzielania im chrztu.
Była to, jak dotychczas, najbardziej szokująca teza, jaką udało mi się na temat nowych technologii usłyszeć.
Minęło 12 lat. Czy ktoś już ochrzcił jakąś maszynę w USA, Moniko?
Dzień, jeszcze nie wiem, czy dobry. Tempo 22, kołki w zęby.
Irku, zażyję kawę 🙄
Dzień dobry. Jeśli doskonałość uznać za podstawę udzielania chrztu, to więcej powinno być ochrzszczonych maszyn niż ludzi 🙄
u77777777777777777777777777777777777777778
Powyższe napisał Furkot
Nowe technoligie zawsze budziły i entuzjazm i lęk.
Tutaj można przeczytać, cytowane przez Postmana, wątpliwości co do pożytku korzystania z pisma. Wyrażone przez Platona i znane pod nazwą „Sąd Tamuza”:
http://www.samorzad.elka.pw.edu.pl/dokumenty/kok/kok.pdf
Zlinkowane opracowanie dosyć długie, ale sam „Sąd Tamuza” to zaledwie kilkanaście pierwszych wersów. Dla tych, którzy go nie znają a chcieliby poznać.
Vesper,
mnie też zadziwiło podejście pani pastor do chrzutu. Byłam tak zszokowana, że w pierwszej chwili pomyślałam, że po prostu źle zrozumiałam, że mój angielski jest do bani. Ale w czasie przerwy dopadłam panią pastor i zadawałam jej to samo pytanie na różne sposoby. Tak, mówiła o chcrzcie dla maszyn 🙄
Dzień dobry. 🙂
Doczytałam, dziękuję.
Mam dzisiaj na obiedzie Mikołaja, w domu bałagan. Postanowiliśmy nie poddawać się presji czasu. Remont ma swoje prawa, skończymy, kiedy skończymy. Powolutku zeskrobujemy z drewnianych schodów farbę. Będą po doczyszczeniu potraktowane olejem.
Zakonnice z Krakowa sprzedają osiedle z mieszkańcami….
Dzieci Romów , po błędnie przeprowadzanych testach, kierowane do szkół specjalnych….
Mikołaj medialny nie jest dzisiaj łaskawy.
Ciekawi mnie techniczny aspekt chrztu dla maszyn. W niektórych obrządkach trzeba by było przez zanurzenie, a to niektórym maszynom mogłoby bardzo zaszkodzić 🙄
Vesper 😆
Myślę jednak, że pani pastor mogłaby przyjechac do Polski w dniu św. Krzysztofa, a zobaczyłaby, że chrzest maszyn jest bliżej, niż sądziła 🙄
Dzień dobry,
a kropienie kropidłem wszystkiego nowego, a rozbijanie butelki szampana o burtę statku – to co? 🙂
Z ust mi to Pani Kierowniczka wyjęła 😀
Dzień dobry 🙂
Tu Wasz chodzący (no, chwilami przynajmniej…) sukces medycyny. Mogę zginać niektóre palce, co jeszcze wczoraj było wykluczone. A gdybym nosił buty, już by mi się w nie łapa zmieściła bez sięgania do metod złych sióstr Kopciuszka. 😀
Wobec tego w szybkich abcugach część dzisiejszego leżenia nawet nie tyle dedykuję, co hojną łapą oddaję Adze i innym potrzebującym. Ale trochę sobie jeszcze zostawię na własne potrzeby i żeby grać na nerwach Pręgowanej. 😉
Stukanie wciąż jeszcze przychodzi mi z pewną trudnością, ale może to i lepiej – tyle mam dziś do doczytania, że i tak ze stukaniem bym nie nadążył. 😉
Dziś w Poranku Dwójki radiowej była mowa o nowej wystawie w Muzeum Śląskim, dotyczącej 85-letniej historii Radia Katowice. Pamiątek oczywiście niewiele zostało, bo hitlerowcy praktycznie wszystko zniszczyli, jak tam weszli, i urządzili w radiowym gmachu szwalnię mundurów (dziś PR Katowice działa dokładnie w tym samym budynku, pomyślanym zresztą od razu jako radiowy), ale bardzo ciekawe rzeczy opowiadali panowie kuratorzy. Otóż wtedy były bardzo mocne nadajniki i katowicki program można było usłyszeć nawet w Afryce. Radiowcy albo w ogóle ludność pisywała listy do siebie wzajem. I szef radia katowickiego Stanisław Tymieniecki, chcąc się porozumieć z ludźmi ze świata, zaczął nadawać audycje po francusku, sam był frankofonem, a chyba jeszcze wtedy ten język był popularniejszy. No i nie tylko rozwinęły się różne kontakty, ale jak pan Tymieniecki pojechał do Paryża, to okazało się, że jest tam postacią popularną, tłumek go witał, i to nie tylko Polonusów, ale rodowitych Francuzów, którzy się zainteresowali.
No i tak to sobie działało na długo przed Internetem. 😀
Hej, Piesu 😀
Mar – Jo,
tak trzymać, pokazać temu czasu palec, wiadomo który 😉
Przerażają mnie błedy w diagnozowaniu IQ. Walczyłam z takimi błędami czerdzieści lat temu. Sądziłam, że teraz nie popełania się tego typu pomyłek.
Wtedy, w tak zwanych Komisjach Diagnostyczno – Selekcyjnych, sama nazwa koszmarna, zasiadały, również, panie nauczycielki po kursach przysposobienia do zawodu. Nagminnie żądały ode mnie wpisania dziecku „upośledzenia umysłowego”. „Bo przecież on ma 10 lat i nic nie umie”. Moje tłumaczenia, że jest to wynik zaniedbań środowiskowych a nie obnizonej sprawności intelektualnej, kwitowały wzruszeniem ramion. Na szczęście to moje zdanie miało charakter roztrzygający.
Naprawdę nie pojmuję skąd się dzisiaj biorą takie pomyłki. I nauka poszła naprzód i poziom wykształcenia diagnostów też wyższy. Przynajmniej teoretycznie.
Dbaj o siebie Bobiku 🙂
Mar-Jo, może to Ciebie zainteresuje. Po wielu latach przerwy wróciłam do śpiewania w chórze. Ale frajda 🙂
Kropienie kropidłem to tak jedno z tak zwanych sakramentaliów. Chrzest to sakrament. Różnica zasadnicza 😉
Zmartwiłam się. Część naszych rybek zgupła, mimo że to nie gupiki, i się zamroziła 🙁
Głębokość naszego oczka w ogrodzie jest zróżnicowana. Od płycizny do półtorametrowej głębizny. Dotychczas rybki spokojnie zimowały na głębiźnie.
Dzisiaj w nocy było -9. W lodzie na płyciżnie tkwi zamrożona część rybek.
Koty chodzą po lodzie i nie mogą się nadziwić dlaczego nie udaje im się do tych rybek dobrać 👿
O matko, ile myślowych łamańców wymaga taki chrzest maszyn. 🙄 Kto podejmuje decyzję o ochrzczeniu – maszyna czy właściciel? W obrządku właściciela, producenta, czy dowolnie wybranym przez maszynę? Natychmiast po wyprodukowaniu, czy kiedyś tam (kiedy?). Co będzie, kiedy nowym właścicielem ochrzczonej maszyny zostanie mahometanin? Czy katolik może używać maszyny niekatolickiej? Co począć, kiedy maszyna bardzo pożąda chrztu, a właściciel, złośliwy ateista, nie chce się na to zgodzić? Ile diabłów może zmieścić się w pamięci nieochrzczonego komputera? Itepe, itede…
Tu nawet długie lata organizowania konferencji teologicznych mogą nie wystarczyć. 😯
Organizatorem konferencji było Towarzystwo Pedagogiki Mediów i Kultury Komunikacji (GMK) z siedzibą w Bielefeld 😉
Pani pastor była prelegentką. Od razu widać do czego doprowadza dopuszczanie kobiet do kościelnych urzędów 👿
Mnie najbardziej frapuje zagadnienie maszynowego grzechu pierworodnego 🙄 – bo chrzest ma zdaje się coś wspólnego z obmywaniem z tegoż grzechu. Po jakie to jabłko sięgnęła maszynowa ewa? I jeszcze wiersz z ostatniego tomiku Wisławy Szymborskiej mi się przypomniał.
Dziękuję, Bobiku! Od razu czuję się bardziej wyleżana. 😛
Bry!
Się dzisiaj dorwałem do netu, krótka przerwa… za Bobika zginam palce, dziękuję za kontakt, podziwiam siatkę wywiadowczą, 😆
Nara
Pa
Vesper 10.07 – chrzest przez zanurzenie robi się statkom, dostają imię w momencie wodowania…
Bardzo straszna historia z tym Baltic Ace koło Rotterdamu, pewnie też już wiecie, że statki się zderzyły i zginęli ludzie.
Tadeusz szyfrem nadaje. 🙂
Bobik przy klawiaturze, hura, hura, hura! 😀
Jak słusznie zauważyła Jagoda, kropienie wodą święconą nie jest chrztem, jest dopełnieniem aktu błogosławieństwa i co tydzień przed tzw. sumą wierni są pokropywani. Co ma znaczenie symbolicznego obmywania.
Świecenie przedmiotów jest śmieszne.
W mojej religii tyle jest pogańskich naleciałości, zabobonów i zachowań sprzecznych z wiarą, że już mi się nie chce odzywać.
własnie miałem napisać, że statki się chrzci, do tego szampanem,maszyny też można chrzcić (nadaję ci imię R2D2, błąkaj się w szczęściu po zakamarkach odległej galaktyki…) tylko czym zastąpić szampana? butelką śliwowicy? 🙄
Foma, jedno i drugie wyłącznie wewnętrznie ❗
A po co zastępować szampana? Śliwowica tak dobrze nie bąbelkuje 😉
A oto jak pieseczki podnoszą męską przystojność:
http://deser.pl/deser/1,111858,12728160,Policjant_przystojniak_zostal_gwiazda_sieci__Przez.html
Śliwowica bąbelkuje ścichapęk 😉
Aga,
może grzech pierworodny przechodzi u maszyn tak jak u ludzi. Z twórcy na dzieło 😉
Teoretycznie można śliwowicę nabić w syfonie i wtedy będzie tylko do stosowania zewnętrznego, obawiam się.
śliwowica była tylko opcją do rozważenia. piwo pszeniczne ładnie się pieni a jest tańsze od prawdziwego szampana
śliwowicy szkoda 👿
z drugiej strony przy tak ważnych okazjach nie należy skąpić 🙄
Jakich okazjach? Kogo będziemy wodować? Nic nie wiem. 🙁
Miałabym paru kandydatów, ale każą być miłosiernym.
byle nie mlekiem 👿
http://www.youtube.com/watch?v=h_BGijzS8MM
Siódemeczko, to się jeszcze okaże kogo 😉
najpierw trzeba przygotować scenariusz ceremonii 😆
Wodzu, a tu jest taki jegomość, zapalczywy miłośnik muzyki, który wrzucił 10 godzin muzyki za jednym zamachem:
http://www.youtube.com/watch?v=2yZFTlK2Tuc
Daję tu, bo u Kierowniczki jeszcze go znajdą i każą skasować.
Gość ma różne wiązanki na koncie.
O Dżizas, ten facet to ma zdrowie… 😉
Nic mu nie zrobią, bo nie podał wykonawców.
Oprócz tego ma dużo płyt zgranych w całości, jak widzę, to już gorzej, ale nie moje zmartwienie. 😉
Ale jak można w jednej kolekcji hodować to, co tam ma i ciężkie gnioty Rillinga? Ma gość i zdrowie, i osobliwe gusta. 😯
A tu był przed nim taki jeden, miał niesamowite nagrania. Pojęcia nie mam skąd.
Starałam się kopiować, ale gdzie mi tam.
Poza tym pocieszałam się, że skoro tyle czasu już jest, to pewnie jeszcze będzie.
A tu dostaję wiadomość, że człowiek kasuje konto, bo go jakaś #$%*&# podkapowała, czy coś tam zrobiła.
Ostania rzecz, jaką mam od niego do koncert w Jerozolimie Jordi Savalla 'Jerusalem’.
Nie mogę odżałować lenistwa.
A, jeszcze jedno, skąd czerpiesz wiedzę, że jak nie podał kto, to się nie przyczepią?
Ja w swoich krótkich filmikach używałam krótkich fragmentów muzycznych, a 3 razy skasowali mi ścieżkę dźwiękową i ze trzy utrzymali warunkowo.
Ja sama nie wiedziałam czasami kto to i co, bo na primier nagrałam z radia hiszpańskiego muzyczkę na instrumenty szarpane, a jednak…
A może ja mam? Bo ja mam dużo i to nie jest moje ostatnie słowo. 😎
Też racja, że oni nie wnikają w szczegóły, tylko kasują na podstawie donosu. Nic więcej nie mogliby zrobić, bo jak nie opiszę nagrania szczegółowo, to przecież bez kosztownej, wieloletniej analizy dowodów nie dojdą, co to takiego dokładnie. No ale tu nie sąd, tu rządzi administrator.
Jak udało nam się kilka razy ceremonialnie zwodować fomę, to myślę, że byle maszyna byłaby dla nas po prostu pestką. 😎
Ty Bobiku, unikaj wodowania w wodzie, bo przeciez wilgoc zle dziala na stawy. 😉 No i jak dobrze, ze juz jest jakas poprawa.
Jagodo, strasznie mnie ta pastorka rozmieszyla, ale tez sobie zadalam pytanie, skad organizatorzy konferencji wytrzasneli liste gosci (cos jak z tym profesorem od brzozy smolenskiej). 🙂
Do raportu zajrzalam – ciekawie opisuja rozne przypadki, i do tego niekomitetowym jezykiem. Reszte sobie zostawie na pozniej, bo material obszerny.
U mnie nie dosc, ze przedluzona sroda, to jeszcze w moim miescie ma byc dzis zabawa – przyjezdza wlasnie z malego miasteczka we Wloszech ogromne kolo sera (do naszego swietnego sklepu z serami, oczywiscie), i bedzie sie to kolo glowna ulica toczyc, co oznacza korki. Ale tez zwykle bawi to mieszkancow, ktorzy od razu w tym samym sklepie beda mogli sie zaopatrzyc w odpowiednie do serow wina. Jak ktos z moich wspolmieszkancow powiedzial o calej zabawie w zeszlym roku – the most exciting thing in town since 1775… 😉
To jest fajne. Czytelniczka pisze do Wyborczej, bardzo ładnie i grzecznie nazywając to, co każdy z nas widzi. Bardzo ładnie i grzecznie odpowiada jej naczelny.
http://wyborcza.pl/1,95892,12996284,Czemu_Wyborcza_chce_zostac_tbloidem___czytelnik_pyta_.html
Po oskubaniu z formuł grzecznościowych i innych zamienników wychodzi jasny komunikat: tak, kurde, zawsze będziecie mieli za darmo w internecie taki chłam, albo gorszy i odzwyczajajcie się od inteligenckich wymagań, o co w ogóle chodzi, jakieś przecinki i ortografy, a my tu prowadzimy poważny biznes. Tak, będzie mama Madzi i brzoza z helem, bo tego oczekuje rynek.
Moniko,
mnie pani pastor chyba już na zawsze pozostanie w pamięci 😯
Raport moim zdaniem niezły. Ale faktycznie wymaga trochę czasu.
A teraz, drogie dzieci, pocałujcie się w d…
Haneczko!!! 😯 😆
Szef kuchni dzisiaj poleca:
Rosół Królika z makaronem ryżowym.
Pierś z kurczaka z pieczarkami i pikantnym serem w cieście francuskim z salatką z cykorii w lekkiej śmietanie.
Za pól godziny będzie podawane. Nie mogę się doczekać.
CBOS cieszy się, że liczka Polaków wierzących w zamach spadła do 56%.
Czas na emigrację.
W kraju wariatów, oględnie mówiąc, nie ma sensu spędzać reszty życia.
Ja wyemigrowałem, ale wcale mnie to nie uwolniło od wariatów wierzących w zamach. 🙄
A ostatnio już zupełnie sobie nie wyobrażam, do jakiego kraju trzeba by wyemigrować, żeby z każdej lodówki nie wyskakiwała ciężarna Kate. 😯
Podobno w Kiribati jest ładnie. 🙄
Coś Ty, Wodzu. Kiribati było brytyjską kolonią, językiem oficjalnym chyba do dziś jest angielski i lodówki na pewno mają. Przed brzozą uciec tam można, ale nie przed rojalnym dzieckiem nienarodzonym.
Jak już Niemcy kompletnego hopla na tym punkcie dostali, to co dopiero Kiribatczycy. 🙄
Jakoś nikt się nie chwali, co dostał od Świętego Mikołaja. Tylko Haneczka wystąpiła w podwójnej roli obdarowanej i obdarowującego i kupiła sobie książeczkę z dzieciństwa.
Tylko nie książeczkę! Książeczka jest do nabożeństwa albo czekowa!
Zaraz, czy książeczki czekowe jeszcze istnieją?
Jak to się nie chwali? Ja zaraz z rana się pochwaliłem częściowo działającymi stawami. 😀 Bardzo pożyteczny i pożądany prezent od Świętego M.
Lepszy byłby chyba tylko olbrzymi krąg sera toczący się przez miasteczko. 😆
Bardzo Cię Haneczko przepraszam – ta książeczka to mi się napisała tak po dziecinnemu. Tak mi jakoś to pasowało do tego dnia.
A książeczki czekowe, to chyba już odpłynęły do historii niczym dyliżanse.
Filmy straciły na dramaturgii, gdy to bogaty ojciec wyjmował ową książeczkę z zanadrza marynarki, czy wypasionego biurka i stawiał zamaszysty podpis na czeku.
Stawy lepsze, zwłaszcza całkowicie działające. Wtedy można dogonić ser 😉
Ależ Bobiku – Twój poranny komunikat „medyczny” był dla wszystkich blogowiczów upragnionym prezentem.
Stawy lepsze, zwłaszcza z karpiami. Święta idą.
Coś faktycznie mi się pokręciło z tym Kiribati. Myślałem, że tam mówią po francusku. 🙂
A z prezentów to mam dużo kwitów. Tych z zeszłej środy nie liczę. Chcecie kilka? 😈
Powoli nam się klaruje prezent optymalny. Staw z karpiami, krąg sera, no i jeszcze flaszeczkę mógłby Święty dorzucić. 😈
Wodzu, mnie kwity to na budę, ale wszyscy znamy takich, którym niczym nie sprawiłbyś większej przyjemności niż kwitami. 😛
To dawać ich tu, zboczeńców. 😈
Ale na Tuska akurat nic nie mam.
I jeszcze chciałem powiedzieć, że nic nie rozumiem z tego przeżywania ciąży. Jak kiedyś był ten Bolko Wstydliwy, to jo, to by było co przeżywać, ale u Angoli jest następców jak, nie przymierzając, psów. Szanse na koronację ma ten spłodzony po 2070. Co za naród dziwny. 😯
minister Radosław Sikorski pogratulował „szczęśliwego poczęcia”. 😀
http://www.mowimyjak.pl/fakty/informacje/ciaza-ksieznej-kate-jakie-zmiany-w-prawie-wprowadzi-brytyjski-rzad,22_50108.html
No cóż. Brakuje nam obecności Eksperta od dynastii Windsorów, co by z pierwszej ręki wyjaśnił, kto tam pierwszy w kolejce po sukcesję.
Ja rozumiem przeżywanie ciąży prywatne, ale publiczne to jest po prostu okropność – właśnie dlatego, że demoluje możliwość prywatnego nacieszenia się. Nie wiem, jak strasznego szału bym dostał, gdyby to mnie na każdym kroku tak ktoś do brzucha zaglądał 👿
Poor Kate, poor William. Im naprawdę bardzo współczuję, a tego medialnego szmyrgla znieść nie mogę.
Królewny zawsze tak miały, taka praca. 🙂
Ad mt7 6 grudzień 12, 19:48
„W kraju wariatów, oględnie mówiąc, nie ma sensu spędzać reszty życia.”
Hmmm. Nie bardzo rozumiem, dlaczego wariatów?
Znam z historii inny kraj – też „wariatów”, co po dziś dzień nie wierzą oficjalnym zapewnieniom, że zamach w Dallas to było tylko działanie szaleńca, że odbyło się lądowanie na Księżycu itede itepe.
Czy jest sens spędzać resztę życia w kraju wariatów?
Odpowiedź jest oczywiście jedna – nie ma sensu.
Ależ Bobiku – przecież Ci ludzie nie mają życia prywatnego, a tylko życie publiczne.
Może by tak na wyspę Hiva-Oa?
Czy po tym stawie z karpiami mogłaby pływać łódka z łódkerem? Łódker powinien umieć interesująco opowiadać, i komfortowo milczeć oraz być mocny w wiosłach. Na łódce powinien być barek, wyposażony w coś więcej, niż piwo i orzeszki. Noc, księżyc droczy się z gwiazdami, nietoperze latają, karpie jeszcze pływają, w zasięgu wzroku i słuchu żadnych oszołomów… Bajka.
Ja swój prezent mikołajkowy dostałam na Dywanie o 0:02. 😛 Od kilku dni sobie powtarzałam, że sroki nie są najważniejsze, że najważniejsze, to kupić sobie prezent na mikołajki – w zeszłym roku nie kupiłam i potem było mi przykro. 🙁 Powtarzałam, powtarzałam, ale nie kupiłam i już zbierałam siły na tegoroczne przykro, a tu niespodzianka! 🙂
Ago, ten prezent, to zgrabnie komentowała Pani Kierowniczka:
Dorota Szwarcman 6 grudnia o godz. 14:17
Ano, ano. Żeby tylko kaski starczyło…
Irku, jak się czujesz?
Żartujesz to znaczy, że co najmniej żyjesz 😀
O kasce to było do emerytki.
A i o kredycie było 😀
No pomału ku temu zmierza, że aby się ukulturalnić, to przyjdzie zaciągać kredyt.
Może powinna być jakaś preferencyjna stopa procentowa w przypadku takiego kredytu?
Sam bym też może się zdecydował na taki kredyt. 😡
A, właśnie, Irek miał dziś być zrenowowany. Skutecznie, Irku? 🙂
Klakierze, co się dziś nacieszę, to moje, a pomartwić się zawsze zdążę. 😉 Przepraszam wszystkich za ten przecinek przed „i”. 😳
Na szczęście jest jeszcze czas i na cieszenie się, i pomartwianie.
No bezsprzecznie Ago, to prezent mikołajkowy piękny.
Już po próbie chóru. W zimnym niemieckim kościele. Pijemy teraz z panem mężem kolejne herbaty z rumem. W sobotę śpiewamy, kościół ma być dogrzany.Z niemieckimi współchórzystami łączą nas coraz bliższe więzy. Szykujemy w czwartek przedświąteczny wspólną kolację.
Jagodo, super !!!!! Alt?
Mikołaj goszczący u nas na obiedzie został obdarowany licznymi prezentami,tudzież dobrym słowem. A potem został odwieziony do domu. 🙂
Dobiega końca dzisiejszy dzień.
Dzień radości dzieci, skrywanej satysfakcji dorosłych.
Dzień także jakoś i wspomnieniowy.
Do dziś pamiętam taki dzień z przeszłości, gdy na niebie chmury wypisały zarysy sań i reniferów i mój Syńcio nie mógł zasnąć z emocji.
Gdzieś tam z nieba spływał oczekiwany gość, zapełniając wyobraźnię realiami prezentów.
Potem go zaanektowały supermarkety, sklepy i szczerzy taki do mnie 'zemby’ spoza sztucznej brody. Podzwania dzwoneczkiem, domaga się wierszyka lub piosenki.
Miałem tak samo z Avaazem. Nie tylko okrutnie nudzą po pierwszym podpisaniu czegoś, ale i ciągle przymuszają mnie do pilnego naprawiania świata protestując przeciw poczynaniom rządu brazylijskiego.
A ja po długich latach rządów brazylijskich, po których gęba przygłupa (tego od okrucieństwa ale z czułością) robiła mi się sensowniejsza, mam wreszcie rząd, którego nie wstydzę się i patrzę nań jakbym sam na niego głosował, co zresztą jest prawdziwą prawdą.
I chciałbym, żeby Avaaz nie wdawał się tu w dziwne interesy, a najlepiej by zrobił gdyby się dobrze rozpędził i wskoczył do jeziora.
Skakania do jeziora w grudniu nie mozna sugerowac nawet Avaazowi, ktory ma pewnie jak najlepsze intencje. Kazdy rzad wydaje sie opresyjny organizacjom o nieco anarchistycznych podstawach.
Tutaj artykul o rosyjskich anarchistach walczacych o prawa robotnikow w USA:
http://www.bookforum.com/inprint/019_04/10577
Interesujace sa tez komentarze pod artykulem/recenzja ksiazki, bardzo malo wspolczucia dla tych anarchistow i ich trudnego losu.
Nota bene, ja pisalam prace na studiach z problemu wolnosci u Bakunina!
http://www.youtube.com/watch?v=6vQpW9XRiyM
Mam sentyment do Boss`a, kto nie ma…
Dobranoc
Dzień dobry 🙂
a więc żyję 🙄
A teraz miarowym krokiem do odśnieżania i croissanty 😀
Dzień dobry, bajkowa zima 🙂
Mar-Jo, drugi sopran 🙂
Dzień dobry 🙂
Krokiem uważnym dotarłam do pracy 😎 Walczę 😉
Dzień dobry 🙂
To jak ja się podłączę na trzecią, to możemy już zaśpiewać ślicznościowy damski kawałek Morleya:
http://www.youtube.com/watch?v=3kK12JLzvZE
W moim dawnym chórze oczywiście śpiewałyśmy to z większą energią 😉
To ja będę zachwyconą widownią 😀
http://www.youtube.com/watch?v=5JzLHV7YGg0
Większa energia, rraz!
Na konkurs w Gdańsku, luty, ćwiczymy między innymi to:
http://www.juzp.net/-jnLB6FmSqGIr
Dzień dobry 🙂
U mnie Irek zapomniał odśnieżyć i musiałem się na blog przekopywać przez zaspy większe od psa. 😯
No, może odrobinę podkoloryzowałem, ale nie tak wiele. 😉 Śniegu już ze dwudziestocentymetrowa warstwa i ciągle sypie. Na tutejsze warunki jest to niezwykłość pogodowa, więc czuję się w obowiązku ją obszczekać.
Do chóru mogę dobić nawet z dwoma głosami. Albowiem ja w normalnych, nieemocjonalnych okolicznościach szczekam ciepłym barytonem, ale jak się tylko czymś zemocjonuję, zaraz przechodzę nawet nie na tenor, a na zdyszany sopranik. 🙂
Nic nie bujam, są na blogu telefoniczni świadkowie tej anomalii. 😎
Śliczości Doro, Nisiu 😆
Chętnie bym to śpiewała!
„Jubilate deo” to, jak rozumiem, o jubileuszowym dezodorancie? 😆
Nie znam francuskiego, Bobiku 😉
Śpiewam co mi każą, pilnując nutek 😆
Dopisuję się do widowni. 🙂 Jak dobrze, że Irek w dobrej kondycji! 😀 Ciepły baryton… rozmarzyłam się 😉 … a tu zmarznięte sroki. 🙄
Bobiku, było sobie zrobić podgrzewany chodnik 💡
Z angielskich staroci, moje ulubione:
http://www.youtube.com/watch?v=wnrdfikjX1M
Ago – ciepły, energetyczny baryton, proszupszszejmie:
http://www.youtube.com/watch?v=8ljIaORx8GQ
Takie coś na dobry dzień (nawet orkiestra w błogostanie):
http://www.youtube.com/watch?v=SJRZxSclj70
To ja podaję – ciepły baryton na śniegu w ulubionej przez Klakiera wersji językowej. 😀
http://www.youtube.com/watch?v=hV2CvP7lBEs
Wierzę na słowo w Twoją dwugłosowość, Bobiczku. Mój świętej pamięci Kaj potrafił cudnie ujadać, inaczej na wydechu, a inaczej na wdechu. Znajomy pomyślał kiedyś, że kupiliśmy drugiego psa, bo kiedy zapukał, wyraźnie słyszał dwa psy po drugiej stronie drzwi.
Czas ruszyć w piątkową środę.
No, Irku, odśnieżanie zaraz po renowacji?
Rozumiem, że dobrze czujesz i bardzo się cieszę, aliści zdaje mi się to zbytnią szarżą.
Szczerze się szczerzę do Ciebie 😀
Vesper, mnie utwór literacki Furkota baaardzo się podobał, można prosić o następne. 🙂
Furkot nie tylko pisze, ale i opowiada. Niestety, trudno przewidzieć, kiedy mu się zbierze na rozmowę, ale mam nadzieję, że kiedyś uda mi się go nagrać, jak komentuje rzeczywistość swoimi rrrrau ra.
Będę czekać z niecierpliwością. 😀
Sypie i sypie. Właściwie dobrze, że chodniki niepodgrzewane, bo mogłem cyknąć kilka rzadkich, śnieżnych fotek. 🙂
Koty są w ogóle mistrzami specjalnego rodzaju oratury, zwanej mruczaturą. A jak im to świetnie wychodzi, kiedy mają katalizator w postaci kozy… 😉
https://fbcdn-sphotos-c-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/s480x480/312873_405503189518704_673039108_n.jpg
Ale świnia z tego Marsa, no!
Twórczość Furkota piękna, wróżę mu świetlaną przyszłość.
Kozy nie mamy, ale Tate ma zwyczaj wychodzenia wieczorem na biegi. I u nas to jest katalizator. Myśl przewodnia Furkocich tyrad, jak sądzę, to „dlaczego jemu wieczorem wolno wyjść, a mnie nie, no przecież popatrz na niego: dwie nogi, zero futra, po ciemku średnio widzi, uszy sobie zatkał słuchawkami, to ma byc instynky samozachowawczy? Ja bym sobie lepiej poradził, ale to ja muszę zostawać w domu, bo niby pod samochód wpadnę, o on to niby nie wpadnie pod samochód, przecież mówię, popatrz na niego…” I tak chodzi Kot po mieszkaniu i gdera.
Bry, bry,
jajko w koszulce na grzance zaliczone, herbata z mlekiem zaliczona, chory odsluchane, teraz tylko sztandar do reki, buty, palto i do roboty! Na szczescie nie trzeba odsniezac.
A bientot!
Z okazji Święta Chanuki składam wszystkim świętującym najserdeczniejsze życzenia.
Chag Chanuka Sameach!
Zadzwoniły dwie panie, że są przedstawicielkami organizacji UNICEF 😯
Może powinnam na policję zadzwonić.
Dzień dobry,
dzień, jak widzę, zaczął się koncertowo z ciepłym barytonem w tle. I Bobik przebił się na blog poprzez zaspy. 🙂
mt7 – podziękowania za piosenkę.
To i ja dołączę tę:
http://www.youtube.com/watch?v=aA2jBmnyQQQ
Jeżeli mamy pojednanie, to powinniśmy mieć podwójnienie. Sprawa prosta: dwóch sie pogodziło – pojednanie.
A jak się dwóch odpojednało? To sie spodwójnili, znaczy są już różnego zdania. Zebyż to był koniec, a to początek zaledwie: przecież jeżeli się odpojedna dwóch w Polsce, to nie mamy prostego spodwójnienia, o nie. Wiadomym powszechnie jest, że gdzie dwóch odpojednanych Polaków, tam najmnie trzy różne zdania, czyli Polacy się odpojednują spotrójniając się albi i spoczwórniając zgoła…
I tak między spodwójniałymi Polakami w powietrzu latają spotrójnienia i spoczwórnienia, które wszelako w interakcję wchodząc, odpojenują się wzajem i z Polakami, wytwarzając galimatias na skalę kosmiczną już przy trzech obywatelach Najjaśniejszej…
Mitia godnie zastąpił Marka…
http://www.youtube.com/watch?v=ceeqM5JyWI4
I po całości:
http://www.youtube.com/watch?v=L67oxXOyABA
Gdybym mogła się rozdwoić… posłałabym pół siebie do miasta, a chociaż połówką została w domu. Tak zwane obowiązki towarzyskie na mnie warczą i MUSZĘ ruszyć zadek, A TAK STRASZNIE MI SIĘ NIE CHCE!!!
Dała Nisia po całości, oj dała! 😆
Mnie też się nie chce wyjść. 🙁
Dzień dobry. Śpiewające. 🙂
Bobiku, cuda ogłaszają:
http://www.lidovky.cz/pes-zvladl-autoskolu-a-naucil-se-ridit-auto-fk5-/ln-video.asp?c=A121207_131359_ln-video_ase
Хворостовский to śpiewa to niczym Posąg Komandora.
Dla porównania ten sam walc w wykonaniu wielkiego tenora radzieckiego Iwana Kozłowskiego (choć na koniec też nie odmówił sobie popisu operowego). Ale tu przynajmniej brzmi to bliżej człowieczeństwa.
http://www.youtube.com/watch?v=OoLNxzW_MHE
”Śpiewa jak Posąg Komandora” to śliczne określenie. 😆 Chyba sobie przyswoję.
Tego Sznaucerka prowadzącego auto już widziałem w telewizorni, ale po niemiecku, co oczywiście nie miało nawet w połowie takiego uroku, jak ukázane světu, jak jsou psi šikovní a inteligentní. 😆
ciepły męski głos 😉
http://www.youtube.com/watch?v=E22lkDZx0AY
Po zastanowieniu stwierdziłem, że Avaaza tak całkiem bym jednak nie wpuszczał do jeziora. Dobrze, że jest taka organizacja, która produkuje te wszystkie petycje do podpisania i nie musimy za każdym razem brać tego na blogowe barki. 😉
Jak się z czymś nie zgadzam, to podpisywać przecież nie muszę. O datki też tylko proszą, a nie żądają i mnie to, prawdę mówiąc, nie oburza. Społeczną działalność też trudno prowadzić całkiem bez forsy. Teraz zresztą taka pora, że kto może, prosi o wsparcie, bo przed Bożym Narodzeniem ludzie trochę szerzej otwierają kieszenie. Nie chcę dać (wszystkim i tak nie mogę), to kasuję mail i z głowy.
Ale wiem, że prędzej czy później znowu od Avaaza przyjdzie coś, co podpiszę, bo absolutnie będę się zgadzać z petycją i widzieć konieczność działania. No więc może niech oni już dalej robią tę swoją robotę na sucho, nie w grudniowym jeziorze. 😉
Myśl zeena otwiera zawrotne perspektywy. Kiedy pomyślę o ideowym rozczterdziestomilionieniu Polaków, zaczyna mi się niebezpiecznie kręcić w głowie… 🙄
Ad Monika 5 grudzień 12, 15:49
Wysłuchałem po raz kolejny wykładu Sherry Turkle i po raz kolejny miałem takie wrażenie, że coś w tym jest nieprawdziwego.
No więc zacząłem się zastanawiać od własnej strony – może mówi mi rzeczy nieprzyjemne, nie do zaakceptowania wprost – Ty klakier, też jesteś jeszcze jednym przypadkiem człowieka zawładniętego technologią, i choć może się buntujesz, to i tak jest jak ja mówię. No może, choć jestem przypadkiem, wzbudzającym zdziwienie, bo nie mam telefonu komórkowego. Od czasu, gdy mój syn był już na tyle dorosły, że potrzebę bycia na „dyżurze” uznałem za zbędną.
No, ale siedzisz i klepiesz w sieci – a tu też dam odpór cytując Bobika – „prawdziwy grafoman pisuje wyłącznie dla samej przyjemności pisania”. 😀
Tyle egzegezy własnej.
Odniosłem wrażenie, że Sherry Turkle sama jest niewolnicą technologii. A problem przez nią podnoszony jest jakimś problemem społeczeństwa amerykańskiego. Choć i te wzorce coraz bardziej i dotyczą społeczeństwa polskiego.
Pamiętam namiętne dyskusje przed laty o uzależnieniu od telewizji. I ojca kumpla, który wracając z pracy, nie zdejmując płaszcza, włączał w pierwszym swym ruchu po wejściu do domu „przyjaciela”. A wcześniej pamiętam jeszcze z Miasteczka, gdzie w domach kolegów głośnik radiowęzła nie był nigdy wyłączany i bębnił przez cały dzień od rana do północy.
Widocznie w naturze człowieka oderwanego od naturalnego rytmu przyrody, zaplombowanego w mieście, rodzi się taka potrzeba bycia ciągle w „ruchu”. Choćby tym wirtualnym.
Nisia @12:35
Prawdopodobnie to z koncertu, na którym miałam szczęście być 😀
Salzburg, Grosses Festspielhaus, 27 stycznia 2006, 250. urodziny Mozarta.
A kto by śmiał zaprzeczyć, że jsou psi šikovní a inteligentní.
I jak tu nie lubić bratři Češi. 😀
Klakierze, Sherry Turkle jest madra, wyksztalcona kobieta, z zawodu psychologiem, autorka ksiazek i badaczka ludzkich zachowan. Nie mysle, ze to co pisze, dotyczy wylacznie spoleczenstwa amerykanskiego, choc tutaj pewne kulturowe trendy pojawiaja sie wczesniej, i w zwiazku z tym wczesniej podlegaja debacie i krytycznemu ogladowi. Ksiazki Turkle maja nie tylko solidne podstawy, wziete z jej wlasnych badan (jest od lat zwiazana z MIT), ale takze wspiera je jej ogolna erudycja w takich dziedzinach jak np. filozofia. I nie jest jedyna osoba piszaca o ciemniejszej stronie internetu. Takze inni pionierzy i entuzjasci napisali sporo przenikliwych ksiazek na ten temat (np. Jared Lanier, You Are Not a Gadget). Jedyna roznica, jak widze w rozmowie na te tematy w polskim kontekscie i amerykanskim, to to, ze sie o ciemniejszym stronach szeroko i otwarcie mowi, nie wywolujac zbyt wielkiego oporu. Po prostu etap niczym niezakloconego, bezkrytycznego zachwytu juz tu przeszedl.
A co do Twojej wlasnej osobowosci, nawykow, itp. zupelnie nie chce sie wypowiadac, bo wlasnie jednym z najczestszych powodow konfliktow przy wymianie zdan w sieci jest konstruowanie sobie jakiegos utrwalonego wizerunku drugiej osoby, stworzonego na podstawie paru jego wypowiedzi. Moze i tego nie mozna uniknac(System 1 robi nam tu psikusy), ale tez trzeba do tego podchodzic bardzo ostroznie. Ja w kazdym razie tak robie.
A ksiazke Sherry Turkle polecilabym kazdemu, kto dluzej pisze w sieci. Niekoniecznie w celu stuprocentowego zgodzenia sie z nia, ale po to, zeby miec pewne sprawy przemyslane, i dzieki temu moc uniknac chociaz niektorych sieciowych zasadzek. I zeby docenic wartosc przed- i poza-internetowej rzeczywistosci (co wcale nie musi oznaczac odrzucenia internetowego sposobu komunikacji, do czego zreszta Turkle wcale nie namawia).