Doniesienie świąteczne
Jak donosi Polska Agencja Psowa, tegoroczna Wielkanoc wzbudziła spore zainteresowanie w kręgach zbliżonych do stołu. W uroczystościach wzięły udział liczne delegacje jajek, ciast i wędlin. Szczególną radość zgromadzonych wzbudziło przybycie słynnej Kiełbasy Jałowcowej, którą powitano hucznym mlaskaniem.
Niestety, nie udało się uzyskać żadnych informacji o losach również zapowiadanego na obchodach pasztetu. Indagowany na tę okoliczność Bobik zamerdał wykrętnie ogonem i udzielił odpowiedzi wymijającej, choć jednoznacznej – Wesołych Świąt! 🙂
Czy uszatka w kącie robi za jedzenie czy czeka na jedzenie?
No to jako nie odzywajaca sie zaczne pierwsza – taki stol zwierzaczkowy bardzo mi sie podoba.
Najlepszego koszyczku!
Jak to miło, kiedy nieodzywający się odzywają. 😀
Wando, Ty pewnie taką Wielkanoc upalną, letnią i na tarasie dobrze znasz, ale dla mnie to coś absolutnie niezwykłego. Po prostu musiałem rodzinie nakazać uwiecznienie tego na fotce. 🙂
Andsolu, ta uszatka to specjalna odmiana baranka, baranek drożdżowy. Czy on ma jeść, czy być jedzony, rozstrzygną – jak sądzę – kręgi zbliżone do stołu. W stosownym czasie. 😈
Uszatka zachowuje stoicki spokój wobec każdej z alternatyw 😉
Zwierzakom i ich personelowi przyjemnego świętowania!
Jako ateusz traktuję wszelkie święta jako tradycję kulturową, a nie religijną. Zatem Wesołych Świąt Bobikowi i wszystkim miłym Gościom bobikowego blogu 🙂
Dokładnie tak samo traktuję, Pawle, co nie znaczy, że obchodzę mniej radośnie, czy z mniejszą przyjemnością. 🙂
Poza wszystkim – czy pies mógłby sobie odmówić TAKIEJ okazji do skorzystania z uroków stołu? 😀
Tym, co Świąt tych nie obchodzą,
one wcale nie zaszkodzą…
A ja składam dziś imieninowe życzenia Tacie Bobika (zapewne autorowi tego ślicznego zdjęcia 😉 ).
Wszystkim – Wesołych Świąt!
Upieram się przy autorstwie zbiorowym. 😉 Wprawdzie tata rzeczywiście fotkę cyknął, nie da się ukryć, ale pomysł, że właśnie w takim momencie cyknąć ją można, przygotowanie aranżacji stołu, zaproszenie zwierzyny, no i – nie ukrywajmy – dopilnowanie, żeby siedziała tam gdzie trza… To też w końcu robota, już przez kogo innego wykonana. 😉
W fotografii robię tak rzadko i z taką pewną nieśmiałością, że jestem skłonny bezwstydnie podkreślać nawet marne procenty swojego udziału. 😈
Za życzenia imieninowe solenizant dziękuje w najniższych ukłonach. Nawet chyba przy tych pokłonach czołem uderzył w Dywan. 😆
Uderz w dywan a czoło się odezwie…
Najlepszego Solenizantowi 🙂
Solenizant ledwo żywy,
bo te winy i te piwy…
Lecz pozbierał się od ręki,
żeby wyrzec: wielkie dzięki! 🙂
Wow, piekny stolik!
Wesolych Swiat!
Wielkanoc jako taka jest Świętem Koszyczków. Jeden jest tylko TAKI Koszyczek – wiecie, jaki.
Koszyczku – Wesołych Świąt!
Jaki piękny stół, jacy urodziwi biesiadnicy!!! 😆
Nisiu,
w Twoim ogrodzie chyba równie pięknie? 🙂
Staropolskim obyczajem
dużo szynki życzę z jajem
miodu pełne antałeczki
oraz trochę gorzałeczki
no a w Lany Poniedziałek
na kark wody pełen dzbanek
Wielkanocny ranek, chmurką mnie przywitał,
zieleń za oknami przemoczona deszczem,
ptaki hymn śpiewają Temu, co zmartwychwstał,
słonko ze wstawaniem ociąga się jeszcze.
W delikatnej mgiełce ogród dziś spowity,
dom lśni kolorowo nastrojem pisanek,
więc z samego rana słonka wszystkim życzę,
Radosnej Niedzieli, wiosną rozśpiewanej:))
Wesołych Świąt całemu Koszyczkowi!
… zapomniałam dodać 🙂 🙂 🙂 😀
Wokół stołu krąży trzódka,
mrozi się już fińska wódka,
zaraz pysznym kurzym jajem
poczęstujem się nawzajem.
Dzień dooooooobryyyy…… 🙂
Jak widać, świętuję wydajnie. 😉
Czy to chrzan, czy inne mięso,
wsuwam,aż się uszy trzęsą,
aż mi błogo w całym futrze,
a bez jaj…
będzie pojutrze. 😎
Witojcie świontecnie 🙂
Ni łyzki, ni widelca nom nie dali
Ino pysckami szamać kozali. 🙂
Ale śniodanie jest świontecnie
I trza miałceć i scekać im grzecnie. 😉
Wesołygo Alleluja 🙂
Wiem, wiem, jakoś mnie dziś mało na blogu. Wszystko przez to, że ktoś przyniósł materac i prowokacyjnie położył na tarasie… 😎
Wesolego Alleluja z goracej Florencji!
Moje kolejne odkrycie jajecznego dania: jaja sadzone z platkami trufli i pieprzem. Zupka straciatella dopelnia szczescia.
Tlumy we Florencji, ale chyba malo religijne, bo w centrum wszystkie sklepy i kafejki otwarte, a mlodziez w klubach bawila sie wczoraj do 5-ej rano. Slyszalam na wlasne uszy z okien mojego pokoju w hotelu! Obejrzlam cala mase malarstwa sakralnego w Uffici, krew, rzez niewiniatek, swieci poprzebijani strzalami wzdluz i w poprzek, cala masa portretow papiezy i biskupow, roznych alegorii (nie do odczytania). Innymi slowy: lots of fun!
Wszystkiego najlepszego z okazji, hm, właśnie, wszystkiego najlepszego wszystkim.
P.S. Ja wiem, że są święta, jajo i zajonc< i że w kościele mówią o zmartwychwastaniu Pana Naszego. Ale ja zajrzałem do wszystkich Ewangelii i po porównianiu okoliczności i szczegółów nie jestem już pewien niczego. Kościół wiedział co robi broniąc się przez 1500 lat przed tłumaczeniem Pisma na zrozumiałe języki. Ale mimo wszystko.
Och, jajecznicę z truflami serwował Pani Kierowniczce i mnie Kot Mordechaj, podczas naszej zimowej wizyty w Londynie. Było to absolutnie pyszne, a poza tym było to moje pierwsze zetknięcie z żywą, autentyczną truflą, więc miało dużą wartość poznawczą. 😀
Rzeź niewiniątek brzmi bardzo zachęcająco. Aż mi się znowu jeść zachciało. 😈
Z innej beczki: postanowiłem dzisiaj nie zwracać uwagi na sąsiadów (Ordnungsamt nie pracuje) i wystawić głośniki na taras. Poważka różna leciała i w pewnym momencie nawiązał się w związku z tym dialog z sąsiedzką nastolatką. Zapytała ona mianowicie: „a co to jest?”. „Mozart” – odparłem, zgodnie z prawdą. Nastolatka zmarszczyła czoło, co sugerowało głębokie myślenie i po chwili naparła dość zdecydowanie: „ale to nie jest oryginalny Mozart”. „Hmmmm…..?” – szczeknąłem niepewnie. „No, to nie jest nagranie samego Mozarta” – drążyła dalej nastolatka. „Aaaa…a wiesz, że wtedy, kiedy żył Mozart nie było jeszcze takiej techniki, żeby go nagrać?” – uparłem się. „Ooo… 😯 😯 😯 – zdumiała się nastolatka. „Naprawdę?”.
„Naprawdę!” – powiedziałem z całą mocą. „No to skąd Mozart stał się znany?” – zdumiało się dziewczę.
Pytanie to zawisło w powietrzu i wisi dalej. No skąd, kurczę, ten Mozart do komórek trafił? 😯
Telemachu, to nie tylko Kościół. Zrozumiały język jest w ogóle niebezpieczny. Jakże się przed nim bronią prawnicy, medycy, informatycy, małymdrukiemfirmotycy… itd., niemal do żętycy włącznie.
Powiedziałbym nawet, że ci, którzy mówią zrozumiale, są uważani za rodzaj rzewnych palantów, a przynajmniej prymitywów. Ale oczywiście mogę się mylić. 😉
Bobiku, teraz młodzież nie stara się zrozumieć przeszłości sprzed swoich lat rozumnych. Jeden z portali o grach komputerowych, żeby zweryfikować czy wchodzący na niego są pełnoletni, umieścił zamiast zwyczajowego „Podaj rok urodzenia” zdjęcie kasety wideo i pytanie „Co to jest” 😀
Założę się, że gramofon, sale koncertowe i zapis nutowy to dla sporej części zupełna abstrakcja (to ostatnie na pewno w Polsce) 🙄
No dobra, przyznaję się bez bicia – dla mnie też zapis nutowy też jest… eee… jak by to powiedzieć… nie do końca czytelny… 😉
A z drugiej strony – mam poważne podejrzenie, że oryginalnego Bacha też nikt nie nagrał. Co było, oczywiście, bardzo poważnym niedopatrzeniem, bo cała lista przebojów się przez to zachwiała.
Ech, ci siedemnastowieczczanie… 🙄
Bobiku, jestem pewna, że niektórzy nagrywali na uszy i potem próbowali odtwarzać 🙄
Herezja zaleciało 😯 Zrozumiały język 😯 Od czegoś takiego można zacząć myśleć 😯 http://wyborcza.pl/1,98077,9474414,Chrzescijanstwo_musi_przegrac.html
Myślenie szkodzi, myślenie szkodzi…
Wiem, w pewnych kręgach wzbudzę tym podziw,
lecz w innych takie są wąty mgliste,
że to stwierdzenie zbyt oczywiste… 🙄
Mnie szkodzi mglistość w połączeniu z oczywistością 🙁 Bez połączenia też 🙁 Zaraz mam chore skojarzenia 🙁
Można zaraz wznieść ołtarzyk,
który mgliście się kojarzy,
ale po co? – pyta pies.
Trudno znaleźć gorszy stres… 🙄
Jak to nie nagrywał? I nawet backupów nie robił? No nie, podobno wykształceni ludzie a z informatyki ani w ząb…
A jeśli myślicie, że już nic Was zaskoczyć nie może, piątek czy świątek, to uprzejmie informuję, że to też nasz rodak: http://zziemiswietejdoolski.blox.pl/html . Bezpieczniej się czułem gdy były czasy idiotów wioskowych. Idioci miasteczkowi są nieprzewidywalni.
Z uwagi na wagę Wielkanocy dla sporej części świata, Telemachowi, by nie czuł się osamotniony w poczuciu niepewności i jednocześnie wyczuwalną nutkę sarkazmu wobec Kościoła może nie wytłumaczyć a przybliżyć, przytoczę cytat z artykułu gazety „Słowo i Życie” we fragmencie:
„Sprzeczności w Ewangeliach?
Jezus nie pozostawił po sobie żadnej księgi, podobnie jak Sokrates. Nauki Sokratesa znamy wyłącznie z pism jego uczniów, którzy przekazali różne, przeczące sobie wizerunki tego filozofa. Mimo to nikt ich nie kwestionuje.
Krytyczni teolodzy powątpiewają jednak w treść Ewangelii, ze względu na prawdziwe czy domniemane różnice między nimi.
Historycy nie kwestionują historyczności wydarzenia tylko dlatego, że starożytni pisarze, tacy jak Liwiusz czy Polibiusz, różnią się w jego opisie, tak jak czasem Mateusz czy Łukasz. Doświadczony sędzia, policjant czy agent ubezpieczeniowy wie, że zeznanie kilku osób będzie różnić się w szczegółach, mimo że widzieli to samo i są rzetelnymi, uczciwymi świadkami. Od świadków nie oczekuje się stuprocentowej zgodności, ponieważ percepcja każdego człowieka jest inna.1
W tytule każdej Ewangelii, obok imienia autora, znajdziemy przyimek „według”, co podkreśla, że jest jedna Ewangelia, ale w czterech ujęciach. Każda opisuje Jezusa w sposób prawdziwy, żadna w pełny. Tak jak fotografia odzwierciedla wiernie tylko jedno ujęcie człowieka, zaś dobry portret ukazuje jego charakter i osobowość, tak Ewangelie nie są fotografiami Jezusa, lecz portretem. Mateusz ukazuje Jezusa jako Króla, który wypełnia mesjańskie zapowiedzi, Marek jako cierpiącego Sługę Bożego, Łukasz jako Przyjaciela i Zbawiciela grzeszników, Jan jako Syna Bożego, który przyszedł, aby objawić Boga Ojca.
Indywidualności ewangelistów oraz potrzeby środowisk, do których kierowali swe słowa, rzucają wiele światła na różnice między nimi, które często przytacza się na dowód braku natchnienia Ewangelii. Inaczej pisał Mateusz do Judejczyków, inaczej Łukasz do Greków, a jeszcze inaczej Marek do Rzymian. Dlatego, gdy Mateusz przytacza słowa Jezusa w sprawie rozwodu (Mt l9,9), mówi tylko o mężczyźnie odprawiającym żonę, gdyż w żydowskiej kulturze rozwód był wyłączną prerogatywą mężczyzn. Ewangelia wg Marka natomiast odnosi słowa Jezusa do mężczyzn i kobiet (Mk 10,11-12), gdyż w Rzymie o rozwód mogły się ubiegać obie strony. Zauważmy, że obaj ewangeliści przedstawili prawdę wygłoszoną przez Jezusa, ale każdy z nich odniósł ją do środowiska odbiorców jego Ewangelii.
Zamiast więc doszukiwać się chronologicznej harmonii wydarzeń opisanych w Ewangeliach lub też oczekiwać, że ewangeliści cytować będą Jezusa słowo w słowo, lepiej porównać je ze sobą. Pozwoli to dojrzeć zbieżności i różnice między nimi. Zobaczymy wtedy, że ich autorzy niekiedy streszczali lub poszerzali, pomijali lub uwypuklali czyny i nauki Jezusa, aby podkreślić zamierzony sens lub skuteczniej trafić do mentalności środowiska, które było adresatem.
Nie przypadkiem, gdy Tacjan w II wieku próbował zharmonizować cztery Ewangelie, jego dzieło Diatessaron, nie cieszyło się zbytnią popularnością. Pierwsze pokolenia chrześcijan rozumiały, że Ewangelie nie są biografią Jezusa. Nie są też tylko wyrazem wiary wczesnego Kościoła, jak sądzili sceptycy. Zawierają oba te elementy. Ewangeliści byli nie tylko kronikarzami życia Jezusa, ale i pisarzami, którzy pod natchnieniem Ducha Świętego dokonali selekcji spośród ogromu nauk i wydarzeń z życia Jezusa. I bynajmniej się z tym nie kryli (J 21,25; Łk 1,2-3).”
Dlatego gdy piszę: Bobik jest gupi i ma wszy, wcale a wcale to nie musi być prawdą literalną. Jeśli zaś ktoś napisze że ja, czyli zeen jest gupi i ma wszy – przy wszach się zaprę, oj zaprę…
„Zamiast więc doszukiwać się chronologicznej harmonii wydarzeń opisanych w Ewangeliach lub też oczekiwać, że ewangeliści cytować będą Jezusa słowo w słowo, lepiej porównać je ze sobą. ”
Zeenie – ale co zrobić gdy pojawiają się liczby? Pytanie: kto czuwał przy grobie i ilu ich było – gdy zadamy je każdej Ewangelii z osobna, a potem jeszcze pawłowym listom do Koryncjan, a potem apokryfom to na czole pojawiają się perły potu, a potem to już nie ma pewności czy w ogąle jakiś grób był. A jak nie było (i nikt nie czuwał) to w oparciu o co Sobór w Nicei zadekretował (po raz pierwszy zresztą) Wielkanoc?
Zeenie, panu dr Alfredowi Palli rzekłbym, że nie tylko Jezus nie pozostawił po sobie żadnej księgi, podobnie jak Sokrates. Zupełnie podobnie zachował się Latający Czajniczek Bertranda Russella ale odmiennie od dr Palli nie będę się rozwodził nad jego niezapisanym przekazem.
Jeśli uznałbyś, że Koszyk Bobika nie jest właściwym miejscem na dysputy teologiczne, zapewniam Cię, że nad linką do Twoich wierzeń przemknę w milczeniu, wszak nie każdą z linkowanych tu muzyk z youtube mam czas wysłuchać. Ale jeśli załadowujesz tu ponad 3 Kb zaangażowanego metafizycznie tekstu, nie strzymam i przypomnę Ci, że nie ma w naszej kulturze i w naszych czasach żadnego nakazu czy motywu, by traktować takie wywody odmiennie niż nauki o tysiącach innych bogów, a jeśli wszyscy ich zwolennicy zabiorą się do cytowania, na inne rozmowy miejsca już nie wystarczy.
Jeszcze wszystkiego najlepszego dla wszystkich na drugą połowę świąt!
Rozum wolno mi powraca,
ale mam ciężkiego Katza,
skrzeczy każda syna-psa
lepiej mieć po wódce Psa.
Dzień dobry 🙂 Zachęcony życzeniami Puchali zacząłem spędzać drugą połowę świąt radośnie i żarłocznie. W końcu szkoda by było te wszystkie mięsiwa zmarnować. To już lepiej poświęcić wątrobę. 😉
Słońce dalej lipcowe. Rośliny twierdzą, że coraz bardziej im się to nie podoba. 🙄
Czy mieć Psa się tak opłaca,
kiedy Pies ma również Katza ❓
Miłego świętowania! 🙂
Dopiero półmetek.
Do serdeczności dla Taty Bobika z przyjemnością się dołączam. 😀
Wracając do wczorajszego sporu o Wielkanoc i Ewangelie: nie bardzo rozumiem jego istotę. Czy chodzi o tzw. prawdę historyczną? No cóż, już sama ruchomość święta i wyliczanie go na podstawie faz księżyca nasuwa poważne podejrzenie, że nie zostało ono ustanowione na pamiątkę rzeczywistego wydarzenia historycznego. Ale dla mnie, prawdę mówiąc, nie ma to najmniejszego znaczenia, czy przebieg Wielkiego Tygodnia faktycznie był taki, jak u któregokolwiek z ewangelistów, czy też wszystko to nie wydarzyło się w ogóle. Na zawartość symboliczną święta nie musi to mieć wpływu. Chrześcijanie tak czy owak mogą wierzyć w zapowiedź przyszłego zmartwychwstania ciał i odkupienie grzechów i tym się radować, a niechrześcijanie świętować cud corocznego odradzania się przyrody po zimie.
Jak się tylko chce, to bez trudu znajdzie się powód, żeby trącić się jajem. 🙂 I chyba nic nie szkodzi, że każdy z trącających może to robić z nieco innym podtekstem.
A ja u końca dni wolnych zwanych przez wielu WielkąNocą coś z psychologii, czyli jak wyjaśniał Andsol, o przyszłości.
Jeszcze przed wolnymi dniami zwanymi przez wielu Bożym Narodzeniem zwycięski obóz polityczny wydrukuje Biblię Nowego Tysiąclecia i Fronda będzie w bazie komputerowej odnotywowała, kto oddał starą.
Telemachu, Andsolu, Zeenie – rozważcie, czy wobec tego zaprzestać, czy też pogłębić studia nad starymi pismami zanim spłoną na dziedzińcu Pałacu Namiestnikowskego.
Przecież Prawda zstąpiła na Żoliborz, a wy za diabelskim podkuszeniem przesłaniacie to wymianą zdań na nieaktualny temat.
Zaiste On jest Drogą i Prawdą i podejdźcie zatem do płota!
Golgota byla tylko przymiarką do Siewiernego.
Bułat był prorokiem: „Ach ta doga na Smoleńsk!”
Dzien dobry 🙂
już sama ruchomość święta i wyliczanie go na podstawie faz księżyca nasuwa poważne podejrzenie, że nie zostało ono ustanowione na pamiątkę rzeczywistego wydarzenia historycznego
Mala uwaga – bez wchodzenia w problem historycznosci, to zastrzezenie akurat nie jest argumentem, z dwoch powodow: po pierwsze, jesli zdarzenie historyczne w momencie jego zajscia bylo datowane wg jednego z kalendarzy zydowskich, opartych na miesiacach ksiezycowych, ta forma datowania mogla sie zachowac mimo ze swietujacy juz uzywali innego kalendarza (stalego). Po drugie, prawdziwe zdarzenia historyczne moga nastepnie zostac zmityzowane i nabrac znaczen bardziej kosmologicznych, np zostac podwiazane pod wazne momenty roku slonecznego (rownonoc).
Oczywiście, Lisku, że Wielkanoc nawet niedwuznacznie 😉 nawiązuje do kalendarza żydowskiego, jako że ukrzyżowanie i zmartwychwstanie miało się odbywać w tygodniu paschalnym. Ale mnie chodziło o to (może tylko niezbyt jasno to wyraziłem), że święta „księżycowe” z reguły wywodzą się z bardzo starych rytuałów pogańskich, które potem na użytek religijny „dopasowywano”, bo jakoś nie chciały się dać tak całkiem wyplenić. No więc dodawano im „właściwą” religijną treść i już ich plenić nie trzeba było. 🙂
Masz Bobiku zupelna racje, dlatego ze w chrzescijanstwie ksiezyc nie jest taki wazny. Z tym ze jesli takie wierzenia lub obrzadki chrzescijanskie sa zwiazane z judaizmem, ich zrodlo niekoniecznie musi byc poganskie, bo juz sam kalendarz zydowski to tlumaczy. A druga rzecz to to ze takze prawdziwe zdarzenia historyczne moga byc dopasowywane do systemow religijnych (lub na odwrot – stanowic ich podstawe).
To ze Boze Narodzenie zbiega sie z przesileniem zimowym, najwazniejszym wydarzeniem roku slonecznego, nie musi wskazywac na to ze Jezus sie nie narodzil, tylko na to ze te narodziny niekoniecznie mialy miejsce tej daty (ktora moze w ogole nie byla wiadoma), i ze potem do swietowania ich wybrano date zwiazana z dorocznym odradzaniem sie swiata i przyrody.
Tak, w pełni się zgadzam z tym, że wszelkie „kombinacje” ze świętami nic nie mówią na temat prawdziwości bądź nieprawdziwości jakichś zdarzeń. I wydaje mi się, że gdybym był wierzący, również nie upierałbym się przy zdarzeń tych dosłowności, tylko widziałbym je w porządku mitycznym czy metaforycznym. Bo w ten sposób ich nośność przecież raczej się zwiększa i nawet taki heretyk jak ja może w wielkanocnej symbolice znaleźć coś dla siebie. 😉
Telemachu,
Co robić?
Nie popadać w obłęd, wytrzeć pot, zająć się rodziną, zwierzyną, podlać kwiatki 😉
Ale przede wszystkim pozwolić ludziom w spokoju obchodzić święta związane z Niebiańskim Czajniczkiem, oczywiście o ile obrządek nie narusza brutalnie dóbr innych.
W czasie obchodów nie przypominać im, co znaleźć można w Świętym Piśmie Czajniczkowym, iż
dziewięć dziesiątych przekonań dziewięć dziesiątych ludzkości są całkowicie nieracjonalne…
Jest tyle innych okazji.
Zeen dobrze prawi.
To co powiedzial Mahomet jest zapisane slowo w slowo, ale z tego nie wynika, ze jakas wiara jest sluszniejsza, bo jest doklagniej opisana. Pozwolic celebrowac w pokoju to b dobre przykazanie.
Jesli chodzi o sprawy trywialne, to zagubilismy restauracje, w ktorej podano nam wspomniane wsczesniej pyszne jajka sadzone z pieprzem i truflami. Szukamy juz drugi dzien. Szukamy googlem, piechota, hipnoza, bez skutku.
W czwartek do Warszawy. Jutro sprobujemy oddac bilety na nieszczesnego Zubina Mehte…
Choc jestem francuskim snobem to nie ma jedzenia nad wloskie. Wszystko jest tu pyszne; mleko, maslo, serek, pomidory, pasta z czymkolwiek, itd, itp…
wesolego po swietach!
No wlasnie, zeenie. 🙂 I tak stresciles w kilku slowach co najmniej pare tomow Miss Manners, w polaczeniu z XX i XXI-wiecznym mysleniem na temat mitow i ich roli, oraz objawow dominacji myslenia lewa polkula… 😀
Kroliku, jeszcze masz pare dni na odnalezienie Graala, czyli zrodla niebianskiej jajecznicy truflowej, wiec niech zywi nie traca nadziei. 🙂
U nas niestety juz dawno po swietach, bo poniedzialek jest tu niestety dniem niewolnym od pracy. Ale jeszcze dojadamy to i owo. 😉
Ja chyba zacznę chwalić po odpustach świetny zestaw: królik po florencku w Monice…
😆
To byly jajka sadzone, Moniko, sunny side up, z pieprzem. Jutro przeszukamy ostatni, maloprawdopodobny, quadrant ulic. A wychodzac mielismy zapamietac nazwe trattorii i ulicy… A teraz pamietamy tylkeo trzy szyby w oknie, czerwone wieszaki na plaszcze, scruffy piazza i flage wloska nad wejsciem… Do czwartku jeszcze troche czasu…
Milego dojadania poswiatecznych przysmakow!
Wesolych Swiat i alleluja, zeenie.
Kroliki we Florencji jada sie jak kurczeta i donoery, szalenie popularne. Po florencku… wyobrazam sobie z truflami i smazonymi liscmi szalwii oraz parmezanem… mniam.
zeenie 😆
Kroliku, te przysmaki sa czesciowo wloskie, bo tak sie zlozylo, ze nie bardzo moglam sama przygotowac cala uczte, ale na szczescie mamy w miescie autentyczna malenka restauracje wloska, w ktorej mozna kupic takze calkiem niebianskie przysmaki na wynos (tylko trzeba na pare godzin przedtem uprzedzic telefonicznie). Tak ze bardzo zle na tej malej podmianie nie wyszlismy. 😉
I bede trzymac kciuki za cudowne odnalezienie miejsca, gdzie sa czerwone wieszaki na plaszcze i trzy szyby w oknie (nie mowiac o fladze wloskiej nad wejsciem). 🙂
Ta knajpka musi być bardzo nieśmiała, skoro nie zjawia się na wezwanie. Też ja wołam dla Królika 🙂
Nieśmiało zauważę, że słowo w słowo to nie jest dobry pomysł. Wierze to nie przeszkadza, ale próbie zrozumienia, ogromnie.
Wkurzyłam się http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53581,9467365,Amerykanska_rodzina__2___19.html
haneczko, a mnie bardzo podoba się, szczególnie w okresie Wielkanocnym, zajmowanie się racjonalnymi i duchowymi poczynaniami ludzi, którym Pan Bóg objawia się przy trzech rzutach monetą, czy przy nabywaniu odkurzacza.
Na wszystko jest swój czas. Na okres do 1go maja (jak wiadomo, tradycyjnego święta wyniesienia Naszego Mentora Intelektualnego) stosowne są jajeczka, cytaty z niewątpliwie prawdziwych i autentycznych ewangelii i wielokrotne ciąże, aż do granic Zamysłów Pana.
Zeenie (21:40), bardzo ladne i sluszne.
Witam 🙂 Trochę jeszcze refleksyjnie http://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1514992,1,wielkanocna-rozmowa-z-prof-tadeuszem-gadaczem.read
Witam 🙂
wszystkiego dobrego na poświętach.
Tydzień czeka nas szczególny. I tron i ołtarz w połączeniu z mass mediami będą nas zabawiać aż do upojenia 😯
Zamierzam się zaszyć we własnym ogrodzie. Dojeżdzając jedynie tam, gdzie chleb mój powszedni mnie wyśle. Dla chleba, panie, dla chleba.
Króliku, może w tym tygodniu pełnym cudów i innych atrakcji znajdzie się Twoja knajpka. Czymam 🙂
Dzień dobry 🙂
Jotko, postanowienia przed Nowym Rokiem się nie zaliczają 🙂
Ach, zaszyć się, to coś pięknego. Zwłaszcza z atrakcjami futrzastymi 😀 http://www.lasy.gov.pl/zakladki/aktualnosci/niedzwiedz-odwiedzil-lesniczego
Dzień dobry 🙂 Czy leśniczy, zgodnie z zasadami savoir vivre’u, uda się teraz z rewizytą do niedźwiedzia? 😆
Widzę, że poświąteczną wizją szczęścia jest kurna chata. No dobra, też bym się zaszył, ale tak, żeby był dostęp do sieci. Bo inaczej mógłbym zacząć odczuwać jaskółczy niepokój i obgryzać z nerw pazury, a przecież tego chyba byście nie chcieli? 😎
Mam to samo przekonanie, co Królik, że pod względem kulinarnym Włochy są niezrównane. Francuzi owszem, do zmysłu smaku także potrafią przemówić, ale robią to jakoś bardziej ceremonialnie, z reweransami i podchodami, a Włosi tak jakby znali jakąś ścieżkę na skróty do ośrodka nagrody w mózgu. 🙂 Rzucą na stół najprostsze cokolwiek i to smakuje lepiej, niż jakieś bógwico w bogato ugwiazdkowionej resturacji.
Jedyny raz udało m się we Włoszech zjeść źle i to było właśnie we Florencji, w takiej okolicy, gdzie knajpy były wyłącznie dla turystów. Nie bardzo miałem wybór, bo w towarzystwie była diabetyczka, która musiała już, natychmiast i nie dało się poszukać miejsca, w którym żywią się tubylcy. A gdyby był czas na szukanie, to może też bym znalazł tę knajpkę z czerwonymi wieszakami… 😉
No, ale znalazłem tyle innych, też rewelacyjnych, że nie mogę narzekać. I padroni zgadzali się ode mnie przyjąć psie pieniądze 🙂
Odnośnie kuchni włoskiej to R. Makłowicz dostał dobrze po nosie. Kiedyś w takiej rodzinnej knajpce poprosił do makaronu z owocami morza parmezan. Usłyszał od właścicielki – „nie po to mój kucharz pracował nad aromatem dania, by Pan go zepsuł parmezanem”. A kucharz wyszedł, nic nie mówił, ale cały czas pukał się w czoło 😀
Nie wierzę Bobiku, że nie przetrzymasz bez sprawozdawania na temat tronu i ołtarza. O czym w naszych przekaziorach przez cały tydzień będzie na okrągło, kwadratowo, stereo i w kolorze, etc, etc, etc,….
A tu zdań parę z blogu Haliny Bortnowskiej:
Myślę, że parafie rzymsko-katolickie (a może i inne ośrodki) powinny włożyć większy jeszcze wysiłek, nie tyle w wysyłanie pielgrzymów, co w łączność z Błogosławionym – w błogosławienie Boga z nim i za niego, za poświadczone, uznane dobro. Składkę z okazji duchowej pielgrzymki bez biletów i hoteli można by wpłacać na hospicja, miejsca szczególnej miłości i troski Błogosławionego.
***
PS.
Na pytania, czy będę w Rzymie – odpowiadam, że zostałam zaproszona przez Prezydenta RP, za co jestem serdecznie wdzięczna, ale nie polecę z powodów rodzinnych, zgodnych z priorytetem autora „Miłości i odpowiedzialności”.
Zapraszam na spotkanie beatyfikacyjne w tym miejscu.
Mozecie mnie beatyfikowac dla urozmaicenia, bede skromnym swietym 🙂
A kiedy ten tron?
Podobno powinnam wiedziec… a niech to.
Bez sprawozdania z tronu i ołtarza pewnie bym przetrzymał. Tylko bez łączności z blogiem mogłoby mi być trudno. 🙂
Czy zaciszny taras można uznać za rodzaj kurnej chaty i zaszyć się tam w celu wypicia kawy, nie tracąc jednakowoż łączności z blogiem? 😀
Zwierzaku, do beatyfikacji jest tu kolejka. O ile pamiętam, przed Tobą stoi w niej Babilas.
Zresztą, sami pamiętajcie, kto za kim, a kto przed kim. Co to, ja komitet kolejkowy jestem, żebym porządku stania pilnował? 😈
I to właśnie miałam Piesku na umyśle 😆
Łączność z przyjaciółmi, jak najbardziej, ale z daleka od tronu i ołtarza oraz sprawozdajacych na ich temat przekaziorów 👿
Tron, Zwierzaku, już w piątek w Londynie 😯
Taras w charakterze kurnej chaty?
Oczywiście! 😆
Warto przeczytać:
http://wyborcza.pl/1,76498,9474394,Papiez_i_zakonnica.html
A pan Dulski dalej wędruje na Kopiec 👿
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/slask/oryginalny-hold-gornikow-dla-jana-pawla-ii,1,4251994,region-wiadomosc.html
nie da się już lodówki otworzyć 👿
Popraw Piesku, proszę, moją gramatyczność: (10:49) 😳
a kiedy będzie odniesienie poświąteczne? 🙄
Irku, tak jak nie je sie bigosu z chalka tak nigdy przenigdy nie je sie frutti di mare z serem. Ani nie pije capuccino po 11-ej rano.
No proszę, przerobienie tarasu na kurną chatę przyniosło natychmiastowy skutek. Okazało się, że docierają tam wieści np. kulinarne, ale na tronoołtarzowe jest szlaban. 🙂
http://wyborcza.pl/1,97863,9474464,Co_naprawde_jadl_pan_Zagloba.html
Aaa… przepraszam, foma, w jakim sensie odniesienie poświąteczne?
Króliku, nie rań mi serca. Jeżeli ktoś wstaje notorycznie po 11.00 rano, to znaczy, że nie ma szans na wypicie capuccino? 😥
Man up, Bobiku! Po 11-ej pije sie esspresso doppio, z cukrem. I do roboty!
Bobiku, niby taki mądry, a podstaw nie łapie. jak ktoś na święta do stołu doniósł, to po świętach trzeba odnieść. tak czy nie? i jeszcze umyć.
I to jest najdziwniejsze w tej historii, że się parmezanu domagał http://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_Mak%C5%82owicz
Zawstydził mnie foma. No, faktycznie, jeszcze nie odniosłem. 😳
A najgorsze, że wcale mi się jeszcze nie chce zabierać do odnoszenia. Coś ten poświąteczny rozbieg mam bardzo opooooorny…. 🙄
Ech, zycie. Znowu sie na swietosc nie zalapie. Wygryzlo mnie juz 364 x 2 albo i 3 swietych, teraz sie Dzejpitu wepchnal i jak juz myslalam, ze wreszcie moja kolej, to okazuje sie, ze Babilas jest przede mna!
Szlag by to trafil! I po co ja ten psi ryz gotowalam??????
Eee no, Zwierzaku, nie przesadzaj. Perspektywa świętości zaraz po Babilasie nie jest chyba tak całkiem beznadziejna. 😛
A gdyby tak jeszcze równolegle udało Ci się dorwać jakiegoś skłonnego do żeniaczki księcia… Prawdę mówiąc nawet Babilasa mogłabyś zakasować. 😈
Bobiku,
ale chociaz ja bylam pierwsza…. no, tak naprawde druga po Adamie, do swietosci, to wepchnelo sie przede mnie juz kilka tysiecy innych. Ja nie mam nic przeciwko Babilasowi, ale juz cierpliwosc trace! Ile mozna czekac? 🙂
Przestaje czekac, ide spac. Dobranoc Koszyczku 🙂
Zajrzałam do artykułu polecanego przez Jotkę. Trochę mną wstrząsnęło, że ktoś tam pamiętał piękne „Rigoletto” ze Lwowa.
Może bym wybaczyła, gdyby autorka napisała „piękna Andrea Chenier”, bo to mniej znana opera, ale, kurczę, „Rigoletta” chyba wszyscy znają!!!
A właśnie że nie.
Uch!
Nisiu, może Ty po prostu nie zrozumiałaś, o co chodziło. 😈 „To” rigoletto przyjęło się w narodzie jako określenie… no, wiadomo czego. Czy możemy wykluczyć, że czyjeś wspomnienia z dzieciństwa są związane z jakimś niebywale fascynującym rigolettem? Czyli że było to właśnie „to”, a nie „ten”? 🙄
Dzień dobry 🙂
Łapy mi odpadają, a plecy mogę wyłącznie wyprostować. Byłam na emigracji zewnętrznej. Pogadałam życzliwie z ziemią i roślinkami, odbałaganiłam hektary i czuję, że żyję 😀
Lodówkę mam w leciech, więc stateczną, nic z niej nie wyskakuje. TV na Eurosporcie, bo jestem uzależniona od snookera. Święcenia mnie ominą – przed, w trakcie i po siedzę w pracy. Okopałam się 😉
Myślisz, Bobiku, że on rigolecił we Lwowie i tak czule to wspomina? No cóż, może i masz rację. Zawsze chętnie poddam się logicznym wywodom.
Przypomniało mi się moje ulubione rigoletto:
Patrz, Kościuszko na nas z nieba – raz Polak skandował.
I popatrzył nań Kościuszko, i się zwymiotował.
A ja przy lekturze artykułu polecanego przez Jotkę nie po raz pierwszy pomyślałem sobie o różnicy między katolikami i ewangelikami. Znaczy, jak wciąż jeszcze silny jest w KK – przepraszam za wyrażenie – męski szowinizm. I do jakiego stopnia on przez same kobiety jest akceptowany. „Widzieć swoją rolę jako służebną” nie wobec np. społeczności wiernych, tylko wobec facetów, którzy wspięli się wyżej dlatego, że byli facetami… Brrr i wrrr. 👿
Ojj, Haneczka mi przypomniała, że mam wetknąć w ziemię pomidory i cukinię.
Wiem, wiem – zielonym do góry! 😎
Nisiu, mam z wiarygodnych źródeł informację, jak to było naprawdę. 🙄
Gdzie, Kościuszku – pytał Polak – jest tu jakaś meta?
Kac mnie męczy i tendencję mam do rigoletta.
I popatrzył się Kościuszek, współczuciem przejęty:
masz na flachę – rzekł – rodaku i jeszcze na skręty,
lecz się do zagrychy nie pchaj, raczej przed nią zwiewaj,
bo jak przyjdzie rigoletto, będziesz cienko śpiewał…
Kochani Moi Przejedzeni, bo już – nim się człowiek zorientował – po świętach. Bobik wykazuje optymizm pomidorowy, właściwy mieszkańcom landów o klimacie cieplejszym niż moje okolice: ja jednak wierzę w Eisheilige i moje pomidory (mimo, że stoją już od tygodnia na tarasie w doniczkach) do gruntu trafią w maju. Takoż cukinia (lubię odmiany żółte, bo łatwiej je znaleźć wśród liści) oraz Hokkaido Kurbis (po polsku nie wiem jak się to nazywa, ale to król dyń; potimaron po francusku).
Co do „Rigoletta” – po ostatnim warszawskim „Turandocie” straciłem wszelkie złudzenia. Zresztą może to i modne teraz, te crossgendery.
W sprawie beatyfikacji, przepuszczam przodem Zwierzaka. Proszę rozeznać warunki i ewentualnie dać znać. Dalej do tyłu nie przeglądnąłem, więc ewentualnie przepraszam, jeśli się do czegoś nie odniosłem z należytą (czy w ogóle jakąkolwiek) rewerencją.
Na troszeczkę poważniej, felieton Michalskiego w Krytyce Politycznej. Michalski jest teraz niemodny, bo nie odpokutował grzechów z poprzedniego wcielenia, ale przynajmniej sprawny warsztatowo (do czasu, gdy nie popada w narcyzm).
Moja wiara w zimnych świętych została w tym roku poważnie nadszarpnięta (chociaż sama nazwa Eisheilige wskazuje, że i w moich okolicach w nich się wierzy). Jeżeli prawie od początku kwietnia są lipcowe temperatury, to jak można dopuścić myśl o jakichś tam przymrozkach w maju? 😯
Dynia Hokkaido może się po polsku nazywać jak chce. I tak jej nie tknę. Dawałem już wyraz temu, że dynie są dla mnie warzywami z gruntu, z inspektu, jak również ze sklepu obcymi. 😎
No cóż, Bobiku, w sprawie Hokkaido różnice pomiędzy nami są zaiste międzygatunkowe. Ja zalety tej dyni (tej konkretnej, bo inne to się najwyżej na Halloween nadają) mogę najwyżej prozą chwalić. Ale jak to mówią: jeden kęs wart tysiąca słów. Wrócimy do tematu, gdy zaczną się zaokrąglać i pomarańczowieć.
Błogosławieni są czczeni lokalnie, na przykład w Koszyczku.
Święci są czczeni we wszystkich diecezjach blogosfery.
Z tego co pamiętam beatyfikacje bywają hurtem.
Czy jednego dnia kanonizowano w ostatnich latach?
Nie wiem.
Zgodnie z konstytucję apostolską świętym może zostać tylko wcześniej błogosławiony. Mamy tu element następstwa.
Nie ma zatem przeciwskazań, aby wraz z Babilasem beatyfikowano kogoś innego. Kolejka tu nie musi mieć zastosowania – następstwo w czasie nie jest konieczne.
Bobik zinterpretował wezwania do zaprowadzenia porządku logistycznie. Byc może słaba znajomość rytów przez postulantów skłoniła Bobika do tak drugorzędnego odczytania.
Ja bym raczej widział w komentarzach niejawną i niejasną chęć podpuszczenia Bobika do ujawnienia cudów Babilasa i innych kandydatek i kandydatów do zawiśnięcia na ołtarzu.
Nie logistyka, a metafizyka ma tu zastosowanie.
Nie znam ani tradycji, ani rytu, ani historii współczesnej kościoła katolickiego. Obecne wzmożenie religijne za potokiem słów o Stwórcy i Zbawicielu ukrywa odwieczne marzenie ludzkie. Marzy się nam(!), że to my i nasi współcześni jesteśmy pokoleniem wybranym. Wyraźnie nakreślonym reprezentantem takiej postawy jest Jarosław Kaczyński.
Zdecydowanie odmienna w naszym pokoleniu możliwość komunikacji oraz talenty kardynała Karola Wojtyły sprawiły wyniesienie go na tron piotrowy. Przełamany został paradygmat więźnia Watykanu. Telewizja nadała sens podróżóm papieskim. Papież JPII miał dar mówienia do ludzi.
Gdy nie wysuwa się na pierwszy plan treści przezeń głoszonych oraz przemilczanych, to niesposób zaprzeczyć, że był to pierwszy papież sluchany przez setki milionów. Ziściła się prorocza idea teoretyka kultury: medium stało się przekazem.
W późnoporannej kawie Bobika odzwierciedla się też ta sama rewolucja kultury masowej. Być może Bobik ma wielowariantowy i wielofunkcyjny ekspres do kawy palący ziarna i pod dużym ciśnieniem wytłaczający z prażonych ziaren oleje niedostepne wcześniejszym pokoleniom. A język pozostał nam w czasach, gdy ekspres był w Lokalu.
Teraz otoczenie nazywane dawniej Towarzystwem jest rozsiane pod różnymi wskazaniami GPS i URL a lokalem jest taras. Europejski paradygmat sportretowany w filmie „Zaklęte rewiry” jest nieaktualny. Bobik zamówił on-line paczkę ulubionej kawy i po kwadransie odebrał od posłańca przemykającego motorynką chodnikami(!) paczuszkę z ziarnami kwitując to PINem na terminalu płatniczym posłańca. Lokalem jest taras, a na automacie kawowym jest panel wyświetlacza z obrazkami: fusy, kardamon, śmietanka itp itd.
Bobik byc może ma internet na swoim iPadzie nieświadom gdzie jest najbliższa BTS. Dzięki podpisowi cyfrowemu i modułowi rozpoznawania szczeku oraz bezprzewodowemu szerokopasmowemu internetowi na dodakowych panelach wyswietlaczy Bobik ogląda dwie sceniczne realizacje Rigolleta z wyswietlanymi na podokienkach przebiegami akustycznymi porównywnymi z odzwieciedleniem komputerowym zapisu nutowego.
A więc wezwanie „Kelner proszę!” oraz podawanie rachunku obłożonego w okładki najbardziej siwej osobie przy stoliku, to są sceny z Waszych dziadki lat szczenięcych. Teraz dzieła sztuki maluje się na autobusach a espresso pije się niezależnie od harmonogramu dworku kresowego oświetlanego lampami naftowymi.
Jeśli Bobikowe szczeniaki nie zakończyły swych odwiedzin, to mają okazję zweryfikować ten elaborat postępowego staruszka.
90% procent – co najmniej – wzmożonych religijnie beatyfikacją nie jest świadomych, ze „Santo subito” pochodzi z okresu gdy owyświęceniu na męczennika decydował głód lwa w Colloseum.
Współczesny mesjasz musi być telewizyjny.
Będzie nowa ramówka, będzie nastepny mesjasz.
Myślenie i pisanie zaklęte streotypy dziadków wygląda rzewnie i pogłębia główny dramat współczesnych – odrębność życia pokoleń. Herbatowy Teleekspress? Czy to wariant RSS?
O, widzisz, Babilasie – tego Turandota mi brakowało do kolekcji interpciowej.
Bobiku, wierszyk jak zwykle rozkoszny. A co do tego, o czym piszesz zbrzydzony, czyli własnowolnego poddaństwa kobiet w KK – był niedawno w TVN24 program „Babilon”, w którym występują same kobiety (co to jest „lon”?), a prowadzi go naczelny ptyś tej stacji, zapomniałam nazwiska (Marcinkiewicz???). W tym odcinku miało być apolitycznie, a o wierze, religii, wyznaniach itp. Najprzytomniejsza była pani diakon od protestantów, a jako special guest star wystąpiła znana osobowość telewizyjna, siostra Małgorzata Chmielewska. Onaż właśnie spokojnie twierdziła, że kobiety wcale nie są w KK dyskryminowane, przeciwnie, mają w nim mnóstwo zadań – tu paskudna ateistka-feministka nie wytrzymała i wtrąciła, że jest wiele podłóg do umycia. Siostra Chmielewska była jednak niezłomna i nie pozwoliła się zbałamucić pani Grzybek.
Znałam kiedyś dwie zakonnice – ani młode, ani piękne, za to mocno zaprzyjaźnione z sobą. Kiedy tylko KK zorientował się, że one lubią być razem, rozmawiać, pracować – natychmiast wysłał jedną z nich z Kalisza w Bieszczady. Chyba tam było najdalej. One się nadal lubiły i spotykały co roku na oazie w górach. Przez te dwa miesiące musiały się wygadać na cały rok.
Poznałam je, kiedy szukałam pracy w stanie wojennym i pojechałam pod Tatry. Gaździnka mnie nocowała, zakonnice żywiły, potem przyjechałyśmy do nich z siostrą na dłużej i w rewanżu za okazaną mi pomoc, prowadziłyśmy im dzieci na wycieczki. Z ich opowiadań można było wiele się dowiedzieć o bezwzględności i okrucieństwie KK wobec kobiet – nawet jeśli te kobiety związały się z KK i służyły mu wiernie. Zgodnie z prawami psychologii po jakimś czasie również kobiety-przełożone stawały się okrutne wobec podwładnych.
Jedną z pierwszych zapamiętanych przeze mnie książek z dzieciństwa był „Drewniany różaniec” pani Rolleczek. Pewnie czytaliście…
Jestem skłonny przychylić się do opinii Staruszka, że wykazujemy tu pewną nieznajomość rytów i niesłusznie każemy oczekiwać komukolwiek w kolejce do beatyfikacji. Wobec tego likwidujemy kolejkę i będziemy beatyfikować hurtowo (dał nam przykład Bonaparte…), ale za to domagamy się poświadczenia cudów.
Kto może dać świadectwo cudom czynionym przez Babilasa i Zwierzaka, proszony jest o danie. Samych kandydatów nie wyłączamy. Zresztą, jak im na beatyfikacji zależy, to postarają się pulę cudów zwiększyć w szybkim tempie.
Paradygmat zaklętorewirowy był mi, wbrew pozorom, aż-za-dobrze znany. 😉 Do tego stopnia, że w pewnym momencie uciekłem od niego na taras. Na czym skorzystały przede wszystkim ob. Wątróbka i ob. Kieszeń. 😆
„Drewniany różaniec” przypomniał mi się jakiś czas temu, kiedy w Irlandii zaczęły jeden po drugim wyłazić skandale związane z traktowaniem wychowanków w zakonnych internatach. 🙄
„Służebna rola” istotnie napawa mnie głęboką niechęcią, kiedy jest umieszczona w miejscu niewłaściwym i szkodliwym. Nie tylko w KK. Pokażcie mi na przykład polityka, który by swoją rolę widział jako służebną (w praktyce, nie tylko deklaratywnie). A on akurat powinien. Ale gdzie tam, politycy są od „rządzenia”, najlepiej w stylu monarchicznym. A od służenia, wiadomo, zawsze ci na słabszej pozycji i gorzej opłacani. W ten sposób społeczeństwo poniekąd daje do zrozumienia, że wcale nie uważa służebności za rzecz szlachetną i godną zabiegów, ale żeby się przypadkiem tym, co służą, ten numer nie znudził, rzuca im jakiś ochłap w postaci bla-bla-bla.
W gruncie rzeczy nie dziwię się tym, co rzucają, bo to racjonalne choć może niepiękne, tylko tym, co łykają wbrew swoim własnym interesom. 🙄
Mnie poruszyły te słowa:
Ja pracuję dla niego 30 lat, a do mnie żadnego listu nie napisał.
W papierowej gazecie były wyeksponowane i dlatego zaczęłam czytać. Generalnie mam przesyt czytania i słuchania o JPII.
A kiedy już zaczęłam czytać, to okazało się, że bohaterką artykułu jest moja była nauczycielka angielskiego. O której od momentu wyjścia ze szkoły, do wczoraj, nic nie wiedziałam.
A s. Malgorzata Chmielewska, którą bardzo szanuję, widzi sytuację kobiet w kościele tak, jak jej mężczyźni widzieć każą 🙁
Ciekawe, że stosunkowo dużo kobiet bardzo silnych i samodzielnych idealizuje sytuację i widzi ją właśnie z niefeministycznego punktu. Może dlatego, że od początku przyjęły „męskie reguły gry” i zgodnie z nimi przebijały się przez życie? I nie cierpią widzieć się w roli istotki słabej i nieszczęsnej, w roli ofiary, toteż nawet tam, gdzie w oczywisty sposób – chcąc nie chcąc – socjalnie jako kobiety na tej pozycji stoją, usiłują mimo wszystko wyonacyć rzeczywistość, twierdząc np. „skoro ja się przebiłam, to i inne mogłyby się przebić”. Zupełnie przy tym lekceważą wymowę cyfr, które wskazują, że nieprzebijanie się nie jest osobnicze, tylko systemowe.
V. często zwraca mi uwagę na zwrot to o tej, to o tamtej kobiecie, że wyprzedziła swoje czasy. I trzeźwo dodaje, że chętniej stosuje się to do kobiet, bo czasy są zawsze lepiej dostosowane do mężczyzn, i że gdyby one systematycznie nie wyprzedzały, to reszta kobiet by ciągle żyła z tyłu, za czasem.
Czas juz wyprzedzic swoje czasy i zaprzestac napadow na kobiety nie chcace brac udzialu w zabawach neandertalczykow w srodku Europy… Czy ktos widzi watahy kobiet z wiadrami wody oblewajace chlopcow… wrrr!!!
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9492856,Opolskie__15_latka_w_szpitalu__chciala_ominac_oblewajacych.html
O faktoidach http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1514998,1,polska-polityka-hasla-i-obrazki.read
Andsolu, dla V. 😀
Nic już teraz nie przeczytam. Postanowiłem iść spać o dziecinnej porze. Szczeniak jestem, mam prawo. 🙂
Ale wiadomo, że i tak przeczytam rano. 😉
Dobranoc 🙂
Wiecie, życie jest piękne. Dostałam szalenie sympatyczny list od nieznanej mi pani, aktualnie będącej pod przemożnym wpływem krupniku staropolskiego. Ten krupniczek dodał jej szwungu, siadła i napisała. I jeszcze przysłała fotki z gór, żeby mi sprawić przyjemność.
Uwielbiam takie niespodzianki we wczesnych godzinach popółnocnych!
Dzień dobry 🙂
miłego dnia Koszyczku 🙂
Lecę do pana mechanika z rozrządem 😯
Witam. Piękne lato dotarło wreszcie. Zieleń szaleje:-) Miłego dnia Wszystkim 🙂
Hejka!
kawe wlasnie zaparzylam, kto chetny? 🙂
I lody mam…
Dzieki Babilasie 🙂
To juz chyba moge sie czuc jak omc swiete zwierze?
Bo jeszcze tylko pare cudow…
Dzień dobry 🙂 Zwierzęta są cudne z natury, więc tu Babilas będzie miał zdecydowanie trudniej. No striemitsia nada. 😈
Jotko, przyznam szczerze, że Heleny hydraulik z nierządem jakoś mi się wydawał atrakcyjniejszy od mechanika z rozrządem. Ale ja się na technice słabo znam, więc mogę się mylić… 😉
A w ogóle nic dziwnego, że w Polsce wreszcie lato. Przyszło od nas. A tu się znienacka zrobił całkiem normalny kwiecień, zachmurzone 16 stopni i żegnaj kawo na tarasie. 🙁
A co to dla Ciebie, Zwierzaku, te pare cudów?! 😉
Wracając od pana mechanika, który jeszcze dziś obiecał mi zlikwidować nierząd w rozrządzie, wstąpiłam do sklepu po gazety. W gablocie z ogłoszeniami plakat. Zaproszenie do „mobilnego muzeum Jana Pawła II”. Na plakacie dwie wielkie ciężarówy w barwach i z insygniami papieskimi! 😯
Bobiku,
nie ukrywam, że i u mnie znajomość techniki więcej niż słaba 😳
Ale kolega małżonek powiedział, że nierząd w rozrządzie trzeba zlikwidować 🙄
No to się podporządkowałam tej męskiej wizji świata koni mechanicznych 😯 A nóż ma rację? 🙄
Jotka,
Widelec ma na pewno! 🙂
Tak, tak. Męski punkt widzenia… Polska rozrządem stoi… 🙄
a co z łyżką? wszak to rodzaj żeński 🙄
Jotko, ja już wiem, co to było z tym moim negatywem. On się po prostu włóczy po świecie i wykorzystuje swoje naturalne walory, żeby wpadać w ramiona kolejnych kobiet. Tu z Bardotką: 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9498445,Bardot_pisze_do_ministra_o_korridzie___To_najwieksza.html
Swoją drogę za walki byków, to sam bym tym Francuzom… no! 👿
Tak sobie myślę: co to jest właściwie dziedzictwo narodowe? Po prostu cokolwiek, co się przyjęło i co naród lubi? Bez żadnego wyboru, czy coś warto kultywować, czy lepiej byłoby jak najszybciej o tym zapomnieć? Bo jeżeli tak, to czemu na listę dziedzictwa narodowego nie wpisywać np. polowań na czarownice, chlania do upadu, pieczenia kiełbasek, albo discopolo? 🙄
Glosuje za wpisaniem na liste dziedzictwa narodowego pieczonych kielbasek! Mnie sie podoba takie dziedzictwo.
A szlachtowanie nie 🙁
I Bobiku,
negatywa spotkalam wczoraj na spacerze 😉
A ja porannej kawy, croissanta i gazety. Jestem przekonana, że bez tego wielu francuskich intelektualistów nie byłoby w stanie nic porządnego pomyśleć. (do kompletu powinien być papieros, ale teraz wyroby tytoniowe są politycznie niepoprawne)
ja bym nawet zaproponował wpisanie mnie, gdyby nie to, że wolę pozostawać w cieniu 😆
Czy Naród byłby w stanie udźwignąć masę spadkową Fomy 🙄
Zwierzaku, jeżeli chcemy konsekwentnie zrezygnować ze szlachtowania, to te kiełbaski muszą być z soi. 🙄
Popieram wpisanie na listę polskiego dziedzictwa narodowego porannej herbaty, bułeczek drożdżowych z różą, jak również fomy pod markizą (żeby pozostawał w cieniu) ❗
Nie widzę nikogo, komu takie dziedzictwo mogłoby zaszkodzić. 😆
Na przykład – http://www.stachurska.eu/?p=1564
Haneczko, Naród nie takie rzeczy dźwigał. Hej, ramię do ramienia… 😈
z dwojga złego wolę, żeby się mną zajmowała markiza niż Naród 🙄
Rozsianie przez rozpylenie. Czy to aby nie staje się nową tradycją. Poważne wyzwanie dla Narodu 🙁 http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9499764,Rogalski__Hel_mogl_zachowac_sie_na_mankietach__Pierwsze.html
Widzisz, foma? Uważaj. Jak będziesz za dużo kombinował i na Naród wybrzydzał, to może się Tobą zająć mecenas Rogalski z Helą. 😛
A po czymś takim już tylko doktor House może pomóc… 🙄
Bobiku,
tus mnie dopadl 🙂 Ale pasztetowka z soi?
Ale czytalam, ze juz urosnieto pierwszego schabowego z jakiejs tam komorki macierzystej. Trzeba miec nadzieje. 🙂
Jotko, mobilne muzeum to fajny patent… a jeszcze fajniejszy z tą krwią papieską. Wyciągną ją z szafki przy okazji beatyfikacji. Lud będzie się w nią wpatrywał z wampiryczną zachłannością.
Poza tym uwielbiam pana Rogalskiego mecenasa razem z jego wiedzą o helu pochodzącą z dzieciństwa, kiedy to mamusia kupiła mu balonik z helem, a on mu uciekł. Stąd trauma, a traumy kaszana w biednej łepetynie.
Gdybym była odważnym reżyserem filmowym, to nakręciłabym komedię kryminalną o tym, jak ktoś rąbnął daną reliiwię i użył do celów spożywczych.
Zaiste, w naszym pięknym kraju można zwariować jeszcze przed śniadaniem.
Aaaa, to od BB był ten negatyw Bobika!!! Charakternie pozytyw 😉
foma,
nie ma sprawy możemy Cię umieścić na liście w cieniu, co to dla nas!? 😎
Nisiu,
to może wpadniesz jutro żeby się tym muzeum podelektować? 🙄
Jutro chyba nie pojadę do pracy tylko oddam się zwiedzaniu, medytacji, kontemplacji i adoracji …. czy myslicie, ze dojdę do aberacji? 😯
http://www.mmkrakow.pl/365607/2011/3/31/mobilne-muzeum-jana-pawla-ii-zdjecia?category=news
Wiedziałem, że bigosu nie je się z chałką, ale żeby z chrzanem i musztardą 😀 http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9500417,_Polska_zjadlaby_Bialorus_jak_bigos__Nawet_bez_chrzanu.html
Tu się jutro proszę kierować:
http://www.tarnowo24.pl/content/mobilne-muzeum-jana-paw%C5%82-ii-w-gminie
Z życia sfer:http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110427/KRAJSWIAT/494576567
Sorry, ale coś źle wkleiłem: http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20110427/KRAJSWIAT/494576567
Jotko, do czegoś dojdziesz z pewnością. Będzie to jakaś -acja lub może -izm. Tak czy inaczej, skończy się na mnóstwie kolorowych pigułeczek. Ja Ci z serca radzę: uważaj na objazdowe cyrki!
Czyli co? Do arbajtu mam jutro pójść a raczej pojechać z tym naprawionym rozrządem? 🙄
Ja już bym chyba wolał do arbajtu niż kątem plwać w muzeum, choćby i odjazdowym. 🙄
Łukaszenka, wiadomo – maładiec. Każdemu panu kota pogoni, nawet jak kot w gruncie rzeczy bezpański.
Jednego tylko nie zrozumiałem. Tego, że Polaków „boli i nie uspokaja się szlacheckie serce”, gdyż ich ustawiono w żelazny szereg Unii Europejskiej i nakazuje się co siać, a co kosić. Przecież każde dziecko wie, że panowie nie siali i nie kosili, tylko hulali i przepuszczali, więc ten fragment powinien chyba brzmieć: Polaków boli szlacheckie serce, gdyż ich ustawiono w żelazny szereg Unii Europejskiej i nakazuje się, jak hulać i przepuszczać.
Na razie myszy – http://www.stachurska.eu/?p=1868
Właśnie zobaczyłam w telewizji nagranie, pewnie komórką, jak zakonnica bije po twarzy i szarpie za włosy niepełnosprawną (chyba down) dziewczynkę. W ośrodku opiekuńczym.
Sąd umorzył sprawę „warunkowo”, z tym warunkiem na rok.
Drewniany różaniec ma się doskonale.
Umorzenie w takim przypadku? 😯 Ze względu na co? Małą szkodliwość społeczną, czy co? 😯
Nie jestem psem nadmiernie krwiożerczym i nie domagam się surowych kar przy byle okazji, ale tam, gdzie w grę wchodzi przemoc czy okrucieństwo wobec słabych i bezbronnych, a jeszcze w dodatku połączone z nadużyciem stanowiska i zaufania, jednak bym był za karaniem bardzo surowym. Ludziom, którym opiekę nad tymi słabymi i bezbronnymi się powierza, powinno się stawiać szczególnie wysokie wymagania. Wrrrr!!! 👿
jotko, co do rozrządu, z przyjemnością wypowiem się, bo nie mam pojęcia o co chodzi. Więc teoretycznie rozrząd i nierząd powinny mieć swoje zalety, zapewne odmienne, problemy wyskakują jak pojawia się półrząd albo niedorząd.
Życie nadmiernie jest hojne z tym książęcym ślubem i wyniesieniem Ojca Świętego (tego mu było mało?) w Jeszcze Szlachetniejsze Byty, skupionymi w sąsiednie dni. Jak gdyby all the Middle Ages broke loose.
Bobiku, warczę razem z Tobą. Mogę również gryźć.
http://www.tvn24.pl/0,1700994,0,1,bila–by-uspokoic-niska-szkodliwosc,wiadomosc.html
Coś z tymi Middle Ages jest na rzeczy.
Może byśmy sobie naprędce zorganizowali jakąś egzekucyjkę? 🙄
Nisiu, to jest rzeczywiście triumfalny comeback drewnianego różańca. A wyjątkowo obrzydliwe jest zaprzeczanie i przez starostę, i przez siostrzyczki (i najwyraźniej również przez sąd) świadectwu własnych ócz i twierdzenie, że się nie widzi tego, co się widzi.
Oczywiście zmiecie się cichutko pod dywan to, że zlekceważenie szkodliwości społecznej czynu nastąpiło z powodu nieświeckości opiekunki. Chociaż pan to wiesz, a każdy głupi rozumie. 👿
Ja myślę, że drewniany różaniec cały czas miał się nieźle, tylko teraz każdy ma w kieszeni kamerę filmową.
Jeszcze taki drobiazg:
„W środę sąd uznał, że forma opieki zakonnicy nad podopieczną była nieakceptowalna…”
Zastanawiam się, co miał na myśli wysoki sąd, kiedy uznawał bicie za formę opieki W OGÓLE.
I tak myślę, że wytłumaczenie umorzenia jest proste: Augustów nieduży, rzeczywistą władzą jest zapewne ksiądz, a nie sędzia. No i sędzia Kościołowi nie podskoczy, bo dziecko pewnie na katechezę chodzi, do komunii i bierzmowania pójdzie, ślub będzie chciało wziąć…
Andsol oraz inne Wrażliwe i Wrażliwi.
Na beatyfikację nie pojedzie główny nadzorca domów ludowych i Luwru. Polacy zostali wykiwani przez iluzję solidarności. Zorientowani teologowie polscy uważają, że co piąty Polak jest chrześcijaninem a reszta to przebierańcy.
Na koncertach było za głośno i tylko hormonalnie pobudzona młodzież wytrzymywała błysk, dym oraz „elektryfikację i epilepsję” (to ostatnie z KTT). Nawet Maciej Maleńczuk głosi, że rock się skończył.
Disco Polo albo się znudziło albo wyjechało Bajer Full do Chin na koncerty i długo nie wróci. Anihilacji dyfamacji lud nie kuma.
No to będzie miało klony w katedrze ślubnej oraz nudny obraz znanej kolumnady z Watykanu i gadanie dziadów do obrazu, bo Polak ani łaciny, ani włoskiego, ani innego nie kuma.
Wam łatwo, bo Was kulturą spaczono. A oni tak wysoko wdrapać się nie potrafią.
Co to? Nie ma zdrowych kanałów TV?
U mnie są przynajmniej połowicznie zdrowe. Zbyt wiele beatyfikacji na pewno na nich nie będzie. 😈
Celne i cenne na Buzzie, Kazimierz Kurz: Wzbił się jak Rogalski na helu.
Gwoli uczciwości trzeba przyznać, że Rogalski i bez helu potrafił się wzbijać. Na hipotezach. 🙄
Nisiu,
drewniany rozaniec caly czas ma sie dobrze albo i jeszcze lepiej.
Polecalam tu kiedys Fakty i Mity, oni o gwaltach, przemocy, oszustwach i wykorzystywaniu wladzy przez kk pisza otwarcie. Takze o historii i o Ewangelii, tych mniej znanych stronach. Naprawde ciekawy tygodnik.
Ciagle pada…
http://biznes.onet.pl/msz-do-polowy-2012-r-300-etatow-mniej,18554,4255261,1,news-detal
Dopiero teraz przeczytałem analizę Michalskiego (z grypą czyta się powoli i niechętnie). Kto to polecał, Babilas? Rzeczywiście, bardzo do rzeczy. I choć nie chwali się tym, mam mocne wrażenie, że oprócz dobrego odczytu zdarzeń publicznych ma też niezłe dojścia do wewnętrznych interpretacji drugiej strony – jeśli mam rację, to chwała mu za to, że nie chwali się znajomościami.
Nigdy nie dodałem tu opowieści z cyklu o mechanikach i hydraulikach, czas zacząć.
Głowa mi niebardzo badawczo działa w odniesieniu do zjawisk domowych, głównie grypą i helem przejęta, ale gdy widziałem nóż duży ostry i nóż zwykły do smarowania masła blisko pralki, troszkę się zdziwiłem. Nie na tyle, by pytać (tam, gdzie kuchnia i przyległości się zaczynają, V. pytań nie lubi, doświadczenie uczy, że wcześniej czy później coś się wyjaśnia samo), więc ryzykują trochę zainterweniowałem i nóż ostry zaniosłem na miejsce, które mam za właściwsze do niego.
A przed pogonieniem gdzieś z torbą Mary Kay V. spytała czy będę umiał otworzyć pralkę i powiesić pranie, bo zapomniała mi wczoraj powiedzieć, ale niby-klamka od okienka pralki się złamała i V. wyinżynierowała technikę otwierania nożami, coś niewidocznego trzeba podważać i dziwne zaklęcia mówić. Więc jako męski inżynier, po jej wyjściu wydobyłem okienko z pralki, by zanieść do punktu naprawy, ale telefon (rzadko kiedy pamiętam imiona właścicielek punktów, ale jeśli ktoś nazywa się Sayonara….) wyjaśnił, że tym ani przyspieszę, ani obniżę cenę, bo jej mąż tylko jutro i tak czy inaczej on wstawia nowy zatrzask. No to niech tu przyjeżdża, a do jutra jest zagadka.
Na zdjęciach jest okienko w naturalnej urodzie a potem w dwóch ujęciach, w których powinno być widać to, czego nie ma, czyli odłamany otwieracz.
Zagadka w tym czy wybronię się za ten drobiazg z wizytą gościa za mniej niż 150 reali (90 US$) czy też nie.
Za krótką gawędę o matematyce nikt mi czegoś podobnego nie chce płacić. Matematyka nie służy do prania.
Wyinżynierować – jakie piękne słóweczko.
Jedna pani w liście do mnie użyła słowa „gruchant” na określenie amanta. Czy ktoś z Was znał to cudo?
Tylko „macant”, ale to nie było od gruchania, a od dotykania mięsa.
Nisiu, na mnie już amant źle działa, gruchanta bym rozniosła 👿
Ech, ja już nie będę opowiadać, za co nikt mi nie chce płacić… 👿
Ale i tak, realistycznie myśląc, poniżej 150 reali raczej nie obleci. 🙄
Macane należy do macanta.
Gruchane należy do gruchanta.
A mane należy do amanta.
(Mane – w sensie manie i niemanie czegoś – imiesłów przymiotnikowy bierny)
Andsolu, pochyl się współczująco nad fizykiem dotkniętym grypą helową http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,9505570,Rogalski_wie_o__pulapce_helowej__z_anonimowego_e_maila.html
Nisiu, a do kogo wobec tego należy a mane usque ad vesperum? 🙂
Do Vesper, naturalnie. Uschłe jest mane przez Vesper. Trzeba było podlewać.
Bonam noctem, carissime Fratres et Sorores.
Bonam, bonam… Jak tu dobrze spać na poduszce z helu, która cały czas chce uciec? 🙄
Ale i tak mi się ulżyło, że z tym vesperum to nie chodziło o pluskwy mane przez Vesper. 🙂
haneczko, ja nie wiem jaki apel by wygłosić do takiego „fizyka, który mówi na poziomie eksperta” – może: „słuchaj, koledzy wnuków cię zobaczą i wnukom wstyd przyniesiesz”… To już dawno przekroczyło granice parodii, nawet gdyby teraz dostarczyli zdjęcia kgbistów latających na pojazdach Nimbus 2000, to nic by to nie pogorszyło.
Witam i biegnę tam gdzie mi, słabo, bo słabo, ale jednak płacą 😉
To znaczy nie biegnę, ale jadę z moim rządnym już rozrządem 🙄
Miłego dnia 😆
Witam 🙂 Lato w pełni. Nawet pojawiły się chrabąszcze majowe 😀 . A jutro znikam w głuszy, by:
a) podglądać dzięcioła trójpalczastego;
b) wypatrzyć najmniejsze sowy Europy na najwyższych drzewach Europy;
c) stanąć oko w oko z największym futrem chodzącym luzem po naszych lasach ;
d) rozkoszować się runem leśny itd. czyli Białowieża live 😀
Dzień dobry 🙂 ,
„Hel wziął się stąd, że śp. Lech często latał na Hel.” 🙂
Ciekawe, czy będzie hel rozsiewany przez rozpylanie http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9506229,Trwa_trzeci_lot_eksperymentalny_Tu_154M.html
Dzień dobry 🙂 Widzę, że melodia dnia już została poddana. Z beethovenowskim zaśpiewem – he he he heel, he he he heel… 😈
Irku, ja Cię proszę, Ty sobie w związku z wyjazdem na te sowy i duże futra koniecznie załóż Picasę. Jak nie u siebie, to u dobrego kumpla. Przecież ja się popłaczę, jak zdjęć z tej wyprawy nie obejrzę. A i o niebieskich żabach wcale jeszcze nie zapomniałem. 😉
Irku, jeśli będziesz przypadkiem w Teremiskach – pozdrów je ciepło, proszę. I uważaj na kleszcze.
W Teremiskach jestem co roku obowiązkowo w Teatrze w stodole
http://teremiski.edu.pl//content/view/588/2/
Odnośnie kleszczy to pomimo obroży antykleszczowej łapię ich kilka. Mam całe oprzyrządowanie do ich wyciągania 🙁
U nas niby też jest oprzyrządowanie do wyciągania, ale zanim się je odnajdzie, mama zwykle już zdąży wykręcić kleszcza palcami. Oczywiście nie urywając mu łba, bo wtedy nie byłoby się czym chwalić. 😉
I to jest całe moje oprzyrządowanie 😀
Hel – story c.d.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9508046,Co_musieliby_zrobic_Rosjanie__zeby_zlapac_Tupolewa.html
Nikt mnie nie rozpylal
He, he. Gmła też tak twierdziła. 😈
Zagadka z pralką rozwiązana. Zatrzask w środku jest nieprzyzwoicie prosty i mały, ale to plastykowe kółko wokół też miało w środku pęknięte coś do trzymania sruby, więc trzeba było wymienić, więc mąż pani Sayonary miał motywy i odwagę, by mi podać rachunek 110 reali, czyli 70$. Ciao, pieniążki, miło mi było z wami.
Przeczytałem z opóźnieniem ten artykuł:
http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1514716,1,co-media-robia-z-politykami.read#ixzz1KpHLBMVS
i zacząłem się zastanawiać nad jego tym fragmentem:
Jürgen Habermas w wydanej w 1962 r. fundamentalnej dla późniejszych sporów o jakość zachodniej demokracji pracy „Strukturalna zmiana opinii publicznej”, pisał, że skończyły się czasy kształtujących poglądy salonów, kawiarni czy stowarzyszeń literackich, a ideologie państwowe zdławiły krytyczną niezależną opinię publiczną. Podobnie we Francji argumentował Roland Barthes.
Czy internet nie jest w jakiś sposób (i w jakimś stopniu) odrodzeniem tych salonów, kawiarni i stowarzyszeń kulturalnych? Teraz przecież w blogowych kawiarniach, salonach (tfu!) i na forumach kształtuje się niezależna od oficjalnych mediów opinia publiczna. Na dodatek o (potencjalnym) zasięgu nieporównywalnym do żadnej realnej kawiarni.
Kombinuję tak, bo jak już się na jakiejś aktywności nie zarabia, to przyjemnie sobie chociaż pomyśleć, że pełni ona jakąś społeczną rolę. 😆
Teraz już wiesz, andsolu, czemu ta pani się tak nazywa. Patrzysz smętnie na okrągłą sumkę odchodzącą bez słowa do tego drania mechanika i szepczesz z dogłębnym poczuciem nieodwołalności – sayonara! 😥
Do pewnego stopnia tak. A wsiotaki zal wiedenskich kawiani z poczatku ub wieku gdzie przy jednym stoliku gromadzili sie pisarze, lekarze i matematycy aby omowic najnowsza premire w teatrze zakonszajonc Sacher Torte. Zdazylam sie jescze zalapc na stolik Komwickiego pozniej Holoubka w Czytelniku, jako jednorazowy gosc i zakonszalissmy schabowym rozmawiajac o polityce i do dzis pamietam kto co powiedzial i atmosfere tycg paru spotkan.
„…oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz…” ???
Znalazłam w dzisiejszej prasie taką fotkę:
http://i.wp.pl/a/f/jpeg/26176/kaczynski_gospodarka_pap_180.jpeg
Znużony PiSowskim bredniami z dużym zdziwieniem przyjąłem kolejną z możliwych wersji zamachu Smoleńskiego.
Cały helowy epizod medialny wydaje mi się być owocem wyrafinowanego żartu autora źródłowego e-maila.
Powstrzymajcie proszę odruch zbrzydzenia kolejnymi kroplami z gejzeru paranoi. Być może autor e-maila świadomie zainicjował kolejny epizod spod sztandaru:
„Nie ważne czy poważnie, ważne aby mówili.”
Jak pisałem we wpisie z wczorajszego wieczora, audytorium tego spektaklu są rzesze zalęknione złożonością rzeczywistości, która wymaga od nich wyższej kultury ducha i umysłu. Gdy Stanisław Lem wszedł w internet, dowiedział się jak wielu idiotów jest na świecie. To zaskoczenie mnogością głupoty na świecie sprawia, że podobnie jak w przypadku nagrody Nobla, tak i w przypadku nagrody Darwina trzeba będzie nagradzać zespoły. Po bezlitosnej selekcji z powodzi kandydujących zespołów i jednostek.
W końcówce wczorajszego komentarza umieściłem stwierdzenie „kultura Was spaczyła” Wbrew wyraźnej formy osoby gramatycznej, mam poczucie żeśmy „są” spaczeni razem.
Otwartość medialnej demokracji wskazuje nam, jak duży wysiłek musimy włożyć aby ochronić nasze postrzeganie świata rodem z dawnego salonu. Babilas w komentarzu do niedawnego wpisu Andsola wymienił jedną z pokoleniowo nowych cech traktowania przestrzeni dźwięku. Wielu słuchaczy filhamonicznych sal koncertowych nie może wytrzymać dwóch sekund ciszy.
Znacie zapewne już ze słyszenia przypadki wyrwania ze snu ludzi przez wyłączenie im telewizora. Muzak, muzyka windowa, szum miasta, szum medialny, bolesna cisza.
Hipoteza o użycia helu do strącenia TU-154 wpisuje się w znany zapewne wam kanon: radio nie znosi ciszy. PiS też.
Gdyśmy jako zbiorowośc zastąpili concepty kulturowe memai, to pasywnośc kanału RSS odbieramy jako sygnał jakiegoś uszkodzenia, czyjejś choroby, itp.
A przecież europejskie świątynie nie są oazami ciszy. Gdy wchodzimy do wnętrza pustego kościoła biały szum pomijany przez nasz mózg zostaje zastąpiony płynącym znad naszej głowy odgłosem przewracanych kartek przeglądanej partytury organowej oraz naszym sapaniem. Ta cisza na zewnątrz kościoła była ciszą klasyczną. Dziś elementem ciszy jest szum komputerowego wiatraczka.
Ponoć Bach stworzył większość swych kompozycji na instrumenty mechaniczne, głos ludzki i kościól Świętego Tomasza. Gdy przed wielu laty w warszawskiej FN słuchałem śpiewanego przez Thomanen Chor popisowego oddechu(!), do głowy mi nie przychodziło, że oni to ćwiczyli w innej konfiguracji ściań. Wyobraźcie sobie szept tego chóru w Licheńskim monstrum.
Czy nam się podoba, czy nie, będziemy musieli tłumaczyć katastrofy, a także proste żarty, ludziom z którymi dzielimy prawo do kształtowania przestrzeni dźwiękowej, przestrzeni znaczeń i przestrzeni kształtów. Musimy być przygotowani na obszerniejsze wypowiadanie żartów: Skąd wychodzą czołgi do natarcia? Z nienacka! A co to jest nienacek?
I to pytające dziecko to nasz bliźni z brzuszkiem piwnym oraz wąsami. Zbyć go …. ????
Przed nami triduum kultury masowej. Fundamentalne ikony władzy: król, kopciuszk, papież, bóg i prezydent będą wypełniały obraz świata hemisfery euroatlantyckiej.
A my być może oddamy się przyjemności zanurzenia się w śpiew cerkiewny lub dopełniające Muzykę na Wodzie obrazy łodzi.
Zza ścian dochodziły będą nas wygenerowane przez telewizory dżwięki zagłuszające przerażenie złożonością świata i natury ludzkiej. I nie łudźmy się: gdzieś jacyś ludzie będą wymyślali w tym czasie jakieś straszydła aby utrzymać lud w posłuszeństwie. Nie co dzień kapłani mają do dyspozycji zaćmienie słońca.
Miłego dnia.
Mar-Jo, mam podejrzenie, że niektórzy ludzie wszelkie lustra skrzętnie omijają. Pamiętając zapewne z dzieciństwa, że takie głupie lustro nie potrafi skłamać, kiedy je pytają, kto jest najpiękniejszy w świecie.
Heleno, wyzwoliłem Cię z helowego balonika, mam nadzieję że słusznie. 😉
Obecność, choćby jednorazowa, w kawiarni „Czytelnika” jest tak nobilitująca, że ja się nagle poczułem nędznym kawiarnianym parweniuszem. Mimo że do Widnia miałem bliżej. 🙄
Bobiku, to jest odbicie w lustrze. Sam napis na ścianie wskazuje….
Komentarz Staruszka przypomniał mi, jak to w niezbyt ostatnich latach rodzinnie zakupiliśmy chałupę na wsi, gdzie zaczęliśmy spędzać prawie wszystkie wolne dni, a natenczas wcale nie było ich mało. To była najprawdziwsza, zapadła, małopolska wieś, nie żadna sypialnia Krakowa albo artystowska filia Warszawy. Rychło okazało się, że jeżeli chcemy dobrze żyć z sąsiadami, a przede wszystkim w ogóle się z nimi porozumiewać, musimy wyszorować się do czysta z tej całej kultury, co się do nas przyczepiła podczas zaglądania do kawiarni czy, nie daj Boże, biblioteki. Kiedy mówiliśmy „normalnie”, nikt nie wiedział, o co nam właściwie chodzi. Kiedy nieopatrznie puściliśmy jakiś miejski żart, powodował on prędzej urazę, niż najlżejszy choćby uśmiech. Co tu dużo gadać – musieliśmy się zredukować mniej więcej do 4 klasy podstawówki, żeby przeżyć.
A równocześnie co chwila wychodziło, jakie z nas matoły i jak podstawowych rzeczy nie wiemy. Siwaliśmy nie tym ta casem i zbieraliśmy też nie w porę. Nie wpadaliśmy na to, że jak dym na izbę leci, to trzeba sprawdzić, czy ptactwo komina gniazdami nie zatkało. Nie wiedzieliśmy, że studnię każdej wiosny trzeba oczyścić. Nawet na zwykłą obyczajność nas nie było stać i w niedzielę lataliśmy z grabiami po obejściu.
To nie było tak, że jedni byli mądrzejsi, a drudzy głupsi. To tylko życie w innych światach spowodowało, że całkiem inne nauki były dla nas ważne i potrzebne. A w pewnym momencie okazało się nawet, że i te nasze mogą być przydatne, bo podanie do województwa potrafimy napisać takie, że urzędnicy bledli, albo że historyjki różne możemy opowiadać, jak deszcz leje i w polu robić nie można. Znaczy, jakoś tam uczyliśmy się od siebie nawzajem.
Ale czy od tych ludzi, o których pisze Staruszek, unikających zabrudzenia się jakąkolwiek kulturą nietabloidową, można by się czegokolwiek nauczyć? Czy tam jest jakieś coś za coś? Bardzo wątpię. Mam wrażenie, że jest samo zredukowanie i pogarda dla wszystkiego, co niedzisiejszym jajogłowstwem pachnie. I przyznaję, że czasem mnie to zniechęca nawet do wyjaśniania, co to jest nienacek. Bo wiem, że jak się okaże, że ja to wiem, to nie tylko wyjdę na palanta, ale jeszcze na dodatek takiego, co się wywyższa. 🙁
Bobiku (16:15), w artykule Adama Krzemińskiego przyczepię się do trzech detali. Po pierwsze, Neil Postman przede wszystkim był pedagogiem. Wiem, że wszelkie synonimy i pobliskie, wychowawca, nauczyciel, itp. nie brzmią dziś tak modnie i godnie jak „socjolog”, ale wielu bardzo mądrych ludzi, których idee wpłynęły na bieg ich społeczeństw – John Dewey czy Francis Parker dla przykładu – byli po prostu pedagogami. Sokrates też.
Po drugie, jeśli wywód (po odliczeniu wstępu, przypisów i bibliografii) ma ciągle 161 stron, to może zasługuje na miano dzieła, a nie eseju? Technicznie to biorąc, nie ma tu błędu, ale znowu obniża to niedostrzegalnie wartość pracy, jakże nowatorskiej i ważnej.
A po trzecie, skoro po wspomnieniu nazwiska Postmana cytuje ważny w artykule urywek o dyskusjach przedwyborczych Lincolna i Douglasa, mógł był dodać, że streszcza czwarty rozdział owej książki Postmana, zatytułowany „The Typographic Mind”.
To są drobiazgi, ale symptomatyczne. Trzy książki Postmana, Technopolis, wspomniana tu, oraz o zaniku dzieciństwa, były kiedyś kulturalnymi hitami, może porówalnymi rozgłosem do tez McLuhana. Więc potem trzeba pomniejszyć, bo przychodzą nowi kandydaci do sławy, głoszący śmierć historii, globalizację i inne pitułki. Zostaje jakaś otoczka czy to braku powagi, czy to niedostatecznej lewicowości, wokół Postmana – i te drobne braki artykułu wpisują się w tę atmosferę deprecjacji. A niepotrzebnie. To był jeden z najoryginalniejszych i najbardziej zrównoważonych myślicieli z owego okresu. Nawet jeśli był pedagogiem.
Nie jestem pewien, andsolu, czy to rzeczywiście jest jakieś celowe działanie w celu pomniejszania. Artykuł prasowy to jednak nie jest praca naukowa i na pewno mniejsza jest w nim zarówno dbałość o precyzję, jak i szczegółowość w podawaniu źródeł. Byłbym skłonny do wielkoduszności i zakwalifikowałbym nazwanie książki Postmana esejem jako pewną niezręczność, ale nie lekceważenie.
Natomiast jak chodzi o określenie, kim był Postman, to nie zgodziłbym się ani z Krzemińskim, ani z Tobą. Socjologiem (prawdę mówiąc, przeleciałem nad tym czytając artykuł) formalnie rzecz biorąc on w ogóle nie był, a pedagogiem oczywiście tak, ale nie to było w tym kontekście najważniejsze. W Niemczech Postman jest określany jako Medien- und Kommunikationswissenschaftler, u Anglosasów jako media theorist albo cultural critic. Chyba w artykule o mediach najlepiej by było pójść tym tropem i nazwać Postmana krytykiem mediów. Wtedy nawet ci, którzy o nim nigdy nie słyszeli, wiedzieliby, że specjalista. 😉
PAP też odnotowała – http://www.medonet.pl/zdrowie-na-co-dzien,artykul,1642629,1,dieta-odwraca-niewydolnosc-nerek,index.html
Hej, hej! Pobutka! Słońce już wstało i dzienna zmiana też 😆
Jak widać z wpisów, nocna zmiana też się wcześnie położyła. Znaczy się zjawi się zaraz. Kawa gotowa 😆
Postman. Nigdy nie myślałam o nim, jak o pedagogu, choć niewątpliwie są podstawy ku temu, żeby go tak określić. Dla mnie był on zawsze kulturoznawcą. Niektóre jego opracowania, a właściwie większość tego co pisze, cenię sobie bardzo wysoko i często odwołuje się do jego prac. Momentami sprawia na mnie wrażenie lekko nawiedzonego, próbującego zawracać kijem wodę w rzece.
Określenie „esej” w niczym nie pomniejsza rangi książki. Może ona byc „dziełem” albo „gniotem”. I ilość stron nie ma tu nic do rzeczy. Wskazuje jedynie na rodzaj stosowanych środków wyrazu, formę, metodologię prowadzenia wywodu.
A swoją drogą, jakie to odświeżające, że można tu sobie porozmawiać o Postmanie. Dzięki Koszyczku 😆
Wczoraj, poza różnymi wkurzającymi doświadczeniami i arbajtem es jużual, miałam bardzo sympatyczne spotkanie z niezwykłą studentką. Opiszę to później 🙂
a Bobik śpi. chyba że do Londynu pobiegł na ślub książęcy 🙄
Obstawiałabym pieszą wędrówkę z kosturem w kierunku Rzymu 😉
Dzień dobry 🙂 Ja się w detal nie bawię. Obleciałem hurtem i Rzym, i Londyn, stwierdziłem, że w Londynie bez Mordechaja nudno, a w Rzymie uczciwej pasztetówki nie mają i wróciłem jak niepyszny.
Żadnych pielgrzymek więcej! 👿
Utrudzonym, zakurzonym, z drogi, więc się szybko na kawę od Jotki rzucam, nawet kostura nie odłożywszy. 😆
Z esejem jest pewien problem, bo tak naprawdę nikt do końca nie wie, co to za zwierzę. 🙂 Zgadzam się, oczywiście, z Jotką, że że jest to określenie nic nie mówiące o randze czy objętości, a wyłącznie o formie, tylko że granice tej formy są dość płynne.
Niemniej jednak pewne wyznaczniki istnieją. Widać to zwłaszcza, kiedy się zestawi esej z rozprawą naukową czy traktatem. Esej jest subiektywny, mniej zorganizowany (ma prawo nawet być nieco rozmemłany), nie systematyzuje, nie formułuje jednoznacznych wniosków, nie próbuje mówić „rzeczywistość, wedle naukowych kryteriów, których staram się przestrzegać, jest taka a taka”. W eseju autor bez ogródek staje na pozycji: JA to widzę tak a tak i guzik mnie obchodzi, czy to jest zgodne z naukowymi kryteriami.
Toteż nazwanie dzieła naukowego esejem może być niezręcznością, kiedy jego autor starał się o zachowanie naukowego warsztatu i wyraźnie mu zależało, żeby do szuflady naukowej, zobiektywizowanej się zakwalifikować. Ale nie jest deprecjacją, bo bywają przecież eseje tak erudycyjne i o takim poziomie refleksji, że daj boziu każdemu naukowcowi choć raz w życiu coś takiego popełnić. 🙂
A tu temat całkowicie naukowy 😈
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,9454200,Cztery_brzydkie_slowa_wystarcza__by_sie_porozumiec.html
Niestety, moje doświadczenie potwierdza konkluzję naukowca: takiej wulgaryzacji języka jak w polszczyźnie, poza jej granicami nie widziałem, nie słyszałem. I jak sam wcześniej od użycia mocnego słówka nie stroniłem, tak teraz zaczynam coraz bardziej iść od prąd, bo inaczej mi się wydaje, że do tej wulgaryzacji (i szalonego zubożenia) swoją cegiełkę przykładam.
Nie, nie bójcie się, że dam kompletny szlaban nawet na zwykłe pieprzenie w bambus. 😉 Ja tylko stosuję starą, zdrową zasadę: wsio wozmożno, tolko ostorożno.
Dzień dobry 🙂
Gdy robota bierze człowieka do roboty, niewiele wozmożno 🙁
Nie byloz to DOBRE?
Aa… przepraszam, co? Bo jeżeli chodzi o Słynny Ślub, to obawiam się, że wśród P.T. Towarzystwa niezbyt wielkie wzbudził zainteresowanie. Tak że chyba mało kto docenił, albo i nie docenił. 😉
Bobik, Ciebie akurat nie podejrzewalam o takie maloduszne skwitowanie…
„Są granice, których nikomu przekroczyć nie wolno” grzmiał towarzysz Gierek! I słusznie grzmiał 😎
Granice zostały przekroczone. A wszystko za sprawą, uprawiajacego politykę zagraniczna na kolanach, Tuska 👿
Nie zaproszono na ślub stulecia BRATA WIELKIEGO BRATA, hańba powiadam i jeszcze raz HAŃBA!!!
Na liście zaproszonych jakiś nikomu nieznany Mswah III, posiadacz 14 żon i król Suazi 🙄
A nie ma BRATA WIELKIEGO BRATA.
Kolejny raz jako NARÓD dostaliśmy w twarz. Nie zapomnimy, nie wybaczymy i żadnym ślubem nie będziemy się interesować.
Patryjotys i duma narodowa nam na to nie pozwoli!!! ❗
Strasznie mi przykro, że się okazałem małoduszny. 😳 😥 Ale ja od najmłodszego szczenięctwa jakoś tak miałem, że nie umiałem z siebie wykrzesać najmniejszego entuzjazmu dla ślubów. A właściwie dla wszelkich pomp, ale dla ślubów – w dobie rozwodów – szczególnie. Taką beatyfikację można mieć tylko raz i to nawet nie w życiu, tylko po. A ślubów, w gruncie rzeczy, skolko ugodno. I na to wywalać tyle forsy, którą dałoby się wiele lepiej spożytkować? Nie mówiąc już o czasie i wysiłku, który trzeba poświęcić na przygotowania.
Mogę jeszcze wykazać zrozumienie dla chęci zawarcia związku małżeńskiego w sposób oryginalny, z fantazją – w balonie, na biegunie, czy pod wodą. Ale napuszony ceremoniał? Sorry, to nie dla psa.
A ja im trochę współczuję. Medialne żerowisko, życie pod lupą i nieustanne porównania z Dianą
Niebajkowy aspekt Słynnego Ślubu:
http://fakty.interia.pl/news/ksiezniczka-na-beczce-prochu,1567978
Wrzucam, bo to jest też jedna z rzeczy, które mnie od tej całej historii raczej odrzucają. Nigdy nie byłem szczególnym zwolennikiem kopciuszkowania. 🙄
To prawda, Haneczko, że pod tym względem współczuć można. Ale w końcu widziały gały, co brały. 😉
Dlatego napisałam „trochę” 😉
Gdybys dal sobie, Piesku, szanse to bys z pewnoscia zauwazyl, ze to naprawde nie tylko o pompe chodzi. Ale o przyszlosc na wiele lat i pokolen tego panstwa, trwalosc jego konstytucynych instytucji, wyznawanych wartosci. I o pietnascie innych panstw z klubu Commomwealthu, ktore dalej zycza sobie aby brytyjska monarchini i jej nastepcy pelnil role Glowy ich panstw. Dzisiejsze uroczystosci w opactwie Westminsterskim beda mialy dalekosiezne skutki dla ksztaltu konstytucyjnego porzadku Wlk.Brytanii.
Przed chwila do Audrey, pielegniarki mojej Mamy, zadzwonila jej siostra z Londynu z placu Trafalgar, opowiadajac, ze w tlumie swych rodakow z Jamajki udaje sie do pubu swietowac i ze jest bardzo dumna, iz William bedzie z czasem takze jej krolem. Na naszym podworku w Palm Beach tez sa wszyscy zapraszani na wieczor przez angielska pare na barbecue.
Popraw prosze wszystkie bledy. bo nic nie widze piszac na kindlu i bardzo jest trudno wstawiac przecinki.
Heleno 🙂 , przecinki i przyległości mi nie przeszkadzają, ale brak Ciebie i Mordki – bardzo.
@ 16:56
Kopciuszek nawet nie mógł założyć swojemu księciu obrączki:
http://wiadomosci.onet.pl/regionalne/wielka-brytania/slub-stulecia-ksiaze-william-nie-bedzie-nosil-obra,1,4258071,region-wiadomosc.html
Heleno, jak Ci się wydaje, jaki procent z tych podniecających się Słynną Imprezą tłumów (na całym świecie) ma jakiekolwiek myśli o przyszłości państwa? Co najwyżej świeżo poślubionego państwa Windsorostwa. 😈
Ale dobrze, załóżmy, że to nie musi być świadome. Że samo to emocjonalne poruszenie będzie miało skutki. Tylko ja tam nie wiem, czy się z tego cieszyć. Co zdecydowaną większość obserwatorów porusza? Jednak pompa. Ceremoniał. Bajkowość. Niecodzienność. Romantyczny scenariusz. Ktoś mówi „jestem dumny, że W. będzie kiedyś moim królem”. Skąd ta duma? Stąd, że W. okazał się wytrawnym politykiem, mężem stanu, udowodnił, że radzi sobie w sytuacjach kryzysowych, coś z tych rzeczy? A skądże i gdzie tam. Bo on tak pięęęęknie wyglądał w tej katedrze i widać, że on tak ją koooocha. I na tym budować porządek konstytucyjny państwa?
Zresztą, jak pokazało życie, korzyści, jakie monarchia odnosi ze ślubów, mogą potem ulegać erozji wskutek, że tak powiem, dalszego ciągu. Więc z tym wpływem Słynnej Imprezy na kształt ustroju nie mówiłbym tak od razu hop. 😉
No faktycznie, bardzo brak Heleny i Mordki. Jak się Helena pokazała, zaraz mi zapał polemiczny wzrósł. 😆
Mój tata był sprytniejszy niż książę W. Obrączkę dał sobie założyć, żeby nie było zbędnych pytań, ale ją jeszcze tego samego dnia zgubił. 😈
Ahoj!
Skoro wsio wozmożno, tolko ostorożno to ja pytam czy:
http://www.dailyartfixx.com/wp-content/uploads/2010/10/painting-of-a-dog-francis-bacon-1952.jpg
jest obrazem Bobikowego tatusia z ekranu aparatu do USG pierwszej generacji?
Współczesne USG mają kolory i eliminują artefakty (echa fałszywe).
—
Czy do „Kurna chata!” przechodzi się pod szlabanem, czy przeskakuje? A jak to się ma do przekleństw we współczesnym „język bemba miejski”?
Czy w Kongu chorują na cholerę?
Ten Bacon to miał oko do piesków…
Myśmy niedawno z Bobikiem i Mordką widzieli to:
http://www.tate.org.uk/tateetc/issue4/encounters4.htm
Ja kawalki ze ślubu (w trakcie ślubu wlaściwego wysysali mi krew w przychodni) obejrzałam ze względów praktycznych. Otóż suknia ślubna Diany wyznaczyła trendy ślubne na dobrą dekadę (o ile nie dłużej, te koszmarne bezy zdarzają się i dziś), a ja mam lat 22 i pewnie będę w ciągu najbliższej dekady wychodzić za mąż (I hope), więc chciałam zobaczyć do czego będzie podobna moja kieca. Nie jestem rozczarowana, ale mam inne plany. 😈
(Poza tym William ma świetny głos, coś w rejonach Alana Rickmana. I wyłysiał!)
Co do wulgaryzacji języka w innych krajach (Bobik 14:03), pewnie nie oglądaliście brytyjskiego serialu dla nastolatków (chociaż lepiej by było, gdyby obejrzeli go ich rodzice), Skins. Tam dają przykład niesamowitej, jak na język posiadający ze 3-4 wulgarne słowa, wulgaryzacji angielskiego. A wszystko z malarskim akcentem bostońskim.
A to ciekawa rzecz z podwórka lokalnego. Czemu młodzi, dobrze zarabiający nie mają dzieci (między innymi): http://wyborcza.pl/1,95892,9515335,Rodzina_z_malym_dzieckiem__zostalismy_Kulczykami__.html?utm_source=Facebook&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza
A za Mordką i Heleną tęsknią nie tylko w Londynie. W Warsaw Village też.
A ja Bobik nie mowie o calym swiecie o dwoch mikirdac ktore slub ogladaly tylko o Tobie. Po ktorym oczekuje wiecej refleksji a takze czytania powaznej brytyjskiej prasy i jej komentatorow anie opierania sie na wyjatkowo glupawym serwie internetowym Inertia.
Brytyjki momarcha jest najwazniejsxy civil servant w ty kraju. Ktory nie korzysta emerytury nawet po osiagnieciu sedziwego wieku. Nie birze chorobowgo. Nie wspira zadnej partii. Nie jest przekupny. Ms jedynie sluzyc. Do smierci i bez wytchnienia.
Jest to chyba warte szacunku. I warte jest chyba szacunku kiedy ktos kto z powodu urodzenia wcale nie musi brac na siiebie takigo ciezaru jak Kate decyduje sie na to.
*malowniczym akcentem, I am terribly sorry.
Nic na to nie poradzę. Wszelkie masowe uniesienia wyzwalają we mnie ducha przekory. Nie potrafię wzruszać sie gromadnie a co dopiero tłumnie. Toteż nawet nie próbowałam oglądać transmisji ze „ślubu stulecia”.
Heleno,
miło Cię „widzieć” 🙂
Jestes pewna, że Kate nie byłaby zaskoczona motywacją, jaką jej przypisujesz? 🙄
No cóż, nie ukrywajmy, że pieski też mają oko do baconu. Nawet jeżeli jest ukryty pod eggs. 😈
Heleno, sądzę, że dla osób nie wtopionych w kulturę brytyjską cały ceremoniał może się wydawać pusty i bezsensowny. Nawet w innych krajach europejskich, gdzie panuje monarchia, nie ma takiej pompy wokół rodziny królewskiej. Sama spotkałam się z opisem na facebooku, że „darmozjad poślubił kopciuszka i teraz są dwa darmozjady” – a co ze służbą Williama w RAF? Przynależność do tej jednostki to ogromny honor.
Przed Kate dość spore wyzwanie, ale sądzę, że William ją dobrze przygotował, pamiętając swoją matkę.
Dla mnie to niestrawne:
http://uroda.onet.pl/fotogalerie/te-sluby-bedziemy-pamietac-ktory-piekniejszy,4258579,0,galeria-maly.html
Oczywiście młodym życzę z całego serca szczęścia 🙂
O, nie, Heleno. Na współczucie dla nieszczęsnych monarchów mnie nie namówisz. Ja też jestem gotów służyć bez wytchnienia i to na dwóch łapach (co dla psów jest znacznie trudniejsze niż dla królów), jeżeli w zamian za to nigdy łap przednich nie będę musiał skalać myciem okien czy podłogi. Bo ja akurat tego strasznie nie lubię robić, a do służenia społeczeństwu nie pałam jakąś szczególną niechęcią. Nieprzekupność i niepopieranie żadnej partii mogę z góry zagwarantować, to też mi nie sprawi większej trudności. 😛
Z chorobowego królowa korzysta na takiej samej zasadzie jak ja – kiedy już absolutnie, w żaden sposób nie jest w stanie iść do roboty, to zostaje w łóżku. I na wypoczynek do swoich posiadłości zapewne wyjeżdża częściej niż ja. A z emerytury, czyli abdykowania na rzecz syna czy wnuka, skorzystać by mogła i nikt by jej za to nie zjadł. Sama nie chce.
A już z braniem na siebie ciężaru przez Kate… No, bez przesady. Pomijając już słuszne pytanie Jotki, czy aby na pewno to biedna Kate miała na celu – szwaczka z Łodzi czy rolniczka spod Pcimia, wychodząc za agresywnego pijaka bierze na siebie jeszcze większy ciężar i to bez żadnych łagodzących go apanaży i splendorów. Dlaczego, kurczę, cały świat się tym nie wzrusza? 🙄
Serwisu Inertia, czy jak mu tam, prawdę mówiąc w ogóle nie znam i trafiłem tam po łańcuszku, ale skoro ktoś wyraził tam pewne rzeczy, które i mnie chodziły po głowie, to co się miałem sam męczyć formułowaniem? Wziąłem i zlinkowałem. 😈
Bobiku, Interia.pl nie jest portalem najwyższych lotów. Pracują tam zazwyczaj studenci dziennikarstwa żeby zaliczyć praktyki, więc wszelkie artykuły stamtąd trzeba brać na pół.
Jakie będzie to małżeństwo, jak poradzi sobie Catherine (o księżnej trudno pisać Kate), zobaczymy za kilka lat. Diana nie dała sobie rady, sama była dość niezrównoważona emocjonalnie i zrobiła ze swojego życia publiczne show. Te błędy można ominąć.
I zgadzam się z Heleną, że bycie członkiem rodziny krolewskiej jest w tej chwili raczej obciążeniem niż przywilejem. W przeciwieństwie do celebrytów, William nie miał wyboru, od urodzenia praktycznie był na świeczniku (i żadne „zwyczajne” żłobki czy college mu w tym nie pomogły), a do tego jeszcze cała ta rodzinka wokoło.
http://asset.soup.io/asset/1842/0012_1ca8_480.jpeg
a propos.
A jakie wiadomości z Helu?
sużę jedynie wieściami okołohelowymi andsolu, ale czym mogę tym się chętnie podzielę 😉
http://wiadomosci.onet.pl/raporty/beatyfikacja-jana-pawla-ii/kaczynski-nie-uda-sie-do-rzymu-to-mogloby-sie-skon,1,4258640,wiadomosc.html
Będę wredna. Ciekawe, czym się będzie wykręcał, gdy zabraknie pretekstu? On się boi. Boi się nowych miejsc i innych ludzi. Ciasny człowiek w coraz ciaśniejszym świecie.
Alienor, ale tu akurat nie miałem czego brać przez pół, bo chodziło o tkwiący w podtekście tego ślubu kopciuszkizm, na którego temat mam swoje zdanie. 😉
Kiedy np. hiszpański książę Filip żenił się z Letycją, mogłem to odczytać jako pewien znak czasu: to nie Kopciuszek czeka na księcia, tylko książę zabiega o inteligentną, wyemanypowaną, spełnioną zawodowo kobietę, która i bez niego świetnie by sobie poradziła. A w przypadku Williama i Kate takie „pozytywne przesłanie” znaleźć mi trudno.
I ja się tu wcale nie najeżam na monarchię jako taką. Jeżeli Brytyjczykom ona pasuje, to nie ma sprawy. Sam lubię różne starocie i broszki po prababci w życiu bym nie wyrzucił, ani nie sprzedał. 😉 Ba, nawet nie dziwi mnie to, że dla Anglików czy Commonwealthu ten ślub tak strasznie ważny. Ale dlaczego miałby być dla mnie? Albo dla sztygara dołowego z kopalni Halemba?
Beatyfikacja nie jest odpowiednim mejscem na pogodzenie się Prezesa z Wałęsą? 😯 A gdzież byłoby odpowiedniejsze miejsce na widomy cud? 😈
Ohoho, właśnie wpisałam to i owo łasuchom, a teraz widzę, że tu już nie muszę, bo zgadzam się „w każdem calu, w każdem metrze” z Heleną. Monarchia ma dla Brytyjczyków wielkie znaczenie, łącząc dzień dzisiejszy z minionymi wiekami – dodajmy: wiekami pełnymi chwały, w imperium, w którym słońce nie zachodziło.
Obejrzałam spory kawałek fety z dużą przyjemnością – powiedziałabym: estetyczną. Połowę tych kapeluszy natychmiast wsadziłabym sobie na łeb, nie bacząc na konsekwencje.
U mnie też skromna uroczystość: Szanta zwizytowała salon „Psi szyk” i jest teraz wypisz-wymaluj jak russelek. No i trochę jak kluseczka. Bardzo brudna (wlazła pod samochód i tam się z rozkoszą wyczochrała). Za to oczka i rzęsy jej się pokazały. Lala moja kochana, piesiowata!Wlazła na fotel i teraz fotel ufafla…
Nisiu, ale tu nikt nie kwestionował znaczenia monarchii dla Brytyjczyków. Nawet ja. 🙂 Nie widziałem tylko sensownego powodu, dla którego ślub kogoś z angielskiej rodziny królewskiej miałby przez ileś dni być najważniejszą wiadomością ze świata i zajmować tak nieproporcjonalnie dużo miejsca w mediach. Albo dla którego ja miałbym się wzruszać do znudzenia przez te media odgrzewaną „współczesną bajką o Kopciuszku”. Tak czy owak to nigdy nie była moja ulubiona bajka. 😉
Bardzo poważnie zastanowiłam się, jaka była moja ulubiona bajka.
Najwcześniej i najemocjonalniej pamiętam dyżurną dobranockę Dziadka o niosącym pomoc bernardynie i opowieść o lisku i kogutku z elementarza Falskiego. Potem Pani Zamieć Grimmów (jest robota do zrobienia 🙄 ) i, nie wiedzieć czemu, koszmarnego Andersena o matce, która oddała wszystko, by odzyskać dziecko. Jeszcze później „Agnieszka skrawek nieba” (ludzie po drugiej stronie lasu są tacy sami jak my). Reszta to wielki splątek najróżniejszych potrzebności na daną chwilę. Kopciuszek mi zwisał. Śnieżka też. Im dłużej myślę, tym więcej mi się przypomina. I sama nie wiem, czy to kamienie milowe, czy tylko resentymenty 😉
Tak czy siak, psychoanalityk niemile widziany.
Bobiku, ja tylko tak napomkłam żem.
Też się nie wzruszałam – chyba że niektórymi kapeluszami.
Haneczko, a ja uwielbiałam bajki o księżniczkach… Bobiczku, Ty z oczywistych względów nie mogłeś, jako pies. Pies uwielbia bajki o pasztetówce oblanej czekoladą. Poza tym – to już znowu ja – o wszystkich biednych ukrzywdzonych dziewczątkach („Słoneczko”, „Mała Księżniczka”, „Mały lord” – a nie, to księżniczek, w każdym razie wiecie, o co chodzi). Poza tym łykałam „jak karmny gąsior gałki” wszystkie dzikie zachody i dalekie północe, Maya, Curwooda, Coopera i Londona. Oraz książki o samolotach i ich pilotach. Mogli być prawdziwi albo nie. Aha, o piratach. Topsze, milordzie, japłonie kfitną f sadach Somersetu. Pardzo boetyczne.
No więc już nie wiem, czy byłam raczej dziewczynką, czy raczej chłopczykiem. Może było mnie dwie sztuki.
Dobranoc, dobranoc.
No to Nisiu, mnie tez bylo pewnie dwie sztuki, bo czytywalam (oj, do dzis dnia czytuje czasem! :oops:) te same dziela 🙂
Ale slubu nie ogladalam i moze jakos mi sie uda nie ogladac, choc kapelusze to i owszem, lubie. Ale poczekam na jakis Ascot albo inny Melbourne Cup 🙂
Bajki o Kopciuszku nie lubilam, a malzenstwo, nawet z ksieciem, jakos mi sie nie wydawalo szczytem marzen.
Moja smarkata, ktora majac 5 lat stanowczo stwierdzila, ze sie z Wiliamem „ozeni”, zapytana 25 lat pozniej, zawolala: ” mamo, z takim durniem!”. No i koniec bajki 🙂
Helena ma conieco racji, ale nie tak do konca. O ile krolowa budzi szacunek, nawet moj, to progenitura juz nie bardzo, moze tez i z tego powodu ona nie abdykuje?
W Australii ciagoty republikanskie sa bardzo silne, choc wydaje mi sie, ze monarchia republikanska jest dosc dobra forma rzadow. Powinnam raczej napisac: wygodna. Daje bowiem maluczkim glupia wiare, ze przyjdzie ktos i pozamiata, mimo ze miotle dzierzacy jest ten sam co nasmiecil.
Tradycje? Hm… czasem mam wrazenie, ze to zwyczajna niezdolnosc do zmian, lenistwo takie. Widac to na przyklad w kuchni. 🙂 Glownym pozywieniem jest tutaj od lat pizza, ale zrobic ja potrafi moze co 10 a moze i to nie.
Widowiska ludzie lubia, jest o czym mowic i temat bezpieczny.
Ale jakze sie ciesze, ze nie bedzie u mnie niekonczacych sie godzin beatyfikacji, sam slub wystarczy 🙂
Gdyby wszyscy ujawnili swoje ulubione lektury z dzieciństwa, to zapewne okazałoby się, że każdy z nas ma w sobie animusa i animę. 😆 Co zresztą już różni tacy podejrzewali.
Pręgowana przeżyła pierwszą w życiu burzę. Zachowała w obliczu tego zjawiska napiętą powagę, ale nie dała się odciągnąć od okna. Bardzo nierozsądnie. Ja w takich wypadkach robię to, co najmądrzejsze: włażę pod łóżko.
Co do kapelusików, to gdybym poszła na miasto w jednym z nich, tylko o mnie by jutro pisano.
A propos zjawisk atmosferycznych: mam nadzieję, że u Moniki wszystko w porządku i nie odzywa się tylko wskutek zajętości. Bo tam w Ameryce jakieś takie okropne dujawice latają, że naprawdę bać się można.
Bobiku, zamorduję jak mi poprawisz formę gramatyczną. Jak zobaczyłem kapelusiki natychmiast poczułam się kobietą.
Andsolu, na pewno pisano by nie tylko o kapelusiku, a o całej kreacji. 😆
Zarazara…
A dlaczego nie ma być wiadomością tygodnia, ba, nawet miesiąca, ślub, od którego tak dużo zależy!?
Czy pies jest aż tak prosty, że nie kuma?
Najwyraźniej…
Monarchia brytyjska jest od stuleci niedościgłym wzorem dla reszty świata. Wzorem dobrego wychowania, elegancji, dyskrecji, umiaru, dystansu, mądrości (tak!) i wielu innych, z których last but not least, wymienię umiarkowanie w jedzeniu i piciu.
Po kiego grzyba im monarchia – angolom to jasne- jak w demokracji są jednym z przodujących krajów od lat. No, po kiego?
Bo oni dobrze wiedzą, że demokracja demokracją, ale nic nie zastąpi wyższych sfer ze swoim etosem, o którym wyżej. W demokracji choćby nie wiem jakiej, nie ma mechanizmu snobstwa!
O zaletach snobizmu nie będę się rozwodził, powiem jeno, że równo-gówno, nic nie wystaje i jest papka. Angole wiedzieli zawsze, że bez szansy awansu życie jest do dupy, zatem tam nawet żebracy nosili się dumnie i łachmaniarską elegancją wyprzedzali cały świat. Bo kto wie, może się trafi fart, trzeba być gotowym. Taki książę i żebrak, taki Ebenezer Scrooge, Oliver Twist z całymi wichrowymi wzgórzami niosą przesłanie jedno: Może i u nas jest niesprawiedliwie, może złodziejstwo i sknerstwo z bandytyzmem, może, ale mamy wzór, jakiego nie mata wy, prostaki, mamy uosobienie najlepszych cech w Królowej i możemy zawsze wam powiedzieć: oddyntolta się od nas, bo my po swojemu i rupta, co chce ta, ale wara od naszego Króla!
Bo na co dzień może nóg nie myjem, ale wiemy, że to coś złego. Może sknerzymy, ale wiemy, że to złe, że trzeba pamiętać o biedakach, może żremy i chlejemy, ale wiemy, że to złe, bo umiarkowanie w tej materii istnieje, fizycznie istnieje ten wyrzut sumienia narodu!
A co my mamy na tego wyrzuta, hę? Jaki wzór nam pozostał po zawierusze dziejów?
Zatem elegancki ślub następcy tronu, który przejmie pałeczkę w dumnym niesieniu opoki cywilizowanego świata i dobrych obyczajów jest symbolem trwania dawnych, cenionych wartości, wywodzących się z dorobku cywilizacji, no i co z tego, że wcześniej rąbniętego innym i zawłaszczonego w czasach imperium?
To tam narodziła się splendid isolation, której porzucenie zaowocowało wojną światową.
Czemu do licha po ruchu dekolonializmu nastąpił powrót do więzi Commonwealthu i dziś spory kawałek świata czuje więź z monarchią i nie zamierza uciekać, ba, dumnie się obnosi z wielowiekową, choć niekoniecznie swoją, tradycją?
Świat się szybko zmienia i potrzebuje punktów stałych. Kto wie, czy nie ostatnim takim punktem jest monarchia brytyjska, punkt odniesienia w wielu sprawach. Jedną z ważniejszych, z czego sporo ludzi zdaje sobie sprawę, jest umiejętność zachowania równowagi w sprawach politycznych i społecznych. I nic a nic to z równością nie ma wspólnego, tylko z mądrością.
Zatem z większym szacunkiem proszę o książęcym ślubie, któren niesie nadzieję na przedłużenie złudzeń sporej części świata. Złudzeń, że mogą istnieć jeszcze elegancja, grzeczność, dystans, uprzejmość icotera, icotera…
Andsolu, a gdzieżbym miał poprawiać taką świetną formę gramatyczną! Sam bym chętnie taką miał. 😀
Eee, zeen, gdybym wierzył w to, że istotnie zainteresowanie Słynnym Ślubem bierze się z szacunku do świata wartości i elegancji, to bym słowa nie szczeknął. Ale ja, sam będąc postacią literacką, żyję jednakowoż w świecie rzeczywistym. 😉 A w nim widzę i słyszę – u fryzjera, w kolejkach na targu i w poczekalni u dentysty – co naprawdę jest obiektem zainteresowania. No, jednak głównie kopciuszkostwo i pompa. I ślubna suknia.
A, i kapelusze. 😆
Moze sie uda:
http://www.abc.net.au/polls/thedrum/vote/total.htm
Odpowiedz na pytanie o slub.
Ale ABC nie jest tym „mediem”, ktore czyta i oglada wiekszosc.
Osobno, bo to już trochę inna bajka – ponownego zwrotu ku metropolii, po okresie zachłyśnięcia się dekolonializacją, nie można wiązać z istnieniem monarchii. Ten sam proces nastąpił np. w wypadku byłych kolonii francuskich. Do tego stopnia, że np. obywatele Gwadelupy czy Martyniki wręcz odmówili choćby przyjęcia autonomii wewnętrznej. Chcieli być dalej skolonizowani i tyle. 🙂
Raczej bym tu był skłonny szukać przyczyn ekonomicznych albo jakichś takich, a nie monarchicznych. 😉
A co znaczy u Schmidta kopciuszkostwo? Szansę awansu.
Co u Brunnera pompa? Tęsknotę za elegacką oprawą uroczystości. Co znaczy plotkowanie o kapeluszach i ślubnych sukniach u Mullera?
Ano to właśnie, tęsknotę za szykiem, elegancją, dobrym smakiem, oryginalnym obyczajem. I za tym wszystkim, czego nie potrafią wyrazić werbalnie, bo już są tak zapuszczeni, że osiemnaście słów znają ( w Polsce gorzej, tylko cztery 😉 ) Bo choć nie potrafią powiedzieć, to czują, że wiążą się z tym wartości wyższe niż obcasy bucików panny młodej…
I niby po kiego oglądają w tej wizji Isaurę i ż życia sfor?
Bo chcieliby takiego życia, ino ono istnieje już w tym jednym, jedynym miejscu i niech ono trwa, bo może kiedyś, któregoś dnia…
Tesknota za blichtrem?
Awans przez lozko?
Eee tam, popieram Bobika 🙂
Elegancka oprawa to nie blichtr
Awans ma wiele dróg, dlaczego widzisz tylko łóżko?
Zwierzaku, gotowym pomyśleć… 😉 😆
Lepiej nie mysl, myslenie szkodzi. 🙂
To nie znaczy, ze nie lubie ladnych i eleganckich rzeczy, choc niekoniecznie musza to byc oprawy.
Ale wobec tego co sie dzieje od jakiegos czasu wszedzie na swiecie, wobec tego medialnego tsunami malowaznych informacji o niczym, ukierunkowanym na wychowanie i utrzymanie bezmyslnych nasladowcow, rosnie we mnie protest ogromny acz wewnetrzny 🙂
No i czasem wylazi… trywialnie owszem, ale postawie orzechy przeciw dolarom, ze w 99 prawdziwie.
Tęsknota do lepszego świata? Jasne, tak. Ale na czym ten lepszy świat, w takim wyobrażeniu z kolejki, ma polegać? Naprawdę na tym, że tam będą jakieś wyższe wartości? Nie mam wcale podstaw, żeby tak sądzić. To, co zauważam, to raczej marzenie o bogactwie i „żeby wszyscy zazdrościli”. No i marzenie o Wielkiej Miłości, ale to niekoniecznie musiałby być książę krwi. Prosty milioner też by załatwiał sprawę. 😛
Poza tym – ja wiem, że Ty, zeen, wiesz, o co chodzi z kopciuszkizmem i skąd się wzięła jego feministyczna krytyka. Więc chyba nie ma sensu, żebym ją tu streszczał szczegółowo. Wystarczy, jeżeli przypomnę, że ta krytyka nie miała Kopciuszkowi za złe marzeń o lepszym życiu jako takich, zarzuty dotyczyły płytkości tych marzeń, tudzież akceptacji swojej biernej roli i społecznego status quo, w którym kobieta mogła zrobić karierę tylko dzięki zamążpójściu. No, co ja poradzę, że nie budzi to mojego zachwytu.
Zjawiskiem (chyba) z kopciuszkizmu się wywodzącym jest fascynacja ślubami jako takimi, której zupełnie nie umiem podzielać. Istnieje cała ducka czasopism poświęconych ślubom i weselom – suknie ślubne, dekoracje, powozy, najlepsze miejsca do chajtnięcia się, planowanie przyjęcia, zastawa, prezenty… Tysiące czy nawet miliony czytelniczek (bo czytelników męskich chyba te pisma w ogóle nie mają) co tydzień wyławiają ze skrzynki nową porcję tego wszystkiego i zaczynają marzyć – kiedy spotkam Księcia Z Bajki, kiedy nadejdzie Ten Dzień, wtedy chcę mieć tę suknię, o, jak na tej fotce…
Można by powiedzieć – no i co w tym złego? Niech sobie marzą. Ale mnie się wydaje, że jednak nie tak trudno dostrzec, dlaczego te marzenia mogą w życiu szkodzić.
Bobiku, mówisz: obywatele Gwadelupy czy Martyniki wręcz odmówili choćby przyjęcia autonomii wewnętrznej. Chcieli być dalej skolonizowani i tyle. Cościk słyszałem o Gujanie francuskiej (bliżej mnie), też département d’outre-mer i składając parę relacji jakoś tak to widzę: tych dwieście ileś tysięcy ludzi jako państwo by żyło na poziomie innych zakątków Amazonii, czyli w feudalizmie z komarami. A tu całe życzliwe prawo francuskie ich broni z zarobkiem minimalnym i bezzarobkiem i pieniędzmi na dzieci. Poziom płac niewiele odmienny od Francji a potrzeby (klimatyczne) odmienne. I żadnych zachęt do rozwoju, przy drogach siedzą jakieś ludki, może od 50 lat i żują sobie coś i co im tam. A Francji opłaca się tej garstce wspomnień niewolników (plus nielegalnym i półlegalnym przybyszom z Brazylii) płacić, bo jednak ta wyrzutnia satelitów daleko od metropolii i Arabów i protestów to spora wygoda, a to przecież jest wielki interes.
No pewnie, andsolu, że tak to biega. I niemal dałbym sobie którąś z łap uciąć (a bardzo jestem do moich łap przywiązany), że o pozostaniu byłych kolonii w Commonwealth też zadecydowały różne względy praktyczne (choć nie wyłącznie ekonomiczne), a nie głęboka i nieopanowana miłość do Korony. 😉
I żeby nie było nieporozumień: ja jestem niemal anglofilem, a w każdym razie wielkim miłośnikiem tradycyjnej angielskości, m.in. przez monarchię reprezentowanej. Ale akurat taki event, jak dzisiejszy ślub, uważam raczej za majstersztyk całkiem współczesnego PR-u niż wcielenie tradycyjnych angielskich cnót.
Co szczeknąwszy oddalam się w kierunku telewizora, bo nie odmówię sobie powtórnego obejrzenia „Murder Ahoy”, a zwłaszcza Miss Marple śpiewającej Rule, Britannia. 😆
Mokzna wkkidziec blichtr albo zauwazyc katedre ktora od bez mala dziewieciset lat jest swiadkiem najwazniejszych wydarzen w zyciu narodu– koronacji. zaslubin. pogrzebow.miejsca pogrzebu najwiekszych poetow myslicieli i narodowych bohaterow. Miejsca gdzie sie mdziekujeBogu za zakonczenie wojny lub za wyzwolenie z dzumy. za ugaszenie pozaru ktory pochlonal niemal cale miasto.
mozna widziec awans przez lozko. Albo odnotowac jak bardzo zmienia sie najstarsza instytucja kraju w nowym stuleciu: krolewicz idzie do normalnego uniwersytetu gdzie poznaje normalna kolezanke . najpierw mieszka razem nia i innymi kolegami z uczeln w wynajetym mieszkaniu. potem wprowadza siez nia do innego wynajetego mieszkanie. idzie na wojne.ona pracuje. zyja sobie tak pare lat dzielac miedzy coba domowe obowiazi az w koncu po osmiu latach decyduja sie pobrac.
Ich malzenskie zycie bedzie odtad uplywalo w szklanym akwarium ajesli okaze sie ze chca sie rozejsc o rozwod jest nie do pomyslenia. bo to bedzieoznaczalo powazny kryzys konstytucyjny. a moze nawet koniec najstarszej instytucji w tym kraju.
W najlepszym zas wypadku czeka te mloda pare zycie z nieustajaej sluzzbie tak jak prababcie. babcie.dziadka. jca i matkepana mlodego. A niech sie im tylko noga powinie albo ktos. jakaas brukowa gazeta podsucha ich rozmowe telefoniczna…
Tryumf wspolczesnego PR?
A wiesz moe Bobiku dlaczego panstwo mlodzi niezaprosili na swoj slub wbrew naciskom politycznym Toyego Blaira??
Bo Dwor does not do PR. Ladnie to zostalo pokazane w filmie Krolowa. gdzie Tony usiluje wymusic na monarchini touchy feely zachowaie po smierci Diany. My akurat to dobrze pamietamy.
Ostatni raz Tony usilowal pomny nadchodzacych wyborow przejac organizacje pogrzebu zkrolowej Matki. choc od szesciuset lat organizacja pogrzebow zajmuje sie specjalny posel w parlamencie.
Dzień dobry. Słoneczko świeci, kawa się parzy 🙂
Z tego co usłyszałam wczoraj mimochodem, to reżyserią ślubu W&K zajmował się ten sam pan, który reżyseruje rozrywkowy program telewizyjny X-factor.
Ślub miał i tak się stało, wpisać się w reguły popkultury.
Takie wydarzenie jak królewski ślub jest samo w sobie fantastycznym PR. Na wyspach liczy się już dokładnie ile na tę promocje wydano i ile się na niej zyska w brzęczącej monecie. Nie mówiąc o wizerunku. Każdy kraj potrzebuje i praktykuje PR. Rodzina królewska, po skandalach rozwodowych, potrzebowała jej szczególnie. I nie ma w tym nic złego. Takie są reguły gry we współczesnym świecie.
Monarchia jako punkt odniesienia, wiodąca narracja, o czym pisze zeen, dlaczego nie? Amerykanie mają swój mit pucybuta, który został milionerem. Dlatego nie ma w nich takiej zawiści wobec bogatych, jak u nas. Bo może i ja …, bo może kiedyś …
Czy to należy do sfery wyższych wartości? Zależy jak je zdefiniujemy.
Ślub, każdy ślub, należy do rytuałów przejścia. I już to samo w sobie budzi refleksję, wzruszenie. Coś się kończy, coś się zaczyna. We wszystkich kulturach i zawsze, momentom przejścia towarzyszyły rytuały. Rytuały, które mają za zadanie podkreślić wagę momentu i udzielić wsparcia.
Dwoje młodych, pięknych ludzi wchodzi w nowy etap życia. Należy im życzyć szczęścia. Będzie im i łatwiej i trudniej niż wielu innym parą.
Forma nie powinna jednak górować nad treścią.
W tym wypadku górowała, bo takie są wizerunkowe interesy monarchii. Rodziny, która sama o sobie mówi „firma”. Młodzi doskonale to rozumieją i świadomie graja w te grę. Grę, w którą nie potrafiła grać Diana.
Jednych może takie widowisko ekscytować i mają do tego prawo na innych to nie robi żadnego wrażenia i to też jest w porządku.
No dobrze jotko. Pr3konalas mnie naukowo i antropologicznie. Rytual przejscia powinien byl sie odbyc z udizalwm najblizszej rodziny. w skromnych dzinsach. w wiejskiej kaplicy a rzad nie powinien byl oglaszac swieta narodowego i bron Boze nie zachecac spoleczenstwa do organizowania ulicznych festynow. Wtedy wszyscy byliby w pracy i o swej przyszlej Queen Consort dowiedzieliby sie z dzisiejszej prasy.
Wtedy tez nie doszloby do ubolewania godnego przerostu formy nad trescia .
Dzień dobry 🙂 Ostrzegam, że jestem w dobrym humorze, bo lać przestało i dzień jest targowy. A dobry humor może u mnie skutkować nagłym wzrostem skłonności analitycznych. 😎
Mam przy tym jakieś takie dziwne przekonanie, że fenomen – jak by nie było – o skali światowej warto zobaczyć w perspektywie analitycznej, a nie tylko od strony achoch lub buueeee.
Uwaga, zaraz zacznę. Kto nie może znieść analiz przed obiadem, niech nie czyta. 😆
Z tym, co pisze Jotka, bez trudu można się zgodzić tak w ogóle. Ale pozostawia to u mnie pewien niedosyt w szczegółach. 😉
Racja, że wolno się każdemu na własną rękę dowolnym widowiskiem przejmować lub nie przejmować. Ale myśmy tu zaczęli analizować sprawę bardziej teoretycznie, więc ta konstatacja już nie wystarcza. Aczkolwiek może służyć podkreśleniu, że w naszych rozważaniach nie chodzi o powiedzenie komuś „jesteś durny/-a, bo oglądałeś/nie oglądałeś, przeżywałaś/nie przeżywałaś”.
Racja, że ślubny PR (stwierdzenie, że dwór nie robi PR-u, włóżmy jednak od razu między bajki, bo nie da się go obronić) był korzystny dla rodziny królewskiej i dla Anglii, więc niby nie ma się o co czepiać. Ale jest o co, kiedy zaczyna się rozmowa, że to nie tylko PR, że za tym stoi przekaz pewnych wartości. Tutaj ja się jednak muszę spytać: jakich wartości? Nawet przy założeniu, że dla wszystkich Bytyjczyków były to wartości państwowotwórcze, pozostaje jeszcze ta reszta świata, która tkwiła przed telewizorami. Zeen mówi: dla nich to jest marzenie o lepszym życiu, lepszym świecie. Zgoda, tylko że „marzenie o” trochę trudno mi zaliczyć do wartości. Poza tym, we wszystkich przedślubnych „zajawkach” medialnych i rozmowach tzw. ulicy żadnych odniesień do szczególnie głębokich wartości nie słyszałem, natomiast przekaz kopciuszkowski pobrzmiewał bardzo wyraźnie.
Mit Kopciuszka różni się od mitu pucybuta w bardzo istotnym punkcie. Pucybut jest self-made-manem. Karierę zawdzięcza sobie i takim swoim cechom jak aktywność, spryt, wytrwałość, upór w dążeniu do celu, niepoddawanie się przeciwnościom (o puencie „i wtedy umarł mój wujek Henry i zostawił mi 10 milionów spadku” mit dyskretnie nie wspomina 😉 ). Kopciuszek jest apoteozą bierności, posłuszeństwa i cierpliwego czekania na niespodziewaną odmianę losu dzięki królewiczowi, który wyciągnie nieszczęsną z popiołu i poniewierki. Jest w gruncie rzeczy mitem Pigmaliona, opowiedzianym od strony wdzięcznej, zachwyconej (i zakochanej) Galatei.
Zestawienie mitów pucybuta i Kopciuszka świetnie, skrótowo obrazuje, jakie role społeczne przypisywało/przypisuje się kobietom, a jakie mężczyznom. I jeżeli przy okazji jakiegoś eventu okazuje się, że kopciuszkizm jest niezwykle żywotny, że najwyraźniej identyfikuje się z nim jakaś szalona liczba kobiet na całym świecie, to jako feminista mam chyba podstawy do obaw, a na pewno do refleksji.
Oczywiście, można było ten event widzieć również przez pryzmat katedry, tradycji i służby cywilnej. Ale z ręką na sercu: ile osób, nawet w samym Commonwealth w ten sposób to widziało? A ile poza nim? Jednak bym powiedział, że przekaz, jaki ten ślub niósł światu (zwłaszcza kobiecemu) był trochę innej natury. Tabloidy zresztą natychmiast to wywąchały i zaczęły naciskać klawisze różnych prostych emocji. Nie bez powodzenia. 😉
O rytuałach przejścia już osobno, bo się okropna dłużyzna zrobiła. 😉
Dzień dobry 🙂
http://www.plejada.pl/257674,0,czy-polska-para-ksiazeca-mieszka-w-palacu,wideo.html
Przerost formy nad treścią w polskim wydaniu, czyli nasz tutejszy „ślubizm”:
http://wyborcza.pl/1,75480,9281744,Motyle_bez_zmian.html
Dzien dobry 🙂
Zeen (00:50) Angole wiedzieli zawsze, że bez szansy awansu życie jest do dupy : problem w tym ze w Anglii mobilnosc spoleczna byla (i chyba nadal jest, choc w mniejszym stopniu) wlasnie strasznie mala. Od urodzenia czlowiek jest zaklasyfikowany wg warstwy spolecznej w ktorej sie urodzil i „oznaczony” akcentem jakim mowi i zmiana przegrodki jest rzadka. Michael Apted zrobil na ten temat swietny 4-godzinny film dokumentalny pt „7 up 28 up”, ktory nakrecal z przerwami przez 21 lat. Wybral 16 przypadkowych dzieci, po cztery z czterech roznych warst wpolecznych, i zrobil z nimi wywiady – pytal jak wyglada ich zycie codzienne, czym chca byc gdy beda dorosli itd. Nastepne wywiady z nimi na te same tematy robil gdy mieli lat 14, 21 i 28 (nameczyl sie ale znalazl wszystkich z jednym chyba wyjatkiem, za jednym nawet pojechal do Australii). W wieku lat 28 wszyscy wygladali dokladnie jak ich rodzice, z dwoma wyjatkami – chlopak z wyzszych sfer u ktorego ktorego podczas studiow w Cambridge rozwinela sie schizofrenia, i drugi z klasy sredniej, ktory stracil prace i spadl nizej. Oczywiscie sama znam w Anglii przyklady mobilnosci w gore, ale sprawa jest chyba trudniejsza niz w wielu innych krajach.
A slub ogladalam z usmiechem – chwila niefrasobliwej rozrywki (dla mnie 🙂 ). I nie dlatego ze kopciuszek ani ze slub, tylko cala ta bajkowa i troche smieszna pompa, krolewny i krolowie; mialam zreszta wrazenie ze i oni sami troche sie tym bawia. I cudowne konie! Oczywiscie uwieral mnie staromodny patriarchalizm, ciezar religii i autorytetu. Ale nie widzialam przerostu formy nad trescia – wydaje mi sie ze forma byla wlasnie w duzej mierze trescia. No i oczywiscie rytualy przejscia musza byc obchodzone w obecnosci calej grupy ktorej dotycza, a to bylo przyjecie w poczet rodziny krolewskiej dziewczyny ktore przypuszczalnie bedzie malzonka nastepnego krola (jesli Karola przeskocza, co bardzo mozliwe), wiec sprawa byla panstwowa.
Niektore kapelusze raczej przypominaly rog jedno(noso?)rozca 🙂
Witam słonecznie.
Napiszę, dlaczego żałuję, że w Polsce nie ma arystokracji. Otóż po 1989 roku nastąpił wysyp spryciarzy, którzy zrobili „byznes” dostrzegając lukę w rynku lub prawie. O ile sprytu odmowić im nie można, uczciwości i manier im brakuje. Kolega ojca budował pewnemu panu z listy „Wprost” basen w posiadłości za 15 tys. zlotych. Pieniędzy nie dostał, bo sprawni prawnicy znaleźli jakiś kruczek w umowie, firma splajtowała. Ojciec robił kiedyś coś w rozlewni popularnych w Polsce napojow gazowanych i stwierdził, ze takiego prostaka jak właściciel tego zakładu w życiu nie widział.
Widać to też drastycznie po rosyjskich nowobogackich. Żadnego gustu, wyrafinowania, tylko szpan. Arystokracja to nie tylko pieniądze, ale pewne tradycje, wartości i kindersztuba. Dzięki temu może nie zbawi się 3. świata, ale jakoś lżej znosić codzienność.
A co do młodych wyemancypowanych kobiet kontra „kopciuszkonizm”: jestem mlodą kobietą ze sporymi ambicjami naukowo-zawodowymi. Nie zmienia to jednak faktu, że przyszłe zamążpójście i założenie rodziny jest dla mnie bardzo ważne. I gdybym miała wybierać między karierą a małżeństwem, wybrałabym to drugie. Widzę, że tak jest ze sporą częścią osób z mojego pokolenia. Wychowani przez harujących po kilkanaście godzin na dobę rodziców, dorabiających się w chwiejnych czasach, uznajemy, że nie warto aż tak. Bo po co kupować nowe meble skoro nie ma czasu w nich usiąść. Po co fundować dzieciom dzieciństwo w żłobkach i u babć.
Uważam, że pompa musiała być – to królewski ślub! A że media skupiły uwagę tylko na tym – cóż, takie są w tej chwili media, dlatego tych telewizyjnych unikam. W internetowych wydaniach można się doszperać innych tematów.
Heleno,
ale ja absolutnie ani Ciebie, ani nikogo innego nie próbowałam do niczego przekonywać! 😯
Przedstawiłam tylko i wyłącznie własne podejście do tego konkretnego ślubu i do takiego sposobu organizowania masowych emocji, masowej wyobraźni w ogóle.
Co więcej, wcale nie twierdzę, że nie ma w tym żadnego sensu, żadnej wartości.
Ja jestem niepodatna na tego typu celebrę.
Jeżeli budzi to w ludziach dobre emocje, cementuje wspólnotę, motywuje do przekraczania swoich ograniczeń, to jest w tym wartość.
Tu na tym blogu dajemy sobie prawo do wyrażania swoich poglądów, więc napisałam o swoim osobistym stosunku do celebry. W życiu nie skrytykowałabym czyjejkolwiek fascynacji ceremonią ślubną W&K.
Był to z estetycznego punktu widzenia kicz. Proszę nie krzycz! Nie mam pogardliwego stosunku do kiczu. Dość gruntownie studiowałam ten problem. Kicz odgrywa niezwykle istotną rolę społeczną. W największym skrócie można powiedzieć, że w momentach kryzysu przypominają o podstawowych wartościach.
I tu, zarówno Ty, jak i zeen macie rację, przywołując kwestię wartości.
Mnie nie jest potrzebna taka forma przypominania o wartościach. Jeżeli jest potrzebna innym, to ja to szanuję.
W tej chwili w Polsce trwa szaleństwo beatyfikacyjne. Di samej idei beatyfikacji i kanonizacji mam skrajnie negatywny stosunek. Mimo, że jestem osobą wierzącą. Nie skrytykowałabym jednak nikogo, komu naprawdę tego typu doświadczenia, przeżycia są potrzebne.
Ciąg dalszy nastąpi 😉
Nie moge tego zrobic sama. ale czy ktos moglby zlinkowac komentarz Charlesa Moore What this wedding tells the world about our haappy nation z dzisiejszego Daily Telegrapha.
Jaki znowu kurcze Kopciuszek? Kto zaczal o tym Kopciuszku?
Bobiku,
ja „marzenia” zaliczam do wartosci i to do wartości o szczególnym znaczeniu.
Robię to w oparciu o wcześniej przyjętą definicję: wartość, to czynnik nadający kierunek naszemu działaniu w sytuacji wyboru.
Marzenie, w moim przekonaniu, moze zadecydować o tym czy jakiekolwiek działanie podejmiemy, czy też z niego z góry zrezygnujemy.
Bajka o kopciuszku i mit pucybyta mają wspólny mianownik. Jest nim potrzeba/wiara/gotowość wyjścia, przekroczenia swojej aktualnej kondycji/sytuacji. Czyli są podobne w zakresie celu.
Różnią się co do proponowanego sposobu osiągnięcia celu.
Cdn 😉
Lisku,
piszesz:
wydaje mi sie ze forma byla wlasnie w duzej mierze trescia.
czyli właściwie potwierdzasz przerost formy nad treścią albo innymi słowy powtarzasz za McLuhanem: środek przekazu staje się przekazem.
Ale nie ma co drzeć szat. W takiej rzeczywistości żyjemy i trzeba się nauczyć żyć w niej jak najlepiej 🙂
Cdn 😉
No, przeca tyż godom jak Jotka: nie o to chodzi, żeby komuś nawrzucać za to, że się wzruszał czy nie wzruszał. 🙂 Mnie się po prostu ciekawsze wydaje zanalizowanie zjawiska, niż zachwycanie się lub oburzanie. A słowo analiza zakłada, że się podchodzi do tematu nieemocjonalnie, krytycznie i z różnych stron. Skoro strona podkreślająca pozytywne strony wydarzenia jest licznie i zacnie reprezentowana, to chyba wręcz wypada, żeby była też przeciwwaga. 😆
Doro,
świetnie to nazwałaś: „ślubizm”. To co się wyprawia, to jakieś totalne poplątanie z pomieszaniem.
Mam na świeżo taki przykład. Córka znajomej miała zaplanowany ślub na wrzesień ubiegłego roku. Młodzi zamieszkali z sobą rok wcześniej. Planowali kameralne przyjęcie. W międzyczasie zmienili zdanie co do przyjęcia. Zdecydowali, że chca mieć wesele z bajerami i muszą na nie zarobić. Wobec powyższego przełożyli ślub na wrzesień tego roku. Wczoraj spotkałam znajomą i pytam czy juz sie zaczęła goraczka przedślubna. I dowiaduję się, że termin ślubu został znowu przełożony na bliżej nie określony czas. A właściwie określony. Ślub odbędzie sie wtedy kiedy panna młoda schudnie i ponownie zmiesci się w zakupionej wcześniej w … Londynie 😆 sukni ślubnej.
Oczywiscie ma być kościół, organy i cały katolicki ceremoniał udzielania sakramentu małżeństwa. Pełna forma, mało treści tegoż sakramentu.
Z punktu widzenia doktryny, B XVI ma całkowita rację, nawołując do ograniczenia udzielania ślubów „koscielnych”.
W wiekszości przypadków są one zawierane z uwagi na ich większa widowiskowość. A księżą, w wielu przypadkach, kierują się motywami finansowymi ( 500 – 2000 za 45minut).
I na tym kończę swoje „ślubne” wymadrzanie 😉
Moniko,
gdzie jesteś? 🙄
Jotko (10:55), wlasnie nie potwierdzam. Forma swietnie przekazywala to co bylo do przekazania. Krol lub kacyk jest strojny bo jego stroj ma obrazowac jego dostojnosc, tradycje, wywolywac potrzebe czolobitnosci itd.
Rozumiem ze wybor daty beatyfikacji JPII to proba wymazania z pamieci swieta robotnikow?
Jotko, posypuję łeb popiołem w sprawie wartości. Nieprecyzyjnie sformułowałem. Chodziło mi o to, że mnie, osobiście, trudno zaliczyć marzenie o zamążpójściu czy czekanie na „cud” do wartości pożądanych społecznie. Ale marzenie jako motywację do działania bez oporów do wartości zaliczę. 🙂
Mity pucybuta i Kopciuszka mają oczywiście wspólny mianownik, dlatego zresztą warto je zestawiać. Bo tym wyraźniej wychodzą różnice: sposób widzenia siebie (i bycia widzianym), swojej roli społecznej, pożądanych i niepożądanych cech, „dozwolone” społecznie metody działania, itd. To są archetypy męskości i kobiecości. Możemy zresztą przerobić Pucybuta na Wojownika, a Kopciuszka, powiedzmy, na Śpiącą Królewnę i na to samo będzie wychodziło. Aktywność i pasywność. Władczość i uległość. Samodzielność i zależność. Podpórka i bluszcz. Te numery. 😉
I właśnie ten archetypizm, to wrośnięcie w podświadomość sprawia, że tak trudno z pewnych ról czy motywacji, określanych tymi mitami, na dobre wyleźć.
Lisku, choćbym nie wiem jak chciał uwierzyć, że wybór takiej daty był przypadkowy, to cały czas jakaś siła fatalna mi nie pozwala. 😉
Alienor, żebyśmy się dobrze rozumieli: ja nie mówię, że w wyborze roli np. matki jest cokolwiek złego. Niepokoi mnie tylko trwałe społeczne przypisanie do tej (lub innej) roli. I akceptacja tego przypisania przez samych zainteresowanych, brak innej (pozytywnej) perspektywy. Skrótowo mówiąc: z jednej strony tyrady o świętej powinności kobiety, z drugiej popadnięcie w ślubizm. 😉
No, moze faktycznie rozni nas Jotko estetyczna wrazliwosc w ogladzie swiata. Nie widzialam kiczu. Widzialam tysiacletnia katedre pieknie umajona zielenia, slyszalam piekna muzyke wspolczesna i dawna. W tym najukochanszy w tym kraju hymn Jerusalem spiewany z entuzjazmem przez zebranych: obie rodziny panstwa mlodych, politykow, kolegow i przyjaciol mlodej pary, wdowy po poleglych na wojnie towarzyszach broni pana mlodego, sasiadow z rodzinnej wsi panny mlodej.
Widzialam bardzo szczesliwa i i zdenerwowana mloda pare i slyszalam ich wlasna modlitwe, aby podolac trudnosciom jakie ich czekaja. Aby pamietac o tym, co jest zyciu wazne i nie byc obojetnym wobec cierpienia innych. Slyszalam takze wymyslona szescset lat temu formule slubna o na dobre i na zle, w zdrowiu i chorobie. Ona mnie wciaz porusza, nawet wtedy, kiedy przysiega jest skladana w swiatyni a nie w balonie czy pod woda.
Widzialam tez przepiekna biala suknie oraz tradycyjny czerwony kabat brytyjskiego zolnierza znany mi od dziecka z licznych obrazow i filmow. Widzialam tez mase zabawnych i nieraz prawdziwie ekscentrycznych kapeluszy, zalujac, ze sama nie mialabym odwagi w takim sie pokazac, bo niestety jestem beznadziejnie drobnomieszczanska w ubiorze i z latami coraz bardziej.
Widzialam tez ogromne tlumy radosnych ludzi, ktorzy na co dzien maja zapewne jakkies problemy, bo kto ich nie ma, ale tego dnia postanowili cieszyc sie i wiwatowac.
Tradycja fajna rzecz, państwowotwórcza i w ogóle. Dobrze jest kultywować, niedobrze grzebać (w niej), bez różnicy, u nas czy u Angoli. Bo jak wczoraj zobaczyłem młodego w irlandzkim mundurze z kopciuszkiem u boku, to jakoś myśl lotna pomknęła do źródeł tej tradycji, a tam co mamy? Kopciuszek był rodzaju męskiego i ożenił się z Marią od Stuartów. Po kilku rzeziach i odgławianiach porządek dynastyczny wymagał, aby rzeczona Maria objęła wakujące stanowisko, na co kopciuszek wyszedł z siebie i powiedział, że żadnym mężem królowej nie będzie, a tylko całym królem ze wszystkim co trzeba. Jak powiedział, tak zrobił. Zebrawszy chłopaków najechał wyspę zbrojnie i kochał swój nowy lud tak długo, aż i oni go pokochali i zrobili całym królem. A że wyspa, jak wiemy, nie była najeżdżana zbrojnie od 1066 roku i to było dobre, więc uradzili, że ten najazd był Glorious i się nie liczy.
Irlandzki zaś mundur bardzo pasuje do tradycji dlatego, że kopciuszek już jako król wiele czasu i środków poświęcił na przywrócenie Irlandii do macierzy, co niewdzięczni tambylcy niesłusznie porównują z działalnością takich mężów stanu, jak Hitler i Stalin. I jeszcze pozbawił Londyn wielkiej atrakcji turystycznej, jaką byłaby głowa Cromwella zatknięta na dzidzie. Jak mu przeszkadzała na podwórku, mógł kazać pociągnąć pokostem i schować do szałerka, po co zaraz wyrzucać.
Ale uroczystość ładna była, tylko powinni jeszcze rzucać bilonem w tłum. Zawsze było w tej potrzebie trochę stratowanych na śmierć, a to jest bardzo medialne. Teraz naród brytyjski pogrąży się w szarzyźnie i nawet gdyby żona Beckhama zrobiła sobie nowe cycki, to już nie będzie to samo.
lisek (11:23)
niekoniecznie.
Jutro, czyli 1 maja, w KK obchodzona jest niedziela Miłosierdzia Bożego. Jest to święto w szczególny sposób związane z osobą JPII. I ze wzgledu na fakt wagi jaką do tego święta przywiązywał (wypromowanie siostry Faustyny) i ze względu na to, że zmarł w wigilie tego święta.
Tak to jest oficjalnie tłumaczone i być może tak właśnie jest.
Inna rzecz, że w Polsce coraz głośniej i coraz częściej mówi się o 1 maja, jako o święcie św, Józefa Robotnika.
Osobiście nie podoba mi się ani przerabianie 1 maja na święto kościelne, ani data beatyfikacji. W jednym i drugim przypadku trudno się oprzeć wrażeniu o zawłaszczaniu cudzych świąt, czyli symbolicznej przemocy 🙁
Wielki Wodzu, a dlaczego ja nie pojechałem na tę uroczystość? Bo jak nawet w bilonie by się nie zwróciło, to po co będę jechał?
Tradycyjna polska zasada – podróż musi się zwrócić. 😈
Jotko, absolutnie nieprzekonujące jest to oficjalne wyjaśnienie. Jeżeli nie chciało się robić konkurencji Świętu Pracy, czy nawet Józefowi Robotnikowi, to można było datę beatyfikacji ustalić właśnie w wigilię 1 maja, w rocznicę śmierci. A i innych sensownych dat znalazłoby się kilka. Trudno, ja tego wyjaśnienia nie kupuję. 🙄
Heleno,
każdy ten element widziany z osobna jest dokładnie tym o czym piszesz. Połączone i wyreżyserowane w jedno widowisko na potrzeby masowego odbiorcy jest „kiczem”. I używając pojęcia „kicz”, nie używam go w sensie wartościującym. Używam go jako kategorii opisowej. Zamiennika pojęcia „kultura popularna”, „kultura masowa” w opozycji do tak zwanej „kultury wysokiej”.
To musiało być tak wyreżyserowane, bo było adresowane do masowego odbiorcy i miało go poruszyć. I zostało wyreżyserowane w sposób perfekcyjny. Spełniło swój cel.
Mam wrażenie, że sprawiam Ci przykrość tym co piszę. Przepraszam, ale nie jest moją intencją sprawianie Ci bodaj najmniejszej przykrości.
Bobiku,
w głębi serca też tak myślę. Staram się jak mogę „nie osądzać bliźniego” i szukać usprawiedliwiających okoliczności.
Niemniej poczucie niesmaku pozostaje.
Jotko. Szekspir jest tez reyserowany dla masowego odbiorcy. Podobnie parada wojskowa . zaprzysiezenie prezydenta Ameryki czy kazdy publiczny pogrzeb.
Nie.Nie sprawiasz mi przykrosci.Ale prawda jest ze czuje pewna frustracje jak slysze o Kopciuszku czy balonach weselnych. Albo jak mi sie podsuwakompletnie becwalski tekst z Inercja pl jako powazny glos dyskusji o roli kobiet w brytyjskiej monarchii. Wtedy opadaja mi rece i jestem gotowa walic glowa a sciane.
Od Heleny http://www.telegraph.co.uk/news/uknews/royal-wedding/8484340/Royal-wedding-what-did-the-wedding-tell-the-world-about-this-nation-of-ours.html
Heleno,
o Kopciuszku od dawna mowia rozne media. No przynajmniej te tu na dole 😉
Serdeczne dzieki Haneczko.
Zwierzaku. W dniu smierci Diany zadzwonilo do mnie wolkowe Zycie proszac o wywiad. Pierwsze pytanie brzmialo: czy czy Di Spencer byla kopciuszkie.
Odpowieeeedialam z pewna irytacja w glosie: Diana po mezu Ksiezna Wallii kopciuszkiem z pewnoscia NIE BYLA. Specerowie maja znacznie starszt roowod arystokratyczny od Dworu….
Nazajutrz wywiad sie ukazal. Pod tytulem DIANA BYLA KOPCIUSZKIEM W RODZINIE KROLEWSKIEJ. Zerwalam z nimi wszelka wspolprace.Co im sie dawno zreszta nalezalo.
Heleno! Gdybym wcześniej się wylęgła, z pewnością napisałabym to, co Ty, zwłaszcza o 11.56. W tej sytuacji wystarczy, że poprę Cię obiema ręcamy.Widziałam bowiem i czułam dokładnie to, co Ty – a zawsze kiedy słyszę to ich Jerusalem – niekoniecznie na królewskim ślubie, może być na ostatniej nocy Promsów –
http://www.youtube.com/watch?v=iCpzEtlM4ZM
– to im zazdroszczę, tym Brytolom, że tak po prostu śpiewają pieśń o swoim ukochanym kraju, umiłowanym kraju. I nikt tego nie wyśmiewa, nie szydzi. A oni się wzruszają i są ze swojego kraju dumni. Ja kocham swój kraj, ale nie mogę być z niego tak dumna, jak bym chciała. Jestem – ale nie do końca. I to mnie gryzie.
Bobiku – ależ marzenie jest bardzo ważną wartością! Bez marzeń trudno byłoby żyć – i bez marzeń nie byłoby postępu.
Heleno, cieszę się, że bardziej już jesteś. Nie cieszę się, że za tym powrotem słyszę tak wyraźnie ostrość tonu, że trudno mi nawet dosłyszeć argumenty. I dlatego nie będę nic mówił o mieszance kilkusetletnich tradycji oraz kosztujących fortuny damskich kapeluszy do jednorazowego użytku.
Nisiu, wyjaśniłem o 11.31, co miałem na myśli z marzeniami i że – oczywiście! 🙂 – broń Boże nie zalecałbym rezygnowania z marzeń jako takich. Źle się wyraziłem po prostu, ale się szybko pokajałem i sprostowałem. 🙂
Bobiku, faktycznie, nie doczytałam, sorry, ekskjuzmi, bątą, sawuarwiwr, pardon!!!
pardą…