Ludzki problem
Gończy Polski z trudem przecisnął się przez niewielką dziurę w żywopłocie, pospiesznie wbiegł na taras i zatrzymał się tuż przed dobrotliwym, emanującym pedagogicznym natchnieniem obliczem Labradorki.
– Znowu się kłócą! – szczeknął z rozpaczą. – Jak pragnę kości, czy nie mogła mi się dostać taka rodzina, która nie brałaby się codziennie za łby?
– A o co się kłócą? – zainteresował się Bobik.
– Żebym to tak naprawdę ktoś wiedział! – jęknął Gończy. – Na przykład ona mówi, że deszcz pada, to on na to, że winni masoni, to ona wtedy, że nieprawda, winny to jest ocet i już sobie skaczą do oczu. Albo ona, że wolność wypowiedzi artystycznej, a on, że satanizm – i łubudu! W ogóle normalnie rozmawiać nie potrafią. Co za ludzie!
– O, to Labradorka ci na pewno pomoże – ucieszył się Bobik. – Ona się zna na ludziach.
Sąsiadka nie dała się nawet raz prosić i natychmiast przystąpiła do wyjaśnień.
– Przede wszystkim, mój chłopcze – oświadczyła z przekonaniem – jest jedna zasada, od której się wyjść musi w każdej porządnej dyskusji. Najpierw potrzeba wiedzieć, o czym się mówi, albo cała dyskusja na nic, bezwarunkowo. A ludzie po większej części nie wiedzą nawet o tym, że nie znają istoty każdej rzeczy. A jednak, tak jak gdyby ją znali, nie porozumiewają się co do tego na początku rozważań, toteż w dalszym toku za to pokutują. Bo ani się sami z sobą potem, ani z drugimi pogodzić nie mogą…
– Zaraz, zaraz – przerwał Gończy. – Nie jestem pewien, czy dobrze złapałem, co z tego w praktyce wynika. Czy to znaczy, że jak ktoś wie, o czym mówi, to inni się muszą z nim zgodzić?
– No, coś koło tego, a może i nie tego – przyznała nie do końca pewnie Labradorka i oddaliła się w kierunku domu.
– Poszła zapytać Kota Sokratesa, co właściwie miał na myśli – szepnął konspiracyjnie Bobik. – Przecież sama tego wszystkiego nie wykombinowała, tylko po nim powtórzyła, toczka w toczkę. Wierz mi – wiem, co mówię.
– Ale czy dla mnie coś z tego wynika? – zapytał niespokojnie Gończy Polski.
– Dla ciebie to chyba nie – zasępił się Bobik. – Nawet gdybyśmy pominęli Labradorkę i zwrócili się do samego Kota z prośbą o interwencję, chyba niewiele by z tego wyszło. Już prędzej jego bym namówił, żeby pogadał z twoimi ludźmi, niż ich, żeby zechcieli go posłuchać i zrozumieć.
Pierwsza!!!
Eee tam, ja nie mam żadnych problemów z porozumiewaniem się z ludźmi 🙄
Jak udają, że nie rozumieją co do nich miauczę, to sikam im na drukarkę i zaraz rozumieją 😎
No tak, ale oni nie potrafią miauczeć, tylko wydają strasznie dużo bardzo dziwnych i niepotrzebnych dźwięków 👿
Dobranoc 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=WMVy79msmgQ
Sokratesie, może ludzie tylko udają, że Cię zrozumieli? A może tej rodzinie Gończego Polskiego zapomniałeś siknąć na drukarkę? Bo oni się dalej kłócą i to w taki sposób, jakby nigdy nie słyszeli, co do nich mówiłeś. 🙄
a to mają na siebie warczeć? 🙄
No nie, nie warczeć. Przecież Sokrates mówił, że miauczeć. 😆
Staram się mówić, ale czasem piskam, a czasem ryczę 😳
Mam nadzieję, że Gończego karmi Pani, a nie Pan. Jak ktoś myli masonów z octem i artystę z satanistą to aż strach myśleć o tym, co może włożyć do miski… 🙄
No tak, pasztetówka z octem przekraczałaby nawet i moje możliwości zrozumienia. Chyba mógłbym już tylko warczeć… 🙄
Ocet był winny na dżumę, nie na pasztetówkę 😎
Taki mylny Pan może chlusnąć na psa octem z byle powodu – ot, zauważy, że ten się jakoś ospale porusza…
Przecież wszędzie teraz chlustają octem po talerzach, żadna knajpa od tego wolna nie jest. Tyle że balsamiczny, ale ja żadnego nie lubię. Nawet po deserze walą. Czy ktoś chciałby wraz ze mną zaprotestować? Oflagować się?
Dobrej nocy, Bobikowo.
Dzień dobry 🙂
Mroźnie, ale słonecznie. Żadnych poważnych rozmów przed kawą. A potem trzeba będzie „poskakać studentom po głowie” 🙄
Taaa, ludzie to wiedzą o czym mówią 🙄
http://www.rmf24.pl/ciekawostki/news-usa-kongres-zdecydowal-ze-pizza-to-warzywo,nId,387497
a żytnia to zboże pełnoziarniste 👿
to nie pijaństwo, to zdrowe odżywianie 😉
Idąc tym tropem, doszłam do wniosku, że czekolada nadziewana to owoce. Dobrego dnia.
Kuma polonijna mojej połówki opisuje tak zabawy swego dziecka w przedszkolu w USA: jedno z dzieci zostaje szeryfem i przekazuje tę rolę po godzinie następnikowi. Dziewczynki są szeryfkami i nie są inaczej traktowane. W sali przedszkolnej nie ma zapewne drukarki, a nie sądzę aby maluchy już umiały sikać na złość.
Dzieci uczą się życia w hierarchicznej zbiorowości i być może w amerykańskiej angielszczyźnie nie ma idiomu „przyspawany do stołka”.
Od miesięcy cieszę się zasobnością sieci i wędruje po księstwie YT. I uparcie szukam dwóch proroczyczych politycznych piosenek z lat młodości.
W jednej z nich mężczyzna zwraca się błagalnie do swej bardzo gadatliwej partnerki „Tylko nie mów!”. Gdy się słyszy w telewizyjnych rozmowach niektóre panie, to chciałoby się tę piosenkę zaśpiewać. Na pierwszy plan wysuwa się posłanka Kempa. Ona nie zamknie ust nawet po zamknięciu mikrofonu.
Chyba padnie kiedyś na wizji z powodu niedotlenienia. Są panowie zachowujący się podobnie. Pan Semka jest zdolny wygłosić Odyseję i Iliadę w trakcie jednej sesji bez przerwy na popijanie.
W drugiej pieśni mężczyzna śpiewa: „Żeby rodziła zdrowe dzieci!” Nie pamietam wcześniejszych słów pieśni. Sądze, że było tam: „Nie musi być sliczna, …”
Nie znalazłem ani jednej, ani drugiej. A myślę, że dziś były by blisko pozycji top na liście rankingowej piosenek.
Nie jesteśmy uczeni dialogu, ani wstawiania dobrych wieści do monologu. Pozwolę sobie na ustawienie Gospodarza Koszyczka jako tarczy do strzelania. Zapanowała kultura pasztetówki i tylko przypadkiem dowiadujemy się, że Bobik potrafi ogryzać żeberka. A o baranach i baraninie to bez zachwytów! A przecież wedle praktyki ludziowej świat jest niezwykle bogaty! Być może powtórzę się i znów zacytuje wyznanie cudzej potrzeby: „Poszukuję chłopaka na kebab”.
Nikt nie zdobył się na przełamanie poprawności politycznej i nie fuknął: „Hiena lidzka!” A to przecież sodomia!
Gdyby szukali dziesięciu poczciwych przed zesłaniem ognia kary, to jedną pozycję znam: Bobik.
Druga pozycja to żona Lota. Ten któremu nie pozwolili obsikać drukarki zawołał: „Zapomniałaś wziąć grzebień!” W przystępie naiwności odwróciła się biedaczka na słono. Bo dziwactwo poprawności politycznej nie pozwala publicznie wyrazić największego wyuzadania: „Lubię gdy mierzwisz moje loki!”.
Miau, szczeku, gadania i pisania miłego dla się i onych życzę!
Oj ludzie… w Czechach jest piękna potrawa utopenec, i jest to parówka marynowana w occie. Do piwa oczywiście, tam wszystko do piwa. A jakaż to przeszkoda pasztetówka marynowana w occie? Z rozmarynem… rozmarzyć się można. I w razie czego można ją wcisnąć do piwa 🙂
I zaraz zaraz, w ramach zwracania uwagi na dyskryminację etc. stanowczo protestuję przeciw insynuacjom, że peć menska to może coś psu zrobić. W większości domów mi znajomych najbardziej troskliwie zajmują się zwierzętami faceci. Może ja też powinienem nasikać na drukarkę!
W każdej dyskusji jest jedno najważniejsze zdanie, wyjaśniające wszelkie kwestie sporne
” Ale ja Panu/Pani nie przerywałem” 🙂
Dzień dobry 🙂 Chciałem dziś skorzystać z podpowiedzi Staruszka i rozszerzyć swój repertuar, ale poprosiłbym o parówkę wciśniętą do piwa bez uprzedniego marynowania. Ocet to jednak… Nie żebym, jak Nisia, od razu się oflagowywał, ale nawet w przypadku kremu balsamicznego jestem zwolennikiem bardzo umiarkowanego postępu w granicach wytrzymałości kubków smakowych. 😉
Że faceci bardzo troskliwie potrafią się zajmować zwierzętami, potwierdzam na tysiąc, co tam, na milion procent. 😀 Ale Adze chyba nie chodziło o zdyskryminowanie psich Panów w ogóle (nawet nieświadome), a o wyrażenie obaw co do możliwości umysłowych konkretnego Pana. I słusznie, bo on z tych panów, co to ni dudu nie wiedzą, o czym mówią.
Choć z drugiej strony… ta Pani też w gruncie rzeczy nie lepsza, tylko w opowieści Gończego Polskiego nie wyszło to może tak całkiem wyraźnie. Więc może to Gończy nieświadomie zdyskryminował? 🙄
A jak chodzi o przydatność konkretnego Tadeusza dla psa, to przecież wyraźnie było opisane, że jest nie-do-przecenienia. 😆
http://blog-bobika.eu/?p=819#comment-91356
Irku, bo w demokracji trzeba mieć do rozmówcy stosunek nieprzerywany. 😈
Staruszek, pisząc o nauce przez zabawę w amerykańskiej szkole, przypomniał mi rozmowę z pewnym polskim nauczycielem, który poprosił mnie o radę, jak przeprowadzić z 15-latkami lekcję na temat wielokulturowości i spotkania z Innym. Chodziło zwłaszcza o wprowadzenie elementów „nietradycyjnych”, jak praca zespołowa czy odgrywanie ról, bo tego ostatnio życzą sobie władze oświatowe, a lekcja miała być hospitowana. No to podsunąłem mu taką grę, w której uczniowie z jednej grupy mają okazję na własnej skórze przekonać się, jak się czuje Obcy, a ci z drugiej grupy zastanowić się, czym Obcy budzą ich niechęć, po czym szuka się wspólnie rozwiązań, jak tę niechęć przełamać. Nauczyciel trawił pomysł przez kilka dni, aż w końcu stwierdził – wiesz, to jest dobre, tylko ja to muszę przerobić. Nie będzie tych scenek, bo nie umiem tego prowadzić i źle się w tym czuję, a poza tym muszę jakoś ominąć tę pracę w grupach, kiedy oni sami mają coś wymyślać, bo uczniowie nie są do tego przyzwyczajeni i to na pewno nie wyjdzie.
Coś jeszcze próbowałem argumentować, że rozwijanie inteligencji emocjonalnej, że zupełnie inne jest uczenie przez przeżycie, niż przez wykład, że samodzielne dochodzenie do wniosków, że przyjmowanie odpowiedzialności za wynik pracy grupy, że to, że tamto. Na próżno. Stanęło na tym, że „oni na pewno nie będą potrafili tego zrobić, bo ja się w tym źle czuję”. 🙄
Nie byłem w Lidzie i nie wiem gdzie L idzie.
Miała być hiena ludzka.
Krzyżówka wedle genetykow już znana prekambrze.
Mieliśmy w studenckim środowisku pyszałka niedouczonego. Nie rozumiał i nie przyswajał krytyki. A niektóre uwagi doń były paleontologiczne: „Jura! Ty jesteś trzeciorzędowy!”
A świat jest dziwny. Zwierzak zapewne mógłby się spotkać z ludzieńkami, którzy przyswajają witaminę C zakupsułkowaną w odwłokach mrówek.
W górach Pirin spotkałem drogowskaz z napisem po polsku brzmiącym tak: „Schronisko Benderica 27 h”. Jakiś Polak zapewne dopisał: „7 lew za ciepłe piwo do 22-ej”.
Najwyraźniej masy piją do cierpienia na krzyżu konsumcjonizmu i zwilżania ust octem.
Co się stanie z naszymi małymi braćmi po Sądzie Ostatecznym? Czy Zwierzak może być zbawiony? Zwierzak być może hula bez kontusza nad wyschniętym Dunajem i śledzi lokalną dyskusję: „Czy można sefaradyjkę obsadzić w roli Carmen?” Ponadto zapewne sie dziwi dlaczego w Wiedniu potrawy z królika takie drogie i czy to kanibalizm?
No bo ta polska szkoła dalej taka jak tu opisana
http://co-wtorek.salon24.pl/79542,o-polskiej-szkole-chodzenia-po-gorach
hehe, z salonu 🙂 Ale panu Marcinkowskiemu już się znudził.
Niegłupi facet, tylko taki, hm, apodyktyczny w poglądach.
Tym mocnym akcentem idę potęgować swoje szare komórki przy klasówkach. Może co zostanie…
Mialam wczoraj wieczorem bardzo zaniepokojony telefon od Kumy z Gdyni, ktora z kolei odebrala wczesniej zaniepokojone telefony od przyjaciol z Ameryki w sprawie pobicia na kampusie uniwersyteckim Roberta Hassa i jego zony Brendy.
Jedn z najwybitniejszy z amerykanskich poetow, bliski przyjaciel i kolega unoiwersytecki Milosza, ktorego z Renatka tez wiaza bliskie wiezy przyjazni i wiele wspolnie przetlumaczonych wierszy, zostal pobity przez kampusowa milicje (campus deputy sheriffs), ktora w okregu San Francisko ma czesc uprawnien policji, a na kampusie w Berkley wlasny posterunek. Przed gmachem, gdzie ten posterunek sie znajduje rozbite zostaly namioty ruchu Occupy Whatever. Tu sam Bob Hass na lamach ostatniego niedzielnego NYTimesa opisuje zajscia:
http://www.nytimes.com/2011/11/20/opinion/sunday/at-occupy-berkeley-beat-poets-has-new-meaning.html?_r=1&scp=2&sq=Robert%20Hass&st=cse
So. Z tym robimy? Czy robimy cokolwiek? Powiem najuczciwiej jak moge jakie jest moje stanowisko.
Jestem absolutnie i kategorycznie i bez najmniejzych watpliwosci przeciwna biciu poetow, ich zon, a takze anonimowych studentow protestujacych w sposob pokojowy na kampusach czy gdziekolwiek indziej.
Wielkiej sympatii natomiast nie czuje wobec ruchu Occupy! poniewaz nie bardzo rozumiem prostestu przeciwko Wszystkiemu Jak Leci. Mam do tego pewien uraz od lat, kiedy to moj byly narzeczony zwykl byl konczyc wszytke domowe sprzeczki tryumfalnym stwerdzeniem pod moim adresem: I tak jest ze wszystkim!
Nie zdolalam jeszcze sprawdzic przeciwko czemu byla okupacja w Berkley, ale wierze Hassowi na slowo, ze byla pokojowa. I uwazam ze, jak wspomnialam, nie nalezy bic poetow (choc znam takich, ktorym by sie przydalo) i studentow.
Powinnismy slac listy z protestami do Berkley? Pewnie tak. Chce sie nam? Pewnie nie wszystkim. Ale sama jestem gotowa wyslac taki list i ewentualnie udpstepnic adres wladz Berkley.
Wiele wierszy ( a takze pare wywiadow) Roberta Hassa zamieszczal regularnie Tygodnik Powszechny za redaktora Ks. Bonieckiego.
A moze wyslac jeden grupowy list z podpisami do biura Campus Deputy Sheriffs z kopiami do wladz Berkley University? Moniko, jestes tam? Co o tym mysisz?
Ja z lenistwa pewne byłbym bardziej skłonny podpisać list, niż go pisać własnołapnie. 😉
W końcu biciu pokojowych demonstrantów, poetów czy nie poetów, jestem zdecydowanie przeciwny, a i do ruchu Occupy mam wiele więcej sympatii niż Helena. Tak że podpisać mógłbym z czystym sumieniem.
A to? Jak Wam się podoba? I gdzie słać protest
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/zaskakujaca-decyzja-sadu-zakaz-pedalowania-oficjal,1,4914592,wiadomosc.html
Znaczy sie jest tak, Bobik. Nasz stosunek do tych protestow, jakkolwiek rozny (pewnie blizej Ci do Renaty) nie ma nic wspolnego z niezgoda na bicie pokojowych demobstrantow. Wspomnialam o wlasnym stosunku do ruchu Occupy! jedynie dlatego, ze byc moze jest wsrod nas wiecej Gosci niz tylko ja sama, ktorzy maja podobne do moich misgivings. 🙂
TO mi się w ogóle nie mieści w głowie, Haneczko, no ale ja się może już na tyle zgermanizowałem, że jestem „przeczulony”. 🙄
Nie wiem tak z pierwszej piłki, gdzie słać. Może faktycznie do Rzecznika Praw Obywatelskich z prośbą o zainteresowanie się sprawą?
Haneczko, a mnie sie podoba, ze zarejestrowano chamski „zakaz pedalowania”. Jak jest zarejestrowany ONR, to jego obrzydliwy znak tez powinien. W ten sposob wszyscy wiemy o co sie rochodzi. Powinni jeszcze zarejestrowacx heilowanie, zeby polscy faszysci nie musieli klamac, ze zamawiaja piwo czy co tam. Niech beda rozpoznawalni tak jak na to zasluzyli i zapracowali. Podobnie z lekko stylizowana swastyka. Abysmy my z kolei nie musieli uzywac takich understatements jak „faszyzujacy ruch”. To jest ruch faszystowski par excellence.
No, jest faszystowski i właśnie dlatego w momencie przyklepania legalności tego przez sąd powinno się zareagować. Bo kiedy faszyści puszczają między sobą oczka i usiłują prawo wyrolować, to jest już wystarczająco wkurzające. Ale kiedy Temida, w swym pełnym, sądowym majestacie, oświadcza, że chce i lubi być rolowana – że nie użyję obscenicznego wyrażenia, które może byłoby nawet bardziej adekwatne – to jest to chyba dla funkcjonowania państwa jeszcze niebezpieczniejsze (przynajmniej w tym momencie dziejowym), niż faszystowskie grupki.
Heleno, teraz nie mogę na zimno, bo się gotuję.
Wiemy jak niebezpeczny jest to ruch. I wlasnie DLATEGO nie nalezy udawac, ze jest to zabawa w miekkich faszystow czy konserwatywnych patriotow, jak udaje ich najwiekszy sympatyk („bezpartyjny bolszewik” hehe) Rafal Ziemkiewicz czy calkiem jawny dr Jan Zaryn.
I dopoki cale spoleczenstwo nie bedzoe wiedzialo dokladnie co jest grane, beda to zabawy z ONRem w kotka-myszke.
Spoko, Haneczko. Pokonamy. No pasaran. 🙂
Heleno, juz jest reakcja rektora calego systemu uniwesytetow publicznych (do ktorych Berkeley nalezy), calkiem mocna, wiec podpisywanie listu jest w tym przypadku zajeciem troche po herbacie. Samo wydarzenie bylo tutaj omawiane i naglasnianie juz jakis czas temu. Ostatnio rownie szokujace okazalo sie „spacyfikowanie” studentow w UC Davis. Podrzucam Ci sznureczek artykulow Jamesa Fallowsa z Atlantic Monthly, zaczynajacy sie wlasnie od opisu wydarzen w UC Davis (z ostatniego weekendu, ktory wstrzasnal spora czescia opinii publicznej, i byl dyskutowany przez pare ostatnich dni). Ostatni wpis Fallowsa jest o reakcji wladz uniwersyteckich.
http://www.theatlantic.com/national/archive/2011/11/the-moral-power-of-an-image-uc-davis-reactions/248778/
A poza tym, OWS to nie jest tak naprawde Protest Przeciwko Wszystkiemu, pomimo zabawnych, ale zwodnych analogii z Twoim bylym narzeczonym. 😉 Ale to dluzsza historia, a ja musze juz uciekac z domu, bo zaraz bede spozniona.
Ja się jednak też gotuję, bo na mój chłopsko-psi rozum to jest tak: wszędzie są jacyś ludzie, którzy usiłują obejść zasady współżycia społecznego i tak przy tym społeczeństwo wykołować, żeby nie ponieść kary. Takich ludzi nazywa się przestępcami. Prawo jest od tego, żeby mnie, uczciwego obywatela, przed przestępcami chronić, poprzez a) wyraźne sformułowanie tych zasad, których pod groźbą kary przekraczać nie wolno (i tym się różni od. np. dobrego obyczaju), b) w przypadku ich przekroczenia poprzez wskazanie, które zasady zostały naruszone i stosowne do tego ukaranie.
Kiedy prawo – z przyczyn politycznych, światopoglądowych, czy jakichkolwiek innych – zaczyna motać, dowodzić, że zasady w zasadzie nie są tak całkiem zasadne i zarzucać przeczulenie tym, którzy tych zasad jednak chcieliby się trzymać, to coś tu jest bardzo nie w porządku. Ja się wtedy nie czuję przez prawo dostatecznie chroniony.
Gdyby w uzasadnieniu sąd wskazał np. na jakąś lukę prawną, która nie pozwala mu „zakazu pedałowania” czy faszystowskich znaków zbanować – trudno, zgrzytnąłbym zębami, ale uznał argumentację. Co najwyżej mógłbym się wtedy zacząć domagać zmian w prawie usuwających tę lukę. Ale kiedy sąd opiera się na wyraźnie stronniczych (i moim zdaniem niezbyt profesjonalnych) opiniach biegłych i nie żąda, choćby dla równowagi, ekspertyz z innej strony, to mnie diabli biorą. Już nie mówię o zdrowym rozsądku, który może nie jest kategorią prawną, ale nie jest też przez prawo zakazany. 😉
W takiej sytuacji nawet trudno się dziwić, że potem ludzie nie widzą innego wyjścia, jak wyjść na ulice i blokować. 👿
Jaka szkoda, że TO nie obraża, jakże przecież czułych, uczuć religijnych 👿
Dzieki, Moniko. Z pewna ulga ( 🙄 🙂 ) dowiaduje sie, ze juz po herbacie. A to dlaego, ze w grunce rzeczy nie lubie ukladac listow z protestami (gnusnosc wrodzona!), ale i tak ukladam bo uwazam, ze nie moge inaczej i jak ja nie uloze, to juz nikt inny nie ulowzy…. A potem co poniektorzy kudlaci poeci nazywaja mnie ciotka rewolucji, jakze nieslusznie. Ciotka najchetniej by siedziala i malowala paznokcie albo ogladala cos glupiego w telewizji, zagryzajac kiszonym ogorkiem. 🙄
To by była zwykła ciotka, nie rewolucyjna. 🙂
Rewolucyjna nawet jak ma wielką ochotę zagryźć paznokcie kiszonym ogórkiem, nie może sobie na to pozwolić, bo skrzywdzone mysikróliki domagają się wysłania protestu w ich sprawie. 😈
Żeby nie było, że dyskryminuję – rewolucyjny wuj takoż. 😎
Z roznych myzoginicznych powodow „wuj rewolucji” brzmi znacznie mniej obelzywie niz jego damski odpowiednik. Ktory jest zawsze zabojczy. Nawet wtedy kiedy sie jest ciotka rewolucji mimo woli. Wystarczy, ze sie gdzies szybe kamieniem wybije i juz sie jest ciotka rewolucji…. Mezczyzna w takiej sytuacji jest zwyklym chuliganem. Mniej obrazliwe. 🙄
Ale wuj rewolucji rymuje się dobrze, a ciotka nie chce. Wobec tego wyższością jest ciotka. Jak zwykle kobity zresztą są lepsze.
Ja też jestem skromnego zdania, że poeta taki sam obywatel jak inni, a takoż iż nie powinno się być żadnego obywatela.
BIĆ obywatela. Uwaga: nie jest to wezwanie to bicia obywateli!
Zastanawiam się, czy jest gdzieś wystarczająco wyniosły zenit, aby moja niechęć do roboty mogła tam sięgnąć 🙁
A, to chyba będzie tam, gdzie sięga moja dzisiejsza niechęć do roboty.
Trzeba iść w kierunku zachodnim, przejść Odrę, przejść Ren i tuż pod granicą holenderską ten zenit się wznosi. Z daleka go widać, a jakby co, to zawsze można zapytać miejscowych. 🙂
Tu sie nie zgadzamy, Tadeuszu. Poeta to nie jest jak zwykly obywatel:
Poeta to na pewno ktoś
Słuchajcie głosu poety
Choćby ten głos
był cienki jak włos
Jak jeden włos Julietty
Jeśli się zerwie włosek ten
to nasza nudna kula
upadnie w ciemność
Czy ja wiem
albo się zbłąka w chmurach
Słyszycie Czasem wisi coś
na jednym włosku wisi
dziś włoskiem tym poety głos
Słyszycie
Ktoś tam słyszy
To wczesny T. Rozewicz. Chyba jeszcze z lat 50-tych.
Hm, mówi mi tak kobiece przeczucie, że Twój zenit nie jest najzenitniejszym zenitem. Ma się te ambicje!
Tu się, Heleno, nie zgadzamy dynamicznie i progresywnie! Jak to i z odniesieniem do artystów w ogólności. Ja tylko widzę w tym wierszyku Różewicza pokłosie wieszczeństwa (ale przywaliłem!) poetów polskich. Powiedzmy (za Brzozowskim), że w słowie sobie kraj zrobili, te Romantyki. Ale jest to dogłębnie anachroniczne.
Ta postawa prowadzi poetów polskich do nieprawdopodobnego umoralniania czytelników, oferowania im dydaktyzmu na każdym kroku. Niestety, oprócz talentu do składania słów to ja w większości jakichś etyczno-intelektualnych przymiotów nie widzę u nich, które by mnie nakłaniały do słuchania tych morałów z uwagą.
Różewicza przemęczyłem całe ogromne tomisko poezji. Tam jest tak z 70% felietonów umoralniających, lub pokazujących, że poeta nie lubi. Czegoś. Nudne.
Jakoś mam wrażenie, że w poezji angielskiej tego nie ma??
Zenit jak matka – nie musi być idealny, tylko wystarczająco dobry. 😈
Zaręczam, że mój jest, jak chodzi o wysokość. A przy tym raczej na nim wesoło, nie cierpiętniczo, co w pewnych warunkach można uznać za zaletę. 🙂
Tadeuszu, mam inny problem. Mam wielką ochotę robić to, czego nie powinnam 😉
A, haneczko, to tak! Ja nawet jestem skłonny posprzątać! Co jest ogromnym wyrzeczeniem, ale czego się nie robi dla dobrego samopoczucia. Dzisiaj mam biurko błysk! O!
Hmm… Nie wiem, czy w moim interesie leży podważanie pozycji poety w świecie i udowadnianie, że jest jak każden jeden. 😎
Chyba się na razie wstrzymam od głosu i z przyjemnością posłucham, jak się inni wadzą. 😈
Bo Ty Bobik jesteś poeta polski inaczej! Nie umoralniasz i szat nie rozdzierasz (no, przynajmniej nie zawsze… i nie tu…). Ile można słuchać wydzieranego materiału?
Jestem za równością i egalitaryzmem !
O, tu mam świetnego poetę! Ale mu nie wierzę. Sam sobie nie wierzył. Ach jak to brzmi, gdy Rosjanin recytuje…
Rozwijajcie się w marszu!
W gadaniach robimy pauzę.
Ciszej tam, mówcy!
Dzisiaj
ma głos
towarzysz Mauzer.
Dosyć już żyliśmy w glorii
praw, które dał Adam i Ewa:
Zajeździmy kobyłę historii! −
Lewa!
Lewa!
Lewa!
Błękitnobluzi,
rwijcie
za oceany!
Zali się pancernikom na redzie
stępiły dzioby ze stali?
Niech się brytyjski lew pręży,
niech ostrą koroną olśniewa −
Komuny nikt nie zwycięży!
Lewa!
Lewa!
Lewa!
I tylko albo aż BRZMI.
Nie mysle, zeby to byl wiersz umaralniajacy w tym znaczeniu w jakim Ty mowisz, Tadeuszu. Mysle natomiast, ze poetom najczesciej znacznie lepiej niz pisarzom prozy udaje sie uslyszec i zanotowac glos swego czasu, swej epoki.I odnalezc w tym cos co jest uniwersalne dla wszystkich czasow. Jesli niektorych polskich poetow nazywano wieszczami to dlatego, ze wierzono i ja wciaz wierze, ze udaje im sie czesto zobaczyc nieco dalej i nieco wyrazisciej niz zwyklym zjadaczom chleba. A kiedy potrafia jeszcze nac temu taka forme, ze zostaje z toba na reszte zycia, to juz zupelnie czyni z niego/ z niej kogos bardzo specjalnegp. Jak „coraz to z ciebie jako z drzazgi smolnej…” Choc Tego akurat nie nazywano Wieszczem, to przeciez jest ze mna, we mnie kazdy dzien od bez mala pol wieku. 😳
Mówicie, że zrobienie Czegoś Innego, czego się właściwie nie powinno, dobrze robi?
To może ja jakiś wierszyk dydaktyczny napiszę? 😈
Z wieloma wątkami się chętnie zgodzę, Heleno. Ale sądzę, że to co zostaje w głowie z poezji, to pewnego rodzaju muzyka oparta na słowach. To nieprawdopodobne zestrojenie rytmu i brzmienia z, często przypadkowymi, słowami. To czytelnik jednak wczytuje w słowa znaczenie, dlatego też poezja może mieć ten pozór „ponadczasowości”, bo za każdym razem odczyta się ją na nowo.
Ale jak się trafi na taki swój wiersz, jak Ty Norwida, to ciarki przechodzą… ja np. często odczytuję ten fragment Boecjusza, w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka (w Internecie nie podają tłumacza, a to przecież On osiągnął to wrażenie słów jak odlanych w spiżu).
Idźcie wciąż naprzód, mężni, gdzie ku szczytom
Wiedzie was droga chwały dawnej. Czemuż
Lęk was ogarnia? Pokonana ziemia
Gwiazdami darzy.
Sądzę, że ogromną krzywdę robi się poetom polskim (to mija, na szczęście) dając im prawo do „wieszczenia”.
A prosimy, Panie Bobik, prosimy! A jak Ci się podoba ten Kubiak-Boecjusz? To naprawdę niejaki banał, ale jak napisany…
To jak z resopektowaniem „wartosci chrzescijanskich”, Tadeuszu. Muzyka z wierszy zostake TEZ. Czesto zaczyna sie od muzyki, prozodii, nawet kiedy sie najpierw nie rozumie slow. Sens moze przyjsc pozniej, po latach nawet. Mialam tak z licznymi wierszami. Dickinson, Herbert (Pora spadania jablek…) , Madelsztam, wszystkich nawet nie wymienie.
Pewnie, że mi się podoba u Boecjusza-Kubiaka, choć gdyby ktoś tak napisał teraz, już bym to może uznał za nadmiar patosu i dydaktyzmu. Czasy się zmienili i co wybaczamy poetom dawnym (a nawet u nich kochamy), tego nie darujemy nowszym. 🙄
Żeby nie było, że ja bym nie umiał wieszczyć, gdybym chciał – proszę bardzo, wierszyk dydaktyczny. 😎
Gdy wstajesz jak skowronek w mieszku,
świat ci się zdaje cacy,
nie widzisz błahych nawet przeszkód
by zabrać się do pracy,
kiedy energia cię rozpiera
i jej wysyłasz wiązki,
by jak najlepiej, tu i teraz,
wykonać obowiązki…
Nie przejmuj się, nie wpadaj w rozpacz
i nie skrob po łysinie,
bo jest zasada bardzo prosta:
zaczekaj. To przeminie.
Przeniosłeś właśnie jakąś górę
nadludzkim wprost wysiłkiem?
Waliłeś młotem albo piórem
na przodku i nie chyłkiem?
Tytana-ś w kozi róg zapędził
że aż załamał ręce,
a teraz wciąż cię jeszcze swędzi,
by więcej, więcej, więcej?
Nie przejmuj się, weź lekko sprawę,
bo koniec wieńczy dzieło
i może to nie minie nawet,
a właśnie już minęło. 😈
No, te 1500 lat temu to Boecjusz napisał, to miał pewne prawo.
Dla uczonych w piśmie:
Ite nunc, fortes, ubi celsa magni
ducit exempli uia. Cur inertes
terga nudatis? Superata tellus
sidera donat.
Jaka lapidarność… ten polski zawsze taki przegadany…
Oj Bobik Bobik, to jest dydaktyczne??? Toć to prawdziwe consolatio. Miękkie masz serce, łzy ocierasz z lica steranego. A gdzie tu o moich powinnościach, musach, walce o przyszłość, za ojczyznę, dla współziomków?? Nie przejmuj się Polakami, wytrzymali trzech wieszczów! Już wiadomo, czemu tak mało czytają 🙄 A nuż się czwarty pojawi…
A tak się starałem pouczać i wskazywać właściwą drogę… 😥
Czekajcie, czekajcie. Jeszcze Wam kiedyś tak zasunę o musach, powinnościach i walce za czyznę, że głośno krzykniecie oj! 👿
Może chociaż ten się nada jako dydaktyczny? 😎
Polaku! Nawet gdyś zaspany,
lub w szponach tkwisz marihuany,
moralna w tobie gdy zgnilizna,
ty podnieś się i krzycz: oj! Czy zna?
Czy zna swych powinności ogrom,
musy, co zewsząd jak piranie,
jedyne i najwyższe dobro,
nad które wyżej nic nie stanie?
Czy zna ten kraj, gdzie nie cytryna
dojrzewa, lecz męczeństwa owoc?
Czy umie się do czynu spinać
i patriotycznić się wzorowo?
A jeśli nie zna? Jeśli zimy
i lata swych nieświadom braków?
No, to my już go pogonimy –
marsz do poznania! Oj, Polaku… 🙄
Nie ma kto kija aby przylozyc Poecie? 😈
Albo sprayu na pchly? 😈
O, zaraz mnie pogoniło do klasówek! Męczeństwa owoc… czy naczynie głupoty… mogłem nie robić…
Dlaczego do Poznania będą gonić?
Jak to dlaczego? Przeńdziem Wisłę, przeńdziem Wartę… 🙄
A poza tym pod Poznaniem Jotka ma duży dom, gdzie można się zatrzymać na popas. 😆
Przeńdziem Wisłę, przeńdziem Wartę,
w końcu zjemy jakąś tartę.
Lokalna potrawa poznania. Widać.
Klasówki…
Dokładniej to było tak, Tadeuszu:
Przeńdziem Wisłę, przeńdziem Wartę,
u Jotki spoczniemy
a jak da nam jakąś tartę,
to ją zaraz zjemy.
Marsz, marsz, do Jotki,
chociaż bolą nagniotki,
choć pięta otarta,
idźmy – bo tam tarta! 😈
Mniam mniam.
Ja mam problem: Wisły nie mam do przechodzenia… Różne takie mam, Łaba, Nysa, ale Wisły ani trochę!
Zdaje się, że i Bobik ma taki problem 👿
Ba! Nawet Irek może mieć taki problem, jeżeli pójdzie na wschód, żeby po obejściu kuli ziemskiej zajść Poznań od drugiej strony. 🙄
Ale z kolei niektórzy mogliby się pozbyć problemu przez pójście w kierunku zachodnim. 😈
Cos tu bardzo dzis bardzo marszowo, ze szczegolnym uwzglednieniem przekraczania rzek. 😆
A powazniej, to Robert Haas jest swietnym poeta i przyzwoitym czlowiekiem, ktory po prostu wspieral swoich studentow, i za to mu sie jak najbardziej nalezy szacunek, zwlaszcza, ze jednak latwiej znosic razy w wieku 20 lat niz pozniej (choc zawsze jest to okropne, ale chocby kosci sie szybciej goja u dwudziestolatkow). Nie on jeden zreszta wspieral, bo jeszcze paru innym osobom, mniej znanym poza Stanami, tez sie dostalo od zmilitaryzowanej policji, jako zywo przypominajacej historyczne ZOMO (o czym pisze Fallows). A sami studenci swietni – jak kto chce ogladac Satyagraha w akcji, to material jest w zlinkowanym przeze mnie artykule (same filmy zawarte w artykule osiagnely viral status na YouTube). A przy okazji okazuje sie, ze kazde pokolenie i kazda czesc swiata, jesli ma juz robic rewolucje, to zrobi ja jednak troche po swojemu, ze swoimi matrycami kulturowymi (tu lancuszek leci w skrocie mniej wiecej tak: 1775 – antislavery movement (z pojeciem civil disobedience wymyslonym przes Thoreau) – protesty i populizm Gilded Age – progresywizm lat trzydziestych – ruch Civil Rights z Martinem Luterem Kingiem jako najbardziej znana, ale nie jedyna znana postacia). Sa to troche inne matryce niz w Europie, stad czasem trudno jedno na drugie przetlumaczyc, bo mowi sie to samo, a z czym innym sie kojarzy, i z innych sie korzysta doswiadczen.
Zas poezja polska – bo ja wiem, czy tylko dydaktyzm i sprawa narodowa jej ciaza? Chyba to jest troche bardziej skomplikowane. Czasem mi sie wydaje, ze w swojej ucieczce od dydaktyzmu i patriotyzmu prosto w ramiona Gombrowicza (niedoslownie, oczywiscie) jakby cos jej umknelo. Sam anty-dydaktyzm i synczyzna zamiast ojczyzny wszystkiego nie uniosa… Dobrze zagospodarowac i inne tereny, z czym poeci jezyka angielskiego akurat nie maja problemow (i nie boja sie takze pisac i o sprawach ogolnych, bez strachu, ze ich od razu, ze wzgledu na te okolicznosc, oskarzy sie o dydaktyzm). No ale to zupelnie inne gospodarstwo poetyckie pod wieloma wzgledami.
I to tyle z doskoku, bo dzisiaj jestem dodatkowo zabiegana – przez to, ze nas w czwartek czeka przeciez Swieto Indyka, a ja jeszcze nie mam zurawin i dyni, i jablek na apple pie… 😉 Heleno, Wando, mysle o Was szczegolnie cieplo przy tych przygotowaniach. 🙂
Czy dzisiaj jest wieczór poezji dydaktycznej i zagrzewającej do czynu? 😉 Na mnie motywująco i mobilizująco działa wiersz Wisławy Szymborskiej, który zaczyna się tak:
Źle sprawowałam się wczoraj w kosmosie.
Przeżyłam całą dobę nie pytając o nic, nie dziwiąc się niczemu.
Wykonywałam czynności codzienne,
jakby to było wszystko, co powinnam.
Wdech, wydech, krok za krokiem, obowiązki,
ale bez myśli sięgającej dalej
niż wyjście z domu i powrót do domu.
No widać same problemy u wszystkich, jak się maszeruje to znikają. Mógłbym np. pomaszerować przez Antarktydę! Tego kierunku jeszcze Bobik nie wspomniał 👿
Ta pewnie, ta poezja bardziej skomplikowana. Jakoś se trza uprościć życie…
Szymborska aż się prosiła, bo ona potrafi napisać taki „normalny” wiersz i nie wygraża od razu czytelnikowi paluchem.
A i mój ulubiony: Białoszewski.
Dla Jotki to i przeńdziem Wołgę 🙂 . Zajmie to nam ruski miesiąc, ale Monika po drodze z indykiem 😉
O, Tadeuszu, mamy słabość do tego samego poety. 🙂
męczy się człowiek Miron męczy
znów jest zeń słów niepotraf
niepewny cozrobień
yeń
Uchniem w wykonaniu chóru policji chińskiej – bezcenne. 😆
dobranocka 🙂 „
W rewiry nocnej zmiany zagladam 🙂 Irek dobranockuje, ja doczytalem Was dni ostatnich, o jedzeniu, piciu, lekturach, poezji i poetach tudziez, jezykach obcych, kulturze, wielokulturze, historii……………………
znacie arabski? nie? szkoda, tutaj egipskoarabski:
http://arebelsdiary.blogspot.com/?zx=34b74e587a0bff38
tutaj historia (krotka, wymaga czasu mimo to )
http://www.youtube.com/watch?v=9uxlXIlihWA&feature=related
ach, te piec minut przed seansem:
http://www.youtube.com/watch?v=F_VR2piPa94&feature=related
p.s. cicho, cichutko, luubbbiiiieeeee Rozewicza i Majakowskiego tez, i Mirona, i ………. moze lepiej powiedziec kogo nie 🙄
( te oczka lubie bardzo 🙂 )
🙂
parowki, parowki cielece w flaku naturalnym dla kazdego, a co tam
jak szalec to szalec
musztarda?
No jasssne, jakżesz tak bez musztardy? 😯
Ale za to jak świetnie można bez keczupu… 😎
Taak, ja zdecydowanie z frakcji musztardowej. 😉
Zacząłem się za sprawą Moniki zastanawiać, czy rzeczywiście w polskiej poezji ten obszar między ojczyzną i synczyzną takim strasznym odłogiem leży i fakt, jakoś tak wychodzi, że z tych wielkich i znanych tylko rodzynki można by gdzieś pomiędzy utknąć. 🙄
A nawet i ci najmniejsi lubią te bieguny (o, jest Tadeuszowa Antarktyda). Przyznaję, że ja sam bez synczyzny ani rusz. 😳
Nie martw sie, Synku. Moglo byc gorzej. 😈
Czy Wy to widzicie? Znaczy nie to, tylko mnie o tej porze na blogu?
A co ja tu robię? Spać nie mogę i świętuję na okoliczność zachowanej wolności. A przecież mogli mnie zamknąć, bo byłam już, tuż, tuż zamordowania takiego jednego seksisty 👿
Nie zamordowałam, choć nie wiem dlaczego 🙄
Dla nerw uspokojenia poczytałam Wasze wpisy.
Nie obiecujcie nadaremno, tylko przyjedźcie 😆
Nieco uspokojona mówię dobranoc 🙂
Seksisty nie należy mordować. Seksistę należy zeunuszyć, słownie 😈
ze… co, haneczko? 🙄
ale mnie się tak błogo robi na samą myśl o jego … no … 😳
Jotko, nie mam litości. Niech taki siedzi na niczym i wstydzi się 😈
Mordy seksistów? Za to się rzeczywiście nie opłaca siedzieć. Słowne zeunuszenie takiej mordy jest całkowicie OK.
A przyjemność słownego eunuszenia może być wprawdzie mniej orgiastyczna, ale za to trwać wiele dłużej niż mordowanie. 😈
Bal u jotki, swietny pomysl…
Na szczescie nie musze sie wnerwiac niczym innym, bo wnerwiam sie wystarczajaco komisja Levesona. Jak malo trzeba, zeby skorumpowac stary demokratyczny system, a co dopiero jakies mlode panstwa bez statecznych instytucji i wolnej prasy.
W Kanadzie jest troche ruchu Occupy, ale to raczej copy cat USA, bo tu nie ma duzego bezrobocia, duzego kryzysu, banki sa trzymane w cuglach, dlug wewnetrzny jest pod kontrola, ceny nierchomosci ida w gore bez wielkich skokow, miasta sie rozwijaja (w Reginie, Saskaczewan, masy Amerykanskich budowlancow przyjechaly do pracy), the sky is not falling.
No ale jest tez cala masa innych problemow, zebyscie nie mysleli, ze jest to jakas bezproblemowa oaza, jak np: sytuacja First Nations, szczegolnie w rezerwatach, mafia w Quebec, pogarszajacy sie stan infrastruktury, i jeszcz masa innych, ale po co mam podnosic sobie cisnienie.
No, naprawde, Kroliku! 👿 Ja juz walizke z pawlacza wyciagalem!….. 👿
A ja chciałem się ukryć w tej walizce i nawet za bilet nie płacić… 😉
Stay put then! Zawsze mozecie przyjechac z wizyta, jak inni moi Krewni i Znajomi, pooddychac szeroka przestrzenia. Wiekszosc woli jednak najpierw na Floryde, do Kaliforni, do Wielkiego Kanionu, do Vegas, do Nowego Jorku, a dopiero potem, jak sie opatrza wielkim swiatem, do poczciwej Kanady.
🙂 🙂 🙂 w srode, w cimnosci jeszcze 😀 😀 😀
brykam
szeleszcze
jednym glosem NIE, NIE i na zawsze NIE, brunatnej zarazie-niemiecki parlament, od lewa do prawa- jednosc budujaca
brykam
ach Kanada, kroliku uwazaj chetni do poczciwej Kanady w dolkach 😀
brykam fikam
Pięknie. – 5, słońce, szadź, wszystko srebrzy się. 😀
No, pięknie, eee, pięknie…
Szaro…
No właśnie, wszyscy Znajomi Królika, obawiam się, już czarterują Jumbo Jeta :-).
Po drodze lądowanie u Jotki na tarcie (hi hi, jaki świński dwuznacznik sam wyszedł).
No dobra, do roboty…
Dzień dobry 🙂 U mnie gmliście i brzoza gubi ostatnie liście (to nie ma być żadna aluzja z tą brzozą, naprawdę mam jedną taką w rogu ogrodu).
I leń dalej w trzewiach siedzi, i gorzej smakuje śledzik, i straszy procentów stopa…
Ech, listopad. 🙄
Łomatko, jaka ze mnie gapa… 😳 😳 😳
W związku z dyskusją u Kierowniczki na temat zmian w dizajnie „P” wymienilśmy z Panem Administratorem kilka zdań o sprawach dizajnowych. Ja z tutejszego byłem zadowolony i żadnych zmian nie chciałem, z jednym wyjątkiem – zapytałem, czy nie dałoby się jeszcze trochę powiększyć okienka na komentarze, bo jak piszę dłuższe, to mi trochę niewygodnie. PA popatrzył na mnie z pewnym wyrzutem, odchrząknął i powiedział z odrobiną przygany w głosie: za prawy dolny rożek ciągnąć. Nie dodał „matole!”, bo on gołębiego serca człowiek jest, ale gdzieś między wierszami to słowo zawisło.
Rzuciłem się do prawego dolnego rogu i rzeczywiście! Z okienka moża sobie zrobić okno, co ja mówię, oknisko! Okrrropnie długi post się da napisać i cały jest widoczny!
Jak jeszcze ktoś się zgapił, a większe okno by mu się czasem przydało, to radośnie zawiadamiam: za prawy dolny rożek ciągnąć. 😆
O choroba! Rzeczywiscie!
a u mnie się nie da. ale ja teraz używam „przepisowej” i.e.7 [sic!].
inna sprawa, że jakiś maksik znaków w komentarzu czasem by się przydał. czytelnik też człowiek albo zwirz ;]
mgla poszla sobie, tereny zielone marzna, S-Bahn jedzie jak chce, pozycje przegladniete, czytam 🙂
Bobiku, a gdzie rozek do zmniejszania 8)
Żebym to ja wiedział, co to takiego przepisowa i.e.7. 😳 Dobrze, że chociaż wiem, co to jest sik. 😎
Granic długości komentarzy ja stawiał na pewno nie będę, bo kto jest bez winy… etc. 😆 Zresztą, tak już jest (to zawsze bardzo sprytne wyjście, uciec się do tak już jest 😎 ), że jedne rzeczy da się napisać krótko, a inne musi się długo. Bonmotem da się trzasnąć jak z bicza, a opowieści muszą mieć miejsce na rozlanie się.
Można w końcu pójść na kurs szybkiego czytania, żeby nie mieć problemów z liczbą znaków. 😆
Rysiu, a skąd można było wpaść na pomysł, że ktoś będzie chciał zmniejszać? Sądząc z ofert internetowych, wszystkim zależy tylko na powiększaniu. 😎
i.e.7 to przeglądarka internet explorer 7.
niektóre firmy nie pędzą za nowinkami microsoftu, a do tego są jak pies ogrodnika, żadnych chromów, żadnych oper, żadnych safari, żadnych firefoxów, cieszcie się że w ogóle coś macie.
o przepraszam, są już oferty pomniejszenia biustu ❗
[Mirek, nie bądź egositą! chłopaki lubią biust twojej żony… ]
Rysiu, jak tu jestes, to czy wiesz dlaczego ja na naszym Macu slysze czasem takie jakies chlupniecie wody? Co to oznacza? Chlupnie raz i przestanie. A po jakims czasie znowu.
A niech diabli wezmą tę i.e.7, skoro to o nią chodzi. 👿 U nas taka była zainstalowana (obok kilku innych) na górze, na pececie i okazało się , że to właśnie przez nią nie chciał działać skaner. PA odkrył to po wejściu na jakieś specjalistyczne forum, że właśnie i.e. 7 i 8 dają taki wredny efekt ze skanerem przy pewnym typie drukarek.
Może na wszelki wypadek nie będę mówił, co ja bym w ogóle temu Microsoftowi… 👿
Ja lubię wersję rozwiniętą 'tak już jest’, którą podpatrzyłam u prof. Kołakowskiego: 'Tak już jest, tak chyba być musi i tak chyba jest dobrze.’ Mniej więcej tak to szło. 🙂
Jako profesjonalny satrapa czuję się zobowiązany do kultywowania, przynajmniej od czasu do czasu, również wersji „tak już jest i tak jest dobrze”. Bez żadnych wprowadzających niebezpieczne wątpliwości chybów. 😎
Satrapie przystoi. 😀
Dzień dobry.
Z mojego podwórka niemiłe wieści.
Nie ukaże się grudniowy numer dwumiesięcznika „Pogranicza”.
Miasto nie ma obiecanych 20 tys. zł. (Prezesi miejskich spółek dostają nagrody po 40 tys. zł!!!) 😳
„Grudniowy numer miał być poświęcony Annie Frajlich, ambasadorce Szczecina, poetce żydowskiego pochodzenia, mieszkającej na stałe w Nowym Jorku. Wszystkie teksty są już gotowe. Ale nie ma pieniędzy na druk, kolportaż i honoraria dla twórców”.
O, to naprawdę przykra wiadomość. 🙁 Ja to odczuwam nawet nawet w jakiś sposób osobiście, choć nie znam osobiście Anny Frajlich. Ale ona jest przyjaciółką Heleny, do której mam stosunek bardzo osobisty, no i przez ten splątany sznur osobistości jakoś mi tak… 🙄
A kto te 20 kawałków obiecał i nie dał?
Wczoraj poznym wieczorem udalo mi sie natrafic na powtorke pokazanego przed paroma dniami kompletnie niezwyklego fimu dokumentalnego My Life as a Turkey. Autorem i narratorem lirycznym jest przyrodnik, pisarz, a w poprzednim zyciu nawet podobno archeolog, Amerykanin Joe Hutto, ktory przez poltora roku zyl w pelnym ludzkim odosobnieniu bodaj w Kolorado w towarzystwie stada kilkunastu dzikich indykow – od momentu, kiedy wlozyl zaplodnione jaja do inkubatora, az do chwili kiedy dorosle ptaki opuscily rodzinne gniazdo, czyli zagrode swej matki – Joe. . Jesli sie komus uda wejsc na ten fragmencik na Youtubie, to zobaczycie pierwsze chwile po wykluciu sie pierwszego pisklecia , kiedy rozpoznaje ono, ze jeg mamuska jest brodaty ameryukanski przyrodnik:
http://www.youtube.com/watch?v=eK8UQ4Z52KQ
Jesli uda sie Wam wejsc na inne urywki z tego samego filmu, to bardzo zachecam, ale podejrzewam tez, ze film pokazany najpierw w amerykanskiej PBS, nastepnie w tv BBC, bedzie wielkim hitem w innych telewizjach swiata. Do not miss it!
A mowie o tym dlateg tez, ze jest to niezwykly film do pokazywania w okresie Thanksgoving, wcale nie dlatego, ze jest to swieto zwiazane ze spozywaniem indykow, i nie dlatego tez, ze Autor odkrywa jak niesprawiedliwe i aroganckie jest myslenie o „ptasim mozgu” drobiu, ale dlatego, ze pokazuje cos waznego dla nas, nie-indykow: jak bardzo czesto marnotrawimy zycie martwiac sie tym co nastapi w „przyszlosci”, bo Przyszlosc w gruncie rzeczy nie istnieje, jest tylko obecny moment, terazniejszosc, i na niej nalezy sie skupic przede wszystkim, z nia sobie radzic, ja oswajac i nia sie cieszyc. Nie marnowac jej. Zyc.
Jutro jest najukochansze z moich swiat. Ktorys juz tam rok bez obchodzenia przy stole w gronie najblizszych. I nie jest to dla mnie absolutnie niezbednym atrybutem Dnia Dziekczynienia. Ale wdziecznosc za blogoslawienstwa odchodzacego roku jest. I w tym bardzo trudnym roku jaki mam a soba, mam za co byc wdzieczna. Naprawde mam, z reka na sercu mam. Trzeba tylko usiasc w ciszy i wszystko sobie poskladac do kupy. I poczuc chocby chwilowa ulge i wdziecznosc, skoro nie jestem w stanie przestac zamartwiac sie Przyszloscia. Jak mowi Joe Hutto: it is as good as it gets. Lepiej nie bedzie. Teraz. 🙂
Ja, niestety, Teraz muszę w teren. Ale na szczęście po południu będzie kolejne Teraz. 🙂
Ooo, nie wiedzialam. Ale tez mi przykro, ze numer tymczasem sie nie ukaze. 🙁
ukaże się potem nowy, podwójny. a mieć poświęcony sobie podwójny to sporo (dwukrotnie? 🙄 ) więcej niż regularny ;]
Wzruszyłam się filmem z linki Heleny.
Szukam mieszkania. Zdzierstwo jeśli chodzi o wynajem w stolicy jest straszne. Mieszkanie w bloku z lat 50. w Śródmieściu, źle rozplanowane, nieremontowane od 30 lat, ze zniszczonymi meblami i lastriko w łazience kosztuje… 1200 zł/m-c plus rachunki. Nie zamieszkałabym w czymś takim nawet jakby mi dopłacali.
Ostatnio na ćwiczeniach z filozofii prowadzący zadał nam pytanie „czym jest człowiek”. Nie potrafiliśmy odpowiedzieć. Pokazywał nam zdjęcia urządzeń, zwierząt, ludzi, pytając „czy to jest człowiek?”, „dlaczego nie/tak?”. Usiłował pokazać, że niekoniecznie bycie człowiekiem jest lepsze od bycia delfinem, jesteśmy po prostu inni. Że maszyny powoli zaczynają nami rządzić. O ile to pierwsze jakoś docierało do studentów, to drugie nie. Kolega, który najbardziej twierdził, że używanie technologii jest jego wyborem, został zapytany co by zrobił gdyby zniszczył mu się telefon. Odpowiedział, że jak najszybciej kupiłby nową. Dalej do niego nie dotarło.
Dlatego denerwuje mnie, że wszyscy, łącznie z ministerstwem nauki, sądzą, że humanistyka się skończyła, że nie ma już przed nią wyzwań, że to tylko jałowe dyskusje o niepraktycznych tematach. Bez etyki, bez dyskusji o kondycji współczesnego człowieka i granicy roli technologii czy biotechnologii w naszych życiach, kiedyś się nam to wymknie spod kontroli. Rozmawiać trzeba o tym już dziś, bo nie wiadomo co ludziom strzeli do głowy za 20 lat.
Szkoda, że tak mało osób w tym kraju to widzi.
Podrzucam artykul z Polityki o tradycji, zrodlach i wspoleczesnych powodach narastajacego w Polsce antyklerykalizmu; Znow nam temat zerzneli 🙄 :
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1520916,1,zywa-tradycja-polskiego-antyklerykalizmu.read
Heleno, to było. I tym razem, wyjątkowo, to myśmy z nich zerżnęli temat do rozmowy. 🙂
Ciemno już i dalej gmliście, co sprawia, że perspektywa wieczoru z kozą i elektrycznością jest chyba jeszcze przyjemniejsza niż zwykle.
Powiedzmy sobie szczerze, uzależnienie od techniki ma również swoje dobre strony. 😀
A ja podrzucam wypowiedź prof. Płatek, prawniczki, na temat wyroku sądowego w sprawie symboli NOP. Tu już tradycyjnie, nasze oburzenie było pierwsze. 😉
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,10693253,_Sad_przyzwala_na_dyskryminacje__Zgroza____prof__Platek.html
20.000 Euro na rzecz „Deutsche Kinderkrebshilfe”.
I nie ma sprawy? Oszust podniósł głowę. Nawet przebąkuje coś o honorze!
„Auf die Frage, warum er acht Monate nach dem Bekanntwerden der Plagiatsvorwürfe nicht einfach sage: Ich habe abgeschrieben, antwortet Guttenberg: „Ich sage es doch. Es ist nur eine Frage, wie man das sagt. Weil es ein Unterschied ist, ob man das absichtlich macht oder ob das Abschreiben das fatale Ergebnis einer chaotischen und ungeordneten Arbeitsweise ist. Das ist für mich ganz wichtig, weil es auch etwas mit der eigenen Ehre zu tun hat.”
A kto pieniążków nie ma, ten….
Sorry, nie zauwazylam, ze juz bylo. 😳
Przeczytałam linkę Bobika.
Chciałoby się zapytać : pani/panie sędzio, jak żyć mając takie sądownictwo?
Bezczelność tego von und zu przechodzi po prostu psie pojęcie. 😯
Okej, karę jakąś tam poniósł, ale na rogzrzeszenie ode mnie niech nie liczy, bo szczerej skruchy i żalu za grzech nie widzę. 👿
Zastanawiam się, czy rzeczywiście powszechne jest takie przekonanie, o którym pisze Alienor, że humanistyka się skończyła? 😯 Bo mnie się zdawało, że może skurczył się jej obszar wpływów, może dostała inne role do odegrania, ale że do końca jeszcze daleko. Tylko wiadomo – ja jestem niepoprawnym optymistą i mogę się, niestety, bardzo mylić. 🙁
A, pomądrzę się trochę. Jestem ten belfer czy nie?
Heleno, ten pan powtórzył słynny eksperyment Konrada Lorenza (u niego to były albo kaczki albo gęsi). Lorenz nazwał to „imprinting” i ciekawe rzeczy pisał. Co też Lem skwitował, że czym się różni „miłość” od „imprinting”. Pewnie miał rację. To powtarzano wiele razy, np. z małpami (apes), które potrafiły wytworzyć imprinting/miłość do sztucznej matki. Zastanawiali się, jakie bodźce potrzebne, by wytworzył się imprinting. Całkiem niewiele.
A co ten pan zamierza zrobić z indykami??
Alienor, to strasznie obszerny temat. Tzn. kilka. Człek, wiedziony wrodzoną pychą, usiłował się przekonać, jak inny jest od zwierząt. Na co socjobiologowie odpowiadają, że raczej widzą continuum. Imprinting a miłość? Altruizm u zwierząt (słynne delfiny)? Wielu twierdzi — a ja się zgadzam — że jedna z niewielu cech, jakie ludzie odróżnia od innych ssaków, jest zamiłowanie w krzywdzeniu innych zwierząt, co obejmuje i ludzi.
Humanistyka POWINNA tłumaczyć zmiany na świecie, nadawać im sens. Ale tego nie robi. Jednym z nielicznych był Lem, jeden z większych humanistów. Obecnie humanistami są raczej matematycy i fizycy niż tzw. humaniści. Ogarniają większośc wiedzy, gdy humaniści, w odruchu obronnym, mówią: to nieważne. Albo: my ponad to. Lub też: a my i tak lepiej wiemy.
Powodów jest wiele dla tego zastoju humanistyki (kilka powyżej). Jeden taki, że skuteczność inżynierii sprawiła, że wszystkim się zdaje, że taki wzorzec opisywania świata powinien być nadrzędny wobec innych. Drugi taki, że humaniści nie rozumieją obecnych wyjaśnień świata i zapożyczają sam lukier, narażając się na drwiny (jak Sokal i i jego prowokacja). Etc.
Nie wiem Bobiku, jak to wygląda z niemieckiej perspektywy, ale u nas jest tak, że jak Filozof mówi co studiował to rzadko ludziom udaje się powstrzymać od parsknięcia albo spytania „a co można po tym robić?”. Co i rusz dowiaduję się, że moje drugie studia (kulturoznawstwo) są studiami o niczym. Że nie dbam o swoją przyszłość, bo powinnam pragmatycznie wybrać kierunek ścisły. Ja mam te opinie w czterech literach, bo plan na przyszłość mam dość konkretny, ale widzę co się dzieje. Problem ma też kadra dydaktyczna, co opisał Czubaj w swoim liście do Ministerstwa Nauki, który kiedyś tam podrzucałam. Programów i konkursów dla młodych zdolnych naukowców z kierunków ścisłych jest bardzo dużo, w kierunkach humanistycznych bardzo niewiele. Kierunki ścisłe dostają dofinansowania niezależnie od poziomu kształcenia, o dotacjach dla najlepszych wydziałów humanistycznych nie słyszałam.
Wiem, że powinno być mniej studentów kulturoznawstw i filologii, ale takie wykształcenie też do czegoś społeczeństwu służy, więc nie wiem dlaczego od samego początku jesteśmy traktowani jako niepraktyczni i nieprzydatni.
P. S. Dzisiaj widziałam ogłoszenie o pracę dla recepcjonistki. Wymagane wykształcenie: wyższe licencjackie. Po co? Dlaczego pracodawcy wymagają takich kwalifikacji do pracy której podoła średnio rozgarnięta maturzystka?
Alienor: to co robią uczelnie, jakie są potrzeby rynku, jakie potrzeby „społeczeństwa”, to są niestety zupełnie różne rzeczy.
Krótko, uczelnie robią to co im da w krótkiej perspektywie pieniądze. Dlatego jest dużo studiów tzw. humanistycznych, bo w nie nie trzeba inwestować (najwięcej zaś jest studiów i studentów pedagogicznych. wydziały pedagogiczne najczęściej mają bardzo mizerne osiągnięcia naukowe, brak np. możliwości habilitowania, za to wielu studentów, wobec tego dużo pieniędzy). Ten system jest chory.
Jest też zasadnicza nieporozumienie co do istoty studiów: u nas (ale nie tylko) traktuje się je jako coś w rodzaju zawodówki.
Tadeuszu, dlatego powinno się zarządzać nauką mądrze. Nagradza się prace dyplomowe pchające naprzód naukę lub biznes. Dlaczego nie nagradza się innowacyjnych prac dla obszaru humanistyki? Jedyną nagrodą (przynajmniej w Polsce) jest publikacja w wydawnictwie uniwersyteckim. Są też elitarne studia doktoranckie z dużym stypendium i 3 miejscami na roku – ale patrząc po tematach prac, są one hermetyczne i mało ważne dla ogółu.
Matematyka i fizyka na wyższym poziomie to już filozofia. Więc tak, są humanistami. Może rzeczywiście humanistyka trochę się zatrzymała i nie może znaleźć sobie miejsca w świecie, w którym miano wizjonera i filozofa zyskuje Steve Jobs. Dlatego powinno się zachęcać młodych, tych, którzy od dziecka używają komputera, by namieszali trochę, by znaleźli to miejsce. Ileż narzędzi ma antropologia czy poszczególne działy filozofii, które mogą zostać wykorzystane!
Mój magister od estetyki powiada, że to dział filozofii, który jest w permanentnym kryzysie. To powoli zaczyna dotyczyć całej filozofii i innych dyscyplin humanistycznych.
Ja wiem, że studia zastąpiły zawodówki, zastanawiam się dlaczego nikt nic z tym systemem nie robi. Reforma edukacji była katastrofą, a niemrawe próby jej naprawienia tylko mnożą absurdy.
Moja Uczelnia jest szkołą prywatną, a więc chce robić pieniądze. Uczy kierunków humanistycznych, ale chce to robić dobrze, ma (często na wyłączność) świetną kadrę. Stawia na młodych wykładowców, ma prawa do doktoratów i habilitacji. I… jest traktowana przez ministerstwo na równi ze szkołą wyższą mieszczącą się w remizie strażackiej, uczącą kosmetologii, administracji i czegoś tam jeszcze. Obcina się fundusze na stypendia (no bo po co system stypendialny dla studentów którzy idą na płatne studia) oraz inne dotacje. Przez to Uczelnia, zamiast dążyć do rozwinięcia się w uniwersytet, obcina bogaty dotąd program żeby utrzymać się na powierzchni w czasach niżu. Natomiast uczelnie państwowe, nieważne czy dobre, czy skostniałe, dostają sumy ogromne w porównaniu z tym, co dostają prywatne.
Tak, system jest chory.
Alienor, nie masz wrażenia, że sobie trochę sama zaprzeczasz? Primo, jakie masz kryteria, by powiedzieć, że owe doktoraty są mało ważne dla ogółu? Secundo, przecież humanistyka nie ma być praktyczna? więc nie dla ogółu? Tertio, hermatyczne? Każdy wąski temat będzie hermetyczny dla kogoś z zewnątrz, dla znawcy tematu będzie często akurat banalny. Znów: kryteria?
Czy na pewno wiesz, że nie ma nagród dla prac humanistycznych? Ja sądzę, że są. Jest cały duży projekt dla humanistyki, na który rozpisane były konkursy. Wejdź na stronę ministerstwa nauki.
Problem zasadniczy z owymi „metodami” filozoficznymi (naprawdę są takie?) taki, że na te same pytania od tysięcy lat nie mamy odpowiedzi. Można powiedzieć, że istota filozofii polega na zadawaniu pytań i na umiejętności przeprowadzenia rozumienia o tych pytaniach. Weźmy jednak inżynierię: na dowolne pytanie osiągnięto odpowiedź, która najczęściej jest działającym urządzeniem (procesem, metodą). Prawda, że jest różnica?
Alienor, odpowiedż banalna na pytanie „dlaczego nikt nic z tym nie robi” jest taka, że wielu z tego skorzystało. Od polityków zaczynając, którzy szczycą się, że mamy tak wielu studentów, jednocześnie ganiąc uczonych, że gonią z etatu na etat (a kto ma niby tych studentów uczyć?). Cały system państwowy jest oparty na rabunkowej (socjalistycznej naprawdę) gospodarce ludźmi, owymi uczonymi. Przez samych uczonych, z których wielu nauczyło się brać całkiem niezłe pieniądze za pozorowane zajęcia (nie da się porządnie przeprowadzić 40 godz zajęć w tygodniu). Na studentach kończąc, którzy są przekonani, że przesiedzenie na tyłku 300 godz daje im wyższe studia, a wysilać się nie trzeba (bo: patrz łańcuszek do tyłu).
Tu znowu pewna antynomia: jak uczelnia stawia na młodych, tzn. że nie na samodzielnych pracowników. Średnia wieku zrobienia pełnej profesury w Polsce to ponad 60 lat. Czyli na doktorów i może świeżych habilitowanych. Czyli takich ok. 50 lat. To młodzi?
Ten artykuł jest naprawdę dobry
http://www.rp.pl/artykul/122336.html
Chyba mi się z pospiechu przypadki rozłażą… i literki …. sorrrrrryyyyy
A, to i ja się trochę pomądrzę, bo nie tylko belfrom wolno, humanistom też. 😈 Imprinting taki jak u gęsi czy indyków jest czymś nieco innym niż małpia miłość do sztucznych matek. Ten pierwszy jest nieodwracalnym, bardzo ograniczonym do konkretnego zachowania lub następstwa zachowań uczeniem się przez wdrukowanie bodźca kluczowego i może nastąpić tylko w określonej fazie życia. Znaczy, jest w tym automatyzm – jak indorkowi w określonym okresie pokaże się Bobika albo pogrzebacz, to za mamusię uzna Bobika lub pogrzebacz, szlus. U małpek jest to proces o wiele bardziej złożony. One w zasadzie „wiedzą” jak powinna wyglądać ich małpia matka i jeżeli mają wybór, będą ją wolały. Do sztucznej matki można je zachęcić tylko wtedy, kiedy wyboru nie mają, czyli po prawdzie wtedy, jak się je wpędza w chorobę sierocą. 👿 Przy czym w tym przypadku jest to uczenie przez doświadczenie, jest to proces odwracalny i nie musi zajść w jakiejś określonej fazie rozwojowej. Tak że możemy się pocieszyć – czymś tam jednak miłość różni się od imprintingu. 😉
Swoją drogą, to życie wśród indyków rzeczywiście bardzo doświadczenia Lorenza przypomina.
A w ogóle to cały dzień było cicho i spokojnie, a teraz nagle poleciały takie armaty tematyczne, że trzeba by siedzieć i pisać, pisać, pisać… A ja głodny jestem i rodzina tyż. 🙄
Hear, hear!
Dziękujemy, kolego, za owe cenne uzupełnienie mych, w pośpiechu rzuconych paru myśli. Zgadzam się, oczywiście, z mym przedmówcą, iż… jednakowoż nadmienię, że, albowiem jednak tak i tak.
Jak sądzę więc, wykazałem niezbitość zbitości mych niezbywalnie zbytecznych zbitek półumysłowych.
Już więcej nie będę merytorycznie, albowiem dotyka mnie to intelektualnie, emocjonalnie i somatycznie. A później się dziwią, że tak młody tak łysy jestem…
Owszem, profesorowie są, nawet jest kilku zwyczajnych, ale to są ludzie którzy są aktywni w swoim polu, stale publikują i jeżdżą na konferencje, no i są stosunkowo młodzi.
O konkursie nie wiedziałam, my fault.
Jeśli chodzi o hermetyczność prac, kilka przykładów ze strony: „Geneza zespołów z ostrzami liściowatymi w świetle analizy retuszu negatywowego”, „Perswazyjne strategie braku i nadmiaru w szanghajskim plakacie kalendarzowym 1-ej połowy XX w.”, „Francuscy podróżnicy na Bałkanach w XVII i XVIII wieku oraz obraz Bałkanów w literaturze francuskiej tego okresu.”
Filozofia jest od tego, żeby zadawać pytania, owszem, ale żeby poruszać tematy aktualne. Dziś od pytania „czy Bóg istnieje” ważniejszym jest pytanie „Gdzie jest granica postępu technologicznego?” albo kwestie dotyczące eutanazji, aborcji, klonowania. Inżynieria sobie tych pytań nie zada, bo jej rola jest zupełnie inna – ma napędzać postęp technologiczny.
A młody tzn. ile wiosenek?? 😉
A, to wiemy już jaka jest Alienorowa uczelnia 🙄
Dwa „drugie” tematy wydają się być banalne, pierwszy mnie zafascynował poetycznie, ale już wiem:
„Kultury z ostrzami liściowatymi, będące prostą kontynuacją odpowiednich europejskich kultur środkowego paleolitu. Powstały one na wyżynach Europy Środkowej (kultura selecka), a także na Niżu i jego pograniczu ze strefą wyżyn ”
etc.
łeeee.
A co wyniknie z takich pytań „granica postępu technologicznego” (czytałem Lema, to wiem 🙂 nie ma. Granicą są zasoby Wszechświata)? Bo jak nic dla inżynierii, to po co te pytania?
Tadeuszu, jesli dobrze pamieram, kaczki (czy byly to gaski) prof. LOrenza byly domowe. Natomiast te byly kompletnie dzikie, z jajek zebranych w lesie, ktore w odroznieniu od drobiu domowego, nie utracily zupelnie zdolnosci zycia zgodnego ze swa natura. One nigdy nie widzialy innego czlowieka i Joe nie opuszczal ich 24/7 przez osiemnascie miesiecy. Sa to zasadniczo inne stworzenia od domowego drobiu, co bylo bardzo w filmie podkreslane. Kiedy indyki byly paromiesieczne, to one prowadzily swa „matke” tam gdzie normalnie spedzalyby czas. Jednym niesamowitym skutkiem tego eksperymentu bylo tez i to, ze inne dzikie zwierzeta (sarny, dziki, zolwie, weze etc.) wchodzily w intereakcje z indyczym stadem absolutnie nie obawiajac sie Joe (one wyraznie, choc kompletnie nie zimprontoane przez czlowieka, tez uznawaly go za nieszkodliwa indycza matke) , a nastepnie ZNIKNELY kompletnie kiedy juz wyrosniete indyki postanowily rozpoczac zycie samodzielne. To sie stalo wlasciwie JEDNEGO dnia, kiedy wszystie indyki, procz dwojki szczegolnie przywiazanej do „matki”, postanowily opuscic go. I nigdy juz nie wrocic. Potem jedna indyczka z tych, ktore pozostaly tez zniknela, zalozyla gniazdo w poblizu, ale nawet nie zdazyla wysiedziec swiezo zlozonych jajek, kiedy zostala zabita i pozarta przez jastrzebia. Drugi indyk,maminsynek Turkey Boy… – nie, nie opwoim co sie stalo , bo bylo tak wstrzasajace i nieoczekiwane, ze musicie zobaczyc to sami, kiedy pokaza to w Waszych telewizjach.
Tak czy inaczej eksperyment z dzikimi indykami poszedl chyba znacznie dalej, moim zdaniem niz to co w swoim czasie robil Konrad Lorenz.
Kot M. 11:20 w moim Macku, Kocie, slychac czasami „odglosy” i
to jest wiatraczek do chlodzenia, moze u Ciebie to chlupniecie to tez wiatraczek
Ale jest to pojedyncze chupniecie, bulgotniecie. Bardzo dziwne/
” Granicą są zasoby Wszechświata” a te sa (podobno) nieograniczone, o czym wiedza Lema czytajacy humanisci 🙄
p.s czytaliscie Tomasza Lema o tacie wspomnienia? przeczytajcie
🙂
Tomasz Lem „Awantury na tle powszechnego ciazenia”
Heleno, ciekawe, aczkolwiek, jako zawodowy psuj, muszę odnotować, że ten film to fikcja:
Behind the scenes image of turkeys and Jeff Palmer (actor) in misty forest in Florida. Cameraman (Mark Smith) on track & dolly shows how some of the beautiful sweeping shots were filmed.
http://www.bbc.co.uk/programmes/b0133r58
Chętnie bym też przeczytał jakiś komentarz biologa, ale nie widzę. Zupełnie nieprawdopodobne mi się wydaje, że nagle zwierzyna zaczyna nie widzieć w nim najgroźniejszego drapieżnika jaki istnieje, a poczciwą indyczkę. Zwierzyna chyba się już stykała z człowiekiem? to nie była nieskażona człekiem przyroda?
Pan Hutto jest opisywany jako wildlife artist (?), nie przyrodnik. Obawiam się, że jest zasadnicza różnica między obserwacjami przygotowanego zoologa (jak Lorenz), a „wielbiciela” indyków. Jak się wydaje, pan Hutto teraz ma całą serię takich przygód, np. z psami…
Kocie, moze wiatraczek przyspiesza wlasnie? i wtedy robi chlup
Rysiu, a czemu nieograniczone? tego nie pamiętam z Lema… z tą nieskończonością wszechświata to dość powikłane jest… Pewnie Bobik coś wie.
Wspomnienia syna Lema przeglądałem, ale nie spodobały mi się. Nic nie wnoszą ciekawego (z tego co podczytałem). Co z tego, że był łakomy, etc.? Dość skomplikowany obraz Lema wyłania się z rozmów z Beresiem (nota bene nie wiem czy już się ukazała wersja integralna, jeden rozdział został usunięty na życzenie pisarza, któremu próżności odmówić się nie da. Pożarli się zresztą z Beresiem. Ten ostatni napisał pamiętne zdanie:
wiadomo, że jeżeli chodzi o opisy spraw damsko-męskich, Lem pióro ma napełnione ołowiem (czy jakoś tak) 🙂
moj syn jest po biologii (teraz idzie dalej – biofizyka i bioinformatyka)i medrkuje za trzech 🙂 😀
„w nim” to oczywiście to pana Hutto, nie owego potencjalnego biologa…
Ad Lem: ciekawa książeczka jest Roberta Stillera o Lemie, z której dowiedziałem się, że Lem jest pochodzenia żydowskiego. Zresztą z rodziny dokładnie zasymilowanej. Co ma o tyle znaczenie, że wyjaśnia co się działo z Lemem i jego rodzicami w czasie wojny. Lem podobno ich uratował dzięki swej niebagatelnej inteligencji. Oprócz tego chyba nie odgrywało to dla Lema znaczenia.
O, Rysiu, super! Zdarza mi się żałować, że konkretniejszego fachu nie mam… to bym mędrkował! Ale zawsze się myliłem, mylę i będę mylił w obliczeniach 🙁 🙁 🙁 🙁 🙁
Tylko ktoś te prace wymyślił. Równie hermetyczny jak te tematy. ❗
Od kilkunastu lat łączę skutecznie pracę w przemyśle z rolą wykładowcy. W granicach rozsądku oczywiście – ok. 50 godzin wykładu , ale w semestrze ;). Jednocześnie co roku podrzucam uczelni ok. 10 tematów prac dyplomowych użytecznych w firmie bezpośrednio lub nawet spełniających rolę badań podstawowych. Niektóre ćwiczenia udało się wyprowadzić z uczelni do firmy. A praktyki zawodowe są już stałym elementem.
Fakt, że to się udało tylko z uczelnią techniczną. Próby podobnej współpracy np. z uniwersyteckim Wydziałem Matematyczno- Przyrodniczym, pomimo przeróżnych deklaracji, nie przyniosły jak dotąd rezultatu. I to z konserwatyzmu strony akademickiej.
Bobiku, prawy rożek działa 😆
sprawdzilem, jest „cala” wersja rozmowy, „Tako rzecze… Lem”
Wydawnictwo Literackie 2002 – rozgladne sie
( i niemiecka wersja „Lem über Lem” w Amazon od 2,50€ )
Rysiu, to jest ta obcięta 🙂 Bo ją mam! Ale bardzo ciekawa.
Wróć! Ja mam z 1987. Ale dalej nie ma tego rozdziału.
„Materiał zgromadzony w tym wydaniu stanowi zaledwie dwie trzecie tekstu uzyskanego w wyniku przeniesienia rozmów na papier. Jeden rozdział, znacznie lżejszy gatunkowo i nie pasujący do kompozycji książki, a także spore partie dyskursywne, zawierające powtórzenia, addenda, niezliczone dygresje oraz okazjonalne wątki, musiały pozostać w szufladzie. Nawet w poszerzonym znacznie wydaniu z roku 2002 nie ma dla nich miejsca. ”
http://www.stanislawberes.pl/Stanislaw_Beres_Tako_rzecze_Lem,publikacja,01_02,5.html?PHPSESSID=6c3c2319fbefef979b0fa53ac306acb7
Tadeuszu, mimo to zakrece sie 🙂
No i bez tego rozdziału jest pewnie dobra! Tym bardziej, że go na oczy nie widziałem 🙂
Super! Z innej beczki. Czytam umowę wydawniczą. Wydawca sobie zastrzega prawo do publikacji na „terytorium”. A terytorium jest definiowane jako „the world and the universe”. Z rozmachem, nie powiem.
i jeszcze ciekawy Thomas Metzinger – humanisci sa jeszcze i beda potrzebni 🙂 😀 (i nie tylko do portiernii)
http://www.youtube.com/watch?v=dwVPQLYqmYc&feature=related
(linka do czesci 1/6 napisy po polsku tez)
znikam 🙂 😀
Rysiu, zanim znikniesz , dobranocka
🙂
I ja toż czynię. Branoc!
Tadeuszu, NIE WSCIEKAJ NAS! :evil:, 👿 👿
To co wcoraj widzielismy – byly to dzikie indyki? BYLY!!!
Wykluly sie z dzikich jajek? WYKLULY!!!
Widzielismy dzikie zwierzeta? NA WLASNE OCZY!!!
Teraz uwazaj na siebie, co powiesz. 👿
Nie lada jakim indykiem obdarzony,
gadałem sobie jeno farmazony.
Polecę precz, snem boskim złożony,
wieszczyć dzikim zwierzom niezagrożony.
Ani mnie Mordechaj ogonem nie wysmaga,
wróciła gdy do mnie ma luba rozwaga.
O mnie Brisbane i będą wiedzieć Tatarowie,
że jaja dzikie mam miasto umu w głowie!
Może być???
Jednak trzeba lulu…
Dzikich snów, Tadeuszu 😆
Trzęsą się Tatarowie i wieją do Gruzji,
gdy ktoś chce Mordechaja pozbawić iluzji.
Zaiste, nierozważnym tylko to się zdarza,
żeby na tego Kota wściekłość się narażać,
bo kiedy on pazury wysunie straszliwe,
nawet i pół rycerza nie uchodzi żywe. 🙄
A dlaczego niby mnie uczyniono odpowiedzialnym za wszechświat? 😯
Niedoczekanie! 👿 Niech on się sam martwi swoją nieskończonością. Ja mam wręcz odwrotne zmartwienia. 🙄
Tadeuszu, jeśliś bardzo ciekaw, zapraszam na stronę Uczelni: http://www.swps.pl. Są wymienione kierunki, kadra naukowa razem z tytułami… Wszyscy na swoich wykładach są, nie wysyłają doktorantów ani asystentów 😉 .
Lubię Uczelnię, chociaż ma swoje wady, jak każda uczelnia. Stara się zaspokajać zarówno ambicje tych, którzy studiują dla „zawodu”, jak i tych z ambicjami akademickimi. W wielu wypadkach się udaje, znam paru wykładowców edukowanych na Uczelni od pierwszego roku studiów, ja zamierzam być kolejnym. Będę bronić opinii do upadłego, chyba że wcześniej pewne standardy padną przez niż demograficzny.
Najstarszy pracownik na jednym moim wydziale jest po 60-tce, na drugim jest troje profesorów około 80-tki, reszta też 50-60 lat.
Moim zdaniem to lepiej niż na wydziale na którym wykładał swojego czasu mój rodziciel (technicznego na dodatek), gdzie średnia wieku była ok. 70 lat. Wydział zajmował się dziedziną wymagającą stałej praktyki, a byli tacy, którzy nie praktykowali po 25 lat. 🙄
A propos Lema, Google Polska dziś go uczciło interaktywnym logo inspirowanym „Bajkami robotów”.
A mnie się bardzo nasza skończoność podoba 🙂 Wypuszczamy gałązki, a nawet jak nie wypuszczamy, to i tak wypuszczamy 🙂 W sko albo nieskończoność i to jest bardzo przyjemna świa lub nieświadomość 😉
vitajcie! Lem to mój ulubiony temat ale jakos ostatnio nie mam humoru i nie będę sie w takim stanie wypowidać w sparwie kosmitów i lotów na inne planety. 🙂 a szkoda….
Alienor, trzymam kciuki za Ciebie, Filozofa i Twoją uczelnię 🙂 Bardzo mocno trzymam 🙂
Odpowiedzialnosc za wszechswiat, Bobiku? Moze to skrzywienie zawodowe u satrapow? 😆
Film o indykach pokazala nam PBS jakies dwa tygodnie temu, i nikt chyba nie uwazal (lacznie z autorem/aktorem), ze jest to rozprawa naukowa na temat indykow. Byl to natomiast rzeczywiscie lapiacy za serce film o naszych relacjach ze zwierzetami, w tym przypadku – dzikimi indykami, i o wieziach emocjonalnych z nimi, o ich mozliwosciach i granicach. I tu przypomnialo mi sie co kiedys powiedziala Jane Goodall – ze czasem nie zaszkodzi troche poantropomorfizowac, byle tylko zdawac sobie z tego sprawe (wydaje mi sie, ze film te warunki spelnil). A sama bardzo chetnie, z pelna swiadomoscia antropomorfizuje nasze indyki ogrodowe, gdy zagladaja czasem do salonu z tarasu, odwiedzajac nas zwykle w porze popoludniowej herbaty. 😉
A na wiecej dzisiaj nie bardzo mam glowe, bo jestem akurat w trakcie robienia pumpkin pie, ktory wymaga natychmiastowej uwagi, podczas gdy przemawianie sie miedzy naukami scislymi i humanistyka dzieje sie od dawna, wiec moze jeszcze – przynajmniej w moim przypadku – troche jeszcze poczekac. Nie ma to jak indycze (i buddyjskie, takze, Heleno) Teraz… 🙂
przeczytałam też w komentarzu o nowych barwach na blogu Polityki i musze stwierdzic że jest beznadziejny 🙂 tak czy owak bede czytać chociaz nie lubie zielonego i rozlazłego 🙂 oczywiście to tylko moja osobista uwaga i mam nadzieje, że nie dotknie artysty kolorującego 🙂
Już się wczoraj tym logiem bawiłem, bo ktoś u Kierowniczki nadał. 😀
Teraz jeszcze Helenie muszę wrzucić zatrute jajo do ogródka. 😈 Lorenz jak najbardziej zajmował się dzikim ptactwem, nie domowym, zresztą jego „znakiem markowym” było obserwowanie zwierząt w ich środowisku naturalnym. Te jego słynne gęsi to były gęsi wędrowne gęgawe (gęgawy?).
Oglądaliśmy przedwczoraj „Śledztwo” w reż. Krzystka. Bardzo dobrze zrobione. Matko, jak ja lubię gadany teatr!
sami widzicie jak ze mną jest. Jesień i zima , zimno i ciemno br
haneczko ,nie oglądałam ale za tydzień ogladnę i się wypowiem 🙂
dobrej nocki:)
Dziękuję haneczko za czymanie, masz u mnie zawsze herbatę poziomkową 🙂
A ja przez ostatnie kilka dni nic nie oglądałam, bo bez przerwy oglądałam polski serial „Czas Honoru” o II wojnie. Najpierw nie chciałam go oglądać, bo wojny mam już dość, potem przypadkiem zobaczyłam jakąś powtórkę, potem mnie wcięło i zaczęłam oglądać powtórki, potem się wkurzyłam, bo nie znoszę cykania po godzinie na tydzień i kupiłam płyty. Od soboty obejrzałam chyba 37 odcinków albo coś koło tego. Znakomicie zrobione. Teraz jestem totalnie zdołowana wojną, gettem, Pawiakiem, Szuchem i wszystkim razem.
Ale coś mi się od tego zrobiło w głowie i nie mogę oglądać polityki. Wszystkie te gęby mnie brzydzą.
Dla odreagowania zamówiłam w empiku kilka książek o żarciu. Oraz piciu. Wyszedł słownik bachiczny Tuwima, czy jakmutam (słowniku, nie Tuwimu). Wyrażenia pijackie.
Lalala.
Nisiu ksiązki o jedzeniu mam i to kilka całkiem fajnych . Z gotowaniem już tak sobie. .. 🙂 Wyrażenia pijackie chyba nie są zbyt fascynujace ? / chyba /. Pa!
Alienor, sama ze sobą piję czarną, ale w Miłych Okolicznościach każdą, przez Okoliczności zapodaną 🙂
Znowu czegoś nie widzę, choć powinnam. Gdzie jest to nowe, zielone logo? Papierowa Polityka jest, jaka była. W sieci mam bez zmian. Miejcie litość. Wiem, żem ćwok, ale przynajmniej się do tego przyznaję 🙁
Haneczko, nie wiem, gdzie zielone, a u Ciebie jakoś nie dostrzegam nawet zawiązka ćwokowatości. 😉 Wiem natomiast, bo Pani Kierowniczka dała znać, że wprowadzane są właśnie zmiany w szatach blogów Polityki. Np. tu jest już po nowemu – aczkolwiek to nowe nie jest (jeszcze) w kamieniu wyryte, bo wczoraj wyglądało trochę inaczej (gorzej). http://sobolewska.blog.polityka.pl/2011/11/07/sprytny-jak-szatan-i-odwazny-jak-tosia/#more-220
No masz, a ja wypatrywałam zielonego. Lepsze jest wrogiem dobrego. Czy szanowny tfórca może oddalić się gdziekolwiek, byle dalej 👿
Jarzębino, a ja myślę, że zebrane przez Tuwima będą ok.
Dam znać!
Nisiu, oj będą!!! 😀
„Nie śmiem twierdzić, że brak słownika pijackiego był tzw. „dotkliwą luką“ w polskiej bibliografii słownikarskiej, sądzę jednak, że wolny trzydziestomilionowy naród, posiadający, skromnie licząc, z piąć milionów zawołanych pijaków, powinien mieć jakiś leksykon, jakąś encyklopedię, w której zabłysłyby świetności mowy ojczystej, w kieliszku odbite”. (J.T., 1933)
Trochę poszukałam i się serdecznie śmiałam. 😀
Haneczko, witaj w gronie zdegustowanych. 😉
No, nie moge sie nie podzielic:
http://www.youtube.com/watch?v=RmuyXzMb9pQ&feature=youtu.be
Gałązkom Tuwima, dobranoc 🙂
Ja wczoraj u Kierowniczki wyrąbałem kilka wściekłych tyrad pod adresem nowych szat króla i uważam, że tym samym mój obowiązek wobec ludzkości spełniłem. A że te nowe szaty, mimo niewielkich zmian, dalej uważam za marną amatorszczyznę, to już inna sprawa. Uważam, ale nerwów sobie nie będę zdzierał, bo mi potrzebne. 😎
O, kurczę, Kot Mordechaj ma jakieś parantele z proboszczowskim jamnikiem? 😆
No, to się teraz będę mógł z Kotka ponabijać. 😈
Fragmenty tego tuwimowskiego pijackiego słownika poznawałem jakieś nieprzytomne wieki temu i wspomnień mętny czar podpowiada mi, że okropnie śmieszne to było. 🙂
Skromny kuzyn.
Antropomorfizowanie zwierząt? OCZYWIŚCIE nigdy, przenigdy tego nie robię. 😎
Choć przyznaję, zdarza mi się animalizować ludzi. 😈
Fakt, Bobik szczekał, warczał i szarpał nowe szaty zębami aż furczało – co się szatom (?) słusznie należało. 😉 Ja też sobie, zresztą, na szatach użyłam. Natomiast nerwy nie szaty, za marny grosz się ich na przecenie nie nabędzie, jako gratisu do gazety ich nie dodają, toteż trzeba je szanować.
Ja napisałem o tym nowym layoucie „Polityki” per szaty? 😯
Przepraszam, literówka. Chodziło mi, rzecz jasna, o szmaty. 😛
Wiem, ze dla niejednego na tym blogu bedzie to poteznym ciosem, ale akademicka uczciwosc kaze mi zaraportowac, ze Pani Kierowniczka wraz z grupa innych krwiozerczych lewakow, jak ten… no jak mu tam… Wajda, zamierza w przyszlym roku maszerowac w pochodzie pod sztandarami Lenina, Che Guevary oraz generala Jaruzelskiego.
Nie, niestety, nie zartuje. Czarno na bialym:
http://wsieci.rp.pl/opinie/za-burta/No-pasaran-Salonowe-elity-murem-za-Krytyka-Polityczna-
Proponuje wprowadzenie natychmiastowego zakazu wstepu na Blog Bobika, chyba, ze i sam Bobik gotow bylby dolaczyc, do tego pochodu. Wtedy trzeba bedzie i Bobika na zbita morde…
Prawa! Prawa! Kto tam rusza lewa? 👿
Idę spać. Czas widać najwyższy, bo czytam i czytam, a PK w podpisach nie widzę. ?
A po co podpis? Pani Kierowniczka do salonowych elit należy z rozdzielnika. 😆
To już mam sam siebie zbanować, czy jeszcze chcecie zaczekać? Bo dzisiaj jest Dzień Bez Futra. Ponieważ popieram, to muszę zdjąć futro i obrażać moralność publiczną. Może być ciekawie. 😈
Posłuchawszy, gdzie należy jamnik proboszcza, zwątpiłam w rozdzielniki. 😆
Owszem, podpis Pani Kierowniczki jest, widzialam go na liscie we wtorek w GW.
A ja go na tej lince szukałam…
Moja nauczycielka hiszpańskiego pochodziła z tego samego miasta, co Che Guevara. Uważam, że to są mocne podstawy do wypracowania jakiejś spójnej i niepoddającej się krytyce, a niechby nawet i politycznej, teorii na temat Bobika i jego związków z salonowymi elitami.
Gdyby było mało (choć niby czemu?), to dodam, że krwiożerczy jestem jak najbardziej. Befsztyk tylko rare, rostbef krwisty. I ja to wszystko żrę. Mlaskając.
Ewa Charkiewicz w sprawie optyki – http://www.stachurska.eu/?p=5588 , nie tylko dot. wydarzeń 11.11.2011 r.
Hej, hej jarzebino, milo cie uslyszec. Zielonemu mozna dac szanse, to kolor nadziei. Choc mowia, ze np zielone samochody kupuja tylko ludzie po 60-tce. A moze to wlasnie oni maja najwiecej nadziei, bless them.
Moniko, happy Thanksgiving dla ciebie i twoich. Apple pie, mniam. Ja wprowadzilam do tradycyjnego obiadu dziekczyniowego zupe squashowa, kazdego roku z innego squasha, w tym roku byl to acorn squash. I squashy widze coraz wiecej rodzajow kazdego roku!
Bylam dzisiaj w Polskim Konsulacie w Toronto, zacisnawszy zeby, przygotowana na niespodzianki i przeszkody. Generalne motto dzialania jest to samo od 25-ciu lat: jak nie pomoc i jak kazac klientom sie bujac jest wciaz aktualne! Odeslana zostalam z kwitkiem w sprawie wystapienia o polski paszport trzy razy w ciagu 2.5 godziny:
1. przepisac caly formularz, bo moje nazwisko pisze sie z z z kropka, nie z z przekreslonym w srodku;
2. zrobic nowe zdjecie, bo zalaczone do wniosku jest nie dosc wyrazne;
3. przefaksowac odpis moj polski akt urodzenia, bo nazwisko panienskie mojej matki bylo w poprzednim wniosku paszportowym przepisane przez kogostam blednie i teraz ja mam to naprawic.
No ale ja to juz znam bardzo dobrze od lat, wiec nawet sie nie denerwuje. A cala rodzina czeka na kolejna opowiesc z dzialalnosci Konsulatu.
Ciekawe, ze ani moj siostrzeniec ani jego zona, ktorzy byli ze mna w swoich sprawach paszportowych, tez nic nie zalatwili! I prawdopodobnie wiekszosc nas stojacych w tej nieprawdopodobnej kolejce. This too shall pass!
No, po prostu nie mogie w odpowiedzi na post Królika o konsulatach polskich się nie wyszczekać. I z góry proszę, żeby na mnie całej odpowiedzialności za słowo nie zwalać, bo my to wspólnie z Licencjom Poetykom pisali. 🙄
Konsulat polski (niektóre niepolskie też, żeby nie było) jest na ogół połączeniem skansenu z oblężoną twierdzą. Skansen konsulatu polskiego pochodzi w zasadzie z peerelu, ale i pewne cechy kolejnych RP da się w nim zauważyć – od II do IV. A głównie po pierwsze przekonanie, że obywatel jest dla konsulatu, a nie bynajmniej odwrotnie. I to jest przekonanie słuszne, bo konsulat bez obywateli świetnie się może obejść, natomiast obywatel bez konsulatu – a takiego.
Oblężona twierdza polega na tym, że konsulat zamknięty jest i zupełnie nieprzepuszczalny dla wpływów z zewnątrz. Niech tam sobie otoczenie wymyśla jakieś kolubryny w postaci przyjaznego państwa czy tabakiery dla nosa. Nas to nie rusza. My tu w otoczeniu wrogim i musimy się mu oprzeć. Mamy swoje obyczaje i choć wiemy, że nie wszystkim się podobają – nikt nam nie będzie skakał na nasze mury bezkarnie. Jak zechcemy sprawę załatwiać 3 lata, będziemy załatwiać 3 lata. Jak zechcemy tubylcami pogardzać, będziemy pogardzać. Jak zechcemy rodakom pokazać wadzę, pokażemy wadzę.
I trzeba nas szanować, bo my urzędnikami państwowymi jesteśmy. Znaczy, państwową pensję pobieramy. Która nam się należy, bo państwo reprezentujemy i każden jeden może to zaobserwować na przykładzie.
Konsulaty. Wrrrr…. 👿
Bobiku,
Konsulaty sa połączeniem skansenu z oblężoną twierdzą? Alez jak najbardziej! Albowiem konsulaty to dyplomaty. W twierdzy przez nas samych oplaconej siedzace.
'Zupełnie nieprzepuszczalne dla wpływów z zewnątrz’. Wplywow z zewnatrz!? A o czym ty? Pomysl o takim venue konsulatowym jak, na przyklad, Teheran. Do I have to say more?
Inaczej nie moze byc. Twierdza i szlus. And don’t you ever forget it. Czworonogu wyjacy do ksiezyca o tej nieprzyzwoitej godzinie
Tak, konsulaty to szczegolny, sado-masochistyczno-kafkowski temat. W kazdym razie, daja ogromna mozliwosc cwiczenia sie w znoszeniu trudnosci zyciowych…
Dziekuje, Kroliku, za zyczenia. 🙂 U mnie tez bedzie zupa, tym razem z butternut squash, troche na ostro. A reszta dosc klasycznie, bo to w koncu upamietnienie bardzo prostego posilku. Zas inwencja i tak bedzie potrzebna, zeby zagospodarowac resztki, zwlaszcza indyczego miesa, ktorego zawsze, nawet przy gosciach, u nas sporo zostaje. Mamy przyjaciela, ktory uwielbia klasyczny posilek dziekczynny do tego stopnia, ze gdy kancelaria adwokacka, w ktorej byl partnerem, postanowila zmienic adres i przeniesc sie o pare ulic dalej, przeniosl sie do innej kancelarii, ktora pozostala pod tym samym adresem. A powodem jego zdecydowanej niecheci do przeprowadzki bylo to, ze w tym samym budynku, ktorego nie chcial za nic opuscic, funkcjonuje znana bostonska restauracja od lat serwujaca w kazdy czwartek replike dziekczynnego posilku (pieczony indyk z wszystkimi tradycyjnymi dodatkami i na deser trzy rozne pies). I dzieki temu w kazdy czwartek nadal moze dziekczynic. 😉
Happy Thanksgiving dla Moniki, jej rodziny i wszystkich celebrujących 🙂
Miłego dnia dla Koszyczka 🙂
Komu kawy ? 🙄
Moniko, radosnego świętowania 🙂
Gmła, widoczność 100 m, szadź na drogach 👿
Bobiku, Ty tak ochoczo nie zdejmuj tego futra, bo taki półskalp może co wrażliwsze damy o palpitację serca przyprawić. 😈
Zapraszam na herbatę z czajniczka 😀
Dzień dobry.
Ciąg dalszy wczorajszego tematu („zakaz pedałowania”).
„Ekspertyzę w sprawie znaków na prośbę sądu przygotowali dwaj biegli z Lublina – mgr Robert Kamiński, nauczyciel historii w Prywatnym Liceum im. Ignacego Paderewskiego, wcześniej pracownik naukowy UMCS, i dr Paweł Nowak, adiunkt w Instytucie Filologii Polskiej UMCS”.
Co za sąd, co za biegli! Nic, tylko …. 😯
Interesowała ich „tylko strona graficzna”!!!!
Imperatyw Moralny, każe mi niezwłocznie odśpiewać Marysliankę 😎
http://www.youtube.com/watch?v=221UWotqwdo&feature=related
Co uczyniwszy, biegnę do arbajtu, bo imperatyw, imperatywem ale na chlebuś z masełkiem trzeba zarabiać 👿
Wyjaśnię po powrocie, jak mi jeszcze jakaś mała szara się ostanie 🙄
A jeżeli Szanowna Frekwencja ma ochotę, może zgadywać który to post koszyczkowy, postawił mi tego Imperatywa na baczność 👿
Nagrody za trafne odpowiedzi będą, albo nie będą 🙄
A co, ja też mogę sobie na boku posatrapić, metodą garażową! 😯
Garaż mam 😉
Spadam 😆
Pani Danuta Wałęsa o ks. Jankowskim:
„Prałat co trzy lata zmieniał samochód, a kiedyś podczas wspólnego przystanku w zajeździe zamówił kaczkę. Gdy zdziwiła się: „księże, przecież jest piątek? Wzruszył ramionami i powiedział: „jesteś kaczką, ale stań się rybką”. 😯
Przeczytalam co Danuta Walesowa mowi w swej ksiazce o pralacie Jankowskim, Glodziu, Goclowskim i musze powiedziec, ze czuje do niej wciaz wielki respekt. Pamietam jak nadzwyczajnie zachowala sie ta prosta w koncu kobieta gdy 30 lat temu pojechala do Sztokholmu odbierac Nagrode Nobla dla Lecha i oczarowala tam wlasciwie caly korpus dziennikarski swa nadzwyczajna powsciagliwoscia, skromnoscia, godnoscia i rozumem. A tez i wygladala bardzo ladnie. POdobnie w czasie innych wizyt, w tym panstwowych gdy maz byl juz prezydentem. Pani Danka ma sporo ojeju w glowie. Dobrze, ze napisala ksiazke, nawet jesli miala sporo pomoc przy niej. Rzadko siegam po tego typu literature, ale te chcialabym przeczytac.
Po przeczytaniu tego http://wyborcza.pl/1,75480,10661943,Danuta__kobieta__Polka.html Pan Mąż wydał polecenie zakupu.
Dzień dobry 🙂
To właśnie o to chodzi w Dniu Bez Futra, żeby przyprawiać o palpitacje. 😎 Bo tak na serio – hodowle zwierząt futerkowych to makabra i do tego zupełnie niekonieczna. Kurza ferma, jak pomyśleć, też nic miłego, ale jeść się musi. Futer (już) gatunek ludzki nosić nie musi i nic by się nikomu nie stało, gdyby z tego rezygnować.
No i oczywiście Happy Thanksgiving wszystkim obchodzącym. 🙂
Powiedzcie mi, jak ja bym mógł poprawić taką literówkę: „sporo ojeju w głowie”? 😆
Nie mógłbym, nie poprawiam i niech się stanie kultowa. 😆
Aaa… jak Jotka leci Marsylianką (nie wpadłem na to, czym wywołaną), to może przy okazji wspomnień Danuty W. odśpiewamy jeszcze „O cześć wam książęta, hrabiowie, prałaci…”? 😎
A tak, Haneczko, bardzo ciekawe. Oczywiscie, ze bylo to Oslo, a nie Sztokfolm, jak napisalam. Pan Malzonk ma racje. Swietna baba, Pani Danka.
Naturalne futra, zwlaszcza w zimniejszych klimatach jak POlska, o Syberii czy Islandii nie wspomne, , jest znacznie bardziej ekologiczne niz sztuczne tworzywa. Jestem w stu procentach za futrami. There! POodobnie za butami ze skory, torebkami etc. There, there.
Ale cieszy mnie legislacja europejska w sprawie zaostrzonych warunkow intensywnej hodowli kur oraz innych zwierzat do konsumpcji. Czas najwyzszy. Mogli to zrobic wczesniej i lepiej.
Dziękczyniącym radosnego świętowania 😀
Ta ekologiczność futer z hodowli jest mocno problematyczna, a brak alternatywy nie jest prawdą.
http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1521244,1,polskie-nie-dla-hodowli-zwierzat-futerkowych-mozliwe.read
Ale niech tam, dla noszenia futer w okolicach podbiegunowych mógłbym nawet zrobić wyjątek, pod warunkiem zachowania przyzwoitych standardów hodowli. Czemu jednak tyle norek ma się męczyć, żeby po obdarciu ich ze skóry jakaś bogata qx%ć!<§ w Mediolanie czy w Paryżu miała "wielkie entrée"? 👿 Też się zresztą przy tym męcząc, bo gorąco jak cholera, a futro tylko dla zaimponowania koleżankom.
Heleno, proszę, tylko nie Małżonek 🙁 Nie wiedzieć czemu, nie cierpię tego słowa. Małżonki też nie lubię 🙁
Ale Pan Małżonek brzmi jednak zupełnie inaczej niż małżonek solo. 🙂
Nie wiem, Haneczko, czy zauwazylas ile dostojenstwa i wrecz zadecia ma w sobie slowo malzonek czy malzonka. W polskiej mowie ofocjalnej, podobnie jak pod piorem poczatkujacych dzenikarzy nigdy nie wystepuje slowo maz czy zona w kontekscie Osobistosci. Ci maja wylacznie malzonkow/malzonki.
Pamietam jakie wzburzenie w jednej mej mlodej kolezance (obecnie w Rzepie) wywolaly zacytowane slowa ” … zareczone jak maz i dziewka w obliczu Wiecznosci”. Oznajmila, ze slowo „dziewka” nie nadaje sie do radia, bo jest obelzywe.:lol: 😆 😆
Czy na Święto Dziękczynienia można coś innego niż tradycyjne przynieść do kawy, np czekoladowy orzechowiec z mascarpone – http://www.stachurska.eu/?p=5502 ? Wesołego świętującym 🙂
Oczywiscie, ze mozna, Teresko. Cokolwiek.
Po mało słodki orzechowiec do kawy to nawet i ja sięgnę. Dawać go tu! 😆
Happy Thanksgiving obchodzącym, long and happy life futerkowym. 🙂
Co roku, w okolicach listopada (otwarcie Parlamentu) w brytyjskiej prasaie pojawiaja sie pytania czy nie nalezalob moze jednak pozwolic Jej Krolewskiej Mosci na zmiane wytartych i zjedzonych przez mole gronostajow, ktore musi wkladac raz do roku kiedy spelnia niektore konstytucyjne obowiazki.
http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/RequisiteRoyalRegalia
Obecna kapota – brokatowa peleryna podbita gronostajami ma juz dobrze ponad sto lat i to widac. Naprade widac. I za kazdym razem Parlament ( a raczej jego przedstawociel odpowiedzialny za te rzeczy) wzdraga sie ze strachu przed opinia publiczna i dzennikiem Independent, ze znowu zacznie sie malostkowe wyliczanie ile to kosztuje oraz protesty milosnikow zywych gronostajow. Podobno Moskwa pare razy robila dyskretne badania dyplomatyczne czy JKM nie przydaloby sie pare skorek (obecne sa tez rosyjskie) i ze byliby szczesliwi jej to sprezentowac. Ale nie.
No właśnie, to pewnie przez to dostojne zadęcie 😉
Happy Thanksgiving Happy Thanksgiving Happy Thanksgiving to you!
Mało słodki ? to może i ja… 🙄 Ale tylko dwa kawałki!
Jeść trzeba, ale, za przeproszeniem, żreć to chyba nie… jak się czyta ile tego mięsiwa w siebie ludzie pakują… a np. taki mało słodki orzechowiec to przecież lepsze?? I na pewno dużo soli nie ma!
A takie ekologiczne gronostaje? z polaru?? Chętnie ufunduję! Jednego.
czy coś się podziało z zegarem? tyleż osób, tyleż wypowiedzi między 3 a 6 rano… 🙄
Bardzo mądra Królowa (albo jej doradcy). Wie, że rybka psuje się od głowy, ale może się również od głowy naprawiać. 🙂
Ktoś, kto jest tak bardzo pod medialną lupą, musi bardzo zważać na to, jakie sygnały wysyła społeczeństwu. I jeżeli sygnał brzmi „nawet dla majestatu Korony nie warto dawać ewentualnego zielonego światła okrucieństwu wobec zwierząt”, to ja to popieram wszystkimi łapami.
A że Moskwa tego nie rozumie… jakoś mnie to nawet nieszczególnie dziwi. 🙄
O, mamy pomysł. 😆 To ja funduję Królowej drugiego gronostaja z polaru. Kto da więcej? 😀
Foma, a kiedy myśmy się tu poddawali dyktaturze zegara? 😯
Orzechowiec musi poczekać. Po kanapkach z białym salcesonem nie mam już miejsca na nic 🙄
Mało cukru jest tam też w aż dwu sernikach oraz aż w dwu keksach makowych. No i jest jeszcze omlet z jabłkiem. Dużo, gdyby kto chciał, się zjeść tego nie da – tak zostało skonstruowane, choć walorom smakowym to nie ujmuje 🙂 Soli niemalże w ogóle nie używam, nie lubię.
Wchodzę w polar 😀
POlara nie da sie jednak ekologicznie pozbyc po uzyciu. Podczas kiedy futerko naturalne, owszem.
Bo gronostaj z polaru to jest na co najmniej 1000 lat… może Kingdom tyle przeżyje (co do United mam wątpliwości…).
No i polara się robi z butelek typu PET. Będę szczodry i oferuję 20 butelek dla Królowej na gronostaja!
I to jest właśnie problem, z którym się permanentnie borykam: co jest NAPRAWDĘ ekologiczne? 🙄
A co to znaczy „ekologiczne”?
W tej chwili już są nawet opracowane ekologiczne metody na pozbywanie się najróżniejszych sztuczności, ino oni nie chcom chcieć, bo drogo i pracochłonnie. 🙄 No i nie wszystkim ludziom chce się segregować śmieci.
Muszę przyznać że Niemcy są pod tym względem bardzo zdyscyplinowani. Do tego stopnia, że i ja, zachęcony przykładem, wziąłem i się samozdyscyplinowałem. Teraz już wrzucenie woreczka foliowego albo obierzyn z ziemniaków do śmieci ogólnych przejmuje mnie zgrozą. Idź woreczku do plastików, a ty, obierzyno, do kompostu. 🙂
Ekologiczne jest bezludzie.
Nie podejmuję się w tej chwili definiowania, co to jest ekologiczne „tak w ogóle”. Mogę tylko powiedzieć, w jakim sensie ja dzisiaj, w kontekście futrzanym, używałem. Ekologiczne, czyli powodujące możliwie najmniejsze szkody dla środowiska naturalnego, w dłuższej perspektywie czasowej i przy uwzględnieniu wszystkich dotąd znanych czynników. O uwzględnienie czynników dotąd nieznanych już się nie będę upominał, aż taki pedant nie jestem. 😉
W pałacu Buckingham
Królowa się dziwi:
któż to mi przysyła
prezent na Thanksgiving?
Paczkę w ręce łapie
i sznurki rozcina:
chyba będę miała
dnia przyjemny finał.
Zawartość wyjmuje
i wprost mózg jej staje:
kurka, blog mi przysłał
nowe gronostaje. 😯
Czasu ząb straszliwy
nie musnął ich nawet,
no i nie musiały
umierać za Sprawę.
Przetworzone one,
zrobione z polaru,
więc mi w żaden sposób
nie zniszczą pi-aru.
Dzięki ci, o bloże,
bądź błogosławiony,
żeś mi uratował
majestat Korony.
Teraz mogę z Moskwy
zrobić sobie jaja
i wystąpić w nówkach
na Pierwszego Maja. 😈
To jakoś tak trzeba w takim razie??
Mam tych myśli całkiem mnogo,
chciałbym zostać ekologo.
Trza naturę wesprzeć czynem?
no to umrę przed terminem!
O, proszę. Zaczynam modły o szczęśliwe zakończenie artykułu. Tylko jeszcze trzeba zacząć…
http://m.wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,106542,10701569,Mieszkancy_Ksieza_Malego_wymodlili_sobie_budowe_ulicy.html
Ale trzeba przyznać, że w przypadku ulicy modły były skuteczniejsze, niż w sprawie deszczu… Może artykuły też są podatne? 😉
Zastanawiam się, co bym zrobił, gdyby ktoś do mnie przyszedł i zażądał 3 kawałków na budowę nawierzchni. Chyba po pierwsze bym go sam sobą poszczuł, a po drugie zażądałbym od włodarzy miasta szczegółowego rozliczenia, co robią z moimi podatkami. I jeżeli gdziekolwiek znalazłbym jakąś niegospodarność albo forsę wyrzuconą przez okno na bzdety, zebrałbym paru kumpli i jakbyśmy nami poszczuli tych włodarzy… 🙄
Po co, do kurtyzany biedy, jest państwo, jeżeli ludzie ulice sami sobie muszą budować? 👿
Działa! Zacząłem! Napisałem imię i nazwisko. Swoje… tyle na razie inwencji 👿
Bobiczku, wszyscy podobno mieszkańcy die Blume Europas chcieli Ojro. No to mają Ojro. A nie mają kilku innych rzeczy. Ja nie chciałem… a mam! No i tu podatki niewątpliwie niższe.
A jakbym Ci powiedział, ile trwa ustalenie, do kogo należy dany kawałek ulicy, to byś się uśmiał! Bywa, że chodnik do jednego, jezdnia do innego, inne kawałki do innego. Ogólnie ulice nie będące drogami krajowymi (chyba) miasto ma sobie samo robić. No to miasto mówi, że ulice nie będące przelotowymi mieszkańcy mają sobie sami robić, a wtedy mieszkaniec X mówi, że tę ulicę, to wiecie, możecie se… ja mam ciężarówkę. No i tak dalej.
Pardą, on chyba mówi jednak tą ulicę. Te preskryptywiści mnię namięszali.
Tadeuszu, ja wiem, że czasem wyżej de nie da się podskoczyć i z próżnego nawet salami nie naleje. Ale ja z tego artykułu nijak nie mogłem wyczytać, że wpirzeni obewatele najpierw powiedzieli „sprawdzamy, czy rzeczywiście próżne, czy komuś się tu po prostu pogłówkować i ruszyć sempiterną nie chce”. Obewatele chyba po prostu uznali, że na bezwład władzy, jak na klęskę żywiołową, nie ma siły, więc trzeba wespół w zespół za leniwych chłopów, tfu, urzędników odrobić zadania.
Przy okazji odbyło się wprowadzenie boczną furtką podatku liniowego, od każdego po równo, bez zważania na to, że jednemu 3 kawałki to jak splunąć, a drugiego taki wydatek na kilka lat może pozostawić w nieutulonym żalu.
Czy też… Czy też obewatelom w ogóle nie wpadło do głowy, że niniejszym się dodatkowo opodatkowali? Hmmm…
Imię i nazwisko to jest bardzo dobry początek artykułu. A najlepsze, że ten początek można wykorzystać również na zakończenie. 😈
Nie a propos poprzedniego, tylko osobno. Przypomniało mi się, co mi wczoraj opowiadał Ktoś Z Krakowa. Poszedł ten Ktoś do apteki po neospasminę. – Nie ma – rozłożył ręce aptekarz. – No to coś podobnego – poprosił Ktoś. – Podobnego też nie ma, dopiero muszę zamówić – usprawiedliwił się aptekarz. – To cóż się stało, nagle ludzie wszystkie środki uspokajające wykupili? – zdziwił się Ktoś. – A tak- odparł aptekarz – po exposé premiera zaczęły iść jak świeże bułeczki. Ja nie narzekam, mnie premier zwiększył obroty. 😕
A cóż ten Kraków taki nerwowy 😯 Na mnie podziałało kojąco. Wkurzę się dopiero, gdy nie zrobi tego, co zapowiadał 👿
Ja tylko zrelacjonowałem, Haneczko. 🙂 Analizy się nie podejmuję, bo wtedy najpierw musiałbym zanalizować np. przekrój socjalny osiedla, na którym apteka się znajduje. 😉
Bobiku, wiersz jest bardzo slodki, ale musze sie przyczepic do szczegolu. Otoz absolutnie jest nie do pomyslenia, aby Jej Krolewska Mosc rozcinala jakikolwiek sznurek od paczki. Ona je bardzo starannie ZAWSZE ROZPLATUJE, zwija w klebuszek i trzyma w zakrecanym sloiku, bo kiedys moze sie przydac. Bo ona jest dzieckiem wojny, nauczona oszczedzania m.in. sznurkow, wstazeczek i innych niezbednych wiazadelek, ktore zawsze moga sie przydac. Waste not want not, to takie XVIII-wieczne protestanckie haslo, i „my” sie go tu trzymamy. Hehe.
Ozez… przeczytalam u Rewelsteina:
” Senator PiS Stanisław Kogut po wizycie Kaczyńskiego w Nowym Sączu: „ Jestem dumny, że kiedy pan prezes podszedł do dzieci, to maluchy ściągnęły czapki z głów. Tak szanuje się wielkiego przywódcę, wielkiego męża stanu …”
Tak sie wychowuje przyszle kadry kaczystowskich lizusow.
Rzeczywiscie sliczny wiersz, Bobiku. Na ewentualna skladke na gronostaj z polara moge sie dorzucic, w razie czego. 🙂
Dziekuje Wszystkim za zyczenia, wlasnie ruszam w wir ostatnich przygotowan, a Koszyczek jest z cala pewnoscia na mojej dziekczynnej liscie Ludzi, Rzeczy, Mysli i Spraw. 🙂
Pocztowka stad dla Wszystkich, a szczegolnie dla Heleny w tym dniu – ciagle aktualna (a ze czesciowo podziekowania naleza sie Bachowi, to tez bardzo amerykanskie). 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=nQbU-irVNFY&feature=related
A, i moj Mac protestuje, jak czegos nie mozna zrobic w danym programie (np. nacisnelo sie nie ten klawisz), dajac glos, ktory mozna okreslic jako plusniecie wody. 😉
Och, Moniko, dzieki! Paula Simona ( a tez i Garfunkla!) moge sluichac calymi dniami 😳 i latami. Nawet obfitosc podstawowytch bledow otografocznych mi nie przeszkadza (it’s knees, expectadly etc). Wczoraj sluchalam Simona w radiu i tez sie jakos bardzo wzruszylam i skupilam na tym co i jak spiewal.
My z Mordka tez Wam zyczymy milego i radosnego Dnia Dziekczynienia.
To tajemnicze bulgotniecie w macu zdarza sie nawet jak sobie siedze i czytam.
Ja nie rozplątuję, bo gdyby mi się to nawet jakimś cudem udało, to potem w nagłej potrzebie i tak bym nie pamiętał, gdzie schowałem ten cholerny sznurek. 😳
A czy u tego Simona „I’m weary to my bones” znaczy „jestem tak padnięty, że nawet kości nie mam siły zjeść”? 😎
Ja tez bledy ortograficzne wybaczam, Heleno, w kazdym razie w takich miejscach, jak YouTube, a Simon i Garfunkel leci wlasnie w tle. 🙂 Teraz na ten styl spiewania wraca moda u mlodziutkich amerykanskich muzykow. Ostatnio sluchalam w radiu paru, ktorzy otwarcie sie przyznali, ze to ich natchnienie (i bylo to slychac, gdy zaspiewali – w koncu tak naprawde to wszystko czesc dluzszej tradycji). Usciski dziekczynne od nas wszystkich dla Ciebie i Mordki. 🙂
Dokladnie tak, Bobik. Z drugiej jednak strony u Szekspira ( w Sonecie 27) bylo:
Weary with toil, I haste me to my bones….
Znaczy: Znuzony mozolami dnia, spiesze do kosci…
To miłe, że Druga Półkula dziękczyniąc o nas myśli. 🙂 My też o niej pomyślimy, nie bacząc na to, że u nas dzień roboczy. 😀
A ja sobie teraz pomyślałem o Wandzie TX, która się ostatnio nie pojawia, bo jest, jak wiem, Bardzo Zajęta ale czasem zagląda cichcem. Wando, jeżeli przypadkiem przeczytasz – może wrzuć czasem tylko „hop, hop!” jako znak życia? To nie jest strasznie pracochłonne. A my się tam już domyślimy, co chciałaś przez to „hop, hop!” powiedzieć. 😆
Ten Szekspir jakoś bardziej do mnie przemawia. To jest typowy przykład poezji życiowej. Wiem z własnego doświadczenia, że choćbym nie wiem jak był znużony mozołami, do kości zawsze pospieszę. 😎
Dlatego Wielkim Poeta jest! 😆
Super tłumaczenie!
natchniony tym przykładem:
Padłszy na pysk, truchło me gnam do kości
11 zgłosek 🙂 jak w oryginale
zewłok mój rwie do…?
ech, tłumaczenie to wspaniała sztuka!
Tyz piknie. W oryginale chyba 10 `glosek na przemian z 11.
W tlumacxzeniu SB jest 13-zgloskowiec.
10 zgłosek jest…. no i dlatego na porządne studia nie poszedłem 🙁 🙁 🙁 🙁 🙁 🙁 🙁
właśnie tak liczę.
Tylko drobny retusz potrzebny, Tadeuszu. 🙂 Padłszy na pysk, do kości truchło gnam…
Tadeusz,
żeby przyśpieszyć dzieło tworzenia artykułu, radzę, po imieniu i nazwisku, napisać takie słowa, jak:
wstęp
rozdział xxx
zakończenie
literatura (bibliografia)
załączniki
i zaraz cieplej się zrobi na sercu 😉
Ale ja dalej liczyć nie umiem, uuuu!
Dziękuję. Hehe, mam 5 stron 🙂 I nie tylko jest to litania do siebie! Za to 3 strony ze starego artykułu (swojego!) :roll:, zmieni się, poprawi, będzie git! 🙂
A te 5 stron to jak policzone? Ściśle czy humanistycznie? 😆
Wczoraj kompilowałam, z moich poprzednich tekstów, mały artykuł do naszej lokalnej prasy. Jutro się temu przyjrzę wyspanym okiem i spróbuję to „odnaukawić”.
Dla celów czytelnika „masowego” 😉
Zatem współodczuwam z Tobą, będąc w kursie dzieła, Tadeuszu 😆
„ojeju w głowie” w żadnym wypadku nie należy poprawiać.
Radzę opatentować i czerpać profity 💡
Danutę Wałęsową szanowałam już wcześniej, teraz wzbudziła mój podziw. Życzę jej jak najlepiej.
Studenci raportowali mi dzisiaj na temat akcji protestacyjnych, jakie bedą miały miejsce w sobotę w Poznaniu, w związku z oburzającą decyzją sądu w sprawie znaków ONP.
Ście mi narobili. Teraz nie znajdę spokoju, póki tego sonetu o kościach nie napiszę. 🙄
Jaki jest znak nadąsania???
8856 znaków ze spacjami! Czyli, eeee, kalkulator… 4,92 strony! Komputr liczył!!
(Swoją drogą jest fajne doświadczenie, jak to kalkulator firmy Windows pokazuje przy prostych działaniach różne wyniki. W książce o teorii chaosu.)
Teraz polecę jak burza! Tylko później ten bełkot trzeba poprawiać 🙁
Co oni się tak uparli na to pisanie, nie mogę im tego powiedzieć? Pisanie to taka ciężka praca….
Dziękuję, Jotko.
10-zgłoskowcem prosimy 🙂 ostatecznie 11… rymy jednak żeńskie?? średniówka…. gdzie wyjdzie 🙂
sonet o kościach brzmi smakowicie 😆
Jak już, to już – trza zrobić jak u Szczekspira, na przemian 10 i 11, z odpowiednim rozkładem rymów męskich i żeńskich. 😆
Przyprawię tylko polędwicę wieprzową na kolację i zaraz się biorę do roboty. 😎
Nawet szybko poszło. No, ale nic dziwnego… Taki temat. 😆
Choć słaniam się, do kości zewłok gnam,
bo wiem, że przy nich niczym dnia mozoły,
że duszę wzniosą mą do nieba bram –
i matowemu życiu dadzą połysk.
Nie ruszą truchła mego dania z ryb,
ni bakłażana fioletowy odwłok,
przy kościach tylko mam ten dziwny trip,
że do nich wlokę mą powłokę podłą.
Czy dzień, czy noc, gotowym zerwać się,
żeby posłyszeć znowu boski chrup,
a gdym nie w ruchu, to przynajmniej śnię,
że właśnie gnata wetknął mi ktoś w dziób.
Ach, duszo moja, miejsce sobie mość
tam, gdzie by ciało chciało. Tam, gdzie kość. 😎
Bobiku,
stawiam pęto roskosznie pachnącej pasztetówki i do tego uśmiechnięty szeroko salceson 😆
Boski Autor! Boski!
Znowu sie posikalam ze smiechu. I wszystko w mniej niz 13 minut???!!!!!!!
Brawo brawo!!! Biiiiiiis!
Zawsze wiedzialem, ze Dwudziesty Siodmy is very special….
Tytuł jest, oczywiście, „Sonet na kościach” 😎
Idę wrąbać tę pasztetówkę i salceson, zanim Pręgowana zauważy, co dostałem. 😈
Bobiku, czasem się Ciebie zwyczajnie boję 😯
Ale Bobik je tylko pasztetówkę i salceson..
Nie tylko, ale przysięgam, że w życiu nie tknąłem udka z haneczki, skrzydełka z haneczki ani kotleta z haneczki. O wątrobie to już nawet nie ma co mówić – co to ja, sęp? 🙄
A tę polędwicę wieprzową robię eksperymentalnie w sosie czekoladowym. Mogę potem donieść o efektach. 🙂