Szanowna Redakcjo
Szanowna Redakcjo!
Zwracam się z prośbą o zapewnienie mi w Waszym popularnym medium pozycji stosownej do mojego talentu i zaangażowania.
Prośbę swą motywuję tym, że mało komu tak się należy porządny lans, jak mnie. Już w szczenięctwie wiedziałem, że w przyszłości chcę zostać piesarzem. Kochałem psoezję ojczystą, jak również macierzystą i oddawałem się jej z przejęciem w chwilach wolnych od obowiązków. Ba, wyznaję, że zdarzało mi się nawet zaniedbywać obowiązki, by przysiąść pod budą szumiącą i w zadumie wyszczekać smętną strofę:
Aaa, pieski dwa,
skundlone ich DNA,
brzuch je boli od żalu,
nie dostaną medalu
na wystawie psów rasowych.
Psiakrew, marzeń urok z głowy!
Niestety, środowisko moje nie wspierało należycie tych pierwszych, nieśmiałych psoetyckich prób. Moi rodzice byli prostymi, nieuczonymi psami i uważali, że należy mieć w łapie jakiś konkretny, dający miskę Chappi fach, toteż zmuszony byłem do ukończenia Pasterskiej Szkoły Zawodowej nr. 3 i podjęcia pracy jako zaganiacz owiec. Nie poddałem się jednak, nie zgasiłem ducha i podczas przerw w zaganianiu recytowałem oralnie:
Pieskiego życia przebrzydłe koleje
czemuście na mnie napadły?
Tfu, na psa urok! W Pińczowie dnieje
i łańcuch trzyma zajadły…
Po raz drugi niestety! Otoczony byłem przez barany, które nie poznały się na mym psoetyckim kunszcie i reagowały co najwyżej głupawym beczeniem. Nie przeczę, że był to dla mnie okres bardzo trudny i skłonny byłem ostentacyjnie się załamać, żeby pokazać nieczułemu światu. Na szczęście w tym czasie poznałem pewną niezwykle pociągającą pudlicę, co wprowadziło do mojej twórczości wyraźne tony liryczne, niepozbawione tłumionej pasji. Niestety (po raz trzeci), rzeczona dama okazała się równolegle związana z bernardynem, foksterierem, kilkoma buldogami, w tym jednym ze śladami owczarka belgijskiego, z mastyfem (obrzydliwy typ!), jak również spanielem King Charles bez rodowodu. W tej sytuacji namiętność zaczęła we mnie walczyć ze zmysłem praktycznym, co znalazło, rzecz jasna, psoetycki wyraz:
I nie miłować ciężko, i miłować
marny interes, gdy ciągnie na stronę
co chwila inny ktoś mą prawie żonę,
a ona chętnie z nim idzie się psować.
Pominę znamiennym milczeniem dalsze koleje tego związku i przejdę od razu do podkreślenia, że mimo wszelkich przeciwności losu dalej nie miałem zamiaru się załamać. Potraktowałem kryzys jako szansę, rzuciłem wszystko i zacząłem nowe życie. Postanowiłem sprawdzić się w bliskiej mojemu sercu branży artystycznej i po wytężonym castingu otrzymałem jedną z głównych ról w kultowym filmie „Psy dwa”. Ćwicząc przed lustrem pilnowanie przyczepy, układałem w głowie awangardowe wersy:
ja z jednej strony
ja z drugiej strony
mego mopsopodobnego
kocyka
ślady zębów
zapach wątroby
cóż ni ma letko
hau
Moja kariera filmowa nie okazała się (niestety po raz czwarty) szczególnie trwała. Ale w końcu nie ona była moim ostatecznym celem. Me młodzieńcze marzenia nigdy nie zagasły, wręcz przeciwnie. Uprawiałem psoezję coraz bardziej gorączkowo. Nocami pogrążałem się w rojeniach, że napiszę utwór psoetycki równy wiekopomnemu Być psem? Tego się nie robi kotu. W dzień dochodziłem do wniosku, że wystarczy być. Ale nie, nie wystarczało…
Nie będę ciągnął dalej ze szczegółami. Szanowna Redakcja chyba już się zorientowała, z kim ma do czynienia. Chyba nie ulega wątpliwości, że w świetle mojego życiorysu nie powinienem być narażony na piąte niestety z powodu nieopublikowania mojego niewątpliwie najdojrzalszego utworu pt. „Sonet do pasztetówki”.
Do mojej prośby załączam zaświadczenie z parafii, że zawsze byłem aktywnym członkiem, nie szczekałem wbrew oraz pokornie zaspokajałem wszelkie żądania finansowe.
Z psoważaniem
Pies Bobik
Ciemno 🙁
Ciemno za oknem i ciemno to widzę drogi Bobiku, szanownym redakcjom zależy w pierwszym rzędzie na ich własnym lansie, a z Dodą czy jaką inną gwiazdą to Ty nie masz szans 🙁
No chyba, że skandal jaki wywołasz, biust ogromniasty z czarnego silikonu i takie tam inne sobie zmajstrujesz …
Chyba, że Betlejemska Noc Cudów zada kłam twierdzeniu, że „dziś prawdziwych poetów już nie ma”, natchnie i z bezduszności wyrwie szanowną redakcje …. czego Ci serdecznie życzę 🙂
Bobiku, planuję właśnie powołać do życia opiniotwórcze pismo dla kotów i psów, więc gdybyś był chętny na redaktora, to możemy pogadać… 🙂
Ja się tak nie bawię 🙁 To płazisko jest przechodnie 🙁
Dzień dobry. 🙂 No widzicie? Wystarczy rzucić myśl publicznie i zaraz coś się dzieje. Dobre rady, pomysły na lans, kuszące propozycje…
Silikon jak najbardziej wart zastanowienia. W końcu botoks kiedyś sobie dałem wstrzyknąć, to czemu i z silikonem nie mam spróbować. Jeszcze chyba w zakamarku któregoś wpisu blond peruka się poniewierała, to też ją mogę wyciągnąć. Obcasy 12-centymetrowe i lecimy… 🙂
Hoko, jak ten magazyn opiniotwórczy, to jak najbardziej chcę być redaktorem. To chyba oznacza dużo zaproszeń na bankiety. 😀
Haneczko, a czy ktoś mówił, że nie jest? 🙁
Drogi Bobiku,
dziękujemy za smakowitą zapowiedź uczty, tzn., uczty dla duszy. Przyślij tę pasztetówkę, tzn, sonet, a my po skosztowaniu, tzn., przeczytaniu, damy Ci znać, czy masz upichcić, tzn, napisać więcej.
Redakcja
No właaaśnie… Gdzie sonet?
A raczej psonet?
Myślałem, że ten psonet przynajmniej na blogu jest znany, wielbiony, podawany dalej metodą usta-usta, przekazywany z psokolenia na psokolenie i śpiewany przy ogniskach z towarzyszeniem giętarki. 🙄
Ale jak nie, to proszę bardzo, przypomnę go i macie, bierzcie. Niech się i Czytelnicy pożywią, i Redakcja…
Samotny czarny Bobik w zamglonym odmęcie
posuwa się niespiesznie, zapachem wiedziony,
tej, co mu znacznie droższa od dziatek i żony,
i którą dziś odnaleźć przyrzekł sobie święcie.
Mgła się kłębi dokoła jak białe kurczęta,
zbite w trwożną gromadę, kiedy pies w kurniku
zjawi się. Choć takiego mgła nie robi krzyku
jak one, też się lubi tak bez sensu pętać.
Ach, gdyby nie ślad woni, co stale przed nosem,
za czymż warto by było biec z rozwianym włosem
przez tę biel, w której smętnie dudni kroków echo?
Nasiąka czarne futro obrzydłą wilgocią,
zaspokoić się nie da do napojów pociąg
i pasztetówki ślady jedyną pociechą.
Jeśli nawet tu ten psonet był, to nie pamiętam albo kiedyś go nie zauważyłam… Jakże mogłam, doprawdy. Ale z tego wniosek, że arcydzieła warto przypominać. Zwłaszcza owa strzelista metafora – mgła jak białe kurczęta zbite w trwożną gromadę… ach.. 🙄
No, to rozumiem. To jest właśnie ton, którego oczekuję w komentarzach. 😆
sonet, kurczę, że ach… 🙄
Już szedłem zrobić sobie ten nowy imydż, ale po drodze przeczytałem to:
http://bendyk.blog.polityka.pl/?p=707
i teraz nie mogę podjąć żadnej decyzji co do długości włosa. Bo jak ma nie być tego globalnego ocieplenia, to przecież nie ostrzygę się na całkiem krótko. Bym zmarzł. A jak ono jednak będzie, to co mam kilogramy futra na sobie nosić.
Nie zna ktoś jakiejś uczciwej wróżki, żeby ktoś nareszcie odpowiedzialnie i wiążąco mi powiedział, w którą stronę ten cholerny klimat pójdzie? 🙄
Jedno jest pewne Bobiku, klimat nie bedzie zawsze ten sam.
Kiedys na Ellesmere Island (powyzej 80-go rownoleznika, rosly palmy i nie tak dawno jeszcze mieszkali ludzie); Grenlandia od kilkuset lat juz nie jest zielona a biala. Ja stawiam na ocieplenie, choc w moich okolicach klimat w ostatnich latach sie oziebil. Lata sa chlodniejsze, a zimy dluzsze i mocno sniezyste.
Ale, ze glob w kosmosie nie jest sam tylko uwiklany w rozne zaleznosci to kto wie?
Nic nie rozumiem. Jak klimat mógł się zmieniać, kiedy ludzie nie wypuszczali CO2 na wolność? 😯 Przecież podobno wszystko przez to wypuszczanie. No, może jeszcze przez te atomy…
Należy głęboko zastanowić się kto i jaki ma interes w tym, żeby Grenlandia była znowu zielona! 🙄
Bobiku, czuje jak na Grenlandii, sniegu dzisiaj nawalilo tyle, ze Bogu dzieki ze mamy maszyne do odrzucania, bo szufla by sie nie dalo.
Kawa wypita, sniadanko zjedzone, snieg odwalony, a teraz do roboty…
Puryści językowi, na ten przykład, Bobiczku. Grenlandia, której nazwa zapewne pochodzi od green land, a jeśli nie pochodzi, to powinna, jako żywo musi być zielona. To jakiś żart, żeby green land był biały.
Znam jedną uczciwą wróżkę, niestety nie wiem czy jest niezawodna, ba nie znam nawet procentowej sprawdzalności jej przepowiedni, sorry Piesku 🙁
Vesper, toteż dobrze poinformowane i przewidujące osoby wyraźnie zaznaczają: nie damy sobie wmówić, że białe jest białe, a czarne czarne. Ci, którzy czują pismo nosem, na pewno domyślili się, że w podtekście tych słów kryje się ostrzeżenie „nie damy sobie wmówić, że zielone jest zielone”, co zapewne wkrótce pociągnie za sobą żądanie chrystianizacji Grenlandii i postawienia jej do pionu. 🙄
Jotko, prawdę mówiąc, na niezawodności wróżki zależy mi nawet bardziej, niż na jej uczciwości. Coś, co się nie sprawdziło,to ja sobie sam już mnóstwo razy uczciwie wywróżyłem. 🙄
Bobiku, proponuję do procesu Twojego Wielkiego i Skutecznego Lansu podejść w sposób metodyczny. Ot choćby precyzyjne dookreślenie Twoich oczekiwań, vide: wróżka uczciwa vs wróżka skutecznie prognozująca.
Byłby to zatem krok pierwszy, podstawowy i niezbywalny. Po zdefiniowaniu Twoich potrzeb, krok następny polegałby na opracowaniu metod i technik ich realizacji, przy uwzględnieniu, akceptowanych przez Ciebie ram, form i zasad.
Jeżeli sobie życzysz, nasza Firma gotowa jest przesłać Ci plan i kosztorys Patronacki nad Twoim Wielkim i Skutecznym Lansem 🙂
Z wyrazami należnego szacunku
Spółka z Ograniczoną Odpowiedzialnością & Co
Bobi!
Zauważyłam, że teraz jest moda z jednej strony długo z drugiej krótko.
Z tyłu łagodne przejście.
Moze wypróbujesz?
Do Heleny.
Cieszę się, że obeszło się bez zbędnych stresów. 🙂
A mnie zabroniłaś tupać na lekarza i kazałaś z kwiatami lecieć.
czyli: nie damy sobie wmówić, że Grenlandia jest z twarożku ze szczypiorkiem.
Dobry dzien sobie na ten Wielki Lans wybrales, Bobiku – urodziny Emily Dickinson. 🙂 Jej test na poezje nie byl zly: „If I read a book [and] it makes my whole body so cold no fire ever can warm me I know that is poetry. If I feel physically as if the top of my head were taken off, I know that is poetry.” Teraz nalezy sie tylko zastanowic jak wywolac podobne reakcje na Twoja psoezje. Raczej bylabym za mrozeniem calego ciala czlonkow redakcji, bo odcinanie czubkow glowy to juz raczej dla amatorow. 😉 Sama Emily za zycia miala spore klopoty z lansowaniem, bo byla zbyt nowatorska… I zawsze mozna sie na to powolac, gdyby byly jakies klopoty z tym lansowaniem. 😀
Snieg, snieg, snieg,
snieg, snieg, snieg…
Pogoda wigilijna, chociaz ja akurat robie dzisiaj zurek. Juz sie gotuje, bo pracuje z domu a mulitasking przychodzi mi z latwoscia.
Widze, ze na frontach lekarskich same sukcesy. Tak trzymac! ja wlasciwie tez mam sukces na tym polu, bo dostalam wiadomosc, ze mam 7-go stycznia konsultacje z super extra specjalista od sciegien w kolanie w Torontanskim szpitalu. On zadecyduje czy ten balagan da sie naprawic, czy tez musze sie wyprowadzic w miejsce plaskie i bezsniezne, zeby dalo sie codzic z niestabilnym kolanem.
codzic= chodzic rzecz jasna
Mysle, ze moze sa miejsca plaskie i bezsniezne, ktore by Ci odpowiadaly, Kroliku… Ale lepiej nie byc zmuszonym do przenosin, wiec miejmy nadzieje, ze specjalista cos wymysli na te niestabilnosc kolana.
U mnie zupa z soczewicy z chrupkim chlebem prosto z piekarni (drogi juz przejezdne, chodniki odsniezone, ale sniegu i tak sporo).
Z jednej strony długo, z drugiej krótko, powiadacie? To właściwie podobna fryzura do tej, którą mam normalnie. Wprawdzie wynika to z marnych umiejętności fryzjerskich mamy, a nie z zamysłu, ale co tam, grunt że jest in. 🙂
Mrożenie członków połączone z odcinaniem czubków głów zapewne wymaga pewnej wprawy, ale mogę przecież poćwiczyć na melonach. Czego się nie robi dla lansu. 😀
Przeprowadzka – brrrr!!! Nikomu tego nie życzę, nawet jeżeli mieszka na Grenlandii, albo gdzie indziej tonie w śniegu. Trzeba będzie solidnie trzymać kciuki za królikowe kolano, żeby się obeszło bez tej przykrej ostateczności.
Mordko, gdzie jesteś? Znalazłem ciekawostkę, która Cię może zainteresować. 🙂
Montemerano, medioeval village of the 11th century, reigns over Albegna’s valley, from where it dominates one of the most spectacular landscape of Maremma: millions of olives. Its history started in late-middle ages and it’s very similar to those of other closer villages. The walls was built in the 13th century and it is interrupted by two gates, which allow people to enter in the city centre. When you are in the village, lots of alley lead you to Piazza del Castello, the major square. Not far from here, you can admire the Chiesa of San Giorgio. The aisleless church is a treasure of Romanesque style, that contains frescos, painting of woods and vestments. They are authentic masterpieces, which date back to the 15th century. La “Madonna del Gattaiolo” is the most famous work: the name of the painting comes from a small circular hole, that allows the passage of cats. Today, there is a strong presence of these animals in the city centre: they seem to keep an eye on the village
A można było poświęcić te kilka godzin na beztroskie picie piwa…
dziura nie wygląda na tak wiekową 🙂
O, dziękuję bardzo za wizerunek dziury. 🙂
Może nie wygląda na wiekową, bo regularnie jakieś zabiegi kosmetyczno-konserwatorskie jej fundują.
Z czego wniosek, że najpierw trzeba zostać zabytkiem, żeby móc zachowywać wieczną młodość. 😆
Foma – a konkretnie o które to godziny chodzi?
Dobrze Bobiku, ze godziny, a nie godzinki. 😉 Wlasnie przeczytalam, ze ultrakonserwatysci-populisci z ruchu Tea Party (cos calkiem swiezego, co w mysleniu pokrywa sie mniej wiecej z pogladem na swiat Sary Palin) chca wprowadzic prawo w Kaliforni, zmuszajace dzieci do spiewania w szkole koled (szkoly bylyby karane, gdyby koled nie uczyly i nie wymagaly ich spiewania). Oczywiscie, w swietle obowiazujacej konstytucji, raczej im sie to nie uda, ale tak mi sie z godzinkami skojarzylo…
A u nas bardzo piekny dzien byl po sniezycy, spedzony glownie poza domem. A powrot ulicami podswietlonymi juz przedswiatecznie – calkiem zaczarowany. My tez zreszta bedziemy sie podswietlac – ale przy pomocy swieczek. Nie, nie wylaczyli nam pradu, tylko przygotowujemy sie do nocy Sw. Lucji, celebrowanej na naszej ulicy dzieki sugestii paru rodzin pochodzenia szwedzkiego. Wlasnie kupilam na ten cel specjalne lampki.
A jeszcze co do swiatel, to moze Mordka przygotowuje sie do Chanuki? W sklepie crunchy granolas, czyli Debry, widzialam piekne chanukowe, woskowe swieczki, bo to przeciez w tym roku juz jutro…
Z drugą półkulą kwestie czasowe trzeba doprecyzowywać – ta Chanuka to jutro jutro, czy jutro dziś? Żebyśmy przypadkiem nie przegapili. 🙂
Święta Łucja znana mi jest tylko ze słyszenia, ale na żywo obchodów nigdy nie widziałem. Prawdę mówiąc, dopiero dzięki blogowi tak naprawdę sobie uświadomiłem, ile jest świąt świetlanych. I wszystkie bardzo urodziwe. 🙂
Chyba tych swiatel potrzebujemy, zwlaszcza o tej porze roku. 🙂 A mnie zawsze swietlane swieta jakos fascynowaly (do tego stopnia, ze jako dziecko bylam kilkakrotnie przylapana na samodzielnym zapalaniu choinkowych swieczek.)
Chanuka zaczyna sie jutro wieczorem (11 grudnia), po zachodzie slonca – choc ten wieczor zacznie sie na swiecie o roznych porach. 🙂
No tak, ustalanie początków świąt odbywało się prawdopodobnie w wioskach, które jeszcze nie były globalne. 🙂
Po zastanowieniu uznaję pomysł karania za nieuczenie w szkole kolęd za bardzo słuszny. To w końcu nie jest w porządku, żeby amerykańskie dzieci nie potrafiły zaśpiewać „oj maluśki, maluśki, maluśki…” 😎
Masz racje, co do „Oy, malooshkee, malooshkee, malooshkee”… 😆 Tyle, ze projekt dotyczy tylko szkol w Kaliforni, bo na przyklad na nas w Massachusetts te oszolomy juz dawno machnely reka…
Szczęśliwej, świetlistej Chanuki wszystkim obchodzącym!
Dobry wieczor. Nie bylo mnie, bo bylem niesamowicie zajety wypoczywaniem – po prostu ZABCIA od rana do nocy. .
Bardzo mi sie podobala ta okragla klapka dla Kotki Joli w obrazku. Nawet zaproponowalem Starej, zeby tez wszedzie takie dziury porobila, a nie tylko w dzrwiach wejsciowych i drzwiach do szafki w kuchni gdzue stoi kuweta i mam, ze sie tak wyraze, privacy.
Zachwycil mnie psonet. Zdolna bestia, ten Pies.
Wando, nieobchodzącym też możesz życzyć. Ja na przykład w zasadzie nie obchodzę, ale i tak bym miał chętnie szczęśliwą Chanukę. 🙂
Mordko, może byś poprosił jakąś mysz, żeby Ci odpowiednie dziury powygryzała? 😆
Właściwie to racja, Bobiku, ale nie czuję się uprawniona, jakoś. (?????) Może się kiedyś wytłumaczę.
Wando, z dobrych zyczen nie trzeba sie tlumaczyc. Ja sie tez do zyczen Chanukowych dolaczam. A teraz doslownie na czworakach do lozka.
Dosłownie na czworakach z. Potem do pionu, trzeba wreszcie przydepnąć to paskudztwo. Dzień 🙂 dobry 🙂
zauważalnie chłodno
Bobiku, godziny pomiędzy 18:05 a 23:10
Dzień dobry. 🙂 Dla wszystkich wczołgujących się do i wywlekających się z łoża na czworakach mam optymistyczne przesłanie. Nie macie tak źle. Przynajmniej czasem udaje Wam się jednak poruszać się na dwóch kończynach. A ja? Świątek, piątek, rano, wieczór – zawsze na czworakach. O! 😆
O 10:37 wywlekać się z łóżka? 😯 To fantastyka niezależnie od ilości kończyn..
Chyba nie taka fantastyka. Zdaje się, że do wywleczonych można zaliczyć tylko Paka, Hoko, Panią Kierowniczkę, Beatę i mnie. Mało jak na wielomilionową populację…
A Haneczka to pies? 😯
Chyba że te jej naczworaki tak w błąd wprowadziły. 😆
Ale dobra, zgadzam się, że jak na wielomilionową populację to i z Haneczką wywleczonych niewiele. 🙂
The only kid in town without a Christmas tree:
http://www.youtube.com/watch?v=Vrd9p47MPHg&feature=related
😈 😈 😈 😈 😈 😈
haneczko, wybacz brak publicznego wywleczenia… 😳
foma, drobiazg, aż tak łasa na publiczne nie jestem 😆
Mordko, ten biedny dzieciak bez choinki może sobie powiedzieć, że zawsze jest coś za coś. Nie ma się drzewka, ale ma się za to inne perspektywy 😆 😆
http://www.youtube.com/watch?v=yYqHjGRrX98
Haneczko, czyżbyś dawała do zrozumienia, że odpowiadałoby Ci prywatne wywlekanie przez fomę? 😯 😯
w sumie już kiedyś haneczkę na dywanie publicznie rozbierałem… 🙄
Tak było 😳 😆
Właśnie tak…
Niezapomniane chwile 😉 😆
Wszystko cacy, ale teraz mnie czekają wydatki. Rozbieranie to była jeszcze wersja soft, ale wywlekanie to już raczej hard. Będę musiał zamówić wywieszkę, że wstęp na blog dozwolony od lat 18. 🙄
…i na własną nieodpowiedzialność 🙄
Córaskowi wysłałam, wczoraj zdała łacinę 😆 http://wiadomosci.onet.pl/1589060,2679,1,kioskart.html
Och, to jest dobry pomysł dla Mordechaja, który lubi zakradać się w przebraniu na różne betonowe blogi. Może kończyć swoje komentarze podniosłym „I zaprawdę, powiadam wam, wsłuchajcie się dobrze w me słowa, bowiem jak napisano pismem, irrumabo vos et pedicabo vos” 😆
Pasłam się u Pani Kierowniczki 🙂 Wielkie mniam 🙂 Bardzo było dobre. Żabne, a antyżabowe 😯 😆
U Pani Kierowniczki co chwilę coś takiego, że chciałaby dusza do raju, ale realia nie puszczają… 😥
Ale w końcu lepiej się napaść wirtualnie, niż wcale. I na dodatek w ogóle nie trzeba pytać, po cośmy tę żabę jedli… 😆
Artykul z Telegrapha bardzo dobry. Dziennik ten ( u nas prenumerowany przez E.) nie od dzis nawoluje do uczenia laciny nie tylko w drogich prywatnych szkolach, ale takze w tych utrzymywanych z naszych podatkow.
O londynskim burmistrzu Borysie Johnsonie, jednym z najdowcipniejszych ludzi w tym kraju pelnym ludzi dowcipnych, pisala nieraz Stara. Jest on nieustarszony w cytowaniu lacinskich bon-motow, a po wygraniu przez niego wyborow Daily Telegraph zamiescil caly dlugi artykul redakcyjny pisany lacina. Trzeba bylo dlugo szukac po calej gazecie tlumaczenia. Po tym artykule dzial listpow od czytelnikow pelny byl korespondencji pisanej lacina, bardzo smiesznej, indeed.
„Perfectio in Spiritu” – kaze Starej wyhaftowac na moim materacyku. Teraz kiedy nie smrodzi tymi petami, nie wie co robic z rekoma, wiec niech da im przyzwoite zatrudnienie.
Powiem jej: credula postero! – rusz dupa!
Wiedziałam, że Ci się spodoba, Mordko 🙂
Ja też, jako psi Piotruś Pan, jestem nieustarszony!
Dlaczego chwalony za to jest tylko ten lorus in aqua Boris J. ?! 👿
Raczej: comarchus in aqua.
A, tak…. szukaj sobie.. 😈
Co do uczenia laciny w szkolach publicznych, to jestem za. 🙂 Ale czy to pomoze na cos takiego, to nie wiem (to raczej o absolwentach szkol, w ktorych sie jej uczy). To akurat o Francji, ale sporo tego i gdzie indziej.
http://www.polityka.pl/swiat/analizy/1501211,1,straszni-mlodzi-francuzi.read
Ale zeby nie bylo za ponuro, tu maly kawalek americana: sen. Orrin Hatch, mormon, wlasnie napisal chanukowa piosenke dla zydowskiego tygodnika Tablet Magazine. Only in America, as they say: 😀
http://www.huffingtonpost.com/2009/12/09/orrin-hatchs-hanukkah-son_n_385331.html
Moge sie mylic, bo czytalam to w mlodosci, ale bylo to opisane juz ze sto lat temu w ponurej austriackiej powiesci, ktora zostawila we mnie gleboki slad – powiesci na tyle ponurej, ze nie siegnelam po nia ani razi po pierwszym przeczytaniu. Nazywala sie Niepokoje wychowanka Torlessa – czy ktos to jeszcze pamieta? Napisana przez dwudziestoparoletniego wowczas swietnie zapowiadajacego sie prozaika Roberta Musila.
Tak, to ciezka lektura, dla mnie tez jednorazowa. Jeszcze „Lord of the Flies”, bo przeciez samotne radzenie sobie dzieci na wyspie mozna latwo przetlumaczyc na zupelny brak zaangazowania w ich zycie doroslych. Zreszta wspomnienia z angielskich public schools (jak wiadomo – prywatnych) tez czesto sa w podobnym tonie. Jednym slowem, zjawisko nieograniczone w czasie i przestrzeni…
Comarchus flagitiosissimus. 😆
No, dobra, już nie będę obrzucał biednego Borysa inwektywami należącymi się tak naprawdę innym, znacznie bardziej zasłużonym postaciom. 😀 Ja tak tylko dlatego, że wyklinanie po łacinie okropnie korci. 😉
O tych młodych Francuzach już czytałem i muszę powiedzieć, że prawda to czysta. Miałem okazję kiedyś poprzyglądać się nieco potomstwu francuskiej wielkiej burżuazji i w wielu przypadkach dość byłem zbrzydzony. Wychowane toto w absolutnej cieplarni, obsługiwane od stóp do głów, wymagań ze strony otoczenia praktycznie żadnych, najlepsze szkoły, a potem posadki zapewnione z góry… I co się dziwić, że wyrastają z tego znudzone, aroganckie pacany, które nie potrafią sobie znaleźć w życiu żadnego celu i sensu, bo o nigdy nic się nie musiały starać. 🙄
We wnętrzu tych aroganckich pacanów kryją się dość bezradne, bardzo smutne i wbrew pozorom bardzo zaniedbane emocjonalnie dzieci, tylko że wskutek obowiązku bycia cool nader rzadko potrafią się ujawnić. Ale czasem, jak się odpowiedni guzik naciśnie…
Urbanus et argutus
Nie wiem, czy Musil i Golding są akurat w tym przypadku dobrym odniesieniem. Bo u nich chodzi raczej o mechanizmy dynamiki grupowej, u Musila również o problematykę wychowania w atmosferze autorytarnej, a w przypadku tych młodych Francuzów to jest raczej leseferyzm wychowawczy, społeczeństwo konsumpcyjne plus głęboka klasowość w warunkach rozwiniętej demokracji. To ostatnie podkreślam, bo we Francji miałem bardzo silne poczucie, że urodzenie w „dobrej” lub „złej” rodzinie stygmatyzuje człowieka już na całą przyszłość. Tam nikt nawet nie próbuje udawać istnienia czegoś w rodzaju american dream. Urodziłeś się w Paryżu, w XVI dzielnicy, to pójdziesz do ENA. Urodziłeś się w blokowisku na przedmieściu, to będziesz podpalał samochody.
No tak, emocjonalnie to oni sa na pewno bardzo zaniedbani, pewnie dlatego, ze ich rodzice, a pewnie juz wczesniej – takze. Wlasciwie to fascynujace, jak sie powiela modele wychowawcze, nawet jak sie nie ma tego swiadomosci (bo nie za wszystko bym winila podreczniki Dr. Spocka). Pisze o tym fascynujaco psycholog harvardzki, Alfie Kohn, niestety nietlumaczony na polski (czy francuski) o ile wiem. Najsmutniejsze, ze ci ludzie beda rzadzic i podejmwac decyzje, jako urzednicy albo politycy, jak juz skoncza te swoja Ecole Normale Superiere, wiec model bedzie sie pewnie i urzedowo, odgornie powielac. Jedyna szansa, ze na swojej drodze spotkaja jakiegos Bobika, ktory moze im odpowiedni guzik nacisnie… 🙂
To oni sa bardziej klasowi niz (za przeproszeniem) „my”?
Z Anglią akurat trudno mi porównać. Ale w moim odczuciu bardziej klasowi niż np. Niemcy, Holendrzy czy Duńczycy, nie mówiąc już o Szwedach.
Jak chodzi o Spocka, to mam wrażenie, że różnię się od wielu mówiących czy piszących o nim jedną zasadniczą rzeczą: ja jego podręcznik miałem w łapach. I zaświadczam, że nie propaguje on wychowania bez żadnych reguł i bez wtrącania się w życie dziecka. On tylko odszedł od autorytarnego, pruskiego modelu i zaproponował, żeby dzieci nie tresować, a kochać. Dość dużo w opiniach na jego temat jest dorobionej post factum gęby.
Chyba w pewnym sensie bardziej klasowi niz Anglia, wedlug moich przyjaciol o podwojnej swiadomosci (po jednym rodzicu z kazdego kraju). W Anglii to jest bardziej otwarte, u Francuzow bardzo dyskretne. Kiedys Clive James zrobil o tym swietny program: siedzial w Paryzu w kawiarni ulicznej z Francuzka, wlasnie z haute bourgoisie, ktora mogla na oko powiedziec kto jest kto (na podstawie prawie niezauwazalnych dla Jamesa drobnych oznak klasowych – bo na oko naprawde trudno to bylo zauwazyc).
A Szwedzi maja swoj egalitaryzm tak naprawde juz od tysiaca lat… Dlatego wlasnie zastanowilo mnie w tym artykule, ze Francuzi winia tylko Spocka, a nie takze – wlasny, powtarzany w roznych wariacjach, model kulturowy…
Minelam sie z Toba, co do Spocka Bobiku. 🙂 Ale dodam jeszcze (jako osoba, ktora tez trzymala w rekach kolejne wydania tej ksiazki), ze Spock jest takim wlasnie straszakiem, na ktorego mozna zawsze wlasne bledy zrzucic. A on sam ewoluowal, mial sporo przemyslen, i jak piszesz, wcale nie doradzal abdsolutnej dowolki. Natomiast mial tradycje, do ktorej mogl jakos nawiazac – inna od francuskiej (przy calym szacunku do Jean Jacquesa), czy pruskiej, w postaci podejscia (zawsze bedziemy do nich wracac!) transcendentalistow amerykanskich, ktorzy w polowie XIX wieku, gdy w reszcie swiata, a i Ameryki, poddawano dzieci drylowi, mieli poglady na wychowanie duzo blizsze wspolczesnej psychologii. Ostatnio czytalam dzieciom ksiazke Louisy May Alcott dla mlodszych dzieci, z cyklu „Lulu’s Library” (napisana dla ukochanej siostrzenicy), ktora jest wlasnie w tym duchu. To niesamowite, jakim wspolczesnym jezykiem jest napisana (w 1855 roku!), z jakim wspolczesnym podejsciem i szacunkiem dla autonomii, i inteligencji mlodego czytelnika. Ojciec Louisy, Bronson Alcott, zakladal pare eksperymentalnych szkol, z malym powodzeniem, trzeba dodac (mial pomysly integracji rasowej, i ksztalcenia dziewczynek tak samo, jak chlopcow, na duzo przedtem, nim Amerykanie byli do tego gotowi). A Louisa, piszac niezwykle popularne powiesci, dalej te poglady rozpropagowala, i natchnela nasladowczynie, w tym – Lucy Maud Montgomery, ktora tez wywarla spory wplyw juz poza granicami kontynentu polnocno-amerykanskiego…
Myślicie, że w Jerozolimie jest już po zachodzie?
Jak tak, to znaczy, że chanukowe światła już się palą. Happy Chanuka! 🙂
A dr Korczak – jak cudownie na poczatku wieku pisal (i praktykowal) o wychowywaniu dziecka w szacunku dla jego autonomii. Kiedy dorabialam (krotko, bo wyjechalam do Anglii) jako asystentka od kontaktow z jezykiem polskim u amerykanskiej pisarki – autorce najlepszej jaka kiedykolwiek powstala ksiazce o Korczaku (BJ Lifton – The King of Children, dotad nie przetlumaczona na polski) musialam sie blizej zapoznac z jego pedagpgicznymi pismami i artykulami rozsianymi po prasie przedwojennejm aby je przetlumaczyc lub zrobic synopsis. . Odnalazlam takze dla BJ kilku wychowankow Korczaka – jeden z nich, emigrant z Rosji i czlonek nowojorskiej orkiestry symfonicznej. przebywal w jego sierocincu w latach 1907 -1914. I znakomiciie opowiadal, bo pamietal sporo. To co sie wylania z tych pism, artykulow, opowiesci, to postac tak niezwykla, tak wyprzedzajaca swe czasy, ze w wielu krajach jest otoczony czcza co najmniej rowna Spockowi. Poza Polska niestety. Przed wojna tez mial problemy z przekonywaniem do swych teorii i swej praktyki. I to powazne. Nauczanie Korczaka zostawilo wiec bardzo nikly slad w polskiej pedagogice – tak przynajmniej twierdzi B.J. ktora sporo po swiecie podrozowala w zwiazku ze swa ksiazka (miala wspaniale stypendium Rockefellera, ktore pozwalalo jej na solidne zebranie materailu badawczego i napisanie swietnej, swietnej ksiazki).
A tu pare slow o BJ, ktora sama byla adoptowana sierotai dziecinstwo spedzila w Japonii:
http://www.bjlifton.com/
Rzeczywiście, w Niemczech Korczak jest bardzo znany, jest np. wiele szkół jego imienia. W nauczaniu pedagogiki też jak najbardziej się pojawia.
Tutaj tez jest juz bardziej znany niz w czasach, gdy powstawala ksiazka BJ. A ona sama – swietna! Zajrzalam na jej strone, zlinkowana przez Helene. Nie dosc, ze przyjmuje tez u nas, w Cambridge, MA (oraz w Nowym Jorku), to jeszcze przyjmuje pacjentow w towarzystwie swego bialego pudla (Bobikowi pewnie szczegolnie przypadnie to do gustu).
Zreszta tak na marginesie sobie pomyslalam – transcendentalisci, Korczak – ciekawe, ze ich ich kultura wyjsciowa nie byl katolicyzm, gdzie autorytaryzm jest przeciez jednak odgornie wpisany (choc oddolnie na szczescie bywa inaczej), a wierni sa niestety czesto traktowani jako dzieci, i to nie tak, jakby chcieli traktowac dzieci Alcottowie, Thoreau, Emerson, Korczak, czy Spock…
A, i Happy Hanukkah, oczywiscie! 🙂 (Choc u nas jeszcze jasno.)
Gdyby przyjmowała w towarzystwie białej pudlicy, zaraz bym zamówił wizytę. Ale jeżeli to pudel męski i jeszcze z tendencją do dominacji, to mogłoby mnie to za bardzo straumatyzować. 😉
Bobik, nie traumatyzuj, napij się i przejdzie…
W „moich czasach” BJ miala dwa czarne duze pudle – Jill and Jack, ktore podobnie jak ta biala pudlica, zawsze mialy przewiazana czerwona bandane wokol szyi. I tak sobie chodzily do Central Parku, z BJ na rowerku.
A w duzej bibliotece jej i jej meza (bardzo znanego psychologa i autora ksiazek) bylo ogromne, az do samego sufitu terrarium z iguanami. To byl jakby pokoj w pokoju. Mnie te iguany szczegolnie fascynowaly jak tam przychodzilam.
A BJ byla bardzo smieszna. Dostawalam od niej trzydziestopunktowe listy pytan, z ktorych jedno mi szczegilnie utkwilo w pamiec: Who or what is boleslavprus?
What is boleslavprus? Brzmi trochę jak pruski coleslaw. Znaczy sałatka. 🙂
Mi się raczej kojarzy z nickiem na jakimś serwisie społecznościowym
A, prawda, nick też by mógł być.
Ciekawe, co by taki boleslavprus pisał. 🙂
nicki to zupełnie inna historia, ja czasem to tak bym się chciał nazywać, że nawet nie potrafię powtórzyć… 🙄
Bobiczku, wyjątkowo przyjemny tekst napisałeś 🙂 idę spać. Dobrej nocki Wszystkim 🙂
foma, nie musisz powtarzać, powiedz tylko raz, zapamiętamy. 😀
Dziękuję, Jarzębino. Przyjemność Gości moją przyjemnością. 🙂
żebym choć potrafił… dobra, następnym razem zapiszę…
Ale koniecznie jeszcze przed wytrzeźwieniem. Bo rzeczy zapisane potem, na kacu, jakoś dziwnie tracą polot… 😉
Wysluchalam w BBC co do powiedzenia w sprawie raportu o pedofilii w irlandzkim kosciele katolickim mial Bendykt XVI. I zrobilo mi sie bardzo smutno. Zaoferowal modlitwe i wezwal do modlitwy. Dokladnioe jak jego nieskory do czynow poprzednik. Napietnowal „czarne owce”, ktorer sie dopuszczaja grzechu. Dokladnoe jak jego poprzednik. Wiele pieknych slowek, ktore nic nie kosztuja. Zadnego uderzenia sie w piersi.
Ci wszyscy, ktorzy liczyli, ze glowa Kosciola Katolickiego zechce obiecac jakies dzialania aby wykorzenic wielopokoleniowa kulture zamiatania brudow pod dywan, oslaniania i ukrywania przestepcow, przerzucania ich z parafii do parafii, jak wierni zaczynaja narzekac zbyt glosno – no, ci wszyscy moga sie wypchac trocinami. Albo sie pomodlic.
Moi drodzy, ze wtrace moje trzy grosze… mysle, ze klasowosc jest wszedzie, ale we Francji nie jest jeszcze najgorzej, bo wszyscy tam dobrze pamietaja skutki Rewolucji Francuskiej. Elity i bananowa mlodziez wychowana na przywilejach, bez obowiazkow i odpowiedzialnosci nawet za siebie sa wszedzie (pewnie i w Szwecji), ale to nie sa jakies masy. Ja pamietam bananowa mlodziez warszawska za czasow socjalizmu: syn Premiera Jaroszewicza, rozne oblozone gotowka dzieci bonzow, czy tzw. prywatnej inicjatywy z glebokimi kieszeniami.
Pomimo klasowosci w wielu spoleczenstwach widzimy, ze do klasy sredniej przedostaja sie dzieci kiedys biednych i czesto niewyksztalconych imigrantow. We Francji wielu nauczycieli jest pochodzenia arabskiego, tak samo farmerow. Oczywiscie od klasy sredniej do elity jeszcze droga daleka. Elity finansowe oczywista nieslusznie nie maja sie jeszcze na bacznosci, a przeciez kto wie kiedy moga znowu przysc czerwoni i przyniesc sprawiedliwosc?
Jesli chodzi, o bladzace dzieci, to mysle, ze niepotrzebnie sie czesto wini ich biednych, zgonionych, zapracowanych rodzicow… Nie tak dawno temu dzieci chowaly sie przez osmoze i przyklad, na plecach pracujacych chlopek w polu i przy ciezkiej pracy z ojcem.
Znalam mase dobrych rodzicow: ciezko pracujacych, przestrzegajacych prawa, kochajacych, a dzieci odwrocily sie od ich wartosci i popadly w narkotyki i inne szpony destrukcji.
Ja wychowywalam syna na Spocku i Humanie. Czy dzisiaj bym tak zrobila? Gdyby moj syn byl dzisiaj wzietym neurochirurgiem glosilabym pewnie, ze to najlepsza metoda.
Króliku, ja mam wrażenie, że czasy Rewolucji to we Francji pamięta może klasa robotnicza, ale nie elity. One chyba chętniej wspominają czasy Restauracji, zwłaszcza podczas dinerów w gwiazdkowych restauracjach. 😉
Oczywiście, że bariery socjalne nie są tak nieprzepuszczalne, jak przed Rewolucją, w końcu czasy się co nieco zmieniły. Ale ja mieszkając we Francji jednak miałem wrażenie, że tamtejsza elita jest bardzo zamknięte i pełna pogardy, albo – łagodniej mówiąc – lekceważenia dla tych, którzy do niej nie należą. I że ci, którzy do elity wdarli się nie z racji urodzenia, jak najszybciej starają się ten styl przejąć.
Mówię tu o elitach finansowych, politycznych, itd. – nie o artystycznych.
Bobiku, trzeba unikac XVI Arondissement jak ognia, reszta nie taka zla.
Moj Boze jak czasy sie zmienily. Ja bylam w moim liceum ostatnia klasa z lacina. Laciny uczyla Psorka Podkowina, ktora podobno po wojnie biegala z pistoletem po Bieszczadach, balismy sie jej jak ognia i wszystkie deklinacje i koniugacje recytowac moglismy we snie. Dziadek mojej kolezanki wowczas twierdzil ze jestesmy nieukami bo nie umiemy Greki. No tak, ale za jego czsow tylko elity konczyly szkoly srednie. Mala matura to bylo juz ho ho wyksztalcenie. Dzisiaj mozna miec 40 lat i wciaz PhD sudent. Dziecinstwo i mlodosc rozciagniete ponad miare wraz z dlugoscia zycia.
Tak, rozciągnięcie młodości to fakt socjologiczny. Ja się strasznie zdziwiłem, jak się kilka lat temu dowiedziałem, że socjolodzy niemieccy za młodzieżowy uznają wiek nawet do 35 roku życia. Ale potem się zastanowiłem i się dziwić przestałem. Single, mieszkają jeszcze często u mamusi, wieczory w dyskotekach spędzają, albo przy grach komputerowych… Co za różnica, czy mają 20 lat, czy 35.
XVI rzeczywiście najgorsza, ale „oni” się czasem przemyślnie gnieżdżą i po innych pięknych dzielnicach. 😉
Kroliku, mam przyjaciolke jeszcze z glebokiego dziecinstwa, ktora jest PhD student juz od co najmniej 10 lat, a ma w tej chwili 52! Mam wrazenie, ze obroni ten doktorat w sam raz na emeryture. Wtedy moze i jej 80-letnia w chwili obecnej mama bedzie mogla nareszcie zamknac swoj gabinet lekarski i przestac ja utrzymywac. 😆
Heleno, mam nadzieje, ze ta studentka miala jakies dorpsle odpowiedzialne zycie i dopiero potem zostala znowu studentka?
A jesli chodzi o bananowa mlodziez to w Falenicy, gdzie sie wychowalam, mieszkalismy w domu Generala Konzacharowa (on juz nie zyl tylko po nim wdowa) i naszym sasiadem byl byl syn bylych wlascicieli huty szkla w Falenicy Pan Mikosa. Pan Mikosa byl wyksztalcony b. porzadnie; nie przepracowal w zyciu jednego dnia, ale mowil po francusku, spiewal opery i operetki, uczyl nas matematyki jak byla potrzeba… byl po prostu zlotym ptakiem. Przyjaznil sie sie z innym zlotym ptakiem, synem lokalnego zlotnika. Zawsze byl po jakims winku i do mojej zagonionej Mamy mowil: „Pani Barrrrbaro, panie nie chodzi, pani biega”. Do dzis mowimy na Mame zartem Pani Barrrrbara.
A, wiecie co, właściwie to ja też bym chętnie został złotą młodzieżą. Nie bananową, bo to dobre dla goryli, ale coś z wędlin… Może parmeńska młodzież? Albo szwarcwaldzka?
W ostateczności i sucha krakowska młodzież niech będzie. Byle nie zwyczajna. 😀
Kroliku, moja przyjaciolka najpierw ukoczyla konserwatorium , potem troche uczyla muzyki, az zdecydiwala sie studiowac historie doktryn ekonomicznych 😯 . Jej mlodszy o szesc lat brat najpierw ukoczyl konserwatorium, zrobil nawet doktorat, az postanowil studiowac medycyne. Mama utrzymywala i ja i jego przez te wszystkie lata. W zeszlym roku brat te medycyne ukonczyl i chyba pracuje, ale siostra wciaz sleczy nad ostatnim rozdzialem wielkiego opusu na temat reform Stolypinowskich w Rosji.
A wszystkpo sie dzieje w Szwecji, choc konserwatorium bylo jesli sie nie myle w Haifie.
A ja tam jednak lubie wielu studentow w wieku nietradycyjnym. Znalam pare osob, ktore robily doktoraty, bedac bliskie emerytury, lub juz na niej, wiec juz nikomu nie byly ciezarem. Czemu tylko Bobiki mialyby byc wiecznymi szczeniakami? 😉 A powazniej – problem z tym wiecznym szczeniectwem drazni chyba nie dlatego, ze ktos w dojrzalszych leciech studiuje, a tylko wtedy jesli w pewnym wieku nie bierze za siebie odpowiedzialnosci, takze finansowej.
Heleno, gdyby moj syn studiowal medycyne to pewnie chetnie wzielabym jeszcze jeden etat. Byc moze mowie tak bo mam 55 lat, anie 80. W Szwecji dodatkowo chyba nie ma za duzo presji spolecznej, zeby szybko szybko i do roboty.
Bobiku, ja tez sobie wyobrazam, ze rozne wolnosci oraz brak struktury potrafilabym lepiej zniesc niz ta mlodziez francuska z artykulu.
A tu kolejny artykul o Francuzach, interesujace i dowcipne komentarze.
http://www.telegraph.co.uk/news/worldnews/europe/france/6785704/Unlike-Nicolas-Sarkozy-most-French-people-do-not-jog.html
Cholera, ja to sobie nigdy nie umiałem znaleźć odpowiednich sponsorów. 🙄
I najgorsze, że pewnie już się tego nie nauczę. 🙁
Jak chodzi o bieganie, mam absolutnie francuskie podejście – żadnego masochizmu! 😉
http://www.latimes.com/theguide/holiday-guide/food/la-fo-hanukkah2008-sg,0,2131907.storygallery
Chyba tez bede smazyc placki w duchyu Chanuki, ale jutro, ktore by tu wybrac?
Alez Bobiku, you are just fine the way you are, tak trzymac a sponsorzy sie wreszcie znajda.
Z Moniką się jak najbardziej zgadzam – nie w studiowaniu problem, tylko w unikaniu dorosłości/odpowiedzialności na różne inne sposoby. Bo jeżeli dojrzały człowiek, nikogo nie obciążający, pracujący, może i mający rodzinę, znajdzie jeszcze czas i siłę, żeby sobie postudiować, to chyba nie jest to naganne? 😉
No pewnie ze nie. Brawo dla silnych indywidualnosci, na pewno maj ciekawsze zycie niz to bananowej francuskiej mlodziezy.
W przypadku placków ziemniaczanych jestem wielkim zwolennikiem klasyki. Natrzeć czego trza, walnąć na patelnię, potem ewentualnie łycha gęstej śmietany i nic więcej.
Jedyny wyjątek dla dekadencji robię w przypadku placków z wędzonym łososiem. Znaczy, na upieczonych plackach położyć kawałki łososia i jeszcze króciutko zapiec, a właściwie to podgrzać w piekarniku. Do tego śmietana z pokrojoną drobno cebulą plus oblizywanie łap.
I zapomnieć o dobrze zaopatrzonej piwniczce z winami, tylko skoczyć na stację benzynową po zimne piwo. 😀
Ja tez jestem za klasycznymi. Czasem trzeba przyznac, jak w matematyce, ze najprostsze rozwiazanie jest najlepsze (matematycy mowia o elegancji dowodow matematycznych). 🙂 A te z polenta, to chyba jednak sporo roboty… Jeszcze do nich zajrze. 😉
Ale czy placki Bobiku trzec na tarce czy tez miksowac na miazge w mikserze (ja to robie, ale podobno to jest pojscie na latwizne), dodawac cebuli tartej? (ja tak). Lososia mozna zastapic kawiorem ze smietana. Dla tych co lubia.
Ja jako plackowa purystka najbardziej lubie: ziemniaki tarte z cebula, placki smazyc na slonecznikowym, podaje z gruba sola, to wszystko. Moja Starsza Siostra znana jest z tego, ze zje WSZYSTKIE placki jakie sa, do ostatniego. Ostatnie je z cukrem i smietana, jak deser.
Ja tre, ale w robocie kuchennym – czyli podejscie kompromisowe, ale oszczedzajace czas. Reszta jak Ty Kroliku, tylko odkrylam olej ryzowy, ktory mi jeszcze bardziej pasuje od slonecznikowego (ma wysoki smoking point, i jest zupelnie bezsmakowy, co w tym przypadku lubie).
Tarcie ręczne czy maszynowe to kwestia wyboru, byle nie na kompletną papkę. Placek ziemniaczany powinien mieć chociaż trochę struktury. W mojej wersji w skład bryi wchodzą ziemniaki, cebula, ząbek czosnku (bo placków na słodko nie uznaję), jajko (nie zakłóca smaku, a dobrze wiąże), sól, pieprz. Jak ziemniaki bardzo wodniste, to może być jeszcze łyżka mąki, choć to rozwiązanie nieklasyczne. I oczywiście nie ma mowy o tym, żeby usmażyć górę placków i podawać wszystkim równocześnie. Pożeracze placków muszą czekać swojej kolejki, bo taki placek jak nie wyląduje prosto z patelni na talerzu, może się w żołądku zapłakać, albo i co gorszego popełnić.
Kawior jako dodatek popieram, rzecz jasna. Jakoś zupełnie zapomniałem o tej opcji, a lubię. Będę musiał sobie przypomnieć. 🙂
Placki z cukinii też dobre, ale dla mnie to potrawa sezonowa, na lato.
Płacze gdzieś w żołądka głębi
placek ziemniaczany,
bo na talerz wprost z patelni
nie został podany.
Że wystygły – mniejsza o to,
by przeżyło to się.
Że się nudził – cóż, zaśpiewał
leć głosie po rosie.
Nawet z rożna, nawet w biurze
lub w ochronnym kasku
i tak jeszcze gromkich burzę
zebrałby oklasków.
Ale chrupkość swoją stracił!
w zębach już nie trzaska
dziwnie jakoś się zeszmacił
nikt go nie chce głaskać…
To przez timing! Ślad mozołu,
zbyt długie czekanie!
Przez kucharza, co do stołu
nie chciał w porę zanieść…
Nagle zjawia się śmietana
i powiada: raczej
nikt nie daje ci tu bana,
po cholerę płaczesz?
A placuszek kląska czysto,
strofując śmietanę:
jak się jest perfekcjonistą,
ma się przechlapane. 🙄
Dzień dobry. Wszystkim dziękuję za życzenia chanukowe, a co do placków z cukinii, to właśnie je wczoraj jadłam w „Politykowej” stołówce. Z kleksami śmietanki, kawałkami łososia i liśćmi rukoli. Mniam 🙂
A jak ktoś nie widział na moim blogu, to piosenka chanukowa z drugiej strony Wielkiej Kałuży:
http://www.youtube.com/watch?v=GZUgr1zh878
Takim to dobrze… 😉
ciężko… i śnieg pada
A tu nie…
Dzień dobry. 🙂 Ja się ostatnimi czasy czuję trochę jak dziecko z Afryki, które o czymś takim jak śnieg słyszało, może nawet go widuje w telewizji, ale na to, żeby spadł gdzieś w okolicy, rozsądnie nie liczy.
U mnie pory roku są właściwie dwie: deszczowa i mniej deszczowa. 🙄
Ale nie będę płakał z powodu braku śniegu, bo mam chwilowo nadmiary czego innego. Ponieważ właśnie przyniesiono z targu wspaniałe wędliny z krwistymi plastrami rostbefu na czele, sałatę, rukolę, pomidory, ogórka, kiełki sojowe, pieczarki, czarne oliwki, pasty serowe od Greka, którego nazywamy Turkiem (mam nadzieję, że nie słyszy tej herezji), mandarynki, winogrona i gruszki, to chyba wiadomo, czemu się zaraz będę oddawał. 🙂
Sam jestem zaskoczony tą obfitością dóbr. To jest efekt tego, że tata został wysłany na targ bez karteczki, z jedną, jedyną wskazówką – kupta co chceta. 😆
Coś cudnego znalazłem. Pomysły, jak zmieniać zachowania ludzi nie przez nakazy, zakazy, czy przemawianie do rozumu, tylko przez zabawę. 🙂
http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,91626,7346663,Zabawa_zmienia_ludzi_na_lepsze.html
Oczywiście natychmiast postarałem się sprawdzić to wszystko empirycznie (w pierwszym filmiku, tym o fortepianie, można koło 55 sekundy zobaczyć, jak sprawdzam) i zostałem absolutnie przekonany do Fun Theory.
Oczywiście tak naprawdę wcale nie trzeba mnie było do niej specjalnie przekonywać, tylko miałem z tego sprawdzania mnóstwo szpasu. 😉
Świetne te filmiki! 😀
Podesłałam progeniturze, niech się też pocieszy.
Hej, kudłata duszo! 🙂
Dusza dawno nie strzyżona, to rzeczywiście kudłata na potęgę. 😆
Oj, żeby nie wywołać nożyczek z szuflady… 😉
Pomysł z muzycznymi schodami prześwietny. Ale jeszcze trzeba by zbadać w dłuższym okresie. Chociaż czy ja wiem, to tak wpływa na humor i jest tak zabawnym przerywnikiem w ciągu dnia, że chyba trzeba by być bardzo zmęczonym, żeby nie chcieć sobie po nich poskakać 🙂
dalej pada… pierwsze odmiatanie i skrobanie zaliczone
Takie muzyczne schody sa mi dobrze znane, bo mamy je w naszym bostonskim Museum of Science (jedyne muzeum, gdzie zacheca sie do dotykania eksponatow). Zwykle spedzamy kilkanascie minut na tych schodach, bo trudno sie z nimi rozstac… 🙂
Też się zastanawiałem nad tym, czy to działa w dłuższym okresie, kiedy zabawa traci urok nowości. I tak mi się zdaje, że dużo zależy tu od stopnia interaktywności zabawy i od jej przypadkowości. Tzn., jeżeli jest dużo rzeczy, które trzeba zrobić samemu (nacisnąć, nadepnąć, wrzucić, itd.) i za każdym razem może z tego wyjść coś nowego, to się chyba nie znudzi szybko. Dlatego najmniej skuteczny wydaje mi się ten pojemnik na śmieci robiący uuuu, bo to się stale powtarza.
Nowa foma dobrze miecie? 😉
Aż za dobrze. Wszystkich wymiotła 😯
i na nowo przysypało…
Teraz dopiero troche sobie poczytalam i jestem wstrzasnieta co sie dzieje w prasie i na blogach w zwiazku ze sprawa Piesiewicza. Naprawde. Z takiego szczucia nie ma juz chyba odwrotu, tak juz bedzie zawsze i z kazdym, nie? Godzimy sie na to.
🙁 🙁 🙁
Mnie wymiotło na kolację, ale już wmiotło z powrotem. 🙂
O Piesiewiczu na razie nic nie piszę, bo muszę sobie najpierw doczytać.
Bobiku, nie czytaj, bo Ci kolację wymiecie…
foma dobrze radzi 🙁 Pukają od spodu 🙁
A, to może skorzystam z rad i nie będę sobie psuł sobotniego wieczoru koszmarami? One jeszcze zawsze zdążą mnie dorwać… 🙄
To wobec tego wrzucę Wam wiadomość przyjemną – testosteron został ułaskawiony! 😆
http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,97454,7350360,To_nie_wina_testosteronu__ale_jego_zlego_PR_u.html
Nie. Nie wierze.
W ułaskawienie testosteronu? Ale dlaczego? Okazał się niewinny, to trzeba go było puścić wolno. Teraz trzeba jeszcze tylko znaleźć prawdziwego winowajcę. 🙂
Bo pol mg testosteronu jest idiotycznie mala dawka. Powinno bylo byc co najmniej 3-4 mg. Wtedy porozmawiamy.
Winny jest znany od stuleci. Winne zawsze w efekcie okazywały się estrogeny .
cbdo 😉
No, czasem jeszcze winnymi okazywały się czarne koty, bez względu na ich status hormonalny. 🙄
Ale to tylko dlatego, że czarownice upodobały sobie ich towarzystwo. Czyli na końcu łańcuszka winnych, znowu jednak estrogeny 😉
Co było najpierw, jako czy kura? 😉 Znając Koty nie wierzę w to, że były skłonne lgnąć do kogoś tylko dlatego, że upodobał sobie ich towarzystwo. To Kot musi sobie kogoś upodobać, żeby zgodził się mu towarzyszyć. 🙂
Ale zawsze można obwinić estrogeny o to, że na kocie upodobanie reagowały zachwytem i wdzięcznością. Czyli – jak się chce Psa uderzyć, to się Kota znajdzie. 😉
Oblizuje sie po obiedzie jak kot. Byla ryba, placki ziemniaczane i duszona cebula z papryka i radicchio.
W ramach zakupow targowych przynioslam do domu Mordechajowy przysmak: bazanta. Teraz nysle co by tu z niego jutro zrobic. Chyba mama mowila mi kiedys, ze dobry jest rosol z bazanta (a moze to byly kuropatwy?), no, ale rosol jest zawsze dobry, prawda?
Trochę by mi szkoda było bażanta na rosół. Bo bażant taki dobry pieczony… 🙂
A niezależnie od tego – coś się dziś czuję taki… zmięty. Nie zna ktoś czegoś na odmięcie?
Żelazko odpada! Zalicza się do moich osobistych wrogów. 👿
Na odmiecie zwykle dobry jest wysilek fizyczny: drew narabac, snieg odrzucic, zywoplot obciac… Albo jakies winko w dobrym towarzystwie. Albo obejrzec ulubiony film: ja, po wizycie urodzinowej u szwagra, szykuje zobaczyc Big Lebowski. Albo dotrzec do samego jadra zmiecia i sie z nim zmierzyc.
This too shall pass, Bobiku…
Innymi słowy „oh, mein lieber Augustin…” 😉
Big Lebowskiego akurat widziałem, nawet dwa razy, jakem nie kinoman.
Dotarcie do jądra zmięcia dziś mi się wydaje zadaniem ponad siły. Wolałbym jakiś łagodny gładzik. 🙂 Muzyczka z głośniczka, winko – owszem, czemu nie, trzaskanie ognia w kozie…
I dyskretny zapach salcesonu w okolicach miski. 😀
Bobiku, tylko w naglym przyplywie nadzyczajnej sily woli nie kupilam dzisiaj na targu salcesonu ozorkowego! jaki bylby pyszny z chrupiaca pszenna buleczka.
Dokoncze smazyc placki ziemniaczane. Zrobilam twoja metoda, z czosnkiem.
Bazanta rzeczywiscie upieke, chyba ze Mordechaj zapoda jakis nadzwyczjny przepis.
Króliku, a dlaczego musisz się tak katować i powstrzymywać przed zakupem salcesonu? Czy to jakieś ślubowanie, czy gwałtowny atak masochizmu, czy próba przekroczenia własnych granic? 😯
Pytam z ciekawości, bo ja bym się nawet nie próbował opierać. 🙂
Rosoly z bazanta tylko dla starych chorych na nerki kotow.
Mlode zdrowe kroliki niech jedza pieczone:
http://www.abelandcole.co.uk/recipes/pheasant
Bobiku, bo te salcesony chyba nie sa najlepsze dla moich arterii. Chociaz juz mam dosyc chudych szynek z indyka itd.
Zarowno moj maz jak syn to sercowcy, wiec musimy uwazac na rozne takie…
Wciaz mam nadzieje, ze w przyplywie jakiegos natchnienia zostane wegetarianka.
Uderz w stol bazantem, a Mordechaj sie odezwie. Znakomity przepis, i jednogarnkowy, wiec super!. dzieki.
Nasze rodzinne arterie na razie cicho siedzą, ale wątróbki czasem podskakują. Więc myśmy przyjęli taką zasadę, że w tygodniu to jesteśmy oszczędni kalorycznie, tłuszczowo i w ogóle, ale za to w sobotę…
W Polskę idziemy, drodzy panowie, w Polskę/Niemcy/targ idziemy 😆
Mam obawy, że wrodzona skromność Mordechaja nie pozwoli mu zacytować samego siebie, a opowiedział u Pani Kierowniczki coś tak cudnego, że byłoby grzechem nie podać tego dalej. Przenoszę więc cały komentarz żywcem, żebyśmy i tu mogli się nim nacieszyć. 😆
Duzo okazalszy Palac Ostrogskich i z wieksza iloscia marmurow, ale dokladnie wedle planow, zbudowala sobie w stanie New Jersey farmakologiczna hrabina Barbara Johnson-Piasecka. Na majatku, ktory nazwala Jasna Polana. Kiedy moja Stara zapytala ja (starajac sie zapanowac nad chichotem) czy nazwala tak majatek z milosci do Tolstoja, uslyszala; Kurwa! Wszyscy mnie pytaja o tego tam Tolstoja. A ja sama to wymyslilam!
Skromnosc to moje drugie imie : Kot Mordechaj Skromny. 😈
Posiłek mój widzę ogromny…
Podpisano: Mordechaj Skromny 😆
Zebys wiedzial.
Spiewamy sobie czasami ze Stara ten nasz ulubiony hymn:
http://www.youtube.com/watch?v=6IfGBQ-T_GY
Mordko, ja Ci właśnie piszę nowy hymn, na uprzednio wspomnianym motywie. Zaczekaj momencik, zaraz będzie. 🙂
Już napisałem. Proszę bardzo. 🙂
Drobinką jestem we wszechświecie,
przyjdzie huragan i mnie zmiecie,
lub Miecio miotłą, wbrew intencjom,
zamiecie Moją Ekscelencją,
przypadek zdarzy się, no, durny,
(na przykład zlecę z Annapurny),
czy w tej, a może śmej parafii
jakiś znienacka szlag mnie trafi.
A jednak… Ducha nic nie złamie,
żołnierz zarzuci broń na ramię,
a Kot na łapy cztery spadnie.
By myśl mą podsumować ładnie,
chcę dodać, że koleje losu
bynajmniej monachijskich sosów
mi w kocim nie gotują życiu.
Przeciwnie – choćbym siedział w kiciu,
choćbym się z wyczerpania słaniał,
lub właśnie ku depresji skłaniał,
posiłek widzę mój ogromny.
Podpisano: Mordechaj Skromny.
Miedzy 2:36 a 2:42 mozna napisac taki wspanialy hymn? W szesc minut? Nie wiem jak Ty to Piesku robisz, ale rozumiem, ze jest to w nagrode za nazwanie mnie „stara, a fe, ciotka”?
No dobrze, dobrze, juz sie nie gniewam 😈
I przyjmuje Dar od psieszczcza 😈
KMS
Mordko, trzeba wnosić trochę bigla (nie mylić z beaglem) w życie blogowe. 😉 Jak się czasem ktoś pospiera jak pies z kotem, to dopiero jest zabawa! A przecież wiesz, że jakkolwiek Cię nazwę, i tak Cię kocham nad życie. 🙂
Zresztą, Krakusy mają do ciotek stosunek szczególny. Mój tata twierdzi nawet, że w Krakowie panuje genius cioci. 😀
To, że jego kuzyn napisał w związku z tym posępny utwór pt. „Zabicie ciotki” tym razem dyskretnie przemilczę. 😉
No dobrze, skoro kochasz nad zycie…
Uff! Ugłaskanie rozwścieczonego Kota nie jest zadaniem łatwym ani małym. 😆
Ale gotów się jestem go podejmować jeszcze, i jeszcze, i jeszcze… 😉
Mordechaju, podobno rosol z cieleciny tez jest dobry na nerki. W moich stronach co prawda bazant jest tanszy od cieleciny, ale to chyba jest jakies wyjatkowe nieporozumienie.
Bobik z Mordka wcale nie zyja jak pies z kotem.
Ogladam Olivera Twista, film Polanskiego… Pieknie sfilmowany…
Glaskanie rozwscieczonego Kota czasem jak znalazl na wlasna zmietosc, Bobiku. 🙂 Pewnie w tej samej kategorii, co zalecane przez Krolika rabanie drew lub odrzucanie sniegu (zamiast ktorego masz stokrotki)… 😉
A ja odzywam po jednym z tych intensywnych przedswiatecznych weekendow, zlozonych ze spotkan towarzysko-przyjacielskich. Jeszcze jutro tylko czeka nas wieczorem sasiedzki St. Lucy’s Day, w polaczeniu – wedlug panujacej mody – z heavy hors d’ouvres…
Zas co do rehabilitacji testosteronu, to akurat dzisiaj natrafilam na artykul redefiniujacy termin „alpha male”, funkcjonujacy szeroko w jezyku i swiadomosci, a udzial w jego redefinicji ma jego pierwotny autor (na podstawie badan stad wilkow).
http://www.huffingtonpost.com/tom-matlack/are-you-an-alpha-male_b_386519.html
śnieg, śnieg, śnieg
dzyn, dzyn, dzyn
Ani płatka 🙁
Za zgodą nemo http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Roznosci#5414657208069852754 😆
Jaki śnieg 😯
Z nocnego hymnu spodobał mi się zwłaszcza Kot w kiciu 😆
Dzień dobry. 🙂 Najbliższe mnie śniegi są w Bawarii i to ponoć kopne. Ale stąd do Bawarii to jak z Gdańska do Krakowa.
Ale ziiiiimno!
W „Polityce” esej Adama Krzemińskiego:
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1501181,1,czy-wiara-jest-czlowiekowi-jeszcze-potrzebna.read
Ciekawy jak chodzi o problemytykę, ale pozostawiający niedosyt. Najpierw jest rzucona obietnica bardzo interesujących rozważań – sekularyzacji Zachodu wcale nie są winne nauki ścisłe, Kopernik, Darwin, Freud, którzy odczarowali religijne mity. To w samym chrześcijaństwie jest zawarty wirus racjonalnej demitologizacji religijnej białej magii – ale potem nie zostaje ona dotrzymana, gdzieś się po drodze temat rozmywa. Czytałem, szukałem i nigdzie nie znalazłem przekonującego uzasadnienia, że w samym chrześcijaństwie zawarty jest ten rzekomy pierwiastek „samozniszczenia” przy pomocy racjonalizmu. Nie wiem, czy ja taki tępy jestem, czy Wy tego też nie widzicie? 😯
a u mnie jest śnieg, i sypie więcej, i śniegowe piosenki można sobie puszczać i nucić. ju-hu-hu, ju-hu-hu!
To pewnie, Bobiku, byl jakis skrot myslowy, nie do konca pojety dla umyslow niezbyt teologicznych, choc czasami wydaje mi sie, ze my z Toba, moim Kotkiem, haneczka i paroma innymi osobami z tego blogu jestesmy sami dla siebie najlepszymi teologami jacy sa w promieniu pary tysiecy mil. 😆
Pare dni temu czytalam pod wpisem Adama Szostkiewicza a propos stanowisko katolickich mediow w kwestii in vitro, rzucone mimochodem zdanie, ze oczywiscie media katolickie MUSZA wspierac stanowisko i nauczanie kosciola w poszczegolnych kwestiach wspolczesnego zycia. .
Zadumalam sie nad tym „musza”, zastanawiajac sie po co komu wtedy media katolickie , skoro nie wolno im watpic, pytac, kontestowac, upominac etc i czy nie wystarczylyby w tej sytuacji parafialne biuletyny podajace godziny kiedy sie nauczanie odbywa i jaka jest najnowsza dyrektywa KC.
Nikt w tej dyskusji pod wpisem Adama Szostkiewicza nie wyrazil watpliwosci czy katolickie media rzeczywiscie „musza” trzymac sie scisle partyjnej linii, czy wolno im troche podysydencic i troche ruszyc wlasna glowa. Wiec widac panuje konsensus w tej sprawie. Musza to musza.
Ja tu akurat miałem pretensje do pana Krzemińskiego, którego tak w ogóle bardzo cenię, że pomachał mi przed nosem parówką i zaraz ją schował. 🙁 Bo takie zawiadomienie, że w samej myśli chrześcijańskiej tkwi gdzieś ziarenko przyszłego uracjonalnienia wiary, albo wręcz jej zanegowania, jest fascynujące i bardzo chętnie czegoś więcej bym się na ten temat dowiedział. Ja tego ziarenka nigdy nie zauważyłem, wręcz przeciwnie, zawsze miałem wrażenie, że chrześcijaństwo już u podstaw toleruje rozum tylko na tyle, na ile jest użyteczny dla uzasadnienia prawd objawionych, a jak rozum zaczyna wierzgać, to mu się zaraz wskazuje jego miejsce w szeregu, mówiąc, że prawdziwa wiara tak naprawdę wcale go nie potrzebuje. Ba, że nawet wielką cnotą jest nie ulegać jego niecnym podszeptom i wierzyć pomimo.
Ale ja jestem tylko prosty pies i nie upieram się, że wszystko rozumiem. Ja mam program minimum – chciałbym to i owo zrozumieć i żeby mi tego nie utrudniano. 🙄
Coś w tym jest, Bobiku. Apostoł Tomasz, gdy mu się empirii zachciało, dostał pozwolenie na dotknięcie i zbadanie, ale z zastrzeżeniem, że milsi są co, którzy są w stanie przyjąć wszystko na wiarę. Bardziej więc skłaniałabym się ku Twojej teorii o co najwyżej tolerancyjnym stosunku chrześcijaństwa do racjonalizmu. Ale z drugiej strony, Nowy Testament jest jedna wielką redefinicją Starego, czyli jakaś tendencja do autokwestionowania jest u samych podstaw.
Doszedłem do wniosku, że brak śniegu nie jest żadnym powodem, żebym i ja nie mógł sobie zaśpiewać pieskiej śniegowej piosenki. 🙂
Kiedy sypie śnieg na nosy
(lepsze syp-syp niż kap-kap),
bardzo ważne, żeby dosyć
było go dla czterech łap.
Bo gdy tylko jedna łapa
wdepnie sobie w śniegu puch
druga wrzeszczy – aleś gapa!
Cóż to był za głupi ruch!
Trzecia włącza się do sporu,
mówiąc: pierwsza rację ma!
Niech wdeptuje do oporu!
zamilcz, łapo numer dwa!
Czwarta z drugą trzyma sztamę,
a że od słów woli czyn,
mija każdą białą plamę,
jak złowieszcze pole min.
Każda lepiej wie, co dobre,
w inną stronę chce, psiakość!
Taa… Z tym śniegiem to jest problem,
zwłaszcza, kiedy go nie dość. 😉
Ale ladny wiersz, Bobiku! Tak dobry jak moj ulubiony „Bzzz”.
Chowamy go natychmiast do dzialki Inne, aby byl pod reka i pod lapa.
Vesper, ale to autokwestionowanie nie odbywa się w imię rozumu, tylko na zasadzie „bo ja wiem lepiej i już!” Pojawia się ktoś, kto – mniejsza w tej chwili o to, czy podstawnie – jest przekonany, że jego prawda jest prawdziwsza od innej prawdy. Wprowadza nową religię, redefiniując starą. I jak kwituje wątpliwości niewiernego Tomasza? „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Tu jest właśnie wyraźne wskazanie rozumowi jego miejsca w szeregu.
Przypomniała mi się niedawna rozmowa o właściwym przyjmowaniu komplementów i chcę złożyć pewne oświadczenie pro domo sua. 🙂 Uświadomiłem sobie, że z reguły nie dziękuję za komplementy pod adresem moich wierszyków. Nie dlatego, żebym sobie ich nie cenił, czy żeby mi nie było miło 😳 ale po prostu po to, żeby nie przekształcać blogu w Kącik Adoracji Bobika. Mam nadzieję, że moje intencje natrafią na Pełnię Zrozumienia. Ale żeby nie wyjść na gbura, chcę niniejszym podziękować hurtowo za wszystkie komplementy przeszłe i za wszystkie, które się jeszcze ewentualnie pojawią. 😆
No, skoro sie upierasz, ze nie chcesz aby to byl Klub Adoracji Bobika, mozna to w kazdej chwili przeksztalcic w KAKM (S) .
😈 Nie bede nikomu z tego powodu lapy wykrecal.
To my tu nie mamy KAKM(S)? 😯
Kurczę, zawsze mi się wydawało, że adorujemy wystarczająco. Śpiewamy hymny, składamy ofiary z bażantów, zachęcamy do drapania kanapy, myszy napominamy, żeby siedziały cicho i nie wychodziły spod miotły…
Mordechaju, powiedz tylko słowo, czego Ci jeszcze brakuje, a będzie zaspokojona potrzeba Twoja. 😆
Mozesz sie Bobiku rumienic tak od czasu do czasu, jak dziewcze mlode (i tak nie widac pod futrem). 😀 A poza tym komplementy tu sie zdarzaja takze dla innych, wiec nie bedzie to tylko kacik adoracji jednej osoby (ani nawet wielu osob)…
Swoja droga, to jako ciekawostke kulturowa podam, ze np. w tutejszych kosciolach katolickich jeszcze z trudem przychodzi ksiezom dziekowanie muzykom, ktorzy jakos ozdabiali swoja gra liturgie. Prostestanci nieodmiennie i w zupelnie naturalny sposob dziekuja. To ten indywidualizm protestancki… 😉
A co do artykulu, to cierpi na duzy skrot, i dlatego jest nieco niezrozumialy. Troche wiecej, tez w skrocie, o mysli Taylora mozna sie dowiedziec tutaj (co nie znaczy, ze nie ma tam miejsc z ktorymi mozna mocno dyskutowac, chocby przy jego odchodzeniu od tez Williama Jamesa – ale mu to potrzebne, zeby uzasadnic teze o potrzebie instytucjonalnej religii, z ktora James juz sie wlasciwie pozegnal, widzac ja jako indywidualne przezycie psychologiczne).
http://ndpr.nd.edu/review.cfm?id=1235
Zas co do tej racjonalnosci, to moze chodzi o to, ze nowa sekta zydowska zostala wlaczona do tradycji rzymskiej i hellenskiej, stad ciagle proby do wlaczania racjonalnosci na zlokalizowanym poziomie, a nawet szerzej (np. przez drugiego Tomasza, ten z Akwinu).
Bo w KK dominuje przekonanie, że wierni mają mieć przeżycie duchowe, a nie estetyczne 🙂 Stąd wyjątkowa tolerancja dla oprawy muzycznej, od której aż zęby bolą.
Pytanie do mojej grupy wsparcia Anonimowych Nikotynistow:
czy nie uwazacie, ze to dobry pomysl aby wyskoczyc naprzeciwko i kupioc sobie mala (10 sztuk) paczke Benson&Hedgesow i w ten oto spposob godnie uczcic dwutygodniowa abstynencje?
Tak mi cos chodzi po glowie, ze nie jest to zly pomysl….
To my chyba mamy wyjątkowy kościół katolicki, bo i chór śpiewa pięknie i ksiądz zawsze pamięta podziękować i ludzie (no nie wszyscy 🙂 ) czekają aż chór skończy śpiewać ostatnią pieśń aby im podziękować oklaskami 🙂
Ten nasz ksiądz biega, może dziś będzie w maratonie nazwanym od White Rock Lake w Dallas.
A że biegną też nasze dwie koleżanki, wybieramy się na metę im pokibicować
🙂
Stay put Heleno, bedziesz miala podobne mysli prawie codziennie jeszcze przes jakies trzy miesiace. Najgorsze dwa tygodnie masz juz za soba. Bravo!
Chor katolicki w naszym miescie tez pieknie spiewa, i nawet ksiadz zaczal od jakiegos czasu dziekowac muzykom. Dzieje sie tak od jakichs 5-6 lat, pod wplywem zreszta naszego przyjaciela, muzyka, ktory tam sobie dorabia jako organista. Wczesniejsze podejscie bylo, ze skoro na chwale Boza, to nie ma co mowic „dziekuje”, ale Jim mu to jednak delikatnie i milo wyperswadowal. Ciekawe, ze po tym zwiekszyl sie entuzjazm do udzielania sie w chorze. A poziom choru sam Jim podciagnal. 🙂
Jestes pewny, kroliku, ze najgorsze dwa tygodnie juz mam za soba?
Tymczasem na moim niepaleniu skorzystala tylko Pani Doch., ktora powiedziala, ze juz jej nie dusi w tym mieszkaniu jak ja dusiolo przez ostatnie 27 lat, zapomionajac, ze w srodku tego okresu byly juz szesc lat kiedy nie palilam. Dopiero jak malutki jeszcze Pickwick zrobil wycieczke na tory kolejowe, przesiedzial w zaroslach cala noc, a kiedy go znalazlam musialam pod oslona nocy wyciac dziure w siatce ogrodzeniowej i stamtad go wyratowac, kupilam sobie z nerwow i strachu, ze mnie aresztuja malutka paczuszke Bensonow, potem nastepna, potem uznalam, ze taniej jest kupowac od razu duza, a nawet caly karton i paaaszlo!
Hu, hu! Mam sobie ochotę dziś pobrykać i szarpnąć za nogawkę przekonanie o laickiej, racjonalnej spuściźnie hellenistycznej i rzymskiej. Pamiętacie aby, za co skazano Sokratesa? No właśnie, za bezbożność i deprawację młodych umysłów ateistycznymi ideami. Również w Rzymie procesów o ateizm nie brakowało. Wprawdzie nie upierano się (do czasu) przy monoteizmie, ale wiara jako taka była uważana za podstawę porządku społecznego i państwowego.
Mnie się widzi, że cały problem należy zaatakować z innej strony, nie usiłując na siłę doszukać się źródeł racjonalności tam, gdzie ich tak naprawdę nie ma, jak to robi Taylor. Powiedziałbym, że potrzeba racjonalnego objaśniania rzeczywistości jest po prostu wrodzonym elementem ludzkiej umysłowości, tak samo zresztą jak potrzeby, nazwijmy to duchowe. I każda religia wcześniej czy później stawała przed koniecznością pogodzenia tych dwóch potrzeb, toteż starała się duchowości nadać jakiś racjonalny kształt, nie odchodząc jednakowoż od jej prymatu. Czyli – jak się nie dało racjonalności wyplenić, to trzeba było ją oswoić, a przy tym ograniczyć ogrodzeniem pod napięciem. I to się przez wiele wieków udawało, aż wreszcie racjonalność bryknęła z obejścia i zaczęła robić za wariata na swobodzie.
No i w praktyce okazało się, że swobodne rozmnażanie się, tudzież nieskrępowane przepisami hulanie racjonalności jest jednak poważnym ciosem dla religii. Jakkolwiek by nie wykręcać. 🙄
Czy ktoś ma pod ręką kajdanki, żebym mógł przykuć Helenę do kaloryfera? 🙄
Musialabym wrocic do mojego pierwszego domu wynajmowanego w Anglii, gdzie ku mojej konsternacji znalazlam kajdanki na wysokiej szafce w kuchni (mocno byly zakurzone, wiec nie wiadomo jak dlugo tam lezaly). 😉
A co do Sokratesa, to skazywac skazywali (potem budowali pomniki), bo w duzej mierze byly to rozgrywki polityczne, do ktorych uzywano religii w sposob znany i dzisiaj. Ale racjonalnosc, uzywanie wlasnego rozumu do dochodzenia do prawdy zostalo zasiane… I o to chyba Taylorowi chodzilo, niz o przeciwstawienia zupelnie zero-jedynkowe.
Heleno, absolutnie nie! Szkoda wyrzucać do śmieci całe dwa tygodnie!
Moniko, ale ja właśnie wyraziłem pogląd, że racjonalność zasiewa się sama, choć można jej w tym oczywiście pomagać lub przeszkadzać. I to nie ona jest jądrem czy osią religii, zwłaszcza chrześcijańskiej. A Taylor wydaje się sugerować, że autokwestionowanie jest jakoby immanetnie w chrześcijaństwo wpisane.
Powiedziano wprawdzie w Piśmie „szukajcie prawdy, prawda was wyzwoli”, ale cała praktyka chrześcijaństwa wskazuje na to, że słowa te były rozumiane w sposób „jak poszukacie i zastanowicie się, to dojdziecie do wniosku, że prawda jest w naszym, chrześcijańskim posiadaniu. A jak będziecie na tyle durni, że do tego wniosku nie dojdziecie, to znajdą się środki perswazji”.
Podobne podejście mają również niektóre inne religie, nie zamierzam tu chrześcijaństwa sekować. 😉 Tylko jak dotąd całkowicie nieprzekonująca jest dla mnie teza, że miałoby ono posiadać jakieś wyjątkowe predyspozycje do samopodważania się, a następnie racjonalnego przezwyciężenia tegoż.
Heleno, wez sie w garsc, idz narab trche drzewa. Nie rozczulaj sie i nie wspominaj wszystkich lzy wyciskajacych dramatow z calego zycia. Kot M. is fine, everything ended well. To tylko nikotyna probuje zawladnosc twoja wola obnizajac ci poziom serotoniny. Moze zechcesz sobie polezec krzyzem w kosciele? Whatever works.
Z tego, co przeczytalam, to on jednak tak do konca wcale nie ogranicza tej immanentnej racjonalnosci do chrzescijanstwa (i slusznie). Przynajmniej tak to ujmuje Krzeminski juz na samym poczatku artykulu (a potwierdza to nieco dokladniejsze omowienie Notre Dame Philosophical Review):
Już wtedy w wielkie religie światowe wpisany został pierwiastek racjonalny, pozwalający wątpić w siły nadprzyrodzone, ale też wciąż na nowo szukać logicznych dowodów na istnienie Boga.
A ja sama sie z Twoim pogladem o racjonalnosci samosiejce nie spieram 🙂 (mysle, ze Taylor tez w sumie nie, i ze to jest tez wina skrotow myslowych, bo przeciez on widzi te racjonalnosc w innych systemach, pojawiajaca sie w tym samym czasie, tzn. ok 500 lat p.n.e.).
A inne religie maja akcenty troche inaczej rozlozone, wiec nawet nie bede sie za nie zabierac, ale jest to troche bardziej skomplikowane… 😉 Co do chrzescijanskiej praktyki tez sie z Toba zgadzam 🙂 – „szukajcie prawdy, ale jak wam wyjdzie inaczej, to zle wam wyszlo”. (Katolickiej bardziej niz prostestanckiej – choc i u nich nie od razu, i nie u wszystkich – bo protestancka praktyka jest bardziej dynamiczna i zroznicowana, nie bedac tak scentralizowana. Trudniej ja przez to objac, ale tez wytwarza w sobie z jednej strony evangelicals, ktorzy zachowuja sie tak jak opisujesz, a z drugiej strony – n.p. kwakrow, unitarian universalists, ktorzy watpienie, indywidualizm poszukiwan i duchowych przezyc, wpisuja w swoje podejscie.)
A teraz ide przygotowywac „heavy hors d’ouvres” na pogansko-chrzescijanskie wieczorne czczenie swiatla. Sasiedzi zgodnie stwierdzili, ze tego absolutnie nie da sie zrobic na czczo. 😉 Tradycyjne szwedzkie buleczki na Dzien Sw. Lucji (drozdzowe z szafranem) zrobi sasiadka pochodzenia szwedzkiego. A reszta juz zalezy od naszej inwencji… 🙂
Madrze mowisz, Kroliku… Dobra czekolada, z duza zawartoscia ziarna kakaowego (nie mleczna) tez pomaga w razie serotonin emergency (i nie trzeba lezec krzyzem).
Dzieki, Doro, za Toma Lehrera !!!
Witaj, Przelotny Ptaku! 🙂 Ponieważ przelotność jest wpisana w Twoją naturę, trudno mi Cię namawiać, żebyś się u nas na stałe zagnieździł, ale kiedy tylko zmęczysz się fruwaniem i zapragniesz przysiąść, będzie tu na Ciebie czekać miseczka smakowitych ziarenek, a i do popicia zawsze coś się znajdzie. 🙂
A witac witac…
Teraz pojde poodsniezam sobie. Moge sie dzisiaj pocieszac, ze na Preriach jest teraz minus 45.
O, jak milo – dolaczyl sie do nas nie-ssak przelotny… 🙂
Kroliku, czy u Ciebie to nowa dostawa sniegu, czy jeszcze przetwarzasz stara?
Paszteciki drozdzowe rosna na te Lucje.
Fakt, że dotąd towarzystwo było jakieś bardzo ssacze. 😉 Ptak jest miłą odmianą i dowodem na to, że możliwe jest pokojowe współżycie gromad. 🙂
Moglibyśmy jeszcze Karpia zaprosić. Ja go konsumować w Wigilię nie mam zamiaru, więc mógłby tu bezpiecznie spędzić Święta. 🙂
Odśnieżania to jednak nie zazdroszczę… 🙄
Czy slyszeliscie juz o naszej coraz glosniejszej kampanii publicznej zainicjowanej w tym miesiacu – Pink Stinks! (Rozowe jest do bani!)
http://www.pinkstinks.co.uk/
Kampanie rozkrecaja dwie (wsciekle!) siostry blizniaczki i jest ona skierowana do dorastajacych dziewczynek, ich rodzicow i sektora handlowego – przeciwko wtlaczaniu dzieci plci zenskiej w seksistowskie streotypy rozkosznych ksiezniczek, gwiazdek pop-kultury i wszelkich eterycznych stworzen, a na rzecz promowania nieco bardziej wspolczesnych przykladow do nasladowania.
A z tym kolorem rozowym, to faktrycznie kleska. Kilka razy w ostatnich latach propbowalam kupowac ubranka dzieciom i wnukom przyjaciol. No i sporobuj znalezc dla dziewczynki cokolwiek w kolorze innym niz rozowy! Sweterek dla malego chlopca w jakim chcesz kolorze – granatowym, pomaranczowym, zielonym, czerwonym! Zas w dziale dla malych dziwwczynek niepodzielnie panuje kolor rozowy z glupawymi haftami lub nadrukami. Wiec kupowalam zawsze w dziale dla chlopcow aby tylko uniknac znienawidzonej rozowosci. Ale nie kupisz tam sukienki!
Kiedy w kolorowym pismie pokazuja jak urzadzic pokoj dziecka, inny kolor scian niz rozowy poprostu nie istnieje dla dziewczat – nawet nastoletnich. W Ameryce jest pod tym wzgleden zanacznie lepiej niz w Anglii. Znacznie wiekszy wybor choc tez jest ta tendencja do wciskania dziwczynkom rozu.
Bardzo mi sie podoba ta kampania wypowiadajaca wojne rozowosci! Enoigh is enough.
Karpia niech robia ci, ktorzy go lubia sprawiac i szorowac kuchnie od przyschnietych do scian i syfitu lusek tej przereklamowanej ryby.
U nas karpiom tez absolutnie nic nie grozi, nawet w Swieta, kiedy z zalozenia mamy sie poswiecac dla tradycji. 😉
A ta kampania, Pink Stinks przyda sie na pewno. U nas rodzice dziewczynek nie tylko walcza z obowiazkowym kolorem rozowym (co innego, gdy jest jednym z wielu kolorow do wyboru), ale tez z ubraniami, ktore juz z bardzo malych dziewczynek robia stare-malutkie (to sie nazywa „Let our children look like children”). Na szczescie dzisiaj sa takze katalogi, i rozne sklepy, wiec mozna sobie wybierac. Ale w tych najpopularniejszych i najbardziej cenowo przystepnych nie tylko panuje roz, ale tez okropne wzornictwo, tak jak to opisalas, Heleno… Moje dzieci szczesliwie maja sukienki w kolorze czarnym, czarno-czerwono-zielonym (w kratke), brazowym w pastelowe kropki, szare, zielone z odrobina fioletowego. nie mowiac juz o normalnych khakis w normalnych kolorach. Wymaga to jednak pewnego nakladu czasu, zeby je odkryc…
Ponieważ walczę ze wszelkimi idiotycznymi ubiorami dla psów, to mogę walczyć i z różowymi, a co tam. 🙂
Czy w ramach tej walki jest to jakimś problemem, że nie jestem dziewczynką?
Nikt Ci tego nie bedzie mial za zle, Bobiku. 😆
A tu szansa na milosc: 😉
Looking for a wife?
Privet, my dear friend!
You can’t buy love, but you can pay heavily for it.
Though we have never met, I feel as if I know you well, because I know how my
love looks like. You will touch my heart with your kind soul and deep eyes, with
you faithful character and cheerful attitude to life. Our relationship will give
both of us unforgettable moments and happiest days of our lives. I
promise I will magically erase all your troubles and turn your life into a
fairy-tale, just find me, my love….
Looking forward to get a letter from you
Mari K.
Kiedys mialem rozowa obrozke, I wygladalem bardzo ladnie – do szarego, troche tego… gejowato, ale cool.
Na dodatek karp ma tysiace osci…
Paszteciki drozdzowe sa pyszniejsze i na dodatek bez osci.
Male dziewczynki we Francji i Wloszech nie nosza rozowego, przynajmniej ja nie zauwazylam. To jest taki niemowlecy kolor. Plec niemowlat jest trudno zgadnac wiec oznaczenie kolorami ma jeszcze moze sense.
Milej Sw. Lucji Moniko.
Od razu gejowato chyba nie, bo przeciez w Anglii, gdzie mieszkasz Mordechaju, jest tradycja rozowych koszul meskich… Na pewno ladnie wygladales. 🙂
Dziekuje, Kroliku. Paszteciki bezosciowe juz upieczone. 🙂
Dobry wieczór!
Ale się nazbierało tych wpisów, ale z wielką przyjemnością przeczytałem.
Nie wiem czy ktoś z Was czytał książkę „Vom Urknall zum Zerfall / Die Welt zwischen Anfang und Ende” ( Harald Fritsch, R. Piper&Co. Verlag, München Zürich, 1983).
Autor (profesor fizyki teoretycznej, zajmujący się między innymi teorią Big Bang) opisuje między innymi stosunek kościoła katolickiego do nauki i prawdy.
Przytacza tutaj wypowiedź JP II (rok 1983) na ten temat, która została opublikowana w ” Osservatore Romano”, 10.05.1983r.
Skrótowe tłumaczenie z tej książki (z niemieckiego):
„…Kościół popiera wolność nauki, która jest jedną z najszlachetniejszych cech ludzkości. Poprzez naukę człowiek osiąga prawdę – jedno z najpiękniejszych imion, które Bóg sam sobie nadał. Dlatego kościół wierzy, iż między Nauką a Wiarą nie istnieje żadna różnica, ponieważ realność świata ostatecznie pochodzi od Stwórcy, od Boga. …”
Heleno, dlaczego tak bardzo chcesz kupić dla dziewczynek sweterki „dla dziewczynek”? Czy sposób zapinania garderoby ma determinować płeć ??? 😉 Chyba nie!
http://www.theglobeandmail.com/news/national/dangerously-cold-weather-hits-prairies/article1398730/#video
Zobaczcie, powoli zamarzamy…
Autorki kampanii Pink Stinks od razu zaskarbiły sobie moje serce. Dla dziewczynek trudno kupić coś w innym niż różowy kolorze. Albo dżinsy bez haftów, cekinów, durnych naszywek. Normalne, ludzkie dżinsy. Nieosiągalne. Dla chłopca można dostac gatki z Nemo, z lokomotywami, z dinozaurami, czyli z tym wszystkim co kochają wszystkie dzieci i co jest w stanie zachęcić cztrolatke do samodzielnego ubierania. Dla dziewczynek sa księżniczki albo księżniczki. No i jeszcze księżniczki. A moja nie chce być księżniczką, tylko wielorybem lub diplodokiem. Dlatego ubieram córkę przeważnie w działach chłopięcych.
No wiecie, to jest skandal! To cholerne globalne ocieplenie potrafi nawet za -50 się przebrać, żeby tylko Kanadzie zrobić na złość. 🙄
Nie daj się, Króliku! 🙂
KoJaKu, książki nie znam, a cytat z JPII brzmi bardzo pięknie, tylko że to są słowa. Ale czy naprawdę w praktyce KK widać tak nieugięte dążenie do prawdy (czy choćby nieprzeszkadzanie w tym innym)? Albo przekonanie, że między nauką a wiarą nie ma sprzeczności?
Nie będę dawał przykładów na to, jak jest w rzeczywistości, bo chyba wszyscy je znają. A w gruncie rzeczy lęk przed nauką czy prawdą oznacza, że się swojej wiary nie jest tak bardzo pewnym. JPII to rozumiał, o czym świadczy ten cytat, ale jak wiadomo, jego wszyscy kochają, tylko niewielu go słucha. 😉
Precz z różowym 👿 Córasek nigdy, przenigdy nie miała różowych rzeczy 👿
U nas karp polegnie, dokładnie trzy karpie. Bardzo lubimy, smażone w najprostszy sposób.
KoJaku, podyskutowałabym, czym dla kk jest „realność świata”.
Haneczko, ja też, ale z kim? 🙂
Kojaku, chyba to JP II zdjal O Obrotach Cial Niebieskich z watykanskiej listy dziel wykletych, bo niezgodnych z naukami KK, ok 2000-ego roku.
„E pur si muove” jak mawial Giordano Bruno.
Ja mogę powiedzieć, czym jest dla mnie realność świata. Tym, że o pasztetówce się nie dyskutuje, tylko się ją je. 😆
Dobry wieczór. Wiecie, jestem w szoku. Nie zauważyłam w Polsce tej inwazji różowego, czy może nie zdaję sobie z niej sprawy? 😯
Na temat kk się nie wypowiadam, bo się nie znam. Przelotnemu Ptakowi macham z ziemi, cieszę się, że Tom Lehrer się podobał 😉
A jak często Pani Kierowniczka kupuje ubrania dla małych dziewczynek? 😉
To, co się widzi na ulicach, się nie liczy, bo tam pewnie się widzi tylko te dziewczynki, których mamusiom szczęśliwie udało się dorwać coś nieróżowego. Pozostałe siedzą w domu i na ulicę się wyjść wstydzą. 😉
Bobiczku, Ty jesteś pieskiem mieszkającym w Niemczech. Ja faktycznie nie kupuję nic dla małych dziewczynek, ale nie widzę jakoś na warszawskich ulicach inwazji różowości na małych damskich postaciach. Nawiasem mówiąc ogólnie róż i fiolet jest tej zimy modny 😉
No dobrze, przyznaję – nie wiem, jak pod tym względem rzecz wygląda na prowincji 😉
Na prowincji jak w stolycy – inwazji landrynowatego różu na ulicach nie ma, ale w sklepach jest. Mamuśki radzą sobie, jak mogą 😉
Fiolet owszem, modny, ale jeżeli róż, to jakiś mocny, fuksjowy albo co. Róż majtkowy czy landrynowy to jest inna kategoria. 😉
Ciesze sie, ze do naszych Wielkich Liberalnych Kampanii na tym blogu doszla jeszcze jedna: wojna ze wszechobecnym na malych dziewczynkakch Rozowem!
Niech zyje Czarne i Pomaranczowe, Fioletowe i Zielone! Niech na sweterkach dla malych dziewczynek zyja Dinozaury, Samoloty, Zuki i Ciasteczkowe Potwory!
To by oznaczało, że Pink Stinks w Polsce już trwa 🙂
A córka mojej koleżanki w wieku wczesnoprzedszkolnym popadła w różowość. Różowe musiało być wszystko, co miała na sobie i w pokoju. Inaczej był głośny protest. Kiedy wyjeżdżaliśmy z chórem, przy poszukiwaniu prezentu dla córki kluczowym kryterium był kolor. Trwało to ok. 1,5 roku, po czym przeszło.
Dodam tylko, że wspomniana koleżanka nieróżowa – mentalnie i w sensie ubioru też, więc trochę cierpiała 🙂
Też bym cierpiał. 🙄 Ale u małych dziewczynek zwykle najważniejszym kryterium i najwyższą wyrocznią są koleżanki. Jak psiapsióły w przedszkolu/podstawówce akurat z frakcji landrynkowej, to nie ma szans, mamuśka, lekarz, ani pies. 😉
Pamiętam, jak moja siostrzenica jako niemowlątko była ubierana w śpioszki koloru ciemnobrązowego. Wyglądała prześlicznie, ale wielu ten kolor zaskakiwał…
Nie dość, że zaskakiwał, to jeszcze pewnie wprawiał w konfuzję. No bo jak różowe śpioszki, to dziewczynka, niebieskie chłopczyk, ale brązowe? 😯
Wyglądała jak mały miś 😀
Nie rozumiem, jaka konfuzja? Ja zawsze miałem czarne śpioszki i nikt się nie dziwił. 😀
Berlusconi w szpitalu z rozwalona twarza. Napadl go jakis wariat na wiecu, podali w dzienniku 😯
Podsumujmy:
różowe – dziewczynka
niebieskie – chłopiec
brązowe – miś
czarne – pies
Ojoj, nie chcę być złośliwa, ale piękny Silvio tyle zainwestował w tę twarz …
Niby nie wypada się nabijać z cudzego nieszczęścia, ale też trudno mi sobie odmówić złośliwości – do tego, żeby napaść na Berlusconiego, niekoniecznie trzeba być wariatem… 🙄
Popatrz, Bobiku, wyszła z nas Małość 😉
Weszła, to i wyszła. 😉 Ale nie da się ukryć, że Silvio tę Małość hojnie wspierał całym swoim życiem. 🙄
Sam jest mały 😈
Pani Kierowniczka to mówi dosłownie, czy metaforycznie? Bo jak dosłownie, czyli wzrostowo, to ja akurat tę rundę złośliwości pominę, z przyczyn osobistych. 😉 Ale jak metaforycznie, to mogę dalej brać udział.
Jakoś mi go nie żal 🙄 Ale źle się stało, za męczennika będzie robił… Dobranoc 🙂
E, może nie będzie, skoro sprawcą był chory psychicznie, a nie przeciwnik polityczny.
A ja chcę zawiadomić wszystkich, że uprawianie dilerki chipsami grozi zawieszeniem. Tak że nawet mi tu nie próbujcie! 😎
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,7360855,12_latek_zawieszony_w_szkole_za____handel_czipsami.html
Wlasnie poczytalam o Silvio. Myslalam, ze ktos mu przylozyl w twarz, a to jakis gosc rzucil w Silvio statuetka i wcelowal! E tam, co innego osobiscie dac w nos, a co innego rzucic butem (George W.) czy statuetka. Nie to zebym popierala jedno czy drugie.
Dwa rzady temu mielismy premiera (Jean Chretien), ktory zaczal dusic protestanta, co podszedl do niego za blisko i z krzykiem, wlasnymi rekami. Popularnosc jego tylko wzrosla po tym incydencie; wygral potem trzecie wybory. Taki kij moze miec dwa konce.
Wiesz Bobiku, prawie wszyscy Wlosi mieszkajacy ponizej Rzymu (moje obserwacje z przed 20 lat co prawda) byli okolo mojego wzrostu (160 cm). Programy rosrywkowe w telewizji typu cabaret variete, byly zwykle prowadzone przez taki duet: facet jak Silvio (niski, farbowane wlosy, nadmierna opalenizna) oraz dlugonoga blondynka ok. 180 cm w stroju pol nagim.
Panienki panienki panienki z variete…
Właśnie się zastanawiałam jak ubierałyśmy nasze małe dziewczynki 30 lat temu. Na pewno nie na różowo.
Tu, obie teraz już mamusie, nosiły co popadło:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/MaleDziewczynki?authkey=Gv1sRgCOH1y6aZ6Znv6gE#slideshow/5414905083984856258
🙂 Różowe im nie groziło
A takie kolory obowiązywały dwa lata temu na tzw. prom.
ostatecznie zwycieżył brąz 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/PROM2007?authkey=Gv1sRgCNvZjrzg3IeLbQ#slideshow/5414906172396677362
śpiąco. tak w sam raz na hibernację…
Dzień dobry. 🙂 Widzę, że foma pozazdrościł siostrzenicy Pani Kierowniczki wyglądania jak niedźwiadek i postanowił przynajmniej zapaść w sen zimowy, żeby się choć trochę upodobnić. 😀
Uprzejmie proszę, żeby to się nie stało obowiązującym trendem, bo co będę siedział tak sam na blogu i słuchał, jak wszyscy śpią. 😉
Króliku, rozważam przeprowadzkę do Włoch. Tam moje męskie 40 cm będzie chyba mniej odbiegać od normy niż wśród rosłych Nordyków. 😎
Wando, powyżej jednego linka zawsze wrzuca do poczekalni. Próbowałem nawet tak zmienić ustawienia, żeby można było wrzucić 2 albo 3 w jednym komentarzu, ale się cholerstwo nie zgodziło. 👿
Ale skoro na prom wygrał brąz, to znaczy, że zwycięstwo nad różem jest jednak możliwe. 🙂
Niestety nie ma warunków na hibernację, a szkoda 🙁
Jedna Żaba pogoniona a następna już szczerzy kły! Czy żaby mają kły? Bo jak nie mają, to może to jednak coś innego? Tylko co i dlaczego sie mnie czepia paskuda jedna?
Żaby bez najmniejszych wątpliwości mają kły, pazury i wsysawki. 😯
Co do czepiania się są dwie teorie. Jedna mówi, że czepiają się wszystkich jak leci, a nawet jak siedzi. Druga, że czepiają się tylko tych, którzy nie bronią się wystarczająco brutalnie.
Dane empiryczne potwierdzają raz jedną, raz drugą teorię, dlatego bardzo trudno jest ustalić, gdzie leży pies pogrzebany. 🙁
Kto na ochotnika skoczy po croissanty i mleko, bo wyszlo?
Czy znowu „prosil Pan, musial sam”?
pies leży pogrzebany tam, gdzie go zahibernowali. ja mogę obok…
Namów, Kocie, Maupassanta,
niech Ci skoczy po croissanta,
a po mleko, czyli lait,
wyślij letter, s’il te plaît. 😆
foma wszędzie te bakcyle hibernacyjne rozsiewa! 👿
A ja specjalnie dziś tak wcześnie wstałem, żeby mnie nikt o zapadnięcie w sen zimowy nie podejrzewał… 😉
ktoś musi pilnować obejścia, jak kto inny na prostej do hibernacji…
to ja wobec tego potraktuję żabę brutalnie: idę spać!
Juz za pozno na Maus-passanta. Musialem sie okociscie pofatygowac. Ale dziekuje za sugestie.
Ja właściwie pisząc Maupassant myślałem o Świętej Małpie. Bywają takie w Azji. Tylko one wskutek dobrego traktowania przez wszystkich są okropnie bezczelne i pewnie by tego croissanta zeżarły po drodze. Więc może jednak lepiej na przyszłość zostać przy tym Przechodnim Mausie. 😉
Znalazłem taki artykuł, który mi trafił w bardzo czuły punkt.
http://deser.pl/deser/1,97052,7361310,Praca_sprzataczki_jest_lepsza_od_bankowca.html
Ileż to razy jęczałem na potworny brak sprawiedliwości na świecie! Bo to naprawdę jest przecież całkiem rąbnięte, żeby niektórzy zarabiali tak dużo bez jakiegoś sensownego powodu, a inni tak mało również bez. Bo taki system, bo umówiono się, że praca maklera giełdowego, polityka, lub piłkarza futbolowego będzie więcej warta od pracy sprzątaczki, sędziego, czy dyrektora szkoły, a następnie skutecznie wszystkim wmówiono, że inaczej się nie da. A ja wcale nie wierzę, że niewidzialna ręka rynku tym wszystkim steruje. Za dużo w tym widać widzialnych rąk różnych lobbies.
W Niemczech np. najwyższym oburzeniem napawa mnie kasta urzędnicza, która przy swojej dość oczywistej bezużyteczności w mniej więcej 80 procentach, zarabia stosunkowo dużo i cieszy się ogromnymi przywilejami. Wprowadził to kiedyś Bismarck, żeby zapewnić sobie lojalność urzędników i do dziś sprawa jest nie do ruszenia.
Ale i w innych zawodach wynagrodzenie powinno trochę bardziej iść w parze z rzeczywistą użytecznością, bo to, co się dzieje w tej chwili, obraża moje poczucie przyzwoitości. 👿
Nie rozumiem tylko, dlaczego ci angielscy naukowcy nie policzyli, jaką wartość ma dla społeczeństwa praca psa. Chyba nie uznali tego za nieważne? 😯
Najwyrazniej wszystkim czytelnikom trafilo to w czuly punkt – spojhrz tylo, Piesku na wpisy pod artykulem.
Co do mnie, to uwazam, ze POPRAWA JAKOSCI ZYCIA w tym domu, jaka wnosze wylacznie lezac na kanapie czy bawiac sie pileczka, jest BEZCENNA. Co innego jeszcze moze zmusic Stara do rzucania sie na mnie z obleden w oczach i zasypywania pocalunkami, po ktoprych musze starannie sie umyc?
No właśnie, Mordko, ale czy ktoś Ci za to płaci? Bażant czy kotlecik jagnięcy z łaski na uciechę to jednak nie to samo.
Zauważam, że podobnie jak psy czy koty traktowani są nieraz np. ludzie kultury. Bardzo przyjemnie, że są, jakoś tam umilają życie, więc można ich czasem pogłaskać, dać zabawkę, medal jaki albo co, no, nawet nagrodę-bażanta, ale tak, żeby po prostu regularnie im płacić, to już nie ma. Oni powinni robić to, co robią, bezinteresownie, żądza mamony jakoś ich w oczach otoczenia dyskwalifikuje. A że też z czegoś muszą żyć? Och, to nie nasz problem. Niech sobie znajdą właściciela-sponsora, a nie, to wykastrować i na ulicę. Radź sobie albo zdychaj, tylko nie zawracaj nam głowy jakąś tam społeczną użytecznością. 🙁
To też fajne:
http://deser.pl/deser/1,83453,7361125,Jak_korporacja_tworzy_sobie_pracownikow__WIDEO_.html
No, fajne. 🙄 Obejrzałem ten filmik od początku do końca, żeby zobaczyć, ile w tej szczęśliwej korporacji, tańczącej przy dźwiękach gospel, znajdę czarnych twarzy. Udało mi się wyłowić 1 w il. szt. 1. 😯
A w ogóle, nie wydaje Wam się, że niektóre korporacje absolutnie sprawiają wrażenie sekt religijnych?
No nie wiem. Korporacja Ernst and Young zajmujaca sie glownie niezaleznymi audytami finansowymi oraz sprawdzaniem podatkow placonych przez firmy, uwazana jest faktycznie za jednego z najlepszych pracodawcow swiata. Tak podaje Wiki:
Staff
The firm was ranked No.1 in BusinessWeek’s annual list of 'Best Places To Launch a Career’ for 2008.[14]
The firm was ranked No.25 in the Fortune list of '100 Best Companies To Work For’, and the highest among the Big Four, for 2007.[15]
The firm is No.36 in ComputerWorld’s 100 Best Places To Work For In IT for 2008.[16]
The firm was also placed among the Top 50 Places in the 'Where Women Want to Work’ awards for 2007.[17]
The firm was named as one of the ’10 Best Companies for Working Mothers’ by Working Mothers magazine in 2006.[18]
Wszystko rozumiem, są miejsca, w których się pracuje lepiej niż w innych, ale żeby hymny śpiewać? 😯 Jednak trąci sekciarstwem.
Ciekawe zjawisko, Bobiku – chyba telepatii miedzykontynentalnej, bo nasze bostonskie Radio Publiczne poswiecilo wlasnie temu tematowi bardzo ciekawa godzine rozmowy, z udzialem sluchaczy z prof. Michaelem Sandelem z Harvardu na temat sprawiedliwosci w wynagradzaniu za prace (Marx raczej nie byl tam wspominany, bardziej bylo o teorii wolnego rynku i Arystotelesie). Bardzo ciekawe, ale jeszcze niedostepne na internecie. Prof. Sandel jest tez autorem swietnej serii na temat etyki, dostepnej na niektorych stacjach telewizji publicznej. Dobrze, ze sie zaczelo o tym dyskutowac, po 30 latach przerwy. Wsrod ekonomistow najbardziej chyba sie tym zajmuje Amartya Sen. (I zgadzam sie z tym, co napisales powyzej na temat wartosci pracy.)
Sw. Lucja byla bardzo udana. Swiatla wygladaly przepieknie, ustawione wzdluz naszej ulicy, i jej przecznic. Po tych oswietlonych ulicach przechodzilismy od jednego „domu otwartego” do drugiego. Niby tradycja szwedzka, choc nikt nit zostal mianowany oficjalna Lucja, ale ladnie inkulturowana w Nowej Anglii. Szkoda, ze pod koniec zaczal padac deszcz, i zgasil niektore lampki. Paszteciki cieszyly sie powodzeniem, i zniknely w szybkim tempie.
Jak to – „otwarte domy”? Doslownie otwarte i kazdy kot mogl wbiec do takiego domu i zjesc ciasteczko?
Ja chce do Concord w Massachusetts!
Jak tu wlatuje do czyjegos na chwile otwartego domu, to straszny raban podnosza! Musze sie natychmiast schowac pod najblizsze lozko. Jedna sasiadka mowila, ze o malo zawalu nie dostala, jak niespodziewanie (dla niej) wyskoczylem! Istna drama queen!
Bardzo lubie zwiedzac cudze mieszkania, zobaczyc jak inni ludzie czy koty zyja, czym sie odzywiaja, jakie trzymaja kwiatki i takie tam. Ale tutejszy narod niegoscionny, kotow nie wylaczajac. Zawsze powtarzam: wiecej luzu, Angole! Wiecej otwartosci drzwiowej! Nie przychodze zeby was objesc czy obrabowac. Wystarczy, ze powacham i polize. Wpadam po dobrosasiedzku i nie siedze dlugo.
Mordechaju – doslownie otwarte, tzn, drzwi wejsciowe otwarte, i tego wieczoru w tych umowionych domach nie dzwoni sie nawet dzwonkiem do drzwi, zeby gospodarze nie musieli co chwila otwierac. A wszyscy znaja psy i koty sasiadow, wiec rzeczywiscie nikt by tu strasznych spazmow nie dostal, jakbys odwiedzil, kolekcje ksiazkowe sobie obejrzal, albo i bibeloty rodzinne poogladal… My mieszkamy pomiedzy terytorium Zeusa a Galileusza, a naprzeciwko Winnie – tez nas czasem odwiedzaja (choc o dziwo nie w tej samej porze, co indyki). 😉
Cos mi sie wydaje, ze wszystkie te Zeusy, Galleusze i Winnie to jakies wyksztalciuchy. W mojej dzielnicy koty sa ludowe – Whisky, Soda, Gin, Tonic. Sam musze nieraz swoje oficjalne imie z metryki urodzenia (Micawber) literowac, nawet czasem u weterynarza.
Wiec moze to trzymanie drzwi otwartych jest zwyczajnie KLASOWE i powinienem sie przeniesc gdzies na South Kensington lub do Richmond, gdzie nikt nie robi rabanu z powodu jednego nadgryzionego kurczaka.
Tak, to prawdpodobnie jest kwestia elitarności. Myśmy kiedyś mieszkali między Schillerem, Goethem i Kleistem. Drzwi były otwarte notorycznie, właziły nie tylko psy i koty, ale nawet jeże. A teraz nasza ulica ma nazwę tak banalną, że nawet nie jestem pewien, czy ją pamiętam i co? Wszystkie drzwi pozamykane i nawet jak wyraźnie kotu sąsiadów szczekam, że może wejść, to on robi głupią minę i wskakuje na garaż. 😯
Moze w skrzyzowaniu z Bloomsbury, Mordechaju. W kazdym razie Ty i Bobik zawsze mozecie wpasc do nas, kurczaka poobgryzac… 🙂
Rzeczywiscie, to bardzo mile isc ulica, poznawac sasiadow i byc przez nich poznawanym, i przy okazji wiedziec, jak te domy wygladaja od srodka. Bezu dotad nie widzialam, za to ksiazek rzeczywiscie cale regaly. 🙂
Książki? 😯 a fe! Po pierwsze okropnie się kurzą, po drugie do beżu nie pasują. Jak już, to taka atrapa z jednego kawałka, za którą barek, albo jakieś aleganckie grajo. 🙄
Czyyytaj Szwekspira!
Od niego sie ucz!
http://www.youtube.com/watch?v=XJIpp2Jj8AQ
😆 Mordechaju 😆
Ciekawe w jakiej komedii omylek znalazlby sie Jan Maria? Wlasnie przeczytalam, ze „ne zaplati”.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80271,7354315,Rokita__Nie_boje_sie_niemieckiego_wiezienia__na_razie.html
A może garść nieczytajek? 😉
Nie czytaj Szekspira,
bo to straszna szmira.
Nie czytaj Goethego,
bo jest do niczego.
Nie czytaj Tołstoja,
bo będziesz miał boja.
Nie czytaj Moliera –
weźmie cię cholera.
Piekne nieczytajki, Bobiku. 😀 Mam nadzieje, ze jeszcze cos dorzucisz do nieczytania, bo przeciez trzeba ludzi ostrzec – nie tylko przed kurzem. 😉
Bobiku,
wiesz jak jest wypożyczalnia książek po szwedzku?
Goethe-borg 😎
Chyba nie ma takiego dna, do ktorego dolecialby facet, ktory liczyl, ze bedzie europejskiego kraju.
Jestem tez porazona ta „anegdota” na koncu doniesienia.
I ten palant uwazany byl za „intelektualiste” w szeregach Platformy.
Mam nadzieje, ze Niemcy jednak sie wsciekna i wydadza Europejski Nakaz Aresztowania. Nie wolno tak bezkarnie natrzasac sie z prawa.
..ze bedzie premierem – wylecialo slowo premier.
Nie czytaj Balzaka,
bo cię złapie sraka.
Nie czytaj Asnyka,
bo dostaniesz bzika.
Nie czytaj Tuwima –
trudno to wytrzymać.
Nie czytaj Zoli –
mózg cię rozboli.
Nie podczytuj Lema
Bo to jedna ściema
Nie czytaj Fallady
Będziedz miał zajady
Tak, Heleno, ta „anegdota” tez zwrocila moja uwage. Juz wszystko jedno, co on sam mysli, ale zastanawiajace jest to niekrepowanie sie z takimi anegdotami…
Tylko tak dalej Bobiku i Cubalibre… 😆
Nie czytaj Eliota,
bo dostaniesz kota ❗
Nie czytaj Miltona,
bo ci zemrze żona.
Nie czytaj Larkina,
bo ci zrzednie mina.
Nie czytaj Chandlera,
bo ci trzaśnie zwieracz.
Coś ekstra dla fomy 😆
Nie czytaj Żadana –
to straszna kaszana.
Ani Murakamiego
Bo nic ci do tego
Z czytania Bobika
niewiele wynika 😯
Kto fomę odpuści
ten zdrowszy, a juści
Nie czytaj ty Žižka
bo ci pęknie kiszka.
Nie czytaj Manna,
szczególnie z rana.
Nie czytaj Orwella,
zwłaszcza gdy niedziela.
Nie czytaj Broda,
gdy minie środa.
Nie czytaj Plutarcha
Bo dostaniesz parcha
Od czytania Llosy
Wypadną ci włosy
Nie podczytuj Hugo
Bo nie zaśniesz długo
Nie czytaj Marqueza
Bo dostaniesz zeza
Nie czytaj Moravii,
bo to cię nie zbawi.
Nie czytaj Hrabala,
bo to łeb rozwala.
Nie czytaj Shelleya,
bo to beznadzieja.
Nie czytaj Dario Fo,
bo to po prostu dno.
Nie czytaj Kertesza
Bo się mózg zawiesza
Nie czytaj Coetzeee
Bo ząb wyleci
Nie czytaj Pamuka
Bo poczujesz zbuka
Nie czytaj Hellera
Bo rozum odbiera
Nie czytaj Allende,
bo to grozi swędem.
Nie czytaj Bahdaja,
możesz stracić jaja.
Nie czytaj Swetoniusza,
bo ząb ci się obrusza.
Nie czytaj Makarenki,
bo mózg miał będziesz miękki.
Jednym zdaniem: nic nie czytaj
Będzie z ciebie troglodyta…
Nie czytaj Oza
Bo to skleroza
Nie czytaj Eco
Bo to byleco 😉
zeen, to jest dobre na koniec, ale ja mam jeszcze jakieś nieczytajki, więc koniec jeszcze nie nastąpił. 😉
Nie czytaj Jalu Kurka,
bo ci się zatka rurka.
Nie czytaj Młodożeńca,
bo strasznie to wycieńca.
Ani Tetmajera-Przerwy,
bo ci całkiem puszczą nerwy.
Nie czytaj Nerudy
Bo to same brudy
Nie czytaj poezji
Unikniesz amnezji
Nie czytaj prozy
Unikniesz zgrozy
Nie czytaj Barta,
bo po kiego czarta.
Nie czytaj Libery,
bo gorszy niż steryd.
Nie czytaj Miłosza,
bo twój wzbudzi to szał.
Na co czytać, na co pisać,
wolę już z gałęzi zwisać…
😆 😆 😆 😆 😆 😆 😆 😆 😆 😆
Nie czytaj przekładów
Bo stracisz sąsiadów
Nie czytaj Simenona
Bo w męczarniach skonasz
Nie czytaj Saramago
Bo cię nazwą łamagą
Nie czytaj o papieżu
Bo dostaniesz łupieżu
Nie czytaj Naipaula,
bo gorszy niż cola.
Nie czytaj Okudżawy,
gorszy od słabej kawy.
Nie czytaj Eco,
gorszy niż mleko.
Nie czytaj Cervantesa,
bo słabszy niż cerveza.