Pegaz bez znaków szczególnych
Młody, zdolny inspektor Przebojowski patrzył trochę bezradnie na faceta po drugiej stronie biurka. Nie wyglądał ten typ na krezusa, raczej na zabiedzonego niedołęgę, ale już od kilkunastu minut w podnieceniu opowiadał, że stracił coś rzekomo strasznie cennego. Podawał nawet nazwę, ale Przebojowski nijak nie mógł jej z niczym konkretnym skojarzyć. Pegaz, pegaz… Marka samochodu? Komórka? Nie, w komórkach był oblatany, takiej na pewno nie było. Może któryś z tych piekielnie drogich zegarków, które obowiązkowo nosiło się do mokasynów i białych skarpetek? Ale skąd u takiego wypłosza drogi zegarek… Nie, w tej sprawie nie zapowiadało się na szybki sukces, a Przebojowski bardzo nie lubił, kiedy sukcesy dawały na siebie czekać.
Westchnął ciężko i spróbował do chaotycznej opowieści wprowadzić nieco urzędowego ładu.
– Jaka była wartość utraconego przedmiotu? – zapytał.
– Bezcenny był, panie władzo, bezcenny! – jęknął poszkodowany i dramatycznym gestem złapał się za głowę.
– Wie pan, ja coś konkretnego muszę podać – zrobił dyplomatyczny unik Przebojowski. – To co, ponad 100 000?
– Tak, niech pan wpisze – potulnie zgodził się sprowadzony na twardy grunt rzeczywistości petent. – I może o nagrodzie coś? Wszystko bym dał, żeby go odzyskać.
– O nagrodzie pan może w jakimś ogłoszeniu, my się tym nie zajmujemy – zbył go inspektor – Jakieś znaki szczególne?
– Hmm… Bo ja wiem? Normalnie wyglądał, jak pegaz.
– Zadrapania może jakieś miał? – podsynął sprytnie stróż prawa, mając nadzieję, że w ten sposób dowie się czegoś więcej o naturze poszukiwanego obiektu.
– A gdzie tam! – oburzył się mizerak. – Nie dopuściłbym do tego. Chuchałem na niego i dmuchałem, o dziecko rodzone bym tak nie dbał. No i patrz pan, zniknął, jak się tylko na chwilę zdrzemnąłem…
Przewidując kolejny potok bezładnych żalów, Przebojowski szybko schronił się w bezpiecznych ramach formularza.
– Kolor? – rzucił sucho.
– A jaki miał być? – zdziwił się rozmówca. – Biały przecież. Widział pan kiedy pegaza w innym kolorze?
– Kolor: biały. Znaki szczególne: brak. – wpisał inspektor w rubryki, ignorując pytanie. – Czy ma pan jakieś podejrzenie, kto mógł dokonać przestępstwa?
– Pewnie, że mam! – wykrzyknął poszkodowany, czerwieniejąc z oburzenia. – Czynniki. Znaczy, władza. Bali się, że do jego utrzymania będą się musieli dokładać, to porwali, ukryją gdzieś, albo utłuką cichcem i będą mieli spokój. A dołożą do piłki kopanej, bo co im tam skrzydła pegaza…
Przebojowski przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości. Widział już, w co jest grane. Skrzydła, no też sobie wymyślił… Faceta należało jak najszybciej spławić, ale tak, żeby go jeszcze bardziej nie rozwścieczyć.
– Pan podpisze tutaj – poprosił uprzejmie, wyjmując z drukarki protokół. – Zawiadomimy pana o wynikach śledztwa. Pisemnie. Pocztą. Ale wie pan, to może długo potrwać. Proszę się nie niecierpliwić. Do widzenia panu, do widzenia.
Wcisnął cherlawemu osobnikowi w dłoń kopię protokołu, niemal wypchnął go na korytarz, pokazał drogę do wyjścia i z ulgą zrobił kilka kroków w odwrotnym kierunku, udając, że ma bardzo ważną sprawę do przechodzącego akurat kolegi.
– Kto to był? – spytał cicho kolega, wskazując podbródkiem na niemrawo oddalającego się petenta.
– To? Jakiś wariat – machnął ręką Przebojowski. – Wmówił sobie, że mu ktoś samolot rąbnął. I oczywiście, jak zwykle, wszystkiemu winna jest władza. Też takich na pewno znasz. Jedyny sposób na nich, to obiecać, że się wszystko załatwi, a jak zamkną drzwi, więcej o nich nie myśleć. Jeszcze tylko by tego brakowało, żebyśmy się przejmowali wariatami, którzy nam opowiadają o swoich bezcennych… tych, no… pegazach. Jutro pewnie przyjdzie opowiadać, że mu Wawel drutnięto. I też władza będzie winna.
– Co racja, to racja! – potwierdził stanowczo kolega. – Wariatami i to jeszcze pod gazem naprawdę nie ma się co przejmować.
Nie cała wiosna na nic, Bobiku – tylko jakieś 85%. 😉 Kiedy będzie padał deszcz, nie narzekajcie proszę na pogodę do kitu, tylko ucieszcie się ze mną, że wreszcie mogę wyjść na spacer. 🙂 Z drugiej strony, wcale sobie nie życzę permanentnie zapadanej wiosny, bo to by nie wpłynęło dobrze chociażby na jakość truskawek, że o humorach bliźnich nie wspomnę.
Czasem mnie moja alergia wpędza w mroczny nastrój, ale trochę się już do niej przyzwyczaiłam, a poza tym, co się zamroczę, to się zawstydzę – naprawdę bywają większe problemy, także alergiczne. Ot, choćby ta alergia wspomniana przez Bobika. Inny przykład. Moja koleżanka z pracy nie wiedziała, że ma alergię na olejek rumowy, zjadła kawałek ciasta i zaczęła się dusić. Dobrze, że koledzy przytomnie wsadzili ją w samochód i natychmiast zawieźli do lekarza. Niewiele brakowało. Jeśli ma się skłonności do alergii warto zawsze mieć ze sobą leki, także 'ratunkowe’, których się w normalnych okolicznościach nie przyjmuje.
Muszę się ze wstydem przyznać, że jako zdecydowany niealergik byłem do pewnego czasu skłonny tę dolegliwość bagatelizować. No, co tam takiego, jakaś wysypka czy kichnięcie, wielkie mi mecyje. 😳 Dopiero kilka zawidzianych na własne oczy przypadków omalże przejechania się na tamten świat uświadomiło mi, że alergię trzeba traktować bardzo poważnie i nie wahać się natychmiast dzwonić po pogotowie, jeśli się coś zaczyna dziać.
No a teraz mam alergiczkę w domu. Jak nie dostanie w porę zastrzyku, szyję sobie rozdrapuje i futro przy ogonie wyżera. Ale niestety, standardowe testy nie zdołały wykazać, na co jest uczulona, więc nie wiadomo, jak jej ten alergen sprzed łap zmiatać. 🙁
Tak, trudności ze zidentyfikowaniem alergenu bywają poważnym problemem. Kiedyś z powodu alergii wylądowałam na tydzień w szpitalu. Leżała ze mną w pokoju młoda kobieta, która pracowała w zakładach chemicznych. Miała malutkie dziecko (alergia ujawniła się u niej po porodzie), którego od tygodni nie widziała; płakała po nocach. Miała w pracy do czynienia z tyloma substancjami, że choć dzień w dzień lekarze robili jej jakieś testy, wciąż nie mogli ustalić, na co jest uczulona.
Tak bylo z moja matka. Po studiach chemicznych zaczela pracowac z jakas chemia przemyslowa, ktora powodowala straszne reakcje alergiczne. Musiala rzucic prace i przekalifikoac sie kompletnie. Pracowala latami bez dyplomu i dopiero w Ameryce pozdawala wszystkie egzaminy na mikrobiologii, za pierwszym podejsciem!
A ja na króliki jestem osobliwie uczulony. Na blogu czy w pasztecie nie, tylko na takie z paskudnym futrem. Teraz to jest dobrze, z tymi wszystkimi doktorami od alergii, a za Gomułki nikt nie znał takiego słowa i leczyli mnie antybiotykami z rzekomego zapalenia oskrzeli, konowały pinkwolone. Jakoś niestety przeżyłem i nawet urosłem. 😈
Wielki Wodzu, zapalenie oskrzeli nie musiało być rzekome – mogło być wynikowe. Póki nie zaczęłam brać mocniejszych leków, każdy sezon pylenia kończyłam z zapaleniem oskrzeli.
Ale w tym przypadku było, uwierz mi. 🙂 Po prawie połowie wieku z astmą oskrzelową trochę się na tym znam. 😎
Alleluja! Pasiastego klematisa jednak szlag nie trafił. Puścił się od korzenia.
Jestem gotów z tej okazji postawić salceson. Nawet po dwa plasterki na łebka. 😆
Dobrze, zapanuję nad podejrzliwością, która automatycznie mi się włącza, kiedy słyszę Uwierz mi. 😆 Jak tu nie wierzyć prawie półwiecznemu doświadczeniu.
O, fajnie. Właśnie dojrzałam do podobiadu.
O, mniej więcej taki ten klematis jest. No, naprawdę szkoda by było, gdyby go diabli wzięli, nieprawdaż? 😉
http://bilder.hagebau.de/pool/formatz/2988389.jpg
Prawdaż. 🙂
Podziałało? To prowokacja była.
Bo ja, kiedy słyszę uwierz mi, biorę się do bicia. 😛
Ago, uwierz mi, że …
Hm… właśnie. Że?
Ktoś pomoże??
No dobra, już mam od WW 🙄
Wyklepaną patelnię in potentia.
A ten klematis tylko majteczkowe kolory ma??
Dzisiaj nie ma kolorów niemajteczkowych 😉 – bielizna występuje we wszystkich odcieniach. Klematis może nie we wszystkich, ale w wielu – rzecze sierżant.
Zachodzę w głowę i dojść nie mogę, dlaczego Wielki Wódz chce być przeze mnie bity. 😯 Ja się nie rwę do bicia. Bicie wymaga wysiłku. 😎
No właśnie, jeszcze by się Aga mogła spocić i drugi katar, obok alergicznego, gotowy. 👿
Klematisy posiadam różne, jedne majteczkowe (w naturze zresztą mniej bieliźniane wrażenie sprawiające), inne nie. W zależności od tego, gdzie się który lepiej komponował. Nawet patriotyczny jeden mam. Westerplatte. 😆 O, taki:
http://thegardengeeks.com/home/images/com_sobi2/gallery/6291/6291_image_1.jpg
Alergie, alergie… Życie mi poprzestawiały, teraz utrudniają życie Zosi. Ale to nie koniec świata. Można z tym żyć i to całkiem wesoło, tylko trzeba się siebie codziennie na nowo uczyć.
A ja jednak wroce do wczoraj. Szczerze mi sie nie chcialo, bo pojawily sie bardzo nieprzyjemne watki, ale wroce. Do watku jaki sie pojawil w wypowiedziach Zwierzaka o atawizmie. Ktory to atawizm rzekomo powoduje, ze odruchowo, obudzeni w srodku nocy, przeklinamy rozrabiajacych sasiadow slowami „cholerni Jugole”. I ze jest to reakcja na tyle powszechna, ze wystepuje prawie u „kazdego”, u „wszystkich”.
To niechze ja, niewierzaca, powroce do mej ulubione lektury sprzed czterech tysiecy lat, ktora na drodze genialnej wrecz alegorii, basni, zaprzecza takiej definicji czlowieka. Oni skubani juz cztery tysiace lat temu zastanawiali sie nad tym czym jest czlowiek i jak sie rozni od innego Stworzenia. I wyszlo im, skubanym, ze z chwila skosztowania owocu z drzewa wiadmosci Dobra i Zla, czlowiek zostal zasadniczo oddzielony od reszty stworzen, posiadajacych mozg, system pokarmowty, poped plciowy, krazenie krwi etc. etc.
Biblia definiuje czlowieka jako stworzenie etyczne, jedyne moze na ziemi, ktore potrafi zapanowac nad swym popedem seksualnym, nad glodem, potrafi tak swiadomie zorganizowac swoje zycie w grupie, narzucic takie ograniczenia innym czlonkom swego stada, ze chcac czy nie chcac musza oni zachowywac sie wbrew „naturalnym” instynktom. Po to wlasnie czlowiek zostal obdarzony przez Stworce najwiekszym wsrod ssakow i najbardziej skomplikowanym mozgiem, co ma zreszta tez swoja cene, o ktorej tez Ksiega Rozdaju elokwentnie wspomina, zapowiadajac, ze ’ w bolach rodzic bedziesz”.
Nie czytalam (ale przeczytam) waznej ksiazki z 1966 roku pt. Language as Symbolic Action, w ktoej znalazl sie esej z bardzo podobna do biblijnej definicja czym jest czlowieK:
„Man is the symbol-using (symbol-making, symbol-misusing) animal, inventor of the negative (or moralized by the negative), separated from his natural condition by instruments of his own making, goaded by the spirit of hierarchy (or moved by the sense of order), and rotten with perfection”.
Innymi slowy autor (Keneth Burke) powiada, ze roznimi sie od zwierzat tym. ze uzywamy w celach porozumeiwania sie z innymi czlonkami naszego stada symboli. ze oddzielamy sie w ten spoosb od zwierzat z pomoca mechanizmow, ktore sami wymyslilismy i sami sobie narzucilismy i robimy to z grubsza po to by nam sie lepiej wszystkim zylo.
Czy jest w tej definicji miejsce na atawizm, jakkolwiek by go rozumiec?
Na to pytanie nie mam odpowoedzi. Jak nie mam odpowiedzi na pytanie dlaczego jedna grupa istot etycznych moze wepchnac inna grupe istot etycznych do stodoly i podpalic, jak nie mam odpowiedzi na wiele innych pytan dlaczego niektore grupy istot etycznych w imie kompletnie kosmetycznych roznic w wygladzie, jak kolor skory, z innymi, wszczyna orgie mordowania.
Wiem natomiast, ze „cholerni Jugole” sa poteznym symbolem. Dla mnie, anyway.
Odzew na Tadeusza 24 marzec 12, 13:30
Ago, uwierz mi, wszak wiesz
Że jest takie miasto Zgierz
Kto ze Zgierza
Ten się zwierza
Uwierz mi.
Mówi prawdę oczywiście
I zapewnia uroczyście
Uwierz mi
Nie wiem czemu mi się rymuje do klakierowego:
Zgierza
zwieracz pęcherza
😳
Heleno, ale to jeden pogląd, że człek to zwierzę etyczne. Ten lepszy głosi, że tak się same nazywają, te małpy (przepraszam małpy!), a w rzeczywistości najgorsze co kiedykolwiek na świecie powstało. I to oczywiście ten lepszy pogląd. 🙄
„rotten with perfection” można jeszcze rozumieć tak: skazany na doprowadzanie do ostateczności tego, co robi. Jak zabijać, to już na całego, całe narody. Jak żreć, to wszystkie ryby w oceanie, etc.
perfection: skillful execution : complete mastery of technique : PROFICIENCY, VIRTUOSITY
rotten: marked by weakness or unsoundness
Kaganek ten nieśmy:
Klakierze, wszak wiesz,
że wie nawet wesz,
że dla miasta Zgierza
brak zwieracza pęcherza.
Uwierz mi.
Jest taki zbiór mini-wykładów Barbary Skargi zatytułowany Człowiek to nie jest piękne zwierzę. Ten tytuł mi leży.
Wieść dotarła już do Zgierza
Ponoć burmistrz coś zamierza
Problem ważny to dla Zgierza
Bo nie mają tam pęcherza
Więc uwierzcie drodzy goście
Zwieracz niczym dziura w moście
Człowiek to nie jest piękne zwierze… Tak, ale to nie ja. To ten Inny!
Zna tę prawdę każdy jeż:
da się mieszkać w mieście Zgierz.
Nie róbmy więc ambarasu
o to, że zgierz powstaje
po wypaleniu lasu. 🙁
http://republika.pl/blog_ay_1087554/2201541/tr/zsp1.jpg
Może to trochę obok głównej myśli Heleny, ale nie mogę się oprzeć. 😉 Posługiwanie się symbolami nie jest nawet tak wyłącznie ludzkie. Małpy z całą pewnością potrafią używać symboli, pewne elementy myślenia symbolicznego zauważono też u niektórych ptaków, no i oczywiście u psów. 😎
Neodarwiniści wywodzą źródła etyki z tzw. altruizmu krewniaczego i altruizmu odwzajemnionego, który w trakcie ewolucji rozszerzał się na członków stada, a potem nawet na obcych, żeby u zwierząt wyższych osiągnąć stadium niekoniecznego odwzajemnienia. Czyli tego, co uważamy za „prawdziwą etykę” – postępuję zgodnie z zasadami etycznymi nie dlatego, że mi tak wygodnie albo coś z tego mam, tylko z przekonania, że tak trzeba, nawet jeśli mi się to nie opłaci. Albo nawet z prostego odruchu – „coś” mi nie pozwala postąpić inaczej.
I jest wysoce prawdopodobne, że nasze przez lata kształtowane wyobrażenie dawnych epok jako czasu bezwzględnej brutalności, egoizmu i braku jakichkolwiek zasad regulujących współżycie jaskiniowców, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Że to czysta literatura, a nie rzetelna wiedza. Wystarczy zresztą się przyjrzeć stadom szympansim, żeby zobaczyć, że wcale nie brutalna siła i przemoc robią samca alfa, tylko przede wszystkim umiejętność poruszania się w skomplikowanej siatce układów społecznych. Z kolei w stadzie wilczym pretendent na alfę musi wprawdzie stoczyć siłową walkę o władzę, ale potem „rządzi” w sposób wcale niesiłowy, raczej opiekuńczy, a członkowie stada odnoszą się do siebie w sposób regulowany mnóstwem zasad i bardzo – jak na ludzkie standardy – altruistyczny.
Więc ja jako krewniak wilków zastanawiam się, czy powoływanie się na atawizmy nie jest czasem dla gatunku ludzkiego rodzajem usprawiedliwienia, żeby nie musiał się wysilać na altruizm (bo fakt, to jest pewien wysiłek). Czy ten gatunek nie używa nieraz swoich – przyznaję, bardzo rozwiniętych – możliwości umysłowych po to, żeby jakoś dorobić teorię do nieprzygarnięcia sierotki, co prawie każda szympansica zrobi bez wahania. Albo symbolicznie – czy owoce z drzewa poznania muszą gatunkowi ludzkiemu służyć do tego, żeby się nimi nawzajem obrzucać? Szkoda owoców, co też każdy szympans może potwierdzić.
Ludzie, bądźcie czasem bardziej zwierzętami, a na dobre to wyjdzie i Wam, i nam! 😎
Warczę, kiedy w mieście Zgierz,
ktoś mi rozkazuje: leż!
Wtedy na mieszkańców Zgierza
rozsierdzony kły wyszczerzam,
bo – niech Aga mi uwierzy –
to leżenie mi nie leży! 👿
Ad Aga
Pobiegłem na strony Zgierza i tam znalazłem coś takiego:
„Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na zgubne wpływy literatury, nie najwyższego lotu zresztą, na edukację historyczną młodego pokolenia. Jako oprowadzający po naszym Muzeum, zadaję młodym zwiedzającym pytanie: „Od czego pochodzi nazwa naszego miasta?” Otóż w ostatnich latach bardzo często dzieci (a raz nawet Pani Nauczycielka) odpowiadają, że od „jeża”. Widać, że nawet tego wierszyka nie znają, bo on mówi o jakimś jeżu spod miasta Zgierza. Apeluję więc do Nauczycieli zwłaszcza o prawidłową informację o naszych korzeniach.”
A zgierz mógł być nie tylko lasów.
Rozważana (tamże) jest wersja zgierza pogańskiej świątyni
Nasz jezyk jest „symbolicznym dzialaniem” przede wszystkim dlatego chyba, ze potrafimy slowem oznaczac skomplokowane, niejedmoznaczne emovcje i pojecia abstrakcyjne, jak milosc, zazdrosc. cierpienie, przywiazanie, solidarnosc, odwaga..
Altruzm znany jest oczywoscie zwierzynie – kiedy sroka na dachu garazu stara sie odwrocic uwage Kota Mordechaja od swego gniazda, skaczac mu przed nosem i narazajac sie na powazne poturboanie ze strony Silniejszego.
Ale ta sroka nie zrezygnuje z wlasnej kolacji na rzecz osieroconych pisklat rudzikow. Nie bedzie chowala rodziny rudzikow we wlasnym gniezdzie, kiedy grozi im zaglada ze strony jastrzebia.
Na to zdolna jest tylko istota etyczna, ktora nadaje takiemu postepowaniu rozne symboliczne nazwy: bohaterstwo, solidarnosc i co tam jeszcze.
Juz od dawna Heleno usilujesz mnie ubrac w buty a to antysemitki a to rasistki a to jeszcze jakiegos dziwolaga, tylko dlatego, ze mam odwage ( byc moze to glupota?) powiedziec cos niewygodnego i niezgodnego z Twoimi pogladami.
Tez nie mam odpowiedzi na pytanie dlaczego jedna grupa istot etycznych moze wepchnac inna grupe istot etycznych do stodoly i podpalic, tak jak nie mam odpowiedzi na pytanie dlaczego jedna
grupa istot etycznych moze zabijac osobniki innej grupy etycznej.
Czy mozesz mi dac jakis comment do tego?
„The Israeli army will hit anyone planning to attack Israeli citizens,” Defence Minister Ehud Barak said in a statement released by his ministry. (podkreslenie moje)
http://www.upi.com/Top_News/Special/2012/03/22/Civilian-deaths-up-in-Israeli-Palestinian-conflict/UPI-91141332435144/
Tamto bylo dawno, bol i wstyd pozostal, to drugie dzieje sie teraz.
Dobranoc. Reszte cegiel odbiore jutro.
Dobrze, że nie prosiłam, żeby Klakier mi uwierzył, bo teraz płakałabym rzewnymi łzami, że nie uwierzył, tylko pobiegł sprawdzać u internetowego źródła, czy w Zgierzu są jeże i czy są to jeże leśne, czy świątynne. 🙁 Szczęście w nieszczęściu: zacytowana druzgocąca krytyka nie dotyczy mojego wierszyka, tylko utworu niejakiej Chotomskiej. 😉
Ps. Nie jest przejawem lekceważenia ani braku zainteresowania poważniejszymi rozważaniami to, że między nimi brykam.
Ad Aga – w Twym wierszu nie było magicznej formuły „Uwierz mi”.
A już mam taki obyczaj, że jak o czymś nowym się dowiaduję, to lubię to nie tyle sprawdzić,co zobaczyć na własne wirtualne oczy. Uwierz mi.
Zwierzaku, to nie jest chwyt w porządku.
Tu żadna strona nie jest bez winy i każdej serdecznie współczuję, mając świadomość, że przemoc rodzi przemoc i każda ofiara pogłębia przepaść i nienawiść.
Myślę, że ludzie pozostawieni sobie bez polityków i przywódców religijnych dawno by się dogadali.
Zdajesz się zupełnie ignorować historię tych narodów.
To nie jest czarne-białe.
Nie chciałam wchodzić w polemikę ze Zwierzakiem, bo wiem , że to nie ma sensu.
Zaskakuje mnie tylko, takie jest moje odczucie i być może się mylę, że traktujesz siebie i swoje odczucia, jak wzorzec z Sèvres, a każde odchylenie od niego, jak szkodliwe przegięcie, żeby nie powiedzieć manię.
A to dzięki opiniom i sądom podobnym do Twoich ja w tę 'manię’ popadłam.
Wybacz proszę, nie będę już więcej podejmować tego wątku.
PS. Nie ma narodu „jugoli”, są Serbowie, Bośniacy, Chorwaci, Słoweńcy, Macedończycy, Albańczycy, Czarnogórcy i pewnie inne mniejsze grupy.
Zwierzaku, pomyśl, czy sama się w takie buty nie ubierasz, podkreślając przy różnych okazjach „co wy z tym polskim antysemityzmem, lepiej zobaczcie, jacy ci Żydzi są wstrętni”, albo sugerując, że niektóre grupy dyskryminowane są słusznie, bo „same dają do tego powody”. Toż to właśnie klasyczna rasistowska argumentacja. Jeżeli się na nią decydujesz, to nie dziw się, że tak możesz być spostrzegana.
Wczoraj już pisałem i powtórzę: bez względu na to, jak mi się nie podoba polityka Izraela, nie jest ona żadnym usprawiedliwieniem dla antysemityzmu (który istniał zanim komukolwiek o państwie Izrael się śniło). Przywoływanie izraelskiego argumentu podczas rozmów o rasizmie czy antysemityzmie jest demagogiczne i nie ma nic wspólnego z fair play. Nie uważam Izraela za świętą krowę, o jego polityce też można rozmawiać i ją krytykować, ale w innym miejscu, w innej sytuacji. Nie dla zamknięcia ust tym, których antysemityzm oburza.
Powtórzę też to, co mówiłem o biciu się we własne piersi, a nie w cudze. Moja pierś nie jest żydowska, więc nie czuję szczególnego moralnego prawa do bicia się w nią. Wolę, kiedy to robi np. profesor Bauman. Jego moralne prawo jest większe niż moje, nie mówiąc już o prawie Izraelczyków.
A kiedy nie chodzi o bicie się w pierś, tylko o zwyczajną ocenę, to owszem, każdy ma do niej prawo i mnie się też wiele w postępowaniu Izraela wobec Palestyńczyków nie podoba (o tym też tu kiedyś rozmawialiśmy, jeszcze z Liskiem), ale trzeba sobie zdawać sprawę, w którym momencie mówienie o tym przestaje być tylko oceną, a zaczyna być podpisem pod wywodami antysemitów. Właśnie to rozróżnienie wymaga pewnej wrażliwości.
I warto byłoby też wykazać trochę wrażliwości na to, że w przeważająco polskim blogowym żywiole Helena jest w tej chwili praktycznie jedyną (obok Doroty, ale ona jest ostatnio bardzo zajęta i rzadko się pokazuje) „reprezentantką Żydów”, więc to, co się o nich mówi, odbiera jako skierowane pod jej adresem. Może spróbuj się empatycznie wczuć w taką sytuację: na forum dyskutującym o antypolonizmie jesteś jedyną Polką. Większość uczestników wyraża zdanie, że antypolonizm jest świństwem. Na to wchodzi ktoś i rzuca „no tak, znowu o tym antypolonizmie. Może lepiej porozmawiajmy o tym, że Polacy chleją i samochody kradną?”. Czy będziesz miała wrażenie, że ten ktoś jest osobą życzliwą, która próbuje Cię zrozumieć i nawet jeśli coś Twoim rodakom ma za złe, to stara się tego nie uogólniać, czy też raczej że jest to ktoś, kto się Twoimi odczuciami w ogóle nie przejmuje, a jego sądy są oparte na nieprzyjaznych stereotypach?
Pogardliwe określenie „cholernych Jugoli” też nie pomaga w stworzeniu swojego wizerunku jako osoby miłującej i szanującej Człowieka, bez względu na różnice i podziały. Jakoś wobec takich określeń trudno w traktowanie wszystkich z szacunkiem i życzliwością uwierzyć.
Ja wcale nie mam ochoty szufladkować Cię jako rasistki czy antysemitki, więc z ogromną przykrością patrzę na to, że wyciągasz argumenty z tych właśnie szuflad. Chcę wierzyć, że robisz to spontanicznie i bez świadomości, że to są tradycyjne chwyty „antystów”, że nie zastanawiasz się, do kogo przez taką argumentację się przyłączasz. Więc tylko cichutko podszepnę: na zastanowienie nigdy nie jest za późno. 😉
Oh, dear… Co my tu mamy? Zaraz, zaraz – kilka znanych i przerobionych tlumaczen, dlaczego mamy sie zwolnic z myslenia i dzialania wyczulonego na etyke: relatywizm, determinizm, atawizm, egoizm, you name it, czyli to co brytyjski filozof, Simon Blackburn ladnie nazywa przykladami the Grand Unifying Pessimism. Ten pesymizm jest oczywiscie potrzebny, zeby zatrzec roznice miedzy tymi, ktorych np. rasizm czy anty-semityzm, czy inny -izm skierowany przeciwko „nie swoim” razi, a tymi, ktorym nie przeszkadza – bo jakze ma przeszkadzac, skoro jest zgodny z nasza ludzka natura – przedstawiona w najbardziej pesymistycznym wydaniu na potrzeby tej argumentacji (i tu sie kolko zamyka). W tym wydaniu, jak zauwazyla juz mt7, wszyscy inni to w najlepszym razie naiwniacy.
Kroliku, dziekuje za oba zlinkowane przez Ciebie artykuly. Bardzo dobre. Tym, co nie zdazyli zajrzec, bardzo polecam.
A najkrocej mozna na to wszystko odpowiedziec buddyjska przypowiescia, pozyczona zreszta od Indian amerykanskich przypowiastka. Kazdy z nas ma w sercu dwa wilki – wilka nienawisci i wilka milosci, ktore nieustannie rywalizuja ze soba. A ten bedzie silniejszy, i bedzie czesciej wygrywac, ktorego sami postanowimy karmic.
A teraz znowu musze zniknac, nakarmic mlode wilczki. 😉
Aby nakarmic jednego z tych wilkow z przypowiesci postanowilam zapisac sie do Society for the Suppression of Unladylike Conduct.
Zobaczymy co z tego wyjdzie. 🙂
Do ostrego starcia doszło między posłanką PiS Krystyną Pawłowicz, a feministką Kazimierą Szczuką w programie „Sterniczki” na antenie Polskiego Radia. Pawłowicz niemal wprost oskarżyła osoby o lewicowych poglądach o przygotowanie gruntu pod śmierć półrocznej Magdy w Sosnowcu. – Policzymy się na korytarzu – odpowiedziała Szczuka.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Krystyna-Pawlowicz-lewicowe-poglady-przygotowaly-grunt-pod-smierc-Madzi,wid,14359866,wiadomosc.html
Rozumiem, Heleno, że do tej Society wprowadza Cię jej stary członek Mordechaj? Beautiful, of course, and good if he can. 😈
Najwyrazniej Pani Kazimiera tez sie zapisala do Towarzystwa Dlawienia Zachowan Nie Licujacych z Dama i policzy sie z ta idiotka poza kadrem. 🙂
Mordechaj nigdy Dama nie byl. Wrecz jest na tym punkcie przewrazliwiony i odmowil wychodzenia z domu w drogiej obrozce naszywanej prawdziwymi sztucznymi brylantami.
Jak to idiotka? Przecież ma profesora?
Psiakrew, ja też nie jestem Dama, tylko lewacki feminista, zrelatywizowany moralnie i z wygaszonymi uczuciami wyższymi. Czy to znaczy, że powinienem lecieć i policzyć się z panią Pawłowicz w kadrze?
He, he, Klakierze. Chyba jeszcze nie wiesz, jakim uwielbieniem co poniektórzy tutejsi darzą co poniektóre panie profesorcie. 😈
I co poniektorych panow preofesorciow.
Ale profesorów niektórych lubimy. 😆
No dobrze już, dobrze. Nie tytuł zdobi człowieka. 😈
Ad Bobik
Nie mogę sobie przypomnieć w jakim filmie jest taka scena, gdy uzbrojony w wałki oddział piechoty żeńskiej wkracza do akcji
Odwiedzil mnie dzis tak sliczny i slodki chlopczyk (7-8 lat) w towarzystwie swojej mamy, ktory lekko sie potykajac wyrecytowal zaproszenie na spotkanie pt. How do you view Jesus, ze niewiele brakowalo, abym go zapewnila, ze stawie sie obowiazkowo.
To nie fair ze strony swiadkow Jehowy napuszczac na mnie takiego rozkosznego dzieciaka. Ja mam slabe nerwy. 🙄
No nie wiem, czy to rozsądne rozkoszować się publicznie… można zostać posądzonym.
Ja to nie ad personam Helenas, a tak w ogólności.
Mam wrażenie, że coraz częściej to jest tak, że wygłaszanie własnych sądów spotyka się od razu z etykietką „to jest filo- anty-, itede, itepe.
Może lepiej pomilczeć, albo pisać memuary?
Tereny Zielone wlasnie pustoszeja, ale tylko do szybszego/czasem
manipulacja/ jutra – bedzie ponownie 18° i to swietnie tak 🙂 😀
Mar-Jo sledzila, frakcja moze tez, powiem tylko ze inauguracyjne
wystapienie Prezydenta Gaucka bardzo spodobalo sie lewicowowolnosciowemu rysiowi z berlina 🙄
bywa
Milczenie nie zawsze jest zlotem, klakierze.
To zależy od sądów, Klakierze. 🙂 Nawet demokratyczne prawo do pewnego stopnia ogranicza wolność słowa, karząc wypowiedzi, które kłócą się z poczuciem przyzwoitości (i nie chodzi tu o przyzwoitość w sensie „skąd się biorą dzieci”). To samo robi każda praktycznie społeczność, choć w sposób niepisany – stawia pewne granice, poza którymi sądy są przyjmowane jako naruszenie wewnętrznej umowy czy dobrych obyczajów.
Pełna wolność słowa (czyli wygłaszania sądów) jest złudzeniem. Do pewnego stopnia jesteśmy w niej ograniczani prawem i nakazami lub zakazami społecznymi, a do pewnego ograniczamy się sami, nie chcąc np. sprawić komuś przykrości, zepsuć sobie z kimś stosunków, uchodzić za wariata, itd. I mnie to „do pewnego stopnia” nie przeszkadza. Życie w społeczności, w której każdy każdemu z punktu by walił tak zwaną prawdę w oczy, byłoby nie do zniesienia. 😉 Można się tylko starać, żeby pola dyskursu nie zawężać zanadto. Ale niezawężanie go w ogóle, poza tym że nierealne, niekoniecznie by służyło polepszeniu jakości społecznego współżycia.
Ad rysberlin
Przebiegłem polskie newsy internetowe – nie ma nic o Gaucku
Znalazłem na onecie tylko to:
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/niemcy-sad-dom-publiczny-nie-jest-obiektem-rozrywk,1,5068785,wiadomosc.html
Ad Bobik – to ja sobie jeszcze pomyślę, jak te moje skróty myślowe rozwinąć?
Śledziłam, mnie też się podobało przemówienie Prezydenta Germanii. I bardzo gorące powitanie p. Bartoszewskiego!
I mina ex-Prezydenta! 🙂
Trafiłam w poważnym niemieckim dzienniku (FAZ) na artykuł o oszustwach w usługach opiekuńczych.
I na takie zdanie:
„Die Folge: Menschen mit russischem Pass erhalten in Berlin sieben Mal häufiger Hilfen zur Pflege als Menschen anderer Herkunft”.
Uparłam się na prace ogrodowe, zrobiłam dzisiaj więcej niż zamierzałam. Jakieś piwo chyba wypiję? 🙂
A ja przez prace ogrodowe – od których tylko chwilami odrywałem się do kompa – przemówienie Gaucka przegapiłem. 😳
No, trudno. Za to mam zryte, skopane, spryskane, wykopane, przesadzone, skoszone i pozamiatane na tarasie. Też coś. 🙂
Jak to nie ma nic o Prezydencie Gaucku 🙄
/ nie Gaucku @klakierze :mrgreen/
http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/605140,niemcy_maja_nowego_prezydenta_joachim_gauck_zostal_zaprzysiezony.html
Bezwzględnie piwo po pracach ogrodowych 😀
Niestety zima była okrutna. Oczko wodne przemarzło do dna i dziś wynosiłem ofiary 👿
do Waszej (z duzym W) dyskusji z ostatnich dni dodam to:
przed kilkunastulaty niemiecki satyryk Harald Schmidt w nowym telewizyjnam programie opowiedzial wiele dowcipow o polakach
zlodziejach samochodow, „moi niemcy” byli oburzeni, ja tak sobie.
ty mozesz nawet sie smiac – mowili – ale te dowcipy to swiadectwo naszego was postrzegania, kariere w telewizji powinno robic sie umiejetnosciami a nie obslugujac stereotypy z przeszlosci, z „stammtisch”. wprowadzanie tego typu „dowcipow” do publicznego obiegu stepia nasza wrazliwosc.
kropka
na dluga noc podam Wam jeszcze trzy linki do dokumentu dosc
ciekawego i wartego „pogadania” 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=JWUT74oyXs0
http://www.youtube.com/watch?v=fnjZ–WsUNE
http://www.youtube.com/watch?v=QYZipjrC6aM
a linka do dowcipnego zimowego happeningu
http://www.youtube.com/watch?v=My67XHvsjPY
na dobranoc
🙂 😀
Ad Bobik 24 marzec 12, 18:59
Ja myślę Bobiku, że poruszasz dwie odrębne sprawy.
Jedno to wypowiadanie własnego zdania, a drugie to zasady społeczności nazwijmy to lokalnej.
Jak zamieszkasz w społeczności lokalnej, to pewnie, że musisz szanować zasady tej społeczności, bo albo zostaniesz uznany (jak napisałeś) za wariata, lub tak czy inaczej zaatakowany.
Czasem się zastanawiam, czy mógłbym wrócić „nach Heimat”, do małego miasteczka.
I wiem, że nie. Po pewnym czasie pozornego zgadzania się z tym, co jest obowiązujące, udusiłbym się, nie mogąc powiedzieć swego, bo odmienność zdania w owej społeczności małego miasteczka byłaby wyłącznie wartościowana – wariatuńcio, albo trzeba mu choćby zdechłego szczura podłożyć.
A teraz o własnym zdaniu. Oczywiście, że istnieją normy prawne, ramy zwyczajowe, które ograniczają gadanie wszystkiego, co ślina na język przyniesie. Urząd Autocenzury też każdy we łbie ma.
Istnieje jeszcze ekwiwalentność wymiany myśli. I potrzeba zastanowienia się, czy warto przedstawiać swoje zdanie (zwłaszcza zdanie, które nie jest zdaniem społeczności) pod osąd publiczny, zwłaszcza w internecie, gdzie poziom agresji jest wysoki i w większości wypadków traktuje się odmienne zdanie, jako wymierzone w siebie osobiście. Może to wynika z formy kontaktu wirtualnego – w końcu jestem sam na sam z monitorem. I to odmienne zdanie bije z tego monitora we mnie wprost.
A jak często ogólne stwierdzenia nie kierowane wprost rodzą potem odpowiedzi wprost do adresata i przeważnie ad personam.
A czy ono jest skierowane wprost do mnie ( tu nie mówię o @)? Czasem i te @ warto pominąć i na nie nie odpowiadać.
A na te ogólne to już na pewno, jeżeli mieszczą się w zakresie jakiejś tam poprawności społecznej, a z treścią, których się nie do końca zgadzam.
Ad Irek 24 marzec 12, 19:59
Jak to nie ma nic o Prezydencie Gaucku:
/ nie Gaucku @klakierze :mrgreen/
Pozwolisz, że w Twoim imieniu zwrócę uwagę Bobikowi, który
24 marzec 12, 19:36:
„przemówienie Gaucka przegapiłem.”
@Bobiku – nie Gaucka
Niemcy przeszli bardzo dluga droge od 23-go marca 1933 roku (79 lat temu dokladnie) kiedy to Kanclerz Hitler zapewnil sobie nowe prawo pozwalajace mu wprowadzac ustawy bez aprobaty parlamentu i prezydenta. Obiecal to prawo uzywac z duza ostroznoscia.
Klakierze, zgadzam się z Twoim postem z 21.03 niemal w całości, z wyjątkiem tego, że mówiłem o dwóch odrębnych sprawach. 🙂 Dla mnie one się łączą w jedną kwestię – znalezienia jakiegoś sensownego balansu między tym, co wolno, trzeba i warto mówić. A jeszcze jak się to, co wolno i trzeba lub warto, umie powiedzieć ładnie, to już w ogóle – ideał. 😆
To prawda, Króliku, że to była długa droga i kiedy się popatrzy na punkt wyjścia i dojścia, to można czapkę zdjąć, jeśli się ją nosi. 🙂
A z przemówienia Gaucka, sorry, prezydenta Gaucka 😉 szalenie mi się ten fragment podobał, może dlatego, że poniekąd mnie dotyczy: 🙂
Wszyscy, którzy żyją w naszym kraju, powinni czuć się tu jak w domu. Nasza konstytucja przyznaje wszystkim ludziom taką samą godność – niezależnie od tego skąd pochodzą, w co wierzą albo jakim językiem mówią. Nie jest to nagrodą za udaną integrację.
„Żubr” to jest bardzo mocne piwo!
Jakoś dziwnie się czuję…. 😆
Klakierze z 21:03. Bobikowi nic nie trzeba zwracać, bo:
– po pierwsze primo: Bobik uważnie czyta swój blog
– po drugie primo: Bobik jest szczeniakiem i my dorośli
powinniśmy świecić. Przykładem.
– po trzecie primo: Bobik się szybko uczy, co widać już o 21:29.
😎
na dobranoc 🙂
Skoro mowa o wrażliwości, to myślę, że równie wielu Niemców niekoniecznie chce być nazywanymi Germanami, Germańcami czy Teutonami, jak wielu byłych obywateli Jugosławii niekoniecznie raduje się z określenia Jugol.
Nawet jeżeli te pierwsze są używane nie pod wpływem negatywnych emocji, a może właśnie dlatego tym bardziej.
W każdyn razie, ja mimo że nie jestem Niemką zawsze czuję się w takim wypadku nieswojo.
I uważam, że wszystkich należy mierzyć wszystkich tą samą miarą.
Zmoro, czy ta uwaga związana jest z moim określeniem
„Prezydent Germanii”? Jeśli tak, to przepraszam.
Między innymi Mar-Jo. Przeprosiny przyjęte 🙂 . Myślę, że zaletą tego blogu jest otwartośc i dlatego pozwoliłam sobie na poprzedni wpis. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
Wiesz, długo żyłam ( i częściowo żyję w Niemczech i nigdy nie spotkało mnie ze strony Niemców nic złego, wręcz przeciwnie bardzo wiele im zawdzieczam, i tym bardziej dlatego jest mi przykro, bo wiem, że wielu ma bardzo negatywne skojarzenia z Germanią.
Pani profesor Pawłowicz się rozwija. Zaczęła od wierzby i aż strach pomyśleć, na czym skończy 😯
Nie miałam żadnych złych intencji. Niemców lubię, mam w Niemczech wielu przyjaciół, oglądam wyłącznie niemiecką telewizję….
Często prowadzę telefoniczne rozmowy w języku rosyjskim, może to stąd bierze się Germania?
Będę się pilnować.
Irku, czy próbowałeś w oczku wodnym zastosować coś , co potocznie określa się jako styropianowy przerębel z grzałką?
W znanym mi dobrze oczku wodnym zastosowano ten „patent” i nie było żadnych strat w rybach.
Haneczko, ja wiem.
Skoro się rozwija, to skończy rozmarynem 😉
Zmoro, ale kiedy Anglicy mówią Germany, Germans, German, nie wywołuje to u Niemców przykrych skojarzeń? Przepraszam, może się mylę, ale wydaje mi się że Bobik też chyba czasem używa określeń pochodzących od słowa Germania?
Nie lekceważę wrażliwości, czy uzasadnionych nadwrażliwości, ale chyba granica absurdu jest niebezpiecznie blisko. W każdym razie ja zaczynam się obawiać, czy jakakolwiek wypowiedź, wykraczająca poza opis pogody, nie spowoduje co najmniej kilku pouczających komentarzy. To się robi trudne do zniesienia. Przynajmniej w obecnych proporcjach 🙁
No ty popatrz…. Germanii w zaden sposob nie odboieram wyzwiskowo czy pogardliwie.ot, taka staroswiecka forma jak Albion czy Italia (Pod italskich wiatrow zaglem mysli moja plyn z aniolem).
Moze dlatego, ze jak slysze slowo Germania, to ZAWSZE i z automatu slysze wiersz tej wariatki genialnej Maryny, ktora na wiadomosc o wybuchu pierwszej wojny swiatowej napisala wiersz z refrenem: Germania – mojo bezumje! Germania -moja lubow’! Tylko raz w zyciu widzialam ten wiersz w druku, w swoich nedznych wyborarch go nie mam, niestety, ale ten wiersz z tym jej konskim galopem rytmicznym jakos mi utkwil bardzo w pamieci..
Ona, wychpowana w milosci do niemieckij kultury, musiaa sie wtedy czuc okropnie rozdarta.
Biedna moja Maryna.
Zeen, do rozmarynu mam stosunek szczególny. Dziadek śpiewał i Ofelia dawała na pamiątkę. Proszę o inne rozwinięcie pani posłanki prawniczki 😉
A gdyby zacząć modyfikację od czasownika: pani posłanka się rozkręca?
Bobik napisał:
Życie w społeczności, w której każdy każdemu z punktu by walił tak zwaną prawdę w oczy, byłoby nie do zniesienia.
Są różne prawdy, niektóre przyjemne. 🙂
Uczestniczyłam w pewnych ćwiczeniach-warsztatach w grupach kilkuosobowych.
Wśród wielu innych mieliśmy takie, gdzie trzeba było powiedzieć każdej osobie w grupie, co w niej jest najbardziej irytujące i dlaczego.
To miała być prawda.
Wszyscy wiliśmy się zakłopotani, ale jakoś udało nam się. Przy okazji dowiedziałam się o sobie ciekawych rzeczy.
Ale do rzeczy!
Myślałyśmy, że to było najtrudniejsze zadanie, a tu okazuje się, że mamy teraz, dla odmiany, powiedzieć każdej osobie za co ją cenimy i co w niej podziwiamy. Nie zdawkowo, tylko z uzasadnieniem i prawdziwie.
Widziałam, że miałyśmy z tym o wiele większy kłopot niż z poprzednim ćwiczeniem.
Tamto wprawiało nas w zakłopotanie, że musimy wyjawić nasze skryte niechęci, a tu nic, lub prawie nic nie przychodziło nam do głowy.
To były dla bardzo ważne doświadczenia.
Ago, to by było zbyt optymistyczne. Pani posłanka jest ewidentnie zakręcona i robi postępy 😉
Jutro kolejny, pracowity inaczej, dzień. Upiekłam Młodemu wyjątkowo udany sernik i wykonałam gar jego sałatki warzywnej. Zmiany czasu był nieświadomy, a ja właśnie sobie uświadomiłam 😯 Dobranoc 🙂
Zastanowiłem się nad tą Germanią i wnioski mam takie: wychodzę z założenia, że zawartość emocjonalną określeń należy oceniać „w języku oryginału”, czyli jak niemieckie brzmią dla Niemców, polskie dla Polaków, angielskie dla Anglików, itd., bo inaczej się po prostu nie da. I o ile w polszczyźnie przymiotnik „teutoński” rzeczywiście ma pewne nieprzyjemne zabarwienie, o tyle w „germańskim” czy „Germanii” tego nie wyczuwam. Raczej faktycznie nutkę trochę staroświecką, trochę żartobliwą, nic niesympatycznego. Oczywiście tu też dużo zależy od kontekstu, bo jeżeli będziemy mówić o „germańskiej bucie”, na pewno sympatycznie to nie zabrzmi, no ale buta nawet anielska nie brzmiałaby dobrze. 😉 Natomiast w kontekście życzliwym, a przecież tak „frakcja” tego używa, trudno przypisać Germanii pejoratywne podteksty.
W niemieckim germańskość jest słowem trochę „niedookreślonym”, tzn. też bardzo dużo tu zależy od kontekstu. W rozmowach towarzyskich bywa używane w sposób żartobliwy – powiedzmy, kiedy rozmawiam ze znajomymi o jakichś zjawiskach typowo słowiańskich, mogę na to usłyszeć „no tak, a my, Germanie” i wiadomo tedy, że jest to wzięte trochę nawias, w przymrużenie oka. A młode pokolenie – być może i nieco, jak zauważyła Vesper, pod wpływem angielszczyzny – w ogóle nie wydaje się mieć z tym słowem problemu, ale też mam wrażenie, że uważa je za dość archaiczne i raczej nie używa.
Zatem podsumowując: nie byłbym za zbanowaniem Germanii – nie dlatego, że stosuję dwie miarki 😉 , tylko dlatego, że w polszczyźnie nie widzę w tym słowie negatywnego wydźwięku, jak w przypadku Angoli czy Szkopów, a i w niemczyźnie nie jest on jednoznaczny i dla każdego oczywisty. Uznałbym tę Germanię po prostu za odmianę stylistyczną, która – zwłaszcza w kontekście neutralnym lub pozytywnym – wzbogaca język, więc szkoda by ją było skazać na śmierć cywilną. 🙂
Od razu zresztą dodam: gdybym rozmawiał z konkretnym Niemcem i zauważył, że jemu akurat Germania jakoś zgrzyta, zwyczajnie bym jej w pogawędkach z nim używać przestał. Bo jest ją czym zastąpić, a po cholerę miałbym sobie zrażać rozmówcę albo sprawiać mu przykrość. 🙂
No tak, tylko że po niemiecku i tak nie użyłbym słowa Germania w sensie „państwo niemieckie”. Specyfika języka… 😉
To ciekawe, co mt7 pisze o „ćwiczeniach z prawdy”. Dla mnie różne ćwiczenia grupowe są chlebem codziennym i raczej mam takie doświadczenie, że na ogół z mówieniem rzeczy negatywnych ludzie mają problem duży, natomiast pozytywne wynajdują dość łatwo, choć w grupie mało się znającej są to często sprawy bardzo powierzchowne: „masz ładne paznokcie”, albo „podoba mi się twoja bransoletka”. 😉
Ale oczywiście kiedy mówiłem o „waleniu prawdy w oczy” miałem na myśli prawdę nieprzyjemną. Którą czasem też trzeba powiedzieć, jasne, ale nie zawsze (stare małżeństwa coś o tym wiedzą 😉 ), nie w każdym momencie, nie za wszelką cenę. Lepiej rozważyć, czy powiedzenie tej prawdy jest konieczne, czy chwila do tego jest odpowiednia i czy cena, którą się za to zapłaci, jest warta świeczki. A dopiero potem mówić.
Natomiast mówieniu prawdy przyjemnej tam bym nie stawiał. Hulaj dusza, użyjcie sobie. 😆
W Anglii mowi sie czesto o „teutonskim poczuciu humoru”, jako przyciezkawym i nader doslownym, bez finezji.. Wlasciwie wystarczy powiedziec ” z iscie teutonskim poczuciem humoru” i wszyscy zaczynaja pekac ze smiechu. 🙄
Frnacuzi natomiast slyna z „uprzejmosci”, zwlaszcza na jezdni, za kierownica. Z trabienia na innych kierowcow ( a no-no w tym kraju, swiadczace o zlym humorze i manierach) oraz z wymuszania pierwszenstwa jazdy (drugie no-no). Latwo ich rozpoznac po rejestracji, wiec nie ma zmiluj i wszyscy im schodza z drogi.
Zaczęło się. 🙄 Na zegarze (już przestawionym) widzę jedną godzinę, na blogu (trzeba będzie przestawić własnołapnie) drugą, a mój sowi organizm podsuwa mi trzecią. 👿
Trzecia… hmm. Może jednak trzeba by na posłanko? 😉
spalem krotko wstalem pozniej 🙂
niedzielnie brykam
szeleszcze zaleglosci
herbata
dzisiaj koniecznie Tereny Zielone (cegla do czytania z obrazkami czeka, na wage patrzac -czas na eBooka
https://lh4.googleusercontent.com/-TcfS1vXIxjg/T2IhCs0_5ZI/AAAAAAAAF4A/o3GqNMBCKRw/s1000/P3150428.JPG )
wiec plan: leniwa niedziela 🙂 🙂 🙂
brykam fikam
Za Wikipedią:
Der Germanenbegriff ist eine völkerkundliche Einteilung in antiker Tradition für eine Großgruppe zwischen Kelten und Skythen. Er ist zum geringen Teil eine Selbstbezeichnung, im übrigen aber eine Fremdbenennung von außen. Auch eine Selbstbenennung lässt keinen Schluss auf ein Bewusstsein gesamtgermanischer Identität zu, schon gar nicht im Sinne moderner Vorstellungen von Ethnizität, da die gentes, die Stämme, auch sehr unterschiedlich zusammengesetzt waren.
In jüngster Zeit wird in der Forschung die Instabilität ethnischer Identität gerade in der Antike verstärkt betont und das aus dem nationalstaatlichen Denken des 18./19. Jahrhunderts stammende Konzept der Germanen zunehmend in Frage gestellt. „Germane” sei (wie „Barbar”) nur eine Fremdbezeichnung, die mehr über Griechen und Römer aussage als über die mit den Begriffen bezeichneten Gruppen und Individuen. Vereinzelt wird sogar gefordert, Germane und Germanisch im wissenschaftlichen Kontext überhaupt nicht mehr zu verwenden.
Zapewne dlatego ci Niemcy, których ja znam nie chcą być identyfikowani z Germanami( pojęcie bardzo obszerne, pod względem etnicznym błędne) i Germanią,z nazwami, które im się żle kojarzą. Głównie z dążeniem do mocarstwowości, z najnowsza historią, Hitlerem, Speerem, Brekerem…
I ja ich rozumiem.
Ja też czuję się Polką, a nie Słowianką, gdybym była Sinti nie czułabym się Roma, gdybym była Niemką nie czułabym się Germanką 😉 .
Ad Irek 24 marzec 12, 22:39
A w tym Ad -> ad drugiego primo:
To Wy Dorośli sobie świećcie.
A tylko nie zapominajcie o ekologii, w tym o oszczędzaniu energii
Też przechodziłam takie ćwiczenia, jak mt7, w pracy. Przy przykrych prawdach mieliśmy permanentny kłopot z emocjami po obu stronach. Strona 'rąbiąca między oczy’ często wpadała w zaułek: 'bo ty zawsze’, podczas gdy uzgodniona forma brzmiała: 'chciałbym, żebyś’ (np. nieco mniej mówił). Natomiast strona krytykowana zacietrzewiała się i broniła się przez atak, albo było jej tak przykro, że nie dawała rady rozmawiać. Miłe rzeczy pisaliśmy sobie na kartce. To co dla mnie okazało się najcenniejsze, to reakcje mojej rodziny na moją kartkę. Moja mama odebrała laurkę, którą dostałam, bardzo pozytywnie, a mój brat zerknąwszy na nią powiedział od razu: Oj, siostra, ale się dajesz wykorzystywać! Rezultat był taki, że nad swoimi chwalonymi zachowaniami pracowałam równie ciężko, jak nad ganionymi. 😯 😆
Prawda potrafi ułatwić życie. To się tylko tak wydaje, że kłamstwo jest łatwiejsze, ale ile z tym potem zachodu, żeby pamiętać, co się komu nakłamało i dalej konsekwentnie kłamać. 🙄 Ale zgadzam się z Bobikiem, że choć dobrze jest mówić prawdę, to nie zawsze, niekoniecznie natychmiast i niekoniecznie całą. Decydowanie w poszczególnych przypadkach, to dopiero wyzwanie. 🙄 Zapadła mi w pamięć sytuacja, kiedy mój były ni stąd ni zowąd wybuchnął z powodu jakiegoś drobiazgu. Nawet się nie przejęłam, tak byłam zaskoczona. Ja go pytam, dlaczego nigdy wcześniej nie powiedział, że coś mu przeszkadza, a on mi na to, że aż tak bardzo mu nie przeszkadzało, żeby o tym rozmawiać, jak już zaczął nie-rozmawiać, to potem konsekwentnie kontynuował, żeby się nie tłumaczyć z tego, że nie odezwał się wcześniej, a teraz mu się skumulowało i szlag go trafił. 😯 I w ten sposób dowiedziałam się, że częściej usłyszę prawdę, jeśli ten, kto ma mi coś do powiedzenia, nie będzie się bał, że zmuszę go potem do wielogodzinnego roztrząsania tematu, albo nie poradzę sobie z emocjami. Prawdę nie w znaczeniu prawdy absolutnej, ale prawdę o tym, co myśli druga osoba.
Dzień dobry 🙂
Ja już sam nie wiem, o której dziś wstałem. Dalej mi każdy zegar mówi co innego. 🙄
Przestawiłbym chociaż ten blogowy, żeby zmniejszyć liczbę napierających na mnie opcji, ale zapomniałem, gdzie to się robi 😳 i muszę poczekać, aż wstanie Pan Administrator. 😉
Zmoro, toż napisałem, że po niemiecku sam bym słowa Germania na oznaczenie państwa niemieckiego nie użył, a w ogóle jeżeli o germańskości, to z przymrużeniem oka. 😉 Po polsku zresztą też używam z przymrużeniem oka, dla stylizacji. I przy takim żartobliwym, stylistycznym użyciu najważniejsze wydaje mi się pytanie, czy w danym języku jakieś słowo ma wydźwięk pogardliwy, lekceważący, obraźliwy etc., czy go nie ma. Germania po polsku, tak samo jak po rosyjsku czy angielsku, takiego wydźwięku nie ma. A przecież nikt tu nie proponuje, żeby całkiem na serio zmienić nazwę państwa czy jego mieszkańców. 😉
Uświadomiłem sobie zresztą przez noc pewną możliwość, dlaczego i w Niemczech germańskość nabrała w pewnych kontekstach żartobliwego zabarwienia i można o niej z przymrużeniem oka mówić. Przez Asterixa i Obelixa. 🙂 Tam odpowiednikiem Niemców są prawdzie Goci, nie Germanie, ale dzięki Asterixowi w ogóle te plemienne określenia nabrały nieco komiksowego charakteru i w żartach z takim odcieniem mogą być używane.
Lange Rede, kurzer Sinn. 😉 Używanie określeń narodów nie mających pejoratywnego zabarwienia li tylko dla żartobliwej stylizacji nie wydaje mi się karygodne. Zresztą, gdyby mi się wydawało, to bym nie używał. 😆 Ale może niech jeszcze inni się wypowiedzą, co o tym myślą.
Jeszcze wrócę na chwilę do tych ćwiczeń.
W grupie były osoby, które się wcześniej nie znały z różnych miejsc w Polsce.
Spotykaliśmy się co jakiś czas przez pół roku i mieszkałyśmy w jednym pokoju.
Ćwiczenia były serio, więc nie wchodziły w grę uwagi, ładnie wyglądasz, miło się uśmiechasz.
Przyznam, że osoby te nieźle mnie irytowały na początku, bo po wykładzie, kiedy przychodziło do realizacji ćwiczeń, okazywało się, że one wszystko inaczej zrozumiały, albo – wg mojej wersji – niczego nie zrozumiały i zamiast wziąć się za ćwiczenia wszczynała się zbędna dyskusja, a ja się denerwowałam, że wyjdziemy na grupę nierozgarniętych.
W tej złości trudno mi było wskazać jakieś pozytywne cechy tych osób, a im we mnie tym bardziej.
Nie znałyśmy się, więc pewnie to była dodatkowa trudność, ale irytujące cechy zauważałyśmy już po paru minutach.
Z tego wyciągnęłam taki wniosek, że widocznie podświadomie człek jest nastawiony na szukanie wad.
Dodam tylko, że najbardziej polubiłam osobę, która mnie odbierała najgorzej i powiedziała mi prawdę, dlaczego tak jest. Widziałam, że wiele ją to kosztowało.
Dobrze nam to wszystkim zrobiło.
Chodziło przy tym o formę, o czym pisała Aga, żeby nie używać: 'bo ty, to…’, tylko o mówienie o swoich odczuciach: 'uraziła mnie twoja …’.
To leży, zresztą, w dobrze pojętym interesie mówiącego, nie można dyskutować, czy to prawda, bo chodzi o odczucia, których inni mogą nie podzielać, ale powinni je wziąć po uwagę, jeżeli zależy im na dobrych relacjach.
Aga mnie zdemaskowała. Fakt, ja nie kłamię ze strachu, że potem bym nie pamiętał, co nakłamałem i się poplątał. 😆
A tak na serio, ta cała historia z prawdą i kłamstwem jest naprawdę bardzo skomplikowana i prościutka zasada, którą się zwykle wciska szczeniakom, „mów zawsze prawdę” chyba nie zawsze potem pomaga w praktyce życiowej. Zwłaszcza że szczeniak, od którego wymaga się mówienia prawdy, cały czas jest konfrontowany z tym, że starszyzna sama bynajmniej tej zasady nie przestrzega.
A mówienie mniej lub bardziej wprost rzeczy nieprzyjemnych chyba już wychodzi poza ramy prawdy/kłamstwa i wchodzi na teren dopuszczalnej w jakimś kręgu otwartości. To się różni od społeczności do społeczności, od rodziny do rodziny i stąd się bierze mnóstwo międzyludzkich nieporozumień. Ktoś nieprzyzyczajony do dużej otwartości może wypowiedzi bardzo wprost odbierać jako agresję, czy wręcz naruszanie jakiegoś tabu. I odwrotnie, ktoś wychowany w rodzinie, gdzie niczego nie owija się w bawełnę, może odbierać czyjąś delikatność jako hipokryzję albo krętactwo.
Niełatwe to wszystko i rzeczywiście cały czas wymaga podejmowania decyzji, jak z kim rozmawiać, żeby się nie skończyło big bangiem, no ale w końcu od tego jesteśmy (my – ludzie i psy) zwierzętami społecznymi, żeby sobie z tym jakoś próbować radzić. 🙂
O, chyba się z Mt7 nieco łajznęło. 🙂
Mar- Jo 23:21. Patent z grzałką w oczku znam, ale niestety ogrody są na uboczu i systematycznie okradane ze wszystkiego. 👿
W tym sezonie zniszczono mi tylko kłódkę i przecięto siatkę, bo wcześniej wszystko przewiozłem do garażu. Z tym okradaniem to istna plaga. Mój znajomy z Arnhem, zauroczony Lubelszczyzną postawił sobie domek letni. Po wyjeździe został ze wszystkiego okradziony. Nawet zdarto przewody, bo podobno w skupie złomu miedź ma dobrą cenę. Powiedział mi ze smutkiem, że w Portugalii też ma domek. Przyjeżdża tam raz w roku. I co roku zastaje daczę nienaruszoną. I w ten sposób został skutecznie wyleczony z uroków Lubelszczyzny
Wyruszam na poszukiwania wiosenne 🙂
Przykre to bardzo, Irku. 🙁 Niestety, też znam z autopsji. Nasza wiejska chałupa koło Brzeska, kiedy przestaliśmy do niej jeździć regularnie, też została wyczyszczona do cna. Nie był to jedyny powód, dla którego w końcu ją sprzedaliśmy, ale jeden z.
A na Mazurach podczas zjazdu integracyjnego mojej firmy zamordowano jednego z kolegów z powodu złotego łańcuszka, który nosił na ręku.
Osierocił dwójkę małych dzieci.
Obawiam się, ze alkoholizm na wsiach jest bardzo poważną plagą.
W brytyjskiej wersji programu Come, Dine with Me, piatka nieznajomych oson zaprasza sie przez tydzien nawzajem do domu kazdego z uczestnikow, punktuje kazdy wieczor przy stole (jakosc kuchni, przygotowanych atrakcji, i ogolnego ambience’u przy stole) a nastepnie uczestnik ktory zostal oceniony najwyzej przez pozostalych dostaje ladna sume, zdarza sie, ze podzielona na pol miedzy dwu uczstnikow.
Przyznam sie 😳 😳 😳 ze ja ten prgram ogladam namietnie, jesli pamietam by wlaczyc tv o piatej po poludniu. Wiem tez, ze i Bobik cos podobnego oglada/ogladal w tv niemieckiej, bo kiedys tu mimochodem o tym wspomnial.
Otoz ogladam to z pewnym poczuciem winy i zawstydzenia, nie dlatego ,ze nie jest to program „ambitny”, tylko dlatego, ze mam poczucie podgladactwa i im bardziej jaskarwo ujawniaja sie osobowosci biorace udzial, im silniejsza jest „dynamika grupy” (innymi slowu im bardziej dochodzi przy stole do ostrych spiec) tym program staje sie ciekawszy – kiedy np. czworka uczestnikow wymienia zlosliwe uwagi za plecami piatej osoby, kiedy ta piata osoba ukazuje coraz paskudniejsze cechy osobowosciowe, albo kiedy jej wyobrazenie o sobie kompletnie mija sie z wyobrazeniem pozostalych uczestnikow – slowem im wiecej owej pinkwolonej „dynamiki”, tym fajniejszy program, nie da sie ukryc. 😳 😳 :oops:.
Najczesciej jednak ludze sie zachowuja wobec siebie w sposob nader cywilizowany, latwo sobie wybaczaja drobne fopasy, choc rzadko wybacza zly deserek :smile:.
Natomiast to, co jest absolutna prawidlowoscia w tej serii. to ze pierwsze wrazenia co do poszczegolnych uczestnikow grupy sa niemal zawsze mylne – o czym luzie sobie mowia ostatniego dnia tygodnia. Osoba na pierwszy rzut oka introwertyczna okazuje sie po czterec dniach szampansko zabawowa i autoironiczna, zadbana dama przy stole po blizszym przyjrzeniu sie okazuje sie byc przekupa z targu ryb, wypowiadajaca sady tylez niemadre co zlosliwe, mlody czowiek utkany zelastwem na calej twarzy i wyglaajacy jak ostatni zbir, okazuje sie byc slodkim chlopcem, ktory sporo czasu poswieca pracy dobroczynnej w hospicjum, zas solidny pateer familias z brzyszkiem z najwieksza przyjemnoscia przychodzi na obiad przebrany za drag queen.
To wszystko ujawnia sie przy stole w ciagu paru zaledwie dni, niecalego tygodnia, zanim piateg dnia wszyscy rozjeda sie do siebie i powiedza sobie co naprawde o sobie mysla, kto zachowa kontakt na przyszlosc, kto z ulga pozegna sie z towarzystwem.
W gruncie rzeczy jest to bardzo podobne do owej pinkwolonej „dynamiki grupy” na blogu, tylko szybciej.
Czy sie myle?
Dynamika grupy jak najbardziej. Spojrzałabym na tę grupę od strony analizy transakcyjnej i zadałabym sobie pytanie, w co grają. Patrzę na grupę blogową i widzę, a przynajmniej tak mi to wygląda, że grają w licytację „Kto jest bardziej wrażliwy na Innego”. W grze można zbierać punkty za elegancję wypowiedzi, za wrażliwość własną oraz za wykazanie niewrażliwości kolegi/koleżanki. Im bardziej rzekoma niewrażliwość ukryta jest między zdaniami, tym większy bonus w grze. Gry w stosunkach międzyludzkich mają to do siebie, że nie sposób grać fair, bo cała gra jest nie fair. Nie można się też do gry nie włączyć, nie wyłączając się równocześnie z uczestnictwa w grupie. Ci, którzy nie zorientowali się, że to jest gra o określinych regułach i sądzili, że to normalna wymiana zdań, dostali punkt karne. Niektórzy sobie poszli albo chwilowo czekają poza boiskiem, aż gra się skończy. A gra się nie kończy, bo koniec z reguły oznacza demontaż grupy. Chyba że grupa się opamięta i przestanie definiować się poprzez uczestnictwo w grze.
Taka moja refleksja z lektury komentarzy na Blogu Bobika przez ostatnich kilka tygodni/miesięcy.
Już nie oglądam. 🙂 Zaspokoiłem zarówno socjologiczną, jak i kulinarną ciekawość, po czym jakoś przestało mnie wciągać.
Z tym, że pierwsze wrażenia potrafią być skrajnie mylne, zgadzam się jak najbardziej. Ale odczucia na temat „dynamiki” miałem skrajnie odmienne. Kiedy w jakiejś grupie było jej zbyt wiele, potrafiłem nawet nie dooglądać do końca tygodnia. Większość tych ściętek wydawała mi się głupia i niepotrzebna. Nawet miałem czasem ochotę wziąć takich delikwentów na ćwiczenia grupowe, żeby się nauczyli dogadywać bez ciągłego warczenia. 😈
Bo przyznam się, że ja z konfliktów lubię właściwie tylko te „umysłowe”, a za innymi nie przepadam i jakoś mnie do nich nie ciągnie. Oglądać jak inni się kłócą też na ogół nie lubię, chyba że to już zaczyna być zabawne. A przede wszystkim nie lubię „nieelegancji” w rozgrywaniu konfliktu. Dokopywania, chwytów poniżej pasa, nieuczciych argumentów, przytyków mających zranić. Nie mówię, że w ogóle nie umiem tego wytrzymać (bo musiałbym się wtedy wypisać ze społeczeństwa 😉 ), ale jednak mój próg tolerancji na takie numery jest stosunkowo niski.
I te różnice w progach tolerancji na formę dyskusji to jest kolejny przyczynek do nieporozumień na blogach. Zanim grupa się dogada i ustali jakiś „wspólny próg” może dużo wody upłynąć. A kiedy jest to grupa otwarta, jest jeszcze trudniej, bo stale dochodzą nowe osoby, które w tym ustalaniu progu nie brały udziału. W grupie otwartej umowę społeczną trzeba cały czas renegocjować, co bywa męczące (Łojezu! Znowu o tym? Już tyle razy to wałkowaliśmy…), ale tak całkiem bez tego nie idzie. 😉
Musze chyba zaraz zaznaczyc, ze te konflikty w angielskiej wersji programu sa raczej wzglednie cywilizowane, nigdy chyba na ostrzu noza, choc kamera zawsze bardziej niz nasze obserwacje w zyciu uwypukla momenty, kiedy zaczyna sie skrzyc. Wiec gdy dochodzi do konfrontacji jest to czesto moment swostego katharsis – no, nareszcie ktos zareagoal na te morelowa pinde i oczuscil atmosfere na tyle, zr mozemy bawic sie dalej.. To sa zawsze jednak polcienie, a nie mordobicie tout court.
Wczoraj byla wsrod piatki wyjatkowa pinda, bardzo wybotoxowana mloda kobieta Tracy (jakze ludowe imie!), ktora po pierwszym dniu oswiadczyla, ze cala reszta towarzystwa nie dorasta jej do piet brakiem sophistication, etc. etc. Traktowala wszstkich z pogarda i wyniosloscia, krecila nosem na starannie przygotowane potrawy, oceniala je najsurowiej ze wszystkich i generalnie rzecz biorac byla pain in the a..e. Okropnie antypatyczne babsko.
Kiedy wybuchnela zlosliwym i nieprzyjemnym smiechem na widok deseru (nalesnik ze swiezymi owocami z creme chantilly), gospodarz obiadu (mlody, skromy czlowiek majacy na swym koncie wiele dzielnicowych nagrod za spoleczna prace z trudna mlodzieza) nie wytrzymal i bardzo spokojnie oznajmil jej, ze zachpwuje sie w sposob bardzo niestosowny i ze on sobie nie zyczy aby w jego wlasnym domu, przy jego wlasnym stole ktos traktowal go z taka pogarda i lekcewazeniem. Jej reakcja? Najpierw szok na twarzy i potem wycedzenie: Masz zdumiewajacy talent do wspolzycia z ludzmi! (people skills) .
Nazajutrz on ja publicznie przeprosil za zwrocenie uwagi, a ona wspanialomyslnie dala sie przeprosic. Na pytanie kogos innego z grupy: czy nie muslisz Tracy, ze ty moze tez powinnas przeprosic? zareagowala okraglymi oczami pod zbotoksowanym czolem: ja? Za co?
I na tym stanelo. Nikt jej nie zmuszal do przeprosin.Kazdy pozostal przy swoim.
Vesper, ja wiem, o co Ci chodzi, ale raczej mam wrażenie, że jest to nie tyle gra transakcyjna, co właśnie renegocjacja umowy, o której przed chwilą pisałem. Inna rzecz, czy ta renegocjacja musiałaby być tak długa i „wstrząsowa”. 😉
Powiem Wam szczerze: ja też już czasem jestem zmęczony tym, że pewne rzeczy trzeba wałkować stale od nowa. I w moim psim rozumie wydaje mi się, że można by tego przynajmniej na jakiś czas 😉 uniknąć. Jest kilka spraw, co do których moglibyśmy się po prostu umówić, że „jest tak i już”. 😉 Np. nie dyskutujemy, czy rasizm albo homofobia są świństwem, tylko zakładamy, że są i nikt nie wchodzi z żadnym „tak, ale…”. Bo przecież te tasiemcowe dyskusje zwykle zaczynają się właśnie od tych „tak, ale…”. Gryziemy się w ozór, kiedy z góry wiemy, że takie czy inne postawienie sprawy kogoś z tu obecnych zaboli. Mniejsza już czasem o to, kto ma rację – dobre stosunki międzyludzkie są często ważniejsze od racji (no, chyba że chodzi o jakąś sprawę naprawdę zasadniczej wagi). Nie czepiamy się słówek, kiedy widać, że było to chlapnięcie bez złej intencji. No, takie rzeczy.
Ja w coś takiego wchodzę od łapy, ale wiadomo – nie jestem tu sam. 🙂
No dobra, ja zacznę. NIE napiszę, że Aga jest obrzydliwie leniwa i znowu nie umyła okien, bo wiem, że takie postawienie sprawy kogoś (mnie) zaboli. 🙂
Ad Vesper
To nie gra transakcyjna.
Nie widziałaś nigdy jak kot się bawi myszą?
Bobiku, napisałam to co wyżej, mając argumenty na poparcie tezy, ale wytaczać nie będę, bo choć byłyby to jedynie ćwiczenia z anatomii, obiekty badane mogłyby się nieco obruszyć na instrumentalne potraktowanie 😉
Powiem jedynie, że gry transakcyje pomiędzy inteligentnymi ludźmi są bardzo subtelne i przeważnie zamaskowane tak, by nic nie było oczywiste. Trzeba dłuższego czasu by grę namierzć i połapać się w regułach. A reguły tutaj sa dość klarowne, gdy popatrzeć w dłuższej perspektywie. Jak w każdej grze, chodzi o to by wygrać. Wygrywający narzuca język dyskursu. Gdyby chodziło o prostą renegocjację umowy, proces już dawno by się zakończył. Nie kończy się, ponieważ nie taki jest cel. Stąd te ciągłe „tak, ale” i dorzucanie siedemdziesiątej piątej poprawki do poprawki, na zasadzie „a ja słyszałem o kimś, kto ma sąsiada, którego krewny ma odcisk dokładnie w tym miejscu, na które właśnie nastąpiłeś – punkt dla mnie, karny dla ciebie”. Dzwonek, kolejna runda. Bo to może trwać w nieskończoność.
O, teraz dopiero przeczytalam wpis Vesper i riposte Bobika.
Ja nigdy nie bylam na zadnych szkoleniach z dynamiki grupy, ale wiem oczywoscie, ze cos takiego istnieje i zapewne ma jakies latwe do przewidzenia paterny rozgrywania sie. Fine.
To powiedziawszy, jestem przekonana, ze ta specyficzna grupa dobrala sie na zasadzie z grubsza od poczatku okreslonych, za przeproszeniem ja kogo, wartosci. Sa to wartosci z grubsza liberalbe, a zatem akceptacja (bynajmniej nie bezgraniczna) cudzych tradycji, wyznan,pogladow (pogladow, a nie obsesji czy uprzedzen), pogladow politycznych (ja jestem pod wieloma wzgledami z pewnoscia bardziej na prawo od Bobika czy Rysia), szacunku dla zyciowych wyborow, czy dotycza one miejsca zamieszkania czy zamieszkania pod jednym dachem w zwiazku jednoplcowym, nie akceptowania rasizmow i ksenfobii i otwartosci na innosc, z malej czy duzej litery. . Z grubsza, tak jak ja to widze – take it or leave it. To nie ma nic wspolnego z punktami. Bobik, Monika, mt7 sa tym samym w szerokim swiece czym sa na blogu, udowadniajac to nie tyle deklaracjami tu skladanymi, co calym swoim zyciem w realu. To samo chcialabym myslec o sobie i o licznych innych gosciach tu przychodzacych.
Zapewne z tego co tu mowimy mozna wyluskac jakies elementy autokreacji, ale elementy, nie calosc. Znamy sie juz dosc dlugo, czesto takze pozablogowo, aby wyczuc kiedy jest to wsrod nas gra na punkry, a kiedy jest to zycie i nasze wazne wartosci.
Gdyby bylo inaczej, dawno by mnie juz tu nie bylo. Slowo honoru.
„Nie widziałaś nigdy jak kot się bawi myszą?”
A to a propos czego, Klakierze? Bo zabrzmialo jakos obrazliwie, ze ktos tu sie kims „bawi”.
I ja mysle, ze nie jest to zadna gra transakcyjna. W ogole – tu sobie na chwile pozwole na powolanie sie na swa blogowa „starosc”, zalozeniem tego blogu od poczatku – ukryta skala na ktorej Bobik zaczal go budowac – bylo wlasnie to zalozenie, ktore zreszta powtorzyl tu przed chwila (12:01). I co jakis czas pojawia sie seria komentarzy/komentatorow, ktora te jedna zasade chcialaby na nowo renegocjowac. Moim zdaniem, prowadzi to na manowce. I nie jest szczegolnie fair wobec Gospodarza, ktory potem musi – z nasza pomoca – na nowo wszystko lepic i tlumaczyc od poczatku. Moze juz lepiej od razu na drzwiach wejsciowych wywiesic uprzejmie informujaca wywieszke?
„Np. Nie dyskutujemy czy rasizm albo homofobia są świństwem, tylko zakładamy, że są i nikt nie wchodzi z żadnym “tak, ale…”. Bo przecież te tasiemcowe dyskusje zwykle zaczynają się właśnie od tych “tak, ale…”. Gryziemy się w ozór, kiedy z góry wiemy, że takie czy inne postawienie sprawy kogoś z tu obecnych zaboli.”
Pod reszta tego, co napisales, Bobiku, tez sie podpisuje. I ide robic sniadanie, bo ze swiatem zwierzecym laczy mnie przywiazywanie sporej uwagi do posilkow. 😉
Dlaczego obraźliwie i kto się znów poczuł obraźliwie?
Kiedys przed laty rozmawialysmy z Ludmila Aleksejewa (to ta dzisiejsza przywodczyni ruchu antyputinowskiego w Mokswie) o wlasnie wydanycm dzienniku Bukowskiego, ktorego Luda osobiscie wowczas chyba nie znala.
I ona powiedziala o tych dziennikach cos co mnie wtedy uderzylo i co zapamietalam. Powiedziala: w tego typu literaturze, spisywanej dzien po dniu bez mysli o przyszlym wydawcy, najtrudniej jest sie zaklamac. Prawdziwa twarz. prawdziwe wnetrze sie ujawnia, nawet jesli pozniejszy redaktor lub sam autor dokona zmian – cos tam wytnie, cos tam podczysci.
Myslalam o tych jej slowach czytajac Dzienniki Marii Dabrowskiej i utwierdzajac sie stronica po stronicy, ze nie chcialabm sie przyjaznic z ta pania. Ze nie umialabym, ze jest mi komplenie obca. Byla to pierwsza redakcja jej Dziennikow, z ktorych redaktor wtedy sporo powyrzucal. A jednak jawila sie mi w tym zapiskach prowadzonych przez lata tak wlasnie, a nie inaczej. Ucieszylo mnie, kiedy przczytalam recenzje z Dziennikow piora Piotra Sommera, ktory odebral je tak jak ja, podzielal moj gkebiki niesmak z jej stosunku do przyjaciol i znajomych ze srodowiska, jej ogolna wrednosc charakteru..
To czym my sie tu zajmujemy jest swoistym prowadzeniem dziennika. W ktorym trudno jest sie zaklamac czy prowadzic gre.
Ależ Heleno Dzienniki tzw Wielkich Ludzi, to zawsze są zakłamane, bo pisane z myślą o tym, że zostaną wydane (przeważnie po śmierci). Więc jest okazja obsadzić siebie w postaci głównego bohatera. Troszku się podlansować i przy okazji, korzystając z nieobecności materialnej dokopać współczesnym.
Zawsze to dzieła podejrzanej konduity.
A porównywanie forum blogowego do dziennika – no nie.
Nie na darmo blogi w języku potocznym to „BLAGI”
Obrazliwe dlatego, Klakierze, ze sugeruje, ze tu jakis kot (czyli kto?) traktuje jakas „mysz” (czyli kogo?) jako zabawke w swoich pazurzastych lapach. A jest to powazny zarzut.
Dlatego nie lubie jednozdaniowych bon-motow rzucanych na blog, ktore mozna roznie interpretowac. Choc tu akurat staje bezradna i wydaje mi sie, ze chcesz i nie chcesz cos powiwdziec.
No właśnie, tu trzeba każde zdanie rozebrać na wyrazy i następnie każdy wyraz opisać jednoznacznym hasłem słownikowym. I dopiero zamieścić.
Zabawa w kotka i myszkę to stara intelektualna zabawa – np. zgadzam się z interlokutorem… hehehehe!!! Już mnie sparło, aby w tej rundzie zabawy wziąć udział.
Na razie pa!
Idę precz.
Ale wrócę.
Heleno, gry transakcyjne prowadzone są nieświadomie lub nie w pełni świadomie. Taka jest ich natura. Nie ma mowy o zakłamywaniu. Może być to częścią świadomej autokreacji, ale nie musi. Pierwszym krokiem do zaprzestania gry jest uświadomienie sobie, że się w grze uczestniczy, a może nawet samemu ją narzuca. Zwykle w pierwszym odruchu reagujemy negacją a nawet świętym oburzeniem”Ja? Gierki? W życiu!” A potem się okazuje, że owszem. Gier w życiu uprawiamy mnóstwo. Dotyczy to oczywiście tych, którzy w skomplikowanej siatce społecznych interakcji poruszają się w miarę sprawnie. Ludzie z różnymi społecznymi dysfunkcjami kompletnie się w tym nie łapią i zbierają za to bolesne cięgi. Dlatego terapeuci uczą ich analizy transakcyjnej. Nie sprawia to, że będą w grach chętnie uczestniczyć, ale przynajmniej nie dostaną po głowie za ciężkie naruszenie reguł.
Spróbuj posłuchać, jesli będizesz miała okazję, dynamiki rozmów między przypadkowo ukonstytuowaną grupą. Na przykład w poczekalnie u lekarza. Oooo, jaką ciężką miałam grypę w zeszłum roku. Oooo, ja miałam jeszcze cięższą. A mój sąsiad, to prawie umarł. A pani? Pani pewnie też do lekarza z cieżką grypą? Nie, ja się własnie przyszłam zaszczepić. (Zgrzyt. Ale gracze jeszcze mogą wrócić na boisko, tylko musza wykluczyć prowokatora) Zaszczepić, powiada pani. Sąsiadka też się zaszczepiła, ale po tym szczepieniu to dopiero miała grypę.
Tak to w kazdym razie działa, w dużym uproszczeniu.
Z pewnoscia Mara Dbrowska nie myslala o poznych wydawcach swych dzennikow, bo by sie powstrmala od wielu niegodziwych uwag.
Z pewnoscia Bukowski piszac swoje dzienniki w Zwiazku Radzieckim nie myslal, ze beda one pewnego dnia dostepne swiatu.
Dla mnie samej ten b;og jest rodzajem dziennika. Owszem publiznego i owszem, takiego, na ktorym spotykam innych ludzi i inne dzienniki, ale dziennikiem.
I ja bym się absolutnie zgodził z tym, że niektóre blogi (nie tylko ten) są czymś w rodzaju „zbiorowego dziennika”. Zwłaszcza te, gdzie codziennie, od lat, spotykają się te same osoby (plus ewentualnie psosoby) i nie tylko wymieniają poglądy, ale i opowiadają o sobie, dają się poznać od strony prywatnej, emocjonalnej, wchodzą w interakcje, przeżywają rozterki, razem się bawią, wygłupiają, wspierają lub kłócą, itd.
I fakt, że są to do jakiegoś tam stopnia kreacje, niczego tu dla mnie nie zmienia. W realu też się kreujemy, ale sam wybór takiej a nie innej kreacji też o nas coś mówi. W ogóle, cokolwiek zrobimy w obecności innych, zaraz staje się elementem naszego obrazu w ich oczach, choć często o tym nie pamiętamy.
Kreacja jest „ja idealnym” i nawet jeśli jest daleka od „ja realnego”, to w każdym razie świadczy o tym, jaki chciałbym być, do czego dążę, co jest dla mnie ważne, jakie wartości hołubię, etc. Uważny obserwator bardzo wiele może z tego wywnioskować. 😉
Vesper przywołała pojecie „gra” w znaczeniu jakie nadaje mu Analiza Transakcyjna. Gra jest czwartą, po Procedurach, Rytuałach i Rozrywkach, formę strukturalizacji. Strukturalizacji czyli układania relacji z innymi i zagospodarowywania czasu. Gra nie jest żadnym udawaniem. Nie jest niczym na niby. Jest bardzo serio. I najczęściej uprawiana jest w sposób nieświadomy. Jej najważniejszym celem jest kontrola własnej emocjonalności – na poziomie usuwania tych „niewygodnych” poza nawias świadomości – i ochrona obrazu Ja. Przejście od Procedur do Gier a potem do Intymności, to proces rezygnacji z kontroli własnej emocjonalności i zgoda na wchodzenie w relacje o coraz większym stopniu nieprzewidywalności. Celem rozwoju, według AT, jest uzyskanie autonomii poprzez odzyskanie trzech zdolności: świadomości, spontaniczności oraz intymności.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Analiza_transakcyjna
A ja uwazam, ze byc moze niektorzy przychodza tu z checia do gier transakcyjnych – swiadoma lub nie – ale odczytywanie relacji wedlug wylacznie jednej matrycy, do tego sprowadzajacej wlasciwie wszystko, co sie mowi/pisze do egoizmu, projekcji wlasnego ego, czy ustalenia statusu w grupie, jest nie tylko duzym uproszczeniem (jest wiecej matryc, ktore mozna przylozyc), ale jak kazda Grand Unifying Theory wytraca z innym z gory wszystkie argumenty. Co jest szczegolnie interesujace, gdy sa to argumenty w sumie namawiajace do wiekszej uwagi, do niemyslenia o innych w kategoriach negatywnych stereotypow, czy o wrazliwosci na niechec do nieswojakow. Wspomniany tu juz przeze mnie wczoraj Simon Blackburn napisal bardzo ladna ksiazke o etyce, i o wspolczesnych argumentach przeciwko powolywaniu sie na nia w ogole (nie przeciwko rozwazaniu konkretnych sytuacji, gdzie zdarzaja sie dylematy etyczne). Obawiam sie, ze gry transakcyjne, jako jedyne wyltumaczenie tutejszych konfliktow, podpadaja pod rozdzial trzeci (ktorego juz nie mam czasu tu streszczac, ale te ksiazke wszystkim ze spokojnym sumieniem moge polecic).
I dodalabym, ze bledne odczytywanie wypowiedzi innych jako udzialu w grze transakcyjnej samo z siebie tez potrafi niezle zaostrzac sytuacje… W koncu, choc wszyscy mamy z pewnoscia jakis zasob egoizmu, wypatrywanie go w kazdej wypowiedzi wspoluczestnika rozmowy podloza wylacznie egoistycznego mozna np. z kolei zwalic na projekcje. I tak mozemy sie dalej bawic w psychoanalitykow i psychoterapeutow cudzych problemow, z raczej zgubnym skutkiem.
Vesper. moze wszystko jest gra. Zycie jest teatrem, ludzie w nim aktorami, te rzeczy.
Nie ulega jednak watpliwosci, ze ten plac gier i zabaw, jakim jest Blog Bobika zostal stworzony przez Gospodarza, a my – Monika, Haneczka, Krolik, Rysberlin, Kot Mordechaj, nieobecne juz tu Malgosia (od ikon) oraz Zona Sasiada, wpadajaca czasami Wanda TX i inni zaczelismy go z entuzjazmem zagospoarowywac wlasnymi zabawkami, z jednego waznego powodu – aby uniknac zabaw na innych placach w pogromy, ganging up, wypowiadania slow ciezkich, sikania w piaskownice. I pewne reguly zostaly ustanowione, a nawet przez Gospodarza spisane.
Zdarzalo mi sie wsciec na Gospodarza i nawet rozwazac odejscie. Albo przynajmniej powazne nadecie sie. Ale nie da sie ukryc, ze ustanowione reguly gry zdaja egzamin. Ze dochodza nowi, nowi staja sie starymi, ze kzdy nowy witany jest serdecznie i z duzym kredytem zaufania i ze wiekszosci jest z tym dobrze. I ze jest to miejsce, gdzie wciaz obowiazuje przyzwoitosc w traktowaniu wszystkich gosci, ale takze wlasnych sasiadow.
Ja koncepcję transakcyjną uważam za ciekawą i nie oburzam się na nią 😉 , ale coś mi w jej przyjęciu przeszkadza. Właśnie to, że reguły gier transakcyjnych są niejawne, a tu w gruncie rzeczy one są całkiem na jawniaka. Ba, nawet poniekąd w regulaminie stoją. 😉 Z góry wiadomo, że jak ktoś rzuci „tak, ale” np. w sprawie antysemityzmu, to od większości zbierze cięgi. Czy dlatego, że większość ochoczo się rzuca do gry, czy też dlatego, że sobie tych „tak, ale” po prostu nie życzy? A jeśli nie zareaguje, to one stale się będą pojawiać, bo będzie wrażenie „o, teraz już wolno”. Więc grupa stale reaguje na takie przypadki przypominaniem, że nie, jednak dalej nie wolno, choć może już mieć tego serdecznie dosyć.
Jeszcze trochę to rozwinę. Nie lubię wprawdzie „lecieć po osobach”, ale tu osobowy przykład chyba najlepiej coś wyjaśni. Nie jest żadną tajemnicą, że każde „tak, ale” w kwestii antysemityzmu najbardziej zaboli Helenę. I że to dla niej z całą pewnością nie jest tylko zabawka, że „tu chodzi o życie”. Jak mają zareagować przyjaciele Heleny, czy osoby solidaryzujące się z nią, zwłaszcza jeśli wiedzą, ile antysemickich pomyj jest na nią wylewanych na blogach politycznych (a to, ze zrozumiałych względów, wyrabia „stały odcisk”)? Udawać, że nic nie było, gramy dalej? Po pierwsze to nic nie da, bo na jednym „tak, ale” prawie nigdy się nie kończy, więc kiedyś i tak trzeba będzie warknąć. Po drugie, jak się będzie czuła Helena, kiedy zobaczy, że „jej” społeczność nie reaguje, czyli daje przyzwolenie. Po trzecie, jak będę się czuł ja sam, kiedy będę to przyzwolenie dawał.
Można dawać kolejne przykłady. Wiadomo, że „tak, ale” w kwestii rasizmu osobiście dotknie Monikę, w kwestii antyfeminizmu nawet kilka osób, i tak dalej. Jeżeli to jest jasne (a chyba naprawdę jest), to po co „takalować”? Z celowym zamiarem zranienia? Z przekory? Dla sportu? Dla załatwienia jakiejś ważnej sprawy? Jakiej? Udowodnienia, że rasizm czy antysemityzm jednak jest pyszny?
Nie twierdzę, że w życiu blogowym gry transakcyjne w ogóle nie istnieją. One wszędzie istnieją. Tylko że „w tym temacie”, o którym mówimy, koncepcja transakcyjna nie wyczerpuje, ani nie załatwia sprawy. Tu jednak trzeba sięgnąć również do innych koncepcji.
No i znowu mi się łajznęło, tym razem z Moniką. 🙂
Dodatek już ogólny, poza sprawami blogowymi. Analiza transakcyjna właściwie zawsze wydawała mi się narzędziem użytecznym dla zrozumienia pewnych procesów zachodzących w interakcjach, ale dalece niewystarczająca dla objaśnienia tzw. „całej złożoności życia”. 😉 Czasem więc też po nią sięgam, ale ze świadomością, że przy pomocy tego narzędzia zanalizuję tylko drobny wycinek, a potem trzeba będzie ten wycinek wstawić w szerszy kontekst. A w szerszym kontekście ów wycinek będzie już trochę inaczej wyglądał. 🙂
A ja bym to co powiedzial Bobik o naszym stosunku do ksenofobii czy innych fobii, rozciagnela tez na inne dziedziny. Na przyklad gdyby sie pojawil tu kto, kto zaczalby poslugiwac sie kategoriami oceny zalozmy patriotyzmu, uzywanymi w obozie PiS, np patriota jest jedynie ten, ktory wierzy w Uklad, Spisek Smolenski, jest Polakiem-Katolikiem, uwaza, ze Polska ginie pod dykatorskim butem tuskizmu, ze jest osaczona wrogami ze wszystkich stron, ze Macierewicz jest wybitnym Mezem Stanu i ze kazdy kto mysli inaczej jest tam gdzie stalo ZOMO, no wiec jakby ktos taki sie pojawil, to tez by poczu sie tu bardzo zle. No i dobrze, bo z takimi „pogladami” sie nie dyskutuje.
To nie znaczy, ze wszystko co wychodzi z obozu PiSowskiego jest a priori glupie i nikczemne, zdarzalo sie nam tu z jakimis poszczegolnymi ocenami czy propozycjami z grubsza zgadzac, ale nie jest to miejsce chyba dla Ludzi spod Palacu.
Dzień dobry.
No to wyszła Nam z „Germanii” „Gier mania”. 😉
Ja będę używać określenia „Herr Bundespräsident”.
Kurczę, życie jest takie piękne… 😀
Bobiku, ale ja teraz piszę o tym, na co już zwróciłam uwagę wczoraj, czyli o pouczactwie. Nie o reagowaniu na przykre uwagi. A poczuczactwo jest grą, nie dam soebie powiedzieć, że jest inaczej: nie Kowalski, tylko prezes Kowalski. Punkt. Nie Skandynawowie Południowi, tylko Szwedzi, proszę państwa. Punkt. Jestem dłużej, a ty krócej. Punkt. Ja wiem, bo doświadczam i o tym piszę, a ty nie wiesz, bo może doświadczasz, ale o tym nie piszesz i dlatego moja definicja na wierzchu. Punkt.
Nie wszystko jest grą i nie wszystko nalezy do transakcyjnego koszyka wrzucać, ale pominięcie tego aspektu blogowych interakcji absolutnie nie ułatwi rozwiązywania konfliktów. Tam, gdzie chodzi o renegocjację umowy, tam bywa trudno, ale moim zdaniem do konfliktów na udry doprawadzają gry, nie negocjacje.
Off topic.
Nareszcie ktos powirdzial dokladnie tymi slowami co Ja ❗ dwa dni temu w rozmowie z Pania Kierowniczka:
http://wyborcza.pl/1,75248,11414946,Kwiatkowski__Dzialania_prokuratury_ws__smierci_Magdy.html
brykanie mimo zimna (poza sloncem zimno 🙂 ) udane 😀
Tereny Zielone (malutkie te niby listeczki) zapchane spragnionymi
bryku fiku
i to swietnia tak
dla frakcji:
http://www.titanic-magazin.de/uploads/pics/V.jpg
dobitnie prawdziwe i to tylko w jednym obrazku
Bobiku, z Gaucka dales cudne zdanie, tak, nagrody rozdaje sie w konkursach, w demokracji ma sie konstytucyjne prawa
i tak powinno byc i juz
No nie, myślę, że jednak z tym upomnieniem o prezydenta to Irek żartował. 🙂
Słuchajcie, jest też druga strona medalu i od razu o niej powiem. Jest kilka takich punktów, w których „nie odpuszczę” i one w zasadzie w regulaminie są wymienione. Ale poza tymi – w sumie niewieloma – punktami absolutnie bym nie chciał, żeby nam się tu zrobił bastion sztywniactwa, gdzie niemal niczego nie wolno, bo zaraz ktoś się obruszy. Niech tam koty sobie czasem drapną i niech dają drapać również myszom, żeby życie naprawdę mogło być piękne. 😉 Bo jak już dosłownie o wszystko jest reprymenda, to nie idzie wytrzymać.
Są sprawy ważne, o które warto, a nawet trzeba się głośno upominać, ale jest też mnóstwo takich, w których trzeba po prostu przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy mają ten sam styl, poczucie humoru, to samo podejście, etc. i nie lecieć od razu na barykady. I o trochę, a może nawet dużo luzu w tych sprawach niezasadniczych serdecznie upraszam. 🙂
Kochana, sliczna, madra Vesper! (wszystie przymiotniki sa z glebi serca). Posluchaj starej kobiety. Jesli zabolalo Cie pouczactwo skierowane w Twoja strone ( a co do autentycznosci bolu nie mam zadnych watpliwosci), to naprawde odpusc sobie. Ty wiesz i ja wiem, ze to ne najgorsze co moze czlowieka spotkac w cyberprzestrzeni, ze o prawdziwym zyciu nie wspomne.
Trudno jest pouczactwa (albo czegos co zabrzmi jak pouczactwo) uniknac, jak sie rozmawia na tak szerokie tematy. I kazdy ma to na sumieniu, nawet nie zauwazajac. Ty masz i ja mam i wszyscy maja.
Daj spokoj. Odpusc. Wszyscy Cie tu cenia i kochaja. Naprawde. I zawsze uwaznie sluchaja co masz do powiedzenia. Let it go, girlfriend. 🙂 🙂 :smile;
vesper, ja do „gry” przyznaje sie o tyle o ile odzywam sie kiedy chce, pisze co chce, cytuje co chce, linkuje co chce i przemilczam co chce – generalnie przez te dzialania kreuje swoj obraz i staram sie uwiarygodnic moje widzenie swiata, ale postepuje tak samo w
prawdziwym zyciu, szukam podobnych, unikam skrajnie innych,
pouczam? oczywiscie ze tak – to lezy w naturze zycia 🙄 (czasami tego zaluje, czasami oczywiscie 🙂 )
Pewna Dama kończy dzisiaj 70 lat:
http://www.youtube.com/watch?v=6FOUqQt3Kg0
Tak, Bobiku, postaram się.. 😀
Ryyyysiu 🙂
Potwierdzam, Vesper. 😀
Potwierdzam, to, co powiedziała Helena do Ciebie.
Vesper, już powiedziałem, że gry są wszędzie, więc i tutaj. 🙂 Tylko że rozpatrywanie sprawy w tym ujęciu wydaje mi się nieść pożytek jedynie „niszowy”. Nie wszyscy są otrzaskani z AT, a dla tych osób, które nie są, już samo pojęcie gry oznacza co innego, raczej odpychającego i niezbyt zachęcającego do analizy. A trudno przecież robić na blogu serię wykładów i ćwiczeń z AT albo serię sesji psychoterapeutycznych. Więc moglibyśmy sobie co najwyżej transakcyjnie zanalizować sprawę w kilka osób, ale zniechęcając skutecznie całą resztę. Myślę, że to trzeba „ugryźć” od innej strony i innym językiem, żeby wszyscy mogli brać równorzędny udział. 🙂
Helenko, mnie tu, przynajmniej w bezpośredniej przeszłości pouczono tylko raz, więc moje doświadczenie jest żadne 😉 Być świadkiem tez jednak przykro. A tego raz, tamtego raz, innego dwa razy i w końcu przykro zaglądać.
Aha, rozumiem i już się przymykam. Słowem na ten temat juz nie wspomnę, obiecuję.
No tak, Bobik. Ja tego socjologicznego jezyka to sie boje jak najgirszej zarazy i nie umiem sie nim poslugiac. Moje lektury sicjoligiczne to pare amerykanskic ksiazek z lat dawnych napisanych specjalnie dla prostodusznych kretynow jak ja oraz sliczna, podsumowujaca ksiazka Irka Krzeminskiego o „kanonie” socjo;ogicznym „Co sie dzieje miedzy ludzmi”, a i ta tylko dlatego, ze dostalam ja od Autora w prezencie ze slodka dedykacja.
Jestem nawet czasami gotowa zgodzic sie z najwybitniejszymi uczonymi radzieckimi z lat 50-tych, ze socjologia jest lze-nauka.
So. There! Wszystkie teorie socjologiczne odbijaja sie ode mnie jak grich od sciany.
To ja też coś obiecam. 🙂 Obiecuję, że nie odezwę się ani słowem w sprawie wiadomego śledztwa, bo rozpętywanie od nowa dyskusji, w której i tak każdy pozostanie przy swoim, uważałbym za bezsensowne. Wymazuję ten temat ze swojej świadomości. Howgh! 😎
Heleno, AT to nie jest język socjologiczny, tylko psychologiczny. 😆 Ale wiem, że tego też niejeden boi się nawet bardziej niż zarazy. 😈
Mar-Jo, jak zwykle (ostatnio prawie zawsze) jutub niemiecki przeprasza ze………. i tyle widzimy 🙂 🙂 🙂
Ani jednego slowienieczka na temat Wiadomego Sledztwa, Bobik? Ani pol slwoenieczka? 😯
Pliiiiz, Bobi! To nie fair! Ja sie tak nie bawie!
Domagam sie zajecia Stanowiska!!!
Skoro jestes tak malo kooperatywny, to proponuje temat nastepny, Madnna!
http://wyborcza.pl/1,75475,11410213,Madonna_jest_niesmiertelna.html
Prawda, ze jest swietna?
Fakt, że z tym niemieckim jutubem czasem już diabli biorą. 👿 Czysta niesprawiedliwość – wszyscy mają, a my nie mamy… 🙁
O Madonnie niedowiarkowi nie wypada. 😈
Heleno (15:01) i Rysiu (15:04) – tak!
A w koncu pouczanie pouczajacych to co jest? Dochodzimy do absurdu. Jak ja to robie, to nie pouczam, jak ktos z kims sie nie zgadzam to robi, to oczywiscie poucza… Chyba lepiej, zamiast komentowac calosc innych, probujac ich ulepszac pod wzgledem pouczactwa, po prostu brac udzial w rozmowie na argumenty – o ile temat ciekawi.
A ze mamy tu bardzo rozne doswiadczenia i sie nimi dzielimy, to wielkie bogactwo tego blogu. Nie wszyscy tego samego w zyciu doswiadczylismy. Jesli obowiazuje to przy przypominaniu „zagranicznym” czy „dewizowym” (mniejsza, ze mnie sie akurat takie okreslenia nie podobaja) – nie wiesz, nie masz tylu krajowych terazniejszych doswiadczen, co ja – to czemu nie obowiazuje w innych sprawach? Ja z ciekawoscia czytam o tym, czego nie doswiadczylam, czy na codzien nie doswiadczam, i nie uwazam wcale za pouczactwo to, ze ktos mi o niedostepnych mi doswiadczeniach opowie. Wlasciwie takie wypowiedzi lubie tu czytac najbardziej. Jednym slowem, czasem problem lezy w the eye of the beholder…
Najbardziej konfliktowa i nieprzyjemna osoba, którą zdarzało mi się przed laty spotykać w akcjach typu awantury o byle co w miejscach publicznych, była psychologiem prowadzącym szkolenia o budowaniu dobrych relacji.
Chętnie dałabym ikonę „turlam się ze śmiechu”, ale ta pani miała chyba istotne problemy zdrowotne, co każdemu (odpukać) może się zdarzyć.
Istnieje pogląd, że najgorzej wychowane są dzieci psychologów, pedagogów i innych fachowców od wychowywania. 😉
Patrząc na naszego Młodego dyplomatycznie nie potwierdzę i nie zaprzeczę. 😈
Mogę?
W Niemczech spędziłam trochę czasu. I wiem, że:
– są kluby sportowe o nazwie „Germania”
– jest przewoźnik powietrzny o nazwie „Germania”
– produkowane są komplety garnków „Germania” (mam!)
– jest „Germanistik” jako kierunek studiów
– jest „Germanisierung” (zarzut wobec niektórych Jugendamtów, w postępowaniach wobec nieniemieckiego rodzica)….
Ja to wszystko wiem. Mam doświadczenia takie, jakie mam. I dla mnie określenie Germania nie brzmi pejoratywnie.
Ale Ktoś, kogo nie znam osobiście, poczuł się dotknięty.
Przeprosiłam. Z mojej strony nie była to gra. 🙂
Z gier w moim życiu najważniejsza była piłka siatkowa, w którą grałam 10 lat. 🙂
Rysiu, to była Aretha Franklin – Respect.
Biorę sobie uwagi Vesper do serca. Za Leszkiem Kołakowskim parę słów (także) o pouczaniu: Jeśli ktoś chce być doskonały, nie można mu tego zabraniać, chociaż takie pragnienie przeważnie czyni nas nieznośnymi. Kto marzy o doskonałości, zazwyczaj poucza, poprawia, daje lekcje innym i wszyscy od niego uciekają. Nie jest dobrze być nieustannym poprawiaczem i nauczycielem. To jest bardzo zły sposób na życie. Trzeba więc chyba iść na kompromisy ze sobą i światem. Owszem, robię i toleruję wokół różne rzeczy, które mi się nie podobają, może staram się je ograniczać, ale rozumiem, że dobra ważne w życiu często się kłócą ze sobą. W istocie na tym skłóceniu kłopot życia polega.
Moniko, ja bym tu pewne sprawy odróżnił. Opowiadanie o swoich doświadczeniach, dzielenie się nimi, nawet powoływanie się na nie jako na argument w dyskusji (byle nie za często, bo to na ogół zaczyna otoczenie wnerwiać 😉 ) – tak, to jest ciekawe i ja też z fascynacją takie rzeczy czytam. Ale jak rozumiem, Vesper chodzi o to, że kiedy niemal każde, z pozoru niewinne słowo brane jest pod lupę, czy przypadkiem nie kryje się w nim jakaś niepoprawność czy obraźliwość i komentowane na sposób „nie powinieneś tak mówić, bo…”, to gubi się wszelka spontaniczność, przyjemność i dowcip rozmowy. Każdy zaczyna się rozglądać, czy przypadkiem zaraz ktoś mu nie powie „nie powinieneś tak mówić, bo…”. I nadmiar takich upomnień rzeczywiście może być dosyć uciążliwy.
Dlatego ja zaproponowałem, żeby wzajemne upomnienia ograniczyć do kilku spraw naprawdę istotnych, a w pozostałych wrzucić luz, nawet kwestie sporne kwitować raczej żartem niż reprymendą, raczej pytaniem „chwileczkę, czy dobrze łapię, że chodzi ci o to czy tamto” niż wytaczaniem ciężkich armat. Podejrzewam, że wszystkim nam dobrze by to zrobiło. 🙂
Bardzo ładny Kołakowski, Ago. Do przemyślenia. Natychmiast zaczynam. 🙂
To właśnie Arethy nie można sobie było posłuchać? Buuuu… 😥
Analiza Transakcyjna, jak słusznie zauważa Bobik, jest narzędziem. I jak każde narzędzie jest użyteczne tylko w ograniczonym zakresie. Ale czy z racji jego ograniczoności powinno być uznawane za bezużyteczne? Jak wszystkie inne narzędzia o ograniczonej użyteczności?
Stosowanie/uprawianie gier nie jest przejawem egoizmu, ale czegoś zupełnie innego. A to każdy zainteresowany może sobie doczytać sam.
Skoro już ktoś z Blogowiczów stwierdził, że tak to widzi, to może nie należy natychmiast uznać tego spostrzeżenia za bezzasadne. Nie chodzi o wałkowanie, ale o uszanowanie różnych poglądów. Różnych.
Nie ma czegoś takiego, jak jedna etyka. Profesor Jacek Hołówka wyróżnia sześć. Tych niewymagających uprzedniego przyjęcia określonych założeń religilnych czy ideologicznych. To, co na gruncie jednej etyki jest moralne, na gruncie innej jest z moralnością sprzeczne. Toteż zaleca on stosowanie Postawy Roztropnościowej. Bo żaden człowiek, no, prawie żaden nie był, nie jest i nie będzie … doskonały 😉
Zwierzaku,
witaj w Klubie Istot Nie Dość Doskonałych 😉
Profesor Kołakowski jest z tego wywiadu. http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/niezbednikinteligenta/11583,1,rozmowa-z-prof-leszkiem-kolakowskim-filozofem.read Uważam, że o wiele więcej skorzystałam na tym, że przeczytałam ten wywiad kilka razy i że często do niego wracam, niż na lekturze filozoficznych książek. Książki mnie po prostu przerastają – nawet na przyswojenie wywiadu potrzebowałam paru lat. 😳
A tak, Bobiku, ja tez nie uwazam lapania za slowka za najlepsza podstawe rozmowy. Ale tez dawanie do zrozumienia, ze jedni drugich caly czas tu pouczaja, rowniez nie uwazam za najlepsza podstawe. I ze samemu jest sie zawsze w grupie tych drugich, nigdy na zaden temat niepouczajacych, bo – jak napisala Helena – czasem kazdemu, absolutnie kazdemu, zdarza sie tu powiedziec „pouczajaco” – temu o genetyce, tamtemu o psychologii, albo pracy w radiu, temu o pracy ze studentami, lub o etymologii slow, tamtemu o pracy z imigrantami z wielu krajow, temu o analizowaniu danych, itp., itd. Mnie to szczegolnie nie razi, raczej lubie sobie poczytac o sprawach, przezyciach i doswiadczeniach, ktore sa nie moje, ale dorzucaja ciekawy aspekt do dyskusji. O ile to nie dotyczy spraw bardzo podstawowych, uwazam ze choc czyjs ton mnie czasem razi, nie musze sie na niego od razu obrazac. Zwlaszcza, ze jest tu sporo osob, ktore naprawde sie na tym lub owym znaja, i to raczej widzialabym jako atut niz slabosc.
mt7 (15:43),
a ja był dała ikonkę „wszyscy potrzebujemy wspólczucia/zrozumienia”.
Profesor Religa zmarł na raka płuc i do końca palił. Nie pomogło słynne „lekarzu pomóż sam sobie”. Czy to znaczy, że fakt choroby dyskwalifikuje go jako lekarza.
Nie bez powodu mówi się, że „szewc bez butów chodzi”, ale czy to znaczy, że nie potrafi robić pięknych butów dla innych.
Znany chyba wszystkim „znaczy kapitan” zmagajacy się ze swoimi wadami i ograniczeniami …
Czy jest ktoś, kto się z nimi nie zmaga? Łatwo zobaczyć cudze porażki. A co wiemy o cudzych cichych sukcesach odnoszonych w wewnętrznych walkach?
Jakoś nie chce mi się „turlać ze śmiechu” kiedy widzę czyjąś porażkę. Czyjąkolwiek. Jest mi wtedy zwyczajnie i po ludzku smutno. I żal mi każdego pokonanego. Również pokonanego przez własną niedoskonałość.
Już napisałem, Jotko – nie uważam AT za narzędzie bezużyteczne w ogóle, tylko mniej lub bardziej użyteczne w określonych warunkach. Tu akurat mniej, ze względu na to, że krąg mogących się nim posługiwać jest z natury rzeczy ograniczony.
Nie uważam również spostrzeżeń Vesper za bezzasadne – cały czas z nimi „dialoguję”. Zaproponowałem tylko zmianę języka, dla równouprawnienia. 😉 Kilka innych osób też weszło w dialog. 🙂
A niejednoznaczność etyki… W zasadzie się zgadzam, ale. 😆 Idzie mi o to, że w gronie osób zamierzających kontynuować znajomość, a nawet ją zacieśniać, konieczne jest przyjęcie przynajmniej minimum wspólnych przesłanek etycznych. Inaczej wcześniej czy później dojdzie do jakiegoś zasadniczego, zwykle bolesnego dla wszystkich rozłamu. Bo można innym wybaczać drobne zranienia, nieuwagę, akceptować ich odmienne poglądy, reakcje, besserwisserstwo, zarozumialstwo, nieudolność, porywczość czy dziwaczne w naszym pojęciu żarty. Wybaczać niedoskonałość. Ale kiedy dochodzi do czegoś, co dla nas tak okropnie ważne, że mało w życiu rzeczy ważniejszych, do czegoś, co określa nam absolutne podstawy przyzwoitości, to… No, to najczęściej naruszenia tego czegoś jednak już nie przełkniemy.
Wiecie co? Ja dziś wprawdzie nie ryję w ziemi, ale chciałbym sobie chociaż trochę popatrzeć na to zryte. W związku z tym pozwalam sobie zaniedbać na jakiś czas gospodarskie obowiązki, wycofać się na taras i z satysfakcją pokontemplować owoce mojego katorżniczego wysiłku. 😎
Jak możecie, to się przez ten czas nie pokłóćcie na ament, tylko wprost przeciwnie. 😆
Uprzejmie informuję, że z powodu zapomnienia bryli nie dało się pisać niczego, czytać niczego. Wreszcie posprzątałem…
Czy ktoś może szybko a kompetentnie zdefiniować (z kilkoma kryteriami) stan zakochania wiosennego?
Bobiku, ależ możesz kontemplwać z komputerem w sieci 👿
Ja nie jestem ryjówka…
Jakiś czar nieznany jeszcze,
Jakieś czucia wiotkie, śliczne –
Jakieś dziwne w piersiach dreszcze
Pan i pani-teistyczne – –
Boy, Z nastrojów wiosennych
Odkad dolaczylam do Society for the Supression of Unladylike Conduct to nie moge niestety absolutnie skomentowac zbyt malego jak na moj gust pouczania Szanownej Corki przez Wielce Szanownego Pana Profesora tutaj zacytowanego. Ale chetni moga oczywiscie siegnac do archiwow po jej wlasne rozwazania na temat nt. lewackich feministek lub innej przniesionej ze zgnilego Zachodu zarazy, zzerajacej zdrowe polskie zycie spoleczne.
To prawda, ze Damy nie turlaja sie ze smiechu, tylko lekko parskaja w chusteczke. Co niniejszym czynie. 🙂
kontemplwać z komputerem w sieci=robić przelewy przez internet?
Nie, Ago. Hustac sie z komputerem w hamaku, rozmyslajac o wisonie.
wiosnie, znaczy sie.
Ago, jakoś tak, z tym kontem w sieci!
Heleno, jako człek wyłączony z obiegu przez nieokularowość nie wiem co biegało. I chyba nie będę wiedział.
Phi phi w chusteczkę.
Ja to lubię tu zaglądać, czasem półgębknąć, bo tu od czasu do czasu bywa tak gombrowiczowsko.
I proszę mnie nie egzaminować, co to znaczy, bo nie odpowiem, z bardzo prostej przyczyny – nie wiem.
A za oknem odkrycie, którego jeszcze w piątek nie było – no, ale od piątku minęło trochę czasu – pękły łuski okrywające liście kasztanowca. Zaczęło się coroczne misterium – za jakiś czas pojawią się delikatne liście niczym stado zielonych zmarzniętych nietoperzy, potem świeczki kandelabrów, by wreszcie w maju zapłonąć.
Pięknie, klakier. Pięknie.
Ja mam zieloną mgiełkę wokół gałęzi wierzby.
Mar-Jo,
wielkie dzięki 🙂
Od blisko trzech lat stała na półce, ledwie „napoczęta”, książka Andy R. „Proszę bardzo”. Dostałam ją w charkterze nagrody. Jakoś nie mogłam się przedrzeć przez jej rodzinne koligacje. Zachęcona przez Ciebie zaczęłam czytać od nowa. Właśnie skończyłam. Brak mi słów. Perfekcyjny styl. Jedno zdanie zastępuje cały wykład. Zero sentymentalizmu przy równoczesnym szarpaniu trzewi. Zero ekshibicjonizmu, przy jednoczesnej szczerości do bólu. Wielkość i małość, zwycięstwa i porażki.
Dziękuję i polecam tym, którzy nie czytali.
Bobiku,
przecież tym co czyni świat pięknym i ciekawym jest właśnie jego różnorodność i wieloznaczność 😆
I trzeba koniecznie, tak mi się wydaje, pamiętać o tym, że sposób odczytania najwięcej mówi o czytającym 😉
Gombrowicz… My z Niego wszyscy. 😆
Pochłodniało i plwanie kontem na tarasie (bez kompa, bo kabel za krótki, a przedłużacza nie chciało mi się szukać) zrobiło się jakieś mniej atrakcyjne. Ale teraz inne atrakcje mnie czekają, bo do zrobienia kolacjobiadu trzeba się będzie zabierać.
Jednakowoż zanim się zabiorę, odkrawam spory kęs ekstra pasztetówki dla Klakiera. Za zielone, zmarznięte nietoperze. 🙂
MNie sie tez nietoperze podobaly, bo bardzo obrazowe i trafne.
Heleno, gdzieś, kiedyś czytałem, że natura bardzo się upiera przy zachowaniu średniego IQ w okolicach setki. Toteż nie może być tak, że potomstwo profesorów będzie inteligentniejsze od nich, a potomstwo potomstwa jeszcze inteligentniejsze i tak ad infinitum, bo wtedy tej średniej nie dałoby się utrzymać. Owszem, może ta średnia w jakiejś rodzinie rosnąć nawet przez kilka pokoleń, ale potem nieuchronnie musi nastąpić gibnięcie w drugą stronę.
Czyż możemy mieć do profesora Kołakowskiego pretensje, że nie potrafił zmienić praw natury? 😈
Nawet bez tych podejrzanych rachunków — cza było uważać na biologii. Genetyka! genetyka….
Nie wiem. Rodzina Freudow temu zaprzecza. Tam w kazdym pokoleniu talent na talencie i talentem pogania.
Nie mozna byloby zabrac troche Freudom i obdzielic nieszczesna AK?
Tadeuszu! W moich czasach genetyka tez byla lze-nauka, obok sojologii. O takim czlwoieku jak Lysenko slyszales? Czlonek Akademii Nauk ZSRR, jesli mnie pamiec nie myli. .
Tu mozesz sobie uzupelnic:
http://en.wikipedia.org/wiki/Trofim_Lysenko
(skromnie, lecz z ciepełkiem w duszy)
Bobiku, dziękuję (hmmm, pasztetóóóówkaaa)
Heleno, dziękuję.
A któż by nie słyszał o Trofimie Łysence?? Marze, Miczurnie?? Nędzne widma nędznych czasów…
Heleno, owe „Twoje” czasy trwały kilka lat!! Wake up!
Sluchajcie! Nie jestem przerwarzliwona, ale to juz Orwell jakis!
Wczoraj przeleciaam sie po jednym sklepie online, ogladajac jakie maja male telewizory, gdyz za pare dni (poczynajac od 4 kwietnia) przechodzimy u nas na cyfrowy sygnal telewizyjny, a to znaczy, ze musze niestety sie pozegnac z moim malym panasonikiem w sypialni przy lozku.
Dzis w skrzynce mam juz trzy rozne sklepy stwierdzajace, ze poszukuje malego telewizora, wiec tu jest ich oferta! W tym amazon, do ktorego tez nie zagladalam! 🙄
Orwell czy nie?
A to, że deterministyczne gadanie o prostym schodzeniu cech jest bezpodstawne, do tego dotarli grubo po 1945. Dziedziczenie jest nieprzewidywalne, bo są „skoki” materiału genetycznego, niedeterministyczne. Natura ściśle zadbała o różnorodność.
Tak więc skłaniałbym się do tego, że „genialność” jakiegoś pokolenia to sprawa kultury. Rodziny.
Nie, Heleno, to Twój wspaniały Mac. Znajdź funkcję „delete cookies” i powinnaś być mniej przewidywalna.
Jakie znowu „kilka lat”? Prawie 13!
A ktos wie gdzie te „delete cookies” sie ukrywaja? Pewnie Rys, moj Mistrz niedoscigniony.
Ach, Jotko, jednak odpowiem krociutko, choc juz naprawde nie bardzo i ja, i inni maja zapewne na to ochote: nie chodzilo mi wcale o istnienie tylko jednej etyki (choc tu tez mozna interesujaco polemizowac), tylko o argumenty w ogole podwazajace istnienie jakiejkolwiek. A jednym z nich jest tzw. argument z egoizmu – i tu chodzi o powolywanie sie na przerozne teorie, glownie psychologiczne, z ktorych zreszta czesc juz zostala podwazona przez nastepne pokolenia, a ktore widza nasze egoistyczne motywacje jako podstawe wszystkich naszych dzialan – oczywiscie ukryta, wiec tym trudniejsza do podwazenia, bo im bardziej sie jej zaprzecza, tym bardziej jest sie podejrzanym. W tej optyce np. twierdzenie, ze kogos cos niezwykle razi jest z gory skazane na natychmiastowe podejrzenie o niezbyt ladne motywy wynikajace z naszego – niezaprzeczalnego, lecz przeciez nie wylacznie nami kierujacego – egoizmu. Czyli jak np. mowie, ze przejawy niechetnego, podejrzliwego, czy pogardliwego stosunku do nie swoich mnie raza, to w istocie po prostu twierdze: „patrzcie na mnie, jaki ja jestem dobry”. I to w koncu ja jestem podejrzany, a nie np. osoba, ktora twierdzi calkiem otwarcie, ze jej te same przejawy nie raza. No a wtedy cala rozmowa na tematy etyczne – wszystko jedno ile tych etyk dany filozof widzi na ostrzu szpilki – spelza na niczym.
I na tym zakoncze, bo wlasnie rozmawialam z moim niezwykle uroczym mezem, i zapytal sie mnie, uroczo, jak zwykle, na jaki to temat sie dzisiaj, w niedziele, w nienajgorsza pogode, internetowo udzielam. Wiec troche czasu zajmie mi streszczenie, nie mowiac juz o ogrodku, i o przygotowaniu cudnej ryby na obiad. 😉
Heleno, ciasteczka siedzą w ustawieniach przeglądarki. 🙂
Ja bym nie rozwijała teorii Wielkiego Brata w przypadku telewizora Heleny.
Wchodzi z początkiem kwietnia sygnał cyfrowy, to oczywiste, ze będziesz miała oferty kupna nowych telewizorów.
Nie widzę w tym niczego szczególnego. 😀
No, ja to przeczytalam akurat, co Monika napisala z wielkim zadziwieniem, zalujac, ze nie mialam takiej argumentacji pod reka 10-12 lat temu, kiedy okropnie, ale to okropnie dotknela mnie moja naprawde wieloletnia i bardzo madra przyjaciolka, psycholog i psychoterapeutka wlasnie, powiadajac: no ty sie tak z tymi Cyganami zadajesz, bo czujesz swoja wyzszosc nad nimi, they make you feel better about yourself.
O malo sie nie zaplulam ze zlosci w telefon kiedy to uslyszalam. Tlumaczylam i tlumaczylam dlaczego czuje solidarnosc i pewna wspolnote losow (wojennych naszych rodzin, choc im bylo jeszcze gorzej) . A ona swoje: no tak, ale… Od tego czasu rozmawialam z nia moze raz, bo wciaz boli. To nie przyjecie do wiadomosci. Ta absolutna pewnosc siebie. To przekonanie, ze znalazla „klucz” do mojej duszy i ze jest to jedyny klucz jakim sie mnie otwiera: poczucie wyzszosci.
Ale ona wlasnie robila wtedy dyplom z psychologii.
Lze-nauka. Kolejna.
mt7. Nie. Chodzilo specyficznie o malutkie 16-19- calowe. Innych nie przyslali.
Heleno! Tak!!!
Chociaż raz się z Tobą zgodzę 😆
Psycho etc. mego dziecka mi opisała, czego ja chcę od dziecka, nigdy nie rozmawiając ze mną. Tyle to i ja umiem, po przeczytaniu jakiejś idiotycznej łże-książki.
Ale że Helena szuka akurat małego telewizora, to ponoć naprawdę wiadomo od tych upieczonych przez Wielkiego Brata ciasteczek. 😉
Tylko nie pytajcie mnie, jak to działa, bo nie wiem. 🙄
A poza tym, dlaczego ciasteczka?
Przecież Google nie ukrywa, że żyje z reklam i kieruje je wg zapotrzebowań, czyli historii poszukiwania w przeglądarce.
Mnie ciągle wyświetlają się bokami strony nawiązujące do poszukiwanych przeze mnie tematów.
Tadeusz, w Hamlecie jest taka mala scena,kiedy ksiaze dunski wyrywa jednemu z muzykantow flet i wciskajac go w lapy jednego ze swych kolegow z dziecinstwa, Rosenkraza czy Gildernszterna nakazuje: zagraj!
– Alez ja nie porafie grac na tym isntrumencie, mosci ksiaze – odpowiada zdumiony kolega.
– Zagraj jesli mnie kochasz! – natarczywie zada Hamlet.
Tamten wciaz sie wzbrania, ze nie potrafi. – A widzisz! -mowi Hamlet.- Nie potrafisz zagrac na najprostszym ze wszystkich instrumentow! A wydaje ci sie, ze potrafisz grac na mojej duszy, ze na niej sie doskonale znasz!
I potem juz chyba jest: Niech ryczy z bolu ranny los…
A Hamlet ostatecznie zarabia na opinie narwanego wariata w oczach dworu dunskiego.
Jak to, dlaczego ciasteczka? 😯 😆
http://www.youtube.com/watch?v=Ye8mB6VsUHw
Ciasteczka zapisują na komputerze i w przeglądarce historię odwiedzanych stron.
W przeglądarkach jest taka opcja w ustawieniach gdzie można usunąć historię, ale ona jest przecież w wielu miejscach w sieci.
Oj, sorry. Chyba źle zrozumiałem pytanie Mt7. Ale popatrzenie na Potwora Ciasteczkoweg jeszcze nikomu nie zaszkodziło. 🙂
Zaraz dojdziemy do jedynie słusznego wniosku, że wśród psychologów są mądrzy i głupi. 😎
Może zresztą „głupi” to złe słowo, powiedzmy niepraktyczni. Znam takich, zawodowo nawet sobie radzą, a we własnej rodzinie Sodomia z Gomorą, i wiedzą o tym, i nic, żyją dalej.
Potwór ciasteczkowy, to ja jestem. Żadne ciasteczko się przy mnie nie uchowa. 🙁 Właśnie pochłonęłam całą paczkę. 🙄
Slowo „glupi” is good enough for me, WW. 😆
Uwielbiam wszelkie Potwory ciasteczkowe, dużą i małą literą. 😀
Jest taki piekny sloneczny dzien. Ciesze sie, ze mamy juz za soba te dyskusje. Szkoda ze argentynski minister handlu nie zaglada na nasz blog, bo by sie zastanowil zanim walnal to:
http://wyborcza.pl/1,75248,11417328,_Polskie_glupki__oburzaja_Argentynczykow.html
W elekronicznej Wyborczej jest to druga najwazniejsza wiadomosc w swiecie!(w kazdym razie byla, kiedy ja czytalam)
Z psychologami to może być tak, że zanalizować, zanalizują – rozbiorą człeka na klocuszki. A jak przychodzi do pozbierania, ułożenia jakoś inaczej, to… A to teraz bardzo proszę samemu.
Psycholodzy są mądrzy i głupi? To jak się odróżnia psychologa od socjologa, ekonomisty, prawnika, nauczyciela, lekarza, czy – last but not least – dziennikarza? 😯 😆
Zapomniałeś o politykach, Bobiku. 😆
Co za kawal chama. Gdzie sie taki uchowal? W dziesiejszych czasach? A moze byl nacpany ta tania yerba-mata, czy jak jej tam.
Przy okazji czytania tego linku argentyńskiego trafiłem na serię zdjęć ślubno-weselnych. Teraz taka moda na sesje.
Załączam link
http://wyborcza.pl/56,75248,11382668,Nie_lekcewazcie_namietnosci_,,8.html
Hmmm, czy wszystko jest na sprzedaż (pokaz)?
I czy wszystko musi być udokumentowane?
Jotko, mnie do przeczytania wspomnianej przez Ciebie książki
zachęciła opinia Rysia (jeszcze raz dziękuję). 🙂
ciesze sie Mar-Jo, ze to juz kolejna z polecanych ksiazek robi
„kariere” u Bobikowcow 🙂 🙂
„Prosze bardzo” o ile pamietam cieplo wspominaly tez Kierowniczka i Helena – a pani Anda talentow ma tysiace 😀
Tadeuszu dlaczego Helena ma na ciasteczka klikac i usuwac?
jezeli jednak masz Heleno ochote to tu na szybko:
http://docs.info.apple.com/article.html?path=Safari/3.0/en/11471.html
do otwarcia nacisnij jednoczesnie cmd/przecinek
Mar-Jo, Rysiu 🙂
Wszystkich skrzywdzonych przez psychologów przepraszam. Bardzo Państwu współczuję.
Anda Rottenberg „Prosze bardzo”
Nacht Bobikowo 🙂 😀
Na sprzedaz (pokaz) tylko zakladajac, ze albumem slubnym bedzie sie katowalo znajomych w czasie proszonej kolacji. 🙄 Czego w zadnej sytuacji nie nalezy robic. Albumy slubne ( z pierwszej komunii, bar-mycwy i temu podobne) powinny byc dla siebie, a nie calego swiata.
Mnie prawde mowiac nie tylko takie intymniejsze czy odwazniejsze obyczajowo zdjecia nie przeszkadzaja, ale mysle, ze dla zdecydoeanej wiekszosci ludzi jest to jedyna taka okazja w zyciu – kiedy sie jest ladnym, mlodym, szcesliwym, ladnie ubranym i zdjecia robi profesjonalny fotograf.
Sama majac 19 lat wystapilam w 50-minutowym filmie dyplomowym w rezyserii kolezanki, gdzie byly rozne sceny mojej nagosci. Widzialo go kilkaset osob. Tylko raz zdarzylo sie, ze napotkany na ulicy znajomy, wypalil: widzialem cie rozebrana!
Wruszylam ramionami i na tym sie skonczylo (pare tygodni pozniej zlozyl na mnie donos na UB, ale w zupelnie innej sprawie).
Dzis zaluje, ze nie poprosilam Estery, aby odbila mi pare fotek z filmu, ktory juz z pewnoscia nie istnieje. Moglabym pokatowac nimi rozne kumy, i sama sie soba pozachwycac. 🙄
Rysiu Ukochany! Zrobione. Bylo tego poltora tysiaca ciasteczek.
Dziekuje.
Chcę powiedzieć, że podzielam obserwacje Vesper. Chcę również wyrazić zaskoczenie z reakcji na jej wpisy i stawianie jej zarzutu, że robi to samo – poucza. Otóż nie, nie robi tego samego, niektórzy, co swoją obserwacją potwierdzam, pouczali tu wystarczająco długo, by stało się to trudne do zniesienia. Nie trzeba tu wcale wielkiego aparatu naukowego, wystarczy zwykła przyzwoitość, by dostrzec to, co Vesper nazwała.
Vesper krzyknęła, że król jest nagi, za co została skrytykowana. Czekam zatem na krytykę mojej osoby, bo też uważam, że mimo znajomości literatury i częstego się na nią powoływania, dziwnie często zdarza się tu wielu być nagimi…
Zeen, wyluzuj. Nikt Vesper nie krytykowal. Rozmawiamy. Ja dorosli ludzie. Przyzwoitosci nikomu tu nie brakuje.
Film, to film.
Tu, no dobrze rozumiem, profesjonalny fotograf, sesja.
Tyle, że to wszystko sztuczne, nieprawdziwe, jakieś wydumane, dęte – jak dla mnie.
Nigdy nie lubiłem tzw. ustawianych zdjęć „stańcie, to wam zrobię”.
Ale w tych sesjach (pomijając… Kowalska miała, to i ja muszę) jest coś więcej, podobnie, jak w talk show – jakaś potrzeba pokazania swego świata prywatnego. Tego chyba dawniej nie było.
Sama sobie wyluzuj Heleno.
I przeczytaj, co napisała Monika 15:41 i 16:42.
I potem powtórz, że nikt nie krytykował Vesper. I potem powtórz, że tu się odbywa rozmowa dorosłych ludzi.
Właśnie też miałem napisać – eee, zeen, nie przesadzaj. Reakcji na post Vesper było tzw. szerokie spektrum. 😉 Krytyka też, to prawda, ale i przyznanie racji w różnych punktach (np. z mojej strony). I to akurat chyba normalne, że reakcje mogą być różne. Myślę, że sama Vesper by się dosyć zdziwiła, gdyby wszyscy zgodnym, gremalnym chórem zakrzyknęli „o, tak, dokładnie tak jest, jak mówisz!”. 😉 Ale też nie było chyba tak, że wszyscy gremialnie rzucili się na Vesper i ją zjedli.
Vesper, mam nadzieję, że nie czujesz się gremialnie zjedzona? 🙂
Bardzo bym się zdziwiła, Bobiku. Spodziewałam się krytyki i to właśnie w takiej konfiguracji nickowo-argumentacyjnej. Wręcz co do kolejności wystąpień. Poważnie. Jedyne, co mnie zdziwiło, to to, że krytyka była mało merytoryczna. Spodziewałam się natomiast uwag kastrujących i takie też były. Nihil novi 😉
Bardzo mi przykro, Vesper, ze uwazasz, ze rozmoa jest tu dla Ciebie przewidywalna i za malo merytoryczna.
Czy zawsze tak bylo?
Merytoryzm miał dziś chyba poważną konkurencję w postaci pogody. 🙂
A może też „bohaterowie są zmęczeni”? Rozdrapanie ran duszy, również zbiorowej, od czasu do czasu do czasu wręcz dobrze robi. Ale jak to się dzieje zbyt często albo zbyt długo, to następuje zmęczenie materiału. Wszyscy albo prawie wszyscy już marzą o trywialnym świętym spokoju. 😉
A może to projekcja i tak mi się tylko zdaje, bo ja o nim marzę? 🙂
Powiem przewidywalnie, ze osobiscie jestem bardzo zmeczona. I mam takie uklucia rozpaczy, ze na tym blogu dochodzi do nieustannych konfrontacji.
Nie Heleno, nie rozciągam zarzutu o niemerytoryczność do całokształtu. Odnoszę się wyłącznie do komentarzy na temat moich obserwacji. To mi chyba wolno? Czy już tego nawet nie?
Sorry, nie wiedzialam, ze masz jakis zakaz wypowiadania sie. 😯
Ok, pass … Dobranoc.
Tu nie było żadnych ran duszy zbiorowej, tu były rany konkretnych nicków i raczej zbiorowe przyrządzanie zwierzaka na modłę amerykańską, angielską, niemiecką czy po hindusku.
I może warto zadać sobie pytanie o proporcje: jak się zbierze grono pedagogów i wałkuje temat, to jest cacy, a jak ktoś wystąpi z krytyką metody, to już wszyscy są zmęczeni i trzeba odpocząć?
No to odpoczywajcie pedagodzy, nabierzcie sił, bo przecież nie zrezygnujecie ze swego posłannictwa, prawda?
No właśnie, dochodzi i ja nic z tego nie rozumiem.
Możliwe, że nawarstwiło się dużo różnych pretensji, nie zaglądałam tu często, ale tyle już sobie przykrych rzeczy powiedzieliśmy, że może pora na odwrotną optykę.
Dlaczego tu przychodzimy, co mimo wszystko jest tu cenne?
Ogłaszaliśmy kilka razy nowy początek bez powodzenia.
Jeżeli np. zeen uważa, że król jest nagi – ja nie wiem, o co chodzi – to może przedstawi receptę, jak go ubrać i jak ma wyglądać.
Ja to zrozumialam tak, mt7, ze, zdaniem zeena, nalezy na blogu zostawiac wpisy takie jak te Zwierzaka i udawac, ze ich nie ma. 🙁
Nie znam Zwierzaka, więc mogę tylko powiedzieć o bardzo powierzchownej obserwacji.
Zajrzałam tu jakiś czas temu, niedawno i zobaczyłam dosyć nieprzyjemny wpis osoby o tym nicku atakującej Helenę.
Nie wiedziałam, o co chodzi i wrzuciwszy w opcję znajdź słowo „zwierzak” cofałam się w czasie przez jakiś czas.
Może tak się nieszczęśliwie złożyło, że trafiałam na jadowite, kąśliwe wpisy, ale na takie trafiałam i adresowane właśnie do Heleny.
Byłam zszokowana tymi wpisami i nawet napisałam o tym, nie mówiąc o jaką osobę chodzi, a teraz czytam, że Zwierzaka przyprawiono na wszelkie sposoby.
Pewnie za mało wiem, ale piszę o tym, co zauważyłam.
Z wielkim smutkiem, zresztą.
Vesper odważyła się dziś włożyć poniekąd kij w mrowisko i postawić pewną diagnozę „stanu blogowego zdrowia”, co do której z góry wiedziała, że może wzbudzić opór, ale jednak zaryzykowała. Nie zrobiła tego ani złośliwie, ani personalnie, sięgnęła do terminologii fachowej i zapewne dlatego spodziewała się krytyki po linii merytorycznej, co być może ja sam nieco storpedowałem, proponując odejście od języka AT (bo rzeczywiście miałem poczucie, że rozmowa tym językiem wykluczy ogólny udział). Ale niezależnie od tego, w jakim kierunku potem się rozmowa potoczyła, ja bardzo doceniłem zaproponowanie „nowego paradygmatu”. Powiedzenie „może odejdźmy od zawsze tych samych diagnoz i interpretacji, bo chyba się czasem kręcimy w kółko”.
W diagnozach i interpretacjach rzadko panuje pełna jednomyślność, zawsze można się tu spodziewać niezgody lub krytyki, ale nawet nie zgadzając się można sobie cenić nowe impulsy i podsunięcie możliwości jakiegoś innego oglądu.
I myślę, że ten impuls może kiedyś „zaprocentować”, zostać przetrawiony i rozwinięty. To często wymaga czasu.
Ale przy chciałbym zwrócić uwagę na to, że obrona jakiegoś stanowiska poprzez atak czołgiem często tylko wzmaga opór. Więc wydaje mi się, zeen, że w tej chwili robisz Vesper i jej diagnozie niedźwiedzią przysługę. Nie gniewaj się, ale moim zdaniem przerwałeś proces tego przetrawiania impulsu. To, co Vesper zaproponowała spokojnie i rzeczowo, Ty chciałbyś wprowadzić ogniem i mieczem. A to w życiu społecznym zwykle daje odwrotne skutki. Więc jeżeli zależy Ci nie tylko na powarczeniu, ale na skutkach, to może faktycznie wrzuć trochę na luz. 😉
Na temat „przyprawiania” powiem tylko tyle: jeżeli czyjeś wypowiedzi u wielu osób wzbudzają zaskoczenie i wzburzenie, to chyba nie można od tych wszystkich osób oczekiwać, że będą siedziały cicho i nie wyrażą swojego zdania. Vox populi ma to do siebie, że nie zawsze jest aprobujący i jeżeli ktoś decyduje się iść „pod włos” temu głosowi, to musi się liczyć z tym, że nie zostanie pogłaskany.
Jeszcze raz odpowiem: sam wrzuć na luz, nie we wszystkim jesteś najmądrzejszy, Bobiku.
I spójrz na swój ogień i miecz, którym wywijasz bez ustanku, a że innej formy używasz, to myślisz, że to nie ogień i miecz? Przestań pouczać i dawać dobre rady. I nie chwytaj się Zwierzaka, bo to tylko drobny kamyk.
Świetnie powiedziane, skorzystam: jeżeli czyjeś wypowiedzi u dwóch osób wzbudzają zaskoczenie i wzburzenie, to chyba nie można od tych osób oczekiwać, że będą siedziały cicho i nie wyrażą swojego zdania.
– Czy to ma ważność tylko przy większej ilości?
Bobiku, coz moge tu powiedziec? Ja z zasady publicznie, a nawet prywatnie, sie nie uskarzam, bo nie lubie robic awantur, choc czasem przerozne wyglaszane tu uwagi, wydaja mi sie np. zlosliwe, ad hominem, lub nie na temat. Czasem dotykaja mnie osobiscie (tak jak chocby powyzej) i wtedy zazwyczaj robie sobie przerwe, zamiast wypowiadac publiczne uwagi na czyjs temat, albo glosno i uparcie dopominac sie przeprosin, choc niektore zachowania w przeszlosci, a chocby i przed chwila, moim zdaniem na przeprosiny zasluguja/zaslugiwaly. Nie bede jednak wchodzic w szczegoly z przeszlosci, bo to tylko jeszcze nardziej sprawy zaogni dyskusje.
Moge tylko powiedziec, ze jak nie bardzo idzie rozmowa na argumenty, to zawsze zostaje walenie po oczach… Nic w tym nowego pod sloncem, nawet jesli to robi to „blogowy wampir” – „postac literacka” – ktory sobie dal pozwolenie na zachowania, na ktore inni sobie nigdy nie pozwalaja.
OK, zeen. Nie jestem nickiem. Jestem zywym konkretnym czlowiekiem, z historia i z bagazem. Ktorych w duzej merze sobie nie wybieralam i ktorym stawialam czola najlepiej jak umialam. Po jednem przykrym doswiadczeniu, przyszlam tu, bo tu bylo bezpiecznie i niczemu czola stawiac nie musialam zbyt czesto.
I zostane tu tak dlugo, jak dlugo bede sie czula bezpiecznie, ani minuty dluzej.
To poczucie bezpieczenstwa zapewniaja mi nie „nicki”, nie tylko Bobik, ale inni blogowi Przyjaciele, ktorym ufam i ktorzy nie pozwola abym miala przezyc to, co juz raz przezylam. Zawsze do grona tych przyjaciol zaliczalam takze Ciebie. W tej chwili naprawde jestem speszona i nie rozumiem.
A to co dla mnie zawsze jest niebezpieczne, to rasistowskie sentymenty, nawet wtedy, a moze zwlaszcza wtedy, kiedy sa one nieuswiadomione i spadaja z jezyka jako wyraz „odwagi gloszenia prawdy”. Cytat.
Ja takiej „prawdy” nie chce. Ja sie jej juz nasluchalam i wiem do czego prowadzi. Jesli znasz sposob jak uniknac takiej „prawdy”na przyszlosc to go podaj i jestem przekonana, ze Bobik natychmiast wprowadzi go w zycie.
Kurczę, zeen, czy Ty za wszelką cenę chesz rozróby, czy co? 😯
Chyba nie tak trudno wykombinować, że moderator chcąc nie chcąc musi w pewnych momentach zajmować jakieś stanowisko i czasem nawet dość autorytarnie decydować „będzie tak a tak”, bo inaczej wszystko by utonęło w niekończących się sporach. Ale ja się jednak bardzo staram robić to raczej godnościom osobistom, niż siłom, więc zarzut, że to ja wywijam mieczem, niezbyt do mnie trafia. Miecz to miecz, ja używam innych narzędzi.
Prawdę mówiąc, z postami typu „a ty jesteś głupi i masz wszy” trudno w sensowny sposób dyskutować. Przykro mi tylko bardzo, bo wiem, że potrafisz rozmawiać na całkiem innym poziomie.
Czytam właśnie uproszczone wprowadzenie do ” Jak się komunikować – analiza transakcyjna”- http://kadry.nf.pl/Artykul/11474/Jak-sie-komunikowac-analiza-transakcyjna/analiza-komunikacja-rozwoj-transakcyjna/#artTresc
I od razu muszę zgłosić zastrzeżenie do punktu pierwszego opisującego 'Rodzica’:
Rodzic zawiera wszelkie reguły moralne, zasady oraz instrukcje, którymi kierujemy się w życiu. Skąd biora się te wszelkie informacje? Biora się one mianowicie od naszych rodziców oraz opiekunów, czy innych ważnych osób i zostały nam przekazane w ciągu pierwszych pięciu lat naszego życia…
Bez Rodzica bardzo trudno byłoby nam poradzić sobie w życiu, pozwala on nam funkcjonowac w świecie społecznym. Informacje, które zawiera Rodzic nadają naszemu życiu strukturę.
Otóż, jakkolwiek moi opiekunowie są mi drodzy, to w żaden sposób nie utożsamiam się z ich poglądami i głoszonymi zasadami, oczywiście nie wszystkimi, ale w bardzo zasadniczy sposób je przez całe życie kontestowałam i stąd wypływały moje trudne relacje z Mamą i częścią moich rodzinnych rówieśników.
Jak więc ten „Rodzic” we mnie może funkcjonować, jeżeli ja prawie całkowicie kwestionuję te zasady.
Uważam to stwierdzenie za uproszczone i nieprawdziwe.
I jeszcze do postu z 1.19 – tak, liczba ma tutaj znaczenie. To jest typowe dla demokracji. Jeżeli życzy bądź nie życzy sobie czegoś jedna osoba lub dwie, ma to inną wagę i inne praktyczne skutki, niż kiedy jest to większość.
Siódemeczko, nie mam już teraz siły czytać tego wprowadzenia, ale może ono jest za bardzo uproszczone. 😉 Rodzicem jest w AT nazywana taka część, która trochę odpowiada superego. To jest ten głos, który Ci np. mówi „tego nie rób, nie wolno”. Albo „to musisz zrobić i nie ma gadania”. Bez względu na to, skąd ten głos się wziął, czy rzeczywiście od opiekunów (na ogół), czy od innych autorytetów (również np. lekturowych), każdy go posiada. Przy tym ten Rodzic wcale nie musi być opiekuńczy i kochający, może być nawet wręcz wrogi, co jest częstą przyczyną wewnętrznych konfliktów.
Ok, Bobiku, ja to rozumiem. 🙂
Spokojnej nocy, Kochany.
Moniko, niechęć do robienia awantur coraz bardziej wydaje mi się czymś, co należy oprawić w ramki i powiesić nad łóżkiem. 😆
Też dobrej nocy Siódemeczko i Wszyscy. 🙂
Dobrej nocy, Bobiku. Spij dobrze, mimo wszystko. I usciski ze Zgody. 🙂
A tu ladny blogowy wpis z NYRB o niekonczeniu ksiazek, czasem nawet tych, ktore przypadly czytelnikowi do gustu. Dobra lektura na skolatane nerwy. 😉
http://www.nybooks.com/blogs/nyrblog/2012/mar/13/why-finish-books/?utm_medium=email&utm_campaign=March+13+2012&utm_content=March+13+2012+CID_30252ae8d24d815567f831311ff2449f&utm_source=Email+marketing+software&utm_term=Why+Finish+Books
Uwielbiam awantury, znaczy się obserwować.
Ty masz rację, i Ty masz rację, i Ty też masz rację.
I ja też mam rację.
Więc moja racja jest taka:
1. Internet jest wszem i wobec dostępny i niby każdy ma jednakowe prawa. Ale to jest blog Bobika. I o tym pamiętam, gdy mnie zaczyna podkuszać na awanturkę w stylu – kogo to pani zaprasza do siebie do domu
2. Mam w realu sąsiadkę mocno pouczającą, nie daj Boże się przeciwstawić, ale przy tym, była to kiedyś postać i dużo wie.
Lubię słuchać jej opowieści, a jak mam dość, to zmykam.
3. Jeśli chodzi o Zwierzaka, to nawet mi chodziła po głowie taka grafomania po głowie, że otwieram furtkę na ulicę Młodzieży Jugosłowiańskiej Odbudowującej Stolicę i widzę polowanie z nagonką…
szeleszcze
🙂
ponownie zle FDP, ponownie dobrze PIRATEN (ogromna mobilizacja normalnie nie glosujacych!)
herbata
brykam
w Tereny Zielone do S-Bahnu do przegladu pozycji 😀
brykam fikam
W którąś sobotę tata zadzwonił do mnie rano i zaczął od sakramentalnego pytania, czy mnie nie obudził. Ależ skąd, odpowiedziałam, nie tylko zjadłam już śniadanie, ale i zameldowałam się na blogu. Zdziwił się tak ogromną potrzebą autoprezentacji. Zdziwiłam się w odpowiedzi: Ależ ja na blogu prowadzę życie towarzyskie!. Zdziwił się po raz kolejny. Wczoraj wrócił do tematu. Opowiedziałam mu trochę o dyskusjach o rasizmie i o poprawności, o różnym stopniu wyczulenia na ten temat w zależności od doświadczeń osobistych i doświadczeń społeczności, w którą się wrosło. Powiedziałam mu też, że to nie jest miejsce jałowego wylewania żalów, że świat nie jest taki, jakbyśmy chcieli, że spotkałam tu osoby, dla których naturalnym odruchem jest napisanie listu do biskupa, w reakcji na rasistowską wypowiedź księdza, zwrócenie na ulicy uwagi komuś, kto się niewłaściwie zachowuje, praca na rzecz innych. Sadzenie róż. Przestraszył się. Że siedzę, zbieram w głowie różne postawy i opinie i tak spośród nich wybieram, tak je układam, żeby mi wyszedł Jedyny Dobry Sposób na Wszystko. Powinnam była się obrazić, 😉 ale się uśmiałam: Nie wybieram, ani nie ‘montuję’ jednej właściwej drogi – ja się uelastyczniam! Rośnie moja znajomość i akceptacja różnych postaw, lepiej rozumiem świat wokoło, a więc lepiej się w nim czuję. A kiedy lepiej czuję się na świecie, mam w sobie więcej spokoju, rzadziej bronię się przed czymś, co jest odmienne, atakując. Aha!
Często nie wyczuwam blogowego pulsu. Kiedy starzy bywalcy rozmawiają na tematy wcześniej poruszane – a przecież ciągle wracamy do tych samych tematów, jak poeci, jak filozofowie, jak twórcy reklam – każdy kolejny post nie jest odpowiedzią tylko na post poprzedni, ale na zapamiętane z poprzednich dyskusji wrażenia co do interlokutora. Można się czasem pogubić, kto tu jest bity, a kogo biją. Jak w życiu. Kiedy się spojrzy tylko na posty na najświeższym ekranie, można sobie pomyśleć: Oj, Iksowi dziś puściły nerwy. A kiedy prześledzi się dyskusję z dwóch dni, wewnętrzny komentarz może się zmienić na: Ależ ten Iks ma żelazne nerwy, że dopiero teraz wybuchł i że nie był to wybuch atomowy! A co by było, jeśli by się spojrzało na lata rozmów i dziesiątki tysięcy postów?
Nie potrafię prześledzić tysięcy postów. Usłyszałam w tych ostatnich, że Vesper mówi, że źle się tu czuje, bo. W odpowiedziach usłyszałam głównie dyskusję z bo – że go nie ma. Nie wiem, jest, czy go nie ma – moja orientacja w motywacjach bliźnich jest niewiele lepsza, od mojej orientacji w terenie. Ale ważne jest dla mnie, że Vesper źle się czuje. Traktuję poważnie – i uważnie – jej odbiór. Przyjmuję za fakt istnienie tego odbioru. I będę się zastanawiać nad własnymi motywacjami i nad tym, jak pisać, żeby minimalizować ryzyko takiego odbioru. Bo to nie jest przelotne wrażenie, skoro Vesper zdecydowała się o tym, w taki sposób, napisać. Jest to raczej coś, co chcę mieć w głowie prowadząc w przyszłości rozmowy, a nie temat, który chcę wałkować, zwłaszcza, że wszyscy są już zmęczeni. Ale wychodzi na to, że nie jest to też coś, o czym chcę milczeć. Bo przed zaśnięciem kołatało mi się w głowie pytanie, co usłyszałaby w odpowiedziach Vesper, gdyby była Murzynką, a dziś obudziłam się o piątej rano i nie było wyjścia – trzeba to było napisać. Natomiast można było nie wrzucać tego na blog.
A teraz szukam kogoś, kto by ze mną pomilczał przy śniadaniu.
Ciekawy jest ten wątek, jak wszyscy cierpią z powodu, że ktoś z blogowiczy cierpi.
A i jeszcze przed wyjściem.
I dlaczego nie można napisać, że konwalie mają duszący zapach, tylko dlatego, że Zosia ma 15ego maja imieniny i uwielbia konwalie?
A teraz idę precz.
Ale wrócę.
Nie uważam, że Vesper cierpi – od 'źle się czuję’ do 'cierpię’ jest daleka droga, a Vesper nie sprawia na mnie wrażenia ptaszka ze zwichniętym skrzydłem, nad którym trzeba się z troską pochylić. 😉 Ja owszem, cierpię – a konkretnie cierpi bardzo moje ego, a to z tego powodu, że ta niedoskonała osoba, do której jest przyszyte, nie potrafi sobie poradzić z taką na przykład sytuacją. Nie wie, co dobre, nie wie, co zrobić, żeby było dobrze, porusza się jak dziecko we mgle, zapewne stłucze po drodze kilka pamiątkowych wazonów i upaprze ściany brudnymi rękoma.
Bry!
Podrzucony artykulik od Moniki wyborny! Teraz mam wiele mądrych argumentów na to, co uważałem za swą przywarę: że zwykle nie kończę książek. A to nie moja przywara, tylko zaleta, bo świat taki jest! Jak świat to i literatura. Niedoskonały, a ja go udoskonalam, przerywając interakcję z nim w momencie, gdy pewna sekwencja zdarzeń ułoży mi się w zadowalającą (estetycznie, etycznie) całość. Moją całość.
Druga sprawa, że w takim razie nie traktuję dzieła literackiego jako pewnej zamkniętej struktury, dążącej do doskonałości, ale zestawu kawałków do wyboru i ułożenia po swojemu.
I jesteśmy znowu w post-modernizmie…. i chyba w post-życiu też.
Doczytałem interpretację Vesper. Ciekawa. Można jeszcze powiedzieć, że w większości blogowicze skupiają się nie na mówieniu o (świecie), ale na mówieniu o mówieniu o (świecie). A czasem chyba i bez końcowego o i końcowego świata. Nieco przypomina to konwencjonalną rozmowę: „kochasz mnie?” „kocham” „ale jak mnie kochasz?” „bardzo Cię kocham, a Ty mnie kochasz?” „No tak, kocham Cię.” „No tak? Czemu no tak mnie kochasz?” „Ja Cię kocham, bez no tak?”
etc. etc.
Bo my się kochamy
😆
Po lekturze A. Rottenberg 🙂
Artykuł Moniki do otwarcia po powrocie z terenu 🙁
Poranna lektura ” Jawnego dziennika” Wyd. ŁotrPress. Nakład: sieć
Parzę herbatę. Pomilczę chwilę z Agą.
Aga 🙂
BO GDY SIĘ MILCZY
Wy mnie słuchacie, a ja
Śpiewam tekst z muzyką
Taka konwencja, taki moment
Więc tak jest
Zaufaliśmy obyczajom i nawykom
Już nie pytamy
Czy w tym wszystkim jakiś sens
A ja zaśpiewać dzisiaj chcę w obronie ciszy
Choć wiem nie pora, nie miejsce i nie czas
Bo gdy się milczy, milczy, milczy
To apetyt rośnie wilczy
Na poezję
Co być może drzemie w nas
Przecież już dosyć mamy
Huku i jazgotu
Ale gdy cicho to źle
I głupio nam
Jakby się zepsuł życia niezawodny motor
Coś nie w porządku
Jakbyś był już nie ten sam
Cisza zagłusza, sam już nie wiesz jaki jesteś
Więc szybko włączasz co pod ręką masz
A gdy się milczy, milczy, milczy
To apetyt rośnie wilczy
Na poezję
Co być może drzemie w nas
Gdy kiedyś łomot nagle umrze na dyskotekach
Do siebie nam dalej będzie niż do gwiazd
Zanim coś powiesz tak jak człowiek do człowieka
Cisza zgruchocze i wykrwawi wszystkich nas
Dlatego uczmy się ciszy i milczenia
To siostry myśli, świadomości przednia straż
Bo gdy się milczy, milczy, milczy
To apetyt rośnie wilczy
Na poezję
Co być może drzemie w nas
Jonasz Kofta
Irku,
nasze rybki przetrwały bez żadnych urządzeń ocieplających. Z tym, że oczko wodne ma stopniowaną głębokość. W najgłębszym miejscu będzie jakieś półtora metra.
przy herbacie milczenie? 🙂
tak cos w tym czytaniu do …….. miejsca, jest 🙂
zaleta przerywania czytania bezcenna, ja powinienem wziac sobie do serca slowa Schopenhauera, ale naiwnie licze ze kolejna strona bedzie inna, lepsza – namietnosc?
to i Irek po lekturze AR 🙂 😀
dla podgladaczy „zycia innych”, blog o Artystach/Tworcach i ich mieszkaniach z Berlina, ale nie tylko:
http://www.freundevonfreunden.com/interviews/
za oknem cale slonce, na skali +1°, szalik? czapka? moze tylko
szybkie brykanie 😉
brykam fikam
a ja tam lubię jednozdaniowe moty, bo są krótkie (nie każdy ma 3/4* doby do zagospodarowania w sieci*) i można je różnie interpretować*. poezję też można różnie interpretować, a nikt* tego za złe nie ma.
i tu powinienem uciąć, żeby czynem potwierdzić słowa* i pomilczeć z Agą przy śniadaniu, ale z* żalu, że taka fajna* wija* mnie ominęła*, i że nie mogłem subtelnie z biodra by przy okazji podkreślić swoje seksowne pośladki, to coś jeszcze dorzucę, żeby wpisać się w aktualne tryndy* i poszerzyć ogląd Towarzystwa*.
Szedłem sobie do pracy rano, myślałem o tym co i jak napisała vesper, co musiało* (albo nie musiało*) się stać, że napisała, a jeszcze bardziej zastanawiałem się nad reakcją i że właściwie była modelowa i tylko potwierdzała opis – niedostrzeżenie*, zdziwienie*, zaprzeczenie*, zagadanie*, zmiana tematu*, reakcja poprzez dalekie nawiązanie do reakcji dzięki czemu można już z innej beczki*, przejscie nad*, wykluczenie*, upewnienie się o nienaruszalności swojej wymoszczonej wikliny* i luzik.
I taka mi się analogia przykleiła, że blogi są jak dzieci*. Mają kolegów stąd i stamtąd, z tym w auta, a z innym w sklep i nikomu to nie przeszkasza, że można z każdym i w każdy sposób*. a potem blogowe dzieko idzie do gimnazjum* i robią się kluby*, mody*, towarzystwa*, jesteś taki to jestes nasz, tamten to frajer*, jak możesz nie słuchać naszej muzyki*, różowy jest najfajniejszy* (w tym miesiącu bo potem nie różowy a fioletowy, a potem purpura, a potem oberżyna*, a potem jeszcze bardziej egzotyczny odcień, bo ciemny fiolet to ingorancja*) i z wielości robi się monokultura. czy gimnazjalistka wyrośnie z tego psiapsiałkowego* kręgu*, w którą stronę pójdzie* i czy kolega z podwórka*, który nosi okulary* i gra w szachy* znowu wróci do łask* się okaże za lat kilka, chyba że się nie okaże*.
Nie rozpaczam, że jest inaczej niż było kiedyś*. skoro liczba osób i komentarzy rośnie tutaj* a znikna gdzie indziej* widać takie są tendencje*, a przynajmniej przyzwolenie jednych* do spółki z wycofaniem się innych*. Gimnazjum błyszczy w rankingach*, a rodzice są zadowoleni*.
——
* w każdym z tych miejsc aż prosi się o rozwinięcie, nawiązanie lub polemikę, i jeżeli do takiej reakcji nie dojdzie znak, że już na całego wypadłem z ram tutejszego Bywalstwa (a właściwie nawet nie Bywalstwa, bo sugeruje bywanie. bardziej pasowałoby Tutejstwa czy coś w tym guście). ale że wypadłem z ram to wiem nie od dziś więc spokojnie można nie odnosić się i nie polemizować, że o głośnym zgodzeniu się nawet nie wspomnę.
No tak, wchodzimy w komentarz o komentarzu i o komentarzu…
Rysiu, bo jakoś późno nas budzisz ostatnio…
Mnie się wydaje, że Schopenhauer ma rację. Po przeczytaniu tysięcy stron łapie się szybko, czyli po kilku, czy to tekst warty czytania czy nie.
Ja bym co prawda Stempowskiego cytował, który napisał, że jak był chory to przeczytał całego Szekspira i od tej pory wiele powieści okrzyczanych jako świetne całkiem czwartorzędne mu się zdawały, a z kolei przemilczane bardzo cenił. To to samo.
Jak sobie przypomnę peany na cześć gniota pt. Niskie łąki…, jakaś wtórna brudna pornografizująca woda po Kosińskim. A miało to być genialne nowe dzieło. Błe.
A co to jest wija* 😯 ? Coś przy pośladkach seksownych??
Tadeuszu, wija to awantura, rozróba. Zacząłem się właśnie zastanawiać w jakim to języku, skoro nia w powszechnie zrozumiałym, ale gugiel coś otępiały z rana, a współużywaczy od wieków nie widziałem
Dzień dobry. Jak tam krajobraz po bitwie? Prosiłoby się o dokładne podsumowanie, ale wtedy pozostałyby juz tylko zgliszcza. Podsumował już zresztą foma, troche filuternie, ale bardzo trafnie opisał dokładnie to, co się stało – na obserwację z pozycji wewnętrznego Dorosłego, otrzymaliśmy wielki wybuch protestu nadąsanych wewnętrznych Dzieci, z których niektóre są niezwykle uczone i znają mnóstwo trzysylabowych słów, ale zgodnie ze swoją naturą bardzo się złoszczą, kiedy ktoś im psuje zabawę. Teraz są dwa wyjścia. Albo wspomniane przez fomę „wykluczenie (prowokatora, czyli mnie – dopisek mój), upewnienie się o nienaruszalności swojej wymoszczonej wikliny” bądź uczciwa analiza, poprzedzona pogłębieniem wiedzy o tym, co się stało i praca nad jakością wzajemnych relacji.
Ja nie wiem, ja byłem w krzakach. A moje próby dywersyjne skierowania nurtu w inne koryto tylko częściowo się udawały 🙄
Count me out, Vesper.
Nie chce zadnych uczciwych analiz i dokladnych podsumowan. Nie chce stawiac Gospdarza pod scianka, aby sie tlumaczyl ze swych wysilkow utrzymania miru w tym miejscu i godzil nadetych i pozwalajacych sobie na przekeazanie wszelkich granic gosci, ktorym to miejsxce STWORZYL, wpuscil, nakarmil czym chata bogata, a teraz oni domagaja sie aby te chate zmienil, zaprowadzil porzadek i nie zapomnial powycierac za lodowka.
Zastanawiam sie dlaczego Bobik jeszcze ten blog prowadzi, skoro strach na chwile wyjsc do ogrodu, aby nie zaczely sie w Jego domu rozroby. 👿
Twój wybór, Mordko. Ja nie namawiam do publicznej wiwisekcji, tylko to prywatnej refleksji. A to nikogo, a już zwłaszcza Gospodarza, nie stawia pod ścianą. Pozwala natomiast zrozumieć mechanizm powstawania konfliktów, który najwyraźniej już się utrwalił na blogu. Bez zrozumienia mechaniki działania tego schematu, będziemy brnąć w konflikty w nieskończoność i Gospodarz albo będzie musiał wynieść Koszyk na strych, albo już nigdy nie wychodzić do ogrodu.
Heleno, Bobik stworzył platwormę, udostępnił ją i współwotrzył z innymi, m.in. ze mną, a także paroma innymi osobami, które się już tutaj od dawna nie pojawiają, a jeśli nawet to bardzo przelotem. Zastanawiałaś się dlaczego?
Nooo, można też popatrzeć na to z drugiej strony (bo konflikty zawsze będą, jak to w życiu): jak wychodzić szybko i bezboleśnie z konfliktu? Kilka szybkich spostrzeżeń miałbym…
Dzień dobry 🙂
Przyznaję, że chwilami ja sam mam ochotę być dywersantem 😳 i uciec metarozmowie, bo świat tak kusi… Tu mucha, za którą chciałoby się pogonić, tu bardzo ciekawa latarnia do obwąchania, a tam znowu zapach pieczeni. Ale skoro ta meta jeszcze się nie wyczerpała i jest potrzebna, to z gospodarskiego obowiązku będę brał w niej udział, nie rezygnując jednak, o ile się uda, z wątków równoległych. 😉
A z książkami raczej mam tendencję do kończenia, nawet jak nie są najlepsze (nie mówię tu o literaturze fachowej czy naukowej, którą czyta się inaczej). 🙁 Sam nie wiem, czy z szacunku do autora, czy z wrodzonego perfekcjonizmu, czy z ciekawości, po co autor tę książkę napisał, czy z nadziei, że przy ostatnich stronach wysiłek jednak się opłaci? Owszem, czasami zdarza mi się, że duże fragmenty przerzucam, albo prześlizguję się nieuważnie, ale do ostatniej strony zwykle staram się dotrzeć. Pewnie to coś o mnie mówi. 🙂
No, Bobik typowy posokowiec 😆 Złapie woń druku i aż capnie napis Koniec to nie spocznie!
Mnie tam się wydaje, że jak chała na początku, to na olśnienie nie ma co czekać, a jak olśni na początku, to po co mam trafić gdzieś na chałę? Jest doprawdy wiele powodów dla niekończenia!
Vesper, nikt tu nikomu nie broni udac sie na prywatna refleksje. Byle nie wszczynal publicznych burd i nir wybijal szyb.
Tadeuszu, za pozno? Ну, погоди! 8)
oczywiście możemy się udać na wieczną prywatną reflekcję (bo to co piszesz do vesper odbieram również do siebie). Ja od dawna to rozważam, za vesper nie będę się wypowiadał. znikną niewygody, będzie spokojnie, miło, komfortowo i londyńsko. właściwie coraz bardziej się zastanawiam po kiego grzyba i teraz i wcześniej zależało mi, żeby to miejsce było czymś więcej w blogosferze niż tylko układem helocentrycznym
No widzisz, foma, Ciebie wija ominęła, a mnie nie ominęła ani ta, ani poprzednia, ani jeszcze poprzednia… I ja nie mogę powiedzieć „skoro mi coś tu nie pasuje, to wychodzę na krócej lub dłużej, radźcie sobie beze mnie”. Chyba więc można zrozumieć, że czasem jestem tym już zmęczony i moja chęć do nawiązywania, rozwijania, tudzież wchodzenia w polemikę nie zawsze jest oszałamiająca.
Wiesz skądinąd 😉 , że nie unikam analizy problemów i konfliktów, widzę w tym sens, ale doszedłem już do takiego stadium, kiedy najbardziej pociągająca wydaje mi się wizja szybkiego i bezbolesnego wychodzenia, albo jakaś tabletka, którą by można połknąć i mieć z głowy. Jak Tadeusz ma coś takiego na składzie, to poproszę. 😆
Wszczynać burdy można w bardzo różny sposób – na zeena, czyli z kałachem i koktajlem Mołotowa oraz w najbardziej tutaj rozpowszechniony, czyli passive agressive. O ile burda „na zeena” spotyka się z publicznym potępieniem, burdy passive agressive uchodzą na sucho. A sieją dużo większe spustoszenie. Bez wglądu w mechanizm niczego nie da się z takimi awanturami zrobić. Zaproponowałam metodę analizy i źródło, z którego można czerpać odpowiedni moim zdaniem aparat pojęciowy. Resztę kazdy musi zrobić sam. Albo nie zrobić, byle by potem potem nie narzekał.
jak to bylo w lince Moniki… „czytam, czytam i tresci dla tych pochwal ze skrzydelka doczytac sie nie moge” (albo podobnie 🙂 )
ostatnio czytajac pochwale (na okladce ksiazki) dla „kieszonkowy atlas kobiet”, „ze, lewicowo-feministyczna literatura tendencyjna moze byc czyms wiecej niz dorazna publistyka (…)”
pomyslalem sobie zostaw, diabelek szeptal wez, zobacz i nie tylko przeczytalem te ale kolejna pani Chutnik Dzidzia i polazlem na autorski wieczor z autorka (w jezyku obcym 🙄 )
bywa 🙂
Bobiku, jeśli gospodarz nie potrafi zapanować nad gawiedzią (czy może raczej gawiedź ma gdzieś gospodarza), to się zamyka tancbudę, nawet jeśli to boli i tyle. nogę z gangreną też będzie się trzymać bez końca tylko dlatego, że to własna noga i tyle się z nią przeszło?
Aaa, przepraszam zeena za instrumentalne użycie jego nicka i imydżu. Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe 😉
Heleno, Twój post zabrzmiał tak, jakby to Vesper wszczynała tu jakieś burdy. 😯 Nie wiem, czy rzeczywiście to miałaś na myśli, czy to był jakiś zbyt duży skrót myślowy? Z analizą Vesper można się zgodzić, nie zgodzić lub po części zgodzić, ale na pewno nie ma ona formy burdy!
ponownie cos sknocilem 🙂 zazielenilo sie 😀
Tak , foma. Marze o „milo, komfortowo i bez niewygody”.
Mam dosc naparzania sie.
Ja też nie wiem, jak Aga, co robić. Też nie znam historii koszyczka i moje obserwacje są bardzo powierzchowne i mogą być krzywdzące. Najdłużej znam Helenę, trochę krócej Bobika.
Bywałam z Heleną w sporze, bywałam o nią.
Doszło do bolesnej wymiany zdań. A przecież bardzo ją lubię i cenię.
Owszem, bywają tu wypowiadane w różny sposób opinie, z którymi się nie zgadzam, lub nawet sprawiają mi ból, nie odzywam się dlatego, że szanuję prawo każdego do własnych przekonań.
Zaglądam tu bo to fajne miejsce i chciałabym, żeby przetrwało.
Jeżeli kogoś uraziłam swoimi pochopnymi opiniami bardzo przepraszam.
Zamierzam poczytać do końca o tej analizie transakcyjnej i zobaczyć, czy da się coś zastosować.
Moj Boze, widze, ze tu teraz sie odbywaja darmowe, przymusowe warsztaty psychoterapeutyczne. Oczywiscie z pozycji Doroslego do Dziecka, i I’m OK, You’re not OK. I Budowniczego Blogu, jakby tu nas nie bylo wiecej. A naprawde blog jest Bobika, co wydaje mi sie calkiem oczywiste, i proby narzucania Gospodarzowi sila co, jak, i kiedy ma robic wydaja mi sie mocno nie na miejscu. Podobnie jak ciagle awantury z przytupem, i nowymi posilkami w dniu nastepnym.
Count me out too.
A z ksiazkami mam troche jak Bobik. To znaczy musi byc okropna, zebym nie skonczyla (ale wtedy, o ile nie musze, nawet nie zaczynam).
A czy w dziecinstwie zdarzalo sie Ci, Bobiku, strasznie zalowac, ze jakas bardzo ciekawa ksiazkowa fascynacja sie skonczy? Bo ja pamietam to troche smutne uczucie, gdy zostawalo coraz mniej stron do konca, i wiadomo bylo, ze z tym swiatem przedstawionym trzeba sie bedzie niedlugo pozegnac. (No chyba, ze sie zacznie od razu czytac znowu od poczatku.) 😉
Mt7, jeśli jesteś zainteresowana, to to jest dobry punkt wyjścia:
http://www.empik.com/w-co-graja-ludzie-berne-eric,42565,ksiazka-p
Jak się dobrze poszuka w necie, można znaleźć w formacie pdf.
Helena jeszcze spi, Bobiku i nie ma ochoty wstac do wieczora.
Nie. Burdy Vesper nie zaczela. Ale te kolejna psychologiczna diagnoze o passive-agressive powinna zastosowac do siebie w pierwszym rzedzie.
Ja juz nie jestem passive, dawno. Wzbiera we mnie zlosc kosmiczna na tych sposrod Twoich, Bobiku Gosci, ktorzy przychodzac na gotowe, wnosza jako wlasna kontrybucje kwasy, pretensje i zawiedzione oczekiwania. 👿