Klawe życie
Myślę, że nadszedł już czas na podsumowanie dokonań cysorza, mimo że miota się on jeszcze po scenie i chyba nie zamierza tak szybko z niej zejść. Można jednak z praktycznie stuprocentowym prawdopodobieństwem przewidzieć, że każdy jego kolejny występ będzie tylko dopisywaniem kolejnych zwrotek do znanego już samograja. Będzie jeszcze przez jakiś czas bohaterem newsów, felietonów i blogów, ale nie łudźmy się – to cały czas ten sam spektakl, nie żadna nowa jakość. Mamy więc moralne prawo, a nawet obowiązek, żeby nie czekać na wyrok historii, tylko już dziś sprawiedliwie oddać cysorzowi, co cysorskie.
Otwiera cysorz oczka zaspane,
kawą osładza sobie poranek,
po czym, choć jeszcze jest nieubrany,
dalekosiężne układa plany.
Że nastawienie ma dość bojowe,
najpierw planuje kraju odnowę:
kogo by dzisiaj spuścić po brzytwie
i jakiej szyki pomieszać sitwie?
Iskrzy cysorza umysł od planów:
może wysłuchać kilku peanów?
Lub zdemaskować złą cyrylicę
i wokół tego skupić prawicę?
Och, już na pomysł kolejny wpada:
można by zdeptać płaza lub gada.
Demokratycznie, podkutym butem,
bo się stawiały karły zaplute.
Za chwilę myśl mu po głowie chodzi,
że dla odmiany mógłby nagrodzić,
marchewkę jakąś włożyć do paszczy
takiemu, co się najlepiej błaszczy…
Stop! Bo zza węgła nowa podnieta:
trzeba w podziemiu wytropić kreta
i zdemaskować tych wszystkich gości,
co nie kochają suwerenności.
Takim by trzeba właściwie czapę,
bo wprost potworne są ich przewiny:
nie chcą, by zrobić w Polsce Budapeszt,
albo najlepiej od razu Chiny.
Lecz nie, nieważne. Już jęty szałem
cysorz chce stawiać przed Trybunałem,
a w przerwie jeszcze mieć coś dla ducha,
czyli poezji kwiatu wysłuchać.
Poezja ważna jest, bo pozwoli
w pobliże tronu ściągnąć kiboli,
którzy – szczególnie kiedy im zimno –
lubią się rozgrzać tak, by w coś rymnąć…
Nie, moment, są wszak ważniejsze sprawy,
jak rozstrzygnięcie, kto Polak prawy,
a kto nieprawym naród ćmi słowem,
rozpowszechniając kłamstwo brzozowe.
Gdy z praw fizyki widać niezbicie,
że ruski agent siedział w kokpicie,
to trzeba świni, durnia i chama
żeby wciąż jeszcze nie wierzyć w zamach.
Więc cysorzowi nie zadrżą spodnie –
przyjmie kiboli, przyjmie pochodnie,
zrobi, do czego tak Wielki parł Szu
i się nareszcie odegra – z marszu!
Nie cysorzowa, nie jajecznica,
ten model wcale go nie zachwyca –
on, dobrem ludu dziko przejęty,
pieniąc się gromy ciska w odmęty,
zarzutów kamień rzuca na szaniec,
milczenia zdziera podły kaganiec,
choćby zdradzony został o świcie…
Taa… to zaiste jest klawe życie.
A co najlepsze, ludzkie panisko
nie twierdzi, że dlań tylko to wszystko,
lecz woła: przecież chętnie podzielę
się z całym ludem swoim modelem.
Niech mózgi mową-trawą zamglone
wartko się kręcą za mym ogonem,
niech media tańczą chocholi taniec,
relacjonując moje śniadanie.
Każdy – czy geniusz, czy też lebiega –
niech za wielkiego ma mnie stratega,
niech wszyscy biegną po moich dróżkach,
bo strasznie klawa jest ta psychuszka…
Cóż, pacjent miewa myśli uparte,
że to on właśnie jest Bonapartem,
lecz mam pytanie (nie całkiem świeże):
czemu ktoś jeszcze serio to bierze?
Gadać się nie chce. Pisałam już, że pijaństwo to straszna plaga na wsiach. Siedzą przy stole i piją całymi rodzinami.
Nie wiem, może nie wszyscy, ale ja widziałam takie obrazki idąc piechotą przez pół Polski.
Na pewno nie wszyscy piją, ale wystarczy, że nie jest to jakiś absolutny margines, tylko „normalka”.
Myślę, że w poradzeniu sobie z problemem pijanych kierowców (i nie tylko) bardzo przeszkadza pewne pomieszanie pojęć, jakie u nas w kraju istnieje. Chodzi mi o to, że praktycznie każdy, kto – widząc jakieś przekroczenie prawa czy norm społecznych – zawiadomi odpowiednią instytucję, zostaje uznany za kapusia. Co więcej, sam się będzie czuł jak kapuś.
Przyznam się Wam, że przez pierwszych kilka lat w Niemczech też mi jeszcze takie myślenie pokutowało. Nawet kiedy sam zgrzytałem zębami, że ktoś źle zaparkował, albo wyrzucił śmieci do lasu, uważałem, że jakoś niehonornie byłoby „donieść” na niego władzom. A potem do mnie dotarło, że przecież jako podatnik za to tym władzom płacę, żeby mnie chroniły przed osobnikami, którzy prawo i normy mają gdzieś. Że jak mam z tymi typami wygrywać choćby drobne bitwy, to nie mogę władzy uważać za wroga, tylko za sojusznika. I że widząc np. pijaka wsiadającego za kierownicę nie mogę sobie powiedzieć „to nie mój problem, ja dziś z domu nie wychodzę”. Dziś nie, ale jutro mogę pod koła tegoż pijaka trafić. Albo ktoś z moich bliskich. Albo jakikolwiek człowiek.
Więc nie „kapuję” i nie „donoszę”, tylko dbam o społeczny, jak również własny interes i żądam od instancji za jakąś tam działkę odpowiedzialnej, żeby wykonała swoje obowiązki i też zadbała. Proste jak drut.
Wojna w Afganistanie, czy jak sie to ladnie mowi – niesienie demokracji:
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/swiat/tanczacy-chlopcy-z-kabulu,1,5095154,kiosk-wiadomosc.html
Co tak naprawde osiagnely USA i spolka ta wojna?
Problem pijanych kierowców zmniejszyłby się, a może nawet w ogóle zmarginalizowal, gdyby za jazdę po pijanemu groziło nie utrata prawa jazdy, ale samochodu. Rodzice dwa razy zastanowiliby się, zanim daliby kluczyki smarkaczom przed sobotnim wypadem do dyskoteki, a rodzina przestałaby przymykac oko na ojca/matkę wsiadających za kierownicę na poświątecznym kacu. Jak nie do rozsądku, to do portfela należy przemawiać.
Wobec części na pewno by to poskutkowało. Ale wobec notorycznych pijaków mogłoby nie wystarczyć. Im na ogół jak się napiją, jest już wszystko jedno, a mogą nawet długo mieć szczęście i nie nadziać się na kontrolę, póki siebie lub kogoś nie rozwalą. Tu by potrzebna była wspópraca tzw. ludności, żeby policja mogła kontrolować „docelowo”. A na tę wspópracę raczej nie ma co liczyć, póki będzie ona uchodziła za kapusiostwo. 🙄
Bezpieczeństwo na drogach można osiągnąć przez:
1. eliminację aut
2. eliminację pieszych i rowerzystów z dróg
3. eliminację dróg
Jak chodzi o pkt 1 – proces długotrwały, gdyż rdza żre, ale za wolno
Pkt 2 – tu starania pijanych kierowców wręcz należy wspierać
Pkt. 3 – w zasadzie państwo w tym kierunku robi najwięcej, acz zdecydowanie zbyt mało, budowa dróg, które dopiero po kilku miesiącach wymagają kapitalnego remontu zamiast następnego dnia po oddaniu, to właściwie sabotaż…
Powinna grozić utrata i prawa jazdy i samochodu czy roweru. Kierowcom zawodowym powinno byc odbierane prawo jazdy zawodowe, tak aby nigdy nie mogli tego zawodu uprawiać.
To tak jak lotnikom za jazdę po pijanemu samochodem odbiera się licencję lotnika.
Problem tkwi w mentalności, ciemnocie umysłowej także – po chrzcinach, komuniach czy weselach pijany tatuś siada za kierownicę, z tyłu kokosi się żona z dziatkami, a współbiesiadnicy machają radośnie na pożegnanie odjężdżających gości.
Pije, to znaczy „swój chłop”, nie pije, to nie można mu ufać. Chociaż teraz akceptacja niepijących wzrosła, przynajmniej w miastach.
A kto by po naszych drogach trzeźwy jeździł, chyba desperat jakiś…
Ciemnota umysłowa ma nie wiele wspólnego z IQ.
Mam znajomego, sportowiec czynny, prowadzi małą firmę transportową specjalizującą się w transporcie osób niepełnosprawnych. Generalnie wydawałoby się, że inteligentny człowiek, takie wrażenie sprawiał w rozmowach.
Zakontraktowany głównie jako transport dzieciz domu do szkoły i ze szkoły do domu.
Siła rzeczy ma parugodzinną przerwę. Złapała go policja jak rozwoził dzieci do domów.Ponad 2,5 promila. Bo w przerwie spotkał znajomego i podczas rozmowy wypili parę piw.
Zabrano mu prawo jazdy oczywiście, a zatem stracił żródlo utrzymania, czynnym sportowcem być nie może, bo jego licencja sportowa uwarunkowana jest posiadaniem prawa jazdy.
I facet czuje się nie sprawcą tylko ofiarą. Na propozycję prokuratury, aby poddał się dobrowolnemu wymiarowi kary( najczęściej zwiazanym z minimalnym jej nałożeniem) nie przystał, bo uważa, że jest niewinny. Liczy, że na rozprawie sąd go ułaskawi.
To o czym my mówimy?
A żeby było śmiejszniej, to jego otoczenie również miłe i inteligentne serdecznie mu współczuje 🙁 . I utwierdza go w roli ofiary.
A racja Bobikowa jest najmojsza 😉 . Wynika z ułomności języka polskiego. Nie ma innego słowa, jak „donos”, nawet upiększenie go do „donosu obywatelskiego”( co ma miejsce) niczego nie zmieni, bo donos kojarzy się wyjątkowo negatywnie.
Najczęściej z anonimowym, niesłusznym pomówieniem. Tylko „kapuś” jest mocniejszy.
I skoro są tylko te dwa obiegowe określenia, to jeszcze długo się nic nie zmieni, no bo jeżeli nawet Bobik miał opory, to co dopiero zwykły śmiertelnik 😉 .
Jak na zawołanie ;-( .
http://polskalokalna.pl/wiadomosci/lodzkie/news/pijana-matka-z-6-latka-w-aucie-doszlo-do-wypadku,1785187,234
Miałem opory, ale jednak w końcu się puknąłem w futrzany łeb. 🙂
Ale żeby się puknąć musiałem sobie najpierw uświadomić problem. Czyli trzeba zacząć o sprawie mówić – głośno i dużo. Żeby jak najwięcej osób sobie uświadomiło. No i może „donos” zastąpić np. „zawiadomieniem”? Chyba trochę mniej kapusiowsko brzmi. 😉
A może ONI mają tak jak ja i Bobik, na trzeźwo za nic za kierownicą nie siądą, ale jak się znieczulą.
Mnie też zdarzało się pod sporym wpływem wiadomej używki myśleć, żeeeee nie taki straszny chyba ten samochód, może dałabym radę. A jeszcze trochę, toooo caaaała szszszooosaaa moja.
Ale, pardon, na myśleniu kończyłam. 😉
E, myślę, że do nich szosa należy bez względu na stan. 👿
Niedorozwój lub amputacja wyobraźni, tak się chyba nazywa ta jednostka medyczna. Po procentach objawy się wzmacniają, ale na trzeźwo wcale nie znikają. 🙄
No to jestem donosiciel. 👿 W pewien piątek, drogą 'na jeziora’, jechał przede mną bardzo 'wesoły’ samochód. Nie wiem, czy kierowca był nietrzeźwy, ale bez wątpienia był nieodpowiedzialny. Jego dwie pasażerki siedziały na otwartych oknach i urządzały sobie popijawę trzymając się dachu samochodu, a momentami próbując na nim stawiać butelki. Żeby dostarczyć im dodatkowych wrażeń, kierowca jechał 'szarpanym wężykiem’, siejąc postrach na drodze. Zadzwoniłam na 112 i ani myślę się tego wstydzić. 👿
A teraz z innej beczki.
Opowiadali mi dzisiaj znajomi, którzy mają synka pierwszoklasistę, że lekcje polskiego prowadziła studentka uniwersytetu oddelegowana do szkoły w ramach praktyki.
Dziewczę to pisało na tablicy zadania dla dzieci, sadząc takie byki, że 7-latki zwróciły na to uwagę pani od polskiego.
Ta skontaktowała się z uczelnią zgłaszając uzasadnione( moim zdaniem) zastrzeżenia. Na co profesor odpowiedział iż dziewczę posiada zaświadczenie o dyslekcji. Na uwagę, że ta ułomność w takim razie powinna ją dyskwalifikować jako przyszłego nauczyciela, odpowiedział, że prywatnie też tak uważa, ale musiał ją przyjąć na studia, bo inaczej naraziłby uczelnię na zarzut dyskryminacji.
Podejrzewam, że chodzi raczej o nadgorliwość interpretacyjną ze strony uczelni.
Ale jeżeli nie, to super! To ja natychmniast zapisuję się na wydział wokalny i życzę sobie być zatrudnioną w operze.
A trzeba Wam wiedzieć, że moje możliwości wokalne rozpoznało już moje 3-tygodniowe wówczas dziecko. Próbowałam mu zaśpiewac kołysankę, skrzywił się z niesmakiem i zatkał mi łapką ust pąkowie.
Od tej pory nie nucę sobie nawet przy goleniu ;-( .
Jajako ojciec studentki polonistyki, której matka jest polonistką, nie wierzę. Nie wierzę i już. 🙂
Jak zwykle GW manipuluje podając tylko trzy zwrotki Utworu 😈 Brakuje najważniejszej. Więcej kursywą 😉
Poza tym, nawet jeśli wszystkie trzy zwrotki utworu „Urodziłem się w Polsce” nieco rażą sztucznością i mrocznym, obsesyjnym patriotyzmem, to już kończący fragment polegający na wielokrotnym powtarzaniu „łouł łouł łouł łouł” brzmi autentycznie i wystarczająco nie po polsku, żeby nie doszukiwać się w nim niepotrzebnego patriotyzmu. Moim zdaniem to najlepszy fragment piosenki, bo chociaż nie zawiera ani jednego słowa w języku polskim, to autor powiedział w nim wszystko, co miał do powiedzenia. 🙂
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1525941,1,z-zycia-sfer.read#ixzz1sDwblolk
Łouł! 😆
przyneta dla frakcji 8)
łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł
łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł
łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł
sloneczny dzien, byl 🙂
pora na internetowe szeleszczenie 😀
Jaki tam słoneczny, lało i leje jak z cebra 👿
W klasach od I do III nie ma „lekcji polskiego”. W tych klasach prowadzi się tak zwane „kształcenie zintegrowane”. Z całą pewnością praktykantką nie mogła być studentka polonistyki. Mogła nią być studentka pedagogiki z kierunku: nauczanie początkowe.
Być może ja to żle zinterpretowałam, dla mnie nauka pisania to lekcje polskiego 😉 .
Czyli de facto jeszcze gorzej, bo polonista niekoniecznie musi być nauczycielem. I ma do pmocy worda 😉 . A z tego co piszesz Jotko wynika, że to studentka pedagogiki.
Studentka pedagogiki też nie musi nauczycielką. Będzie uczyć, jak uczyć. 😉
Albo zostanie ekspertem w ministerstwie.
Może jeszcze rzucić studia i zostać frontmenką patriotycznego zespołu heavymetalowego. W śpiewaniu „łouł” dysleksja chyba nie przeszkadza. 😎
łoół? 😯
Ale w przepisaniu tekstu do śpiewnika lub na karteczki do śpiewania przy ognisku mogą być problemy, bo inaczej się śpiewa „łouł”, a inaczej „łoół”. I może powstać spór, kto śpiewa jedynie słusznie. 😀
To akurat wiadomo. Jedynie słusznie śpiewają Złe Psy. 😎
czy teraz na ogniskach śpiewa się jeszcze z papierowego słowniczka czy już z tabletów?
He, he. Wy nawet nie wiecie, jak bardzo te Psy są złe. 😈
http://www.youtube.com/watch?v=ZssiwkN86u0
Bardzo mnie zasmuciłeś swą wypowiedzią, Bobiku. To Ci chyba odbiera możliwość wystąpienia na Festiwalu Pieśni Patriotycznych. ;-P
A wiecie, jak to brzmi?
http://www.cgm.pl/video,21794,zle_psy_polska_urodzilem_sie_w_polsce_audio,video.html
(„łouł” od 2’46”)
Łajza też śpiewa łouł 😆
Brak mi tam frazy: „A na polskiej łące polska biedronka”.
A może „Biedronka”?
Taaak. Te psy i ich piosenki (posłuchałam fragmentów paru innych) są bardzo dobrym dowodem na to, że jak ktoś nie umie śpiewać, to śpiewać nie powinien – w każdym razie zawodowo, a jak nie umie pisać, to – analogicznie. Łoukropieństwo. 😈
Tu nie trzeba pisać. 🙄 Wszak wszyscy wiedzą, że boża krówka była, jest i będzie polska
I poleci do nieba i przyniesie kawałek chleba.
Fomo, na jakieś dziwne ogniska chodziłeś. 🙄 Na ogniskach z papierowego to się najwyżej pije kubeczka. A tablety się łyka albo po piciu, albo przed – dwie szkoły są (podobno). 😉
Wreszcie jakiś pozytyw 😎
No jeszcze można przyjąć tablety, aby zaśpiewać.
no faktem jest, że moje ostatnie ognisko było jeszcze przed zawitaniem internetu do pl 😯
Ha! Dajcie mi tablet, a może, może … nie zaśpiewam! 😆
Napisałam com wiedziała 😉
Próby zrozumienia zasad rekrutacji na studia doprowadzają mnie do stanu przedzawałowego połączonego z apopleksją 👿
A biedronka nie jest polska, tylko portugalska 😛
Portugalska biedronka na polskiej łące? 😯 To już wiadomo, po co ma lecieć do nieba. Po pomstę, o którą to woła. 👿
Fomo, nie wziąłeś syna na ognisko? 😯 Pospiesz się, toż on niedługo już nigdzie nie zechce z Tobą chodzić. 😉 Myśmy zawsze organizowali rodzinne ognisko na koniec wykopek (po załatwieniu stosownego pozwolenia od leśniczego).
Ago, i wtedy Odpocznę…
Zamienił Polak Maestra na biedronkę? 😯
Biedronka! nie wiem, czym się poi kogoś między zawałem a apopleksją! Jotko, zielona herbata, melisa z miodem, ziółka nervinum (trochę gorzkie) czy jednak koniak? 😎
Kurza ćwasz… Jak bym się nie wiem jak starał, to takiego cwanego pastiszu patryjosu bym nie napisał 🙁
Syna na ognisko? 😯 A ja myślałem, że na ognisko to się bierze kiełbaski. 🙄
A mnie się wydawało zawsze, że wykopkami to zarządza polowy, a tu się mi okazuje, że leśniczy.
No, chyba, że to były wykopki drzew w lesie. 🙄
Czego to się człowiek z tego internatu nie nauczy?
Bobiku! 👿 Syna się bierze, żeby niósł kiełbaski, a potem pracowicie je opiekał, gdy tatuś piwo popija. ❗
Wykopki w polu byli. Wokół pola las był. We wtym lesie robili my ognisko, na które dostawali my byli zezwolenie od leśniczego. Wykopkami dziadek zarządzał, a w każdym razie tak mu się zdawało. A! Ten las, to tam nadal jest – my go nie spalilim. Tylko pole już nie nasze. 🙁
To są wszystko nieważne szczegóły. Najważniejsze, że pole było polskie, las był polski, leśniczy był polski i dziadek nie z Wehrmachtu.
Ale w polskich ręcach to pole, Ago?
Łajza strasznie rozrabia!
Mamy chyba poważny problem. Jakiej narodowości jest ta Łajza? 😯
ziemia była użyźniona polską krwią, a las pełen polskich partyzantów…
To pole, w papierach, to w polskich ręcach, tak. A w realu, to polskim odłogiem leży. A dziadek, to z wiejskiej orkiestry – na trąbie gra! Na różnych bardzo polskich imprezach.
A z polskiej krwi, jak nawet opieczonemu na ognisku dziecięciu wiadomo, wyrosły czerwone maki na Monte Casino. Musi też polskim, bo inaczej nie byłoby warte patryjotycznej pieśni. 🙄
A jakiej ona może być narodowości, taka gadatliwa i wszędobylska? 😆
Z ostatniej łajzy wynika jednoznacznie 🙄
O, to dzięki dziadkowi mamy nawet entuzjastyczny akcent, bardzo pasujący do patryjotycznego nastroju – TROMBY! 😈
przelecialem sie po WWW i tu dla:
http://www.youtube.com/watch?v=xAtSesKFYfg&feature=player_embedded
„Ein solches Verhalten ist nicht typisch für israelische Soldaten und Kommandeure und hat keinen Platz in der Armee und im Staat Israel“
z tej gazety
tej:
http://www.faz.net/aktuell/feuilleton/medien/israel-schlag-ins-gesicht-11719916.html
łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł
łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł
łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł łouł
🙂 😀 😆
Nacht Bobikowo
Oj, plama mi na tej narodowościowej malowance wypłynęła. 🙁 Bo, uważacie, moją prababcię, która sama z dwójką dzieci przy spódnicy została, bo się jakiemuś niemieckiemu żołnierzowi nie spodobało, że pradziadek na rowerze jechał, no więc tę prababcię z dwójką dzieci rosyjski żołnierz uratował, kiedy znalazła się między niemieckimi a rosyjskimi kulami. Wychodzi na to, że gdyby nie rosyjski żołnierz, nie byłoby potem ni wykopek, ni ogniska.
nie rosyjski tylko radziecki
Jak TROMBY, to trąby
http://www.youtube.com/watch?v=dZNvLsgbb3k&feature=related
I to jest muzyka, którą uwielbiam.
A nie jakieś tam filharmonie, teatry wielkie 🙄
Rosyjski czy radziecki – tak czy owak jest dowodem na nieprawdziwość, a przynajmniej niezupełną prawdziwość Agi. 🙄
Ta muzyka z trombami też nieprawdziwa, jakaś ruska. To jest prawdziwe i jeszcze śpiewają do tego, całe ładne i polskie.
http://www.youtube.com/watch?v=Ty41sc8M37o&feature=relmfu
(dodałbym DŻIZAS, (….), JA (…), ale Pani Kierowniczka nie lubi cytatów z tego filmu) 😛
To ja już zupełnie na dobranoc, aby rozwiać wątpliwości, czy radziecki, czy nie
http://www.youtube.com/watch?v=B9m9DyFTNFc&feature=related
Dobrej Nocy.
Maszeruję ku snom złocistym.
E tam, Klakierze – w tej orkiestrze nie ma żadnych solistów! W orkiestrze dziadka każden jeden jest solista – ma własną interpretację, własne wyczucie rytmu i ich się – właśnie – trzyma. Spróbowałby mu ktoś czymś machać przed nosem, że niby ze wszystkimi ma grać. 😈
Bobiku, toż ja sie tu niedawno przyznawałam, że nie wiem, czy jestem. 😉 Ale wiem, że się pranie uprało. 🙁
Co do żołnierza, to prababcia mówiła, że rosyjski, to i ja mówię, że rosyjski, a podręczniki i historyki to niechta sobie mówią, co chcą.
Bobik, z synem na ognisko był precedens. 😉
No bo wiadomo, że polski trombiarz na zagrodzie równy dyrygentowi. To nie ruska orkiestra, żeby pod dyktando jakiegoś cara zasuwać. 👿
Masz na myśli, Siódemeczko, tę historię z marnotrawnym baranem, co to się zgubił, a potem odnalazł i ojciec na jego cześć najtłustszego syna kazał zarżnąć i upiec? 😎
Rysiu, ale czemu śpiewasz łoł po tym filmie?
Oj, Bobiku, Pan B. chyba Cię sobie wybrał na ateistę … 😉
Nie tylko mnie. Nas jest cała piechota wybraniecka. 😆
Mylisz się, Wodzu Wielki, ta melodia to jest hiszpańska starodawna pieśń, w Polsce przerobiona na „Barkę”.
O:
http://www.youtube.com/watch?v=sx9IHmnBvsU&feature=related
Dobry wieczór. Takie coś przeczytałam:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11549372,Posel_PO__Partia_poprze_ustawe_o_klauzuli_sumienia.html?lokale=trojmiasto
I ciśnienie mi skoczyło. To właściwie dobrze, bo mam bardzo niskie z reguły, ale wolałabym je sobie podwyższać w milszy sposób.
Wszędzie zdrada, wynarodowienie i sodomia 👿
Ja o piosence.
Mt7, aż pobiegłam sprawdzić i okazało się, że moje ulubione, transowe Godzinki też się z hiszpańskiego oryginału wywodzą. 😯
Wiki pisze, że ks. Stanisław Szmidt, który napisał słowa do Barki został zainspirowany południowoamerykańską pieśnią z hiszpańskim tekstem Pescador De Hombres.
Znowu etyka zafiksowana na rozmnażaniu. 🙄 A może projekt przewiduje też możliwość odmowy sprzedaży leków przynoszących ulgę przy kacu czy przejedzeniu? I oczywiście kremów przeciwzmarszczkowych. Niestety, przychodzą mi jeszcze na myśl silne leki przeciwbólowe. Vesper, myślę, że rację ma raczej Bożenna Bukiewicz i PO nie poprze tego projektu.
Dzieki mt7 za barkowa linke. Ja w mlodym wieku wyspiewywalam rozne piesni: harcerskie, partyzanckie, zolnierskie, studenckie, biesiadne, ulanskie, rewolucyjne, romanse Wertynskiego, cyganskie, czastuszki, goralskie, marynarskie, turystyczne, warszawskiego folkloru, ballady rosyjskie, patriotycne, historyczne, raz na ludowo, przedwojenne, piesni egzotyczne, kowbojskie, zeglarskie, starszych panow, estradowe, kabaretowe, przyspiewki jurne, ale nigdy prznigdy nie slyszalam Barki!
WW, Mury Runa tez sa jakiegos wynarodowionego Hiszpnskiego sodomity, przynajmniej tak mowi sie na miescie.
Środki antykoncepcyjne są przepisywane również w terapii zaburzeń hormonalnych i przy stosowaniu preparatu Roaccutane (i jego pochodnych). Nie wiem, jak w takich przypadkach farmaceuta może się powołać na klauzulę sumienia, zakładając nawet na chwilę, że ta klauzula w ogóle ma sens. A powód, dla którego lekarz przepisuje lek to jest sprawa wyłącznie między lekarzem a pacjentem. Trzęsie mnie, kiedy słyszę o klauzuli sumienia dla farmaceutów.
Przedstawiciele różnych religii mają swoje przekonania i taka klauzula dopiero wprowadziłaby problemy.
Są religie, gdzie nie toleruje się przetaczania krwi i chyba operacji.
No, nieważne. Chodzi o to, ze różni ludzie mogą mieć różne sumienia, różnie ukształtowane, a to nie może naruszać przekonań i praw innych ludzi.
Tak uważam.
O murach piosenka jest katalońska, nie hiszpańska 😈
A Czerwony Paaaaaaaaaaas!to jest chyba piosenka woloska.
Pozdrowienia z Polski 🙂
Z klauzula sumienia czy bez.
Po 25 ojro?
http://kurwa-shirt.com/
Wredne, chciwe germańskie plemię, chyba Boga w sercach nie mają! 👿
Klauzula czystego sumienia powinna obowiazywac takze sprzedawcow takich podkoszulek. Nie poszlaby wtedy ani jedna!
Ale podle germanskie plemie bez sumienia jest!
Świat pewnie myśli, że to nasz okrzyk plemienny jest.
I co ten B. Linda narobił? 🙁
Powinien dożywotnio nosić takie koszulki.
slonecznie w B. 🙂
brykam
szeleszcze
herbata do pieczywa
brykam 🙂
herbata Tereny Zielone do cieplego S-Bahnu (jak wstalem bylo -1°) do przegladu pozycji 😀
brykam fikam
mt7, 23:13
to nie do filmu, to patriotyczne dobranoc bylo 🙂
co do filmu i reakcji na brutalne zachowanie dawodcy, to szkoda ze Lisek nie komentuje wiecej u Bobika, zawsze dawala relacje z „codziennosci”
a cóż to takiego sumienie? czy ma to jakiś związek z rachunkami? z matematyką znaczy się?
WW, ciesz sie ze tylko 25€, my chciwusy mozemy zadac wiecej 🙂 🙂 🙂
foma 🙂
mysle ze zadnego, ale wiesz ja germanski chciwus sumienie
przeliczam na € 8)
brykam fikam
mt7- eczko, z przykrością stwierdzam, że masz rację.
To jest nasz okrzyk plemienny, niestety.
Powiedziałabym nawet, że jest to esencja polskiej mowy potocznej, pozostałe wyrazy pełnią w zasadzie funkcję przerywników. I głównie po k…e jesteśmy rozpoznawalni w świecie 🙁 .
I teraz pytanie do Was rozsianych po różnych zakątkach tego łez padołu, czy jest jeszcze w innym języku odpowiednik naszej kurwy?
Słowa, które się zborsuczyło, usamodzielniło i stało się podstawą komunikacji plemiennej?
Dzień dobry 🙂
Ja nie jestem taki chciwy, bo polski paszport zachowałem, więc Wam mogę te podkoszulki spylić taniej. Tylko po mistrzostwach, jak już będę wiedział, ile mi nie poszło. 😛
Wtedy i pokój Wam taniej wynajmę, i za żarcie w swojej knajpie ceny obniżę… Z dobrego, hojnego, polskiego serca. 😎
Oczywiście, że k…a jest we współczesnej polszczyźnie esencją i wyróżnikiem. Niemal każdy znajomy cudzoziemiec, który zetknął się z Polakami, pytał mnie zaraz, co to słowo znaczy. Teraz już rzadko kto pyta, bo prawie wszyscy wiedzą. 🙄
I rzeczywiście, trudno mi znaleźć drugi język, gdzie jeden wulgaryzm byłby aż tak częstym wykrzyknikiem, przerywnikiem, podstawą, treścią, formą, etceterą. Dość zbrutalizowany jest jeszcze serbochorwacki i komuś, kto go choć trochę rozumie, też często od zasłyszanych rozmów uszy więdną (nawet jak ma z natury obwisłe), ale i na tym tle rodacy się wyróżniają. K..wie pierwszeństwa nikt nie urwie! 👿
a (napiszmy to wyraźnie, odważnie, w pełnym brzmieniu, najwyżej Łotr zainterweniuje) fuck to co? wszak to godna konkurencja
Dzień dobry. 🙂
„Wuc” prowadzi przerażającą ofensywę w mediach o przyczynach katastrofy. Wybitni naukowcy mają to potwierdzać.
Znalazłam coś „w tym temacie”:
http://tomaszmachala.natemat.pl/10545,australijski-ekspert-antoniego-macierewicza-firma-z-zona-w-mieszkaniu-za-2-dolary
Klauzula sumienia dla farmaceutów mnie też podniosła ciśnienie, tyle że ja w ostatnim roku zacząłem mieć raczej kłopoty z jego nadmiarem, więc trudno mi było znaleźć jakikolwiek pożytek. 🙄
I powiem Wam, dlaczego mnie to ciśnie do granic. W zachodnim świecie mamy taką umowę społeczną, że jedyną instancją, której przyznajemy władzę przymusowego czuwania nad naszymi sumieniami, jest prawo, wraz z jego karzącą ręką. Wszelkie inne instancje – ksiądz, profesor etyki, talkshow w TV, sąsiadka – mogą działać tylko na tyle, na ile mamy się ochotę nimi przejąć. Innymi słowy, mogą co najwyżej wyrazić swoją opinię, ale nie mają i nie mogą mieć żadnych uprawnień wykonawczych do karania czy wymuszania pożądanych zachowań. Jeżeli zaczniemy przyznawać takie uprawnienia po kolei lekarzom, farmaceutom, straży pożarnej (nie wynosić z ognia grzeszników! Niech się smażą już za zycia!) czy policji religijnej, to naruszymy same podstawy naszej cywilizacji. Również chrześcijańskiej, a jakże – tej, która nakazywała oddać cesarzowi (nie mylić z cysorzem) co cesarskie i podkreślała, że jej królestwo jest nie z tego świata.
Lekarz czy farmaceuta niech mi ma za złe, co mu się tylko żywnie podoba – ale prywatnie. Kiedy wykonuje swój zawód, nie może przejmować uprawnień zarazem ustawodawcy, sędziego i policjanta, czyli niezależnie od oboiązującego prawa decydować, co według niego narusza normę, osądzać, jaka się należy za to kara (niewykonanie zabiegu, niesprzedanie leku) i zaraz tę karę wykonywać. Takie coś to jest samosąd, zwany inaczej linczem. I ja nie widzę powodu, żeby obywatele mieli się dawać linczować jakiejkolwiek grupie zawodowej.
No nie, foma, zarówno w sensie częstotliwości, jak i wyrazistości, fuck pozostaje daleeeko w tyle. Nie damy sobie odebrać palmy! 😛
Na drzwiach wejściowych do tych „sumiennych” aptek będą umieszczane symbole RYBY? Czy krzyża? Czy napis „Tylko dla wierzących”?
Drugiej kawy dzisiaj nie muszę pić. 😯
Twórcą koszulek jest niejaki p.Dabrowski, interesujące jest to, że w notce na gazeta.pl przed godziną jeszcze był wymieniany z nazwiska, a obecnie już tylko jako „autor” 🙂 .
Klauzula sumienia farmaceutów wzięta jest z brytyjskich wzorów, tam obowiązuje, tyle że w W.Brytanii ponoć aptekarz odmawiający sprzedaży musi poprosić swojego kolegę o obsługę klienta, a jak takowego nie ma, jest zobowiązany podać adres najbliższej apteki, w której bez przeszkód można dokonać zakupu.
mt7-eczko, ten Jezus z Twojej barkowej linki jest boski.
Gdybym była o połowę młodsza, należałabym do grona jego najgorętszych wielbicielek 😉 .
Hi, hi… Może się zagryzą nawzajem i będzie spokój 😉
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11550494,_Chuliganska_wojna__w_prawicowej_prasie__Lysiak_atakuje.html
Bez względu na to, gdzie taka klauzula obowiązuje (na Wyspach pewnie mocą jakiejś tradycji) – ja się z nią nie zgadzam. 😎
Wyspiarze może nie protestują, bo w praktyce nie ma to znaczenia – przyjdzie kolega i lek poda. Ale jak kolegi nie ma, a najbliższa apteka jest 50 km dalej, co na polskiej prowincji łacno może się zdarzyć?
Wiadomo, że bywają pewne zawody, w których konflikty sumienia są niejako „zaprogramowane”. Wyobraźmy sobie np., że Breivik po dokonaniu masakry zostałby ciężko postrzelony i wezwano by do niego lekarza. Może i miałby ten lekarz duży problem z tym, żeby tego sukinsyna ratować, ale czy mógłby odmówić? Nie mógłby, bo do jego zawodowych obowiązków należy w takiej sytuacji pomoc pacjentowi, a nie osądzanie go.
Nikt nikogo nie zmusza do bycia lekarzem, farmaceutą czy strażakiem. Wiadomo, że to są tzw. zawody służebne i trzeba w nich różne swoje widzimisie schować do kieszeni. Jak ktoś taki zawód wybiera, to powinien się z tym liczyć.
Ale trzeba przyznać, Pani Kierowniczko, że jak już prawicowi chuligani się naparzają, to dużym kalibrem pałek. 😈
jak to nikt nie zmusza do zostania lekarzem czy prawnikiem? a rodzice? tradycja? byt i racja stanu?
Rodzice? Tradycja? 😯 Foma, Ty o buncie nigdy nie słyszałeś? 😈
Z racją stanu trochę gorzej. Ale zawsze można się zaPiSać do jakiejś partii, która rację stanu interpretuje jako własną rację. 🙄
bunt…? bunt…? buntestag, tak? to coś z niemieckiego parlamentaryzmu…?
Tu, u nas, bunt jest tak popularny, że nawet istnieje specjalne, poświęcone mu czasopismo. 😆
http://www.bunte.de/
Ależ Bobiku, moje zdanie na temat tej klauzuli, a także predyspozycji zawodowych, czy raczej ich braku wynikajacych z przekonań czy też religii jest dokładnie takie samo jak Twoje.
Twórcy naszej rodzimej klauzuli sumienia motywowali wszakże sens jej istnienia prawem obowiazującym w W.Brytanii 😉 .
I jak wieść gminna niesie, najczęściej z tej klauzuli korzystają tam aptekarze polskiego pochodzenia, ale statystyk nie widziałam 😉 .
Ja się nie wykłócałem z Tobą, Zmoro, a gdzie tam. 🙂 Dałem po prostu głośny wyraz swojemu poglądowi na sprawę. 😉
A tu szefowa Federacji Rodzin Katyńskich powiedziała prosto i skutecznie to, o czym myśmy tu mówili długo i zakosami. 😉 Że nie można być równocześnie bratem i politykiem – na coś się trzeba zdecydować, żeby te dwie rzeczy wzajemnie nie wchodziły sobie w paradę:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11550804,Szefowa_Rodzin_Katynskich__Kaczynski_nie_moze_byc.html
Barman, setkę poproszę.
– przykro mi, nie mogę
– a co się stało, zabrakło wódki?
– klauzula sumienia szanowny panie nie pozwala mi na rozpijanie narodu, któren już pod Samosierrą … no właśnie, gdyby nie pili…
– to co pan robisz za barem?
– jak to co 😯 pracuję!
– to nalewaj pan!
– w życiu! chcesz pan sumienia łamać? A o ustawie pisanej w trzeźwości o klauzuli sumienia pan słyszałeś?
Paszoł won, ochlapusie, bo policje zawezwę…
– to za co panu tu płacą, jak pan nie nalewasz?
– ja nalewam, jak najbardziej nalewam, ale wodę Polska Kropla i olej do łbów takich ciemniaków jak pan jesteś….
– ja sobie wypraszam! A, panie, tak prywatnie, to idzie się z panem dogadać? No, jednego tak na boczku, tu masz pan zasłonkę a 20 zł na sumienie, to co, bedzie?
Aaaaa, to od razu tak trzeba było, prywatnie to ja proszę pana sumienia nie mam, ono słuzbowe, zawodowe znaczy, jest, jak najbardziej do zasłonięcia. Tylko jak kto przyjdzie, to my tu prywatnie rozmawiamy.
– ma sie rozumieć, no to zdrówko !
za moich czasów w barze w ogóle nie używało się taki trudnych słów jak klauzula, sumienie czy trzeźwość. ci współcześni barmani to czasem schodzą na psy…
Zeen załatwił temat na ament. 😆 Już nic więcej nie da się napisać. 😈
Foma, Ty nie narzekaj, tylko się ciesz, że jeszcze psy nie schodzą na barmanów. 😈
schodzony pies, nowy rodzaj bohatera w zmęczonej sobą ponowoczesności
Barmani to się raczej powinni znać na schłodzonych psach. 😆
http://cocktails.about.com/od/atozcocktailrecipes/r/gryhnd_cktl.htm
@Bobik a może na wściekłych psach? 😛
No cóż, Kamilo, barman foma prawdziwej wściekłości psa osobiście jeszcze nie doświadczył, bo nie dał do niej powodu. Ale ci, którzy dali powód i doświadczyli, wcale nie twierdzą, że było to przyjemne doświadczenie. 🙄
A tu, czy też wykluczeni wznoszą okrzyki?
Baardzo pouczajacy film o historii, którą wszyscy znają:
http://www.historicfilms.com/search/?searchType=all&q=warsaw#p1t710i0o1281
Sorki, że tak wpadłam.
Przed chwilą dostałam wiadomość o tej stronie i wrzuciłam Warszawę w wyszukiwarkę.
Strasznie mi się źle ten film ładuje i tak się zacina, że praktycznie nie da się oglądać. 🙁 Ale niezależnie od filmu – ja wcale nie twierdzę, że prawicowa klientela to rzeczywiście są w przeważającej mierze ci mityczni „wykluczeni”. Byłbym nawet skłonny podejrzewać, że prawdziwi wykluczeni w ogóle całą politykę mają gdzieś. Ja uważam, że Prezes z Ojcem Derechtórem i może paroma jeszcze innymi skonstruowali taki mit, że to oni – i tylko oni – troszczą się o wykluczonych i dają im polityczny głos, bo takim mitem nawet „lewackim salonom” można nieraz zatkać gębę (tą dorobioną). A i różne inne korzyści ten mit daje. 🙄
Bobiku, nigdzie na świecie (z wyjątkiem satrapii) nie do pomyślenia jest by prezydentem i premierem zostali bracia, lub mąż i żona, albo ojciec i syn.
Już sam ten fakt jest kuriozalny na skalę światową.
A jeszcze – wg. Roberta Krasowskiego, którego niekoniecznie cenię jako analityka i komentatora – Jeśli szukać realnych ograniczeń, tłumaczących kolejne porażki, ich źródłem nie byli polityczni wrogowie. Lecz brat. Okazało się, że bliźniactwo jest w polityce relacją toksyczną. Niszczącą obie strony.
Więcej pod adresem http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1525639,1,lech-kaczynski-czyli-niemoc-prezydenta.read#ixzz1sIPWgyW7
Bobiku, ja nie mówię, że Ty twierdzisz. 😀
Uciera się taki stereotyp, że wykluczeni upominają się o swoje prawa.
Bierze się kilka malowniczych postaci i pochyla nad nimi z troską, czyniąc z nich reprezentantów całości.
Filmuje się kilku krewkich starszych jegomościów i stwarza przekaz, że sami wariaci.
Fałszując w ten sposób obraz tworzy się wszystkim wielką krzywdę i utwierdza nienawistne podziały.
Sama czuję się wmanewrowana w tę wojnę.
A tymczasem na ulicach, obok prawdziwych patriotów,
wykluczeni górnicy, prawnicy, mundurowi, rolnicy i inne specjalne grupy paląc opony i kukły władzy żądają utrzymania wykluczenia z powszechnie obowiązującego systemu dla niewykluczonych frajerów.
Już wrzucałem tę linkę, bo akurat ta analiza Krasowskiego bardzo mi się wydała dorzeczna.
A w kwestii relacji publiczne/prywatne to już nie tylko o równoczesne pełnienie najwyższych urzędów przez członków jednej rodziny biega (choć oczywiście zgadzam się, że do tego nie powinno dochodzić), ale po prostu o to, że publiczny urząd nie może służyć do załatwiania jakichkolwiek prywatnych spraw. Polityk, który nie umie opanować prywatnej traumy, ma wziąć urlop lub dymisję i tylko wtedy może się dla siebie domagać zrozumienia „jak dla człowieka”. Na urzędzie – nigdy. Twarda to zasada i na pewno dla wielu trudna do uniesienia, ale kto tego unieść nie potrafi, niech się nie pcha do stanowisk.
Zresztą nie tylko polityków to dotyczy. Czy ktoś wybaczy swojemu chirurgowi ucięcie zdrowej nóżki zamiast chorej rączki, bo miał, biedaczek, traumatyczne przeżycia? Albo instalatorowi takie podłączenie rurek, że pół chałupy wyleci w powietrze? Jasne, że nie wybaczy, tylko powie „jak pan byłeś taki chory z cierpienia, trza było brać L-4, a nie eksperymentować na mnie”. No to niby czemu Kaczyńskiemu należy pozwalać na bezkarne rżnięcie społecznych tkanek w imię jego traumy?
Ja mam swoją teorię na temat owieczek Ojca Derechtora i Prezesa.
Zauważam, że ludzie niezbyt mocno wierzący bądż zdeklarowani ateiści wchodzący w wiek zwiastujący schyłek życia lub jego prawdopodobieństwo, nagle zaczynają usiłować naprawiać relacje bądż usuwac dotychczasowe zaniedbania. Sadzę, że wynika to ze strachu przed wielką niewiadomą. I oni właśnie są szczególnie podatni na wszelkie akcje, mające w ich mniemaniu zapewne polepszyć ich karty i szanse na uznanie po drugiej stronie.
Sama się niejednokrotnie ( mimo że statystycznie rzecz biorąc sporo wiosen mi jeszcze zostało) i coraz częściej zastanawiam, jak będzie wyglądalo to przejście i do czego. Wolałabym do niczego, ale całkiem pewna nie jestem 😉 . Ponadto mam wątpliwości, czy rzeczywiście właściwie i w pełni wykorzystałam dany mi czas.
Ludzie głeboko wierzący i praktykujący zgodnie z naukami Chrystusa tych rozterek nie przeżywają. Odchodzą spokojni i pogodzeni z losem i często dbają o to, aby się z wszystkimi pożegnać. Ale takich jest bardzo niewielu.
Natomiast klientela rydzykowa i jarosławowa, to ludzie małej bądż żadnej wiary usiłujący kupić sobie lepszy los po śmierci, tak na wszelki wypadek. Taki rodzaj polisy. I nie wykluczam, że Radio Maryja umiejętnie podsyca te lęki, bo przecież ich główna klientela to ludzie starsi i w większości kobiety.
Dzień dobry 🙂
W biegu wrzucam http://wyborcza.pl/1,75968,11536101,Niech_wreszcie__zdrajca__pogada_z__wariatem_.html
Generalnie chodzi o to, że Rada Ministrów i Urząd Prezydenta to są dwa ośrodki władzy, które pełnią wobec siebie konstytucyjną funkcję kontrolną i dlatego nie mogą być sprawowane przez członków rodziny.
I to wyczerpuje temat.
Reszta jest dyskusją nad chorą polską demokracją i podejmowanie jej, czyni ją jeszcze bardziej chorą, bo jakby zatwierdza ten stan rzeczy, jakby uważa za możliwy do przyjęcia.
A tak nie jest.
Zmoro,
a wedlug mnie jest inaczej.
Wiekszosc z tych ludzi pracowala cale zycie by raptem przestac, bo emerytura – hurra! I nagle okazalo sie, ze wraz z praca odeszlo wszystko i czlowiek poczul sie jak smiec nikomu niepotrzebny. Z kobietami jeszcze gorzej – cale ich zycie koncentrowalo sie wokol rodziny, wychowania dzieci i nagle nikt ich nie potrzebuje.
Przy RM czuja sie potrzebni i doceniani. Potrzebni. Zyja.
No ale to moje zdanie 🙂
Zmoro, myślę, że istotnie „głeboko wierzący i praktykujący zgodnie z naukami Chrystusa” są ludźmi pełnymi miłości do bliźnich.
Problem polega na tym, czy to jest wiara, czy obrzęd, jak bardzo i jak głęboko przyjmuje się przesłanie Dobrej Nowiny.
Czy rzeczywiście nawiązało się relację z Najwyższym (a jeżeli tak, to ma się świadomość własnej słabości i darmowego wybaczenia), czy są to raczej plemienne rytuały.
Moim zdaniem kościół w Polsce skupia się na rytuałach, nie dbał o formację duchową i jej pogłębianie.
A wiara nie jest czymś statycznym, wymaga zmagania się, pielęgnowania, przezwyciężania własnej ciemnej strony.
Dziś mogę być pełen ducha, a jutro na progu rozpaczy.
Krótko ujął to św. Paweł w hymnie o miłości:
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów1,
a miłości bym nie miał,
stałbym się jak miedź brzęcząca
albo cymbał brzmiący.
2 Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszystkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę,
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił.
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie2,
lecz miłości bym nie miał,
nic bym nie zyskał.
4 Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
5 nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
6 nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
7 Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
8 Miłość nigdy nie ustaje,
To jest piękne i to jest ideał. 🙂
Jeżeli chodzi o Radyjo, to też jest to dosyć proste – moim zdaniem.
Wiadomy ojciec pojechał do Ameryki i tam zobaczył jakąś chrześcijańską rozgłośnię (nazwy nie pomnę), którą tworzyli głównie sami słuchacze.
Wrócił i i zrobił to samo. Wpuścił ludzi na antenę, pozwolił im się wypowiadać, prowadzić modlitwy, zgłaszać intencje. Zawiązały się antenowe znajomości, powstały koła przyjaciół przy każdej parafii prowadzone głównie przez starsze panie.
Moja Mama co miesiąc dostawała list ojca dyrektora z wypełnionym formularzem przekazem, napisany w taki sposób, jakby był pisany tylko do Niej, że to dzięki Jej poświęceniu prowadzona jest misja ewangelizacji Polski i te dary serca nie zostaną bez nagrody. 🙁
Później znalazły się watahy naśladowców i Mama otrzymywała takich listów na mendle i wszystkim starała się zadośćuczynić. Nie wiedzieć czemu, uważała, że list skierowany imiennie do niej jest listem jedynym i na niej zawisło finansowanie zbożnych dzieł.
Ja akurat też w biegu, więc tylko taką wątpliwość wrzucę: czytałem już wcześniej linkę od Haneczki i od razu się zacząłem zastanawiać, na jakich zasadach taka rozmowa miałaby się opierać? Bo np. ja nie odmawiam rozmowy z prawą stroną, jeżeli możemy umówić się, że ograniczymy się do racjonalnych argumentów. I nie chodzi tu tylko o rezygnację z obelg, wyzwisk, niekontrolowanych emocji, ale i o zachowanie jakiejś minimalnej chociaż dyscypliny umysłowej, niewychodzenie z nieracjonalnych przesłanek, niewyciąganie nielogicznych wniosków z rękawa, itd. Bo jeżeli się takich zasad – z obu stron – nie przyjmie, to przecież wszelką rozmowę z góry można sobie odpuścić.
Starzy bywalcy pewnie pamiętają, że czasem się tu zjawiali tacy zdeklarowani prawicowcy, którzy niby to deklarowali chęć rozmowy. Byli przyjmowani uprzejmie i próbowano z nimi dyskutować właśnie racjonalnie. Kończyło się nieodmiennie na tym, że musiałem ich w pewnym momencie zbanować, bo ich jedynymi argumentami zaczynały być obelżywe bluzgi (a jeszcze więcej jest takich, których w ogóle nie wpuszczam, bo od bluzgów zaczynają). Już nie mówię o tym, że wymogiem racjonalności wywodu nie przejmowali się ani odrobinę. Więc jaką można by znaleźć płaszczyznę do tej rozmowy zdrajców z wariatami, żeby w końcu i tak nie zostać zbluzganym?
Tak Siódemeczko, to jest piękne i sama znałam paru naprawdę głeboko wierzących ludzi i im było zdecydowanie łatwiej, mimo że śmierć przychodziła niespodziewanie, połączona z ogromnym cierpieniem, niwecząc ich wszystkie plany, które sobie wymarzyli i układali na okres emerytury. Ale odchodzili pogodzeni z losem, spokojni. Ta ja się buntowalam i nie chciałam tego przedwczesnego odejścia zaakceptować i to oni mnie pocieszali.
Dzisiaj się tego wstydzę, ale to tak trudno zachować się właściwie, jak otrzymuje się telefon ” słuchaj, ja odchodzę, chciałam sie pożegnać”.
I myślę, że to „nie lękajcie się” było do nas adresowane, zwłaszcza tych wszystkich, co nie wierzą bądż wierzą pozornie, bo tego wymagają plemienne rytuały.
A takich jest w Polsce jednak większość, bo skąd się bierze opisywane przeze mnie targowisko próżności przed kościołami po polskiej stronie Tatr? A po słowackiej jest już normalnie.
A gdyby u nas było tak jak w wielu miejscowościach w Holandii, gdzie brakuje księży i wierni sami odprawiają nabożeństwa, bo taką mają potrzebę, gdyby większość polskich ksiy wymiotło nagle, to czy ktoś chodziłby do kościoła?
Zwierzaku, zapewne są i tacy.
Ale Rydzyk i ferajna działają jak sekty pod płaszczykiem KK, a ludziska kupują odpusty.
Tak samo jak uczęszczanie na niedzielne msze i przyjmowanie komunii jest traktowane jak cotygodniowy odpust.
Byłem w kościele, no to teraz chulaj dusza do następnej niedzieli.
I ta przyjęta komunia nie jest żadną przeszkodą, aby zaraz sie napić i lać żonę i dzieci 🙁 .
Jeszcze w latach 90. w polskich firmach budowlanych pracujących na kontraktach w Niemczech normą było, że w sobotę służbowy Ford Transit zawoził pracowników do burdelu, po czym w niedzielę rano po nich przyjeżdżał i odwoził do polskiego kościoła na mszę. 🙂
Znam dokładnie taki przypadek, jaki opisał Zwierzak.
Znajoma, bardzo energiczna i przedsiębiorcza z natury, poszła na emeryturę i znalazła się w pustce. Nagle odbiła jej szajba, zaczęła głosić różne dziwne poglądy, a nawet „Gazeta Polska” była dla niej zbyt liberalna – tylko „Nasza Polska” to było to, oczywiście do tego ludowy antysemityzm i różne inne akcesoria. Gadać się z nią nie dało. Aż tu nagle dostała dorywczą pracę w swoim zawodzie – i nagle uspokoiła się totalnie z powrotem 😯
Ale to tylko jeden przypadek, pewnie są bardzo różne.
Ha! 😀
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,11556324,Legutko_musi_przeprosic_licealistow__Jest_wyrok.html
Tamten rząd był specyficzny. 😀
„Trzy i pół roku pozbawienia wolności – taki wyrok otrzymał Tomasz Lipiec, oskarżony o korupcję były minister sportu w rządzie PiS.”
No i pięknie, PK. 🙂 A krzyże w klasach dalej wiszą, czy nie?
Dla równowagi dwa słowa optymistycznie o ludziach na emeryturze. 🙂 Moja ciocia, nauczycielka, przeszła na emeryturę w zeszłym roku. Przeprowadziła się z małej miejscowości do Warszawy (no fakt, rodzina pomogła), tu rzuciła się w wir życia i jest przeszczęśliwa. 🙂 Zapisała się do kółka seniorów, chodzi na gimnastykę, jeździ na wycieczki, uczy się chodzić z kijkami, rozbija się po koncertach, występach, wystąpieniach i akademiach ku czci. 😯 Fakt, do jakiegoś kościelnego towarzystwa też należy, ale dlaczego nie? Nie zauważyłam, żeby jej to szkodziło. 😉 Ba, to od niej dowiedziałam się o tym, że warto wybrać się do wojskowej katedry posłuchać organów po renowacji. Do tego coś tam dzierga, namiętnie gra w scrabble, korzysta z internetu – tylko patrzeć, jak blog założy. 😆 Pół słowa pesymistycznie: sama ciocia mówi, że przeprowadzka do Warszawy ją uratowała, bo u siebie na prowincji, nie mając takich rozrywkowych możliwości, ani – co też ważne – takiego dostępu do lekarzy, jak tu, uświerkłaby i skapcaniała. 🙁
Kiedy mnie nachodzą chmurne myśli na temat własnej emerytury (’miejmy nadzieję, że nie dożyję’), to myślę sobie o mt7, która co chwila 'zagina mnie’ swoimi technicznymi umiejętnościami, ma czas na koncerty i na koty, działa w różnych grupach, które 'sadzą róże’.
Trochę dla siebie, trochę dla świata: nieźle to, tak z boku, wygląda. 😀 (mt7, przepraszam za wścibstwo 😳 )
No właśnie, Siódemeczka – niczego nie ujmując Cioci Agi – jest tu przykładem bardzo dobrym, bo całemu blogowi znanym. 🙂 Helena też na skapcaniałą emerytkę nie wygląda i konia z urzędem temu, kto ją pod Pałacem uświadczy. 😆
W kwestii aktywności na emeryturze chyba dużo zależy (poza zdrowiem oczywiście, bo tego się nieraz nie da przeskoczyć) od tego, czy ktoś się definiował wyłącznie przez pracę albo rodzinę, czy też na wiele różnych sposobów. Jeśli na wiele różnych, to zwykle jako człek pracujący nie miał na mnóstwo rzeczy czasu i może być wręcz szczęśliwy, że nareszcie ma. A jeżeli pracę i/albo rodzinę traktował jako jedyny sens życia, to bardzo możliwe, że po utracie tego rzuca się gorączkowo na poszukiwanie jakiegoś innego sensu. A tam Ojciec Derechtór już czeka z sensem na tacy i drugą tacą gotową na przyjęcie datków… 🙄
Nawiasem mówiąc, myślałem dziś o Siódemeczce podczas spaceru po cmentarzu, widząc jej nazwisko na którymś z nagrobków. 😆 Ale myślałem nie w sensie śmiertelnym, tylko wspólnej Europy, przez nazwisko właśnie. 🙂
A że to Legutko dostało po nosie, niezmiernie mnie rozradowało. 😈
Wybrałam się dzisiaj do Löcknitz , gdzie jest najbliższy niemiecki sklep Netto. W jednym, bardzo konkretnym celu.
Niestety, Birnenbrand marki Zinselhof nie mają.
Naprawdę czuję się jak osoba wykluczona. 😀
Mar-Jo, łączę się z tobą w cierpieniu, abowiem mi wyszło Soberano i też się czuję jak wykluczona persona, pomimo że mam jeszcze Calvados, za którym jednakowoż nie przepadam.
Pomożecie mi się go pozbyć? Pięknie proszę 😉
Pomożemy!!!!! 😀
Płacze Mar-Jo wykluczona w abstynentów getcie,
bo gruszkówka Zinselhofa miała być dziś w Netcie.
Tak się, biedna, wysiliła, by do Löcknitz dymać,
lecz na próżno, bo gruszkówki tam po prostu ni ma.
Wszystko brzydnie, kiedy handel zagra tak na nosie,
sześć kotletów już nie cieszy, ba – i całe prosię,
baran z rożna, który zwykle tyle zbiera mlasków,
ni cuajada sprowadzona prosto z Kraju Basków.
Może jej się coś zdarzyło w jakiejś strasznej chwili?
Wyżłopali gdzieś po drodze? Butelkę rozbili?
To przez zazdrość! To producent mineralnej wody!
Butla głupstwo, lecz zawartość… Coż za straszne szkody!
Nagle zjawia się gruszkówka przy końcu wierszyka.
– Skąd ty tutaj? – Ja? To proste. Ja tu od Bobika.
On mnie kupił, by już Mar-Jo łeb nie bolał o to,
lecz musiałam – przez procenty – dojść tutaj piechotą. 😈
Na słowo „calvados” natychmiast wkluczyłem uwagę i postawiłem uszy. Dawać go tu! Przy mnie się długo nie utrzyma! 😆
Dzięki, Bobiku!! 😆
W MVP mają ,przypuszczam, inne preferencje. Tej gruszkówki w ogóle nie mają. NIGDY.
Nie mają też kremów, którymi obdarowałam niemal wszystkich krewnych po moim powrocie z NRW.
W „moim” miasteczku były w każdym sklepie.
W maju wybieramy się do Berlina, zrobię zapasy….
(Gruszkówki, nie kremów).
Mar-Jo po Birnenbrand, a Irek do lekarza. A tu lekarz chory. 🙁 Przez 15 min. słuchałem jego relacji z dolegliwości, i to nie takie byle co ” tu mnie dusi, tam mnie kłuje ” , tylko profesjonalny opis objawów klinicznych. Na szczęście miałem swoją dokumentację medyczną i kiedy padło ” a u pana to co” – nie obniżyłem poziomu relacji lekarz – pacjent 🙂
Irek 😆
vitajcie! A gdyby tak wszyscy stali się ateistami to jak ludzie by żyli ? Gdyby w nic nie wierzyli ? Ciekawe… 🙂
Mar-Jo, może zdegustuj jednakowoż przed nabyciem zapasów, bo mnie jakoś dziwnie zniechęca dźwięk słowa 'gruszkówka’.
Kawę należną wypiłam przed 1972 rokiem i nie mam do czego dolewać tego specjału.
A dalsze nakłady, obawiam się, niczego nie zmienią.
Ach, muszę poszukać w necie, może mają jakieś dobre rady.
W tym Krasiczynie na oficjalnym obiedzie podano m.in. jakąś nalewkę ziołową. Pycha.
Nie wypadało wypytywać.
mówcie co chcecie ale mnie bardzo podobalo się jak w tvp Pan Kaczyński podczas rozmowy z redaktorką przypomniał mój ulubiony kwał o żabie która wystawiła łapkę do podkucia kiedy tę czynnoś wykonywano koniu :):) i jak tu nie mieć sympati do takiej osoby 🙂
faktem jest że czasy jakieś lodowate. Może idzie epoka lodowcowa. ::):) Pa. Dobrej nocki
mt7 🙂 jestem na etapie ziółek, gruszkówka przemineła z wiatrem 🙂 :):)
Brawo, Irek! 🙂 Choć szkoda, że w ogóle była okazja, żeby wypaść dobrze – niechby ten lekarz komu innemu się zwierzał, a Irek z dala od lekarzy brykał. 🙄 Calvadosu nigdym nie piła. 😳 Poproszę kropelkę, jeśli jeszcze zostało. I brykam do garów. 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=GXsxINKS-yo
Irku, a gdyby to jeszcze było po łacinie…!
😯 Do mojej przerabianej gruszkowej /2005 r/ dodałem tak :suszone jagody, ziarno kardamonu, goździki, ziele angielskie, kolendrę, jałowiec, korę cynamonu, połowę laski wanili, skórkę z cytryny.
Wyszło bardzo smaczne.
Hm, no nie wiem.
Fomo, a skąd wiesz, że nie było?
Ale ja już pisałem, że ta „moja” gruszkówka to nie jest żadna nalewka, tylko coś w rodzaju grappy. Niczym tego nie trzeba, a nawet nie należy przyprawiać, bo się przyzepsuje. 🙂
Jakoś sobie nie wyobrażam Irka, który przy lekarzu rzuca łaciną. 😎
Lekarz też raczej mięsem nie rzucał, bo Irek nic nie pisał, żeby to był chirurg. 🙄
Bobiczku, wiem.
Tak się tylko uprzedziłam do swojej nalewki, że teraz ujadam na wszystko, co z gruszką ma związek. 😉
I szukam poratowania.
Bry!
Jest słodko, gdy się zapomni wziąć w walizce Interneta 👿 Głowa już nie ta. I kontaktu nietu.
Buuu.
Nie odważam się (odważuję?) czytać co poprzednio, trza w przyszłość iść! Więc chętnie przeczytam co napiszecie….
Papa
Tadam
Ago, dziękuję, dziękuję.
Ale cóż, tego Otella napisał niejaki Verdi, a nie jaki Strawiński czy inny Prokofiew…. czołówka nie czołówka, nie działa na mnie Verdi.
Jarzębinko, a skąd Ci się wzięło, że ateiści w nic nie wierzą? 😯 Oni nie wierzą w Boga, ale poza nim są jeszcze różne inne rzeczy do wierzenia w. 🙂
15 minut relacji, to dosyć schorowany lekarz. 😉
A czekający pacjenci myślą, dobry lekarz, długo bada. 😀
na dobranoc 🙂
Uwaga, od 12:22 będzie po łacinie 😎
Ja właśnie miałem z niepokojem pytać, gdzie się podział nasz Ulubiony Tadeusz, a to tylko coś w walizce nie konaktowało. 😯
Choć może gdybym się nie dowiedział, że przyczyna zniknięcia UT była tak banalna, zacząłbym szukać jakichś bondowskich wyjaśnień i bym przy okazji kryminała napisał? 🙂
Gruszkówka grappowata kojarzy mi się z śp. Panem Lulkiem od Łasuchów (u mnie też bywał i nawet przeszliśmy na wuju). Przywoził rewelacyjną – raz spotkaliśmy się w realu u Piotra A. Ja mam gruszkówkę austriacką tego typu i co rok wypijam z pięć kropelek (Bobiczek się zdenerwuje, wiem)…
Co do emerytury, też już widzę w najbliższym otoczeniu, jak to wygląda. Moja siostra i szwagier nigdy nie byli tak zajęci jak teraz – wykłady, odczyty, tłumaczenia, referaty, często poza Warszawą, więc trzeba jeździć – no, przed emeryturą aż tyle chyba nie robili 😀
Ago, ja tam nic nie wiem, tak tylko hipotetyzuję
Irku, a może Ty byś założył przychodnię dla lekarzy, którzy zazdroszczą pacjentom, że ci mogą sobie pogadać o swoich bolączkach i też by chcieli? Niewykluczone, że taka przychodnia miałaby wielkie powodzenie. 😈
A dlaczego mam się zdenerwować, Pani Kierowniczko? Że tylko 5 kropelek, czy że aż 5 kropelek?
Mógłbym się wprawdzie na wszelki wypadek zdenerwować po razie na każdą z tych okoliczności, ale jakoś mi się dziś nie chce przemęczać. 😀
Ja tam w kwestii wiadomej gruszkówki ufna jestem. Bardzo. 😀
Dla gruszkówki – ostatnie złotówki.
A w strefie euro – ostatnie euro.
Ja byłam przekonana, że Tadeusz siedzi pod magnolią i czeka, aż ta zakwitnie. 😛
Tadeuszu, Verdiego wolno Ci nie lubić, ale z lokalnego patriotyzmu powinieneś recenzję przeczytać. 🙂 Jak również docenić, że to o Otellu napisałam, w związku z Wrocławiem, a nie o pladze szczurów. 😈 Nie chciałam wywołać paniki: Tadeusz – nie ma, szczury – są -> jakaś myśl złowroga o szczurzym spisku przeciwko Tadeuszowi sama się w głowie lęgnie. 🙄 Zmilczałam więc szczury dzielnie.
Medice, cura te ipsum – logo przychodni 😀
A poniżej polskie tłumaczenie: Medyku, wykurujemy i Ciebie, i Twojego psa. 🙂
Nad wejściem dla Psów Alea iacta est 🙂
Jak ta alea już tam jest, to ja w to wchodzę. 😆
Znalazłam materiał o tym „specjaliście z NASA” Antoniego M.
Przeczytałam, idę spać w lepszym nastroju.
http://studioopinii.pl/artykul/7894-krzysztof-lozinski-ekspert-od-bredni
Dobranoc.
Tłumaczenie (dla polskich psów): Aleja 'Jak Tam jest’.
————————————————————-
*Tam=w pieskim niebie
Łomatko, a ja to na samą myśl o Antku M. spać nie mogę. 🙄
Chyba spróbuję intensywnie myśleć o pieskim niebie i może jednak zachrapię. 😉
Ho, Ho, PK to ma zapas gruszkowki na jakies cztery zycia!
Dzisiaj jakos bardzo mi sie chce przejsc na emeryture, a tu jeszcze cale szesc i pol roku! Poprosze o kilka kropli calvadosu do malego espresso, zmoro.
Ja tam na mysl o Antku M. Bobiczku spie jak zabita. Bylam poznalam go bedac mloda stoleczna studentka, nie za blisko, ale troszke. Mial zupelnie normalna zone i uroczego bobasa. Jak to czlowiek potrafi nie wiadomo kiedy zdziwaczec. Nawet przed emerytura. Obawiam sie, ze nawet gdyby w Smolensku ktos nakrecil film na zywo z tej tragedii to i tak nic to by nie wyjasnilo.
Bry!
O, dzisiaj wczorane doczytane!
Szaro siąpliwie. Brykliwie w następstwie Rysiowym. Ale fiki nie wychodzą jednak.
Aleście się na tę gruszkówkę uwzięli… A tu nie ma i nie ma. W maju będąc w CSR będę w pobliżu DDR, może co się kupi, albo się co wypije. To drugie pewniejsze. Pora na pierwsze spacery rowerów!
Ago, jest jeszcze taka możliwość, że to ja te szczury wyżeram, więc jak znikam to…
fuj. Mam chorą wyobraźnię. Ale bujną. To się nazywa kompensacyjna teoria dzieła literackiego. Bujność za bujność.
srodkowe 🙂 dobrykanko do Tadeusza 😀
brykam
szeleszcze
herbata 🙂
zielone Tereny Zielone czekaj
pozycje czekaja
cieplutki S-Bahn czeka
przybywam 😀
brykam
fikam
Agi tłumaczenie wspaniałe!
Wolna (ale krótka) waryjacyja (wystarczy wspomnienie o Antku M…):
Medyku, lek ci i psu.
Zauwazcie ( ja dalej o tych emerytach:) ) ze wy na ogol piszecie o ludziach „pracujacych umyslowo” w szerokim zakresie tego slowa, im po przejsciu na emeryture swiat sie raczej rozszerza nie konczy.
Ja pisze o tych, ktorych swiat ogranicza sie do wykonywania jakiejs meczacej fizycznie czynnosci w pracy , do poswiecenia sie calkowicie dbaniu o rodzine bez rozwiniecia jakichkolwiek wlasnych zainteresowan i potrzeb. Wbrew pozorom takich ludzi jest bardzo duzo, szczegolnie w starszym pokoleniu, kiedy to zafiksowane tradycja wiekowa bylo, ze chlop zarabia a baba dba o dom.
Mam czasami drobne konflikty z tesciowa z powodu wlasnie owego podejscia do „obowiazkow” i czesto slysze: bo u mnie to kazdy mial podane i naszykowane… i dalej o porzadku itp.
To jej radosnie odpowiadam – a u mnie nie!
I wspolczuje jej czesto, bo sama sobie zawiazala swiat i teraz spedza dni samotnie czekajac na sobote, jedyny dzien kiedy spotka sie z rodzina ( wszyscy pracuja i mieszkaja osobno) i z innymi ludzmi w kosciele.
A moje znajome tutejsze emerytki chodza do kasyna, jezdza na wycieczki, spotykaja sie w klubie, pracuja charytatywnie – mozliwosci sa ogromne.
A i jeszcze o ekspercie 🙂
Dobry ten artykul Lozinskiego ale powinien byc na pierwszej stronie Onetu albo Gazety.
Takich ekspertow i profesorow to pelnawo, bodajze stary Giertych tez sie zalapal, ale najfajniejsi sa ci, ktorzy nie istnieja. 🙂 Czesto bowiem sie zdarza powolywanie na naukowca, oczywiscie amerykanskiego, ktory po sprawdzeniu okazuje sie fantomem. Specjalizuja sie w tym, jak zauwazylam szajki religijno – dietetyczne. 🙂
Dyskusja na temat macierzyństwa wciąż przed nami
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1525877,1,wywiad-dlaczego-sprawa-madzi-stala-sie-taka-sensacja.read
Rozróżnienie Zwierzaka bardzo ważne. Widzę to w swojej gminie. Ludzie w wieku emerytalnym, niezależnie od tego czy jeszcze są czynni zawodowo, czy też nie, bardzo się różnią w podejściu do życia w zależności od tego jaką pracę przedtem wykonywali. Tak zwana inteligencja stanowi siłę napędową większości organizacji pozarządowych, wydarzeń kulturalnych i sportowych.
Większość osób pracujacych wcześniej fizycznie, celebruje swój stan emerycki: swoje zrobiłem, sie mi należy. Praktycznie nie ma szans na namówienie ich do zrobienia bezinteresownie czegokolwiek dla innych. Sprawdza się stara zasada kto chce szuka sposobu, kto nie chce szuka powodu. A powód do żądania więcej dla siebie i niezadowolenia z tych, którzy dla nich, za friko, pracuję zawsze sie znajdzie. Ci którzy im mówią, że zasługują na wiecej. A skoro zasługują, to dlaczego nie mają? I już zaczyna się szukanie wroga. Stare jak świat. Nudne. Ale wciąż działa 👿
Edukacja, edukacja, edukacja …..
Ci którzy im mówią, że zasługują na wiecej zawsze znajdą u nich posłuch. A skoro „maja rację” w jednym, to z pewnościa maja ja i w drugim , trzecim …
Dzień dobry 🙂
Widzę, że powstał nam tu ostatnio duet brykający. Może powinni mieć sceniczną ksywkę „B und B”? 😆
Meteorolodzy skłamali, zamiast zapowiadanego ponurego luja jest – w tej chwili przynajmniej – trochę słońca, tak że i mnie jest dosyć brykająco na duszy. No cóż, nie zawsze prawda nas wyzwoli, czasem i nieprawdzie przypada to zadanie. 😉
Króliku, ja też się czasem zdumiewam, kiedy słyszę, co się porobiło ze starymi znajomymi. 🙁 Ale mnie od tego włos staje dęba na całym ciele, co przy mojej ilości włosa okropnie utrudnia zasypianie. 😉
Wśród moich znajomych również są tacy, którzy przestali myśleć. Zaczynam podejrzewać, że być może nigdy nie zaczęli, tylko zajmowało ich wiele różnych ciekawych rzeczy i tak bardzo nie było tego niemyślenia widać.
U nas nie ma immunitetu: Po dwoch tygodniach minister policji musial zrezygnowac ze stanowiska z powodu przekroczenia szybkosci, niezaplaconego mandatu i jazdy z zawieszonym prawkiem.
http://www.couriermail.com.au/news/queensland/campbell-newman-dumps-police-minister-david-gibson-over-driving-allegation/story-e6freoof-1226328175581
To, co piszecie o sposobach spędzania emerytury, właściwie pokrywa się z moim podejrzeniem, że to zależy od wcześniejszego sposobu samodefiniowania się. Ale z tego by mi jeszcze wynikało, że wzorzec matki Polki (i odpowiadającego jej ojca Polaka) ma daleko większą szkodliwość, niż mi się zdawało. Nie mam w tej chwili czasu rozwijać ze szczegółami, ale chodzi mniej więcej o to, co taki wzorzec robi, kiedy ludzie dłużej żyją, mają więcej czasu wolnego (statystycznie tak jest, nawet jeśli osobiście się tego nie zauważa 😉 ) i przebywają w płynnej rzeczywistości.
Może rozwinę, jak mi spadnie z nieba czas na pomyślenie, a może nie rozwinę. 😀
A jak się babki nawzajem pilnują, żeby któraś poza ramy matkopolkizmu nie wystawała. Szczególnie wszelkie babcie, ciocie i kuzynki. I żeby dziecko koniecznie do pierwszej komunii we właściwym czasie poszło. To jest przedmiotem szczególnej troski kobiet w najbliższej rodzinie 👿
To jest właściwie bardzo ciekawe zjawisko – przy naszym (rzekomym?) wybujałym indywidualizmie i niechęci do kapowania, wzajemny nacisk „kontrolny” na poziomie rodzinno-sąsiedzko-znajomoścowym jest faktycznie ogromny. W (rzekomo?) zdyscyplinowanych Niemczech wiele mniej to odczuwam. Wystarczy, że się przestrzega prawa i pilnuje porządku; w kwestii stylu życia obowiązuje zasada „leben und leben lassen” .
Zastanawiam się, czy nie wynika to z przeważająco wiejskiej proweniencji naszego społeczeństwa (drobna szlachta też po wsiach mieszkała). Tradycyjne mieszczańskie wzorce były wprawdzie też bardzo kontrolujące, ale miasto, zwłaszcza duże, dawało większą możliwość ucieczki od tej kontroli, „rozpłynięcia się w tłumie”, albo prowadzenia podwójnego życia. Ale to tylko takie moje przypuszczenie – do ewentualnego rozpracowania. 😉
Vesper,
właściwie „od zawsze” rola „dziadków” w rodzinie polegała na dbaniu o przekaz tradycji kulturowej, zachowaniu jej ciagłości. Starsi i bardziej doświadczeni dbali o „nadbudowę”. Młodsi, silniejsi koncentrowali się głównie na „bazie”. Rzecz w tym, że i baza i nadbudowa zmieniają się w piorunujacym tempie. A tymczasem nie wszyscy zdążyli ja sobie przedefiniować. Nie wszyscy chcą to robić. Niektórzy wręcz się boją. Wolą się okopać pod światłym przewodem 😉
Och, Bobiku, nie myl warcholstwa z indywidualizmem 😉
My jesteśmy narodem wspólnotowym, kolektywnym. Tyle, że w ramach tej „kupy” lubimy pokazać „kto ja jestem” 👿
„szlachcic na zagrodzie …” – tak! Odpowiedzialność – nie!
Zamiast tego płaczliwie-roszczeniowe: „Jak żyć panie premierze”?
W Polsce rodzina jest ponadto systemem wzajemnego wsparcia materialnego. Mało który młody człowiek jest finansowo samowystarczalny. Gdy rodzi się dziecko, wiele kobiet wypada z rynku pracy i wpada ponownie w czułe objęcia krewnych. Może już trochę się wyrwały ze schematów, ale do nich wracają, bo krewni w zamian za pomoc wywierają presję, najczęściej zupełnie nie wprost. I tak to sie kula z pokolenia na pokolenie. Trzeba mieć wielką integrity, żeby się nie dać.
to jest poważny problem
Jotko, nie dalej jak wczoraj wymieniliśmy z mężem poglądy na kwestię „przekazu pokoleniowego”. Konkluzja jest taka – pokolenie naszych rodziców zostało wychowane do posłuszeństwa. I tak jeśli chodzi o obrzęd przejścia w wersji pierwsza komunia święta, pilnują, żeby wszystko odbyło się zgodnie z rytuałem, choć dobrze zdają sobie sprawę, co we współczesnym polskim katolicyzmie im nie pasuje. Nic z tym jednak nie robią. Moja mama często wyraża protest wobec patologii w kościele katolickim, ale jednocześnie potrafi zrobić wyrzut, że nie świecimy dziecku przykładem uczestnictwa w niedzielnej mszy. Kiedy mówię, że swoją obecnością wierni legitymizują status quo, to się zgadza, ale nie tylko nie przekłada się to na jej własną postawę, ale jest gotowa z pozycji tradycji krytykować inne wybory. Choć z tą tradycją się nie zgadza. Strasznie niespójne i w gruncie rzeczy podszyte lękiem.
Presja rodziny- brrr, a sama jej ulegałam.
Pamiętam jak obowiązkowo co niedzielę musiałam pokonywać 150 km, bo babcia robiła obiad niedzielny dla rodziny. Jak mieszkałam 400 km od babci też nie było zmiłuj się.
I do tego wracałam głodna, bo ukradkiem wyrzucałam jedzenie do ubikacji, albowiem niejadalne było.
Bo babcia cale życie otoczona służbą, pierwsze kroki w kuchni stawiała grubo po sześdziesiątce 🙂 .
Ważne:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11560796,Slynna__wrzutka__senatora_Rockiego_niekonstytucyjna.html
Jako pendant do ostatnich kilku dyskusji podrzucam ciekawostkę: 😉
http://www.welt.de/wissenschaft/article13137138/Konservative-haben-groesseres-Angstzentrum-im-Hirn.html
Dla nieniemieckojęzycznych szybkie streszczenie bardzo z grubsza: naukowcy z Londynu badali mózgi osób określających się jako konserwatywne lub liberalne. U konserwatystów znaleźli powiększone centrum strachu w ciele migdałowatym, liberałowie natomiast mieli zwiększoną ilość szarej substancji w przednim płacie kory mózgowej, odpowiadającym za wiele funkcji, m.in. za uczenie, zachowania społeczne i różne aktywności ukierunkowane na cel. Jak ktoś chce więcej szczegółów, to niech sięgnie do czasopisma „Current Biology”. 😉
Nie wiem, na ile te badania są poważne, dlatego mówię tylko o ciekawostce. Ale zastanawiającej. 😉
A tu o tym, że producent koszulek przeprasza za okrzyk plemienny:
http://www.alert24.pl/alert24/1,84880,11555306,Wulgarne_koszulki_na_Euro2012_oburzyly_Polakow__Producent_.html
Podsumowanie poprzedniego:
k..wami to my, ale nie nam.
No to Prezes ani chybi wcześniej odkrył to centrum strachu.
Nobla mu za to 😉 . Byłaby to jakaś szansa dla Polski, bo jeżdziłby po świecie konferując i czasu by mu dla ojczyzny brakło.
A myślę, że Nobel by jego próżność zaspokoił.
Zakładam, że część ze zbulwersowanych koszulką sama używa okrzyku plemiennego, czasem również w charakterze przecinka. Nie znaczy to, że koszulka mi się podoba, ale powszechność „k..wy” w codziennej polszczyznie nijak się ma do tego masowego, spontanicznego odruchu oburzenia 🙄
A ja mam cichą nadzieję, że z koszulkami chodziło bardziej o terapię szokową a nie o geszeft. Ale ja optymistka jestem 😉 .
Dopiero w Australii poczulam sie tak naprawde wolna.
Tesciowej i reszcie rodziny sie nie daje, maz mnie wspiera. Zreszta 1000 km swoje robi 🙂
Oj tak, Zwierzaku, dystans jest cudowny. Ja też sie wyrwałam, wyjeżdżając z kraju na parę lat. A kiedy wróciłam, poczułam, jakby mi stukilogramowy ciężar spoczął na barkach. To było bardzo fizyczne odczucie.
O, a tutaj przykład kolejnego polskiego absurdu:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/10,114927,11552857,Albo_nie_widzisz_albo_nie_slyszysz__Prawo_nie_uwzglednia.html
Środowa szczęka, środowa szczęka,
na widok szczęki tej piesek pęka,
gotów by nawet był iść w zaparte,
że nagle, cudem, zrobił się czwartek,
lecz rzeczywistość czółko mu chłodzi –
niestety, szczęka wciąż jeszcze środzi. 🙁
Przełożone na prozę oznacza to: poszczekałoby się, ale trza robić. 👿
1000 km od męża???
Gdyby policzyć odległość od męża siedzącego obok na kanapie nie po najkrótszej drodze, tylko w koło, przez biegun, to by nawet dalej mogło wyjść 🙄
U mnie już chyba czwartek od dawna… a jutro będzie znów zdwojona środa 🙁
Ale miałem nie marudzić, tylko wreszcie posprzątać, tak złośliwie się odezwę!!!
Żadne sprzątanie! Złachanym, zmoczonym, bo meteorolodzy w drugiej połowie dnia postanowili skończyć z zakłamaniem, a nawet zgradzonym, choć nie jakoś dramatycznie.
Teraz kolacja, a nie jakieś tam sprzątania. 👿
Nikt z Państwa nie odniósł się do mego wczorajszego linka z pieśnią Rozenbauma.
http://www.youtube.com/watch?v=GXsxINKS-yo
Ile tam ogólnej prawdy nie tylko odnoszącej się do współczesnej Rosji.
Dołączam do frakcji złachanych. 👿 Na kolację zjadłam jutrzejszy obiad, który dziś w dwojaczkach przyniosłam do pracy. Idę do domu. Mam nadzieję, że Tadeusz u mnie też sprzątnął – Bobik wyraźnie zasygnalizował, że na niego nie mam co liczyć, Klakier udaje, że temat sprzątania mu umknął, a reszta Koszyczka z dużym wyczuciem milczy. 😉
Klakier nic nie udaje, bo goni w piętkę w rozlicznych powinnościach. I nie ma nawet czasu posłuchać drugiego koncertu Festiwalu Paschalnego w Moskwie.
Teraz chwila odsapki i zaraz dalej i dalej… potem rzut na „taśmę” poduszki, aby wystartować do kolejnego dnia.
Dobry wieczór.
Jest taka wieś na pn. od Salzburga. Przyciąga swoją nazwą wielu turystów z GB i nie tylko.
http://i.lidovky.cz/10/091/lngal/KIM359b12_fucking.jpg
No prawdę, prawdę ten Rozenbaum śpiewa. Oczywiście, że czto to zdies’ nie tak, jeżeli koszki sjeli sobak. 👿
A kto psich my toże znajem. 😎
Ten Fucking, o którym Mar-Jo pisze, to ulubiony temat w niemieckim sezonie ogórkowym. 😀
I jak tu żyć Panie Prezesie 👿
http://www.ekonomia24.pl/artykul/706204,862097.html
Odpowiedź Pana Prezesa:
Jak my odzyskamy władzę to Polska zajmie czołowe miejsce w Europie!
Bo bieda nie będzie zmuszała nas do pędzenia, każdego stać będzie na pół lytra, na pohybel wykluczeniu!
Irku, przekład Agi nasunął mi jeszcze jedną ideę biznesową. Jakbyś mnie przyjął na wspólnika do tej przychodni dla lekarzy, to ja bym tam założył smażalnię kurczaków z lekko zmodyfikowanym Agi sloganem: Medyku! Kura ci i psu! 😎
Napoje wyskokowe też bym tam mógł sprzedawać. Wprawdzie średnia nam spada, ale medyków na pół literka chyba jeszcze stać. 😎
I to jest jedyna słuszna droga na uzdrowienie naszej służby zdrowia 😎
Medyków musi być stać – kto jak kto, ale oni powinni rozumieć znaczenie dezynfekcji dla powodzenia jakichkolwiek życiowych operacji!
Bobiku, jakby się okazało, że ta smażalnia tak całkiem Cię nie absorbuje, to może zaangażowałbyś się jeszcze w inny projekt kulinarny, parlamentarny tym razem: restauracja i bar szybkiej obsługi dla parlamentarzystów, odpowiednio Ad Rem i Ad Vocem.
Ad rem? Dla parlamentarzystów? 😯
To chyba nie naszych. 🙄 A dla obcych co będę zakładał. 👿
No tak, ale te statystyki są o ludności powyżej 15 roku życia. Może jakby policzyć gimnazjalistów, to nie wypadamy tak żałośnie?
Bobiku, Ciebie trzeba przekonywać, że jedzenie jest najważniejsze? 😯 Ale nie chcesz, to nie – parlament sam się wykarmi. 😉
Pod wczorajszą linką od Mar-Jo o tym “specjaliście z NASA” narosło dziś mnóstwo komentarzy. Liczne łajzy utrudniają czytanie, ale coś tam jednak da się wyczytać.
Dla PiSa i tak najważniejsze, że to nasa (znaczy ich) specjalista, a komentarzy zawsze mogą nie czytać. 🙄
Wodzu, należałoby jeszcze wziąć pod uwagę, że gimnazjaliści mają utrudniony dostęp. Gdyby znieść te antypolskie przepisy, ograniczające spożycie przez młodzież, dopiero by nam statystyki skoczyły. 😎
To ja Wam tylko pomacham i legnę.
Obudził mnie dzisiaj urząd skarbowy bladym świtem, bo koniecznie chciał mi zwrócić nadpłacony podatek, a informacja o koncie bankowym okazała się niewiarygodna.
Trudno, poczekam na posłańca.
Branoc! 🙂
Coś ta środa chyba wszystkim dała w kość. 🙁
No, nic. Na szczęście perspektywa czwartkowego poranka już bliska. 🙂
Tylko co zrobi czwartkowym rankiem biedny Tadeusz z podwójną środą na karku? 😯
Północne dzień dobry 🙂
Robiłam dzisiaj porządek w domowych kwiatkach. To nie to samo, co sadzenie róż 😉 , ale kwiatki wyglądają na zadowolone. Przy okazji zmieszałam dom z ziemią i trzeba było gruntownie posprzątać 🙄
Tonę w Korczaku Olczak-Ronikierowej. Całkiem inne niż Broniewski Urbanka, ale równie mocno wciąga.
W statystykach naszego picia zastanowiło mnie nie tyle nawet porównanie z innymi, ile nasze żałosne trzeźwienie, czyli ten fragment: W 1980 r., czyli tuż przed wejściem ustawy o wychowaniu w trzeźwości, dostawy rynkowe krajowych wódek czystych i gatunkowych wynosiły powyżej 530 milionów litrów objętościowych, podczas gdy w 2011 r. rynek mocnych trunków wyniósł ok. 300 milionów. Pijemy więc blisko dwukrotnie mniej napojów spirytusowych niż przed trzydziestu laty. Zajrzałam do GUSu, a tam problem, bo w międzyczasie zmienił się sposób liczenia, najstarszych danych jakie znalazłam (1995) nie należy więc porównywać z aktualnymi. Można porównać rok 2000: 747 z 2009: 1238. To są tysiące hektolitrów wysokoprocentowych alkoholi, w przeliczeniu na alkohol 100%, dostarczone do polskich sklepów i lokali gastronomicznych. Wzrost o 66%. W tym samym czasie dostawy piwa wzrosły o 36%, a wina zmalały o 6% (na marginesie: dramatycznie spadła krajowa produkcja wina, co by chyba należało opić).
O przepraszam, u nas produkcja wina, w porównaniu z rokiem ubiegłym, wzrosła o 100 % ❗
A ten wzrost, to chętnie opiję! 🙂 Wino made by Haneczka to zupełnie inna rozmowa, niż wino marki wino (albo jeszcze gorzej). 🙂
Uczciwie przyznam, że wyszło za słodkie 🙁 Cierpliwie spijamy po kawałku 😉
Dobranoc 🙂
Upraszam wybaczenia za mój odchył statystyczny. 😳 Znalazłam porównywalne dane za 1995 rok: 1351 tysięcy hektolitrów. To znaczy, że dane pokazują drastyczny spadek dostaw wódek między 1995 a 2000 rokiem i stopniowy wzrost w następnych latach. Dlaczego tak, a nie inaczej, nie wiem, ale teza o trwałej tendencji spadkowej i wiązanie spadku z ustawą o wychowaniu w trzeźwości z 1982 roku wydaje mi się nieuprawnione.
Natomiast teza, że ten lekarz, do którego jestem umówiona na 8:45, to powinien być psychiatra i że lepiej by było, dla wszystkich, gdyby w ciągu tych kilku godzin się przekwalifikował, dowodów nie wymaga i żaden spec z NASA nie musi nad nią w pocie czoła pracować. Dobranoc. Do Duetu Brykającego mam serdeczną prośbę o wystąpienie w charakterze trzeciego budzika – dwa mogą … dzisiaj nie wystarczyć. 🙄
Mogę się mylić i nie chce mi się sprawdzać, ten spadek i wzrost może mieć związek z akcyzą. Między 1995 i 2000 pewnie statystykę uzupełniał nie do końca zgodny z prawem import ze wschodu, a później powoli to wracało do normy.
Fascynujące są te cyferki: wg GUSu rośnie, wg producentów spada, różnice w poziomach przyprawiają o zawrót głowy. I po co jeszcze pić? 😉 http://agro.e-bmp.pl/ile-pija-polacy,3956,art.html
Ago, wrzucam od razu, bo jutro mogę zapomnieć. 😉 Ktoś mi polecił stronę z ponoć ciekawymi informacjami o lekach antyalergicznych. Sam nie jestem zainteresowany, ale przekazuję w godne ręce. 🙂
http://www.regio-press-medien.de/allergol.htm
Dziś akurat też nie bardzo wiem, po co pić, ale już jutro, pojutrze mogę sobie przypomnieć. 😈
brykanko 🙂
„B und B” witaja 😀
czekamy na slonce szeleszczac przy herbacie
brykam
Tereny Zielone
S-Bahn
Pozycje
do czynow 🙂 😀 😆
brykam fikam
Dzięki za linkę, Bobiku. 🙂
widzę że odchylone towarzystwo spija dane GUS jakby to było nie-za-słodkie haneczki…
a odpowiadając na wątpliwości Bobika co się robi w czwartek rano mając podwójną środę – się dzieli i rządzi (w niektórych źródłach podwawane jest: rzondzi)
Dzień dobry 🙂
powieszono co trzeba
Za 2 miesiące odcinamy i poprawiamy wynik 🙂
Alleluja i do przodu!
Dzień dobry.
Irku, kiedy lotnisko w L. ma być gotowe? Zdążą? 😀
Dzień dobry 🙂
Ja właściwie zawsze byłem fanem statystyki, choć przyznaję, że nie zawsze mi się chce w nią wnikać aż tak głęboko i precyzyjnie, jak Adze. 😉 Ale bywa, że z upodobaniem wertuję rocznik statystyczny i zmieniam dzięki niemu jakiś wycinek mojego obrazu świata. Bo statystyka – o ile jest robiona uczciwie – ma gdzieś stereotypy i nasze wyobrażenia o tym, jak „powinno” być. Wali prosto w oczy, jakie gdzie naprawdę były zbiory bawełny i wcale nie ma zamiaru owijać tego w bawełnę. 😉
Mar-Jo, a na co mają zdążyć? Na wyniki katowskiej robótki Irka? 😎
Lotnisko w L. na jesieni, ale będziemy katować on-line 🙂
Dzień dobry 🙂
Irku, u mnie jeszcze miesiąc wiszenia 🙄
Ago, psychiatrzy mają czerwony alarm, żniwa za pasem 👿
O ile można wierzyć Michałowi Kamińskiemu, wychodzi na to, że się myliłem i PiSu w roli obrońcy wykluczonych jednak nie wymyślił Prezes, tylko jego brat Prezydęt. 😯
http://wyborcza.pl/1,75478,11568072,Koniec_PiS_u__Michal_Kaminski_atakuje_i_wyjawia_tajemnice.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza
Na tego pana mam długie zęby 👿 Pamiętam i nie poważam 👿
A kto poważa? 😉 Ale nie wykluczam, że ta informacja może być prawdziwa. Co zresztą nie znaczy, że przypisuję temu jakieś wielkie znaczenie – poczułem się tylko zobowiązany do zauważenia swojej pomyłki. 🙂
Ale co wisi i co ma z wiszenia wyjść u Irka i Haneczki, bo mi 'umkło’?
Mnie w tym artykule najbardziej podoba się fragment o Kaczyńskim i Rydzyku, że się nie znosili, ale dla dobra interesów udają miłość.
Osobiście za najbardziej obrzydliwy przejaw tego udawania uważam zapraszanie Kaczyńskiego na Jasną Górę podczas pielgrzymi radiomaryjnych, zeby przemawiał podczas celebracji religijnych do narodu.
Nie mogę na nich patrzeć.
Siódemeczko, wisielec pomarańczowy nad procentami wisi i daje z siebie wszystko 😉
Ani patrzeć, ani słuchać, a ominąć się nie da 🙁
Ale dlaczego wisi nad?
W internecie widzę, że moczy się w.
Tu coś interesującego z zakresu mitu o kraju niemal stuprocentowo katolickim i przekonania, że nie ma Polski bez Kościoła:
http://wyborcza.pl/1,75480,11566449,Ojciec_chrzestny__Z_internetu.html
Jak zwykle z ciekawości kliknąłem sobie na sondażyk (nie będę już powtarzał wszystkich zastrzeżeń, że mam świadomość, jak ograniczona jest jego miarodajność) i z pewnym zdziwieniem zobaczyłem wyniki następujące: 😯
Czy gdybyś teraz miał/-a ochrzcić swoje dziecko, trudno by Ci było znaleźć rodziców chrzestnych?
45% – W ogóle nie myślę o chrzcinach. Jestem niewierzący/-a (315)
36% – Nie, bez problemu bym kogoś znalazł/-a (248)
12% – Tak, choćby chcieli, nie spełniają wymogów Kościoła (83)
7% – Tak, nie znam nikogo, kto by się tego podjął (47)
Liczba oddanych głosów: 693
Nawet przy założeniu, że środowisko czytelników GW jest specyficzne, że głosują tylko ci najbardziej zaangażowani, itd, itp, zdecydowana odpowiedź prawie połowy respondentów „jestem niewierzący” pokazuje, że są w Polsce grupy (i chyba nie takie znów maleńkie) żyjące już w rzeczywistości „postkościelnej”. I że dla nich wiązanie polskości z katolicyzmem w innym wymiarze niż tylko historyczny jest po pierwsze absurdalne, a po drugie – w pełnym tego słowa znaczeniu wykluczające, prawem kaduka stawiające ich poza tej polskości obrębem.
M.in. z tego powodu mit o „kraju katolickim” uważam za groźny. Nie dlatego, że jestem osobistym wrogiem Pana B. Dlatego, że zbitka Polak-katolik fałszuje rzeczywistość i jej ogląd, pozwalając głosicielom tego mitu uzyskiwać władzę i profity niekoniecznie proporcjonalne do ich faktycznej, aktualnej roli społecznej.
W moim internecie wisi, nie moczy się. 😆
Mój wisi nad prawie czystym, przejrzystym, w gazie. Irka na nitce, faktycznie, nisko, a to pod spodem mętnawe. Wieszać można różne owoce, my męczymy pomarańcze 🙂
Fomo, z pełną świadomością pisałam: dane pokazują drastyczny spadek dostaw 😉 Za mało wiem o tych danych, jak również o tym, jak należy je interpretować, żeby wyciągać jakieś stuprocentowo pewne wnioski. Ale wyciąganie wniosków na podstawie wrażeń i stereotypów, z pominięciem dostępnych danych, albo co gorsza – na podstawie przekręconych danych, co się niestety nagminnie zdarza w prasie, tym bardziej nie jest dobrą metodą. Dlatego jeśli już patrzę na statystyki, to staram się je sprawdzać u źródła i uważnie czytać wszelkie towarzyszące objaśnienia.
A poza tym pamiętam, co kiedyś powiedział pewien profesor ekonomii: Statystyka jest jak bikini: dużo pokazuje, ale to, co najważniejsze, pozostawia zakryte. 😆
Ach, bo to jest wisielec! 😀
Ago, ale właśnie o to chodzi – bikini pokazuje jednak wiele więcej niż mundurek. 🙂
Haneczko, / 11:31/
Wisielcowi bardziej do twarzy na nitce niż w gazie 🙄
To zmętnienie to chwilowy efekt kontrakcji, która występuje przy mieszaniu spirytusu z wodą. 🙂
Nie zdążyłem wrzucić wczoraj, a jakoś mi się skojarzyło z poprawką Rockiego:
http://www.polityka.pl/nauka/komputeryiinternet/1525645,2,polska-wikipedia-i-wikipedysci.read
Chodzi mi konkretnie o ten fragment:
Wzorem doskonałości jest Wikipedia niemiecka. Jednym ze źródeł jej sukcesu jest fakt, że z internetową encyklopedią chętnie współpracują biblioteki, muzea, archiwa. Udostępniają swoje profesjonalne zasoby. – Polecam próbę współpracy z Muzeum Narodowym czy Wawelem – wyznaje z goryczą Tomasz Ganicz. A Paweł Jochym dorzuca: – Krzysztof Jasiutowicz organizował ostatnio na Politechnice Częstochowskiej warsztaty uczące korzystania i pracy z Wikipedią. Po pierwszej edycji został wyproszony ze „świątyni nauki”.
Polskie publiczne instytucje kultury i wiedzy za istotę swej misji uznały blokowanie dostępu do swych, publicznych z założenia, zasobów. Mimo powtarzanych od lat zapowiedzi, że zostaną otwarte mocą specjalnej ustawy, nic się nie zmienia.
Utajnianie czegokolwiek przez którekolwiek instytucje wydaje się być w kraju chorobą dość powszechną i występującą na każdym szczeblu. I zastanawiam się, czy podłożem tej choroby jest tylko wygoda (jak ktoś nie będzie wiedział, co i jak robimy, to się nie będzie mógł czepić), czy są jeszcze inne, ukryte przyczyny. Np. takie, że dostęp do informacji, jak również możliwość odmowy udzielenia jej, to jest oznaka waaadzy? Czy wynika to z ogólnie niskiego poziomu zaufania społecznego (nigdy nie wiadomo, kto jaką informację przeciwko nam wykorzysta)? Czy są to pozostałości minionego systemu, w którym obywatel miał odczuwać nabożny lęk przed wszechwładną Instytucją? A może wszystko zusammmen do kupy? 🙄
W gazie to jest raczej wylegiwacz vel hamakowiec, nie żaden wisielec. 😈
Ago, a jak ktoś gustuje np w uszach, dłoniach i ramionach, a reszta go nie interesuje, to trzeba się przebrać?
Zusammen do kupy ze wskazaniem na waaadze i miniony 👿
No trzymajcie mnie ❗ hamakowiec ❗ Ona ciężko pracuje ❗
Fakt, że uszy potrafią być czasami szalenie interesujące. 😎
Z tą Wiki to jest w moim przypadku taki problem, że parę razy sprostowałam szczególnie – nie wiem, jak to nazwać – łajdackie, kontrowersyjne(?) zapisy.
Aż wreszcie postanowiłam się włączyć. Dopadłam jeden obszerny i postanowiłam zgłębić temat, żeby mieć wiedzę i bibliografię. Naczytałam się, nakupowałam, nawypożyczałam i padłam pod ciężarem wiedzy.
Nie czuję się na siłach streścić w krótkich żołnierskich słowach złożonego obrazu historii i przedstawić różne punkty widzenia.
Więc dalej nie poprawiam, ale ciągle mam w planie.