Kwestia smaku
– Coś ty taki rozkudłany? – warknął Stary Kumpel, jeszcze z przedszkola, który wpadł jak zwykle za pięć dwunasta. – Przecież mieliśmy iść do Foksteriera na imieniny. Chyba nie zamierzasz się pokazać w takim stanie?
– Eee… tego… – zmieszał się Bobik. – Jak by to powiedzieć… Ja chyba nie pójdę. W końcu nikt mnie tam nie zapraszał.
– Tradycji nie szanujesz? – oburzył się Kumpel. – Na imieniny się nie zaprasza, wszystkie polskie szczeniaki to wiedzą. Każdy sam, z własnej woli zasuwa.
– No właśnie, mnie chyba tej woli brakuje – postawił sobie diagnozę Bobik.
– Tyś chyba zgłupiał – skwitował Kumpel. – Fajne psy tam będą, sami swoi. Grilla zrobimy, kukłę Wyżła upieczemy. Piosenki pośpiewamy, takie biesiadne, o wartościach. No i wyżerka dobra będzie, jak zwykle. Czysto nasza kuchnia.
Widząc, że dyplomacja tym razem nie przyniesie żadnych efektów, Bobik zdecydował się wyłożyć kawę na ławę.
– Kiedy wiesz… Ja po wyżerce Foksteriera notorycznie dostaję niestrawności, a ostatnio nawet jeszcze bardziej. Te mięsiwa w monachijskich sosach, te obrzydliwe, trujące grzybki, te kapuściane wyziewy głąbów… To po prostu nie dla mnie. Jakoś wolę inne kuchnie.
– Chyba nie myślisz, że Foksterier mógłby serwować jakieś pasztety sztrasburskie czy suflety z brukselki? – zaczepnie spytał Kumpel. – On zawsze podkreśla, że nie będzie pawiem i papugą.
– Papugą nie jest – przyznał Bobik. – Powtarza w kółko po sobie, nie po innych. Ale problem pawia w związku z jego przyjęciami jest, że tak powiem, piekący. Nie chciałbym sobie całkiem zepsuć żołądka.
– Uważasz, że tylko żołądek się w życiu liczy? – szczeknął Kumpel jeszcze zaczepniej. – A honor? Ojczyzna? Krzyż? Wódz? Bronić naszości? Bić psubratów?
– Może źle się wyraziłem – spróbował skorygować Bobik. – To nie tyle kwestia żołądka, co smaku. Jakoś tak się w historii składa, że co jakiś czas to właśnie smak musi rozstrzygać o tym, z kim ma się ochotę siadać przy stole. I ja z Foksterierem ochoty po prostu nie mam. Co więcej, wcale bym się nie zmartwił, gdyby on w ogóle przestał wydawać te swoje przyjęcia. Nie tylko mój smak by na tym skorzystał.
– Jak sobie chcesz – mruknął Stary Kumpel, wyraźnie urażony. – Ale uprzedzam cię, że towarzystwo Foksteriera będzie na pewno wściekłe, nie mówiąc już o nim samym.
– Przecież dla Foksteriera i jego paczki wściekłość jest paliwem i spoiwem – zauważył Bobik. – Gdyby nie mieli na kogo być wściekli, rozwaliłby im się cały program, artystyczny i w ogóle. Więc właściwie moją nieobecność powinni potraktować jako dobry uczynek.
– Coś kombinujesz, Bobik – zdenerwował się Kumpel – a sprawa jest w gruncie rzeczy prosta. Opowiedz się wreszcie: jesteś z nami, czy przeciwko nam?
– To ja jeszcze nigdy nie powiedziałem, że jestem przeciwko wam? – zdziwił się szczeniak. – No, to chyba już najwyższa pora. Bo stare kumpelstwo starym kumpelstwem, ale smak to jednak potęga.
Ago, obiecuje przeczytac i wielkie dzieki.
A tak w ogóle: ja bym chciał dać forum do jak najszerszego spektrum dyskusji (z wykluczeniem wiadomych rzeczy), ale przyznam, że już jestem strasznie zmęczony koniecznością ciągłego uważania, czy znowu nie wpadnie jakaś bomba i nie zburzy z trudem osiąganego porozumienia. Więc nawet jeżeli sam, znając „apekty osobowościowe”, nie zawsze odczuwam to czy tamto jako prowokację, to jednak proszę o wzięcie pod uwagę, że ktoś inny z uczestników może tak to odczuć. Jak wiem, że ktoś ma gdzieś otwartą ranę, to nie wkładam mu tam palca i nie boruję, a jeśli włożę przypadkiem, to wycofuję się przy okrzyku „oj, boli!”. A tym bardziej, kiedy kilka osób sygnalizuje, że boli.
Innym i to powaznym problemem dla mnie ( i sadze, ze dla Bobika) jest to, ze takie wystapienia doprowadzily do kompletnego wycofania z rozmowy na blogu Moniki i Krolika. O Ansolu juz wspominalysmy. I byc moze wycofania jeszcze paru osob.
O, dziękuję, Nisiu, dziękuję! Spróbuję!!!
Wreszcie jakiś bezpieczny temat, oby… oprócz brykania…
Moniko, gdybym chciała apel o elegancję skierować pod jakimś konkretnym adresem, to bym to zrobiła. Apel, prośba, była do wszystkich. Chyba niezręcznie wyrażona, jednak w zamyśle była to prośba właśnie – a nie ocena słów już wypisanych. Była to też prośba odnosząca się wyłącznie do formy, nie do treści. Co do treści, to tak się dziwacznie składa, że jakoś mocno mnie dotyka trudna sytuacja Tuwima, że rozumiem oburzenie Pani Kierowniczki na tegoż, jak również złość zeena. Jakby tego było mało, bardzo poruszył mnie post Heleny z 10:11, a jednocześnie trafiają do mnie słowa Tadeusza z 10:39. Bobik dopominający się o prawo do szczekania na 'swoich’, Helena o Żydowskich Matkach i o ortodoksach, Klakier o drugim końcu hermetyzacji… Tak. Jest nad czym się zastanawiać.
Krytyczno-literackie.
W tej podrzuconej przez Age monografii Sandauera zdolalam odszukac krotki podrozdzial poswiecony Tuwimowi. Pierwsze co mnie uderzylo tam, to ze Poeta mial bardzo znerwicowana matke, ktpra podsycala jego poczucie osaczenia (Matka pozniej znalazla sie zreszta w zakladzie psychiatrycznym). A osaczenie od poznal dosc wczesnie, juz wokol 1905 r. (Mnie samej opowiadala kiedys Pani Lidia Ciolkoszowa, bardzo wybitna dzialaczka socjalistyczna, zmarla w Londynie, jak pamietala, gdy z grupa innych dzieci dokuczala Tuwimowi, kltoremu nie zezwolono w domu na udzial w strajku szkolnym, za co byl bity przez inne dzieci). W momencie kiedy Tuwim, pisze Sandauer, zdecydowal sie na asymilacje, on ze swym bardzo semickim wygladem w „polsredniowiecznym spoleczenstwie” demonizujacym Zydow, musial sie nieustannie de-deminizowac i udowadniac wszem i wobec, ze przyjmuje w calosci estetyke i myslowe nawyki przewazajace w tym spoleczenstwie.
Sandauer nie wspomina o interesujacym nas wierszy z „d”, ale wiele z tego wiersza tlumaczy.
Mowi tez o tym, co uderza swym podobienstwem do sytuacji dzisiejszej: ze w dwudziestoleciu miedzywojennym spoleczenstwo bylo tak dalece spolaryzowane, iz ktokolwiek nie byl endekiem nosil latke bolszewika. I nic posrodku. No, prosze ja kogo.
Zaluje, ze nie moge skopiowac i vkleic, ale strony monografii sa fotografowane, wiec sie nie da. Ale zaiteresowanych odsylam do Rozdzialu III.
Bezpieczny temat? Prosiłam o kupienie mi w ramach prezentu 'wygodnego’ korkociągu. Dostałam takie ustrojstwo, że znowu mam korek w kieliszku, a ta część, która została na korkociągu, ze względu na konstrukcję tego ostatniego, jest trudna do pozbycia się. 👿
No, proszę, czekam, kto pierwszy zgłosi pomysł, że wina nie leży po stronie ustrojstwa, lecz moja jest i tylko moja? 😉
Ahe, nie zauwazylam wstawionej przez Age Piosenki o biciu, nie znalam tez jej, ale Sandauer o niej pisze.
Heleno, na końcu jest rozdział, w którym Sandauer pisze o sobie samym. 😉
Ago, juz w drzwiach: Moja wypowiedz na temat elegancji nie byla adresowana do Twojej konkretnej osoby, choc chetnie sie dowiem, co myslisz. Moja wypowiedz byla adresowana ogolnie – do pewnego argumentu, czesto sie powtarzajacego, jak juz wczesniej tu napisalam – ze nieelegancko jest powiedziec wprost, ze cos razi lub gniewa, zwlaszcza, gdy sie ciagle oscyluje miedzy powazna rozmowa, a rozmowa wirtualnie-towarzyska. I ze czesto taki argument o elegancji wyskakuje przy rozmowach, gdy np. ktos mowi, ze ciagle szturchanie powiedzmy w sprawie deptania/niedeptania tulipanow, rani go, meczy i przeszkadza w rozmowie.
Zas szerzej, ciagle branie rozmowy na argumenty jako osobistych przytykow do tej czy tamtej osoby tez mnie wlasnie zmeczylo i odebralo chec uczestnictwa.
A co mozna odpowiedziec, gdy sie slyszy, ze sie kogos zna prywatnie, i ze ta osoba jest zupelnie inna, niz by to wynikalo z zachowan na blogu? To jest, mimo wszystko, na potrzeby rozmowy w sferze publicznej, argument, ktory wlasciwie zamyka usta drugiej stronie. Zwlaszcza, ze nasze prywatne „ja” czesto bywaja bardzo skomplikowane. I wszyscy te swoje prywatne „ja” mamy, ktore maja cos wspolnego z „ja” publicznym, ale nie sa tym samym. Mozna sie oczywiscie zaglebiac w te prywatne „ja”, ale to juz zupelnie inny typ rozmowy, i – moim zdaniem – jednak slepy zaulek w rozmowie ogolnej.
Tekst podesłany przez Agę, kończy się znacząco:
„Podobny paradoks leży i u dna tego studium. Asymilacja, której dzieje na przykładach paru pisarzy polskich usiłowaliśmy nakreślić, okazuje się, właściwie, niemożliwa. Do żydostwa swego nie można mieć stosunku obojętnego: dziedzictwo zbyt ciężkie, by można przejść nad nim do porządku. Można tylko – albo się go zaprzeć, albo je eksponować.
Da to w pierwszym wypadku osobowość nieautentyczną i wytartą, w drugim – samonienawidzącą i autodemonizującą. Jak twórczość Tuwima, tak i pamiętniki Rosenzweiga kończą się – autodemonizacją.
Z nienawiści do siebie leczył się Tuwim humorem, owym „ha, ha, hi”, którym zamyka się Wizyta.
Rosenzweig leczy się z niej samoświadomością.
„Asymilacja się nie udała, za to udała się poezja” – pisaliśmy powyżej o Tuwimie. Podobnie brzmiałaby i ocena Sandauera: „Asymilacja okazała sięniemożliwa; za to możliwa się okazała – analiza jej niemożliwości.”
Sandauer przesadza chyba dosyc mocno, z ta osobowoscia autodemonizujaca sie zasymilowanych Zydow, ktorzy zydowskosc eksponuja, „nie wstydza sie” jakby powiedzial antysemita Maslon.
A ciekawe to to o Grochowiaku i jego kompletnie antysemickimi zabiegami, kiedy raczy sie pochylac na zydowskim losem. Ojejku.
Pamiętacie opowieść Heleny o Sandauerze? W ciągu kilkunastu godzin znajomości tak narozrabiał (cóż z tego, że niechcący), że został prawie-mordercą kota i hydraulicznym utrapieniem. 😉 Bywa. Przyznam się szczerze, że dlatego boję się takich – z założenia krótkich i powierzchownych – kontaktów z ludźmi: łatwo pośliznąć się na jakiejś skórce banana i zrobić fatalne wrażenie. Co innego w pracy, czy w towarzystwie przyjaciół, którzy mnie znają od lat – tam czuję się pewnie. To nie znaczy, że mniej się staram, ale mniej się boję, że przypadkowa niezręczność podważy moją wiarygodność, przeświadczenie o mojej dobrej woli, itp. Paradoks polega oczywiście na tym, że mniej się bojąc, rzadziej brnę w niezręczności. 😉
To, że zna się kogoś lepiej, także poza blogiem, nie usprawiedliwia oczywiści blogowych wyskoków. Ale pomaga czasami w trwaniu w założeniu, że – tak w ogóle – po drugiej stronie jest duży ładunek dobrej woli i życzliwości – choć z ostatniego postu to może wcale nie wynikać. Co nie zwalnia nas wszystkich z dbałości o formę każdego postu – z szacunku dla innych uczestników rozmowy (a także obserwatorów), dla Bobika i dla siebie.
Sandauer mi sie naprawde nie narazil az tak bardzo. No, moze zamykajac Abraszke w lodowce. Ale tego samego wieczoru, nieco wczesniej, powiedzial mi tez cos bardzo waznego, co potrzebowalam uslyszec. I co mi naprawde dalo do myslenia.
Co zas do pierwszego fatalnego wrazenia. To sie tez zdarzalo. Ktos zrobil fatalne wrazenie i ja je pozniej zweryfikoalam. Albo sama zrobilam fatalne wrazenie i zdolalam z czasem je odwrocic.
Ale my tu mowimy nie o przpadkowym zamknieciu kociaka w lodowce w ciemnej kuchni, tylko o notorycznym zamykaniu w pelnym swietle. I tu juz powstaje wrazenie, ze robi sie to z rozmyslem.
Musiałem się na chwilę oddalić i zacząłem doczytywanie od postu Agi – z ulgą, że zostałem zrozumiany. 😉 Oczywiście, nie chodziło o to, że prywatna znajomość daje „inne prawa”, tylko o to, że znając kogoś osobiście, inaczej się jego zachowania interpretuje. Widzi się raptusowstwo, niezgrabność czy nieporozumienie tam, gdzie ktoś inny dopatrzy się złej woli.
Ale ja z dopatrywaniem się złej woli w ogóle mam kłopoty. 😉 Nie uważam wprawdzie, że człowiek jest z natury wyłącznie dobry, a tylko warunki nie sprzyjają mu, ale w praktyce jakoś tak mi wychodzi, że długo i dość uparcie staram się szukać wyjaśnień na korzyść. Choć przyznaję, że zaczepiony w ciemnej ulicy przez człowieka z kijem, chyba bym jednak nie ryzykował rozważań o ludzkiej naturze, tylko wrzucił piąty bieg we wszystkie cztery łapy.
boszszsze, wpada człowiek po przerwie na chwilę a tu napięcia, emocje, tłumaczenia, bomby gotowe do strzału i antysemityzm. wiem że ewolucja jest liczona raczej w latach niż tygodniach ale naprawdę trzeba co miesiąc wymyslac koło i jeszcze procesowac się o pierwszenstwo?
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedno istotne rozróżnienie. Formę, że tak powiem, „publicystyczną” i formę zwracania się do innych uczestnków blogu. Już wyjaśniam: czasem na czyjś zarzut o formę postu skierowaną pod adresem tego kogoś, słyszy się „a to zobacz, jak ty sam czasem piszesz i jakich określeń używasz”. Ale dla mnie to jednak jest różnica, kiedy napisze się np. o osobie publicznej „minister XY to okropny palant” (to nazywam formą „publicystyczną”), a kiedy ktoś zwróci się do mnie per „Bobik, ty palancie”.
Publicystyka dzięki ostrym sformułowaniom może zyskać na wyrazistości. Osobiste stosunki międzyludzkie (również blogowe) nigdy nie zyskują. Nawet jak ktoś wybaczy, nie odpali, nie obrazi się, to jakiś cień pozostaje. Dlatego warto zachowywać elegancję szczególnie wtedy, kiedy się bezpośrednio do kogoś zwraca.
Wyłączam z tego tylko takie sytuacje, kiedy jest obustronne przyzwolenie na pewną bezceremonialność. My sobie np. z Mordką czasem dajemy kuksańce, ale robimy to z przymrużeniem ślepiów i właśne z obopólnym przyzwoleniem.
Foma, żebyś Ty wiedział, co ja bym dał za to, żeby nie było bomb. 😉
Juz to bylo, Pieseczku. Gwaltowne poszukiwania wyjasnien na korzysc. No i nie dalo sie znalezc. Przeciwnie, im dalej szukasz, tym szybsciej wracasz do tylu.
Bobiku, ale z formą publicystyczną bywa czasem ten kłopot, że Ty np. napiszesz 'palant’ o osobie publicznej, a okaże się, że to mój wujek, albo – co gorsza – wielka miłość ze szkoły średniej. Ja dużo lepiej zniosę, jeśli mnie ktoś zwymyśla jak burą kobyłę, niż gdyby nawymyślał mojej ukochanej poetce. A jakby kto podniósł język na moją nastoletnią miłość, czyli Winnetou, to już na mur beton nie będę się dopytywać, co mianowicie miał na myśli, tylko chwycę za tomahawk. A Winnetou jest niewątpliwie osobą publiczną. Ktoś, kto staje się osobą publiczną, staje się jednocześnie (potencjalnie) przedmiotem publicznej krytyki. Zgoda. Ale jeśli nasze tomahawki mają pokryć się kurzem, to przy krytyce osób publicznych też troszkę uważajmy na słowa, dobrze? Niemniej jednak, uważam za fakt, że prezes jest groźnym psychopatą. 😈
Bocki w Ustroniu on line:
http://www.bociany.edu.pl/stream-ustron.php
Genialnie ustawiona kamera i swietna jakosc obrazu. Takze dzwiek (szczekajacy na zagrodzie piesek, mam nadzieje, ze nie na lancuchu)
Jajek jest az cztery! Miejmy nadzieje, ze tym razem sie uda (bo dwa-trzy lata temu jajka byly jakies felerne)
Teraz ogladalm jak Pani Bockowa je przeklada, zeby nie mialy odlezyn. Myslalam, ze bierze je do dzioba i kladzie na drugim boku, ale nie! Turla je dziobem pomagajac sobie noga. Jesli sie zaturlaja zbyt daleko jedno od drugoego , to je zgarnia na jedna kupke. Jajka sa duuuze!
Zawolajcie wszystkie dostepne blogowe dzieci do tego.
Nie, Ago. To znaczy tak, jesli chozi o psychopate.
Proponuje przy wstepowaniu na blog Bobika natychmiastowa deklaracje: Niniejszym zaswiadczam, ze ani w mojej rodzinie, ani w moim szeroko pojetym zyciorysie nie bylo osob zwiazanych z formacja PiS.
Albo: zaswiadczam, ze nie ponosze najmniejszej odpwoiedzialnosci moralnej czy finansowej za czlonkow rodziny oraz dalszych i blizszych mezow, kochankow i narzeczonych zwiazanych z formacja PiS i Ojcem Rydzykiem. Nie bede sie sam(a) do tego przykladal(a) , ale wszyscy moga po nich walic, mnie nie wylaczajac jesli najdzie mnie taka fantazja.
Mysle, ze jest to propozycja absolutnie fair and square.
Heleno, chyba nie jest tak, żeby nie dało się znaleźć w ogóle żadnych wyjaśnień na korzyść zeena. Pierwsza Kierowniczka znalazła. 😉 Ale zaznaczyła równocześnie, że coraz gorzej znosi wampiryczną formułę. Potem jeszcze kilka osób powtórzyło to samo. Jest to wyraźna wskazówka, że ta formuła, zwłaszcza powtarzana, zaburza rozmowę, rani ludzi, no i koniec końców samemu zeenowi szkodzi, bo nawet jego post w obronie Tuwima spowodował burzę – nie przez meritum przecież, tylko przez formę. A skoro widać, że jakaś formuła wyrządza tyle szkód, to można – na wniosek części przynajmniej społeczności – wnieść o jej zmianę, nawet jeżeli dotychczas się ją, z mniejszym czy większym trudem, akceptowało. Więc ja, na podstawie rozmów z dzisiejszego dnia, uprzejmie proszę zeena – również we własnym imieniu – o wykazanie dobrej woli i zrezygnowanie z wampirzenia w interesie społecznym. Myślę, że na razie możemy na tym skończyć z tą kwestią i zająć się boćkami albo czy innym. 🙂
Nie da się ukryć, że to boćkowe gniazdo jest o wiele lepiej filmowane niż orle. 🙂
Heleno, bardzo proszę o zawieszenie broni na czas katalogowania przeze mnie mężów, kochanków i narzeczonych oraz ustalania ich obecnych powiązań (politycznych). Tak z pół roku powinno mi wystarczyć. 😉 😆
Osobiscie wolalabym uslyszec takie zapewnienie ze strony zeena, a nie Bobika.
Bo tymczasem to Bobik wykazuje bardzo duzo dobrej woli, ale zeen po zlozeniu jaja, nie pokazuje sie w gniezdzie i pewnie pojawi sie po paru dniach przekonany, ze wszystko przyschlo, „juz sie nie gniewamy”.
I nie chodzi mi o to by przypierac kogokolwiek do muru i wymuszac na nim slowa, ktore nie moga mu przejsc przez gardlo.Tylko o to by dorosle chlopaki (zeen) nie traktowaly dorosle dziewczynki (Helena i reszta) jak jakies niunie z syndromem przemiesiaczkowym.
Co, Ago, nie sledzisz przez interenet? 🙂
Ano, nie śledzę, Heleno. 🙂
A mnie się wydaje, że bardzo często postrzegamy odmienne zdanie, jako atak personalny (nawet jeżeli nie jest to zdanie kierowane ad personam) na moją osobę. Ktoś mówi zupełnie coś odwrotnego, co ja uważam za moje, przemyślane, często podparte osobistym doświadczeniem (choć bywa, że wycinkowym).
Albo czyjeś zdanie podważa jakiś kanon uznany przez taką, czy inną społeczność. Tu już gorzej, bo ściąga się na siebie niechęć grupy. W pośpiesznym pisaniu internetowym emocje biorą górę nad próbą merytorycznego rozstrzygnięcia różnicy zdań. Czasem to i nie chce się po raz kolejny „tłuc” tego samego, co już było wiele razy i jest uznaną wartością grupy.
Co nie oznacza, że ta wartość wyczerpała wszystkie możliwości oglądu danej sprawy.
Oczywiście pozostawiam na boku te przypadki, gdy ktoś specjalnie wrzuca bańkę z benzyną do ogniska, przy którym większość grzeje się w ciepełku.
Tadeusz, miales wiedze, JEST! blyska, grzmi, ciezkokroplowo pada 🙂 prawdziwa burza 😀
dobry piorun na zakonczenie dnia 🙄
kilka dni temu szperajac przez regaly za ukrywajaca sie ksiazka
pomiedzy atlasami wcisniete znalazlem Jerzego Ficowskiego „List do Marc Chagalla” ,a dzisiaj w internecie do poczytania niestety bez
Chagalla ilustracji 🙁
o! przestalo padac 🙂
wracam na balkon 😀
A ten ma wciaz czysta klawiature.
Chyba nam na zlosc.
U bockow w lewym gornym rogu kobieta doi krowe!
Jakże są rożne te dwie transmisje.
W Ustroniu, jak to w ustroniu – spokój bociek cierpliwie spełnia swoje obowiązki.
Bielik ciągle rozgląda się po okolicy.
Ja jeszcze takiej dobrej technicznie jak ta w Ustroniu nie widzialam. I jakie gnazdo porzadne. Zupelni jakby Rys je uwil i dba o czystosc.
Rysiu, grasz mi na nerwach swoim porzdanictwem.
Heleno, z mojej strony to nie jest zapewnienie, bo niczego nie mogę zapewniać w czyimś imieniu, tylko prośba i nadzieja. 🙂
A co do bańki z benzyną, o której mówił Klakier – za pierwszym, trzecim, dziesiątym razem można pomyśleć, że ta bańka wpadła do ogniska przypadkiem. Ale za którymś tam kolejnym razem – niezależnie od intencji, o których przecież postronni niczego pewnego nie wiedzą – ktoś zacznie podejrzewać, że jednak została wrzucona celowo. A potem jeszcze ktoś i jeszcze ktoś. Żeby tego uniknąć, można po prostu nie przychodzić z benzyną, kiedy się chce posiedzieć przy ognisku. 😉
Ale gałązki do ognia można podrzucać? 😉
Byle nie te, na których ktoś piecze kiełbaski. 😈
O, Bobiku, bardzo sie ciesze, ze zechciales jednak pozegnac sie z „wampirzeniem”, jak to ladnie nazywasz, choc z zachowaniami, ktore tak okresliles kojarza sie i inne, ogolnie znane nazwy, ktorych juz tu nie bede wymieniac.
Ze swej strony dodam jeszcze, ze znajomosc prywatna moze i pomaga dawac wiekszy kredyt zaufania, ale tez potrafi z kolei przyslonic trzezwy osad zachowan w sferze publicznej. Sama znam pare przemilych osob, do ktorych w sferze publicznej mam pretensje za pewne zachowania, a w prywatnych stosunkach – juz konkretnie ze mna – to sa bardzo mili ludzie. Niemniej jednak raczej pozostane przy swoim zdaniu, ze nalezy dawac jak najwiekszy kredyt zaufania, nawet nieznajomym, ale nie po seryjnych zachowaniach, ktore burza dobre miedzyludzkie stosunki.
A o tym, co napisalas Ago o stosunkach internetowych pewna p. profesor z MIT, zajmujaca sie wplywem nowych spsobow komunikacji na nasza psychike, napisala bardzo ciekawa
ksiazke, ktora przeczytalam z ogromnym zainteresowaniem, i ku swojemu ogolnemu pozytkowi. Co prawda calej ksiazki nie da sie przeczytac w sieci, ale mozna np. przeczytac artykul z The Atlantic Monthly, ktory na tej ksiazce m.in. sie opiera. Zaraz sprobuje go podrzucic, bo naprawde nic zdroznego w zastanawianiu sie nad mozliwosciami i ograniczeniami rozmow prowadzonych w blogosferze. Zawsze mi sie wydawalo, ze to dobry temat do rozwazenia wlasnie nie personalnie, a ogolnie – zwlaszcza w miejscu, gdzie wszyscy sie spotykaja wirtualnie.
Tutaj artykul z Atlantica:
http://www.theatlantic.com/magazine/archive/2012/05/is-facebook-making-us-lonely/8930/
Sprobuje opublikowac, nie wiem czy wyjdzie:
http://www.flickr.com/photos/77841418@N02/sets/72157629578434028/
HA! Wlasnie dostalam od jednego Tajnego Podgladacza Blogu!
To jest to.
Heleno 🙂 🙂 🙂 (to za 19:39)
Heleno, Twoj (czy Kota jak wyszpiegowalem 🙄 ) Flick nie otwiera sie dla postronnych 🙂
bardzo dobry Jazz – Miles Davis z 1967r
http://www.youtube.com/watch?v=LVFLYz0SdKg
Nacht Bobikowo 🙂 😀
O kurka wodna. A bylam taka zadowolona, ze umiescilam kartke na Flikrze. Zaraz sprobuje zaradzic.
bardzo ciekawa jest ewolucja znaczenia słowa „wampirzenie”… gdybym nie znał genezy i dziejów historycznych pewnie nawet nie machnąłbym ręką. a tak, hmmm, machnę ręką
A teraz? Czu sie da otworzyc?
http://www.flickr.com/photos/77841418@N02/6986846500/
Dobry wieczór. Przeczytałam całą powyższą dyskusję i nawet zaczerpnęłam powietrza, by coś powiedzieć. Skoro już powietrze w płucach i krtań odpowiednio napięta, to powiem – bardzo chłodno dziś u nas. Zmarzłam, wyrywając wszechobecny podagrycznik.
Geneza „wampirzenia” była bardzo fajna:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/2008/05/03/nierzad-gnusnosc-i-chytrosc/#comment-16610
stąd i dalej 😀
Pomyśleć, że to już cztery lata…
Gdyby tak te wszystkie padniete argumenty odwrocic o 180o, to mielibysmy bardzo ciekawe zjawisko.
@Nisia 14:40
Chyba chodzilysmy do tej samej szkoly, w tym samym miescie 🙂
Ja też do takiej szkoły chodziłam i sobie żyłam szczęśliwie, ale kiedyś przeżyłam wstrząs i dorosłam.
Bardzo późno, ale tym boleśniej.
I nie mogłam się nadziwić, jak to możliwe, że wcześniej o tym nie wiedziałam.
To jest doświadczenie wielu ludzi.
Co nie znaczy, że doświadczenia innych są gorsze.
Moje są takie i sprawiają mi ogromny ból.
Tym bardziej nie umiem sobie z nim poradzić, im bardziej wcześniej nic, lub niewiele, nie wiedziałam.
To oczywiście może drażnić, irytować innych, ale nic na to nie poradzę.
Myślałam, Vesper, że dzisiaj był upał w całej Polsce.
Nie na północy. Słońce owszem, ale chłodno. A wieczorem naprawdę ziąb. W dalszym ciągu grzejemy w mieszkaniach.
Heleno, otworzyłam. 🙂 PK, poczytałam: najbardziej, w kontekście krwawego wstępu, rozbawiła mnie definicja nocnego upiora. 😆
A ja dzisiaj dostałam 'kociego’ na przechowanie i martwię się, bo moi mówią, ze on prawie nie pije, a ja pamiętam, że mój kot całkiem sporo pił, tyle że z dużego pojemnika, a nie takiej małej foremki blaszanej.
I okropnie mu z pyska pachnie, temu kociemu.
Nie wiem, niby chodzili z nim do nieludzkiego i coś tam robili, ale to nie jest normalne wg. mnie.
Siodemeczko, koty rozpoznaja zdatnosc wody do picia koniuszkami wasow. Wasy sa specjalnym kocim organem, zapomnialam jak sie nazywa. Dlatego chetniej pijaja brudna wode z kaluzy niz perier z malej miseczki, chocby byla to nawet angielskas porcelana..
Musza zatem miec szeroka miske, na rozpietosc wasow. Wtedy pija duzo.
Male picie jest dla kotow bardzo niebezpieczne z powodu ich slabej konstrukcji kanalizacyjnej. Czesto maja wiec piasek w nerkach i moczowodach, albo kamice.
A jak pachnie z pyska, to musi niestety isc do weterynarza na czyszczenie uzebienia. Drogie i pod pelna narkoza.
Chyba, ze jest bardzo stary – wtedy weterynarze boja sie robic narkoze.
A może dałby się namówić na codzienne szczotkowanie zębów? Podobno sa pasty o smaku wątróbki. Tylko szczoteczek o dotyku mysiej sierści chyba jeszcze nie wymyślono, ale może koci poszedłby na kompromis? Mejnkuny chyba dość są ugodowe, prawda?
Vesper, a jak Twój kotek?
To jest młody kociaty ma 6-7 m-cy.
Miał problem, bo gubił zęby mleczne i coś mu się robiło.
Postawię mu dużą michę z wodą.
Ago, mój jeszcze w więzieniu. Teraz kończy brać antybiotyk. Potem musi odczekać kilka dni, bo bezpośrednio po leczeniu go nie zaszczepią. A bez szczepienia nie wyjdzie. W kazdym razie odwiedzamy go i czekamy 🙂
No proszę! Z dużego pojemnika kot całkiem sporo się napił, a cały dzień nie mogłam go namówić do picia.
Dobrze jest czasami skonsultować problemy. 🙂
Vesper, pamiętałam, że szczepienie się odwleka, ale nie sądziłam, że aż tyle to to potrwa. 🙁 My też mamy kocie troski w rodzinie, bo Sila ma nawracający problem z uszami – tym razem dostała zastrzyki.
No to jeszcze.
6-7-miesiecznemu kociakowi nie ma prawa zle pachnie z pyszczka. To moze byc cos innego niz zabki, z przewodu pokarmowego lub jakis stan zapalny w pyszczku.
To z pewnoscia nie zeby.
Nie zapomne naszego z E. upokorzenia kiedy przyprowadzajac naszych 6-niesiecznych chlopcow do weterynarza, zasugerowalam, ze moze czas juz im wyczyscic zabki. Pielegniarka rzucila sie na nas jak lwica – ze mamy chyba zle w glowach, jesli myslimy ze polroczne kocieta moga miec kamien na zabkach.Moze nie tymi dokladnie slowami, ale byla bardzo oburzona. Pierwsza wizyta dentystyczna byla chyba u Mordki po dwoch latatch, a u Pickwicka po trzech. Bo koty podobnie jak ludzie maja wieksza lub mniejsza sklonnosc do kamienia nazebnego.
Ale Vesper ma racje. Takiego mlodeg kota mozna przyzwyczaic do czyszczenia zabkow. Szczotka jest nakladana na palec wskazujacy.
Mysmy tego niestety nie zrobily w swoim czasie. Bo trzeba zaczac za mlodu.
Dzięki, zachęcę moich do tego mycia kocich zębów. 🙂
My z E. moglybysmy gabinet weterynaryjny otworzyc! Zwlaszcza, ze weterynarze z zachodniego Londynu maja zazwyczaj dwie metody leczenia kotow: pol duzej tabletki rozowej raz dzennie – to antybiotyk. Jedna mala biala – to kortizon.
Tak nasze chlopaki byly leczone na wszystko przez pierwsze 10 lat. Potem zmienilysmy przychodnie na gabinet, gdzie byl jeden Anglik-lekarz, i jego zona recepcjonistka, sekretarka. W poprzednim szpitalu urzedowala cala armia Australijczykow, zaraz po studiach.
Dopiero u Pana Younga, naszego radnego, okazalo sie, ze istnieja inne lekarstwa niz pol duzej rozowej i jedna mala biala.
Heleno, będę Cię w takim razię często nagabywać o przeróżne kocie sprawy. Z tym piciem wody kompletnie mnie zaskoczyłaś. Nie wiedziałam, że chodzi o wąsy, a często widzę naszego kamieniczno-ogrodowego rezydenta, kiedy mając pełną miskę wody, siorbie z kałuży. Miskę ma całkiem sporą, ale widocznie wąsy ma dłuższe.
Anytime, Vesper. Przeczytalysmy chyba wszystkie ksiazki o kocim zdrowiu i (sorry, Mordka) wychowaniu jakie sa na rynku.
No proszę, ile to z jednego postu można wyczytać…
Szczególnie, kiedy się patrzy jednym okiem i to tym złym, w którym zgromadziło się przez czas jakiś trochę kwasów. Posty Moniki potraktuję skrótowo, doceniam jej poświęcenie i wkroczenie na blog. Szkoda tylko, że z wiadrem pomyj, ciężko musiało być, a i zapaszek pewnie nie najprzyjemniejszy. Jedno mnie tylko zaciekawiło – jestem wg Moniki starym blogowym wykidajłą – bardzo proszę Monikę o jakiś dowód na tę tezę. Skoro tak pisze, bez wątpienia można znaleźć w sieci co najmniej trzy przykłady mojego wikidajstwa (?) na przestrzeni kilku lat. Robienie ze mnie pijaka i przywoływanie kłopotów ze zrozumieniem, w jej piórze jest niczym, bo jeśli chodzi o zrozumienie, to właśnie Monika zaprezentowała w sposób modelowy moją tezę, którą przytoczę – przykro mi Moniko, wiedzę pewnikiem masz większą, ale rozumienie jej już nie, czego przykład dzisiaj.
I jeszcze nawiążę, o czym Bobik pisał swego czasu, do tego wtrącania po angielsku. Jan Karski, Zbigniew Brzeziński – te dwa tylko nazwiska przytoczę, spędzili po za Polską po kilkadziesiąt lat, osiągnęli więcej, niż tysiące innych Polaków, a przyjeżdżali do nas i mówili do nas polszczyzną, jakiej nie powstydziłby się mistrz mowy i nie wtrącali co chwila żadnych zwrotów po angielsku. Wystarczyła im znajomość – i to jaka! – polskiego. Oni nie musieli pokazywać nikomu niczego. Zatem pozdrowienia dla męża Moniko, mylił się: nie czuję do Ciebie nienawiści i nie w nienawistnym celu piszę do Ciebie te słowa, a jedynie, by pewne rzeczy sobie wyjaśnić.
Jazda po zeenie zrobiła się sportem blogowym, co czyni mnie chyba ważną personą 😆 Jeszcze chwila i w dumę wpadnę 😆
Bobika szkoda, któremu się dostaje ze strony chyba najmniej spodziewanej.
I nic to, że post mój był odpowiedzią na atak na Tuwima, do którego Dora się przyznała (Dora 1 maj 12, 13:49, )więcej – uznała za niefortunne swoje sformułowanie, zauważyła dokładnie o co mi chodziło a mianowicie argumenty, na których opierał się Tuwim pisząc o jidysz – jej post tylko przeze mnie i Bobika został zauważony jako agresywny, no, chyba Nisia też zauważyła, ale po swoich przykrych doświadczeniach woli milczeć.
Po wyjaśnieniach Dory nie byłoby o czym pisać, ale po postach Heleny, Moniki i królika – jest.
Nic to – to ja jestem dyżurnym agresorem i choćby nie wiem co bym robił, to schematów myślowych jednookich nie przełamię. Nie mam zresztą takiego zamiaru – dobrze im z takim widzeniem świata i ludzi – niech im będzie na zdrowie!
Będzie teraz dowód na zmianę własności fizycznych w zależności od położenia geograficznego: otóż ciężar ( przypomnę: siła przyciągania obiektu przez Ziemię) zależy od położenia: w Ameryce i Anglii jest całkiem inny niż w Polsce czy Australii.
Nie przeczę, jakoweś emocje grają, zatem chaosu trochę będzie.
Jeszcze do Bobika: dziękuję za wsparcie, prosty pies a odczytał, czego Ojcowie Założyciele nie dostrzegli.
Nie bez kozery piszę o Ojcach Założycielach, bo za takich chyba się tu uważają Helena i Monika.
Otóż Bobiku gdybyś pozwolił dokończyć którekolwiek warsztaty, dziś już by nie było problemów.
Interweniowałeś zawsze w momencie, kiedy Ojcowie Założyciele swoje racje wyłożyli a blogowe szaraki właśnie próbowały coś powiedzieć. I nie mieli szansy, bo im przerwałeś. I za każdym razem tak było.
Helena nabrała pędu i poszła na czołowe. Nie raz i nie dwa widzieliśmy tu jak trzeba było jej tłumaczyć, bo źle albo wcale nie zrozumiała, ale dziś znów wyszła ze złego założenia i mimo tłumaczeń trwa w przekonaniu o swoich racjach. Potwierdzam: pisałem do Niej listy ze wsparciem, kiedy uważałem, że może ono się przydać i na nie zasługuje. Potwierdzam: lubię i podziwiam Helenę za talenty, które posiada, ba, nawet napisałem, że kocham… bo kocham ludzi z talentem i wyjątkową umiejętnością, jaką Helena posiada – talent pisarski, wspaniałomyślność i dobroć, która jest nieoceniona. I mimo wszelkie kwasy i nieporozumienia, to nie wycofam się z tego: Helena jest wspaniałomyślna i dobra.
Co niekoniecznie musi iść w parze ze spostrzegawczością.
Wrócę: to Tuwim padł ofiarą Dory, ja go tylko broniłem – i co?
Helena mnie nazwała prowokatorem… Monika wybuchła zaległymi kwasami, też w kontekście prowokacji, królik się dołączył.
Przepraszam Doro, ale to ważne, zatem pozwól…
Można wobec nieżyjącego poety użyć określeń deprecjonujących i niestety – poniżających, nie można odpowiedzieć na to, bo to wtedy jest prowokacja…
Jak swój napisał, to dobrze (swój w rozumieniu Ojciec Założyciel, czyli jeszcze przybliżając: Dora bliższa Helenie) i niechby nieelegancko, to wolno i juszszsz… a jak zeen odpowie, przytaczając dowolne argumenty – to jest prowokator!
Ale to głupstwa wszystko. Piszę to dlatego, że wstrząsnął mną post Heleny 1 maj 12, 10:11 .
Mimo całej wiedzy bogatej – czego przykłady mieliśmy – blog odpowiedział ledwie echem westchnienia.
A Helena napisała:
„Nie igra sie, zeen, naszymi zydowskimi strachami, ze o naszych Pomordowanych nie wspomne. Bo nasze strachy, nawet gleboko skrywane przed swiatem, nawet w naszym powojennym pokoleniu, ktore niczego naprawde na miare Tamtego nie przezylo na wlasnej skorze, sa z nami zawsze.”
i dalej:
„Nie igra sie z nami w prowokacje, nie zada sie od nas bezstrinnosci takiej jakbysmy rozmawiali o wydarzeniach, ktore sie rozgrywaja tu i teraz w Syrii, na Ukrainie czy w Chinach. Bo nasze strahy sa caly czas z nami, wystarczy otworzyc szafe w sypialni, a wylaza zewszad. z kazdego kata, z kazdego bezmyslnie wypowiedzanego slowa, z kazdego nieuswiasdomionego gestu. Cobysmy nie robili, jak badzo bysmy sie nie starali oakazywac swiatu bunczuczna mine lub zdobywac sie na “inteletkualna uczciwosc”, tych demonow tymczasem nie da sie wypedzic. I byc moze nie da sie ich wypadzic przez nastepnych kilka pokolen, poki zyje przekaz rodzinny i te obrazy jak ze snu mojej mamy.”
To jest powód, dla którego odpowiadam, bo inne są przy nim mało warte.
Heleno, zaprezentowałaś swoje strachy. O.K. – masz do nich prawo.
Ale kto Ci dał prawo stawiania tych strachów ponad inne, innych ludzi?
Żydowskie strachy wciąż są najmocniejszym argumentem słabości merytorycznej.
Pomijając już zupełnie pomyłkę związaną z nazwaniem mojego postu prowokacją, która skłoniła Cię do wyciągnięcia ostatecznego argumentu – bo czym więcej mi przyłożysz, jak nie antysemityzmem i Zagładą – to kwestionuję Twoje i wszystkich innych Żydów prawo do szantażowania świata przy byle okazji – Zagładą. Bo spór o Tuwima jest byle okazją.
Od Holokaustu wydarzyło się na świecie wiele masowych zbrodni, ofiar liczonych w miliony, że wspomnę Afrykę, Europę (Bośnia, Hercegowina), Azję (Kambodża) i to nie pomniejsza zbrodni wobec Żydów, ale pokazuje, że bać się mogę ja – Polak, bać się może królik – Kanadyjka, bać się może Monika – Amerykanka, bać się może Bobik – rasa wszechświatowa – ba, bać się powinniśmy wszyscy! Ormianie też mają powody się bać.
Zagłada straciła swoją wyjątkowość, okazała się reguła tego świata, wszyscy jesteśmy zagrożeni bez wyjątku.
I uwaga: tu na blogu również – if you know what I mean… 😆
Bo zbrodnia dotyka w najmniej spodziewanych miejscach, że tylko o WTC wspomnę…
I dosyć już będzie tego argumentu – strachów żydowskich.
Jeszcze słówko o formie i tchórzostwie.
Nie będzie mi nikt narzucał formy moich postów i nie unikam odpowiedzi, jak Helena mi zarzuca. Istnieje życie pozablogowe, są w sieci miliardy miejsc, gdzie można bywać, nie ma przymusu stawania na baczność przed kimkolwiek. A szczególnie wtedy, gdy człowiek widzi, że zaślepienie jego interlokutorów sięga zenitu.
Ja nie jestem tak biegły językowo jak Helena, Monika, Bobik i wielu z Was.
Ja jestem prosty człowiek i posługuję się językiem prostym, tym bardziej, że cenię wysoko ludzi, którzy prostym językiem wyrażają szczere emocje. Leszek Kołakowski jest przykładem człowieka, który prostym językiem tłumaczy całkiem złożone rzeczy, ale by do takiego mistrzostwa dojść, trzeba talentu i gigantycznej dyscypliny. Nie znaczy to, że nie rozumiem innego języka, znaczy to tylko, że w języku inteligentów razi i wścieka mnie to subtelne przemycanie złośliwości, kalumni, poniżania, obrazy, lżenia – z przekonaniem, że bez użycia grubszego słowa się jak najbardziej formy dochowało…
Howg.
Chcialabym odpowiedziec zeenowi, nie jako inteligent, bo sie do nich nie zaliczam, a jesli by juz, to nie byloby to dla mnie obelga, ale rowniez staram sie poslugiwac jezykiem prostym i zrozumialym. Niestety dzis jest juz za pozno, w bardzo doslownym sensie. Blog, czasem tego zaluje, nie jest dyskusja w przepisanym czasie. Rozmowa moze byc tutaj bardzo rozciagnieta i w przestrzeni i w czasie. Moze nawet nie chodzi mi o to, zeby odpowiedziec zeenowi, tylko wyglosic jakies wlasne „O Co Walczymy, Dokad Idziemy”, czyli deklaracje tego z czym da sie zyc i z czym absolutnie nie idzie mi sie godzic.
Bardzo tylko szybciutko wspomne, ze strachy zydowskie zawsze napawaja mnie glebokim smutkiem. Owszem: Kambodza, Balkany, Rwanda, ale nazim zostal stworzony w wyksztalconej i liberalnej Europie. Jezyk yiddish byl wyrazem milosci kultury zydowskiej do wspanialej, wysublimowanej kultury niemieckiej.
To ze ze mozna meczeta zabijac matki z dziecmi przez inne matki z dziecmi w Afryce, czy w Kambodzy, nie potrafi mi szczegolnie wyjasnic obrazow mojego Ojca z wojennej przeszlosci, gdzie z w 90 % zydowskiego Jedrzejowa , nie zostaje praktycznie nikt, tylko pojedyncze osoby nie gina w gettcie. A z polskiej rodziny mojego Ojca i mojej Matki, chwala Bogu, nie zginal nikt.
Kto czytal Irene Niemirovski tez wie, ze Tuwimowskie dylematy nie byly jej obce. Dzisiaj, choc zginela z reki nazistow, byla tez oskarzana o antysemityzm.
Nie chce umniejszac zadnych innych tragedii. Ale naprawde, czy jestesmy w stanie zapobiec czemukolwiek, jesli nie umiemy wypowiedziec sie przeciwko przemocy… zapobiec nawet tzw bullying w przedszkolu czy szkole.
Nie wiem jak to wszystko inaczej i lepiej powiedziec, zeby nie zabrzmialo to jak brak szacunku, bo w koncu pisze tutaj juz ladnych pare lat i mam bardzo duzo sympatii dla tutaj piszacych. Nic chce zamiatac nic pod dywan. Inaczej to moze byc tylko taki komendiancki blog.
Nie wiem jak to sie wszystko skonczy, ale bede czytac wasze wypowiedzi nawet jesli sama nie mam juz wiele do napisania.
Powodzenia, vesper, z nowym domownikiem. Moj kot Felix przezyl z nami 16 pieknych lat!
slonecznej pogody ciag dalszy 🙂
B. pyta B. A u Was? 😉
brykam
Tereny BARDZO Zielone 🙂
S-Bahn
pozycje czekaja ja szeleszcze 😀
herbata
i tak cicho i niespodziewanie 🙂 mamy srode
brykam fikam
Bry! Tu B, tu B. W nocy lujnęło. Taka szczera uzdrawiająca lujnica. Zapachniało. Zazieleniało. I … Słońce w całym majestacie. Ptaszęta dzioby wydzierają, kasztanowce nadrabiają dni zimne. Aż słychać jak zielone duże wydziera się z nich.
A my do Czech! Na piwo, na ohydne jedzenie niezdrowe, na zoo, na… Itd.
A ja sie nie wstydze tego, kim byli z kolei moi przodkowie – jak najbardziej inteligenci, i do tego ludzie uczciwi, takze intelektualnie, wyksztalceni, z szerokimi perspektywami i otwartym sercem, ludzie o duzej wrazliwosci spolecznej, choc mogli sie przeciez zamknac na inne niz wlasne potrzeby, i zupelnie sie cudzymi sprawami nie przejmowac. Moj dziadek, ktory osierocil moja Mame bardzo, bardzo wczesnie, byl zawsze wspominany przez innych jako ktos, kto czytal ze lzami w oczach doniesienia o zajeciu przez Wlochow Abisynii. No i ta rodzinna tradycja, ktorej juz bardziej szczegolowo nie bede w miejscu publicznym streszczac, na pewno przeszla z pokolenia na pokolenie. Na moja Mame, ktora sie zaczytywala Conradem i Tagorem, Proustem i wspolczesna jej proza amerykanska, w razowej powojennej rzeczywistosci, potem na mnie, i mam nadzieje, ze takze na moje dzieci, ktore staram sie nauczyc zainteresowania i historia Europy, i Ameryki, i innych zakatkow swiata, bez zadnego wygladzania niewygodnych i trudnych opowiesci. A moj Ojciec, ktorego, zeby bylo smieszniej, w dziecinstwie przezywano Ghandi (byl bardzo chudy i bardzo spokojny) takze wspominal zawsze swoich wszystkich przedwojennych rowiesnikow – tych, ktorzy nie przezyli ze wzgledu na pochodzenie. I nauczyl mnie tego wszytkiego, o czym nie mowiono w szkole – dlatego, ze uwazal, ze wlasciwa rola inteligenta nie jest utozsamianie sie z ta czy tamta funkcja czy posada, ale intelektualna uczciwosc i dociekliwosc. Oraz tego, ze tradycja egoizmu narodowego, wywyzszania swoich nad pozostalych, to zdecydowanie nie jest moja rodzinna tradycja…
Nie, nie mam zamiaru sie zeenowi, ani nikomu innemu tlumaczyc sie z tego, ze jakoby nie jestem prostym czlowiekiem, czy to ze wzgledu na pochodzenie, czy na wlasne wyksztalcenie.
A poza tym, zeenie: „Wykidajlo” jest moim chwilowym pojsciem na Twoj typ rozmowy – przez prowokacje. Moja definicje, co to jest prowokacja, podalam juz wczoraj i nie bede jej powtarzac – na przykladzie klubu milosnikow tulipanow, wiec nawet przy prowokacjach wole sie bawic w kwiaty i ogrodnictwo, niz np. w obrazowanie wulgarno-turpistyczne, nie mowiac juz o pomyjach czy kwasach.
Okreslenie „wykidajlo” przyszlo mi na mysl, gdy sobie przypomnialam, jak po kolei odchodzily lub zniechecaly sie osoby o pogladach zdecydowanie liberalnych, juz niezaleznie od tego, czy Twoje prowokacje ich dotyczyly bezposrednio, czy nie – takie wlasnie jak Andsol, Babilas, czy chocby teraz ja. Po kolei nam sie od Ciebie dostaje, i po kolei sie stad wykruszamy. A jak nie mozesz blogowym „liberalom” przywalic tutaj, to pojawiasz sie na innych blogach, zeby tam wyzwac blogowych kolegow od lewakow. Po czym nie ma nawet slowa przeprosin, uznania, ze komus zrobiles krzywde, ze tak sie przyzwoici ludzie – prosci, krzywi, wszystko jedno jacy – nie zachowuja. Wiem, ze jutro zapewne przeczytam kolejne tlumaczenia dotyczace Twojego nieskazitelnego charakteru w zyciu prywatnym, co w sumie przeciez niczego nowego nie doda do dyskusji, oprocz uznania, ze czlowiek jest z natury istota mocno skomplikowana, i ze w internecie czesto sie zdarza, ze za nas pisze nasze alter ego – nasz Dr. Hyde, ktory moze zupelnie nie odpowiadac realowemu Dr. Jekyllowi.
A poza tym wszystko, co moglabym napisac w odpowiedzi na Twoja wypowiedz, mysmy tu juz wiele razy walkowali, na przestrzeni lat, jak zauwazyl Krolik, i mnie sama juz nuzy kolejne odpowiadanie na pytanie dotyczace potrzeby tlumaczenia, dlaczego lepiej nie deptac tulipanow niz je deptac. Wiec przy tym pozostane – uwazam, ze deptanie tulipanow jest niedobre, i ze lepiej hodowac i roze, i tulipany, i przerozne inne rosliny. A z ludzmi, ktorych w przeszlosci dotknela tragedia nalezy sie delikatnie obchodzic, i ich ciagle nie prowokowac.
Dzień dobry,
widzę, że temat jeszcze się nie zamknął…
To jeszcze parę słów w odniesieniu do odpowiedzi zeena:
Prawdę powiedziawszy, i ja trochę się zdziwiłam wczorajszą wypowiedzią Heleny o strachach, wydała mi się ona nie na temat. Ale nie krytykowałam tego, bo każdy ma prawo przeżywać swoje strachy i nie ja przecież będę decydować, kiedy on te strachy będzie przeżywał i z jakiego powodu.
Zgoda więc, że trudno było to zrozumieć. Ale już zdanie, że Żydzi szantażują resztę świata swymi strachami, jest nadużyciem w drugą stronę. I jest bliskie antysemityzmu, choć przecież jako żywo zeena o antysemityzm nie posądzam. Ale dostrzegam dość powszechnie taki odruch, mówiący podświadomie (choć – znów zastrzegam – to akurat nie ten przypadek, ale tak bywa nader często): odczepcie na się od nas wreszcie raz na zawsze. Zapewne w niejednym przypadku oznacza to jeszcze: zejdźcie z naszego sumienia. Tak, było po drodze wiele ludobójstw, wszystko prawda, ale akurat w Polsce Żydzi wciąż są problemem, choć znikli – w sensie dosłownym. Jak pisze królik: w wielu miejscowościach wyparowało 90 proc. ludności! Obywateli tego kraju! Miejsca po nich szybko się zapełniły, i to zapewne jest jedno ze źródeł zdania, że choć dziś Żydów w Polsce prawie nie ma, i tak mają się odczepić. A swoją drogą zobaczcie sobie ostatni post na blogu prof. Jana Hartmana na stronie „Polityki”, a zwłaszcza komentarze pod nim, całą paletę reakcji. Wszystko jest jasne.
I na koniec, wracając jeszcze do Tuwima. To fakt, że użyłam sformułowania ostrego i nie na miejscu, ale merytorycznie pozostaję przy swoim zdaniu: w swoim wierszu był po wielekroć niesprawiedliwy, i to nie jest tak, że widzimy to tylko z dzisiejszego punktu widzenia. Aleksander Wat też żył w tych czasach, też przeżywał podobne dylematy. Też polski Żyd, też zasymilowany (choć jego rodzina była bardziej przywiązana do tradycji, i to może go uratowało przed pochopnymi atakami na pobratymców). W tym samym 1937 r. i okolicach, w tej potwornej atmosferze totalnego szantażu – albo faszyzm, albo komunizm – wycofał się na kilka lat z pisania (pozostając przy redagowaniu pisma). Ta postawa, postawa człowieka mądrego i myślącego, jest mi bliższa niż postawa w gruncie rzeczy prostego i w gorącej wodzie kąpanego Tuwima. W takim czasie lepiej było nic nie powiedzieć niż strzępić język po próżnicy, bo można było powiedzieć coś, co posłuży złym ludziom za argument. Jak też było wtedy i jak – na co już Tuwim nie ma wpływu – dzieje się dziś.
Zeenie, Tuwim ostro potraktował, powiedzmy dla uproszczenia, wszystkich, Pani Kierowniczka ostro potraktowała Tuwima, Ty ostro potraktowałeś Panią Kierowniczkę. Po czym część z nas, z Bobikiem na czele, próbowała skoncentrować się na meritum sporu, a nie na jego eskalowaniu poprzez formę własnych wypowiedzi bądź wytykanie formy wypowiedzi innym. Z pewnym wysiłkiem i dużą dozą dobrej woli.
Zdawało mi się, że chodziło o Tuwima? A dziś czytam i czytam i nie widzę U Ciebie ani słowa o tym, że inni też się ujęli za Tuwimem, widzę tylko pretensję do tych, którzy – po raz kolejny – zwrócili Ci uwagę, że nie akceptują Twoich wybuchów oraz do całej reszty – o to, że nie wytknęła PK agresywności. Nie wytknęłam i nie wytknę, natomiast robi na mnie duże wrażenie to, że PK sama uznała, że wyraziła się zbyt ostro i to, że w ogóle z Tobą rozmawia – zważywszy na ton Twojej wypowiedzi, za który nie uznałeś za stosowne przeprosić. A powinienieś.
Mnie też razi przemycanie złośliwości i zjadliwość kryjąca się za pozorną elegancją wypowiedzi. Razi mnie bardziej, niż ostre, ale uczciwe i otwarte stawianie sprawy. Ale, na Wielkiego Kota, to nie oznacza zgody na wybuchy agresji!
Dzień dobry.
Przyznaję się do bezradności i bezsilności. Od jakiegoś czasu nie umiem prowadzić tego blogu tak, żeby wszyscy czuli się na nim dobrze – choć tak właśnie chciałem. Nie umiem godzić sprzeczności – choć bardzo bym chciał. Nie potrafię być skutecznym „tłumaczem stanowisk”, choć się staram.
Z mojego wymarzonego, przyjaznego i niekłótliwego miejsca niewiele już zostało. Mam więc poczucie porażki i nie bardzo wiem, co robić. Znaczy, co robić na blogu, bo w realu akurat dziś wiem aż za dobrze.
I bez względu na wszystko będę musiał oddać realowi, co realowe, a nad blogowymi sprawami pomyśleć dopiero później. Bo nie samym blogiem pies żyje, a już na pewno nie z niego żyje. Ale postaram się w przerwach napisać odpowiedź zeenowi, bo poruszył parę spraw, na które odpowiedzieć trzeba.
Bobiku, nie jesteś bezsilny – ale, do licha, nie jesteś też przecież wszechmocny!
Dora ma rację z lekturą blogu Pana Hartmana.
Nie można uciec od tematu antysemityzmu w Polsce, bo on wyłazi wszystkimi porami.
Nie ma takiej publikacji, żeby nie pojawiły się plugawe wpisy.
Wydaje mi się, że to się nasila.
Jeszcze jakiś czas temu można było jakąś wymianę myśli podjąć tu czy tam, teraz można utonąć w szambie i brak motywacji do zanurzania się.
Można, oczywiście, uważać, że to margines i nie będzie on, ten margines, życia mi zatruwał.
Więc ja sobie żyję i ignoruję ten margines.
Każdy ma prawo do własnych wyborów i reakcji.
Ja bardzo bym chciała, żeby to nie był problem, ale jest.
Wiem, że może wywoływać zniecierpliwienie i irytację, że sprawy są złożone, wielokroć omawiane, ale ciągle żywe w tym kraju.
Dlatego przepraszam wszystkich, których irytuję moim wyczuleniem, czy przeczuleniem, proszę mnie tolerować.
No, dobra.
Nie jestem chyba za tak dobrym pisarzem, za jakiego wspanialomyslnie uwaza mnie zeen, skoro jakby kompletnie nie zrozumial, co ja wlasciwie powiedzalam o zydowskicj strachach i stad zarzut, ze zydowskie doswiadczenie stawiam ponad innych ludzi i inne narody.
Nie stawiam. Nie uwazam nawet, ze zydowskie doswiadczenie bylo jedynym takim w XX wieku, choc wiele aspektow bylo kompletnie wyjatkowych (poprzez fakt naprzyklad, ze Zaglada odbywala sie w swietle ustanowionych wczesniej praw). Za mojego tlko zycia byly podobne doswiadczenia w swiecie – Rwanda, Kambodza, Srebrenica.
Ale zydowskie doswiadczenie mnie uformowalo: moja wrazliwosc, moje przezywanie kazdej rzezi, ktorej nie jestem w stanie zapobiec, kazdej wojny wobec ktorej swiat jest bezsilny. To moje zydowskie strachy spowodowaly ze odkad dowiedzualam sie o pogromie Romow w Mlawie ( a pozniej o wielu innych pogromach odbywajacych sie w Polsce o ktorych nie pisaly gazety, ale z ofiarami ktorych chcialam sie spotkac i wysluchac) spowodowaly, ze uznalam to za swoj moralny obowiazek informowac o tym: opinie publiczna w Polsce, organizacje pozarzadowe w Polsce, Organizacje Bezpieczenstwa i Wspolpracy w Europie, nawet w Kongresie USA byl moj raport (dotyczacy dwu „malo istotnych” incdentow w Warszawie) byl w cxalej rozciaglosci cytowany gdy omawiano sytuacje Romow w Europie poskomunistycznej. Nie jestem z tego „dumna”, po prostu nie umialam inaczej i pewnie nie zrobilam wszystkiego co moglam. To wlasnie, powtarzam, moje zydowskie strachy spowodowaly, ze widze to jaklo swoj zyciowy obowoazek i wyraz gleboko w trzewiach odczuwanej solidarnosci, dawac swoj glos.
To moje zydowskie strachy powoduja, ze przezywam gleboko i wrecz obsesyjnie to wszystko co sie dzieje w tej chwili w Polsce i ze wyrastaja mi przed oczyma obrazy ze schylku Republiki Weimarskiej.
Piszac o moich, czy tez plemiennie „naszych zydowskich strachach” bylam jak najdalej od jakiegokolwiek moralnego szantazu Zaglada, zeenie. Pisalam natomiast o tym (parokrotnie w ciagu ostatnich 48 godzin), ze nie bierze sie takiego tekstu, jak ten o „d.” , wyjetego z kontekstu, ktory jest juz dzis nieczytelny dla wiekszosci z nas, i nie uzywa sie go do wyrazania wlasnyc swoich frustracji i agresji. Ze nalezy z tym tekstem obchodzic sie ostroznie, gdyz ludzi ktorym lzy i ktorych poniewiera , juz nie ma. Nie dlatego, ze wymarli, ale dlatego, ze zostali wymordowani w okolicznosciaich, ktore nie mieszcza sie w glowie. Okolicznosci ich smierci sprawiaja, ze ten tekst dzis inaczej odczytujemy i ze jest on czyms innym dzis niz wtedy gdy byl pisany.
Pisalam o podsluchanym w dziecinstwie snie mojej matki, ktora podobnie jak ja nie przyzyla Tamtego, podkreslajac, ze sama czulam sie bezpiecznie i nic mi nie grozilo, pisalam dlatego dokladnie, ze odczuwam taki sam strach o innych, jak ona odzuwala we snie o mnie. Strach o to, ze nie jestem w stanie kogos ocalic, kogos schowac w wychodku czy piwnicy, oslonic, ze moge zrobic bardzo niewiele. Odczuwam ten straxh i bezsilnbosc ogladajac sceny z syryjskiego miasta Homs, po ktorych czesto nie moge zasnac. Pisalam o tym wczesniej.
I pisalam o tym, ze ten strach kladzie sie cieniem na naszym, moim zyciu i nie zawsze zezwala odwrocic glowe i postarac sie zajac czyms innym. Czasami , bardzo czesto tak wlasnie robie, odwracam glowe, ale przychodzi moment, kied sie to msci na mnie.
Jest to, przyznasz zeenie, bardzo dalekie od moralnego szantazu, ktory mi zarzucasz.
Bylam lekko tylko wkurzona, kiedy przedwojenny wiersz Tuwima wrzuciles na blog „na poprawienie humoru”. Dlatego natychmiast odcielam sie od niego , najdelikatniej jak potrafilam, proponujac w zamian „…bukiety wiejskie jak wiadomo…”
Bylam znacznie bardziej wkurzona Twa nierozumna „obrona” tego wiersza skierowana do Dory – wynioslym tonem tej obrony, faktem, ze zwracasz sie do niej w trzeiej osobie.
Bylam jeszcze bardziej wkurzona, ze przez caly dzien nie odpowiedziales ani slowem na moj post, jakbym byla niegodna odpowiedzi, kiedy z mojej strony padly wazkie slowa.
Innych kwestii podjetych w Twoim poscie nie poruszam, bo dostales odpowiedz od blogowych kolezanek, wiec nie mamtymczasem nic do dodania.
zeen coś znowu nakręca – teraz jako zwolennik „wyważonego” podejścia do historii i poszukiwacz środka.
Dlaczego uważam, że nakręca – a bo kiedyś w początkach mego odzywania się tutaj napisałem, że emigracja marcowa była mniej liczna niż ta w latach 50-tych, za co dostałem kopa w „refren” i obietnicę podbicia oczu, co zresztą spotkało się z aprobatą jednych, milczącym przyzwoleniem innych. Jedynie Pani Szwarcman interweniowała wtedy.
Ale przeszło minęło, choć pamięć mam dobrą.
Ad Helena
Bardzo dobrze, że Pani napisała o tych strachach. Uważam, że wiele osób o tym nie wie, że Holocaust umieszcza w podręcznikach historii, zapominając o tym, że to się nie zamknęło datą 1945, a trwa nadal w kolejnych pokoleniach. To mi uświadomiła kiedyś, podczas rozmowy w pociągu pani z Izraela wspominając o swym ojcu, który przeżył wojnę, lecz nigdy się z tego nie pozbierał.
Stąd też zrozumiałym jest wyczulenie na wszelkie zachowania postawy, które są antysemityzmem.
Lecz tu, moim zdaniem, pojawia się też pewien problem.
Bo bardzo często argument ten się pojawia przy próbie rozmowy na temat wzajemnego odnoszenia się społeczności i to zarówno w kontekście historycznym, jak współczesnym.
Jako argument uniemożliwiający dalszą rozmowę – w sensie: cokolwiek powiesz, to będzie to antysemityzm. Że o konflikcie właściciel koszernej restauracji – mieszkańcy domu, którym zapachy z restauracyjnej kuchni zatruwają życie, nie wspomnę, a gdzie ten argument też padł przeciwko mieszkańcom.
Nie wiem, jak pogodzić ze sobą wiele spraw zapętlonych w węzeł gordyjski, spraw nie załatwionych, przyklepanych latami powojennymi. Ale też jestem przekonany, że bez prób rozmawiania nie uda się nic zmienić, a wręcz nowe pokolenia będą spychane w obszary antysemityzmu, którego korzenie tkwią w czasie sprzed wojny.
A które wynikają też z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie lęku, który w Polakach jest, a który nie ma żadnego współczesnego uzasadnienia.
Klakierze. Nigdy nie zarzucalam i dalej nie zarzucam zeenowi antysemitzymu. Mowilam o tym wczesniej i w swoim najnowszym poscie dokladne wyasnilam o co mi chodzilo. Ile razy jeszcze mam o tym mowic?
Ani ja, ani Ty, Klakierze, nie wiemy zbyt wiele o konflicie wokol reastauracji na Twardej w Warszawie. Nie wiemy nic poza krotka notatka w prasie. Proponuje wiec abysmy sie na ten temat nie wypowiadali.
A ponad wszustko proponuje czytac co ja napisalam, zanim zacznie sie dyskutowac z tezami, ktpych nie glosilam i nie glosze.
Przeczytalam wlasnie, ze prezydent zwrocil sie z „serdecznym apelem” o przelozenie planow wszelkich demonstracji politycznych na po Euro, powolujac sie na sredniowieczny etos rycerski i starozytna tradcycje olimpijska , kiedy wszystkie dzialania wojene byly zawieszane.
Podoba mi sie to, zarowno w sferze retoryki jak i przede wszystkim troski by zajeta pilnowaniem porzadku na stadionach i wokol policja, nie musiala dwoic sie i troic by obslugiwac jeszcze pochody polityczne, ktrpre wiemy przeciez jaki moga przybrac obrot.
Mam jednak nadzieje, ze jesli „serdeczny apel” nie pomoze, Sejm zdobedzie sie na chiwlowe ograniczenie prawa do demonstracji.
Bo boje sie tego momentu Euro, wlasnie dlatego, ze policja moze byc zbyt zajeta – Polska nie miala jeszcze chyba takich powznych zobowiazan co do bezpieczenstwa. Mam nadzieje, ze sobie z tym wyzwaniem poradzi.
Heleno, też się trochę boję, ale po 'bitwie warszawskiej’ mam lepsze wyobrażenie o możliwościach policji.
Na początku kwietnia miałam okazję oglądać oddziały tejże w akcji prewencyjnej na dworcu w Krakowie.
Ni z tego, ni z owego z różnych stron, a nawet z dołu i z góry, nadciągnęły opancerzone hufce w imponującej ilości.
Doszłam do wniosku, że ani chybi, gorący patrioci nadciągają jakimś pociągiem i będą mieli, jak przystało, odpowiednią eskortę honorową.
Liczę, że moje państwo podejmując decyzję o Euro wzięło na siebie zapewnienie bezpieczeństwa.
I tego się trzymam.
Ja tez w sumie mysle, ze sobie poradza, ale troche sie boja jakichs nieprzewidzianych okolicznosci.
Rzecz w tym, ze , ze uzyje wyswiechtanego prlowskiego wyrazenia, „sa sily” w Polsce, ktore nie cofna sie przed wywolaniem burd i zamieszek, ktore moga przycmic mistrzostwa. I o to bedzie im glownie chodzilo. By zademonstrowac przed swiatem, ze zyja w kraju opresji, braku praw i policyjnej samowoli dlawiacej prawa obywatelskie. Przeciez po to wlasnie planuja swe demonstracje na czas trwania Euro. I nie chodzi mi o wizerunek POlski w swiecie, bo do demonstracji swiat jest przyzwyczajony, ale o to by nie doszlo do rozlewu krwi.
Moze sa to obawy na wyrost, ale tlum kiboi i oszolomow naladowanych tesosteronem pod przewodem demagogow jest zdolny do wszystkiego.
A zwazywszy na taka mozliwosc, ze wszystkie mecze beda sie odbywaly na polskich stadionow (ze wzgledu na bojkot Ukrainy), no nie wiem czy polskich poilicjantow bedzie dosc, liczbowo. Z pewnoscia beda sciagani z innych miast….
Liczebnie chyba, nie liczbowo. 🙄
Obejrzalem te NATURALNE rozmrozone bazanty w Ustroniu. Byly akurat w gniezdzie oba. Potem jeden odlecial nie zmieniwszy tego co siedzial na jajach.
Tymczasem do gniazda noca przywialo jakies strzepy gazety. I jest troche bajzel na kole.
Rys Brykajacy najwyrazniej zaniedbuje swe obowiazki pilnowania porzadku w gniezdzie. 👿
Wysuwam ostrożnie hełm ozdobiony gałązkami ponad krawędź transzei i pytam: czy już można wychodzić? 😎
Nie wiem, czy ktoś odważy się odpowiedzieć, Wielki Wodzu. Tak czy inaczej, hełmu bym nie zdejmowała. 🙄 Bardzo w nim Wodzowi do twarzy, a jakby zaistniała jakaś nagła konieczność, np. żeby wsiąść na rower, to będzie jak znalazł. A w tych gałązkach, to co sobie gniazdo uwiło? Bo my tu o gałązkach ostatnio głównie w gniazdowym kontekście.
Wielki Wodzu, nie wychodzić! Czekać, kiedy padnie rozkaz: – Na bagnety!
🙄
Ktoś już mi mówił, ze w hełmie dobrze wyglądam. I coś tam jeszcze o czarnym mundurze. Nic za to nie mogę, to pinkw. geny. 🙂
A cokolwiek uwiło, zginie jako ja i wszy moje, kiedy ostrzał będzie wznowiony. 😛
Dobra, na bagnety, ale najpierw może jakąś odprawę, kogo bić, bo zdezorientowany jestem. 😎
A czy to ważne kogo?
Ważne za co…za 3 Maj… o spietrzakowało mi się, no to:
I ruszała w pole wiara.
I ruszała wiara w pole
Od Chicago do Tobolska.
Żeby Polska, żeby Polska….
Można mnie. Gałązki i tak mi opadły.
Dlaczego zaraz bić?
Można jeszcze szczerze 😀
Nie znasz sie na tym, Siodemeczko. To sa takie chlopiece zabawy. Bic nie bic, ale mozna pokogucic sie jeden przed drugim. 😈
Matko, zacznę alergii dostawać na nazwę kraju, w którym się urodziłam.
Upraszam Klakiera o miłosierdzie, chyba że chce mnie przegonić.
Haneczko, wybacz, ale jako obiekt do bicia odpadasz w przedbiegach. 😈 No nie wzbudzasz zapału bitewnego i juszszsz. Nie spuszczaj gałązek na kwintę, namawiaj je na kierunek 'kwitnę’. 😉
A rozkaz może być. 'Na bagiety!’. Tzatziki na dziś planuję, bagiety będą jak znalazł.
Przegonić? Na bagnety?
Ależ skąd!
Ale skoro upraszasz o miłosierdzie, to może zostałabyś w naszej wojnie Siostrą Miłosierdzia?
Klakierze, mt7, ten raz jeden, prosiła, żeby ją miłosiernie potraktować, a nie deklarowała chęć roznoszenia miłosierdzia po pobojowisku. 🙄
O to to, Ago.
W żadnej wojnie, w żadnym charakterze.
Ależ Ago, czas nastał wojenny – Wielki Wódz w transzejach w pierwszej linii frontu, blog wzywa do obrony, nie pora miłosiernie traktować, a miłosierdzie roznosić po pobojowisku rzecz godna.
Żeby było jasne. Nie wiem, gdzie pierwsza linia, gdzie przeciwnik i kiedy się wycofujemy. Nie mogę odróżnić w związku z tym przedpiersia transzei od zadupia transzei. Amunicja latała gęsto, to zaległem, ale fajki się kończą i coś trzeba zrobić. Uprzejmie proszę o wskazanie wroga albo zaprzestanie działań.
Klakierze, Ty Wodzowi nie imputuj wojennych zamiarów, on z tej transzei z zupełnie inną intencją wyglądał, to waść go próbujesz na bagnety pchać – bez efektu zresztą. 😈 Nie imputujcie, aby nie zostało wam amputowane.
A jak siostry miłosierdzia zastrajkują i wiadomo będzie, że nikt pourywanych … kończyn nie będzie z pola zbierał i w pocie czoła przyszywał, to może się wojowie trzy razy zastanowią, zanim za bagnety chwycą. 👿
Wielki Wodzu – dawaj zakurim tawariszcz pa odnoj…
A nie mówiłam. 😉
Ależ Ago, kiedy Wielki Wódz właśnie wypatruje wroga.
Kończyny jak kończyny, najgorsze są te wnętrzności wszędzie. 😈
Zakurim, konieczno zakurim, no uże nie strielajtie, niśt szajsen, my neutralnyje abserwatory.
No to teatr wojny się ustalił.
Wielki Wódz w transzei, ja się jakoś też doczołgałem (wnętrzności we wnętrzu, liczba kończyn się zgadza).
Machorki zapas jest. Biedronka nie jedna na zapolu.
Jakoś nam się ciągle krajobraz rozjeżdża, co przyćmiewa radość z kompletności wnętrzności. 🙄 Nic to, skończyłam malować paznokcie, 😉 wracam do domu.
Czas w okopach się dłuży.
To pole dla działań oficera politycznego:
„doprowadzić treść i badać nastroje” [cytat autentyczny]
http://www.youtube.com/watch?v=m8rGIAd5pKg&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=ylF8o4VnYd8&feature=related
Ad Aga
Krajobraz po bitwie?
A paznokietki ofkors na biało-czerwono?
O roznych patriotyzmamch – w Studiu Opinii:
http://www.liiil.pl/1335970044,Jaroslaw-Makowski-Patriotyzm-otwarty-patriotyzm-za.htm
Kiedyś na jakimś posiadzie ktoś oświadczył:
– Jarosław Kaczyński jest patriotą.
Z przekory zadałem pytanie: – A co to znaczy być dzisiaj patriotą?
Zapadła chwilowa cisza, rozmowa poszła w innym kierunku.
Więc się domagałem odpowiedzi.
Znów była cisza, aż wreszcie jedna z pań odpowiedziała:
– Płacić podatki i wychować dzieci!
Ooo, widzę, że mi się dziś świetnie trafia – wprost z pola bitwy w robocie na pole bitwy blogowe. 😈
Czy ja też mogę zająć na razie pozycję obserwatora i jeszcze nie włączać się w działania? Bo przydałoby się sprawy prywatne pozałatwiać, chałupę ogarnąć, na kolację coś upolować…
A jak się z tym wszystkim uporam, to potem już mogę być pies bojowy. 😎
Ależ Bobiku – spox. Nic się nie dzieje. Bez zmian.
Skoro już Wielki Wódz utworzył przyczółek nieutralnych abserwatorow, to myślę, że w tej ziemliance na końcu transzei miejsce się znajdzie i zaprosi.
Kocie, wysoko ustawiłeś poprzeczkę. 😀
A co mi tam! 😈
Siódemeczko, zajrzyj pilnie do poczty.
Otwarty, zamknięty.
To jakiś schematyzm i to propagandowo podebrany.
Oczywiście z jednej strony Wampir (nie, nie… nie pisze o zeenie), a z drugiej powoływanie się na amerykańskie wzorce, które nijak się mają do Polski.
Już zajrzałam. 🙂
Schematyzm jest, ale Pan Makowski to poważny publicysta.
Obawiam sie, ze nie wystarczy powiedziec: schematyzm, propaganda.
Nalezy to jeszcze uzasadnic i wytlumaczyc ło co sie rozchodzi. Nie ma letko. 😈
rys bryka po pracy przez Tereny Zielone ( na sprzatanie gazetowych przywiewek nie ma czasu – len 8) ) i widzi takie to
i tamto
https://lh3.googleusercontent.com/-M4OnDBKze7g/T6FiLvqH6vI/AAAAAAAAF7k/CHrJoFad3hM/s1000/P5020563.JPG
po prostu B. 🙂 😀
Helena 13:20 Mam jednak nadzieje, ze jesli “serdeczny apel” nie pomoze, Sejm zdobedzie sie na chiwlowe ograniczenie prawa do demonstracji.
mam nadzieje ze NIE, Heleno
prawo do demonstracji jest jedna z podstaw demokracji i Sejm nie powinien przy tym prawie majstrowac. od wydawania pozwolenia ( w zgodzie ze wszystkimi przepisami) jest administracja miasta (urzad miejski?) i to oni powinni to tak przypilnowac zeby burd i balaganu nie bylo.
kopanie pilki nie jest sprawa nadrzedna 🙂
Cudne. Nasze takie same dokladnie (Charles Jolie) juz przekwitaja niestety. A biale (Madame Lemoine) juz maja sporo zoltego i brazowego.
W zasadzie masz absolutna racje, Rysiu, choc zastanawiam sie czy kwestie ewentualnego nie wydania zezwolenia nalezy pozostawic w rekach adminsitracji miejskiej. Wolalabym aby robil to parlament jako srodek nadzwyczajny.
Tez jestem za niemajstrowaniu przy swobodach obywatelskich, ale tutaj, w tym wypadku, mam pewne watpliwosci czy cena nie warta jest zaplacenia jesli policja powie: nie jestem zabka*, nie mozemy zapewnic nalezytego bezpieczenstwa tlumom na stadionach, jesli mamy jeszcze pilnowac tlumow psychow od Ojca Rydza i Kaczynskiego.
Moze rzeczywiscie istnieja jakies przepisy, ktore zezwalaja miastom wprowadzac takie srodki nadzwyczajne? W koncu pamietam jak calkowicie ( w moim przekonaniu) bezprawnie, ale moge sie mylic, zakazywano sprzedazy alkoholu w calym miescie jak JPII przyjezdzal.
Tak. To nie jest latwa sprawa. Wiec 100% pewnosci nie mam.
Wolalabym aby PiS i Rydz wycofali sie pod naporem polskiej opinii publicznej.
Dzieki za upomnienie, Rysiu.
—————
*Wszyscy oczywoscie znaja ten dowcip?
OK, Kocie Mordechaju.
Po pierwsze katalogowanie: otwarty, zamknięty jest schematyzmem propagandowym wskazującym jednoznacznie: otwarty to ten lepszy, zamknięty to ten gorszy. Lepszym byłoby tradycyjny i poszukiwawczy – oba są w pewnym sensie pejoratywne.
O pytaniu – co dzisiaj oznacza patriotyzm pisałem – zadaję je różnym ludziom – przeważnie słyszę – to trudne pytanie.
Jarosław Makowiecki: „I być może w tym tkwi źródło tego, że chcemy być lepszym społeczeństwem, co znaczy, że chcemy budować instytucje, które nie upokarzają ludzi. Że chcemy budować państwo, które jest narzędziem tworzenia najlepszych możliwych warunków dla naszego rozwoju i samorealizacji.”
Chcemy… no pewnie, że chcemy. Ale to chcenie jest niemożliwe wskutek braku myśli politycznej, która spajałaby społeczeństwo łącząc dawne, uwzględniając miazgę socjalizmu i pokazując perspektywy.
„Jestem dumny z tego, co każdy z osobna i wszyscy razem osiągamy własnymi siłami, odwagą i wiarą, a nie poprzez bycie posłusznym takim czy innym wodzom.”
Duża część społeczeństwa oduczona przez socjalizm i tych własnych sił i nauczona bycia posłusznym nie osiąga.
To jest nadal po 20 latach problem tego kraju. I nie dotyczy to tylko społeczności dawnych PGR.
Pan Makowiecki może jest i dumny – ale może zapytałby tych ludzi, czy są z tego dumni.
Po I wojnie – takim wspólnym celem było zbudowanie niepodległego państwa, po IIej odbudowa zniszczonego kraju, po 89-ym etos „szczęk”i biznesmenów w białych skarpetkach 😉 . Przez pewien czas wejście do Europy (hmm, hmm) – w kontekście uwolnienia się od dominacji sąsiada.
I początkowy miraż: skończysz lepsze szkoły, będziesz miał lepsze życie. Wtedy ogłoszenia o pracy zawierały trzy hasła: język obcy, komputer i samochód.
moim zdaniem – nie nakarmi się ludzi hasłami o równości itede.
Dlatego też łatwiej jest wyciągnąć „uwiędły laurów liść” lub hołubić różne historyczne resentymenty.
Nisia 1 maj o 14 i cos tam 🙂
Zastanawiam się, czy nie byloby pożyteczne jakieś urzędowe nakazanie starszym pokoleniom milczenia na temat stosunków polsko-żydowskich. U mnie w domu tego tematu zwyczajnie nie było i kiedy chodziłam do szkoły, miałam mnóstwo koleżanek i kolegów Żydów, nie wiedząc w ogóle, że są Żydami. Wszyscy razem zajmowaliśmy się tym, czym młodzi ludzie się zajmują. Pilną nauką albo wagarowaniem, co tam akurat wypadało. Tańczyliśmy na prywatkach i fascynowalismy się nowym kudłatym zespołem – Beatlesami. Może jakaś dwudziesto-trzydziestoletnia karencja na dyskusje, jałowe na ogół, doprowadziłaby do normalności. Młodzi wyrastaliby w wierze przodków, każdy swoich, poznawaliby nawzajem swoje obyczaje bez uprzedzeń, świat byłby piękniejszy i rozmaitszy.
Ja jednak jestem tylko panią od naiwnych czytadełek. Kali być bwana kubwa, a Mea mieć tylko te paciorki. a ja tam lubię swoje paciorki.
Nisiu, to milczenie juz bylo i moim zdaniem bylo tego milczenia za duzo, mialas szczescie ze mialas kolegow Zydow, jak ja doroslem do wieku szkolnego to Twoich kolegow juz wygnano i to tak dobrze ze w Szczecinie prawie do ostatniego Zyda i nie tylko ludzi ale i cmentarz na Beyzyma rozebrano (przeniesiono, tylko nieliczne szczatki i zostal tylko maly pomnik).
nie, Nisiu, zadnej karencji na zadne trudne tematy 🙂
a co do pani od naiwych czytadelek, to przyznaje ze jestes mila kokietka 🙂 😀
Kocie, biale byly juz lekko brazowe i nie tak geste 🙂
Heleno, to nie jest upomnienie, tylko moja opinia, zasadniczo
przedstawiona 🙄 🙂 🙂
teraz Makowski 🙂
I jeszcze jedno – dziś wiodącą klasą jest biznes (nawet pani minister oświaty ustanowiła jakąś nagrodę – chyba milion złotych, jak skorelować potrzeby biznesu z edukacją). Z moich wycinkowych obserwacji wynika, ze ów biznes głównie kieruje się zasadą „wyciśniętej cytryny”
Kiedy sie mowi patriotyzm „tradycyjny” zamiast zamkniety, to wlasnie mysli sie o takim, ktory jest w tradycji zamkniety. A tradycje, zaznacze, byly w Polsce rozne. Z pewnoscia ani patriotyzm bliskiego mi szczegolnie Norwida, ani Mickiewicza nie odnalazl by sie w patryjotysie kaczkopodobnych. Oni taki dokladnie patryjotys odrzucali, zwlaszcza Norwid.
Pani, ktora Ci odpowiedziala, ze patriotyzm to „placic podatki i wychowywac dzieci” miala oczywoscie racje i osobiscie nie mam nic przeciwko takiemu patriotyzmowi. Wychowywanie dzieci, stwarzanie im jak najlepszych warunkow rozwoju, nauczanie ich szacunku do innych jest bardzo waznym panstwowotworczym zadaniem.
Nie wiem jak „duza czesc spoelczenstwa” nie odczuwa dumy z obalenia opresyjneg systemu politycznego, zbudowania panstwa prawa (choc z jego przestrzeganiem zdarzaja sie poslizgi), wstapienia do Unii – podejrzewam jednak, ze zdecydowana wiekszosc dume odczuwa. Calkiem zasluzona.
Nie sadze tez by wiekszosc spoleczenstwa pragnela powrotu do centralnie planowanej gospodarki i odrzucala kapitalizm.
Skonczenie lepszych szkol nie gwarantuje lepszego zycia, tak samo jak skonczenie gorszych szkol nie oznacza w kazdym wypadku zycia na granicy nedzy. Ale skonczenie dobrej szkoly daje wieksze szanse na dobre zycie. Faktycznie znajomosc jezykow obcych, umiejetnosc poslugiwania sie komputerem i czasami tez dyspozycyjnosc, zdolnosc przemieszczania sie szybieg z A do B, jest w wielu zawodach podstawowym warunkiem. Co w tym zlego?
Haslami zadnymi ludzi sie nie nakami, ale osobiscie wole powtarzae do upadlego dazenia do wyrownywania zyciowych szans, niz ich brak. Ktos, kto dzieki dobrej szkole mogl nadrobic braki „cywilizacyjne” wyniesione z domu, ma znacznie wieksza szanse realizowania sie w zyciu niz ktos kto takiej szansy nie mial.
A ostatnie zdaie jest dla mnie na tyle malo zrozumiale, ze pozostawiam je bez komentarza.
Rysiu, nie mam nic przeciwko upomnieniom, kiedy sa sluszne – t.zn. kaza mi zastanowic sie nad tym co powiedzialam i czy nie powiedzialam czegos w rozpedzie.
Pani Heleno,
czytam z dużą uwagą, to co Pani tutaj pisze. Dużo się też uczę. Zwłaszcza w postrzeganiu demokracji.
Ale jak Pani nakłada wywrócony na odwyrtkę moherowy beret i wkracza na kacze podwórko, to wymiękam.
Bo nie wierzę, że Pani nie postrzega siły demokratycznej stojącej za tym podwórkiem. I nie wartościujmy tej siły.
Sądzę, że te słupki wyborcze przy circa 50% frekwencji dają Pani odpowiedź na to, co Pani napisała o 19:38.
Ta mobilna wyborczo część społeczeństwa mówi NIE obecnej rzeczywistości i opowiada się za tą, co im w duszy gra.
cyt: Dlatego też łatwiej jest wyciągnąć “uwiędły laurów liść” lub hołubić różne historyczne resentymenty.
No to jest właśnie to, co im w duszy gra.
Ja tam też lubię Nisię za Jej wdzięk, humor, cięty język, wiedzę, pasję, radość życia, pałer, szanty, ogród, zwierzaczki, synusia, wędzone rybki i sto innych talentów.
Zdrowie Nisi! 🙂
A milczenia było ZA DUŻO.
Ad mt7
Tylko jak wyjść z tego MILCZENIA?
Sorru, Klakierze, ale ja wartisciowania nigdy sie nie wyrzekne. Mysle, ze i Ty tez nie.
Przed chwila pod moimi oknami przejezdzal jakis samochod z umocowanym glosnikiem, z ktorego plynely zachety aby w jutrzejszych wyborach burmistrza Londynu glosowac na kandydata BNP – Brytyjskiej Partii Narodowej. Jest to partia nacjonalistow, rasistow, bardzo oczywoscie antyimgrancka, ktora bardzo chetnie powyrzucalaby z kraju takze wszystkich Polakow, bo tych jest chyba w tej chwili najwiecej.
Na szczescie jest to partia, ktora glosu za duzo nie ma, choc jej hasla trafiaja do uszu niektorych, rozzloszcznych na kryzys i bardzo wysokie bezrobocie. Tak czy inaczej – nie ma ona szans najmniejszych by osadzic w ratuszu swego czowieka.
Ale cos ciekaego sie z ta partia ostatnio dzieje. Mianowicie PUBLICZNIE zrezygnowala ona kompletnie z szowinistycznej i rasistowskiej retoryki. Jak kogos od nich sluchasz, to trudno nawet domyslic sie, ze masz przed soba rasowego faszyste, tacy sa milutcy, dobrze ulozeni, tak sa powsciagliwi w jezyku, tak zdoworozsadkowi . I dopiero jak ktos umiesci ukryte mikrofony w sali ich partyjnych schadzek, przekonujesz sie co to za sakramencka holota.
Rzadko jednak mamy okazje ich ogladac w telewiji. Wiesz dlaczego? Bo dzennikarze najczesciej ich olewaja dokumentnie, a jesli dopuszczaja do glosu, to wraz tymi nagranymi potajemnie kadrami lub dzwiekami.
Nawet BBC musi uzyskac specjalne zezwolenie rady Gubernatorow, aby kogokolwiek z BNP zaprosic do studia.
Rok temu, w lecie, gdy bylam w Ameryce, Rada Gubernatorow zgodzila sie by lider BNP zasiadl w panelu politykow z innych partii w cotygodniowym bardzo popularnym programie Question Time.
Awantura o to byla tak straszna – w mediach, w parlamencie, na forach pozarzadowych, ze sadze, iz wiele czasu uplynie zanim beda zaproszeni jeszcze raz.
Bardzo sie ciesze, ze sa traktowani jak pariasi na scenie politycznej. Bardzo sie ciesze, ze partie takie jak BNP sa zmuszane do zmiany retoryki i ze sa marginalizowane na scenie politycznej. Bo wolnosc slowa nigdy nie byla, nie jest i miejmy nadzieje nie bedzie absolutna. I zapewniam Cie, Klakierze, ze znacznie przyjemniej zyje sie w kraju, gdzie wszyscy pilnuja aby takie twory jak BNP nie zdobywaly poklasku w spoleczenstwie.
Pani Heleno,
ja nie w kontekście wartościowania, ja w kontekście języka.
Czytam Pani opinie o prawej stronie zawsze uważnie.
Uważam, że jest w nich wiele dalekowzrocznych opinii – ale jak Pani ten beret na tę drugą stronę wywrócony, to ja zaraz mam ochotę biec pod Pałac Prezydencki – dla równowagi.
Kiedyś tam któryś dowodził, że Premier i Prezydent to przyjaciele Stalina.
Alez dopoki prawo na to zezwala, mozesz biec pod Palac i krzyczec o zamachu, zdradzie narodowej i o Komoruskim.
Ale nie oczekuj, ze nie bede Cie zwalczac slowem, kpina i inwektywami spod budki z piwem.
Bo cala te formacje, za przeproszeniem umyslowa, uwazam za niebezpiecznych szkodnikow.
Zadnej rownowagi miedzy mna a zwolennikami psychopaty nie bedzie. Za pozno. 🙁
Alez dopoki prawo na to zezwala, mozesz biec pod Palac i krzyczec o zamachu, zdradzie narodowej i o Komoruskim.
Ale nie oczekuj, ze nie bede Cie zwalczac slowem, kpina i inwektywami spod budki z piwem.
Bo cala te formacje, za przeproszeniem umyslowa, uwazam za niebezpiecznych szkodnikow.
Zadnej rownowagi miedzy mna a zwolennikami psychopaty nie bedzie. Za pozno. 🙁
U mnie też kwitną bzy. A wczoraj, jak nie lało, to nawet pachniały jak gupie. W tercecie z glicynią i ostatnimi hiacyntami.
Jak o tych bzach myślę, to mi się właściwie w ogóle nie chce być psem bojowym. 🙂
Bardzo Ci zazdroszczę kwitnącej glicynii, Bobiku. Też sobie zafunduję tę roślinę, ale dopiero po remoncie elewacji. Teraz byłoby to zupełnie bez sensu.
A właśnie oczekuję, że nie będzie to „spod budki z piwem”.
Ja chyba po wielu miesiącach czytania Pani, oczekuję zupełnie czegoś innego.
Oczekuję rzetelnej oceny politycznej, a nie hyde- parku spod Pałacu.
A jeszcze, aby nie było, ze się zgadzam.
Ja tam nigdy nic nie krzyczałem – słuchałem.
Raz tylko się odezwałem, gdy ktoś w jakiś tam sposób postrzegalny politycznie próbował mataczyć ludzi młodych.
Ponieważ mam brodę, to się dosłuchałem „komplementów”.
No, budki z piwem to moze ewentualnie nie bedzie. Ale bedzire sie skrzylo. 😆
Niech się SKRZY!
Nie ma nic gorszego, jak podwórko.
Ja zawsze z wielką UWAGĄ wartościuję Pani opinie.
Uważam za wielką stratę, że nie ma takich dyskusji publicznych w Polsce, jak tu na blogu Bobika.
Usiłuję jakoś dogonić dzień, który dziś przede mną wyjątkowo szybko uciekał i w ramach tego muszę wrzucić post, który właściwie należy jeszcze do porządku porannego, ale rano go napisać nie zdążyłem. Wrzucę więc za chwilę, ale jak ktoś już definitywnie przywdział hełm z roga… tfu, z gałązkami, to czytać nie musi, zwłaszcza że to i tak personalnie do zeena będze skierowane. 😉
Zeen, ja zawsze Twoje gumofilce odbierałem li tylko jako stylizację. Ty nie jesteś żaden prosty człowiek. Ty jesteś człowiek bardzo, a nawet BARDZO skomplikowany. Co w praniu oznacza, że pozytywy i negatywy są w Tobie wymieszane jak w zakładzie fotograficznym po trzęsieniu ziemi. To nie jest żadna „psychoanaliza”, tylko podsumowanie pewnych faktów, które przeżyłem częściowo na własnej skórze, częściowo na blogowej.
Tak samo jak Helena doznałem od Ciebie mnóstwo czułej wręcz serdeczności i byłbym czarnym niewdzięcznikiem, gdybym o tym nie pamiętał. A równocześnie zawsze miałem instynktowne poczucie, że Twoja serdeczność nie jest żadną gwarancją „bezpieczeństwa” – że w każdej chwili, jak się akurat wnerwisz, możesz przyłożyć z najbardziej niespodziewanej strony. I nieraz przykładałeś – albo mnie, albo komuś innemu, co też czasem bardzo osobiście przeżywałem.
Ja mam na Twoją wampiryczną konwencję dużą odporność i z rzadka tylko czułem się Twoimi wejściami zraniony do głębi. Ale coraz trudniej mi było nie zauważać, że inni się czuli. I że ja, myśląc o tych innych – o ich zranieniu i możliwych reakcjach – już profilaktycznie wpadałem w dygotkę widząc, że pojawiasz się na blogu. Co będzie tym razem? Czy jakiś genialny, przezabawny wist, z którego przez cały dzień będę się podśmiechiwać? Czy wierszyk, od którego mnie weźmie dzika zazdrość, że sam takiego nie umiem napisać? Czy też jakaś bomba, od której blog się zatrzęsie w posadach? Seria z kałasza, po której ktoś nie będzie się mógł podnieść?
Chyba na zdrowy, chłopski rozum nietrudno zrozumieć, jak niekomfortowa jest taka sytuacja, kiedy z kimś „nigdy nie wiadomo”. Kiedy stale trzeba się mieć na baczności, przyjmować na wszelki wypadek postawę obronną, uprzedzać ataki, rozbrajać miny i próbować łagodzić waśnie lub urazy, które po jednym, beztrosko wrzuconym poście powstały. Chyba łatwo zgadnąć, skąd bierze się powracająca myśl „i co mi, do diabła, z tych wszystkich pozytywów, skoro otwarcie im drzwi powoduje, że za nimi wciska się destrukcja”?
Nie chodzi tu o jeden, drugi, trzeci post. O dochodzenie, w którym miałeś słuszność, a w którym nie. Jak wszyscy – raz masz rację, raz jej nie masz. Ale nawet racja nie usprawiedliwia walenia na odlew, ani aroganckiej, agresywnej, raniącej formy. Zbyt wysokie mam mniemanie o Twojej inteligencji, żeby Ci tłumaczyć, co to znaczy, że forma często staje się treścią. Na pewno dobrze to wiesz, ale często wydajesz się nie brać tego pod uwagę. A może Ci obojętne, że komuś sprawisz przykrość czy ból, albo że narozrabiasz, a potem ktoś po Tobie będzie musiał długo sprzątać?
Jasne, nikt Ci nie może narzucić formy ani treści postów – poza Tobą samym. Ale żebyś chciał chcieć sobe coś narzucić, musiałbyś w tym widzieć sens. I tu też tylko Ty możesz zdecydować, czy takie rzeczy, jak dobre stosunki z ludźmi, zachowanie blogowych znajomości czy przyjaźni, szacunek dla współblogujących, albo oszczędzenie komuś przykrości są dla Ciebie warte samoograniczeń i zastanowienia się, co i jak można/trzeba napisać, a co lepiej zachować dla siebie, choćby zgrzytając zębami.
Osobną sprawą jest to, co napisałeś o Zagładzie. Aż mi głupio, że będę musiał teraz pisać rzeczy, które wydają mi się oczywiste, ale widzę, że nie mogę tego ominąć. Czy to, że Holocaust w różnych odmianach się powtórzył, czyni go mniej strasznym? Dla mnie nawet bardziej. Czy to, że zabijano ludzi w Kambodży, pozwala naznaczonym Zagładą spokojniej spać? Sądzę, że jest odwrotnie, a Helena to potwierdziła. A wreszcie, czy w Polsce – kraju, który nas tu wszystkich najbardziej dotyczy – opluwa się codziennie Rwandyjczyków? Czy tym, co zatruwa tu niemal każdy publiczny dyskurs, jest antybośniacyzm? Czy nie jest to normalne, że częściej myśli się i mówi o koszuli, która bliższa ciału?
Nie mnie, ani nie Tobie rozstrzygać o tym, które strachy „lepsze”. Ja mam w pracy do czynienia z wieloma strachami – również tymi, o których pisałeś – i wiem, że dla każdego najbardziej wyjątkowe jest jego własne (także w sensie własnego plemienia, narodu, itd.) doświadczenie, co wcale nie wyklucza wrażliwości na doświadczenie innych, raczej ją zwiększa. A jeżeli nie ma się tych straszliwych doświadczeń samemu, po prostu nie wypada reagować na nie inaczej niż pokorą i przynajmniej próbą zrozumienia dla wszelkich – powtórzę, wszelkich spowodowanych przez nie strachów.
Co z tego, że nie jesteś antysemitą czy rasistą z postawy ani z przekonań, skoro Twój bojowy okrzyk „nie będziecie nas, Żydzi, szantażować Zagładą!” brzmi tak, że neonaziści mogliby Cię przyjąć z otwartymi ramionami? Jak daleko jesteś od Finkelsteina i spółki, skoro nie widzisz w Zagładzie rzeczywistej, przenoszonej przez pokolenia traumy, tylko poręczne narzędzie wywierania nacisku? Gdzie Twoja przenikliwość umysłu (mówię to bez żadnej ironii), skoro nie zauważasz, że w Polsce żydowskie strachy nie mogą się skończyć ani zrelatywizować, bo nie pozwala na to nasz drogi naród czy też Naród? I wreszcie – czy naprawdę nie czujesz zażenowania, sięgając w praktyce do formuły „ja nie jestem antysemitą, ale…” (bo tekst o nieszantażowaniu Zagładą w gruncie rzeczy do tej formuły można by sprowadzić)? Niemożliwe przecież, żebyś nie wiedział, na jakim poziomie są podobne argumenty i jakich Ci – chcesz czy nie chcesz – prokurują wspólników.
Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek będę musiał Ci zadawać takie pytania. Wczoraj jeszcze mogłem mieć wrażenie, że za duże wytoczono przeciw Tobie armaty i próbować tłumaczyć Twoje intencje. Ale jak mam Cię bronić i tłumaczyć, że nie chciałeś źle, że coś Ci się tylko wypsnęło, kiedy zwykle sam mi zaraz psujesz robotę, reagując na ujawnione wskutek Twoich postów ludzkie obolałości – czy to Andsola, czy to Heleny, czy Doroty – dezynwolturą, przekorą i jeszcze większym dosoleniem?
Ja tu nie chcę odprawiać nad Tobą żadnego sądu – mówię Ci tylko, jakie ja mam problemy z tym, co piszesz na blogu (inni już mówili wcześniej). I kiedy Cię proszę o zmianę formuły, to dlatego, że znam Twoje dobre, czy wręcz świetne strony i niezwykle mi przykro, że wampiryczna formuła zaczęła je przyćmiewać. A również dlatego, że jako gospodarz zacząłem się w końcu czuć winny, że w imię sympatii dla Ciebie narażam innych na te serie z kałasza. Bo właściwie do mnie należałoby zakrzyknięcie „nie pozwalam!”. Tylko że ja tego okropnie nie lubię i prawie zawsze staram się prośbą, nie groźbą. 😉
Na wszelki wypadek
PADNIJ!!!! 😈
A teraz przeczytam. 😎
Ja też, ale zza sofy 😎
Wielki Wodzu – dawaj zakurim pa odnoj
Bobik dziś jak Katiusza.
Lepiej się przygotowałam: nasłuchałam się Jana Sebastiana. 🙂
A wiesz, Ago, że u mnie też od wczoraj Jan Sebastian w jedynym słusznym wykonaniu? Wiosna należy do Bacha 🙂
Vesper, nie jestem pewien, czy zasadzenie glicynii przed remontem elewacji byłoby tak całkiem bez sensu. Ona kwitnie dopiero parę lat po zasadzeniu, a i tak trzeba ją przycinać. Można więc posadzić ją przed remontem dać się jej solidnie ukorzenić, przycinając dość krótko, przy remoncie jakoś otulić, a po remoncie dać się jej rozhulać. No, chyba że remont za 10 lat, albo tak ostry, że i otulanie nie uchroni rośliny przed zniszczeniem.
Ja jestem jak Katiusza? A na bierieg muszę wychodzić? 😎
Nie bardzo mi się chce, bo cebrzy jak z leja. 🙄
To ja się wychylę na przedpole, aby zeena ściągnąć spod tego obstrzału.
Zeen – nie bojsa.
My tu w transzejach dobre życie wiedziem.
Ty snajper – udiwitielnyj czieławiek.
Właśnie nie wiem, jak ostry. Elewacja frontowa i tylna, z rusztowaniami. Trochę się więc obawiam sadzić ją w tej chwili. Chciałam też z przodu budynku dać nowy świerk, może nawet dwa, i azalię, bo stary świerk chyba pójdzie do wycinki, ale też poczekam na ten remont.
Bobiku – a wychadi, pro sizawo arła.
No to może faktycznie lepiej poczekać. Ale tak w ogóle posadzenie glicynii bardzo popieram. Bardzo jest dużo radochy z obserwowania jej pąków (ja je nazywam smokami, bo mają fakturę smoczej łuski. I niech mnie nikt nie pyta, skąd wiem, jak wygląda smocza łuska 😉 ) i wyczekiwania kiedy zakwitną. A już samo kwitnienie, to wiadomo – lepsze niż Bach. 🙂
Gdybym sadził teraz, wybrałbym powtarzającą odmianę. Niestety, wtedy, kiedy sadziłem, takie albo nie istniały, albo ja o nich nie wiedziałem.
Bobiku, a jak długo czekałeś, by zakwitła?
Och, Piesku.
Akurat! Lepsze niż Bach! Bach to takie kwitnienie glicynii napisał… zaraz, niech sobie przypomnę, w której to było suicie… 😆
Jak to dobrze, że nie musimy wybierać między glicynią i Janem Sebastianem: nie tylko możemy mieć i to, i to, ale możemy mieć i to, i to jednocześnie! 😛
Bardzo zabawny moment dziś przeżyłem. Przychodzę do rodziny somalijskiej, telewizor włączony, na ekranie Czarny Kamień w Mekce, no to wskazuję łapą i stwierdzam „o Mekka!”. A oni patrzą na mnie z pewnym zaskoczeniem, mówiąc (a wiedzą, skąd pochodzę): „coś takiego, nawet nie wiedzieliśmy, że Polska jest muzułmańska”. 😆
Vesper, a żebym to pamiętał, ile. Wydaje mi się, że ze 4 lata, ale to już tak dawno było… Bo myśmy tę naszą glicynię jeszcze ze starego domu zabrali. Już wtedy kawał drzewa z niej był, niełatwy do przesadzenia, aleśmy się zaparli, żeby nie musieć odczekiwać kolejnych kilku lat na kwitnienie. 🙂
Oczywiście, że Polska jest muzułmańska.
Mam podobna anegdote sprzed lat, kiedy ja slyszalam od Kumy.
Dzialo sie to jeszcze w Nowym Jorku. Wyszla Kuma z labradorem do Parku Centralnego i tam usiadla na laweczce obok jakiejs Pani Hinduski, tez z pieskiem. Zaczely rozmawiac. – A skad jestes? – pyta nowo napotkana znajoma. – Z Polski – Kuma rzecze.
-Aaa, mowi ze zrozumieniem ta pani. – To znaczy , ze jestes Jewish.
-Nie, zaprzecza Kuma -. Jestem etniczna Polka.
-Hmmm – mowi ta pani w zamysleniu. – Myslalam, ze w Polsce mieszkaja sami Zydzi. 😯
opcja na jutro: slonce 🙂 🙂 🙂
Nacht Bobikowo
Coś w tej opowieści jest.
Zeen ranien, to nie odpowie.
Rysiu, czy to nie mogłaby być opcja bundeslandowa, a nie tylko landowa? 🙂
Ja glicynię wyrzuciłam po jakimś czasie (może2-3 lata), bo nie mogłam doczekać się kwitnienia i straciłam nadzieję, ale to też dawno było.
Nie było jeszcze Wielkiego Brata Google, nie było kogo zapytać.
Mt7, kiedy już się Dowiedziałaś, musiaś być Wściekła 🙂
http://www.wetter.com/wetter_aktuell/wettervorhersage/3_tagesvorhersage/?id=DE0006567
Jan Sebastian jedyny słuszny na klawisze to wiem czyj. ale jak inne instrumenta mają zagrać to kto?
i chyba muszę zmienić nick. tak często pada tu słowo „forma”, że moje wadliwe oczy niepotrzebnie pobudzają serce i umysł (to w wersji że mam serce, może bezpieczniej byłoby napisać: wywołują niepotrzebną ekscytację, że to o mnie, a wcale nie).
Ale co się poekscytujesz, to Twoje i nikt Ci tego nie zabierze.
a jak zabierze? a do tego jeszcze walnie jakimś posądzeniem o?
Ryzyko zawodowe, Komisarzu
od czasów komisarza już dwa razy zawód zmieniłem, jak nie więcej. nie godzi się co chwila atakować Historią
Nie godzi się? Oj, a ja myślałam, że to jest bardzo en vogue… 😳 😈
Jak to nie, niektórzy zdrowie i życie prawie oddają (prawie) za Historię.
Pora przykryć się pałatką.
Dobrej Nocy.
to dość częste w blogosferze, przekonanie że co się mysli jest myślniejsze od innych myśli
Poza blogosferą również. A skoro tylu przekonanych, to pewnie mają rację, nawet jeśli nie mają 🙄
jakieś ćmy nie dają spać.
że demokracja taka? oparta na myśli czyli inteligencja. a skoro tak, to w dwójnasób naj. coś mi tu sofistyką śmierdzi…
Nie po raz pierwszy erystyki szopenhauery nisko nad ziemią latają. Powinieneś już się przyzwyczaić do ich aromatu.
a dlaczego powinienem? bo zgodnie z Cialdinim powinienem oczarować się jednomyślnym tłumem? chociaż nie, tłum to bardziej Le Bon, Cialdini to salami i braki na półkach
Powinieneś, bo dorosłych pewne rzeczy już nie dziwią.
a inne pewne dziwią. i tak otrzymujemy niepewność (pamiętaj chemiku młody, że najważniejsze są proporcje i czysta menzurka)
Right.
Zanim sie zanurze w Bachu, glicyniach i erystkyce napisze jeszcze krotkie uzupelnienie do mojego postu 22:54 :”Och, Bobik”.
Czytajac co Bobik napisal w odpowiedzi zeenowi, mialam dokladne to samo uczucie, jakie czesto miewalam czytajac w Tyg. Powszechnym artyluly nieodzalowanej pamieci ks. Stanslawa Musiala. A uczucie to bylo takie, ze musze natychmiast pasc na kolana i napisac do Niego list z podziekowaniem.
Tylko z podziekowaniem za co? dziekuje, ksieze Sanislawie, ze jestes przyzwoitym czlowiekiem? Ze jestes uczciwy i czarne nazywasz czarnym? Ze nie owijasz w bawelne i nie robisz zadnych „wink-wink, nudge-nudge”, nie chowasz sie za sofe, tylko jezyiem prostym, jasnym i prawym mowisz to co mowisz? I dla mnie jest to bardzo wazne? I choc mnie samej nie mowisz nic nowego, jestem Ci gleboko wdzieczna? Glupio jakos, nie?
Nie umialam tego listu sformulowac, az nadarzyla sie okazja aby do Niego zadzwonic, by poprosic go o udzial w rozmowie panelowej. I wtedy, kiedy juz bylismy umowieni na telefon konferencyjny za szesc godzin, cos mu zdolalam wydusic z siebie, potykajac sie o slowa, placzac sie w zeznaniach, az zamilklam nie mogac wykrztusic z siebie slow wdziecznosci.
KIlka miesiecy pozniej przyszla wiadomosc, ze ks. Musial juz nie zyje. I uswiadmilam sobie, ze jednak powinnam byla napisac ten list, zanim…
Och, Bobik.
To tutaj wciaz jest mimo wszystko azylem.
http://www.dialog.org/dialog_pl/musial-czarne-jest-czarne.html
Nawiasem do patriotyzmu, z wywiadu z Andrzejem Grabowskim w świątecznej GW:
„Do dzisiaj chodzą za mną jego [Gombrowicza] słowa o Polsce i Polakach: „Ten naród bez filozofii, bez świadomej historii, intelektualnie miękki, duchowo nieśmiały, naród, który zdobył się tylko na sztukę i , rozlazły naród lirycznych wierszopisów, folkloru, pianistów, aktorów, w którym nawet Żydzi się rozpuszczali i tracili jad”. Gorzki cytat. Uważam, że prawdziwy, mimo że nie jestem człowiekiem, który by pluł na Polskę. On przekornie, z miłości do Polski tak mówił, podobnie jak to, że nie jest „aż Polakiem”, ale „tylko Polakiem”.”
Ago, nie kwitnę.
Padnij! Maski włóż!
Dziękuję Bobiku za obszerny list otwarty.
Zanim odniosę się do niego, chcę zapytać o banknot 100 EUR, który był w kopercie – co się z nim stało? Widziałem klakiera czołgającego się wzdłuż koperty…
Wszelkie ogólne rozważania obciążone są ryzykiem błędu, który polega na zbytnich uproszczeniach i odsuwaniu na bok „wystających” i psujących ładny widok szczegółów.
Do takich zaliczę poczucie sprawiedliwości, które każe mi reagować, kiedy widzę, że ktoś komuś przyprawia gębę. I w tych szczegółach – jak zresztą mówi przysłowie – tkwi diabeł, czyli nie da się uczciwie uogólnić, jeśli się nie rozważy w której sprawie gdzie była racja.
Bo ma znaczenie racja.
Co innego forma – moja najczęściej wynika z opozycji do eleganckiego języka, który służy do przeniesienia brudnych treści, odpowiadam najczęściej formą przeciwną, by czystość treści uwidocznić. Inna rzecz, że sprawność językowa ogranicza.
Bo ma znaczenie racja i ona nie może przegrywać z formą. Ja rację stawiam wyżej, formę zachowuję dla sztuki.
Nad formą można popracować, rozejrzę się za ciężarkami, bo z bieganiem u mnie krucho 😉
O proporcje też mi idzie, co wiąże się ze stawianiem wyżej jednych nad drugimi. O to, że rację może tu mieć wyłącznie jedna wrażliwość i ona nie podlega krytyce. O bezkarne deptanie tulipanów czółenkami, jakby czymś się różniło od deptania innym obuwiem.
Przy proporcjach jesteśmy? – no właśnie – czy Tobie nie przeszkadza wyciąganie Zagłady i antysemityzmu przy sporze o wierszyk ?
A skoro przy wierszykach jesteśmy: otóż argumenty wrażliwościowe trudno uznać za jedyne słuszne, bo mnóstwo dzieł literackich, sztuk teatralnych i wierszy staramy się odczytywać na nowo, przywracamy im życie dostosowując interpretacje do czasów współczesnych, icotera, icotera… (jak mawiali w Trójce)
Za błąd uważam zgodę na dziedziczenie Zagłady, za nadużycie wymachiwanie sztandarem antysemityzmu przy byle okazji. To – jak widać niezdarnie – próbuję powiedzieć.
Znasz odpowiedzi moje na wszystkie zadane pytania, postawiłeś je, bo próbując dojść do ogółu, pominąłeś wystające szczegóły, bo nie taki wydźwięk (nie będziecie nas, Żydzi, szantażować Zagładą) miał mój apel.
Kilka osób próbowało to tutaj powiedzieć, zrezygnowały po każdorazowej kwiatowej kąpieli, że im tchu zabrakło. Możemy oczywiście przyjąć, że Świętości nie ruszamy, tylko czym będziemy się różnić od Moherów?
Znaj proporcją mocium panie, tu nie przejdzie przeginanie 😉
List przyjęto do wiadomości i odczytania na zebraniu ogólnym.
Dylemaciłem: co powinienem puścić pierwsze i w jakiej formie?
Przygotowałem odpowiedź dla klakiera 2 maj 12, 11:19 która miała być równie kłująca, jak ukłucie, które po jego poście poczułem.
Pomny słów Bobika, zagryzam ostatnie jedynki.
Powiem jedynie, by wrócił do dnia 14 lutego, gdzie znajdzie inną niż podał przyczynę mojej chęci ubogacenia kolorystyki jego oczu.
Zeenie, tutaj tak naprawdę źle wolno tylko jednym narodzie. Tak źle, że im gorzej, tym lepiej. Zwłaszcza jeśli się soczysty cytat z Gombrowicza znajdzie (Haneczko, to jest stwierdzenie ogólne, a nie picie personalnie do Ciebie)A jeśli to czyjąś wrażliwość narusza, to zastanowić się powinien ten, komu to przeszkadza, bo jego wrażliwość nie mieści się uprzywilejowanym nurcie. Widać wrażliwość ta nie należy do gatunku tulipanów i można po niej chodzić do woli.
No, pieknie.
Proponuje wyciagnac Psa na srodek sali i dacsto batow: za to ze zalozyl taki, a nie inny blog. Za to ze nie wszyscy sie w nim mieszcza i przechodza katusze, bo woleliby aby to byl blog zlola inny.
Niedobry Pies. Niedobry. Marsz do Salonu24!
telewizja klamie, mialo byc slonce 😡 🙂 🙂
mimo to
brykam
szeleszcze
kolejne doktoraty leca, odpisac, odpisac, odpisac
herbata
parasol 😀
Tereny Zielone
brykam fikam
Na froncie bez zmian.
Atmosferyczny się zmienił na lazur nieba, bzy rozbzykały się w fioletach, ptaszkowie trelują.
Z sąsiednich oszkopów dobiega piosenka
http://www.youtube.com/watch?v=WF4ZQrbx7JU
Dzień dobry 🙂
Musiałem być wczoraj bardzo zmęczony, bo po kolacji jeszcze chwilę się pokręciłem, ale jak tylko przyłożyłem ogon do kanapy – odpłynąłem. Ujął mnie sen żelazny, twardy i dopiero teraz przespany. Powiedziałbym obrazowo, że nawet futra nie zdjąłem, ale B. (nie mylić z B. und B.) a prawdą nie mam ja czego po wtorkowym strzyżeniu zdejmować. 😳
No a dziś – nowy dzień, nowe problemy. Życie jest jednak piękne. 🙂
Zapewne nie taka była intencja Klakiera 😉 ale mi przypomniał, jak mi się czasem strasznie chce do Krakowa. 🙁
Choć to powtórzenie, ale:
http://www.youtube.com/watch?v=b_5A5nqtg54&feature=fvwp&NR=1
Heleno, czy gdyby nie Twoje „”żydowskie strachy” nie protestowałabyś wszędzie tam, gdzie się krzywda innym dzieje?
Wybacz, ale nie wierzę. Myślę, że samodiagnoza Twoja oparta jest na niewłaściwych przesłankach. Protestujesz i bijesz w tarabany, bo po prostu jesteś człowiekiem myślącym i wrażliwym.
A „strachy” pełnią inną funkcję.
Wychyliłam łeb 😉 .
Heleno, to nie jest w porządku. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas przychodził tu szambić.
Vesper, 1.23 – w jakiś sposób masz rację, że „tu wolno źe tylko o jednym narodzie”. Z powodu, o którym już nieraz mówiłem – bo rozrywanie ran swoich czy swojej grupy to jedno, a grzebanie w ranach innym to drugie. Ten pierwszy rodzaj krytyki leży w liberalnej Wielkiej Tradycji każdego właściwie narodu w kręgu kultury zachodniej (i akurat pod tą tradycją ja się chętnie podpisuję). Ten drugi zatrąca nieraz o ksenofobię, a w każdym razie jest uważany za niezbyt elegancki.
Oczywiście to, co napisałem, jest to bardzo zgeneralizowane i uproszczone, bo jak dojdziemy do detali, to się okaże, że sam dopuszczam różne formy krytyki innych. Nie widzę niczego złego w napisaniu „z tym a tym posunięciem to się kanclerka Merkel strasznie wygłupiła”, albo „bardzo mnie niepokoją niektóre polityczne tendencje w Holandii”. Ale gdyby to brzmiało „znowu ujawniła się stara, niemiecka buta” czy „Holendrzy zawsze byli zoologicznymi antypolonistami”, to bym zaraz warczał.
I tak samo bym pewnie warczał, gdyby na blogu pojawił się „etniczny Niemiec” z postem „wy, Polacy, jesteście narodem rozlazłym, gnuśnym intelektualnie, zapatrzonym w orły i rozmaryny, podczas kiedy współczesność odbiega wam kurcgalopkiem”. Nawet gdybym się z nim zgadzał, miałbym poczucie „tobie tego mówić nie wypada. Trochę taktu, proszę”. Ale kiedy to samo mówią Norwid, Wyspiański, Gombrowicz… A, to jest inna rozmowa. Im wolno. Ba, będę się upierał, że nawet psu wolno na swojego naroda szczekać. 😉
Wypełzłem z transzei, cygarety siem skończyły. A za oknem wiosna. Tak, jest już musowo. Na podwórku katalpa wystrzeliła forpoczty liści. Na ulicach pustki – zupełnie, jak w moim Miasteczku w niedzielę w porze obiadowej.
Ach, paguliałby czieławiek.
Jak Bobik napisał o Krakowie, to mnie sparła jakaś chęć, aby jutro wsiąść w pociąg. Zobaczę, czy mi nie przejdzie.
To jest chyba dość często obserwowane zjawisko.
Opowiada się, jakie to moje dziecko jest niedobre, jakie mam z nim kłopoty, jakie niewdzięczne.
I w porzo.
Nagle ktoś w rozmowie mówi – to twoje niedobre dziecko.
Jak to niedobre? Kto ci pozwolił tak mówić, jakim prawem osądzasz, nie znasz mojego dziecka.
Haneczko, a gdzie było o szambieniu? Nie zauważyłem. 😯
Jeżeli chodzi Ci o post Heleny z 1.44, to ja – przekładając jego ironię na „wprostowość” – rozumiem go z grubsza tak, że pewne „założenia ideowe” tego blogu były od początku podane i nie ukrywałem, że niektóre poglądy nie będą się tu mieścić. W przeciwieństwie do S24, który deklaruje otwartość na „wszelkie poglądy” (a czemu to służy w praktyce, wszyscy wiemy). No więc ja mogę jeszcze raz zdeklarować bez cienia wstydu, że nie „wszelkie poglądy”, że na niektóre jestem całkowicie zamknięty. Jeżeli ktoś ma mi to za złe i chciałby mieć forum, na którym można wygłosić literalnie wszystko, to szkoda jego czasu na rozmowę ze mną – wiadomo, że ja w którymś momencie jednak postawię szlaban. I może trzeba to od czasu do czasu przypomnieć, żeby nikt nie czuł się potem rozczarowany.
Nie podejrzewam Tu Obecnych o jakieś celowe „szambienie” (bo jak kogoś podejrzewam, to banuję). O co innego tu biega. Poglądy na to, co jest dopuszczalne/pożądane w publicznym dyskursie, są bardzo rozbieżne. Ja przez dłuższy czas usiłowałem uzyskać w tej sprawie jakiś konsensus, bo wiele przyjemniej by mi było, gdybym nie musiał granic dyskusji wskazywać łapą, tylko byłyby one przestrzegane dobrowolnie. Ale widzę, że to nie działa – wręcz przeciwnie, prowadzi do nieustających sporów. Wobec tego – niechętnie, bo niechętnie – będę jednak tą łapą wskazywał, przynajmniej od czasu do czasu. Możemy to uznać za cenę, jaką trzeba zapłacić za przebywanie w niekłócącym się stale towarzystwie. 😉 Rozumiem, że ktoś może na to powiedzieć „skoro tak, skoro nie można tu całkowicie swobodnie rozpuścić języka, to ja spadam”. Przykro mi będzie, jeśli to się zdarzy, ale alternatywą byłoby dla mnie w tej chwili już tylko zamknięcie budy.
Przy czym nie wydaje mi się, żeby te granice, które ja stawiam, były tak strasznie trudne do zaakceptowania. Zdecydowana większość bywalców w ogóle ich nie zauważa, bo są to również ich własne granice. 😉
O, to, to, Siódemeczko. Bardzo dobra analogia. 🙂
Klakier chyba dziś znalazł jakiś tajny klucz do moich nostalgii. 😯 W ogrodzie domu, z którego musiałem się wyprowadzić, bo miała przezeń przechodzić ulica (do dziś nie przechodzi, miasto nie ma forsy na budowę), rosła przepiękna katalpa, specjalnie zakupiona przez nas w wieku bardzo już dorosłym, żeby nie trzeba było długo czekać na rozwinięcie przez nią skrzydeł. Liście miała bardzo późno, ale jak już miała… Ach, co to było za drzewo!
Biurokratyczni barbarzyńcy dom zburzyli, wszystkie drzewa wycięli – po nic. 👿 Nawet nie można się powołać na cenę postępu, bo teren po prostu zarósł chaszczami i tyle.
Zeen znowu poruszył kilka spraw, na które chcę odpowiedzieć, tylko po kawałku, bo czas mi nie pozwala na ogarnięcie wszystkiego za jednym zamachem. Ale to może i lepiej, bo zbyt kobylaste posty źle się czyta. 😉 Tak więc odpowiedzi zeenowi część pierwsza:
Zeen, celowo podzieliłem list otwarty na dwie części, z których jedna odnosiła się do „stanu ogólnego”, a druga tylko do jednego Twojego postu i dalej będę się tego podziału trzymać, żeby uniknąć bałaganu myślowego, bo z dwojga złego wolę już nie bałaganić niż potem sprzątać. 😉
W ogólnym sporze o to, czy racja usprawiedliwia formę, dam Ci przykład prosty i jaskrawy, dla większej jasności zupełnie niezwiązany z naszymi aktualnymi tematami: facet na wózku inwalidzkim proponuje komuś, że będzie mu towarzyszył w wycieczce za miasto. Ktoś odpowiada mu na to „ty pie..ony kaleko, przecież ty nawet d..y z fotela nie potrafisz podnieść, a co tu o wycieczkach gadać. Chyba ci się coś we łbie poj…ało.” Czy pierwszym rzędzie będziesz się zastanawiał, na ile ten ktoś ma rację, czy otrząśniesz się z obrzydzeniem na formę i powiesz „nawet jeżeli to prawda, w żadnym wypadku nie wolno jej wyrazić w ten sposób”?
Forma wyraża tu pogardę, lekceważenie, poczucie wyższości, obojętność dla uczuć odbiorcy, czyli staje się treścią wiele mówiącą o nadawcy komunikatu i jego stosunku do adresata oraz kilku ogólnych spraw, takich jak miejsce niepełnosprawnych w społeczeństwie, podstawowy szacunek dla drugiego człowieka, political correctness, itd. Dzieje się tak również w przypadkach mniej jaskrawych, dlatego jednak warto nad formę zważać nie tylko w wierszykach. (Na fomę też zresztą warto zważać. 😉 ). Zlekceważenie formy mści się często na samym nadawcy, bo zrażeni formą odbiorcy nad racją w ogóle nie mają ochoty się zastanawiać, a czasem nawet, w przypadku notorycznego naruszania form np. towarzyskich, w ogóle odmawiają jakichkolwiek kontaktów. Tak że dla mnie teza o „naturalnym” prymacie racji nad formą jest nie do utrzymania. Im większe zrozumienie dla tego, jaką rolę forma odgrywa w komunikacji, tym większa szansa na to, że się zostanie odebranym zgodnie z intencjami i zdoła się wyłożyć swoją rację. Czyli dbanie o formę jest zarówno w interesie piszącego, jak i jego racji.
do zeena
Otóż tak drogi zeenie.
Nie nurzałbym się w odchłaniach bloga, aby rozpatrywać przeszłość (było, przeszło, minęło, zabolało… ba trochę przestraszyło – nigdy nie wiadomo, kto siedzi za monitorem… , może jakiś Breivik…doświadczałem różnych realnych zachowań wirtualnych „znajomych” łącznie z zastraszaniem mego dziecka przez telefon – czasy modemów), ale skoro wskazujesz dzień 14 lutego, to się tam zaudałem. Nie napisałem tam nic, co nie byłoby zgodne z prawdą lub kogokolwiek by obrażało. Bardzo jestem wdzięczny Pani Szwarcman, że wtedy interweniowała.
A że 2 maj 12, 11:19 ukłuł?
Tak, miał ukłuć.
I już tylko innym korytarzem.
Ja uważam, że dyskusji na temat współczesnej Polski, a w tym również prób pogodzenia wzajemnych relacji społeczności polskiej o korzeniach żydowskich i tej społeczności, co to się jej wydaje, że ona ta jedna pszenno-buraczana od Piasta Kołodzieja nie można zamykać w ramy, które Ty proponujesz.
Ad Bobik 3 maj 12, 11:11
😀
Katalpa to zadziwiające drzewo.
Kiedy tu zamieszkałem nikt nie umiał mi powiedzieć, jak nazywa się to drzewo.
Kiedyś wpisałem w google „wielkie zielone liście”…
Zasnęłam z Janem Sebastianem. Chciałabym, ba, potrzebuję napisać, że w związku z tym dobrze mi się spało, ale jednak po nocy spędzonej na podłodze, cóż, że w doskonałym towarzystwie, czułam się niespecjalnie. W związku z tym ranek dospałam w łóżku. 😉 A teraz muszę wracać do nieskończonej roboty z przedwczoraj. Może tym razem się uda, choć tej wiosny mam wyjątkowo ostry atak zupełnie niekorporacyjnego rozleniwienia. 🙄
Ale najpierw minuta nostalgii. Bobik napisał o domu zburzonym pod ulicę, która nie powstała. Ja ponad 30 lat temu musiałam wyprowadzić się stąd http://varszavka.blogspot.com/2010/03/osiedle-przyjazn-po-raz-drugi.html bo całe osiedle miało zostać zburzone. Nadal stoi. Drewniane baraki w morzu blokowiska. Nie potrafię na nie spojrzeć krytycznym okiem – bo ponad trzydzieści lat temu to rzeczywiście była dla mnie wyspa szczęścia.
Ad Aga
Osiedle Przyjaźń. To prawie jak Jazdów.
A mieszkało się tam kiedyś…
Znaczy się na na Osiedlu Przyjaźń.
Kurczę, o ileż ładniejsze takie baraki od blokowisk. 🙄
Jakie baraki?
Bobiku!
To było osiedle radzieckich budowniczych Pałacu Kultury.
Bardzo mądrze pomyślane z centralną łaźnią, budynkiem „kulturalnym”. Potem przez lata było akademikiem, głównie SGGW. Potem zamieszkiwali tam różni ludzie. W pobok było(jest) osiedle domków „profesorskich” – pewnie tam zamieszkiwali wcześniej znamienite budowznaszacze.
A w czasach studenckich to był jedyny otwarty campus studencki.
W innych „złe ciotki” strzegły cnót wszelakich.
http://www.osiedleprzyjazn.pl/historia.html
Klakierze, to ja pierwsza użyłam słowa 'barak’, co więcej, pojawia się ono raz za razem na końcu tej linki, którą zawiesiłeś. Nie ma co się obruszać – to są baraki.
Ależ ja się nie obruszam.
Znam realia mieszkania tam, już po czasie studenckim. (na studiach mieszkałem gdzie indziej).
To nie są baraki, choć można i je tak klasyfikować.
To, że przetrwały tyle lat i stają się wręcz „kultowe” to tylko świadczy za nimi.
Ciekawym jest fakt historyczny, że
„Baraki na osiedlu zostały zbudowane z materiałów z rozbiórki obozu jenieckiego Stalag I-B „Hohenstein” koło Olsztynka.”
Tego nie wiedziałem.
http://www.bociany.edu.pl/stream-ustron.php
Pani Bockowa probowala wyrzucic strzepy worka plastikowego z gniazda, ale nie dala rady. Widzialam to teraz.
A to ładny zaułek internetu.
W czasach studenckich kumpel tam mieszkał.
No nie jedną imprezę pamiętam…
Potem zupełnie przypadkowo i ja tam trafiłem w życiu dorosłym.
Hehehe dzieci kumpla nocowały u znajomych w tym samym domku, w którym on mieszkał…
No to wszystko przez tego Bobika – on to te jakieś sentymenty dzisiaj powyciągał!
Azrael tez probuje zdefiniowac czym jest dzis patriotyzm w Polsce:
http://www.liiil.pl/1336041874,Azrael-Polski-patriotyzm.htm
ciagle bez slonca 😥 ptaki za oknem mimo to kal w B. Tadeusza, slychac ze sa 🙂
a co to za kwiaty? ladne 🙂 😀 (oczywiscie z mojego Tereny Zielone)
https://lh3.googleusercontent.com/-Mb2ZFrSS_qc/T6JlbJ3gODI/AAAAAAAAF78/l4jUjK3n49w/s1000/P5020561.JPG
No więc tak, Pani Heleno – zanim przeczytałem cały artykuł, to już na wstępie byłem przeciw.
„Dopóki Polacy nie pojmą wartości dobra wspólnego – rozumianego nie jako odgórnie narzucona jedność, podlegająca doktrynie politycznej, religijnej czy quasi narodowej – tak długo nie będzie można dyskutować o patriotyzmie. ”
Znowu ktoś poucza.
Niech mnie nikt nie poucza, co dla mnie znaczy patriotyzm.
I niech nie naucza, z założeniem, że nie pojmę.
Ad Bobik 3 maja 12, 10:07
Bobiku, to wszystko jest jasne, co do reguł. Jak zwykle sprawę komplikują subtelności. W tym przypadku proporcje i przyzwolenie na histeryczne wybuchy. Tuwim pojechał po swoich, do czego wedle Twoich kryteriów miał prawo, ale jego motywacje zostały zakwestionowane (słusznie czy nie, jedynie sam autor mógłby powiedzieć).Wytoczono w tym celu celu nawet bardzo ciężką artylerię w postaci poholokaustowych traum, czemu z kolei sprzeciwił się zeen. Forma, jaką przyjął, stała się przyczynkiem do odrębnej dyskusji, pominięto meritum. Proporcje bodźca i reakcji w ogóle zeszły na plan dalszy. Na podobnej zasadzie można by zakwestionować motywy szczególnie zjadliwej krytyki „swoich” na blogu. Ale gdyby wyciągnąć ciężką artylerię w tej sprawie, można by się narazić na gremialne rysowanie kółka na czole. I to mnie właśnie zastanawia – dlaczego reakcje nieadekwatne do bodźca w sprawie w jednej sprawie są tolerowane, uzasadniane, racjonalizowane, a w innym sprawach już nie?
A tak można byłoby się… odczepić od tego Tuwima.
Chłop miał rację w swoim etapie życia – a że był jakiś tam poeta, to siem wyraził poetycznie.
Ja o mechanizmie krytyki i na nią reakcji, nie o Tuwimie, Klakierze.
na deszczowe dni 🙂
http://www.amazon.de/Caviar-Ashes-Generations-Marxism-1918-1968/dp/0300143281/ref=sr_1_cc_1?s=aps&ie=UTF8&qid=1336043738&sr=1-1-catcorr
http://www.krytykapolityczna.pl/Wywiady/Kawior-popiol-i-donosy/menu-id-77.html
Droga Pani Heleno,
ja tu w transzejach malborasy sobie palę, acz i w kontekście zakurim po odnoj.
I ciągle czytam Pani słowa troszku arebór.
Prawdę mówiąc, nigdy nie spotkałem kogoś tak patriotycznego, jak Pani.
http://www.krytykapolityczna.pl/dmdocuments/shore_redakcja.WMA
Rysiu, to azalie.
Vesper, pij 😉 Jestem tylko Polką z kokardką.
Nie rozumiem jeszcze paru innych rzeczy.
Ad vesper 3 maj 12, 13:19
Ja bym się sprzeciwiał wobec tych historycznych sporów.
Nic im do dzisiejszej rzeczywistości.
My, dziś mamy swój realny spór.
I temu bym się poświęcił.
Ja też się sprzeciwiam, Klakierze. Z jakiegoś jednak powodu, własnie te sprawy powodują najwięcej kwasu, również tutaj, na blogu. Może nie zostały odpowiednio przepracowane, ale to pewnie globalny problemi we własnym gronie go nie rozwiążemy. Bardzo mnie męczy ta historyczo-traumatyczno-narodowościowa fiksacja, ale skoro taka wola większości, to z nią nie dyskutuję. Byłoby mi łatwiej się w tej materii poruszać, gdyby podejście było mniej emocjonalne, a jeśli już mysi takowe być, to niechby choć przykładać równą miarę. Okazuje się jednak, że każda próba ściągnięcia uwagi na kwestię proporcji jest atakiem na Gospodarza. I to jest coś, czego już zupełnie swoim rozumem nie mogę ogarnąć.
Globalnego problemu nie rozwiążemy.
Ale tu na blogu Bobika, jest platforma, aby dyskutować.
Może ta dyskusja przeniesie się do reala?
Mogę Cie zrozumieć Bobiku, ale nie mogę się z Toba zgodzić. Bliżej mi do zeena i reszty nieśmiałych oponentów.
Kiedy trafiłam na ten blog, to pomyślałam sobie radośnie: Nareszcie!
Nareszcie grupa ludzi z którymi można rozmawiać i od których można się dużo nauczyć, bo to ludzie mądrzy, wykształceni, bywali – dla mnie prostej baby kontakt prawie ze z elita intelektualna kraju i zagranicy.
A potem się okazało, ze „siedź na tyłku i potakuj”, bo inaczej dostaniesz etykietkę i rameczki.
Ces petits riens qui me venaient de wous…
Chciałam tylko powiedzieć, ze taka postawa, oceniająca i potępiająca wszystkich, którzy myślą inaczej, postawa z góry zakładająca, ze „oni” powinni bez szemrania przyjąć krytykę, ubrać włosiennicę i posypywać łeb popiołem , kajając się nieustannie, bo przeżyli, jest błędna i prowadzi do dobrowolnego zamknięcia się w getcie własnych doskonałości.
A to z kolei do wyizolowania się z rzeczywistości.
I już nie muszę się zastanawiać dlaczego inteligencja nie odgrywa żadnej znaczącej roli w społeczeństwie.
Są tematy trudne w każdym kraju. Wyniosła splendid isolation i poczucie własnej doskonałości w miejsce dialogu, pogłębia te przepaść. Mnie Helena może uważać za antysemitkę i rasistkę , ja z kolei uważam, ze jej wypowiedzi są wybitnie antypolskie i tak, uważam również, ze często pobrzmiewa w nich radość, ze oto „znowu im się nie udało”.
Obrazoburczo stwierdzę, ze nie ma tu dialogu, jest dyktatura. I to nie psoletariatu.
A może gdyby ten dialog istniał, gdyby tak zamiast oburzać się, zastosować prosta metodę wyjaśniania błędów, tłumaczenia, nawet na tym głupim Onecie – to po jakimś czasie można liczyć na postęp we wzajemnym zrozumieniu.
Bardziej to pożyteczne niż bezproduktywna złość na świat, ze nie jest zgodny z naszym wyobrażeniem.
Bardzo się starałam unikać osobistych odniesień, ale chyba nie bardzo mi się udało – zbyt wiele emocji mną miota.
Pożegnam się więc życząc wam wszystkim powodzenia i pomyślności.
Kawior i Popiół bardzo łatwo, a może raczej płynnie, się czyta. Pamiętam, że nie mogłam oderwać się od tej książki, a po lekturze – otrząsnąć z przygnębienia. Ale miałam też takie wrażenie, że wśród nagromadzenia detali coś mi umknęło, że wśród drzew zgubił mi się las. Tak, tam też jest o Tuwimie. 😉 Choć analiza Sandauera, bardziej emocjonalna, być może przerysowana, silniej do mnie przemawia – Tuwim, który z niej wygląda, zdaje mi się… żywy.
mt7, dziekuje 🙂
to caly ja 🙂 nazw nie znam 😳
ogromny kwitnacy „krzak”
Aga, czyli tez polecasz? 🙂 warto przeczytac?
(powiedz tak, powiedz tak 🙄 )
slonce niesmialo wychodzi, brykam wiec w Tereny Zielone nakarmic kaczki 🙂 (starszy pan na lawce nad sadzawka z pokrojonym chlebem w papierowej torbie)
Vesper, trochę się będę musiał skracać, ale może mi się uda wyrazić choć trochę jasno. 😉
– Armaty przeciw formie zeena wytoczono nie od razu. Ja np. zająłem się meritum i akurat w sporze o Tuwima byłem raczej po stronie zeena (powołując się właśnie na prawo do krytykowania swoich), choć rozumiałem, skąd się brały Kierowniczki zastrzeżenia. Sprawa formy zaczęła się później i w trakcie dyskusji stało się jasne, że chodzi o efekt kumulacji. Że pojedyncze ugryzienia jakoś tam każdy przebolał, ale ich powtarzalność stała się już problemem, o którym lepiej powiedzieć jasno.
– Powody sięgnięcia do traum Helena wyjaśniła: ci ludzie, na których naskoczył Tuwim, zginęli potem w Zagładzie. Kontekst się zmienił. Sam Tuwim po tym, co się stało, przestał się podpisywać pod swoją przedwojenną wściekłością. A dzisiejsi „pogrobowcy” wciąż jeszcze mogą dostawać gęsiej skórki na myśl o tym, co z taką wścekłością może uczynić ironia historii.
Przyznaję, że ja w pierwszym momencie też nie rozumiałem, dlaczego ta trauma się pojawiła. Ale po wyjaśnieniu Heleny zrozumiałem. I nie przyznaję sobie prawa do oceniania, na ile ktoś ma prawo do swojej traumy, albo jakie ona ma prawo mieć rozmiary. Przyjmuję do wiadomości, że ją ma i staram się nie szturchać go tam, gdzie boli.
– Gdyby zeen sprzeciwił się w formie „Nie uważasz, Heleno, że Holocaust jest za dużą armatą wobec wrzucenia przeze mnie – bez żadnych prowokacyjnych zamiarów – wiersza Tuwima?”, rzecz wyglądałaby inaczej. Ale zeen rąbnął post o tym, że Żydzi stracili prawo do „szantażowania” Zagładą, bo w międzyczasie zdarzyły się w świecie jeszcze inne, straszne rzeczy. Odczuwam głęboką niezgodę na takie postawienie sprawy i napisałem dlaczego. I przez ten post zeena nie mogłem już pozostać wyłącznie przy kwestii Tuwima.
– Kwestia proporcji jest w dużej mierze związana z łańcuchem akcji i reakcji. To, co początkowo wydaje się sprawą niegroźną i do szybkiego opanowania, często urasta i obrasta aspektami poprzez łańcuch kolejnych reakcji. Nie zdążę tego w tej chwili należycie rozwinąć, ale chodzi mniej więcej o to, że kiedy ktoś tu np. zacytuje Gombrowicza, zwykle u nikogo z zebranych nie wywołuje to oporów ani wzburzenia, więc emocje nie rosną. Kiedy zakwestionuje prawo do żydowskich strachów, u wielu osób opór to wzbudza i zaczynają reagować. Zapewne na innym blogu proporcje byłyby inne, może nawet odwrotne, no ale to jest taki blog, jaki jest. 😉
– Ja bardzo rzadko coś odbieram jako osobisty atak na siebie, ale są oczywiście rzeczy albo poglądy, które mnie wzburzają albo sprawiają mi przykrość. Staram się jednak tych dwóch spraw nie mieszać. Pogląd, nawet najbardziej oburzający, to pogląd, atak personalny to atak personalny.
Rysiu, dwie takie azalie, dokładnie w tym kolorze, mam po drugiej stronie ulicy, czyli zaczepiam na nich oko przy każdym zerknięciu przez okno (to od ulicy, bo przez to od ogrodu zaczepiam się o inne rzeczy). 😉
Postu Zwierzaka o antypolonizmie Heleny i jej radości, że „znowu im się nie udało” komentować nie będę, bo on się komentuje sam przez się. Czułbym się wręcz zawstydzony uzasadniając, dlaczego ten post jest całkowicie niezasłużonym policzkiem. Mogę tylko złożyć propozycję – zrób Ty, Zwierzaku, dla tej Polski tyle, ile zrobiła Helena, a potem pogadamy.
Klakier, niemal kazde zdanie o konstrukcj „jest tak, a nie inaczej” mozna byloby uznac za pouczanie.. W tym zdaniu, ktore zacytwales z Azraela (i z ktorym sie zgadzam), powiada on, ze patriotyzmem jest dbalosc o wspolne dobro, a nie narzucona odgornie doktryna, ideologia czy pozorna wspolnota celow.
Niemal 250 lat temu jeden angielski moralista, leksykograf i poeta wypowiedzial zdanie na temat patriotyzmu, ktpre dzis czesto jest cytowane w Polsce. „Patriotyzm – powiedzial dr Samuel Johnson – jest ostatnim schronieniem szubrawcow”. Sama uwielbiam ten przewrotny cytat odkad dowiaduje sie, ze patriotami (albo wrecz jedynymi autentycznymi Polakami) sa tylko ci, ktorzy albo gromadza sie pod Palacem, albo sprzeciwiaja sie „narzuconym” przez Bruksele prawom, albo sa katolikami, albo – jak wczoraj – podpisza liste protestujaca przeciw reformie nauczania historii („Jesli jestes Polakiem, podpisz sie pod naszym protestem” – pisza w swej odezwie. Coz za przewrotni szubrawcy!). Faktycznie tylko szubrawcy moga tak definiowac patriotyzm. Dla nich patriotyzm czy polskosc jest zawsze „PRZECIW” zewnetrznemu zagrozeniu ze strony tych, ktorzy np uwazaja, ze reforma nauczania historii nie jest zla. Albo zgdzaja sie z licznymi tezami zawartymi w raporcie Anodiny o katastrofie smolenskiej. Albo nie chca krzyza w Sejmie.
Nie wiem w jakich okolicznosciaich Johnson powiedzial o szubrawcach, ktorzy wkladaja maski patriotow, gdyz jego slowa zostaly zapisane przez jego biografa, a nie jego samego. Ale pasuja one jak ulal do tych wszystkich, ktorzy chca taka definicje polskiego patriotyzmu narzucic mnie, Tobie i milionom innyvch Polakow.
Azrael zas powiada, ze nie deklaracje, nie ideologia, nie czyjes pozytywne lub negatywne uczucia decyduja o tym, kto jest patriota, lecz dbanie o dobro wspolne. Dobro wspolne ma wiele definicjoi filozoficznych, bylo to pojecie ktore rozwijalo sie poprzez stulecia, ale dzis pod dobrem wspolnym rozumiemy z grubsza takie pojecia jak konstytucyjny lad, pokoj spoleczny i miedzynarodowy, dobrobyt kraju i last but not least poszanowanie jednostki, uznanie jej podmiotowosci.
Jesli natomiast ktos wychodzi i powiada: „Ty nie jestes polskim patriota, bo nie glosujesz na PiS i nie chcesz podpisac listy przeciwko reformie nauczania historii, a ja jestem patriota bo wiem lepiej jak polskiej historii nauczac i w jakim swietle ja ukazywac” – to jest to nie zadem patriota, tylko kretyn. Albo nawet i szubrawiec, jesli jego celem jest dorwaie sie do wladzy i narzucenie wszystkim jego chorej wizji patriotyzmu.
Czy jestes pewien, ze sie z Azraelem nie zgadzasz czy tylko chcesz powiedziec, ze Ty i tylko Ty bedziesz decydowal w swoim sercu co uwazasz za patriotyzm? Bo jesli to drugie, to wcale nie jestes w sprzecznosci z Azraelem. I on tez by chcial aby od definiowania patriotyzmu odpinkwolili sie ideolodzy i manipulatorzy, szubrawcy.
Czy jest to zaprzeczeniem szeroko pojetego moheryzmu? Alez oczywoscie ze tak. Czy jest to moheryzm w druga strone? Jesli tak uwazasz, to niestety poprosze o nastepne wypracowanie na temat.
Rysiu, tak. 🙂
Zgadzam się z Moniką, że pomieszanie konwencji salonu, w którym spotykają się starzy znajomi z klubem dyskusyjnym, jest wyjątkowo konflikotogenne. Część bywalców zna się prywatnie na tyle dobrze, by oceniać pisany tekst przez pryzmat wiedzy o osobie piszącej. Część musi poprzestać na tym, co czyta. Różnice w odbiorze tego samego komentarza mogą być szkoujące. Dlatego post Zwierzaka według mnie nie „komentuje się sam”. Ja nie wiem, ile dla Polski zrobił Bobik, ile Zwierzak, ile Helena i inni. Większe zasługi zapewne dają moralne prawo do bardziej surowej krytyki (odrębna kwestia to jak te zasługi mierzyć i ważyć – czy kolportaż ulotek w czasie stanu wojennego waży i mierzy więcej niż dwadzieścia lat płacenia podatków i orania jak się najlepiej umie powierzonego przez los poletka, pracy społecznej u podstaw i wychowywania dzieci na porządnych ludzi). O licytację, to kto co zrobił lub robi też przecież nie chodzi, więc może lepiej nie pchać argumentacji w tym kierunku. Ale dysponując wyłączenie tekstem komentarza na blogu, fragmentaryczną wiedzą o osobie piszącej i własnym, subiektywnym obrazem tej osoby, zbudowanym z wyrywkowych szkiców i tego, co sami czasem nieświadomie dośpiewamy, jesteśmy pozostawieni na pastwę odczuć. Na nie z kolei wpływ ma szerszy kontekst, bo i własne samopoczucie, i historia dotychczasowych kontaktów blogowych z autorem komentarza. Jeśli się dotychczas zazwyczaj zgadzaliśmy, to każdy następny komentarz czytamy z bardziej pozytywnym nastawiem. A jeśli nie, to oko wiesza się na tym, co różni. Dletego bardzo by mi było przykro, gdyby obecna dyskusja przerodziła się w kolejną edycję smażenia Zwierzaka, Heleny czy kogokolwiek innego.
Jak może zauważyłaś, Vesper, poprzestałem na trzech zdaniach, bo na żadne smażenie nie mam ochoty. Uważam, że samo komentuje się zarzucanie Helenie antypolskości i Schadenfreude z polskich niepowodzeń. To jest świństwo zupełnie niezależnie od tego, kto to napisał i na ile go znam. Koniec, kropka.
A my tu w transzejach się opalamy.
Droga Pani Heleno,
czytam raz, drugi… i kolejny… Pani list (że tak pozostanę w ubiegłowiecznej konwencji).
I z pewnym żalem muszę powiedzieć, że nie bardzo znajduję powód, do tego, aby się Pani przeciwstawić. Przywołany przez Panią cytat w pewien sposób kastruje to moje przeciwstawianie się.
Ale też nie mogę się zgodzić z Panią, że lokuje Pani patriotyzm w warstwie często niedostępnej dla ogółu. Patriotyzm pewnie nie jedno ma oblicze. I ci spod Pałacu też mają do niego prawo. I ci co głosują na PiS też. Jest w tym to, co Pani napisała „dbanie o dobro wspólne”. Dobro rozumiane różnie (o czym też Pani pisze).
Nie odmawiałbym więc patriotyzmu i tym i innym. (dla jasności – wiem, że Pani tego nie czyni)
Hyde Park pod Pałacem był o tyle ciekawy, że pojawiali się tam różni ludzie – i ci co chcieli powiedzieć głośno swoje zdanie, i manipulatorzy (którzy tam już byli pierwszego dnia) i już mieli gotową wypowiedź dla zagranicznych mediów.
Wracam wciąż do mego pytania – czym jest patriotyzm dzisiaj?
I to nie jest oczekiwanie na odpowiedź z Pani strony.
To jest pytanie ogólne – co powinno być jakimś zwornikiem spalającym społeczeństwo, a czego dzisiaj nie ma.
Może właśnie w takim momencie potrzebny jest Wódz?
Bo płacenie podatków i wychowanie dzieci wydaje mi się być mizerią świadomościową.
Żryć trzeba, a rozmnażać się… ma te swoje miłe momenty.
No, faktycznie nie, nie kolportoalam ulotek w czasie stanu wojennego, z glupiego zreszta powodu, ze nie mialam prawa przeklraczania polskiej granicy za jakies tam przeskrobania. Nie wychowywalam tez wlasnego dziecka we wlasnym kraju ku chwale ojczyzny i podakow tez nie placilam – choc obecnie akurat place na unijne dotacje dla polskich rolnikow. 😉
Myle, ze ten program naczania hostorii i wiedzy o spoleczenstwie trzeba jak najszybciej jednak zreformowac. 🙂
Mógłbym jeszcze zadać pytanie, dlaczego antypolskości nie zarzucić np. mnie czy zeenowi? Przecież obydwoje często bardzo jadowicie wyszydzamy różne polskie przywary. Zeen na dodatek przykłada po równo każdej stronie, a ja na dodatek mieszkam za granicą. Ale obawiam się, że znam odpowiedź, czemu my zostaliśmy oszczędzeni, a Helena nie.
Dość. Takich numerów naprawdę sobie tu nie życzę.
A ja Bobiku uważam, że nic się Pani Helenie nie stało.
Jakby nikt nie wiedział, że Pani Helena jest Żydówką, to nie byłoby żadnych odniesień.
Pani Heleno, ja bardzo przepraszam, za to co napiszę za chwilę – na usprawiedliwienie – to z Gombrowicza, którego wuj zwykł załatwiać interesy stojąc na balkonie.
Ludki – dobry Polak, to tak lubi mieć swojego Żyda.
W ramach reformowania programu nauczania historii proponowałbym wprowadzenie przynajmniej jednej lekcji na temat, jaką rolę odgrywały przed 1989 rokiem rozgłośnie polskie za granicą – Wolna Europa, BBC czy RFI. Jakie instytucje, obok emigracyjnych wydawnictw, uważało się za ambasadorów wolnego polskiego słowa. I czy podziemie mogło funkcjonować tylko dzięki roznoszeniu ulotek, czy również dzięki wsparciu – finansowemu, propagandowemu, itd. – z zagranicy.
Patrioci dali popalic niepatriotom:
http://wyborcza.pl/1,75248,11656329,Wygwizdane_uroczystosci_3_majowe___Miller__gdzie_jest.html
Ponieważ Bobik występuje w tej chwili w charakterze Gospodarza i ma tym zajęte wszystkie cztery łapy, to zaryzykuję i wskoczę na chwilę w rolę szczeniaka. Przyniosłam w zębach coś nie na temat. http://natemat.pl/6835,bronil-nergala-dostal-zakaz-nauczania-religii-biskup-ucisza-naszego-ksiedza-blogera
Klakierze – uważasz, że nic się nie stało, czy raczej że nic by się nie stało, „gdyby nikt nie wiedział”?
Pierwsza opcja nie jest prawdziwa, bo Helena spotkała się z wstrętnym i niesprawiedliwym zarzutem.
Druga opcja też jest wstrętna, bo oznacza pociąganie do odpowiedzialności za sam kształt nosa.
Tak czy owak – stało się.
Ale co się stało, Bobiku, bo już kompletnie nic nie rozumiem? Czy ktoś robi Helenie zarzut za pochodzenie?
Oj, nie demonizowałbym.
I nie robiłbym z tego sprawy.
Czy jak dziadek w przedwojennym mundurze spluwa mi pod nogi, to mam z tego robić sprawę?
Jest mi przykro, ale bardziej z jego powodu.
I trochę mi śmieszno, że broda i długi czarny płaszcz każą mu robić takie demonstrację.
To była odpowiedź na post Klakiera, Vesper, bo miałem wrażenie, że wyraził się nieprecyzyjnie. A Helenie zarzut o pochodzenie robi mniej więcej pół blogosfery i należałoby również to wziąć pod uwagę, zanim się jej zarzuci zbyt emocjonalne reakcje.
Nigdy tu nie czytałem, aby Panie Helenie ktoś tu robił zarzut z tego powodu.
A o autorytarność wypowiedzi – było.
O berecie moherowym na odwyrtkę – to ja.
Ale żeby… nawet zeen.
To nie jest fair, Bobik. Osobiście nie bywam w połowie blogosfery. Bywam tutaj (i u Kierowniczki) i odnoszę się do tego, co tutaj ma miejsce.
Chyba przegapilas, Vesper post Bobika z 17:12.
Bobiku, właśnie się zastanawiam, czy się wyraziłem nieprecyzyjnie. No może i tak. Ale ja też na to patrzę zupełnie inaczej w kontekście zwyczajności. Nie kataloguję ludzi i pochodzenia. Jestem w jakiejś społeczności – to mnie obchodzi, to co ci ludzie mówią. Z czasem wiem, kto jest kim i korzystając z jakiejś tam wirtualnej znajomości zapytam o to co mnie zastanawia w sensie ogólnym.
Nie nie przegapiłam, Heleno. Po prostu nie zgadzam się z tą diagnozą, przynajmniej w odniesieniu do mnie samej. Nie mogę się wypowiadać za nikogo innego. Na ile post Bobika jest słuszny w odniesieniu do innych, nich każdy sobie sam odpowie. Moim zdaniem nie ma tu nikogo, w stosunku do kogo diagnoza ta byłaby słuszna.
Coś dzisiaj Bobik jakąś sztuczną kość pogryza.
Okej, przepraszam, nie wziąłem pod uwagę tego, że nie każdy zerka na różne blogi. Ale wobec tego informuję tych, którzy nie zaglądają, że Helena w blogosferze za pochodzenie obrywa notorycznie, choć oczywiście część z tych ciosów jest zakamuflowana („nie za nos biję, tylko za to, żeś wredny”).
A jak chodzi o to, co tutaj – ja też nie bardzo rozumiem, o czym my rozmawiamy. Czy jak Ci zarzucę, Vesper, że w gruncie rzeczy mnie nienawidzisz i tylko czyhasz na moje potknięcia, żeby mi wtedy dowalić, to uznasz, że spoko, nie ma o czym gadać, takie zarzuty to normalka, czy jednak powiesz „to świństwo, żeby z czymś takim wyjeżdżać”?
Klakierze, mam osobistą prośbę. Pisz proszę tak, żebym nawet ja nie miała kłopotów ze zrozumieniem, o co Ci chodzi i CO właściwie piszesz. To jest szczególnie istotne w tego typu rozmowach – pal sześć, gdybym nie pojęła jakiegoś dowcipu. Rozumiem, że możesz mieć skojarzenia, które są dla Ciebie oczywiste i nie widzisz potrzeby ich zahaczania o kontekst, ale ta potrzeba często jednak istnieje. Jakoś np. nie mogę pojąć, z jakich konopii wyskoczył ten dziadek.
A 'nawet zeen’ było tu chyba niepotrzebne, że się tak oględnie wyrażę i zanim się sprzeciwisz, pomyśl proszę o tym wszystkim, co czytałeś u zeena, choćby o pamiętnym 😉 początku Waszych scysji.
Bez przesady Bobiku (ach te baby, zawsze wszystko komplikują).
Bobiku, ja to zawsze czekam na Twoje potknięcie 🙄
O 17.12 – gorycz smutnych doświadczeń przeze mnie przemówiła. Ale nawet w tej chwili goryczy nie powiedziałem „wiem”, tylko „obawiam się, że wiem”.
I odnosiło się to tylko do zarzutu antypolskości Heleny, więc kto tego zarzutu nie stawia, w ogóle nie ma co brać tego do siebie.
Klakierze, tego dziadka już mi nie tłumacz, proszę – tylko jakbyś na przyszłość mógł kontrolować jego pojawianie się?
Ad Aga
Postaram się pisać jaśniej.
A dziadek wyskoczył z konopii antysemityzmu – wyraźnie spluwał mi pod nogi z powodu czarnego płaszcza i brody.
Ad Aga 3 maj 12, 18:07
Że co? Że ja niby dziadka w przedwojennymm mundurze tutaj wypuszczam?
Sure, Vesper, sure. Tu przeciez codziennie komus ze stalych bywalcow zarzuca sie antypolskosc.
Nie, dziadek=coś, czego nie rozumiem w Twojej wypowiedzi. Widzę, że tym razem mnie się udało napisać niezrozumiale. 🙄
kaczki byly tak „napchane” jedzeniem, ze moj chleb mialy w ……
8) 🙂
https://lh4.googleusercontent.com/-pcoSrpVKzks/T6Ktw74SIaI/AAAAAAAAF8k/N_T0LKL5a5o/s1000/P5030581.JPG
Aga, dziekuje za wsparcie! 🙂 czytajcie wiec Bobikowcy 😀
No to rysberlinie było odepchnięcie emocjonalne.
A tu dziś też w tej sprawie.
A tak było miło rankiem, słonecznie, krakowiańsko…
Idzie wieczór – pora wampiryczna.
Właśnie coś napisałam, ale ugryzłam się w język. Ze względu na Gospodarza 😉 Wycofuję się z tej dyskusji, przynajmniej na jakiś czas, aż nieco nabiorę dystansu.
Bobiku, przepraszam Ciebie, Ty przewodnik stada, ale bardzo prosze (z akcentem na bardzo) o wprowadzenie PRZERWY i to niezaleznie od juz poniesionych strat, przerwe na przespanie
wypowiedzianych slow, nie na zamiecienie pod stol slow i krzywd, tylko na zlapanie oddechu
BARDZO prosze
Z Gospodarzem nalezy sie liczyc. To prawda. I z jego uprzywilejowana na wlasnym blogu wrazliwoscia. 🙂
Bobik, zgoda na przerwe? (tu patrze na Ciebie okiem spaniela)
Lada moment to tu będzie rozmawiała Pani Helena z Kotem Mordechajem przy współudziale Psa Bobika.
Rankiem tylko brykną B&B.
Rysiu. W gniezdzie P-twa Bockow zalegly sie dzis ogromne strzepy czarnego worka z plastiku. Najpierw zakrywaly pol gniazda, Bockowa usilowala sie tego pozbyc, ale plastic byl zaczepiony miedzy licznymi galazkami. Widzialam jej zmaganie z balaganem w gniezdzie. Potem usilowala wepchnac worek pod miekka podsciolke i to tez zle wychodzilo, a ja sie denerwowalam, z jej sie to uda i worek bedzie zbieral wode deszczowa i podsciolka bedzie mokra.
Obecnie zobila cos innego. Worek poskrecala i uszczelnila nim scianki gniazda. Ale wyglada to okropnie.
Czy myslisz, ze moglbys wpasc do Ustronia (z wysoka drabina) i zrobic z tym porzadek?
http://www.bociany.edu.pl/stream-ustron.php
Mylisz się, Klakierze.
A teraz idę na przerwę.
Heleno, jakbyś dała się wykorzystać, to mam pytanie w sprawie tłumaczenia jednej z piosenek Okudżawy. Męczy mnie to od kilku lat, przypomniało mi się, kiedy tu wspomniałaś o innym tłumaczeniu p. Woroszylskiego, ale ciągle jakoś nie było okazji się zapytać. Mogę?
Heleno 🙂 🙂 🙂
moj piekarz:
https://lh5.googleusercontent.com/-ybbWoCirvHE/T6KyrWW1AjI/AAAAAAAAF88/F5KGAbF55rs/s1000/P5030565.JPG
What is your problem, woman? Nie potrzebujesz zezwolenia.
O jaka piosenke chodzi? Jesli niee ja, to pewnie Nisia. Mam wrazenie, ze ona cos sama tlumaczyla z Okudzawy.
moja ulica z „Aldi” (za drzewami, na koncu 😉 )
https://lh4.googleusercontent.com/-uAsXWcd2D2M/T6KyvKZt2mI/AAAAAAAAF9U/Ic3WWlGqmgk/s1000/P5030568.JPG