Perspektywy z klauzulą
– Perspektywy mi się poszerzyły – zawiadomił radośnie Bobik i zatoczył ogonem trochę większe niż zwykle koło.
– Szkoda, że nie horyzonty – zauważyła kostycznie Labradorka, ale z uprzejmości dorzuciła pytanie – A jakież to perspektywy?
– No, zawodowe. Dzięki projektom rozszerzenia ustawy o klauzuli sumienia wiele profesji, które dotychczas wydawały mi się nie dla mnie, bo za bardzo musiałbym się naginać, stanie przede mną otworem. Będę mógł nareszcie wybierać i przebierać.
– Nie rozumiem – zmarszczyła nos Labradorka. – Co ma do twoich perspektyw klauzula sumienia? O co w ogóle chodzi?
– Och, że też takie rzeczy trzeba tłumaczyć! – skorzystał z okazji do pokazania chociaż raz swojej wyższości szczeniak. – Dotąd lekarze powołując się na sumienie mogli odmówić wykonania aborcji, wkrótce aptekarze będą mogli odmówić sprzedaży środków antykoncepcyjnych, a przecież na tym nie powinno się skończyć. Dlaczego strażak, który jest czcicielem ognia, miałby być zmuszony do gaszenia pożarów? To wbrew jego przekonaniom religijnym. A projektant mody-naturysta? Czy może przykładać rękę do wytwarzania rzeczy tak przeciwnej naturze jak ubranie? Już nie mówiąc o wyznawcach Latającego Potwora Spagetti, którzy jako krytycy gastronomiczni mogliby być zmuszeni do skonsumowania swojego bóstwa. Stanowczo muszą mieć możliwość niezrobienia tego. Jak równość, to równość. Wszyscy powinni mieć prawo do odmawiania w pracy czegokolwiek z przyczyn etycznych i nikomu nie powinno się z tego powodu stawiać zarzutu niedopełnienia obowiązków służbowych. A teraz pomyśl: dzięki takiemu prawu anarchistyczne, nieuznające żadnej władzy szczeniaki będą mogły bez obciążania swojego sumienia zostawać policjantami, klawiszami, czy nawet szefami rządów. Chyba przyznasz, że to są dla mnie wspaniałe perspektywy?
– Zaraz, zaraz – zaniepokoiła się Labradorka. – Ale czy to oznacza, że na przykład krowa będzie mogła odmówić dawania mleka, powołując się na to, że sama jest zdeklarowaną weganką?
– Nareszcie załapałaś! – ucieszył się Bobik. – Właśnie tak. Tylko wtedy to się będzie nazywało klauzula wymienia.
– Nie wiem, czy to takie dobre rozwiązanie – powiedziała po namyśle sąsiadka. – Mogą się zacząć kłótnie, kiedy jedni będą twierdzić, że sumienie czegoś tam nie pozwala, a drudzy, że wręcz przeciwnie, nakazuje. Kiedy się okaże, że różne sumienia mają zupełnie odmienne wymagania.
– Eee, tam – zbagatelizował Bobik. – Kłótnie i tak są, z sumieniem czy bez. Ale ja jestem optymistą. Na pewno jakoś to się da tak urządzić, żeby w praktyce jedno sumienie zawsze było słuszniejsze od innych. W końcu nie brakuje nam przykładów, że to jest wykonalne.
A było się gdzie „złocić” 😀
Hmmm, hmmm… i ceny nie zatychają. 😉
Urokliwe miejsce, za moich bytności w Lublinie nie było.
Naprawde, Irek, ten Lublin to takie ciekawe i mile miasto sie zrobilo. Zupelnie inni niz przed laty, kiedy sie w nim tak dusilam, ze az ucieklam tak jak stalam. A teraz z roku na rok ciekawiej.
I wciaz mi sie sni po nocach, regularnie.
No, nie moge. Lajznelam sie z Klakierem!
To takiego samego wniosku doszliśmy w rozmowie z PK o Lublinie. Zmiany na lepsze zaczęły się przy starcie do ESK 2016. Na szczęście zapał i wola finansowania kultury przez władze miasta nie zmalały po przegranej.
Ależ Pani Heleno – Lublin zawsze miał w sobie jakąś magię.
A co do „łajznięcia się” – bardzo mnie interesuje Rosja (na miarę moich wyobrażeń). Zastanawiam się, czy kultura pozwoli Rosji dźwignąć się z zapaści? Już kiedyś pisałem, że poprzez internet przyglądałem się temu, co się dzieje w Maryjskim Teatrze – jaką mają zakrojoną na szeroką skalę akcję docierania do ugałkow i jak są otwarci.
Twarze ludzi na filmie pod pomnikiem są zderzeniem z twarzami policji.
Po KODACH za tydzień VII Festiwal Teatrów Europy Środkowej SĄSIEDZI a zaraz potem to
Te oceany były warte każdej ceny. 🙂 Dużo już podwodnych filmów widziałem, ale w tym zdjęcia były naprawdę wyjątkowej urody.
A odkodowywanie Kierowniczki to brzmi trochę jak „tajemnica Enigmy” albo coś w tym rodzaju. Też jakoś filmowo. 😉
Dzięki, Ago, za podzielenie się doświadczeniem.
Nie wiedziałam, że panie w Sephorze wymalowują klientki. 🙂
Dobry wieczór 😀
Potwierdzam, że dziś po południu było bardzo miło. A jeszcze był pyszny lin w śmietanie 😉
Nie miałam czasu zaglądać do Koszyczka, ale Irek już mi doniósł, że: 1. wczoraj były Urodziny Heleny, 2. podobno kobity przez cały wieczór gadały o jakimś pudrze. To w takim razie już nie muszę dokładnie czytać do tyłu – drugiego tematu nie poruszę, bo się nie znam, a co do pierwszego, spóźnione Do Stu Dwudziestu! 😀
18 maja również urodziło się wiele znanych osób, np. JP2. Ale też pewna moja kuma z Rzeszowa, która była swego czasu szefową biura koncertowego filharmonii, więc co roku na festiwalu w Łańcucie były tego dnia najlepsze koncerty i najsympatyczniejsza imprezka pokoncertowa (prawdę mówiąc imprezki bywały codziennie).
Ważna data! 😉
A raz się zdarzyło, że właśnie prosto z Łańcuta zostałam porwana… na urodziny JP2 do Watykanu 😆 Pewien bank stowarzyszony z pewnym włoskim bankiem zorganizował tam koncert z mszą Haydna i akurat znalazło się wolne miejsce w samolocie. Biedny już wtedy adresat był, głowa mu opadała, ale dzielnie wysłuchał.
Widzę, ze sprawa jest poważna z tą urodą.
Tyle różnych usług. 😀
Pudrują nadal. 😀
OOO, Kierownictwo wpadło i od razu promienniej.
A ja nigdy nie byłam w Lublinie.
Głupio, nie?
Mt7, w większych Sephorach są specjalne panie od wymalowywania, to nie są te same panie, którym się płaci, ale to nie problem – trzeba zaczepić jakiegokolwiek pracownika i poprosić o pomoc w dobraniu koloru, a on znajdzie Ci panią malowankę. 😉 Tylko tam jest fatalne światło, dlatego lepiej efekty ocenić w domu (tymczasem panie malowanki dostają punkty za klientki doprowadzone do kasy, przekonują więc, jak mogą, do natychmiastowego zakupu jak największej liczby produktów).
Koniecznie muszę się wybrać do Lublina! Na Wielokulturowy nie dojadę, bo akurat wtedy niesie mnie służbowo do Zabrza i Amsterdamu, czerwiec też mam zajęty, ale jak się znajdzie jakiś pretekst w lipcu albo w sierpniu, to chyba się wybiorę na kilka dni. 🙂
Przepraszam, Klakierze, dostałeś pudrem po oczach? To ten brak wprawy, 😳 przepraszam, poprawię się. Choć to może potrwać, bo ja się wolno uczę. 😈
Ależ Ago, mnie puder na oczy nie szkodzi.
Rozumiem, że jest to obszar wiedzy tajemnej, zupełnie mi niedostępny, nawet w warstwie prób zrozumienia doniosłości meritum. Ale czytam z ciekawością, z ciekawością świata nieznanego. Rodzaje pudru, pędzli – fascynujące.
Niczym tajniki malarstwa.
Kochany Klakierze, to cała sztuka, tylko popatrz:
http://www.youtube.com/watch?v=sEEdsggGz-g
Wszyscy o tym malowaniu… Może i ja coś zmaluję? 😎
Ode mnie do Lublina nic nie lata, ale mogę się zastępczo wybrać do Katowic. 😆
Irek będzie zawiedziony, ale foma się ucieszy 😉
Bobiczku, z chabrową kreską na oku i różowym błyszczykiem na pysku byłbyś porywającym okazem psiego rodu.
Vesper, nic nie piszesz o kocie.
Nie chcę być namolna, ale wyglądam wieści i wyglądam.
Jeszcze trochę i do Lublina będzie można dolecieć. http://pl.wikipedia.org/wiki/Port_lotniczy_Lublin
Prawda, ja też nie chciałem się dopytywać zbyt nachalnie, ale że mnie ciekawi kierunek rozwoju stosunków z Furkotem, nie bardzo mogę ukryć. 🙂
Mt7 🙂 Furkot wraca do formy. Nabrał apetytu, rozgadał się, zaczyna sie trochę bawić, chociaż raczej sam niż z nami. Nadal jednak chce wyjść. Nie wiem, czy po to, by się poszlajać i wrócić, czy raczej by uciec. Nie dowiem się, póki kiedyś nie zwieje. Tymczasem dostał, za radą Heleny, łatwo rozpinalną obróżkę ze specjalną patką, na której napisałam swój numer telefonu.
Obawiam się jednak, że w naszych stosunkach nastąpił pewien regres. Jeszcze kilka dni temu przychodził na powitanie lub przynajmniej na dźwięk mojego głosu odpowiadał (rrraaaa, ze znakiem zapytania na końcu 🙂 ) Teraz się trochę zamknął w sobie. Chyba cierpi z powodu niemożności wychodzenia. Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej nie chcę, by wychodził, z różnych względów, najbardziej z tego powodu, że jest to jednak ścisłe centrum miasta.
Ale za to już nie gryzie 🙂 Kiedy mu jakaś pieszczota nie odpowiada, odpycha rękę łapką. Pewnie trudno przyjąć to za obowiązującą regułę, ale zdarzyło sie parę razy, że zachował sie taki sposób w sytuacjach, w których na samym początku by ugryzł. Powoli uczy się też, że „pszpszpszpsz” oznacza „zejdź ze stołu bądż blatu”
No i raz upolowal Zosi obiadowe mięsko 🙂 Ale był raban 🙂
Dzięki 😀
A może zadowoliłby się spacerami na szelkach?
Muszę iść spać, bo rano wychodzę. 🙁
Obawiam się, że zatrzymywanie na siłę kota już przyzwyczajonego do włóczęgi nie może się dobrze skończyć – albo i tak zwieje, albo zacznie być nieznośny. To jest właściwie wdanie się w walkę kto kogo przetrzyma. 🙄
Koniec szychty, ufff 🙂
Weterynarz radził przetrzymać miesiąc, bo wykastrowany kot może stracić ochote na łazęgę. Ale ja to kiepsko widzę. Nie wiem, czy w związku z tym nasz dom jest odpowiednim miejscem docelowym dla Furkota. Może stanowimy jedynie przystanek na jego drodze…
Jak by wyglądał pies w makijażu?
Czy by się cieszył, czy raczej gryzł?
Czy miały mordę jak niemy zarzut,
czy cudną niczym jaki Mon Liz?
Chabrowy odcień na nosa czubku
jakże by, jakże pasował psu?
Czy rzuciłby mu kumpel „ty głupku!”,
czy komplementy prawiłby mu?
Co by sprawiło muśnięcie różu,
pudru sypnięcie na futra splot?
Co by szeptało się na podwórzu –
do kury kura, do kota kot?
Tak trudnych pytań ma pies w cholerę,
że aż ogarnia go kiszek skręt,
bo nie wie: zostać ma trend seterem,
czy jako kundel chromolić trend. 😉
Vesper, to nie jest tylko kwestia kastracji. Jedne koty po prostu są bardziej łazęgami, a inne mniej. Zasięg kocich rewirów jest bardzo różny. Niektóre ograniczają się do kilku podwórek, inne łażą i w promieniu 15 km. Tego się nie wie, póki się nie sprawdzi. I tego, czy kot przylgnął na stałe, czy tylko czasowo, też się nie wie bez sprawdzenia. Sprawdzenie może boleć. Ale z kolei jak się sprawdzi, to się już wie i ma się wiele mniej problemów. 😉
Bobiku, moj kot byl w pewnych okresach kotem domowym, a pewnych, dachowym. Kastracja konieczna, bo odpada lazegowanie za partnerka, co np u mnie jest prawie niemozliwe, zeby znalezc niewykastrowanego kota. Koty i dzieci powinny sie zgadzac do pewnego stopnia. Bo koty jak wiecie uwazaja, ze sa Panami Wszechswiata. Powodzenia, vesper… zawsze potrzeba troche czasu dla nowego domownika, ale jesli to nie jest w kartach… to jestem pewna, ze znajdziesz dla Furkota wlasciwe miejsce…
Na lzejsza nute, ten week-end jest nasz swiateczny, trzeci poniedzialek maja to swieto urodzin Krolowej Wiktoriii, ktora wcuiaz sie cieszy estma. Elzbieta I I II tez sie niezle spisaly/uja. Poniedzialek jest wolny od pracy. Kwiatki posadzone. Basen nareszcie otwarty, dzisiaj temperatura wody 20 C, prawie jak za mej mlodosci w Baltyku! Juz plywalam! Tylko ja i moj Starszy Pies nie musimy czekac az woda bedzie o temperaturze zupy. I nie mam na mysli chlodnika litewskiego ani gazpacho!
Ja się zgadzam, że kastracja (na ogół) konieczna, tylko że nie wszystkie cechy kociego charakteru są od niej zależne. Nawet jak kot za partnerką się nie włóczy, to może się włóczyć z upodobania. Kocica też, czego nasza Pręgowana przykładem. 😉 A na przykład znajomy ma kocicę, nawet wizualnie bardzo do Pręgowanej podobną, która poza ogród się nie ruszy. Nie, żeby jakoś ją specjalnie przyuczał (wątpię zresztą, żeby to się dało) – ona tak ma sama z siebie. Z kotami nie ma reguł, niestety – czy też właśnie stety, bo za cóż ludzie te stworzenia kochają, jak nie za ich nieprzewidywalność? 😉
Ja bym tam czekał na zupę. Chłodniki dla mnie tylko doustnie. 😎
W zimnej wodzie sie plywa zwawo, as if your life depended on it!
Z okazji laby i ciszy, bo cale sasiedztwo wyjechalo na week-end, nastapila taka lagodnosc w powietrzu. Na obiad byly ukochane placki kartoflane. Jutro rozdzielamy kwiatki (hostas) i pozbywamysie tzw day lilies, ktore rozrosly sie jak wariat.
W sprawie pudru to chyba musze sie uaktualnic, bo wciaz uzywam L’Oreal True Match. Juz pewnie przez ostatnie 5 lat. A tu takie nowe odkrycia.
I kosiarki do treawy nie bzykaly caly dzien, jak to zwykle w soboty. No mowie wam, nirwana.
Poprawki przyrodnicze
Puchacz w papilotach;
Piesek pudrowany;
Pchełka w peniuarze;
Pliszka z perfumami.
Pufff… pracy na pudy.
Podejrzewam, Panie:
Piekielny pośpiech
Przyniósł przeoczenia,
Popsuł perfekcję….
Co nagle to po diable.
Bry!
Słońce, Bobik zamakijażowany, Rysiu brakowany, Andsol zwierszowany. Robota nie zając… sama przykicała.
Do…. herbaty!
Dzień dobry 🙂
Z tymi Przyrodniczymi Przeoczeniami to już dawno się zaczęło. Słyszał kto kiedy o Pterodaktylu Pięknisiu? 🙄
Nareszcie się zaczęła pogoda na tarasowanie, co zamierzam skrzętnie wykorzystać. 😀 Wczoraj było słońce pełną gębą, dziś wprawdzie tu i ówdzie pokrapuje, ale to taki ciepły, majowy deszcz, którego się nie boję.
Jak ktoś ma się ze mną ochotę napić kałużanki z korytka, w pięknych okolicznościach przyrody, to zapraszam. Ogrodowych fotek ciąg dalszy: 🙂
https://picasaweb.google.com/114730012948439010171/OgrodMaj2012#5744391846756483906
Na którejś fotce pojawiam się ja – u wodopoju, w ostrzyżonej formule. Trochę się jej wstydzę 😳 , ale przyznaję – na krótkim futrze puder lepiej się trzyma. 😈
Jakie pieknosci! Jaki piekny kot!
Jasne, jak piękny, to tylko Kot. 👿 A o mojej nowej fryzurze ani słowa. Choćby z grzeczności można było skłamać. 👿
Wyglądasz bardzo trendy, Bobiku 🙂
I masz piękny ogród. Bobiku, ta kosodrzewina (?) to jest kosodrzewina, czy ściety świerk? Bo u nas są trzy takie i zastanawiam się co to takiego*
______________
* Męczy mnie moja ignorancja 😳
Nie tylko puder lepiej się trzyma, ale też zapewne łatwiej byłoby pływać w zupie. 😉 Trend jak trend, ale jako setera, to ja Cię, Bobiku, nie widzę. http://www.psy.elk.pl/zdjecia/dodane/2008/626_260_53_seter-szkocki-gordon.jpg
Przepięknie masz w ogrodzie, Bobiku! Życzliwie zazdraszczam tarasowania w takich okolicznościach.
No, nareszcie właściwe podejście do satrapy. 😎 Fryzura satrapy zawsze jest cool i trendy, nawet jak nie jest. To jedna z podstawowych zasad życiowych, którą dyktuje instynkt samozachowawczy. 😈
Swoją drogą ciekawe, czy Kierowniczka mnie rozpozna w tej nowej formule. 😉
Dziękując za komplementy ogrodowe 😳 równocześnie informuję, że ta kosodrzewina jest świerczkiem krzaczastym, który przyrasta „tarasowo” i pozostaje na wieki wieków kurduplem. Bardzo dobre rozwiązanie, jak się chce mieć choinkę, ale się nie chce, żeby pół ogrodu zacieniła i wyjałowiła. 😉
Dziękuję za odpowiedź. Miała wielki walor edukacyjny. Jeden duży świerk mamy przed oknem i bardzo nam on załazi za skórę 👿
Ogrod pelen zakamarkow i ew. gniazd ptasich (byle nie sroczych) bardzo pasuje do Kota.
A sroki co? Po łbie potrafią dać? 😈
Sroki maja w sobie duzo bezczelnosci i arogancji, czego nie trawie. Ptasze wszelkie powinno byc skromne, chyba, ze spiewa Krolowa Nocy, jak ta papuga u Pani Kierowniczki kiedys. A i wtedy powinno czuc zdrowy respekt do kogos Doskonalego z Natury. 😈
Dzień dobry.
Obiad zjedliśmy na tarasie.
Przygotowuję sernik na zimno.
Bobiku, ogród piękny. Trzmielina powaliła mnie na kolana. (Dobrze zidentyfikowałam?).
Piekny ogrod, Bobiku. 🙂 A zielen i piekne chaszcze kusza, zeby posrod nich jak najwiecej teraz byc. U mnie tez, o ile nie leje, i nie trzeba koniecznie byc gdzie indziej, robiac co innego, caly czas plynie na tarasie, w ogrodzie, albo gdzies w zielonej przestrzeni. Mozna sie wtedy choc na jakis czas umiarkowanie przejmowac polityka, gospodarka, czy innymi powaznymi sprawami. (Wczoraj zahaczylismy o ksiegarnie, a w niej jedna osoba dopytywala sie o ksiazke o Apokalipsie i wizjach konca swiata, druga chciala pozycje – jak fachowo mawia Rys – pt. Why Nations Fail, a trzecia dopominala sie o znany tytul o koncu klasy liberalnej, wykupiony jak sie okazalo, bo cieszy sie sporym powodzeniem. Dobrze, ze na pociechd byl jeszcze dzial literatury, robotek recznych, i ksiazek kucharskich!)
A w ramach roznych zbiegow okolicznosci, okazalo sie, ze moja sasiadka o dwa domy dalej wybiera sie w piatek do Krakowa. Jaki ten swiat czasami jest jednak polaczony… 😉
Kroliku, ja tez moge spokojnie plywac w rzeskiej wodzie. Moj zyciowy rekord to woda o temperaturze 14 stopni, ale to bylo juz jakis czas temu (w Dunajcu), i teraz jednak mam jednak nieco bardziej sybaryckie oczekiwania (chociaz 16, a lepiej jednak jeszcze troche wyzej). Zupa, jak za ciepla, jest meczaca do plywania, ale swietna z kolei do odmaczania sie. 😉
Miedzy 24 a 27 st. C. Ani stopnia wyzej czy nizej.
Tak sie spodziewalam, Mordko. W koncu kto ma utrzymywac odpowiednie standardy, jesli nie Byt Doskonaly? 😉
Bobik ma tzw green thumb, nie mowiac juz o wdziecznej sylwetce isubstancjalnym wesolym ogonku.
Tak dzisiaj dobry dzien, zeby polozyc sie na trawie jak ten Dyzio Marzyciel i przygladac sie niebu blekitnemu.
Swiat sie zmienia na naszych oczach i chociaz na polnocno- amerykanskim i na europejskim kontynecie optymizm przygasl (co daje pozywke dla powstawani roznych eksremistycznych ruchow); ale nic sie dzieje w prozni, optymizm widac gdzie indziej: w Afryce, Azji i Am. Poludniowej, czesciowo w Kanadzie (zachodniej). Portugalczycy wyjezdzaja do pracy w Brazylii, Angoli i Mozambiku, Hiszpanie do Argentyny, Amerykanie pracuja w Saskatchewan i Albercie.
eksremistycznych udalo mi sie wyjatkowo. Powinnam dostac za to Puchar Heleny.
A tu niezatapialny Sir Mick, z wczoraj na zakonczenie sezonu Saturday Noght Live, z montrealska grupa (sa swietni) Arcade Fire.
http://www.theglobeandmail.com/news/arts/video-mick-jagger-with-arcade-fire-on-saturday-night-live/article2438488/?from=2438504
Kiedyś widziałam na własne oczy, jak sroka z premedytacja wkurzała siedzącego na płocie kota. Nie miała żadnego interesu, żeby przelatywać z miejca na miejsce akurat tak, by ocierać skrzydłem o kota, a zrobiła to kilka razy. Kot nie mógł nic sroce zrobić, bo z trudem trzymał równowagę na wąskim ogrodzeniu naszego ogrodu, na dodatek przed nosem dyndało mu pnącze, dość skutecznie go rozpraszając. A bezczelna sroka korzystała z okazji.
Jeżeli już koniecznie Apokalipsa, to bardzo poproszę jutro. Dziś real dostarczył mi tylu przyjemności, że szkoda byłoby kończyć dzień apokaliptycznie. 😉
Wylegiwałem się ogrodzie, z wielką michą truskawek pod łapą, potem byłem na długim spacerze, a jeszcze potem na lodach. I świeciło słońce, i ludzie nosili krótkie rękawy jak również nogawki, i zupełnie zapomniałem, że życie nie zawsze jest stosunku do mnie fair.
Ach, żeby więcej takich niedziel… 🙂
Jest równowaga w świecie, Bobiku, u mnie był ulewny Pan der Monium.
Furkot miał dzisiaj trudne doświadczenie. My wraz z nim. Tak się pakował do okien i drzwi wejściowych, że założyliśmy mu szelki i wyprowadziliśmy do ogrodu. Stwierdziliśmy, że gdyby kiedyś miał wychodzić, to musi znać otoczenie.
Kiedy sam zwiał do piwnicy parę dni temu, to był odwazny, a w szelkach tak się bał, że niemalże czołgał się po ziemi. Ale w końcu dał się namówić i wyszedł. Pierwsze co zrobił, to wlazł na ogrodzenie i próbował iść w tym samym kierunku, skąd kiedyś prawdopodobnie przyszedł. Potem schował się za krzaki i syczał. Po jakiejś godzinie zaczął niesmiało zwiedzać ogród. A wtedy zza płotu wyskoczył na niego rudzielec rezydent z taką furią, że gdybym Furkota nie poderwała za szelki, byłby w strzępach, bo sam się właściwie nie bronił. Rudy wciąż atakował, ja zasłaniałam przerażonego Furkota. W końcu mąż odsunął rudego miotłą i przepędził za ogrodzenie. Ale Furkot cały dygotał. Do domu nie chciał wracać, zostać w ogrodzie też nie chciał. Najchętniej wczołgałby się do piwnicy. Jakoś udało się w końcu przyprowadzić go do domu, ale biedaczek jest cały roztrzęsiony. Zaszył się za zasłoną i kiedy go wołam, słyszę cichutkie „rrraaa?” ale pogłaskać się nie pozwala. Zamiast przyjemności, zafundowaliśmy mu przerażające przeżycie 🙁 No i wiemy już, że wypuszczanie go tak po prostu, żeby sobie połaził, z pewnością skończy się przepędzeniem go przez rudego.
Nie mogłeś mu powiedzeć, andsolu: Panu już dziękujemy? 🙄
Biedny Furkot. 🙁 To rzeczywiście ciężka sprawa, jak za drzwiami czyha taki rudy potwór, pewnie jeszcze w dodatku niekastrowany. 👿
Nie mam na razie dobrego pomysłu, co począć z tym fantem, ale będę się zastanawiał.
Rudy chyba kastrowany, na dodatek stary. Nawet nie przypuszczałam, że zareaguje tak agresywnie. Dotąd bywało tak, że z okolicznymi kotami wyli na siebie i patrzyli w oczy. jatki jeszcze nidgy nie było. Aż do dziś 🙁
Zapomniałem. 😳 Mar-Jo, oczywiście, że trzmielina. 🙂
Prawdę mówiąc nie wiem, jak to jest u kotów, ale psom smycz zmienia wzajemne stosunki. Nieraz tak jest, że z jakimś znajomym póki jesteśmy na smyczach, wściekle na siebie warczymy, a po spuszczeniu co najwyżej damy sobie raz po pysku i zaraz zaczynamy się bawić jak gdyby nigdy nic.
Ale rozumiem, że trudno ryzykować, jeśli się nie ma pojęcia, jak to się skończy. 🙁
Biedny Furkot. 🙁 Vesper, jakoś nie mogę się opędzić od myśli, że Wielki Kot wie, co robi: skoro przydzielił Wam takie niełatwe Zadanie, to widać wierzy, że je udźwigniecie. Ale bez trudu potrafię sobie wyobrazić przyjemniejsze niedzielne zajęcia, niż dźwiganie zadań. 👿 Jak się w tym wszystkim znajduje Zosia?
Kiedy Furkot przyszedł do naszego ogrodu po raz pierwszy, też się skończyło przepędzeniem przez rudego. Tylko Furkot potem cichcem wracał i ukrywał się we wnęczce okna sutereny. Wtedy rudy nawet nie musiał atakować, tylko prychnął i Furkot zwiewał. Dlatego boję się tę futrzatą pierdołę wypuszczać.
Dla Zosi kto w domu to w ogóle wielka trudność, bo do kota trzeba się dostosować. Między innymi dlatego chcieliśmy kota, nie psa – ze względów terapeutyczno-wychowawczych. Ale Zosia uczy się i radzi sobie coraz lepiej.
Z przyjemnością pospacerowałem po ogrodzie. 🙂
Widać,że Died Moroz nie gości w nim. W moim duże straty po ostatniej zimie 🙁
Wypadam do czwartku na żaby i to aż do Bydgoszczy
Coś mnie ostatnio na fotki wzięło… Pamiętacie, że zobowiązałem się obfotografować nasz cmentarz – ten, na który chadzam na spacery? Dziś to wreszcie wykonałem i od razu wrzuciłem na Picasę, zanim mnie leń ogarnie.
Ten cmentarz jest najpiękniejszy w końcu maja, bo pełno na nim azalii i rododendronów, które właśnie w tym czasie kwitną. Majowa przechadzka odbywa się cały czas wśród neonowych kolorów. Rododendrony rosną właściwie bardzo wolno, ale niektóre z tych cmentarnych są bardzo stare i olbrzymie, na wysokość i szerokość.
Szedłem tak sobie i cykałem zdjęcia jak leciało, mając zamiar przed wrzuceniem zrobić selekcję. A później sobie pomyślałem, że jednak nie będę niczego selekcjonował, tylko pokażę całą moją dzisiejszą trasę, żebyście ją mogli zobaczyć tak, jak ja ją widziałem.
No to – kto ma ochotę na spacerek? 🙂
https://picasaweb.google.com/114730012948439010171/SpacerPoCmentarzu
Irku, Died Moroz u nas bywa, tylko zanim dojdzie z Rosji, to już jest zmęczony i nie ma siły na ostre rozróby. 😉
W tym roku tylko dwie rośliny mi załatwił, choć niby nie do końca. Rosną, ale co to za rośnięcie… 🙄
Rzeczywiście piękny, Bobiku. I te rododendrony!
To tak może wyglądać cmentarz? 😯
Vesper, to trudne, ale Koty muszą być wolne.
W szelkach nie jest sobą. Poczekaj aż się uspokoi i przestanie dygotać. Zaciśnij zęby i otwórz drzwi, gdy nie będzie prosił, niech ma wybór i zawsze otwartą drogę powrotu. Chcenie jest ważniejsze od muszenia.
To mówimy my, personel wielokrotnie dygocący wróci czy nie wróci.
Co jeszcze jest na tym cmentarzu bardzo przyjemne, to jego – na ogół – zupełna bezludność. Z rzadka jakaś staruszeczka się przemknie, a poza tym ni żywego ducha, same martwe. 😉
Wiele częściej przemykają się króliki, ale cosik nie chcą pozować do zdjęć. 👿
Gdyby nie to, że postanowiłam się rozsiać, mogłabym sobie u Ciebie poleżeć Bobiku 😉
Rewelacyjna okładka Newsweeka http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11760722,_Jezus_Maria_Zydzi_____Newsweek__o_polskim_antysemityzmie_.html
Ago, cmentarz nie tylko może tak wyglądać, ale nawet psom wstęp nań nie musi być wzbroniony. 😉
A w zimie z tych rozległych, trawiastych pochyłości dzieci zjeżdżają na sankach. I nikomu to nie przeszkadza. 😉
Haneczko, możesz się ewentualnie rozsiać u mnie. Najwyżej rododendrony od tego jeszcze większe urosną. 🙂
Na cmentarz jak na cmentarz, ale są kraje (Włochy), gdzie psom i do kościoła wstęp nie jest wzbroniony 🙂
Haneczko, ja mam autystyczną córkę, dla której sama obecność kota jest wyzwaniem, ale nie burzy pewnych reguł. To jest ważne. Gdyby kot znikał na trudny do przewidzenia czas i wracał w trudnym do przewidzenia stanie, to dla Zosi byłoby to już nie do przejścia. Dla niej wyzwaniem jest zmiana polegająca na konieczności przeniesienia się z tą samą zabawą do innego pomieszczenia – wczoraj zbudowała sobie okręt podwodny w dużym pokoju, a dziś poprosiłam, by bawiła się w okręt w swoim pokoju (żeby nie stresować kota, nota bene). Zmiana, która dla większości z nas byłaby niezauważalna, u niej wywołuje niesamowite napięcie. Ryk i wrzask był na całą ulicę i pobliski park.
Kocia łazęga to nie jest zwierzę dla autysty. Albo więc Furkot przyzwyczai się do statusu kota domowego, albo będę mu musiała poszukać domu, gdzie będzie szczęśliwszy. Dlatego między innymi z początku planowaliśmy wziąć kota z hodowli, może nawet kocie rodzenstwo, żeby nie było takich dylematów. No ale pojawił się Furkot i trzeba się było nim zaopiekować. I ja się nadal chcę nim opiekować. Przywiązałam sie do niego, a zaufanie, którym mnie obdarzył stworzyło pewnego rodzaju zobowiązanie. Priorytetem jest jednak dla mnie Zosia i to jest chyba naturalne.
Załatwione 😀 Dołączę klauzulę o stosownym wietrze 😀
Kierowniczko, ale spacer do kościoła chyba nie byłby dla mnie tak atrakcyjny, jak na cmentarz. 😉
Kościoły też mają swój urok, Bobiku. Można wleźć pod ławę i nie dac się wyciągnąć, można pociągnać za jakiś fajny chwościk od dzwonka. Nie wiem, czy to nie trafia bardziej w kocie gusta, ale myślę, że pies też by miał uciechę.
Vesper, nie mam Twoich doświadczeń, ale bardzo starałam się myśleć, właśnie o Zosi. Jeżeli Furkot wyjdzie i wróci, to może otworzy kolejne zamknięte. Ryzyko ogromne i nawet nie próbuję się wczuć.
Chciałam dobrze, wyszło jak zwykle. Przepraszam.
Zastanawiam się, czy dla Zosi odpowiedniejszym zwierzem nie byłby jednak pies. Też czasem bywa nieprzewidywalny (coś o tym wiem) i wymaga pewnego dopasowania się do siebie, ale równocześnie jego wiele łatiej dopasować do potrzeb dziecka niż kota.
O ile zresztą wiem, psy nawet wykorzystywane są w terapii dzieci autystycznych. Konie też i chyba delfiny, ale trzymanie konia lub delfina w kamienicy, na piętrze, może sprawiać niejakie trudności. 😉
A propos okładki „Newsweeka”. Dziś w „Loży prasowej” p. Daniel Passent zwrócił uwagę na coś, co i mnie kilka dni temu bardzo uderzyło. Otóż gdy TVN24 filmowało zadymę „S” pod sejmem, dziennikarz rozmawiał z kimś i wtedy wskoczył przed kamerę facet rosły, niemłody, ale widać było, że potrafiłby ostro przyłożyć, i wrzasnął: Precz z żydowską telewizją! Jude! To oczywiście byłoby żadne zaskoczenie po tym, co można było obejrzeć na tubie z demonstracji Radia Maryja. Ale szokiem było dla mnie to, że coś takiego poszło w ogólnopolskiej telewizji i nawet dziennikarz na to nie zareagował! Już się na takie rzeczy nie zwraca uwagi. Jest przyzwolenie.
Nie mówiąc o tym, że przecież to podobno była demonstracja związkowa…
Pani Łaszcz, która jest chyba jedyną kulturalną osobą prowadzącą audycje na tematy polityczne, podziękowała p. Danielowi za zwrócenie na to uwagi. Ale czy naprawdę trzeba było na to aż zwracać uwagę? Nikt tego nie dostrzegł? Zdumiewające i przerażające.
Więc widzę, że Lis dobrze robi z tą okładką. Jutro sprawdzę, co z treścią tego materiału okładkowego.
Strasznie mi żal tego Furkota 🙁
W żaden sposób mnie nie uraziłaś, Haneczko. Zdaję sobie sprawę, że ludziom, którzy nie mają autystów w najbliższym otoczeniu, trudno jest zrozumieć, co może stanowić problem. Zosia pewnie będzie w stanie zaakceptować niepewność związaną z kocim trybem życia, ale za parę lat. Teraz zmagamy się z tym, że kota trzeba zostawić spokoju, kiedy nie życzy sobie zabawy lub pieszczot. Że trzeba obserwować język jego ciała (to jest w ogóle słaby punkt aspich). Furkot już kilka razy musiał Zosi wytyczyć granice swoimi zębami. I Zosia się uczy. Ale nie wszystko na raz. Ona ma swoje ograniczenia.
Alternatywą dla kota z hodowli są np. takie źródła: http://kmt.waw.pl/onas.php Moja siostra stąd dostała Silę. Grupa zapaleńców ratuje koty z kłopotów, opiekuje się nimi i szuka im dobrego – i odpowiedniego dla nich – domu. Przed adopcją można się zapoznać z potrzebami konkretnego kota, ze szczególnym uwzględnieniem tego, czy jest to kot wychodzący, czy wręcz przeciwnie.
Nie, żebym Cię namawiała Vesper, do oddania Furkota; to jest chyba jedna z tych sytuacji, które wystawiają naszą cierpliwość na próbę, bo nie chcą być jasne od samego początku, ale jednak wydarzenia układają się w strzałki, sugerując kolejne ruchy. Niezależnie od tego, jak się ułożą następne strzałki, Furkot ma szczęście, że na Was trafił. 🙂
A Furkot po popołudniowych emocjach już doszedł do siebie. Cieszy się, kiedy podchodzę i razem patrzymy przez okno.
Dziś podczas spaceru, jeszcze przed napaścią rudego, bylo wyraźnie widać, że Furkot za czymś tęskni. Za czymś, co jest lub było za płotem po lewej. On nas lubi i akceptuje, ale jednak ciagnie go tam za płot. Zaczęliśmy już z Zosią rozmawiać o tym, że czasem najlepiej jest dać zwierzęciu wolność. Z drugiej strony, przyjęlismy na siebie za niego odpowiedzialność i nie możemy (możemy?) go tak po prostu puścić w świat. Chyba… Dlatego myślałam o poszukaniu mu domu pod miastem, gdzie nie byłoby kota na posesji ani psa za płotem. Zosia byłaby w stanie przyjąć, że u ogos innego może być mu lepiej. Ale wypuszczenia z domu, by poszedł i wrócił lub nie wrócił, tego już nie.
Nam też się raz zdarzyło, że oddaliśmy psicę po 3 czy 4 tygodniach i to taką z dawna znajomą, która u nas wyglądowała z powodu ciężkiej alergii swoich pańciusiostwa. Psica była absolutnie urocza, ale zwyczaje i potrzeby miała niezbyt dopasowane do naszej rodziny. Przede wszystkim potrzebowała małych dzieci, a u nas już wtedy takich nie było. No i tak się zdarzyło, że wpadła do nas małodzieciata kuma, która natychmiast się w psicy zakochała – z wzajemnością. Uznaliśmy to za kopa od losu i przekazaliśmy psicę w lepsze naszym zdaniem ręce. Bardzo słusznie, jak się okazało, bo zarówno ręce, jak i łapy żyją do dziś zgodnie i szczęśliwie. 🙂
Też nie namawiam do oddania, ale czasem to rzeczywiście jest lepsze wyjście.
U nas w rodzinie przez chwilę zanosiło się na to, że będzie pies z kotem. Tzn. był do wzięcia mały srebrzysty koteczek. Prześliczny i niezwykle sprytny. Był w domu przez parę dni i mieliśmy nieustający cyrk za darmo, bo koteczek bardzo efektownie robił naszą psicę w bambuko, ale ona go i tak polubiła, chyba traktowała go jak dziecko (i słusznie, bo był kocim dzieckiem).
Strasznie było nam smutno, kiedy okazało się, że siostra ma uczulenie na kotka i trzeba było go oddać.
Mnie też przeraża to, o czym Kierowniczka pisze: że od jakiegoś czasu zachowania czy odzywki wykraczające – wydawałoby się – poza cywilizowane normy, spowszedniały i stały się normalką. Dlatego według mnie nie dosyć powtarzania, że to jednak się w normie nie mieści, choć chwilami może się to powtarzanie wydawać syzyfową pracą. 🙄
Mieści się, mieści.
„Newsweek” zapowiada swój materiał:
http://polska.newsweek.pl/w-nowym–newsweeku—jezus-maria–zydzi,92139,1,1.html
Komentarze pod spodem można było łatwo przewidzieć. I „Newsweek” też – niby walczy z antysemityzmem, ale tego koszmaru w ogóle nie moderuje.
Ten wzrost agresji w dużym stopniu łączy się z chciwością portali, które chcą jak największej ilości kliknięć i nie moderują nawet specjalnie (na Onecie podobno wręcz podsycają agresję). Coś się dzieje, interes się kręci, reklamy przyjdą 👿
Dlatego wkurzył mnie w tejże „Loży prasowej” mój dawny kolega z „Wyborczej” Piotr Stasiński, który oczywiście dołączył do oburzenia p. Daniela. W myślach krzyknęłam do niego: a ty, Piotrek, czy masz czyste sumienie? Co się na waszej stronie dzieje? No, ale on pewnie tam nie zagląda.
Wy nawet nie macie pojęcia jak będą wyglądały Mistrzostwa. Ale Chińczycy mają. Dotarłem do nich przy pomocy Babilasa ale nie zrozumiałem czy straszą czy obiecują opiekę.
No właśnie, też to widziałam i nie zrozumiałam, ale czy zauważyłeś, andsolu, że pojawia się tam melodia „Rozszumiały się wierzby płaczące”? 😯
Dokładnie rzecz biorąc, to te wierzby zaczynają się o 0’42” 😉
O, jak dobrze, że PK potwierdza, bo trochę się bałam, że mi się te wierzby przysłyszały – w końcowych napisach podane są 'inspiracje’ muzyczne: chór Armii Czerwonej i Impromptu Chopina, któremu pieczołowicie odnotowano drugie imię.
No, to ciekawe, czy uważają, że to Chopin, czy że cóś z repertuaru Chóru Armii Czerwonej 😛
I jeszcze wymieniony jest jakiś pan o z lekka nieprzyzwoitym nazwisku 😳
Najwyraźniej to drugie. http://www.youtube.com/watch?v=JO5-hM6xKt4
A to takie buty! http://pl.wikipedia.org/wiki/Po%C5%BCegnanie_S%C5%82owianki A jak się dalej wgryzać, to można się dowiedzieć, że najpierw płaczące były brzozy.
Czemu nikt mi dotąd nie powiedział, że Chopin miał na drugie imię Impromptu? 👿 😈
Aby dnia na ponuro nie kończyć, podrzucę coś zauważonego na G+.
No proszę 😯
Człowiek się wciąż czegoś nowego dowiaduje… 🙂
Takie słodziaczki to by się chętnie poprzytulało 😀
Ja kończę dzień z Filharmonikami Berlińskimi, którzy właśnie zasuwają na Arte, więc właściwie czuję się objęty. 🙂
Kocica też by się mogła poczuć, ale znowu gdzieś polazła, głupia. 👿
A ja myję podłogi – w ciągu dnia nie mogłam, bo u mnie też był pewien pan. Morfeusz. Nie wiem, jak ma na drugie – nie zdążyłam zapytać, bo zasnęłam. 😉
Ten Morfeusz atakował mnie ostatnio całymi dniami. Nocami niekoniecznie.
Bobikowo, rzucam Was na tydzień. Ostatnio i tak mało się udzielałam (sama sobie udzieliłam L-4), a teraz jadę w traskę. Do soboty, Koszyczku!
Nisiu, ale może przydałoby się namówić tego Morfeusza, żeby przynajmniej podczas traski przeszedł na dzienną szychtę? 😉
Czy zew morza wola, nisiu, bo jesli, to stopy wody pod kilem!
Ja tez sie oddalam do lektur.
Ahoj!
Bobiku, jest taka możliwość, bo w hotelach dają śniadania do 10 rano…
Króliku,zew woła, ale ja na razie tylko z lądu sobie morze obejrzę – mam nadzieję, że w moim ulubionym hotelu Gdynia dostanę pokój z widokiem na Zatokę. Właśnie dlatego lubię tę wielką, gierkowatą i nie za ładną chałupę; widoki ma boskie. I łatwo zaparkować… chociaż tym razem koleg mnie będzie taszczył. Czyli jutro, właściwie dziś mam spotkanie w Gdyni, we wtorek w Elblągu, w środę w Olsztynie i w czwartek w Mikołajkach. Piątek zużyję na plotki nad Biebrzą.
Dobranocka.
Bry!
Dzień, słońce, ciepło (wreszcie), zielono, kwiatowo!!!
Robotnie…. no ktoś musi pracować w tym kraju 👿
Co do Żydów — ktoś uruchamia upiory … jak ciągle potrzeba znalezienia kozła ofiarnego w tym paskudztwie zwanym jaźnią narodową, zdumiewające.
Dzień dobry 🙂
Miałem wczoraj najsłuszniejszą rację, że wyciskałem ze słońca wszyskie soki, bo dziś już poszło na bezrobocie i nawet promieniem w bucie nie kiwnie. 👿
Chmurno, chmurno… Tylko meteopatia znowu zaczęła się miewać świetnie. 😎
Myślę o tym uruchamianiu upiorów… Czy to naprawdę tylko „ktoś” robi, czy jednak w dużej części one same wychodzą na żer?
Upiór to przecież żywy trup, więc – jak to żywy – potrzebuje zeżreć, wypić i nasmrodzić. Będzie szukał do tego okazji, póki się go na dobre nie dobije.
Nie znam całkiem skutecznych sposobów na dobicie wszystkich upiorów, choć widzę, że w miarę sprawiedliwy system społeczny, edukacja, poprawność polityczna, etc., są całkiem niezłymi sposobami, żeby sporą część z nich wytępić. Ale bardzo niebezpieczny mi się wydaje wniosek „skoro i tak wszystkich nie dobiję, to najlepiej nie będę tracił na nie czasu – udam, że ich nie ma i mnie ten problem nie dotyczy”. Bagatelizowanie i odwracanie głowy niczego nie załatwia. W takim klimacie upiory rozwijają się bujnie jak trujące kwiecie w tropikalnej dżungli.
Dlatego będę jeszcze raz i jeszcze raz o tym samym – póki ostatni upiór nie zawyje potępieńczo i nie padnie, przebity osikowym kołkiem. Jak mi ktoś powie, że przynudzam – trudno, godzę się zapłacić tę cenę. Bo inaczej cały czas musiałbym się bać, że pewnego dnia obudzę się razem z Wami na tonącej wysepce, zalewanej upiornymi, szalejącymi bałwanami. 🙄
Upiory są chyba dwojakie, jedne, przekazywane w tradycji rodzinnej, kulturze (kościół, literatura, etc.), te będą trwały długo. I drugie, sprytnie żerujące na pierwszych, podsuwane jako cel kanalizacji nienawiści.
Ich się nie dobije, bo to jest w mentalności ludzkiej, raz, uczepić się znanego z przeszłości, dwa, mieć dobry obiekt szczerej ludzkiej nienawiści.
Ale kto wysuwa wniosek, że można bagatelizować? Nie można, ale trzeba sobie chyba realistycznie zdawać sprawę z możliwości. Oświeceniowe poglądy, że rozum — edukacja — wszystko pokona to jeno mrzonki. Ludzie z natury nie są rozumnymi stworzeniami.
Natomiast ciekawe jest jak łatwo pokazać, jak Żydzi (i inni) to w dużej mierze projektowane, imaginowane, ucieleśnienie zła. Jak się w twarz powie komuś wygłaszającemu antysemickie poglądy, ale spokojnie, że się jest Żydem, to ciekawe rzeczy się dzieją. Dana osoba najczęściej zaczyna mówić, że on przeciwko indywidualnym osobom nic nie ma, a przeciw mnie w szczególności. Oczywiście, nie ręczę za skutki wygłaszania takich zdań przy osobie dość odmóżdżonej, za to z pałą w ręce …
No i powiedzenie, że ja jestem Murzyn to niestety nie jest łatwe…. ale mogę mówić, że taki aberracyjny Murzyn, wyleniały i albinos.
errata, jak zwykle…
tych pierwszych się nie dobije. Te drugie można wyłączyć.
Trzeba by odrzucić bezapelacyjnie większą część naszej kultury, a zwłaszcza nie truć trzeciorzędnymi utworami w rodzaju Sienkiewicza umysłów młodych. Uff, ale dydaktycznie zasmrodziłem.
Nadmiernych złudzeń ja też nie mam, niestety, ale kiedy widzę, jak wiele pod tym względem zmieniło się w Niemczech – kraju ongiś niekoniecznie znanym z poprawności politycznej – to jednak zaczynam wierzyć w sens zorganizowanych i konsekwentnie, przez lata prowadzonych działań edukacyjnych. Ale to rzeczywiście musi być szeroki, spójny program plus zasada „zero tolerancji” w życiu publicznym. Nie dawać upiorom nawet palca, bo zaraz chwycą całą rękę.
Na to, co ludzie sobie myślą i gadają w domach, niby nie ma się wpływu, ale… Atmosfera w szkole , w mediach, w polityce, w kulturze jednak wpływ ma i to olbrzymi. Następne pokolenia już i w domu przestają upiornie bredzić, bo po prostu wyrastają z przekonaniem, że to jest obciach. I nie wiem, czy to nie jest u nas największy problem – że upiorność nie jest obciachem, wręcz przeciwnie, za dumny i honorny patriotyzm robi.
I nie jestem też pewien, czy rzeczywiście tak wielką część kultury trzeba by całkiem odrzucić. Sienkiewiczem sam się namiętnie zatruwałem jako 9-10-latek i nawet nikt mi go nie komentował, bo wtedy już rodzice uznali, że mogę sobie czytać, co chcę. Ale zapewne dzięki atmosferze w otoczeniu wszystko to, co u Sienkiewicza durne i wredne, spłynęło po mnie jak woda po gęsi. Przepuszczałem tylko warstwy przygodowe czy romansowe, ewentualnie miłość ojczyzny w pozytywnym znaczeniu, ale już takie rzeczy jak zbitka Polak-katolik, albo nienawiść do obcych czy „tłuszczy”, zupełnie mi się nie zahaczały.
No, ale gdybym to czytał dzisiaj i równocześnie surfował po forumach, gdzie śpi rozum i moderatorzy… Kto wie, co by mi się w mózgu porobiło? 🙄
Zla w duszy pewnie i nie da sie pokonac, ale jego publiczne przejawy – owszem. I edukacxja jest wowczas bezcenna. Takze wymiar sprawiedliwosci, takze dbanie o taka atmopsfere publicznego dyskursu, ktora stosuje odpowiednie spoleczne sankcje za jezyk pogardy czy nietolerancji – dokladnie tak jak czyni to Bobik na swoium blogu Niech kazdy sobie takim jezykiem mowi w domu po kryjomu, ale nie publicznie.
Zmozony jestem przeziebieniem, ktarem, lekka goraczka. Ale wszystko mam w pogotowiu: zoviraxa, paracetamol, cytryny, miod, i last but noc least kure do rosolu z odpowiednioa wloszczyzna – ten ostatn zsetaw znany w swiecie jako zydowska penicylina.
Lajza z Bobem.
O podawaniu się za Żyda w kryminałach, podczas kolejnych odsiadek, Kuroń gdzieś pisał (chyba w „Wierze i winie”). I pisał, że nawet groźne zakapiory mu to „wybaczały”, bo umiał rozpędzać więzienną nudę opowiadaniem historii, no a poza tym w ogóle uchodził za porządnego gościa, choć niegrypsującego. Ale oczywiście sam fakt, że było coś do „wybaczania”, mówi właściwie wszystko. 🙄
No i wszyscy mamy rację 😆
Moje dzieci bardzo spontanicznie odrzuciły Sienkiewicza, a nawet antycypująco Bułhakowa Mistrza… Antycypująco, bo jak jakiś czas spróbowałem przeczytać po raz enty, to mi nie wyszło… A Biała gwardia idzie dalej.
Dzieci twierdzą, że nie rozumieją Mistrza… I to jest chyba, wbrew pozorom, bardzo pocieszające.
A ja nigdy nie rozumiem co widzą w Sienkiewiczu. Lem cmokał nad jego stylem, ale mnie się on zda groteskowy i śmieszny. W pustyni … odbierałem jako cosik chorobliwego. Tam jest niezdrowa atmosfera, bardzo, i nie mówię tylko o prezentowaniu Arabów jako ciemnej durnej żądnej krwi tłuszczu. A Angliki takie szlachetne, hihi.
tłuszczy
Biedny Kotek. 🙁 Ale ja też wierzę ogromną moc leczniczą rosołu, a zwłaszcza kury. 😉 Jak również kciuków, które natychmiast zaczynam czymać.
A może jeszcze coś do posłuchania? Zapewne wszyscy znacie to zjawisko, że słuchacie jakiegoś kompletnie zjeżdżonego kawałka w innym wykonaniu i nagle on się objawia na nowo, wyzbywając się całej banalności czy wręcz kiczowatości, do której doprowadziło go zajeżdżanie. Mnie się dziś tak udało z takim kawałkiem, który zresztą jest pieśnią do pewnej bardzo znanej Żydówki. 😉 Może i Kotka podniesie na duchu? 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=WbGcKRbfu08&feature=related
http://wyborcza.pl/1,86116,11764778,Dlaczego_wladza_milczy_.html
Oj, sorry, wstawiłem złą linkę, ale już podmieniłem. 🙂
Bobik, ja sie zaraz pocxulem weselej, gdyz pamietam jak w naszym kociectwie, gdy walczylimy z Bratem o niezbywalne prawo do Wychodzenia na podworko z Niewoli Domowej, E spiewala nam : Let my Kittens go!
Mnie się widzi, że zupełnie inaczej się odbierało styl Sienkiewicza i innych jeszcze wtedy, kiedy ja go czytałem, czyli lat temu… no, ileś tam 😉 , a inaczej dziś. Nie dziwię się, że współczesna młodzież może go odrzucać i jeżeli bym nad czymś tu bolał, to tylko nad utratą pewnych elementów wspólnego kodu. Ale, mon Dieu – wszak jeszcze tyle jest gęsi… 😉
Widzę, że Kotek już zdążył wysłuchać niewłaściwej linki. 🙂
To ja tam zostawię podmienioną, a teraz wrzucę jeszcze tę niewłaściwą, żeby wszyscy wiedzieli, o czym mowa. 😉
http://www.youtube.com/watch?v=Uz0sQDhx1rE&feature=related
Oprócz Żakowskiego dziś jeszcze i Lis na ten sam temat:
http://opinie.newsweek.pl/w-cieniu-hanby,92101,1,1.html
Piekna ta koncowka w podmienionym kawalku.
Coraz bardziej lubie chory. To chyba pod wplywem wszystkich tych licznych konkursow , ktorych tu nie zliczyc i stale sa obecne w telewizji, takze prgramu BBC co niedzela Songs of Praise, prowadzonegp przez doroslego juz Alleda Jonesa – pamietacie jego Pie Jesu, kiedy byl malym chlopcem? . No i pod wplywem mlodego Gerretha Malone.
Dr Alina Cala jest ostra i twarda kobita, ktora nieraz juz dostawala po uszach za niewinnosc, a nawet zdarzalo jej sie byc fizycznie napadnieta, wiec pewnie i nowe ataki, ktore niechybnie nastapia, przezyje dzielnie. Ale zawsze jak wydaje kolejna ksiazke, to mi sie troche za nia serce sciska.
Nawiasem mówiąc, „W pustyni i w puszczy” na swoje czasy było powieścią wręcz „postępową”. 😉 Ogólna wymowa nie odstawała w niczym od europejskich standardów w widzeniu kolonializmu, które zostały ukształtowane przez literaturę, powiedzmy z grubsza, typu kiplingowskiego – brzemię białego człowieka i te numery. I u Sienkiewicza „dzikusy”, choć białym nie dorównujące, były jednak ludźmi, zdolnymi do uczuć wyższych, jak oddanie, poświęcenie, lojalność, itp., a szlachetni biali w rodzaju Stasia Tarkowskiego winni ich traktować dobrze. Ani jedno, ani drugie jeszcze wtedy nie było oczywistością. 🙄
Z czego oczywiście nie wynika, że jest to utwór na dzisiejsze czasy.
Przeczytałem u Mordki „lubię chory” i przez chwilę się zastanawiałem, o co biega. Czyżby Kotek poczuł się dobrze z chorowaniem i nie chce, żeby rosół z kury mu pomógł? 😯 Dopiero kiedy doczytałem post do końca, załapałem. 😆
W tym wykonaniu „Ave Maria” strasznie mi się podobało, że początek jest śpiewany z „europejską solennością”, a potem gospel coraz bardziej się przebija i w końcu wygrywa. To lubię. 🙂
A tu jeszcze inne przełamywanie konwencji przez ten sam chór – tym razem klasyczna pieśń gospel, ale wykonana trochę jak funky, z niemal hancockowskimi wstawkami:
http://www.youtube.com/watch?v=cLocKzC80gk
Z tej podmienionej piosenki wystarczy wywalić podmieniony tekst i już nie jest zajeżdżona ani kiczowata. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=xExJRwDM1H4
Jest jeszcze drugie fałszywe Ave Maria, ale tam podrobili i muzykę, i tekst. 😛
Zawsze sie boje przyznawac (po polsku) jak mi sie jakis utwor muzyczny podoba. Zaraz wszuscy huzia, ze zajezdzone lub kiczowate lub nie dosc ambitne.
Nie spotykam sie z tym na ogol w innych jezykach. I okropnie lubie ten moment zakonczenia Promsow, kiedy wszyscy – na scenie i w audytorium, na placach wielkich miast i w domach przed telewizorem radosnie i z entuzjazmem spiewaja Jerusalem:
http://www.youtube.com/watch?v=X8VH0sbEU20
Bo to o to chyba chodzi z muzyka? Aby dawala radsc roznym Kotom?
Wczoraj wieczorem, zlozony niemoca i zasmarkany, wciagnalem sie, choc nie mialem zamiaru w dluuuugi koncert Barry Manilowa. W zyciu nie kupilem zadnej jego plyty. W zyciu nie bylem jakims szczegolnym jego fanem, ktory stalby cala noc w kolejce, aby zdobyc bilet na koncert.
Ale ilekroc slyszalem go w radiu zawsze sprawial mi przyjemnosc, zawsze chcialo sie spiewac razem z nim i tanczyc pod niego.
Pewnie jest to bardzo malo ambitna muzyka. Ale nie zastanawiam, sie dlaczeg z przyjemnoscia go slucham, odnotowujac takze teksty, ktore sam tworzy. Bo odbieram te jego piosenki jako cos plynacego z serca, z potezeby tworezenia dzwiekow i zapisywania uczuc.
Ale przyznac sie publocznie, do slabosci do Barry Manilowa, chyba umieszcza mnie na samym dnie peikla, do ktorego sie wtraca i skazuje na odwieczny obciach najbardziej prymitywne duchowo Koty.
http://www.youtube.com/watch?v=0VH2SVes0E8&feature=related
Ja się spotykam z huzią w innych językach. Nie dalej, niż pod wyż. wrzuconym linkiem do Schuberta. 😛
Jerusalem czasem sobie śpiewam (jak nikt nie słyszy). 😳
Hmm… powiedziałbym, że o dawanie radości chodzi również, ale nie wyłącznie. 😉
Łatwiej mi to wyjaśnić na przykładzie literatury. Wincenty Pol albo Or-Ot różnym ludziom radość dawali, ale dla co bardziej wyrobionych czytelników brzmią dosyć katarynkowo i niezdarnie. A co dopiero ich epigoni, którzy też tu i ówdzie bardzo są popularni. Albo z innego końca – „Oda do młodości” wielkim wierszem jest, ale tyle razy mi ją obrzydzano na przeróżnych akademiach, że teraz trzeba by było czegoś naprawdę szczególnego, żebym ją usłyszał świeżym uchem, bez otrząsania się.
Może nowego tekstu, jak Wódz proponuje? 😆
Zaraz na dnie. A gdzie wyjący pieśni oazowe? 😎
Ale ja właśnie proponuję, żeby się trzymać oryginalnych tekstów. 🙂
Co w przypadku hymnu niemieckiego może dać Wiele Radości. 🙂
Oczywiscie, ze rozne rzeczy moga sie podobac roznym Kotom. Ale to nie to samo, co powiedziec , ze jak sie komus podoba Oda do mlodosci, to jest to obciach.
Kiedy krytykujemy czy sie wysmiewamy tu z Rynkiewicza, to dlatego, ze jest chalturszczykiem i , teraz prztnajmniej, pisze grafomanskie wiersze, dajac upust metlikowi, ktor zapanowal w jego glowie. Ale nie przyszloby mi do glowy upokarzac kogos komu sie podoba Asnyk czy Malgorzata Hillar, bo wiem, ze Malgorzata Hillar podobala sie wielu ludziom, ktorzy nigdy sie siegna np. po Charlesa Bukowskiego, ale byc moze zetkniecie z jej wierszami zaspokoilo w czytelniku ( a raczej czytelniczce) jakis glod duszy, o ktorym nie wiem zbyt wiele.
No tak, „nowego” miało być u mnie w znaczeniu „innego”, ale Bóg Sensu natychmiast mnie ukarał za brak precyzji. 😈
A to, co pisze Kot, to jakoś nie do końca tak, tylko nie wiem, czy uda mi się wyjęzyczyć, jak. 😉
Sam nie jestem z tych, co słuchają wyłącznie poważki i czytają wyłącznie Swedenborga. Ale w każdym gatunku mogą być rzeczy lepsze i gorsze, jak również te lepsze mogą być tak w kółko międlone – często przez fatalnych wykonawców – że zaczynają gardłem wyłazić. Ten sam motyw można namalować w sposób genialny i odkrywczy, albo banalny i kiczowaty. Ten sam wykonawca może mieć swoim repertuarze wzloty i kompletne pawie. Itd, itp.
I nie jest też tak, żebym ja chciał banał albo kicz kompletnie zbanować z życia. Często nawet potrafię w nim dostrzec pewien szarm, albo się nim świetnie bawić. Tylko nie widzę powodu, żeby popu nie nazywać popem, a kiczu kiczem. I żebym nie mógł powiedzieć, kiedy ten pop lub kicz wydaje mi się świetny w swoim gatunku, zabawny czy uroczy, a kiedy koszmarny i nudnościowy. Skoro nawet na Pana Boga wolno mi szczekać, to czemu nie na jelenia? 😈
Tak a propos, to Bee Geesów uważałem za świetnych w swoim gatunku. I śmierć Robina Gibba bardzo mnie zasmuciła. 🙁
Nie chodzi o to, ze nie mozna powiedziec, tylko o to, ze sie nie musi. Bo odbiera sie drugoej stronie spontanicznosc tej przyjemnosci z czytania Asnyka czy Malgorzaty Hillar. Stawia sie go w pozycji kied sie musi tlumaczyc. Albo zamilknac.
Mnie tez. Ciekawe, ze wczoraj sporo o nim w radiu i telewizji mowila Donna Summer, ktora sama umarla pare dni temu i ktora tez bardzo lubilem 😳
Nawet „w swoim gatunku” ma cos z tego…no…
Nie wystarczy, ze byli swietni?
To działa w obie strony. Że trzeba się tłumaczyć albo zamilknąć, bo towarzystwo o określonym, jednolitym guście czuje się urażone.
Nie przesadzajmy. „W swoim gatunku” nie zakłada zaraz lekceważenia i pogardy, to jest tylko wskazanie jednej z szuflad, w których, czy się to komuś podoba czy nie, piosenkarze siedzą.
No i jeszcze warto pamiętać, że Bee Gees siedzieli kiedyś w całkiem innej, lekko psychodelicznej szufladzie
http://www.youtube.com/watch?v=KCRqAzCevsY
i wyleźli z niej, kiedy głód zajrzał w oczy. 😎
No bo to trochę tolerancji trzeba…. Którą usiłuję w sobie wywołać zawsze 😉
Bobiku, kiedyś w przypływie natchnienia przeczytałem większość Kiplinga, to naprawdę świetny autor, ale w oryginale… (oj, Sienkiewiczowi do niego duuuuuużo brakuje….). Powiem z pełnym przekonaniem, że niebiali dla Kiplinga są zdecydowanie bardziej ludźmi niż te ludki u Sienkiewicza. Świat Indii w Kimie jest światem zaczarowanym, Kipling pisze z ogromnym ciepłem. A ten minister z Indii, człowiek wykształcony, który odrzuca wszystko i zostaje pustelnikiem (w którejś Księdze dżungli)? To jest bardzo piękne, za grosz protekcjonalizmu i brzmi jak coś za czym można tęsknić…
A brzemię: biały ma powinność, ma misję do spełnienia. To jest praca, nie przywilej. Etc.
No właśnie. Ja słucham tylko tzw. muzyki poważnej nie dlatego, żebym miał jakiś tam stosunek do tzw. niepoważnej, ale dlatego, że ta pierwsza mnie nie nudzi… Równie chętnie zresztą słucham ludowej!
To sa moi ulubieni Bee Geesi, sprzed Johna Travolty & Olivii Newton Jones… Jakos era disco funk przeszla po mnie bez sladu.
Mordko, tutaj podkreśliłem „w swoim gatunku” w związku z moimi poprzednimi wywodami. Ale nieraz tu wrzucałem np. mojego ukochanego Nat King Cole’a czy Franka Sinatrę i niczego nie czułem się zobowiązany podkreślać. 😉
Każdemu zresztą może się zdarzyć, że całkiem niechcący dotknie kogoś swoim niepochlebnym zdaniem o czymś, co tamtemu z jakichś powodów bliskie i miłe. Przypominam sobie, Mordko, jak Twoja Stara wykrzywiała się na kiczowatość Dnia Babci czy Dziadka. Sądzę że wszystkim tym, których wnukowie obchodzą te Dni w dobrej wierze, mogło się zrobić bardzo przykro. Na pewno Twoja Stara nie chciała nikogo dotknąć osobiście – wyraziła tylko swoje zdanie. No i często tak bywa, że wyrażając swoje zdanie nie wszystko i nie wszystkich bierzemy pod uwagę. Mówimy tylko „to jest moje zdanie”, a końcówkę „i kto go nie podziela, ten jest durny obciachowiec” już ktoś sobie dopowiada. 😉
A jak chodzi o takie rzeczy jak „Ave Maria” czy „Odę do młodości”, to jest w tym jeszcze jeden aspekt, który wyczuwam, tylko znowu nie wiem, czy mi się uda jasno sformułować. Chodzi mniej więcej o to, że czasem ludzie, którzy z kultury wysokiej znają tylko kilka takich kawałków, pchają je gdzie popadnie, żeby lepiej wypaść, zrobić wrażenie koneserów. Przez to te kawałki są straszliwie zajeżdżone i utrupione niezliczoną liczbą zgrzytających wykonań. Dlatego często, kiedy słyszę pierwsze takty albo wersy którejś z takich zajeżdżonych kobył, otrząsam się z niechęcią i myślę „łomatkobosko, znowu to!”. I mija mi to dopiero wtedy, kiedy wykonawca potrafi mnie pozytywnie zaskoczyć. 😉
W tamtej erze przez chwilę robiłem w branży „dysko to je wszysko”, więc musiałem być na bieżąco i z Travoltą, i z chłamem z Hamburga, nawet włoski badziew się puszczało, wszystko dla szanownego klyenta. Straszna praca, po kilku latach nieodwracalne zmiany w mózgu gwarantowane (ja tylko jeden sezon). 😎
Całkiem zgrabnie sformułowałeś, Bobiku. Nie tylko z kultury nazywanej wysoką, kto z nas nie chciał z wyjątkowym okrucieństwem zamordować oprawcy muzycznego, słysząc pierdylion razy „Money” Pink Floyd jako podkład do programu o ekonomii?
Tadeuszu, ja się ciężko zgadzam, że Kipling wiele lepszy od Sienkiewicza. 🙂 I że „dzikusów” uważał za ludzi – dlatego „W pustyni i w puszczy” umieściłem właśnie w nurcie tej, na swoje czasy nawet dość postępowej, literatury kolonialnej. Tyle że na dzisiejsze czasy to wszystko już brzmi okropnie. To brzemię białego człowieka, zobowiązanego moralnie do niesienia dzikim ludom jedynej słusznej odmiany cywilizacji, to traktowanie niebiałych jak nieco upośledzonych dzieci, które można nawet kochać, ale bez cienia takiej myśli, że mogłyby być samodzielne, a w ogóle że to upośledzenie jest czystym wymysłem… No, nie da się tego czytać bez brania poprawki na kontekst.
Mordko, zdrowiej, kuruj sie rosolem, i wszystkim innym, co dobrze robi na kocia dusze. (Ja tez zauwazylam, ze choc strach przed obciachem istnieje i gdzie indziej, po polsku istnieje jakby troche bardziej. Taki rowniejszy strach – all animals being equal…)
Kipling to ciekawy przypadek, i wiele o nim napisano, Tadeuszu. Czyta sie go swietnie, opowiada swietnie, ale on byl ofiara zablakania pomiedzy dwiema kulturami w dosc trudnym momencie dla ich wzajemnego odnoszenia sie do siebie (co swietnie w wielu analizach jego tworczosci opisano). Z jednej strony wychowal sie posrod indyjskich nian, ktore nie tylko obdarzyly go miloscia, ktorej nie doznal od swych angielskich rodzicow, ale daly mu na cale zycie szczegolna tradycje opowiadania, ktora istniala w tamtej kulturze mowionej (Kipling najpierw mowil w Hindi, a potem dopiero nauczyl sie po angielsku). A z drugiej strony mial rozne swoje klopoty i kompleksy, w tym problem z oczekiwaniami, jakie w tamtych czasach stawiano mezczyznom z jego klasy. A bylo to m.in. budowanie imperium, „gdzie slonce nigdy nie zachodzi”, z cala dobudowana do tego ideologia – o dobudowywaniu tej ideologii swietnie pisze np. William Dalrymple, z ostatnio publikujacych autorow (choc jest tych publikacji teraz bardzo duzo). Sama osobiscie Kiplinga literacko cenie, i widze jego dobre strony, ale tych drugich nie mam zamiaru nie zauwazac. Mysle zreszta, ze podobnie mozna czytac Sienkiewicza. Najlepiej – i to powod do chwaly dla kultury polskiej – z Conradem w drugiej rece.
A na okladke Newsweeka byl juz najwyzszy czas. Problem z nieporuszaniem tematu – zeby nie robic fal, zebyvsie nie wychylac – jest taki, ze dobrze wychowani, ktorzy sie powstrzymuja od zabierania glosu, mimo, ze zachowania ksenofobiczne ich brzydza, zostawiaja pole tym drugim. A ci drudzy czesto w ogole niczym nie sa skrepowani… No i potem jest, jak jest.
Wodzu, i „Cztery pory roku” jako podkład do wszystkiego, co ma być taaaakie kulturalne. Też w okolicy morderstwa, u mnie przynajmniej. 😎
No, nie, nie, nie ze mna te numery, Bobik. Oczywoscie, ze bedziemy wyrazac zdanie na kazdy temat, moze poza astrofizyka.
Mowimy o tym i przede wszystkim o tym, ze w muzyce powaznej czy popularnej sa nazwiska lub chocby tytlko poszczeglne utwory na tyle obciachowe , ze w dobrym towaarzystwie nie wypada sie przyznawac do (zawsze tajnej) milosci, bo zaraz i przewwidywalnie zacznie sie furkanie na takiego Kota ze wszystkich stron. Najczesciej dlatego wlasnie, ze sa to utwory popularne i czesto wykonywane albo puszczane w radiu.
Nie wypada wiec przyznac sie, ze sie lubi Karelie czy Valse Triste Sibeliusa, bo obciach. Podobnie z Koncertem As -dur Griega czy nawet i z cala Traviatta. Wlasnie jak z tym Schubertem czy – o zgrozo nad zgrozy! – Eliza (pocalunek smierci).
Bo bedziesz w najlepszym w wypadku wyprychany.
Pamietam jak okrutnie zostalem wyprychany i wyfurkotany, jak bardzo dobremu Kumplowi zaproponoalem wybrane sie na grana pod samym domem Mamma Mia! (film) Brnalem dalej i powiedzialem, ze ja naprawde Abbe bardzo lubie, a pamietam czas, kiedy juz pierwsze takty „The winner takes it all” wywolywaly u mnie fontanne lez.
Nie zostalem wtedy raz jeszcze wyprychany, ale wymilczany, pamietam spojrzenie tak pogardliwe, ze czulem sie jak Tatiana Larina jak ja Oniegin opinkwolil w ogrodzie (I nyncze, Boze, styniet krow’, kak tolko wspomniu wzglad cholodnyj i etu propowied’…)
Poniekąd Łajza z Moniką – mój kontekst jest zbliżony do jej widzenia dwóch stron. 🙂
O! o! Cztery pory roku tez obiachowe!
Mordko, a co mógł lepszego od zachowania milczenia zrobić Kumpel, jeżeli naprawdę nie lubi Abby? 😉
Jak ktoś coś lubi, to niech sobie lubi na zdrowie. 🙂 Ale nie róbmy takich piętrowych konstrukcji, że ktoś nielubiący jest zobowiązany do zakrzyknięcia „ależ lubię!”, żeby nie wyjść na snoba i pogardliwca. Jeżeli wie, że wyrażeniem swojego zdania sprawi przykrość, może zmilczeć. Ale nawet jak się przyzna, że nie lubi i nie ceni, to jest w końcu tylko jego opinia o utworze bądź autorze, niezawierająca implicite opinii o tych, którzy mają zdanie wręcz przeciwne. 🙂
Mordko, czytaj okiem a nie bokiem. 😉 „Cztery pory roku” obciachowe tylko w określonej sytuacji. 😈
Ja lubie country and western, Kocie; tez zwykle nie dostaje oklaskow jak to wyznam. Ale jak tu nie kochac banjo?
http://www.youtube.com/watch?v=08e9k-c91E8&feature=related
Ale jest OK jesli ktos raczej kocha Gustava Mahlera.
WW, czy masz mowiac o wloskim disco mialej na mysli tfurczosc Drupiego?
Dobrym przykladem jest Kipling.
Ma on wiersz, ktorego sie uczy cala dorastajaca mlodziez brytyjska:
http://www.kipling.org.uk/poems_if.htm
a jest cytowany tak czesto, ze trudno nie natkanc sie na jakas linijke z niego czytajac przez tydzien gazety.
Wydawaloby sie, ze nie ma wiekszego obciachu niz przyznawac sie, ze sie ten wiersz lubi.
Ale kiedy kilkanascie lat temu BBC wspolnie z Poetry Society oglosilo survey jaki wiersz jest najbardziej ukochany z calej angielskiej literatury, to ten wlasnie znalazl sie na pierwszym miejscu. Na drugim, jesli dobrze pamietam byl inny „zajezdzony” klasyk -o zonkilach Wordswortha.
Kiedy juz ogloszono wyniki konkursu, w ktorym kazdy mogl brac udzial, wielu najwiekszych tu poetow i inteletualistow bez zenady opowiadalo, ze oni tez glosowali na If lub Wordswortha. Ani cienia rumienca na twarzach. 😯
Country and western inaczej się odbierało drzewiej, póki go Marek Pacuda nie zajeździł… 😉
Tylko Monika i krolik mnie rozumia 👿
Kto to jest Marek Pacuła? 😯
Drupiego niekoniecznie, raczej czyste i niczym nieskażone dysko po włosku, szczęśliwie nie pamiętam już żadnych nazwisk. 😎
Czy to nie byl Korneliusz Pacula?
Mamy, jak widzę, dwa wyjścia ;).
Albo kategorię obciachu w ogóle zlikwidować i uznać, że wszystko, co się komukolwiek podoba, jest nieobciachowe. Tylko co wtedy zrobić z Rymkiewiczem i Barką? 😈
Albo zgodzić się, że ta kategoria jest płynna, zależna od środowiska i indywiduuma, więc zawsze może się zdarzyć, że pod nią podpadniemy. I wtedy znowu mamy dwa wyjścia: załamać się bądź wściec, albo nie przejąć się ni cholery i dalej lubić swoje. 😀
Pewnie, że Korneliusz, Króliku. 😳 Szczenięca skleroza. 👿
Może mi się nałożył z Markiem Niedźwieckim? 🙄
Z Rymkiewiczem to nie wiem co zrobić, a Barkę śpiewać! Chórem! 😈
Korneliuszowi jest Pacuda (nie mylić z Paskudą).
Są takie fajne niemieckie piosenki na sopran i orkiestrę dętą, też nie ma obciachu. W każdym razie prędzej można się do czegoś takiego przyznać w towarzystwie, niż do tych dżezów i innych, co jakby ktoś kota złapawszy, kiszki mu wyjął i smyczkiem po nich jeździł. 😎
Jest jeszcze trzecie wyjscie, Bobiku, najbardziej towarzysko pozadane: lubic swoje i trzymac morde na klodke.
Co mi sie zdarzalo czesto w mlodosci. Ale po przeczytaniu If.. przestalem sie przejmowac az tak bardzo jak kiedys.
Pamietam jak przez mgle, ze Korneliusz mial audycje o country music w radio… ale ja jeszcze wtedy country nie lubilam, wiec nic mi on nie zdazyl napsuc.
Plyn barko moja!
Psiakrew! 👿 Z Pacułą to już łapa musiała zadziałać niezależnie od rozumu. Przecież wiem, że Pacuda. Wezmę i przynajmniej nazwisko poprawię, bo faktycznie ni cholery nie wiadomo, o co biega.
Chyba mnie dziś trzeba zastrzelić. 🙄
Tak mi się z kocimi kiszkami skojarzyło… Andsol na swoim blogu cytował definicję skrzypiec Amrose Bierce’a: Instrument do łaskotania ludzkiego ucha przez pocieranie końskiego ogona o kocie jelito. 😈
Nie ma czegoś takiego jak Koncert As-dur Griega 😛
Ufff… Jak go nie ma, to z całą pewnością nie jest obciachowy. 😆
Korneliusz to bardzo Kocie Imie. Dla domownikow – Korek.
Co do Kiplinga, to ja się nie zgadzam. Powiem bezczelnie, że może dlatego, że tyle się go naczytałem… Nie zgadzam się z patrzeniem na literaturę poprzez biografię. Toć to dzieło wyobraźni i biografia nic tu nie ma do rzeczy. Nie zgadzam się, że on tak protekcjonalnie tych Indian z Indii. To było bardzo skomplikowane. Taki interplay (jak to po polsku…) między fascynacją, zauroczeniem, a uleganiem moralności swojej nacji. I to jest bardzo ciekawe.
Zgadzam się, że nie da się uciec od poglądów swojego czasu, ale nie zgadzam się na anachronizowanie.
Kipling miał ogromny, przeogromny talent. A te jego według konwencji poglądy dają się nie zauważać. Jakiż kontrast do Lawrence’a (DH), który miał wielki talent, przewielki talent, ale takie idiotyzmy potrafił wypisywać, że się niedobrze robi. Kilka razy czytałem „The Man Who Died” i za każdym razem jestem pełen podziwu nad pisarstwem i szlag mnie trafia na idiotyzm tego pisarstwa. Seks jako lekarstwo na wszystko i wyjaśnienie wszystkiego. Taki frojd zrobiony na głupa. To już w filmach amerykańskich widziałem 😉
A i nie zgadzam się na absolutyzowanie! Pewnie, że coś dla kogoś nie jest obciachowe. Przecież to kategoria społeczna. Dla jednego Cztery pory.. to wspaniałe dzieło kultury wysokiej, trzeba najczęściej grać, jak to przebój, dla drugiego to taki sam szablon muzyczny jak inne koncerty rudego księdza.
No to byłem asertywny, że ha! Ta praca źle mi na głowę robi…
Ee, z tym obciachem, to ja mam swoje podejrzenia. (Nota bene, lubie country and western, i lubie Mahlera – tego ostatniego takze za to, ze nad biografia Mahlera w pewnej angielskiej ksiegarni natknelam sie, po raz kolejny tego samego dnia, na mojego – wtedy przyszlego – meza.) Kategoria obciachowosci czesto sluzy wlaczaniu i wylaczaniu z grupy, i jako taka bywa bardzo poreczna, zwlaszcza dla tych, ktorzy z jakichs powodow chcieliby byc w klubie zachowujacym pewna eksluzywnosc. Jak juz Cztery pory roku sa znane szerszemu ogolowi, to nie wypada sie nimi zachwycac. Jak juz wszyscy jezdza do Wloch, to nalezy jezdzic do Tajlandii na przyklad…
A sama bardzo wiersz Wordswortha o zonkilach, i Kiplinga If. Nie sa to jedyne wiersze, ktore bardzo lubie, ale jako nauczyciel literatury dlaczego nie mam sie cieszyc, ze te wiersze przynosza innym ludziom radosc i odczucia estetyczne? I moze chociaz niektorych zaprowadza dalej w swiat literatury. Bo nikt nie bedzie przeciez na dluzsza mete czytal, bo tak wypada, albo szkola wymaga. Ale z wewnetrznej potrzeby – i owszem.
O, teraz z Moniką się łajznęło… jak my się grupowo zgadzamy 😆
Ja chętnie do Włoch, ale żeby wszyscy pojechali do Tajlandii…
Podsuwam Lecha W., ktry znow nie zawiodl:
http://www.liiil.pl/1337603307,Lech-Walesa-Sluchajcie-co-mowie.htm
A kto tu anachronizuje, Tadeuszu? 😯 Ja nawet i za tym nieszczęsnym Sienkiewiczem się ująłem, żeby go widzieć w odpowiednim kontekście czasowym i nie przykładać współczesnych miar. 😉
Ale czym innym jest ocena pisarza w jego kontekście, a czym innym zastanowienie się, co np. dziś może być odpowiednią lekturą dla dzieci i młodzieży, albo czy można jakąś książkę zostawić bez komentarza i uznać, że przemówi sama za siebie. To jest po prostu zestawienie dwóch perspektyw recepcji – niegdysiejszej i dzisiejszej.
Tajlandia to dopiero jest obciach! 😆 W Niemczech przynajmniej, bo tu się zaraz kojarzy z seksturystyką.
Wspomniane przez Ciebie Bobiku ” brzemię białego człowieka” obowiązuje niestety wciąż jeszcze.
Nadrobiłam zaległości i moc komentarzy się ciśnie na usta, ale może ograniczę się do jednego.
Zakończenie postu Moniki z 15.30 oddaje istotę problemu.
Niemcy uporali się z tym tematem, ale trwalo to prawie ćwierć wieku w samym telewizorze, niemalże bez przerwy. I chyba nie ma innej drogi, jak poruszanie bolesnych problemów, wyjaśnianie zadr nawet tych maciupeńkich każdej ze stron. I szarpanie klisz na strzępy. I jest to bardzo bolesny proces, ale niezbędny, jeżeli chcemy pozbyć się upiorów. Ale chcieć muszą wszyscy, co jest wyjatkowo trudne w przypadku akurat tych dwóch narodów, z których każdy czuje się ofiarą, jeden historycznie, drugi genetycznie.
W ramach eksperymentu pobrałem z ogrodu dżdżownicę i włożyłem do stojącej w łazience donicy z fikusem – zbyt wielkiej, żeby ją latem wynosić na taras. Jak się dżdżownicy będzie nudziło, może zajmie się użyźnianiem ziemi? 🙂
Genetyczne ofiary, to w moim odczuciu Polacy, żeby nie wypadło to niezręcznie, bo prawdziwymi ofiarami historii są Żydzi.
Nie tylko nikt tu nie anachronizuje, ale tez nikt nie namawia do odczytywania dziel literackich wylacznie przez biografie. Ale znajomosc biografii autora to przeciez takze znajomosc kontekstu historycznego, wyrazonego w indywidualnym zyciorysie. Ogolnie nie nalezy chyba wpadac z jednej przesady w druga – nic o autorze, albo tylko o nim (choc historycznie rzecz biorac, przynajmniej w krajach jezyka angielskiego, byly juz takie wahniecia, tyle ze juz dosc dawno).
W Niemczech Tajlandia to obciach (pewnie w zaleznosci od srodowiska), gdzie indziej juz nie (narzekala mi warszawska przyjaciolka, jak to znajomi sie wlasnie z Tajlandia afiszuja – w jakich celach, milczy Tacyt). 😉
Coś bym dorzucił do zdania Zmory o wyjaśnianiu zadr każdej ze stron. Bywają takie czasy, że próby zachowania równowagi prowadzą do jeszcze większej nierównowagi. Mówiąc wprost – w okresach wzmożonego antysemityzmu każde pytanie o ewentualne winy żydowskie może stać się się pożywką dla antysemitów, nawet kiedy pytający był od tego daleki. Dlatego ja nie mam zamiaru zajmować się, powiedzmy, liczbą Żydów w UB ani polityką Izraela. Nie wtedy, kiedy zalewają nas brunatne sosy.
Nawet ludzie dobrej woli zadają czasem takie pytania – no dobrze, a Izrael? A przecież antysemityzm istniał na długo przed Izraelem czy UB, nie w tym są jego korzenie. I według mnie najważniejsze jest rozprawienie się z tym kompletnie irracjonalnym i bezpodstawnym rdzeniem nienawiści do Żydów (i wszelkich Innych), a nie dorabianie mu pozorów racjonalności przez powoływanie się na zadry również z polskiej strony.
Nie chodzi mi o robienie tabu. Można o UB, można o Izraelu, ale nie w kontekście polskiego antysemityzmu, bo jedno z drugim naprawdę nie ma nic wspólnego. I nie w momencie, kiedy na Żydów znowu jest nagonka, bo temu i owemu może taka myśl zaświtać, że może jednak „oni sobie zasłużyli”. 🙄
co za pogoda! 🙂 😀 balkonowa, wypasione cieszy 🙂 😀
Helenie
😀 😀 😀
dla kazdego wieczorna herbata
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
czytam
A co konkretnie? Bo wiesz, w towarzystwie… 🙂
Sok słoneczny oryginalny, gwarantowanie brazylijski dosyłamy w fasułkach*) 100g. Także maść słoneczna na szyszynkę. Do rozważenia wymiana na Tomiki Lauretatów Bredniki (inne niki ostatnio średnio czytelne.
Kwestię Żydów w narodzie trzeba rozwiązać literacko, tak jak Czarnych w Stanach. Czyli stopniowo. Najpierw odpowiednik „Chaty Wuja Toma”. Piszemy „Mleczny Bar Szymona” gdzie miły i sympatyzyjący z Chrystusem stary Żyd Szymon zamienia knajpę na bar mleczny i nikomu w niczym nie szkodzi. Potem w stylu Mark Twaina „Przygody Tomka Frajera” o tym jak Tomek i jego Drużyna wykradają dobrego Żyda Józefa z niewoli ukraińskiej i przywożą do Polski, gdzie go obdarowują wolnością i małym sklepikiem. Za pięćdziesiąt lat da się napisać erotyzującą powieść o dość jednak niewinnej miłości o ślicznym młodym Żydzie i blondynce Marysieńce – i już koło roku 2100 będzie klimat, by na poważnie dyskutować, że może to jednak w sprawie Chrystusa Żydzi zachowali się jak normalni ludzie i można się wreszcie od nich odpieprzyć.
*) Nie wiem co to jest fasułka. Wpadło do głowy, to wyrzuciłem obce ciało. Może Helena wie, bo ona ma tyle nieistniejących słów, że to aż ojej.
Ja wiem, co to jest fasułka! To jest taka odmiana beczułki skalkowana z niemieckiego Fass. 😀
Ryś się zjawił, to zaraz bardziej się brykać chce. 😉
Kupiłem szparagi. Bardzo tanio, a nawet Bardzo Tanio. Ponieważ wyglądały krzepko i zdrowo, poniosła mnie chciwość tudzież łakomstwo i nawet się nie zastanowiłem, skąd ta Zdumiewająco Niska Cena. A teraz już wiem. 🙁 Szparagi okazały się zrośleńcami.
Charakterystyczną cechą zrośleńca są dwa podłużne wgłębienia, po obu stronach szparaga, których nie ima się żaden obieracz ani żadna obieraczka. Skórkę stamtąd trzeba pracowicie i precyzyjnie wydłubywać nożykiem. Na smak pewnie to wpływu nie ma, ale na czas obierania…
Zrośleńców szparagowych polecam wyłącznie tym, którzy mają nastrój zdecydowanie martyrologiczny. 🙄
Bobiku, zaraz będziesz miał pełno dżdżownic w doniczce. 🙁
Dżdżownice są Pożyteczne 🙂 Bobiku, czy nie można szparaga przeciąć wzdłuż zrośnięcia?
Nie takie zadry mialam na myśli Bobiku. Raczej klisze rzutujace na postrzeganie wzajemne i to po obu stronach. Dostaję drgawek, jak słyszę : wszyscy Żydzi to…., ale takich samych drgawek dostaję, gdy słyszę : wszyscy Polacy to…
Nauczmy się rozmawiać, bez wzajemnego obwiniania się. Bo obwiniany niezasłużenie niewinny człowiek reaguje żalem, a i niechęcią najczęściej. A to nie pomaga w budowaniu relacji.
Myślę, że nie ma innej drogi, jak żmudne, trwające pokolenia całe wyjaśnianie.
I takich rzeczy wymagających bolesnego wyjaśnienia mamy znacznie więcej, nie tylko w relacjach polsko-żydowskich, również w polsko-polskich.
I wiele postaci czy formacji trzeba zepchnąć z piedestałów.
Ale jest to piekielnie trudne, bo wszystko,co nie jest pozytywne jest traktowane jako zamach na naród polski.
Zawsze okropnie mnie śmieszy ( a właściwie nie śmieszy, tylko wzbudza politowanie) stwierdzenie ” naród, który wydał np. JPII, Chopina itp”.
Nie naród wydał, tylko matka wydała na świat i wychowała najczęściej pospołu z rodziną.
Gdzie tu zasługa narodu, się pytam.
Szparagowa fritatta dla Bobika:
http://theitaliandishblog.com/imported-20090913150324/2009/5/8/asparagus-frittata.html
powinno byc frittata.
Aleście napłodzili 🙂
To było dawno temu, w lokalnym radio specjalizującym się w disco polo, równiacha prowadzący, taki siema i szczekający jak karabin maszynowy, rozmawiał ze słuchaczami i każdy na końcu słał jakoweś pozdrowienia. Słuchacz zatem zapytał, czy już może pozdrowić. Usłyszawszy tak, szybko wykrzyknął: pozdrawiam kibiców Widzewa, Żydów nie!
Żadnej reakcji prowadzącego, przeszedł do następnego punktu programu bez słowa komentarza.
Zmuszony byłem słuchać tego radia, choć nic w nim mi się nie podobało. Kto inny nim rządził i nie miałem wyjścia. Znałem właściciela tej rozgłośni i kiedyś mu o tym powiedziałem. Reakcja?
– Przecież to radio dla ludzi…
Ileż takich lokalnych zdarzeń tworzy podkład pod ogólnopolskie wybryki.
A co do muzyki – jestem z Kotem.
Będąc młodą lekarką wszedł raz do mej przychodni pacjęt Seweryn Krajewski ze swymi Annamariami.
Jezusicku, jak się z tego rechotaliśmy!
Od lat już nie rechoczę. Przy obecnym zalewie dźwięków to miód na uszy.
Są nie do strawienia rzeczy, ale uczę się milczenia na ich temat.
A Królik znów mi radość dał, bo i film świetny i muzyka rasowa, tylko czepiłbym się, że to bliżej bluegrassu niż country.
A tu mój ulubiony bandyżysta:
http://www.youtube.com/watch?v=TPBmyFsfyPc
coś dla WW 😉
Postulat andsola zaczyna się już spełniać:
http://wyborcza.pl/1,75475,11548636,_Noc_zywych_Zydow___Przebudzenie_mlodego_warszawiaka.html
A z optymistycznych wiadomości: złapali w końcu tego palanta, który rzucał kamieniami we wrocławską redakcję „Wyborczej”. Dopiero za piątym razem. (Choć nie wiadomo, czy wcześniej to był ten sam facet i czy miał wspólników.)
Jeszcze pytanie do Pani Kierowniczki:
http://www.youtube.com/watch?v=9ZjZx0j1aDs&feature=endscreen&NR=1
co to za instrumentum zaczynające ?
O, to jest taki instrumencik modny ostatnio wśród grajków ulicznych na Zachodzie (nieraz już widziałam w Niemczech). Ktoś pod tym filmikiem zresztą mówi, że to steel drum (inaczej steel pan):
http://en.wikipedia.org/wiki/Steelpan
Fajny, nie?
Dziękuję bardzo 🙂
Zwykle nie czytam komentarzy pod tubą…
Króliku, ja coś podobnego czasem ze szparagami robię, tylko u mnie się to nazywa omlet, nie frittata. 🙂
A przekroić wzdłuż tych zrośleńców się nie da, bo każdy ma tylko jeden łeb. 😯
Siódemeczko, toż ja nawet mam zamiar tej dżdżownicy poszukać jeszcze jakiegoś dżdżownica, żeby ich było pełno. 🙂 One naprawdę są Pożyteczne – spulchniają i użyźniają ziemię jak nikt i nic. Tylko jeszcze nigdy nie wpadłem na to, żeby je wpuszczać do kwiatków doniczkowych i nie wiem, czy im się to spodoba.
Podrzucam coś słusznie nausznie, usłyszawszy sunąc do Suwałk coś z piwnicznych klimatów
http://www.youtube.com/watch?v=XOPLpRWerw4
Jak pamiętamy ze szkoły, dżdżownic i dżdżownica są dwa w jednym i nie przystoi dobremu Polakowi takich wszeteczności rozważać.
Jest o tym i poezja.
Wyjrzała glizda z dziury i wesoło gwizda,
Wtem patrzy – z drugiej strony sterczy druga glizda.
Dalejże ją uwodzić, a ta rzecze srogo:
– Odwal sie żesz kretynko, ja jestem twój ogon!
Ladna ta piosenka zlinkowana przez zeena.
Chyba, ze onciachowa.
Robi sie je, te steel drums, wyklepujac stalowe beczki.
http://www.youtube.com/watch?v=mQu5Unc_TNY
Ten Walesa rzeczywiscie niezawodny.
Bobiku, frittata jest troszke przypieczona od gory, omlet raczej powinien by ledwo ledwo co sciety i bron Boze nie rumiany od spodu.
No i jak już mówiłem, Bobik jest Złym Psem. Czy ja nie mam nic do roboty, tylko siedzieć i myśleć, co ten Amrose Bierce miał na myśli, z tym kotem? 👿
Na razie wymyśliłem tyle, że w oryginale musiało być „cattle”, a ktoś wpuścił w internet wersję uproszczoną i teraz już się tego nie odkręci. 🙂
I coś chyba było u Szekspira o kiszkach i smyczku, nie o skrzypcach, Szekspir był nieświadomy istnienia skrzypiec, ale o jakimś innym strunowym. Jakby ktoś pamiętał, to mi zaoszczędzi mąk zadanych przez Złego Psa Bobika. 👿
Beczki słyszałem za Gierka w różnych okołojamajskich piosenkach. Nie wiedziałem, że teraz są trendy i takie ładnie wyklepane. 🙂
No to – uwaga, uwaga! Proszę przygotować się na silne wrażenia 😆
http://www.youtube.com/watch?v=2hiPl27UN4E
Viola da gamba, Wielki Wodzu. Wspomniana w Peryklesie (w niezbyt pozytywnym kontekscie, Akt I), i w pierwszym akcie Wieczoru Trzech Kroli.
Z Peryklesa:
Fair glass of light, I lov’d you, and could still,
Were not this glorious casket stor’d with ill.
But I must tell you, now my thoughts revolt,
For he’s no man on whom perfections wait
That, knowing sin within, will touch the gate.
You are a fair viol, and your sense the strings;
Who, finger’d to make man his lawful music,
Would draw heaven down, and all the gods to hearken;
But being play’d upon before your time,
Hell only danceth at so harsh a chime.
Good sooth, I care not for you.
Tu w całości, ale z gorszą jakością dźwięku:
http://www.youtube.com/watch?v=E7NTbr7edY4&feature=related
Oni są pupilkami La Folle Journee w Nantes. Co roku dopasowują repertuar do aktualnych bohaterów festiwalu. Ja tego Chopka słyszałam na żywo – szczęka mi opadła z hukiem 😀 Niestety na warszawskie Szalone Dni nie dało się ich zaprosić – byli za drodzy 🙁
Blog potega jest i basta! Czego ja sie tutaj nie nadowiaduje.
Dzięki, Moniko. Wydawało mi się, że jakoś bardziej dosłownie, nic nie poradzę na tego wstrętnego Niemca. 🙂
A te silne wrażenia, no cóż, nie wiem dlaczego przy takich okazjach zawsze przypomina mi się Wielki Gonzo. 😛
no wlasnie 🙂 nadowiaduje sie czlowiek, jak dobrnie z czytaniem do konca 🙂 (Wodzu, Bobikowo czytalem po przerwie)
Wodzu, ja jestem Jeszcze Gorszym Psem Niż Się Wydaje. 😈 Znalazłem tego Bierce’a w oryginale i to jest tak: „fiddle, n. An instrument to tickle the human ears by friction of a horse’s tale on the entrails of a cat.”
Teraz można się dalej zastanawiać, czy to może o kocią muzykę chodziło, czy o co insze… 😛
Ale to jest oryginał papierowy czy w internecie? 😕
Jeden i drugi. Ale ta fraza pochodzi ze „Słownika Diabła”, co chyba dużo tłumaczy. 😉
Nie lubię szparagów – to dopiero obciach (nie szparagi, tylko moje ich nielubienie). 😉 Za to lubię Kiplinga. W Księdze Dż (Kim przyszedł dużo później) interesowały mnie wyłącznie zwierzęta, sam Mowgli nie wzbudzał we mnie ni zainteresowania, ni emocji. Za to zwierzęta migoczą mi po głowie do dziś, wciąż żywe i wyraziste.
Kiedy mnie nachodzi – a nachodzi mnie co jakiś czas, nachodzi – żal, że tak późno zaczęłam słuchać muzyki poważnej, to się pocieszam, że dzięki temu, w moim poważnym wieku, mogę z radością słuchać takich hitów, jak „Dla Elizy” – nawet, gdy nie są grane na steel drum. 😆
A teraz zupełnie na poważnie wypiję zdrowie Żakowskiego, Lisa i Wałęsy.
A czort jewo znajet 👿
Mordko, co udajesz, że nie wiesz, o co chodzi z Syndromem Zajeżdżenia? Przecież nie o to, że Ci nie wolno lubić Schuberta i wzruszać się Elizą, tylko – z grubsza – o przesunięcie progów wrażliwości na utwór wskutek jego nadmiernej eskploatacji. 😉
Ago, ja bym miał jeszcze kilka kandydatek/-tów do wypicia ich zdrowia, ale proponuję toast, który oszczędzi nam wymieniania wszystkich zasługujących na to nazwisk. Wypijmy za Zdrowie Rozumu. 🙂
I osobno za tego nieznanego bohatera, który pisze Wałęsie gotowce.
Mój dziad na beczkowozie
On beczkę soli zjadł
Mój ojciec zaś w kołchozie
On beczkę piwa skradł
Co ja mam zrobić z sobą
Zostałem całkiem sam
Niech życia mi ozdobą
Zostanie już steelpan
Bo w mej rodzinie beczka
Najświętsza była rzecz
Więc próżna jest ucieczka
Skoro tak wskazał miecz
Pracy włożyłem dużo
By upodobnić się
Już jestem beczką grubą
Dziecko podziwia mnie
Co czeka mą córeczkę
Gdy przyjdzie na nią czas
Przejmie po mnie pałeczkę
Przebije wszystkich nas!
Do beczki trzeba chłopa
By unieść ją lub grać
Już wie cała Europa
Tradycja musi trwać
Co mi tam, ja łaskawie
Pokażę wielki gest
I beczką was zabawię
Co pełna śmiechu jest
Niech nikt tu nie próbuje
Grać waląc w bebech mój
Bo zaraz wnet poczuje
Czym pachnie stary łój
Na beczce prostowane
Wnuk nogi obie ma
Bo tak jest przykazane:
Niechaj tradycja trwa…
Oj, sądząc po tekście, to nieznany bohater tym razem tylko fragmenty podrzucił, a sam Wałęsa dużo od siebie dodał. 😉
Ale w sumie przy tego typu osobach nie ma znaczenia, czy piszą same, czy korzystają z gotowców. Liczy się to, że wygłoszą taki a nie inny tekst.
No przecież wiem. I Bozi dziękować, że nie piszą sami. 😉
Za Zdrowie Rozumu, to ja nawet z narażeniem własnego będę piła (zdrowia – nie rozumu)! 😉 Ale za wymienionych wcześniej panów, za ten dzisiejszy mocny akord, też już wychyliłam. To teraz jeszcze tylko, na trzecią nóżkę, za nieznanych bohaterów 😉 i mogę brać się do pracy – dobrze, że nie mam dziś w planach wymiany żarówek ani niczego równie skomplikowanego. 🙄
Zeen, to Ty w bednarstwie robisz? Nie przejmuj się, to nie obciach. 😆
http://www.youtube.com/watch?v=F0QTO0mXkZ0
Ww, prawa autorskie niezbywalne! Waligórski o glizdach. Oczywizda.
No i jak młodzi mają cenić tradycję, kiedy dostają od niej takie marne końcówki do grania! 👿 Nogi na beczce prostowane… a to się wnukowi Zeena fortuna beczką potoczyła. 🙄 😉
http://publica.pl/teksty/gowin-barbarzynca
polecam 🙂
dla frakcji
Aber das etablierte politische System leidet an fehlendem Bewusstsein für die Legitimation des eigenen Mandats. Man wurde gewählt und hat trotzdem ein schlechtes Gewissen. Der wichtigste Punkt demokratischer Aufklärung durch die Politik bestünde heute darin, der Öffentlichkeit klarzumachen, dass vieles von dem, was wir wollen, in Widerspruch zu anderen Dingen steht, die wir auch wollen: Viel Partizipation, aber schnelle Entscheidungen. Keine Schulden, aber viel Output.
http://www.zeit.de/2012/21/Interview-Moellers
Taduszowi dziekuje za popijanie w imieniu moim 8)
od jutra brykanie 🙂 (jak wstane oczywiscie 🙂 )
Dla WW do snu, troche wloskiego disco:
http://www.youtube.com/watch?v=ChvC6BhxyI0
dorwalem sie do ciekawej ksiazki Daniel Kahneman „Thinking, fast and slow” /Schnelles Denken, Langsames Denken/ i moze w niej znajde odpowiedz, czy i jak nauka/oswiata moze nas „ulepszyc”
Moniko, moze juz czytalas?
Za mądra dla mnie ta Res Publica. 🙄 O takim np. zdaniu:
Nie ma i nigdy nie było żadnego zobowiązania a priori ani nawet przesłanki, wbrew ideologiom płci konserwatywnych, posttomistycznych personalizmów, by za konieczne uznawać pozostawanie sakramentologii i teologii zbawienia przy narracji o upłciowionym ciele jako naturalnym obiekcie mapowanym binarnie qua wizualnie ustabilizowanych różnicach organów.
mogę powiedzieć tylko tyle, że jest skonstruowane niegramatycznie, ale o co w nim chodzi, to już ni cholery nie rozumiem. 😳
Myślicie, że autor rozumiał? 😛
O właśnie, Króliku, to jest to! Teraz trzy szybkie i znów przytulaniec. 🙂
A przy tym jak skakali 😎
http://www.youtube.com/watch?v=szWSLwkYa6k&feature=related
na balkon i plaze polecam Wam czytadlo przezabawne (mialem
przy czytaniu w glowie „Przygody kanoniera Dolasa” , ale to nie jest ksiazka o kanonierach 😉 )
Jonas Jonasson „Stulatek, ktory wyskoczyl przez okno i zniknal”
🙂
Nacht Bobikowo 😀
Ale Gianmaria Testa to naprawde jest cukierek dla ucha, non?
http://www.youtube.com/watch?v=Je7lD_iXxqA&feature=related
To zdanie, to bym powiedział że na jaja jest, gdybym nie był pewien, że jednak poważnie. 😯
p.s. jutro w pracy bedzie mlyn, ten Sarrazin napisal nowa ksiazke
Si, jest bardzo dużo dobrej włoskiej muzyki, jednak nie cieszyła się niczym w tamtych czasach. Powodzeniem zwłaszcza. 🙂
Sama namiętnie skakałam, póki jeszcze mogłam, ale raczej do Abby, Smokie czy Sisters of Mercy, na przykład. 😉
To ma być szybko WW?
Ja tyszszsz bawiłem się w didżejstwo, ale jak miało być szybko, to z ogniem…
http://www.youtube.com/watch?v=LFpfureaCVs
Rysiu, juz czytalam, i trzymam na polce do kolejnych czytan, bo juz sie zlapalam na tym, ze do tej ksiazki wracam. Swietne, jak zreszta w ogole Kahneman. O niektore sprawy mozna sie z nim nieco spierac (np. na ile ufac algorytmom, w ktore on – jako psycholog eksperymentalny – wierzy bardzo mocno, zreszta w duzej mierze slusznie, choc pozostaja jednak pewne watpliwosci), ale calosc – wow! A juz pulapki kognitywne, i opis eksperymentow, ktore je ukazuja w dzialaniu sa niezwykle ciekawe (mnie sie szczegolnie podobal opis halo effect, ktory powoduje, ze obdarzamy zaufaniem tych, ktorzy maja image wzbudzajacy zaufanie – czesto calkowicie bezpodstawnie).
Ja z disco italiano najlepiej pamiętam to: 😈
http://www.youtube.com/watch?v=XRzEu1d-f84&feature=related
Eee, zeen, z Ten Years After to już wchodzimy na całkiem inną półkę. 🙂
Jak stali jeszcze na nogach to cuś wolniejszego:
http://www.youtube.com/watch?v=a3HemKGDavw
Wejdźmy, wejdźmy, proszę na jakąś inną półkę, bo będę miała koszmary nocne! I ja już nie stoję na nogach. 😎 http://www.youtube.com/watch?v=Fi3VNG0jsQo
Moje dyskoteki odbywały się przy świecach, młodzież licealna, ja właściwie równolatek, tyle, że dostęp do płyt miałem.
Rtuał był co tydzień: set tańczący, przerwa na oddech, w której prezentowałem coś ciekawego do słuchania. Trwało to godzinę, czasem się przedłużało na prośby z sali.
A puszczałem od Santany (Abraxas), Milesa Daviesa (Bitches Brew), Deep Purple, Led Zeppelin, Jethro Tull, Genesis, Yes do takich ładnych suit jak ta:
http://www.youtube.com/watch?v=MHPPsWDR8Ss
Kto nie zna niech posłucha, warto poznać Cat’a Stevensa od nieco innej strony…
Myślałem, że właśnie to jest jego znana strona. 🙂
Niektórzy musieli grać dla młodzieży niekoniecznie licealnej i niekoniecznie młodzieży 😉
No proszę, dwaj Polacy tak ładnie mogą sobie porozmawiać jak didżej z didżejem. 😆
Ja jako publika najwięcej się w życiu wytańczyłem do tej zeenowej półki. 😎 Znaczy, do Milesa się nie tańczyło, on był do słuchania, ale już Santana (przytulańce) albo Deep Purple (szybkie), to ho ho. 😀
Znana to była jedynie ta strona:
http://www.youtube.com/watch?v=9ik1pxav-CM
Krótko i treściwie.
A przy okazji pięknie po prostu 🙂
A cuś dłuższego nie mieściło się w standardach
Dyżurny przytulaniec:
http://www.youtube.com/watch?v=QGFVkM-2XO8&ob=av3n
I drugi:
http://www.youtube.com/watch?v=5KetcJwXmPI
pora taka…
Aby pognębić towarzystwo, puszczało się:
http://www.youtube.com/watch?v=tH2w6Oxx0kQ
Czegoś mi tu brakuje. 👿 http://www.youtube.com/watch?v=IxS-ICzjO6I Dobranoc. 😛
No bardzo sorry, ale ten przytulaniec jest anachronizmem. To już jest epoka skaczącego Majkela. Ten by pasował (gdybym miał do czynienia z odpowiednio elitarnym elementem) 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=GS5JOAdZH18&feature=related
To sie towarzystwo roztanczylo. Ja w zasadzie bylam na dyskotece tylko raz w zyciu, na studiach, w Stodole. Nie pamietam juz co grali, ale pewnie nie to:
http://www.youtube.com/watch?v=NFP_GrzWylg&feature=related
Też sorry, ale jak szczekałem o dyżurnym przytulańcu Santany, to miałem – oczywiście – na myśli Sambę pa ti. 🙂
Ale Nigts in White Satin też było obowiązkowe, zgadza się. 🙂
No bardzo bardzo sorry, WW, ale, jakby to powiedzieć, epoka skaczącego Majkela to jest właśnie moja epoka. 😉 Ale na Nights in White Satin się jeszcze, jakimś cudem, załapałam. 😉
Pomyślałem wpierw, że Wódz wziął zioło, ale później zorientowałem się, że przytula się do Agi…
Prawidłowo.
Ale jak Wódz to zatańczy nie pomyliwszy się, – gratulacje, tam jest taki myk rytmiczny, wszystkie padają…
Natomiast tu jest wsjo charaszo:
http://www.youtube.com/watch?v=-0T-JVeYXxs
Nawalony jak stodoła, ale dwa na jeden daje rade 😉
A Królik puścił urokliwe, ale to jest dokładnie to samo, co Rumble on. Rytmicznie to samo, inaczej zrobione 🙂
Ja to pamiętam jeszcze cuśniecuś z paleozoiku:
http://www.youtube.com/watch?v=nVXmMMSo47s
do dziś mnie trzepie…
😆
Jak się bawić, to się bawić, grzeje lato:
http://www.youtube.com/watch?v=wvUQcnfwUUM&feature=related
Nawalony jak stodoła – to było kluczowe w percepcji wszelkiego dysko i żadne rytmiczne myki nam nie teges 😈
Do większości z tych ostatnich jutubów mnie nie wpuściło, ale nie szkodzi – jak widzę tytuł, to mogę sobie w głowie przegrać, a nawet potańczyć do tego. 😆
Żeby nie było, że my jednojęzyczne. Bardzo ambitny tekst Goethego:
http://www.youtube.com/watch?v=hSwJ2rjUSdc
I cuś lekkiego z tego samego kręgu kulturowego:
http://www.youtube.com/watch?v=GxwV1fLjy3I&feature=fvst
Ciut zakazanego owoca – swego czasu 😉
http://www.youtube.com/watch?v=31bhzxhu44Q
Z późniejszych nieco czasów był równie ambitny tekst: 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=wgyt9nMb-Lw
A to „Eins, Zwei, Polizei” jest dziecięcą wyliczanką, dzięki czemu towarzyszące wydeło nabiera nieco perwersyjnego posmaku. 😉
Czysta poezja, w zachwyciem… Ale znam tego pana, on jaja sobie robił nie z takich…
🙂
Nie, no, kochani – tak już było usypialnie, a wyście rozhuśtali cały Koszyczek w jakimś dziwnym rytmie. I nikt nie wspomni The House of the Rising Sun?
No jasne, Raab to na jaja. Ale te pozostałe niemieckojęzyczne właściwie też. 🙂
Ach, ile jeszcze niewspomnianych, Ago… Ale całą młodość załatwić w jeden wieczór to aż by było szkoda. 😉
To ostatni na dowód, że cojones mają nawet dziadkowie:
http://www.youtube.com/watch?v=vP1QNz-9tf0&feature=related
Właśnie się zacząłem zastanawiać, czy Tadeusz od najmłodszych lat konsekwentnie słuchał wyłącznie poważki, czy może chociaż w wieku hormonalnym na Moody Blues się załapał. 😆
Moge jeszcze powspominac czasy prywatek tancujacych domowych, przed disco. Oraz dancingi w restauracjach. Bylam na dancingu w Sielance na Czerniakowie; muzyka taka bardziej jak na statku do Mlocin.
Nie sposób, bo młodość na szczęście mieliśmy dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu
gą…
Ale za to ciekawą 😉
Właściwie, to ona trwa…
Przykro mi, ale to nie moja młodość. 🙁
A właściwie wcale nie przykro.