Ekspert od biznesu
Dobry Kumpel wpadł z rozmachem przez otwarte drzwi i z trudnością wyhamował przed Bobikiem siedzącym bez ruchu przed pustą miską.
– Pójdziesz pobiegać? – zapytał bez wstępów.
– Nie mogę – odpowiedział Bobik z wyraźną przykrością w głosie. – Muszę tu siedzieć, bo zająłem się biznesem. Dość mam już tego, że czasem na pasztetówkę ostatnie grosze muszę wygrzebywać. Postanowiłem być bogaty. Kupić, sprzedać, te rzeczy.
– Aaa, rozumiem, na telefon od kontrahenta czekasz – domyślnie szczeknął Kumpel.
– Właściwie nie mam jeszcze żadnych kontrahentów – przyznał szczerze Bobik. – Ale każdy biznesmen kiedyś tam nie miał, a potem zaczął mieć. Ze mną też tak będzie.
– A biuro masz? – zainteresował się Kumpel.
– Też nie mam, ale w dzisiejszych czasach to nie jest konieczne. Wszystko przez internet może lecieć. Przerobię trochę blog, dam opcję „włóż do wózka”, potem będzie się klikać na „zapłać” i już.
– Aaa, teraz już naprawdę rozumiem – ucieszył się Kumpel. – Będziesz swoje wpisy sprzedawał?
– Jakie wpisy! – jęknął Bobik. – Czyś ty zwariował? Kto by coś takiego chciał kupować? Przecież ci mówiłem, że już nie chcę robić w kulturze, tylko w korzyściach materialnych. O polityce też myślałem, ale to zbyt niepewne. Biznes to jest to.
– Okej, w porządku, ale skoro nie masz jeszcze biura, towaru, ani umówionych spotkań, to na razie spoko mógłbyś iść ze mną pobiegać – wrócił do celu swojej wizyty Dobry Kumpel.
– Nic się nie znasz na biznesie! – warknął z wyższością Bobik. – Jak pójdę pobiegać, albo chociażby do miski podejdę, ba, nawet jak tylko łapą ruszę, to cały interes diabli mi wezmą. Przecież ja mam zamiar zarobić tę dużą forsę na sprzedaży nieruchomości.
Ni drgnie, ni merdnie
to Bobik zastygły
e-biznes mu uciął e-skrzydła! 🙁
Ale szczekać mogę, o ile nie popadam przy tym w ruchomość. 😎
Bez tchu, bez dechu, to Bobika posąg;
Biznesie, dodaj mu skrzydła!
Niech nad biednym wzleci światem
W pasztetną dziedzinę, gdzie cudy.
Jego zapał jak kot rudy,
Ogonem strząsa powidła
i wtrzącha jakby strzelił batem!
Ach, oczywista oczywistość!!
Bez tchu, bez dechu, to Bobika posąg = Bez tchu, bez ruchu, to Bobika posąg;
Bobiku, ałtsorsuj! http://www.przyjaciel.pl/archiw/pomnik/pomnik.jpg
Toż możesz sprzedawać cudzą nieruchomość. 😎
Żeby nabyć cudzą nieruchomość, musiałbym mieć kapitał. A żeby mieć kapitał, muszę spylić własną.
Ale jak już spylę, zaraz się wezmę za ałtsorsing. 😎
O, Bobiku, nie dosc, ze wlasciwie codziennie wlaczam radio, albo otwieram gazete, i od razu leci kolejna analiza kapitalizmu i jego roznych form, to i Ty sie zabrales za ten fascynujacy temat. 😉 Dobrze, ze chociaz od strony praktycznej, choc szkoda, ze w nieruchomosciach, akurat potrzebna mi jest firma internetowa od ruchomosci, ktora wysle mi natychmiast, i dostarczy w ciagu paru godzin, trzy dzieciece skarpetki (rozmiar 6-8 lat, kolor niewazny, byle nie okropny i nie we wzorki). 😉
Trzy skarpetki? To znaczy, że pozostałych 97 stonoga już ma? 😆
Ale prawdę mówiąc, w 3 skarpetki chyba nie wejdę, bo to straszny detal. Ja jestem biznesmen nowej generacji, który nie żadne tam ziarnko do ziarnka, tylko od razu chciałby na wielką skalę. No, przynajmniej w gębie, bo reszta nieruchoma. 😉
Pasztetówkę Bobika widzę ogromną!
Jakkolwiek ogromną ktokolwiek by widział, ja widzę jeszcze ogromniejszą. 😈
Moze nie 97, ale kazdym razie liczbe nieparzysta i gleboko niepokojaca w sytuacji, gdy grozi szybkie zuzycie, polaczone z dalszym nieuchronny, znikaniem (sanki, itp.). 😆
A poza tym, cos mi sie wydaje, ze Ty sie zamachujesz na kolejna banke inwestycyjna (czasy poprzednich, dopoki sie nie skonczyly peknieciem, do dzis sa wspominane z lezka w oku…). 😉
Ciekawe jaka jest teoria znikania skarpetek. Nie przypominam sobie, abym przyszedł kiedykolwiek w jednej do domu, a nieodmiennie wynik rachuby wychodzi nieparzysty…
U mnie jest teraz biało na szarym zielonym!
Trzy kolory. Trzy siostry, Trzej Muszkieterowie, Trzej Towarzysze, Miłość do trzech pomarańczy. Trzy skarpetki na gigancie.
Mój brat kiedyś biegał po domu oskarżając wszystkich po kolei, że mu podwędzili skarpetkę – bo była, a po chwili już jej nie było. 😯 Okazało się, że założył dwie na tę samą stopę. 😆
Myślę, że po świecie krąży maniakalny złodziej pojedynczych skarpetek w rozmiarze na 6-8 lat. Nas odwiedza regularnie 🙄
Bobiczku,twe przemyślenia są karmą dla mej zbolałej duszy..Pozdrów ode mnie swoją Uroczą Panią!
Ale ja NIE mam rozmiaru na 6-8 lat! A giną!
No właśnie. Moje też. Ja mogę, z obrzydzeniem, zrozumieć takie zboczenie, że skarpetki 6-8 są potrzebne. Ale żeby moje? Nie ma takiego zboczenia, niemożliwe. 😈
Mnie też. Nie rozumiem. Giną w trakcie krótkiej podróży z łazienki do szuflady. Kopię i kopię w tej stercie, i są same nie do pary. 🙁
Myślałam, że tylko ja tak mam. 🙂
To samo mam z łyżeczkami do herbaty. Znikają!
A M-16 wyglądają tak
Używasz M-16 do odnalezienia skarpetek i łyżeczek 😯 ? To chyba później masz więcej niż na początku…
W naszej strefie klimatycznej wolą AK-47…
Trzy skarpetki? Alez prosze bardzo! Swiezo z pralki. Jedna rozowa, jedna blado-szara i jedna w okropny wzorek.
Bladoszara chyba Zosiowa. Tak mi się wydaje.
Nagle mnie oświeciło, że po roku czasu powinnam już przestać czekać na powrót zaginionych i czas zrobić miejsce następnym.
A nie różowa?? Teraz jakoś dziewczynkom wmuszają ten róż… myślałem, że się załapię na blado-szarą…. mam ciemno-szare, może nikt nie zauważy?
To nikt sie nie zalapie na te w swiete mikolaje? 😯
Kiedyś wydawało mi się, że mam pomysł na obejście systemu. Kupiłam dwanaście par takich samych skarpetek, żeby nie tworzyły par, tylko stadko klonów. W ten sposób, jeśli się któraś zawieruszyła, mogłam ją zastąpić inną. Niestety, nie dość, że po jakimś czasie liczba skarpet była nieparzysta, to zaczęły się od siebie różnić. A nie były wcale wyjątkowo podłej jakości. Poczułam się oszukana przez skarpetkowego manitou. Ale przyznać muszę, że ten system sprawdzał się najdłużej i najlepiej z dotychczas stosowanych.
Gdyby bladoszarą wyprać w wysokiej temperaturze z ciemnoszarą, może by się nawet ujednoliciły?
A zresztą, roztargnionym uczonym nawet wręcz przystoi latać w różnych skarpetkach. 😈
Heleno, ja myślę, że świetna byłaby jako opakowanie na prezent na 6 grudnia!
vesper: też mam taki system!
Tylko raz poszedłem na zajęcia w bucie lewym brązowym, a prawym czarnym 🙁
Ubierałem się w półmroku, a to były identyczne modele… tylko innej barwy. Nikt nie zauważył! Tylko ja.. bo mi coś dziwnie migało jak szedłem.
Czuję się wybrakowana: nie giną mi skarpetki. 🙁
A rajstopy? Jedna nogawka np.?
To M-16 tak groźnie wygląda? 😯
A komentuje tak łagodnie i miło. 🙂
No dobra, ja mogę wziąć tę w mikołaje jako nakrycie głowy na karnawał.Bo w tej różowej peruce gorąco dość jest.
A tu jak zrobić z psa dwa 😆
http://allegro.pl/ShowItem2.php?item=2071874392&ars_source=ars&ars_socket_id=16&ars_rule_id=37
To akcesorium wygląda na coś z półki psadomaso. 😳
Dlaczego rozdzielacz? Kiedy wyraznie widac, ze polaczacz.
Zapraszam do naszej szafy. One mają osobne miejsce na półce. Pan mąż oskarżał Młodego, ale teraz Młody daleko, a one nadal się mnożą. Bobiku, może przerzuć się z nieruchomości na kojarzenie par? Jak mawiała dyrektorka naszych Małych o uczniach: „Widzę w was duży potencjał” 😉
Musiałbym to biuro matrymonialne prowadzić w dosyć nietypowych porach. Bo ja rano w ogóle nie kojarzę, koło południa zaczynam słabo kojarzyć, a dopiero w nocy kojarzenie mi się na dobre rozkręca. 🙂
Ago, naprawdę nie giną Ci skarpetki? A zdarza Ci się chociaż zostawić rajstopy w spodniach? A następnego dnia założyć czyste rajstopy, poprzednie zostawić i wyjść z domu (lub niemalże wyjść z domu) z wystającymi z nogawek skarpetkami?
nie skarpetkami, tylko rajstopami. Sorry.
Nie zdarza mi się. Zdarza mi się co najwyżej zostawić rękawiczki albo pomadkę ochronną w innej kurtce, albo wyjść z kieszeniami wypchanymi 2 parami rękawiczek i trzema pomadkami (to mój rekord).
Pewnie w dokumentach i nnej domowej papierologii też masz porządek? Ech, czyli jednak tacy ludzie istnieja na świecie. A ja myślałam, że mąż mi wciska dydaktyczny kit.
Nocne biuro matrymonialne 🙄
Ach, to taka randka w ciemno 😎
Bobiku, nocna pora bardzo sprzyja kojarzeniu 😉 Jak się zapatrujesz na nieruchomości dzienne i ruchomości nocne? To może być, biznesowo, rozwojowe 🙄
Vesper, powiedz, gdzie mnie widzialas z wystajaca rajstopa z nogawki spodni? Myslalam, ze nikt nie zauwazyl! A tu prosze – wstyd na caly swiat 😳 😳 😳
No i jak nie popadać w depresję?
Włączyłam Mezzo, a tam – prawie od początku Gienio Oniegin. Czajkowskiego kocham (chociaż okropnie depresyjny), Puszkina kocham, Oniegina kocham.
I co widzę?
Obejście Łarinych jako kilka zagonków jakiegoś zboża. Panienki i cała reszta poubierana jak w Rosji lat sześćdziesiątych, ale naszego wieku, co wygląda ohydnie – jakieś kremplinowe kiecki obcisłe i krótkie – wszystkie jak jedna solistki przy kości, masakra. Mamcia Łarina przyleciała w halce i takim koszmarnym fartuszku jaki miały ekspedientki w warzywniakach. Tatiana w spodniach i koszuli stachanowca pisze list na maszynie, ino jej te rączki szybciutko migają. Potem się zwierza babci-niańci , która najpierw popijała kawkę z termosa, a teraz siedzi na pieńku i patrzy, jak jakiś gamoń kopie szpadelkiem grób. Ostatecznie kładzie się w tym grobie, bo po co nie. Oniegin – wspaniały baryton Peter Mattei, śpiewa tak pięknie, że już mu (choć z trudem) wybaczę szwedzki akcent w tym rosyjskim. Tania i Olga Rosjanki, widać, że źle się czują w tej inscenizacji, i wyglądają też nieciekawie – a jakby je odziać stosownie, zaraz by im się lepiej śpiewało.
Przerwałam pisanie i poleciałam zobaczyć, jak przebrany za tajniaka Oniegin ukatrupi Leńskiego w prochowcu Columbo. Myślałam, że chłopcy będą mieli kałasze, ale pistolety były, o dziwo, stylowe. Za to na scenie było pełno wody, żeby Leński post mortem mógł wlecieć do kałuży.
Dodajmy do tego chór dziewczyn, które w oryginale zbierają jagody, a tu szyją na maszynach w jakiejś fabryczce, śpiewając zresztą o tych jagodach.
A teraz Barenboim zaordynował poloneza w rytmie prawie oberkowym.
No, pora umierać.
Idę posłuchać Gremina.
W dokumentach w domu mam względny porządek, w papierach w pracy kompletny bałagan. Nie jestem jakoś specjalnie uporządkowana – ale akurat skarpetki mi nie giną. To pewnie znaczy, że nie ma u mnie krasnoludków 🙁
Nocne biuro matrymonialne, to chyba bar po prostu? Jeśli z ruchomościami, to bar z dyskoteką. A im więcej drinków, tym randka bardziej w ciemno.
dydaktyczny kit?. Vesper, tacy istnieja, JA nigdy jeszcze nie
zostawilem jastop w nogawce spodni, po zdjeciu (rajstop oczywiscie) lekko wytrzasam niewidzialne pylki i odwieszam na oparciu krzesla lub wkladam do specjalnej siateczki do prania
(bez siateczki rajstopy i skarpetki w pralce narazone na utkniecie
w zakamarkach na zawsze). skarb jestem 8)
Nacht Bobikowo 🙂 😀
Ago, mam dokładnie odwrotnie 😆 W pracy na sicher, domowo 🙄 Z dyskotekami jakoś nie umiem się dogadać 😕
Rysiu, smerfię siateczki, nic mi nie utyka 😯
Rysiu, pozwolę sobie w Ciebie nie wierzyć. Natomiast całym sercem wierzę w Helenę 🙂
Nisiu, ale basenu ani psychiatryka nie było?
Woda na scenie była, a całość wygląda mi na w psychiatryku pisaną – ja bym im zaliczyła. 🙄 Też nie wierzę w Rysia chowającego rajstopy do siateczki. No nie wierzę i już.
Wracam ci ja z manicure/pedicure i co widze… wspaniale, mini zlot w Londku!!! Jesli w ramach minizlotowych Bobik i Helena chcieliby sie wybrac na Ladykillers do John Gielgud Theatre, na popoludniowy albo wieczorny spektakl, to prosze dac sygnaly dymne a zamowie bilety na 15-go wirtualnie. Jesli Bobik przylatuje 14-go w nocy to mamy 15-ty i 16-ty do do spotkania. Krolowo moja! Here I come!
A ja, niestety, wierze w Rysia. Ze wklada skarpety do siateczki. Bo widzialam zdjecia z mlodziezowego przyjecia jego Syna. Z przyjecia i zaraz potem. No mowie wam. Ani jednej popelniczki wyplnionej po brzegi. Ani jednej butelki pod stolem. Bylam wstrzasnieta do glebi.
Ktos taki to i skarpetki wklada do siateczki.
Uwazajcie na Rysia.
Nisi bardzo wspolczuje tego Oniegina. Dobrze, ze Tania nie byla traktorzystka, a stara Larina- kierowniczka w ge-esie. A sam Oniegin moglby byc mlodym obiecujacym (pierspiektiwnym, jak mowila jedna moja znajopma) sekretarzem podstawowej organizacji partyjnej w leningradzkim Zarzadzie Drog.
Maz Tani czlonek Rajkomu. Niania – wolzanska Niemka deportyowana w swoim czasie.
Kuda, kuda wy udalilis wiesny mojej zlatyje dni….
Yes, yes, Kroliku. Zamawiaj.
No, wszyscy się pozabijali.
To znaczy mnie zabiło.
Cofnęłam sobie tego poloneza, żeby zobaczyć, jak się z tańcem wyrobią w tym tempie, ale nikt nie zamierzał tańczyć, wszyscy chlali. Gremin dla kontrastu zaśpiewał swoją arię w tempie bardzo żałobnego marsza, po czym zmęczony zasnął na ramieniu Oniegina. Potem Tatiana miała przeżywkę – znowu w halce, tyle że wytworniejszej i na bosaka. Przyszedł Oniegin, natychmiast rzucili się na siebie i od razu na podłogę, ale wstali. Potem co jakiś czas któreś padało, w końcu Tatiana uciekła, a Gieniem ciepło o ziem ostatecznie.
Masakra, panowie.
No właśnie, Heleno. Kuda wy udalilis’???
Bo Nisia nie zamknęła oczu, a teraz, to koniecznie trzeba, żeby nie bruździć duszy.
Heleno, Łarina właśnie wyglądała jak kierowniczka w geesie. Ale Gienio nie mógł być pierspiektiwny, bo on przecież dla przestrogi. Diekadient.
Za to Gremin nastajaszczyj sowietskij gienierał. Z piersią w medalach i baretkach.
Ja naprawdę cierpię, bo naprawdę mi strasznie żal tego, co durnowacieńkij reżyser zmarnował. A nic w zamian nie dał, skubany.
Cooooooooooooooo? Tania i Oniegin RZUCILI SIE NA SIEBIE?????
To o co sie w tej operze rozchodzi?
Tania byla cale zycie dla mnie wzorem – kobiety, komsomolki -zaraz obok Zoi Kosmodemianskiej i Guli Korolowej. 🙁 🙁 🙁
Nisiu, pisałam przed doczytaniem. Mnie nic nie zabije Oniegina, Ja go mam, Ty też. Reszta to farfocle.
Gienio raczej bananowa mlodziez w zbyt obcislych spodniach i butach na slonienie? Tak go widze.
Haneczko, też miałam taką refleksję.
Ale na zamknięte oczy to najlepiej sobie puścić starego ruskiego winyla, gdzie Gienia śpiewa JUrij Mazurok (kto pamięta, haha?) i w ogóle wszystko jest tak, jak chciał Piotr Iljicz.
Haneczko, masz rację.
Ale sporo już tych morderstw widziałam.
Na plus dzisiejszej inscenizacji: te pistolety, o których już wspomniałam i Wdowa Cliquot, jak pisał Puszkin.
A to mi się skojarzyło:
http://www.youtube.com/watch?v=uuSPzmlDlGg
To nic, Nisiu. W angielskim filmie pod tym samym tytulem na balu tanczono walca! WALCA! I w dodatku byl to walc Na sopkach Manczzurii, z filmu „Donscy Kozacy”. Ale Tatiana przynajmniej czytala J.J. Russeau.
Tatiana czytała jakiś broszurki, siedząc na podłodze.
Ten reżyser musi lubić podłogi jako takie.
Swoją drogą naszła mnie refleksja taka, że cholernie trudno musi być śpiewać, siedząc na podłodze z kolanami podciągniętymi pod brodę.
Raz Tani tak kazali, a drugi raz Gieniowi.
Tańczyłam dzisiaj walca, nawet oba. Ze zmiennym. W wiedeńskim ze zmiennym powodzeniem 😕 Trudny 🙁
Jeżeli już nigdzie, nawet w teatrze i w operze nie będzie można zobaczyć prawdziwie wytwornego zachowania, to skąd młodzi ludzie mają wiedzieć, że nie wypada siedzieć kiedy kobieta stoi? I że nie wylewa się trunków na głowy uczestników bankietu? I tak dalej?
To mi się też nasunęło.
Ale najbardziej mi żal tego zatracenia harmonii między tekstem, muzyką oraz inscenizacją. A tak się Pietia starał.
Jaki znowu pan Chagal? Rebe Elimelech! Przeciez to zupelnie inna piosenka, znana mi od dziecka:
Az der rebe Elimejlech
Iz geworn zejer frejlech
Iz geworn zejer frejlech, Elimejlech!….
O, tu:
http://www.youtube.com/watch?v=QWzwvGpPSDQ
Pani, ja nieuczona w tym temacie, znam tylko wersję z Chagallem. Proszę o wybaczenie.
Widziałam śpiewające leżące, z łbem w dól. Jeszcze trochę, a będą śpiewać z głowami w wodzie.
O matko kochana.
Na leżąco przynajmniej nie zgniatają sobie przepony.
Idę spać. Wykończyła mnie kultura wysoka.
Te broszurki czytane na odlodze to byl wlasnie Russo.. To ma podkreslic byronowskie zrodla poematu – tak mi tlumaczyl jeden petersburski poeta, ale nie byl to Aleksan’Siergeicz.
No i proszę, już mnie trafiło. Idę spać, a nie powiedziałam: DOBRANOC, Koszyczku!
Dobranoc 🙂
No, znalazlam najprawdziwsza wersje t.zw. „pana Chagala” czyli wesolego rabina Elimelecha, jak se golnal. I tak to byc powinno spiewane:
http://www.youtube.com/watch?v=b9FTKyIRBIg&feature=related
Ano żal, Nisiu, żal. Oby nam się przyśniło coś tak, jak być powinno. Dziękuję, Heleno – ja też znałam tylko wersję z Chagallem. 😳 http://www.youtube.com/watch?v=o1xrTnXQmRQ&feature=results_video&playnext=1&list=PL79A2A2DBCE7C0D88
Rany boskie, mnie chyba też kultura wysoka wykończy. 😯 Zwróciłem swój umysł (nie ciało, bo ono nieruchome) ku rozmowie z młodzieżą, czyli inaczej szczekając zrobiłem sobie przerwę. Wracam na blog, a tu tyle kultury wysokiej, że doczytać trudno, a żeby wgryźć się to już wogle. 🙁
No, nic poprzewracam ślepiami i przynajmniej poliżę. 🙄
O, mnie też rebe Elimelekh był nieznany i jak się okazuje wiele straciłem. Ale lepiej późno niż wcale. 🙂
Ale niezależnie od tego Chagalla wielką czułością darzę, choć to ostatnio niepopularne, bo on podobno już banalny. No, niech będzie, ja też banalny. W końcu w ludzkim towarzystwie trudno o większy banał niż pies. 😉
W wątek Oniegina już się nie włączę. To jednak zdecydowanie trzeba było na bieżąco. 😈
Jajako krytyk mówię, że to jest wtórne, Tatiana w halce i Gienio sponiewierany na glebie, bo u Pani Kierowniczki omawialiśmy ostatnio Halkę bez żadnej Tatiany, czy odwrotnie, i ten narzeczony Halki bardzo był upodlony, i kazali mu śpiewać w pozycji padnij na kafelkach, bo tam wszędzie kafelki były, co nawet jest słuszne jak się człowiek upodli, ale zawsze śpiewałem jeszcze w pionie będąc, a na kafelkach to jest bardzo technicznie trudne, i tyle mam do powiedzenia aktualnie o wysokiej kulturze. 😎
Chociaż bo ja wiem, czy się nie włączę… A jakby ten Jewgienij był nieruchomy biznesmen, a ona sekretarka, co gdzieś tam przy biurku siedzi i za pretty woman się ma? No, wiem, holyłud, ale czy to jednak nie lepsze niż kremplinowe kiecki?
Taką sobie tylko wątpliwość na noc wrzucam. 😉
Wodzu, wtórne to już jest wszystko, odkąd Ben Akiba zarządził, że wszystko było. 😈 Więc ja już się pierwotnością i wtórnością w ogóle przestałem przejmować, patrzę tylko, w jakim stanie jest moje poczucie estetyczne. Jeśli wyje, znaczy trza dać nogę, nawet jak przez to nici z biznesu. Jeśli spokojnie siedzi i nawet nie mryga, jest dobrze. A jak zalewituje… No, ba. Jak zalewituje… 😉
Ha, ciagnac za Ben Akiba, duszek lesny jezdzil na motocyklu w Balladynie Hanuszkiewicza, tanczyli disco do muzyki Bee Gees w Slubach Panienskich Grzegorza Jarzyny (tez widzialam, fajne), wiec mozna sie spodziewac od czasu do czasu w teatrze i operze roznych prob uwspolczesnienia klasyki. Bylam tez na Don Giovannji w Teatrze Wielkim kilka lat temu, gdzie meskie kostiumy mialy doszyte w miejscu rozporkowym czerwone jakby tu rzec, fiuty. Poswiecilam czas zamiast sluchac muzyki na rozmyslania na temat symboliki i roli owych kostiumowych fiutow.
To tak na marginesie sopiewania na kolanach czy Stachanowiec Oniegin jezdzacy kombajnem. Si, wszystko juz bylo…
ciemno
wieje ze ……..
brykam 🙂
nowosci na niedziele
http://wyborcza.pl/1,75248,11006028,Strony_Sejmu__prezydenta_i_rzadowe_przestaly_dzialac_.html
http://www.polityka.pl/kraj/opinie/1523619,1,sejm-zaatakowany-przez-hakerow.read
jestem za
jestem przeciw
pomysl na niedziele?
spac (szaro mokro w terenych zielonych), jesc, czytac, walkonic sie
Helena : „A ja, niestety, wierze w Rysia.
Uwazajcie na Rysia.
Heleno, dziekuje 🙂 🙂 🙂
wola politykow na „kulturze” nie bedziemy oszczedzac i
zbudujemy na terenach bylego lotniska Tempelhof Centralna
Miejska Biblioteke (wydatki ca`260 000 000 €), bardzo dobra
wiadomosc, dobra inwestycja w przyszlosc 🙂
wieje i pada, wali w okna, zgroza
http://kontakt24.tvn.pl/temat,zablokowana-strona-sejmu-quot-protest-przeciwko-acta-quot-,169500.html
A czy slyszeliscie juz o tej szesnastolatce z Holandii, ktora na Guppiku, swym malutkim zaglowcu przeplynela dookola swiata w rok i jeden dzien? Ona oglosila w wieku 13 lat, ze sie sama samiutka wybiera w podroz, ale rozsadny sad holenderski jej zakazal, nakazal wracac do szkoly, ona sie odwolywala chyba pare razy i w koncu wygrala! Wczoraj wrocila na wysepke, z ktorej wyruszyla w te podroz. Cala i zdrowa.
Dziewczynka podobno urodzila sie na lodzi, rodzice sa zapalonymi zeglarzami.
No,powiem Wam, ze gdybym to JA byla jej matka, to sad czy nie sad, wybilabym jej batami z glowy te podroz i z pewnoscia zagrozilabym ze mnie do grobu wpedzi albo ze sama popelnie samobojstwo i ona wtedy pozaluje.
Smarkata powinna Bogu dziekowac, ze nie ma zydowskiej matki. 🙄
Tu:
http://www.bbc.co.uk/news/world-europe-16667936
A na Saharze spadl snieg!
haneczko:
śpiewanie z głową w wodzie już było… passe… pani śpiewaczka cała za fokę robiła. Niemka oczywiście 👿 Gdzieś nawet u PK dałem linkę, ale nie pamiętam.
Bry!
Sądząc po zdjęciach kwiatków i parapetów Rysia, to tam jest bardzo bojąco się wymuskanie. A teraz pójdę do kuchni z zamkniętymi oczkami, też będzie mi się zdawało, że wymuskanie ;-(
Jotko, jak wstaniesz, to opowiedz jak ten film Spielberga sie podobal (albo nie podobal)! Czy chusteczek starczylo.
POlecam notatke z Gazety Wyborczej, a pod nia taka serie genialnych wrecz wpisow czytelnikow, ze poplakalam sie ze smiechu. Im dalej w las, tym lepsze komentarze.
http://wyborcza.pl/1,75248,11008980,_Polak_potrafi___zlomowiec_wyslal_sygnal_w_kosmos.html
Dzien dobry albo dobry wieczor 🙂
A co to zlomowiec? Ta polska jezyk coraz trudniejsza 😉
Dzień dobry 🙂
Chyba widać, że w ramach „Nie dla ACTA” włożyłem czarne futro? 👿
Jak się okaże, że to za mało, mogę i ogród przemalować. A kolejny krok to by już chyba było barwienie pasztetówki sepią. 🙄
To jest w ogóle taka możliwość, żeby do kuchni wchodzić z otwartymi oczkami? 😯
Kurczę, a ja myślałem, że zamykanie jest absolutnie powszechną praktyką. 😳 No, chyba że się ma Panią Dochodzącą…
Dzień dobry. Mnie to dopiero kultura wysoka dusi… Aż nie mam kiedy do Koszyczka zaglądać, zwłaszcza że tyle gadacie, że nie da się wszystkiego przeczytać 😛
Przejrzałam, co pod tym nowym wpisem, i w pierwszych słowach mojego listu powiem, że bardzo mi się smutno zrobiło, kiedy skonstatowałam, że prawie wszyscy słyszeli kiczarstwo pana Cygana i prawie nikt nie wie, że to plagiat z jednej z moich ukochanych z dzieciństwa piosenek żydowskich… A przecież i jej tekst był u Ficowskiego, i była ona w ogóle jedną z najpopularniejszych, pojawiających się we wszelkich antologiach… A tu przyszedł ten straszny chałturnik i zadeptał. Wrrr
W drugich słowach mojego listu stwierdzę, że to, co Nisia widziała jako Oniegina, to po prostu bułeczka z masłem. Ja kilka lat temu widziałam (co zresztą opisałam na Dywanie), co z Onieginem w Monachium zrobił Warlikowski. Gienio – gej zakochany w Leńskim, dlatego nie może z Tanią. Potem śpią (tych dwóch) na jednym łożu, ale Gieniowi się coś zwiduje, zrywa się, wyciąga spod poduszki pistolet (symbol falliczny!) i zastrzeliwowuwyje Leńskiego. Potem zwiduje mu się jeszcze całe stado kowbojów-gejów z Brokeback Mountain. Aha, oczywiście całość dzieje się w Hameryce, na Dzikim Zachodzie. Gienio występuje w garniturze koloru fioletowego.
A w lutym zamierzam zobaczyć w Berlinie (Staatsoper) realizację Achima Freyera, graną zresztą już tam od jakiegoś czasu. Tam też będzie hardkor, popatrzcie na charakteryzację:
http://www.youtube.com/watch?v=uLffqGERLvQ
O mamuniu moja… to faktycznie wczoraj było lajtowo bardzo…
Co oni mają zamiast mózgu?
Trudno wyczuć.
Widzę, że teraz ja z kolei dwa razy. Bobiczku, zredukuj mnie 😉
WOW!!!! Crikey! 😯 – to na widok tego ze Staatsoper.
A Warlikowski calkiem fajnie to ymyslil, ze Genio gej i dlatego nie moze z Tania. To bardzo zyciowe. Sama takie cos przezylam co czyni romantyczna bohaterke jeszcze mi blizsza 🙄
Oj, zwierzaku, nie wsciekaj mnie. Jakbys przeczytala komentarze pod spodem, jak nakazalam, to bys wiedziala, ze zlomowiec to dawny zomo przekwalifikowany w nowym ustroju na zlomiarza….
Pamietasz, „tam gdzie stalo ZOMO” ? No to niektorzy z nich zmienili zawod i teraz rozpilowuja amerykanskie samoloty i glosuja na PiS.
Doro, ucieszy Cie wiadomosc, ze ja nigdy dotad nie slyszalam jak malowal pan Chagala. Ale przekladu Ficowskiego tez nie znam.
Gdzies to do skopiowania?
Patrzę po sieci i widzę tylko, że z tym tłumaczeniem śpiewał Alosza Awdiejew 😆 Tłumaczenie było w zbiorku „Rodzynki z migdałami”.
Znam z gkebokiej mlodosci jeden zbiorek pod nazwa Rodzynki z migdalami ( a moze Rodzynki i migdaly), ale autorem byl poeta Jakub Zonszajn i tez chyba Ficowski tlumaczyl.
Duża książka Ficowskiego z przekładami za jakieś grosze dostępna była np. tu dedalus.pl
Cos takiego pamietam z tego Zonszajna:
Gdzie sa rodzynki i migdaly
ktore nam matki obiecaly?
A dalej bylo cos o „kozce bialej”.
Dalej jest
http://dedalus.pl/p/9/4066/mistrz-manole-i-inne-przeklady-jerzy-ficowski-poezja.html
Czy to się kwalifikuje do ludowej poezji Żydów polskich??
Helena była gejem??? 😯
Tak. Meskim.
Rebe Elemelech moze sie kwalifikowac jako ludowa z Polski. Ale czy tam akurat bedzie?
Ja chyba mam te Rodzynki. Jak znajdę (ehem…) to kawałek wpiszę, a jak się dobrze skanuje, to całe.
Wraca mi:
Gdzie sie podziala
kozka biala?
A dalej ni bum-bum.
Też mi wychodzi na te Rodzynki.
Właśnie zakupuję w antykwariacie. 🙂
To jeszcze wrzuce oryginalne Rodzynki z migdalami. To kolysanka Goldfadena z operetki Szulamit (Sulamitka) 1880 r.:
http://www.youtube.com/watch?v=YdKkPupLiYM&feature=related
Tu jest spis treści Rodzynek:
http://www.biblionetka.pl/book.aspx?id=22481
Pędzę do mojej chorej tesciowej.
Poezje Zonszajna to jeszcze coś innego.
„Rodzynki z migdałami” to tłumaczenia słów żydowskich piosenek ludowych (tzn. trzeba pamiętać, że u Żydów jest trochę inaczej z tą „ludowością”, bo często znani są autorzy i są to cenieni poeci). Ficowski nie robił tego tak, by można było podkładać te tłumaczenia pod melodie – rytm się często nie zgadza. Raczej filologicznie.
O – nawet nie pamiętałam, że słowa do „Elimelecha” napisał Mosze Nadir! Też ceniony poeta.
Alez tego duzo natlumaczyl Pan Jerzy!
Tez nie wiedzialam, ze Elimelecha ktos znany napisal. Ale tekst jest tak smieszny, ze sie nie dziwie, ze nie powstal w kurnej chacie ojfn pripecek, na przypiecku (taka piosenka tez jest w tych przekladadch JF) 😆
Noooo, bardzo bym chciala… 😳
Heleno, kilka pierwszych rzutów oka skończyło się niepowodzeniem 🙁 W dziale poezja za to były Przygody Szwejka… jak i oryginalne poezje Ficowskiego. Bardzo dobre 🙂
Co najgorsze, był okres, gdy oddawałem dużo książek i oczywiście pedantycznie zapisywałem co oddaję, więc się nie orientuję. A po przeprowadzce jak są ustawione mniej więcej działami tak stoją.
Dzisiaj muszę jeszcze się z klasówkami pomęczyć, jutro wieczorem podejmę poszukiwania!
Kawałek znalazłem, możesz sobie wyrobić zdanie:
Kiedy rebe Elimełech
poczuł w sercu swym wesele (…)
zrzucił migiem swą kapotę,
swoją czapkę włożył potem
i po skrzypków wnet posłał
po dwóch.
I rozkazał owym skrzypkom
żeby skrzypkowali szybko (…)
rach – ciach – ciach!
(Mosze Nadir; tłum J. Ficowski)
Redukując Kierowniczkę tak sobie jeszcze myślałem o tych inscenizacjach… Mnie od strony wizualnej ten Freyer by tak znowu strasznie nie przeszkadzał. Rozumiem pomysł wykorzystania konwencjonalności opery, wręcz podniesienia tego do kwadratu, z zamiarem zaserwowania uniwersalnej opowieści o ludzkim losie. Doceniam plastyczne wysmakowanie inscenizacji, jej niezwykłą malarskość (tutaj to nawet lepiej widać), różne kulturowe odnośniki – a to ekspresjonizm, a to pantomima Marcela Marceau, słowem, dałbym się może czemuś takiemu uwieść gdyby to było dobrze zrobione również od strony reżyserskiej, czyli poprowadzenia dramaturgii, postaci, etc. Ale podobno nie było i to na tyle, że na premierze publiczność w końcówce buczała. Nie dlatego, że scenografia się nie podobała, tylko dlatego, że to nie był Eugeniusz Oniegin, a w każdym razie nie ten według Puszkina i Czajkowskiego.
I tu chyba leży psina pogrzebana (o czym zresztą nieraz u Kierowniczki się mówi): rozdęte ego reżyserów i kompetny brak szacunku dla autorów. A przecież można by się puknąć w główkę i pomyśleć, że skoro publiczność od tylu lat/wieków chętnie coś ogląda lub czegoś słucha, to pewnie ten cały autor coś tam jednak niegłupio wygłówkował i warto raczej się pod to podpiąć, niż to wylać z kąpielą. 🙄
Bobiczku, w dobre miejsce Ci się wkleiło? 😳 Ja sorry, że tak jak nachał obcesowny, ale ta dyskusja chyba u Kierowniczki była…
To ja ją tu właśnie pokrótce zrelacjonowałem, wychodząc z – być może niesłusznego 😉 – założenia, że może nie wszyscy u Kierowniczki czytali. 🙂
I przecież uczciwie zaznaczyłem, że u Kierowniczki nieraz była o tym mowa. 😎
Dziękuję, Bobiku, dziękuję! Ty zawsze o innych myślisz! Już morda w klasówki!
Dzieki, Tadeuszu. To sie da spiewac do momentu „i po skrzypków wnet posłał
po dwóch.”. No wez mie zabij, nie da sie. Szkoda. Bo nastepne dwie linijki podane przez ciebie sa niezle, gdyz w oryginale sa tez karkolomne do wymowienia, a pozniej jeszcze gorzej bo skrzypkowie cymbala, cymbalisci doboszuja, a dobosze skrzypkuja czy jakos tak, tylko to jeszcze trzeba napisac tak by bylo nie do szybkiego wymowienia. A juz rach, ciach, ciach to juz jakies rozpaczliwe. Ale moge sie mylic, musialabym zobaczyc caly przeklad. Jak bedzie zly to zagonimy Bobika, a potem gdzies sprzedamy, niech sobie Pies na Zydach pozarabia.
Co do tej dziwacznej inscenizacji Freyera. Nie jestem przeciwna formalnym eksperymentom, a nawet zdarzalo mi sie widziec kompletnie znakomite, jak np przed laty grecka „trylogie” wystawiana przez Andreia Serbana – na jedno przedstawienie z tego cyklu, na Trojanki poszlam az cztery razy!I pozostanie mi w pamieciu jako najlepszy teatr jaki kiedykolwiek widzialam. Ale tu nie rozumiem, co sie osiaga w przekazie jesli wszystkie postacie zamienione zostana na kukly, praktycznie nie do odroznienia od siebbie. Zbyt duzo wygibasow na scenie zmusze odbiorce na skupianiu sie na gimnastyce w pierwszym rzedzie. Takie rzeczy to mozna chyba robic dla widzow, ktorzy sa komletnie znudzeni i akcja i muzyka i spiewem w operze, wiec maja takie sobie divertimento gimnastyczno-mimiczne, zeby nie posneli w czasie spektaklu. A moze rezyser uznal, ze cala historia milosna opowiedziana przez Puszkina jest dzis tak komiczna, wiec niech ja rozegraja clowny.
Dzisiaj wszyscy na koturnach, a ja w kapciach. Sprzątnęłam kuchnię. Gruntownie, czyli z odsuwaniem i bebeszeniem. No nic nie poradzę, gdy dojrzeję do kuchni, to muszę 😕
Doczytałam i widzę, że macie w tym telepatyczny udział 😉
Tuba jest jednak niesamowita, bo zachowaly sie w niej dwa kawalki z tej trylogii. W tytm jeden z Trojanek, ale tylko z kompozytorka w entre’akcie. Natomiast w czasie spektaklu Elisabeth siedziala na podlodze na obrzezu przestrzeni „amfitatru” czyli po prostu podlogi wokol ktorej siedzi widownia i gra na kilku instrumentach afrykanskich wlasne kompozycje napisane do spektaklu. Wiedzac gdzie ona siada, zawsze staralam sie usiasc obok, tez na podlodze. . W samych Trojankach – absolutnie wybitna kreacja aktorki o ktorej nigdy juz potem nie slysalam, Nazywala sie Priscilla Smith, z bardzo grubo ciosana, „mongolska” twarza. Grala Hekube. Absolutnie elektryzujaca, skupiona, znakomita technicznie, z glosem ktory sie pamieta cale zycie. Po moim wyjezdzie zagrala jescze u Serbana pania Raniewska w Wisniowym sadzie. I potem nigdy juz o niej nie slyszalam. Zaluje, ze nie widzialam tego Sadu, u Joe Pappa.
A tu jest ta kompozytorka grajaca i spiewajaca miedzy aktami ze swa paroosobowa grupa:
http://www.youtube.com/watch?v=c9sWweGh03Q&feature=related
Niezle, co?
A tu jeszcze minutowy kawalek z Medei i Elektry. Ja tam gdzies jestem, na widowni 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=OyjiKHtJrrM
Kurka, ze to sie zachowalo!
Ja akurat mam pewną słabość do tych kukiełkowych inscenizacji Freyera – to jest malarsko przede wszystkim bardzo fajne. Ten „Oniegin” to nawet łagodny, ale w Warszawie parę razy sobie poszalał z główkami kukieł – śpiewacy nosili takie z papier-mache. Najpierw „Potępienie Fausta” Berlioza, naprawdę niesamowite, potem kompletnie wariacki „Czarodziejski flet”.
Czarodziejski flet chyba sie bardziej nadaje na wariactwo niz Oniegin?
Heleno, Serban rezyseruje sztuki po sasiedzku, w Cambridge (w the American Repertory Theatre). Bardzo mi sie podobal jego Pericles, wcale zreszta nie opierajacy sie na szokowaniu, a do teatralnego udziwniania – z umiarem w ogole sie nadajacy, jak zreszta szczegolnie caly pozny Szekspir, ktory jest mi szcwgolnie bliski. Szkoda, ze musze uciekac, ale podrzucam link do tego teatru i tego przedstawienia:
http://www.americanrepertorytheater.org/inside/articles/articles-vol-1-i4-triumph-pericles
A ogolniej, jesli chodzi o wystawianie klasyki, to chyba trzeba znajdowac the middle way, pomiedzy szacunkiem dla dziela i zamierzen artysty (poczynajac od tego, zeby probowac zrozumiec odlegla juz nam mentalnosc i siatke pojec) i checia przyblizenia wspolczesnemu widzowi. Zwykle rezyserskie ego wymykajace sie spod kontroli, akurat w tym przeszkadza – tak jak napisalas.
I uciekam, bo juz powinnam byc gdzie indziej. 😉
A ja mam taki ohydnie staroświecki pogląd, że jak chłopcy chcą mieć klaunadę, to niech sobie sami napiszą operę – bardziej pasującą do klaunów niż biedny Gienio O.
Słyszałam kiedyś wywiad z Andrzejem Sewerynem, którego pani redaktorka pytała, co by proponował zrobić np. z Szekspirem, żeby go ludziom przybliżyć. Na to Seweryn odpowiedział: nic. To ludzie powinni coś z sobą zrobić, żeby się do Szekspira przybliżyć. I ja jestem za tym. Bardziej mnie interesuje, co mieli mi do powiedzenia Puszkin z Czajkowskim niż wybujałe ego reżysera.
Przerabianie wszystkiego co się da na klaunady i komiksy jest zabójstwem dla sztuki i podcinaniem sobie kulturowych korzeni. Bo co zrozumie z klaunady widz, który nigdy nie widział klasycznie wystawionego Czajkowskiego? Albo Czechowa w teatrze, po bożemu.
Homogenizowana papka kulturalna nam grozi. A za tym idzie homogenizacja mózgów.
Bardzo poważnie to traktuję, jak widzicie.W niewielu towarzystwach już dzisiaj można swobodnie posługiwać się kodem kulturowym naszego pokolenia. Paraliż postępuje (kto jeszcze – oprócz bywalców Koszyczka – skojarzy to z pewnym lekarzem z Krakowa?).
Nisieczko! Jestem z Tobą! Te koszmarne Pęcikowskie we Wrocławiu, a używa ona bezczelnie nazwiska Szekspira, żeby swoje majaki sprzedać, pewnie miały dotrzeć do młodzieży. Nie dotarły. Młodzież była zażenowana (tak tak) i ZNUDZONA. Młode dziewczyny koło mnie ziewały co chwilę. Ja też miałem ochotę, ale szlag mnie zbytnio ciskał. A moja córka sobie poszła.
Dodajmy do tego, że nie sposób było się dowiedzieć o co chodzi w Śnie nocy letniej z tego przedstawienia.
Moja głowa widać nie tak całkiem zacna, bo pewien stopień reżyserskiego szaleństwa dopuszcza. 🙂 Ale taki, który nie zabija i nie wyonaca ducha dzieła. I to nie w kostiumach rzecz, ani nie w scenografii, tylko zwyczajnie w tym, czy reżyser kocha (i rozumie) utwór i autora, czy wyłącznie siebie. 😉
Zdarzają się wyjątki. Znam jednak młode osoby, które mają jakieś oczytanie i erudycję. Jakiś czas temu w radio puszczali fajne wierszyki poetki, która ma … 17 lat. Bardzo dojrzałe. A jak gadała w wywiadzie….
Nie bójmy się tego słowa: my som jednak jakaś elyta, nie?
No i nie bójmy się też powiedzieć tego: młodzie mają swoje kody kulturowe, które nas (mnie przynajmniej) mniej śmieszą czy mniej są znane. Jakoś nie potrafię z siebie wydusić śmiechu, jak się przypadkiem popatrzę na te kabarety…
Bobiczku, to samo powiedziałem córkom: ja rozumiem artystyczną prowokację. No, staram się. Ale niech to będzie prowokacja, niech wstrząśnie mną. A nie zanudzi… wyświechtanymi banałami.
Tadeuszu, dzięki!
Bobiku, toż i ja betonowa nie jestem. Ale co innego nowoczesność a co innego pomysły reżysera, który autora uważa za idiotę i jest święcie przekonany, że to dopiero on ma coś ludzkości do powiedzenia.
Jeśli chodzi o kabarety, to wielką rolę w wypromowaniu tego koszmarnego badziewia umysłowego miała telewizja, a personalnie Nina Terentiew, która gorąco je popierała. Ta sama Nina, która twierdziła, że ludzie żądają od telewizji muzyki symfonicznej, a jak im się ją puści, to oni i tak przełączą się na galę piosenki biesiadnej, bo właśnie wrócili do domu po pracy i chcą odpocząć.
Kabarety do tej pory siedzą w Dwójce, okopane do pozycji stojąc.
Sięgnę do przykładu z samej siebie. Gdy się na czymś nie znam, a nie umiem zmilczeć, plotę androny albo gadam banały. I też czasem takie coś wystawiam, na blogach 😳 Tak mi się skojarzyło…
A śledź z cebulką i śmietaną jak był arcydziełem, tak jest.
Idę go zjeść. Plus kartofelki w mundurkach.
Zycie jest takie niesprawiedliwe, Moniko! Jeszcze tam na dodatek macie Andreia Serbana na wyciagniecie reki! 🙄
Dla mnie po nim teatr niemal sie skonczyl. Moglabym na palach jednej reki policzyc te predstawienia, ktore widzialam w ciagu osttnich 35 lat, ktorych nie poronywalabym niepochlenie z tym co widizalam u Serbana.
Pare lat po moim przyjezdzie do Lodnynu wystawial na Covent Garden Kniazia Igora. Ja bylam swiezo po kupieniu mieszkania, po uszy w dlugach, bez mebli i naczyn, a najtanszy bilet kosztowal £100.00. Nie mialam, wiec nie poszlam i wszystkie te lata zaluje. Powinam byla pojsc za kulisy, rzucic sie Serbanowi w nogi i powiedziec: to ja, Helena, pamietasz? ktora przychodila wieczor w wieczor , do ciebie w Greenwich Village, az zawazyles i zaprosiles na przujecie z aktorami. To ja, twoja wierna groupie. Wpusc na Kniazia!
Nie zrobilam tego i do dzis zaluje.
Eee, Haneczko, nadmiar skromności. 🙂 Poza tym komu się nie zdarza opowiadanie banałów, nawet jak się na czymś zna? To nawet by było dość okropne, musieć zawsze mówić wyłącznie okropnie mądre rzeczy i nie móc sobie tak zwyczajnie, przyjemnościowo popaplać. 🙄
Ważne tylko, żeby mieć świadomość, że się akurat nie mówi niczego wiekopomnego i nie oczekiwać od innych, żeby się zachwycali. 😉
Co do reżyserów, mam wrażenie, że wszystkim nam o to samo chodzi i ujmę to krótko – nie muszą koniecznie pracować na kolanach, ale powinni pracować dobrze. 😈
Ide teraz do E. gdzie bedziemy ogladac wspolnie moje najnowsze (sprzed roku) najwieksze odkrycie aktorskie – Mirande Hart.
Watch this space.
Znalazłem u Kierowniczki i wrzucam tu, żeby nie zapomnieć i ewentualnie wziąć pod uwagę przy planowaniu londyńskiego programu. 🙂
http://leonardolivehd.com/#
Nisiu,
myślę, że tym „wydziwiaczom” chodzi dokładnie o to samo, o co chodzi Tobie. O kasę. Stosujecie po prostu inne środki wyrazu. Ty „lecisz” Rodziewiczówną i innymi trędowatymi. Oni lecę „postmoderną”, tak, jak ją pojmują.
Każdy próbuje upolować swojego jelenia. I tyle. Oni mają swoich fanów, Ty swoich. Wasze prawo. Kto się na to nabiera, jego problem. Przybieranie pozy „kultura wysoka” … dla mnie, hipokryzja …
Bobiku, nie denerwuj mnie. Nie jestem skromna. Staram się być świadoma, zwłaszcza własnych ograniczeń. No.
To oni mają kolana? Nie zauważyłam.
Leje… ponuro… już wszystkie nogi wyczerpałem na toast pokrzepiający koniakiem…. ktoś może mi pożyczyć nogę??
Jotko, chłe chłe!
Ale ja akurat nic o wysokiej kulturze nie pisałem. Jak ją zwał tak ją zwał. Poszedłem do teatru, bo lubię na żywych aktorów popatrzeć. A tu dostaję banały z teledysków. I sieczkę z treści. Młodzi sieczki nie rozumieli (ja też), a banały ich nudziły. Mnie też.
Co z kim rozmawiam o pęcikowskich to się otrząsa. A skąd ona ma dobre recenzje — nie wiem. To jakaś hipokryzja.
Dla mnie Nisia „leci” zupełnie czymś innym, a czytałam wszystko, oprócz kryminału i okazjonalnej empikowej. Nisia ma oko, ucho i węch, a przede wszystkim – serce. To bardzo niesprawiedliwa ocena, Jotko.
No i jest różnica: Nisia chyba nie mówi, że Wielką Sztukę robi. Te tfurce tak mówią. Albo nie zaprzeczają, jak im tak kadzą.
A czym Nisia leci? Bo że nie jest to Mniszkówna, to oczywiste. A jest to coś znajome, ale nie umiem nazwać.
Jest jeszcze taka różnica, że Nisia, obojętnie czym leci, to leci w swoim imieniu od początku do końca, a nie podłącza się pod tekst jakiegoś nieżywego literata. Gdyby Nisia zrobiła postmodernistyczne ilustracje do Puszkina i ideologię do nich, to by można było porównywać. Ale nie zrobiła, o ile wiem. 🙂
ja już po polsku nie umiem… coś znajomego….
WW, o! Rychtyk! To jest Nisia Nisia, a nie Szekspir Pęcikowska.
haneczko,
a na jakiej podstawie twierdzisz, że Rodziewiczówna czy Mniszkówna nie miały serca, oka, ucha i węchu?
Ja też przeczytałam wszystko, proćz tej pozycji, której i Ty nie czytałaś. Nie neguję pewnych wartości, dokładnie takich, jakie miały wymienione autorki.
Na czym, konkretnie polega moja „niesprawiedliwość”?
Albo „zabawiamy się” tu w krytykę kulturalną albo …
Tadeuszu, chłe, chłe … dobrze jest wiedzieć jakie kryteria … i te de i te pe … w rozmowie stosujemy …
A jak się wytyka innym … trzeba mieć świadomość własnych „zasług” …
To znaczy, że jak jakiś skrzypek strasznie rzępoli, to najpierw mam skończyć kursa mistrzowskie, a potem dopiero to powiedzieć? 😯
Czytałam jedną i drugą.
Nie „zabawiam się”. Dla mnie zabawa się skończyła.
Tu się zgadzam. Nisia, nie podpina się, bezpośrednio, pod Szekspira czy Puszkina. Nie robi wariacji na ich temat.
Trzeba jednak mieć świadomość, że „wszystko już było”.
Nowe mogą być tylko środki wyrazu. A te są, jakie są …
Twórca, a dodatkowo twórca, który obsadza się w roli krytyka cudzej twórczości, musi się liczyć z krytyką …
Nie staję po stronie „udziwniaczy” … ale też nie jestem zwolenniczką „literatury” typu soap opera … choć doceniam jej wartości …
WW, po prostu nie wypada wytykać rzępolenia, kiedy samemu się rzępoli …
Nisiu,
Cz. Miłosz patrząc na śledzia w śmietanie i 2 mrożone wódeczki obok powiedział krótko
szczęście jest dostępne
No to jestem załatwiony. Muszę się jutro zapisać na jakieś 15 instrumentów, a to dopiero początek. 🙁 I na dyrygenta też.
Jotko, uważam, że blog nie powinien być miejscem takich personalnych ataków. Nawet jeżeli się kogoś nie lubi, czy ma o nim złe zdanie, niekoniecznie trzeba o tym pisać publicznie, w tonie napastliwym. Osobę zaatakowaną na pewno bardzo to boli, a przy tym wszystkich stawia w bardzo nieprzyjemnej sytuacji.
Można napisać „nie podoba mi się Twoja twórczość”, zwłaszcza jeżeli poda się uzasadnienie, ale zarzut w rodzaju „chodzi Ci tylko o kasę” zawsze jest tylko czyimś przypuszczeniem, nie stwierdzeniem „obiektywnego faktu”.
Bardzo mi przykro, że ten post się ukazał. Wolałbym, żeby tak się nie stało. 🙁
Jak to dobrze, że gra na falach Martenota mnie nigdy nie interesowała 😈
To może niech ktoś odchrząknie, Bobik na przykład, i udajemy, że nic nie było. 😎
Ditto, Bobiku…
WW, a tam, a tam, zaraz wielkie kursa! Tak zwana „kultura wysoka” jest dewastowana dwojako: poprzez jej „udziwacznianie” – pseudointelektualne interpretacje, albo przez jej infantylizację – przesadne upraszczanie.
Tak było, jest i będzie i nie ma co drzeć szat, czy też zwoływać pospolitego ruszenia w obronie …
A jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę …
Jak się wchodzi na ring, … w tym ring krytyki kulturalnej … no właśnie …
jedni znajdą coś dla siebie u „pseudointelektualistów”, inni u epigonów Mniszkówny … i co w tym złego?
Bobiku, dziękuję.
Jotko, Ty, oczywiście za swoją pracę wynagrodzenia nie pobierasz.
Bobiku,
sorry, ale czegoś nie rozumiem …
a gdzie tu jest atak personalny? Personalny, czyli atak na osobę? Pokaż mi to, a nałożę worek pokutny, przeproszę i udam się w stosowne miejsce …
Odniosłam się do twórczości osoby, która dokonuje krytyki dokonań innych twórców.
Jeżeli z powodów towarzyskich jest to na tym blogu niedopuszczalne, to proszę mi to powiedzieć. To jest Twój blog i natychmiast dostosuję się do Twoich życzeń.
Jotko, już powiedziałem – przypisywanie komuś motywacji w rodzaju „chodzi Ci tylko o kasę”, zawsze jest personalne. To nie jest merytoryczna krytyka.
Nisiu,
wynagrodzenie pobieram. Moja praca podlega zarówno ocenie, jak i krytyce. Oceniają mnie, co cztery lata, studenci, anonimowo. Ta ocena ma wpływ na przedłużenie mojej umowy o pracę. Moje „osiągnięcia” podlegają ostrej krytyce z przeróżnych punktów widzenia. Przyjmuję to do wiadomości i nie obrażam się. Mogę podzielać czyjś punkt widzenia lub nie. Ale nikomu nie odmawiam prawa do wyrażania opinii na temat mojej twórczości. Nie traktuje też opinii na temat tego co piszę, jako atak personalny.
Nie , Bobiku, to nie jest zawsze personalne. To jest stara i znana sentencja: „jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”. Wszyscy twórcy chcą „zaistnieć”. A jednym z najbardziej wymiernych wskaźników „zaistnienia” jest sukces finansowy. Nie ma w tym nic złego.
Irku – no tak, ale nie miałam tych dwóch wódeczek.
W tym momencie przypomniał mi się jeden absolutnie bezwódeczkowy, za to bardzo sympatyczny wieczór w Lublinie. Może przypadkiem domyślasz się który?…
I niech żałują wszyscy, którzy tam z nami nie śpiewali „Chiczkum-kiczkum”.
Nisiu, pamiętam że próbowałam śpiewać, ale pokręciłam. Słowa trudne 🙄
mam wódeczki, nie mam śledzia 🙁
Haneczko, po samym śledziu w śmietanie też nie idzie.
Pozostaję przy swoim zdaniu, Jotko, zwłaszcza że oprócz słów jest jeszcze ton. Niestety, odebrałem Twój post jako personalny w tonie.
A jak chodzi o względy towarzyskie, to myślę, że nikogo nie powinno zbyt dużo kosztować powstrzymanie się od oceny na blogu pracy tu obecnych. Nie jest to tak wiele osób, żeby kulturze robiło to jakąkolwiek różnicę. Twoja praca, Jotko, jest oceniana przez przełożonych i studentów, ale nie ocenia jej nikt tutaj i nie ma takiej konieczności, żeby oceniał. Właśnie z przyczyn towarzyskich lepiej tego nie robić. Bo w stosunkach towarzyskich, prywatnych nie chodzi o jakość pracy, tylko o jakość obcowania ze sobą.
Mam wódeczki i śmietanę. Nie mam pojęcia, co po tym pójdzie 🙄
Wlasnie przeczytalam i zrobilo mi sie niewypowiedzianie przykro. I smutno.
Matko kochana, w ogóle nie pamiętam, co myśmy tam pili w tym Lublinie… Pamiętam tylko nalewkę miętową, ohydną, którą kolega zakupił razem z karafką za jakieś ciężkie pieniądze. I pamiętam, że kelner nas lubił…
Nisiu,
frakcja jest z Tobą!!!!!!
Wszystkie moje koleżanki zazdrościły mi, że miałam przyjemność
Cię poznać osobiście.Wódeczka by mi się w tej chwili bardzo przydała. Ale nie mam.
Wielki Wodzu, niestety, nie wszystko da się zachrząkać. Gdyby było inaczej, chrząkałabym aż do utraty głosu – tym bardziej, że utrata takiego głosu, jak mój, to mała strata. Jotko, to było zjadliwe i agresywne, nie widzę tu żadnego uzasadnienia dla używania takiego tonu w stosunku do bliźnich, o ile nie uwiedli Ci męża ani nie kupili na wyprzedaży ostatniego egzemplarza bluzki, na którą polowałaś.
Nie mam śledzia, nie mam wódeczki, ale – jak zawsze – mam koniak i chętnie poczęstuję.
Wiecie, że ja bym sobie też najchętniej walnął banię. Strasznie to nerwy szarpie, jak coś takiego się dzieje. 🙁
Mam jeszcze rum. Nie ten, ale mam. Stawiam. Nie cierpię mięty 👿
Mar-Jo, kochana, mnie też bylo miło, bardzo. I koncercik był piękny. Chociaż nie było śledzia z wódeczką, ani nawet śmietany…
W ogóle dziękuję, Koszyczku.
Mam jeszcze dwie małe paczki śledzi, jak się drobno pokroi i doda śmietanę z cebulką (tego mam od zarąbania) – będzie dla całego Koszyczka… Wódeczkę przyniesie Haneczka – już zdradziła, że ma.
Bobiku,
jeżeli Ty, Blogowicze i Nisia rzeczywiście odebraliście to jako wypowiedź ad personam, a z kolejnych postów wynika, że tak to zostało zrozumiane, przepraszam Ciebie, Nisię i Blogowiczów. Przykro mi z powodu niezręczności. Miał to być głos w dyskusji na temat: kierunkków, form, etc., …
Przepraszam za zamieszanie …
Nisiu, nie zdradzam, radośnie oznajmiam 😀 Mam nawet spirytus ❗
Haneczko, ta nalewka nawet jak na miętę była wyjątkowo ohydna.
Po ostatnich kilku seriach gości mam rum Kapitan Morgan, whisky szkocką single malt, whisky kanadyjską Black Crown, koniak, Passoa, Grand Marnier, Cointreau, wina czerwone i wina białe (wszystko wytrawne) i nawet jakieś soki zostały.
I jeden karton (duży) wigilijnego barszczu czerwonego z Krakusa – na day after.
Czekam, drzwi otwieram, psy zamykam w łazience!
Aga,
nie uwiodła, nie podkupiła … widocznie taki nastrój do d….
co oczywiście niczego nie usprawiedliwia … i zgodnie ze starą sentencją: „jak ci mówią, że jesteś pijany, idź spać”, mówię dobranoc …
Jestem gotowa wyciagnac bardzo gleboko schomikowana butelke Johnny Walkera, czerwonego niestety tylko.
Haneczko, a ten spirytus jest pełnowymiarowy, czy 70%?
Jeśli pełnowymiarowy, to poproszę. Do znieczulenia potrzebuję niedużo. 🙂
Psy wypuscic z lazienki! Jak zabawa to zabawa!!!
A, z rzeczy, które mam, to mam jeszcze takie pytanie do samej siebie, dlaczego mnie jeszcze nie było w Lublinie. Twórczość stała się nieco śliskim tematem, ale zaryzykuję. Naczytałam się w dzieciństwie Czechowicza i Lublin jawił mi się od tego czasu miastem z bajki. Może się boję konfrontacji z rzeczywistością? Jest taki wierszyk Czechowicza, myślę o nim od rana, od kiedy Helena wspomina swoje piosenki z dzieciństwa. Ten wierszyk z wielkim przejęciem recytował mój młodszy brat, kiedy tylko nauczył się mówić. W jego interpretacji czereśnie… zdychały. 😆
W ogródku cichutko,
choć to jeszcze wcześnie…
Wzdychały,
Szumiały
kwitnące czereśnie…
Słowiku,
muzyku,
w czereśniach pod gankiem,
ciurlikaj,
tiurlikaj,
Śpiewaj kołysankę…
To może pod tę kołysankę? 😉
Z Twojego wszystkiego mam czerwone wytrawne sztuk trzy i 😆 barszcz 😆 wigilijny 😆 Krakusa 😆
Mar-Jo 😯 No gdzieżbyjakbyż 😯 Oczywiście, że pełnowymiarowy 😀
Mozna pod kolysanke, choc osobiscie wolalbym cos bardzoej z przzytupem!
Czy w związku z przeprosinami Jotki możemy się napić tej wódki w już lepszym nastroju? 🙂 Bez zachrząkiwania, ale z nadzieją, że Nisi rany się zagoją, a śledzik wpłynie kojąco?
Jak ktoś od wódki woli rum czy koniak, to ja nie widzę przzeszkód, choć nie jestem pewien, czy śledź akurat w tych płynach lubi pływać. 😉
Na Waszą odpowiedzialność. Ostrzegam, że Rumiik WSZYSTKIM da buzi w podskoku z przykucu, bo mały, ale sprężysty. Oczywiście, będą zachwycone, Rumiś zapewne nie pogardzi jakimś słodkim drinkiem. Pierwszy raz pił koktajl rumowy jak miał 3 miesiące. Cebulę ze śmietaną je, będzie miało dziecko zagrychę.
Szanta to jest dama! Najwyżej będzie gryzła Rumika…
Ago, w moim domu to się śpiewa przy gitarze!!! 🙂
No to bankiecik!
Hej, siup!
Nie przesadzalabym jeszcze z „lepszym nastrojem” ale sprobujmy!
Stosowna kołysanka:
http://www.youtube.com/watch?v=htCOsXBQI5Q&feature=fvwrel
To ja się wobec tego przyznam, że nie oparłem się prowokacji Heleny i przetłumaczyłem tego Elimelecha. 😳 Może się teraz nada do przytupywania. 😆
Kiedy rebe Elimelech
poczuł radość i wesele,
poczuł radość i wesele, Elimelech,
filakterie w kąt odłożył,
okulary na nos włożył
i po skrzypków szybko posłał,
po dwóch.
A skrzypkowie już po chwili
skrzypkowali i skrzypczyli,
skrzypkowali i skrzypczyli,
o, tak, tak.
Kiedy rebe Elimelech
poczuł jeszcze się weselej,
poczuł jeszcze się weselej, Elimelech,
chcąc by w szabat grajcy grali,
wraz z szamesem reb Naftalim
po doboszów zaraz posłał,
po dwóch
A dobosze już po chwili
najbębniściej zabębnili,
najbębniściej zabębnili,
o, tak, tak.
Kiedy rebe Elimelech
już ogromne czuł wesele
już ogromne czuł wesele, Elimelech,
chałat zrzucił, a na głowę
czapkę wdział i w krótkich słowach
cymbalistów kazał przysłać,
też dwóch.
Cymbaliści już po chwili
na cymbałach cymbalili,
na cymbałach cymbalili,
o, tak, tak.
Kiedy rebe Elimelech
upić nieco się ośmielił,
upić nieco się ośmielił, Elimelech,
błogosławiąc dzień tak miły,
migiem wszystkie zebrał siły,
po czym posłał po klezmerów,
po dwóch.
I skrzypczani doboszowie cymbalicznie zaskrzypczyli
i bębniarsko cymbalili,
o, tak, tak,
a bębniarze doboszarsko skrzypkowali na cymbałach
i na skrzypcach doboszyli,
o, tak, tak.
Boze, Bobik!!!!! Nie sadzilam, ze znasz jeszcze idysz.
Natychmiast wolam Kierowniczke, aby poprowadzila chor. Teraz sie wszystko zgadza rytmicznie!
Śledź po piracku. 😉
Heleno, z przzytupem nie potrafię. Pan mąż może tak, ale czyta Steinbecka i jest poza zasięgiem. Może po spirytusie dłabym radę 🙄
Bobiku, jesteś wielki!!!!
Chce się śpiewać!!!!
Ja nie znam jidysz, ale znam niemiecki. 😆
Czyżbym już nie dawała 😯 😳
Łoł! 😆
Teraz wszyscy chorem: Kiedy rebe Elimelech poczul radosc i wesele…
… Yohoho and bottle of rhum…
Ja takie swoje bimbomy będę od czasu do czasu…
Bobiczku, a wiersz genialny!
Dla publicznego dobra chórzę w duchu 🙄 Ale za to z zapałem 😀
kto ma ochote moze poczytac :
http://pl.wikisource.org/wiki/Wniosek_w_sprawie_ACTA
Bobiku 🙂 🙂 🙂 (za tlumaczenie)
Tadeusz na parapety oko polozyl i odkryl moja tajemnice, jestem SKARB, wiem gdzie lezy i jak uzywac sciereczki do kurzu
po prostu SKARB 😉
Rysiu, dzis zadne ACTA, chyba ze rozbierane…
pamietajcie tez, ze nadmiar alkoholu kacem sie konczy 🙄
Zaraz będę chyba miał zawrót głowy od sukcesu translatorskiego. 😆 No, chyba że to ta wódeczka…
Dziękuję, dziękuję, również w przyszłości dołożę starań… 🙂
Heleno, rozbieraj, rozbieraj 🙂 😀
Rysiu, bo pozalujesz!….
Skarb brykający ze ściereczką do kurzu. 😆
Heleno, dzisiaj moge zalowac, jutro mam wolne od przegladu
pozycji……..
Ago, fikajacy do tego, jak brykanie idzie
Jak skarb odkurza akty, to nader słusznie nazywa się to brykanie. 😀
Rysiu, chrzanić kaca, mamy dwa kartony barszczu!
whisek i dzinow to u mnie niet, ale piwo to czeka na spragnionych 8)
https://lh3.googleusercontent.com/-qkxCIq2R-NU/TxyNWmAADrI/AAAAAAAAFy0/4v71IZhtqjs/s800/DSCF6134.jpg
Ojoj, jak dobrze, że już dobrze, tylko czy na pewno?
Piwo na klina, zaraz po barszczu!
A cholera go wie.
To i ja chętnie zaśpiewam.
Poproszę karniaka! 😀
Znaczy weszliśmy w fazę rozbieranego chórzenia w pozycjach? Bardzo przepraszam, ale stawiałam przyzwoity spirytus. Za mowensa nie ponoszę odpowiedzialności. Jestem kompletna, aczkolwiek jeszcze nie odkurzona 🙄
%, barszcz, klin, chrzan
co na zab?
Vesper, Ty się najpierw napij, następnie zaśpiewaj, a dopiero potem pogadamy. 😉
karniaki rozlane 🙂
Rozbie…tfu…rozgaszczaj sie , emtesiodemeczko.
Słusznie. Zwłaszcza w tej kolejności, bo spragniona fałszuję 😉
i pomyslec ze kilka dni temu Irek do zlewu wylewal 😥
karniak nastepny
Śledzik już zjedzony? To donoszę grappę na karniaki. I oliwki na zagrychę. 🙂
Uważajcie na pestki! Zadławienie pestką źle wpływa na śpiewanie! 😎
Irek wylewał, bo mu przejeżdżały i przejeżdżały. To się zeźlił i wylewał.
Czy już jest pora na Czpajewa gieroja, czy jeszcze troszkę poczekamy?
Czapajewa. Przepraszam, to czkawka od wiski.
kereczki, sledziki, oliwki, chlup, chlup, chlup……cale piwko…
No, jestem. Zajmowałam się idiotycznym zajęciem: musiałam przypomnieć sobie „Dzień świra”, bo za tydzień premiera ni mniej, ni więcej, tylko opery według tego filmu. Mało co mnie tak wkurza. I to zachłystywanie się przez wielu obywateli: „Adaś Miauczyński to ja!”. Zaryzykuję stwierdzenie, że póki ktokolwiek w Polsce będzie identyfikował się z Adasiem Miauczyńskim, póty nie będzie to zdrowo rozwijający się kraj…
No, ale teraz już czas na specjalny uśmiech do Bobika za tłumaczenie Rebego 😀 W tym przekładzie pewne drobiazgi też się rytmicznie nie zgadzają („I po skrzypków szybko posłał, po dwóch” – brak jednej sylaby), ale jakoś można je dostosować. No i kłopot szypiącej polszczyzny: jak tu szybko (bo trzeba szybko, taka melodia!) zaśpiewać: „I skrzypczani doboszowie cymbalicznie zaskrzypczyli” albo „a bębniarze doboszarsko skrzypkowali na cymbałach”? 🙄 No, ale to już siła wyższa…
Pod Czapajewa wyłącznie spirytus od Haneczki. I niech ktoś skoczy po ogórcy. 😎
ogorki ze spizarni zony (z ruskiego sklepu-pychota)…. piwko kolejne
Proszę, ogórcy. Przypadkiem akurat pogryzam 🙂
Ja znalazłam Aloszy Awdiejewa o Rabim E.:
http://beta.chomikuj.pl/glogowek/Muzyka/Awdiejew+Alosza/R*c3*b3*c5*bcne/Rebe+Elimelech,62460587.mp3
Trzeba kliknąć w odtwarzanie.
Co nie zmienia faktu, że tłumaczenie Bobika boskie! 🙂
Pani Kierowniczko, po takim akoholu co my to to mamy, to
wyspiewamy bez sily wazszej 🙄
A w ogóle to dziś się podniecam padaniem serwerów rządowych 😆 Moje ulubione ministerstwo kultury też padło 😈
nie zmieściło się
Pani Kierowniczko, na mojego czuja ta końcówka również w oryginale jest takim stołem z powyłamywanymi nogami i powinna być trudna do wymówienia. Wyobrażam sobie, że w sytuacjach biesiadnych była z tego kupa śmiechu, kiedy śpiewającym zaczynały się języki plątać i nie mogli sobie z końcówką poradzić. Dlatego celowo tak pozapętlałem. 🙂
kuchnia, ktora to juz butteeeellllllllllkkkaaaaaaaaa,
Vesper, bierz, bierz do woli, pyszne sa
bawcie sie …… na Helene uwazajcie, chce rozbierac!
ja sie nie doczekam, grozila i nic…….
oddalam sie 🙂 🙂 🙂
Muszę się czymś z Wami podzielić. Mąż przyniósł dziś ze strychu dwie koperty z pamiątkami po swoim dziadku. A tam zdjęcia i listy z rejsu „Darem Pomorza” dookoła świata w latach 1934-1935, który dziadek męża odbył jako uczeń Szkoły Morskiej pod dowódzwem legendarnego kapitana Konstantego Maciejewicza. Co za lektura!
Widzę, że u tego Aloszy też jest w zwrotce mniej o jedną sylabę. Bo ja przyrównuję do oryginału w jidysz 🙂
Kapitanowie o siwych włosach
z czcią imię twoje wspominają
i wieczorami płyną w mesach
opowiadania o Macaju…
Johoho i butelka spirytusu, i Czapajew…
Portret Macaja powiesił u siebie w kabinie (w tej oficjalnej biurowej części) obecny komendant Daru Młodzieży. Za tych co na morzu!
I Alosza chyba trochę ominął skalę tu i ówdzie, tak mi się wydaje zdrewniałym uchem. Bardziej swojsko wyszło. 🙂
Ja z oryginału tłumaczyłem. 🙂 Tam jest „Un geshikt nokh di fidlers di tzvey”, więc nawet jakby jedna sylaba mniej. Ale po polsku z tą sylabą więcej jakoś lepiej brzmi, a wpasować w melodię da się bez problemu.
Pani Kierowniczko, to jest utwór na pijany chór – to, że końcówka jest nie do zaśpiewania na trzeźwo, to jest, moim zdaniem, ogromna zaleta tego tłumaczenia. 😆 Nam to jeszcze całkiem dobrze nie wychodzi, ale jak będziemy się dalej tak starać, to myślę, że jeszcze przed świtem ktoś nam zaproponuje zorganizowanie transmisji na żywo. 😀
Ale tam wlasnie chodzi o to by bylo jak najtrudniej wyartykulowac w przyspieszonym tempie. 😆
Ja- pelny zachwyt. Poslij, Pani Kierowniczko, Belli i Rozyczce. Niech tez maja frajde.
Dlaczego mamy tak beznadziejny strych 🙁 Vesper, karm.
Ale Bobiczka przekład wierniejszy, bogatszy i natchniony. 🙂
Aloszy chyba raczej estradowa skrócona produkcja.
Ja mam miłosierdzie nad bliźnimi, więc nawet nie będę straszyć rozbieraniem.
Ostatni łyk (flaszka się skończyła), porto, które przywiózł mi z Porto bratanek kapitanek (żeglugi wielkiej jak najbardziej) – i odpływam pomalutku.
Ahoj, Koszyczku!
Odśpiewane. W całości. W poczuciu, się oddalam…
Dobranoc.
„… doboszarsko skrzypkowali
i na skrzypcach doboszyli…” No boskie!!!!! 😆
Lajza z Aga.
Zaraz, bo już mi się wszystko… To teraz leci Macajew gieroj? 😯
Bo w oryginale było: „noch di fidlers, noch di cwej”. Ale widzę z innych jutubów, że czasem rzeczywiście to drugie „noch” się opuszcza. Ja jestem przyzwyczajona do wersji z dwoma „noch” 🙂
Natomiast a propos żydowskiego śpiewania, a dokładnie w tym wypadku hebrajskiego, to właśnie ze smutkiem się dowiedziałam, że zmarła ostatnio jedna z czołowych niegdyś izraelskich piosenkarek, Yaffa Yarkoni.
http://www.youtube.com/watch?v=cTczMkjxW6M&feature=related
Pani miała już swoje lata, ale najsmutniejsze jest to, że w ostatnich latach życia miała alzheimera i zapomniała, że śpiewała 🙁
Vesper, myśmy kiedyś tak znaleźli (w przepastnej szufladzie, nie na strychu) paszport, obrazujący poprzez pieczątki epopeję wojenną dziadka Pana Administratora. Z I Wojny Światowej. Dziadek, rzucony przez losy do Rosji, wracał do kraju m.in. przez Japonię, Indonezję, jakieś Arabie, itd. Ale w końcu wrócił, dzięki czemu ma nam kto administrować. 🙂
Macajew gieroj,
w daliokij sinij okiean,
na boj, na boj, na boj!
Macaj za cara pływał, jak najbardziej.
Lalala.
Mam paszport prababci z verboten na spirytus 😯
Ja bym jeszcze na sen coś łyknęła, jakby było. 🙂
Miałem nieprzyjemność z dość bliska oglądać skutki działalności Alzheimera. No, okropna to rzecz. 🙁
Oooo 🙁
Yaffa Yarkoni zaspiewala kiedys do mojego programu – na sztywnych laczach, bez akompaniamentu, bardzo przejmujaco psalm „Pan jest moim pasterzem”. Azeby bylo smieszniej podsunela mi ja zona prawoslawnego popa, ojca Sergieja, dzis juz niezyjacego, ktory byl na etacie ksiezowskim w redakcji rosyjskiej. Byl przechrzta, ale jego zona Rima (tez pracujaca w tej samej redakcji) nie dala sie przechrzcic i stale jezdzila do Izraela, gdzie zaprzyjaznila sie z Yaffa.
Na sen najlepsze piwo. Gdzieś tu chyba było… Całego chyba Ryś nie wyżłopał? 😉
mt7, jest, łykaj.
Haneczko, a czemu verboten na spirytus? 😯
Ach, Bobiku, jak już zeszliśmy na okropne temata, a mówią, że długie życie to błogosławieństwo.
Bobiczku @00:10, też miałam. 🙁
Piwo wyszło, reszta została. W oj tam oj tam ilościach. Czerpcie 😉
Mt7, sluze skoczem, ogorki tez mam i grzyby marynowane.
Czego to ludzie nie mówią, Siódemeczko… 🙄
Są, niestety, takie sytuacje, kiedy lepiej byłoby krócej. Ale nie będę przy imprezie dosmucać. 😉
Okropnych rzeczy wokół jest niestety mnóstwo, 🙁 dlatego jak się dla odmiany coś dobrego trafi, jako to śledź, wódka, ogórki, dobra muzyka i grzeczna kompania, to trzeba to radośnie docenić – co wiedział i rozumiał rebe Elimelech. Jego zdrowie – oraz wszystkich, którzy dają innym radość. I spać, bo już dziś.
Dziś należy do takich rzeczy, które są zawsze i nigdy ich nie ubywa. 🙂 W przeciwieństwie do wódki i ogórców, których ubywa czasem w niebywałym tempie. 😉
Bobiku, prababcia trudniła się szmuglem 🙄
Powiem Wam smutną prawdę. Pan A. to koszmar, ale wiele ułatwia. Służby rozumieją, co za jeden. Wytłumaczenie tych innych, to dopiero zagrycha.
Bardzo dobry toast! Zdrowie wszystkich!
A ja jakos nie wytrzymalam i poszlam poguglac o ojcu Sergieju Hacklu. I znalazlam kompletnie niezwykly opis Jego zycia i sylwetki i zainteresowan. Nie mialam pojecia. Dla mnie byl to stary bardzo semicko wygladajacy Zyd, ktory opowiadal cudownie zydowskie dowcipy i byl popem. A tu – taki intelektualista i artysta!
http://www.independent.co.uk/news/obituaries/fr-sergei-hackel-6151465.html
Aha! i jeszcze sie dowiedzlalam, ze Rima nie byla jego slubna malzonka, tylko… no jakby to nazwac.. przyjaciolka. Ktos mi o tym wspominal, ale nie uwierzylam i myslalalm, ze to plotka.
Wiem, ze zawsze przychodzili i wychodzili razem z pracy i zawsze siedzieli przy oddzielnym stoliku. A jak dzwonilam pare razy do Rimy (wlasnie w sprawie Yaffy) to ojciec Sergiej odbieral telefon. 😯
Sprawdziłam, ogórki są, reszta też. Wlałabym odwrotnie. Bardzo brakuje mi Was namacalnie.
Dobranoc 🙂
A tu wygląda interesująco:
http://www.sussex.ac.uk/press_office/bulletin/18feb05/article9.shtml
To idę spać, będę chyba całą noc śpiewała we śnie o Rebe Elimelechu. 😀
Dobranoc.
Gust muzyczny ojca Siergieja bardzo mi pasuje. Chyba byśmy się dogadali. 🙂
Jednak nie mogę zasnąć.
Oczywiście, potrzymuję moje przeprosiny. Jeżeli kilka osób odebrało mój ton, jako napastliwy, to najwyraźniej taki był. I nie ma tu żadnego usprawiedliwienia.
Równoczesnie nie mam takiego poczucia, że dopuściłam się jakichś zachowań nieuprawnionych i niedopuszczalnych.
Bobik, (21:42) zarzuca mi, jako zachowanie niedopuszczalne, stwierdzenie, że „chodzi tylko o kasę”. Nie pisałam, że „tylko” o kasę. I przemyślałam raz jeszcze powody, dla których wprost, może zbyt obcesowo, za co przepraszam, pisałam o „kasie”.
Otóż opierałam się na licznych, znanych mi wypowiedziach, jakie można znaleźć w internecie, samej Autorki. To tylko jedna z nich:
http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/320319,czemu-zaczelam-pisac-to-proste-dla-pieniedzy,id,t.html
Podobną wypowiedź, – „dlaczego nadal piszę – dla pieniędzy” – ja i ponad setka innych osób, mogła usłyszeć na spotkaniu autorskim, którego byłam organizatorką, w październiku 2010.
Być może dlatego wyraziłam tak wprost coś, co dla Blogowiczów najwyraźniej zabrzmiało zbyt obcesowo.
Co do samej oceny merytorycznej. Podtrzymuję swoje zdanie. Sa dwa trendy … i o tym pisałam … i nie uważam żadnego z nich za pozbawiony wartości, … ale dostrzegam też, że oba obarczone są pewnymi słabościami.
Niemniej, jeszcze raz: za zakłócenie miru blogowego przepraszam.
Najwyraźniej moje aktualne problemy przerastają mnie, na czym cierpią moje relacje blogowe. Nie stanowi to żadnego usprawiedliwienia. Niemniej jest dostatecznym sygnałem do wycofania się z życia blogowego. Co dla dobra wszystkich robię.
Czy moge opowiedziec dowcip, ktory mi kiedys w przelocie opowiedzial o. Sergiej? Nikt sie nie zgorszy? OK.
Wojna. Ukraina. Mala wioska, gdzie hitlerowcy wytrzebili wszystkich Zydow i wrzucili do rowu.
Nad rowem stoi radziecki zolnierz i zalewa sie lzami. Dlonie zacisniete, mowi dlawiocym sie z oburzenia glosem:
– Nu, wy gady-faszysty! Nu, wy, swolocze!!! POczekajcie! Dojdziemy do Berlina i popamietacie Armie Cezrwona! My waszym Zydom nie takie zrobimy!
No tak, ojciec Sergiej jako Żyd może miał prawo z tego się śmiać. Ale ja nie mam i nawet bym nie próbował. 🙄
Eeee, smiejemy sie nie z Pomordowanych tylko z mentalnbosci prostego radzieckiego zolnierza. 😆
Jotko, niektóre rzeczy trzeba czytać między wierszami. Z całego wywiadu z Nisią wynika, że to, co robi traktuje poważnie i z szacunkiem dla odbiorcy, a odpowiedź „piszę dla pieniędzy” jest wyraźnym, autoironicznym przymrużeniem oka. Zdystansowaniem się do siebie samej i do zawodu pisarza traktowanego koturnowo. Próbą przełamania takiego stereotypu.
Ja to dobrze rozumiem, bo sam też często mrugam do czytelników, twierdząc, że interesuje mnie tylko pasztetówka, ale… hmm… chyba to nie jest cała prawda o Bobiku. 😉
Bardzo mi przykro, że masz problemy. Mam nadzieję, że jak najszybciej Ci się rozwiążą.