Głodówka wielkanocna
Głodówki ostatnio w modzie, a ja chciałbym przynajmniej w dziedzinie pogoni za obowiązującymi modami nie odstawać od gatunku ludzkiego. Wystarczy już, że jako pies różnię się z natury. Postanowiłem zatem urządzić częściową chociaż głodówkę (na całkowitą nikt mnie nie namówi, nie ma głupich!) i w nadchodzące święta Wielkiej Nocy kategorycznie powstrzymać się od konsumpcji następujących potraw:
bzdurek z bajkiem i kartoflami
zalewajka po emerycku
bitki smoleńskie na winie
kotlety odsmażane z przytupami
kiełbasa zdradziecka na gorąco
lękumina z brukselki
pieczeń sejmowa fuszerowana
klops à la zioberka
chwilet superekspressowy z sosem chrzanionym
jaja po polsku glazrurowane
fałszywy mazurek z bitą pianą
faworki medialne w kremie wazelinowym
Wszystkim, którzy przyłączą się do mojej głodówki, nie tylko życzę miłych i spokojnych dni świątecznych, ale również przepowiadam dużą szansę na spełnienie się tych życzeń.
Wesołych Świąt! 🙂
Jak znam życie i okolice, Bobiku, to bardziej teoretycznie 😉
Ale przecież nie będziemy się z tym życiem zbytnio boksować. Szczególnie wiosną 🙄
A Puszkin mądrym Psem był 😆
A jak już wdepnęliśmy w teorię komunikacji 😉 , to w związku z powyższym dorzucę coś, o czym warto przypominać, choć niby wszyscy wiedzą. Żaden nadawca nie może być nigdy pewny, że jego komunikat zostanie odebrany zgodnie z intencjami. Żaden odbiorca nie ma gwarancji, że nadany przez niego kształt komunikatu jest taki, jaki sobie wymarzył nadawca. Stąd mnóstwo nieporozumień, w życiu i na blogach. I stąd lepiej 5 razy dopytać się o to, jakie były rzeczywiste intencje, niż z góry zakładać, że były „jakieś nie takie”.
Ja się często dopytuję i dzięki temu odkrywam, że przypadkowych chlapnięć jest wiele więcej niż złej woli. Choć nie jestem aż tak naiwny, żeby twierdzić, że ta ostatnia w ogóle nie istnieje. 😉
Bobiczku, oczywiście, że się nie zgadzam 🙂
Przede wszystkim zakładasz, co i podniosła Jotka, iż odbiorca jest w stanie mieć jakieś „prawdziwe” uczucia. I że wyczyta z dzieła sztuki coś więcej poza wyuczonymi banałami. Większość odbiorców, mam takie wrażenie, odczytuje to, do czego jest przysposobiona — przez ideologię, marketing, etc. Oryginalne odczytanie równie rzadkie jak oryginalna twórczość.
No i, jak mówi J., hodowanie pomidorów w ogródku, gdy władza oczekuje hodowli kartofli, jest też indywidualnym i twórczym wyrazem sprzeciwu.
No i co to jest sztuka? A co to jest prawda, zwłaszcza w sztuce? No i są dziedziny sztuki, które może i co przedstawiają semantycznie, ale są i takie, jak muzyka, które są asemantyczne. Interpretacja ich stworzenia jako aktu buntu, sprzeciwu? To zupełnie abstrahuje od ich jakości (vide: koszmarne kicze tworzone w stanie wojennym).
Puszkin był psim geniuszem i ujawniało się to w wielu sytuacjach, nie tylko frykadelowych. Ja mu do ogona nie sięgam, co rodzina mi przy byle okazji wypomina. 😥
Ojej, Bobiku, ja nie robiłam żadnych porównań, sorry Piesku 🙁
A, bo widzisz, Tadeuszu, ja zakładam, że wszystkie uczucia, które ktoś ma, są prawdziwe. 🙂 Jak czuje złość, to złość, jak rozrzewnienie, to rozrzewnienie. Może tego na zewnątrz nie pokazywać, albo pokazywać coś wręcz odwrotnego, ale co czuje, to czuje i tego mu nikt nie odbierze. 😈 A że nawet asemantyczna muzyka u wielu słuchaczy wywołuje jakieś uczucia, to chyba się zgodzisz? 😉 No i te prawdziwe, czyli faktycznie przeżywane uczucia mogą się zupełnie nie zgadzać z tymi, które władza chciałaby uruchomić. Weźmy np. różne agitki, które wywołują wściekłość i agresję, zamiast pożądanego utożsamienia się z Narodem/Klasą/Państwem/Dyktatorem etc.
Ja specjalnie wspomniałem o sztuce przez niewielkie s, bo wyszliśmy od piosenek, które jednak semantyczne, z tekstem i przeznaczone dla, nazwijmy to, niewyrobionych odbiorców. Oczywiście, że to mogą być okropne kicze, na dodatek z wyraźne propagandowymi założeniami. Zostawmy już nawet pieśni wojenne, ale jakieś takie „kiedy rano jadę osiemnastką”, czy „jak przygoda to tylko w Warszawie, w Warszawie” – propagandówki, ale dlaczego szeroka publika to „kupiła”? Przecież nie z miłości do władzy ludowej. Kupiła, bo były w tym elementy, z którymi mógł się utożsamić nawet zdeklarowany wróg tejże władzy. Związek ze „swoim” miejscem (że nie powiem „z Heimatem” 😉 ), znajoma codzienność, wiosna, bzy, serca drgnienia, itd. Że na tym właśnie polega manipulacja, bo w zamiarze było „jak się zaczniecie tym wszystkim wzruszać, to przy okazji pokochacie i władzę, która wam to daje”? Owszem, zapewne taki był zamiar, ale niekoniecznie udany. Każdy z publiki mógł sobie myśleć/czuć „a takiego – wiosnę biorę, a was i tak nie kocham”. W tym sensie mówiłem o strefie – możliwej – własnej prawdy czy wolności.
Podkreślam „możliwej”, bo na ile w praktyce odbiorcy dają lub nie dają się manipulować, to jest inna sprawa. Różnie bywa, w zależności od osoby, środowiska, okresu historycznego (w niektórych wyczulenie na manipulację jest większe), itp. Ale mnie nawet sama możliwość (i nieraz jednak realizowana) przeżywania Sztuki/sztuki na własne kopyto, niezależnie od manipulantów i sterowniczych, wydaje się dość istotnym i ciekawym zagadnieniem. 😉
Grunt, to rodzina. W biedzie wesprze, ale na co dzień dopilnuje, żebyś się przypadkiem za dobrze ze sobą nie czuł. 😈 😉 Swoją drogą, dziwna ta Bobikowa rodzina: ma pretensję, że teraz zdarza jej się jeść frykadelki? 😯
Jotko, przecież tylko po to jęczę o tym Puszkinie, żeby mnie pocieszano i zapewniano, że wcale nie jest ze mną tak źle, jak rodzina twierdzi. 😆
He, he, Ago. Moja rodzina Puszkina znała i własnych frykadelek nigdy by nie zostawiła na stole bez dozoru. 😈
Usłyszałam niedawno w radiu reklamę, a właściwie końcówkę jakiejś reklamy, która mnie rozbroiła: 'Happy Shopping!’. Tak mi się przypomniało, nie jestem teraz pewna, czy całkiem bez związku, ale pewnie tak.
Bobiku,
pocieszenia i zapewnienia masz u mnie jak w banku 😆
Bobiku, na dzień dzisiejszy poddaję się 😉 Tym bardziej, że mam jedną rękę zajętą niesłychanie ważnymi czynnościami 🙄 .
Ale prawdziwość uczuć oczywista tak bardzo nie jest.
Muszę trochę skorygować swój poprzedni post. Rodzinie zdarzyło się kilka razy zostawić w kuchni jakieś mięsiwa, ale w warunkach pozornie bezpiecznych, pod ciężką pokrywą, dobrze zapakowane, albo coś w tym rodzaju. Nie docenili jednakowoż geniuszu Puszkina również w dziedzinie socjalnej. Nawiązał on bandycką współpracę z ówczesnym Kotem Domowym, Myszkinem i razem potrafili pokonać każde zabezpieczenie.
Ale ich złote czasy nie trwały długo. Rodzina kapnęła się, że bezpieczeństwo mięs poza lodówką jest całkowicie iluzoryczne i dostosowała do tej nowo nabytej świadomości swój byt. 😈
Tadeuszu, to pewnie zależy od tego, jak się zdefiniuje prawdziwość. Może od tego trzeba było zacząć. 😆
Więcej nie będę, bo skoro masz jedną rękę zajętą, nieelegancko byłoby dyskutować jednostronnie. 😉
Bobik 12 kwiecień 12, 11:58
A, bo widzisz, Tadeuszu, ja zakładam, że wszystkie uczucia, które ktoś ma, są prawdziwe…
Niestety, nie ma tak ajnfach Bobiku 😉
po pierwsze primo, to z uczuciami – tu zamiennie z emocjami, przepraszam wszystkich purystów – to jest tak:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Dwuczynnikowa_teoria_emocji
Po drugie primo, istnieje cuś takiego jak reakcja upozorowana,
reaction formation, która polega na wyrażaniu uczuć lub zachowań przeciwstawnych do odczuwanych rzeczywiście. Charakterystyczna jest przesadność w wyrażaniu. Np. ktoś wylewnie gratuluje komuś sukcesu, którego tak naprawdę mu zazdrości.
Jest to typowy mechanizm obronny. Jeżeli tępiony był surowo każdy przejaw agresji, to „bronimy” się przed jej okazaniem nadmierną „słodyczą”. Jeżeli depresja uważana była w naszym środowisku za coś absolutnie nieakceptowalnego, to będziemy
się bronić przed jej okazaniem przesadną pewnoscią siebie a nawet agresją.
A tych primów jest ho, ho, ho i jeszcze więcej 😉
mam przerwe, mam wiec pozytywne uczucia 😉
pod koniec przerwy jakby juz nie 🙄
i sa to prawdziwe uczucia 🙂 🙂 🙂
pada trwam wiec przy biurku
w pozycjach ruch od premiery filmu „Die Tribute von Panem” ida jak cieple…….
oraz ciagle jeszcze Gauck w pozycjach wszystkich
herbata i szeleszcze sobie wygodnie 🙂
A, w B oczywiście jak w B….
Jotko – to samo, co do Tadeusza. 🙂 Zależy, jak się definiuje prawdziwość. Ja to zrobiłem bardzo prosto. 😆 Napisałem zakładam, że wszystkie uczucia, które ktoś ma, są prawdziwe. Jak czuje złość, to złość, jak rozrzewnienie, to rozrzewnienie. Może tego na zewnątrz nie pokazywać, albo pokazywać coś wręcz odwrotnego, ale co czuje, to czuje i tego mu nikt nie odbierze. Dodabym do tego jeszcze, że jak najbardziej biorę pod uwagę, iż można mieć naraz różne sprzeczne uczucia. Jak również nie do końca zdawać sobie sprawę, jakie się właściwie ma. 😉
Znaczy, moje meritum chyba nie kłóci się z Twoim meritum, a może i z Tadeuszowym, tylko sposób wyrażenia go jest nieco odmienny. 😉
Rysiu, a przy czym trwasz, jak nie pada? 🙂
Bobiku,
a czy możemy zadowolić się pojęciem „szczerość”? 😉
Jeszcze odnośnie komunikacji:
http://psychologia.univ.gda.pl/podstrony/zaklad/komunikacja/wyklad10.ppt#261,6,HALL – STYLE KOMUNIKACJI
warto zwrócic uwagę na to co Hall mówi o nastawieniu wysoko i niskoskontekstualizowanym. Wczorajsza różnica zdań, związana z satyrą Andrusa, chyba się stąd wzięła.
A teraz do żab lecę 👿
No to niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego na Aleksandrowa tłumy walą? Młodych ludzi i styropianowców również – nie skażonych miłością do reżimu. Głupi są, czy co?
My się jakoś boimy – może zresztą nie boimy, ale na wszelki wypadek odwracamy od prostych, ale patetycznie brzmiących emocji, szukamy wszędzie spisków, trzecich i czwartych den – a ten mój ukraiński profesor-artysta bez oporów posługuje się górnymi pojęciami: zapewne wielu z nas uznałoby to za naiwność. Ale dlaczego nie przywrócić mowie jej podstawowego znaczenia? Osobiście gubię się w aluzjach, sugestiach i niedopowiedzeniach. Chyba jestem prosta jak słup telegraficzny.
Słowa to też znaki, ale szczególnego rodzaju. Są symbolami. Teoretyk literatury z Cambridge University I. A. Richards jako jeden z pierwszych reprezentantów tradycji semiotycznej przedstawił systematyczny opis sposobu funkcjonowania słów. Według Richardsa słowa są arbitralnymi symbolami, które same w sobie nic nie znaczą. Podobnie jak kameleony, które przybierają barwę otoczenia, słowa przyjmują znaczenie kontekstu, w którym występują. Dlatego Richards ostrzegał przed pułapką semiotyczną, którą określił mianem „przesądu prawdziwego znaczenia”, czyli błędnego przekonania, że słowa posiadają precyzyjną definicję. Dla Richardsa i innych semiotyków znaczenia nie znajdują się w słowach lub innych symbolach. Znaczenia są umiejscowione w ludziach. (E.Griffin)
Zawzięłam się na cyfryzację. 👿 Ministerstwo administracji i Cyfryzacji przedstawiło Sejmowej Komisji Innowacyjności wyniki badania, z którego wynika, że społeczeństwo jest nieźle poinformowane na temat. „(…) badanie było przeprowadzane na tysiącosobowej losowej próbie reprezentatywnej dla ogółu ludności Polski (…). Z tego badania wynika, że 85% ankietowanych wie o planowanym zastąpieniu sygnału analogowego sygnałem cyfrowym. (…) Ponad 74% respondentów wie, że aby odbierać naziemną telewizję cyfrową należy posiadać dekoder lub telewizor odbierający sygnał naziemnej telewizji cyfrowej. Nie wie 22%, jakie działania należy podjąć, aby móc odbierać taką telewizję. Ma dekoder 37%, natomiast w przypadku 43% telewizory obsługują format MPEG 4 ten, który jest wymagany do tego standardu i do tego, żeby taką telewizję odbierać. Telewizję naziemną odbiera mniej więcej 1/3 gospodarstw. Stan gotowości technicznej (dekoder albo odbiornik) deklaruje 80% wszystkich respondentów czy 80% tej 1/3, której problem dotyczy? Nie mogę znaleźć materiału źródłowego. Nadal nie wiem, jaki procent telewidzów wie, czy ich problem dotyczy, czy nie; jaki procent z tych, których problem dotyczy wie, co ma zrobić, bądź już to zrobiło. I jaki procent z 2/3, których problem nie dotyczy, niepotrzebnie kupiło dekoder bądź nowy telewizor.
Uczyłam się semiotyki i semiologii na uniwersytecie i też znam różne definicje desygnatów nazw, signifie i signifiant (tu jakieś apostrofy, których mi się szukać nie chce), itd. Rzecz jednak nie w definicjach ani w kolejnych mniej lub bardziej efektownych teoriach, tylko w tym, co sami robimy z rzeczywistością, jak ją pojmujemy, co nam podpowiada nasza własna mądrość – a nie jesteśmy już nastolatkami, więc to i owo przemyśleliśmy na własny szczot.
A to pewnie i jest tak, że jak ktoś w swej mowie i piśmie używa podtekścików, kalamburków i ukrytych szpil, to wydaje mu się, że zwrotnie dostaje to samo, ze szczególnym poszukiwaniu w komunikacji drugiego – co też on powiedział i napisał, aby mi dowalić
Nisiu, można nie upierać się przy określeniu „prawda” choćby dlatego, że zaraz zaczynają się problemy z definicją, quod erat demonstrandum. 😆 Ale jak go zwał, tak go zwał. 😉 Moje zdanie na temat, dlaczego ludzie walą na Aleksandrowa wyraziłem pośrednio już wcześniej – bo są w tym jakieś elementy, z którymi się identyfikują, bo przeżywają przy tym jakieś uczucia i emocje, które przeżywać lubią. Nie musi to mieć nic wspólnego z propagandą i oficjalną linią (choć u niektórych może). I według mnie potrzeba przeżywania jakichś wzruszeń nie ma nic wspólnego z mądrością czy głupotą. Gatunek ludzki po prostu ją ma. Nawet tzw. twardziele, choć oni zwykle potrzebują jakiegoś pretekstu. 😉
Przy tym oddzieliłbym kwestię wywoływanych wzruszeń od jakości artystycznej, bo to często bywają całkiem niezbieżne bajki. Ale to nie konkretnie do Aleksandrowa, tylko tak ogólnie. 🙂
ciekawe czy walililby na coś podobnego do Aleksandrowa, z podobnym repertuarem i skalą, ale pod inną nazwą. upraszczając, idzie się do kina czy na film?
Klakierze, bardzo możliwe, że takie doszukiwanie się podtekstów często bywa niejako proporcjonalne do własnej podtekstowości. Ale to chyba nie wyczerpuje sprawy. Zaraz pomyślałem o różnych takich rzeczach jak zgeneralizowane nastawienia, poziom lęku, różnorakie mechanizmy obronne, przeżyte doświadczenia itd. Nie, żebym chciał jakieś warsztaty zaczynać. 😉 Uświadomiłem sobie tylko, ile różnych czynników może tu wchodzić w grę.
W każdym razie bardzo wygodnie być prostym psem, który o istnieniu podtekstów nawet nie ma pojęcia. 😆
Dla psa znacznie większe znaczenie ma istnienie podrobów. 😆
Jotko, w gruncie rzeczy ten „przesąd prawdziwego znaczenia” w semiotyce jest bardzo podobny do zasady „odbiorca tworzy komunikat” w teorii komunikacji. 😉 I tu, i tam jest powiedziane z grubsza to, że końcówka procesu komunikacji jest zindywidualizowana i na założeniu istnienia jakiejś jednej „wspólnej prawdy” czy „wspólnego odbioru” można się nieźle przejechać. Co zresztą nieźle wpisuje się w kontekst myonienia. 😎
Pod-roby i pod-wędzaną pasztetówkę mogę mieć pod tekstem, nad tekstem i w tekście. Najlepiej równocześnie. 😆
Foma, jeżeli by pozostać przy takiej wersji, że ludzie walą na coś, co im dostarczy pewnych określonych wzruszeń, to między filmem i kinem nie musi być sprzeczności. 😉 Przy Aleksandrowie po prostu wiedzą, że im dostarczy, więc walą. Przy innym, nieznanym ansamblu nie wiedzą, ale gdyby się dowiedzieli albo skosztowali, może by też walili.
Tylko że znowu muszę się odwołać do mojej ulubionej frazy: ale to nie wyczerpuje sprawy. 😉 Bo są oczywiście różne inne motywacje, dla których się idzie na koncert czy wystawę – snobizm, „tak wypada”, potrzeba pokazania się, bo znajomi idą, bo zakład pracy bilety kupił, etc, etc.
Znaczy się, Bobiku, wszystkie drogi prowadzą do Rzymu 🙄
Do myonienia mam stosunek bardzo mnienszany 😉
Bo on nie lubi majonezu, a ja owszem, a ja tak 😆
😉
http://katy.wrzuta.pl/audio/36D1VXqGyEv/michal_bajor_-_kokoszka_samoszka
Ja tylko w biegu – chór Aleksandrowa: bo ludzie lubią głośno i aby pasowało do lewej nogi. 😉 Ale to nie wyczerpuje sprawy. 😀
Dzień dobry. 😀
Dzisiaj ekspediowałam Starszą.
Potwierdzam słowa Nisi na temat pana P., pianisty. Miałam przyjemność Go poznać. Mam nawet jakieś zdjęcia ze szkoły muzycznej.
Moje koty nie pozwalają sobie na „kradzież” jedzenia ze stołu.
Za to „kradną” bezczelnie wodę z kubka/szklanki.
Mają w swoich miskach świeżą wodę, zawsze.
Ale widocznie ta „ludzka” według nich jest lepsza. 😀
Aga,
ja należę do tych, którzy praktycznie nic nie wiedzą 👿
Jak znajdziesz źródło, to pokaż dróżkę, która do niego prowadzi 😉
Można i tak
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/blogi-polityczne-w-onet-pl/migalski-sugestie-ze-rosjanie-zamordowali-prezyden,1,5096034,wiadomosc.html
Zaraz, to teraz Prezesowi trzeba będzie zarzucać zdradę i robienie tego… że się tak wyrażę… kondominium? 😯
Mar-Jo, ludzkie zawsze jest lepsze, z założenia. Znaczy, to jadalne ludzkie, bo inne niekoniecznie. 😉 Jeżeli Twoje Koty z ludzkiego rezygnują, to albo świadczy to o ich niebywałej łaskawości, albo że chodzą na wyżerkę do sąsiadów. 😎
Bez pół litra nie razbieriosz, a po pół litrze, wiadomo 👿
http://wiadomosci.wp.pl/kat,126914,title,Waldemar-Kuczynski-dla-wppl-wladza-milczy-ws-Smolenska,wid,14404814,wiadomosc.html?ticaid=1e428
Jotko, Ty i ja mamy prawo nic nie wiedzieć (w każdym razie na nudny temat cyfryzacji), ale odpowiedzialne ministerstwo powinno wiedzieć, co zbadać, a komisja sejmowa powinna wyłapać niejasności. No chyba, że niejasności nie ma, tylko mnie się przywidziały – co też możliwe. 😉 Tymczasem posłowie domagają sie dotacji do dekoderów, bo co dziesiąty Polak deklaruje brak środków finansowych na ich zakup i postulują niezwłoczne zbadanie, jaki odsetek gospodarstw domowych posiada odbiorniki umożliwiające odbiór sygnału cyfrowego i przesunięcie planowanego wyłączenia sygnału analogowego w każdym przypadku, gdy odpowiednimi odbiornikami będzie dysponować mniej niż 95% gospodarstw domowych. A przedstawiciel ministerstwa nie pyta, dlaczego to ma być 95%, skoro 'odpowiednich odbiorników’ potrzebuje 30-40%. A ja zaczynam znowu wątpić w siebie – bo to chyba niemożliwe, żeby oni wszyscy obradowali godzinami w przekonaniu, że rzecz dotyczy całego społeczeństwa, gdy dotyczy 1/3 i żeby wydawali pieniądze na źle zdefiniowane badania – to chyba ja czegoś po drodze nie zrozumiałam.
Czy może będziemy dotować zbędne dekodery, a ankieterzy ganiając za całym społeczeństwem przeoczą tych, którzy naprawdę potrzebują informacji i pomocy? 🙄 Koniec przynudzania. 🙂 Zeźliłam się, że z taką prostą sprawą nie umiem dojść do ładu. 👿
Udało się odkręcić katastrofę i jestem wykończony, bo katastrofa była mocno przykręcona.
Ale wspomnę, że będąc w wieku bobikowym, zachwycałem się Aleksandrowem, zachwycałem się prawie każdą muzyką graną czysto i równo a u nich było równo i czysto w dodatku z przytupem 🙂 Melodię głębokiej studzienki tudzież innych ówczesnych pieśni wygrywałem na organkach z uwielbieniem!
Przerobiłem coś ze 20 szt różnych instrumencików w tym dwumanuałowe z przełącznikiem tonacji 😉
Aż nastała era bigbitu i organki poszły won i nastała gitara!
I wtedy zacząłem uważać co gram 😉 by nie było obciachu 😆
Ale fakt, że podrosnięty nieco, już nie wszystką muzykę akceptowałem. I oczywiście wróciłem do dmuchanych organów po zapoznaniu się z niejakim Robertem Allenem Zimmermanem 😉 któren na gitarze i na organkach jednocześnie…
Politycy bardzo sie troszczą, by wyborcy nie zostali odcięci od możliwości śledzenia politycznych popisów. Ciekawe by to było, gdyby rzeczywiście ileśtamdziesiąt procent gospodarstw domowych z dnia na dzień zaprzestało, z przyczyn technicznych, ogladania tv. Myślę, że znacznie obniżyłoby to chęć szanownych wybrańców narodu do politycznej jazdy po bandzie.
Aga,
mogą, mogą robić jeszcze większe durnoty 👿
Dopłacanie do dekoderów telewizyjnych? Toż to czyste wariactwo. Telewizja niezbędna do życia 😯
Chyba posłom, jak pisze Vesper. Mie wiadomo czy śmiać się czy płakać.
Jeszcze ciekawsze by było, gdyby jakiś tam procent gospodarstw domowych zaprzestał oglądania telewizji z względu na występy wybrańców. Choć nawet w tym przypadku nie wiem, czy na chęć do jazdy po bandzie wpłynęłoby to w istotny sposób. Niektórzy już po prostu tak mają, że muszą jechać. 🙄
A tak w ogóle, prawdziwa jazda po bandzie, to jest próba zabrania Kocicy na zastrzyk. 👿
Jodyna, plastry, bandaże i maści gojące mile widziane. 🙄
Spirytus też, ale najchętniej już po powrocie od nieludzkiego. 😈
Klakier 13.40 – jes, jes,jes.
Ale 14.40 już nie. Głośno to może teraz każdy, bo wzmacniacze są na ogół dobre (wyjąwszy Salę Kongresową, gdzie jakość dźwięku jest haniebna). Aleksandrowcy naprawdę robią dobrą muzykę. I nie sądzę, żeby ludzie biegali na nich ze snobizmu. Publicznośc na ogół dobrze się bawi. I powzruszać się można, i powspominać, co nam mamusie do snu śpiewały (u mnie w domu dawno temu różne rzeczy funkcjonowały zgodnie: i Schubert, i „Sołowi” – dzisiaj dochodzą szanty i szkocko-irlandzkie potupaje). Poklaskać i pośpiewać razem z nimi też można. Po prostu fajny wieczór muzyczny. Równie miło może być w filharmonii albo na występie gwiazdy rocka, co kto lubi.
Ach, pięknie byłoby, gdybyśmy wszyscy zaczęli wreszcie żyć do przodu, a nie tylko do tyłu.
Bobik, a nie można jej uśpić szczałem z zaszczyku??? Z bezpiecznej odległości?
👿
Mar-Jo, cudny jest Georgij, nie? Prawdziwy, dziewiętnastowieczny romantyk plus łeb jak sklep. Czy raczej – jak komputer.
bo to chyba niemożliwe, żeby oni (…) wydawali pieniądze na źle zdefiniowane badania
Rozczuliłem się. Gdyby oni zaczęli wydawać pieniądze tylko na dobrze zdefiniowanie badania, to po miesiącu by nie było żywych badaczy, z głodu by umarli.
O tak, Nisiu.
I nic nie powiem o chórze Aleksandrowa, bo ta wczorajsza gruba rura okaże się pukawką kalibru 5,56, a ze mnie zostanie ino smród. 🙂
Dla Agi zwłaszcza (ale nie tylko) wiadomość w nowym wpisie na Dywanie 😀
A gdzie? Przed chwilą tam byłam?
Istotnie.
Przed chwilą zadzwonił mój brat, który walczy eksperymentalnym lekarstwem z maksymalnie zaawansowanym czerniakiem, że może nie przyjedzie jutro na obiad, bo jest piątek i… trzynasty.
Nie mam cierpliwości do swojej rodziny, nawet bardzo chorej.
I co zrobić?
http://wyborcza.pl/1,75248,11524834,_Cali_utytlani_w_blocie__Czuc_od_nich_bylo_alkohol__.html
😆 😯 😆
Czy panowie biegli?
Nie, wysoki sądzie, przyjechalim taryfą.
Ad VWielki Wódz 12 kwiecień 12, 18:12
Ależ Wielki Wodzu, zawsze możesz się bronić używając tej broni
http://www.youtube.com/watch?v=ZdweaKOd7WY
Płyta Schumannowska Piotra Anderszewskiego została Płytą Roku BBC Music Magazine! 😀 Camus V.S.O.P., nowa butelka, na stół! Proszę się zgłaszać ze szklankami! 😀 Dla innych frakcji wystawiam wszystko, co tam jeszcze mam w barku i zamrażarce z uprzejmą prośbą o wypicie za zdrowie Maestra.
Ależ Klakierze, tym się nie broni tylko atakuje. Kiedyś w sile 3 takich baterii zaatakowałem skutecznie NRF ( albo to już był RFN ?). I wygraliśmy :). Na wszelki wypadek powiedziałem, że niezależnie jaki wydam rozkaz, zawsze strzela 2 wyrzutnia. Tylko ta załoga była w stanie wsadzić prawidłowo pocisk 😈 I w ten prosty sposób nie było ofiar po naszej, zwycięskiej stronie 😎
Bobiku, przy brykaniu trwam, trwale, oczywiscie 🙂
w B. ciemno, czy w B. tez?
moj Mac zapowiada slonce na jutro, a co B. na takie wyzwanie?
O, PA – Płyta Roku. 🙂 Wart toastu ten sukces 😀
Aga, pomagam chetnie, lej….
to przy winie zapytam się co myślicie o określeniu korporantka? dziś naszła mnie refleksja, że nie każdego da się określić jako korpoludka. czasem obecność szczególnej aury wymaga semantycznego podkreślenia
Dobrze, że Rysiu trwam a nie TRWAM. Tam już po Apelu Jasnogórskim a przed Polskim Punktem Widzenia
Fomo, czy Ty przypadkiem próbujesz kogoś obrazić? 🙄 Korporantka, moim zdaniem, nie nadaje się dla szeregowej pracownicy korporacji – brak tego umniejszającego i umasawiającego aspektu, tak pięknie oddanego w korpoludku.
właśnie o coś dla korporacyjnej arystokracji, nie takiej z funkcji, bo to wszak zmienne, ale z bijącej wnętrza, wrodzona noblesse, trzecie pokolenie w garsonce, nawet jeśli akurat bez. czyż nie jest to ten moment, kiedy świat zatrzymuje się, cichną giełdy w Rejonie Pacyfiku, kierownicy projektów przestają martwić się o zasoby i terminy, rozliczenie KPI jest odległe jak Proxima Centauri, bo oto pojawia się ona, korporantka…
Korporantka – nieco- kręci korporacją?; korpoludki na jej widok czują, że bycie korpoludkiem ich kręci, a nie, że korporacja ich wkręca? Nie wiem, nie mam dziś głowy do korpokraczenia. 😉
Irku, ja frakcja jestem, do tego niemiecka (z krwi, kosci i duszy),
Polski Punkt Widzenia z TRWAM lekcewaze 8)
Aga, co jeszcze w zamrazarce? tylko picie?
pomagam
szelesci u mnie Oscar Wilde powaga jest jedynym schronieniem ludzi plytkich
brykam fikam
Nacht Bobikowo
Ad Nisia 12 kwiecień 12, 18:01
„Ach, pięknie byłoby, gdybyśmy wszyscy zaczęli wreszcie żyć do przodu, a nie tylko do tyłu.”
Do przodu, do tyłu.
No nie wiem?
Po występach Teatru Maryjskiego w Warszawie ton wielu recenzji nadawały te słowa:
„To był rodzaj politycznych pogróżek ze sceny Opery Narodowej. To było stalinowsko-socrealistyczne, szowinistyczne i imperialne przedstawienie.”
za http://www.polskatimes.pl/artykul/543701,komorowski-atakowany-za-wojne-i-pokoj-gwalt-na-tolstoju-za,id,t.html
A że byłem na tym przedstawieniu i pod koniec przedstawienia w scenach chóralnych doświadczałem skojarzeń ze „Swiaszciennaja wajna”, to zastanawiam
się, gdzie tył, a gdzie przód?
I z tym pytaniem wciąż się zmagam.
Chłodne przyjęcie Gergieva w Warszawie wskazuje na to, że nie daje się oddzielić nawet w tzw. wyższych warstwach polskiego społeczeństwa kultury od historii i polityki.
Pełne sale na występach Chóru Aleksandrowa (który podczas jednego z ostatnich tournee w Polsce docierał i do mniejszych miast) nie wydają mi się wskaźnikiem zmian mentalności.
ps. A o głośnym graniu napisałem trochę z przekory 😀
Ad Aga 12 kwiecień 12, 21:49
chyba korpulencją 😉
Irku, skarbnico wiedzy, czy są jeszcze jakieś inne Punkty Widzenia?
Kocica po zastrzyku, ja o dziwo jeszcze żyję, choć z wyraźnymi śladami walki. Camus do dezynfekcji bardzo się przyda. Wewnętrznej, bo zewnętrzną już przeprowadziłem.
To przeprowadzam pierwszą dezynfekcję za PA i jego sukces i idę doczytywać. 🙂
Rysiu, w zamrażarce jest jeszcze chleb. Bardzo szybko się odmraża w opiekaczu. 😛 Jakby Ci jutro zabrakło pieczywa przy śniadaniu, to zapraszam.
Siódemeczko, gdybym miał brata z zaawansowanym stadium czerniaka, to bym mu chyba wybaczył nieprzyjście na obiad trzynastego w piątek. Można zrozumieć, że kiedy racjonalność tak niewiele daje nadziei, ucieka się w irracjonalność.
Korporantka mnie się jakoś niedobrze kojarzy. 🙄 Może korporatka?
Można by od razu zacząć snuć opowieść O korpoludkach i korporatce Marysi… 🙂
Toż ja się nie obrażam, tylko ręce mi często opadają, po poziom irracjonalności obraca się przeciwko niemu.
Przepraszam, że tak wpadłam tu z moim bratem, akurat zadzwonił, kiedy byłam w Koszyczku.
Może powinno być:
O korpoludkach i korpulantce Marysi ?
Ad mt7 12 kwiecień 12, 19:15
Eksperymentalne lekarstwo? – metoda włoska?
Ad Bobik – racjonalność, irracjonalność?
W takich razach chyba nie ma, ani jednego, ani drugiego.
Jest tylko dzień dzisiejszy, a jutro będzie to jutro.
Dobry wieczór. Zakochałam się. W kocie. Przybłąkał się do ogrodu, towarzyszył mi od dwóch dni w pracach ogrodowych. Pomagał sadzić roślinki, sprawdzał łapką jakość sadzonek. Wyglądał na kota pańskiego, nie bezpańskiego. Był bardzo czysty, zadbany, z manierami. Sądziłam, że wracał do domu. A tyczasem dziś przywitał mnie rano znowu, wyskakując z niszy przy piwnicznym oknie. Był głodny i spragniony, ale nie ruszył jedzenia ani picia naszego kamienicznego kota-rezydenta. Zjadł i wypil dopiero w czystej miseczki. A jadł, jakby głodował od tygodnia. Potem wpakował mi sie na kolana, pogłaskał delikatnie po twarzy łapką, po czym udeptal sobie miejce na kolanach i zasnął mrucząc jak traktorek. Wyglądał na zabłąkanego kota domowego, fotelowego, pieszczocha. Zadzwoniłam więc do schroniska, bo pomyślałam, że odczytają chipa, jeśli kot go ma, może odszukają właściciela, a może ktoś sam przyjdzie sprawdzić, czy nie ma tam jego ukochanego kota. Życzę mu, żeby trafił z powrotem do domu, ale tak naprawdę, to sama bardzo bym chciała go zatrzymać u siebie. Jak nikt sie po niego nie zgłosi, to chyba po niego pojadę i zaadoptuję.
W schronisku przeżyje taki „czad”, że to już będzie inny kot.
Rysiu, w B teraz faktycznie ciemno 😉
I lało niedawno…
Branoc…
To co miałam zrobić? Kiedy wzięłam go domu, był tak przerażony, że podskakiwał przy najmniejszym szeleście. Z pierwszym razem dał dyla przez okno (parter, więc to jak skok z szafy). Potem przyszedł znowu, ale zachowywał sie spokojnie pod warunkiem, ze drzwi wejściowe były otwarte. Kiedy je zamknęłam, zupełnie spanikował. Uspokoił sie dopiero w ogrodzie, gdzie znowu władował mi sie na kolana i kazał miziać. Nie może zostać na naszej posesji, bo już go nasz rezydent pogonił. Z sąsiedniej tez został pogoniony, przez psa. W domu nie chce zostać, to co z nim było robić?
myślałem, że nic nie potrafi mną wstrząsnąć. myliłem się…
http://www.youtube.com/watch?v=MJNCZvOQZh8&feature=related
ps. uwaga, to trwa 43 minuty! i to jest tylko jeden odcinek z wielu!!!
fomecku, a po co te wszystkie odcinki, kiedy naprawdę ważne jest to:
http://www.youtube.com/watch?v=f8oR8-dQFjE
😛
Oj, Vesper, a to koci dylemat. 🙁
Korporatka chyba za bardzo podobna do koloratki. 🙄
No i jeszcze to 😎
http://www.youtube.com/watch?v=ITE4ca6sLAY&feature=related
Korporini (jak kniahini), korporina, korporencja? 🙄 Poddaję się – po raz drugi i ostatni. 😉
Że też znany z zamiłowania do krótkich form foma trafił na te dłużyzny i dopiero PK musi mu destylaty podsuwać! 😆
właśnie dłużyzny, streszczenia, zbliżenia, język, komentarze z podpisem mają swój jedyny w swoim rodzaju smak. jeż i taniec na plaży to jak trailer Batmana, nie o to chodzi
z pierwszej beczki, korporantka nie podlega zamianie. dziś widziałem dwie korporantki i żadna korporini nie oddaje tego wrażenia
A jak wygląda korporantka. Pokrój, behawior, bardzo proszę.
W „Polityce” było o mięsnym jeżu. 🙂
http://www.polityka.pl/kultura/aktualnoscikulturalne/1525673,1,z-czego-smieja-sie-polacy-na-youtube.read
Z kotem chyba rzeczywiście było albo to wyjście ze schroniskiem, albo jednak zamknięcie drzwi i próba przyzwyczajenia go. Oba traumatyczne. Ale pomysł, żeby zaadoptować sierotka, jeżeli nikt go nie będzie szukał, popieram z całej psiej duszy. 🙂
„Plan Pauli wypalił. Damian nie przyszedł. Ale jednak miałam wyrzuty sumienia z tego powodu, że nie powiedziałam o tym Kamili.
Dziewczyny wyszły już ze smażalni. Kamili jest przykro, że Damian nie pojawił się na kolacji. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że za tym wszystkim stoi Paula. Nieoczekiwanie chłopak pojawia się.”
no przecież to jest mistrzostwo świata!
Sila jest takim właśnie przygarniętym kotem po przejściach. Pierwsze tygodnie u mojej siostry spędziła pod umywalką. Za to teraz wiedzie pańskie życie i rozstawia Personel, tak podstawowy, jak i zastępczy, po kątach. 🙂 Ale pewna kruchość jej została.
Fomo, oszczędź nas, to i my Ciebie oszczędzimy. 😈
Jak kto ma za dużo czasu… 😛
Foma, ty to masz nerwy jak postronki 🙂
Mysle, ze z Aleksandrowem to jest podobnie jak z Andre Rieu – ludzie ida tam z radoscia, bo posluchac mozna muzyki duszoszczypatielnej i naladowac sie pozytywnymi emocjami.
Czy naprawde trzeba podkladac pod wszystko jakies znaczenia?
Pani Kierowniczka to jakoś dziwnie obcykana w kulturze masowej. 😕 🙂
To może teraz jakaś muza z pozytywnymi emocjami? Wystarczy do rana.
http://www.youtube.com/watch?v=83M60qeRyMc
O, a tu jest to samo po niemiecku, tylko krótkie 😛
http://www.youtube.com/watch?v=g7MYijjZ6xU&feature=related
E, WW, usłyszałam o tym mięsnym jeżu, to zaraz pobiegłam na tubę sprawdzać… 🙂 Ciekawska jestem i tyle.
To na dobranoc coś milusińskiego:
http://www.slothster.com/2352-Cat-On-Boat-Plays-With-Dolphins.html
W empiryczne wypróbowywanie mięsnego jeża można by uwierzyć mnie, ale nie Kierowniczce. 😈
Korpoletka.
Widziałam te wakacje kiedyś, synuś mi pokazał, zarykując się z radości. Masakra. Sądząc z tego, co dostajemy w wydawnictwie jako propozycje, ten styl pomału staje się obowiązujący…
Zwierzaku – oto głos rozsądku!
http://www.youtube.com/watch?v=RWPAJDKERj4
To chyba ten sam gatunek co Rieu et consortes:
http://www.youtube.com/watch?v=LHOyPLSVam4&feature=fvst
Na dobranoc najsłodsza ze słodkich (był Dzień Czekolady, nie?) – Hayley Westenra.
http://www.youtube.com/watch?v=uYqgqdM9AXg&feature=related
Przyjemnych snów!
Mizianie zawsze fajne jest. 🙂
Korporynka. Korporyna. Korporeska. Korpolola. Korpolalia. Korpolanka. Korpolaczka. Korpodyni.
Myślę, że dzięki blogowym wysiłkom, kiedy foma następnym razem zobaczy korpocośtam, będzie mógł z gotowego zbioru coś tam dopasować 😆
Nie wierze, zeby w Polsce istnialy tak wyzwolone kobiety jak ta korpulentna Beata, co tanczy na plazy, nie bojac sie ze ktos bedzie sie z niej smial albo cos paskudnego powie!
Jesli takie juz sa, to moge spokojnie isc do grobu. Walka zostala wygrana. 🙂
A kot z delfinem – sheer magic!
Heleno, zobaczyłabyś mojego Rumika (jack russell terier), jak usiłuje mieć potomstwo z kotem… Kicia mizianie wstępne przyjmuje chętnie, ale potem wali biednego adoratora w mordę.
No bo sa granice mezaliansu, nawet dla tak wyzwolonego Kota jak ja. Znam jednego Kota, ktory usilowal miec potomstwo z haftowana petit pointem poduszka i tu jestem zwolennikiem zwiazkow partnmerskich, ale nie za przeproszeniem z russel terrierem. 🙄
Nocny przeglad prasy: Guardian na temat trollowania , interesujacy artykul i komentarze czytelnikow. Tez to bub pewne aspekty momentami przerabialismy.
http://www.guardian.co.uk/commentisfree/2012/apr/12/noel-edmonds-day-i-met-troll
przerwa w deszczowaniu
jak znam deszcz w B. to tylko do mojego wyjscia w Tereny Zielone 😀
brykam
herbata
wygodnie przy stole
szeleszcze, szeleszcze
🙂
B. do B. – slonca Wam 🙂
a co mi tam – KAZDEMU – zycze 😀
brykam fikam
Bry!
Ubawiły mnie korpocośtam, tylko może nie dojdźmy do koprolali.. 👿
koprolalii, ech.
O, Rysiu mi wyczarował słońce 🙂 Tak samo bryka i fika krótko jak i on ….
Vesper,
z naszym Szamanem było dokładnie tak samo. Jadł na tarasie. Przybiegał do nas. Sam wchodził do domu. Ale wpadał w panikę kiedy drzwi na taras były zamknięte. Pozwalaliśmy mu zwiedzać dom przy otwartych drzwiach tarasowych. Potem drzwi można było zamykać, ale wieczorem Szaman robił się niespokojny i trzeba go było na noc wypuszczać do ogrodu.
A potem zaczął powoli zostawać w domu na noc. Wojny z kotami, które również chciały u nas zamieszkać, staczał notorycznie. Cały był w strupach. Ostatecznie sam wybrał moment, w którym zdecydował się zamieszkać w domu na stałe. Dzisiaj trzeba go mocno zachęcać żeby zechciał pobyć w ogrodzie. Jest wyjątkowym pieszcochem. Ale nawet teraz jest niespokojny, kiedy chce się go wziąć na ręce. Sam wskakuje na kolana, układa się na nas, mruczy i próbuje dawać buzi. Kiedy my się zbliżamy, to ciągle włącza mu się strach.
Nie stosowałabym żadnych radykalnych metod. Jezeli możesz, to pozwól mu oswajać sie z domem we własnym tempie. Z kotem rezydentem muszą się jakoś sami ułożyć.
Jak wyglada ta Twoja miłość?
korpolala jest fajna. choć to oczywiście zupełnie kto inny niż korporantka. do głowy przyszła mi jeszcze korponówka
Coś próbuje mi wyjąć mózg przez oko; łyżeczką. Proszę mi nie sugerować, że to ma coś wspólnego z wczorajszymi toastami, bo się odwrócę korpulencją. 👿 Korpulentna kobieta wyzwolona kojarzy mi się natychmiast z Bagdad Cafe.
Korpolale są fajne?! Mężczyźni … 🙄
Dzisiaj 13 i piątek 👿
Panowie w radiu doradzali włożyć żółtą kartkę do prawej kieszeni albo czerwone majtki do lewej. Podobno obie metody równie skutecznie trzymają pecha z daleka 🙄
Korpocuda na patyku 😉
Aga,
wyrazy 🙁
Niczego nie sugeruję, ale jakbyś potrzebowała maślanki, zupy ogórkowej czy zimnego okładu, to służę uprzejmie 😉
😉
Jotko, moja miłość wygląda jak kot bombajski. Wypisz wymaluj. Gdyby nie wyglądał jak rasowiec, to bym go od razu nie wiozła do schroniska, bo prawdopodobieństwo odnaleznienia właściciela byłoby nikłe. A w przypadku tego kota może być tak, że ma chip i ktoś go szuka. Tutejsze schronisko jest dość prężną instytucją, mocno osadzoną w świadomości mieszkańców miasta i okolic, więc gdyby ktoś szukał, to z pewnością by się tam zgłosił. Jeśli nie ma chipa i nikt się po niego nie zgłosi, to weźmiemy go do siebie. Narada rodzinna już była. Ponieważ mamy tez małe dziecko, bardzo nas przekonało do kota to, że mimo wielkiego strachu i potwornego strachu, nie wykazał ani cienia agresji. Żadnego prychania, syczenia, pazurów, nic z tych rzeczy. Tylko żałosne miauczenie.
Korpolale rymują się z fraktale 🙄
fraktale mają sporo wspólnego z korporacją. jest takie podejście, by czas nie był traktowany liniowo, a fraktalnie. wtedy zawsze znajdzie się miejsce, do którego da się wcisnąć nowe zadanie, nie usuwając z przestrzeni dotychczasowych
A postawiona w określnonym miejscu korpolala wyznacza punkt w czasie, w którym ma nastapić powtórzenie wzoru.
Dzień dobry 🙂
Dlaczego tylko rasowców ktoś ma szukać? 🙁 U nas w domu wszelka zwierzyna (no, może oprócz gryzoni 😉 ) była zawsze skundlona, ale w przypadku zaginięcia szukana z obłędem w oczach i do skutku.
Spotkałem nawet szczęśliwych nierasowców… 😉
A propos mezaliansów: widziałem kiedyś (tylko na zdjęciu, ale zawsze) mieszankę jamnika z owczarkiem niemieckim. 😯 Próby wyobrażenia sobie, kto był mamusią, kto tatusiem i jak od strony technicznej mógł wyglądać przebieg wykonania potomstwa, były czystą psornografią, za co szybko i słusznie zostałem ukarany kompletnym kociokwikiem. 😳
Bobiku, może to wymieszanie następowało stopniowo, na przestrzeni kilku pokoleń? 😉
Korpolala wyznacza raczej punkt w przestrzeni, gdzie akurat prezentuje się najkorzystniej – cóż z tego, że przeszkadza zaprojektowanym we fraktal korpoludkom. 😈
Chipowane nierasowce to w Polsce wielka rzadkość, Bobiku. Właściwie się nie zdarza, z tego co mówią w fundacji Animals. Zadzwoniłam do schroniska. To jest młody kocurek, wykastrowany, oswojony, raczej zdrowy. Zadeklarowałam chęć adopcji, jeśli nie zglosi sie właściciel. Teraz więc z jednej strony życzę kotu, żeby opikun przyszedl po niego, z drugiej życzę sobie, żeby nie przyszedł.
opiekun
ale opikun tys ładnie 🙂
Chipowanie w zasadzie robi sie po to by latwiej bylo odnalezc zagubione zwierze, a nie w celu odzyskania wartosci finansowej zainwestowanej w zwierze. Nie rozumiem dlaczego weterynarze nie wkladaja tego do glow WSZYSTKICH posiadaczy zwierzat. Co rasowosc lub jej brak ma z tym wspolnego?
Czy Fundacja Animals nie stawia takiego warunku wszystkim adoptujacym zwierze ze schroniska?
Jeżeli kocurek jest wykastrowany i oswojony, to z całą pewnością ktoś o niego dbał i to na nieco wyższym poziomie niż tylko wrzucenie odpadków do miski. Niestety, mogło mu się odniechcieć dbać, albo też kocurek mógł powędrować o jeden most za daleko (to wcale nie jest prawda, że koty zawsze znajdują drogę powrotną do domu). 🙁 Ale jak to jest taki kot bombajski, jak na tym obrazku, to trudno sobie wyobrazić, jakim cudem można by się w nim od razu nie zakochać: 🙂
http://www.bombaycats.de/NeuHeidebergen_files/django.jpg
Gdyby nawet dotychczasowy opiekun się nie znalazł, wróżę kocurkowi długie i szczęśliwe życie u Vesper, a nam wszystkim ewentualny konkurs na kocie imię, o ile Zosia już na jakieś nie jest zdecydowana. 😆
Mordko, mnie też by do łba nie wpadło, że nierasowiec może być mniej wart odnalezienia od rasowca. Ale niestety, jeszcze wielu przedstawicieli gatunku ludzkiego tak myśli. 🙁
W Niemczech fundacje nie stawiają warunku zachipowania, bo zwierz wzięty ze schroniska praktycznie zawsze jest już zachipowany (mogą być wyjątki, jak się bierze całkiem małego szczeniaka). Nowy opiekun musi wpłacić na rzecz schroniska jakąś tam sumkę (zwykle 2 stówy), co idzie na koszty utrzymania, leczenia i chipowania kolejnych lokatorów.
To dlaczego do tej pory nie zaczipowano ginących gatunków ? 😯
😆
Bo takiego ginącego gatunka, jak sama nazwa wskazuje, trudno znaleźć. 🙄
Dzień dobry 🙂
O matko! Jaki piękny!
Byłbym za tym, żeby Vesper postarała mu się o delfina do towarzystwa. 😆
Zdarza sie czesto – przynajmniej w Zachodnim Londynie – ze Kot wskakuje do czyjejs furgonetki (odwiedzajacego elektryka, robotnika czy – tfu! – hydraulika), wlascosciel pojazdu tego nie zauwaza i wywozi Kota na drugi koniec miasta. Znam kilka takich wypadkow cudem odzyskanego Kota. Wtedy chip, a co najmniej medalik z telefonem wlasciciela zawieszony na obrozce jest nieoceniony.
Ale sam pamietam, jak Stara przywiozla kiedys do Polski specjalbie zamowiony medalik dla Kota znajomej, ktory czesto sie gubil, bo byl powsinoga.
I ta znajoma odmowila przyjecia medalika, bo… nie chciala zeby jej numer telefonu byl „wszystkim dostepny” !
Ja i moj bl. p. Brat Pickwick od wczesnego kociectwa mielismy obrozki z medalikiem: z imieniem, adresem i dwoma (Starej i E.) telefonami. Raz zdarzylo mi sie zgubic obrozke w roslinnosci sasiednego ogrodka. Nazajutrz zawolalem Sasiadke, zaprowadzilem do tego miejsca gdzie obrozka sie rozpiela, pokazalem i glosnym miauczeniem poprosilem aby Sasiadka ja mi na szyje wlozyla.
List od Sasiadki w tej sprawie Stara przechowuje do dzis, choc zdarzylo sie to wiele lat temu, gdy bylem zaledwie trzylatkiem. 😈
Foma, nie wiem Czy Ci dziękować, czy wprost przeciwnie. Okazało się, że nigdy w życiu nie byłam i nie będę na wakacjach 😯
Oświećcie mnie. Czy to naprawdę jest w TV, czy tylko na tubie ktoś robi sobie jaja?
Oczywiscie bylismy tez zachipowani w chwili gdy nowa technologia weszla w obieg. To tani parosekundowy zabieg. Grosze naprawde.
Mimo to obrozki tez nie poszly w odstawke. Obrozka komunikuje calemu swiatu, ze Kot ma dom, gdzie jest kochany i ze sie o niego dba.
Pręgowana bardzo nie lubi obróżek i celowo stara się je gubić. Majątek na te obróżki idzie. 👿 Ale Starzy dalej inwestują, właśnie ze względu na te namiary w medaliku. Bo nie każdemu chce się lecieć gdzieś i sprawdzać, co stoi w chipie, a po telefon prawie każdy bez oporów sięgnie.
haneczko, a skąd pewność, żę nie będziesz na wakacjach?
podobno jak najbardziej jest to w tv, w Polsacie dokładnie. a przynajmniej było
Ja bez obrozki czuje sie jak bez gaci. Obrozka musi byc, choc pod nia juz siersc trocxe wytarta.
Jesli Julka zdejmuje sobie obrozke, trzeba ja (obrozke) zacisnac troszke ciasniej, odrobinke. Bo zdjac ja mozna tylko wkladajac lape pod.
Nasze pierwsze obrozki miewaly tez dzwoneczek, rzekomo dla ostrzezenia tych latajacych. Bylo to smiechu warte i bardziej dystraktowalo nasza E. niz lataczy. I to E. pierwsza zarzadzila – zadnych dzwonkow na przyszlosc. Czemu z bratem przyklasnelismy z ochota i nasza srednia polowow natychmiast wzrosla, czym przezornie nie chwalilismy sie przed E. Bo ona jest taka sierdobolnaja 🙄
He, he. Tylko wkładając łapę pod. 😈 Czy Wyście z Bratem nigdy nie wpadli na taki pomysł, że można obróżkę zahaczyć np. o ułamany kawałek gałązki na drzewie i mocnym szarpnięciem pozbyć się tego nielubianego ustrojstwa? Pręgowana wpadła, sam widziałem.
Jak chodzi o uwalnianie się z i od czegokolwiek, to nasza Kocica jest Einstein z Edisonem do kupy. 🙄
Foma, ze strachu nie będę 🙁
Sprawdziłam, to się nazywa serial paradokumentalny i jest 😯
Mięsny jeż, sadełko… Po prostu program pod pieskie gusta. 😈
Mysmy nigdy z obrozka nie walczyli.
Ale byly inne osiagi z okresu wczesnego kociectwa. Stara i E. ubzduraly sobie w swoich pustych glowach, ze wychodzenie nasze na podworlo nie jest bezpieczne i ozadane , bo ludzie stale wjezdzaja i wyjezdzaja samochpdami z podworka. Poniewaz nie zamierzalismy spedzic zycia w wiezieniu czterech scian, ustalilismy z Pikwa dyzury przy drzwiaxh wyjsciowych, tak by kazda szparka ledwo uchylona mozna sie bylo wysliznac i zazyc swiezego powietrza.
Wtedy Stara i E. wpadly na genialny pomysl, ze beda nas wyprowadzac… na smyczy, do ogrodka.. Zakupione zostaly zatem czerwone delikatne szeleczki w najdrozszym londynskim sklepie Selfridges. Do szeleczek sliczna czerwone smyczki na 5 metrow wysuwajaca sie z czerwonego ustrojstwa, tez z Selfridges.
Cierpliwie pozwalalaismy sobie zalozyc szeleczki przestepujac z lapy na lape. W szeleczkach na smyczach bylismy z Pikwa wyprowadzani do frontowego ogrodka. I dopiero w ogrodku jednym zgrabnym poruszeniem tulowia wysuwalismy sie z szeleczek i … hulaj dusza! 😈
Po tygodniu skutecznie wybilismy im z glow uzywania glupich szeleczek i smyczki.
Stara z rezygnacja zakupila klapke na drzwi, ktora byla Wybawieniem z Egipskiej Niewoli.
Tylko raz potracil mnie na podworku samochod i spedzilem 5 tygodni z lapa w gipsie na temblaku. Ale to juz zupelnie inna historia.
Myonienie na ostro. 😯
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11529910,PiS__Zdrada__Tusk__Nie_zakrzyczycie_prawdy_o_Smolensku.html
jest też schronisko dla psów i willa do sprzedania
na fali wspomnień o Titanicu
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/historia/smiertelna-przepowiednia-tragedia-znanego-dziennik,1,5094967,kiosk-wiadomosc.html
W przemowieniu Kaczynskiego pojawia sie nowe ladne slowo w jezyku polskim: „kontrfaktycznosc”.
Widac tez jak zle, niestety prowadzi obrady marszalkini Kopacz. Nie jest jej sprawa mowic poslom w sejmie aby sie „napili zimnej wody”. Inni moga sie zachowywac nieperlamentarnie, ale ona nie ma takiego prawa jako ponadpartyjny marszalek Izby. Powinna tez byla nie dopuszczac do awantury nie zezwalajac Kaczynskiemu odpowiedziec na zarzuty, jakie padly z ust Tuska. To sa bzdury, ze w chwili gdy sama oglosila glosowanie, wystapienie Kaczynskiego jest naruszeniem regulaminu. POwinna sie byla liczyc z tym, ze Kaczynski zazada mozliwosci odpowiedzenia premierowi. To jest najwazniejszy „regulamin” w parlamencie – ze opozycja moze odpowiedziec rzadowi i vice versa.
Ale cieszy mnie niezwykle, ze Tusk powiedzial to co powiedziec nalezalo: ze PiSowska opozycja buduje kariery polityczne na grobach ofiar wypadku samolotu. I ze robi to w sposob nikczemny i niedopuszczalny.
Kiedy Pani Marszałek jest niestety partyjnym Marszałkiem.
Na to wyglada, Klakierze.
marszałkiem czy marszałką? nie żeby to coś zmieniało, ale jak ma być porządek, to we wszystkim
a zimna woda może powodować Przeziębienie. co, biorąc pod uwagę pozapolityczny fach, a więc wiedzę i fachowość, można uznać za podstęp wykluczający opozycję na czas jakiś. o! taką możliwą interpretację zaproponuję
Skoro zenska koncowka od marszalek jest „ini”, to nie ma powodu wymyslac nowych form. Tych zenskich koncowek w polskim jest zatrzesienie.
Reszty nie zrozumialem.
to poczekajmy aż ktoś uzna, że rozumie…
Oczywiscie powinienem powiedziec zenskich suffiksow, przyrostkow.
No… przecież pani Marszłkini poprzednio panią Ministerką była 🙂
Od zdrowia – a tu zamachuje się na zdrówko opozycji… 😆
Chociaż z drugiej strony: zimna woda zdrowia doda 😆
Psia mać, gdzie nie pójdzie, to Doda…
😉
http://wyborcza.pl/1,75478,10551457,Pani_marszalek_czy_marszalkini_.html
Przypomniało mi się, że niedawno czytałem o żeńskich fomach, więc tak na marginesie:
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1525527,1,formy-zenskie—wprowadzac-czy-nie.read
Dobrze, że nie powiedziała: – niech pan wsadzi łeb pod zimną wodę. Ech!
No, ale z trzeciej strony to awansowana Ministrini na Marszałkini dlatego została, ze wiernie mini fastrygowała i została skierowana na odcinek fastrygacji opozycji 🙂
Przysięgam, że żeńskie fomy wyszły mi przez czysty przypadek i nie miały być żadną prowokacją. 😳
Za karę sobie nie poprawię. 😆
Ale z czwartej, jak się zastanowić, to spragnionego napoić, rozpalonego ostudzić – fachowość kazała bez termometru ocenić temperaturę w oparciu o gwałtowny wytrzeszcz oczu, suchość w gardle, drżenia członków i pewnie jeszcze jakieś inne…
Jest i piąta strona: dlaczego wodę zimną a nie ciepłą herbatę, która to w powszechnym przekonaniu lekarzy i kierowców ciagników siodłowych – obniża temperaturę?
To z szóstej strony wskazywałoby jednak na chęć wykończenia opozycji…
medice, cura te ipsum
Marszalica – bym rzekła.
Obróżki z telefonami pożyteczne nader. Kiedyś w Karpaczu dosięgła mnie o poranku nieznajoma studentka, pytając, czy nie zgubił mi się piesek. Byłam już w trakcie pakowania, bo wieczorem syn zawiadomił mnie, że Szanta wyszła z domu i nie wróciła. Okazało się, że dziecko poszło w świat, wsiadło do autobusu i pojechało do miasta. Wysiadła pod Politechniką i tam spędziła noc. Oczywiście, Wawrzek natychmiast po nią pojechał, a ja mogłam kontynuować wakacje.
Szanta jest kundelmanką, oczywiście. Zwiewała kiedyś permanentnie, przeszło jej, kiedy wlazła pod samochód.
Kocie, Rumik kazał Ci powiedzieć, że jego zdaniem jesteś rapsistą.
Ale z siódmej strony to marszawbikini mogłaby oszczędzić.
Przy okazji będąc w zgodzie z finistrem minansów, bo jakby nie włączała mikrofonu nie zużyłaby prądu, nie poszłoby z dymem kilka ton węgla, bo Polska węglem stoi. Jeszcze…
😆
Ale znowu z ósmej strony to ene due like fake torba borba ósme smake… ktoś posiadający tyle stron, może wszystko…
😆
Na pewno Rumik powiedział „rapsistą”? Nie „raperem”? 😆
Ja to widzę zeen, że w obszarze kabaretu, to popierasz andrusów, albo kopaczy 😉
… deus deus kosmotaeus i morele baks
Tak bylo z moim Sasiadem , Psem Filutem, Nisiu. Jego Panstwo odchodzili od zwmyslow, ze tesciowa z ostrym Alzheimerem musiala go gdzies wyprowadzic w pole (wiele razy policja odnajdywala ja 2-3 mile od domu, zgubiona i przestraszona). Filuta nie bylo w domu juz ze trzy dni, wszyscysmy sie okropnie zamartwiali, rozpaczliwe ogloszenia wisialy na kazdym slupie w Zachodnim Londynie, az tu nagle w niedzielne popoludnie dzwoni jakis francuski uczen, ledwo mowiacy po angielsku i powiada, ze stoi przed domem towarowym na Oxford Street (15-16 mil od domu) i trzyma za obrozke bardzo nieszczesliwego psa. Panstwo pognali do centrum i odnalezli dobrego studenta, ktory nawet wtedy zadnej komorki nie mial, tylko zadzwonil z budki.
Filut nie posiadal se z radosci.
Szczerzę?
To Andrzej Poniedzielski jest teraz debeściak.
A że Andus przy nim często robi, to i się uczy…
Założywszy, że może wszystko, dochodzimy do dziewiątej strony, w której może również trzymać dziób na kłódkę a kluczyk od niej u woźnego…
Uch, jak ciągnie, żeby się zerwać ze smyczy i pobiegać po terenach zielonych… Bo siedzę dziś nad okropnie nudną, a konieczną do zrobienia robótką, polegającą głównie na pastowaniu kopii. 🙄
Czy kawa na blogu może zostać uznana za metaforę terenów zielonych? Czy raczej powinienem pójść w dosłowność i zaserwować zieloną herbatę?
Z tym chipowaniem to mi się też wydaje jakiś lekki absurd. Dlaczego niby rasowe tak, a dachowce nie. Ale rasowce są chipowane chyba nawet jeszcze w hodowli. W każdym razie taki wymuskany pieszczoch jak moja miłość, wydawał się być dla kogoś na tyle ważny, że byłam niemalże przekonana, że ma chip. Gdyby jednak zawitał do nas, to bym w te pędy pobiegła zachipować.
Ad zeen 13 kwiecień 12, 15:11
zeen? Czy toto jest to debeściarstwo?
http://www.youtube.com/watch?v=KgSI3qJix-g
Nie wiem, ile w Polsce kosztuje chipowanie, bo czasem to bywa decydujące. Nie pamiętam dokładnie tutejszej ceny, ale chyba było to około 5 dych, czyli równowartość 10 paczek fajek, albo 1 kilograma (przyznaję, wściekle tu drogiej) polędwicy wołowej. Nawet ja oddałbym kilo polędwicy, żeby mieć gwarancję niezgubienia się na ament. Ale gdyby to było, powiedzmy, 10 kilo? Hmmmm… 🙄
To jest koszt około 50 złotych. Jak kogoś nie stac na taki wydatek, to chyba nie powinien w ogóle decydowac się na zwierzę. W końcu karma, szczepienia, leczenie to są dużo większe pieniądze.
Eee, jak 50 zł, to w ogóle nie ma o czym gadać. Czyli nie cena zaporowa, a w głowach jakieś zapory. 🙁
Vesper ma racje, a niektorych miastach chipowanie ponoc bezplatne:
http://labradorretriever.com.pl/printview.php?t=224&start=45
No i chyba ten problem, że nie każdy, kto znajdzie psa czy kota, biegnie sprawdzić, czy zwierzę ma chip. Widzę sporo kotów z obróżkami, przemykających przez ogród. Większość z widzenia juz znam. Nie wiem, czyje one są, ale wiem, że już się tu kręciły (ten czarny tylko wyskoczyl jak Filip z konopii, nigdy wcześniej w okolicy nie widziany). Ale chipowanie i odczytywanie chipów jeszcze ludziom nie weszło w krew.
Nie pomogę Ci klakierze, bo nie słyszę. Ale jeśli to jest to, co Bałtroczyk prezentował, to nie jest, niestety 🙁
Ze zdumieniem wyczytałem na tej stronie od Mordki, że bazy danych są tak rozproszone. 😯 Przecież chipowanie ma największy sens wtedy, jak jest jedna baza, ogólnokrajowa i sprawdzenie zabiera sekundy.
Czyżby i tu było jakieś myonienie? 🙄
Mysle, ze oni sie myla w sprawie bazy danych. Jest jedna ogolna z kodem kraju. Wiec nawet jesli pies zgubi sie zagranica, to tez mozna ustalic wlasciciela.
Byłem na kilku występach Piwnicy Artystycznej i zauważyłem, że występy w Przechowalni na miejscu, znaczy w siedzibie różnią się od tych w terenie. Te miejscowe zawierają dużo mniej lub są całkiem pozbawione numerów pod publiczkę, co jest jakoś zrozumiałe. Nikt nie tworzy wyłącznie dzieł wiekopomnych i doskonałych, chodzi o to, by srednia była wystarczająco wysoka.
No i generalnie: żeby było co zjeść, sie napić, pogadać i zapalić 😉
Tu jest literatura na ten temat:
http://en.wikipedia.org/wiki/Microchip_implant_(animal)
Tak spojrzałem, że ja o jedzeniu, piciu i innych a tu Mordechaj już literaturę na to ma…
No, ale po przyjrzeniu się lince stwierdzam: nie jem kotów, nie piję ich, nie gadam – no, – nie palę na pewno.
Może dlatego pozwalają mi spać obok siebie… 😉
To chodzi zeen o to: ze to jest wstęp do tego, aby i temu, czy tamtemu wszczepić chipa, abyś się nie zgubił za rogiem, jak wyjdzie coś zjeść (hmm,hmm,hmm)
Eee tam, Klakierze. Rogi wcale nie są takie zgubne, choć niektórym tak się wydaje. 😆
Są rogi, i są rogi.
Jeleń tak brał za pas nogi,
że za rogiem nim zniknął, całkiem zgubił rogi…
… więc, gdy spotkasz jelenia co bezrożny lata gdzieś za rogiem pośród upalnego lata ulituj się nad nim bo to dusza swojska wychyl z nim kielicha jak z kolegą z wojska
…a przy wychylaniu spytaj: czemu płaczesz? Czy ci było lepiej, kiedyś był rogaczem?
Chusteczka ma cztery całkiem ostre rogi
a ciasto z nadzieniem to przecież pierogi
Barana o rogi nie pytaj swobodnie
bo jak ich użyje to ci pękną spodnie
Odys słynny mąż był, wierzył Penelopie
wraca ci do domu, a tam chłop na chłopie
juz miał ich policzyć, zrobić rogów pomiar
gdy się okazało, że to jest sodomia…
Takoż Egipcjanin Ra, co funkcję boga
pełnił, kiedyś w lustrze ujrzał głowę w rogach,
z pretensją do żony rzekł więc: moja droga,
spójrz, przez ciebie będą brać mnie za raroga. 🙄
Odys chłop był jednak nie ułomek więc sprawnie i szybko posprzątał swój domek i tu się ballada prosi o pointę co w życiu wybierać rumianek czy miętę
Polska to jest dziwny kraj [Zulu Gula]
http://www.tvnwarszawa.pl/informacje,news,nie-chca-smrodu-z-restauracji-robi-sie-z-nich-antysemitow,41375.html
A ja jeszcze w sprawie kotka
http://www.tvnwarszawa.pl/ogloszenia,zaginal-czarny-kotek,13813.html
Teraz miałem czas przeczytać link od Królika i muszę powiedzieć, że do mnie bardzo przemawia ten fragment:
Genuine trolls really are in the minority. Most of us are well-meaning, if maybe slightly inept online communicators. It doesn’t mean we have to engage with trolls when we see them, but if we can be reasonable and perhaps gently help these people to see the error of their ways, then the internet would be a better place. But we can only do that if we stop labelling all bad behaviour as trolling and see it as I did by meeting Clifford – the throng of humanity just trying to find a way to connect.
Rzeczywiście, może zbyt często nieporadność w formułowaniu, skróty myślowe, wpadki, nieprzemyślane wisty, bierzemy za „nazłoście”. A tak z łapą na sercu – komu się nie zdarzy chlapnąć czegoś, czego potem żałował? Albo zdziwić się szalenie, że inni uznali post za agresywny, choć jako żywo pisany był gałązką oliwną i fajką pokoju?
Dlatego ja jako gospodarz mam zawsze okropne opory przed banowaniem i póki się da, próbuję znaleźć inne wyjście. Ale z drugiej strony – co robić, kiedy widzę, że moja dobra wola obraca się nie tylko przeciw mnie, ale i całej blogowej społeczności? Że niebanowany troll zaczyna zatruwać rozmowę i powodować, że wszyscy się czują jak na czynnym wulkanie?
Najgorsze chyba są przypadki trollizmu „na pograniczu”. Tzn. kiedy troll jest na tyle sprytny, żeby nie pisać pojedynczych komentarzy kwalifikujących się ewidentnie do nałożenia szlabanu, ale poprzez sumę złośliwości i zatrutych strzał staje się nie do wytrzymania. Wtedy bardzo długo można mieć rozterki i wahania – już dać bana? A może jeszcze czekać i szczekać, nawołując do opamiętania?
No, ale czasem i psu trzaśnie cierpliwość, a wtedy – nie ma zmiłuj się. 😎
To nie ten kotek od Vesper, Klakierze. Ma chip i nie jest już zupełnym młodzieniaszkiem. Ale oczywiście życzę jemu i jego personelowi, żeby się znaleźli. 🙂
Pilne pytanie do Kotów lub Kociego Personelu: czy bezgraniczna fascynacja Pręgowanej topiącym się na patelni masłem jest normalna i zdrowa, czy lepiej szybko udać się do kotychiatry? 🙄
Z opowiadań znajomego o psie znajomych.
Pewnego razu pies otworzył drzwiczki piekarnika, a następnie wyciągnął stamtąd piekącego się indyka i go zeżarł.
To był bardzo zafascynowany pies procesem przetwarzania jedzenia.
A teraz już znikam.
Nie ma kotychiatrów, albowiem koty, we wszystkim, co robią, racjonalne są i rację mające. 😎
W tej sytuacji fascynacja topniejącym masłem jest bardzo uzasadniona i zastanowić nad sobą powinien się ten, kogo topniejące masło nie fascynuje 🙂
😀 😀 😀
Z listu czytelnika GW:
„Dziwne jest, jak bardzo szybko przyjęto, że „Titanic” zatonął po zderzeniu z górą lodową. Wciąż nie wiadomo jednak, jak góra z zamarzniętej wody i to taka, która szybko topniała w wiosennej temperaturze, mogła rozerwać stalowe poszycie potężnego liniowca. Według znanego polskiego specjalisty, doktora nie-fizyki Jarosława Kaczyńskiego wystarczy przeprowadzić prosty eksperyment, biorąc metalową łyżkę do lodów i wbijając ją w porcję lodów – to przecież lody są przecięte, nie łyżka”.
Bobiku, nasze koty w ogóle nie wykazują zainteresowania procesami technologicznymi w kuchni.
Mój futrzak nie odstępuje kuchni na krok w trakcie operacji technologicznych przeprowadzanych na mięsie. Z tak przekonującą pogardą patrzy jak piękny surowiec jest przez ludzi niszczony, psuty – no jak można piękne mięso tak niszczyć…
Jedno mu trzeba przyznać: zawsze siada i znacząco wyczekuje na kawałek do przetestowania, kiedy gotowa potrawa jest serwowana. Obwącha uczciwie, obejdzie z osiem razy, zastanowi się i albo zje, albo nie tknie.
Wtedy lecę na policję meldować, że żona mnie truje.
Ksantypa?
Mar-Jo, posikalem sie ze smiechu. Czy moge to poroznosic, zeby i inni sie posikali?
B. mialo slonce caly dzien 🙂 😀
magnolia ciagle czeka 🙁
a jak tam B.?
Mar-Jo 🙂 🙂 🙂 😀 😀 😀
krolik podlinkowal, Bobik podkreslil, a ja chcialem o polityce i teraz boje sie ze bedzie – nie ma zmiluj sie 🙄
po tym co od kilku dni wygaduja Jaroslaw! Jaroslaw! i jego ludzie
z tym dzisiaj w Sejmie, wszystkie zaniechania i powolnosc w rzadzeniu PO i Tuska ida w zapomnienie, trwajcie prosze i broncie
prosze!
Ciekawe, co by powiedziała Helena – Osoba o Wielkiej Kulturze i Wiedzy na takie bzdurne wpisy na śmietniku internetowym?
Aga, co w barku, co mozna w piatkowy wieczor unicestwic?
(na lyzeczkowanie oka – klin 8) )
suplement – jak te cytowane przez Mar-Jo
To powiadasz klakierze, że żona mi ksantypy dosypuje?
A groźne to?
Klakierze, Ksantypa truła jedynie w przenośni – znaczy zrzędziła – Sokrates co prawda umarł otruty, 🙁 ale nie przez żonę. Ad rem: koniak wypiliśmy, został Stock, wino, wódka, cointreau i ziołowa litewska nalewka.
Ad Aga i zeen
Ja tak tylko w konwencji, że zeen to jak Sokrates
Ad Aga 13 kwiecień 12, 21:14
Dzięki bardzo – u Pani Szwarcman Bobik leje szampana.
„W szampanie wykąpmy się dzisiaj jak w deszczu”
Helena by pewnie powiedziała to samo, co ja: że zabawne to nie to samo, co bzdurne. 🙂
Hmmm, kiedy mnie to zupełnie nie rozbawia!
Jakoś tak Pan B. ten świat wymyślił, że nie wszystkich bawi to samo. 😉
Ale ja się staram mieć szerokie spektrum, bo wtedy mam więcej szpasu w życiu. 😆
swietnie, otwieram Cointreau! zapach ulecial……..
Jarosławowi Iwaszkiewiczowi
Pani pachnie jak tuberozy.
To nastraja i to podnieca
A ja lubię tuman narkozy,
A najbardziej — gdy jest kobieca
Mówię ładnie? I melodyjnie?
Zdania perlę jak z pereł kolię?
Pani patrzy — melancholijnie…
Skąd ma pani tę melancholię?
Sen? Doprawdy? Jak dymu kółka?
Sen zmysłowy bladej dziewczynki?
Hebanowa lśniąca szkatułka
Pomarańcze i mandarynki.
Pani usta wtula w swe futro…
Pewno… miękkie jest to futerko…
Przeczulenie? Cóż będzie jutro?
Ach, cóż powie srebrne lusterko?
Podkrążone po balu oczy
I matowość pachnącej twarzy
I sen zwiewny panią omroczy,
I o wczoraj pani zamarzy.
Pani pyta, czy walca tańczę?
Ach, zatańczę… jak sen dziewczynki!
Mandarynki i pomarańcze,
Pomarańcze i mandarynki.
O, dziewczynko! O, złotowłosa!
O, zmysłowa dziewczynko blada!
Sen się iskrzy, jak z papierosa
Dym, gdy w słońca złocistość wpada.
A tymczasem — po pustej sali
Pierrot szuka zgubionej róży,
Z Leonelią tańczy Allali,
Leonelia oczęta mruży.
Gdy się bajka roztopi w mroku,
Przyjdą cudne, smutne dziewczynki
Na obciętym położą loku
Pomarańcze i mandarynki.
(Julian Tuwim „Sen złotowłosej dziewczynki”)
te nastroje 😉 🙂
A ja mam łysiny w poczuciu humoru i wtedy mnie nie rozbawia.
Nie rozbawiał mnie Andrus, nie rozbawiał Poniedzielski i nie rozbawiają mnie żadne bzdurne wypowiedzi na temat aktualnej sceny politycznej w Polsce.
Staram się rozumieć traumę Pana Kaczyńskiego.
Nawet jakby zrezygnował z funkcji politycznych, nadal byłby postacią polityczną (ba, przypięto by mu łatkę Naczelnika z Żoliborza) i nikt by mu nie odebrał moralnego obowiązku upominania się o wyjaśnienie przyczyn tej katastrofy – jak nie odbiera się wdowom i sierotom po tych, co zginęli.
to topniejące masło kogoś nie fascynuje???
Mnie fascynuje tylko wtedy, kiedy topnieje na kopytkach.
kopytka nie pasują do wszystkiego…
Masło topniejące na kopytkach? Wy znowu o jeleniu? 😎
lepsze jedzenie niż polityka
Myślę, że konie mogą mieć inne zdanie. 😆
To było do poprzedniego fomy, tego o 22:08.
klakierze, serio: dlaczego starasz się zrozumieć traumę Kaczyńskiego?
I co Cię rozbawia?
ale konie raczej nie używają masła. szczególnie roztopionego
Traumę ja też mogę próbować zrozumieć. Nawet to, że trauma przeradza się w paranoję, mogę zrozumieć. Ale uważam – też całkiem serio – że wtedy należy paranoję leczyć, a nie konstruować wokół niej program polityczny. A jeżeli ktoś konstruuje, sam się, niestety, naraża na śmieszność i politowanie.
Foma, a dlaczego konie nie używają masła? A dlatego, że wciąż im się serwuje niemaszczony owies. 👿
Bo jestem stary i rozumiem, co człek czuje, kiedy umierają najbliżsi. A zwłaszcza, jeżeli śmierć ich wyrywa z szeregu niby najbardziej strzeżonego. Nic nie mogło się stać!
To jest tak, jak kiedyś mi opowiadała jedna lekarka z pogotowia: Ojciec huśtał na huśtawce dziecko, odwrócił się na chwilę i… dziecko spadło z huśtawki. Huśtawka uderzyła je w głowę. Stał i powtarzał: – i co ja teraz mam zrobić?
Co mnie rozbawia zeen?
A to Ci powiem innym razem.
Ale używają kopytek. A ja kiedy słyszę kopytka, to myślę 'masło’. Gdybym słyszała nóżki, to bym pomyślała 'chrzan’. Proste. Ja jestem prosta dziewczyna.
Ad Bobik 13 kwiecień 12, 22:22
Nie nazywaj tego paranoją. Ten człowiek nie jest chory, jest na pewno cierpiący.
Dziś jeden z ministrów w loży rządowej pukał się w głowę podczas wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego.
To było wszystko w tej samej kategorii, co zachowania pani K. doskonale ocenione przez Kota Mordechaja (który wszak nie jest zwolennikiem Prezesa, a gorącym orędownikiem parlamentaryzmu).
Ludzie w traumie mogą się zachowywać irracjonalnie (Twoje własne słowa).
Napisałem, że staram się zrozumieć, to nie znaczy, że rozumiem.
proste dziewczyny mają proste skojarzenia. te wcale takie proste nie są
Uwaga!!! nie dla kazdego!!!
http://dlaczegonienapalm.wordpress.com/
i to tez!!!
http://www.youtube.com/watch?v=imjM1KRe–g&feature=player_embedded#!
Nacht Bobikowo
Moje pytanie powinienem był doprecyzować: dlaczego Kaczyńskiego a nie kogoś innego, np. Jolanty Szymanek-Deresz albo Kaczorowskiego Ryszarda, albo Justyny Moniuszko. Ale wydaje mi się, że wiem.
A na co Cię bawi poczekam, będzie sposobniejsza okazja.
Dziękuję za odpowiedź.
Klakierze, cierpienie nie wyklucza choroby, również psychicznej. I kiedy mówię o paranoi Kaczyńskiego nie używam tego słowa w znaczeniu potocznym, mam na myśli kliniczne objawy. Do tego momentu, jako rzekłem, mogę współczuć. Ale dalej, kiedy skrzywione przez chorobę widzenie rzeczywistości staje się podstawą programu politycznego, zaczynam mieć już zupełnie inne uczucia. A kiedy jeszcze ten program zaczyna skupiać wyznawców, którzy osobiście traumą nie są dotknięci, ale w imię chorego programu są skłonni rozwalić państwo, to zarówno moje rozumienie, jak i współczucie mówi pas. 🙄
A żarty z łyżeczki i lodów nie dotyczą w najmniejszym stopniu cierpienia Kaczyńskiego, tylko jego prób występowania jako ekspert od fizyki, lotnictwa, dendrologii i jeszcze kilku innych dziedzin. Gdybym ja próbował robić za specjalistę od łodzi podwodnych też by się ze mnie ludzie śmiali – i na dodatek słusznie. 🙄
niektórzy byli też m.in. znakomitymi językoznawcami…
Tak, rzeczywiście. Ale pomijając już to, że mało komu było wtedy do śmiechu, któż by się odważył śmiać… 🙄
Nie wyklucza Bobiku. Nie jestem psychiatrą, więc nie będę tego oceniał i się powstrzymam z wielką rezerwą od takich ocen. Granica pomiędzy rozpaczą, a zachowaniami psychiatrycznymi bywa cienka.
Dlatego też nie oceniam działalności politycznej Pana Kaczyńskiego z takiej wygodnej pozycji (jak mówi moja znajoma – to psychol, jak mówi sąsiadka – ten karzeł).
Może staram się w nim dostrzec człowieka, a nie tylko człowieka niskiego wzrostu i do tego dotkniętego wielką traumą i obowiązkami wobec chorej matki.
Zgadzam się z Tobą i to samo myślę, że cień tego wszystkiego kładzie się na bieżącą politykę wewnętrzną Polski.
Mówiąc prościej, gdyby jakiś inny człowiek niskiego wzrostu dotknięty tragedią rodzinną przez dwa lata nic nie robił w robocie, tylko wiecował i domagał się prawdy, to by go wywalili dyscyplinarnie. Właśnie dlatego, że cień tego wszystkiego kładłby się na funkcjonowanie tej roboty. Z tego wniosek taki, że najlepiej to być prezesem. 😈
Możemy to dla celów praktycznych trochę uprościć. 😉 Współczucie dla Kaczyńskiego jako człowieka, który przeżył wielką tragedię, nie może usprawiedliwiać jego politycznych posunięć. Nikt mu nie bronił i nie broni nadal wycofać się z polityki, jeżeli nie jest jej w stanie od swojego cierpienia oddzielić. Bo dokładnie tego się od polityka wymaga. Taki to zawód. Kto swoje prywatne sprawy miesza z publicznymi, daje tym samym dowód, że na polityka się nie nadaje, nie może więc wymagać szacunku, jaki się ma dla ludzi wykonujących swój zawód dobrze.
Modelowa Łajza. 😆
Będę miał teraz kłopoty z udowodnieniem, że się z Wielkim Wodzem nie namówiłem gdzieś w kącie. 😈
Ładnie, ładnie – bo jednostronnie.
Ale nie każdego brat był Prezydentem RP.
W miejsce brata Prezydenta pojawiłby się ktoś inny żądający wyjaśnień i też by gromadził tłumy na Krakowskim.
Tym bardziej wypadałoby myślenie w kategoriach państwa i interesu publicznego postawić na pierwszym miejscu i albo nie dać cierpieniu całkowicie nad sobą zapanować, albo się z honorem wycofać z polityki. Skoro noblesse oblizuje… 🙄
I gdyby pojawił się ten ktoś inny, też można by go tłumaczyć traumą?
Klakierze, tym bardziej, że był Prezydentem. Nakładają się na siebie dwa publiczne, które nigdy nie powinny być sprowadzone do prywatnego, a są.
Wielki Wodzu – ja to sobie tak myślę, że robotą naszych polityków to jest nic innego niż wiecowanie (w przerwie, gdy nie próbują poprawiać rzeczywistości według kolejnych wizja i misja, czyli widzimisię lub misiafisia).
Jak się nie namówiliśmy, jak się namówiliśmy? To właśnie się nazywa spisek. 😎
Na pewno tak, wiecowanie to jest część tej roboty. Każdy sposób jest dobry, jeśli prowadzi do celu. Chodzi o te cele właśnie, bo cele przedstawiane przez Kaczyńskiego jakoś nie chcą mnie porwać.
A całkiem na marginesie, na czym to polega, że grubawy kurdupel z chroniczną mutacją nagle zostaje wybitnym mówcą wiecowym? Słyszałem o innych takich kurduplach, ale oni przynajmniej mieli gadane.
Zaraz, zaraz – cały Lwów na mój głów 🙂
Gdyby się pojawił inny, też by zbijał kapitał polityczny na tym.
Bez traumy. Ale nie da się wyeliminować Jarosława Kaczyńskiego z życia politycznego, choćby sam zrezygnował.
Czy Jarosław Kaczyński jest takim cynikiem, że śmierć brata sprowadza do gry politycznej?
To tylko pewnie on wie.
Haneczko – a jak to rozdzielić?
WW – słyszałeś kiedyś o Diogenesie?
Na początek – nie tworzyć układu skupiając dwa najważniejsze stanowiska w państwie w rodzinie, nawet gdyby to była rodzina wcielonych aniołów.
Haneczko,
ale o tym chyba zadecydowali wyborcy.
Klakierze, wyborcy, omamieni czczą obietnicą, mogą być durni. Odpowiedzialny polityk, nie.
Ja tam w duszę Jarosława K. nie wejdę, żeby ocenić, co jest u niego cyniczną grą, a co najgłębszym przekonaniem. Ale i nie ma takiej potrzeby. Wobec polityków liczy się tylko jedno kryterium oceny: „po owocach ich poznacie je”. Reszta jest materiałem dla autorów powieści biograficznych albo dla hobbystów, ale dla osądu politycznych osiągnięć lub ich braku nie ma znaczenia.
A jakie są polityczne owoce Prezesa każdy widzi, nawet koń. 🙄
Wielki Wodzu – pytasz o cele.
W tym jest pewien problem.
W tej całej rozróbie cele zostały już dawno pogubione.
Pomysły organizatorskie obecnej ekipy napotykają na coraz stanowczy opór społeczeństwa.
Cele opozycji oprócz PiS, który trwa w żałobie i rewindykacjach są żadne.
Nadzieja jest Ochotniczych Strażach Pożarnych, ze choć niczego nie wymyślą, to może stłumią pożar.
Pora robić swoje.
Do grobowej deski.
Haneczko, demokracja ma to do siebie, ze głos mędrca znaczy tyle, co głos głupka
Bobiku – owoców , póki co nie ma.
Na razie i z jednej i z drugiej strony to pulpa.
Kto to mówił, że pech trzynastego i w piątek to przesąd? 👿
Zacząłem robić ciasto drożdżowe o 19.00 i dopiero przed paroma minutami raczyło zabrać się do jako tako uczciwego rośnięcia. A zaczęło oczywiście tylko dlatego, że zrobiła się sobota, czternastego. No bo niby z jakiej innej przyczyny? 😛
Odradzam niewierzenie w pechową trzynastkę wszystkim tym, którzy nie przepadają za pieczeniem ciasta w środku nocy. 🙄
Klakierze, weź teraz Pyralgin, będzie boleć…
Twój bohater, którego ból tak chcesz zrozumieć w przeciwieństwie do milionów bólów innych, a choćby bólów Twoich rodaków, którzy nie dostali znieczulenia i są każdego dnia bombardowani trucizną sączącą się z gardła Kaczyńskiego, Macierewicza i innych przybocznych, którzy cierpią także z powodu drugiej trucizny wprowadzanej im ze znakiem przeciwnym, otóż tenże Kaczyński co żyje i cierpi, onże za życia swojego brata używał jak młotka, jak kombinerek, jak śrubokręta, korzystając najbezczelniej z jego dobrych notowań, bo sam miał kiepskie. Jego dzisiejsze cierpienie jest wyłącznie na pokaz i wyłącznie propagandowe, rzekłbym: w d…e ma swojego brata poległego, ale nie zrezygnuje z młotka, kombinerek i śrubokręta, bo to konieczne do majstrowania i nic innego już mu nie pozostało, niczego innego nie potrafi, nie ma żadnych argumentów politycznych. Właśnie po Smoleńsku pokazał swój cały cynizm z jakim traktował brata i pokazuje go wciąż ten cynizm, z jakim traktuje nas, których próbuje szantażować tajemnicą Smoleńska.
Ten dupek – nie boję się tak go nazwać – wyobraź sobie klakierze, on nie był w stanie przełknąć minuty ciszy dla 96 ofiar, on się domagał osobnej minuty ciszy dla swoigo śrubokręta, no żeszszsz…
I – z całym szacunkiem klakierze – Ty się temu poświęcasz?
Nie trać czasu chłopie, zajmij się rozwiązaniem zagadki pożyteczniejszej: jak uratować pszczoły…
Klakierze, to nie ma znaczenia. Wybrany bierze na siebie odpowiedzialność za wszystkich i nie ma od tego ucieczki w prawdziwe lub pozorne traumy.
Diogenes był spoko gość, cynik większy ode mnie. Od wiecowania to był chyba ten drugi na D, tylko że on najpierw wyleczył wadę wymowy, a potem wiecował. 😉
Z wygadanych kurdupli bardziej mi utkwił w pamięci ten malarz z Wiednia i ten drugi, co z czapką w garści właził na pancerne samochody. Zupełnie inna półka, niż nasz kurdupel. 😎
Wpadam na chwile bo jestem zajety Law and Order, ale niechze przypomne, ze Jaroslaw Kaczynski byl psychpata takze przed Smolenskiem.
Aby ocenoc kto jest psychopata nie potrzebne sa jakies skomplikowane narzedzia psychitaryczne. Psychopata, nazywany dzis takze socjopata, wyroznia sie wieloma cecham wystepujacymi naraz: skrajna podejrziwoscia wobec najblizszego i dalszego otoczenia, mania wielkosci przy jednoczesnych kompleksach (jak glebiej pogrzebac), oczekiwaniem, ze wszyscy beda wobec niego super lojalni i kazda roznice pogladow bedzie uwazal za skrajna nielojalnosc, mania przesladowcza, absolutna niemoznoscia nawiazywania blizszych wiezow emocjonalnych, nadpobudliwoscia, potrzeba obwiniania calego swiata za wlasne porazki i bledy, itd.
Jaroslaw Kaczynski jest wrecz podrecznikowym okazem socjo- czy psychopatii.
Moze jestem zlym Kotem, ale z lapa na sercu malo mnie w tej chwili obchodzi jego trauma, naprawde zdarzaja sie ludziom znacznie, znacznie gorsze niz nagla utrata brata-blizniaka. Ludzie traca dzieci, czasem wszystkie naraz, czasem ogladaja latami powolne i nieludzkie umieranie dziecka.
Jego trauma jest jego prywatnym problemem. Natomiast jego bardzo publicznym problemem jest to ze jest absolutnie pozbawiony skrupulow i bedzie rwal sie do wladzy za KAZDA CENE. Jesli ta cena bedzie doprowadzic kraj do wojny domowej to tez sie nie cofnie.
Mam wrazenie, ze o tym wlasnie marzy. Udalo mu sie rozpetac zimna wojne domowa, ale gdyby stanela przy nim np. armia, to nie zawahalby sie jej uzyc przeciwko swoim „wrogom” „przypadkowo” i przez pomylke losu sprawujacym wladze.
To jest psychopata pure and simple.
Zaraz po Smolensku mialem dla niego wspolczucie. Ale kilka dni potem ogladajac mowe jego ciala kiedy stal obok swej bratanicy, starajac sie na nia ani razu nie spojrzec, nie dotknac, ignorujac ja jakby jej nie bylo i jakby nie stracila i ojca i matki, przestalem sie nad nim rozczulac. Moje wspolczucie zachowam dla tych, ktorzy maja wspolczucie dla innych.
Wybitnie zgadzam sie dzis z zeenem. 😯
Włosi mówią, że pech jest siedemnastego. Mam taką roboczą teorię, że starożytni Włosi umieli liczyć w rozumie mendel, a barbarzyńcy tylko tuzin. Krytycy mi zarzucają, że w takim razie w Polsce pechowe powinno być cztery. Chyba to wymaga jeszcze jakichś studiów. 😕
zeen
o śrubokręcie , to już kiedyś słyszałem – ktoś się tam chciał „rozkręcać” 😀
Zawsze podziwiam Twój język wojskowy, choć tu „generałami” są Tadeusz i Irek.
A teraz serio.
Jarosław Kaczyński nie jest moim bohaterem, ale będę bronił szacunku dla niego i z płaszczyzny ludzkiej, i z płaszczyzny państwowej, politycznej (zwał, jak zwał).
Kot Mordechaj bardzo słusznie oceniał, to co się działo wczoraj w Sejmie.
A dla mnie widok jednego ministra siedzącego w loży rządowej i pukającego się w głowę w czasie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego – to dopiero jest obiekt dla specjalisty.
Nie wiem, co kto by był w stanie przełknąć.
Ubolewam nad tym, że to zdominowało rozmowy, debaty.
A przede wszystkim pomysły na to, co dalej.
A nie tylko kolejne watahy, które dorwały się do unijnych pieniędzy próbują je zgarnąć za cenę bezpłatnej pracy podległym im strukturom. Howgh!
„Nie da się wyeliminować Jarosława Kaczyńskiego z życia politycznego, choćby sam zrezygnował.” jest, moim zdaniem, tezą nie do obronienia. To po pierwsze.
Nie zgadzam się z poglądami Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli to, co robi i mówi, jest polityczną grą, to nie aprobuję takiego sposobu prowadzenia polityki. Jeśli to, co robi i mówi, odzwierciedla jego rzeczywiste przekonania, to jego system wartości jest nie do pogodzenia z moim. Jeśli świadomie buduje taką atmosferę, jaką buduje, to jest to godne potępienia. Jeśli robi to nieświadomie, to go to dyskwalifikuje – ze względu na intelektualne braki. To po drugie.
Nie wykluczam, że w katastrofie w Smoleńsku maczali palce Marsjanie. Ale mam głębokie przekonanie, że ludzie popełnili tu tyle błędów, że wystarczyłoby ich do spowodowania kilku katastrof. I uważam, że należy się zająć minimalizowaniem ryzyka ponownego wystąpienia tych błędów, zwłaszcza w takim natężeniu, a nie zbrojeniem się przeciwko Marsjanom. Po coś Okham wymyślił tę brzytwę. To po trzecie i ostatnie.
Ps. Ba, ja nawet nie wykluczam, że jesteśmy tylko ludzikami we śnie olbrzyma albo wyposażonymi w elektronowe mózgi skrzyniami, jak u Lema. Ale wątpliwość co do tego, czy jestem, czy mnie nie ma, nie skłoni mnie do zrezygnowania z porannej kawy ani z wieczornego drinka. 😈
Kocie Mordechaju – pazury, pazury… ni sierści, ni skóry
Bobiku, czy ja mogę dostać kawałek tego ciasta na śniadanie? Jakoś tak wyszło, że jutrzejsze śniadanie stało się dzisiejszą kolacją. 😳
Ago, po katastrofie wyeliminowanie JK z życia politycznego jest niemożliwe. I w tym może jest tragizm tych dni.
Polityk na mój szacunek musi zasłużyć, a człowiek go nie stracić. Kaczyński nie zasłużył i stracił. Dlatego ja szacunku ani w tym, ani w tym względzie dla niego nie mam, mimo rozumienia traumy. A to jest oświadczenie, które bardzo rzadko składam, więc warto to zauważyć. 😎
Ad Aga
„Ale mam głębokie przekonanie, że ludzie popełnili tu tyle błędów, że wystarczyłoby ich do spowodowania kilku katastrof.”
No to jest tu punkt centralny.
Jeżeli wyspecjalizowane służby nie są zapewnić bezpieczeństwa Prezydentowi, to znaczy, ze cały aparat Państwa nie jest zapewnić bezpieczeństwa Obywatelom!
Ago, na razie na śniadanie tego ciasta nie mogę Ci z pełną odpowiedzialnością obiecać, ale na obiad to już chyba tak. 😆
I słusznie zeen wzywa, aby zająć się pszczołami – te choć żądlą to miód dają.