Wykłady z historii psoezji (1)
Forma nazwana hauku pojawia się w psoezji w wieku ok. 6 tygodni, kiedy to psy przechodzą w znacznym stopniu z pożywienia mlecznego na mięsne. W tym właśnie okresie po raz pierwszy manifestuje się przywiązanie do twardego konkretu, świadome osadzenie w tu i teraz, jak również dobrze pojęty minimalizm, tak jak w tym utworze:
resztka wołowej kości
nietrwałe piękno
co mam zjeść jutro zjem dziś
Niewątpliwy wpływ na kształtowanie się gatunku miały tzw. pojedynki obejściowe, odbywane w licznych gospodarstwach wiejskich między zwolennikami hauku i kukuruku-ku. W pojedynkach tych psoeci skłaniający się ku formom nadmiernie rozbudowanym padali często ofiarą ran dziobanych i byli zmuszeni opuścić pole walki z podwiniętym ogonem. Te historyczne doświadczenia doprowadziły do powstania liryki doskokowej, charakteryzującej się skrajnym ascetyzmem formalnym i zredukowanym do niezbędnego minimum czasem akcji. Zaskoczona nagłym psoetyckim zwrotem frakcja drobiowa wycofała się na z góry upatrzone pozycje na płotach, pozostawiając twórcom hauku wolną łapę w rejonach przyziemnych.
Zapewne z tych właśnie wiejskich początków bierze się wszechobecna w hauku natura, włączenie w odwieczny rytm pór roku, uwielbienie odżywiania się i rozmnażania, psaoistyczne dążenie do harmonii z rytmem wszechświata.
Za ojca-założyciela hauku uważa się Napsuo Baszę, owczarka kaukaskiego, wsławionego tymi wiekopomnymi wersami.
sam w spiżarni
białe płatki słoniny
rozpływają się na języku
Twórczość Baszy przesiąknięta jest filozofią budyzmu, a w późniejszej fazie również budyzmu ocieplanego. Niewątpliwie zresztą właśnie ocieplenie budy pomogło psoecie osiągnąć w duchowym rozwoju etap pogodnej akceptacji wszystkich, nawet ponurych i upokarzających stron psiej egzystencji.
pieska jesień
przedwczorajsza szynka
suchym plastrem opada ze stołu
Przedstawicielem nieco odmiennej filozofii jest spaniel Psobayashi Zwissa, zwany psoetą o zmęczonych ślepiach. Jego psoezja jest stoicka, a nawet leżacka, pełna świadomości omijania. Przekonanie o niewielkim wpływie psa na bieg świata i o wypływającej z tego bezsensowności psich wysiłków znalazło najpełniejszy wyraz w tym wierszu:
Króliki śmigają po łące.
Niech śmigają. Na mym młodym futrze
osiadł szron starości.
Na przeciwnym biegunie sytuuje się nurt hedonistyczny hauku, reprezentowany przez wyżła Yopsę Bushona, pochodzącego z Psoto. Jest on twórcą miniatur pełnych żywiołowej radości życia, ale i erudycyjnych odwołań do przeróżnych tropów z literapsury.
Hej, idę w las,
węszyć, biec, dopadać.
Ogon mi się migoce.
Kontemplacja przyrody połączona z miniaturyzacją pociągała nawet tak salonowe psoetki jak Takasama Chihuahua. W jej ujęciu natura jest jednak siłą zagrażającą, wyrywającą z bezpiecznego życia w prominenckiej torebce.
rzęsa na stawie jak trawnik
zdradliwa zieleń
uważaj gdzie stawiasz łapę
Prezentowana przez Chichuahuę postawa „i chciałabym, i boję się” dała początkowo podstawy do pseksistowskich interpretacji, późniejsi krytycy udowodnili jednak, że wewnętrzne rozdarcie, egzystencjalna niepewność i słabo tajony lęk przed światem są związane raczej z rozmiarami twórczyni niż z jej genderem.
Widoczną w ostatnich latach falę ponownej popularności zawdzięcza hauku synowi Amerykanina Pita Bulla i Japonki Akity Inu, urodzonemu i wychowanemu na ulicy, a następnie adoptowanemu przez znanego filantropa Pedigree Pala. Uznawany za wielkiego odnowiciela psoezji współczesnej Nasalonach Siki stworzył przemawiającą głównie do szczeniaków odmianę gangsta hauku, całkowicie zrywającą z dotychczasowymi tradycjami i posuwającą się nawet do gloryfikowania przemocy przy zdobywaniu środków żywności.
Jaja na bekonie w brzucho spasłe pchasz,
you, motherfucker, czemu psu nie dasz,
zęby wyszczerzone, jaja odgryzione,
w dole, na betonie, plama po bekonie,
joł!
Trudno powiedzieć, jakie tendencje przeważą w dalszym rozwoju hauku, zwłaszcza w związku z powstawaniem wciąż nowych ras, wzrastającą migracją psów ze wsi do miast i zmianami w przemyśle wędliniarskim. Niniejszy wykład chcę jednak zakończyć utworem starszym, anonimowym, stanowiącym niewątpliwie szczytowe osiągnięcie omawianej formy psoetyckiej. Do dziś nikt z równym mistrzostwem nie potrafił opisać smutku i bezradności głodnego psa wobec zamkniętej lodówki i obojętnej przyrody.
Księżyc o pasztetowej twarzy,
już dawno po kolacji,
aaauuuuuuu!!!
brawo brawo 🙂 samych kotletów na śniadanie 🙂
Bobiku, jesteś najpsieśniejszym psoetą 😀
No, wiecie co! Wiedzialem od wczesnego koceictwa, ze istnieje Kot Uczony (pisal o nim Aleksan Sergieicz Puszkin – „tam dniom i noczju Kot Uczionyj wsio chodit po dubu krugom), ale o takim Uczonym Psie jak nasz Bobik, to jako zywo nie slyszalem! Wykladu o hauku nie powstydzilby sie Maslon albo i nawet sama Profesor Psaniszkis!
I jakie przyklady piekne i chwytajace za gardziel – jak to w hauku! Najwieksze wrazenie wywarl na mnie gangsta hauku, choc wytdaje mi sie nietypowy dla gatunku.
Nie moge sie doczekac podobnego uczonego wykladu o Psonetach. To moja ulubiona forma.
O psonetach będzie we właściwym czasie. Musimy się trzymać programu nauczania, żeby MEN nam pieniążków na pasztetówkę nie odebrał. 😉 Mam tylko nadzieję, że nikt ode mnie nie będzie wymagał, iżbym w czasie wykładów chodził po jakimś dębie krugom. 🙄
Gangsta hauku programowo zrywa z tradycją, jest więc z natury rzeczy nietypowe. Nie mam, niestety, ścieżki dźwiękowej do cytowanego utworu, a szkoda, bo dobitne rapowanie tekstu przez Nasalonach Siku zdecydowanie wzmacnia ekspresję psoetyckiej wypowiedzi.
Gangsta drap popieram z cala moca. Sam jestem nie od tego, zeby se czasem nie podrapowac i miesem nie porzucac z blatu. 😈
Sliczny wyklad z psoetyki, Bobiku. 🙂 Tez nie moge sie doczekac psonetow, i podejrzewam, ze wyklad o concrete poetry bedzie wyjatkowo scisle zwiazany ze zmianami zachodzacymi w przemysle masarskim… 😀
Tymczasem ide zagospodarowac lup przyniesiony z farmy, gdzie swieze warzywa rozchodzily sie dzisiaj jak gorace buleczki. Moze to z kolei wplynie na formy poetyckie u roslinozercow. 😉
Ja też jestem gorącym wielbicielem gangsta drapu, zwłaszcza live, jak to mięso leci ze sceny, a ja siedzę w pierwszym rzędzie. 😆
Concrete poetry czyli poezje betonowa juz zesmy sie tu zajmowali kiedy kariere w internecie zaczely robic ostatnie wiersze Wolskiego i Rymkiewicza.
Też mi się concrete poetry zaraz skojarzyło z poezją betonową. 😀 Ale przypominam sobie niektóre utwory Bernardyna, które z pewnością do tego działu będzie można zaliczyć. 😉
A w betonowym znaczeniu to mi sie concrete poetry kojarzy jakos bardziej z New Jersey (cementowe buty), ale tak to jest z tymi skojarzeniami. 🙄 A tymczasem ide cos konkretnego rzucic na zab (zolta fasolka szparagowa – wywolywala dzis u kupujacych blysk pozadania w oku, godny najlepszych skrawkow z szynki). 😉
Ja jeszcze wczoraj pożarłem resztkę żółtej fasolki z targu, ale podobno to już była ostatnia w tym roku. 🙁
Witam, jako nowy i pozdrawiam wszystkie budy:)
Bobiku, genialne! Czekam na dalsze analizy mistrza, proponuję
,,psomantyzm w psolsce – czy psitwa to psojczyzna nasza?”
Witaj Guźcu. 🙂 Mam nadzieję, że należysz do guźców łagodnych, bo to są Duże Zwierzęta i kiedy nie mają łagodnego usposobienia mogą psu średniej wielkości napędzić niezłego stracha. 😉
Psoezja psojczysta zajmuje na naszym blogu tudzież w naszych sercach miejsce szczególne i bez wątpienia będziemy jeszcze nieraz do niej wracać – w wykładach albo i bez powodu, ot tak. Bo lubimy. 😉
w sobote mozna pospac 🙂
zadnych bardzo pilnych obowiazkow jak zarabianie na czynsz
spokojne siedzenie nad plachta gazety w towarzystwie herbaty, pieczywa, dzemu maloposlodzonego 🙂
brykam fikam 😀
“Dwadzieścia poematów o miłości i jedna pieśń rozpaczy – 14″
Bawisz się dzień za dniem światłem wszechświata,
Przychodząc w odwiedziny, delikatna, zjawiasz się w kwiecie i w wodzie.
Jesteś czymś więcej niż tą białą główką, którą
jak winne grono biorę codziennie w dłonie.
Nie jesteś do nikogo podobna, od kiedy cię kocham.
Pozwól, bym cię położył między wieńcami z żółtych kwiatów.
Kto pisze twoje imię literami z dymu wśród gwiazd Południa?
Ach, pozwól, bym cię wspominał, jaką byłaś wtedy, kiedy nie istniałaś jeszcze.
Nagle wiatr wyje i tłucze w moje okno zamknięte.
Niebo jest siecią wypelnioną mrocznymi rybami.
Tu idzie uderzenie wszystkich, wszystkich wiatrów.
Rozbiera się deszcz.
Lecą uciekając ptaki.
Wiatr. Wiatr.
Mogę walczyć tylko przeciw ludzkim siłom.
Burza zgarnia ciemne liście
I zrywa wszystkie łodzie, które wieczorem przycumowano do nieba.
Ty tu jesteś. O, ty nie uciekasz.
Będziesz mi odpowiadać aż po ostatnie wołanie.
Zwiń się w kłębek przy mnie, jakbyś się lękała.
Kiedyś jednak przebiegł tajemniczy cień przez twoje oczy.
Teraz, także teraz, moja mała, niesiesz mi wiciokrzewy
i nawet piersi masz pachnące.
Podczas kiedy wiatr smutny galopuje zabijając motyle,
kocham cię, a moja miłość gryzie twoje śliwkowe usta.
Jakże cię musiało boleć twoje przyzwyczajenie do mnie,
do mojej duszy samotnej i dzikiej, do mojego imienia, które wszyscy odpędzają.
Widzieliśmy tyle razy płonącą jutrzenkę całującą nasze oczy
i nad naszymi głowami zmierzchy rozwijające się w ruchome wachlarze.
Moje słowa spływały na ciebie pieszczotą jak deszcz.
Kochałem od dawna twoje ciało ze słonecznej masy perłowej.
Myślę nawet, że jesteś władczynią wszechświata.
Przyniosę ci z gór radosne kwiaty, copihues,
ciemne orzechy laskowe i dzikie kosze pocałunków.
Chcę zrobić z tobą
sobotni Neruda
(jak kochaja komunisci?, Heleno 🙂 )
brykanko
fikanko
🙂 😀
Dzień dobry. 🙂 Ja mogę na pytanie Rysia odpowiedzieć. Komuniści kochają nie rude. 😎
Spokojnego siedzenia nad płachtą gazety nie będzie, bo na targ trzeba lecieć. Btw, czy oprócz Rysia ktoś jeszcze czyta gazety codzienne w płachtach? Bo ja się przyznaję, że przeszedłem praktycznie całkiem na monitor. 😳 Wygodniej, wszechstronniej, lasy chronię.. Taniej też, ale byłbym skłonny skłonny bulić jakiś abonament, gdyby go żądano. Po prostu mam już nową, świecką tradycję – prasówka z kompem, nie z papierem. 😉
Rany boskie! 😯 W moim Krakowie kompletnie na łeb upadli! Patrzcie, jakie okropieństwo przed Sukiennicami wyrąbali
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,8480229,Projektant_fontanny_na_Rynku_odcina_sie_od_niej.html
W lecie jeszcze tego nie było, a może szkoda, bo zaraz bym zorganizował jakąś akcję obrzucania pomidorami albo zgniłymi jajami. 👿
Na szczęście nie wszystkie krakowskie pomysły są tak kompletnie od czapy. Niektóre są całkiem rozsądne. 🙂
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,8485566,Wpadnij_na_kawe__przygarnij_zwierzaka.html
No, widzę, że Bobik wreszcie się poważnymi sprawami zajął 😆
Ambicją każdego miasta w Polsce jest postawienie jakiegoś szklanego paskudztwa. Miasta prześcigają się, które paskudztwo paskudniejsze i bardziej rzucające się w oczy. Tu, gdzie w tej chwili mieszkam, władze wpadły na pomysł, żeby zasłonić miejski ratusz pawilonem zbudowanym ze szkła. Będzie on się oczywiście świecić nocą. Z kolei Gdynia, do której się właśnie przeprowadzam, zamierza zbudować takie cuś:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Gdynia-wybuduja-nowy-ratusz-n29726.html
Omdleć można 🙁
Hoko, we mnie stale walczy dusza naukowca z duszą aktywisty. 😎
Najgorsze, że zostawiają po tych walkach pobojowisko i żadna nie chce posprzątać. 👿
Każde miasto chce mieć, psiakrew, swój Luwr ze swoją piramidą. 👿 Bez oglądania się na straty.
Tej paryskiej piramidy też nie lubię i wiele bardziej mi się Luwr podobał bez niej, ale jednak nie jest to aż taka odpustowo-łazienkowa ohyda jak większość naśladownictw. Przy tym Paryż, począwszy od wieży Eiffla, miał już tradycje wciskania szokujących budowli w pejzaż. A np. w Krakowie ni cholery takiej tradycji nie było i nie wiem, po kiego grzyba robić zły początek. Lepiej być pierwszym Krakowem niż tysiąc sto dwudziestym trzecim Paryżem.
Pożytku z takiej fontanny żadnego. W Gdyni na tej szklanej ścianie to przynajmniej pornosy będzie można wyświetlać… 😈
Hmmm, teoretycznie tak … 🙄
Nie mam nic przeciwko kontrastowym połączeniom starego z nowym. Krzesło Louis Ghost przy dziewiętnastowiecznej toaletce wygląda całkiem fajnie, ale armaturowa fontanna przy Sukiennicach już niestety nie 🙁
Moim ulubionym stylem jest eklektyzm 😉 więc nie nabzdyczam się na niejednorodne stylowo połączenia jako takie. Tylko ten gustibus… 🙄
Bo do mieszania stylów trzeba wiele więcej wyczucia, niż do równego polecenia Ludwikiem XVI albo czystym beaubourgizmem.
Tak, gustibusy mają w takich połączeniach sporo do roboty. Jak się gustibusów nie poprosi o pomoc, to będzie po prostu Brzydko.
He, he. Chińcyki pienią się mocno w związku z Noblem dla Liu Xiaobo. 😛 Znaczy, władze się pienią, w sposób bardzo zabawny, bo u siebie muszą milczeć, jako że na użytek ludności żadnego Nobla nie było, gramy dalej, więc piana toczy się tylko w mediach zagranicznych. W wywiadach dla mediów niemieckich przedstawiciele władz kilkakrotnie podkreślili, że nagroda dostała się „kryminaliście, który nie spełnia standardów moralnych”. Kryminalista to nawet lepiej niż osoba prywatna, no ale od czasu Nobla dla Wałęsy upłynęło wiele lat i można było udoskonalić politykę informacyjną. 🙄
Szkoda, że nie mamy swojego człowieka blogowego w Państwie Środka, bo ciekawie byłoby się dowiedzieć, czy mimo blokady informacyjnej wszyscy Chińczycy już wiedzą i szepczą na boczku, czy też ta blokada jest rzeczywiście skuteczna.
c.d. gustibusów http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8485574,Jest_pierwsza_szkola_imienia_Lecha_Kaczynskiego.html
Mam nadzieję, że w takiej szkole nie będą nauczane żadne bzdury w rodzaju darwinizmu, etyki czy przygotowania do życia w rodzinie. Za to tygodniowe pensum religii powinno zostać podwojone, inaczej byłby wstyd na całą Wolskę. Było nie było, sztachectwo zobowiązuje. 🙄
Na Uczelni jest dużo Chińczyków, z wymiany. Zawsze się zastanawiam, co oni czują, jak wracają od nas do tamtej rzeczywistości. A może już mają wyprane mózgi przed przyjazdem?
Usiłuję się obudzić, ale jakoś mi nie wychodzi. A dzień za oknem taki ładny 🙄
Gustibusy to trudna rzecz, mam wrażenie, że osoby odpowiedzialne za planowanie miast w naszym kraju w ogóle ich nie posiadają. Ale w sumie Piza to chaos gorszy od Betoniarni, gdyby im ktoś fundamentów w wieży nie spartolił, to by nie było tam co oglądać. 😎
Bobikowi za wykład, a Rysiowi za wiersz, bardzo dziękuję.
Do podziękowań dla Rysia się nie wtrącam, ale mnie nie ma za co, bo wpisy uważam za swój psi obowiązek. 😆
Na Pizę nie dam złego słowa powiedzieć, przynajmniej na te jej kawałki, które mi są znane. 😎 Chaos, nie chaos, ale jaki przyjemny dla oka, ducha i brzucha. 😀
Jestem dotknięta niewielką i bardzo nieszkodliwą italomanią, więc też nie dam złego słowa powiedzieć na włoski chaosik. Milszy mi on często od polskiego porządku :/
Ja Italię tak nie bardzo pokochałam, Florencja owszem, Mediolan owszem, ale reszta mnie bardziej zmęczyła niż uradowała. A w Pizie przeżyłam szok estetyczny. Ale przynajmniej kelnerki mówiły po angielsku, o co było trudno w innych miastach. Nie mówiąc o okolicach Marti, w którym w te wakacje przebywałam z Rodzicielami.
No a ja dalej opiżamowana. Wstyd! 😳
Alienor, w sobotę piżama to obowiązkowy strój organizacyjny od rana do wieczora. A wieczorem to już zależy – kto zostaje w domu, może pozostać w stroju wieczorowym domowym, bo i jaki byłby sens się przebierać, a kto wychodzi, powinien się przebrać w strój wieczorowy wyjściowy.
W zimie obowiązkowy sobotni strój organizacyjny winien być uzupełniany przez ciepły szlafroczek i kaszmirowe skarpetki. 😎
Czesanie się przed 18.00 jest dozwolone, ale niechętnie widziane. Natomiast zakładanie przed tą godziną muszek, krawatów i biżuterii może skutkować wyrzuceniem z Organizacji ❗
Każden, jak wiadomo, ma swoich znajomych. 😉 Dla mnie w Italii męcząca była właśnie Florencja, głównie wskutek przewalających się tam tłumów, a w Pizie od razu poczułem się domowo i u siebie. Tylko sztuki wyjeżdżania z niej bez komplikacji i kręcenia się w kółko nigdy nie opanowałem, a wymagano ode mnie, żebym robił za pilota. 😳
Alienor, uściskaj ode mnie swoją piżamę i mocno przytul 😀 Chyba że wolisz mundurek, który jest moim tradycyjnym strojem weekendowym 😕
Piza jest jednym z najpiekniejszych miast swiata 👿
Wlochy, a zwlaszcza Toskania jest najpiekniejszym regionem Europy 👿 👿 👿
Ten kto jest zmeczony Piza lub Toskania jest zmeczony zyciem. 👿
Mordechaju, no cóż, ostatnio życie mnie wykańcza. Zdecydowanie najbardziej kocham Pragę i Paryż.
Dalej w piżamie. Uściskanej. Szlafroczek i skarpetki obecne. Uczesałam się koło 14, bo musiałam włosy umyć. A wychodzić raczej nie wychodzę, jutro na 8 do roboty 🙄
Mnie się za to udało wykończyć moją ludzką matkę. Migała się ostatnio od spacerów ze mną, twierdząc a to że się źle czuje, a to że zajęta… Zawsze coś znalazła. I dzisiaj ją wreszcie dorwałem, powiedziałem, że nie ma dyskusji i wyprowadziłem w pole. Trzeba było ją widzieć po powrocie – na czworakach, z wywieszonym ozorem i oblaną zimnym potem. 😛
Chyba coraz lepszy jestem w wykańczaniu. Ale co się dziwić, szkoła Mordechaja. 😈
Keep’em on a short leash, Mate 😈
a jakieś rycerskie ballady będą? w stylu „słychać szczek Broni / Rex gna do ataku…” ? 🙄
Ja od rana w stroju absolutnie nie pidzamowym, a automobilowym. Stała trasa Kraków- Warszawa. Piekna jesień…..
Okropieństwa na Rynku nie widziałam, choc mieszkam nieopodal, ale okropnie byłam zalatana. Jak powrócę do Krakowato zdam relacje, na razie felieton Staszka Mancewicza, wydaje się że b. trafny
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,8486317,Mancewicz__Upieknianie_Krakowa_poprzez_przezuwanie.html?fb_xd_fragment#?=&cb=fdd4cde629ef25&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
felieton Staszka M. popraw Bobiku – proszę , pisze nie na swoim laptopie i takie skutki!
jesień przyszła
czytam wykład o hauku
szczęka mi opada
coraz nizej i niżej
Pozdrawiam Bobiku
Foma, aż tak zimno jest, że Bronia szczęka? 😯
O, przepraszam, może to była nisko opadnięta szczęka Laudate. 😆
Też pozdrawiam, z cichą nadzieją, że kłopoty, o których kiedyś u siebie pisałeś, już sobie poszły, albo chociaż pochowały się po kątach. 🙂
Sąsiadko, Mancewicz ma rację, tylko co z tego? 🙁 Potworki architektoniczne będą sobie stały w najlepsze (najgorsze?), będą się pojawiać nowe, felietoniści się będą strzępić, psy będą szczekać, a karawana brzydactw i tak pójdzie dalej. 🙄
„szczeka”. Bobiku, gdzie Ty widzisz tam jakiś języczek? 😯
No, niestety Bobiku. wygląda na to, ze jesteśmy bezsilni! W Krakowie zniszczono ostatnimi laty, kilka naprawde uroczych i pieknych miejsc,stawiając tam okropne rzeźby pana Dźwigaja, albo – jak ostatnio- „multimedialne” fontanny. i co gorsze wielu to sie podoba….
A teraz dobranoc!
Foma, a jak Bronia mogłaby szczekać bez języczka? 😯
kiedys tam na spotkaniu w Klubie Miedzynarodowej Prasy i Ksiazki ( (EMPIK dla mlodych 😉 ) Pan Hasior bronil pomyslu robienia w przydomowych ogrodkach kwietnikow w pomalowanych olejna farba
oponach ciagnikowych
czym skorupka za mlodu……….
na dobranoc (lub na dobra niedziele 🙂 ) Muffin, Receptur Cyntthia Barcomi`s
pycha 🙂
Rysiu, przydomowe opony jakoś do nas nie dotarły 🙂 A sam Hasior też nie oponował 😉
Śmiejta się, śmiejta, a ja kiedyś rzeczywiście wykorzystałem opony do sadzenia kwiatków. To było w ośrodku azylanckim zrobionym w ten sposób, że w szczerym polu wyasfaltowano kawałek terenu, ustawiono mieszkalne przyczepy w kilku rzędach, doprowadzono wodę i prąd, po czym umieszczono tam ludzi. Żadnego drzewka tam nie było, żadnej trawki, żadnej doniczki, żadnego zaczepienia dla oka, bo miasto nie miało zamiaru w jakieś firlefance forsy pchać. Z rozpaczy namówiłem jedną firmę, żeby przywiozła tam stare opony, w innej wyskakałem przywóz ziemi za friko, a w zieleni miejskiej wyżebrałem trochę roślin i ludzie mogli sobie zrobić „ogródki” koło tych przyczep. Zaraz się tam jakoś bardziej po ludzku zrobiło.
Słowo daję, że do dziś nie mam najmniejszych estetycznych wyrzutów sumienia z powodu tej akcji. 🙂
zimno…………
jeszcze tylko 3° i mamy mroz!
mimo to dzien zapowiada sie wspaniale
niedzielne nic nie robienie (moze male gotowanko?)
koniecznie brykanie 🙂
brykam fikam 😀
Tak sobie myślę, że te opony na asfaltowym podłożu, i tle, mogły nie razić, ale na trawniku jak najbardziej… Już się ich chyba nie widuje 🙂
Podsuwam wazna rekonstrukcje W. Radziwilowicza z przebiegu smolenskiej katatrofy, Wiem, ze to troche dlugoie, ale staranne na tyle na ile mogl dotrzec. Bardzo polecam jak ktos ma czas i ochote.
http://wyborcza.pl/1,105770,8485740,Smolenskie_domino.html?as=1&startsz=x&fb_xd_fragment#?=&cb=f2d5c7161505f64&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
Czytałam w papierze (lubię płachty).
Brakuje mi jednego klocka – LK z jego kompleksami, obsesjami i bałaganiarstwem.
Ale przynajmniej jasno wynika, ze Panstwo Przydentostwo laskawe bylo stawic sie na lotniosku z godzinnym opoznieniem – pozostale 94 osoby musialy czekac, choc tez wstawaly do lotu o nieludzkiej porze.
No, ale punktualnosc nigdy nie byla uprzejmoscia chamow.
Ja jakos tego spoznienia nie moge zapomniec i darowac. Nie dlatego nawet, ze godzine wczesniej w Smolensku nie bylo mgly, ale dlatgo, ze spoznialstwo nawet parominutowe odbieram zawsze jako straszny afront i lecewazenie okazane osobie czekajacej. Dlatego sama jestem kompulsywnie i obsesyjnie punktualna i jestem na miejscu raczej za wczesnie niz za pozno. Zwlaszzca zas na lotnisko.
Nie wiem czy juz tu wspominalam, ze w rosyjskim funcjonuje takie ironiczne porzekadlo dotyczace spoznialskich oficjeli na ktorych wszyscy musza czekac: Gosti powazniej prochodiat popozdniej (Wazniejsi goscie przychodza nieco pozniej niz reszta)
Tak bylo zawsze z prezydentem i tak jest z jego bratem.
Heleno, wykaz jego spóźnień byłby b. interesującą lekturą. W tym przypadku ta nieszczęsna godzina decydowała o życiu.
😯 Przed oknem mojej sypialni, na chodniku stoi jakis facet i w wielkim skupieniu i zamysleniu drapie sie po jajajch 😯
Donosze z reporterskiego obowiazku. 😯
Dzień dobry 🙂 Słońce akurat świeci prosto na taras, więc choć dość chłodno, chyba się owinę w kocyk i pójdę tam wypić kawę.
Artykuł już przeczytałem i tylko mi on potwierdził to, o czym właściwie od początku byłem przekonany: nie ma jednego prostego wyjaśnienia, jest splot różnych przyczyn i ich pechowe zbiegnięcie się w jednym miejscu, o jednej porze. Ale wiem też, że kompleksowość świata jest dla niektórych umysłów nie do ogarnięcia i nie do przyjęcia, więc uparcie będą szukać tego jednego zdania, które w magiczny sposób rozwieje wszystkie wątpliwości i uprości wszelkie komplikacje. Nie tylko w przypadku tej katastrofy.
A w artykule Radziwinowicza jest swoją drogą jedno zdanie, które wyjaśnia jeżeli nie wszystko, to w każdym razie bardzo dużo: Jeśli do katastrofy doprowadziło coś polsko-rosyjskiego, to chyba tylko to, że w czasie przygotowań do tragicznego rejsu nasze „jakoś to będzie” spotkało się z rosyjskim odpowiednikiem – „awoś”.
Oczywiście, że to nie monolit, tylko puzzel pod powyższym tytułem.
Stwierdziłem, że pogoda jednak ne tylko kawowa, ale i do aktywniejszych przedsięwzięć się nadaje. Każę się Starym wyprowadzić na długi spacer, choćbym ich tym miał definitywnie wpędzić do grobu. 😈
Ja tez oczywoscie na to zdanie zwrocilam uwage i od rana dzwoni ono mi w uszach. Ale mysle, ze bylo jeswzcze cos wazniejszego, choc niewatpliwie zwiazanbego z owym „awos”, o czym Wacek nie wspomina w rekonstrukcji, gdyz zajmuje sie glownie jednak faktami, a nie icjh interpretacja. Chodzi mi o taki typowy w naszym wschodnioeuropejskim kregu historyczno-kulturtowym strach przed Wyzszym Czynownikiem i pokutujace przekonanie, ze jego nie obowiazuja normalne procedury. Procedura i regulamin musi ustapic przed Wladza i Stanowiskiem. Pare lat temu rzecznik rzadu RP odpowiadajac na pytanie dlaczego minister posiada bron palna choic nigdy nie wystapil o pozwolenie na nia, odpowiedzial z rozbrajajaca szczeroscia: Bo to nie jest zwykly Kowalski tylko minister.
I zebrani na briefingu dziennikarze przyjeli to bez szemrania, nie bylo zadbnego poruszenia, wrzawy, ktorej oczekiwalam w tym momencie, dalszych pytan, przyciskania rzecznika do muru. „Aaa, no chyba ze tak!” – mowily miny dziennikarzy. Ogladalam to na sejmowych monitorach (bo akurat bylam w Sejmie w innej sprawie) i nie moglam sie nadziwioc z jednej strony, z drugiej doskonale rozumialam mechanizm.
A Kaczynski wielokrotnie udowodnial, ze tak wlasnie rozumie swoja funkcje. Co tam procedury! Jego nawet ogloszona przez niego samnego „zaloba narodowa” nie dotyczyla, jak pokazal to w czasie zeszlorocznych dozynek gdy nieoczekiwanie ruszyl w tany. Dzizaz…
A ja teraz ide na wystawe do Victoria i Albert – Diagilew i Zloty Wiek Ballets Russes. BYlam na podobnej przed laty w Londynie, ale pokazano bardzo malo i mialam od tego czasu niedosyt.
Nawet sie umalowalam,. na wypadek spotkania jakiegos owdowialego hrabiego Obolenskiego czy innego Golicyna. 🙄
Pochwalisz się konkietą, Heleno?
Gdyby zaproszne do udziału w wyjeżdzie do Katynia osoby wyleciały punktualnie bez czekania na spóźnialskich to pewnie by dziś żyły, bo albo nie byłoby mgły, albo wylądowałyby na lotnisku zapasowym? Szkoda, że ne można tego wiedzieć. Też mam fioła na punkcie punktualności…
Polecam – http://wiadomosci.onet.pl/raporty/katastrofa-smolenska/miedwiediewa-w-smolensku-odczuwamy-bol-i-zal,1,3729224,wiadomosc.html , do ostatniego video.
Heleno, co do faceta pod Twoją sypialnią, to różne komputery mają guziki do włączania w różnych miejscach, jedne wyżej, drugie niżej.
Przed chwila wrocilam i nogi mi odpadaja. Jest upal i Werona w LOndynie na calego.
A bylo tak.
To muzeum jest naprawde blisko – ok, 20 minut metrem i juz jest South Kensington – jak sie okazalo calutkie od strony muzeow rozkopane i zagrodzone barierkami jakby krzyza pilnowano – I blame pinkwolona Olimpiade w 2012 na ktora wydaje sie w tej chwili gros moich podatkow 🙄 No wiec trzeba bylo przez te barierki sie przedzierac – nie tyle same barierki co jakies wyznaczone waskie korytarze miedzy nimi i isc od stacji z pol godziny zanim sie czlowiek znalazl przed okazalym gmachem V&A. Do kasy tlum jak po puchowe koldry w PRLu, ale szybko sie przesuwajacy i sprawnie obslugowany, I jak tak stalam sobie w tej kolejce to zobaczylam… NIESPODZIANKE. Prawdziwa Niespodzianke i to z gatunku tych najlepszych. Nie, nie byl to owdowialy hrabia Obolenski, ale jeszcze lepiej, zwazywszy…
Ale tu musze sie wrocic do wczorajszego wieczoru, kiedy juz w lozku postanowilam, ze pojde na tego Diagilewa. I rozmyslajac o tym slynnym impresariu (prawnik z wyksztalcenia) zastanawialam sie jakaz to byla genialna epoka dla sztuki i jak on potrafil zgrpmadzoc wokol siebie i wprzac do roboty najwiekszych geniuszy swego czasu – wprzac Fokina do wymyslania kompletnie nowatoprskej choreografii, Picassa do projektowania mu scenografii, Natalie Gonczarowa do scenografii i kostiumow, Prokofiewa i Strawinskiegoi do pisania mu baletow. Bo tylko Diagilew potrafil tak zorkiestrowac inscenizacje, ze muzyka, przestrzen, swiatlo, scenografia, kostiumy i choreografia zkewaly asie w jedno.
I przypomniualam sobie ze w tym samyn dokladnie czasie – cos widac bylo w powietrzu – inny wizjoner probowal robic to samo w teatrze, jezdzac po calym swiecie i wystawiajac spektakle, ktore zrewolucjoinizowaly teatr XX wieku, wymyslajac teatr na nowo. Zahaczyl takze o Rosje i wystawil tam w MCHATcie Hamleta. do ktorego muzyke i cala oprawe muzyczna przygotowal Igor Strawinski.
Edward Gordon Craig – nieslubne dziecko wielkiej brytyjskiej aktorki Ellen Terry, autor kiazki, ktora przeczytalam jak mialam chyba 18-19 lat i ktora pozostwaila we mnie gleboki slad : „O sztuce teatru”. Lata pozniej przylapywalam sie na tym, ze zawsze patrze na teatr jakby oczami Craiga ( i takze Brechta). Wydana w Polsce w drugiej polowie lat szescdziesiatych przez Wydawnictwo Publikacji Teatralnych i Filmowych, dawno juz mi zostala przez kogos ukradziona albo zgubiona i nie mialam jej w reku od tamtego czasu, kiedy czytalam z takim przejeciem, z jakim sie czyta tylko wchodzac w zycie.
I tak sobie w lozku rozmyslalam o Craigu i o Diagilewie zastanawiajac sie czy sie spotkali kiedykolwiek i czy Diagilew ogladal jego Hamleta w Moskwie w 1912 r. Ten Hamlet Craiga byl bardzo glosny w owym czasie i sporo wzmianek o nim pojawia sie w literaturze opisujacej ten okres burzy i naporu artystow i poetow w Rosji. Pamietam jedno zdjecie, zameiszczone chyba w ksiazce Craiga, ale bardzo nieostre, ktore nie dawalo mi spokoju – przedstawioajce scene jakby cala spowita materioalem z ktporego wynurzaly sie tylko glowy postaci dramatu. BYlam bardzo ciekawa jak to zostalo technicznie osiagniete i jak Craig poradzil sobie z ruchem aktorow.
I pomyslalam, lezac w lozku, ze dziwne jest, ze nigdy nie natrafilam na zadna wystawe poswiecona Craigowi – taka z makietami sceny, z projektami kostiumow, albo nawet samymi kostiumami jesli sie zachowaly po dwoch wojnach swiatowych i ze chetnie bym taka wystawe zobaczyla….
No ico? Stojac w kolejce do kasy zobaczylam, ze wsrod licznych ekspozycji pokazywanych w tej chwili w V@A otwarto wlasnie niecaly miesiac temu wystawe zatytulowana „Przestrzen i swiatlo” poswiecona Craigowi i jego wizji teatru. I wstep jest na nia wolny.
Uznalam bez namyslu, ze Diagoilew moze spokojnie poczekac na srodek tygodnia, kiedy nie ma takich tlumow jak dzis i pognalam do skrzydla gdzie kilka salek poswieconych bylo Craigowi!!!
Spedzilam tam ze dwie i pol godziny, a w drodze powrotnej na Diagilewa utknelam niestety w sali z rzezbami Epsteina na nastepna ponad godzine.
No i wreszcie dotarlam do domu – glodna, zmeczona, szczesliwa.
Jak kogo Craig interesuje, to moge pozniej opowiedziec. 🙂
A pewnie, że interesuje. 🙂 Wieki temu, szczenięciem jeszcze niemal ślepym będąc, oglądałem jakiś film o Craigu (wszelkie szczegóły już mi się, rzecz jasna, kompletnie zatarły), który też zrobił na mnie duże wrażenie, chociaż był prawdopodobnie kliszą na kliszy. 😉 Craig był tam pokazany jako ktoś w rodzaju poety przeklętego, który nie dojada, nie dosypia i zadręcza swoje otoczenie, podporządkowując wszystko realizacji swojej wizji teatru. Wiadomo, szczenięciu chowanemu na polskiej literaturze romantycznej etc. takie życie sztuką wydało się piękne, wzniosłe i godne naśladowania. 🙄
Potem szczenię poczytało trochę obrazoburców i stosunek do wzniosłości, a zwłaszcza zadręczania otoczenia nieco zmieniło, ale nabyte w dzieciństwie uznanie dla Craiga jakoś zostało. 🙂
wieczorowo 🙂
najedzony pierogami miesnymi (mam slaby charakter chcialem
„oszczedzac” CO2 i co wcimam miecho 🙁 ) przeczytalem
„smolenskie domino”, przykre ale nic nowego , nic czego nie
spodziewalem sie, musze tez niestety przyznac ze pod wplywem
tego co i jak w Kraju dzieje sie radykalizuja sie moje poglady o
zyciu tam i ze wstydem powiem: stalo bo zasluzylismy sobie !!!
tutaj linka do wywiadu o aborcyjnej usludze dla polek w BRD
„Tylko nieliczne Polki uważają: 'Robię, co chcę, moja sprawa’. Kobiety ze wsi mówią: 'Żeby się, nie daj Boże, nie dowiedział ksiądz’. Urzędniczki obawiają się kłopotów w pracy. Większość wie, że byłoby to źle odebrane. Poziom lęku Polek jest niewyobrażalny.”
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75248,8386038,Sasiadom_trzeba_pomagac.html?as=2&startsz=x#ixzz11yoRF4rg
POZIOM LEKU POLEK JEST NIEWYOBRAZALNY !!!!!!!!!!!!
pora na TV- dziennik 🙂
Aaa, Bobik, zaluje, ze tego filmu nie widzialam, nawet nie slyszalam, ze byl taki.
No wiec powiem, ze choc spedzilam na tej wystawie sporo czasu, starajac sie czytac wszystkie opisy pod eksponatami, to jednak mnie ona roczarowala Zajmuje trzy sale eksponatow i jedna sale audiowizualna – najciekawsza ze wszystkich dla mnie. Czesc tej salki byla kompletnie ciemna, a polowe wypelniala makieta (jedyna na wystawie) z tego Hamleta. Scena od proscenium zabudowana jest schodami na cala szerokosc jakby prowadzace do zamku w Elsinorze, dochodza do platformy po obu stronach ktrorej widac jakby wejscia do wiez strazniczych (latwo tu sobie wyobrazic poczatek Hamleta: Stoj! Kto idzie? Podaj haslo!) , i w polowie sceny schody coiagna sie znow w gore i na dwu trzecich wysokosci otwoera sie niebo, ktore nieustannie sie zmienia. Gdzies na tej platformie widac dwie niewielkie figury postaci dramatu. Z miejsca w ktorym sie siedzi – na skos ustawiona lawa przy przeciwlekgelj scianie widzi sie nieusatnne zmienianie tej sceny, co jest osiagane niesluychanie sprytnie operowanym swiatlem „nieba” – wiec ta scena czasami wydake sie byc palacowym wnetrzem, czasami podejciem do zamku etc.
Bardzo sie to wszystko kojarzy z „Teatr moj widze ogromny, wielkie powietrzene przestrzenie, ludzie je pelnia i cienie, ja jestem grze ich przytomny….” etc. Z glosnika idzie caly czas narracja – czesciowo glosem samego Craiga ( w 1951 roku opowiada w radiu BBC epizody ze swojego zycia: mogl to byc program Dessert Island Discs) a czesciowo czytane przez aktora. Glos samego Craiga (podobno bardzo podobny do Ellen Terry) ogromnie mnnie jakos wzruszyl, bo go nigdy nie slyszalam. Opowiada, ze choc urodzil sie w teatrze, imal sie rozlicznych zajec i dopiero jak mial 27 lat porwal go na serio tetar i poswiecil wiele lat na „studiowanie teatru” – ale nie dowiadujemy sie ani na czym to studiowanie polegalo, ponad to, ze poczatkowo nie interesowalo go ani granie, ani rezyserowanie. Domyslalam sie, ze duza role odegrala w tym jego powaznym zajeciem sie teatrem Isadora Duncan, ktorej byl menadzerem. kochankiem, ojcem jej corki (pozniej mial tez corke z Eleonora Duse) . Opowiada jak ja poznal wchodzac do czyjegos domu w Berlionie i widzac kobiete siedzaca przy fortepianie i grajaca preludium Chopina, po skonczeniu wstaje, podchodzi do okna, nie zwraca na niego uwagi, potem wraca do instrumentu i znow gra Chopina. Opowiada rozne inne anegdorty ze swojego zycia, ale niewiele w tym o drodze jaka przeszedl w drodze do swojego teatru ogromnego. Mowi o tej inscenizacji w Moskwie, ale tez raczej anegdotycznie: ze Hamleta gral Stanislawski, dyrektor i on decydowal o reszcie obsady. Craig byl napalony na jedna aktorke, ktora chcial aby grala Ofelie, ale Stanislawski powtarzal: nie! ona jest za glupia! – Ale ja chce glupia i piekna Ofelie! – domagal sie Craig, jednak stanelo na decyzji dyrektora, hehe.
Pozostale salki sa wypoelnione jego drzeworytami i szkicami kostiumow. Pare nieostrych zdjec Te drzeworyty sa bardzo fajne, bardzo stylizowane, bardzo art nouveau ale niewiele mozna sie dowiedziec z tego jak to wszystko sie mialo do jego spektakli, do inscenizacji.
Wiec dla mnie zanadto staroswiecka wystawa, malo wlasciwie edukacyjna i ktos kto chcer zobaczyc jakas rekonstrukcje dajaca wyobrazenie czym wlasciwie byl teatr Craiga, to niewiele z niej wyniesie, choc ta makieta ktora zobaczylam byla bardzo dobra. Brakowalo mi kostiumow – chocby na nowo uszytych. Brakowalo wiecej makiet, chocby malych. Gdyby byl troszke wiecej pokazany teatr. 🙁
A jeszcxze Craig mowi w tym programie BBC, ze zawsze bardzo sie identyfikowal z Hamletem, bo dla niego jest to dramat o wyobcowaniu, izolacji i nieprzyemijajacej obsesji niezyjacego czy tez nieobecnego Ojca. POczulam wiele ciepla dla tych jego slow. 🙂
A teraz cos bardzo waznego w telewizji – X Factor, a zaraz po nim Downton Abbey, ktore razem ogladamy z E. Niestety E. kategorycznie odmawia gryzienia ze mna paznokci przy X Factor, wiec nawet nie man z kim omowic. Dopiero jak przychodzi nasza fryzjerka Margaret, to wmieniam z nia kompetentne uwagi. 🙄
No, jak Boga kocham!….
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8491721,Awaria_samolotu___bliscy_ofiar_nie_wylecieli_z_Witebska.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f12f6138870173&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
🙂
Bardzo ciekawe, Helenko.
Heleno, odetchnęłam Tobą i Craigem, a potem http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8491393,Msza_sw__w_intencji_ofiar_katastrofy_smolenskiej_.html
I Kuczyński http://wyborcza.pl/1,75968,8490416,Jeden_wodz__cwiartka_narodu.html
Ten polityczny lobuz chce Polske podpalic.
I ktoregos dnia moze sie mu to udac.
Kot Mordechaj czeka na rozprawkę o Psonetach, natomiast ja bym chętnie poczytał coś na temat Kamapsutry.
Ukłony.
Bobik jest szczeniaczkiem. Nie zna sie na swinstwach 👿
Opracowujemy Kamapsutry w wydaniu dla dzieci, dla dziewic oraz dla rolników. Imprimatur Świętej Stolicy. Barwne ilustracje w krakowskich strojach. Opłata co łaska w najbliższym najlepszym kościele.
Musiałem sobie dziś wieczorem zakazać wchodzenia na blog, bo wisiało nade mną roczne sprawozdanie, które koniecznie trzeba oddać poniedziałkowym rankiem. 👿
Sprawozdawczość jakimś musicudem udało mi się wypichcić i jutro (he, he, ładne mi jutro) będę mógł się zająć przyjemniejszymi rzeczami, w rodzaju kamapsutry. 😀
Jednego tylko nie rozumiem, może ze względu na mój młody wiek. Dlaczgo tę kamapsutrę trzeba uprawiać w krakowskich strojach? 😯
Może andsol się zlituje i wyjaśni szczeniakowi. 🙄
Ach, nawet i Ciebie, Bobiku, pomimo mlodego wieku, dopadla sprawozdawczosc. Zawsze, oddajac sie pisaniu sprawozdan, zastanawiam sie nad tym, czy ktos to w ogole przeczyta… I czy lepiej byloby, zeby tak, czy zeby nie. 😉
Gordon Craig rzeczywiscie zasluguje na przyzwoita wystawe, ale przy Szekspirze i tak jakos bardziej mam skojarzenia z lupinami od orzechow, swiatlem dziennym, i scenografia glownie slowna, ktora mogla byc tak piekna, jak opis poranka w „Romeo i Julii”, lub tak zabawnie nieudolna, jak opis dziury, przez ktora porozumiewaja sie nieszczesni Pyramus i Thisby. (W czasach Szekspira najwiecej pieniedzy szlo na kostiumy, a sporo takze na krew, bo akurat przy tym aspekcie upierano sie przy realizmie.) 😉
W ktorej to powiesci Dickensa jest okropnie smieszny opis przedstawienia Hamleta odgrywanego przez wedrowny teatr tak jak trzeba – w jakims zajezdzie, gdzie w czasie slynnego monologu „Byc albo nie byc” zgrmadzona pubicznosc dzieli sie na dwa wrogie obozy, jeden krzyczy aby byc, drugi namawia aby Hamlet strzelil sobie w leb, a w koncowej scenie Hamlet bardzo efektownie umiera „poczynajac od lydek”?
Czytalam to pierwszy raz w tlumaczeniu rosyjskim i okropnie se zasmiewalam, po latach siegnelam po polski przeklad i okazaqlo sie, ze tlumaczce, Pani Karolinie Beylin udalo sie ten opis zamordowac znacznie skuteczniej niz objazdowemu teatrowi Hamleta. Wtedy zrozumialam, dlaczego wielu polskich czytelnikow, w tym moja Bardzo Uczona Kuma, uwaza, ze Dickens to slabiutki pisarz i sentymentalny.
Dzien dobry. O jedenastej ma przyjsc Ernie od naprawy drzwi do garazu. Albo nie przyjsc. Mnie w antycypacji juz krew zalewa
Dzień dobry 🙂 Zupełnie nie pojmuję oburzenia Heleny. Zachowanie Erniego czy wczeniej Declana jest dowodem żywotności szekspirowskiej tradycji na Wyspach i znakomicie pozwala nawet początkującym szekspirologom zrozumieć, skąd się wzięły hamletowskie dylematy. Przyjść albo nie przyjść? – tradycyjnie kombinuje angielski rzemieślnik. Będzie dziś czy nie będzie? – tradycyjnie zastanawia się jego klient. Kiedy więc w teatrze ze sceny pada sławne „być albo nie być” ze zbiorowej piersi publiki wyrywa się zduszony jęk, bo to, co mówi Hamlet, to nie są tylko słowa, słowa, słowa. Każdy widz zna sprawę z własnego, bolesnego dowiadczenia.
Gdyby wszystkie robótki ręczne w Anglii zaczęli nagle wykonywać rzemieślnicy, którzy umawiają się i przychodzą, kto by jeszcze chciał oglądać jakiegoś przestarzałego „Hamleta”, niemającego nic wspólnego z rzeczywistymi ludzkimi problemami? 🙄
poza tym wyliczanka: zaleje nie zaleje była przecież trenowana codziennie w erze starego B. i zalewało umiarkowanie często…
Nie czytałem Dickensa w oryginale, więc muszę przyjąć na słowo, że w polskim przekładzie mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem traduttore, traditore. Ale nie wiem, czy niezależnie od przekładu, z Dickensem nie jest podobnie jak z Sienkiewiczem – należy czytać go po raz pierwszy w odpowiednim wieku, na ludzkie lata tak między 10 a 14. Serduszko ma się wtedy wrażliwe i można się głęboko, szczerze przejąć perypetiami i niedolami bohaterów. Im później, im większy się ma dystans do czytanego, tym trudniej przełknąć współczesnemu czytelnikowi dziewiętnastowieczną prozę. No, chyba że czyta ją w dorosłości po raz kolejny, mniej zwracając uwagi na akcję i niedole, a większą na mechanizmy i uniwersalia.
Ale w wieku lekturowym… No cóż, obawiam się, że szczeniak, który zaczął słuchać heavy metalu, a jeszcze, nie daj Boże, przez przypadek przeczytał jakiegoś Houellebecqa, jest dla Dickensa stracony. 🙄
Uwaga fomy uświadomiła mi, jak źle jest z przestrzeganiem tradycji w Polsce. Zaleje się czy nie zaleje? w związku z niecierpliwie oczekiwaną wizytą fachowca było podstawowym pytaniem klientów przez wszystkie lata PRL-u. I patrzcie, wystarczyło głupie 20 lat, żeby starsi o zadawaniu tego pytania zupełnie zapomnieli, a młodzież w ogóle przestała rozumieć , o co w nim chodziło. A na Wyspach, proszę bardzo – mimo upływu wieków reakcja na dylemat hydrauliczny jest niezmiennie żywa.
Gdzie by dziś była angielska kultura, gdyby nie wyspiarska klasa majstrująca i jej szacunek dla odwiecznego obyczaju?!
A no wlasnie – typowe podejscie czytelnika, ktory zostal przepuszczony przez wyzymaczke przekladu Pani Beylin – niech jej ziemia lekka bedzie.
Bo uroda Dickensa nie polega na duszeszczipatielnych opisach nedzy, ale na nieslychanym, przewrotnym, dzikim poczuciu humoru, a i owszem takze na bardzo wspolczesnej, chcialoby sie powiedziec socjalistycznej czy tez lewicowej krytyce stosunkow spolecznych, instytucji panstwa i systemu prawnego. Nie sposob lac lez nad Dickensem, bo on jest wicked!
Kiedy siegnelam pierwszy raz po tego pisarza, po Olivera Twista, juz mialam za soba lektury naprawde wyzymajacej lez prozy – opowiadan Czechowa, powiesci Kuprina, Harriet Beecher Stowe, ktorej Chata Wuja Toma pewnie do dzis doprowadzilaby mnie do fontanny lez (scena kiedy mala dziewczynka-niewolnica w domu StClairow przymierza przed lustrem sukienke swojej malej pani zawsze pozostawiala mnie doszczetnie roztrzesiona).
Z Dickensem tego nigdy nie bylo wlasnie przez jego wickedness, przewrotnosc. I takie jego glebokie przekonanie, ze w swiecie istnieje sprawiedliwosc, tylko nalezy tez swiat troche lepiej urzadzic.
I mysle, ze niesklonni do sentymentalizmu Angole, nie uwazaliby go za najwiekszego po Szekspirze pisarza, gdyby bylo inaczej. gdyby nie doceniali, ze Dickens znacznie czesciej doprowadza do huraganow smiechu niz do lez. His turn of fraise!
Ale Dickensa nie wolno czytac w przekladac roznych panc imajacych sie zajec ponad swoje sily. Zakazane!!!!
Niech ja jeszcze raz uslysze, ze Dickens jest sentymentalny!
hola hola, uwaga nawiązywała do tradycji pozytywistycznej. Czwarta potęga gospodarcza świata, COP, Staszic, Łukasiewicz, Wokulski… Wolulskiemu na pewno nic nie kapało.
Jest w internecie – http://wyborcza.pl/1,75480,8475312,Jestesmy_rasa_mloda_i_dzika.html
Jak Wokulski miał katar, to na pewno i jemu kapało. Nie ma takiej potęgi gospodarczej, która by wygrała z katarem. 🙄
Heleno ja się zgadzam i z tym, że zły przekład każdą książkę potrafi położyć, i z tym, że poczucie humoru zdecydowanie ułatwia recepcję, i z tym, że Dickens po angielsku jest zapewne o ileś klas lepszy od Dickensa po polsku. Ale i tak – uogólniając sprawę – mam wrażenie, że współczesny czytelnik z prozą dziewiętnastowieczną ma pewien kłopot i zastanawiam się, czy nie bierze się on stąd, że każe mu się tę prozę czytać w niewłaściwym momencie. Za późno albo za wcześnie.
Do 10-, 12-latka może przemówić akcja, warstwa „przygodowa”, silne emocje. 30-, 40-latek będzie w stanie dostrzec lewicową krytykę, uniwersalny wymiar, etc. Ale dla niecierpliwego, zajętego swoim życiem hormonalnym, trudnymi wyborami u progu dojrzałości, rozproszonego między chatem, fejsbukiem i jutubem 15-, 16-, 20-latka, XIX-wieczny sposób narracji może być irytujący, nudny, nieprzystający. Tak mi przynajmniej szepcze moja intuicja. A o ile się nie mylę, XIX wiek pakuje się do lektur właśnie w tym czasie.
Różne fachury od literatury uparcie za najlepszą polską powieść uznają „Lalkę”, może i nie bez powodu. Tylko niech mi ktoś pokaże ucznia lub studenta, który „Lalkę” wymieni na jednym z pierwszych miejsc wśród swoich ulubionych książek. He, he. 😉
Alez tych 15-20-latkow wychowywanych od malenskosci do galopujacego ADHD nie sposob zagonic do czytania takze powiesci XX wieku. Albo nawet XXI. Moich mlodych kuzynow, Gosze i Andriusze nie moglam ublagac aby wybrali sobie ode mnie jaka chca ksiazke, jak bylismy w ksiegarni i rodzice chlopcow z obledem w oczach biegali od polki do polki.
Nie wiem jak Monika robi to ze swoimi Dziewczynkami, ale podejrzewam ze cala rodzina jest jakims rarogiem. Albo moze nie nalezy dzieci puszczac do szkoly. Wiem, ze sama bym pewnie wyszla duzo lepiej gdybym nie musiala chodzic do pinkwolonych kanoniczek i nie byla zmuszana do czytania Przedwiosnia i Nad Niemnem.
Przepraszam, nie zaznaczyłem, że mój post nie odnosił się do w ogóle nieczytającej większości, tylko do tej grupy rarogów, która jeszcze cokolwiek czyta. 😉
Oczywiście, że najlepiej się czyta „nie do szkoły” i lektury najlepiej byłoby dobierać indywidualnie, stosownie do aktualnych zainteresowań tudzież wieku umysłowego, nie biologicznego. Być może wtedy niechęć do czytania nie byłaby tak powszechna. Tylko że to w szkolnej praktyce raczej niewykonalne. Można by jednak czasem zastanowić się, czy uczniom, którzy mają już za sobą setki filmów przygodowych i akcyjnych gier komputerowych nie lepiej byłoby zaserwować Sinkiewicza właśnie w okresie fascynacji action, a nie wtedy, kiedy głównym obiektem zainteresowania staje się np. płeć przeciwna lub ból istnienia. No i kanon (nie tylko XIX-wieczny) jednak od czasu do czasu należałoby rewidować. Według mnie nic by się nie stało, gdyby Orzeszkową czy Dąbrowską znali już tylko poloniści. Czy ktoś jeszcze próbuje zrozumieć świat albo naturę ludzką przez pryzmat ich powieści? No, litości! Zajady mogą popękać. 🙄
Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie z Orzeszkowej nawet żadnego takiego cytatu, którego nieznajomość byłaby dla kulturalnego psa czy kota kompromitująca. 😈
Albo moze nie nalezy dzieci puszczac do szkoly. Helena wywrotówka. Anarchistka. Tysiące ludzi na ulicę wysłać chce. Przecież oni nie umieją niczego innego robić poza replikowaniem swojej wiedzy z innego świata.
Mordechaj w podległych sobie zakładach zarządził chyba kontrolę jakości. 😀
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/5,80296,8481568,Zdjecia_dnia___czwartek.html?i=1
Obraza bytow metafizycznych z paragrafu Kodeksu Karnego:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8494787,Palikot_w_prokuraturze__Zdaniem_Mularczyka_obrazilem.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f3cd6e63f17c02e&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
Dlaczego tę kamapsutrę trzeba uprawiać w krakowskich strojach? Bo jak nikt nic nie widzi, nawet główni aktorzy, to nie ma grzechu, w myśli czy uczynku. Kwestia kostiumu poprawia prawie wszystko. Na przykład zgromadzenia partii politycznych w krakowskich strojach dodałyby im sensu i urody.
Heleno, chodzilo Ci chyba o „Nicholasa Nickleby”, w ktorym zubozaly bohater tytulowy najpierw jest nauczycielem w okropnej szkole pana Squeersa, a potem aktorem w prowincjonalnej trupie teatralnej. I tak – po angielsku Dickens jest smieszny, ostry, czasem sentymentalny, i zawsze spolecznie wrazliwy (blizej mu do Twaina niz do Sienkiewicza). A polskich tlumaczy pociagal chyba w jego przypadku dydaktyzm, ktory dotknal tez tlumaczenia Thackeray’a (takze niezlego przesmiewcy).
A z moimi dziecmi to troche chyba i genetyczne, a troche jednak to inwestycja czasu wtedy kiedy dzieci sa jeszcze male we wspolne rodzinne czytanie (nie na darmo jezuici domagali sie dzieci ponizej siodmego roku zycia). No i rzeczywiscie, staramy sie, zeby nie ulegly ADHD (telewizji ogladaja bardzo niewiele, juz wola sluchac radia, a gier komputerowych w ogole nie znaja, no i Concord to szczegolne miejsce, gdzie nie jestesmy az taka rzadkoscia, i gdzie jestesmy we wszystkim co nas otacza wspierani w naszych wyborach). 😉
Zas co do szkolnych programow, to zgadzam sie z Bobikiem, ze sa przeladowane, a poza tym – to taka smutna ogolna moda – chca swoim formalizmem wczesnie replikowac programy akademickie, a konczy sie tym, ze niewiele ucza, a odbieraja przyjemnosc z bezposredniego obcowania z dzielem literackim. Jak sie na to nalozy jeszcze pare innych trendow dotyczacych czytelnictwa w ogole (np. ambitni rodzice nie pozwalaja dzieciom na czytanie ksiazek z obrazkami, bo ksiazki bez obrazkow „sa bardziej zaawansowane” i dzieciom lepiej pojdzie na egzaminach, ktorych tutaj sie namnozylo ponad miare, nie dalej jak wczoraj byl o tym artykul w NYT) to wychodzi nienajlepiej, mowiac delikatnie…
Czy Nicholas N. to jest tam gdzie jest genialne przeropsniete Malenstwo, z pamietnyvch postaci? Jesli tak to chyba to jest w innej powiesci – to tylko epizod z tym Hamletem. Chodzi mi po glowie „Nasz wspolny przyjaciel”, ale moge sie mylic.
Ciekawe, ze w kanonie lektur dla szkol brytyjskich, wybrano najgorsza dla mnie powiesc, ktora po jednokrotnym przeczytaniu odstawilam na polke i nigdy juz nie zajrzalam – Opowiesc dwoch miast. Kiedy w ub. roku wstapilam z Goscka z Brukseli do mieszkania Dickensa, zobaczylam ku swemu niepomiernemu zgorszeniu, ze caly dom zostal wewnatrz oblepiony jakimis wykresami dot, rewolucji francuskiej, zas w jednym z pomieszczen, po wyciagnieciu stamtad mebli, ustawiono… gilotyne. Z drewna! No myslalam, ze mnie krew zaleje. Wytlumaczono mi w sklepiku, ze to „dla szkol”, ale wygladalo na to, ze rewolucyno-bozonarodzeniowa dekoracje w domu Dickensa tez jakies szkoly wykonaly.
Mysle, z jakby zyl Pan Cedric C. Dickens, to by nie smieli tak mi miejsca tego profanowac. Ufffff!
Niefortunnie sie konczace pzedstawienie Hamleta jest w „The Great Expectations”, a cala seria przedstawien z the Infant Phenomenon, czyli Malenstwem, ktore ciagle grozi wycofaniem sie z kariery, jest rzeczywiscie w „Nicholasie Nickleby”. Zas przerobienie mieszkania Dickensa na ilustracje z historii Rewolucji Francuskiej to zupelna okropnosc! Prawie jak plastikowa fontanna pod Sukiennicami. Mam nadzieje, ze byla to ekspozycja czasowa. Ale Dickens, ktory takie rzeczy z luboscia zauwazal chyba by sie usmial, i odpowiednio to opisal (zreszta zaczynal przeciez jako dziennikarz). 😉
Ale się dziś obłowiłem! 😆 Dostałem dwie przesyłki naraz – książkę od Rysia berlińskiego i lejkowca od Konia fiskatego. 🙂
Prezentodawcom najserdeczniej dziękuję i lecę obie przesyłki dokładniej obwąchać. Używać jeszcze dziś nie będę; zostawię sobie na lepszą okazję. Książkę zapewne na weekend, a lejkowca na święta. 🙂
Przesłuchanie w sprawie obrazy Ducha Świętego nawet na tle polskiej rzeczywistości robi wrażenie. 😈
O, ileż razy w ostatnim czasie chce się zawołać – pisarze do piór! 😉
Bobiku 🙂
Koń sobie bryka radośnie,że doszło! 😉
A! Z Wierlkich Nadziei! MNie sie juz wszystkie watki pozajaczkowaly! Najgirsze, ze calutki rosyjski moj Dickens jest u Mamy i nie mam sumienia jej tego zabrac, bo ona tez zaglada, co najmniej do Pickwicka. A tutaj – co sbie kupie, to sie okazuje, ze za drobny druk i meczy mnie czytanie.
Infant Phenomenon! To cudowna postac! Zaczynan sie chichrac na samo wspomnienie.
Co to jest lejkowiec? Brzmi jak jakas roslina albo jakies pelzajace paskudztwo.
Co do rozpatrywania przez prokurature obrazy Ducha Swietego, to takie cos moglby z powodzeniem wymyslec Dickens, bo bardzo byl ciety na wymiar sprtawiedliwosci i uwielbial sie z niego natrzasac. Jeden jego cytacik wszedl nawet do powszechnego obiegu i nikt juz, powtarzajac, nie pamieta, kto to ukul. Prawo jest oslem – powiedzial.
No jak to, co to jest? 😯 Lejkowiec dęty.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Lejkowiec
Za samą nazwę można go pokochać. 🙂
To mow od razu, ze to smierciuszek! A lejkowiec dety to cos jak smaczliwka wdzieczna! 🙄
@Bobik 11:05, 13:01: Jako przyszła anglistka protestuję! Dickens jest nie tylko przewrotny, ironiczny i nie tylko zręcznie wskazuje problemy społeczne, ale też nieźle operuje symbolami (starsza dama z „Wielkich nadziei”, wieczna panna młoda). Ta postać i jej bridal room były później często trawestowane w literaturze. Tak samo Twain – „Przygody Hucka Finna” wydają się książeczką przygodową dla 11-latków, a jak się głębiej zakopać, to można tam znaleźć bardzo wiele innych treści.
Jako 21-latka stwierdzam, że „Lalka” była jedną z moich ulubionych lektur i wielu moich rówieśników też. Sienkiewicz, Konopnicka, Żeromski ble. Ale w rankingach wygrywał jednak kot Behemot wraz z resztą ekipy z „Mistrza i Małgorzaty”. 😈
A teraz wybaczcie, czas odświeżyć „Daisy Miller” na seminarium 😉
http://podatki.onet.pl/dunczycy-nie-chca-doplacac-do-polskich-dzieci,19925,3729968,1,agencyjne-detal
Sokrates choruje a my się martwimy. W piatek siusiał krwią i przestał jeść. Dostaje antybiotyki, kroplówki. Karmimy go, na siłę, pipetką. Nadal nie ma ostatecznej diagnozy. Pociesza nas to, że nie traci bojowego ducha.
Moja największa przygoda z Dickensem to było wystawienie „Opowieści wigilijnej” z amatorską grupą teatralną, którą obejrzało, było nie było, kilka setek ludzi. Największą przeszkodą było zdobycie tekstu dostosowanego do sceny, bo okazało się, że takowy egzystuje tylko w szwabskim dialekcie. Zakupiliśmy więc ten szwabski tekst i najpierw przetłumaczyliśmy go na niemiecki, pomagając sobie gotową już prozą. Potem przyszły próby i na bieżąco pomysły z dekoracją i strojami, bo wszystko robiliśmy sami. Musiało nieźle wypaść, bo dużo osób było przekonanych, że mają do czynienia z zawodowym teatrem. Wrzucam Bobikowi do poczty kilka zdjęć, może zechce udostępnić, bo tego ustrojstwa ze zdjęciami jeszcze nie rozgryzłam.
Bobiku czy ten lejkowiec to grzyby na zdjęciu. Ja tam wolę pieczarki 🙂
Jak mi przykro, jotko. Nie karmcie go na sile – kot sam wie czy powinien jesc. Ale w kazdym kacie domu duzo wody. I moze esencjonalny rosolek z kury z duza iloscia ugotowanej w nim pietruszki (natki lub korzenia). I lepiej perswazja namawiac go do picia: dobry kotek, wypij trpszeczke, no napij sie za mamusie… .
Najwazniejsze w tej chwili jest aby byl dobrze nawodniony.
Trzymamy wszyscy kciuki 🙁
Alienor, w moich ustach „Miss Havisham” jest STRASZLIWYM wyzwiskiem – zarezerwowanym glownie dla znajomej. ktora ma w domu pelno zasuszonych i zakurzonych osypujacych sie bukietow. Ale nie tylko dla niej.
Kiedys nazwalam Miss Havisham bliska przyjaciolke w Warszawie, ktora zrobila mala scene gdy odkryla, ze tyrajaca caly dzien w jej domu zaproszona pani do strzatania wywalila na smietnik ohydne suche i bardzo smiecace hortensje. Zawolalam ja do kuchni i powiedzialam, ze to ja zezwolilam sprztaczce powywalac „slubne bukietu Miss Havisham”. Nie skojarzyla postaci z Dickensa, skojarzyla jedynie, ze jestem wstretna, bo nie stanelam po jej stronie.
W moim wydaniu powiesci byla ilustracja przedstawioajaca salon Miss Havisham. Ona sama siedziala w swej zezartej przez mole jedwabnej sukni, a przed nia ciagnal sie zastawiony stol z wysokimi swiecznikami z ktorych opadaly pajeczyny, zaschnietym jedzeniem no i bukietami. Dlugo wpatrywalam sie w te ilustracje (ja akurat uwielbiam ilustracje w powiesciach, zwlaszcza tradycyjne dickensowskie).
Z tego wpatrywania sie pozostalo mi na cale zycie, ze nie ozdabiam domu zaschnietymi kwiatami, robiac wyjatek dla okazjonalnego peczka lawendy. Ale i ten po paru miesiacach jest bezlitosnie wywalany do smieci, nawet jesli wyglada na calkiem niezakurziny.
Heleno,
dziekuję. Mnie się serce kroi przy tym karmieniu na siłę, ale powiedziano mi, że jak nie będziemy tego robić, to on się „zamorzy na śmierć”. A tego absolutnie nie chcemy. Co tu dużo mówić, kochamy go. Rosołek ugotuję. W jedynym nie respektujemy zaleceń lekarskich: pozwalamy mu wychodzić do ogrodu – wychodzimy z założenia, że wie czego mu potrzeba.
Jotko, Sokrates nie jest samobojca, z cala pewnoscia. Wazne zeby pil. Dlatego rosolek powinien byc normalnie osolony. To mowia wszystkie moje ksiazki (mam sporo).
Dobrze, ze pozwalacie mu wychodzic. Tez bym tego zalecenia nie sluchala.
Chodzi jedynie o to by nie zaszyl sie gdzies gdzie go nie sposob znalezc. Kotek, ktory zle sie czuje czasami szuka istrinnego miejsca gdzie mu nikt nie bedzie dikuczal . To pewnie o to lekarzowi chodzilo – zeby sie nie zagubil.
Kiedys kiedy Pickwick mial swoje zapalenie drog moczowych weterynarka posadzila go na scisla diete i zakazala podawania czewronego miesa. I nakazala zamkniecie go na klucz w domu.
Oczywiscie Pikus natychmiast po niechetnym zjedzeniu bialej ugotowanej rybki czmychnal z domu. Wrocil po 10-15 minutach z dobrze juz nadjedzona mysza w zebach. Zalatwil sobie diete taka, jaka chcial.
Kiedy przestalysmy pekac ze smiechu, machnelysmy reka i zaczely wypuszczac biednego Pickwicka na zadanie. A E. poszla obdzwaniac pol Londynu aby opowiadac jakiego dzielnego i przedsiebiorczego mamy synka. 😆
Och, biedny Sokrates! 🙁 Cały nasz dom trzyma kciuki, żeby mu się poprawiło.
A jaka właściwie jest diagnoza? Siusianie krwią to jakoś nerkowo wygląda, ale może być i zapalenie pęcherza, albo jeszcze coś innego.
U nas zamiast karmienia na siłę zwykle leci kroplówka, co Bardzo Chore Psy znoszą z dość stoickim spokojem, ale może u Bardzo Chorych Kotów jest inaczej.
Dobry wieczór. Właśnie zamierzałam zatopić kły w nieszczęsnej Prusowej „Lalce”, ale stwierdziłam, że właściwie mi się nie chce. Jestem zmęczona, bo biegałam po sklepach w poszukiwaniu jesiennych/lekkozimowych butów dla Zosi. Wróciłam na tarczy, czyli z czółenkami do sukienki 🙁 Uprzejme i bardzo pomocne sprzedawczynie poinformowały mnie, że jesienne buty dla dzieci były dostępne na przełomie lipca i sierpnia, a teraz to już musze poczekać, aż pojawią się takie na ciężkie mrozy. Po jakiego diabła ludzie kupują dzieciom buty na jesień w lipcu? Przecież dzieciaki po letnich miesiącach rosną jak na drożdżach. Zosia w ciągu dwóch miesięcy urosła 4 cm, a stopa wydłużyła jej się o cały rozmiar. Skąd ci zapobiegliwi rodziciele wiedzą w lipcu, jaki rozmiar buta będzie odpowiedni w listopadzie? 😯
Alienor, ale ja się od razu zgodziłem z tym, że Dickens wylądował w Polsce na pozycji, na którą nie zasłużył, a załatwiło go najprawdopodobniej tłumaczenie i szkolna obróbka skrawaniem. Zresztą uciekłem zaraz do uogólnień, bo za wielkiego znawcę Dickensa bynajmniej się nie uważam. 😉
A popularnością „Lalki” wśród obecnej młodzieży to mnie zaskoczyłaś. Za moich czasów Prus przez zdecydowaną większość zaliczany był do nudziarzy. Ale ja mu akurat zawsze dobrze życzyłem, więc jeżeli teraz przeżywa czytelniczy renesans, to szalenie mnie to cieszy. 🙂
No to ja mam prezent dla Mordechaja, właśnie dostałem od przyjaciółki rzadki kwiatek, to go przekazuję dalej.
Panno Koto, chciałem poprosić Pana Administratora, żeby wrzucił zdjęcia na serwer, ale on wrócił tak zmęczony, że zasnął w fotelu i żadną miarą nie mogę go dobudzić. Chyba dziś mu dam spokój i jutro spróbuję. 😉
Kupowanie dla dzieci ubrań na zapas też mnie dziwi, a uczynienie z tego zasady handlowej jeszcze bardziej. 😯 Czyżbym był zdemoralizowany życiem w rozwiniętym kapitalizmie? 😯
Rozkoszna, andsolu. Chetnie bym sie zaprzyjaznil 😈
A gdzie tam, Bobiku, to jest teraz taki swiatowy trend, przynajmniej w wiekszych sklepach, bo male, takie jak w naszym miescie, jeszcze nie stracily zupelnie zdrowego rozsadku i wiedza, ze dzieci ciagle rosna. Tyle, ze czolenka zawsze mozna u nas wszedzie kupic, bo to akurat jest uwazane za but uniwersalny. Gorzej jest z sandalami i butami na zime – czasem mi sie wydaje, ze nalezy je kupowac w porze wprost przeciwnej do tej, w ktorej nalezy je nosic. 🙄
Jotko, mam nadzieje, ze Sokrates jak najszybciej wydobrzeje, zwlaszcza przy tylu kciukach trzymanych za jego zdrowie.
Heleno, ja tez przez Miss Havisham zaraz usuwam podwiedle kwiaty, a mam i pewna niechec do podeschnietych ciast, nawet zanim zalegna sie w nich myszy. Wlasnie kupilam sobie nowa ksiazke Bill Brysona, pt. „At Home”, ktora jest fascynujacym rozwinieciem lubianej takze przez Ciebie „Architecture of Happiness” . I tam juz zdazylam wyczytac, ze wlasciwie takie Miss Havisham nie byly niegdys taka znowu rzadkoscia (czesc o niesprzataniu podlog, tylko zarzucaniu starej, brudnej slomy nowsza sloma bardzo przywodzi na mysl te dickensowska postac).
A to sobie natychmiast zamowie tego Brysona!
Ciekawa perspektywa teologa ze Znaku:
http://wyborcza.pl/Polityka/1,103834,8477610,Sekciarstwo_i_balwochwalstwo.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f14b3d1acf830f4&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
Ten patent z niesprzątaniem to bym właściwie chętnie zastosował. Przynajmniej dopóki nie sprawię sobie jakiejś Pani Doch. 😉
Ciekawe, że w Niemczech tego tryndu ze sprzedawaniem zimowych rzeczy w lecie jakoś nie zauważyłem. Tu jest raczej tak, że z początkiem października ze sklepów definitywnie znikają nie tylko letnie ciuchy, ale i pewne rzeczy do jedzenia uważane za letnie, pewne artykuły dekoracyjne, itd, itp. Zaczyna się sprzedaż rzeczy jesienno-zimowych i gdzieś do marca letniego beta się nie uświadczy. A w kwietniu wielka miotła wymiecie wszystko, co zimowe ze sklepów.
DLACZEGO???!!! Dlaczego polskie autokary i autobusy – mam takie wrazenie od wielu lat – sa najniebezpieczniejszym transportem swiata i nieustatnnie zderzaja sie z ciezarowkami, lub spadaja w przepasc, lub nie sa w stanie wjechac na rondo nie rozwalajac innych samichodow? O co kurcze chodzi? Nie ma tygodnia abym nie dowiadyuwala sie, ze kolejny polski autobus czy autoikar ulegl wypoadkowi, w ktorym zginelo od kilkunastu do kilkudziesieciu pasazerow. I to niezaleznie od tego czy ten autokar jechal polska szosa czy zagraniczna. A podejrzewam, ze jest tych tragicznych kolizji duzo wiecej, bo slywszymy tylko o tych, w ktorych autobus/autokar zderzyl sie z wiekszym od siebie pojazdem i doszlo do wielu ofiar w ludziaich. To znaczy, ze jak sie zderza z autem osobowym, to gina tylko ci sa sa w aucie osobowym i o tym juz gazety nie pisza!
O co chodzi? Dlaczego dochodzi do az tylu zderzen?
To muso byc jakis SYSTEMOWY powod, o ktorym sie wiele nie slyszy: albo te autokary sa w skandalicznym stanie technicznym, albo kierowcy sa nagminnie pijani – czego bym nie wykluczala, albo spedzaja za kierownica znacznie wiecej czasu niz jest rozumnie i sa przemeczeni, Albo kierowca autobusu moze zostac kazdy z prawem jazdy. ale nie wyszkolony do prowadzenia ciezkich pojazdow.
Ale tego jest za duzo.
Cale szczescie, ze ten rzad zdaje sie zrezygnowal z oglazania nieustannyxch „zalob narodowych”, ale ministerstwo transportu mogloby sie pokusic o wyjasnienie dlaczego polskie autokary groza pasazerowi smiercia badz kalectwem.
Ktos mi to moze wytlumaczyc?
Ludzka bezmyślność, Heleno. Powszechne lekceważenie warunków pogodowych, ograniczeń prędkości i znaków drogowych. Rosyjska ruletka.
W busie na 12 osób jechało 18 siedząc na kupie, bez pasów. Duża mgła. Zero wyobraźni.
Ale to znaczy wtedy, ze przestrzeganie podstawowych wymogow bezpiecznej jazdy nie jest egzekwpowane w Polsce. A to tez nalezy do systemowych perzyczyn az tylu smiertelnych kolizji.
Co by sie zgadzalo z tym co mowi brytyjska policja o polskich kierowcach, ktorzy od paru lat znaczaco podniosza statystyki zatrzyman przez drogowke. Pisza o tym gazety, ale dodatkowo opowiada mi kolezanka, mieszkajaca w okolicach Wimbledonu i chalturzaca w Policji jako tlumaczka dla Polakow, najczesciek udajacycxh slaba znajomosc jezyka angielskiego. Ania twierzdi, ze z tego co slyszy od policjantow az trzy na piec zatrzyman w jej okolicy dotyczy kierowcow z polskim prawem jazdy. Najczesciej policja wylapuje pijanych Polakow za kierownica.
Dzień dobry 🙂 Jeżeli nikt jeszcze nie donosił, że zimno i mgliście, to ja mogę donieść. 😉
Wypadków ja bym nie wrzucał wszystkich do jednego worka, bo mi się zdaje, że przyczyny prywatnego i służbowego rozbijania pojazdów nie są identyczne.
Prywatne przyczyny to klasyka – pijaństwo, zły stan dróg i pojazdów, marne umiejętności jeździeckie przy równoczesnym nezbitym przekonaniu, że jest się Schumacherem, no i pogarda dla przepisów tudzież brak kultury jazdy.
Służbowo, zwłaszcza w przypadku ciężarówek i autobusów na dalekich trasach, jest trochę inny obraz. Pijaków raczej się już nie toleruje, przestrzegania przepisów ruchu kierowcy dalekobieżni wcześniej czy później się uczą, bo za granicą policja to egzekwuje, stan techniczny pojazdów z tego samego powodu nie może być całkiem poniżej kreski (co nie znaczy, że jest cudownie). Jest natomiast poważny problem w innym miejscu – kierowców żyłuje się do całkowitej ostateczności fizycznej. Przepisy przewidują, że kierowca może jechać tyle a tyle godzin bez przerwy, tyle a tyle musi spać i zmiennik mu się należy jak psu miska. Ale to się przedsiębiorstwu nie opłaca, więc uprawia się wszelkie możliwe kombinacje z dokumentacją jazdy i zmusza kierowców do jeżdżenia nawet ponad 20 godzin bez przerwy, albo z przerwami dziesięciominutowymi, w sam raz na siusiu i papierosa, ale nie na wypoczynek.
Rozmawiałem kiedyś z kierowcą autobusu zmuszanym do takich maratonów (na co zgadzał się złorzecząc pod nosem, ale nie głośno, bo na robocie mu zależało). Za którymś razem, po 22 godzinach jazdy, w odległości ok. 70 km od celu, zobaczył przepływający majestatycznie w poprzek szosy trójmasztowiec, ze wszystkimi szczegółami i załogą na pokładzie. Na szczęście miał jeszcze na tyle przytomności, żeby w tym momencie zatrzymać się i zawiadomić pasażerów, że bardziej im się opłaca trochę postać niż w przyspieszonym tempie trafić do raju. Następnie zadzwonił do firmy i kategorycznie zażądał przysłania zmiennika, choćby nie wiem co, bo on i tak dalej nie pojedzie. A gdyby się zaparł, że to jeszcze tylko 70 km i „jakoś to będzie”?
Oczywiście firma wcale nie pochwaliła go później za zdrowy rozsądek, tylko musiał się gęsto tłumaczyć ze swoich fanaberii. Bo przecież dobry kierowca potrafi poradzić sobie nawet z trójmasztowcem. 🙄
Alez te mozliwosc wlasnie tez bralam pod uwage mowiac o zbyt zmeczonych kierowcach.
Przeczytalam wlasnie wypowiedz pani minister Kopacz ktora laskawa byla dac glos do mikrofonu. Ta kobieta jest albo bardzo glupia albo nie jest w stanie powiedziec dwoch zdan aby nie krecic. Po pierwsze wiec oznajmila, z jest to wypadek absolutnie niezwykly – jakby gazet nie czytala, bo az 17 osob zginelo – ok, liczba 17 (w rzeczywiostosci 18) moze byc niezwykle wysoka, ale jak dwa tygodnie temu bylo 14 osob, a jeszcze pare dni wczesniej 11 osob, to jest mi ganz pomada pare trupow w te czy wewte.
Po drugie oczywoscie podkeslila, ze rzad niczego nie moze zrobic i przerzuciula odpowiedzialnosc na media, ktore jej zdaniem maja kluczowa role do odegrania uswiadamiajac, ze niebezpiecznie jest jezdzic we mgle jak dzygit po stepach Akermanu.
Otoz nieprawda. Media maja swoja role, ale dopoki instytucje panstwa nie beda wymuszac przesyrzegania prawa ostrymi sankcjami, to media moga sobie zedrzec gardla, a wypadki beda sie zdarzaly. Rzad takze moze wykorzystywac media proszac je o nadawanie reklam uswiadamiajacych kierowcow o obowiazujacym prawie i zachecajacych do zglaszania przypadkow, kiedy pracodawca je lamie, Takie reklamy pro publico bono od czasu do czasu nadaje rzad brytyjski – w sprawie jazdy i ograniczania szbkosci, w sprawie zagrozen palenia czy profilaktyki AIDS. Takze w sprawie np. swiadczen dla potrzebujacych, o ktorych czesto nie wiedza, ze im przysluguja. To jest zadanie przede wszystkim rzadu, a nie mediow.
Tak tragiczne wypadki sie nie zdarzaja lub zdarzaja sie rzeczywiscie bardzo wyjatkowo tam, gdzie sankcje sa stosowane z cala bezwglednoscia prawa. Nie jest to najwyrazniej przypadek polski. Role, wieksza niz media, moga odegrac takze zwiazki zawodowe, ktore zmusza pracodawcow do respektowania prawa – zglaszajac wypadki jego lamania.
Roli mediów nie lekceważę, ale też nie byłbym skłonny do jej przeceniania. Wiem, ile dają np. ostrzeżenia przed paleniem. 😉 Niektóre zachowania rzeczywiście tylko prawo – konsekwentnie i z całą mocą egzekwowane – może wymusić.
Ale tu wracamy do problemu generalnego, o którym już nieraz – i bez skutku – pisaliśmy, czyli do słabości państwa. I nie widzę na razie żadnej realnej możliwości, żeby w tej sprawie coś się miało zmienić. Z tą klasą polityczną? Z tym poczuciem państwowym większości społeczeństwa? Z tym przekonaniem, że my Polacy złote ptacy i niczego sami w sobie zmieniać nie musimy, co najwyżej zwalczyć złe siły, które nam brużdżą? Eee tam… 🙄
Wożenie ludzi busami, które do transporu osobowego w ogóle się nie nadają, jest dość rozpowszechnione. Takich busów na drogach są tysiące, w miastach często zastępują transport publiczny na niektórych liniach. Taki pomysł na small business. Nie wiem, czy państwo w jakikolwiek sposób tę przedsiębiorczość koncesjonuje. Jeśli tak, to raczej nie bierze pod uwagę wymogów technicznych pojazdów. Państwo w ogóle ma w nosie bezpieczeństwo na drogach. Stan nawierzchni jest skandaliczny, a zarząd dróg radzi sobie w ten sposób, że zamiast naprawiać drogi, stawia znaki ograniczające prędkość. Sama często jeżdżę taką drogą. Polega ona na tym, że na betonowe płyty tzw. berlinki wylano kiedyś tam kiepskiej jakości asfalt. Jedzie się więc po dziurach i wybojach. Bepieczna prędkość tam to około 70 km/h, ale gmina postawiła znaki ograniczjące prędkość raz do 30, raz do 40, innym razem do 60 km/h, przy czym zróżnicowanie tych ograniczeń nie ma związku ze stanem nawierzchni bądź ukształtowanien drogi. Na prostym odcinku tej dorgi, na długości mniej więcej 100 m, ustwione są trzy różne znaki ograniczające prędkość. Najpierw 30 km/h, potem nagle pojawia się 60 km/h, potem 40. Stan drogi bez zmian na całym odcinku, po drodze żadnych skrzyżowań.
Albo jeszcze inny aspekt polskiej rzeczywistości drogowej, Gmina stawia sobie znak ograniczenia prędkości, choć sytuacja ograniczenia nie uzasadnia. Po kilkunastu metrach stawia radar. I ma złote żniwo. Czytałam o gminie, dla której dochód z mandatów radarowych stanowi bardzo istotną pozycję w rocznym przychodzie do budżetu. Jak sądzę, nie jest to odosobniony przypadek.
Takie sytuacje uczą fakultatywnego stosunku do znaków ograniczenia prędkości. To plus stan nawierzchni oraz brak autostrad, to jest problem systemowy i tutaj rząd ma dużo do zrobienia. Ten rząd skupił się na stawianiu radarów. Gdby przestrzegać wszystkich ograniczeń prędkości, to przejazd samochodem między Gdańskiem a Warszawą zająłby 9 godzin. Pociągiem, przy obecneych remontach torowisk, niewiele krócej.
Jednak w przypadku tego busu, wydaje mi się, że nie o systemowe sprawy chodzi. Wyprzedzanie we mgle na polskiej drodze jest niestety aktem wyjątkowej wprost głupoty. Wystarczy przejechać się po naszych drogach parędziesiąt kilometrów, żeby trafić na co najmniej kilka przykładów zdumiewającego braku wyobraźni. Nie wiem, co zrobić z głupolami na kierownicą. Puszczać makabryczne filmy o wypadkach drogowych podczas szkoleń kierowców?
U Kierowniczki kilka uwag o szkoleniu muzyków, które zainspirowały mnie do ogólnej uwagi o stosunkach międzyludzkich w naszym kraju. A tutaj przykład na to, że to, co gdzie indziej byłoby nie do pomyślenia, nie tylko ze względu na przepisy antydyskryminacyjne, ale i zdrowy rozsądek, w Polsce jest stosowane, na dodatek znajdują się tacy, którzy jeszcze to uzasadniają:
http://wyborcza.pl/1,75478,8497115,Starszym_paniom_dziekujemy.html
Tak, ten koszmarny jakośtobędzizm i nastawienie „ja dżygit” to też jest bardzo istotna część problemu.
Pokazywanie makabrycznych filmów może by i miało sens, jeżeli byłoby połączone z analizą możliwych trudnych sytuacji na drodze i wyrabianiem właściwych odruchów warunkoych, a tępieniem niewłaściwych. Inaczej takie filmy wiele nie dadzą.
Technicznie byłyby też na pewno możliwe symulacje jazdy, również w celu wyrabiania prawidłowych odruchów, ale w to trzeba by zainwestować, a komu się to opłaca? 🙄
Sokrates raczył był zjeźć nieco rosołku, odrobinę pasztetu. Wyspał się rociągnięty pod ciepłym kaloryferem i zażądał wypuszczenia go do ogrodu. Po dzisiejszej kroplówce następna wizyta u lekarza za trzy dni.
Co do wypadku. Bus na 9 osób zabrał 18. Jeżeli dobrze zrozumiałam, nie był przygotowany do przewozu ludzi. Jednym słowem całkowity brak odpowiedzialności.
Jeżeli chodzi o przestrzeganie prawa – dozwolona prędkość – to sprawa nie jest taka prosta. Nasze drogi są w tak falatnym stanie i jest ich tak mało, że już samo korzystanie z nich przypomina ruską ruletkę. Nikt, kto na codzień nie jeździ po polskich drogach, nie może sobie tego wyobrazić. Nie winiłabym tu państwa zbytnio. To jest kwadratura koła. Dopóki nie wybuduje się dróg, sytuacja nadal będzie dramatyczna.
Inną kwestią jest przenoszenie polskich nawyków na grunt państw, w których warunki jazdy są zdecydowanie bardziej komfortowe.
Wypadek autokaru pod Berlinem został spowodowany na dobrej drodze, w kraju gdzie generalnie państwo jest sprawne a przepisy respektowane. Jak na ironię losu wypadek spowodowała policjantka z drogówki – nie zastosowała sie do przepisów ruchu drogowego.
Tp co od paru tygodni ogladam w brytyjskiej telewizji, to taka reklama rzadowa:
siedzi facet wieczorem w pustym biurze przed kompem. W pewnym momencie spog;lada gdzies w bok i w rogu pokoju widzi zwiniete w klebek martwe dziecko, dzieczynke moze 10-letnia. Przed czyma przeplywa mu jak do jej smierci doszlo, jak wracal samchodem po ciezkim dniu pracy, stracil koncentracje. dziecko probowalo przebiec droge..
Facet odwraca glowe od widoku i chowa ja w dloniach. Placze.
Jest kilka wersji tej samej reklamowki z martwym dzieckiem. Konczy sie w ciszy pojawiajacym sie napisem: gdybys zamioast 40 lm na hodzine jecha; z szybkoscia 3o km, zdazylbys wyhamowac.
To sa bardzo przykre erklamy, ale o to wlasnie chodzi. I o rozbudzaniu w spoleczenstwie slabej tolerancji dla lamania przepisow drogowych.
POnadto moj komputer nawala i ca;ly czas sie rozlacza. Wiec rozmowa jest bardzo utrudniona. Doczekamn do 15-ego, do wyplaty i zamowie wreszcie tego maca (wiem, ze to nierozumne, ale mam straszna ochote…)
A tymczasem:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,8480343,Rajdowiec_zepchnal_do_rowu_autobus_wiozacy_dzieci.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f262c3352e9c596&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
Tu były podobne reklamy. Protestowano, że za ostre 👿
Tymczasem kolejny wypadek na przejeździe kolejowym. Jak myślisz Heleno, czego potrzeba, żeby zrozumieli znak STOP?
Kupienie maca ma być nierozsądne? 😯
Nie znam rozsądniejszej inwestycji! Prawdę mówiąc, gdybym musiał wybierać między makiem a podłogą, raczej bym nie wybrał podłogi. 😉
Swoją drogą, czasem udaje się we własnym domu natrafić na niespodziewane źródełko kasy. Mordka powinien zajrzeć za kanapę. 😀
http://deser.pl/deser/1,97052,8498481,Przez_lata_lezal_schowany_za_kanapa___To_obraz_Michala.html
Jak Sokrates już pasztet z własnej woli zapycha, to wyraźnie idzie ku lepszemu. Znaczy, antybiotyk działa. I tak trzymać. 😆
Biuletyn medyczny Sokratesa bardzo mnie ucieszyl. Tak trzymac, Sokki! Jak najwuiecej rosolku popijac!
No ja tez za kanapa wiele razy znajdywalam – glownie dribne monety i klebki futra.
A i przed chwila tez cos znalazlam, ale nie za kanapa, Wyciagalam z pralki „biale” – glownie reczniki i majtki. I co powicie? Znalazlam jeszcze amnerykanska zapalniczke – ukochana. Niestety nie dziala po wypraniu. Poczekam az sie wysiszy.
Myślę, że przyczyną tych wielu wypadków z udziałem polskich kierowców jest sposób jeżdżenia, nie respektowanie innych na drodze, nie przestrzeganie przepisów, to wieczne „jakoś to be..”, pokazanie innym na drodze, jaki to ze mnie kozak, jade, ile mi fabryka dała, no i to ja wyprzedzam, a nie mnie. Jeżdżę samochodem każdy dzień. W Niemczech, muszę przyznać, w ciągu roku nie mam tyle stresowych sytuacji w czasie jazdy ile ich mam w ciągu kilku dni w Polsce.
A tu jeszcze z innej beczki, ciekawe:
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1509130,1,lekcje-moralne-pis.read
Jotko, teraz chyba musisz obserwować, czy Sokrates siusia, to bardzo ważne. A masz diagnozę?
Hmmm/ Jak mac jest taki rozsadny, to dlaczego sie wszyscy naokolo gorsza powiadajac, ze za cene jednego maca moge miec dwa zapasowe delle z „koszulkami” w kwiatki? Tylko ci nieliczni co maja maca sla slowa zachety.
Dzizaz, to jest zagwozdka… 🙄
Gdzie zagwozdka? Jak ceną gorszą się ci, co maca nie mają i nie znają w praktyce różnicy między nim a pecetem, a ci, co mają, nie żałują wydanej kasy, to sprawa chyba jest dość jasna? 🙂
Jak niektórzy z was wiedza jezdże po Polsce sporo. Przejechania dystansu 100 km kilometrów bez spotkania z samobójcą/zabójcą to rzadkośc. i niewiele to pomogą budowane autostrady. Na autostadzie między Łodzią a Poznaniem nie raz widziałąm kierowców, którzy w deszczu przy tyemparaturze -3 C , rozwijali prędkosci dużo powyżej 150 km /h. Nie wszystkie drogi beda dwupasmowe, tak jest w kazdym kraju. Wyprzedzanie w gestej mgle, to więcej niż głupota. Czasem myslę, że polskim kierowcom powinno sie robić testy psychologiczne, jak pilotom. Calkiem sporo uzytkowników dróg, to ludzie z IQ ponizej 90 i aboslutnie bez wyobraźni. Były juz drastyczne filmy , jako reklama społeczna, prawie w każdych wiadomiociach sa informacje o wypadkach i nic nie pomaga…..
Po jeżdżeniu niemieckimi drogami (z dumą pamiętam, że niemieckie prawo jazdy dostałem za pierwszym podejściem, jeden z trójki w mojej trzydziestce) wpadłem do domu wariatów brazylijskiego ruchu kołowego, gdzie trzeba w zasadzie pamiętać jedną zasadę: nie ma zasad i jakoś się przeżyje. Nauczył mnie jej bardzo wcześnie, w pierwszych 6 tygodniach pobytu w Brazylii przyjaciel, potrzebujący współkierowcy na trasie mającej parę tysięcy kilometrów (musiał pokazać swojej namorada parę plaż i miast). Ale przynajmniej są pobocza i znaki i czasami kierowcy bywają życzliwi, szczególnie gdy nastąpi kontakt wzrokowy.
Gdy pojeździłem sobie przed paru laty po Polsce poznałem zupełnie nowy wymiar drogowego zaniedbania, bezmyślności, chamstwa i pazerności policji. Zamiast trąbić o potrzebie rodzenia nowych Polaków warto by pomyśleć o akcji utrzymywaniu przy życiu tych już spłodzonych i wyrośniętych. Najgorsze jest to, że średnio na każdego zabitego w wypadku przypada siedmiu rannych, leczących się całymi latami, często z konsekwencjami „na zawsze”.
Ciekaw jestem czy będą pisać o analogiach z wypadkiem ze Smoleńska. Długi splot okoliczności, który od czasu do czasu taki ma właśnie koniec. Bobik wyliczył serię poważnych przyczyn, chciałbym zasugerować, że naczelna sprężyna, której działanie można dostrzec we wszystkich innych działaniach, to powszechna w Kraju pogarda dla prawa. Wiele ewentualności jest przewidzianych w przepisach: na stan techniczny wozu, na ilość alkoholu, na parametry szos – i wszystko to jest na codzień w pogardzie. Polska solidarność.
Tak, to prawda o ciężarówkach idących poza Polskę. Ktoś z rodziny dawał mi długie i szczegółowe relacje z firmy dbającej o stronę techniczną i prawną polskich TIRów ganiających po Europie. Przy tej okazji ze zdumieniem nasłuchałem się też o tym, że Niemcy to nie to co kiedyś, o skorumpowanej policji, ale też o tym, że wiedząc jak szczegółowo i systematycznie polski kierowca ciężarówki jest kontrolowany, zachowują się oni jak cywilizowani ludzie.
a ci, co mają, nie żałują wydanej kasy, to sprawa chyba jest dość jasna?
jasna jak dysonans poznawczy 🙄
Powiedzcie mi, co to jest za jednostka chorobowa, którą ja posiadam. Kiedy czytam Hartmana zwykle wydaje mi się, że pisze on dużo rzeczy oczywistych, u którymi trudno się nie zgodzić, na dodatek tak jasno, że nie sposób nie zrozumieć. A potem, jak przeczytam wypowiedź jakiegokolwiek polityka, z którejkolwiek strony (no, może z wyjątkiem Palikota), albo dowiem się o jakiejś akcji ludności demonstrującej, nabieram niezbitego przekonania, że Hartmana nikt, ale to nikt nie jest w stanie zrozumieć i jego pisanina jest w ogóle nie z tego świata.
Z innymi etykami też mi się to często zdarza. Wnoszę z tego, że coś jest ze mną głęboko nie porządku. Może ja cierpię na ten tam, jak to Hoko mówił? Discoman zapoznawczy? 🙄
Tego Hartrmana od Panny Koty bardzo sie przyjemnie czyta, zdajac sobie jednak sprawe, ze jego optymistyczne stwierzdenie, ze to upadajacy prezes upadajacej partii, moze byc tylko naszym liberalnym poboznym zyczeniem. Notowania PiSu wbrew wahnieciom w dol utrzymuja sie jednak na stalym poziomie i to jest wiele mowiace.
Ale to co filozof pisze o lekcjach z Hiszpanii i Niemiec to niestety jest prawdziwe i grozne. Wcale nie jestem pewna, ze polskie spolecznstwo te lekcje przerobilo. Wczoraj ktos u Passenta zacytowal nieslychane slowa Boya sprzed bez mala stu lat i brzmialy one upiornie – jakby wyszly spod piora dzis. Sprobuje znalezc, choc nie jestem pewna czy mi ten komp pozwoli…
Och, biedaki, biedaki:
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8500553,_Czujemy_sie_jak_na_cmentarzu____skarza_sie_mieszkancy.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f3474c3da311dca&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
To jest też od dawna moje zdanie:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,8498984,_Zastanawialbym_sie_nad_Trybunalem_Stanu_dla_Jaroslawa.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_TokFm+
Nie warto czytac calosci bo to belkot, ale warto zapoznac sie z poczatkiem akrtykulu o tym jak noc dlugich nozy w Niemczech odsunela na wiele lat katastrofe kulturalna czyli dominacje homoseksualistow w zyciu piblicznym i spolecznym:
http://www.rp.pl/artykul/547995-Wildstein–Przemoc-w-sluzbie-postepu-.html
Znając ludzi, na słowo „filozof” uciekają gdzie pieprz rośnie. I nie odróżniają etyki od estetyki, bo w szkole tego pierwszego nie było, a na religii ksiądz gadał o kalendarzyku małżeńskim. 🙄
Nie będę tego Wildsteina komentować, bo mi szkoda moich wątpi, które się niemal przy każdym jego zdaniu wywracają na drugą stronę. Może mnie tylko ktoś oświeci, bo jakoś nie zauważyłem – od kiedy to redaktor Bronek awansował na Naczelnego Katolika IV RP? 😈
Kalendarzyk malzenski znany byl w Stanach pod pieszczotliwa nazwa „watykanska ruletka” – chyba od czasu ksiazki „Everything you always wanted to know aboit sex, but were afraid to ask”. Tam to sformulowanie pojawia sie po raz pierwszy w druku.
Takze opis slynnej techniki seksualnej „Slum-bum, thank you M’am” , alas, poor Yorrick, jakze popularnej…. 🙄
Njawyrazniej jest, Bobiczku, katolikiem z odzysku.
Coz mogie powiedziec? Mazl tow, Bronek!
w walce z tradycyjną kulturą nie cofną się przed żadnym prostactwem, a racje są dla nich czarno-białe. Ludzie nienawidzący tradycyjnej kultury, którą usiłują unicestwić, oskarżają ją o nienawiść; budowniczy przemysłu pogardy piętnują swoje ofiary za brak szacunku wobec siebie. Wildstein, na miłość FMSpaghetti, jakiś podręcznik z WUML-u skopiował ci się do Thesaurusa?
A ja sobie odmieniłam i zamiast z Bronkiem, spędziłam ten wieczór oglądając na 3sat „Dziewczynę z perłą”. Bardzo lubię ten film i zatęskniłam znowu za muzeum w Amsterdamie i den Haag. I za Delftami. Właśnie usiłuję przekonać drugą połówkę do jakiejś sobotniej wycieczki.
Na dobranoc wiersz E. Parmy:
Kawa w Delft
Dla Elżbiety
… i pojedziemy na kawę do Delft
wczesnym rankiem, gdy niebo
ma czyste kolory z płócien Mistrza Jana,
a jego kobiety hałasują wiadrami
i otwierają zakurzone, witrażowe okna.
Będziemy pić kawę z widokiem na przystań,
odstawiać z lekkim drżeniem kruchą porcelanę
w błękitne ptaki sprzed trzech wieków,
aż cień odejdzie spod kamieniczek
i tylko koty będą wygrzewać się na bruku
od czasu do czasu zerkając z niepokojem
w miejsce, w którym nic nie ma
poza przelotnym błyskiem słońca,
jakby odbitym w kolczyku z perłą..,
17.01.2006.
Heleno, „watykańska ruletka” – obaliło mnie ze śmiechu!!!!!
Jeszcze nie słyszałam.
Ci z Sopotu chodzą, przepraszam – stąpają, po uświęconej ziemi. I marudzą. Może dlatego, że czują się osamotnieni. Czy pod warszawskim domem braci też jest tak krzyżowo? Jeżeli nie, to należy jak najsolenniej zacząć tam zniczyć i wieńczyć.
Bobiku, red. Bronek nigdy, ani przez chwilę, nie był Naczelnym. I to jest dla niego nie do zniesienia 😈
Andsol, Bronek jest prawdziwym bezpartyjnym bolszewikiem. Ja wiem zreszta skad on ukradl ten tekst, ktory zacytowales, bo sama go kiedys ze starego archiwalnego nagrania puszczalam w programie. To mowil bodaj w 1927 roku Maksym Gorki. Tylko nie o „tradycyjnej kulturze”, a o „tradycyjnej muzyce”, i nie o homoseksualistach tylko o jazzie. Jakbogakocham. Dokladnie to – chca zniszczyc, unicestwic, tancza bezwstydnie, koniec swiata zwiastuja….
Panno Koto, ciesze sie, ze wzbogacilam Twoj wokabularz skrzydlatym slowem.
Oj, Panno Koto! Byłam tam, miesiąc temu z kawałkiem i nadal jestem, przeszczęśliwa, że widziałam 🙂
Też oglądałem „Dziewczynę z perłą”, dosłuchując równocześnie końcówkę dzisiejszego Konkursu Chopinowskiego. Nawet się w pewnym momencie zacząłem zastanawiać, czy to aby nie nadmiar kultury. 😈
Bolszewikiem jest nie tylko Wildstein. Powiedziałbym, że istotą formacji pisowskiej jest niezbyt nawet starannie skrywany bolszewizm. Tyle że oni to jakoś inaczej nazywają. Ale wicie, rozumiecie – jak go zwał, tak go zwał. 😛
Heleno, to może jednak red.B.W. sobie yaya robi?
Dziewczyna z perla jest ladnym brykiem z Vermeera. Takie pamietam mialam wrazenie jak to widzialam pare lat temu.
Pieknie fotografowane, piekny kadr, kostium i sceniografia, ale niewiele jakby wuecej. Nie mialyscie takiego warzenia? Czulam jakis metafizyczny niedosyt 😆
Heleno, właśnie z tych czterech wymienionych przez Ciebie powodów lubię ten film, piękne zdjęcia, doskonałe ujęcia i kolorystyka przypominająca obrazy holenderskich mistrzów, bo historia dziewczyny jest wymyślona od początku do końca, ale przyjemnie popatrzeć. No i jaka odmiana po obrazkach z polskiej tv, szczególnie tych niedzielnych i dzisiejszych.
Nie widziałam filmu, Heleno. Ale widziałam obraz. „Obraz” – jakie to bezsensownie nijakie określenie…
Heleno, książka Craiga jest na allegro, za grosze. Chętnie kupię i wyślę pod Twój lub dowolny adres 🙂
Haneczko, jestes absolutnie kochana, ale niech sie troche pocertole:
Czy jestes pewna, ze napewno za grosze? etc. etc. 😳 😳 😳
Czekaj! Wlasnie mi cos prostego przyszlo do glowy! Przeciez ja sama moge zamowic na allegro!
Mozesz podac mi linke do tej ksiazki? Jesli masz pod reka. Jesli nie, sama sobie wyszukam. 🙂
Metafizyka w tym filmie jest właśnie w w warstwie wizualnej. 🙂 Ja przez ponad połowę oglądałem bez dźwięku (tzn. jako podkład dźwiękowy miałem Chopina 😉 ) i okazało się, że bez niego było nawet lepiej. Potem dźwięk włączyłem i wkrótce znowu wyłączyłem, bo sam obraz był ciekawszy. 🙂
Bardzo proszę 🙂 http://allegro.pl/listing.php/search?string=craig+o+sztuce+teatru&sourceid=Mozilla-search
Tak! To jest to wydanie co ja mialam. Seria Teorie Wspolczesnego Teatru. Mialam jeszcze pare ksiazek z tej serii. Moze zostaly w Polsce? Nie moglam zabrac wszystkiego 🙁
Dzieki, haneczko!
Cała po mojej, Heleno 🙂
Andsolu , czy ogladacie operacje w chilijskiej kopalni? Ja sie chyba nie poloze dzis, BBC daje pelny cioverage live.
Trzymajmy kciuki.
Nie, Heleno, bo tv jest bardzo daleko ode mnie a robótka – bardzo blisko. I nie chcę obgryzać paznokci.
zima? nö, ale 0° robi swoje 🙂
sniadanko wysokokaloryczne i w tereny zielone brykac
brykam fikam 😀
mam wizje i ton na akcje wyciagania gornikow, trzech na powierzchni
Dzień dobry 🙂
http://wyborcza.pl/1,75515,8493843,Mam_dosc_tego__szybciej__szybciej.html?as=1&startsz=x
bieda, brak podstawowego zabezpieczenia socjalnego ( „stata
Europa” ma „socjal”) i to o czym juz pisaliscie (od glupoty do pogardy prawa)
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/czerwony-volkswagen-jest-w-kazdej-wsi,1,3732040,kiosk-wiadomosc.html
Polska potrzebuje NATYCHMIAST przyspieszenia socjalnego, prawnego, politycznego
Tak, Rysiu. Tu, że auto pracodawcy – http://wiadomosci.onet.pl/raporty/tragiczny-wypadek-w-nowym-miescie/poslowie-wskazali-co-mialo-wplyw-na-tragedie-na-dr,1,3732396,wiadomosc.html
Wtam, w Betoniarni słoneczko, kilka stopni na plusie. Chyba włożę dzisiaj sukienkę 🙂
Czy do was szefowie też dzwonią o 21? Bo do mnie wczoraj o tej porze zadzwonił Szef Szefów i mało zawału nie dostałam. 😯
Jak Sokrates? Nie napisałam wcześniej że trzymam kciuki, ale trzymam i się martwie.
„Dziewczyna…” jakoś mnie nie powaliła. Jak chcę poobcować z malarstwem, biorę w rękę eseje Herberta. Cud miód, nawet największego ignoranta są w stanie zainteresować sztuką.
W jednym eseju nawet opisywał jak wygląda i smakuje pizza… Znak czasów 🙂
Bardzo poruszajaca ta Operacja sw. Wawrzynca. Zasnelam tuz przed wyciagnieciem pierwszego gornika, obudzilam sie na drugiego, znow zasnelam i obudzilam sie na czwartego – Boliwjczyka.
Pare rzeczy nie przstaje mnie zdumiewac. To, ze wychodza na powierzchnie bardzo czysci i starannie ogoleni. I to ze nie ma tam jak gdyby zastepow ksiezy, choc to bardzo pobozny lud.
Ale porywajaca jest powszechna radosc – rodzin, przyjaciol, prezydentow z rodzinami (chilijskiego i boliwijskiego), sluzb medycznych i technicznych, dziennikarzy.
Wszyscysmy wstrzymali oddech i dzielimy radosc najblizzych i calego ichniego spoleczenstwa.
.
Dzień dobry. 🙂 Tu też jest słońce, ale jakieś takie… lodowate. Kupiłem sobie wczoraj rękawiczki, bo zeszłoroczne gdzieś się zapodziały, a łapy przy spacerach bardzo już zaczęły marznąć. 🙄
Wyciąganie górników bardzo wzruszające. Ta cała akcja i to, że na całym świecie ludzie z zapartym tchem czekali na szczęśliwy koniec, to są takie rzeczy, dzięki którym jeszcze nie skreśliłem całkowicie ludzkiego gatunku. 😉
Ciekawe, jak długo oni się teraz będą musieli przyzwyczajać do światła dziennego.
Mój ukochany nad życie Szef nie tylko do mnie nie dzwoni o 21, ale wręcz od samego początku zapowiedział, że on ma bardzo dużo spraw na głowie, więc mnie zostawia całkowicie wolną rękę i dopóki do mojej pracy nie będzie żadnych zastrzeżeń, w ogóle nie potrzebujemy się kontaktować. W związku z tym widuję go zwykle raz do roku, na firmowej imprezie gwiazdkowej. A jak ja czegoś od firmy potrzebuję, to zgłaszam się do Głównej Sekretarki, a właściwie kierowniczki biura i ona natychmiast, sprawnie i niebiurokratycznie, sprawę załatwia. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że trafiłem na ideał Szefa i ideał Firmy. 😎
A przedwczoraj Szef mnie ubawił szalenie. Zadzwoniłem do Głównej Sekretarki, ale przez przypadek odebrał Szef. Zanim rzucił na druty Sekretarkę, odbyliśmy pogawędkę kurtuazyjną typu „co słychać”, jako że dawno się nie widzieliśmy i w trakcie tej pogawędki Szef pochwalił się, że wkrótce jedzie na urlop do Kołobrzegu, razem ze swoją gospodynią. Dosyć się musiałem opanowywać, żeby nie gruchnąć w słuchawkę radosnym śmiechem. Wic polega na tym, że Szef jest księdzem katolickim. 😆
Bobiku, a niby kiedy gospodyni ma wziąć urlop? muszą się zgrać czasowo.
Dzień dobry! Właśnie szósty górnik jest na powierzchni. Obserwuję to z wielkim wzruszeniem. Mój tata całe życie pracował „na dole”, wielu moich krewnych, a mój kuzyn w wieku 17 lat zginął w pożarze w czasie wybuchu metanu.
Bobiku, ciekawe, czy Twój szef gra w „watykańską ruletkę”?
Od wczoraj jeszcze się z tego określenia śmieję i podaję dalej.
Heleno, oni byli przecież cały czas w jakiś sposób zaopatrywani w żywność, pewnie więc tą samą drogą docierały do nich inne rzeczy, możliwe też, że kapsuła zjeżdżająca na dół zabiera ubrania i „golidła”, właśnie mówią, że mieli też pod ziemią kamerę i nagrywali ten czas pod ziemią.
Ogroimnie mi zaimponowal drugi gornik – dzialacz zwiazkowy, ktory w pierwszym liscie do zony pisal co ma robic gdyby ich nie uratowano, podkreslajac i przypominajac jej o jej prawach. To on podobno byl kluczowy w tym, ze na dole panowala atmosfera b. dobra, wzajemnej troski i pomocy, dyscypliny, solidarnosci.
Kurcze, jak ja im zadroszcze takich prowincjonalnych zwiazkowcow!
Heleno, właśnie też mówią, że przez 17 dni odżywiali się bardzo małymi porcjami tego, co mieli na dole, potem już otrzymywali jedzenie z „góry” otworem wywierconym specjalnie w tym celu, w podobnych kapsułach, tylko mniejszych. Tym sposobem szły też lekarstwa, bo tam byli też diabetycy.
Właśnie siódmy jest w drodze.
„Ku … ale zje…” – taki okrzyk wydał „pan fachowiec” próbujący zatrzymać uciekającego Sokratesa. „Panowie fachowcy” przyjechali instalować szafy typu komandor. Sokrates skorzystał z otwartej bramy garażowej i wybrał wolność. Okrzyk „pana fachowca” doprawadził mnie natychmiast do białej gorączki. Nie cierpię przeklinania a już szczególnie w moim domu. „Panu fachowcowi” zwróciłam uwagę, ubierając naganę w dowcip, etc.. Jego koledzy stanęli natychmiast po mojej stronie: „najwyższa pora żeby ci ktoś zwrócił uwagę”. To rozładowało mój gniew.
Sokrates je bardzo mało, ale jednak je. Najważniejsze, że jest pełen werwy – co wzbudziło podziw „pana fachowca”.
Przepiękna historia. Mam na myśli dzielnych górników, niosących im pomoc i wspierających duchowo. W takich momentach nie wstyd, że jest się człowiekiem.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/chile-pierwsi-gornicy-uratowani,1,3732462,wiadomosc.html . Piękna ta akcja. Dysonans (dla mnie) to fakt, że do próby wzięto żołnierza, choć mógłby się tego podjąć któryś z ministrów.
Bobiku, niestety studenckie WG nic nie urodzilo (do tego okazalo sie ze moj syn juz po studiach jest, i tylko ja jak zwykle pojecia zadnego 😳 )
tutaj dziwne nazwiska:
Bülent Ceylan
Gülcan Kamps (podobno barrrrrdzo znana)
Cem Özdemir (znam ❗ )
Adel Tawil
Kaya Yanar
Serdar Somuncu
do tego kopacze pilki majacy nazwiska znane i z calego swiata
podobo sa tez inni i wielu tylko tak w kilka dni (sic!) …….
🙂
Alienor , co to znaczy „w Betoniarni”?
moj Szef jest moim Szefem juz od 20lat i w tym czasie dzwonil
czesto o godzinach egzotycznych i w miejsca takowe (cholerne
komorki zrabowaly nieuchwytnosc 🙂 )
Nie mam w tej chwili czasu nawet przeczytać rysiowej listy, bo muszę wybiec w pośpiechu i z grzywą rozwianą. Wszystko doczytam po powrocie. 🙂
m^2 – http://passent.blog.polityka.pl/?p=765#comment-180248
No, teraz mogłem sprawdzić, co berlińskie WG wymyśliło. 😉
Wszyscy z listy są mi znani (nawet Gülcan, chociaż na nią lepiej spuścić zasłonę milczenia) ale niekoniecznie przyszliby mi na myśl w godzinie próby, więc współpraca WG i tak się bardzo przydała. Dziękuję. 🙂
Bülent Ceylan jest według mnie taki sobie, ale Kayę Yanara ostatnio „obrabiałem” z młodzieżą szkolną i bardzo to były przyjemne zajęcia. 😀 Dla niemieckojęzycznych wrzucam linkę. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=9HA-J3zZwP0
Miałem już kilka razy zapytać i zawsze coś mi odwróciło uwagę. Nie wie ktoś, co się stało z Mruczusią? Czy może znowu się wystraszyła i weszła pod kanapę? 😯
Przezy;os,u dzis chyba cos na podobienstwo ladowania na Ksiezycu, bp pamietam tylko ten jeden raz iedy caly swiart wstrzymal oddech.
Uczcilam to zakupem butowym i spaghetti z przegrzybkami na kolacje! Wiwat dzielni wspaniali Chilijczycy! 😈
Czy przegrzybki to skrzyżowanie małży z grzybkami? 😈
Ja też chcę taką miczurinowską krzyżówkę! 😆
Chilijczyków mogę uczcić tajszczyzną i hiszpańskim winem. Jest to zestaw regionalny. Z globalnej wioski. 🙂
podziekowania przesle dalej Bobiku, a Somuncu (tez mi znany)
mocny jest czesto
gornikow pokazuja prawie na „zywo”, ogladam i podziwiam
Heleno, Twoje przegrzybki 🙂 😀 😆
To jak sie łone kurde nazywajom po polsku?
chyba podgrzybki, Heleno 🙂
http://1.bp.blogspot.com/_G_fBTrg7N4E/SPEDhOuJjPI/AAAAAAAABZM/-ykURnpfJsU/s400/grzyby_3.jpg
smakowite grzybki 🙂
To nie to, Rysiu. to zdecydowanie nie to. Moje podgrzybki mieszkajom w morzu.
W morzu mieszkajom przegrzebki. 🙂 I noszom na grzbiecie muszlę świętego Żaka.
😀 😀 😀 😀 😀 😀
swietnie sie ubawilem, dzieki Heleno
spodom spac 🙂
jutro jest tez czas na brykanie
(nie tylko Mruczusia milczy ostatnio,krolik, zeen, PK wiadomo zasluchana, Moguncjusz w mysli mojej jest)
dobranoc
Jakoś dziś nie mogę myśli pozbierać i napisać na blogu o tym, co mi po głowie chodzi (pchły dyskretnie przemilczmy). Chyba pójdę spać i odłożę myślenie do jutra. 😉
A na razie na dobranoc merdam ogonem wszystkim milczącym, jak również niemilczącym. 🙂
Liczę wychodzących. Dobrze będzie 🙂
Ja tez.
Campio Esperanza swietuje. Wszyscy wyszli!
Viva Chile! Viva mineros!
No i NASA…
podziwiam
33+6 swiatla zgaszone
teraz zycie nowe niezaleznie od wieku
czlowiek czlowiekowi
ciemno zimno zimowo (wrecz na pierzyne Babki z Gyni)
herbata pieczywo spokojnie gazete o wczoraj brykanko 🙂
brykam fikam 😀
Tu też ciemno, zimno, nawet deszcz pada. Akcja w Chile będzie długo pamiętana. Chwała zaangażowanym!
Rysiu, Betoniarnia to takie piękno-brzydkie miasto nad Wisłą, które ma Syrenkę, Zygmunta i takie tam atrakcje.
Chilijczykom gratulujemy, niestety na chilijskie mnie nie stać, ale w duszy oblewam ich sukces 🙂
Praca. Szef Szefów czuwa.
Dzień dobry. 🙂 Rozszerzyłbym propozycję andsola i przy śniadaniu wzniósł herbatą toast za NASA i WASA. W końcu za nasą i wasą Polacy od wieków mają na sztandarach. 😉
Szkoda, że o tej porze nie bardzo jeszcze wypada herbatę z prądem, bo ziąb rzędu podwójnego albo i potrójnego brrrr!!!! 🙁
Polska to bogaty kraj, sloro chilijskie wina kosztują w nim tyle, że kogoś na nie może być nie stać. 🙄
Ja za całkiem uczciwego Chilijczyka płacę 3 eurasy, a i to jeszcze wypatruję, czy nie ma gdzieś oferty specjalnej i nie szarpnę go za 2,50.
Dla porównania: paczka petów 5 euro. Jak ktoś w finansowym dołku, to zawsze może trochę mniej palić, żeby trochę więcej pić. 😈
Alienor, dziekuje, cos nowego 🙂
ja na szczescie mam ostatnio nadwyzki „kasy” (kto nie pije i nie pali Bobiku nie ma dolkow 🙄 ) i moge sobie pozwolic na wypad
po antykwariatach i ksiegarniach w szczecinie 🙂 😀
jak bede to zobaczycie
brykajcie fikajcie dla zdrowia i nie tylko 🙂
Nie pamiętam, czy Mordechaj ma być na tych Mistrzostwach uczestnikiem, czy jurorem? 🙂
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8509591,Hiszpania_organizuje_mistrzostwa_w_sjescie.html
Kot mruczy, nie zaś chrapie 🙂 Mordechaj – jurorem z pewnością.
Ale psy potrafią w czasie sjesty pochrapywać. To może ja bym wziął parę lekcji teorii u Mordki i zgłosił się jako uczestnik? Z moim nauczycielem jako jurorem chyba miałbym spore szanse na jakieś punktowane miejsce, nie uważacie? 😈
tylko co potem zrobić z tymi miejscami? 🙄
No jak to, co zrobić? Odłożyć na miejsce.
Trzeba dbać o porządek! 🙄
Mordl wypowie sie w sprawie sjesty nieco pozniej , bo w tej chwili jest zajety power napem.
Ja sama mialam zarwane dwie noce ogladania operacji ratowniczej i obudzila mnie w tej chwili Pani Doch trzaskajac drzwiami.
Pewnie, ze NASA tez.
Prezydent Pinera bedzie w poniedzialek najblizszy na Downing Street. Bardzo mi sie spodobal. Chyba sie zupelnie nie kladl przez caly czas trwania operacji?
My z Mordka czesto idziemy w zawody na chrapanie, chociqaz Kotek moj utrzymuje, ze nie chodzi o to kto glosniej, tylko ktro slodziej. I tu jest niestety nie do pobicia chempionem.
Jakl sie miewa Sokrates? Czy dalej na antybiotykach?
Przy takiej nieprzerwanej dostawie adrenaliny kilka nocy bez snu można wytrzymać. Ale kiedyś w końcu trzeba to nadrobić. 😉
Migrująca matka – http://www.kartkazpodrozy.eu/?p=2692
Okazuje się, że chrapanie Kiciusi przede mną?
Tereso, kot nie tylko mruczy, też chrapie. Wiem coś o tym. Mruczy, gdy nie śpi!
Muszę się Wam do czegoś przyznać. 😳 Na Dywanie u Pani Kierowniczki zaraziłem się wirusem chopinowskim (tak jakbym nie miał dosyć własnych wirusów) i jestem teraz co dzień zmuszony 😉 do wielogodzinnego odsłuchiwania, o ile tylko nie biegnę w teren.
Ale okazało się, że po latach przerwy znoszę Chopina w dużej dawce znacznie lepiej, niż przypuszczałem. Tak że na razie nawet niespecjalnie próbuję się wyleczyć. 🙂
Oczywiście z tego konkretnego wirusa, bo z innych to próbuję, tylko mi niespecjalnie wychodzi. 🙄
Nie mow, Bobiku, ze wciaz tego paskudnika niechopkowego w sobie nosisz? Bardzo nad Toba boleje i mam nadzieje, ze nie leczysz go zbednie wiadomym dymem?
Ja teraz wyskakuje do banku (pfuj) i pozniej jednak na tego Diagilewa jesli mnie znienacla zadne zakupy od zamiaru nie odwioda. Bo jutro nie moge wysc z domu dopoki Amazon co.uk nie dostarczy tego Brysona polecanegpo przez Monike, Moniko, gdzie jestes?
Ciao.
Po wysłuchaniu ciurkiem 4 sonat h-moll, można wręcz wpaść w chopkopochodny trans 🙄
No, nie! Jeszcze przed wysjciem znalazlam cos takiego http://wyborcza.pl/1,75248,8510651,Wdowa_po_oficerze_BOR__Nie_byloNo_zadnego_telefonu_po.html?fb_xd_fragment#?=&cb=f16c4dca3390d2c&relation=parent.parent&transport=fragment&type=resize&height=20&width=120
co wprawilo mnie w zduimienie polaczone z drgawkami z smiechu.
Rewelacje National Enquierer , ze ladowanie na ksiezycou bylo lipne i nagrane w Hollywoodzie bledna w obliczu inwencji Gazety Polskiej. 😆 😆 😆
Czego chcieć? Królestwo GP jest nie z tego świata, czy może nie z tej Ziemi. 🙄
Ae muszę przyznać, że pośmiertny telegram (Gide’a?) o treści „piekła nie ma, można sobie pohulać” jakoś bardziej do mnie przemawiał. 😉
Jestem, jestem Heleno, ale sama wiesz, jak to czasem bywa z dwojka aktywnych Kociat… 😉 Ciesze sie, ze Twoj Bryson juz w drodze, bardzo dobrze sie go czyta. Ucieszylam sie przy okazji czytania go, ze przy wyjazdach z domu nie musimy wyciagac szyb z okien, co kiedys bywalo stala praktyka tych, ktorych w ogole bylo na nie stac (kiedys tak w Polsce chowano samochodowe wycieraczki). No i tez ciesze sie, ze chilijscy gornicy wyszli calo na powierzchnie, ale to juz radosc zupelnie innego rzedu. A, i jeszcze chcialam Ci podeslac swietna rozmowe z Helen Vendler o wierszach Emily Dickinson – taka sama przyjemnosc ze sluchania, jak przy Chopinie w najlepszym wykonaniu… Tylko musze poszukac linki na laptopie, bo teraz odzywam sie z mniejszego urzadzenia.
Bobiku, w przerwach miedzy sonetami i etiudami rabnij sobie moze nastepna dawke Pythonow, to w koncu te uparte wirusy wytrzesiesz smiechem. 🙂 Chociaz czytanie GP to tez dobra terapia – co prawda bardziej dla osob postronnych, niz dla wdowy (tym bardziej swiadczy o tym jak instrumentalnie autorzy teorii spiskowych traktuja osierocone rodziny).
Helen Vendler:
http://www.radioopensource.org/whose-words-these-are-28-helen-vendlers-emily-dickinson/
Kuracja pytonem potrafi być dość radykalna. 😉
To, że uczucia rodzin skrajna prawica ma dokładnie gdzieś, można było od kwietnia do dziś obserwować niejednokrotnie. Z punktu widzenia JK wszyscy powinni być wyłącznie sierotami po jego bracie i te uczucia straty należy szanować, aczkolwiek też tylko w taki sposób, jaki Prezes zaleca. Wszelkie odczucia niezwiązane z żalem po Najlepszym Prezydencie i niemieszczące się w wizji Prezesa są szkodliwe i niepatriotyczne, więc chyba zrozumiałe, że nie ma co się nimi przejmować.
Wiadomo zresztą, że lewicowcy nie mają żadnych uczuć poza nienawiścią do prawicy i wszystkiego, co polskie. A ci niezdecydowani kto wie, czy nie gorsi. Powiedziano przecież: niech mowa wasza będzie tak-tak, nie-nie. 🙄
Tak, masz racje, Bobiku. Dobrze, ze zaczyna sie wiecej pisac o pozostalych rodzinach, nie tylko w kontekscie makabrycznych dla nich plotek o telefonach zza grobu.
A na radykalna terapie to ja Cie namawiam tylko wobec upartych wirusow (choc istnieje, teoretycznie rzecz biorac, plan B, oszczedzajacy tez na tych 5 euro, o ktorych wczesniej wspomniales). Mniej radykalnie moze byloby zaglebic sie we Frasiera, bo tez niezle rozgrzewa. No i nie porzucac rosolu. 😉
Plan B od razu odrzuciłem 😉 , natomiast opcja rosołowa, trochę ostatnio zapomniana, znowu mi się narzuciła z całą oczywistością. 🙂
W ramach poprawiania sobie humoru zastosowałem również tzw. terapię heleńską, czyli zakupienie czegoś. Padło na ładne, antyczne łoże na Ebayu. Przy okazji, niejako mimochodem, załatwiłem też wersję montypythonowską, jako że licytowałem to łoże przy dźwiękach marsza żałobnego. 😆
Tereso, ten bloger pisze: Moim zdaniem powodem tragedii jest tylko i wyłącznie nędza trawiąca polską prowincję. I ostrością oraz wąskością spojrzenia kompromituje siebie i czyni ze śmierci 18 osób element rozgrywki intelektualnej.
Rozumiem, że pod wpływem dotykających człowieka bodźców wysławia się nieprzemyślane zdania, ale można wtedy włączyć wspomnienie doświadczeń: „czy reagując na gorąco rozumiem co się dzieje”?
Gdyby powiedział, że wśród wielu czynników, których kumulacja prowadzi do stanów, w których ludzie tracą poczucie odpowiedzialności i wdają się w absurdalne działania, jest także bieda, kierująca myśli ludzi przede wszystkim ku znalezieniu pracy, zgoda. Ale sugerować, że powodem bezmyślnego zjechania na lewy pas w braku widoczności, narażając życie kogokolwiek, kto w tym momencie mógł znaleźć się na owym pasie, zmotoryzowany czy nie, jest tylko i wyłącznie nędza jest taką koncentracją durnoty, że naprawdę nie warto z tym dyskutować.
Jeśli on wydobrzeje i ma trochę uczciwości umysłowej, niech znajdzie siłę woli na napisanie, tam gdzie bredził: „przepraszam moich czytelników, ale emocje mnie opanowały i zakłóciły zdolność myślenia”. I niech wtedy będzie mu wybaczony ten smutny atak na logikę i prawdę.
E, to nie jest jeszcze najgorzej, jak tak dobrze Ci funkcjonuje wrodzony instynkt lowiecki, Bobiku. 😉 A ja ide zapolowac na potrzebne do przezycia produkty zanim nas jutro nawiedzi pierwszy jesienny Nor’easter. Nawet bardzo ladna jesien cierpi na chwilowe klopoty techniczne. 😉
Sokrates dochodzi już do siebie. Jeszcze bierze leki, ale je i jest ożywiony.
Ostatni tydzień to intensywna praca związana z inauguracją nowego roku akademickiego UTW. Nasze UTW wystartowało we wspaniałym stylu. Inauguracja wypadła znakomicie. Chór Madrygalistów im. Wacława z Szamotuł został nagrodzony owacją na stojaco. „Wykład” Słońce świeci każdemu wygłosiła Nisia. Książki Nisi znikły jak ciepłe bułeczki.
Możemy być dumni z frekwencji. Dzień wcześniej, jak mi mówiła Nisia, na spotkaniu z nią w Poznaniu w Empiku było …. 5, słownie: pięć osób
U nas było około 110 – 120 osób.
Byłam trochę zła na moje koleżanki, że niektóre z zaproszeń zostały wysłane w terminie krótszym niż dwa tygodnie, ale w tej sytuacji, to już nie będę ich ochrzaniać, tylko przypomnę na przyszłość o pilnowaniu terminów. Przed inauguracją we wszystkich ważnych punktach gminy rozwieszone były plakaty, rozłożone ulotki, zamieszczone notatki w lokalnej prasie, na stronach internetowych, wysłane imienne zaproszenia. Każdy miał na krześle przygotowane dwie czterostronicowe ulotki. Jedna kolorowa między innymi z tekstem naszego hymnu i z tekstem Gaudeamus, żeby wszyscy mogli śpiewać. Druga czarno – biała z dokładnymi informacjami na temat poszczególnych sekcji: tematyka, czas, miejsce, odpłatność oraz z bieżącymi komunikatami.
Zupełnie nie rozumiem, co w tak bogatej instytucji jak Empik robią ludzie od promocji?
Po inauguracji spotkaliśmy się z grupą sąsiadów i współorganizatorów na przemiłej kolacji. Dla mnie dzień inauguracji był bardzo stresujący, ponieważ dzień wcześniej zaczęła mnie “brać” infekcja żołądkowa. Leczyli mnie “wszyscy”, byle tylko postawić mnie na nogi. I udało się.
We wtorek odbył się pierwszy wykład: Czy przemijanie musi boleć? słuchacze byli bardzo zadowolenie. Wczoraj miał miejsce wyjazd integracyjny na grzyby. Ja nie mogłam pojechać, ale ci którzy pojechali byli zachwyceni. Grzybów zbyt dużo nie znaleźli, ale było ognisko na terenie leśniczówki, pieczenie kiełbasek, śpiewy przy gitarze. Pogoda dopisała. Od poniedziałku trwają już zajęcia w sekcjach.
W domu pracy pełne ręce. Wczoraj montowali nam w bibliotece szafy typu komandor. Sprzątania i układania co niemiara.
Kulinarnie też jestem bardzo zajęta. Przygotowuję sie do towarzyskiej trzydniówki. Na ciepło robię nie dużo. Serwuję przede wszystkim stół sałatkowy. Ciasto z kremem orzechowym i budyniowym, które wszystkim, jak dotychczas, bardzo smakuje.
Bobiku,
jak postępują Twoje prace nad pigwówką. Ja wczoraj dokładniej sprawdziłam krzak pigwowca i o dziwo znalazłam trochę owoców. Niewiele, około 1 kg, ale już pokrojone i zasypane cukrem w słoju na parapecie nad kaloryferem puszczają sok.
Witam. Dzisiaj w pracy odkryliśmy na zapleczu dwa pudła pełne książek o filozofii. Także mam nową kupkę mądrości na podłodze, bo na regale nie mieści się absolutnie nic 😯 A wyobraźcie sobie szczęście Filozofa 🙄 A jeszcze w „TP”, który dają u mnie za darmo, jest DVD z Kennerem grającym koncert e-moll op.11. Bycie biurwą uczelnianą jednak może poszerzać horyzonty 😉
Bobiku, jeszcze nie wydobrzałeś? Woody się chętnie podzieli z tobą szynką zwiniętą ze stołu, jeśli Ci to poprawi humor.
vitajcie! A co Ci się stało Bobik? Pisałam przecież żeby grzybów takich dziwnych nie jeść, w ostateczności pieczarki. 🙂 Czy macie jakieś lekarstwo na lenistwo ?
Tak się zastanawiam Bobiku … to gdzie Ty pracujesz? Czyżbyś był ministrantem ? To dziwne, ale z drugiej strony skoro tyle się dzieje to może świat popędził dalej a ja sobie przy herbacie siedzę czekoladę zajadam i o niczym nie wiem …… 🙂
co zresztą wcale mnie nie martwi
oczywiście przeczytałam gazety te jak zawsze .. wiecie. Jest coraz lepiej, bardzo fajne artykuły, też w Polityce. Innym razem się odniosę bo muszę iść pomieszkać trochę. dobrej nocki 🙂
Polityka wyraźnie drgnęła. Wprost jej dobrze zrobiło 😉 Zupełnie nie rozumiem, czego ten Bułgar chce od fortepianu 🙁
Bułgarzy też mają trochę historycznych krzywd, które na kimś/na czymś trzeba odegrać. A na fortepianie bardzo się dobrze odgrywa. 😉
Ministrantem nie mogę być, bo każdą komeżkę zaraz paszetówką zapaćkam. 🙁 A grzybki mi w ogóle nie szkodzą. Najwyżej sny po nich bardziej kolorowe mam. Albo i jawę. Ale to akurat uważam za bardzo pozytywny objaw. 😀
Cieszę się, że Sokrates zdrowieje. Może spróbuję wziąć z niego przykład. 😉
Porównanie UTW z empikiem wyraźnie wykazuje, że entuzjazm jest ważniejszy i efektywniejszy od forsy. Z czego wynika, że ze światem jeszcze nie jest aż tak źle, jak przypuszczaliśmy. 😀
Pozdrawiam jesiennie wszystkich na Blogu przywalona praca i wlasnymi neurozami.
Ale jesien jest piekna, chopek potrafi wciaz burzyc krew (lepsze od Mundialu), gornicy na powierzchni, Sokrates sie wygrzebal z niemocy. Idzie ku lepszemu…
A tu piosenka dla gornikow, ot taka jak sorbet miedzy daniami, tylko zeby to uszy odpoczely od tych sonat h-mol przez chwile.
http://www.youtube.com/watch?v=E-EiwiiAh68&feature=related
O, jak miło, że Królik czasem jednak wygrzebuje się spod pracy i neuroz. 😆
Chopek rzeczywiście lepszy od Mundialu. 🙂 I chyba dziś jednak z nim pozostanę, bo na jutubie coraz częściej nie dają zlinkowanych kawałków posłuchać, zawiadamiając, że w moim kraju właśnie to nie jest dostępne. 👿
Właściwie szkoda, że na tym UTW nie powierzono mi wyszczekania pierwszego wykładu. O przemijaniu akurat miałbym coś do powiedzenia. 😈
Czy przemijanie musi boleć? – pytanie kiedyś padło.
Żeby odpowiedź na nie znaleźć w kąt odstawiłem jadło,
przestałem z futra pchły wygryzać, polować na zające
i w naukowej prawdy wdarłem się krzewy gorejące.
A że najlepszym prawdy źródłem jest, jak wiadomo, wino,
sprawdziłem jaki będzie skutek, gdy każę mu przeminąć.
Nalałem sobie pierwszy kielich, wypiłem go z zachwytem,
pod drugi lekko swingującą puściłem sobie płytę,
trzeci przeminął dosyć szybko, tym razem w rytmie Zappy,
przy czwartym w tany się puściłem na wszystkie cztery łapy,
po piątym byłem pełen werwy i skoczny niby łania,
tymczasem z boku szósty kielich się pchał do przemijania,
horyzont nowy mi otwierał, poznania niósł zarzewie
i z braku kobiet podpowiadał, by szczęście znaleźć w śpiewie.
Siódmego jakoś nie pamiętam, a za to ósmy świetnie,
bo podczas picia go listopd pomyllił mi szię z kwietbiem,
dźźwiewiąąty mninął jk senn złłoty, choć możże trwa ałby ddalej,
gdybyb sąsiddzi, te nieuułuki, poliiicji nie wewzwalii…
Eksperymentu pełny wymiar przemilczeć raczej wolę,
lecz wniosek podam: przemijanie, niestety, musi boleć. 🙁
Dotkliwie realistyczna dzisiejsza poezja Bobika…
To właśnie będą kiedyś o mnie pisali w Wikipedii: zapoznany realista. 🙄
Tak, przemijanie musi bolec i owijanie tego w wate jest komiczne. 🙁
A skoro jestem w zlym humorze, to dodam, ze zgadzam sie z andsolem i myslalam jeszcze gorzej o kompletnie demagogicznym wstepie K z P do streszczonego artululu mojej kolezanki Magdy Rittenhouse, ktory sie ukazal wczesniej w Tygodniki Powsz.
No dobra, nie bede sie wsciekac przed zasnieciem., zwlaszcza, ze krolik rozpoczal party na czesc mineros. Moze jeszcze cos z chilijskiej klasyki jak Vioctor Jara zamordowany za Pinocheta? Jego piosenke o gorniku spiewali w ub. tygodniu w Santoago na koncercie solidarnosci Rage Against the Machine:
http://www.youtube.com/watch?v=Zb2qaflsHAw
Ponieważ mnie się trudno zasypia tak całkiem na serio, to zapodam szczególik z innej całkiem beczki, a zabawny. W niektórych momentach bawiły mnie mianowicie niemieckie doniesienia na temat chilijskiej akcji, a to dlatego, że cały czas było w nich o kumplach. Kolejny kumpel jest wyciągany z szybu, a na górze już czekają na niego inni kumple… 🙂
Bo kumpel po niemiecku znaczy (między innymi) po prostu górnik. 🙂
To jeszcze dorzuce do Jary Pabla Nerude, niestety mam tylko po angielsku:
My struggle is harsh
and I come back with eyes
tired at times from
having seen
the unchanging earth,
but when your laughter enters
it rises to the sky
seeking me
and opens for me
all the doors of life.
Jak party to party. Tu w niejakiej opozycji do unchanging earth 😉
http://www.youtube.com/watch?v=5rh1ppL-xjw&feature=related
ja tez sie zgadzam z andsolem 19:01…
ale juz dobranoc, bo dosc, mam wlasnych smutkow, a ludzkosc prawdopodobnie i tak przezywa najlepszy okres w swojej bardzo krotkiej historii… hej, pedzimy na naszej planecie z szybkoscia swiatla w swiat coraz to rzadszej materii… dobrze pocztac poezje, sluchac muzyki, ogladac obrazy…
No właśnie, Króliku, ludzkość już dawno znalazła świetny numer, będący chociaż chwilową ucieczką od osobistych smutków. I mam tu na myśli zarówno poezję, muzykę i obrazy, jak i zajmowanie się smutkami ogólnymi. To też pomaga, bo po pierwsze zwraca myśli gdzie indziej, a po drugie pozwala zobaczyć, że mnie to jeszcze wcale nie jest tak najgorzej… 😉
I tyle jeszcze rzeczy nie odkrytych, a zapierajacyxh dech w piersiach. Ja dzis ogladalam w tv poltoragodzinna pierwsza nba swiecie sekcje gigantycznej kalamarnicy mieszkajacj kilometr-dwa pod powierzchnia oceanu gdzie nie dociera swiatlo. O zyciu tego szescio – i wiecej metrowegop zwierzatka nauka wie bardzo jeszcze niewiele. I w czasie tej sekcji okazalo sie, ze ma ona jezyk pokryty gestymi rzedami zebow, gardziel przechodzaca przez srodek mozgu, zas jej serce pompuje blekitna krew. Ma tez poltporametrowego fiuta, ktorym dziabie samice w akcie milosnym w… ramie. Samica, zaplodniona przez kilku dzentelmenow, najpierw dlugo ich sperme trzesie, zeby sie dobrze wymieszala , potem wydala z siebie parometrowe powloki ikry, ktora trzyma w ramionach az dojrzeje. A wtedy samica umiera. A w wodzie w glebinach te gogantyczne kalamarnice potrafia urzadzac wspaniale koncerty swiatla. Nie sa to urocze zwierzatka, ale jakiez fascynujace.
Gdyby chciec z tej kalamarnicy zrobic ladna kolacje, to starczyloby jej na 2 tysiace porcji calamari. Ale podobno nie warto, gdyz bardzo jej mieso zajezdza… chlorkiem.
Howgh Bobiku. Dlatego z przyjemnoscia slucham piosenki o gornikach Rity MacNeil, ktora jest z Cape Breton, gdzie te kopalnie byly. Ten chor, ktory z nia spiewa ostatnie wersy to sa prawdziwi gornicy. Byl tez taki film „Margaret’s Museum” z Helena Bonham-Carter o gornikach z tamtych stron. To jeszcze jeden powod dlaczego komentarz andsola bardzo mi zabrzmial prawdziwie.
Tak wyglada, a dochodzi do 20 m dlugosci:
http://www.youtube.com/watch?v=OBg0k9GbHiw&feature=relate
Dzień dobry 🙂 Zwierząt dłuższych niż 50 cm z zasady się boję, tak że może z osobistym zawieraniem znajomości z tą ośmiornicą nieco poczekamy. Jak urosnę, nastawienie do życia i długości może mi się zmienić. 😀
Przez tego Chopka to nawet na prasówkę nie mam czasu. 🙄
Chopek koliduje obecnie ze wszystkim i wszystkimi. Do 10.00 i tak śpię, po 21.00 już mi się nic nie chce, a ile jeden niewielki człowiek może zrobić między 14.00 a 17.00? 🙄
No właśnie. 🙄
Aczkolwiek po wczorajszych i dzisiejszych przesłuchaniach ja już swoich faworytów mam i reszta właściwie nie musiałaby grać. 😈 Tylko nie mogę się przyznać, kto dla mnie wygrywa, bo patryjoci kudły mi powyrywają. 😛
No proszę! Mówi się, że ludzie w Polsce jakieś takie nieżyczliwe i do pomocy obcemu nieskore, a to przecież bujda wierutna. 😈
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8516203,Napadli_na_bank__uciekaja_na_rowerach__gubia_pieniadze.html
Dobra, dobra. I tak wiadomo. Zresztą, podzielę chyba Twój los, jeśli wpadnę w ręce patryjotów (najpierw napisałam partyjotów, ciekawe swoją drogą). Zawsze moglibyśmy się udać na emigrację do Moskwy, gdyby co.
Partyjotów kupuję od łapy. 😆
A na tę emigrację muszę koniecznie do Moskwy? Bo na tej emigracji, na której teraz jestem, właściwie mi całkiem wygodnie. Rosyjskich pianistów można w końcu wielbić i z daleka. 😉
Szczęśliwie nikogo nie było. Słuchałam jej i jego. Wycieczka przyszła tuż po. Miałam ciężki problem z wypisaniem faktury. Ja się go boję. Jak można robić takie rzeczy małym, kruchym człowieczkom.
Doczytałam u Pani Doroty i odetchnęłam. To nie histeria.
To nie histeria, Haneczko. To po prostu było wstrząsające. W którymś momencie poczułam, jak mi się na całym ciele robi gęsia skórka. Niesamowite. Niby ta sama sonata, której od wczoraj słuchamy do znudzenia włącznie i nagle takie coś. Co pokazuje, jak wiele zależy od interpretacji. Można nawet nie być świadomym niuansów, a i tak odebrać całość adekwatnie.
Mnie się przy tej sonacie Gospodarzowa zdarzyło coś w gruncie rzeczy zabawnego, ale pokazującego do jakiego stopnia ten chłopak potrafił zaczarować. Od bardzo dawna (tak dawna, że psy właściwie tak długo nie żyją) podczas marsza żałobnego zawsze chichoczę w duchu, bo nieodparcie mi się narzuca Zembaty. Chcę czy nie chcę, samo mi się podśpiewuje …o wieko bębnią kro-ple-dżdżu. 😉 No i dzisiaj kompletnie o tym Zembatym zapomniałem. Po raz pierwszy od wielu lat usłyszałem tę sonatę całkiem na nowo, bez żadnych zaszłości. Usłyszałem trzewiami.
Chyba muszą Khozyainovi dać pierwszą nagrodę, prawda? Choćby za moje trzewia mu się należy. 🙂
Cześć, Muzykały.
Wróciłam z drogi, ale jakoś nie mogę się otrzepać. Więc tylko witam Psiblog czule i serdecznie. Jak mi wróci coś w rodzaju inteligencji, to się zgłoszę. Miło wiedzieć, że wciąż tu jesteście.
Na razie przeczytałam esej wyjściowy.
Obecnie leżę na podłodze i kwiczę.
Nawiasem: dziś po powrocie z zakupami znalazłam nie tyle Nasalonach Siki, co w sypialni na podłodze szczątki pojemnika na kwiaty oraz tychże kwiatów, ziemi i szkła. To była pamiątka z Holandii, a właściwie kompozycja kwiatowa w szkle, kupiona na benzyniaku, kiedy przejeżdżałam przez Holandię, wracając z Belgii.
Ślady na obrusie w salonie potwierdziły, że Szanta, ten mały inżynier, nauczyła się wskakiwać na wyżki przy pomocy krzeseł.
Nisiu, jak przyjemnie, że powróciłaś cała i zdrowa, a niechby i nieotrzepana! 😆
Nawiasem mówiąc, ja od otrzepywania się jestem wybitnym specjalistą (jak większość psów). To jest bardzo proste: trzeba się tylko porządnie zmoczyć, następnie sokolim wzrokiem wyłowić z osób będących w pobliżu tę w najjaśniejszym i najelegantszym ubraniu, zbliżyć się do niej na odległość kilkunastu centymetrów, a potem już tylko zrobić takie brbrbrbrbrrrrtttttt! 😈
Przynosze fatalna wiadomosc i nawet nie wiem czy dotrze. Komuter mi sie kompletnie rozlozyl. Wiec wirtualnie przestalismy istniec – i ja i moj wirtualny Kot. Postaeamy sie zagladac, ale to za duzy wyusilek.
Witam Nisie.
Choziainow, powiadacie? No to patryjoci nie bendom zadowolnieni.
Bobiku, mam ten sam patent „na Zembatego”. U Włoszki też tego nie usłyszałam.
Oczywiście 😳 sypnęłam się w kasie 😳
To ja jestem jednak oporniejszy, Haneczko. 😉 Zembatego nie każden jeden potrafi mi unieważnić. To musi być majster bardzo wysokiej klasy. 😆
Uuu, jak mnie zmartwiło, że komp Heleny i Mordechaja oddał ducha. 😥
Mam tylko nadzieję, że zakup nowego tuż, tuż. 🙂
Jest w stanie pelnej agonii, ale jezcze udaje mi sie od czasu do czasu go ozywic.
Jutro wybieram sie do sklepu Apple’a. Ale nawet gdybym tam kupila, to ktos mi musi jeszcze to zainstalowac, chyba, ze sama sie zamachne. Do tego musze kupic router.
A tymczasem jestem jak glupia skazana na czytanie prawdziwej ksiazki A nawet zaleglej powiesci. 😯 🙄
Jedna zaległa powieść 😯 Upadłam na duchu i wstałam. Są na tym świecie spełnieni i szczęśliwi ludzie 🙂
Że jedna zaległa powieść to jeszcze nic. Ale czytanie jej w otoczeniu tych dębowo-korkowych podłóg, to dopiero pełnia szczęśliwości i spełnienia. 🙂
I w sukienkach 🙂
Spodniczkach!
Pantalonach z falbankami…
Heleno, pisałaś o nich tak rosnąco 😆 , no i chciałam być szczodra 😉
Dobra, dobra, wysmiewajcie sie. Jak Wam kompy siondnom, to tez bedziecie musieli ksionszke czytac zamiast sie tu wymondrzac.
Aaa, Pantaleon się znalazł. Młode wywiozło 😎