Stolik
– Wszystko przez media! – powiedział przygarbiony facet w wymiętym garniturze. – To one wywołują te wszystkie rzekome okropności i niby-sensacje.
– Świętą rację ma pan szanowny – potwierdził łysiejący wypłosz w przeciętnym wieku. – Ludzie idą do roboty, wracają z roboty, kolację zjadają i nawet by im do głowy nie wpadło, że się dzieją jakieś rzeczy, gdyby nie te cholerne media.
– Rozdmuchują, proszę pana! – zapalił się Przygarbiony – Bez nich wszystko szłoby pomalutku, swoimi drogami… Niedawno, na ten przykład, sąsiadka przyszła i mojej żonie mówi, że cukier podrożeje. No to małżonka do sklepu na osiedlu pognała, tego, co wcześniej tam przedszkole było, kupiła 20 kilo i jeszcze siostrę zdążyła zawiadomić, żeby też się zaopatrzyła. I co pan powie, dla wszystkich starczyło. A jak media wywołały ducha kartek, to na drugi dzień dla szwagra już cukru zabrakło. Trzeba lepszych dowodów?
– To jeszcze nie wszystko – dorzucił Łysiejący z nieskrywaną urazą w głosie. – Ja, panie szanowny, zawsze poinformowany dobrze byłem, gazetkę się poczytało, radyjka posłuchało i już wiedział człowiek, co ma myśleć. A teraz? Tu duch narodu, tu duch komuny, tu duch walki, tu utrata ducha… Tak w głowie mącą, że już nic nie wiadomo.
– Oj, prawda, prawda – zgodził się Przygarbiony. – A jeszcze jak media te duchy zaczną nawzajem na siebie napuszczać… Powiedzmy, ducha Piłsudskiego na ducha Dmowskiego, albo takiego ducha konserwatyzmu na ducha moderny. Naparzają się te duchy, że iskry z ektoplazmy lecą, a w lodówce od tego nie przybywa.
– Szkoda gadać! – z rezygnacją machnął ręką Łysiejący. – Inaczej by się żyło, gdyby nie te media. Spokojnie. Po bożemu. Bez tych wszystkich skandali. Bez tej całej polityki. Bez nerwów. Może nawet spirytus by potaniał.
Przygarbiony przerwał mu bezceremonialnym pociągnięciem za rękaw i wskazał wzrokiem wchodzącą do pokoju korpulentną damę w szarawym gieźle.
– Musimy zająć miejsca – wyszeptał podekscytowanym tonem. – Chyba się seans zacznie. Medium już przyszło. Zaraz stolik zacznie latać.
„Medien berichten indes, der IWF-Chef sei zur angeblichen Tatzeit gar nicht am Tatort gewesen”.
Dzień dobry!
Ponieważ rozpoczętego w poprzednim wpisie kryminału (który, jak przypominam, zostal zainspirowany frazą Andsolu, wiem kim jesteś) nie ma jeszcze dużo, przenoszę tutaj miłe złego początki i możemy kontynuować. 🙂
foma
Andsolu, wiem kim jesteś usłyszał w słuchawce. Potem cisza, pustka. Kątem ucha złapał szurnięcie buta. I tyle. (…)
rysberlin
Hallo! Hallo! powtorzyl w cicha juz sluchawke, zaskoczony
jednoznacznoscia uslyszanych slow.
Andsolu, wiem kim jesteś brzmialo w glowie.
foma
Kiedy amplituda złowieszczości zeszła do znośnego poziomu, Andsol zaczął spokojnie analizować. “Wiedzą kim jestem więc znają też mój numer telefonu. Strach pomyśleć, co by było, gdyby było inaczej”.
Chowający się po kątach Strach wykrzywił się rażony niegramatycznością wywodu. “Znowu ‘strach pomyśleć’! Co to ja? Kali? Nie można: strach pomyślał, strach pomyśli?”.
Bobiku, początek ledwie, a już się wkradł bałagan i namieszał z kolejnością fragmentów. Poza tym ktoś porwał uwagę Zwierzaka i nie oddał. Co jak co, ale najlepszym kumplem Kryminału jest Ordnung
– O, przepraszam – sprostował z wyrzutem Andsol. – To akurat była kalka z brazylijskiego, ale normalnie to mówię całkiem gramatycznie, na przykład „Strach zjeżył mi włosy”.
Strach z zainteresowaniem przyjrzał się włosom Andsola. Istotnie, były nieco zjeżone. Rozpromienił się i z hukiem klepnął Andsola w plecy.
– Tak trzymać, brachu! – wykrzyknął. – Można sobie pomóc żelem, gdyby było trudno, ale ogólnie – tak trzymać, wtedy nawet włos z głowy ci nie spadnie.
– Czyżby coś mi groziło? – zaniepokoił się Andsol.
– No cóż, skoro wiadomo kim jesteś… – szepnął tajemniczo Strach i czmychnął do następnego odcinka.
Ordnung już wyprostowałem, dziękuję za zwrócenie uwagi. A uwagi Zwierzaka, że się robi złowieszczo, nie przenosiłem, bo nie należała do tekstu kryminału i już nie chciałem robić zamieszania. 😉
Nastał więc następny Odcinek. Czasu, przestrzeni i powieści.
Kalka z brazylijskiego, pozostawiona sama w starym, samotna, zawiedziona i rozżalona poprzysięgła dozgonną złą wolę.
Odcinek od rana odczuwał niemiłe mrowienie w okolicach dziesiątego centymetra. Miał niejasne wrażenie, że ktoś na niego nastaje, ale nie potrafił sprecyzować swoich obaw.
Strach, strach, rany boskie – mruknął sam do siebie i wtedy właśnie usłyszał pukanie do drzwi. Otworzył niechętnie i ujrzał przed sobą niskiego, przygarbionego faceta w wymiętym garniturze.
– Strach jestem – przedstawił się przybyły. – Stanisław. Inkasent. Licznik chciałem odczytać.
Odcinek zatrząsł się z przerażenia. Licznik, cyfry, rachunki… To wszystko od dzieciństwa prześladowało go w najkoszmarniejszych snach. I teraz, już dawno po maturze, koszmar zaczynał stawać się realnością.
– Bez Andsola się nie obejdzie – pomyślał i tygrysim skokiem rzucił się w stronę okna…
Nie uciekaj, i tak wiemy kim jesteś! krzyknął za Odcinkiem Inkasent. Ale było już za późno.
Odcinek za oknem rozwinął się w całą prostą! Nieskończoną!
Brawurowo ześliznąwszy się z piętnastego piętra po piorunochronie, Odcinek wylądował na gwarnej ulicy, która nie zwróciła na niego szczególnej uwagi. Rozejrzał się ostrożnie wokół siebie i nie widząc śladów pogoni odetchnął z ulgą, po czym wszedł do pierwszego z brzegu sklepu.
Sklep okazał się lumpeksem. Odcinek bezwiednie dotknął jednej z zawieszonych na wieszaku spódnic i aż się zachłysnął z wrażenia.
– Przebiorę się za prostą kobiecinę – pomyślał w nagłym rozbłysku genialności. – Nie ma siły, żeby Inkasent rozpoznał mnie w kobiecinie, a już zwłaszcza w prostej…
Tymczasem Andsol, jedyny w świecie ekspert od zawijania nieskończoności w odcinki lub płaszczyzny kończył ze Strachem trzecią szklaneczkę szkockiej.
– Cholera, oni wiedzą kim jestem – stwierdził, ale się nie przejął.
– Każdy wie – pocieszył go Strach.
– Wiemy – potwierdzili barowi goście, od początku przysłuchujący się rozmowie.
– Uff, to mi ulżyło – odetchnął Andsol i zamówił czwartą kolejkę szkockiej. Z butelki jakby nie ubywało.
Rozciagniety do nieskonczonosci Odcinek, koniecznie chcial
zostawic za soba prosta, ta trzymala sie jednak prosto.
-Bez Andsoa sie nie obejdzie – pomyslal slyszac ciagle
Nie uciekaj, i tak wiemy kim jesteś!
no tak rysiu albo pisac albo przegladac pozycje 🙂
Andsol siedzial na lezaku i wpatrywal sie sennie w migoczace blaskiem slonecznym fale oceanu. Mial na sobie szorty, kolorowa koszulke w palmy i slomkowy kapelusz. Wlasnie siegal po szklanke z caipirinia, gdy za plecami uslyszal szmer.
(oj, nie zauwazylam watku fomy 😀 )
Tymczasem Nisia milczała na każdym odcinku.
Byc może zaatakuje na ostatniej prostej?!
Ten szmer to ostatnia prosta z wysiłkiem składająca się znów w odcinek! brakowało jej jeszcze pół nieskończoności złożenia!
Andsol przerwał jej męki, energicznie stawiając Jajko Kolumba! z którego wyskoczyła…
ops, popsieszyłem się…?
Wyskoczyla z Jajka Kolumba na plaze i rozejrzala sie wokolo:
– O, jestem w Ameryce! – rzekla. Gdyby nie Kantor, nigdy bym nie zdolala dotrzec. Poczestujesz mnie kieliszkiem? – spojrzala spod rzes na Andsola.
W tajnej centrali, mieszczącej się w podziemiach Uniwersytetu, Andsol obserwował na wielomonitorowej konsoli Andsola pijącego whisky w barze, Andsola sięgającego po caipirinhę na plaży i Andsola stawiającego Jajko Kolumba. Kąciki ust drgały mu w powstrzymywanym śmiechu.
– Oni myślą, że wiedzą, kim ja jestem – rzucił z rozbawieniem do obsługującej maszynerię Nieskończoności. – Niech myślą. I tak im z tego nic nie wyniknie, dopóki nie wpadną na to, kim jestem naprawdę…
A po chwili dorzucił.
– Tylko żeby się nie zniechęcili do myślenia po tylu bezowocnych próbach.
– Ilu? zapytał głupio asystent, jakby się jeszcze nie nauczył, że w w pobliżu Andsola jedyną używaną liczbą była nieskończoność. Dlatego też drzwi do tajnej centrali od dawna stały otworem, bo żadna firma nie była w stanie wyprodukować odpowiedniej klawiatury do wstukiwania szyfru.
Tak, tak! Automatycznie kiwnęły głowami awatary Andsola i wszystkie sięgnęły po szklaneczkę zza Kantora, zwanego Jacuś Szynkwas B.
Daleki dzwiek organow dobiegal z kosciola na wzgorzu.
Ladna muzyka – rzekla. Przypomina mi Fermiego. – Tu wszystko jest otwarte – odpowiedzial Andsol.
Nie przejmując się otwartymi drzwiami Andsol sięgnął po Bardzo Tajny Raport, przerzucił go pobieżnie i podał asystentowi.
– Nic tu nie ma ciekawego. Odstaw to na półkę – polecił.
Asystent chwycił pękatą teczkę i zaczął bezradnie rozglądać się po pomieszczeniu.
– Tu nie ma półek – jęknął wreszcie przepraszająco. – Same całki.
Andsol z niesmakiem odwrócił się od niego i spojrzał porozumiewawczo na Nieskończoność.
– No widzisz, z kim ja muszę pracować? – zapytał z irytacją – Rozumiem, że on nie rozumie większej połowy z tego, co od tylu lat usiłuję mu wtłuc do głowy. Ale żeby wciąż jeszcze nie pojął tak prostej rzeczy, że dwie półki dają jedną całkę?
Nieskonczone – asystent poprawil Andsola.
Zastanawiam sie gdzie podziewa sie Odcinek – mowil dalej –
czy przebranie za prosta kobiecine dobrym pomyslem bylo?
Jednak zasluchany w organow muzyke Andsol nie slyszal.
– Który odcinek? – zapytał wreszcie Andsol, kiedy wybrzmiały ostatnie drgania dzwonów.
– No ten nowy, co miał się zacząć – asystent zgrabnie ominął konieczność użycia niedozwolonego liczebnika.
– Aaaa, ten – uśmiechnął się Andsol. – Jest dokładnie tam, gdzie skończył się ten, który już nic nie potrafił wnieść.
Na posterunku, za ciezkim, zawalonym papierami biurkiem siedzial Sledczy. Byl nieogolony i mine mial ponura. – No dobra – warknal. – Gdzie jest Andsol?
Tymczasem przebrany Odcinek bezskutecznie siłował kluczyć gwarnymi ulicami miasta, czując na plecach gorący oddech Inkasenta. Dotąd kluczenie przychodziło mu bez trudu, ale teraz jakaś dziwna siła nie pozwalała mu zboczyć ani na ułamek z raz obranej ścieżki.
– Ech, gdybym tak był stosunkiem długości obwodu koła do jego średnicy – westchnął. – Założę się, że nawet Inkasent nigdy nie zdołałby mnie wyliczyć. Ale ten wist z przebraniem się za prostą kobiecinę chyba jednak nie był najlepszy. W prostych rachunkach Inkasent jest dobry. Może mnie zagiąć.
Nagle na jego drodze pojawił się okazały budynek z szyldem TEATR.
– W teatrze musi być jakiś magazyn kostiumów – błysnęła mu zbawcza myśl. – Gdybym zdołał się tam dostać, mógłbym zmienić przebranie…
– Gdzie jest Andsol? – roześmiał się ironicznie kolega Śledczego. – Może jednak najpierw zadajmy sobie niesłusznie zlekceważone pytanie kim jest Andsol.
– Nisia przecież to wie – odwarknął rozdrażniony Śledczy.
– No właśnie – powiedział z naciskiem kolega. – Ale czy ktokolwiek wie, gdzie jest Nisia?
Nowy duch, którego Odcinek próbował wnieść do do teatru za nic nie potrafił się doń zmieścić. Klinował się, łapał za klamkę, wgryzał w futrynę. Odcinek machnął ręką na ducha, wszedł sam i po chwili wyszedł zupełnie odmieniony.
Inkasent nawet się nie obejrzał, kiedy nowy Odcinek przechodził obok niego.
– Oj, ależ oddaliliśmy się bardzo od kwestii kim jest Andsol – stwierdził po chwili filozoficznie Inkasent i zmęczonym krokiem udał się w swoją stronę.
Nisia może jest w domu – powiedział Ktokolwiek.
A gdzie jest dom Nisi – wie tylko Mar-Jo.
Ale nie powie. Nikomu.
-Wiemy o Tobie wszystko. Powiedział Śledczy kierując na Mar- Jo snop ostrego światła. Mar- Jo zacisnęła zęby.
– Lubisz ser? wycedził przez zęby Śledczy
– Nie
– Masz siostrę?
– Nie
– A gdybyś miała siostrę to lubiłabyś ser?
Wtedy Mar- Jo uświadomiła sobie , że wiedzą o niej wszystko. Dalsze zaprzeczanie mogło zaszkodzić Andsolowi.
– Tak.
Ach Wy prości tęskniący za metafizyką nieskończoności typu alef 3/4.
Andsol przepłynąwszy propedeutykę
http://www.andsol.org/11-1/geo/esbocos.html
http://www.andsol.org/11-1/geo/esbocos2.html
zanurzył się na płaszczyźnie eliptycznej gdzie wszysto co proste przecina się. Po wyrwaniu się z objęć hiperbolicznej lemniskaty Bootha zajął się Non-Uniform Rational B-Spline bo jest racjonalnie niestereotypowy będąc z ojca mono a habilitacji stereo.
Posądzenia, że Andsol nie ma domykającego horyzontu „bo tu wszystko jest otwarte” są nieuprawnione.
Niedbałe słuchanie pogwarek Andrzeja z Pawłem sprawia, że waszej świadomości umyka okrojeniu ich konsol do tych z maszyn Turinga. Oni są w tym mocni i nie jest im ciężko przy igle. Wątki im chodzą na randki i cieszą Was relacjami z nich.
A Wasza zazdrość oskarża o picie ohydnych napojów przez Andsolowe klony. Whisky jest dla humanistów.
Proszę o poświęcenie wiecej uwagi współczesnym naukom o poznaniu. W chinskim pokoju nie podają suszi.
Tylko Mozart potrafił rozpoznać w którym kościele dzwonią.
Prócz Mozarta chyba jeszcze Pani Kierowniczka?!
– W nieskończoności każdy lubi ser – tłumaczył asystentowi Andsol. – I każdy ma siostrę albo brata – dodał.
– Pewnie nieskończenie wiele – zaryzykował asystent.
– Oczywiście, w nieskończoności zawsze ma się nieskończenie wiele rodzeństwa – potwierdził Andsol i jak dobry ojciec pogłaskał asystenta po włosach w ramach pochwały.
– A czy ma się tyle samo nieskończenie wiele sióstr co nieskończenie wiele braci? – zadał podchwytliwe pytanie asystent.
– Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć – odpowiedział Andsol i zadumał się nad problemem.
Jak pamiętamy (przynajmniej z lektur), kiedyś mawiało się, że Polską rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego – dziś sytuacja jest wygodnie uproszczona: rządzi nią trumna Kaczyńskiego.
Wskutek zaginięcia Nisi i upartego milczenia Mar-Jo, kwestia kim jest Andsol stawała się coraz bardziej paląca. Opinia publiczna całego cywilizowanego świata domagała się wyjaśnień, sam słynny Fermi przysłał ponaglający list, w którym postawił mnóstwo domagających się odpowiedzi pytań, a jego jeszcze słynniejsza siostra Fermata oświadczyła, że należy przedłużyć okres śledztwa i nie spocząć, póki sprawa nie zostanie załatwiona.
W powstałym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na niepozornego obywatela brazylisjkiego nazwiskiem Balcer, który zgłosił się na posterunek policji w swoim mieście, twierdząc, że posiada ważne informacje na temat tożsamości Andsola. Rzeczony Balcer oświadczył, iż kilka razy widział Andsola w księgarni, jak przerzucał niecierpliwie strony jakichś dzieł, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa, brzmiące mniej więcej jak „dobra, dobra”. Według Balcera podobnym szyfrem miał posługiwać się jego dziadek, kiedy babcia wracała z poobrywanymi guzikami i potarganą fryzurą, zapewniając, że spędziła czas u przyjaciółki.
Miejscowemu policjantowi opowieść Balcera wydała się zbyt fantastyczna, żeby mogła być prawdziwa, spisał ją więc wprawdzie dla porządku, ale potem odłożył zeznanie do akt i po służbie zapomniał o wszystkim, nie bez udziału potężnej porcji wódki z agawy…
Czy-jeśli nie uda się panu rozwiązac zagadki matematycznej-
będę poza podejrzeniem? -Zapytała Śledczego Mar-Jo.
Oczywiscie! Odpowiedział pewnym głosem Śledczy.
-Janek ma lat 16, czyli 2 razy tyle, ile Jurek miał lat wtedy, kiedy Janek miał lat tyle, ile Jurek ma teraz. Ile lat ma Jurek?
Zapadła wymowna cisza.
Staruszku, mogło być jeszcze gorzej. Gdybyśmy byli naprawdę okrutni, kazalibyśmy klonom Andsola pić syrop klonowy, nie humanistycznego łyskacza. 😈
W wymownej ciszy, sledczy spojrzal ponad Mar-Jo ramieniem w niedomkniete drzwi
http://www.andsol.org/11-1/geo/skladane.jpg
Wygladaly brazylijsko, andsolowo, ukrywaly moze Nieskonczonosc, asystenta, Odcinek, a moze tez rozwiazanie matematycznej zagadki
I Bobik, który się pojawił jak psieus ex machina, bo coś zawsze musi narrację uratować, zamachał wesoło ogonem, kucnął na czterech łapach, a w pozostałych ujął smakowitą kość i zaczął objadać się pasztetówką, myśląc sobie, psieusie, jakie to niezdrowe.
Pawle, ta jedna trumna może nie tyle rządzi, co służy za trampolinę. Można się na niej odbić i wskoczyć do mętnej wody z wielkim pluskiem. 🙄
tymczasem zadumany Andsol przez pomylke chwycil szklanke z syropem klonowym. Co za swinstwo – powiedzial, patrzac z wyrzutem na asystenta – gdzie moj lyskacz? Nie tylko wiedza
kim jestem to jeszcze brakuje lyskacza – pomyslal.
taaa, pojawił się jak psieus ex machina i na okrzyki: co będzie dalej? odpowiedział: pśińco…
Kość w zębach Bobika niespodzianie okazała się dalszym ciągiem narracji. Nieskończonym. Jeszcze. 😆
bo każda kość nie tylko ma dwa końce, ale dwie ostateczności: nie ma i nie ma. Zwłaszcza ta z pasztetowej.
Nieskończoność przeciągnęła się leniwie i zaklęła cicho pod nosem. Te stale otwarte drzwi drażniły ją coraz bardziej. Wprawdzie jej romans z Andsolem był tajemnicą publiczną, ale jednak marzyła jej się chociaż od czasu do czasu odrobina intymności.
– Czy nie dałoby się jakoś domknąć tej figury? – zapytała asystenta, wskazując wymownie na ziejącą wyrwę w obwodzie.
– Trudna sprawa – zasępił się asystent. – Do tego byłby potrzebny Odcinek. A on gdzieś przepadł i nie daje znaku życia. Podobno ukrywa się przed Inkasentem, ale nawet nie wiadomo, w jakim przebraniu. Były pogłoski, że pojawił się w pewnym barze jako Punkt, tylko że nikomu nie udało się tego sprawdzić.
– Odcinek… – powiedziała w zamyśleniu Nieskończoność. – Nigdy go nie poznałam osobiście. Wręcz trudno mi go sobie wyobrazić. Ale skoro on mógłby pomóc w domknięciu, to może poprosimy Andsola, żeby się za nim rozglądnął. Wydaje mi się, że to może być skuteczniejsze od jakiegokolwiek śledztwa policyjnego.
– Niewykluczone – zgodził się asystent. – Ale tu znowu mamy problem. Sprawy tak się zapętliły, że chwilowo nikt nie wie, czy Andsol jest swoim bratem, czy swoją siostrą. Nie wiadomo, jak się do niego zwracać.
Siedzący przy konsoli Andsol uśmiechnął się diabolicznie i mruknął tak cicho, żeby nikt go nie usłyszał: dobra, dobra.
Przepraszam, ale nie wytrzymałam:
„I wreszcie – dentysta w każdej szkole, a może i nawet lekarz – to rzecz dla młodych ludzi bardzo istotna – przekonywał były premier”.
To cytat z JK. W jego szkole z pewnością był dentysta.
A jaki tego efekt – wszyscy widzieli. 😀
– Chyba się zgubiłem – jęknął Nowy Odcinek rozglądając się dokoła i niedostrzegając wśród kości, zębów i zjedzonej pasztetowej żadnej podpowiedzi.
– Zagubienie? – spytał niedowierzająco wypełniony już sześcioma szkockimi Andsol. – Nie znam takiego słowa. To znaczy znam, ale używam tylko w cytatach lub parafrazach.
– Ja też nie używam – odparł Nowy i Andsol po chwili zastanowienia musiał mu przyznać rację.
– A dokąd podążasz, przyjacielu, czego szukasz? – Andsol zamówił siódmą szkocką dla siebie, i pierwszą dla Odcinka.
– Dokąd? Nie wiem. Czego? Sensu – odpowiedział Odcinek.
– Bez sensu – spuentował Andsol. – Sens jest jedynie w nieskończoności rozwiązań, gdyż w owej nieskończoności żadne z rozwiązań nie jest ani lepsze, ani gorsze od innych. Oczywiście niektórym ta egalitarność się nie podoba, ale w nieskończoności nie trzeba się już tym przejmować.
– A jak dotrzeć do tej nieskończoności? – zaciekawił się Odcinek, dla którego jego ograniczoność zaczynała być nieprzyjemnym brzemieniem.
– Trzeba wypić nieskończenie wiele, a najlepiej wszelki alkohol, wtedy horyzont przesuwa się do tu i teraz, a to co schowane, jest na wyciągnięcie dłoni.
Nowy zasępił się. Z goryczą pomyślał, że Andsol, z którym rozmawia nie jest tym, o którym myślał, że wie kim jest. Wszak jak można wypić cały alkohol częstując alkoholem innych?
Stary Odcinek resztką sił dotarł do zbawczych progów komisariatu, wśliznął się do gabinetu Śledczego, padł na krzesło i odetchnął z ulgą.
– Udało mi się zgubić Inkasenta! – oświadczył nie bez dumy. – Taki mu zrobiłem burdel w rachunkach, że chyba jeszcze przez dobrych kilka lat się nie pozbiera. Ten gadżet do przesuwania przecinka okazał się rewelacyjny. Lepszy od jakichkolwiek przebieranek.
Śleczy rozpromienił się. Gadżet do przesuwania przecinka był jego osobistym wynalazkiem. Wymyślił go już w piątej klasie podstawówki, ale dopiero całkiem niedawno udało mu się dopracować pomysł i zameldować patent. Nic dziwnego, że cieszyło go doświadczalne sprawdzenie wartości bojowej gadżetu.
– Zadanie wykonałeś na 4,298 – pochwalił Odcinek, wręczając mu od stołem sowitą gratyfikację w pasztetówce. – Ale wiesz, jak to mówią w Langley – Odcinek’s work is never done. Z naszego namiaru satelitarnego wynika, że w Brazylii pojawiły się jakieś nowe informacje o Andsolu. I poza nami w tej chwili nie wie o tym nikt, bo głupi policmajster, któremu ten skarb wpadł w łapy, uległ amnezji poalkoholowej. Podobno wódka z agawy. Piłby, dureń, uczciwego, humanistycznego łyskacza, to by mu nic nie było. No, ale tym lepiej dla nas. Musisz skoczyć do tej Brazylii i znaleźć niejakiego Balcera. Zapamiętasz? B-a-l-c-e-r.
Odcinek zerwał się z krzesła i stuknął służbiście obydwoma końcami.
– Już się robi! – zaraportował i podążył w kierunku wyjścia, oblizując po drodze gratyfikację. Przed drzwiami zatrzymał się, spojrzał niepewnie na sporą jeszcze resztę pasztetówki i zapytał przymilnie:
– Szefie, a dostanę licencję na zapijanie?
Śledczy zastanowił się przez chwilę, skinął głową, wyciągnął z szuflady złotą kartę kredytową i wręczył Odcinkowi.
– Masz. Tylko pamiętaj – ani kropli tego świństwa z agawy. Słyszałem, że kac po tym trwa w nieskończoność…
Kiedy tylko Odcinek oddalił się na odległość głosu Śledczy sięgnął po telefon i wybierając pierwszy z brzegu numer powiedział krótko – Andsol, wiem kim jesteś.
a po pełnej zdumienia ciszy dodał dla uspokojenia: – Ale na wszelki wypadek to i owo jeszcze sprawdzę. Bo dobry śledczy sprawdza w nieskończoność!
Zasalutował i przesunął przecinek pod sam koniec biurka, aż akta z fotografią Inkasenta spadły na podłogę.
Atmosfera w podziemiach Uniwersytetu była napięta. Kolejne telefony zawiadamiające wiem, kim jesteś, nadszarpnęły poważnie olimpijski spokój Andsola. Miotał się wściekle przy konsoli, wykrzykując na przemian „niedoczekanie!” i „jeszcze zobaczymy, kto kogo!”. Bezradna Nieskończoność na próżno usiłowała podsunąć mu jeszcze jedną kolejkę łyskacza. Andsol wylał płyn do doniczki z fikusem, a szklanką rzucił w asystenta, o mały włos nie trafiając. Nowy Odcinek przezornie wymknął się przez stale otwarte drzwi i błądził po korytarzu, szukając punktu zaczepienia. Nawet studenci pierzchnęli trwożnym stadkiem i postanowili przeczekać burzę pod w miarę oddaloną palmą.
Nagle asystent wpadł na genialny w swej prostocie pomysł.
– Przerwa semestralna – ogłosił radośnie.
Całe napięcie Andsola zelżało, zasyczało, zmieniło się w obłoczek pary i uleciało przez lufcik. W zapadłej znienacka ciszy słychać było tylko miarowy szmer opadających z fikusa liści.
Nieskończoność kocim krokiem podeszła do Andsola i zaszczebiotała:
– Nie ma sensu aż tak się przejmować tymi telefonami. Naprawdę jaki jesteś nie wie nikt…
Aparat ścigania należy jak najszybciej oczyścić ze ścinków.
Szef za nieudolność jest wezwany na dywanik Sierpińskiego.
Poszukiwany ostatnio był widziany:
http://www.andsol.org/meu/cv.html
W klasycznym medium:
http://www.google.pl/maps
W podglądzie: na prawo od literki A pod daszkiem siedzi poszukiwany. Nie wysyłać helikopterów bez zgody rektora!
http://www.google.pl/maps?f=q&source=s_q&hl=pl&geocode=&q=ufsc+mtm&aq=&sll=-27.595136,-48.515024&sspn=0.010383,0.027466&ie=UTF8&hq=ufsc+mtm&hnear=&ll=-27.598813,-48.516108&spn=0.000649,0.002739&t=h&z=19&lci=com.panoramio.all
A nie ma lepszego kandydata na nowego szefa MFW?
Akty Inkasenta!!! Ten odrażający typ na fotografii aktowej prezentował całkiem całkiem kształty, coś jak sznaucer skrzyżowany z parre-rasse, dając w wyniku czystego mieszańca! I to było właśnie brakujące ogniwo między bytem a niebytem Adinsola!
Jak wprowadzimy jeszcze wątek MFW, to po pierwsze możemy się pogubić, a po drugie od razu będziemy musieli zrezygnować z możliwości optymistycznego zakończenia. 😉
Pan Balcer siedział na ławeczce pod floripskim daszkiem, trzymając w spracowanych dłoniach brakujące ogniwo i czekał na autobus. Obok niego już od akademickiego kwadransa tkwił jakiś z europejska ubrany chudzielec, który wyglądał, jakby zaraz miał się skończyć. Ocierał nerwowo tropikalny pot z czoła, a w przerwach bawił się gadżetem w kształcie przecinka. Panu Balcerowi zrobiło się go żal.
– Samba latoś obrodziła… – zagaił uprzejmie.
Chudzielec wzdrygnął się, ale odpowiedział również siląc się na uprzejmość:
– Byle tylko grad wszystkich nut nie wytłukł. Z sambą bez nut, a nawet na jednej nucie, nie tak prosto…
– O, to pan, widzę, zna się na rolnictwie – ucieszył się Pan Balcer. – A ja właśnie trzy morgi jeometrią obsadziłem, jak jeszcze tatulo robili i zaraza jakaś mi na flance padła. Pan nie zna na to rady?
Chudzielec wyciągnął z kieszeni podręcznego babilasa, zerknął na odpowiednią stronę i przecząco potrząsnął głową.
– Tu stoi, że szkody w jeometrii są nieodwracalne – powiedział ze smutkiem. – Lepiej posadzić kokę. Odporniejsza jest i zysk jakby większy.
– Kokę? Nigdy w życiu! – zaprotestował Pan Balcer z dobrodusznym uśmiechem – Przecież wiem, że to nielegalne.
– Dobra, dobra – mruknął chudzielec.
W głowie Pana Balcera zapaliło się ostrzegawcze światełko. Ten szyfr… To nie mógł być przypadek. Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu drogi ucieczki i z ulgą dostrzegł nadjeżdżający właśnie autobus linii 34,5. Nie namyślając się wiele wskoczył w otwierające się drzwi pojazdu. Chudzielec podążył za nim, ale zamiast podać kierowcy należność za przejazd, znienacka wyrwał z ręki Pana Balcera brakujące ogniwo i znikł w pobliskiej dżungli.
Pan Balcer pozostał na stopniu osłupiały, niezdolny nie tylko do zrozumienia tego, co się stało, ale nawet do okazania biletu miesięcznego.
Kierowca patrzac w lusterko nacisa guzik automatycznego zamykania drzwi. Autobus ruszyl wolno. Oslupialy Pan Balcer
stracil z oczu chudzielca i tym samym brakujace ogniwo.
Jak moglem byc tak nierozwazny, wdalem sie w rozmowe o Sambie i stracilem brakujace ogniwo do tozsamosci Andsola.
Czy mozna wiec dalej z przekonaniem szeptac w sluchawki sitko
Andsolu, wiem kim jesteś?
Kierowca wprawnie prowadzil autobus przez coraz bardziej gesty popoludniwy ruch. Dalej, dalej, dalej….
Wieść o zuchwałej akcji Starego Odcinka rozeszła się lotem błyskawicy. Nowy Odcinek usłyszał ją od internetowego mola i podniecony wpadł do pomieszczenia z konsolą Andsola.
– Słyszeliście? – krzyknął entuzjastycznie. – Znaleziono brakujące ogniwo! I to Odcinek znalazł, a potem odebrał Panu Balcerowi. Znaczy, Stary Odcinek, nie ja, ale zawsze to ktoś zbliżony.
– Chyba nawet dla dziecka jasne, że chodzi o Odcinki – zauważył sarkastycznie asystent. – Gdyby to były proste równoległe, nie mogłyby się zbliżyć.
– Nie przejmuj się – szepnęła do Odcinka Nieskończoność. – Zazdrosny jest i tyle. I pewnie się boi, że kiedy już na pewno będzie wiadomo, kim jest Andsol, wszystko może obrócić się do góry nogami. A on ma okropnie słabą głowę.
Asystent dosłyszał słowa „słabą głowę” i spojrzał krzywo na Nieskończoność, słusznie przypuszczając, że odnosiło się to do niego. Nieskończoność obojętnie wzruszyła ramionami. Nowy Odcinek poruszył się niespokojnie. Tylko Andsol, który nie lubił brać udziału we wzburzonych emocjach, niewzruszenie wpatrywał się w konsolę, tak jakby ona mogła mu przynieść odpowiedź na pytanie, kim jest.
Stary Odcinek przedzieral sie przez gaszcz, rekoma rozsuwajac galezie. Roslinnosc stawala sie coraz bardziej zwarta i musial zwolnic. Nad glowa skrzeczaly tukany, na ktorejs galezi zakolysala sie kapucynka. Wtem z dala dobiegl go szmer plynacej wody i ludzkie glosy; skierowal sie w te strone. Na brzegu rzeki stala grupka Indian, obok lezalo canoo. Gestem poprosil o przewiezienie go na druga strone. Canoo zachybotalo sie pod jego nogami; ogniwo wypadlo mu z dloni i z pluskiem zniknelo w wodzie.
Stary Odcinek spojrzal w wode zaskoczony szybkim zniknieciem
brakujacego ogniwa. Przeciez bylo lekkie jak piorko. Co teraz?
Nurkowac, czy nie nurkowac – oto jest pytanie.
I tylko Andsol nie wiedzac o klopotach Starego Odcinka, niewzruszenie wpatrywal sie w konsole. Nawet ciagle w glowie slyszane Andsolu, wiem kim jesteś…. nie pozbawialo go
spokoju.
http://www.youtube.com/watch?v=TI8F6DbB2cE
Nacht Bobikowo 🙂 😀
Na jednym z ekranow Andsol widzial Andsola i Prosta siedzacych na plazy, zatopionych w rozmowie. Pewien szczegol zwrocil nagle jego uwage. Cofajaca sie fala oceanu wyrzucila na brzeg sredniej wielkosci przedmiot. Bylo to brakujace ogniwo.
Balcer stał przed Dylematem, a Dylemat przed Balcerem. Mierzyli się równo i męsko, aż wreszcie Balcer mrugnął. „No dobra, powiem, ale to będzie koniec Dylematu?” mrugnął (tfu, mruknął) prosząco. Dylemat zrobił nieokreślony, choć nie nieprzyzwoity gest. Balcer zdeterminował się. „Wiem gdzie z kim i gdzie wczoraj andsol był na pizzy”. „A szanty były?” zainteresował się Dylemat. „Nie, bo Nisia gdzieś zanikła, ale przyszła zamiast niej Caipirinha.”
Bingo, lisek.
Dobranoc 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=o6_OVVkSwEk
Andsolu, wiec czekales na ogniwo by sie objawic ? 🙂
Odcinek przebiegł po gorącym piasku, pochwycił ogniwo i pobiegł w kierunku Uniwersytetu. Kiedy wbiegł za zakręt, z przerażeniem ujrzał stojące naprzeciwko szeregi Fouriera, groźnie potrząsające dzidami.
– Z drogi! – wrzasnął strasznym głosem i z pełnym impetem rzucił się w kierunku wojowników. Przebiegając przez kolejne szeregi ze zdumieniem poczuł, że nie stawiają żadnego oporu. „Czyżby to były tylko liczby urojone?” – zdążył pomyśleć i w tym momencie zderzył się ze zwisającym z gałęzi lematem.
Uderzenie było tak silne, że na chwilę stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał, leżał na betonowej podłodze, skrępowany łańcuchem maksymalnym, ledwo mogąc oddychać. Nad nim stało równanie funkcyjne i z sadystyczną przyjemnością wierciło mu dziurę w brzuchu.
– Gdzie jest Dylemat? – wyjęczał z trudem Odcinek.
– Dylemat się skończył! – syknęło równanie. – A ciebie też to wkrótce czeka. I to nawet obustronnie.
Bobiku, a juz myslalam ze byl happy end 🙂
E, tam, happy end. Tak szybko? Jeszcze trochę trzeba było namieszać. 😆
No dobra, ale w kierunku jakiegoś tam endu możemy powoli zmierzać.
– Koniec? Mnie? – wyrzęził Odcinek. – Jam nie Odcinek, idioto, jam Sezon.
Śledczy nie przejął się nadmiernie wiadomością o końcu Starego Odcinka. Od początku wiedział, że wcześniej czy później musiało to nastąpić. Bardziej interesowało go to, w jakim kierunku pójdzie ostatecznie Nowy Odcinek, który przebywał w bezpośrednim otoczeniu Andsola.
Przypomniał sobie o swojej obietnicy sprawdzania wszystkiego w nieskończoność. Sprawdził już wiele, ale jeszcze jedna rzecz bezwzględnie domagała się sprawdzenia. „Obowiązek przede wszystkim” – pomyślał i ujął słuchawkę telefonu
x x x
W podziemiach Uniwersytetu Andsol niedbałym ruchem odprawił Nieskończoność i zatonął w rozmyślaniach nad szklanką caipirinhi. Był ostatni dzień przerwy semestralnej i należało wreszcie podjąć jakąś męską decyzję, jakkolwiek by nie była ciężka. Wiedział, że Nowy Odcinek nie powinien być dłuższy niż cierpliwość czytelników.
Telefon na biurku przerwał nabrzmiałą ciszę.
– Andsolu, wiem kim jesteś – rozległ się fachowo zduszony głos.
– Dobra, dobra. Ja też! – zarechotał Andsol i trzasnął beztrosko słuchawką. A potem ruszył w stronę domu myśląc o zasłużonym odpoczynku, soku z passion fruit i zbliżającym się końcu Sezonu.
Teraz trzeba jeszcze tylko odnaleźć Nisię i zapytać, czy wybaczy nam, że kryminał był prozą, nie wierszem. 🙂
Siedzę obolały od, pardon, skrętów kiszek i usiłuję się nie śmiać, ale ciężko mi to przychodzi 🙂
Trudno, Pawle. Sadystyczni autorzy po to właśnie pisali, żeby wpędzić nieopatrznych czytelników w skręty kiszek ze śmiechu. 😈
slonce nisemialo, ptaki bez oporow, brykamy 🙂
papierowa gazeta szelesci, herbata paruje, bulki, maslo, dzem
brykam fikam
czytanko 🙂
http://www.dw-world.de/dw/article/0,,15085417,00.html
Witam 🙂 Na dzień dobry Andrzej Mleczko http://www.polityka.pl/galerie/1511904,1,andrzej-mleczko—galeria-rysunkow-2011-r.read
Mleczko 🙂
Dzień dobry 🙂 Po kilku dniach przerwy powróciło lato, więc chwilowo nawet zestresowane elektrownie atomowe mi niestraszne. 😎 Zaczną być, jak się znowu oziębi.
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie wczorajsze pisanie kryminału bardzo było ożywcze, bo zupełnie odrywające od codzienności, wiadomości, pieriepałów, przepychanek i mediów. 😉 Wiem, że na dłuższą metę tak się nie da, bo codzienność i tak dopadnie, ale jeden dzień od czasu do czasu… duża przyjemność. 😀
wczoraj pani w wieku mlodziezostarszym zamowila ksiazke
Michael Spivak „Calculus on Manifolds” do ktorej to dzisiaj
spojrzalem, podziw, podziw, czy to mozna na balkonie czytac?
😉
tak, Bobiku, przyjemnie bylo 🙂 😀
a jak się skończyło? i czy bo utknąłem na 234 stronie i nie wiem czy są następne 🙄
Rysiu,
ksiazke dzis dostalam, dziekuje pieknie!
I za karteczke sliczna tez.
I wino u was jakby tansze 😉
Jeszcze dzis zabiore sie do czytania.
Skończyło się absolutnie zaskakująco. Okazało się, że Andsol sam też wie, kim jest. 😀
😆 😆 😆
Wino w Niemczech jest bodaj czy nie najtańsze na świecie (relatywnie, w stosunku do zarobków). W Europie na pewno – tańsze nawet niż we Francji czy we Włoszech. Ma to ten ciekawy skutek, że producentom niemieckim nie opłaca się sprzedawać na krajowym rynku i starają się eksportować ile wlezie, a w ewentualnej sprzedaży krajowej żądają wyższych cen, więc miejscowe wina są droższe, za to importowane – bajka (dla nabywcy, nie producenta). Za 2-3 eura można już dostać coś, co absolutnie pyska nie wykręca, a za piątkę to ho, ho. Chilijskie, argentyńskie, australijskie, a i francuskie, włoskie, hiszpańskie…
Kalifornijczycy liczą sobie bezczelnie drogo, od 4 euro w górę, więc się zbiesiłem i ich nie kupuję. 😈
Zwierzak, wino to nie ja, to chyba poczta 8) 🙂
wino tak tanie ze buszujac w spozywczym wkladamy do wozka nie zastanawiajac sie czy podolamy w wypiciu i zapasy w kuchni ROSNA 🙂 😀
czy Kalifornijczycy nie powinni sobie liczyć w dolarach? 🙄
Foma, oni właśnie przeliczają z dolarów i dlatego nam tak drogo to wychodzi. 😉
Niech się wypchają. Dla mnie i tak kalifornijskie wina są trochę bez wyrazu, więc zrezygnowanie z nich nie jest dla mojego podniebienia nadmiernym wysiłkiem. 😈
Niestety, dotarła do mnie smutna wiadomość . 🙁 http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9614566,_Mloda_lekarka__Ewa_Szumanska_zmarla_w_wieku_90_lat.html
Irku, w październiku 2010 p. Ewa Szumańska napisała w Tygodniku Powszechnym pożegnalny tekst. Czuła,że kres jest blisko. Piękne życie, piękna osoba.
Młoda Lekarka była kreacją niezapomnianą. Do dziś mi się zdarza „nią mawiać”.
Passent o skandalach:
http://passent.blog.polityka.pl/2011/05/16/pochodnia-pisane-2/
Skomentować już nie zdążę, bo muszę lecieć w teren, ale wrzucam, żeby były jakieś sensacyjne tematy na czas mojej nieobecności. 😉
A ja kolejny raz proszę o czymanie , od 14.00 do 16.30.
Dzisiaj zdajemy chemię! 😀
Zostanie już naprawdę niedużo. 😀
Czymam.
Wino bylo na reklamowce, to sobi epoogladalam. Inne ceny tez. Podobne. Ale moja corka twierdzi, ze europejskie smaczniejsze.
Australia ma wina w brod, bo wszyscy sie rzucili na robienie. Drogie nie jest, ale bedz madry ktore rzeczywiscie dobre.
Mlode wina kupuje sie na ogol w tym . Australijski wynalazek, calkiem praktyczny.
Podtrzymujac tradycje rodzinna, bo w domu zawsze sami wino robilismy, nabylam 10 lat temu ( z hakiem) 20 kg winogron muscat, wycisnelam sok, dodalam pasowne drozdze i po godzinie – pomklo! Mklo tak tydzien i stanelo. Sprobowalam – brr! kwasilucha. No to dosypalam mu cukru, zeby bylo troche mniej wytrawne. I ono znowu pomklo. Po 3 dniach stanelo. Owszem, bykiet ma, kolor ma, klarowne jest, tylko wytrawne jak cholera i mocne jak dwie cholery. Nosi wdzieczna nazwe Terpentyna i tak sobie lezy. No i niech lezy, moze sie poprawi 🙂
Z racji klimatu odtwarzam jedynie tradycje wyrobu nalewek, które sobie spokojnie dojrzewają w słońcu aż do późnej jesieni. Najlepsze które robiłem to z kwiatów czarnego bzu, piołunu i borówki, tarniny i dzikiej róży, derenia.
Nalewek nie umiem, pewnie spirytus do tego potrzebny. I te moje owoce jakies takie inne. 🙂
A to pogański kraj, gdzie nie znają spirytusu. 😈
I nie ma takich owoców, z których by się nie dało nic wypędzić. Ani w ogóle takich substancji w przyrodzie nie ma. 😈
Rozumiem, że Wielki Wódz gustuje w węglówce, naftówce, granitówce, a nade wszystko w uranówce wzbogaconej. 😈
A spirytus w Australii z całą pewnością jest w aptece i nawet nie salicylowy. 😉
Przy okazji muszę jeszcze raz zaznaczyć z całą mocą, że do jotkowej pigwówki żadna nalewka się nie umywa. Ale oczywiście bardzo chętnie będę przeprowadzał dalsze degustacje i porównania. 😈
Bobiku, mozesz sprobowac andyjskie piwo z kukurydzy przezutej przez mlode Indianki, w ktorym fermentatorem jest slina 😀
A nie mógłbym sobie przynajmniej sam, osobiście przeżuć tej kukurydzy? 😆
Słowniki zawsze się przydają 🙂
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1515670,1,polityczny-slownik-mariusza-janickiego-i-wieslawa-wladyki.read
Szalenie mi się podobało hasło niezbędne, bolesne reformy. A Polak skorygowany był dla mnie nowością – wyznaję ze wstydem 😳 że jeszcze się z nim nie zetknąłem. 😯
Wiesz Bobiku, to jest konstruktywna mysl! 😆
A propos słownika, to może ktoś z czytalców zna takie wyrażenie z obcego języka „sroga rozkmina”. ????
PS czytelnik+bywalec=czytalec. Nie mieszać padalca do tego! Nic wam zwierzątko nie zrobiło. 🙂
Tadeuszu, to chyba jedno z mozliwych znaczen
http://www.miejski.pl/slowo-Rozkmini%C4%87#6320
Tadeusz to zwykły niekminiec, ot co!
Pisze: czytalców, czyli pisze do tych, którzy czytają, a powinien pisać do piszalców, którzy nie tylko czytowujom, ale i popisujom i to oni właśnie mogą Tadeuszowi odpisać.
Ładniej niekminiec czy bezkminiec?
Bo ja na ten przykład jestem odkminiec, znaczy kiedyś kminiłem, teraz już przestałem…
Oj i zakalec też… ale nie kminię nic. Dziękuję bardzo. Nie- a bez- to chyba dwie różne rzeczy. Nie-, to taki, co nie…. a bez- to taki, co zwykle tak, ale teraz nie 😆
Już sam znalazłem ten miejski, ufff….
Wychodzi ze kminienie to nowa wersja kumania 😀
Jest to bardzo prawdopodobne.
Jak rozkminiam, niezbędne, bolesne reformy należą do szóstego trendu, pominiętego przez autorów – są adaptacją rytualnych figur z epoki późnego Gierka, pojawiających się nieuchronnie w każdym przemówieniu (bolączki i przejściowe trudności, które dostrzegamy itp.).
Tadeuszu, nic nie bój, tu bazy nie czają. Bobik na ten przykład ma furt gastrofazę, do tego wciąż jarzy michę, a jak mu o tym przypomnieć, to kapota, dlatego większość kula beret, tak, że lepiej czasem pogonić się gdzieś i oblukać git tyły w majtochach z uzdą. Tak że nie bój żaby, każdemu się error trafia i robi za mongoła. A tak wogle, to o co kaman…
Jak ktoś jest przychlast to se siana winien dać a nie montevereścić.Idę, nie będę trzody robił…
Odjazdowy jest ten słownik slangowy. 😆 Na razie obczaiłem tylko niewielkie fragmenty, ale dowiedziałem się, że spirytus to jest sanktus, a coś obrzydliwego do jedzenia, np. grysik na mleku, to słomiane sandały. 😀
Niekminiec według mnie to taki, co z jakiegoś powodu nie kmini teraz, chwilowo (ale w ogóle może), a bezkminiec nie posiada wcale możliwości kminienia. Kompletnie bez kminy jest. 🙂
O, widzę, że zeen jest bardzo do przodu ze studiowaniem słownika. 😆
Od studiowania to som psory, ja go tworzę 🙂
Nie fafikuj zeen, nie fafikuj. 😎
Witajcie z mojej rubieży!
Nobel literacki za 20011 rok – już wiemy, do kogo pójdzie. Tylko proszę, zaproście mnie na bankiet!
Znikłam byłam we gmle, bo zapomniałam donieść, ze wybieram się do Warszawy na koncercik orkiestry z Liege.
Bobik, do wtopy dotarłeś?
Wtopa była przy koncercie skrzypcowym Saint-Saensa. Ludzie, byłabym usnęła! Może oni i ładnie grali, ale ja tego nie wiem, bo przez cały czas toczyłam bohaterską acz nierówną walkę ze śpikiem.
Śpik mnie naszedł już jak zagrali na dzień dobry „Popołudnie fauna”. Zrobili to tak pięknie i tak sugestywnie, że mnie kompletnie rozebrało (miałam dwie noce właściwie w plecy, więc zrobiło to bez problemu). Mam dziś mętne podejrzenie, że było za pięknie, a za mało z życiem (następny kryminał o ukatrupionym koncercie). Symfonię Francka po przerwie jakoś mi się udało przeżyć. Ale śpik trzyma mnie do teraz.
Luuuudzie, jaka wtopa!!!
O, jedno zerko się wdarło nieproszone.
Nie, nie musicie czekać na swojego Nobla aż tyle czasu. Będzie szybciej.
Mnie teraz okropny śpik zbiera, ale znacznie mniejszym kosztem. Nigdzie jechać w tym celu nie musiałem, ani kieszeni nadwerężać. Wystarczyło, że zjadłem kolację. 😈
A z tym kryminałem o ukatrupionym koncercie to w jaką nagrodę będziemy celować? Bo że Nobla dwa razy pod rząd dostaniemy, to się jednak nie łudzę. Szwedzi aż takiej fantazji nie mają. 😉
Znam „kminić” jeszcze w innych znaczeniach:
– nie kmiń – nie gadaj bzdur
– wszystko rozkminić – wszystko przepuścić
Mar-Jo, jak czymanie? pomoglo?
Aaaa, i jeszcze: kogoś okminić – kogoś oszukać
dla frakcji (w andsola kierunku 🙂 )
Das Wort „Blitze”
ist Spitze.
Das Wort „Stern”
hab ich gern.
Das Wort „Wald”
ist sicher sehr alt.
Das Wort „Sonne”
wiegt eine Tonne.
Das Wort „Mut”
gefällt mir nicht gut.
Beim Wort „gewittern”
muss ich zittern:
Die Wörter von Franz Hohler
na dobranoc
http://www.youtube.com/watch?v=N0rc52uu1AQ
🙂
A mnie, nieszczęsnego, gdyby jeszcze dziś rano zapytać, co to takiego kmina, odpowiedziałbym zapewne, że to żeńska odmiana kminu. Kmina rzymska, po łacinie cumina cymina. 🙂
A co do kminy – kmina oznacza żargon więzienny, czyli grypserę. Naprawdę! W odróżnieniu od gwary złodziejskiej czyli blatnej muzyki.
Co Wy tam wiecie o kminieniu 🙄
Mam jutro tłumaczenie ze średnioirlandzkiego na walijski z rozbiorem 😯
O kminie więziennej to słyszałem. Ale o młodzieżowej, zwłaszcza w wersji kminić, rozkminić, dziś po raz pierwszy.
Haneczko, czy ten rozbiór to jest slangowe określenie hochpolskiego striptisu? 😉
Bobiku, idziesz na łatwiznę 😉
Córasek po rozbiorach ze starowalijskiego leciała na siłownię w celu odreagowania. Niestety, striptis nie jest dobry na wszystko 🙄
Dobranoc 😀
🙂
🙂 🙂
do slonca, do Terenow Zielonych, do pozycji 😀
brykam fikam
Córasek to tylko na siłkę mógł podążać!
Siemanko!
Witam 🙂 Na powitanie dnia miałem loty godowe pary czajek. Nie rozpoznałem jednak dziewczynki 😀
No i felieton Stanisława Tyma http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/felietony/1516000,1,pies-czyli-kot.read
Dzień dobry 😀
Wszystkim Czymającym dziękuję! Rozszerzona chemia była bardzo trudna.Młodsze spokojnie mówi ,że zdało. Na ile punktów – okaże się 30 czerwca. Został tylko ustny angielski i polski (czymanie po ok. 30 minut 😀 ).
Dopadł mnie wczoraj (i trzyma nadal) tzw. Hexenschuss. Nie będzie lekko nawet siedzęcy.
Dzień dobry 🙂 Mnie się prawie nad głową drze coś w rodzaju dzikich kaczek. Czyżby w okolicy nagle wyrosło mi jakieś jezioro, o którym nic nie wiem? 😯
Felieton Tyma smutny i przerażający. Zwłaszcza te pomniejsze katastrofy smoleńskie, tylko bez prominentów. Te same przyczyny – bezmyślność, nieprzestrzeganie procedur, spory rywalizacyjne z pominięciem meritum, jakośtobędzizm, toniejatokolegizm…
Ja Wam mówię, że to są wszystko zamachy. Zamachy na zdrowy rozsądek. 🙁
Brrr… Hexenschuss. 🙁 Serdeczne współczucie.
Podobno najlepiej się kotem obłożyć. 😉 Niekoniecznie czar(t)nym.
Ustny angielski i polski to dla Młodej już chyba spoko majonez. Ale i tak poczymamy. 🙂
A dziś cza czymać za ten walijski z demolką, przepraszam, rozbiórką, tak?
Dzień dobry 🙂
Niekoniecznie, Bobiku. Córasek zaprawiona w bojach. Trzeba zachować siły dla bardziej potrzebujących 🙂
Na wszelki sluczaj czymam za demolke walijska.
Mar-Jo,
trzeba troche cwiczyc, szybciej mija. Takie zwykle cwiczenia na kregoslup.
Jak te:
Leżenie na plecach
Ręce pod głową. Głęboki wdech z uwypukleniem klatki piersiowej, następnie powolny wydech.
Ręce wzdłuż tułowia. Wdech z uniesieniem rąk w górę za głowę, wydech z opuszczeniem ich z powrotem wzdłuż tułowia
Ręce wzdłuż tułowia. Odwodzenie na bok prawej a potem lewej wyprostowanej w kolanie nogi.
Ramiona zgięte w łokciach, dłonie przy sobie. Wdech z rotacją przedramion na zewnątrz (dotykając zgiętymi w łokciach rękami ziemi), wydech ze skrętem z powrotem do środka.
Ręce wzdłuż tułowia. Unoszenie i zginanie w kolanie na przemian prawej a potem lewej nogi.
Ręce wzdłuż tułowia. Wdech z równoczesnym zgięciem nóg w kolanach (stopy pozostają na ziemi), wydech z wyprostowaniem.
Ramiona na boki, łokcie zgięte pod kątem prostym z uniesionymi pionowo dłońmi. Wdech z rotacją ramion kładąc ręce przy głowie, wydech z rotacją ramion kładąc ręce przy biodrach.
Ręce wzdłuż tułowia. Wdech przeponowy a następnie przeniesienie powietrza do klatki piersiowej i wydech.
Ramiona zgięte w łokciach, ręce pod głową, nogi zgięte w kolanach. Unoszenie bioder do góry a następnie powolne opuszczanie ich.
Ramiona zgięte w łokciach, ręce pod głową, nogi złączone, zgięte w kolanach i uniesione. Przenoszenie nóg w prawo i w lewo.
Ramiona wzdłuż tułowia. Szybkie jednoczesne unoszenie i opuszczanie złączonych i wyprostowanych nóg oraz głowy. Po opuszczeniu całkowite rozluźnienie.
Procedury są nudne i uwłaczają ułańskiej fantazji 👿
Zwierzaku, dzięki. 😀
Od 3 godzin działa ukraiński plaster rozgrzewający.Jest troszkę lepiej. W obecnym stanie mogę bez bólu stac. Ćwiczenia spróbuję wykonac za czas jakiś.
Bobiku,
dwa nasze koty plus trzeci (dochodzący od kilku tygodni na dokarmianie) zupełnie lekceważą moje dolegliwości. 😀
Młodsze dziecko jest nieśmiałe i ma problemy z tzw. publicznym występem. Trzymanie w czasie ustnych egzaminów będzie potrzebne!
@Zwierzak, do robienia nalewek nie jest potrzebny spirytus http://www.czasnagotowanie.pl/przepisy/nalewka-z-czarnej-porzeczki-i-whisky
Ja robiłem pigwówkę na bazie whisky. Rewelka 😀
Mar-Jo, powiedz dziecku, że naszym kciukom nic się nie oprze. Będzie dobrze, a nawet jeszcze lepiej 😀
Irek,
warte wyprobowania 🙂
A mi sie przypomnialo jak to w stanie wojennym, kiedy nic nie bylo, pijalam fantastyczne alkohole skads tam, bo nie pamietam nazwy firmy ( mala byla) ale pamietam smaki – cudo!
Byly to wlasnie nalewki owocowe – rum, whisky, likier, z owocami, w takich butelko – sloikach, no rewelacja! W sklepach tego oczywiscie nie bylo, mialysmy to w ramach dzialalnosci korupcyjnej.
No prosze, badania przeprowadzone w kosciele amerykanskim wykazaly, ze ani homoseksualnosc, ani celibat, ani nawet pedofilia nie byly przyczyna molestowania seksualnego dzieci przez ksiezy.
Oni usprawiedliwiaja to stresem lat 60-tych.
Ja mysle, ze to moze byc prawda, ale moj wniosek jest inny: nie celibat, nie homoseksualizm, nie pedofilia ale BEZKARNOSC jest i byla glowna przyczyna.
Linek:
http://www.abc.net.au/news/stories/2011/05/19/3220702.htm?section=world
Wracam właśnie od psychiatry…
Co prawda byłem tam tylko jako tłumacz, ale jako wstęp do salonowej konwersacji brzmi nieźle. 😉
Rzucam się na kawę, której rano nie zdążyłem wypić. Ewentualni współchętni mogą się dorzucić, byle szybko, bo nie będę z każdą filiżanką osobno biegał. 😎
Zwierzaku, w stanie wojennym to były cuda z alkoholem. Były wtedy kartki na wszystko, w tym na cukier. Ja nie używałem cukru od 01.08.1976 r. kiedy to wprowadzono tak zwane bony towarowe na cukier. Miałem więc jego spore zapasy. W stanie wojennym Wydział Chemii Organicznej ……. rozpoczął zajęcia na bazie cukru. A alembiki mieli świetne 😀 I nie była to działalność korupcyjna
Irku,
u nas caly przydzialowy cukier zuzywal ojciek, ktory herbate i kawe pijal w takim wielkim kuble i slodzil to sobie starannie odliczajac 5 lyzeczek. Ale niestety jak sie pomylil, to odliczanie zaczynal od nowa. A mylil sie czesto. 🙂
Stres lat 60-tych i 70-tych! No, czymajcie mnie, żebym nie zużył całego zapasu kuchennej łaciny, jaki posiadam. 👿
Bardzo bym był ciekaw, na jakiej podstawie w tych badaniach dojdziono do wniosku, że w molestowaniu nie ma udziału celibat. Czyżby porównywano grupy księży przestrzegających i nieprzestrzegających celibatu? 😯
Bezkarność trudno może uznać za przyczynę karygodnych zachowań (ja np. mogłem wczoraj bezkarnie zabić żabę, którą spotkałem w ogrodzie, ale tego nie zrobiłem), na pewno jednak jest to bardzo istotny, czy główny powód niepowstrzymywania się, kiedy już komuś przyjdzie ochota się zachować. Ale tak naprawdę o przyczynach w całym szeroko zakrojonym badaniu (które pewnie ciężkie hopy kosztowało) jest tyle, co nic.
Wnoszę z tego, że ten cały raport o kant de można, a nawet trzeba potłuc. 🙄
Bobiku,
bo celibat nie podlega dyskusji – dobry jest! Czyli te paskudne lata 60-te i te jeszcze gorsze, zberezne 70-te sa winne!
OK. Ale jak wytłumaczą fakty molestowania przez księży urodzonych np. w roku 1982? 😯
To akurat bardzo łatwo wytłumaczyć – młodość, niedoświadczenie, fatalny wpływ cywilizacji śmierci… 🙄
Nie tylko celibat jest dobry. Dobre jest wszystko, co pośrednio lub bezpośrednio służy Kościołowi, matce naszej:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9623554,Naczelni__Super_Nowej___Niszczylismy_swiadka.html
To naprawdę mogłoby pomóc:
http://www.newsweek.pl/opinie/lekcja-laickosci-dla-ksiezy,76902,1
Bobiku, to wszystko przez stres i w stresie. Biedactwa, może wystąpią o odszkodowania?
Kuchenna łacina okazała się niewystarczająca, poszerzyłam zakres 👿
Lekcje laickości?W Polsce? 😯
Nawet gdyby udało się coś takiego zorganizować (w co wątpię, bo zapewne zaraz podniósłby się krzyk o prześladowaniu Kościoła), to ilu – w całym kraju – zebrałoby się księży skłonnych wziąć udział? No, ilu, koteczki?
Nieraz już się zżymałem, że idea rozdziału kościoła od państwa jest większości polskiego społeczeństwa obca i niedostępna. Ale najgorsze, że ta idea nie może się przebić również do głów usadowionych na najwyższych szczeblach. A rybka wiadomo od czego się psuje albo nie naprawia… 🙄
No, Wy jak dzieci.
Molestowaniu seksualnemu winien jest Tusk i proszę mi tu oczu nie zamydlać datami.
A kobietki wciąż marzą o księciu z bajki. Nie pamiętam, czy przytaczałam Wam moje ulubione zdanie z jednego romansu, który nam przysłano:
Hrabia nadjechał na reprezentatywnym gniadoszu.
Reprezentatywny gniadosz, ot co!
W jakże słusznie minionym Peerelu można było jednakowoż spokojnie być laikiem, agnostykiem, wierzącym niepraktykującym albo całkiem ateistą. Bardzo przyjemnie to wspominam. Do kościołów chadzałam wyłącznie celem zrobienia tam jakiegoś reportażu albo wysłuchania koncertu.Paru fajnych księży poznałam i opisałam kamerą (tak mówią początkujące panie z telewizji) – żaden nie próbował mnie nawracać. Jeden mi się tak spodobał – z charakteru – że mu oświadczyłam, iż jeśli ktoś mnie kiedyś nawróci, to on. A on na to – pani nie trzeba nawracać, pani już jest nasza. Prawdopodobnie miał na myśli jakąś tam porządność charakteru. On sam stworzył od zera szczecińskie hospicjum i przy pomocy wspaniałych ludzi wyciągnął je na wysoki poziom. Oczywiście jak już hospicjum stało twardo na nogach, KK posunął księdza do Rzeszowa czy może Przemyśla – jak najdalej w każdym razie. A co się będzie przywiązywał.
Tak to sobie napisałam, nie wiem czemu. Skojarzyło mi się luźno.
Burza była przed chwilą, bardzo gwałtowna, z dziką ulewą.
Obawiam się, Nisiu, że usiłujesz zrelatywizować winę łżeelit, salonu, postkomuchów, masonów, wiadomo kogo, tudzież Komorowskiego i Michnika osobiście. 👿
A relatywizmowi mówimy stanowcze nie, chyba że chodzi o relatywnie duży stopień poparcia dla NAS!
swieci slonce, ogromne i usmiechniete 🙂 😀
Ależ Bobiku!
Stopień poparcia dla NAS powinien być ogromny BEZWZGLĘDNIE a nie relatywnie!!!
Osobiście przyzwoite, a nawet znakomite jednostki były zarówno w Kościele, jak i w PZPR, tylko obie te instytucje nie były ani znakomite, ani zbyt przyzwoite, choć o KK dawniej nie mówiło się tego głośno, bo byłaby to tzw. woda na młyn. 🙄
„Nationalistische, populistische und rechtsextreme Parteien und Strömungen kommen überall voran, sie sitzen in Parlamenten und Regierungen, in Ungarn, Italien, Finnland, Dänemark, Frankreich, in den Niederlanden, in der Schweiz …”
do listy dodaje swiadomie Polske – smutne
artykul tutaj
http://www.sueddeutsche.de/kultur/rechtspopulistisches-liedgut-in-daenemark-setz-dich-hin-und-hoer-dir-ein-vaterlaendisches-lied-an-1.1099479
Nisiu, z innej beczki – to naprawdę ktoś jeszcze pisze powieści o hrabiach? 😯
Reprezentatywny gniadosz, to rozumiem – każdy porządny nuworysz stara się mieć reprezentatywnego gniadosza. Ale Hrabia? Toż pokolenie internetowe bez sprawdzenia w Wiki tego wyrazu nie pojmie i w najlepszym wypadku uzna go za imię własne. 🙄
Bobiczku, zapewniam Cię, że Hrabiów ci u nas dostatek, takoż Baronów, a trafiają się i Książęta. Nazwiska miewają dość pocieszne, jako też i maniery, ze szczególnym uwzględnieniem języka. Proszę Jaśnie Psa.
No-żesz mówię: odwieczna kobieca tęsknota za księciem na reprezentatywnym gniadoszu.
wolalem czasy kiedy nazisci wygladali tak
http://blogs.taz.de/wp-inst/wp-content/blogs.dir/10/files/2007/05/Russki_Nazi.jpg
a teraz wygladaja tak jak moja sasiadka ktorej wnosze na pietro kartofle
patrz jutub:
http://www.youtube.com/watch?v=zmGTJ734uBA&feature=player_embedded#at=83
(…) przyzwyczaiła się do myśli, że wyjdzie za człowieka, którego nie widziała na oczy. Słyszała tylko tyle, że jest hrabią i posiada duży majątek, a na wojnie zasłużył na stopień kapitana. Chociaż błagała ojca wielokrotnie, ten nie wyjawił jej nic więcej. Dzień przed ślubem odważyła się spytać go raz jeszcze o swojego narzeczonego. Ferdynand W… zmarszczył gęste, siwe brwi i odjął od ust kieliszek wermutu. Postawił szkło na dębowym biurku aż czerwony płyn zakołysał się złowieszczo.
-Przekonasz się jutro- mruknął.
Widząc determinację na twarzy córki, westchnął ponuro i pogładził się po szorstkim podbrudku. Jego pierworodne i jedyne dziecko, jakie dzisiaj posiadał, miało ciemne włosy splecione w węzeł na karku, duże, błękitne oczy i lekko zadarty nosek.
Słońce przeświecało przez szybę i kładło się miękkim światłem na łóżku. Eliza leżała w skotłowanej pościeli, a kiedy służąca- jedna z dwóch, które mieli w domu- otworzyła okno, podniosła się wyżej na poduszkach. W podmuchu wiatru niosła się świeżość poranka, słodki zapach kwiatów, traw i mięsa, które matka Elizy przygotowywała od rana.
-Piękny dzień, w sam raz na ślub- zauważyła dziewczyna w białej chustce na głowie i w poplamionym fartuszku.
-Tak, w sam raz- Eliza ziewnęła przeciągle.
Służka ze zgrozą spojrzała na jej marne oblicze i zawołała, że zaraz przyniesie jej mocnej herbaty, która od razu postawi ją na nogi. Wybiegła, a Eliza wygramoliła się z łóżka i obmyła twarz w lodowatej wodzie w miednicy stojącej na dębowej komódce. Od razu poczuła się rześko. Kiedy służąca wróciła, ona była już ubrana w bladozieloną luźno spływającą do kostek suknię z prześwitującej wiskozy. Wypiła herbatę, przełknęła dwa sucharki, a potem zasiadła przed toaletką. Znużona wpatrywała się w swoje odbicie i służki starannie rozczesującej jej włosy, kiedy usłyszała turkot kół na kamiennej drodze. Zesztywniała. Służąca zaczęła się śpieszyć, stworzyła skromny koczek z tyłu głowy. Eliza uszczypnęła się w policzki, by nadać im rumieńców i poderwała się z krzesła.
Eliza poczuła ciemność przed oczami. Hrabia jadąc powozem nigdy w życiu nie denerwował się bardziej. Teraz patrzył na swoją narzeczoną leżącą zemdloną na niebieskiej otomanie w bawialni jej rodziców. Była śliczną dziewczyną i przez chwilę czy dwie zastanawiał się, czy w ten sposób zareaguje na jego widok.
-Mówiłam, że trzeba było jej powiedzieć- warknęła pani Cecylia do męża, wachlując nieprzytomną córkę poduszką.
-Milcz, głupia babo- zrugał ją i sięgnął po kryształową karafkę ze stołu.
Na twarzy hrabiego malowało się wzruszenie. Uśmiechnął się i przytulił ją ostrożnie, a ona objęła go za szyję i pocałowała. Kochała go. Czas przestać się wreszcie oszukiwać, analizować i myśleć. Miłość przychodziła bez porozumienia z rozumem i tam nie należało szukać odpowiedzi. Trzeba było zapytać serca. Kochała go. I choć pewnie nigdy nie dowie się czym jest miłość, nie znajdzie jej definicji, czuła jej obecność. To ona trzymała ją za rękę, sprawiając, że Eliza nie bała się iść dalej, z nadzieją i entuzjazmem patrzyła w przyszłość, i w twarz swego męża.
Oooo…. nie mogie! 😆 😆 😆
Mniszkówna wiecznie żywa. 😈
Słowo podbrudek jest genialnym wynalazkiem, od razu sugerującym wyższe sfery. Taki książę czy inny magnat na pewno nie ma zwykłego, pospolitego brudku, tylko brudek pod którym COŚ się kryje.
Przyznam jednakowoż, że jednej rzeczy cholernie tym hrabiom zazdroszczę. Oni zawsze mieli jakąś umyślną do obierania szparagów. A ja muszę temy łapamy. 🙁
Boskie, nie? Też natychmiast pomyślałam: Mniszkówna wiecznie żywa.
Osobiście bardzo jeszcze lubię „słodki zapach kwiatów, traw i mięsa”. Uorra, uorra.
tez zazdroszcze, mdlejacych kobiet i debowych mebli (kolejnosc zazdroszczenia do negocjacji), tego bylo u hrabiow w brod
U markizów też, poniekąd, aczkolwiek.
Rysiu, a swoją drogą, na co Ci mdlejąca niewiasta? Same kłopoty. Dębowa szafa o wiele praktyczniejsza.
Nisiu, fiolka z sola do wachania i jestem bohaterem ratujacym 8)
„Słodki zapach mięsa” to właściwie ja powinienem napisać. Mam poczucie, że mi to podprowadzono. 👿
Markizy omal nie nabyłem drogą kupna, ale w końcu doszedłem do wniosku że daszek z winorośli jednak przyjemniejszy. 🙂
pada, znienacka, leje gesto, bez zapowiedzi – wolno to tak?
A baronami nie opłaca się być, bo u nich kominki gasną (cholernie mokre drzewo, pani baronowo). 😛
Och, żeby tutaj choć przez chwilę padło. Ale gdzie tam, ani kropli. Podlewać też będę musiał temy łapamy. 👿
Rysiu, nie moglbys dmuchnac w te chmury w moim kierunku?
Jestem w skowronkach i nutach. Bylam na 5-godzinnym koncercie, ktorego kulminacja byl Trifonov grajacy etiudy Chopina. Mozna powiedziec ze szagalowsko unosil sie wraz z fortepianem nad estrada, lekko wirujac… 🙂 Publicznosc podazala za nim w gore jak wsysana traba powietrzna… Gral takze swietny chinczyk Yunjie Chen, z wygladu jak Szwejk ale uderzenie ze stali. Powoli dochodze do siebie… (szkoda ze nie ma mordki na westchnienie 😀 )
Och, Trifonowa bardzo zazdroszczę (Chińczyka mniej, bo nie znam). Był jednym z moich faworytów na Konkursie. 🙂
No dobra, ale jakiś opis hrabiego jeszcze bym prosił. Co zataił mąż pani Cecylii? Dodatkowy narząd miał hrabia na czole, czy co?
Mógł mieć. Hrabia, który ruga żonę słowami „milcz, głupia babo”, to musowo jakiś mutant. 😈
Pewnie rogi?
Wielki, Wodzu, w tym rzecz, że nie miał. Poszukam pur Wu stosownego fragmentu.
A dla Ciebie, Rysiu, znalazłam omdlewającą!
http://www.youtube.com/watch?v=MO4ZCRwzm0M&feature=related
Reklamacji nie przyjmuję.
Bobiku, nie uważałeś! To tatuś rzeczonej ruga jej mamusię. A na córkę patrzył ponuro przez podbrudek. Pijąc wermut.
Hrabia A… pijąc wermut, zastanawiał się czy wziął go od swego przyszłego, czy niedoszłego teścia. Wcale by się nie zdziwił, gdyby dziewczyna odmówiła zaszczytu poślubienia go. Kiedy służąca wbiegła do bawialni z solami trzeźwiącymi, Eliza odzyskała przytomność. Spojrzała na pochyloną nad nią matkę i służącą. Powoli docierało do niej co się stało. Usiadła i spostrzegła mężczyznę siedzącego w fotelu z kieliszkiem w ręku. Nie miał lewego oka, a szpetna blizna na kształt błyskawicy zaczynała się nad brwią i kończyła na wysokości ust. Nie posiadał zarostu, zaś na głowie miał ciemne, gęste włosy, a przycięte bokobrody zachodziły na policzki. Bił od niego chłód. Eliza poczuła ucisk w gardle.
-Zostałam oszukana- powiedziała zduszonym głosem.
Ojciec spojrzał na nią tak, że gdyby spojrzenie mogło zabić, z pewnością leżałaby już martwa. Dziewczyna zacisnęła wargi w wąską linię i ostrożnie podniosła się z sofy. Była biała jak kreda. Stała dumnie wyprostowana, a jej pierś unosiła się i opadała ze wzburzenia.
-Nikt mnie nie zmusi do poślubienia tego człowieka- oświadczyła i ruszyła do drzwi.
Ferdynand W… chwycił ją za rękę i zamknął w żelaznym uścisku. Ich spojrzenia spotkały się w pojedynku, z którego Eliza wyszła przegrana.
-Ale, ojcze…
-Przepraszam na moment, muszę porozmawiać z córką- skłonił się w stronę gościa i wyciągnął Elizę z bawialni.
Zaprowadził ją do swego gabinetu. Uwonił jej nadgarstek, a sam oparł się plecami o drzwi i ciężko westchnął.
-Ojcze, rzadko cię o coś prosiłam- zaczęła- ale teraz błagam, nie każ wychodzić mi za niego. On jest taki… taki potworny.
Utkwiła w ojcu pełne rozpaczy spojrzenie.
-Jeśli sądzisz, że złamiesz dane mu słowo, to się grubo mylisz- odpowiedział cierpko.- Nie splamisz naszego nazwiska, zrywając zaręczyny. Bałem się, że tak będzie, kiedy go zobaczysz. Wy kobiety jesteście wszystkie takie same, liczy się dla was tylko powierzchowność, oceniacie ludzi po ich wyglądzie i ilości posiadanych pieniędzy. Hrabia spełnia drugie kryterium, tylko w pierwszym zawodzi. Może i nie jest przystojny, ale odniósł te rany na wojnie, są orderem za jego zasługi. A ty, niewdzięczna dziewko, wyjdziesz za niego i będziesz się cieszyć, że bierze cię bez posagu, i jeszcze sowicie płaci za ciebie. Nie myśl sobie, że bym utrzymywał do końca życia starą pannę.
Po policzku Elizy potoczyła się łza. Wiedziała, że nic nie wskóra, ojciec nie zmieni zdania, pośle ją w ramiona tego strasznego, jednookiego pirata.
-Będziesz posłuszną córką czy mam cię batem przymusić do tego? Hrabia A… nie lubi czekać.
Nahajem po białych plecach…
Tak się córeczki wychowuje.
No.
Hans und Helmuth trinken Wermuth.
Też nie rozumiem takiej literatury, więc się Bobikowi nie dziwię. Na mój widok laski nie mdleją, dopiero jak się odezwę sarkastycznie, to czasem dostają spazmów.
„… z nadzieją i entuzjazmem patrzyła w przyszłość, i w twarz swego męża”. 😆
No i poskutkowało.
Matka siąkała w chusteczkę przez większość mszy. Eliza nie wiedziała czy ze wzruszenia, czy raczej rozpaczy. Nie zastanawiała się też, co mieszkańcy wioski sądzą o jej narzeczonym, myślała tylko o własnym nieszczęściu. Spojrzała w twarz oszpeconego bruneta dopiero wtedy, kiedy wkładał jej na palec złotą obrączkę. Zauważyła, że zdrowe oko ma koloru szarego jak niebo przed burzą. Stała się żoną i hrabiną. To było trudne do uwierzenia. Ona, Eliza, skromna córka zubożałowego ziemianina hrabiną? To mogłoby się zdarzyć w powieści. Jednak to była rzeczywistość, stała u stopni ołtarza przy boku męża jako hrabina i to już nie W…, lecz pani A. Serce jej łomotało. Nie wiedziała czy cieszyć się, czy obawiać. Umieściła dłoń na rękawie męża i wyszła z nim z kościoła. Widziała ryż sypiący się jej na głowę, słyszała życzenia i gratulacje, ale ona była gdzieś daleko, w innym świecie, w luksusowej sypialni, na ogromnym łożu, w jedwabnej pościeli. Z wrażenia upuściła wiązankę storczyków. Podniosła ją druhna i kuzynka. Na bal z kolacją została zaproszona tylko nieliczna rodzina i przyjaciele, w sumie dwanaście osób. Krótko po rozpoczęciu się przyjęcia Eliza gdzieś znikła.
Mar-jo, jedna pani, co się zajmowała moją promocją, dała kiedyś do gazet tekścik o dzieciach z sierocińca, do których uśmiechał się los i ich opiekunka Zosia.
Aaa, zaczynam rozumieć, Znaczy, tatuś był ze społecznej klasy meneli, ale ambitny i postanowił, że córeczka zrobi karierę przez łóżko?
Ale tu znowu mnię się cuś nie zgadza. Odkąd to menele żłopią czerwony wermut zamiast denaturki?
W mojej telewizorni na hasło „Hans und… itd.” należało odpowiedzieć: Taxi fahren, Nerven sparen”, niezależnie od ilości sensu w powyższym.
The Beauty and the Beast?
Menel, też coś. To był zubożałowy szlachcic ziemski.
or rather, two beasts?
Jeszcze odrobina wytworności:
Muzyka przywabiła do pokoju małego, pulchnego chłopca z przydługimi czarnymi włosami i z książką do łaciny pod pachą, z którą się nie rozstawał. Ukłonił się Elizie i Magdalenie, a potem usiadł dostojnie obok tej pierwszej.
-Matko, odpytasz mnie później z kolejnych dwóch stron?- zapytał.
-Oczywiście, Leopoldzie- odparła Eliza.
Wszyscy przysłuchiwali się grze Edwarda, chwile gdy rozbrzmiewała muzyka były dla mieszkańców domu czarowne, napełniały spokojem i radością. Dopiero gdy kamerdyner oświadczył, że podano obiad, cała gromada pędziła do jadalni. Tylko Edward pozostawał z tyłu i Eliza, która, mimo iż nie było to potrzebne, służyła mężowi ramieniem. Ostatnio myślała o Jakubie, ale nie przepełniała jej tęsknota. Mijała rocznica śmierci jego żony i syna. Ożenił się pięć lat po tym, gdy widzieli się z Elizą po raz ostatni, niestety jego żona zmarła, wydając na świat martwe dziecko. Potem Jakub wyjechał i słuch po nim zaginął. Krążyły plotki, że wyruszył na czarny ląd. Może już nie żył, a może odnalazł swoje szczęście, miała nadzieję, że udało mu się doświadczyć tego drugiego. Ona była była szczęśliwa, choć nie rzadko sprzeczała się z mężem, szczególnie, że nigdy nie opuszczali Wierzbowego Dworu, spędzali ze sobą całe dnie i często ze zwykłej nudy podgrzewali temperatuę. Modliła się, by tak już zostało. Do końca.
Zalatuje markizą Angeliką 😉
Jak zubożałowy, to skąd miał na wermut? 👿
Dostal od Hrabiego w charakterze zadatku
Nisiu, jakiej plci autor?
Nisiu, a książkę znasz? Teraz mam taką samą – a ten dziwny przyrząd w lewym dolnym kącie to dwubarwna pieczątka z tekstem „Morskim szlakiem Polonii 2010-2011 s/y SOLANUS”. Hough.
Sorry, ale jak już się rozpędziłam, to jeszcze coś z dedykacją dla melomanów, których wszak mamy w Koszyczku dostatek:
Zeszli do jego gabinetu. Edward zapalił łojową świecę i przeszedł do pomieszczenia, które uczynił swym pokojem muzycznym. Stał tam tylko fortepian. Usadowiła się obok hrabiego na ławce, a on odsłonił klawiaturę.
-Może Beethovena?
Skinęła głową. Podobała jej się Uwertura Egmont. Kochała muzykę. Słyszała to, co wielu pomijało albo nie doceniało, każdy najczulszy dźwięk, czytała emocje w głosie śpiewaków, współczuła z nimi. To, co dla kogoś wydawało się śpiewem z melodią w tle, dla niej było wyjątkową opowieścią, harmonią, za każdym razem odkrywała coś nowego. Niestety niegdyś rzadko miała okazję słuchać muzyki, a teraz miała Edwarda, wspaniałego muzyka. Bo miał talent. Spojrzała na palce męża, które wyginał na klawiaturze. Grał z zaangażowaniem, a cały pokój wypełniała przyjemna kombinacja dźwięków. Jakie to było miłe dla uszu! Eliza śmiało położyła dłoń na plecach męża, pod palcami czuła twarde mięśnie. Hrabia nie dał po sobie poznać, jakie wrażenie wywarł na nim jej dotyk. Kiedy skończył, nie spojrzał na nią. Patrzył w zeszyt nutowy, z którego w istocie nie korzystał.
-Zagraj coś jeszcze- poprosiła, odsuwając rękę.
Nie słyszała tego wcześniej, ale na pewno na długo zapamięta sonatę ,,Quasi una fantasia”. Dźwięki wdarły się do jej serca i szarpały struny do bólu. Pod koniec miała łzy w oczach. Edward opuścił dłonie na kolana i zerknął na nią kątem oka.
-Wzruszyłaś się- stwierdził zadowolony.
-Jestem wrażliwa- strzepnęła łzę zawieszoną na rzęsie.
Jak ten autor jest płci męskiej, to niech przez tydzień pasztetówki nie oglądam. 😉
A w ogóle ja się tak nie bawię! Myślałem, że tego Nobla mamy już w kieszeni, a tu taka konkurencja…
To trzeba wydać!
Jezu, ta Nisia mnie dziś wykończy. 😆
Niestety niegdyś rzadko miała okazję słuchać muzyki, a teraz miała Edwarda, wspaniałego muzyka. Bo miał talent. 😈 😈 😈
Muszę strzepnąć łzę zawieszoną na rzęsie i dać rodzinie kolację, bo jęczą żałośnie z okolic stołu. 🙂
Bobik, a masz w sercu struny do szarpania?
Ale zauważcie, że hrabia nie jest snob, nie świeci sobie do muzyki kryształowym żyrandolem Svarowskiego, tylko łojową świeczką.
Andsolu, a książki nie znam…
Haneczko, no właśnie w celu wydania została mi ona nadesłana…
A nie jest jedna w moim tajnym biureczku!
Co do Nisinego Tak to sobie napisałam, nie wiem czemu. Skojarzyło mi się luźno. to ja rysberlinowi tak powiem. Ze Spivakiem było zabawnie. Bardzo dobra książka i nawet na chemii i fizyce jej używano, tak te kursy były postępowe. I pewna Barbara bardzo kochała Karola ze swego roku, że nie tylko później za niego wyszła, ale wcześniej (bo on był genialny, ale angielski to ona znała) na polski mu całą książkę przełożyła, więc on od tego był jeszcze genialniejszy. Zresztą, szkoda, że już go nie ma, wspaniały człowiek to był i już w 90tych latach mi mówił co z Polską księża zrobią i mówił to w bardzo dobitnych zwrotach. A Karol Pesz się nazywał. I nie pomylił się, ale w prognozie, ani w słownictwie. Tak czy inaczej, gdy studentami już nie byli a wręcz odwrotnie, pogromcami studentów, coś gdzieś jakoś przemknęło, że dobrze by było tego Spivaka po polsku wydać, ale Barbara wiedziała, że co było z wdzięcznością przyjęte przez ukochanego, mogłoby inne reakcje u innych wywołać. A lud matematyczny rosyjskiego wydania używał, które zdrowo tłumacze poprawili. I Barbara mnie spytała co ja na to. A ja, że znam polski, angielski, matematyczny i rosyjskie wydanie i możemy nad jej tekstem popracować. I PWN wydał.
I chyba było to dobrze zrobione, skoro w 2005 do PWN goniłem chyba na Miodową, żeby coś podpisywać, że zgadzam się (jako współ-tłumacz) na drugie wydanie (a adres Barbary chyba japoński im jakoś wyczaiłem) i dzięki temu dowiedziałem się co tłumacz, po odliczeniu podatków, w kraju, który nie jest peerelem, za przekład dostaje. No to tę zabawną część opuszczę, bo poważnych i głupich rzeczy w jednej zupie nie licuje mieszać.
„Patrzył w zeszyt nutowy, z którego w istocie nie korzystał”.
😀 Nic dziwnego. Przy świecy łojowej!! 😀
Andsolu, znasz może pewnego węgierskiego matematyka o inicjałach A.V.?
Nisiu, ale niektórych z tych ludzi chyba znasz? Co do okładki i pieczątki, to nie jestem głupi i nie chcę siedzieć w przechowalni, dlatego
wskazówka (początek drugiej strony) idzie osobno.
Mar-Jo, niestety. Czuję, że straciłem.
Andsolu, myślę, że On też. 🙂
Andsolu, sorry jestem, ale nie znam. Ja to głównie znam tych, co śpiewają żeglując… albo zamiast żeglowania.
vitajcie! Czytam Wasze wpisy pod tekstem / jakże słusznym/ Bobika i zastanawiam się dlaczego obraliście tak nieprzyjemnuy temat jakim jest dla mnie żeglowanie. Wszytko tylko nie to ! Mam chorobe morską niestety…
nie było mnie trochę czasu bo się wkurzyłam ale jak to zwykle bywa przeszło mi 🙂
Dość długo się wkurzałaś, Jarzębino. 😉
A dlaczego o żeglowaniu, to jasne. Navigare necesse est. 🙂
ciekawa byłam dlaczego Bobik nie komentuje u muzykalnej Dory . A tu widać, że humorki całkiem, całkiem… Jakby ktoś był ciekawy, to u mnie w miarę dobrze . Niestety ciągle mieszkam w lodowatym kraju.. . Jednak nadzieja na Baleary mnie nie opuszcza 🙂 🙂 🙂 Dobrej nocki 🙂
sto razy umierałam na łajbie never never . tylko ląd 🙂
O tłumaczeniach skądś już słyszałem, że teraz to się robi niemal jako pracę społeczną. Co zresztą na jakości bardzo się odbija. Coraz więcej jest takich tłumaczeń, które czytać hadko.
Zaprawdę, powiadam Wam, nie trzeba się było od tego peerelu odcinać tak z kościami. Chociaż kilka kulturalnych kosteczek trzeba było sobie zostawić. 🙄
Jarzębino, u Pani Kierowniczki przez kilka dni się nie wypowiadałem, bo tam okropnie merytorycznie było, a z merytoryzmu to ja jestem dętka. Ale jak się tylko na Dywaniku oftopiki pokażą, zaraz się podłączę. 😆
No, nareszcie rozumiem, że Tutanchamon wcale nie nosił podpasanej portmonetki na złote monety. Ale co najważniejsze:
Wśród Ateńczyków ogolone policzki były długo postrzegane jako oznaka sympatyzowania ze znienawidzonymi Macedończykami – nic dziwnego, że tamtejsi politycy, jak na przykład Demostenes, z brzytwy nie korzystali. Jeszcze sto lat po śmierci Aleksandra filozof Chryzyp przestrzegał, że golenie się jest wbrew naturze i pozbawia męskości.
Bobik, nie daj się ogolić.
Tu też merytoryzm 🙄
Najpierw śledzicie Andsola. Nie mogę współśledzić, bo nie umiem 🙁
Nisia rzuca fragmentami prześlicznej powieści i chwali się, że ma tego całą szufladę. W życiu bym czegoś podobnego nie napisała 🙁
Andsol z Rysiem dobijają analizą na rozmaitościach 🙁
Też bym chciała mieć choć kawalątek własnego merytoryzmu 🙁
Ba, ile razy już próbowałem się nie dać, ale zawsze w końcu mnie dopadli, przytrzymali i zrobili ze mnie Macedończyka.
I to żeby jeszcze jakiegoś Aleksandra. Ale gdzie tam. Na zwykłą gołą owcę mnie strzygą. 🙁
No to teraz wiadomo, gdzie znikla Nisia – wpadla w romans i ledwo sie wydostala. 🙂
Tak mi w tym kryminale do Nobla brakowalo niteczki milosnej, ale na litosc, nie takiego sznura!
A poza tym jak to dobrze, ze jestescie 🙂
O, tu też mnie dopadł http://wyborcza.pl/1,75248,9631495,Maz_Aleksandry_Natalli___Swiat_wystartuje_do_Sejmu.html
„Zapewnia, że ma doświadczenie, bo od dawna jest związany z Pocztą Polską.” Nawet tego nie rozumiem, a przecież też jestem od lat związana 😯
Haneczko, Ty tu jesteś zatrudniona w charakterze aforystki i jako urzędujący satrapa mogę zaświadczyć, że z zadania wywiązujesz się znakomicie. 🙂
Bobik, Ty mnie nie pocieszaj, bom w dołku 🙁
Kret nam się wdał. Pan mąż się na niego zasadza, ale z książką, bo tępo siedzieć nie umie. No i tak sobie obaj ryją, a trawnik znika 🙁
To ja tu nie opowiadałem, haneczko, jak mi szwagier pozbawia się kreta, co od sąsiada przychodzi? Zabić nie potrafi (to budowlaniec, nie żołnierz), więc przez płot z powrotem rzuca.
To kiedy Cię mam pocieszać, Haneczko? Jak będziesz w górce? 😯
Na kreta to chyba tylko straż pożarna. Trutka, bomba i zamachowiec-samobójca odpadają, bo kret ponoć pod ochroną.
Andsolu, ja tak samo ze ślimakami robiłem (żołnierz też ze mnie żaden), póki mi tego znakomitego wistu z piwem nie podszepnięto. 🙂
Haneczko,
a ultradzwiekiem sie nie da wyploszyc? On slepy, ale moze nie gluchy?
Ja sie latwo daje wyploszyc jak mi cos brzeczy niemile…
Najlepiej kota poszczuć. Taki kot będzie się czaił godzinami, a w odróżnieniu od pana męża nie czyta książki, więc nie straci czujności. Sprawdzone, żeby nie było, że teoretyzuję.
Bobiku, strażaka pożarnego mam pod prawym bokiem. Jak kret wejdzie na drzewo, to go ściągnie 😉
Andsolu, żeby wyrzucać (łagodnie!) najpierw trzeba złapać. Zaczytany pan mąż jest stracony dla świata. Kret musiałby na niego wleźć i jeszcze potupać 🙄
Zwierzaku, na nic. Tylny sąsiad odgrodził się betonowo i biedak nie ma wyjścia.
Trzeba będzie pokochać 🙂
Wodzu, nasza kocica nigdy jeszcze nie była szczuta 😯 Nie wiem, jak to się robi.
Napuszczenie kota na chronionego kreta może być uznane za czyn kryminalny. Ale Zwierzak słusznie prawi o wypłaszaniu dźwiękiem. WWiki tak o krecie piszą:
Odżywia się dżdżownicami, larwami owadów i drobnymi kręgowcami, które lokalizuje dzięki czułemu słuchowi oraz włosom czuciowym na pysku i ogonie, czułym na drgania (stąd odstraszanie kretów polega na montowaniu odstraszaczy wibracyjno-akustycznych).
Beton u sąsiada to żadna przeszkoda dla kreta. W końcu sąsiad nie wbetonował się chyba na 3 metry w głąb.
Porządny kot sam wie, jak się do tego zabrać. Taki całkiem domowy raczej nie da rady, to musi być kawał drania, co od czasu do czasu lubi sobie przekąsić ptaszka czy szczurka. No ale jak to kryminał, to już nie podżegam. Tylko że, oprócz innych zalet, ta metoda rozwiązuje od razu problem usuwania zwłok. 😈
Wodzu, Aura domowo-dworska. Myszki i ptaszki ma opanowane. Nie wiem czemu, ale kretów nie tyka.
Dobranoc 🙂
Haneczko, taką powieść (nie mając jej od urodzenia w sercu) to tylko pani Samozwaniec potrafiła napisać. Ja próbowałam, ale mózg nie daje rady.
Na kreta ponoć najlepsza wiązka handgranatów. Taka wiązka podobno rozwiązuje większość dręczących nas problemów.
Jeśli ją mamy, oczywiście.
Jeśli nie masz, zainstaluj sobie jack russel teriera. Kret, jeśli nie ucieknie, to padnie na zawał.
http://www.youtube.com/watch?v=A3vGRFY4aHM
Haneczko, do ogródka tylko russelek!
http://www.youtube.com/watch?v=TN96Mm_pJKw&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=oPMYoQGvp1A&feature=related
Gdybyś się zdecydowała, proszę, tu jest portrecik.
Haneczko!
Pokochac, koniecznie pokochac!b Zobaczysz, ze ci sie odwdzieczy. A co tam trawnik… rzecz sezonowa, a kochajacy kret wart jest mszy 🙂
Na krety – staroswiecka naftalina rozrzucona po trawie.
ciagle ukrywajace sie slonce to moj problem
i zadne szczute koty, granaty, poddzwieki czy nawet nawtalina nie pomoga – moze wiatr? co w kierunku Liska pogoni 🙄
w tereny zielone (wypasione zabrac na wszelki wypadek)
do S-Bahnu, do pozycji 🙂
brykam fikam
Nisia 19 :57, ” … znalazłam omdlewającą!”
rezygnuje z bohaterstwa, wybieram debowe meble
piatek po prostu piatek
🙂 😀 🙂 😀
Dzien dobry 🙂
Haneczko, znalazlam opracowanie na temat kretow z ktorego wynika ze kretow jest ostatnio w Polsce wiecej. Istnieje repellent chemiczny zwany Kretol ktorego zapach je odgania (dziala przez pare tygodni, ale moze jak sie kret zniecheci to juz nie wroci?) Jest takze przyrzadzenie akustyczne pieknie zwane Anty-Mysior 🙂 .
A tu podaja rozne domowe metody odstraszania zapachem i dzwiekiem
Zagalopowalam sie 🙁 Z komentarzy wynika ze te domowe metody nie dzialaja. Jednemu (pisze ze te porade uslyszal kiedys na Jedynce) udalo sie pozbyc kretow wrzucajac do kopca kocie odchody z kuwety (choc moze to byly krety nauczone doswiadczeniami u Wielkiego Wodza..? )
Witam :-)Coś dzisiaj zaczęło się krecio. Swoje krety wyprowadziłem do lasu dzięki tej pułapce http://zwalczaj.pl/pulapka-krety-sygnalizatorem-bros-p-60.html
Naprawdę działa
Dzień dobry,
proszę o czymanie od godz. 14.20 (ok. 30 minut). 😀
Młodsze poczuło się pewniej po informacji o akcji „Czymanie”.
„Nie wybieram się do Rosji, obawiam się o swoje życie i zdrowie” – powiedział Rafał Rogalski w Kontrwywiadzie RMF FM. „Nie mam na to żadnych dowodów, ale z ostrożności raczej tam się nie wybieram” – 😯
Czy za takie wypowiedzi nie powinno byc kary?
Oglądałam wczoraj relację z NY dot. DSK. Jak wyglądały fakty,okaże się w trakcie procesu.Ale DSK odczuł boleśnie upadek z bardzo dużej wysokości.Moralnie , fizycznie i finansowo.
Dzień dobry 🙂 Jeśli dziś byłby potrzebny ktoś omdlewający, to mogę służyć swoją skromną osobą, bo dostałem właśnie roczny rachunek za prąd, wodę i gaz. 🙄
Ale przynajmniej ciepło i słonecznie od rana, więc omdlewanie mogę przeprowadzać w przyjemnych i kulturalnych warunkach. 😎
Mar-Jo, gdyby chcieć każdego karać za idiotyzm, nie nadążałyby nawet 24-godzinne sądy rewolucyjne. 🙄
Skoro Młodej czymanie dobrze robi, to będziemy czymać ze zdwojoną energią. 🙂
Dzień dobry 🙂
Zaraz doczytam tylko odsapnę, russelek mnie wykończył 😉
Naftalina dzikie krety może wypłoszy, ale czy przy tym udomowionym molom nie zaszkodzi? 🙄
A taki biznes został sfinansowany ze środków UE:
„Na stronie uczeń wpisuje zadanie domowe i pod wskazany numer wysyła SMS-a (za 1,23 zł). Zadanie odrabia jeden z zalogowanych na stronie korepetytorów”.
W roku ubiegłym media donosiły, że w moim województwie
z programu „Innowacyjna gospodarka” finansowano m.in.: zakup ciągnika ; urządzenie gabinetu stomatologicznego; biznes polegający na otwarciu domu weselnego… 😯
Mar-Jo dziś jakaś taka czepliwa… Przecież ciągnik jest oczywistą innowacją w stosunku do sochy i radła. 🙄
Pan profesor od rolnictwa mówił, że też tak myślał, aż w czasie wojny stwierdził z zaskoczeniem, że ręczna gospodarka ziemna jest wydajniejsza niż ciągnikowa. Tylko trzeba wielu ludzi.
To ja się domagam innowacyjnych soch, radeł!!! Będą zielone i nie będą miały silników! Woły też passe, bo one wydalają gaz !! Będziemy innowacyjnie zaprzęgać ludzi, od polityków najlepiej zaczynając.
Bobiku, Twoje argumenty mnie przekonały! 😀
W moim przypadku to było prawdopodobnie zawodowe skrzywienie, które zostało niemal błyskawicznie (innowacyjnie) wyprostowane. 😀
Przekonałem Mar-Jo, a sam się odprzekonałem pod wpływem argumentów Tadeusza. Zastosowanie sochy do skanalizowania i wyegzekwowania minimalnej choćby przydatności polityków jest zaiste rozwiązaniem sensacyjnym w skali światowej. Socha wymaga pracy dwóch mężczyzn, więc jest wydajniejsza od jakiegokolwiek stanowiska politycznego.
Pomyślcie, ile mogłyby skorzystać np. kraje Afryki, gdyby wszystkich ich polityków pogonić do soch. To jest naprawdę innowacja warta wprowadzenia na szeroką skalę. 😎
A poza tym nie należy zapominać o walorach estetycznych sochy 😈
http://www.google.de/search?q=socha&hl=de&client=safari&rls=en&prmd=ivnsfd&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=SCXWTe-ZJorZsgbxg9WuBw&ved=0CCkQsAQ
Innowacyjność 😀 http://bielskobiala.gazeta.pl/bielskobiala/1,88025,9630893,PKP_wozi_pasazerow_autobusami__Tak_jest_szybciej.html
Politycy do soch! Ladne haselko 🙂
tak estetycznej sochy nie oddamy w rece politykow, nigdy!
8)
znacie karciany Quartet?
mozna tak:
http://www.amazon.co.uk/Das-F%C3%BChrer-Quartett-Schwarzen-Weltgeschichte-Kartenspiel/dp/3940029211
http://poietes.files.wordpress.com/2010/06/hitler-fuhrer-quartett.jpg?w=314&h=500
http://poietes.files.wordpress.com/2010/06/lenin-fuhrer-quartett-b-1.jpg?w=314&h=500
czego to nie wymysla 🙂
Okrutny Rysiu! A DSK tak chętnie by się tą sochą zajął…
Prawdę mówiąc, ja z tych, co niezbyt wierzą w jego niewinność, chociaż przed wyrokiem niczego nie chcę przesądzać. Według mnie DSK jest z tych napakowanych testosteronem polityków, którzy kobiety traktują jako urządzenia do rozładowania napięcia i nawet przez myśl im nie przejdzie, że któreś z nich mogłoby mieć coś przeciwko. Z tych facetów, dla których „nie” jest wyłącznie oznaką „droczenia się” i nie należy go brać poważnie. Którzy bardzo się dziwią, kiedy zarzuca im się gwałt, bo przecież „ona na pewno chciała (któraż nie chciałaby ze mną?), a opierała się tylko po to, żeby mnie bardziej podniecić”.
Nie jest to żadna nowość, że politycy rodzaju męskiego dość często władzę pojmują również jako władzę seksualną nad dowolnymi „obiektami”. Polityczki są na to jakby mniej podatne. Jeszcze jeden argument za parytetami. 😉
A co z parytetem w chórach męskich i chłopięcych? 😉
Jeżeli są to chóry polityczne, to też jestem za. 😎
Dziękuję wszystkim za kretologię stosowaną 😀 Smrodkowaliśmy kopce olejem silnikowym, dotychczas działało a teraz nie chce. Może trafił się nam zakatarzony egzemplarz 🙄
Mar-Jo, budzik nastawiony na 14:15 😀
Haneczko, 😀
W sprawie DSK ważne, że żona ma do niego zaufanie! 😉
Mnie sie te godziny myla, to juz zaczynam czymac, od przybytku glowa Mar-Jo nie rozboli. 🙂
Żona może z tych bardziej ufnych, ale sam DSK powiedział niedawno w wywiadzie dla Liberation”, że jeżeli coś go politycznie zgubi, to namiętność do kobiet i pieniędzy. 😉
Na trzecim miejscu wymienił swoją żydowskość, ale to – jak się okazało – dotąd nie odegrało żadnej roli. Czyli jednak – cherchez la femme. Ou le fric. 😉
Kciuki do boju!
Ja na posterunku. 😎
Teraz pozostaje tylko czekać na relację z frontu 🙂
Oj Bobik Bobik! Do tej sochy to i dwudziestu polityków na raz by się przypięło!
No proszę, a innowacyjnego radła to nikt nie chce. 👿
Panowie, może najpierw ustalcie, czy miałaby ochotę na takie przypinki 😕
To jest dopiero ciekawe urządzenie: socha z przypinką. 😆
Dziękujemy!!!!! Poszło bardzo dobrze!!!!!! 😀
Chyba latem – w dowodzie wdzięczności – nastawię morelówkę, albo co innego. 😀
Inaczej pójść nie mogło 😆
Porażająca głębia wypowiedzi:
http://www.youtube.com/watch?v=T39mgPUEKBc
An chybi mar-jo wypiła (dobrze genderowo?) cosik! Hm, to i na mnie pora… herbatę nastawię 😥
Tadeuszu, wyjątkowo – nie wypiłam. 😀
Zła składnia z radości!