Król Brzydas
Myślicie, że wiecie jak było? Guzik prawda, było jak zwykle całkiem inaczej.
Król Brzydas siedział naburmuszony na tronie i było mu niewygodnie. Po pierwsze dlatego, że miał krótkie nóżki i mógł nimi tylko majtać w powietrzu, ale o postawieniu ich na ziemi w trakcie panowania nie było mowy. Po drugie dlatego, że tron był nieprzyjemnie śliski w dotyku i miał tendencję do przeformowywania się przy każdym ruchu. Bowiem tak się głupio złożyło, że wszystko, czego dotknął Brzydas, zamieniało się w błoto.
Zjawisko to miało daleko idące konsekwencje dla Królestwa. Ponieważ nieprzyjemnych fizjologicznych i psychologicznych następstw kontaktu z królem mogli uniknąć ci, którzy od tronu trzymali się z daleka, korzystała na tym opozycja, malkontenci i jawni wrogowie Brzydasa. Natomiast szeregi najwierniejszych z wiernych w szybkim tempie nabierały brudnoszarej barwy, chlupotały przy każdym kroku i wydawały niewyobrażalne sumy na codzienne czyszczenie garniturów. Na dodatek któraś z myślących trzcin wypatrzyła, że królowi w sprawowaniu władzy pomagają pośle uszy i oczywiście nie darowała sobie rozpaplania tego wszem i wobec.
Sytuacja stawała się coraz bardziej taka sobie. Pałac wraz z okolicą zaczął być zaznaczany w atlasach geograficznych jako tereny bagienne. Niektóre zagraniczne delegacje, niepoinformowane w porę o konieczności zaopatrzenia się w gumiaki, po pierwszej próbie przekroczenia pałacowych progów wycofywały się z niesmakiem i ruszały w świat, żeby przy pomocy stugębnej plotki robić Królestwu czarny PR. Ochroniarze nie mogli należycie wykonywać swoich obowiązków, bo nawet jeżeli udało im się uniknąć królewskiego dotknięcia, ich ruchy były krępowane przez wszechobecną grząską maź. Nawet stary, poczciwy bullterrier, całkowicie zbłotniały od ustawicznego głaskania przez władcę, ledwo mógł sobie poradzić ze skutecznym kąsaniem obcych.
Martwili się królewscy doktorzy, a najuczeńszy z nich, doktor Spin, zalecał kolejne, tyleż wymyślne, co nieskuteczne kuracje. Naprędce mianowany doktorem dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Moralnego próbował ratować króla i państwo kąpielami w źródłach termicznych i wypędzaniem szatana z niesfornych mediantów, niepoprawnych miazmacistów oraz niepokornych członków Zakonu Elitariuszy. Niestety, lanie ciepłej wody z krynicy moralności tylko do końca rozbabrało i tak już błotniste pałacowe posadzki.
Chociaż pałac leżał w zasłoniętej od wiatrów, zamkniętej kotlinie, coraz częściej zdarzało się, że jakiś niespodziewany podmuch przynosił z zewnątrz głosy szepcące : to jest nie do wytrzymania. W tym kraju nie da się żyć. Tak dalej być nie może. Głosy te, rzecz jasna, nie mogły wstrząsnąć ukrytymi pod trzęsawiskiem betonowymi podstawami Królestwa, ale dojmująco zwiększały królewską niewygodę…
Spodziewacie się, że w tym momencie, zgodnie z regułami gatunku literackiego, w bajce nastąpi jakiś przełom, dobra wróżka przechytrzy różdżkarza, albo sprytny szewczyk załatwi smoka na amen? A, guzik i jeszcze raz guzik! Król Brzydas postanowił po prostu się tym wszystkim nie przejmować i robić swoje. W końcu w tych miłościwie wypracowanych przez niego warunkach, wśród dworzan, których nogi tkwiły po kolana w błocku i tak mu nikt nie podskoczył.
No, ale do czasu.
Przyszła jesień i król chcąc, a raczej nie chcąc, abdykował.
Dworzanie jego narobili takiego wrzasku na całe królestwo i okolicę, że królobójstwo i takie inne, nikt w świecie za bardzo się tym nie przejął. No, może tylko jeden z władców kaukaskich…
Nastała zmiana dynastii…
Pierwsze miesiące były złudną nadzieją na uprzątnięcie błota, bo nowy władca zamówił odbłotniarkę.
Drobny sukces zanotowano w okolicach królewskiego wychodka, gdzie nikt już nie wpadał w gwałtowny poślizg, lecz mimo nieprzerwanej pracy maszyny, błoto się utrzymywało na niezmiennym poziomie.
By zjawisko to zbadac i jakoś zaradzić, wynajęto najlepszych specjalistów na świecie. Zabrali się ochoczo do pracy i pobierali godziwe wynagrodzenie. Mijały lata…
W chwili, gdy budżet królestwa nie wytrzymywał już wydatków na odbłotniarki, przypomniano sobie o pracujących specjalistach. Wyciągnięto ekspertyzy, które przez pół roku jeszcze były tajne, gdyż nikt włącznie z królem, nie miał odwagi przedstawić ich narodowi.
Wreszcie król stnął przed kamerami i wygłosił do narodu mowę:
Już tysiąc lat minęło
jak tu się coś zacięło
i mimo wielu bojów
tylko przybywa gnoju
narodzie mój kochany
dzielny, zapracowany,
eksperci powiadają,
że tu dupy mieszkają
z biegunką patryjosu
pilnują swego nosa
i gówno ich obchodzi
o tyle by nie wchodzić.
Radę ekspert nam daje:
odmieńmy obyczaje
nie srajmy wciąż pod siebie
a będzie tu jak w niebie…
Poczym zniknął z ekranów…
Co prawda, to prawda. Ogladalem tu ktoregos dnia Brzydasa w dzienniku BBC, jak probuje utytlac w swoim blocie poprzedniego krola. Pani z ekranu, ktora zapowiadala material o Brzydasie, miala taka zmartwiona mine, jakby nie mogla zrozumiec, ze Brzydas juz inaczej zwyczajnie nie potrafi. A poprzedniego krola pokazano mlodego i pieknego, sprzed lat, niesionego na rekach. I zaraz przebitka z naburnmuszona, tepa morda obecnego.
No mowie Ci, Bobik, przykro bylo patrzec. Przykro i jakos tak bardzo smutno.
Może i nie podskoczy, ale jakiś numer może wywinąć…
http://deser.pl/deser/1,83453,7297878,Pies__ktory_zostal_gwiazda__Pracuje_na_stacji_BP.html 😀
BP? Czy to przypadkiem nie są inicjały Bobika Psa? 😉
zeen, Twój sequel też nie ma szczęśliwego zakończenia. 🙁
I morał jakiś taki podejrzany… 🙄
Numery to Brzydasowi różni magicy próbowali wywijać, ale on ich wtedy szybko dotykał i…
ponownie wieje 🙂
„lekkie musniecie Photoshopa”-poprosze tez 🙄
wtedy i ja na okladke 😯
To jest LABRADOR???????????? 😯
Z tym pyskiem i dlugim cienkim ogonem? I tej masci?
Koty!
ich prawo,ale……..
http://wyborcza.pl/1,75248,7299193,Biskupi_o_krzyzach__Godzina_proby_dla_wiary.html
PRZYSZLA, pomylila godziny. Jest cudowna!
lekka przesada
http://wyborcza.pl/1,75478,7295771,Cymanski__Tylko_pod_krzyzem_Polak_Polakiem.html
kroliku,cudowna bo po „lekkim musnieciu” czy cudownie
ciagnie elektrolux przez pokoje 8) 🙂
Sprzatanie to ciezka praca i nie kazdy umie to robic dobrze. Ana, moja nowa Pani robi to wspaniale. Czuje jak oddycham innym lepszym powietrzem w domu. Off to a good start after all!
Króliku 😀
Wiecie co? Nie chcę szopa. To jednak trochę głupio tak oszukiwać siebie i innych 😕
Iii, Haneczko, jakie tam oszustwo. Zaledwie korekta błędów natury. 😀
Okropnie zadzdroszczę Królikowi i w ogóle wszystkim Pań Dochodzących. Ale sam na razie muszę się obejść smakiem. 😉
prywata 😳
Herbstfisch
🙂
http://farm3.static.flickr.com/2788/4124505402_377671e2f9_o.jpg
moze teraz 🙂
Przeczytalam o tej wypowiedzi biskupa Michalika.
W brytyjskim Parlamencie nie wolno powiedziec o kims, ze lze jak najety. Wiec dwadziescia pare lat temu czlonek gabinetu pani Thatcher, lord Robert Armstrong powiedzial o kims, ze jest „economical with the truth” i to wyrazenie zrobilo oszlamiajaca kariere w jezyku angielskim.
Wypowiedz biskupa o tym, ze Sztrasburg zwalcza krzyze „w przestrzeni publicznej”, jego ostrzezenia, ze za chwile bedzie zwalczac ludzi o wybranych cechach antrpologicznych, jest typowym oszczedzaniem na prawdze.
Jak im/jemu nie wstyd? Przeciez jest osoba duchowna? Jak moze tak lgac jak najety? Rozumiem Wildsztajn, Lisicki czy ten patentowany becwal i oszust Terlikowski. Ale biskup?
Heleno 😯 Jesteś zdumiewająca 😯
http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,7295795,Wycieli_stare_lipy__zeby_odslonic_krzyz_.html
W Anglii za sciecie 150-letnich drzew bez zezwolenia panstwowoego urzedu ochrony przyrody, poszliby siedziec jak nic. Tu nawet we wlasnym ogrodzie, jak ci korzenie starego drzewa rozwalaja fundamenty domu, bardzo trudno jest takie zezwolenie uzyskac. Raczej kaza wzmocnic fundamenty.
To drzewko na dziedzincu kosciola w Szkocji ma 2 tysiace lat:
http://www.undiscoveredscotland.co.uk/fortingall/yew/index.html
Co to jest yew? Modrzew?
Musiałby z bliska pokazać szpilki, żeby się dało orzec. 😉
Talibom wszystko przeszkadza. Posągi, drzewa, golizna… Najszczęśliwsi byliby chyba, gdyby podzielić świat na dwie połowy, jedną zapełnić samymi krzyżami, drugą samymi półksiężycami, a potem radośnie tłuc się o to, żeby jeden z tych znaków zapanował nad całym światem. 🙄
You to cis
Tfu! Yew to cis
vitajcie.! Bobiku, proszę abyś następny tekst napisał miło i przyjemnie a nie o błocie. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego większość ludzi sprowadza wszystko do przewodu pokarmowego? Wprawdzie jest on niezbędny ale żeby zaraz dorabiać ideologię do jego wytworów to przesada. Podobnie jest z innym przewodem, tym którym wydostajemy się w większości na ten świat. Niby pożyteczny a wielu on sen spędza z ócz. Generalnie inne części ciała są jakby mniej eksponowane w tym mózg najmniej . Bo niby po cóż on.? Chyba tylko po to aby wszystko sprowadzić do jw. 🙂 Czyzby to takie było wszystko proste ….?. Chcielibyście ?
Czy przez analogię, cis-moll to yew minor, czyli mały cis?
Z tymi cis i moll drzewami to zbyt skomplikowane dla prostego psa. 🙄 Nie moglibyście po prostu powiedzieć, na jaką melodię śpiewamy?
Melodia i słowa zależą od tego, komu śpiewamy. Jeśli sobie a muzom, to jest pełna dowolność, ale jeśli czynnikom zewnętrznym, to już nie. Bez wiedzy komu, możemy najwyżej ustalić tonację drzewa.
Na razie ustaliliśmy tylko, że drzewo nosi szpilki. Wskazywałoby to na rodzaj żeński, albo transwestytyczny. Czy z tego da się wyciągnąć jakieś wnioski odnośnie tonacji?
Nie, ale można przyjąć, że przedmiotowe drzewo może śpiewać w chórze. Bo jak so szpilki, to nie so liście, a so listom chóry się nie udają (co zostało dowiedzione na zaprzyjaźnionym Dywanie).
Czy drzewa w chórze to się nie nazywają przypadkiem las?
Jeżeli kombinuję prawidłowo, to poszukiwaną melodią mogłoby być „Hej, idę w las”. Na góralską nutę.
Albo też „W las kotek na płotek”.
Aby był dowolny zbiór drzew był chórem, musi zachodzić pewna okoliczność meteorologiczna, związana z przesuwaniem mas powietrza od wyżu do niżu. No jeszcze jedno – chór lepiej brzmi kiedy jednak so liście. Kiedy so szpilki, to za bardzo tupią po parkiecie.
Słonko świeci, tańczą dzieci
Kwiatki pachną, nie ma śmieci
Siedzę sobie z jasną miną
Pod czerwoną jarzębiną
Obok słychać wody plusk
Zaraz wyjmę sobie mózg
Wokół fałdy terenowe
Lecz piękniejsze są mózgowe!
Co też taki mózg ukrywa
Jakie czary, jakie dziwa?
Dość już pytań tu seryjnych
Lepiej będzie, gdy go wyjmę
Młotek, dłuto, ostry nóż
No to do roboty, cóż…
W tej robocie jestem nowy
Na początek płat skroniowy.
Potem z trochę większym bólem
Spróbuję całą półkulę
Tak na czuja i bez lamp
Chyba trafię w hipokamp…
Nie, no ludzie! Co za widok!
Równy jedynie sylfidom!
Chwytam zręcznie go szast-prast
Nagle on mi w trawę – chlast!
Wobec takich przeciwności
Pooglądam sobie kości
Młotek, dłuto, ostry nóż
No to do roboty, cóż…
W tej robocie jestem nowy,
Najpierw trzonek piszczelowy…
A mówilim, kolego zeen – podnosić kwalifikacje… 😆
Czyli słowa piosnki już mamy, pozostaje zastanowić się nad tonacją, melodią, no i w kogo by ja odśpiewać.
„Bog sie rodzi moc truchleje”?
Znam jedną fajną melodię do tych słów! Nazywa się „Lekcja anatomii doktora Tulpa”. 😆
Tonacja jakaś wesoła by pasowała.
Ale w kogo? No w kogo?
zeen przychodzi
ze skalpelem
macha nim na wszystkie strony.
mózg się ścina,
krew się leje,
każdy na twarzy zielony.
By się go powstrzymać dało,
trza by walczyć z wiatrakami,
więc niechże już sobie śmiało
operuje między nami. 😉
Swietnie, chlopaki! More! More!
Mnie chwilowo nie do śmiechu, bo poważną stratę materialno-duchową poniosłem: 🙁
Okazja złodzieja, jak każdy wie, czyni…
Ktoś wziął i mi świsnął turnedo Rossini!
Na próżno po chaszczach się czołgam i płożę,
przepadło jak smętna dziewica w jeziorze.
Cz może u Włoszki tkwi jakiejś w Algierze?
U Turka we Włoszech? Nie bardzo w to wierzę.
Nie porwał go raczej sewilski cyrulik,
od mięs bowiem woli on zawsze coś z muli.
Otello? Hermiona? Niewinni, dam słowo!
W spór prawny nie wejdę z Elżbietą (królową),
już raczej dam anons do każdej gazety,
że nie mam podejrzeń ja wobec Elżbiety.
Kopciuszek? Armida? Czy Semiramida?
Nie, ją wypytywać na nic się nie przyda.
Lecz… Wiem! Przemyślałem tę sprawę głęboko!
Należy poważnie pogadać ze sroką! 🙄
Tłum krzyczy „More!More”
Tnij zeenie to the core
Może skalpel w końcu trafi
Do ośrodka co potrafi
Myśleć
Wytnij to swą ręką biegłą
Wraz z tkanką przyległą
Wywar sporządzimy
Ludzkość zaszczepimy
przeciwko głupocie
Z pozostałych resztek
Wytnij coś na befsztyk
Albo filet mignon dla pewnego psa
Bo mu skradła sroka zła
łakocie
Filet, filet mignon
oddajcie w łapy me!
Zapomnę srokę złą
i – ach! – uśmiechnę się! 😀
Bobiku, ależ tu się szaleje! Ściskam łapę 🙂
Alllo, odściskuję z przyjemnością. I wpadnij czasem poszaleć. 🙂
jest dobrze
bedzie inaczej
brykam do przegladu pozycji
miejcie sie 😀
To kto tu je szale? Bobik?
Się mam, w pozycji siedzącej 😀
Dzień dobry. 🙂 Wstanie i spojrzenie w dzisiejszy poranek wymagało sporego hartu ducha. Wszystko, co nie jest wrośnięte lub umocowane, fruwa, łopocze, wygina się, ciągnąc za sobą zawijasy z deszczu. Nawet psu się nie chce nosa wystawić za drzwi. I jak tu się mieć? 😯
Ja miałbym jeść szale? 😯 Wprawdzie kupuję nieraz Schalentiere, czyli skorupiaki, ale słowo honoru, że wyjadam tylko te Tiere ze środka, a Schale wyrzucam na kompost.
To chyba jasne, że szale jedzą mole. Na Wyspach Brytyjskich ich specjalna odmiana, cis mole. 😉
świeci
Zwykła reakcja łańcuchowa…
Informacja zbyt lakoniczna to, w pewnych okolicznościach pogody, deizinformacja. Świeci, ale i wieje.
Niebo – szarobure. Nie spalam pol nocy, bo lisy awanturowaly sie i szczekaly na trawniku przed oknem. Chcialam w nich rzucic kapciem. W kocu przeprowadzily sie do malego parku naprzeciwko.
Mam cudne nowe okulary do czytania w lozku. Czerwone jak prawie wszystkie moje do tej pory. Teraz najwazniejsze jest aby sie na nich nie przespac. co sie zdarzalo w przszlosci z oplakanym skutkiem dla oprawki 🙁
Po długich badaniach, dociekaniach, wycieczkach zagranicznych i osobistych oraz grzebaniu w internecie uczeni z Królewskiego Instytutu Podsłuchów i Namiarów odkryli, iż połączenie wody termalnej i królewskiego błota posiada niespodziewanie korzystne własności przeciwzapalne i ściągające. Królestwo mogło nie tylko zaoszczędzić na straży pożarnej i urzędzie podatkowym, ale wykorzystując wielką pojemność cieplną powstałej borowiny umożliwiającą efekt silnego, głębokiego i równomiernego podgrzania części ciała poddanych zabiegowi – ugasiło palący problem bezpieczeństwa energetycznego… Ciepłe posadki i ciepłe pośladki gwarancją lojalności i wierności służby 😎
nieprawda, słońce nie wieje, przynajmniej nie przez szybę
Dyskutowałabym. A wiatr słoneczny?
Prawda, kolega widzę nic o wiatrach słonecznych nie słyszał…
Jak słońce puszcza wiatry, to nawet vesper zauważa, no proszę…
widać ma opuszczone szyby…
Czy jak słońce wieje, to wiatr świeci?
Woda termalna z blotem -tak!, ale musi byc wpierw poswiecona. Ternalna swiecka nie ma zadnych wlasnosci leczniczych, a nawet moze spowodowac powstawanie hemoroidow i wypadanie wlosow. Z czego sie tylko Sztrasburg cieszy.
Jeden wiatr – w tyłek brał,
drugi wiatr – sprycik miał,
więc skutecznie i bezpiecznie
po posadkach i pośladkach
grzał…
Jeden wiatr (psu on brat),
co na stołek wlazł, to spadł.
Nie miał nosa, nie miał pięści,
nigdzie się nie umiał wkręcić,
choć przefrunął drogi szmat,
gdzieżby tam był jego ślad,
gdzie skutecznie i bezpiecznie
grzał posadki i pośladki
drugi wiatr…
Głupi wiatr, ładny kwiat,
parska śmiechem cały świat.
Co za gamoń! Ach, niezdara!
Choćby się najbardziej starał
do konfitur nie doleci,
gołym zadkiem zawsze świeci,
nieżyciowy, pal go licho!
Milczmy lepiej o nim. Cicho…
czy powstale hemoroidy mozna zaliczyc do choroby zawodowej (godzinami siedzenie przed kompem)?
byla by szansa na inwalidzka rente 🙂
O wietrze..
Co by tu o nim nowego napisać
Że wyje – było, że dmie – banalne
Co by nie napisać, wyjdzie zawsze klisza
Chyba, żeby wspomnieć tu wiatry astralne…
Mózg wywiało, zatem nie sięgam do głowy
Konsekwentnie pomijam przewód pokarmowy…
O wietrze…
Latawcom, bywa, wieje misternie
Im wysokie loty umożliwia wreszcie
Gdy gotowe śmieją doń się filuternie
Dla latawca wiatr, dla panny zamęście,
Pracuję nad stylem, ze słowem się liczę,
Konsekwentnie pomijam funkcje wydalnicze…
O wietrze…
Roznosiciel nasion, odświeżacz powietrza,
Pożyteczny żaglom, ten fal inspirator
To wszystko już było, nie ma co ulepszać,
Chyba, że…. ciśnienia moczu regulator?
Widzę, że nie wszystko wchodzi mi do głowy,
Brakło konsekwencji na układ moczowy…
Piękna Hemoroida postanowiła przyjąć gościa na siedząco. Wiedziała, że rycerz Zus to twardy zawodnik i uwiedzenie go nie będzie łatwe. Wyeksponowała więc swoje ponętne krągłości, pamiętając, jak liczy się pierwsze wrażenie i nadała swemu obliczu wyraz szlachetnego cierpienia.
Zubożały, ale wciąż jeszcze niezwykle atrakcyjny Zus, już od jakiegoś czasu dawał wszem i wobec do zrozumienia, że znaną mu dotąd tylko z opisów Hemoroidę chętnie spotkałby osobiście. A i ona nie była od tego, żeby przyjąć jego konkury. Jej szatański plan zyskiwał w ten sposób szansę realizacji.
– Ha! – szepnęła Hemoroida, niecierpliwie odsuwając łaskoczący włosek – Gdybyż on wiedział… Ale nie, nie domyśli się, że jest tylko środkiem do celu. Że tak naprawdę serce moje pożąda wyłącznie jego córki, Renty, po mężu Inwalidzkiej…
jotka,kiedy jestes w berlinie?auto?
jezeli w week-end to masz tanio metro,S-Bahn,Bus taniej!!!!
http://www.s-bahn-berlin.de/aboundtickets/entschuldigungsregelung_gelegenheitsfahrer.htm
😀
Nareszcie wiem, dlaczego jak na psa jestem tak bardzo uczłowieczony. To wszystko przez gotowanie. 🙂
http://www.polityka.pl/nauka/1500979,1,homo-kucharz.read
No nie wiem, Tytul Homo Kucharz jakze mylacy. Myslalam, ze bedzie bardziej pikantnie w tej kuchni 😆
nie świeci, a dalej wieje, znaczy to nie słońce było…
Pikanterii mało? To trzeba poprosić zeena, żeby dorobił. 😆
Słuchajcie, czy nie wydaje Wam się, że drugą półkulę znowu wessała jakaś Czarna Dziękczynna Dziura? 😯
Może trzeba zorganizować szybką akcję ratunkową? Kto zna jakiś sposób na czarne dziury?
foma, a czy nie ma takiej możliwości, że przedtem to był wiatr słoneczny, a teraz wiatr księżycowy? Dwa wiatry po prostu. 😉
a w bezksiężycowe noce to co?
Bezwietrznie.
Bezwiecznie?
pachnie bez i kręcą się świetliki
Zawsze podejrzewałem, że te świetliki coś kręcą…
A ten bez to jakiś ciemny typ. Nikt tak dokładnie nie wie, bez czego on pachnie. 🙄
O, tu wywęszyłem dla Heleny coś bardzo pikantnego. 😉
http://revelstein.blox.pl/2009/11/1559.html
No, niezle, niezle. 😆 Rada Etyki Mediow, powiadasz?
Rada Rada, że powiada,
co pod etykę podpada,
ogłosiła nader srodze,
że bywanie w synagodze
nieetyczne. Ja pie…olę!
To nihil novi sub sole! 😯
No, przepraszam, ale nerwy mnię puścili. 😳
A, zresztą… Czasem powinni puścić.
MOge to wziac na siebie, Przyjacielu. 😈
Mordko, nie można zwalać dźwigania ciężaru całego świata plus psa Bobika na jednego, niemłodego i schorowanego Kota…
No, my Koty to juz tak mamy. Musimy dzwigac do konca…
A, to górale jeszcze tak mają, jak sieją owies. Od końca, do końca, tak jest… 😉
Moze zreszta bede musial niebawem pospieszyc na pomoc Matce Parlamentow. Przeczytalem, ze brytyjska demokracja parlamentaerna znalazla sie w powaznym niebezpieczenstwie. Na alarm bije Naczelny Rzepy, tego organu mysli wolnosciowej i patriotycznej. Za wonosc nasza i wasza!
http://blog.rp.pl/lisicki/2009/11/27/rownosc-przywileje-biologia/
Ja nie rozumiem. 🙁 Lisicki pisze, że w brytyjskim parlamencie zrobi się zoo, ale w ogóle nie podaje, żeby były jakieś parytety dla Psów i Kotów. To co jest, do cholery? Jest na Wyspach ta równość i sprawiedliwość, czy jej nie ma? 👿
Psy juz owszem byly – najpierw czarny, potem zolty labrador.
Moja Stara zdolala nawet raz tego czarnego drapnac za uchem. Potem zostal ministrem oswiaty w rzadzie Tony’ego Blaira, a w kazdym razie prawa lapa w gabinecie ministra.
Mozna o tym przeczytac w wikipedii:
David Blunkett’s guide dogs — Teddy, Offa, Lucy, and most recently Sadie — have become familiar characters at Westminster, inspiring occasional witty comments from Blunkett and his fellow MPs on both sides of the house. In one memorable incident, Lucy vomited in Parliament during a speech by opposition member David Willetts. However, Blunkett’s blindness does not generally arouse much comment.
Stara poznala tego Teddy’ego.
Mnie się Labrador Party w ogóle jakoś bardziej podoba, bo Konserwatyści nasuwają niemiłe podejrzenia, że odwołują się wyłącznie do żarcia puszkowego. 🙁
No, przyznajmy, że to nic dla gourmeta i konesera. 🙄
Bobik, jestem konserwatysta i na jakosc moich „puszek” nie narzekam 😈
Noo, ja też wolę puszecznoje miaso od suchej karmy… 🙄 Ale nie ukrywajmy, że każdy uczciwy pies z kotem powinien w uchu swym nosić jak drogowskaz tę cudowną frazę: „święta miłości kochanej świeżyzny…”
Suche tylko na deser (Science Diet for Seniors).
Wyszedłem na suchego przestwór miski żarcia
Niechby to zielone, a nie wciąż zaparcia…
To nie ja, to te różne betony dożarte,
choćby długo tłumaczyć, idą wciąż w zaparte… 🙄
Nam strzelać nie kazano
Raczej robić miekko
Kiedy wreszcie wyszło guano
Koniec naszym mękom!
Guanko, guanko,
wie to każda Polka,
że za tobą idzie, że za tobą idzie
papierowa rolka…
Dzień dobry 🙂 Chyba muszę dziś ogłosić konkurs na trzy najlepsze powody, dla których warto się w sobotę rano podnieść z wyrka. Bo ja dziś bardzo długo takich powodów szukałem, ale nie znalazłem i wstałem całkowicie bez przyczyny. 🙄
No, dobra, w tej chwili sobie uświadomiłem, że pomerdanie ogonem na blogu mogłoby być całkiem niezłą motywacją do wstania, ale w praktyce, na skutek przyjaźni z laptokiem, mogę pomerdać również spod kołdry. Więc dalej szukam tych dobrych powodów. 😉
Powód pierwszy: horyzont szerszy
Powód drugi: kupić szlugi
Powód trzeci: słońce świeci…
Powód trzeci odpada z przyczyn obiektywnych. 🙁 Ale dwa pierwsze mają duże szanse na wygraną w konkursie. 😀
Musze to sobie chyba wyhaftowac na jakiejs makatce.
Powód trzeci: bo trudno to komu innemu zlecić. 😆
Dzień dobry, tu sobotnia klasa pracująca z powodem etatowym 🙂
No nie, Haneczko, dopuszczenie do konkursu powodów etatowych byłoby sprzeczne z moimi zasadami moralnymi. 😆
Czuję się wykluczona 🙁 Przyznaję, że zasadnie 🙂
Haneczko, ale to wykluczenie tylko w bardzo wąskim wycinku. W każdym innym zakresie czuj się wkluczona. 😀
Pogadałem sobie dzisiaj z Inspektorem Analityksem, bo on czasem takie zabawne kawałki opowiada o tym, przy pomocy jakich haseł ludzie Bobika szukają. Jedna jego opowieść zupełnie mnie rozłożyła. Hasło brzmiało: blog bobika chiny toalety pociągi. 😆
Bobiku, czy guano też Cię wyrzuca 😉
bo ktoś ciągnie na nos / rękę / nogę…
O guano spytałem Sierżanta Gugla i odpowiedział mi: Guano Apes – Na bobika je este to okno About me, siroky jak hovado, nevim co tam mam cpat. 😯 😆 😆
Bardzo dobry, mniemam 😆 , ten Holowka o sprawie Polanskiego:
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/303766,1,prof-jacek-holowka-o-sprawie-polanskiego.read
Dobry. 🙂 Czytałem już wcześniej, ale w imię porządku publicznego nie odważyłem się zlinkować, a i teraz stanowczo odmawiam komentarzy. 😎
Nie, nie podoba mi się ten tekst. Za duży skrót myślowy w stosunku do całego świata tamtych czasów. Losy ludzi były różnorodne, o wiele bardziej niż chce to widzieć Jacek, którego prywatnie bardzo lubię, ale ostatnio za jego tekstami nie przepadam.
A co do Susan Atkins, czy była nieszczera? Ciekawy tekst w „Wysokich Obcasach”:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/51,53662,7248986.html?i=2
Pani Kierowniczko, mnie się wydaje, że w artykułach tej objętości pewne skróty umysłowe są nieuniknione. Ale co mi się w tym artykule podoba, to przedstawienie różnych racji, różnych punktów widzenia, z których każdy może sobie wyciągnąć swoje wnioski – niekoniecznie takie, jak autor. Większość tego, co dotąd czytałem na temat Polańskiego było albo w tę, albo wewtę i argumenty drugiej strony były całkiem pomijane. Na tym tle Hołówka widzi mi się całkiem w porządku. 😉
podobno dzisiaj byl(jest)dzien bez zakupow,szkoda,ze tysiace
odwiedzily nasz sklep juz do popoludnia,a jestesmy otwarci do
konca czasu(lub prawie) sobotniego
jak dlugo i ile mozna kupowac pozycji o WAMPIRACH
bardzo duzo pani Müller,bardzo
zapraszamy tez jutro,moze mimo braku zimy(?) Glühwein ?
i cos do czytania (tylko bez krwi,prosze)
🙂
lubie przytulanki 8)
http://failblog.files.wordpress.com/2009/11/epic-fail-koala-fail.jpg
dobry wieczór na pisanie, że tak sobie zauważę, takie pisanie jednym cięgiem zdania po zdaniu, bez oglądania się na wszystko
Ja nie umiem pisać bez oglądania się na klawiaturę. 🙁
Ale dziś i tak jakoś nie mam pociągu do pisania cięgiem. To już raczej ciąg do białego wytrawnego. 😉
Jak ktoś chce się podłączyć, to witam w klubie. 😀
No nie, ja się pochlastam! 😆
http://blog-bobika.eu/wp-content/uploads/rokita.jpg
Ja chwilowo, Bobiku, jestem jeszcze nieco wessana w klub dziekczynny, gdzie wytrawne tez zreszta figuruje, w obu klasycznych kolorach, choc najwazniejsze miejsce zajmowal, zajmuje i jeszcze przez jakis czas bedzie zajmowal indyk na wszystkie mozliwe sposoby. Jak dojdziemy juz do zupy z indyka, to znaczy, ze skonczyly sie swieta… 😉 Po intensywnym swietowaniu juz chyba nie wystarczy zwykle wzywanie karetki, i trzeba sie bedzie zastanowic nad dluzszym leczeniem sanatoryjnym. 🙄 Na razie zaczelam kuracje domowa – przez czytanie strony interntetowej Klubu Naukowcow z Gestymi Powiewajacymi Wlosami, ktorego pierwszym czlonkiem, wybranym przez aklamacje, jest Steven Pinker (czlonkami posmiertnymi sa m.in. Einsten, Mendelejew, Feynman, Franklin i Newton). 😀
http://improbable.com/projects/hair/hair-club-top.html
Bobiku,
a Ty się będziesz chlastał z powodu gwałt, czy z powodu umywalka?
Moniko,
jestem za sanatorium z długimi włosami 🙂
Rysiu,
do Berlina jedziemy samochodem na weekend 11 -13, dzięki za informacje 🙂
Miłego dnia wszystkim 🙂
Dzień dobry 🙂 Jak wszyscy są przekonani, że pies Bobik sypia do południa, to pies Bobik postanowił dziś spać rzeczywiście do południa. 😎 A nawet trochę dłużej. 😉
Chlastać będę się z powodu 18 lat. To dla mnie niewyobrażalnie długi kawał czasu. 😉
A ten numer z długimi włosami napawa mnie cichą chęcią popełnienia plagiatu. Znaczy, założenia jakiegoś klubu, do którego będę przyjmował pośmiertnie. Zainteresowani i tak nie mogą zaprotestować, a jakaż to przyjemność znaleźć się w jednym klubie z… Tu wstawić. 😀
Ogłaszam koniec listopada 😀 Policzyłam wszystko i w każdą stronę, zgadza się, zamykam 😀
Gratulacje, Haneczko. 🙂 Ja tez odnotowalam z satysfakcja koniec listopada – zwlaszcza, ze wczoraj rzeczywiscie opadly ostanie resztki lisci (bardzo malownicza mielismy wichure). 😉
Bobiku, zanim wymyslisz nowe kluby, mozesz spokojnie zglosic akces do tego dla naukowcow z dlugimi wlosami – pod warunkiem, ze Cie wlasnie nie ostrzyga. Nalezy Ci sie jak najbardziej za naukowe obserwacje zachowan i manieryzmow Labradorki! 🙂
A co do Google’a i znajdowania Blogu Bobika przez haslo toaletowe, to jestes w dobrym towarzystwie. Rzadkie pierwsze wydanie „Origins of Species” Darwina znaleziono na polce w goscinnej toalecie prywatnego domu w Anglii…
http://www.huffingtonpost.com/2009/11/22/charles-darwins-on-the-or_n_366791.html
Haneczko, za niecale cztery tygodnie dni beda sie robic coraz dluzsze!Chyba dla tego nie chcialabym mieszkac blisko rownika, ze tam zawsze juz ciemno o 6-ej po poludniu.
Moj listopad byl lagodny i cieply w porownaniu z kilkoma poprzednimi. W ubieglym roku jak snieg spadl na poczatku listopada to nie odpuscil do polowy kwietnia. Tez urodziny syna i imieniny meza w listopadzie.
W przyszlym tygodniu zaczna sie rozne przedswiateczne lunche i obiady pracowe (wydzialowe, departamentowe, cala organizacja, obecnosc na wszystkich obowiazkowa). Oraz a to fryzjer, a to pedicure, a to party. Malo dni pracowych a pracy wiecej, bo duzo zastepstw. Czyli, zegnaj relaksowy i cieply listopadzie.
niedziela mija,listopad tez i to nie tylko u haneczki 🙂
z jakiegos powodu od jakiegos czasu dni,tygodnie,miesiace,lata
mijaja coraz szybciej,za szybko,szybko za szybko
dzisiaj zrobilem”roslinny porzadek” na balkonie
zostala tylko trawa,do wiosny wiec
teraz kolacja,czytanie politycznych oraz tych lubianych,
bzdura z TV i spanie smaczne 😀
dla porządku tylko napomknę, że nie wiem jak jest, ale wydaje się, że dobrze
U nas w domu trwa czynny protest przeciwko jesieni. Dziecko posiało w doniczce pachnący groszek. Groszek właśnie kiełkuje.
pachnie już?
Vesper, dla mnie tez groszek pachnie wiosna. Najpierw pojawia sie rabarbar, a pozniej zaraz jest groszek.
Lubie zmiany por roku. Wczoraj wracajac polnymi drogami z targu w Toronto podziwialam piekne jesienne krajobrazy. Trawa jeszcze gnieniegdzie zielona, znakomita widocznosc i widac „gleboko”, miejsca ukryte dla oka wczesniej za pokrytymi drzewami liscmi. Taka przejazdzka nastraja mnie do przprowadzki na bukoliczna wies. No, ale wiem, ze jak sie mieszka na wsi to sie zycie spedza w samochodzie na dojazdach do pracy, do sklepu, do dentysty, do kina, do znajomych. Tez lubie moje miejskie wieczorne bezpieczne spacery z psami.
Jest jeszcze taka możliwość, żeby mieszkać w małym miasteczku, 5 minut piechotą od głównej ulicy, a 1 minutę od bukolicznych pól. Moja rodzina coś takiego sobie wymyśliła i muszę przyznać, że dla psa jest to bardzo korzystne. 🙂
Już do tradycji zaczynamy zaliczać piątkowy po Thanksgiving spacer. Czyli znów Texoma jesienna. Miało być krótko i prawie jak u Bobika tu 5 min tu minuta ale u nas się to zazwyczaj przelicza na godziny. Tak się nałapaliśmy jesiennego powietrza i słońca, że w domu padliśmy i chyba najedzeni indykami dnia poprzedniego pozostaliśmy przy przekąskach i płynach czerwonych lub bursztynowych.
Zasnęłam przy Aniele w Krakowie – słodkie sny miałam. Nie wiem o co szło 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/ZnowNadTaxoma?authkey=Gv1sRgCKHJ65rTu9KvJA#slideshow/5409627727250702002
Wydaje mi sie tez, ze te male niemieckie miasteczka leza jakies 15 minut od conajmniej trzech duzych miast. Przynajmniej takie mialam wrazenie lecac wieczorem samolotem nad Niemcami: swiatla duzych miast b. blisko siebie.
Wando, iw Teksasie liscie pospadaly? Piekne zdjecie. Wlasnie o taka „przejrzystosc” pozna jesienia mi chodzi.
Piekne te gole drzewa w Texomie, Wando. 🙂 Przypomnialy mi rzezby z drzew w jednym z moich ulubionych miejsc – Fruitlands Museum w Harvardzie, MA.
http://www.fruitlands.org/tree-figures
jeszcze ciemno 🙂
najlepszym lekarstwem jest ruch
brykam wiec w dzien
do dziela 😀
brykam,fikam
nie lubie tych 8-9 minutowych malych niemieckich miasteczek
jestem czlowiekiem miejskim, do zycia potrzebuje przestrzeni
domow do horyzontu 🙂
Moniki drzewa do ogladania tylko w sloncu…….
jestem ciekaw wyniku referendum w innych krajach europejskich
http://www.faz.net/s/RubDDBDABB9457A437BAA85A49C26FB23A0/Doc~EC9D9148C4BA44A569B5687868F1A9E53~ATpl~Ecommon~Scontent.html
http://wyborcza.pl/1,75248,7309935,Szwajcarzy_zakazuja_minaretow.html
http://www.taz.de/1/politik/europa/artikel/1/schweizer-stimmen-fuer-minarett-verbot/
To jaki dziś mamy dzień? Haneczka ogłosiła wczoraj koniec listopada. Czy to znaczy, że ten 30 listopada, który widzę w kalendarzu jest nielegalny?
Proszę o pilną wykładnię prawną żebym nie podjęła jakichś decyzji, które potem okażą się nielegalne 🙁
Acha, i co w tej sytuacji z życzeniami dla Andrzejów, laniem wosku, wróżbami andrzejkowymi??? Jednym słowem problem! Haneczko coś Ty narobiła??? 🙁
Dzień dobry. 🙂 Zrobiłem sobie wczoraj dzień odpoczynku od sieci i teraz mogę się w nią rzucić ze zdwojoną energią. 😉
Drzewa, a nawet ich kwałki są niewątpliwie fascynujące. Jak dokładam drewna do kozy, to zawsze znajdę jakąś szczapę, której długo się przyglądam, bo ma jakieś niezwykłe rzeźbiarskie walory. Ale kiedy już, już jestem skłonny taką szczapę zachować i coś z nią zrobić, przypomina mi się koszmarna cepeliowska „korzenioplastyka” i chęć przechodzi. 😉
Z listopadem to Haneczka rzeczywiście narobiła trochę zamieszania. Ale ja właściwie też bym był za tym, żeby go już zamknąć, bo nie zaznaczył mi się zbyt dobrze w pamięci. Więc możemy uznać, że listopad już jest zamknięty, a dziś mamy tylko Andrzeja, bez daty. 🙂
Tylko błagam, nie róbmy w tej sprawie żadnego referendum, bo nigdy nie wiadomo, co z czegoś takiego wyjdzie. 🙄
Specjal;nie dla Haneczki i Bobika:
http://www.bbc.co.uk/orchestras/play/seasons.shtml
No tak, ale jak się już te wszystkie kwiaty i owocki nakliknie i spadnie, to po ptokach. 🙁 A w naturze jednak można mieć nadzieję, że kiedyś tam znowu zakwitnie i zaowocuje. 🙂
U Passenta rozsądny głos w dyskusji, przypominający, że w wyroku sztrasburskiego Trybunału nie chodziło tak naprawdę o krzyże, tylko o wszelkie symbole religijne w przestrzeni państwowej
http://passent.blog.polityka.pl/?p=635#comment-132882
Pobutka!
Dobra, dobra, pobudzić się można, ale wyrwać ze szponów multitaskingu nie tak łatwo. 😉 A on czasem, przy całej swojej wielostronności, coś miewa przeciwko blogowaniu. Ileż to już razy staczałem z nim ciężkie walki…
Jak to Blog ujął… nie będziesz miał innych zadań przede mną…
Gdybym chciał pilnie przestrzegać przykazań Bloga, to nie mógłbym też cudzołożyć, a to przecież taka przyjemność, również z innymi blogami się pozadawać. 🙂
cudzoblożyć? 😉
O, właśnie. 😆 A skądinąd wiemy przecież, że szóste przykazanie jest centralne i wiele ważniejsze, niż którekolwiek inne. Kradzież, czy nawet mord jest niczym wobec niezachowania cnoty przedmałżeńskiej, albo tfu, zfu, użycia prezerwatywy. 🙄
Choć, prawdę mówiąc, nie bardzo sobie wyobrażam, jak miałoby wyglądać używanie prezerwatyw w przypadku cudzoblożenia. 😉
Tak, to w istocie trudne do wyobrażenia. Każda możliwość, która przychodzi do głowy, wydaje się cokolwiek karkołomna.
Im dłużej rozważam całość sytuacji, tym bardziej skomplikowana mi się wydaje. Bo samozaspokajanie się wyłącznie na własnym blogu też jakoś podejrzanie smołą i siarką piekielną zalatuje… 🙄
Na dodatek ruch tu jak na lotnisku we Frankfurcie. Każdy sobie z każdym, jak chce i kiedy chce. Jak szympansy bonobo. Bobik, pójdziesz do piekła za promiskuityzm, zobaczysz. I jeszcze nas za sobą pociągniesz.
No to szalejemy!!! Czy jest tu ktoś chętny do pomocy w wydawaniu miliona funtów? Trzeba sie spieszyć żeby sponsor nie zmienił zdania. Na co wydajemy?
Drodzy szczęśliwy zdobywca
Jest to informujemy, że wiadomości e-mail zdobyła
nagrodę konsultowania z 2009 Microsoft koniec roku Loteria Promotion.
Twój e-mail zdobyła was £ 1,000,000.00. Aby ubiegać się
nagrodą, wysyłaj poufnych informacji do Osoba kontaktowa: Pan
Johnson Keith.Email: johnsonkeith.online@gmail.com Informacje
niezbędne: Imiona i nazwiska, wiek, Telefon, Adres zameldowania,
Zawód
Gratulacje! po raz kolejny.
No to razem z tymi milionami, które już przyznano Helenie, mamy naprawdę dużo do przepuszczenia. 😀 Nie wiem, czy w ciągu całego życiorysu da się tyle przejeść i przepić. Czyżbyśmy byli wkrótce zmuszeni do kupowania nieruchomości? 😯
Vesper, ja piekło już i tak mam zapewnione, ale właśnie o to mi chodzi, żeby innych za sobą pociągnąć. Sam, albo w nieodpowiednim towarzystwie, mógłbym się tam nudzić jak, nie przymierzając, w raju. 😆
o! ktoś mówi o milionach? też bym się podłączyła 🙂
piekło? 🙂 … tam chyba nie grozi nuda
Moniko, drzewa z Twojego ulubionego miejsca nieco niepokojące.
Nie grozi nuda, bo każdy przyprowadza ze sobą własne, doborowe towarzystwo. 🙂
Zauważyliście, że znacznie łatwiej pociągnąć za sobą otoczenie w rejony piekielne, niż rajskie? 😉
Właśnie o to chodzi Wando żebyś sie podłączyła, bo niby skąd ja mam biedna wiedzieć jak zagospodarować te miliony, miliony bo zawiadomień przyszło już kilka, so you are welcome 🙂
W rajskie to teoretycznie towarzystwo samo powinno się rwać 🙂
jotko,podlaczam sie i ja do Twoich milionow i skromnie 😐
oferuje pomoc w wydaniu ich do ostatniego grosza
moj numer konta 111111111111111111 Bank Ryska
serdecznie dziekuje 🙂
ciekawy dzien w mediach
minarety i Demjanjuk
jest co czytac i sluchac
teraz jednak juz czas……….
dobranoc 🙂
Mam niejasne obawy, że nikt z tutejszych Gości nie dysponuje nadmiernym doświadczeniem w wydawaniu milionów. Nie wiem, czy nie trzeba będzie sięgnąć po fachowca – jakiegoś szejka arabskiego lub potentata naftowego z Teksasu (z tym może Wanda mogłaby pomóc), który by nam podpowiedział, jak te góry forsy najlepiej przeputać. 😉
No coś Ty, Bobiku, na ch… nam doświadczenie, idziemy na żywioł … oczywiście Rysiu, czuj się współwłaścicielem tych milionów, pamiętajcie, że to o miliony funtów brytyjskich biega … brać, wydawać i dobrze się bawić 🙂
Bobik, try me. 😈
Ja nie mam doświadczenia, ale chętnie zdobędę.
Nikt tu, jak widzę, nie liczy się z żadnymi trudnościami. Wszyscy chcą się jak najszybciej rzucić do wydawania. To proszę bardzo, wydajemy. Tylko jak utkniemy już przy trzecim albo czwartym milionie, żeby nie było, że nie ostrzegałem. 🙄
A z innej beczki – nie wie ktoś, gdzie jest Michalski? Tu wszyscy szukają Michalskiego.
A co zrobią, jak już znajdą?
Ja też z początku nie wiedziałem, ale teraz, po wysłuchaniu wiadomości, już przypuszczam. Zapuszkują go na dobre.
Znaczy, ten Michalski już był zapuszkowany, za morderstwo, ale zmylił straże i teraz ukrywa się gdzieś w mojej okolicy. Chyba wyjątkowo nie zapomnę dziś w nocy zamknąć chałupy na klucz. 🙄
Bobik, nie drecz – kto to jest Michalski?
No, przecież napisałem – morderca zbiegły to jest. Ale najpierw też nic nie wiedziałem, tylko w zajawkach dziennika słyszałem powtarzane dramatyczne pytanie: gdzie jest Michalski? I oczywiście w ogóle się nie przestraszyłem, bo mi się to z żadnym przestępcą nie kojarzyło, tylko z tym gościem z reklamy, co to poszedł po papierosy.
Oczywiście nie mogę sobie teraz przypomnieć, jak temu z reklamy na nazwisko było. 😳
Józef Tkaczuk? 💡
I jak tu narzekac na nude, Bobiku? Morderca w okolicy, szansa eksperymentalnego przeputania milionow… 😉
„Cudzoblozyc” bardzo mi sie podoba, 🙂 podobnie jak pare angielskich neologizmow, spopularyzowanych w tym roku, chocby takich jak „unfriend” (usunac kogos z listy przyjaciol na Facebook), „manchair” (krzeslo w sklepach z odzieza, na ktorym czeka zrezygnowany maz lub significant other plci meskiej, podczas gdy druga polowa pary spedza blogi/dluzszy czas w przymierzalni), oraz „moviegating” (jazda w bliskiej odleglosci od poprzedzajacego samochodu, w ktorym leci video z interesujacym nas filmem).
otwarte oczy widza DESZCZ
🙂
wstawac !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Michlskiego szukac
brykam do
fikam chetnie co tam deszcz
Szukalam go cala noc, skaczac po gorach, przeskakujac przez pagorki. Szukalam go, alem go nie znalazla…
Dzień dobry 🙂 Policja w Nadrenii-Westfalli nie mogła, niestety, skakać po górach, z powodu nie mamy armat. 🙁 Więc pewnie go tym bardziej nie znaleźli. Ale dokładnie to nie wiem, bo nie mam zwyczaju zaraz po wstaniu włączać niemieckich przekaziorów. Zaczynam dzień po blożemu. 😎
Angielskie neologizmy mają na ogół bardzo dużo wdzięku, bo też jest to język bardzo dobrze i bez szczególnych oporów przyjmujący złożenia. Mamie się najbardziej podobało „unfriend”, a tacie manchair, ale nie jestem pewien, czy chodziło o samo słowo, czy również o zjawisko. 😉
Jeżeli „unfriend” oznacza „usunąć kogoś z listy przyjaciół” (rozumiem, że chodzi o czasownik), to jakby to było po polsku? Odprzyjaźnić? Wyprzyjacielić?
Wyprzyjacielić kogoś z listy. Jeszcze jeden taki numer, a wyprzyjacielę cię bez litości. Czuj się wyprzyjacielony. 😆
Zwracam uwagę, że funkcjonuje w polskiej szczyźnie wyrażenie „zakumplować się” z kimś. Taki Facebook – to bez przesady z tą przyjaźnią – zaraz odejdziemy od właściwego znaczenia tego słowa, miejsce wirtualne raczej kumplowania się a niekoniecznie przyjaźni.
Zatem odkumplować kogoś brzmi sensownie…
A z wdziękiem w polskiej szczyźnie najgorzej nie jest. Weźmy słówko „pieprz” Ileż naród dzięki niemu natworzył pojęć, często w ogóle związku z pierwotnym znaczeniem słowa niemających. Tylko kilka próbek:
1. pieprzyć – prócz czynności posypywania przyprawą także mówić niekoniecznie z sensem ale i akt miłosny spełniać…
2. Opieprzyć – udzielić słownego upomnienia ale także upłynnić towar
3. Zapieprzyć – podwędzić, ukraść ale i zawalić coś innymi rzeczami ale zapieprzać – pracować intensywnie
4. Spieprzyć – źle wykonać ale i spieprzać – uciekać
5. Odpieprzyć – wywinąć numer ale odpieprzyło mu – zwariował
6. Upieprzyć – ubrudzić
7. Wpieprzyć – spuscic lanie ale i wpieprzyć się – wpaść w kłopoty
To tylko część znaczeń utworzonych od jednego słówka, nie chce mi się wszystkiego pisac samemu, niech się inni pomęczą…
Z jednej strony racja, też bym raczej nie szukał przyjaciół akurat w Facebooku. 😉 Ale z drugiej strony jeżeli tak się to tam nazywa, „lista przyjaciół”, a nie lista kumpli, to odkumplowanie czy wykumplowanie raczej się nie kojarzy z Facebookiem.
Można ewentualnie sięgnąć do słów już istniejących, rozszerzając ich znaczenie i używać zwrotu „wykolegować kogoś z listy”. 😉
Przypominam, że w polskiej szczyźnie słówko wykolegować ma już mocno ugruntowane znaczenie…
Wypieprzyć, podpieprzyć, przepieprzyć, napieprzać… Nie zapominajmy też o przymiotnikach, jak pieprzny lub pieprzony. 🙂
Oczywiście, że języki słowiańskie też mają olbrzymie możliwości tworzenia neologizmów, nadawania nowych odcieni znaczeniowych, a już deminutywy i augmentatywy to sam mniód. Ale złożenia szczególnie dobrze się w germańskiej grupie czują.
zeen, toż wiem, że „wykolegować” ma ugruntowane znaczenie. Ale właśnie zaproponowałem rozszerzenie tego znaczenia. Jak się przyjmie, to może w podręcznikach do gramatyki historycznej napiszą: wprowadził Pies Bobik. 😆
Skorośmy tu doszli, to przy pieprzeniu nie od rzeczy byłoby wspomniec o statywach… 🙂
Albo o paliatywach… 😉
mokre, zgniłe, ponure przyszło tu dziś z zachodu 🙁
Wieloznaczność jest darem nieba, lecz dodawanie nowych znaczeń to proces wieloletni i naturalny, zadekretować znaczenia raczej trudno. A i zastanawiałbym się nad tym, czy warto do nieźle funkcjonującego znaczenia dodawać nowe. Dzis raczej sie szuka słów i związków frazeologicznych, by je dopasować do znaczeń, jako to holocaust zygot, mordowanie nienarodzonych, oczywista oczywistość…
Jak przyszło z zachodu, jak stąd wcale nie poszło? 😯
zeen, mówta co chceta. Mnie i tak nie wmówita, że białe jest białe, a czarne czarne. 🙄
– kto prosił ruskie?
– nikt, same przyszły…
Wczoraj padła mi domowa sieć 🙁 Dzisiaj zapowiedź kolejnego, długoterminowego bajzlu w pracy, czyli rozpieprz z zapieprzem 🙁
Dostane w mailu: 😆
Jeśli masz przepiękną żonę/wspaniałego męża, odlotową kochankę/wymarzonego kochanka, super brykę, nie masz kłopotów z urzędem podatkowym i prokuratorem, a gdy wychodzisz na ulicę świeci słońce i wszyscy się do ciebie uśmiechają – narkotykom powiedz NIE!
Bobiku, możesz przestać się bać, złapali Michalskiego 😎 Nie wiem, czy mu przy okazji przypieprzyli 🙄
Dzień dobry 🙂
W sprawie cudzoblożenia – http://kontrowersje.net/tresc/inauguracja_roku_chopinowskiego . Balsamlomzynski czyta wiersze Konopnickiej…
Uff, przestaję się bać, otwieram szeroko drzwi, zapraszam nieznajomych do posilenia się z mojej mis…
No, nie. Jakieś granice otwartości jednak muszą być. 😉
Czy Michalskiemu przypieprzyli, to nie wiem, ale że mieli ochotę, to jestem pewien. Całą noc skakać po płaskim przez takiego… To chyba nawet górala nizinnego potrafi z równowagi wyprowadzić. 👿
Tereso, nie wpuszczam Twojego poprzedniego komentarza, bo teraz link działa. 🙂
Mnie kiedyś absolutnie uwiódł zwrot frazeologiczny z Gazety Polskiej z 1999 roku probrukselskie dzieci Bieruta . To było o zwolennikach wstąpienia Polski do UE 🙂
No proszę, są jeszcze na świecie szczęśliwi ludzie. Ale ja tu jestem po to, by im to szczęście odebrać.
Vesper,
to w żadnym wypadku nie było o zwolennikach wstąpienia Polski do UE…
Zeenie, a o kim to było?
Bobiku,
co temu linku było? Z radiownet.pl też mi nie działa…
To, moja droga Vesper, było o zdrajcach i sprzedawczykach, czerwonych pająkach, bezbożnikach, mordercach nienarodzonych, wrogach krzyża, zwolennikach eutanazji, wrogach Pana Boga i Niepodległości skapanej we krwi Ojczyzny. Dalej nie wymieniam, bo nie ma sensu…
Aaaa, ale to to samo, zeenie. Przynajmniej wg GP, o ile dobrze sobie przypominam. Tam wszystko było o zdrajcach i sprzedawczykach, czerwonych pająkach, bezbożnikach, mordercach nienarodzonych, wrogach krzyża, zwolennikach eutanazji, wrogach Pana Boga i Niepodległości skapanej we krwi Ojczyzny, ale probrukselskie dzieci Bieruta padły w kontekście wstąpienia do UE. Musiały.
strasznie dużo miał tych dzieci towarzysz Bierut, nieźle się musiał biedaczysko zmachać, aż mu współczuję 🙁
Pojęcia nie mam, co temu linku było. Ale ja krótkowzroczny jestem, to zawsze mogę coś przeoczyć. 😉
A jesteście pewni, że to nie było o zdrajcach i sprzedawczykach, burżuazyjnych pająkach, bezideowych nihilistach, katach proletariatu, wrogach ludu, zwolennikach niesprawiedlowości społecznej, wrogach Klasy Pracującej i wiernej Socjalizmowi, skapanej we krwi Ojczyzny? 😯
Ja mam ostatnio takie dziwne objawy, że jakoś nie mogę sobie przypomnieć, gdzie co słyszałem i w jakiej dokładnie wersji. Żurawia, adresy się mylą… 🙁
Towarzysz Bierut liczył swoje dzieci,
wyszło narodu prawie ze dwie trzecie.
Hejże dzieci, hejże ha, hejże ha, hejże ha,
mówcie, gdzie ta Brukse-la,
Bru-kse-la!
Oczywiście, że to było o zdrajcach i sprzedawczykach, burżuazyjnych pająkach, bezideowych nihilistach, katach proletariatu, wrogach ludu, zwolennikach niesprawiedlowości społecznej, wrogach Klasy Pracującej i wiernej Socjalizmowi, skapanej we krwi Ojczyzny. Tylko że już nie oryginalnej, czarno-białej wersji, tylko w technicolorze. Tak uspółcześniona wersja, ale o to samo chodziło. Może nawet ci sami pisali 😯
Przepraszam za literówki, komputer chce na balkon.
http://www.rp.pl/artykul/9138,399689.html – ciekawe dla chorych na SM!
Na balkon, na balkon! Ja chcę na spacer i nikt nie przejawia chęci wyprowadzenia mnie! 👿 A jak postąpię wedle zasady „zrób to sam”, zaraz mnie odstawią do psiego aresztu i jeszcze Starym bulić za to każą. 😯
Bardzo trudno mi o tym pisać. W ubiegłym tygodniu został otruty pies sąsiadów. Dosia była pięknym owczarkiem niemieckim. Wszystko wskazuję na to, że musiał to zrobić ktoś, kto mieszkał z psem „przez płot”. Podwójnie nieprzyjemne i przykre.
Okropne, Jotko. 🙁 Dla takiego bydlęcia, które coś podobnego jest w stanie zrobić, byłbym skłonny wymyślać najgorsze, średniowieczne, sadystyczne kary, całkowicie zapominając o tym, że w zasadzie mam łagodną naturę.
Dajcie wodki bo padne!
Na takie dictum nie pozostaje nic innego, jak dać i to w tempie. 🙄
Helene cucic herbata, a juz sama dojde do siebie na napedzie herbacianym (strasznie zajete mi sie te poswiateczne dni zrobily). 🙄
Jotko, to okropne i smutne, co sie stalo z Dosia. Okropne.
Prawdopopdobnie wszystkich tak zasmuciło, że nikt nastroju do pisania nie ma. To wobec tego ja mówię dobranoc i postaram się jutro mimo wszystko obudzić z trochę lepszym nastawieniem do świata. Czego i Wam życzę.
Moze to pomoze?
Most of us have genes that make us as hardy as dandelions: able to take root and survive almost anywhere. A few of us, however, are more like the orchid: fragile and fickle, but capable of blooming spectacularly if given greenhouse care. So holds a provocative new theory of genetics, which asserts that the very genes that give us the most trouble as a species, causing behaviors that are self-destructive and antisocial, also underlie humankind’s phenomenal adaptability and evolutionary success. With a bad environment and poor parenting, orchid children can end up depressed, drug-addicted, or in jail—but with the right environment and good parenting, they can grow up to be society’s most creative, successful, and happy people.
O nowej teorii w genetyce, dzieciach-orchideach i dzieciach-mleczach (czyli chwastach), i nadziei dla tych ostatnich, ktore w zaleznosci od okolicznosci moga wyrosnac na najmniej szczesliwych lub najbardziej tworczych i szczesliwych czlonkow spoleczenstwa – artykul z najnowszego numeru The Atlantic Monthly.
http://www.theatlantic.com/doc/200912/dobbs-orchid-gene
ciemno
ponownie zimno
jak zwykle w dobrym nastroju
brykam,fikam 😀
ale to świat chyba powinien się nadstawić…
Dzień dobry 🙂 To ja już wiem, czego potrzebuję – cieplarni!
Upraszam uprzejmie Wszelkie Okoliczności o stworzenie mi cieplarnianych warunków, w których będę rozkwitał… i przekwitał? 😯
Foma, czy z tym nadstawieniem się świata to chodzi o teorię podsumowaną w popularnym powiedzonku: ech, życie, życie, gdybyś ty miało d..ę, jak ja bym cię w nią kopnął… ? 🙄
No o coś w tym stylu mi chodziło…
A że o ciepło trzeba dbać, to ja wiem, polecam styropian
http://www.youtube.com/watch?v=Zupx96QMsd0
Aha, grudzień się zaczął, wszyscy uszczelniają. Globalne ocieplanie. 😉
Czy u Was też leje na szaro?
U mnie niby nie leje, ale jak najbardziej na szaro. 🙁
I pelargonie musiałem wczoraj wnieść do środka, bo też się domagały ocieplenia…
Szaro, buro, nieprzyjemnie
luźna plomba dzwoni w zębie
a na dworzu już grudniowo
jak ja czuję się do rymu…
tu do rymy, tam niedokończony… ech, szkoda gadać
foma, zaśpiewaj 😉
Ja mogę zaszczekać, ale tak na dobre, to dopiero jak wrócę z terenu. Na razie -witaj robótko! 😉
Znika piesek gdzieś w cholerę,
przez germański biegnie teren,
hen, tam, za Chrobrego słupy
i też czuje się do rymu. 😯
Nie zaśpiewam ci do rymu dziś
nie zaśpiewam
Wszystkie rymy z głowy poszły gdzieś
żadnych nie ma
Nie do rymu ta piosenka, nie do śpiewu
dziś bez rymu i bez śpiewu lepiej jest
aaa aaa aaa aaa
Słyszę, foma. Zwłaszcza to bolesne, rozdzierająco czkające aaa 🙄
ileż dubli w studio trzeba było robić, żeby takie aaa wyszło…
Ten nadchodzacy proces Demianiuka w Niemczech, przypomnial mi niezwykla nowojorska przygode sprzed lat, ktorej bedziecie musieli wysluchac. Jedna z bardziej niezwyklych przygod, jakie mnie kiedykowiek spotkaly.
Byly to moje wczesne lata w Ameryce, 1971r. ? 1972? Pozne letnie popoludnie, kiedy ludzie zaczynaja wychodzic z biur. Wracalam do domu z poczty, ktora sie okazala byc zamknieta z powodu jakiegos strajku. Podazajac spacerowym krokiem w kierunku naszej kamienicy w Queensie (mieszkalam jeszcze wtedy z rodzicami) zauwazylam, ze idze przede mna niemloda kobieta, niosaca w reku dwie wypchane zakupami torby. Przystawala co pare krokow, stawiala torby na ziemi, jej ramiona unosily sie i opadaly, jakby z trudem lapala oddech. Nigdzie sie nie spieszylam, bylam dwie- trzy ulice od domu i szlysmy w tym samym kierunku. Podeszlam wiec i zaproponowalam, ze jedna torbe poniose ja, a druga poniesiemy razem.
Ogromnie sie ucieszyla, jej twarz rozciagnela sie w usmiechu i wykrzyknela: You are a wonderful young lady! Dzis juz tak niewiele jest mlodziezy, co pomoze strarej kobiecie etc, etc.
Powiedziala mi, ze wraca z pracy, ze zrobila zakupu na obiad dla siebie i meza, ze pracuje jako pomoc domowa u jakiejs rodziny, ze mieszka niedaleko i ze ma chore serce i noszenie ciezarow, to juz nie dla niej.
I znowu: Oh, what a wonderful young lady you are! Thank you, thank you so much!
Zeby przerwac ten potok wdziecznosci, zapytalam ja z jakiego kraju pochodzi – jej wyraznie obcy akcent wydawal sie byc znajomy, ale nie moglam go jakos umiejscowic.
– Z Czechoslowacji – odrzekla.
– Och, naprawde! – uciieszylam sie. – A ja jestem z sasiedztwa, z Polski! A wiec jest pani Czeszka?
– Nie, nie, jestem Sudeten Deutsche. W moim domu mowiono po niemioecku. A w Polsce kiedys bylam – dodala.
– Gdzie, kiedy? – wykrzyknelam.
– Dawno, bardzo dawno, w czasie wojny..
To byl taki moment mojego lekkiego zaniepokojenia. Sudeten Deutsche, w czasie wojny, co ona tam robila. Ale odpedzilam te mysl szybko, bp ludzkie losy sa czesto skomplikowane i to, ze Sudeten Deutsche akurat w czasie wojny byla w Polsce, nie musi niczego ZNACZYC. Jeszcze walczac z tym lekkim niepokojem zapytalam ja czy wrocila potem do Czechoslowacji i kiedy udalo sie jej przyjechac do USA. Odpowiedz, ktora uslyszalam odebrala mi wlasciwie mowe:
– Po wojnie znalazlam sie w Wiedniu, a potem ZACZELA MI SIE PALIC ZIEMIA POD NOGAMI i wyjechalam do Ameryki.
Idiom o „paleniu sie ziemi pod nogami” nie jest czesto uzywany w angielskim. Ale tego wlasnie wyrazenia uzyla moja nowa znajoma.
Nie odezwalam sie ani razu przez reszte drogi, mieszkala dwie-trzy ulice dalej niz ja. Ona cos mi tam jeszcze opowiadala, przypominajac sobie od czasu do czasu aby podkreslic jak cudowana mloda osoba jestem. Wreszcie stanelysmu przed jej jednorodzinnym domkiem . Zadbany odgrodek z frontu. Zanioslam obie torby po schodkach do drzwi wejsciowych i posanwilam na ganku. Kobieta zaczela mnie usilnie namawiac, abym weszla i wypila z nia herbaty z ciastkami, ktore wlasnie kupila u naszego piekarza.
Pospiesznie sie pozegnalam , slyszac jeszcze na odchodnem, ze gdybym, chciala ja kiedys odwiedzic, to bede bardzo mile widziana.
Wrocilam do domu lekko oszolomiona, a wieczorem opowiedzialam o swym spotkaniu rodzicom. Zareagowali wzruszeniem ramion i rada abym nie konstruowala w glowie tak nieprawdopodobnych podejrzen, bo niby dlaczego ktos mialby sie ze mna dzielic takimi zwierzeniami. -Musialas cos zle zrozumiec – usyszalam pd ojca – a zreszta nigdy sie nie dowiemy….
BYlo mi przykro, ze mi nie wierza i nie doceniaja mojego zmieszania.. Rozwazalam w myslach kazde slowo, jakie padlo w czasie naszej krotkiej rozmowy z ta kobieta. I caly czas wychodzilo mi na to samo.
Mijaly miesiace, a moze rok albo dwa, bo znowu bylo lato, albo pozna upalna nowojorska wiosna. W miesdzyczasie nieraz mojalam jej domek i zawsze patrzylam czy biale firanki sa odsloniete czy zasloniete.
Wzielam do reki New York Timesa i na pierwszej stronie bylo, ze generalny prokurator USA podjal deczyje o ekstradycji do Niemiec naturalizowanej amerykanskiej obywatelki Mrs H. Ryan of Queens, New York, oskarzonej w Niemczech o straszne zbrodnie jakich sie dopuscila w czasie wojny jako strazniczka w Majdanku.
Obok bylo jej zdjecie z mlodosci i zyciorys. Niektore fakty pokrywaly sie z tym co opowiedziala mi napotkana kobieta, inne -nie. Nie pochodzila z Czechoslowacji, tylko z Wiednia. Ale tak, pracowala jako pomoc domowa w Queensie, miala amerykanskiego meza, byla chora na serce, przyjechala do Ameryki kilka lat po wojnie. Na dole biogramu i przerazliwych opisow jej brutalnosci w Majdankum podany byl jej obecny adres.
Tak jak stalam, wyszlam z domu aby sprawdzic.
Tak, to byl ten dom ze schludnym ogrodkiem i schodkami do drzwi wejsciowych. Na drzwiacch wisiala duza klodka. Firanki bylu zaciagniete.
Do dzis zadaje sobie pytanie dlaczego mi wlasciwie wtedy powiedziala. Bo mi powiedziala przeciez.
Sledzilam potem latami proces Hermine Ryan-Braunsteiner w Dusseldorfie. Dostala dozywocie, ale chyba ja zwolniono wczesniej z powodu stanu zdrowia. Umarla z 10 lat temu. POdobno podnosila a male dzieci za wlosy i roztrzaskiwala im czaszki o sciane.
Boże …
Przypadkowe spotkania – kazdego mozna spotkac, zupelnie kazdego, Heleno. Zwlaszcza w takich miastach, jak Nowy Jork. W powiesciach, gdy autor cos takiego opisuje, oskarza sie go o tanie chwyty, a zycie tymczasem sie krytyka literacka malo przejmuje. I jak zwykle – banalnosc zla, i Hitler’s wiliing executioners… Zwlaszcza w Austrii, skad pochodzila ta kobieta, jak tylko delikatnie zeskrobac te walczyki, czekolade, operetke, to u niektorych to dalej wyskakuje (byla zreszta spora nadreprezentacja Austriakow w rolach straznikow obozow zaglady, no a po wojnie uznali sie za pierwsza ofiare Hitlera, wiec dzieki temu mozna slady tego dalej studiowac – lepiej niz np. w Niemczech).
Jako że ja obecnie z brodą, to i opowieść z brodą (znacie? znamy! to posłuchajcie…) odkurzam, bo co dwie brody, to nie jedna
Do Spatifu wtacza się kompletnie pijany Jan Himilsbach i od progu krzyczy „Inteligencja wypierdalać!”. Na co wstaje Gustaw Holoubek, kłania się grzecznie i mówi „To ja, proszę państwa, wypierdalam”.
Moze jest to, jak mowisz, historia o banalnosci zla. Ja sama wlasciwie, przyznaje, nigdy nie moglam nazwac o czym jest ta hostoria, choc mysle o niej latami i nie przestaje sie dziwic, ze mnie spotkala, ze ta kobieta wtedy mi wlasciwie wszystko powiedziala w jednym zdaniu.
Heleno! Hmm… Szukała podświadomie jakiegoś rozgrzeszenia, zrozumienia? Bo byłaś taka miła? A może wręcz przeciwnie, mówiąc Ci to w środku śmiała się? Myśląc, że nic nie rozumiesz?…
A u nas dziś tak:
http://picasaweb.google.com/WandaTX/SniegSnieg?authkey=Gv1sRgCJna-tbq3OOEFg#slideshow/5410656202715854050
Ja widzisz, króliku, nie tylko liście spadają ale i śnieg czasem pada
Och, Wando, a u nas jeszcze nie bylo sniegu (to zakrawa prawie na cud).
To niesamowite, co sobie czasem zupelnie nieznajomi ludzie mowia przy przygodnych spotkaniach, Heleno. Chyba jest w nas jakas wewnetrzna potrzeba, zeby komus jednak swoj sekret powiedziec… Istnieje nawet fascynujaca strona internetowa, gdzie ludzie anonimowo oglaszaja swoje duze i male sekrety w formie pocztowek. Wyszla juz nawet jedna ksiazka w oparciu o zebrany material.
http://postsecret.blogspot.com/
Genialna strona – Postsecret.
Te sklonnosc do zwierzania sie z tego, z czego niebezpiecznie sie zwierzac, a jednak cos nas do tego zmusza, uchwycil swietnie na przyklad Browning w swoich wierszach-monologach, takich jak Porphyria’s Lover, albo – w chyba najbardziej znanym z jego podstepnych wierszy – My Last Duchess:
That’s my last Duchess painted on the wall,
Looking as if she were alive. I call
That piece a wonder, now: Frà Pandolf’s hands
Worked busily a day, and there she stands.
Will 't please you sit and look at her? I said
'Frà Pandolf’ by design, for never read
Strangers like you that pictured countenance,
The depth and passion of its earnest glance,
But to myself they turned (since none puts by
The curtain I have drawn for you, but I)
And seemed as they would ask me, if they durst,
How such a glance came there; so, not the first
Are you to turn and ask thus. Sir, 't was not
Her husband’s presence only, called that spot
Of joy into the Duchess’ cheek: perhaps
Frà Pandolf chanced to say, 'Her mantle laps
Over my lady’s wrist too much,’ or 'Paint
Must never hope to reproduce the faint
Half-flush that dies along her throat:’ such stuff
Was courtesy, she thought, and cause enough
For calling up that spot of joy. She had
A heart — how shall I say? — too soon made glad,
Too easily impressed; she liked whate’er
She looked on, and her looks went everywhere.
Sir, 't was all one! My favour at her breast,
The dropping of the daylight in the West,
The bough of cherries some officious fool
Broke in the orchard for her, the white mule
She rode with round the terrace — all and each
Would draw from her alike the approving speech,
Or blush, at least. She thanked men, — good! but thanked
Somehow — I know not how — as if she ranked
My gift of a nine-hundred-years-old name
With anybody’s gift. Who’d stoop to blame
This sort of trifling? Even had you skill
In speech — (which I have not) — to make your will
Quite clear to such an one, and say, 'Just this
Or that in you disgusts me; here you miss,
Or there exceed the mark’ — and if she let
Herself be lessoned so, nor plainly set
Her wits to yours, forsooth, and made excuse,
— E’en then would be some stooping; and I choose
Never to stoop. Oh, sir, she smiled, no doubt,
Whene’er I passed her; but who passed without
Much the same smile? This grew; I gave commands;
Then all smiles stopped together. There she stands
As if alive. Will 't please you rise? We’ll meet
The company below then. I repeat,
The Count your master’s known munificence
Is ample warrant that no just pretence
Of mine for dowry will be disallowed;
Though his fair daughter’s self, as I avowed
At starting, is my object. Nay, we’ll go
Together down, sir. Notice Neptune, though,
Taming a sea-horse, thought a rarity,
Which Claus of Innsbruck cast in bronze for me!
„Ziemia mi sie palila pod nogami…”, „… I gave commands;/ Then all smiles stopped together” – wskazowki dojscia do sekretu…
Tak, jesli poezja kiedykolwiek zdolala nadac forme zwierzeniom psychopaty, to jest to w My LAST Duchess Browninga. 😆
Uff, udało mi się bezpiecznie pokonać wszystkie przeszkody terenowe i dotrzeć do miejsca, w którym laptok i herbata…
I nawet zanim herbatę sobie zrobię, od razu w klawiaturę stuknę, bo ta historia opowiedziana przez Helenę naprawdę jest wstrząsająca.
Nie negując ludzkiej ptrzeby zwierzania się i powierzania czasem najbardziej nawet sekretnych spraw nieznajomym, sądzę jednak, że w tej historii sudeckiej Niemki ujawnia się właśnie banalność zła, od początku do końca. Ta osoba prawdopodobnie nigdy nie była zdolna do refleksji nad własnym życiem i nie widziała w nim, poza momentami osobistego zagrożenia, nic szczególnie dramatycznego i niezwykłego. Praca w obozie była dla niej po prostu pracą, którą trzeba było wykonywać solidnie, próbując się wykazać przed przełożonymi. Pogarda dla podludzi i wrogów narodu niemieckiego była w jej środowisku czymś całkowicie naturalnym, zalecanym i promowanym (przypomnijmy sobie niejednkrotnie tu wspominany eksperyment stanfordzki). Wychowanie w przedwojennej niemieckiej rodzinie, zwłaszcza o sympatiach nazistowskich, było dość specyficznym pakietem, obejmującym m.in. „twardość”, czyli brak współczucia dla siebie i innych. Do tradycyjnych niemieckich cnót należało bezwzględne posłuszeństwo, czyli całkowite oddelegowanie odpowiedzialności moralnej. Odpowiedzialność ponosiło się tylko za perfekcyjne wykonywanie poleceń, a ich analizowanie i ocenianie niebezpiecznie zbliżałoby delikwenta w stronę anarchii. Jeżeli do obowiązków należało robienie rzeczy strasznych, to szybko się to wypierało, bo przecież było to w imię „wyższych wartości”.
Przypominam tu rzeczy niejednokrotnie opisane, ale czasem warto je sobie uzmysłowić jeszcze raz. Ani Eichmann nie czuł się tak naprawdę zbrodniarzem, ani Hermine Ryan-Braunsteiner przestępczynią. Byli w jakiś sposób typowym produktem czasu i miejsca, w którym wyrośli, nie mieli skłonności do myślenia na własną rękę, więc po prostu dawali się nieść fali, póki „wszystko było w porządku”. A kiedy zaczęło nie być? No, oczywiście wtedy, kiedy przyszli ci cholerni alianci i zaczęli wszystko przewracać do góry nogami. Ale los czuwał nad Hermine i wynagrodził ją za posłuszne i pełne tradycyjnych, niemieckich cnót życie, pozwalając jej w porę czmychnąć za ocean, gdzie imigrantów było dużo i nikt się nią (jak wierzyła) nadmiernie nie interesował. Więc dlaczego nie miała dość szczerze rozmawiać z miłą panienką, na dodatek niemal krajanką? Przecież w gruncie rzeczy, we własnym przekonaniu, niczego takiego nie zrobiła, żeby miała do końca życia ukrywać się i zastanawiać nad każdym słowem.
Ale bardzo jestem ciekaw, czy ta kobieta w którymkolwiek momencie cokolwiek zrozumiała? Czy kiedy znalazła się wśród ludzi, którzy jej życie i czyny widzieli w zupełnie innych kategoriach, wejrzała choć na chwilę w siebie i przeraziła się? Czy też w czasie procesu wyłącznie broniła swojej skóry, nawet i odklepując formułkę „bardzo żałuję…”, ale tylko dla formalności, bez rzeczywistego żalu. Skoro Helena śledziła proces, to może coś na ten temat wie? Chociaż tak do końca na pewno nie wie nikt.
Tak, to by sie pewnie zgadzalo z jej mysleniem. Z tego co z tego procesu zapamietalam jersli chodzi o jej osobiste motywacje, to fakt, ze zanim zostala jedna z najpotworniejszych strazniczek w Majdanku, a pozniej w Ravensbruck, pracowala jako pomoc domowa, ale tlumaczyla, ze w obozie lepiej placono i dlatego zdecydiowala sie na zmiane „zatrudnienia” …
PS. Anne Robinson, dominatrixowa prezenterka tutejszej wersji Najslabszego ogniwa, znana z kostycznych uwag do uczestnikowe gry, zwrocila sie przed chwila do jednej ze swych ofiar ze slowami: Maybe you should move to Poland and establish there a plumbing business?
Indeed, indeed. 😆 Anne musiala juz chyba miec do czynienia z Declanem 😆
czy swiat jeszcze jest normalny ?,u Wandy snieg a u nas
jesienny deszcz
Rysiu, jeszcze…? 😯 Czy świat kiedykolwiek był normalny? 😯
Jak najbardziej banalnosc zla – oni raczej w ogole nie czuli sie zbrodniarzami, a porzadnymi ludzmi i solidarnymi czlonkami wlasnej grupy narodowej. Zreszta, o czym juz wspominalam tutaj takze, wlasnie Austria jest ciekawa przez to, ze jakby troche bardziej otwarcie te warstwe wlasnej ciaglosci historycznej zakonserwowali, bo im alianci denazyfikacje w duzej mierze odpuscili. Dlatego takie oburzenie wywolala beatyfikacja przez Jana Pawla II kogos, kto sie zasadzie posluszenstwa i twardosci sprzeciwil. A i przyjecie ksiazki Goldhagena w krajach niemiecko-jezycznych tez bylo interesujace… Co troche mi zreszta troche przypomina zlinkowany wczoraj artykul o genach – podobnie jak w wychowaniu, cechy pozadane (np. posluszenstwo, identyfikacja z grupa) moga byc – w zaleznosci od sytuacji – atutem, lub obciazeniem.
A wejrzenie w siebie osoby takiej Hermine Ryan-Braunsteiner jednak czesto sie nie zdarza – za duzo mechanizmow obronnych, i za ciezka wiedza o tym, za co naprawde byla odpowiedzialna.
dziwna historia Heleno
oczywiscie Bobiku, to bylo…….no,no,wtedy…………
Moniko,czy to o „Hitlers willige Vollstrecker” mowisz?
O tej samej, Rysiu.
po „ucieczce” z Polski do Berlina-Zachodniego spedzilem
kilka dni w korytarzach i pokojach Notaufnahmelager
Marienfelde gdzie „polscy-niemcy” licytowali sie ktory z
krewnych byl bardziej zaangazowany w czasie wojny po
niemieckiej stronie, bowiem to byla wieksza szansa na
niemieckie „pochodzenie”
banal czy ohyda ?
to jest doskonala ksiazka,mozna polecic
jeden z adwokatow Demianiuka cynicznie nazywa deportacje
z USA „Zwangsdeportation”,a samego Demianiuka uwaza za
ofiare nazistow
kolacja 🙂
Czy ktos cos wspominal o kolacji czy sie przeslyszalem? 😈
Potwierdzam, kolacja! 🙂
No tak, nie wszyscy moga bez kolacji, zwlaszcza Psy-Orchidee… 😉 U mnie juz dawno po lunchu, a jeszcze przed Pora Herbaty z Indykami Tarasowymi (o ile sie dzis pojawia). 🙂
Niezle sa tez Bazanty Zamrazalnikowe, o tyle latwiejsze w obsludze, ze juz oskubane.
Powiem Wam cos w najwiekszej tajemnicy. Stara nie pali od ub.piatku, choc moze uczciwiej byloby powiedziec od u, soboty, kiedy rano miala jeszcze trzy ostatnie papierosy.
Wczoraj podobno bardzo cierpiala, ale dzis juz nie. Nawet wrzucila do maszyny wszystkie popelniczki, a potem je schowala gleboko.
I chalupa juz jest wywietrzona, odpukac.
Podobno ja okulista nastraszyl… Whatever, jak mowia kocieta.
Heleno, będziemy towarzyszyć. Niełatwe, ale wykonalne. Przeszłam dawno, już nie pamiętam…
To znaczy że wkrótce będzie można moją Starą wysłać do Londynu na odwyk? 😆
Ktoś tu coś mówił o normalności świata? 😉
A jak! Pewnie, ze mozna, w kazdej chwili. Mozna ja bedzie tez zaprowadzic do ukochanego Pana Wexlera, zeby jej oczy zbadal. Moze ja tez przestraszy. 😈
Mordechaju bedziemy Cie wspierac przy wspieraniu Twojej. 🙂 Podobno to wykonalne, jak slyszalam (dla mnie teoretycznie, bo mnie zawsze cudzy dym podduszal na tyle, ze juz za nic nie chcialam wlasnego). I widze, ze to rzucanie palenia cold turkey jakos zbieglo sie ze swietem Indyka. Something to be thankful for (razem ze straszacym Panem Wexlerem). 😆
A ja mojej Starej bynajmniej nie wspieram, tylko po mesku wyrazam ukontentowanie. Nie jestem merdajacym Psem. Od kociectwa uwazalem, ze najlepiej na nia dziala zimny wychow. To sie nazywa Tough Love. 😈
Kici, kici. Kto jest moim ukochanym kotkiem? 😆
👿 👿 👿
Coś bardzo a propos. Przed 2 godzinami dzwoni do mojej mamy znajoma i pyta, czy jej z kolei znajoma mogłaby do nas wpaść i dostać od nas paczkę papierosów, bo jest w szpitalu (dokładnie naprzeciwko nas), nie ma petów i nie ma gdzie o tej porze kupić. Ależ proszę bardzo, może wpaść. No więc kobita wpada, pobiera pety, dziękuje i usprawiedliwiająco wyjaśnia: nie mogłam już bez papierosa wytrzymać, bo się tak strasznie zdenerwowałam. Lekarze mi dziś po południu powiedzieli, że jakiegoś guza w płucach mam. 😯 😉 😯
Kto powiedzial, ze logicznie podejmujemy decyzje? Wiekszosc naszych decyzji i tak jest podjeta na poziomie emocjonalnym, a potem to juz tylko szukamy racjonalnych uzasadnien… I tak zwykle wystarcza, bo jakbysmy byli tylko racjonalni, to nigdy bysmy nie wybrali jakie platki sniadaniowe wybrac na sniadanie (nawet jesli nasz wybor brzmi: „kielbasiane”). 😉
Ja nie wierzę 😯 Helena naprawdę nie pali ❓
Historia niesamowita. Co zaś do Austriaków: mówi się, że tylko im udało się wmówić całemu światu, że Beethoven był Austriakiem, a Hitler Niemcem 😯
Ca commence…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7325212,_Decyzje__ktore_lekcewaza_prawa_i_uczucia_____Poslowie.html
Metoda Anonimowych Alkoholikow mowie sobie – just for today… 🙁
Tak, Doro, wlasnie.
Polska Plus to chyba jakis klub dla poslow, ktorzy nosza wieksze rozmiary ubran (u nas sie na to mowi „plus sizes”)? 😯
Chyba trzeba im bedzie w w sejmie zafundowac jakis minarecik. Zaraz im sie „uczucia” wyprostuja na Polska Minus.
W sprawie minarecikow obawiam sie, ze okazaliby sie Szwajcaria Plus…
A nawet moze Extra Plus.
U Olivera Sacksa jest gdzieś opis takiego faceta, który mógł tylko racjonalnie i w związku z tym wszystkie decyzje, które podejmował, były głupie lub wręcz katastrofalne, bo w ogóle nie umiał tzw. czynnika ludzkiego brać pod uwagę, a przy tym dochodzenie do każdej decyzji trwało niezwykle dłuuuugo, jako że trzeba było rozważyć tysiące wariantów, zamiast na czuja wybrać najlepszy.
Austrię w okresie nazizmu (i jeszcze po) ja czasem wyobrażam sobie jako rodzaj kociołka z pokrywą, dociskaną z jednej strony przez dworski ceremoniał, z drugiej przez mieszczańską Gemütlichkeit. Przez ten podwójny nacisk ani odrobina pary nie może się wydostać na zewnątrz, a od spodu kociołek jest cały czas podgrzewany przez traumę rozpadu monarchii i utraty politycznego znaczenia, więc w środku ciśnienie rośnie, rośnie…
Nic nie rozumiecie. Polska Plus to takie z wrodzonej skromności eufemistyczne określenie Polski XXL. Od morza do morza. A jak Bóg da, to jeszcze z kolonią na Madagaskarze. 🙄
Ooo, przepraszam, Madagaskaru nie oddamy. Na Madagaskarze wylacznie gwiazdy Dawida w kazdej szkole.
A propos Madagaskaru. Czy opowiadalam, ze w naszym bloku przez wiele lat mieszkal byly ambasdador Madagaskaru w Londynie , Andre, z ktorym spotykalam sie przy smietniku na papierosie? Z miejsca jak sie dowiedzial, ze jestem Polka, opowiedzial mi, ze na Madagaskarze byl Beniowski. I poczal recytowac po francusku: Klebami dymu niecha sie otocze, niech o mlodosci pomarze polsenny…
Bardzio mnie wzruszal ta znajomoscia na pamiec Beniowskiego.
Niestety i on i jego zona Sophie juz nie zyja. A na pogrzeb Sophie ich syn Alain przyszedl ze swoim (bialym) partnerem. Kosciol byl katolicki i zarowno cala kongregacja jak i ksiadz byli z Afryki. I trzeba bylo slyszec jak pieknie zwracal sie ksiadz i do Alaina i do Martina. Potem Martin wyglosil piekne wspomnienie o swoich tesciach. A potem w tym mieszkaniu Rodzicow Alaina odbyla sie stypa i ludzie skladali kondolencje i Alainowi i Martinowi. To bylo naprawde ladne. Nikt niczego nie udawal, wszyscy byli serdeczni.. Bardzo wzruszajace, dla mnie przynajmniej .
Tak, Polska XXL. Madagaskar zas wiadomo dla kogo… 🙄
Co do tego faceta, co sie nie mogl zdecydowac, to nazywal sie Elliot. Najpierw opisal go Antonio Damasio, ktory poswiecil takim tylko racjonalnym pacjentom (z powodu uszkodzenia mozgu) cala ksiazke, pt. „Descartes Error”.
Masz racje, Bobiku, Austria rzeczywiscie cierpiala z powodu redukcji rozmiaru z XXL do S, polaczonym z tym ich Gemutlichkeit i walczykiem. Jeszcze pewnie do tego dochodzily czynniki podobne szwajcarskich, tzn. ci z nastepnej doliny alpejskiej juz mowia troche inaczej, i tez sa przez to troche podejrzani (choc nie tak, jak ci zzewnatrz).
To bardzo ladne wsppomnienie, Heleno. I sila poezji… (o dymie zamilcze, w zwiazku z sytuacja).
Tak, Moniko. Czuje znow smutki teskne i prorocze,
Wtoruje znow mi szumiac lisc jesienny,
Naprozno serce truciznami poim…
To w zwiazku z stuacja.
Z ta szwajcarska bezposrednia demokracja roznie bywa. Nie pracuje ona zawsze jak przyslowiowy szwajcarski zegarek. Szwajcaria jako ostatnia w Europie dala kobietom prawo glosowania, 50 lat po Finlandii. Prawie 70 po Nowej Zelandii.
Niestety, zeby popychac sprawy do przodu trzeba Sadow Najwyzszych. Vide: koniec segregacji rasowej w USA, lub nasze kanadyjskie gejowskie malzenstwa.
Teraz lece na wyklad publiczny o kosmosie, jak wroce i jeszcze sie zycie blogowe bedzie tlilo to pogadam, bo ostatnio rzadko bywam, choc czytam, wiec w duchowym stopniu jestem z wami.
Chwileczkie, Heleno, chwileczkie. Ledwo przestałaś poić truciznami płuca, to zaczęłaś serce? 😯
Psiakrew, obawiam się, że cały pogrzeb na nic! 👿
Dobrze Helena mowi. Trucizna dziala i na uklad krazenia, czyli i na serce. 😉
Kroliku, dobrze, ze chociaz duchowo. 🙂 Ciekawe, o czym wyklad?
Powinnam byla powiedziec – watrobe.
Krolik, to nie sady wszystkie te prawa czlowieka obropnily i zapewnily, tylko Kosciol. Nie slyszalas co poslowie mowili w sejmie?
Ja się dziś jeszcze chwilę mogę potlić, bo nie muszę jutro wstawać bardzo wcześnie. 🙂
Szwajcaria, muszę powiedzieć, wcale nie wzbudza we mnie jakiejś głębokiej namiętności. Znaczy, nie jest to kraj, w którym strasznie bym chciał zamieszkać.
Chyba bym się tam trochę nuuuudził. 😉
O, właśnie. Skoro Kościół zapewnił już wszystkim prawa człowieka, to po co komu jeszcze jakieś prawa obywatela? 🙄
Myśleć logicznie, hołoto bezbożna, a nie tylko do Brukseli się modlić! 👿
Ja bym się tam też nudziła. Nie można w niedzielę popracować w ogródku, ani pohałasować sobie. Nie lubię co prawda pracować w ogródku, do hałasów też nie jestem skłonna. Ale gdybym wiedziała, że nie wolno, to bym zaraz szczerze zapragnęła wyrwać chwasty zaraz po mszy, a potem wybębnić jakiegoś soczystego rachmaninowa na fortepianie 🙂
W Niemczech we własnym ogródku w niedzielę pracować wolno, więc choć lubię, to nie mam szczególnej motywacji. 😀 Ale hałasy też są ściśle limitowane. Moje szczekanie w niedozwolonych porach już kilka razy było zagrożone podaniem do Ordnungsamtu. 👿
W Szwajcarii w bankach obowiazuje tajemnica spowiedzi, wiec tez sa wartosci. 🙄 Zas prawa obywatela rzeczywiscie psu na bude w takiej plusowej intepretacji historii (Kosciol juz i tak wszystko zapewnil). 😉
Tylko nie psu na budę! Ja nie chcę żadnej budy z praw obywatela, bo ten model nie jest wyściełany moherem. A ja lubię miętko. 🙄