O lubieniu
„Lubmy się trochę bardziej” – pada czasem apel,
na który bym reakcję miał entuzjastyczną,
gdybym wiedział, że ten mój spontaniczny zapęd
trafi na odpowiednią do niego publiczność.
Dajmy na to, podchodzę do łysego w glanach
i torebką machając niczym Teletubiś
głosem pełnym sympatii szczekam „proszę pana,
jestem gejem i chciałbym pana bardziej lubić”.
Czy dzwonię do radyjka, co ocieka cnotą,
przyznając, że do Boga nabożeństwa nie mam
i sam nie wiem, czy można mnie nazwać patriotą,
lecz chciałbym porozmawiać na lubienia temat,
lub do pani posłanki z prawicy najprawszej
podbiegam, zamaszyście machając ogonem,
i mówię „choć liberał ze mnie był od zawsze,
lubię panią, więc w zgodzie pójdźmy w jedną stronę”…
Ach, byłyby to pewnie chwile pełne przeżyć,
coś, jakby dobrowolnie kłaść głowę na pieniek,
bo gdy ktoś ma pod ręką kij, by psa uderzyć,
zwykle za kij wpierw łapie, a nie za lubienie.
A kijów widzę morze i wciąż rosną w siłę…
Więc nie chcąc nieopatrznie ryzykować głową,
lubić będę tych, których dotąd polubiłem,
a innych – jak się zrobi trochę mniej kijowo.
Chóralne dzień dobry
My mamy w repertuarze Laudate Gounoda:
http://www.youtube.com/watch?v=Ch3P_5mAgyY
Wczorajszy koncert bardzo sympatyczny. Chóry od Brazylii (San Paulo) po Irkuck. Szczecin reprezentował chór Wyższej Szkoły Morskiej.
Nas oczarował chór mieszany z Mexico i żeński chór kameralny z Uniwersytetu Karola z Pragi.
Koncert połączonych chórów między 500 a 600 osób z prawykonaniem, specjalnie na ten cel napisanego utworu Jacka Sykulskiego, jak dla mnie, rewelacyjny.
„Wielka akcja wyciągania alianckiej bomby lotniczej z czasów II wojny światowej z Odry sparaliżuje w niedzielę znaczną część Szczecina. Bombę odkryli robotnicy podczas modernizacji nadodrzańskiego nabrzeża koło Izby Celnej. W akcję jej wydobycia i wywiezienia z miasta będą zaangażowane wszystkie służby mundurowe”.
Już jest tłok na wjazdówce niedaleko mnie. Trzymam kciuki za wszystkie służby, a zwłaszcza za jedną nieomylną!
No, niech tylko ktoś spróbuje z kijem na Psa!
Taki, co chce psa uderzyć, zawsze się znajdzie.
Ale ja nie twierdzę, że się wtedy nie odgryzę. 
Wszystkie służby są omylne. Ale te, co mogą mylić się tylko raz, i tak mają niezłą statystykę.
Ta tonowa bomba tak wygląda:
http://bi.gazeta.pl/im/bb/98/d8/z14194875AA.jpg
O lubieniu:
http://film.onet.pl/wiadomosci/pawel-krolikowski-o-swoim-synu-ja-wiem-gdzie-tkwil-blad/n661l
Największą sztuką jest dogadać się i polubić. Z tego polubienia w związku zaczyna się rodzić głębsze uczucie. Ja je nazywam więzią. Uważam, że to najmocniejsze, co łączy ludzi. To nie jest przywiązanie przez zasiedzenie i nawyk, przechodzący w nałóg. To świadomość bycia naczyniami połączonymi. Nośnikiem tego są uczucia, które najtrudniej powiedzieć własnym językiem. No ale w skrócie można powiedzieć: – Kocham cię.
Prawda, że pięknie powiedziane?
Bardzo, bardzo trudne ćwiczenie z tym bardziej polubieniem, zwłaszcza w trudniejszych przypadkach.
Z tą bombom i tak nieźle. Żelastwo wybuchowe w wodzie uczęszczanej i używanej, uchhhh!
Dobrego dnia wszystkim zażyczam i duuuużo słońca wewnętrznego.
Zimno u nas, pochmurno, ale jeszcze nie pada.
Ulga!!!! Bomba w drodze na poligon drawski.
„Bomba okazuje się niemiecka. Typ Herman. Ma zapalnik. Miała służyć do wysadzenia mostu – informuje wojewoda”.
Ja mam do lubienia podejście bardzo poważne.
Uważam, że to jest podstawowe paliwo dla długotrwałych, w miarę harmonijnych stosunków międzyludzkich. Wszyscy chyba znamy np. takie pary, które nawet jakoś się tam, na swój sposób, kochają, ale się nie lubią, więc przez całe życie drą koty, co jest okropne nie tylko z punktu widzenia Kotów. I na odwrót – zdumiewająco zgodne związki ludzi, których właściwie wszystko dzieli, ale ponieważ się lubią, potrafią na każdą rozbieżnością przejść do porządku dziennego. Nawet nad zezem rozbieżnym. 
i że nie da się kogoś polubić „przez rozum”, jeżeli się w to włoży trochę czasu i dobrej woli. Ja tylko nie każdego chcę lubić.
I właśnie dlatego, że lubieniu przypisuję tak zasadniczą wagę, nie mam ochoty szafować nim bez żadnego umiaru. A rzeczywiście widzę ostatnio namowy w tym stylu: społeczeństwo tak nam się podzieliło, ciągle kłótnie i szarpacki, spróbujmy zatem to zmienić i polubić się nawzajem, mimo różnic.
No więc, moi zdaniem, nie tędy droga. Nie twierdzę nawet, że lubienie jest „dane od Boga”
Mogę oczywiście i ludzi nielubianych szanować, zachowywać się wobec nich uprzejmie, pomocnie, dyplomatycznie, kurtularnie, protokolarnie, itd. Ale tych i owych lubić nie bede, nie bede, nie bede i co mi kto zrobi?
Ilustracja co mogą zrobić
http://www.youtube.com/watch?v=z4dMWaI6MBY&feature=youtu.be&t=3m13s
Nooooo, jakby sie kto spodziewal, ze ja swoje lubienie bede pelnymi lapami rozdawal na prawo i na prawo, to sie gleboko myli. I cieszy mnie, ze szczeniaczek z uplywem lat jakby madrzal i nie chcial juz do wszystkich merdac. Niektore dwunogi sa niereformowalne, a ja nie prowadze poprawczaka.
Z innych wiesci ucieszylem sie czytajac, ze PiS na stnowiko Kaczynskiego wybral po dlugiej refleksji Kaczynskiego. Wsyscy pozostali liczni kandydaci w liczbie zero odpadli w przedbiegach.Jak to bylo w tej Ksiedze Rodzaju? rzyprowadzil Pan Adamowi kobiete i powiada: Wybiieraj!
Jednakowoż zauważ, Mordko, że ja się nie odżegnuję od traktowania nielubianych z szaconkiem i uprzejomościom.
Ba, nawet zamerdać im mogę, jeśli sytuacja tego wymaga. Ale zwróciłem uwagę, że to z lubieniem czy zgadzaniem się nie musi mieć nic wspólnego. Dlatego nie popieram apeli o więcej lubienia się, natomiast chętnie poprę nawoływanie do zachowywania cywilizowanych form dyskusji.
Od razu podkreślę, że celną satyrę, wyrafinowaną ironię, jak również zabawne kpiarstwo zaliczam do jak najbardziej cywilizowanych form.
No, właściwie to nie wiem, jak powinno być. Bo że cywilizowanie, czytaj grzecznie, to jasne. Ale czy nie powinniśmy i do jakiego stopnia, udoskonalać „sztuki dogadywania się i lubienia”? Czy nie na tym polega postęp cywilizacyjny?


Że z niektórymi się nie chce a z innymi nie da, to insza inszość. Ale czy mimo to, nie powinno w nas być gotowości do …?
To tylko pytania, które mi się zapalają z tyłu głowy. Odpowiedzi nie znam
Gotowosc, jak nuklearne rozbrojenie, musi byc dwustronna. Inaczej nalezy ja zaklasyfikowac do kategorii skrajego frajerstwa i glupawego chciejstwa.
Pluje sobie w ogon, ze nie skopiowalem i nie zameiscilem tutaj wczoraj wieczprem przykladu najbardzoej becwalskiego tlumaczenia z angielskiego, z jakim sie w zyciu spotkalem. A teraz juz za pozno, bo GW wyciela to zdanie po mojej szybkiej interwencji.
Otoz piszac o nowej, wzbudzajacej ponoc kontrowersje okladce New Yorkera, zdanie There is a ring of truth to it, czyli Brzmi to bardzo prawdopodobnie, prztluamzczono na ¨Ma to t. zw. (!) pierscen prawdy.
To przeciez jeszcze lepsze niz slawetne: Dwoch pederastow (pedestrians) zatrzymalo sie na skrzyzowaniu….
U mnie dwóch pederastów zdecydowanie wygrywa.
I nie tylko dlatego, że śmieszniejsze. „Pierścień prawdy” świadczy o nieznajomości idiomu, ale przynajmniej widać, że ktoś słówka wykuł. A temu od „pedestrians” nawet się do słownika zajrzeć nie chciało. 
Zawsze na pasach w W.Brytanii czułam się dyskryminowana
.
Dlaczego?
Jagodo, dla mnie to są dwie sprawy. Sztuka dogadywania się – tak, z całą pewnością warta jest doskonalenia, choćby dlatego, że maczugi coraz wymyślniejsze i jest się czego bać. A poza tym nie wszyscy lubią się maczugami okładać.
Dlatego osobiście chęć dogadywania się rozciągam w praktyce bardzo szeroko, często nawet na tych, do których czuję zdecydowaną niechęć.
A lubienie to inna bajka. Można wprawdzie mieć „zgeneralizowaną gotowość lubienia”, czyli nie zakładać z góry, że wszyscy są wredni, tylko że prawdopodobnie będą mili i polubić się dadzą. Inaczej można to nazwać kredytem zaufania i /lub sympatii. Ale kiedy wskutek pewnych doświadczeń wiem, że w konkretnym przypadku dłużnik jest niewypłacalny, to szlus – kredytu nie udzielam.
Na tyle tylko mogę ustąpić, że zawinę odmowę w ładny papierek.
Moje pytanie było do Zmory.
Bo pewnie Zmora nie jest pederasta.
A pedestrianka to niby lepsza? Też jakby cywilizacją śmierci zalatuje.
Aaaa.
Córce mojego brata, mojej chrześnicy urodził się wczoraj synek.
Bardzo się cieszę.
Nie wiem, czy mój brat jest w stanie ucieszyć się.
trafilem w sam srodek blokady miasta
jechalem do celu godzinnym objazdem, moglem spokojnie czytac
bywa
Pani Kierowniczko Droga Bardzo, nie mozna, NIE MOZNA tak sobie
rysia wyguglowac
prawdziwy, jedyny rys,
to ten brykajacy, fikajacy przez Tereny Zielone, jadacy Glupim S-Bahnem do przegladu pozycji, dla wygody otulony pierzyna lub w sombrero i wypasionymi na nosie
siodemeczko, dziekuje, relacja super

Bobiku, chyba trafiłem do spamu
Pozdrawiam!
Nie martw się, Tetryku, każdemu czasem się zdarzy napisać coś, co Łotr uzna za nieprzyzwoite i zatrzyma dla siebie, delektant jeden.
Rysiu Drogi Równie Bardzo, ale ja nie wrzucałam tu żadnej linki
I nie zamierzałam zresztą 
i to na tyle dzisiaj

A ja wrzucę.
Ryś, a wokół tereny zielone. http://pixdaus.com/european-lynx-cat-gato-lynx-pantera/items/view/308969/
Strasznie mi przykro, Tetryku, ale Aga chyba ma rację – Łotr taki był łasy na Twój post, że go pożarł i nawet ze mną się nie podzielił. Nie ma w administracji, nie ma w spamie – no, zeżarty.
Ago, w przedniej części wizerunek całkowicie odpowiada rzeczywistości, ale tyłem Ryś takich sprośnych wygibasów nie robił
Ojej, jaki ten Bobik kosmaty
Zaraz tam sprośne, zadkowe i tyle 
Nie ma nic sprośnego w ćwiczeniu kręgosłupa.
(No chyba, że wygina się kręgosłup moralny, ale to przecież nie ten przypadek.)
Ha, trudno. Pozdrawiam zatem ponownie
Słucham Baśni Andersena.
A może ktoś ma ochotę pogłaskać pieska?
http://www.geekweek.pl/galerie/3844/zachwycajace-dziela-sztuki-ulicznej?zdjecie=33#zdjecie
Można się też przeklikać do tyłu, dużo tam jest bardzo hecnych malunków trotuarowych.
Pierwszy dzień nowego tygodnia, nowego miesiąca i nowego półrocza
Musi być dobry 

Wiadra z kawą itepe na posterunku
jest tak
wypasionych szkla czyszcze
brykam
USA przyglada (!?) sie, Bobikowo powinno czujnie pisac, kto
wie kto czyta
brykam
herbata
slonce
brykam fikam
Aga
futerko miekkie, pazury ostre, a wygibas mlodzienczy
podali w TV, bomba z Odry wydobyta, to swietnie, Szczecin
buduje, maluje, sadzi, w sierpniu przyplyna Nisi przyjaciele,
zleca sie milosnicy wiatru i szant, i to swietniw tak
pstryk
Dzień dobry



Kto mówił o słońcu? Ślepia sobie wypatruję, ale niczego podobnego nie widzę.
Mam nadzieję, że przynajmniej w Krakowie ono naprawdę jest, żebym jutro nie wpadł jak wyletniona śliwka w lodowaty kompot.
A dziś poproszę o dodatkowe wiadro kawy. W teren przelecieć się trzeba, spakować się trzeba, chałupę trochę uprzątnąć przed wyjazdem trzeba, a jak to wszystko zrobić, kiedy mimo wstania z legowiska, cały czas jakieś chyta spanie?
Wykraczające poza „zwyczajową normę” podglądanie i podsłuchiwanie przez USA baaardzo się w Niemczech nie spodobało. Poseł Trittin z Zielonych powiedział nawet, że UE powinna przyznać Snowdenowi azyl, bo ktoś, kto ujawnia nielegalne machinacje powinien być chroniony. Kanclerka dyplomatycznie milczy, ale opinia publiczna gada – na ogół nader wobec USA nieprzyjaźnie. Nagrabili sobie u tutejszych.
Piesu,
w Krakowie słońce. A nawet ponoć upały wracają…
http://www.twojapogoda.pl/polska/malopolskie/krakow
ciagle slonce
jak tam czytanie o duszy Berlina?
Julian Tuwim
Berlin 1913
O, smętne, śnieżne, nevermore!
Dni utracone, ukochane!
Widzę cię znów w Cafe du Nord
W mroźny, mglisty poranek.
Strach, słodki strach od stóp do głów,
Dygot błękitnych, czułych nerwów,
I sen był znów, i list był znów:
Mgła legendarnych perfum.
Lecz nie ma mnie i nie ma mnie,
I nigdy w życiu mnie nie będzie.
Zostanę w liście, zostanę w śnie,
W tkliwej, śnieżnej legendzie.
Nic o tym nie wiesz. Czekasz, drżąc.
Dzień sennie sypie się i szepce.
Ach, serce moje i młodość mą
W srebrnej nosisz torebce.
Wczoraj? A co to było? Tak:
Carmen, kareta, wino, walce…
Mignęło w oczach. Nie – to ptak,
Wyszyty na woalce.
Pusto i ciepło w tym Cafe.
Zima się w oknie szronem perli.
Nie przyjdę. Idź. Nie spotkasz mnie.
… Wielki, Wielki jest Berlin.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=IOJxQMivblg
Duszę Berlina może poznam na żywo na początku września. Może posiedzę nawet ze dwa tygodnie…
Dziękuję, Pani Kierowniczko.

A Kierownictwo, albo ktoś inny, się przypadkiem do K. w najbliższych dniach, w jakichś sprawach nie wybiera?
Namawiać kogokolwiek na specjalny, spotkaniowy przyjazd byłoby mi niezręcznie, bo jestem tylko kilka dni i będę miał mnóstwo rodzinno-załatwianiowych rzeczy na głowie, więc całego dnia na zlot nie mógłbym poświęcić. Ale jeśli ktoś by jechał do Krakowa z innych powodów, albo już tam jest, to kilka godzin bym wyrwał i to z przyjemnością.
Rysiu, Berlin już przeczytany i zdanie mi się nie zmieniło. To bardzo fajna książka, zwłaszcza w kontekście zwiedzania Berlina.
Oczywiście nie jest to wielka literatura, ale też Autorka chyba do tego nie pretendowała – napisała coś, co daje trochę ciekawych informacji o B. (niekoniecznie do znalezienia w typowych przewodnikach), przybliża go przez osobisty pryzmat, a przy tym dobrze się czyta. Czego chcieć więcej? 

Twoich zastrzeżeń nie mogę podzielać z oczywistej przyczyny braku armat, czyli własnych berlińskich przeżyć.
Dziś Dzień Psa!!!
Uściski i pomerdania dla Bobika
Dzień Psa? Ooo, to oczekuję koszy wędlin, toastów rosołem i kości przewiązanych czerwoną kokardą.


Macie trochę czasu na zaopatrzenie się w odnośne utensylia, bo teraz muszę na kilka godzin wybiec w bezinternecie.
Rzecz jasne uściski z pomerdaniami są również przyjmowane radosnym sercem i wdzięcznym ogonem.
polecamy wiec, Bobik bardziej, ja tez, ale….. a co tam ale,
przeczytajcie
Dorota Danielewicz „Berlin. Przewodnik po duszy miasta”
Dzien Psa? merdanko, skrobanko

przepraszam Was, podsylam Wam linke, za ktora moge tylko przeprosic…….
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/korwin-mikke-mordowanie-milionow-ludzi-nie-bylo-ce,1,5553132,wiadomosc.html
herbaciane slonce, balkon

Dzień dobry.
), że zostałam przyjęta na studia. Wyrzuciłam jeszcze starsze, ze szkoły średniej. Dlaczego tak długo je trzymałam? Odpowiem.
Rysiu, szybko „wyszłam” z linki.
Robię porządki w papierach. Wyrzucam straszne ilości.
Właśnie trafiłam na dokument z roku (zamazana data,
Nie wiem!
No dobrze, otwieramy album pod tytułem 'Królik w Warszawie’
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/KrolikWWarszawie23I26Czerwca2013#slideshow/5892998127630844898
Niczego nie będziemy ukrywać.
Z Rodziną Królika w osobie Siostry Królika i Królikiem spędziłam nadzwyczaj przyjemne chwile. Niech żyją Króliki!
Zapomniałam napisać, ze jeszcze wstąpiliśmy na koniec do włoskiej (powiedzmy) restauracji i parę chwil przyjemnie spędziliśmy.
I teraz to już koniec na ten raz.
Rysiu, temu człowieku rozum się na starość zlasował, chyba trzeba okazać litość.
Nie rozumiem tylko czemu uwodzi tak dużo młodych, niegłupich ludzi.
To jest dla mnie zawsze zagadka.
Mam znajomego mitomana, który tworzy jakąś legendę wokół siebie, małżonka szczerze to wszystko kupuje i krąg młodych ludzi też patrzył w niego, jak w obraz.
Dziwne to.
Piękny reportaż. Jak zwykle
Psatrapo,

kłaniam się najuniżeniej, ściskam najserdeczniej
Umyślni ze stosownymi darami ustawieni już w karnym szeregu czołobitników
No i nie odezwał się królik do mnie…
Doro,
napisał Królik, że dzisiaj jedzie żegnać się z Teściami i serdeczną koleżanką, „więc z Kierownictwem sie juz chyba rzeczywiscie spotkam nastepnym razem.
Chyba ma ograniczony dostęp do sieci.
No to trudno
O, jaki ladny reportaz Siodemeczki! Przy okazji gratuluje powiekszenia rodziny. Brat to owszem, widzi. My za Miloszem wierzymy w Zmarlych obcowanie, bo czasami Ich obecnosc odczuwamy.
Stara, jak rozumiem, juz sie pakuje, upchajac wa;izke kolenem. Oczywiscie, ze polowy z tych zeczy nie w;ozy;a ani razu. Z trzech par butoe nodil tylko jedna, te w ktorej przyjrchla. Niebieskie z Portugalii.
Witam z cudem uratowanego Miasta.
Hura, hura, nasz piecyk cudem zreperowany,
lecz Osiołek Porfirion to gość podejrzany.
(biją Porfiriona)
Ostatnio interesowałam się czymś, co psychologia (ale nie o psach nauka, a szkoda!) nazywa osobowością narcystyczną i w połączeniu z prostą głupotą wydaje mi się ona przypadkiem Korwina. Osobowość, nie nauka.
A ja mentalnie pakuję sakwojaż. Na razie tylko mentalnie, żeby mi się psiunie (zwłaszcza Szanta) nie denerwowały. Onaż na widok walizki załamuje się i idzie pod drzwi żeby tam się smucić. Nie mogę na to patrzeć. No więc na razie spisuję wszystko na karteczce, zupełnie jak przed wyjazdem na kolonie, żeby w ostatnim momencie runąć przez dom i zapakować wszystko na raz.
Albowiem drogi Rysiu poranny, nie tylko moi przyjaciele przypłyną do Szczecina w sierpniu – ja też. Na pokładzie najpiękniejszego statku świata, oczywiście. Mustruję w najbliższy piątek w Arhus, gdzie startują Tolszipy, po czym płyniemy, niestety, w przeciwpołożną do regat, bo regaty na Bałtyk, a my na Morze Północne i do Bremerhaven. A na finał znowu łączymy się z całą resztą w moim własnym mieście. Tak więc będę miała wjazd na wielorybie… moi uziemieni przyjaciele, z którymi trąbiłam odpowiednie napoje całą noc z soboty na niedzielę, zapowiadają powitanie z banerem. Zobaczymy, czy starczy im samozaparcia! I pamięci.
A propos pamięć. Serwis fotograficzny będzie obfity, bo inteligentne dziecko kupiło mi do mojego nowego foto-idioto (aparat dla inteligenzji zrobił się za ciężki dla moich krzywych rączek) kartę o pojemności 32 giga. Lekko licząc 16 000 zdjęć.
Lajf is bjutiful, doprawdy.
Czyż nie jest wspaniale, będąc tłustą, leciwą sahibą, móc powiedzieć: mustruję???
A jednak to właśnie zrobię w piątek wieczorem!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pomyślnych wiatrów Nisiu
Nie wydziwiaj Kocie, damy po prostu tak mają.

Są przygotowane na każdą okazję. A że okazja się nie zdarzyła? Tym gorzej dla okazji
Kocie, Stara wraca do Londka? To 17 i 18 lipca będzie tamże?
Strasznych linek ciąg dalszy:
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/w–newsweeku—tam–gdzie-rosnie-biala-sila,105898,1,1.html
Cały artykuł dziś przeczytałam.
Pierwsze jego słowa brzmią mniej więcej tak, że dla wrocławskich faszoli fakt, że Bauman był w służbie czerwonemu, to tylko pretekst – najbardziej nie lubią go za to, że jest Żydem. Co zresztą widać na wszelkich forach. W realu tego nie deklarują z wiadomych powodów.
Ja nie miałam od początku złudzenia, że chodzi tu o cokolwiek innego.
Jest w tym artykule m.in. o tym, jak adwokaci faszoli (np. wspomnianego Gaszyńskiego; ciekawe, że mu nie przeszkadza, że ma żydowskie imię) sprytnie koncypują, żeby swoich klientów uniewinnić. Potwierdza się, że to zorganizowane.
Gdzie my żyjemy?
Jak robiłam za Kasandrę, to nikt nie wierzył.
Bry!
Oooooo, skręciło mnie, że Nisia płynie! Ja też chcę!!!! Kiedyś Nisię będę nagabywał jak to … (zakładam, że jednak statek nie jest własny, bo gdzie ja fregatę pięciomasztową postawię na dumnej Odrze…).
Tak, trzeba odpływać! Właśnie zarezerwowałem miejsce w zajeździe w Małkini Górnej, przy drodze do Siemiatycz. Tam można bowiem wyładować rowery z pociągu (9 godz w tymże….), rozwinąć żagle i nacisnąć na pedały! Albo na odwrót. Na Bug, na Bug!!! Heeeejjjjj ej.
Bedzie, Kierowniczko. Oczywiscie, ze bedzie.
Bo wpadam na parę dni Promsów
Trochę lepsza linka, może to dobry początek:
http://wyborcza.pl/1,75248,14202413,Jest_wniosek_o_odwolanie_szefa_Prokuratury_Rejonowej.html
Wlasnie dostalem zaproszenie na jakiegos… jak mutam.. Lutoslaskiegoego, Szymanoskiego i kogos tam jeszcze. Na Promsy.
No to gdzie te kości z kokardą? Już od południa się na nie cieszę.
A czy na samolot też się mustruje? Bo ja też bym chciał ładnie zabrzmieć.

Zresztą, jak Tadeuszowi wolno na rower zamustrować, to mnie na samolot tym bardziej.
Buuu
Byłbym gotów kopnąć się do Londka 17, ale akurat wtedy przyjaciel z Krakowa przyjeżdża.
Pech.
Miło zobaczyć Królika (z Przyległościami) przynajmniej na fotkach (dzięki, Siódemeczko).
Choć nie ukrywam, że w naturze byłoby wiele, wiele przyjemniej.
W Promsach można przez radio BBC wziąć udział, ale usiąść obok Heleny i Kierownictwa nie da się.
Kość z kokardą tu wręczają.
http://gfx.mmka.pl/newsph/394367/941408.3.jpg
No, ale tę kość jakiś Retriever dostaje, nie ja.
Jeszcze do poprzednich postów – ja na pakowanie też reaguję alergicznie i rozpaczliwie, jak Pieska Nisi.
Szanta, ja Cię rozumiem, mimo że jestem facetem.
blyskalo, grzmialo, lalo – letnia burza
jutro tez slonce
mustruj, Nisiu, mustruj……..
Tadeuszu tez, ale sprawdz hamulce
przed naciskaniem 
Pani Kirowniczko, wierzylem, wierzylem
https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash4/1002258_576706529048236_1990601676_n.jpg
pstryk
Reiner Kunze
Wiedeń, Vladimir Horowitz grający Mozarta ostatni raz
Daleki, był już blisko Mozarta
i tutaj spłacał mu, co pożyczone,
a czym żył przez tak długie lata –
w ciszy, w uniesieniu palców dźwięki
wracały na tamtą stronę
A nas bolały nadgarstki,
kiedyśmy rzucali mu na koniec
ziemskie okruchy
1997
Myślę, że tu akurat dużo było wierzących, a co więcej, na ten sam alarm bijących, co Kierowniczka.
Jestem wściekła i nie. Arte dei Suonatori nawiedziło nasze miasto. Za darmo. Wiem, że nie ma za darmo, ale jak ludź nie wyciągnie z kieszeni, to nie wie, że i tak wyciąga. Wejściówki rozeszły się że hej, chętni odchodzili z kwitkiem, a w rezultacie na sali były żenujące pustki

My dostaliśmy kość z kokardą. Pan mąż większą, bo on więcej słyszy. I przyznał, że bardzo było warto wyczyścić buty i przewietrzyć garnitur
Bobiku, mimo nawału, dużo krakowskiej pasztetówki i bardzo dodatnich gradusów
Wytarzaj się i wracaj 
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/Bobikowo#slideshow/5895769828488479026
Przyjemnych wojaży i spotkań, Bobiczku.
Siódemeczko, aż zgłodniałam, ale nie tknę
Jakieś wściekłe te kolory wyszli, to może jeszcze raz
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/Bobikowo#slideshow/5895774830081977762
Z rozczulenia aż łzy mnię z ócz pociekli.

Najmerdalniej wszystkim dziękuję za życzenia, wyrazy, wędliny, kokardy, etc. I chyba już pójdę na legowisko, bo jutro przede mną dość dużo sprężania się.
Dobranoc.
O mamuńciu, ja juz po kolacji dawno, a tu takie smakowite bukiety…
Buona sera, ja po świeżym powrocie z Lombardio-Toskanii, czyli z krainy kosów do krainy jaskółek i jerzyków. Tą razą absolutnie stawiam na Lombardię. W Bergamo jest 4 tysiące ogrodów, w fontannie Górnego Miasta kąpały się labradory, jak ćwierć wieku temu mój Zbigniew Czarny, pewnie mąż z zaświatów mi je tam podesłał. Przy okazji zauważam dziwną prawidłowość – coraz częściej mówię „Pół wieku temu”, „W zeszłym stuleciu”, itp. Niedługo będę się posługiwała eonami. No, ale w Italii to zupełnie na miejscu. W Cortonie, gdzie bawiłam u przyjaciół, jest etruska brama miejska, jak nowa, a pod miastem jest taka certosa, nazywa się po prostu Celle, gdzie przemieszkiwał (św) Franciszek. Miejsce na setki mnichów, zostało ich tylko sześciu. Tamże w trakcie tygodnia Musica Sacra odbył się koncert gospels chóru z Washington, D.C., niestety, kiepskiego, a jedna z chórzystek przy okazji uszczęśliwiła nas pogadanką ideologiczno-metafizyczną. Samo miejsce natomiast niesamowite.
Bo reszta zwiedzaństwa to miejsca dobrze znane – Siena, Arezzo, a na północy Pavia, wielkie jeziora i Werona. Zostałabym tej ostatniej do 7 lipca, kiedy na arenie będzie występował Sting.
Nie radzę wynajmować we Włoszech fiata 500. Kierowcy masowo na takiego trąbią i spychają z drogi. W 10 dni mimo to przejechałam 2300 km, ale tym razem jako uzbrojony w GPS pilot, a nie kierowca. GPS nagminnie kłamie, zwłaszcza na rondach, których ostatnimi laty wybudowali chyba tysiące.
Polecam natomiast doskonały i niedrogi Ostello per la gioventu w Bergamo. Starców przyjmują teraz bez trudu, a warunki w dwojce z łazienką i tarasem po prostu boskie.
Dzień dobry
Podróże się rozpoczynają. Samolotem, żaglowcem, rowerem, fiatem 500. Wszystkim szczęśliwych powrotów. Poranna kawa i herbata czeka
Dzień dobry.
Bezpiecznych lotów, rejsów,tras rowerowych i pieszych , w tę i z powrotem – życzę Wszystkim!!!!
Z Berlina do Lizbony samolot w obie strony w listopadzie za niecałe 100 Euro. Kusi mnie. Bardzo.
Pani Kierowniczko, ja temu drzewu w alei Piłsudskiego w Białymstoku bardzo współczuję. Ono się chyba spali ze wstydu.
W odróżnieniu od ludzkich sąsiadów. Ja to drzewo bardzo dobrze znam.
Dzień dobry
Nawet gdyby się w żadnym innym temacie nie poprawiło (a przecież poprawiło się w wielu!), tylko w podróżowym, warto było ten system zmieniać.
Czytam, jak się bractwo po świecie rozbija, bez różnicy czy krajowe, czy zagraniczne i sobie myślę – no, kurczę, to o to żeśmy się bili i Lechu skakał przez płot.
A w związku z tym, że podróżują niemal wszyscy, można nikomu nie zawiścić, tylko się napawać opowieściami. To lubię.
Kumo, łgarstwo GPS-ów jest mi dobrze znane, nie tylko ze sławetnych wypadków w Toskanii.
Dlatego mapę, jak parasol, noszę i przy pogodzie, choć uległem duchowi czasu i takiego dżipiesa w końcu nabyłem.
W uroki Lombardii wierzę, ale mnie jakoś jeszcze raz do Toskanii ciągnie. Florencji za mało mi było, do Certaldo bym wrócił, no i do Sieny wreszcie dotarł. Chyba zaraz po powrocie z Krakowa rzucę się do organizowania czegoś na wrzesień.
Podróżnikom udanych podróży
Podróżnikom, czyli wszystkim żyjącym. Bo życie podobno jest podróżą.
Tyż
http://www.youtube.com/watch?v=ziQo0OU1YSg
ostrożnie na zakrętach …
http://www.youtube.com/watch?v=zS5CrQlQ0nk
Do Sieny warto dotrzeć – jest wyjątkowa.
Ale i inne miejsca wymieniane przez Kumę kuszą…
Werona jest piękna. Byłam tam kiedyś w sylwestra, z orkiestrą warszawskiej opery zresztą (grali tam tzw. Concerti di Capodanno, czyli koncerty sylwestrowy). Nie zapomnę tej kolorystyki i nastroju.
Lechu skakał przez płot niestety także po to:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,14196192,Silny_NOP_mogl_powstac_tylko_we_Wroclawiu___Ostrzegalismy_.html#Cuk
A Dutkiewicz jakby jeszcze nie rozumiał. Jak dostanie za przeproszeniem po ryju, może przestanie się upierać, że to „medialne, ale marginalne zjawisko”
Bobiku, a propos Ciebie z 8.39 – masz rację, to jest to. Bardzo mnie ubawiło kiedyś, jak zapomniałam paszportu na statku i z Antwerpii do domu przejechałam pół Europy bez takowego, i pies z kulawą nogą się tym nie zainteresował. Dla kogoś, kto pamięta szaleństwo peerelowskich kontroli – bezcenne doświadczenie!
Popatrzcie ino, jakie smoki płyną właśnie do Arhus, żeby tam na mnie (hehehe) grzecznie poczekać: http://tallships.szczecin.eu/pl/jednostki/klasa/a
A jak klikniecie w klasę B i klasę C, to będziecie mieli komplet.
I D, oczywiście.
Tak, rzeczywiście, skakanie było i po to, bo dochodzenie do głosu różnych skrajnych postaw jest niejako skutkiem ubocznym demokracji. Ale demokratyczny system wypracował również sposoby – czy to prawne, czy obywatelskie – neutralizowania tych skrajności i od danej społeczności zależy, czy zechce z tych sposobów skorzystać.
Gdyby przyjąć optykę Dutkiewicza (i wielu innych), można by uznać, że przestępców jest zdecydowanie mniej niż porządnych obywateli, wobec tego kryminalnym marginesem nie ma się co przejmować, niech sobie hula w najlepsze i państwu nic do tego. Ale wystarczy się przez chwilę zastanowić: seryjne morderstwa czy przypadki dzieciobójstwa to zdarzenia niezwykle medialne, ale wiele bardziej marginalne od narodowców. Więc co, nie ścigać i nie karać seryjnych moderców albo dzieciobójców, bo nie jest to „trzon społeczeństwa”?
Władze sprawę wypierają, bo nikt nie chce wybiegać przed szereg, albo przyznać się, że na jego terenie jest gorzej niż u innych. Nie mówiąc już o tym, że niektórzy politycy faszystów chronią i podkręcają, bo wydaje im się, że ciemne siły można wykorzystać, a potem spacyfikować bez problemu. Naiwność tych uczniów czarnoksiężnika, ich nieznajomość historii i mechanizmów społecznych jest zdumiewająca, a w dodatku groźna. Więc trzeba bić w tarabany uparcie, póki się ludzie nie ockną – oby nie z wszystkimi kończynami w nocniku.
I lecę powrzucać do torby ostatnie drobiazgi, bo na mnie też już wkrótce będzie czekał skrzydlaty smok.
Smoku, Smoku, zawieź Pieska,
gdy pogoda jest niebieska,
czeka Wawel już rodzinny
i dla Smoka, i dla innych –
bo (a wie tu o tym wielu)
Piesek także spod Wawelu!
Smok dla pieska? Czuję sprawę.
No to lecę pod ten Wawel!
Pa
Pisze z lotniska w Amsterdamie. Moze Nisia tu bedzie przeplywac- hello Nisiu! A Bobik leci w prietiwpoloznym naprawlieniju, na Wawel. Udanego lotu i pobytu w smoczej jamie z kolesiem Bazyliszkiem.
Splakalam sie wyjezdzajac ze stolyct tym razem, jak nigdy. No ale, czasami te spotkania z rodzicami wydaja sie ostatnie, przedostatnie, a potem jakos sie znow widzimy i tak juz jest przez ostatnie jakies 15 lat.
Lotnisko amsterdamskie jest nie-klautrofobiczne, przyjazne, jasne. Nie ma to jakichs tuneli, zakretasow i schodow. Ani tez tlumow, choc to samo lato. Ide zjesc kanapke ze sledziem majtasem, skoro juz tu jestem.
Siodemeczko, dziekuje za kronike zdjeciowa z naszych z siostra wycieczek warszawskich! Skad u mnie te dodatkowe kilogramy? Przeciez ja prawie nic nie jem. Moze jednak odpuszcze te majtasy!
Powiem jeszcze, ze jesli ktos bedzie przejezdzal przez Malbork, to w sklepach Galerii i Jagielly sa znakomite ubrania i super piekne buty! Czemu ach czemu nie kupilam rozowo-pomaranczowych skorzanych sandalkow, ktore byly przecudnej urody i beda mi sie teraz snic po nocach?
Króliku, jedz majtasy, bo one są SZALEŃCZO zdrowe na serce!
Niestety, do Amsterdamu Dar zapłynie dopiero na przełomie sierpnia i września. My tylko do Bremerhaven, bo magnificencje akademijne mają tam jakieś interesy, dlatego opuszczamy Tolszipy.
Agnieszka Radwańska w Półfinale!!!!
Króliku, ale Tobie tak do twarzy z tymi kilogramami
Ty je polub 
lec Bobiku, lec
lec kroliku, lec (buty mozna wyslac 8) )
Mar-Jo, pioruńska burza zabrała nam prąd i drugiego seta
Seta zabrała mnie, bo pan mąż tylko cierpliwie znosi 
o Wroclawiu inaczej, bardzo Was prosze, poswieccie 30 minut
waszego dnia, prosze
https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=05v7_JuDXu4
(Heleno, to moze byc cos dla Ciebie)
Lisicki tez Mar-Jo
, wlasnie podalo radio 
wracam na balkon, korzystam

Ja nie wiem, osochodzi Królikowi z tymi kilogramami. Naprawdę!
Podróżującym pomyślnych wiatrów i łaskawych prądów.
————————————————————————–
Remontowali mi balkon, sympatyczni panowie.
Nieźle im wyszło, tylko szkło zamontowali odwrotnie, tyłem na zewnątrz.
Zadzwoniła pani z urzędu skarbowego, że trzeba zrobić korektę synowego pita, bo wpłata podatku za grudzień po 20 stycznia następnego roku nie jest wpłatą za grudzień, tylko za rok.
Tym sposobem wyszło z całokształtu, że jest nadpłata 230 zł i do zapłaty 660 zł.
Ciekawe, czy wezwą do zapłaty zaległości.
Nadmieniam, że kwotę 890 zł wpłacono 2 lutego 2013.
Cały dzień boli mnie głowa, bo nic nie rozumiem.
Szkoła żydowska we Wrocławiu, podobnie jak łódzka im. Pereca, funkcjonowała najdłużej – do 1968 r.
http://www.sztetl.org.pl/pl/article/wroclaw/16,relacje-wspomnienia/27009,szkola-zydowska-we-wroclawiu-dawnej-i-dzis-/
Czytając Tadeusza Sobolewskiego („Człowiek Miron”) trafiłam na to: Ludwik Hering „Ślady” (trzy opowiadania dotyczące Zagłady). Cytowane fragmenty jednego z nich („Meta”)…
Dopisuję do listy.
Rysiu, dziękuję za linkę wrocławską.
Haneczko, może będzie jakaś powtórka?
Bardzo ciekawe.
Cały Wirtualny Sztetl jest niezwykły.
Obejrzałam film.
Dziękuję, Rysiu.
rozsiadlem sie przy drozdzowym z truskawkami i zapomnialem ze starsi panowie chodza o wczesnej porze spac
pora wiec
a Hering w EMPIKU do kupienia (gdzie andsola pijawki
)
Dobranoc.
SLONCE

szeleszcze
herbata, herbata, herbata
brykamy?
brykam
fikam
Dzień dobry



Herbata
Niestety na tym koniec dobrego
Dopadła mnie infekcja grypopodobna /temp. 38 itd/Bez chęci do życia
Na chorobę chciałem kupić Alaina de Botton ” O pocieszeniu, jakie daje filozofia” W EMPIKU nie mają.
Chyba wystarczy tych smutnych mordek na poranek
idz pod pierzyne Irku, herbata z cytryna i zyczenia zdrowia
miej sie

zrobia reszte
Dzień dobry.
Zdrowia, zdrowia!!! Wszystkim.
Mnie też coś atakuje, ale się bronię (rum z herbatą).
Kolejna kawa na podniesienie ciśnienia niepotrzebna:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14211688,Prokuratura___zydowskie_scierwo__to_nie_obraza__Biegla_.html?lokale=szczecin#BoxWiadTxt
Koniecznie rosół wg. Królika i herbata z imbirem wg. Heleny, Irku.
Irek, zamów internetowo, mają.
http://www.empik.com/o-pocieszeniach-jakie-daje-filozofia-de-botton-alain,p1062658567,ksiazka-p
Jeśli jakiejś książki nie ma w internetowym Empiku, sprawdzaj Merlina i Matrasa.
I aspiryna wg pana Bayera, Irku biedny!
W początkowej fazie może da radę.
Zobaczcie, jakie zagęszczenie tych purpurowych stateczków wokół Danii!
http://www.marinetraffic.com/ais/
Jeśli klikniecie na „powiększ”, ujawni się Dar wchodzący właśnie do portu w Arhus.
Z dużych znajomych jadą: Morgenster, Christian Radich, Cuauhtemoc z Meksyku (okręt, który szturmem zdobywa serca, jakby napisała egzaltowana dziennikarka, ale tu miałaby rację), Staatsrad Lemkuhl, Eendracht, De Gallant, Alexander von Humboldt II, Chopin jeszcze na Bałtyku ale dziób ma zwrócony we właściwym kierunku…
Fascynująca jest możliwość śledzenia ruchu statków – dla mnie w każdym razie – Dar za chwilę stanie przy kei, a jest już Gulden Leuw, którego załoga maluje sobie nosy na czarno, a resztę na żółto, a załoga ładna, nasi panowie w Lerwick gapili się na nią przez lornetki…
U mnie jest w bibliotece, można wypożyczyć, może u Ciebie Irku też.
Dzień dobry

Jak to zwykle w Krakówku dostęp do kompa mam utrudniony (a laptoka nie brałem, bo ciężki drań), więc tylko daję znak życia (przekażcie sobie znak życia…) i lecę w miasto – bardzo słoneczne, ale z lekkim wietrzykiem, czyli dokładnie takie, jak powinno być.
u Jana Hartmana na facebook:
Lekarz z Wrocławia Stefan Żarko-Matuszewski na portalu Medycyny Praktycznej (pierwszy komentarz zamieszczony pod wywiadem ze mną):
[…] Prof. Hartman, mieszkający obecnie w Polsce, deklaruje się jako osoba narodowości żydowskiej.
Ja deklaruję się jako osoba narodowości Polskiej. Jako polski lekarz proszę, by żaden Niemiec, Amerykanin, Anglik, Francuz, Żyd, czy Grek będący nawet lekarzami, nie pisali, że mój polski Kodeks Etyki Lekarskiej ON będzie „zmieniał”, będzie dla mnie „pisał nowy, PRAWDZIWY (!) kodeks” – na swoją niemiecką, amerykańską, angielską, francuską, żydowską, czy grecką modłę.
Pozdrawiam lekarzy – deklarujących się jako Polacy i,jak myslę, w swoim i ich imieniu proszę Medycynę Praktyczną, by nie robiła propagandy dla osób deklarujących się jako obcy narodowościowo. Niech mniejszości zajmą się sprawami mniejszości, nie próbują narzucać swego wypaczonego oglądu rzeczywistości większości. Demokracja ma swoje prawa, Medycyna Praktyczna powinna je respektować.
z tego pana Zarko-Matuszewskiego to prawdziwy

dowcipnis, ja obsmialem sie jak norka
Czy zielona herbata jest dobra na odchudzanie?
– Oczywiście!
– Pod warunkiem, że zbieramy ją ręcznie w wysokich partiach gór…
Nie wiem, czy to ma znaczenie, Stefan Żarko-Matuszewski jest psychiatrą.
Dzięki za znak życia, Bobi.
Też lecę.
psychiatra? to dlatego taki slowozloty

pstryk (ida burze)
Psychiatra Zarko-Matuszewski jest jak ten szewc co bez butow…
Sorry, ze siedze cicho odkad wczoraj wrocilam, ale musze pobyc troche sama i w ciszy aby uporac sie z dojmujacym poczucirm opuszczenia po odejsciu naszej ukochanej Jasiuni, ktora nam matkowala tu w Londynie od wielu lat, a E. od pierwszego dnia jej emigracji. W przyszlym miesiacu miala skonczyc 97 lat – wiem, wem, ale to wcale nie pomaga.
Ale dla Z-M zrobilam wyjatek, bo to jest juz hitleryzm w stanie czystym, nawet nie faszyzm – nie potrzebujemy tego zydka Heinricha Heinego aby nam psul poezje narodowa i takie tam.
Jeden z tych, ktorzy beda sie scigac z zaglowcem Nisi:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10151450998976144.1073741851.567541143&type=1&l=60959c0aa5
Irku, jak to nie mają? To znaczy, w to, że nie mają na półcę, łatwo wierzę: na półkach musi być miejsce na różne plastikowe „cudeńka”, czekoladki, i inne takie, z książek mieści się tylko parę wydanych w ostatnich tygodniach. ale w sklepie internetowym mają i wysyłają w 24 godziny.
Tak to jest, jak się pisze, zanim się doczyta – Nisia już sprawdziła była.
Ech, wracam do szpadla. Macham do wszystkich.
Lagom, piękny statek! http://www.tallshipsraces.com/vessels/vessel.asp?VesID=3362
Niestety, my pojawiamy się tylko na rozpoczęciu regat w Aarhus i na finale w Szczecinie, a płyniemy dokładnie w przeciwpołożną i nie będziemy się wyścigiwywać z Goeteborgiem. Nie mogę odżałować Helsinek i Rygi.
Zaglądam sobie do „marine traffic”, jak kolejne statki stają przy kejach w ichnim porcie… znaczy Aarhus.
nie tylko tresc wystapienia Pani Sabiny Baral (z wczorajszej „wroclawskiej” linki), ale tez jej jezyk polski wzrusza i porusza, o jezyku czytalem ostatnio w „kazdy odzyskany dzien” Haliny
Birenbaum .
5.05.68
Moj jezyk – moj kraj. Nieraz pytam sama siebie: kim jestem, ktora jest moja ojczyzna? Dawniej, przed laty nie zastanawialam sie nad tym. Wiedzialam jedno: jestem Zydowka, wiec moje miejsce jest wsrod Zydow, czy bedzie mi tam dobrze, czy zle.Dlatego ruszylam na wedrowke przez gory i morza, aby dotrzec do kraju, gdzie powstawalo panstwo zydowskie. Ale jezyk, ktorym mowilam, to nie byl jidisz, ani, tym bardziej, nie hebrajski, panujacy w nowo obranej ojczyznie. Moim jezykiem byl ten, ktorym nasiaklam w kraju urodzenia i dziecinstwa. I tak do dzis…
Po polsku zawiazuja sie mysli w glowie, ukladaja sie usta do mowienia, porusza sie jezyk – w takt slow polskich bije
moje zydowskie serce. Slowa polskie zsuwaja sie same spod palcow, kiedy reka unosi pioro, nawet gdy pamiec zaczyna zawodzic. Posrod nich moge najbardziej czuc sie w domu, byc soba, mimo ze nie jestem przeciez Polka, choc w Polsce urodzilam sie, wyroslam – cierpialam. Jestem Zydowka – dzis Izraelitka.
Izraelitka, ktora nie zna dobrze jezyka swego panstwa, historii swego narodu… Zwiazana niezliczonymi wieziami z
polska ziemia, niebem warszawskim, ulicami, a nawet dawnymi gruzami. Ich zapach jest mi taki znany, swoj – a przeciez od lat nie mam tam nikogo. Tylko swa przeszlosc – siebie z poprzednich lat. Pozostalam tam uczuciami, wspomnieniami, z postaciami tych, ktorych kochalam – ktorych utracilam. Wszystko wielkie moje bylo w Polsce i nie pomoga mijajace lata, odleglosc. Nie zakrzycza fale wrogosci, wzgardy, nienawisci – tamto pozostaje bliskie i swoje, choc wiem, ze swoim nie jest. Dzis tam chcieliby odebrac mi nawet te cienie, zaprzeczyc przeszlosci, moje rany.
Wyrwaliby nawet korzenie mojego Ja, zweglone wtedy przez nazistow, a z ktorych jeszcze saczy sie krew! I nic tam juz chyba nie moze byc moje, bo urodzilam sie w Polsce nie-Polka. A jednak dlaczego takie jest wciaz bliskie i drogie? Dlaczego tak boli, gdy tam dzieje sie zle, i cieszy gdy dzieje sie dobrze?
Powinnam wszakze kochac juz tylko to, co jest tutaj, w moim panstwie, wzruszac sie tym, co dzieje sie u nas. I to jest mi bliskie i drogie, zyje tym ny co dzien – ale nie wylacznie. Tutaj, w Izraelu urodzily sie moje dzieci, zbudowalam swoj dom po przebytym piekle. Tu nikt nie wola obelzywie „Zyd!”. Jednak te milosc, satysfakcje – smutek czy protest wzgledem tego, czym tutaj zyjemy, uswiadamiam sobie i wyrazam – po polsku.
Ciezko w tym rozdwojeniu, tak chyba musi byc, nawet jesli udaje sie osiagnac pewna harmonie. I nie warto niczego zalowac.
burze poszly bokiem, pomidory na balkonie odetchnely, zielenia sie
pysznie
robicie mi apetyt na te zeglarskie dni w Szczecinie – a juz pochopnie
obiecalem mieszkanie znajomym – moze pod mostem na Odrze?
Marcin Swietlicki
CHANDLER A GENDER
Teraz wybierasz.
Teraz wycierasz.
Teraz wypierasz
Teraz wymierasz.
Uprzednio stawiasz.
Uprzednio zwabiasz.
Uprzednio zbawiasz
Uprzedmiotawiasz.
Wierutna brednia.
Droga uprzednia.
z tomu „jeden”
EMG Krakow 2013
Rysiu, tyle jest apetycznych miejsc na świecie.
Ja dobrze znam i przeczuwam, że rozumiem, to, o czy pisze Halina Birenbaum.
Spotkałam wielu ludzi, których w niepojęty sposób ciągnie do macoszej ojczyzny, miejsca urodzenia, miejsca życia przodków, młodości…
Tym bardziej ściska mnie w gardle, bo żyjąc wśród takich osób zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z rozmiaru nieszczęścia i dramatu.
Halina B. używa bardzo pięknej polszczyzny i znakomicie wyraża, co pomyśli głowa.
Jestem pod wielkim wrażeniem.
Heleno, przyjmij wyrazy współczucia.
Tyle razy pisałaś z wielką miłością o Jasiuni.
Stawiła się po drugiej stronie na wysokich obcasach, niech sobie nie myślą.
Heleno, przytulam Cię bardzo mocno.
RYSIU!!!
http://tallships.szczecin.eu/
Ty się zastanawiasz?
Heleno, ściskam serdecznie. Będę pamiętać Jasiunię.
Nisiu
wiec pod most 
siodemeczka Tym bardziej ściska mnie w gardle, bo żyjąc wśród takich osób zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z rozmiaru nieszczęścia i dramatu.
tak, tak, tak
Pani Kierowniczka Kasandrowala, Bobikowo niepokoilo sie, a tu cytat z Karnowskich portalu u Tomasza Lisa:
Prawdopodobnie takie zlecenie dostał od wszarzy żydowskich na spotkaniu z aaronem szechterem z polska zwanym adasiem michnikiem ale i dudkiem tym z ipn, którzy wtedy gaworzyli o „faszystach” w Polsce.Teraz już dobitnie wiemy i widzimy, że wszarze żydowscy w Polsce są po to aby tu robić ferment. A taki rafałek dutkiewicz zamiast rezydować z pożytkiem w ratuszu to udziela się na stalinowskim uniwersytecie wrocławskim. Ten temat można by i pociągnąć dalej – we Wrocławiu rezyduje też rotenschwanz z polska zwany władziem frasyniukiem, któremu kiszczakowiec przydzielił do prowadzeniu biznesu aż 200 tirów. I teraz pytanie do samych Wrocławian – dlaczego to wszystko zło tolerujecie?
reszta tu:
http://tomaszlis.natemat.pl/66735,zanim-nas-zlapia-za-morde
balkon zamykam
To jeszcze opiwiem o Jasiuni.
Miala bardzo dziewczecy glosik i latwo sie rumienila. Byla sklonna do chichotu i czesto powtarzalysmy z E. ze zostala przedwojenna lwowska pemsjonarka, choc bywala bardzo uwodzicielska w towarzystwie meskim.
Jedyny raz kiedy widzialam ja w kapciach. to pare lat temu kiedy znalazla sie na pare dni w szpitalu, a tam nie pozwalano chodzic w butach i musiala sprawic sobie kapcie.
O siodmej rano byla w pelnym makijazu i strannie ufryzowana na wypadek gdyby przyszedl mleczarz lub listonosz. Jesli miala jakis szlafrok to nigdy nie schodzila w nim na dol.
Byla kopalnia niepowtarzalnych powiedzonek i anegdot, ktore wciskaly sie do naszego jezyka i nawet juz nie zawsze pamietalysmy, ze to od niej podlapane Pilnuj torebki – to przy kazdym naszym wyjezdzie. Na mnie niech pani nie liczy – bo tak powiedzial do niej jakis znajomy w zalobie po smierci zony, gdy Jasiunia podeszla do niego aby zlozyc kondolencje. Nie chce u siebie kruszyc – bo tak powiedziala jakas jej kolezanka z wojska, gdy mieszkaly w Iraku w namiotach i ta kolezanka przymosila swa prowizje do namiotu Jasiuni aby nie jesc w swoim. Bo ona umie z nimi rozmawiac – to o leciwej sasiadce, ktora zabierala zawsze ze soba gdy szla zalatwiac jakas sprawe w urzedzie lub w banku. Idziemy sie dalej martwic – na zakonczenie rozmowy telefonicznej. Rozweselic trumienke – to jakas znajoma na jakims pogrzebie powiedziala ustawiajac kwiaty. Nie wiesz, dziecko, jacy ludzie sa! – to do nas, jako wyraz dezaprobaty do otaczajacego swiata. Nikt juz na swiecie nie powie do mnie „dziecko” – powiedziala mi wczoraj E.
Zapozyczalysmy od niej takze rozliczne lwowskie regionalizmy: Trzeba nawrocic samochod. Czy zasadzilas juz wazonki na nowy sezon? I masa innych, ktore powtarzalysmy za nia imitujac jej wysoki dziewczecy glosik.
Bardzo niewiele opowiadala o sobie sprzed wojny. Wlasciwie nic nie opowiadala, wiec skwapliwie zbieralysmu okruchy o niej od jej przjaciolki z dziecinstwa, ktora juz z 10 lat jak nie zyje. Tez nazywala sie Janina, to jakies pewnie pokoleniowe imie, ale dla odroznienia od Jasiuni imie przyjaciolki skracano na Ninke. Od Ninki i tylko od Ninki dowiedzialysmy sie, ze ojciec Jasiuni byl wysokim oficerem w polskim wolsku i bral udzial w pierwszej wojnie swiatowej, ze miala brata, ktory zginal w Katyniu, ze zanim poslubila wojskowego lekarza z armii Andersa, pana Ludka, miala pierwszego meza, Tadka i ze to malzenstwo rozpadlo sie w czasie wojny, a Tadek ozenil sie z Niemka, matka ksieznej Michael of York i wyemigrowal do Australii.
Po wojnie Pan Ludek byl bardzo wzietym ginekologiem i wsrod jego pacjentek bylo sporo znanych aktorek i generalskich zon. To wszystko od Ninki, nawet panienskie nazwisko Jasiuni, tez od Ninki. Pana Ludka, kolege z UJ mamy E (mama studiowala prawo, a pan Ludek medycyne i nalezeli do wspolnej paczki) nie zdazylam poznac, ale opowiadala mi o nim sporo E – Jasiunia go uwielbiala i autentycznie poswiecala sie prowadzac swiatowe zycie, ktore z pewnoscia sprawialo jej wiele klopotow z powodu jej niesmialosci i penjonarskosci .
Raz jechalysmy samochodem i opowiedziala mi, ze chociaz prawie cala wojne spedzila w tej Armii Andersa jako wolnotariuszka-pielegniarka, to wspomina ja bardzo zle – z powodu pogardliwego i ponizajacego traktowania zolnierzy przez wyzsza kadre. Kiedy Pan Ludek zostal pod koniec wojmy lekarzem w wojsku brytyjskim i Jasiunia poszla za nim, , odkryla, ze honorem brytyjskiego oficera jest dbanie o zolnierza i nawet oddania mu wlasnych butow, jesli jego sie rozpadly.
Z innych opowiesci Jasiuni, ktore wryly mi sie gleboko w pamiec, to jej wspomnienia o pozycji kobiet w Wlk. Brytanii jeszcze w latach szesdziesiatych. Kiedy Pan Ludek zaczal chorowac na serce, Jasiunia postanowila ulatwic sobie zycie zakladajac konto w banku na wlasne nazwisko. Okazalo sie, ze bank nie otworzy jej konta dopoki nie przyniesie pisemnego zezwolenia od meza! Bardzo ja to wtedy zdenerwowalo i oburzylo.
Jasiunia w sumie niewiele sama opowiadala, ale umiala fenomenalnie sluchac – zadawala zawsze mase dodatkowych pytan, pamietala wszystkie zasluszane opowiesci, pamietala imiona osob, ktorych nigdy w zyciu nie spotkala i drobne mimochodem rzucone szczegoly.
Notorycznie kradla dzielnicowe koty. To znaczy nie to zeby je kradla i nie wypuszczala ze swoego domu, tylko zapraszala je do srodka i usilnie wykwintnie karmila. Po jakims czasie koty dochodzily do wniosku, ze wola zostac z Jasiunia. Koty lubia wysokie dziewczece glosiki, reaguja na nie jak muchy na konfitury. Ostatnia kotke Kasie, ktora po paru latach przekazala Derrickowi, kiedy zaczela sie obawiac wlasnej smierci badz niedoleznosci, tez tak wlasnie zwabila, choc wcale nie byla zaniedbana w poprzednim domu. Te kradzione koty musialy sobie nawzajem opowiadac cuda o Jasiuni, gdyz do jej drzwi lub ogrodu na tylach domu zglaszaly sie coraz to nowe okazy z najblizego sasiedztwa.
Codziennie rano Jasiunia wychodzila do ogrodu i rozrzucala rodzynki kosom. uzupelniala karme w karmikach i zmieniala wode w kamiennym poidelku. Ogrod, do ktorego sie wychodzilo przez drzwi od kuchni, byl bardzo piekny o kazdej porze roku – w zimie kwitly w nim kamelie, na wiosne kwitla jablon, grusza i bzy, w lecie zewszad ciagnely sie w gore klematisy, sposrod ktorych najbardziej lubila Generela Sikorskiego. W lecie udawalo sie nam czesto wprosic do tego ogrodu i wtedy Jasiunia robila jakies wspaniala przyjecia popoludniowe, z truskawkami, ciastami i kawa. Zjemy w ogrodzie, mowila ,aby u siebie nie kruszyc.
Sama jadla jak ptaszek – pol kanapki, dwie -trzy truskawki i zawsze podejrzewalysmy z E. ze ona jest anorektyczka, choc chyba jednak nie byla. Ale byla bardzo szczupla, wysoka, wyprostowana na tych swoich obcasach, ktore nosila nawet w ogrodzie.
Byla niesluchanie szczodra dla nas i kiedy rozgladam sie po swoim mieszkniu, to nie moge sie nadziwic ile rzeczu zdolala mi wcisnac – piekny perski bieznik, chyba bardzo stary, pelno porcelany i starych szkockich krysztalow, bardzo droga duza patelnia kupiona jeszcze w latach 50-tych u Harrodsa i do dzis wygladakaca jak nowa (bo tak o nia dbam), podwojny sznur perel, perscionki, nienoszona torebke z krokodyla, ktora wyciagam z oryginalnego worka tylko od wielkiego dzwonu i kiedy chce powalic na kolana, antyczny zegar nakrecany zlotym kluczykiem raz na osiem dni. . Przez wiele lat dziedziczylam po niej plisowame spodniczki od Jaegera z kolrowych cieniutkich welen, E. tez donaszala te spotniczki – nas samych nigdy nie byloby na takie stac. Niestety w jakims momencie zaczelam tyc i juz nie moglam tego nosic, zas E, odkad przestala pracowac, przestawila sie wylacznie na spodnie.
Uwielbiala chodzic ze mna na zakupy, nawet wtedy gdy zadna z nas niczego nie kupowala, byla zawsze ciekawa co daja, co nosza. Starannie przymierzala nowe kolekcje ikrecila pupa przed lustrem. Kiedy jeszcze placilo sie czekami nieustannie pilnowala abym na odcinku po wyrwanym z ksiazeczki czeku, zapisywala ile zaplacilam i za co. Wywracala oczami do kasjerki i pokazujac na mnie mowila: Ta dziesiejsza mlodziez! Kiedys nie wytrzymalam i tez zwracajac sie do kasjerki powiedzialam: „Dziesiejsza mlodziez” ma 43 lata na karku! Po wyjsciu ze sklepu zostalam solidnie ochrzaniona za te odzywke, bo „mogdy, ale to NIGDY nie nalezy mowic ile sie ma lat!”.
Sama tez nie mowila. Gdyby Ninka nam nie wyppaplala, to bysmy do dzis nie wiedzialy.
Byla praktykujaca katoliczka, ale bez przesady. Wielkim lukiem omijala polskie koscioly w Londynie, bojac sie napotkac tam jakichs znajomycg, ktorzy, a raczej ktore „zaczna jej liczyc zmarszczki na twarzy i wypytywac”. Z tego samego powodu rzadko stawiala sie na pogrzebach, choc z niektorymi kolezankami z czasow wojny utrzymywala kontakty. Nie lubila tez w kosciele podawania znaku pokoju – mysle, ze z niesmialosci unikala kontaktu fizycznego z nieznajomymi. Ze zajomymi zreszta tez. Moge na palcach jednej reki policzyc kiedy pozwolila mnie czy E siebie pocalowac. Wiedzac o tym zawsze pytalysmy: Jasiuniu czy mozna Cie pocalowac, bo nie wytrzymam? Lubila natomiast kiedy sasiadka Lilian zabierala ja do lokalnego kosciola anglikanskiego, gdzie nikt jej nie znal i nie grozilo zadne grzecznosciowe calowanie sie czy podawanie reki.
Po smierci Lilian, tez wiekowej, chyba juz ani razu nie byla w kosciele. Uwazala w sumie, ze jej wiara jest prywatna sprawa i rownie dobrze moze sie modlic bez ksiedza. Ale lubila, jesli przygotowywalam jakies swieta – Wigilie czy Wielkanoc. Zapraszana, oczekiwala ode mnie przyrzeczenia, ze nie bede zmuszac do jedzenia, ale zawsze wszystiego sprobowala. Ale tyle co wrobelek.
Byla dla nas tak waznym punktem oparcia, ze nie wiem jak my sobie bez niej poradzimy.
Dobry wieczór!
Po długiej przerwie znowu jestem
Heleno, wyrazy współczucia. Bardzo Cię rozumiem, przed tygodniem pożegnaliśmy przyjaciela, człowieka z wielkim sercem, który stworzył w Opolu prawdziwą przystań dla artystów, chociaż sam nim nie był. W jego galerii czuliśmy się wszyscy jak w domu.
Nisiu, pomyślnych wiatrów, ja do tej pory zaliczyłam tylko rejs na statku Hurtigruten przez Lofoty. Zaglowce są piękne, może jeszcze kiedyś? Chociaż tego czasu na kiedyś coraz mniej.
O Toskanii dyskutowaliśmy parę dni temu z Bobikiem. Wróciłam stamtąd miesiąc temu, zakochałam się na zabój, najchętniej już jechałabym tam z powrotem. Gdy zwiedzałam Camposanto w Pizie i zobaczyłam statuę Fibonacciego, pomyślałam o Andsolu, oczywiście uwieczniłam go na zdjęciu. Znaczy Fibonacciego, nie Andsola.
To jest wspaniałe, że będąc po 90-ce można być wciąż punktem oparcia…
I ja Cię ściskam, Helenko. Piękna opowieść o pięknym człowieku.
Heleno, są ludzie niezastąpieni. Jak to dobrze, że była tak blisko Ciebie. Bardzo Ci współczuję. Jeszcze bardziej tym, którzy nie znali Jasiuni.
Jeszcze bardziej niz dla mnie byla oparciem dla E. ktora rozmawiala z nia pare razy dziennie – nie tak jak ja, ktora zajeta wlasnymi bolami i wsluchana w siebie, nieraz zaniedbuje Przyjaciol i nie poswiecam im tyle casu ile powinnam. . Ale E. po powrocie w poniedzialek ze szpitala, godzine po odejsciu Jasiuni,.. chciala do niej natychiast zadzwonic aby poskarzyc sie jaka jest nieszczesliwa i zdruzgotana.
Poki ja bylam w Londynie, E. codziennie przez dwa tygodnie po wiele godzin czatowala przy jej lozku, dojezdzajac do szpitala taksowka. Jasiunia juz nie przyjmowala pokarmow i zapadala sie w nieprzytomnosc. Ale ostatni raz zasmiala sie do E. kiedy po wcisnieciu jej pol rozmizdzonego banana, E. odezwala sie znanym Jasiuniowym tekstem: O, panicz sie rozjadl!
Rysiu, pod mostami Szczecina w tym okresie będzie raczej wesoło, więc łaj not?
Heleno, pięknie opowiedziałaś o Twojej znajomej, dopiero teraz przeczytałam, przedtem nasze wpisy jakoś się „zazębiły”, i jeszcze go nie było. Dobrze mieć takiego człowieka obok siebie, szczególnie, gdy rodzina daleko.
Oj, taak, Panno Koto.
To szczęście mieć dobre wspomnienia o dobrych ludziach, to bardzo pomaga żyć.
Och, Helenko, tak mi przykro, że akurat nie mogę zadzwonić i posiedzieć z Tobą przez telefon. Ale chyba wiesz, że duchem siedzę i razem z Tobą się smucę. I z E. też.
Wiem, Pieseczku.
Piękna Jasiunia była, Heleno. Smutno.
Panno Koto – na żaglowce nigdy nie jest za późno. Spotkałam na Darze panią Irenę – pływa z nimi od 20 lat, a ma dobrze ponad osiemdziesiątkę. Ja też zaczęłam wedle sześćdziesiątki, więc uważam, że mam piękne perspektywy.
I mimo, że tylko się wożę – MÓJ kapitan (jedna koleżanka słusznie twierdzi, że każdy ma SWOJEGO kapitana) powiedział mi dzisiaj (wczoraj?) że zalicza mnie do grona żeglarzy. Bo spędziłam już kilka miesięcy na morzach i nawet na oceanie. Łatwo się domyślić, że o mało nie pękłam od tego. Z dumy i szczęścia.
SLONCE
szeleszcze
herbata
jeszcze wiecej herbata
bardzo duzo herbata
brykam
Tereny Zielone
brykam fikam
Dzień dobry
Heleno, wyrazy współczucia.
Dzień dobry:)
Irku, jak zdrowie?
Heleno, smucę się z Tobą
Dom pełen młodzieży. Przyjechał wnuk z kolegami. Dołożywszy męża i koty, same facety

Jest kogo karmić
Dlaczego dzieńdobry się nie uśmiechnął :rol:
Noooo!
To ja już lepiej pójdę do obowiązków

do przeczytania:
http://www.jewish.org.pl/index.php/pl/antysemityzm-mainmenu-72/5568-owiadczenie.html
Jagodo, niestety to wirusowe zapalenie krtani, ale powoli wracam do normy. Jutro będzie lepiej
Przeczytałam artykuł Edyty Gietki w ostatniej Polityce – o polskim bólu nowotworowym i nie mogę się pozbierać. ONZ uznała Polskę za kraj torturujący ludzi.
Wszystkim pięknego dnia i lepszego jutro.

Irku, zdrowia, zdrowiA, zdrowIA, zdroWIA, zdrOWIA, zdROWIA, zDROWIA, ZDROWIA!
Znakomicie, że Piotr Kadlčik wystąpił w tej sprawie, trzeba Go popierać, gdzie tylko się da.
Lekarstwo: marine traffic. W Aarhus w basenach portowych stoją już Dar Młodzieży burta w burtę z Iskrą, Danmark, piękny Georg Stage, Wyvern, Ihana, Rupel, Brabander, Eendracht, Valborg, De Gallant, Helena, Johan Smidt, Gulden Leuw, Christian Radich, Goleniów, Maja, Alexander von Humboldt II, Olander, Henrika, Cuauhtemoc, Pelican of London, Loa, Mir, Gulden Leuw, Statsraad Lehmkuhl, Roald Amundsen w burtę z Morgensterem, Urania, Astrid, Tenacious i Fryderyk Chopin. Gedania właśnie się ustawia. Sztandart i Gotheborg nadchodzą. Wylde Swan w główkach portu, ale tyłem… O, wypłynął na zatokę. Zawisza Czasrny nadciąga.
Już mi lepiej.
Te wszystkie nazwy są trochę czarodziejskie, za każdą znajduje się piękny statek, piękni ludzie, piękne przeżycia. To działa. I ten niesamowity majestat żagli.
Można z merytoryzmu wpaść znienacka w patetyzm!
A niech tam…
https://picasaweb.google.com/108203851877165737961/TolszipowyKoper
Tak na chybił-trafił wybrane, kto chce niech się ponapawa.
Bol powinien byc leczony szybko i priorytetowo, niezaleznie od diagnozy. Jest takie multum srodkow na bol, ze odpowiednia kombinacja prawie na kazdy bol sie znajdzie.
Dzien dobry 4-go lipca. Happy Independence Day dla Moniki!
Wzruszajace wspomnienie o Jasiuni, Heleno. Ciekawe, ze nasz znajomy weteran, ktory plywal na polskim statku wojennym pod bandera brytyjska w czasie wojny jako marynarz to samo mowil o ponizajacym stosunku oficerow do szeregowych marynarzy, ktorego nie zaznal przedtem w niemieckim Wehrmachcie (wcielony sila na Slasku, skad zdezerterowal), ani potem w brytyjskiej armii.
Irku, moja sostra w Warszawie cierpi na to samo w tej chwili. Czymaj sie cieplo!
Przez Nisie zaczal mi sie marzyc taki rejs masztowcem.
Irku, wyrazy
Panno Koto, witaj
Marzenia to sól życia! Zwłaszcza te do spełnienia…
Króliku, nadajesz z domowych pieleszy?
Też się cieszę, że miałam okazję poznać Ciebie i część Twojej Rodziny Królika.
Nadzwyczaj przyjemne Króliki, mówię Wam.
Z GW
W czwartek (dzisiaj), z inicjatywy Solidarnych 2010, została zorganizowana we Wrocławiu manifestacja w obronie narodowców
Cały tekst: http://wyborcza.pl/5,75248,14221277,Skini__NOP_i_kibole__20_lat_na_ulicach_Wroclawia__FOTO_.html#ixzz2Y6EjEDPn
balkonowa pogoda byla dzisiaj
i tak zostanie na nastepne dni
LATO
Siodemeczko, smutne, bardzo……..
pod zdjeciami w pierwszym komentarzu:
Nie wiem, czy Wam też przychodzi do głowy taka refleksja – gdzie są chłopcy z tamtych lat – przecież tam ciągle nowi młodzi – co stało się z tymi, którzy dorośli? Gdzie pracują, co teraz mówią? Prokuratury? Policja? Partie polityczne? Samorząd? Biznes? Wykładowcy akademiccy?
tez sie pytam
wroclaw:
http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,14223700,.html?wall=1#ixzz2Y5sAXRxy#LokWrocTxt
Mialem przesiadke w Krakowie i po poludniu bylem w Oswiecimiu, malym polskim miescie, ktore swoja swiatowa rozpoznawalnosc zawdziecza szescioletniej niemieckiej okupacji, w czasie ktorej nosilo nazwe Auschwitz. (…) Chociaz nie inaczej wyobrazalem sobie to miejsce i chcialem powstrzymac sie przed pochopna opinia, ta normalnosc byla drazniaca. (…) Dworzec i
jego gra z terazniejszoscia byly zbyt slabe, by zatrzec wrazenie czterech godzin z Gersteinem.
Zwariowany esesman siedzial mi na karku, ujezdzal mnie jak hasajace dziecko i wykrzykiwal swoja historie.
Na przyklad, jak Globocnik opowiadal mu o wizycie Hitlera w Lublinie. Towarzyszacy mu radca ministerialny dopytywal sie:
-Panie Globocnik, czy uwaza pan za wlasciwe, by grzebac cale ciala, zamiast spalac? Czy po nas moze przyjsc pokolenie, ktore tego wszystkiego nie bedzie rozumialo? Prezacy sie przed swoim führerem kat odpowiedzial:
_Panowie, jezeli kiedykolwiek mialoby po nas przyjsc pokolenie, ktore bedzie tak nedzne i slabe, ze nie zrozumie naszego wiekjiego zadania, to znaczyc to bedzie, ze narodowy socjalizm zbudowalismy na marne. Przeciwnie, jestem zdania, ze nalezaloby wkopac brazowe tablice, na ktorych uwiecznione zostanie, ze my mielismy odwage wykonac te wielka i wazna prace.
Na co Hitler odrzekl:
– Slusznie, Globocnik, takie jest i moje zdanie.
reszta w wlasnie wydanej (premiera jutro) „Cafe Auschwitz” Dirka Braunsa , bardzo
ciekawa i sugestywna ksiazka, czyta sie bez przerw od poczatku do konca!
polecam
pstryk
Ech, Rysiu, już nie wiem, co powiedzieć.
Dzień dobry wieczór

Korzystając z krótkiego dostępu do kompa chcę wyrazić sporą porcję lewackiej pogardy dla Polskich Patriotów spod kibofaszolskiego znaku.
A z całkiem innej działki – mimo całego zalatania udało mi się spędzić kilka przemiłych godzin z Kierowniczką, w naszej ulubionej La Campanie, gdzie upał chyba trochę mniej dawał się we znaki niż w reszcie Krakówka i jakoś mnie to posiedzenie tak rozkosznie ululało (choć spożycie procentów było minimalne), że pójdę za głosem wewnętrznym i padnę w wyrko, nie kompinując, co by tu jeszcze napisać.

To dobranoc
Dzien dobry wieczor, Bobiku. Wyraziles jak zwykle celnie. Wyrazam rowniez. Niech ich szlag!
Siodemeczko, dzieki za mile slowa (w imieniu siostry rowniez). Mnie rowniez bylo bardzo przyjemnie spedzic czas w twoim towarzystwie. Zapomnialam cie zapytac o zrodloslow twojego nicka!
A teraz juz zaiste jestem w pieleszach i nawet juz zaliczylam dwa dni w pracy!
Źródłosłów jest niesłychanie banalny.
Dawno, dawno temu, kiedy powstała poczta na portalu Gazety Wyborczej chciałam założyć sobie skrzynkę i podałam swoje inicjały, jako najprostszy adres. Był już zajęty i kolejne cyfry też.
Pierwszy wolny to mt7.
I tak zaczęlam się wszędzie podpisywać, co okazało się być dosyć szczęśliwe, rzadko kto ma taki nieciekawy nick, więc łatwo było mi go odnaleźć, kiedy byłam ciekawa odpowiedzi na moje wpisy.
Ale to była zamierzchła przeszłość, kiedy można było wymieniać poglądy i dawało się czytać komentarze.
Teraz od dawna tego nie robię, ale jako mt7 mam konta w bardzo wielu miejscach, więc już tak zostanie.
Owczarek nazwał mnie Siódemeczką i podoba mi się to.
Owczarek wszystkich ładnie nazywa.
Kiedyś zrobiłam taki króciutki filmik na cześć Owczarka i Budy:
http://www.youtube.com/watch?v=5zW2dUXTyQY
Bardzo ich lubię.
Jakie pikne łowiecki!

Czy zauważyliście znamienne podobieństwo słowa KIBOL do słowa KIBEL?
Myślicie, że to jest przypadkowe?
Miałam pozdrowić blog od Bobika, bo ma trochę utrudniony dostęp do sieci, ale widzę, że mu się udało wcześniej
Ale i tak pozdrawiam.
Wrocławiem jestem zasmucona dogłębnie, bo kiedyś naprawdę lubiłam to miasto. Miałam wpaść w tym roku jak zawsze na parę dni Wratislavii, ale chyba zrezygnuję, tak jak rezygnowałam z jazdy na premiery operowe w tym sezonie. Nie chcę tam jeździć. Jakoś się brzydzę.
Nisiu, na pewno coś je łączy
ale nie będę się wyrażać 
Oj, zazdroszczę Ci tych żagli. A ja za 2 tygodnie do Podgórzyna, cieszę się, bo dawno tam nie byłam.
Za to jutro do Münster na koncert charytatywny dla Marzeny chorej na raka, której w Polsce nie zrefundują końcowego leczenia.
Bobiku, właśnie popatrzyłam sobie na Twój Krakówek z webkamery, widok z Brackiej w stronę rynku
na dobranoc Mleczko:
http://www.krakow.pl/start/31982,artykul,mleczko.html
I see, Siodemeczko. Rzeczywiscie nick bardzo udany!I filmik bardzo udany!
Kierowniczko, mnie ten Wroclaw tez troche obrzydl. Mam male z nim emocjonalne zwiazki, ale np blogowy Tadeusz chyba jest wart odwiedzenia, chocby na rowerze!
Panno Koto, wyściskaj Podgórzyn!
herbata
szeleszczaca
brykam
slonce czeka
Tereny Zielone tez
brykam fikam
Dzień dobry

Herbata, czarna ceylońska z plantacji Bogawantalawa.
Wrocław rzeczywiście ma czarną chwilę. Ale nie rozciągajmy na całość. Jest tam środowisko m.in. ” Odry” no i Tadeusz. Pomachanko do Tadeusza
Lublin też ma Bendera, malowanie swastyk. Ale ma też Teatr NN, nawet kilku fajnych duchownych /np. o. Dostatni/
Ja we Wrocławiu wielu ludzi lubię i cenię. Żal mi ich w tej chwili.
Pakuję sakwojaż…
Wakacyjnie na dzień dobry:
Winnica
To brzmi słonecznie,
pachnie Toskanią, Burgundią,
a tu przecież tylko Beskidy
i cień nad górami
przez trzy kwartały roku
Trzeba mieć upór górala,
żeby tak walczyć co sezon,
padać i wstawać, a w końcu
napić się z własnym Cieniem
– potrzebnym jak lekka gorycz,
dzięki której życie smakuje
jak Château Pétrus
na beskidzkim stoku
(Cykl: Przysiółek zwany Czułością)
30.05.2013. Ewa Parma
Nisiu, wiatru w żagle
I stopy wody…
I stopy wody pod kilem.
Chyba gorąco będzie.
Muszę pojechać po farbę i dokończyć remont balkonu.
Dobrego!!
Dzień dobry.
Stopy wody, Nisiu!
Jagodzianki dla Wszystkich. Pyszne.
Jutro ruszamy na Pojezierze Drawskie – od miesięcy przygotowywany zlot rodzinny , ok. 60 osób. Obiecana od dawna sielawa wędzona – zamówiona.
60 osób?
Powodzenia! 
Muszę się pochwalić, bo bardzo się cieszę, że zostali docenieni niezwykli ludzie:
http://www.jewishmuseum.org.pl/pl/node/711
o, jak ladnie.
Nie ma konca… Kolejny moj ulubiony kolega, mloszy ode mnie, Tadek Jagodzinski zginal w Polsce. Wypadl z okna malujac mieszkanie.
Bry!
O jakie fluidy mnie ściągnęły! Dzięki za miłe myśli! Zapraszam choćby i nie na rowerze!!
Wicie, ja z takim samym osłupieniem jak i Wy patrzę na wrocławskie sprawy. Tu naprawdę watahy faszystów nie pętają się po ulicach… przynajmniej nie tam gdzie ja chodzę. Na meczach nie bywam. Można powiedzieć, że kupa oszołomów ściągnęła z Warszawy (Solidarni 2010… ależ tam sieczka w głowach), z p. Stankiewicz (tu już nie wiem co w głowie).
Cynicy usiłują wyjechać na plecach szowinistów do władzy. Moje biedne miasto dostaje za to…
Odmachiwuję wszystkim!!
Bul bul, chlup, chlup..
Do zobaczenia za miesiąc!
Nisi macham wszystkimi pedałami
Moja chata z kraja? Osobiscie nie wierze w takie postawy. WSzyscy musimy wziac na siebie jakas czesc odpowiedzialnosci za to co sie wokol nas dzieje. Jesli nie kiwnelismy palcem w bucie reagujac na rozpowszechnianie sie jakiegos szkodliwego i niebezpiecznego zjawiska, to musimy wziac na siebie czesc odpowiedzialnosci.
Faszyzacja Wroclawia mogla sie stac tylko dlatego, ze latami nikt nie reagowal nalezycie – ani wladze miasta, ani – w pierwszym rzedzie – mieszkancy, sasiedzi tych faszyzoidow.
Nawet dzis , po tym co sie stalo na wykladzie prof.Baumana, parosetosobowy pochod faszystow moze przejsc ulicami miasta, a tym, ktorzy wyszli im naprzeciw byla dwpjka – dwie osoby!
Tak, jak sie milczy, jak sie nie reaguje, to takie sie staje.
Nie mam krztyny wspolczucia dla „porzadnych obywateli miasta”. Byli slepi i glusi tyle lat.
Jeszcze jedno pozegnanie:
http://tygodnik.onet.pl/30%2c0%2c80846%2cnie_zyje_tadeusz_jagodzinski%2cartykul.html
Wysluchalam wlasnie gorzkiej wypowiedzi dziennikarki sportowej w BBC na temat fatalnej kultury osobistej i sportowej jaka prezentuje Agnieszka Radwanska okazujac fochy wzgledem swej rywalki na wimledonskim korcie. W zeszlym roku ponoc podobnie niegrzecznie zachowala sie wobec Azarenki i jest to odnotowywane. Good spotsmanship lezy u podstaw takich miezynarodowych spotkan jak Wimbledon.
Ech! Lekcji manier chyba sie uczy w PiSie!
http://bleacherreport.com/articles/1693964-wimbledon-2013-agnieszka-radwanska-latest-wta-woman-behaving-badly
Heleno:
Nie mam krztyny wspolczucia dla “porzadnych obywateli miasta”. Byli slepi i glusi tyle lat.
Skąd my to znamy? Historia ciągle się powtarza.
Wyruszamy do Münster na koncert charytatywny dla Marzeny Erm. Trzymajcie kciuki, żeby wpadło duuuuuuużo pieniążków. Na rozpoczęcie kuracji brakuje jeszcze 30 tys. złotych. Kto jeszcze nie słyszał o akcji dla Marzeny, znajdzie ją w internecie.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/tv-trwam-bedzie-nadawac-na-multipleksie,1,5556386,wiadomosc.html
A na sobotę zaplanowano taki piękny marsz w obronie TV Trwam

W imię czego wyprowadzi się teraz ludzi na ulicę? 
Odwołać czy zmieniać na gwałt scenariusz?
Nic tylko prześladowanie za prześladowaniem
W imię zwolnienia TV Trwam z opłat. Przecież te opłaty same wołają o pomstę do…
Oglądałam. Mecz był bardzo dobry, zachowanie po- kompromitujące i głupie. Doceniam jej grę, ale do człowieka sympatii nie mam.
Mar-Jo

E. czesto mi opowiada jak sie zachowuja brydzysci miedzynarodowi, bo codziennie gra on-line z calym swiatem. Savoir vivre czyli dobry sportsmanship jest bardzo wazny i jesli ktos zbyt wyraznie cieszy sie wlasna wygrana, to jest to uwazane za bardzo zle i prostackie maniery. Do zelaznego kanonu zachowan nalezy podziekowanie partnerowi, nie zwracanie uwagi partnerowi jesli zagral czy zlicytowal jak noga, albo sie pomylil, no i zawsze podziekowanie opozycji, a nawet pochwalenie jej jesli pieknie zagrala.
Te wszystkie uprzejmosci sa najwyrazniej tak wazne, ze E. czesto przestaje umawiac sie z kims, kto nie jest up to her high standard uprzejmowsciowy. Ale jest to raczej bardzo rzadkie, choc sie zdarza.
Uważam, że bardzo dobrą ocenę zjawiska podał Jacek Żakowski w ostatniej Polityce:
http://www.polityka.pl/kraj/analizy/1547779,1,mlodzi-nacjonalisci—skad-przychodza-dokad-zmierzaja.read
Nie śmiem już tak kopiować artykułów, bedzie dostępny pewnie w następnym tyżniu. Bardzo, bardzo polecam.
Nie ma, że boli. Trzeba umieć przegrywać i zachować się przyzwoicie. Na poprzednim Wimbledonie, na ceremonii wręczania nagród, żuła gumę? cukierka? Fatalnie to wyglądało.
A tymczasem to Wielkie Nieporozumienie Watykanskie Wybrane przez Pomylke postanowilo znow podokuczac Terlikowi z B.
W nowej swej encyklicr pisze o malzenstwach jednoplciowych:
„Religia ma prawo wydawania opinii, ponieważ służy ludziom. Jeśli ktoś prosi o radę, mam prawo jej udzielić. Czasem osoba sprawująca posługę religijną zwraca uwagę wiernych na pewne aspekty życia prywatnego czy publicznego, gdyż jest ich przewodnikiem. Nie powinna jednak ingerować w ich życie osobiste. Jeśli Bóg dokonując aktu stworzenia podjął ryzyko i uczynił nas wolnymi, to kim jestem ja, żebym miał się wtrącać? Potępiamy nagonkę duchową, z którą mamy do czynienia wówczas, kiedy osoba piastująca urząd religijny dyktuje wskazania, normy zachowań, wymagania w taki sposób, że drugi człowiek czuje się pozbawiony wolności. Bóg pozostawił w naszych rękach nawet wolność popełnienia grzechu. Należy bardzo jasno przedstawiać wartości, granice, przykazania, ale nagonka duchowa, duszpasterska, nie jest dozwolona”.
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,14231152,Wiara_niearogancka___Jan_Turnau_o_encyklice__Lumen.html#ixzz2YBc8rbOb
Dzoeki Siodemeczko za Zakowskiego. Moze jutro nowy numer Polityki bedzie w moim lokalnym sklepiku.
Nie ma wyjścia, trzeba ekskomunikować Franciszka!
I komunikowac Terlika na jego miejsce!
To dobry numer, Heleno. Nie tylko Żakowski, który po prostu zrobił przejrzyste podsumowanie.
Z żoną i dziećmi
?
Tak, Haneczko, niestety. To o numerze Polityki.
Skąd my to znamy- „Masakra gatunku” – na zachodzie Polski zginęła większość piskląt bocianów
Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,14231366,_Masakra_gatunku____na_zachodzie_Polski_zginela_wiekszosc.html#ixzz2YBn3Rqc8
Bardzo dziwne. wczoraj brałam tabletki na nadciśnienie, a dzisiaj oglądam spokojnie
Patriotyzm, Haneczko, zawsze podnosi cisnienie.
Nie. Patriotyzm byłby i dzisiaj, a nie jest
Nieopisanie bardziej emocjonowałam się wcześniejszym meczem Serba z Argentyńczykiem 
O nadciśnieniu decyduje jakość
Dobry numer będzie, niestety, musiał poczekać do przyszłego tygodnia, bo w tymtygodniowym zamieszaniu zostawiłam go w pracy. Poza pracą zajmuję się ostatnio … podnoszeniem temperatury w warszawskich tramwajach. Od kilku lat pomstuję, i nie tylko ja, że w tramwajach z klimatyzacją włączana jest ona do oporu. Po kilku minutach marznę na sopel i zaczynają mnie boleć zatoki. Zamiast dalej kląć pod nosem, zaczęłam prosić motorniczych o podniesienie temperatury – i podnoszą. Oni siedzą w tej swojej klitce, odcięci od reszty pojazdu i zupełnie nie czują, jaka temperatura w niej panuje.
Trzeba być bardzo odpornym psychicznie człowiekiem, ze znieść taką samotność:
http://www.nasa.gov/multimedia/imagegallery/image_feature_1249.html#.UddK1jtM_ex
Ale jestesmy mala kropeczka w Kosmosie:
http://apod.nasa.gov/apod/ap130606.html
Kawa, herbata i … mozzarella z pomidorami. Taka pogoda. Wstawać, śpiochy!
Zaraz śpiochy, dlaczego śpiochy?
Oooooch! Pora na małe co nie co.
Pogodnego dnia!
Helena przeżywa niespodziewaną stratę przyjaciela, a był to również bardzo dobry człowiek.
Tu więcej o Tadeuszu Jagodzińskim:
http://tygodnik.onet.pl/30,0,80846,nie_zyje_tadeusz_jagodzinski,artykul.html
Śmierć wydaje się taka bezsensowna, wypadł z okna malując framugę.
Tak. Tadek byl bardzo milym, kulturalnym czlowiekiem, powszechnie lubianym w redakcji.Wszyscy mowili do niego czule „Tadziu”. Wszyscy jestesmy w szoku.
„O godz. 11 do wiernych po raz pierwszy przemówił ojciec John Bashobora. Jego wystąpienie poprzedził komunikat wygłoszony przez megafony przez zakonnicę: „Jeżeli podczas modlitwy dojdzie do manifestacji demonicznych, prosimy się nie bać. Trzeba przytrzymać taką osobę, wolontariusz odprowadzi ją do egzorcysty”.
Podejrzewam, ze demostracje demoniczne mozna poznac po tym, ze niektorych uczestnikow ogarnia nagle przemozna chec wykonania jednej z dwubastu asan (pozycji) z Hatha Yogi. Wtedy nalezy takiego szybko za wszarz i do egzorcysty aby mu wybil z glowy!
A w dodatku ten Wskrzesiciel Ugandyjski ponoc ochrzanial nasz Narod za to, ze nie przyszedl na stadion zaopatrzony w biblie.
Uwazam, ze znacznie gorzej sie stalo, ze nie przyszli na stadion zaopatrzeni w nieboszczykow do wskrzeszania. Bo, nie daj Boze, kogos wskrzesi a ten ktos dawno juz szesc stop pod ziemia. Koszmar co taki nieboszczyk moze przezyc!
Nie mogę się dowiedzieć, ile zarobi stadion na Bashoborze. Ciągle słyszę o stratach Muchy z Madonny, a o zyskach z B. jakoś cicho
Nawet nie wypada wspominac o pieniadzach przy takiej okazji, Haneczko.
Smerfię wypadanie
Chcę informacji 
Myślę, że strata z Madonną polegała na usunięciu trawy i różnych innych ekscesach.
Tu chyba niczego nie ruszano, wiec zysk powinien być.
Dla mnie mogą co tydzień spotykać się, jeżeli taką mają potrzebę.
Po to wybudowano ten obiekt, żeby z niego korzystać.
Takie religijne mitingi są chyba bardzo powszechne w Stanach.
Siódemeczko, chciałabym tylko wiedzieć, czy stadion coś z tego ma czy został rzucony na tacę.
Jasne, Haneczko, ja też chcę wiedzieć.
Państwo wyznaniowe nie odpowiada mi w żadnej postaci.
Coś do rzeczy powiedział Ks. Isakiewicz:
http://www.rp.pl/artykul/1026634.html
Hello, worlds. Wychodzę z popodróżnej grypy. I dlatego:
1. Panno Kota, gdybyś fotografowała mnie a nie Fibonacciego, zdjęcie by było bardziej uśmiechnięte. Ale przyznaję, że ktoś tak jak on sławny już nie musi się uśmiechać.
2. Rysiu, dzięki za linkę do Lepszej Strony Wrocławia. Nawiasem, to dobrze, że pani Sabina mówiła co myślała a nie ograniczyła się do okolicznościowych grzeczności.
3. mt7, zaniepokoiłaś mnie z tym Żakowskim. Data 2 lipca, a nie mam tego w kindle’owym wydaniu z 3 lipca. Czy to znaczy, że ten felieton będzie dopiero w następnym wydaniu?
Po prawdzie, to jest pytanie do Doroty, bo ona chyba wie jak to w jej firmie działa…
4. Zgodnie z zasadą: naucz się czegoś nowego w każdym tygodniu, otóż nie należy dwa razy pod rząd pozwolić tabletowi spadać na podłogę, bo przywrócenie go do życia sporo kosztuje.
Chociaż gdybym był o tym pomyślał, wymyśliłbym tę prawdę na drodze nieeksperymentalnej spekulacji.
Hej, Andsolu!
Grypa popodróżna? Niech idzie precz!!!
Czasami zdarza się, że nie prześlą na Kindle’a, wtedy (i zawsze) mozesz sobie pobrać sam wersję mobi a taże zarówno pdf w każdy wtorek wieczorem:
https://picasaweb.google.com/maria.tajchman/Bobikowo#slideshow/5897783793824104882
Jak się zalogujesz na konto Polityki to na górze jest szary pasek z dostępem do wydań bieżących i archiwalnych, mozesz sobie pobierać, albo czytać.
Na następnym zdjęciu widać, gdzie jedt mobi dla Kindle’a, obok jest szufladka z pdf, ściąga się go w taki sposób, że otwiera się na karcie i trzeba ją zapisać.
ucieklem z balkonu
nasz gazowy grill zadymil pomidory, pietruszki, buraczki, koper ……… i mnie, odpoczywam w kuchni
) 
(wazne to miec oko na mieso
Rysiu, ile hektarów ma Twój balkon?
siodemeczko, uklony za Zakowskiego
boli, och boli, widzialy bowiem galy co sie gotuje, nie wierze (po tym co ostatnio „umorzono”) ze Kodeks karny, prokuratura i sady. obronia NAS, ale wierze ze Te instyucje powinny bronic nas przed skutkami, przed fizyczna agresja „onych”, ale
przyczyny ich istnienia musimy pokonac my wszyscy.
— pochyle–Zakowski
3,4 na 1.8 do tego murek na szerokosc skrzynek balkonowych
sporo

Puff, Muslim Brotherhood, ktore jasnialo blaskiem niesprawdzonym przez cale ostatni rok, Morsi byl wybrany przez dwie trzecie Egipcjan, stracilo poparcie. El Baradei reprezentowac bedzie swieckosc i ekonomiczne reformy (mam nadzieje). Egipt od czasow Kleopatry rzadzony byl przez Rzymian, Turkow i Brytyjczykow i bedzie mu trudno stanac na wlasnych nogach. Ja bardzo Egiptowi kibicuje. W czasach moich urodzin Egipt mial wyzszy standart zycia niz np Korea Pol.
Lekcja dla PiSu, ktorego poparcie, jak wierze, ma rownie krotkie nogi.
Andsolu, Fibonacci jest rzeczywiście dość ponury na tym pomniku, ale ciężko mieć inną minę, gdy trzeba tak przez wieki stać
Papież Franciszek naraża się narodowcom:
http://wyborcza.pl/1,75477,14162301,Papiez_Franciszek__Chrzescijanin_nie_moze_byc_antysemita.html#TRrelSST
A tu jeszcze gorzej, bo klerowi:
http://wyborcza.pl/1,75248,14236695,Papiez__Boli_mnie_widok_ksiedza_w_drogim_samochodzie.html#TRNajCzytSST
andsol: dzięki za linkę do Lepszej Strony Wrocławia
jestem pod urokiem samej mowy, jak i polszczyzny, swietna
Kroliku, dzis w nocy ogladalem panel dyskusyjny w BBC z udzialem jakiegos znanego (choc nie mnie) egipskiego pisarza, ktory jeszcze niedawno bronic Muzulmanskiego Bractwa. Wzruszyl mnie powolujac sie na Poppera i jego „Open Sociey and Its Enemies”.
Doszedl do przekonania, ze Bractwo oszukalo spoleczenstwo i zademokstrowal tez dokument, krazacy w Egipcie z podpisami licznycg czlonkow rzadu Marsiego, ktorzy kwitowali na nim powazne sumy (do $900 tysiecy) od wladz Kataru – sumy oczywoscie starannie ukrywane przez rzad.
A przy okazji obejrzalam dzis w nocy na zywo ekstradycje z Londynu do Jordanii jednego z najbardziej znienawidzonych kaznodziejow nienawisci, Abu Qadara. Wielka ulga. Poszczegolne rzady brytyjskie usilowaly to zrobic juz od 10 lat, ale dopiero obecnej pani minister udalo sie zawrzec z Jordania umowe, ze facet bedzie mial w Jordanii sprawiedliwy proces karny za liczne akty terroru, z udzialem obserwatprow brytyjskich i innych, zas zeznania jego kumpli uzyskane w Jordanii z pomoca tortur nie beda w sadzie przedstawiane.
Abu Q. wsiadal na specjalny zaczarterowany samolot do Jordanii w towarzystwie licznych obserwatorow praw czlowieka i adwokatow – brytyjskich i jordanskich.
Mam szczera nadzieje, ze wyladuje za kratkami na dlugie lata.
Zakapturzona malzonka i liczne potomstwo wolalo zostac w tym wstretnym kraju, UK.
mimo dymnego dymu mieso bylo PYCHA
Tylko jedna malzonka… How modest!
Ten Franciszek zaczyna promowac chrzescijanskie milosierdzie i wspoloczuwanie… bardzo to rewolucyjne… mam nadzieje, ze kropla zacznie drazyc skale.
Korupcja jest trudna do zwalczenia. Polega na przekazaniu platnosci (lub dobr) bez pokwitowan. Czy oni zwariowali w tym Katarze, ze zadali pokwitowan.
Jest cieplo i pada tropikalny deszcz.
dla andsola mam zdjecie z Jerozolimy.
https://lh3.googleusercontent.com/-voPtxri1GFY/UdmEkMqx2QI/AAAAAAAAMqg/3sTBwRETf7s/s800/IMG_20120919_210235.jpg
pomiedzy komorka a telewizja w przestrzeganiu praw nie ma
roznic 8)
kroliku, tekst byl taki Zakapturzona malzonka i ….
bazkapturowe pojechaly z nim

no prosze, w Polsce tez przybywa lewakow
http://wyborcza.pl/magazyn/1,126715,14232354,Ile_kosztuje_zwariowany_swiat.html
bywajacy tutaj Tetryk56 polecil tekst Grzegrza Kofla, „Bogate Niemcy, biedni Niemcy” na portalu Studio Opinii, z tego tekstu kilka (?) slow:
„(…)Niemców zaszokowały ostatnio dane na temat zamożności obywateli Europy. Okazuje się, że potężne Niemcy, które ciągną całą Unię Europejską, mają jednych z biedniejszych obywateli. Majątek przeciętnego Niemca nie może się równać nie tylko z majątkiem Francuza czy Szwajcara, ale nawet Greka czy Hiszpana, którym to Niemcy zmuszeni są ciągle jako państwo pomagać.
Przeciętny majątek niemieckiego gospodarstwa domowego to zaledwie 51 000 Euro. Dla porównania greckiego 101 900 Euro, hiszpańskiego 182 700 Euro, a cypryjskiego 266 900 Euro.
Jak to możliwe? Przecież Niemcom nie żyje się źle. I tu wracamy do historii. Niemcy mają swego rodzaju niepisany pakt z państwem. Jako posłuszny naród stosują się do prawa bez zbędnych pytań „dlaczego?“ (ktoś kto słyszał o aferze z Hoenessem teraz mnie wyśmieje, ale tu chodzi znów o elitarne jednostki, przeciętny Niemiec tak nie robi), płacą wiele przekazując państwu około 50% swoich dochodów jako przeróżne podatki, składki zdrowotne itp.
W zamian państwo oddaje im w miarę sprawnie funkcjonującą służbę zdrowia, doskonale rozbudowaną infrastrukturę itd. Jednym słowem sprawnie, prawdopodobnie najsprawniej na świecie funkcjonujące państwo, z którego Niemcy są dumni. I ta duma, poczucie wyższości wiele im wynagradza. Osobiste bogactwa nie są najważniejszą podstawą szczęścia.
Niemiec nie żyje źle, bo wszystko zabezpiecza mu państwo, a z reszty pensji po odciągnięciu podatków wystarcza na urlop dwa razy w roku, wyjście na kolacje do restauracji, samochód na kredyt. Nie wystarcza już jednak na prywatne mieszkanie, którego większość Niemców w ciągu życia się nie dorabia. Dlatego ich majątki wyglądają w porównaniu z innymi krajami tak mizernie. Przeciętny Niemiec nie posiada poza samochodem na kredyt praktycznie żadnego majątku. Całość zarobków wydaje na codzienne dostatnie życie. Gdyby chciał oszczędzać np. na mieszkanie – musiałby z tego dostatniego życia zrezygnować. Ale ponieważ dotychczas państwo zapewnia mu dość mocne socjalne podstawy, wliczając solidną rentę na starość, akceptuje to.
Oczywiście powyższe dane są troszkę zafałszowane przez fakt, iż obejmują też Niemcy Wschodnie, gdzie ludzie są tak biedni jak przysłowiowe myszy pod miotłą (czy jak to się mówi?). Gdy policzy się tylko Niemcy Zachodnie wypadają już dużo lepiej, ale i tak przeciętny dochód na gospodarstwo domowe to dopiero trzynaste miejsce w Unii i nie chodzi tu o średnią tylko median, a wiec sytuacja oddana jest w miarę wiarygodnie.
Także w Niemczech, podobnie jak w innych krajach 90% prywatnego majątku należy do zaledwie około 10% obywateli. Zarobki spadły w ostatnich latach dość drastycznie. Np. zarobki lekarzy spadły od 1990 roku realnie o 50%, to jest o połowę!!! Nie narzekam, bo i tak dobrze zarabiamy. Ale w innych grupach zawodowych wcale nie jest tak wesoło.
Więc wszyscy ci twierdzący, że Niemiec doi Unię, są w dość dużym błędzie. Na razie to Unia doi przeciętnego Niemca. A mimo to poparcie dla Unii jest całkiem imponujące. Niemców można po prostu przekonać do idei, a wtedy są w stanie dla owej idei dużo poświęcić. To nie musi być zawsze idea pozytywna. Wojna była świadectwem, iż może to być równie dobrze idea zbrodnicza. Hmm, każdy medal ma swoje dwie strony. A wszystko ma też swój koniec ( tylko kiełbasa ma dwa jak mawiają Niemcy), miejmy nadzieję że Unia się nie skończy, bo przynajmniej dla Polski jest ona skokiem cywilizacyjnym, porównywalnym tylko do uwolnienia chłopów z pańszczyzny.
Zdyscyplinowani Niemcy, dumni z wiodącej roli swojego kraju na razie się nie buntują. Może wiedzą o tym, że jednak i dla Niemiec Unia jest dobrodziejstwem. To trochę dziwna sprawa, bo podczas gdy przeciętny Niemiec ubożeje, państwo strasznie się wzmacnia. Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że dzięki zaistniałej sytuacji Niemcy jako państwo po pierwsze mogą zaciągać kredyty na praktycznie 0%, a dzięki temu spłacają swoje stare długi na złych warunkach w ekspresowym tempie. Już niedługo będą mieli jako jedno z pierwszych poważniejszych państw zrównoważony budżet. Po drugie respekt w stosunku do nich na całym świecie stale rośnie. Jeśli system socjalny się nie załamie i przeciętni Niemcy przetrwają, na dłuższą metę Niemcy znów wielce zyskają. I na koniec o szparagach. Sprawa szparagów jest bardzo prosta. Polacy przyjeżdżają, śpią po dziesięciu w pokojach, można powiedzieć nie żyją przez pewien okres, tylko pracują. Zaoszczędzone pieniądze wystarczają im na jako takie przeżycie w Polsce. Biedni Niemcy robiliby dokładnie tak samo, gdyby prowadziło to do podobnych korzyści. Jednak tak zarobione pieniądze po prostu nie starczają na przeżycie w Niemczech, więc nie miałoby to zupełnie sensu. Mówi się wiele o tym, ze spora grupa produktów w Niemczech jest tańsza niż w Polsce, ale nie oszukujmy się, życie w Niemczech w sumie nadal jest zdecydowanie droższe niż w Polsce, o czym świadczy przykład szparagów.
Prawda, że Niemcowi bardziej opłaca się siedzieć na zapomodze Harz IV niż pracować przy szparagach. Ale nie zapominajmy, Harz IV może dostać tylko ten, kto zupełnie nic nie ma. Dopiero gdy zostały ci „ostatnie zasrane gacie na gołej dupie“, możesz dostać zapomogę. Jeśli masz mieszkanie czy inny majątek musisz go najpierw sprzedać, przejeść i dopiero wtedy masz szansę na zapomogę. I tu wracamy do problemu majątku Niemców, ci wszyscy Niemcy na bezrobociu, o których się tak w Polsce marzy i opowiada jak im się dobrze żyje…nie posiadają kompletnie nic.
Ot cała tajemnica. Sprawne państwo, znakomita opieka socjalna, a w zamian rezygnacja z osobistych rarytasów.
Dlaczego Niemcy zawsze tak szybko podnosili się ze wszystkich kryzysów? Odpowiedź jest równie prosta. Duma z kraju i szacunek dla niego. Wzajemna pomoc. Stosowanie się do zasad i przepisów bez filozofowania na temat ich słuszności, zasad także swojej religii (Niemcy przecież dopiero niedawno stały się krajem ateistycznym, wcześniej solidna protestancka religia promująca uczciwą pracę i skromne życie, szła krok w krok z rozwojem Niemiec). Takie cechy i zachowania, dla Polaków niezrozumiałe, wręcz podejrzane.. dają efekty gdy stosuje się do nich większość narodu.
Tylko w jednym trudno zachować Niemcom umiar, a mianowicie w dążeniu do dominacji, a to już bywało co jakiś czas niebezpieczne, w swym chorobliwym wymiarze wręcz zbrodnicze. W dzisiejszym pokoleniu dostrzegam dużo mniej tych tendencji, bądźmy wiec dobrej myśli…”
caly tekst tu:
http://studioopinii.pl/grzegorz-kofla-bogate-niemcy-biedni-niemcy/
dla frakcji:
Lothar Quinkenstein
DER WEG VON SAMBOR NACH DROHOBYCZ
nur der Randal solcher Stille
(Jerzy Ficowski)
die glühend leeren straßen von paris
die dichter die er treffen wolte
saßen in ihren sommerhäusen
besprachen die letzte neuerscheinung
ein wintermorgen
seit tagen nichts geschrieben
hefte korrigiert stattdessen
und nun ein wintermorgen
in dem eine geschichte dämmert
also setzt er sich ans pult erzält
ein märchen vom herrn bleistift
an der wand des kinderzimmers
der umriss einer kutsche
die vögel die schneiderpuppen
die feuerwehrmänner die julinacht
mein stammelndes lesen mein
stammelndes wünschen es müsse
satz für satz der messias fortsetzen den weg
von sambor nach drohobycz
z „gegenort” Lothar Quinkenstein