Syndrom
Po wczorajszym, na szczęście nieudanym, ukradzeniu mnie jestem jeszcze nieco poruszony i zdekoncentrowany. Ale wiem, że nowy wpis należy się jak nic, więc uznałem, że z dwojga złego lepszy już będzie wpis nieskoncentrowany od żadnego. Tylko że myśli mi się rozłażą od Sasa do lasa, a na dodatek są jakieś takie… dziwne. Niepoważne. Absurdalne. Chyba nie do końca przyzwoite. I geograficznie rozciągnięte od Gdyni do Londynu i od Toronto do Teksasu. No, powiedzcie, skąd się coś takiego bierze? Sam siebie bym o to nie podejrzewał, ale muszę się pogodzić z rzeczywistością. Dziś nie całkiem jestem sobą.
To chyba syndrom posttraumatyczny albo coś w tym rodzaju. Tak że w razie czego wszelkie zastrzeżenia proszę zgłaszać do opiekującego się mną psychologa. On tam już potrafi wyjaśnić, dlaczego jestem nieswój. Ma do tego całą długą listę wstrząsająco brzmiących określeń.
A zresztą, dlaczego właściwie muszę się usprawiedliwiać? Czy każdy z Was zawsze i bez wyjątku jest sobą? Kto jest bez winy, niech rzuci kamieniem. A kto nie rzuci, może zrozumie, skąd dziś coś takiego:
Był raz hydraulik z Londynu,
co problem z trzymaniem miał płynu,
lecz zmieniać uszczelki
z kłopotem niewielkim
mógł sobie, więc pił dużo ginu.
Straszliwie nie lubią w Concordzie
widoku głupoty na mordzie
i jak to się szerzy.
Więc mord retuszerzy
pracują tam ponoć w akordzie.
Lokalny polityk z Gdyni
nie umiał podłożyć świni.
Utracił posadkę,
zadzierzgnął krawatkę,
zostawił list: „świni nie winić!”
Leniwy kosynier z Bydgoszczy
o przyszłość się wcale nie troszczył
i mawiał: „ten, tego
jak już co do czego,
ktoś zawsze mi kosę naostrzy!”
Raz marny lingwista z Toronto
umówił się z nią na dziewiątą.
On niedokształcony,
a ona z Werony –
nie wyszli do dziś poza „pronto!”
Podobno call-boye w Teksasie
pracują w okropnym hałasie
i gdy nie są w siodle
dość czują się podle,
bo ciężar prac brać muszą na się.
Ujrzała panienka z Przasnysza
faceta, co dziwnie coś dyszał,
i dłoń trzymał w kroku.
Szepnęła: daj spokój!,
lecz on chyba jej nie dosłyszał…
Oszczędna kobieta z Moguncji
dawała, lecz tylko po uncji.
Ktoś z jej wielbicieli
się myślą podzielił:
to lepiej już siąść na opuncji.
I tak dalej. Wszystko mi się kojarzy, jak temu rekrutowi. Co na blog zerknę, to jakaś nowa miejscowość domaga się znalezienia do niej rymu.
Czy możliwe, że to taki mój sposób radzenia sobie z tym całym cholernym syndromem? Jeżeli tak, to byłbym usprawiedliwiony. W końcu trzeba sobie jakoś radzić, jak powiedział góral, zawiązując buta dżdżownicą. Może to moje rozproszenie to w sumie pozytywny objaw?
Ale jaką ja mam gwarancję?
Raz w Niemczech pies czarny jak kleryk
Jął trząść się jak stary histeryk
Porwany spod jatki
Zalewa łzą szmatki
I tworzy co chwilę limeryk
nie najgorszy syndrom owocujacy takim zabawnym wierszykiem 🙂
a nam sie dzis przypomnialy kasztany (film Statysci ) , teraz je spiewa Edyta Gorniak ale przedtem Slawa Przybylska, Irena Santor i jeszcze przedtem Natasza Zylska
tu Edyta:
http://www.youtube.com/watch?v=VFgyKw0TUuQ&feature=related
I nie ma na świecie gwarancji
W Westfalii, Kornwalii i Francji
Że ktoś na rowerze
Go wenie odbierze
Z pomocą jadalnych substancji
niedzielna woda,powolutku i cicho
bulgocze w czajniku
niunia wie co i jak
caly dom spi jeszcze
zatopic mozna sie w lekturze
Bobiku,Cubalibre tak trzymac prosi rys bez zdolnosci
Syndrom , syndromem ale w niedziele śniadanie też musi być .Dzis upichcimy omlety .Dla łasuchów będą slodkie do wyboru z konfiturą, jogurtem, owocami, sosem czekoladowym … jedzcie z czym lubicie .Dla pozostalych ze szpinakim , cebulka i pomidorkiem.Na deser troszkę strawy duchowej
Dla Babki
ileż niedoli mogą zawierać takie dwie małe plamki, tak małe, że można je zakryć kciukiem, oczy ludzkie
Dla Rysia
nie pytaj o konsekwencje, gdy chcesz coś zrobić, bo nigdy tego nie dokonasz
Dla Bobika
a o cokolwiek chodzi, nie bierz tego tak poważnie. Bardzo rzadko jakaś rzecz jest
długo poważna. Naprawdę. Szczególnie nocą. Noc przesadza
Dla Moniki
to, co jest najmniej prawdopodobne, jest w praktyce najlogiczniejsze
No tak bylam tak zajęta ,ze nie zauwazyłam ,ze Ryś wrzątek do kawki juz przygotował
Dziś musi być wyjatkowy dzień Wanda o tej porze na nogach ….ale chyba się slania i mysli o spaniu
Cubalibre wierszyki układa od rana , niech tylko Bobikowi do glowy nie przyjdzie syndrom sztokcholmski ❗
Niuniu omlety mniam, mniam! 🙂
Muszę spróbować poczytać komentarze pod poprzednim wpisem bo bardzo mnie zaniepokoiła wiadomość o nie doszłym porwaniu Bobika. Może jaką straż przyboczną zorganizować? 😎 No ale skoro cała historia zaowocowała takim wierszykiem….. 🙂
muzyczna niedziela
http://www.youtube.com/watch?v=F5RGpQmWtTI&feature=related
dla lubiacych 😀
Niestety, nie da rady przewinąć komentarzy 🙁 🙁 🙁
Ale za to komputer sie zaciął zaraz za zdjeciami Dory z Wilna. Obejrzałam i ogarnęła mnie melancholia. Był czas , ze wiekszość roku spędzałam w Wilnie. Mieszkałam na Sawanoriu i na dłuższe spacery chodziłam uliczkami uwiecznionymi przez Dorę….Gdy urodziła sie Weronika częsciej był położony niedaleko mojego mieszkania Park Wingis, kawałek pachnącego lasu z placami zabaw i amfiteatrem. Oj, jak tęsknię…..Za Wilnem, nie placami zabaw oczywiście 😉
Moniko, masz rację- poza centrum Wilna koszmar.Brud i ruina. Bardzo widać tam rozwarstwienie społeczeństwa. Najwieksze wrazenie robią żebrzacy staruszkowie pod kościołami.Od pięciu lat tam nie byłam, może to sie zmieniło, tzn. zabraniają już żebrać….
a może to ?? 😀
http://www.youtube.com/watch?v=0ealmm7u9Cs
Malgosiu,ja tesknie tak za szczecinem mojego dziecinstwa
lecz bywam tam czesto
wyidealizowalem sobie te stare czasy
a co tam
Rysiu, ja lubiąca! Dzięki 🙂
Niuniu, takie energetyczne rytmy na pewno Bobika wyprowadzą z syndromu a pozostałych pozytywnie nabuzują na cały dzień 🙂
tak,niuniu to dobre na dzisiaj
😀
ide dobrac sie do Twoich omletow
Rysiu, pewnie masz rację. Choć ja ogólnie jestem sentymentalna. Teraz mieszkam niedaleko bloku, w którym spedziłam dzieciństwo i dziecko prowadzę do szkoły chodnikami, na których kiedyś bawiłam się z innymi dziećmi. Za kazdym razem gdy po nich stapam, serce inaczej bije, jakoś ten fragment miasta jest szczególnie mój….
Z byciem sobą jest problem. Kiedy zachowam się jak skończona idiotka, to bardzo chcę wierzyć, że nie byłam sobą 😉
Dzień dobry. 🙂 No widzicie, jak się opłacało pojęczeć? Zaraz jest ruch w interesie. 😀 Jedni się nabijają, inni pocieszają, jeszcze inni śniadaniem ratują albo Santaną. Się kręci.
No to jeszcze trochę pocierpię ze te… A, właśnie, może jeszcze miliony ktoś by podrzucił? Za odpowiednią sumę jestem skłonny cierpieć dość długo. 😉
Haneczko
Możemy powiedzieć o człowieku, że bywa częściej dobry niż zły, częściej mądry niż głupi, częściej energiczny niż apatyczny, i na odwrót; ale będzie nieprawdą, jeśli powiemy o jakimś człowieku, że jest dobry albo mądry, a o innym, że jest zły albo głupi. A my zawsze w ten sposób dzielimy ludzi. I to jest niesłuszne. Ludzie są jak rzeki: woda jest we wszystkich jednakowa, wszędzie ta sama, ale rzeka bywa wąska, szeroka, spokojna, czysta, zimna, mętna, ciepła. Tak samo bywa z ludźmi. Każdy człowiek ma w sobie zalążki wszystkich ludzkich cech; czasami ujawnia te, czasami znów inne; bywa nieraz zupełnie do siebie niepodobny, pozostając jednakże wciąż sobą
Bobiku
czy masz na mysli miliony kosci do sszamanie z przyjaciólmi 😆 😆 😆
Rysiuberkinie, mieszka w Nowym Jorku poetka, ktora nazywa sie Anna Frajlich. Choc urodzila sie w Kazachstanie, kiedy jej rodzice byli na zeslaniu, to jej dziecinstwo uplunelo wlasnie w Szczecinie. A choc zycie miotalo nia pozniej po swiecie, to ten Sczecin dziecinstwa powraca u niej nieustannie w wierszach.
Dzis Anna jest profesorem polskiej i rosyjskiej literatury na wspahnialym amerykanskim uniwersytecie Columbia, przedtem byla sekretarka mojego Ojca, ale on ja kijami wygnal, zeby zrobila doktorat, bo uwazal, ze inaczej sie zmarnuje.Ona o tym tez czesto pisze.
No wiec nie zmarnowala sie i uczy i pisze swoje piekne wiersze. Czasami zapraszaja ja do Sczecina rozne szkoly i ona im czyta swoja poezje.
A to jest wiersz o Szczecinie z dziecinstwa. Mam nadzieje, ze rozpoznasz w nim takze swoje wlasne wspomnienia. Nazywa sie:
Miasto
Ostre zachodnie światło
uderza w powieki
inny był widok z okien
mojego dzieciństwa
z jednej strony ogrody
rozpięte daleko
z drugiej – wylot ulicy
lipą obsadzony tak gęsto
ze korony baldachimu tworzyły
światło jak w tunelu
gdzieś na końcu okrągłe
i obiecujące
miasto nie było nasze
tylko odebrane innym
co stąd uciekli w wojennym
popłochu i wszystko zostawili
albo zakopane w ogrodach
lub gruzem przysypane
albo wprost na stole
kryształowe kieliszki
w nich czerwone wino
niedopite plamami przyschnięte
do ścianki
miasto nie było nasze
ale kwitło dla nas
bzami i jabłoniami
w tysiącznych ogrodach
fiołkami i konwalią
w cieniu żywopłotów
kwitło miasto nad rzeka
rozlaną u granic
i słyszało się w mieście
tym różne języki
– jak krzewy – przesadzone
na zachód ze wschodu
ktoś z wileńska zaciągał
ktoś z lwowska całował
rączki – ktoś półgłosem
wciąż mówił po niemiecku
i jidysz niedobitków
rozbrzmiewał w ulicach
a nad brzegami rzeki
już portowa gwara
wyrastała jak trawa
spomiędzy kamieni
i taki obraz właśnie
trwa w moim wspomnieniu
chwilami mroczny to znów
pełen letnich skwarów
wiosną jesienią w dymach
palonych gałęzi
miasto mego dzieciństwa
komuś odebrane
aby czyjeś dzieciństwo
mijało gdzie indziej.
Mogą być miliony kości, mogą być tysiące rąk, miliony rąk… Darowanym milionom w zęby przecież nie będę zaglądał. 😆
Heleno, w tym wierszu bardzo mi jakieś bliskie klimaty, choć Szczecina, przyznaję ze wstydem, nie znam prawie w ogóle. Ale ten wątek wygnania, tu nawet piętrowy, powrotu poprzez poezję, bycia tam i tu, kiedy nie do końca wiadomo, co jest tam, a co tu i w jakim czasie… Bardzo do mnie przemawia.
Skoro Helena rozpoczęla Moja kazala wklepać ( moze nie za milion ale za dwie kosteczki) jakoś i Małgosia , Rys i teraz Bobik sie rozmarzyli
Miasto Młodości
Przystojniej byłoby nie żyć. A żyć nie jest przystojnie,
Powiada ten, kto wrócił po bardzo wielu latach
Do miasta swojej młodości. Nie było nikogo
Z tych, którzy kiedyś chodzili tymi ulicami,
I teraz nic nie mieli oprócz jego oczu.
Potykając się, szedł i patrzył zamiast nich
Na światło, które kochali, na bzy, które znów kwitły.
Jego nogi, bądź co bądź, były doskonalsze
Niż nogi bez istnienia. Płuca wdychały powietrze
Jak zwykle u żywych, serce biło
Zdumiewając, że bije. W ciele teraz biegła
Ich krew, jego arterie żywiły ich tlenem.
W sobie czuł ich wątroby, trzustki i jelita.
Męskość i żeńskość, minione, w nim się spotykały,
I każdy wstyd, każdy smutek, każda miłość.
Jeżeli nam dostępne rozumienie,
Myślał, to w jednej współczującej chwili,
Kiedy co mnie od nich oddzielało, ginie,
I deszcz kropel z kiści bzu sypie się na twarz
Jego, jej i moją równocześnie( Milosz)
Wiersz Miłosza jest oczywiście o wiele „gęstszy” znaczeniowo, ale tak, też w tym klimacie.
Ech, zaraz tak się zrobi nostalgicznie i z łezką, że Wolna Kuba będzie chyba musiała dołożyć jeszcze kilka limeryków na odtrutkę.
No i wtedy per saldo wszystko się opłaci! 😆
bardzo przepraszam , że przerywam ale potrezbuje porady jak się nazywa po polsku kwiatek ang. dog daisy (lub ox eye), białe płatki , żółty środek, raczej wysoki rośnie czesto przy torach. popularny równiez w Polsce
Watek wygnania jest wszechobecny w wierszach Anny Frajlich. Od samego pczatku, nawet chyba jeszcze sprzed wygnania z Polski – poprzez doswiadczenie rodzicow ze Lwowa.
http://www.serialphotographer.co.uk/index.php?showimage=38
tak wygląda
Żono Sąsiada, chyba o to Ci chodzi
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jastrun_właściwy
Dla mnie i tak margerytka. 😉
Nie wiem, co jest, że link się nie chce uczciwie skopiować. No to musisz sama wstukać w Wiki jastrun właściwy.
Bardzo dziekuję!
A ja myslalam, ze Jastrun to poeta, syn bodaj Wirpszy.
Heleno, tamten Jastrun był najwyraźniej niewłaściwy. 😉
Wlasnie, jakis farbowany Jastrun.
Nie był to przypadkiem syn Wirpszy i Woroszylskiego?
Moze….Jak dlugo nie Waldemara Lysiaka i Antoniego Libery.
No nie, uważam, że ci dwaj stanowczo nie powinni się rozmnażać. Jeżeli mają takie plany, to należy za wszelką cenę temu zapobiec! 🙄
Co by z takiego związku mogło wyjść? Łysy liberał? (Wiem, wiem, żarty z nazwisk nie są na najwyższym poziomie) 😉
A nie, Nie moglby byc LIbery. Ten przeciez jest (lepsza) wdowa po Herbercie. Przypominam sobie jaki zasluzony odpor dal tej gorszej.
Milosc pokona wszystkie przeszkody.
Czy wszystkich porwało 😯 ❗
Za godzinę się ustosunkuję( nie mylić z sexem w niedzielne południe!).
Uważam,że odebrany złodziejom NASZ BOBIK- z nerwów popęłnil błąd merytoryczny i bliskiej mi nietoperzycy przydzelił kosy( nie mylić z warkoczami).
Kosy to była gdyńska specjalność:
Kosynierzy gdyńscy!!
Jest nawet u nas taka ulica, o czem powiadamiam Was,
jako lokalna patriotka, urodzona w ” pępku świata”,czyli w Gdyni,choć krew mam kielecko-galicyjską. 😆
Cubalibre: limeryk super!! 🙄
Haneczko
mnie jeszcze nie 😀
Co za ulga! Kanciapka i pastwa to smętne towarzystwo. Zwłaszcza w niedzielę 🙂
Haneczko
kto Cie w tej kanciapie zamknął , powiedz zrobię wrrrrrrrr:!: 👿
A ja mogę coś zrobić pastwie. W ten sposób Haneczka będzie pomszczona na wszystkie możliwe sposoby. 😀
Zniknąłem na chwilę, bo się oddałem czytelnictwu gazet w sieci. Papierowych zresztą i tak już wkrótce nie będzie, jak wyczytałem tu:
http://www.polityka.pl/koniec-wiadomosci/Lead33,1091,281264,18/
Muszę to wszystko jeszcze przemyśleć i zastanowić się, co z tego dla mnie osobiście wynika.
Niunia, sama się zamknęłam umową o pracę 😉
Bobik, pastwę zniosę, ale brak papierowych bardzo mi się nie podoba 🙁
Ja jestem, robie poranny przeglad prasy. Niebo juz niebieskie. Chyba bedzie ladny dzien. Zrobilam sobie wczoraj mini przeglad filmow Patrice Leconte’a. Ach, ta francuska finezja we wszystkim. Ze juz nie wspomne o jedzeniu i chyba na sniadanie zarzadze francuskie tosty. Po francusku nazywaja sie inaczej zapewne.
Ale papierowe staną się pastwą zerojedynkowych. Tak czy owak ta pastwa jest podejrzana i lepiej by ją było załatwić. 🙄
Heleno:
😀
Sama wyznam, ze czytam tylko dwie papierowe gazety. Oraz dwie internetowe, ktore nie maja papierowej wersji wogole (slate.com i salon.com, te druga czytam juz 10 lat w tej formie!). Czytam tez przegladarke Arts and Letters Daily, gdzie publikowane sa najciekawsze artykuly z calej masy angielskojezycznej prasy, to dopiero wygoda i oszczednosc czasu. Internet daje mozliwosci, ktorych papier juz nie ma.
Heleno.nie znalem
bardzo dziekuje
😀
Królik, pewnie że daje. W końcu, co ja tutaj robię 😉
Ale i odbiera. Lubię poszeleścić, czule albo wściekle 😎
OK Seans popoludniowy.
Jak Barbos pod nieobecnosc Dziadka zaprosil Bobika z wizyta i zorganizowal mu balange.
http://www.youtube.com/watch?v=bwMWlXukj34&feature=related
drogi kroliku,dbaj o noge 😀
czytanie prasy w internecie ma wiele zalet
ja robie to czesto i gesto w pracy 😎
niby sluzbowo ale wicie ,wicie 😳
szybko,tanio i te plachty papieru na biurku nie wadza nikomu
Gott sei Dank!
Pewna z Gdyni telepatyczka,
Roiła,że kradną Bobiczka.
Dzięki przechodniom życzliwym
Widzimy Bobika żywym
Jak buszuje w starych doniczkach!! 🙂
ps.A jadnak, coś mi mówiło ok. godz. 16.20,kiedy Bobik zapowiadał, ze udaje się do marketu.Zdzieliłam się po klawiaturze,żeby nie napisać:uwaga!
Cos tam napisałam o małych sklepiukach i marketach, ale w tle miałam psy przywiązane do bariery przy naszym markecie.Niegdy tego nie robię z Emi, od czasu, kiedy ukradli mi Punię.Nie wiążcie psów przed sklepem.
Jeżeli jest karny i nieufny wobec obcych „siad- zostań”jest mniejszym ryzykiem niż smycz.
wiersz Anny Frajlich pomerdal mi w glowie
patrze na ekran i widze tylko te nasze szczecinskie
lipy,rozowe kasztanowce i moje ukochane platany
ide do parku kasprowicza tunelm secesyjnych kamienic
upal trampki grzezna w rozgrzanym asfalcie
mijam budynek urzedu miejskiego
zanurzam sie w chlodnym cieniu 200 letnich platanow
ktorych korony siegaja nieba i dalej i wyzej
ile generacji znalazlo tam schronienie
Jeśli chodzi o gazety i książki, to ja je muszę mieć na papierze.
Heleno, coraz częściej odkrywam w Tobie inne talenty, niż powszechnie znane?
Jeszcze trochę, a będziesz baby sitting!!A raczej Bobik sitting! 🙂
Babko,ksiazki tak,gazety tak i nie
za kilka tygodni dostaniemy do dystrybucja elektroniczna ksiazke firmy „sony” za ca;300Euro i wlasciwie wszystkie
nowosci ksiazkowe proponowane sa juz w werji
elektronicznej za ca.10Euro
czy sie sprzeda,mysle ze tak
ja wole czuc i wachac papier
😀
hej rysiu!A jezioro,a Bezrzecze?A wały( z przeproszeniem) Chrobrego?To piekne miasto i śliczna okolica.
moja kuma z która jeździłyśmy do Berlina mieszkała kolo pligonu na Samossiery.
Po paru latach, jadąc na prom do Kilonii zatrzymałam się u Niej i patrzę, a tu pełno światel na poligonie.Pytam:
Co tam się dzieje?To była taka ladna otwearta przstrzeń, a w koło pełno ślicznych małych poniemieckich w bardzo dobrym stanie domków.Takie przetrwały też w Gdańsku-Wrzeszczu.
A ona :blokowisko!!Śmieci mi wrzucajĄ do basenu!Szkoda.
Pewnie tęsknimy za ukochanymi miejscami, jak za nasza mlodościa.
Ja bardzo lubię miejsce, gdzie mi się podoba spenetrować do końca, dobrze poznać, wtedy chętnie tam wracam.
Oprócz Krakowa, Wrocławia, Szczecina mam jeszcze parę takich miejsc.
Zagranicą miasta, o których mogę poiwiedzieć,że znam dość dobrze to Amsterdam,Rotterdam, Haga, Gouda,Lyon, Tuluza,
Arles, Marsylia , Carcassone, Budapest , Praga, Bratysława, Berlin, Frankfurt ,Brema,Kilonia, i zupełnie zachwycający Flensburg!!i jeszcze parę innych.
Mogłabym w każdym z nich mieszkać.
Babko,tych miejsc i ulic bez liku
jezior tez
wiesz: dziecinstwo
Nie mogę sobie na razie obejrzeć siebie na balandze, bo mnie wygryźli od komputera ze sprawnym głośnikiem, a co to za balanga bez głosu? 👿
Mnie się zdaje, że papier jest kwestią przyzwyczajenia. Generacja, która wyrosła na papierze, zawsze będzie mieć do niego sentyment, ale chowani na Internecie już chyba nie bardzo rozumieją, o co tu rozdzierać szaty.
Ten trend przechodzenia gazet do sieci jest raczej nie do zatrzymania, nawet jeżeli dotacjami jakieś tam papierowe będzie się utrzymywać. Ale mnie niepokoi w tym szalenie,że praktycznie całym rynkiem informacji zaczną rządzić już wyłącznie reklamodawcy i oferenci dostępu do sieci. Owszem, już teraz rynek mediów głównie reklamami stoi, ale przynajmniej nikt nie sprawdza, czy ktoś na nie zwraca w ogóle uwagę, czy nie, więc np. prasa z dużą liczbą czytelników, zyskaną dzięki wysokiemu poziomowi, mogła zarabiać również na reklamach . W sieci, gdzie liczy się kliknięcia, opiniotwórczy, inteligentny tytuł, którego czytelnicy reklamy mają w nosie, nie będzie mógł zarobić na swoje utrzymanie. Czy mnie się to podoba? Oj, chyba nie bardzo… 🙁
U mnie to nie dzieciństwo Rysiu, tylko młodość, jak tylko cokolwiek zarobiłam- natychmiast wyjazd!!
Moja Mama rwała sobie włosy z głowy,że wszystko przepuszczam.
Niestty z jakichś juz dziś zapomnianych powodów nie spoenetrowałam Rosji i Maksyku, gdzie mam kumę, która niegdyś śpiewała w Mazowszu.
Wszyscy do Niej jeździli i ona zawsze przypominała,że teraz ja mam przyjechać.
Ale jestem upośledzona strachem przed lataniem (po tej lotniczej katastrofie Mamy w Gander), a tam się leci 17 ca. godzin, a statkiem zbyt długo, choć atrancyjnie.
Ten strach prtzed lataniem to prawdziwe kalectwo! 👿
Babko, mieszkającym w Niemczech Flensburg się bardzo źle kojarzy. Z punktami karnymi „zarabianymi” przy okazji dostawania mandatów. 👿 Nie radzę Ci na wszelki wypadek mówić w Niemczech o zachwycającym Flensburgu przy kimkolwiek, kto posiada prawo jazdy. 😉
Bobiku ryzykowne bardzo.Papier zżółknie itd, ale co zrobić, jak wysiądzie system ?
Reklamy to zakała wszystkiego, rwą wątki i to jest ich najgorsza cecha.
Faktycznie, z czego utrzymać to wszystko.
Chyba jeszcze nikt nie wpadł na rozsądne rozwiązanie.
Aaa wiem Bobiku I to przerabiałam hehhe, ale to przecież miasto na wyspach , a dojazd tam naprawdę nie jest ani łatwy, ani wygodny.
Ale moje sentymenty czym innym są podyktowane.
dzieki Rysiu, dzieki, robie co moge, a moge niewiele…
Nie mam mojego ukochanego miasta ze wspomnien. W Szczecinie nie bylam, wstyd przyznac. Pierwsze 25 lat przemieszkalam w Falenicy k/Warszawy. Lasy sosnowe, ale niebezpiecznie tam bylo. Od szkoly sredniej ta Falenica jak wiezienie, a codzienne dojazdy do Warszawy gdzie kino, sklepy, szkoly byly udreka. Co za ulga, kiedy z malym synkiem przenieslismy sie w okolice Waszyngtona/ Trasa Laz.
Falenice jest naprawde bardzo trudno kochac. Warszawe kocham, ale jakos do niej nie tesknie. B. lubie Torun, Sandomierz, Kazimierz nad Wisla i Sopot.
A tutaj b. lubie Vacouver, Quebec i Halifax. Miejsca w Toronto i zakupy i jedzenie w Montrealu.
Wydaje mi sie, ze kochalabym Nowy York, ale bylam tam za krotko.
Reklamy to straszna zaraza. W papierowych udaje mi się ich nie widzieć, nie zwracam uwagi i już. Ale w sieci wskakują na człowieka nachalnie i po chamsku 👿
Dopuścili mnie wreszcie do kompa z głośnikiem. Balanga była rzeczywiście super, a najbardziej (oprócz ślizgania się na kisielu i prowadzania człeka na smyczy) podobał mi się ten dialog o zegarze:
– Czasy kak czasy. Chodiat, chodiat, a potom bijut.
– Tak oni jeszczio dierutsia? 😆
Tego „dierutsia” nie zrozumiałam, a słownik gdzieś przywalony stosem knig.
„Dratsia” to znaczy bić się, szamotać, szarpackę uprawiać. Stąd słowo „draka”.
Czyli trzeba czasem podraczyć 💡
Byle nie podręczyć ❗
Juz dzis widzi sie w londynskim metrze chyba wiecej ludzi czytajacych ipoda czy blackberry niz gazety. Jeszcze czasami ksiazki. raczej czytadla niz literature. Kiedy usiluje wcisnac troche niekochanych ksiazek sklepom z drugiej reki , nie chca przyjmowac. Szkoly tez nie. Wiec laduja w smietniku. Jeszcze kolorowe pisemka na blyszczacym papierze maja troche wziecia – jak wykladam przed smietnikiem, to jednak znikaja szybko.
E. mowi, ze nie moglaby zyc bez swiezutkiej gazety (Daily Telegraph) przy sniadaniu. Oprocz tego czyta duzo w internecie (Spectator i blogi paru tytejszych komentatorow politytycznych), ale siedzenie przed monitorem bardzo ja meczy.
Kiedys zasugerowalam jej kupienie tego nowego iPoda, kategorycznie odmowila. Z iPodem nie mozna lezec na brzuchu na podlodze podparta rekami i czytac. Ona jest kompletnie uzalezniona od current affairs, ale wiadomosci uslyszy w radiu, a od gazet oczekuje poglebionej analizy wydarzen i spotkania z ladnie skonstruowanym, starannym jezykiem , jakim posluguje sie wciaz wiekszosc komentatorow tutejszej „powaznej” prasy. Zdarza jej sie zostawiac tez wlasne komentarze na blogu gazerty, jesli uwaza ze duze zdjecie na pierwszej stronie jest nazbyt „tabloidalne”. Nie protestuje jednak jesli jest to jakis slynny kot czy pies. 😆
Jeden rak podraczyć raczy,
drugi gęsto się tłumaczy,
że w zasadzie żadnej draki
nie uznają g-rzeczne raki.
A mnie zwisa raków draka-ż,
mnie tam straszny tylko rakarz! 😯
cos mi sie zdaje ,ze Helena podszyla się znowu pod Mordechaja :lol
Ja juz chyba naleze do tych, co specjalnie nie potrzebuja papierowych wydan gazet, bo wygodniej mi sie wszystko czyta na iPhonie, iPodzie albo laptopie. Te dwa pierwsze mozna czytac w lozku, na lezaco, tylko wpisywanie sie jest meczace, bo nie tylko male literki, ale edytor tekstu, ktory sie wtraca (choc ostatnio mniej, bo uczy sie uzywanych najczesciej slow). I nie marnuje papieru na wiadomosci, ktore jednak bardzo szybko sie starzeja. Bardziej mnie martwi zawartosc, wszystko jedno w jakim medium, ale to juz zupelnie inna, bardziej skomplikowana historia. Internet wcale nie jest koniecznie najgorszy dla zainteresowan „niszowych”, jakimi sa oczekiwania od mediow pewnego poziomu intelektualnego. A ksiazki to tez cos innego, te wolalabym miec w obu wersjach. Ciesze sie, ze nie musze teraz miec tak duzych torebek jak kiedys, zeby moc w nich nosic pare ksiazek do czytania w drodze.
Moniko
Ty masz dobrze , a ja sie wiecznie kłóce z Moją ,ze zapelnia kolejne witryny ksiązkami zamiast czyms no …powiedzmy pysznym .Jak ją znam powie,że nowoczesność , nowoczesnoscia , ale ksiązka i gazeta ma byc papierowa . Z papieru to ja najbardziej lubie rolke po papierze toaletowym 😆 . Moja z tych nowinek wszystkich korzysta , ale gdy nadchodzi wieczór lubi wziąć w dłon książkę lub gazeta i w niej zatonąć .
Wolter mawiał :z książkami jest tak, jak z ludźmi: bardzo niewielu ma dla nas ogromne znaczenie. Reszta po prostu ginie w tłumie a ona sie z tym nie zgadza dlatego wciąz czyta i uwielbia poznawać nowych ludzi
aha prosila bym napisała najpiękniejszą rzeczywistością jest pragnienie autor to ten od calvadosu cos tam o nim wczoraj słyszałam , tzn o autorze i calvadosie też , tylko jeszcze nie probowalam , mówi ,ze jestem niepełnoletnia i demoralizować mnie nie będzie .Wracając do watku mówi :niech sie spelnia wszystkie pragnienia Moniki
konczę , słyszę łopot skrzydeł Hermesa
Niunia, Ty też…? 😆
Rolki po papierze toaletowym są absolutnie genialną psią zabawką! 😀
U nas rok temu chyba zaczęto książkową akcję :”zostaw książkę”czyli zostaw w tramwaju, a ławce w parku, w sklepie itp.Przeczytaną podaj dalej, jeśli ci nie zależy na jej zatrzymaniu.Wielu osób nie stać, bo książki teraz drogie.
Tym sposobe np. znalazłam latem zostawioną w lesie „Historie Inków, przez nich samych pisaną” z ilustracjami, a że temat mnie już dawno fascynuje- zabrałam, jak kota Vitka do domu.Bardzo ciekawa.
Z moimi przeczytanymi książkami, z którymi mogę się rozstać, bo niestety to mieszkanie jest za małe na ogromną bibliotekę – robię podobnie.Przedtem miałam 4 m wysokości i wnęki głębokie na 2 m, więc wszystko się tam mieściło.
Na szczęście te 3000 książek zabrała moja chrześnica,mającą spory dom.Podobno” upiory”(Jej dzieci) Jasiek, Antek i Zosia niemogą się już doczekać, kiedy to będą mogły przeczytać.Myślę,że dobrze zrobiłam.
Bobiku, to psycholog już zdiagnozował PTSD? A syndrom sztokholmski też? A zastosował defusing, debriefing albo 3C?
Niuniu, ja mam podobna cechę, jak twoja, tylko pewnie nie jestem, jak Ona tak poukladana.Nie zasnę nim nie przeczytam, jeszcze gorzej, jak czytam coś co mnie zaintryguje i wciągnie, wtedy czytam do białego rana.
Nawet nie lubię czytać książek etapami, z zakładką itd.
Co do poznawania ludzi też mnie to bardzo wciąga, tylko selekcja jest już staranniejsza niż przy książkach.
Niuniu, Hermes mam nadzieje dostarczyl dorsza z Przyladka Dorszowego, w japonskiej panierce i pieczonymi karotflami, oraz Twoja ulubiona brukselka. 🙂 Poza tym musze zaprotestowac w imieniu Zosi, ktora stanowczo uwaza, ze papier toaletowy sluzy dzieciom do mierzenia dlugosci duzych przedmiotow, typu kanapa,oraz do bandazowania wszystkiego na wzor mumii egipskich. A ksiazkami to ja mam wlasciwie zapelnione wszystkie sciany, i chetnie przyjmuje pod moj dach nastepne (stad konszachty z ksiegarnia w miescie, gdzie czesto bywamy, nie tylko w celu zakupu, ale wymiany recenzji z amerykanskimi odpowiednikami Rysia, rownie milymi, jak on; oraz moje love-hate relationship z Amazonem). W pewnym momencie, po przeprowadzce z Anglii, skad nie warto bylo przenosic studenckich mebli, uzywalismy paczek z ksiazkami zamiast stolow, szafek nocnych, podstawek pod lampy itp., dopoki nie kupilismy normalnych mebli (glownie polek na ksiazki).
Foma
ręce przecz od Bobika
wystarczy rolka po papierze toaletowym
szklaneczka calvadosu
małe co nieco na ząb moze byc udziec cielęcy
na drugi dzien wskazane kluseczki z sosem z tegoż udżca 😆
Babko
wiesz ile sie muszę nawarczec by tą nocną lampke skierowała w inna stronę , jeszcze w żadnej ksiązce nie widzialam zakladki , ona z ksiązkami robi tak jak ja z wołowinką : na raz i nie ma 😀
Moniko
wiadomo papier toaletowy słuzy do mierzenia odległości od lazienki do balkonu , tak na oko jakieś 1/3 rolki , ale nic to jak wyleca na balkon i wróce do domu i troche jeszcze pozawijam rolka moja .Moja ostatnio sie lekko wnerw wpadła i zaczela mi te rolki wyciągać ze środka bylebym juz przestala biegać z papierem .Hermes odleciał , dorsz w brzuszku , nie zdradzę co w przesylce zwrotnej bo jeszcze by kto przechwycił 😀 😀
To już zakrawa na jakieś fatum!:evil:
Dopiero sobie pozwolilam na żart u komisarza, a tu takie przykre wiadomości:
Płonie od kilku godzin w Sopocie Klub „Copacabana”w pobliżu molo.6 jednostek straży pożarnej walczy z ogniem,żeby się nie przenióśł na następne budynki, a tam stara zabudowa, stropy drewniane.Podobno klub był nieczynny.
Moniko, popraw mnie jesli sie mysle, ale zawsze podejrzewalam, ze to jest tak: jak sie ma dziecko (dzieci) to sie nie wyrzuca ksiazek, bo nie wiadomo kiedy moze sie przydac drugiemu pokoleniu.
Ja sie nauczylam (no, powiedzmy) wyrzucac, bo mieszkanie male. W lecie dostawilam jedna polke do sypilni goscinnej i dalam sobie slowo, ze juz nic nie bede.
Najtrudniej rozstac sie z ksiazkami, ktore sie dostalo w prezencie, albo ladnie oprawionymi (patrz piec tomow tych dziennikow tej okropnej Dabrowskiej, ktorej nie cierpie – juiz raz ktos w Kanadzie poprosil mnie o podrzucenie, poszlam na poczte i okazalo sie ze te cegly kosztowalyby ok. 80 funtow – no i stoi to, wywolujac we mnie zlosc ilekroc na nie spojrze, Ale przyjdzie taki monmemt kiedy – fiuuuu! pojda do snietnika) .
Myle, a nie mysle – w pierwszej linijce.
Nigdy nie wyrzucam książek, ale też mam takich, co pożyczyli i nie oddali i to zwykle ksiażki, do których lubię wracać.
Pewien zaprzyjaźniony dowcipny internauta poradził mi,żebym sobie zrobiła nowy exlibris( mam zrobiony w prezencie przez znajomego weterynarza, bardzo fajny, jestem tam na koniu i ze sznauzerem).
Wg. rady tego internauty( podobno wypraktykowane przez kogoś innego) treść exlibrisu powinna się zaczynać:
Ukradzione ze zbiorów…itd” :wink”
„
Heleno, jak nie cierpie ksiazki i nikt nie chce, to wyrzucam na makulature. A ze zbieraniem dla nastepnego pokolenia trafilas w dziesiatke. Dokladnie tak jest, jeszcze moze z mala polska komplikacja (bo rodzice meza przyjechali tu z ksiazkami. ktore stoja u nich w domu). Moja Mama najbardziej zalowala nie porcelany (tej z wiersza Mlosza), a spalonych w powstaniu ksiazek swego ojca, ktorego stracila dosc wczesnie, i cale zycie zbierala dla z mysla o mnie, zeby to jakos nadrobic, i przez ksiazki na polkach, i ich czytanie polaczyc pokolenia.
Psycholog stwierdził u mnie syndrom hambursko-frankfurcki, czyli nieopanowane łaknienie hamburgerów i frankfurterek, po czym zastosował wobec tychże deplacement, dispersion i dissolution, a wszystko to w 3D. Bez efektu. 🙁 Syndrom trwa! 😯
Z ksiazkami wiaza sie moje najdawniejsze wspomnienia. Wielokrotnie tu przywolywana babcia „wyjezdzajac” najpierw z Wolynia a potem ze Lwowa wywiozla nie tylko najblizszych ale rowniez spory zbior ksiazek. Byly one pakowane w skrzynie po jablkach. I kiedy wreszcie rodzina osiadla w Wwie te skrzynie, pomalowane na brazowo sluzyly za calkiem udana biblioteke. Dopiero w latach 70tych zostaly zastapione robionymi na miare polkami.
Potem pod koniec zycia te ksiazki stopniowo rozdawala wnukom, mnie przypadl zbior Mickiewicza, wydany pod koniec IWS i otrzymany przez nia na mature; jest tu ze mna ale juz czeka na wieksze mieszkanie Magdy – do niej kolejno pojedzie.
I czy to ma jakis sens? Nie zagladamy do pism Mickiewicza poza jego poezja a i tam juz teraz z rzadka. A niech sobie stoi, jak taka daleka droge przeszedl.
A czy istnieje syndrom szkocki? Bo czuje, ze zbliza sie atak.
Oczywiści ,ze istnieje szkocki syndrom , ale po……. wtedy kratka sie rozmywa 😉
Heleno, o tej porze chce jesc tradycyjna szkocka owsianke? To chyba za pozno, choc oszczedni zjedza o kazdej porze…
Szkocka owsianka nie ma wstepu do tego domu.
Haggis – prosze bardzo, ale nie owsianka, nawet suto okraszana orzechami i malinami.
Which reminds me…
Tak podejrzewalam, Heleno. Choc nowo nawrocony Szyjka by sie zgorszyl, ale on wpadal z przesady w przesade… 😀
vitajcie.!!! W tej chwili widzę radość na Waszych twarzach z mojego powrotu z niebytu. Tzn. z bytu u rodziny. Byłam tu i tam a także w kinie.
Ostatnio pysknęłam, że film Lejdis mi się nie podobał i pewnie Twórcom jego zrobiło się smutno… Niejako bez wyboru, poszłam na Ich nowy film .; Idealny facet dla mojej dziewczyny; Film bezczelny, śmiały, trochę chamowaty ale bardzo mi się podobał. Autorzy zawarli w nim wiele prawdy o obecnych czasach. Towarzyszące nam dwudziestolatki też potwierdziły nasze zdanie. Fajny. Prawdę mówiąc pokazali, że są wyjątkowo uzdolnionymi filmowcami. I.. uniwersalne przesłanie; miłość i prawda, to jedyna słuszna droga do celu.
Za tydzień mam przygotować obiad francuski. Żaby się pochowały, ślimaka nie uświadczysz, to co ja mam ugotować, może ktoś ma pomysł jakiś…?
jarzebinko,O!!!!!!
dobrze ze jestes
chetnie bym Tobie podeslal typ ale ja ide i kupuje
slimaki i takie tam inne do jedzenia
😀
Na ile osób jarzębinko?(Nie piszę o aperitifach i winach).
proponuję na zupę( Francuzi to nazywają potage,przecieraną ).Może być z brokułów( najłatwiej)
A na drugie souflet, ale z nim się trzeba ostrożnie obchodzić, bo szybko opada i to raczej danie na niewielką ilość gości.
Albo tarta i tu są dwie mozliwośći jarzynowo- mięsna, a z drugiej porcji ciasta tarta jabłkowa jako deser.
Albo clafoutis( wiśnie).To naturalnie moje proste przepisy.
A potem sery różne.
Heleno,przyznaj uczciwie, jadlas Haggis ??????????????? ❗
A dlaczego francuski i dla kogo, jarzebinko?
Gdybyś mieszkała koło mnie nazbierałabym Ci slimaków całe kosze w czerwcu.Obok mieszka Włoch i tylko ja jestem dla Niego konkurencję w tej dziedzinie, choć ostatnio dołaczył kanadyjski policjant, który się ożenił w Polsce.
A ślimaków tyle,że umiaru nie mają( naturalnie winniczki, tych gries u nas nie ma).
Jarzębinko, a może wystarczy mówić po francusku do schabowego z kapustą?
Książek wyrzucać nie umiem. tak mam. Parę lat temu, miłam ogromne problemy likwidując mieszkanie mojej ciotki, co zrobic z około 1000 książek. częśc wziełam, cały Norwid, cały Słowacki, ale na więcej absolutnie nie był u nas miejsca. Wiele tygodni zabrało mi rozparcelowanie książek po dobrych ludziach. Co nasze dzieci zrobia z naszymii książkami Bog jeden wie…..
Owsianka, mniam , mniam, ale na ciepło, na mleku i z odrobina masła i cukru i na sniadanie oczywiście!
Jarzębino, może zupa cebulowa,może bouillabaisse, może quiche, może ratatuja, może zajrzeć do kuchni na gazecie, może ktoś cos podpowie!
Jarzębinko
😀 😀 😀
ze wszystkich francuskich dan lubie najbardziej ciasteczka z ciasta francuskiego , mogą być paszteciki z tegoż ciasta , no i czekoladowe brioszki
To slimaków mam stosunek raczej powściagliwy, zjem ale bez entuzjazmu…
ale oczywiscie na deser talerz serow
będzie 5 osób, zupa cebulowa nie może być, o stworzeniach skaczących i pełzających żartowałam, nie może być tez nic co opadnie lub jest skomplikowane. Coś francuskiego ale prostego. Siostra mi przykazała, a ona zaprosi nas na obiad angielski?? Tak się umówiłyśmy. Teraz muszę iść pomieszkać. dobrej nocki.
co je francuz na obiad?
aj, 7 osob
Jarzebino,
– ja rowniez sugeruje zupe krem (porowa, selerowa, oczywisice brokulowa tez pyszna),
-pieczony pstrag w folii z czosnkowo pietruszkowym maselkiem, salata
-szarlotka.
Mysle, ze francuski znaczy wszystko swiezutkie z najlepszej jakosci produktow. Jesli to jest jakis konkurs bez udzialu prawdziwych Francuzow (ci chyba by sie nie domagali francuskiego obiadu jak jakies francuskie pieski) to ratuj sie slimakami z puszki z makaronem.
Na ślimaki chyba bym się nie skusiła. Za duzo tego łaziło wszędzie pod nogami ostatniego lata u mojej babci. Czy komary lub muchy ktoś jada? Ślimaki były w takich właśnie ilosciach. Inwazja! Obrzydzenie! 😛
Żono sąsiada! Jako niedawno mianowany przez Bobika naczelny telepatyk tego bloga(Bobik potwierdź!!)- wytelepaciłam Cię przed chwilą.
I jak widac jesteś. 🙂
Powoli się zbieram do kupy, przeto prośba: wiosną mnie zabierz w stronę Warszawy.Możesz mnie wysadzić w Moczydle, albo w Wodzisławiu,ostatecznie w Wilanowie gdyby się nie dało zatrzymac po drodze.
Wisi tam portret naszego przodka senatora, który , jako trzeci po Małachowskim był sygnatariuszem Konstutucji
3 Maja.
Skóra z mojego Ojca, (albo odwrotnie )ściągnięta.
Już się cieszę na tę jazdę! 😉
króliku ok zupa krem i ryba ale nie pstrąg, inna , To nie Francuzi, bo jakbym się z nimi porozumiała?
:))))
Z Francuzami najlepiej po francusku, ha ha! (wybacz glupi dowcip, nie moglam sobie odmowic mila jarzebino).
Ja tam zjem każde świnstewko, a ślimaki sczególnie!
Ale nie robię, bo obróbka jest wielce paskudna,raki np.kupuje mrożone, a jest ich w mojej rzeczce Kaczej( tu wszystkich przepraszam,za użycie inwektywy) od groma i trochę!
Z tymi ślimakami taka historia i to niejedna mi się przytrafiła.
W Gdyni długie lata francuska firma w słynnej stoczni Komuny budowała ogromne chemikaliowce ca. 250 m. dlugości.
Ekipa francuska się ze mna zaprzyjaźniła, miałam okazję do konwersacji i uczenia ich polskiego, a oni mnie poprawiali.
Pierwsze słowa, których Ich nauczono w Stoczni brzmiału:”Jestem żabojadem”.!
Otóż biesiadowaliśmy wtedy wspólnie raz u nich, raz u nas.
Któregoś dnia jeden z panów( a tam panowie celebrują kuchnię) powiada,że zrobiłby ślimaki, ale nie wie, gdzie zbierać.
Ochoczo zadeklarowałam się z pomocą, bo po deszczu na Kamiennej Górze i Bulwrze jest tego naprawde sporo.
Wyszłam na godzinny spacer z psami i zebrałam 240 ślimaków, które zaniosłam Francuzowi.
Kolacja miała być za cztery dni.
Przychodzimy, a tam gospodarz willi, którą Francuzi wynajmowali do mnie z pretensjami,ze ślimaki zjadły mu całą sałatę w ciągu dwóch nocy.:shock:
Na posiłek była jakaś twarda, jak podeszwa wołowina i ziemniaki grubo ciosane.Pytam Francuza, gdzie ślimaki?
A On mi na to”
_Zrobiło mi się ich żal- wypuściłaem do ogródka Pana Piotra! : smile:
Babko zapraszam!
po francusku to rzeczywiście znaczy z najlepszych produktów, uwielbiam te małe knajpki na francuskiej prowincji gdzie wszystko jest świeże i pyszne. Swego czasu dość sporo podróżowałam po Francji i zawsze ko 13-tej padało sakramentalne „trzeba zjeść”. Zjeżdżaliśmy z autostrady na chybił-trafił, jechali 10-15 km w „głąb lądu” i zawsze było wspaniale, czy to w Owernii, czy w Bretanii, czy w mojej ukochanej Langwedocji.
Jarzębino: może sałata z kozim serem ( ser na ciepło) . francuskie i łatwe do przygotowania.
Ryba to dobry pomysł ale moze dorada ( niestety dośc droga) albo łosoś i tarta tatin na deser. No i oczywiście sery i oczywiście wino!
Halibut z folii jarzębinko!!
No włąsnie l
Langwedocja!Jakie tam maja naleśniki!W pierwszej lepszej restauracyjce.A kawa o poranku!!
Jadę z Tobą Żono do Warszawy, jak mi tylko poprawią nogę!
A jakie ostrygi !!!Mój rekord to 36 sztuk na dwie osoby!!
Jarzebinko – na siedem osob, to musi byc cos co nie boi sie spoznialskich, co mozna zrobic pare godzin wczesniej i co mozna latwo wydac przy stole, a nie znosic z kuchni. Najlatwiej wtedy nakarmic czyms takim jak coq au vin (lub inne jednogarnkowe), wtedy na przystawke cos raczej lekkiego, odradzam zupe, a deser cos -„czystego” , np tarta owocowa na kupnym ciescie francuskim, np z jablkiem.
Znowu się zaczyna o jedzeniu?To ja idę w inne miejsce i może tu wrócę, ale później !
Dzień dobry wieczór.
Marylka chciał do Was napisać, ale nawał pracy nie pozwolił.
Jast zajęta produkcją pączków, chruścików i precelków, … nie wolno przeszkadzać.
Ja jestem akceptowany jako konsultant, przedsmakosz, dolewacz alkoholowych poprawiaczy ( nie tylko do półproduktów 😉 ) i krytyk. Akceptowany dlatego ponieważ wszystko mi smakuje i nic nie chcę poprawiać.
Moją dewizą jest stwierdzenie, że idealnych pączków jeszcze nie jadłem, dlatego trening, trening i jeszcze raz trening…, do Tłustego Czwartku technologia produkcji będzie tak usprawniona, że… no palce lizać! 🙂
A dzisiaj zadanie było łatwe: 1+1, chyba uda mi się za pierwszym razem!
Bo babko Francja to jedzenie. Jeden z moich wujów w latach 60tych ubiegłego wieku ożenił się z Francuską. ta dzielna kobieta zamieszkała w Warszawie i przez następne 30 lat, próbowała zachować francuską kuchnie i francuski rytm posiłków we własnym domu. Jej walka o narodową tożsamość przejawiała sie w gierkowskim serku bri-podobnym dojrzewającym na kaloryferze i makrela z puszki jako przystawką. ale nie od święta, tylko codziennie. Niezwykle mi to imponowało. Na szczęście oboje doczekali, również kulinarnie lepszych czasów.
O, czeka na akceptację, no wiecie!
Chyba dlatego, ponieważ Marylki adres E-Maila automatycznie został wpisany, a nie mój.
Prawdziwy proszony obiad francuski zawsze jest z potage i to w nie jest nic trudnego do zrobienia.
Zupa cebulowa, to włoska specjalność!
Chyba,ze obiad jest poprostu bez tej fracuskości tylko, co sobie gospodyni zaplanuje.
Na miejscu jarzębinki podjęłabym po polsku barszczem czerwonym nawet z kupnymi uszkami.Nie spotkałam obcokrajowca, któremu by nie smakował.
A możesz powiedzieć jarzębinko, czemu ten obiad ma być” francuzki”?
Miałam ty tych Francuzów stocznowych, a byli to wykształceni ludzie plus konsul ich od 1879 roku (z małą przerwą na stan wojenny, kiedy w panice wyjechali do Irlandii) do roku 95.
Najmłodszy dłużej był w Polsce niz w rodzinnym Kraju.
W tym czasie Stocznia dobrze prosperowała, aż nagle zaczęło się wszystko psuć, więc francuzka firma orzekła,że taniej jest w Korei , spakowali manatki i wyjechali tam, gdzie do dziś budują chemikaliowce.
Wiele im zawdzięczam.Nauki języka, historii i wspaniałej atmosfery.Bardzo się zaprzyjaźniliśmy.To Oni mnie nauczyli,że w Polsce rośnie grzyb o nazwie lejkowiec dęty,
którego mam tu w moim lesie, aż w nadmiarze!!
Spędzalismy też razem wigilje, a śpiewają wspaniale!Nawet przypadkowe w towarzystwie osoby, potrafią razem żaśpiewać.Kolędy w ich wykonaniu to było cudo!
Ciekawe, w kuchni to pan domu gra pierwsze skrzypce i pocztuje sobie to za powód do dumy.
1979 roku* naturalnie.Ta cholerna klawiatura!
Ostrygi! Slimaki! Udka żabie! Mniam!
Ja też należę do tych, co różne świństwa zjedzą i jeszcze się obliżą. 😀
A na obiad francuski bym dał tak: jako przystawka salade nicoise, potem boeuf bourguignon, a na deser, zależnie od upodobań, mousse au chocolat albo poires belle Helene.
Teraz dla niefrancuskojęzycznych rozszyfrowuję. Sałatka nicejska, na którą oczywiście każdy ma własny jedyny słuszny przepis, wołowina po burgundzku, duszona w winie – bardzo dobrze się daje odgrzewać, a ponieważ alkohol w trakcie duszenia wyparowuje, to nadaje się i dla dzieci, mus czekoladowy albo gruszki pięknej Heleny, z lodami waniliowymi i sosem czekoladowym.
Oczywiście sałata z kozim serkiem też mi się podoba, jak również coq au vin, ale – każdy ma swoich znajomych. 🙂 Dla mnie te podane przez mnie dania są wcieleniem francuskości na terenie kulinariów.
Potaże dla mnie trochę za ciężkie, jeśli na drugie jest mięcho, ale jak zima sroga… Można zresztą dać potage i solę a la meuniere, po młynarsku, to też jest wyjście. Smaży się króciutko, więc można gości po zakąsce zostawić samych na 10 minut i przyrządzić.
Do tart na deser mam to samo zastrzeżenie, co do potażu – po sutym obiedzie są już trochę za ciężkie.
Aha, bardzo francuskim deserem jest jeszcze creme brulee, ale ja go nie znoszę, więc trudno, żebym proponował. 😉
O, przepraszam, zupy cebulowej będę bronić, w imieniu Francuzów, jak niepodległości. Może sobie ona być jakiego chce pochodzenia, ale została we Francji naturalizowana, wrosła w kulinarny (zwłaszcza paryski) krajobraz i nie będzie Polak pluł jej w twarz! Potage a l’oignon nikt Francuzom nie odbierze! 👿
Nawiasem mówiąc, wielkie zasługi dla tej zupy położył Polak właśnie, król Stanisław Leszczyński, który stwierdził, że zalewanie usmażonej cebuli wodą, a nie bulionem, podnosi walory smakowe i zapachowe cebulówki. I to się przyjęło. 🙂
KoJaKu, czy Ty nie pomyliłeś filmów? To inspektor Columbo stale opowiada o swojej żonie, nigdy jej nie dopuszczając na wizję, a nie Kojak. 😀
Chrustu strasznie dawno nie robiłem.I nie wiem, czy w tym roku mi się będzie chciało. Chyba nie. 🙁
Kuchnia francuska pełna jest niespodzianek
http://www.youtube.com/watch?v=DlPtRF6PLlY
Może lepiej było Bobiku napisać:” nie będzie Babka cebulowej pluć w twarz”, a tak to znów ta zbiorowa odpowiedzialność się klania. 🙂
Zupa cebulowa jest francuska!
Czy bylibyście tak uprzejmi i spróbowali opisać do czego są podobne ślimaki, ostrygi i żabie? W życiu w twarzy nie miałam. Z ekskluziwów jadłam tylko kawior. Bardzo to było pyszne. Słyszałam, że ostrygi to przereklamowany glut. Oświećcie ciemnotę.
Chrust? To juz karnawal sie skonczyl? Jak ten czas, wcale nie przetanczony, leci.
Najlepiej wychodzi mi gotowanie na trzy, cztery osoby.
Jest nas tutaj osmioro do roznych przyjec i to juz jest zupelnie inna para kaloszy. Operacja obiad wymaga militarnej precyzji i organizacji. Na razie sobie to wszystko daruje.
W mojej kulinarnej biblii (La Bonne Cuisine de Madame Saint-Ange) la soupe jest raczej rustykalna i tresciwa, zas le potage bardziej wyrafinowana i mniej obiadowo-jednogarnkowa. Jak to rozumiem: dzisiaj na obiad byla la soupe kapusniak, a na jutro planuje le potage krem z korzenia selera z serem gruyere.
Na swoje usprawiedliwienie podam, ze posluguje sie wiedza o francuskiej kuchni sprzed 100 lat, wiec moze pewne rzeczy sie zdezaktualizowaly.
Haneczko,
slimaki sa do niczego nie podobne i musisz je pokryc sosem pieczarkowym i czosnkiem, wtedy przypominaja wciaz niedokladnie jakies zjadliwe stworzenie.
Na zabach sie nie znam, u nas sa tylko mrozone.
Ostrygi zas to po prostu niebo w gebie.
dobranoc
😀
Królik, tak wysoko nie podskoczę ❗ Chociaż chmurkę określ.
Sprobuj Haneczko, najlepiej tam gdzie sie w tym specjalizuja. W Toronto jest to „Rodney’s Oyster Bar”. Sama przyjemnosc patrzec na przygotowanie roznych rodzjow ostryg, nie mowiac o jedzeniu.
Slimaki rzeczywiście nie mają zbyt wiele własnego smaku i sosami stoją. Ale w dobrym sosie (najlepsze masło z czosnkiem i pietruszką) pyszne być potrafią. Ich atrakcyjność polega prawdopodobnie na konsystencji – bo ja wiem, twardych i sprężystych grzybków?
Zaby bardzo w smaku przypominają kurczaka. Podejrzewam, że gdyby komuś nieświadomemu je zaserwować i wmówić, że kurzyna, to by specjalnych podejrzeń nie miał.
A ostrygi… hmmm. Rzeczywiście najtrudniej opisać. To jest po prostu smak morza. Fakt, że galaretowate, ale mnie to nie wadzi, a jak się je wsysa, to się ma na języku i leniwe wylegiwanie się na plaży, i wściekłe, sztormowe fale, i dalekie podróże dostojnymi żaglowcami… Tylko zamknąć oczy i wciągnąć zawartość muszli. 🙂
Króliku, potage jest rzeczywiście lżejszy i przecierany, a soupe bardziej rustykalna i może w niej coś w kawałkach pływać. Ale dla mnie każda zupa ma w sobie coś sycącego, może przez to, że ciepła. A sałatkę nicejską po prostu uwielbiam i mógłbym ją jeść na okrągło, więc i przyjście gości bym do tego wykorzystał. 🙂
szczerze mówiąc nie wiem do czego te ostrygi porównać. Delikatne , rozpływające sie w ustach, ale z „morskim” aromatem. No naprawdę Haneczko nie wiem. Bywają nawet z nuta słodyczy. generalnie do ostryg poleca się cytrynę, ale jak sa bardzo dobre, to moim zdaniem wystarczy białe wino ( w kieliszku rzecz jasna!). Ostrygi to sama delikatność, małże są duzo bardziej solidne , większej konsystencji.
najlepsze jakie jadłam to w Meze i w Bouziques nad Morzem Śródziemnym. We Francji uważa sie że najlepsze sa wyspie Ile de Re ( na Atlantyku)
Krótko mówiąc trzeba spróbować. W warszawie w Bomi,widziłam ostrygi chyba po 5 zł. sztuka ( szczerze mówiąc nie pamietam, może więcej), ale nigdy nie kupowałam. Ostrygi musza być b. świeże , a jakoś tu do polskich sklepó nie mam zaufania. Za daleko do oceanu!!
Królik, Toronto to dla mnie zaświaty 😆 Ale miło, że jest 😆
A już zupełnie na poważnie.
Kiedyś myślałam, że dla każdego takie niebo, jakie sam sobie wymarzy. Spróbować tego, co nieznane, o czym się śni. A potem mi wyszło, że trzeba smakować każde dostępne, do dna. Jeżeli napatoczy mi się ślimak – zjem bez wahania. Ale nie uschnę z tęsknoty za nieosiągalnym 😉
W Polsce z owocami morza jest problem. krewetki mrożenie znoszą dość dobrze, małże gorzej,a ostrygi zupełnie nie. Ceny są wysokie, a jakość w restauracjach b. różna. W każdym razie, daleko temu jedzeniu do standardów np francuskich. Ceno również. Za te 36 ostryg ( skrzynka) zapłaciliśmy 100 franków, czyli ok 50- zł ( jesli dobrze pamietam te stare przeliczniki). W Polsce za to może 10 ostryg by sie kupiło, ale ich świeżość byłaby nieporównywalna. Wniosek prosty w Polsce najlepiej jeść to co polskie, a nowe smaki poznawać na miejscowym gruncie!
Najbliżej oceanu widziałam ostrygi na targu w Holandii. Ale zabrakło mi odwagi. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek – będę lwicą!
Walcz, haneczko, walcz! 😆
To jest bardzo zdrowe podejście, żeby z tego, co dostępne, wyciskać maksimum doznań. Ale o nowe doznania można się też postarać. Toronto rzeczywiście trochę daleko, ale w Brukseli, do której na pewno są tanie loty, jest cała dzielnica kulinarna, tzn. ulice w centrum są jednym wielkim ciągiem knajpek, przed którymi, na czymś w rodzaju piętrowych straganów, leżą nieprawdopodobne stosy owoców morza, zwykle zresztą udekorowane całkiem zwykłymi owocami. Jest to orgia kształtów, kolorów i zapachów, przy której po prostu nie da się nie zgłodnieć i nie mieć ochoty spróbować tego wszystkiego. Nawet mój tata, który zawsze się zarzekał, że ostrygi to on nigdy w życiu, a na widok kraba pytał,czy on ma jeść to, czy to ma jeść jego, w Brukseli się złamał i spróbował. Gorącym wielbicielem nie został, ale nadal nad tym z mamą pracujemy. 😀
Ale mi Bobiku zrobiłeś smaku! A tu tylko grzanki z żółtym serem 😉
Sąsiadko, dodać szynki, nazwać „croque monsieur” i zaraz się jakoś tak francusko robi. 😀
Już zjadłam – bez szynki! Ale jutro nowy dzień, trzeba wymyslic coś pysznego, choć niekoniecznie kraba ( choć też dobry)!
U mnie dziś było na leniwca, ale dość oryginalnie – rolki wiosenne (taki rodzaj sajgonek, tylko w innym cieście) z mrożonki, a do tego guacamole. To się nazywa fusion! 😆
No tak Babka uciekła ona tyle gotuje ,ze juz słuchać o jedzeniu nie moze , zdrowe podejscie , albo praktyka albo teoria
Ktos tam mówił cudze chwlicie , swego nie znacie czy to polska kuchnia gorsza , ja ją sobie chwalę
dobranoc wszystkim 😀
Niunia, ja sobie każdą kuchnię chwalę, a najbardziej taką, w której kiełbasa leży na niskim stoliku, a gospodarze w pokoju oglądają akurat „Desperate Housewives” i nie ma mowy, żeby się ruszyli z foteli. 😀
Dobranoc wszystkim!
A polska kuchnia jest b. OK
Dobranoc,
pewnie, ze nie ma to jak kawalek kielbasy dobrze obsuszonej. Moze mi sie choc przysni, bo nie mam w domu.
jarzebinko – a moze nalesniki, tylko po francusku sie one inaczej nazywaja 🙂
http://picasaweb.google.com/WandaTX/Nalesniki#slideshow
a czy widzialas Ty albo ktokolwiek tych Statystow i masz jakies zdanie na temat
w ogole to jestem „nie w humorze” bo po kazdym polskim filmie najpierw jest : wspolczesne polskie kino jest „do bani”, no co, naprawde, moze my zle filmy wybieramy
kto co wie prosze?
Króliku, a niechby nawet doooobrze oooobsuszooonej, na smutną melodię! 🙂 W domu akurat też nie mam, więc nawet wirtualnie podzielić się nie mogę.
W temacie aktualnego polskiego kina mogę się tylko podeprzeć znaną sentencją – wiem, że nic nie wiem. 🙁 Toteż wskazówkami żadnymi służyć bym nie śmiał.
A po trzecie Was zaskoczę. Chociaż pora całkiem jeszcze dziecinna, ja dziś też mówię – dobranoc. 🙂
dzien dobry !!!!!!!!
niuniu,Twoj pomagier dziala
woda na gazie
i cos” mocnego” poniedzialek 😀
http://www.youtube.com/watch?v=ne1EOVrdNxA
😀
a moze to dla tych co lubia 😀
http://www.youtube.com/watch?v=gJmX1z1NY2c&feature=related
dobrego dnia
Rys
dziękuje za pomoc , u nas zima wrociła a w Berlinie pierzyna czy sombrero dzis przydatne
Stoliczek juz nakrywam , na sniadanko nasze pachnace i gorące drożdzówki a dla nie łasuchóww jajko na szynce wiejskiej podsmażone i sałata lodowa a w tle
http://www.youtube.com/watch?v=SzlpTRNIAvc
Dalej Emi , Amigo pędzimy w siną dal 😀
Ciekawe kiedy Bobik otworzy jedno oczko i czy syndrom się zmieni na syndrom sniadaniowy 😆
Bobiku podoba mi się pomysł sałatkowo- gruszkowy ale mięso nie, bo jestem początkującą wegetarianką. Pomysł Cubalibre świetny. Pozdrawiam Wszystkich.
Tak mnie dzis z rana dokumentnie wkurzyl festiwal wypracowan przetaczajacych sie przez prase czy rzad mogl uratowac zamordowanego przez talibskich fanatykow Polaka, ze pogratulowalam sobie, ze nie jestem zdana na polskie gazety i postanowilam nie zagladac do nich przez nastepnych pare dni. Niech to wszystko przyschnie i co innego pochlonie uwage komentatorow od siedmiu bolesci. Zadania rozliczenia rzadu z tego co zrobil i czego nie zrobil negocjujac z opetanymi bandytami religijnymi teraz kiedy zostal zamordowany, jest dla mnie szczytem nieprzyzwoitosci i niech to tak zostanie.
A z tutejszych mediow z kolei nauczylam sie nowego wyrazenia, ktore bardzo mi sie spodobalo i bede uzywac. To cosmy tu mieli w zeszlym tygodniu to nie byl snieg (snow), tylko „snow event”. To chyba cos znacznie wiekswzego niz zwyczajny snieg na 20 cm przy temoeraturze -2 C. Snow event to cos znacznie wiekszego, biblijnego, owianego mistyczna groza niz opady sniegu.
Patrze wiec na niebo i widze, ze pogoda dzis zapowiada sie taka sobie, Byle nie doszlo do rain eventu.
Dzien dobry Wszystkim.
Dzień dobry. 🙂 Ja dziś jeszcze przed prasówką, więc na żadne tematy aktualne na razie się nie wypowiadam, zgodnie ze starą, psią zasadą: najpierw zjeść, potem czytać. Odwrotna kolejność może spowodować poważne zakłócenia w konsumpcji. Więc najpierw te jajka na szynce, a potem dopiero zobaczę, co się w świecie dzieje i czy warto mu poświęcać uwagę. 😉
Dzień dobry!
Niuniu Amigo poleciał za wami szukać sinej dali bo pogoda cudna. Czuć wiosnę. Sama bym pohasała…..
Wpierw zastanowiło mnie, jak można zjeść prasówkę, a dopiero potem ją przeczytać, ale potem mnie oświeciło. Bobik konsumuje prasówkę, by ją przetrawić przed czytaniem, a nie czytać surowego…
Witajcie, ja już po prasówce.
Pies, jak pies, ale moje upiorne koty zeżarły i porwały w strzępy „Politykę”, ( z Panią Kierowniczką w środku) ,której czytania nie dokończyłam!!! 👿
No właśnie. Chyba znacznie mniejszym przestępstwem jest skonsumowanie i trawienie prasówki, niż zeżarcie Kierowniczki opakowanej w „Politykę”! 👿
Babko, proponowałbym natychmiastowe odzyskanie Kierowniczki, zanim koty zdążą ją strawić!
Dlaczego Jarzębina od razu nie mówiła, że obiad ma być wegetariański? To jest zupełnie inna koncepcja. 🙂 W takim układzie na pierwsze istotnie może być jakaś zupa, tu by np. pasował ten wykwintny krem selerowy. Drugie w zależności od tego, czy może być ryba, czy też wykluczona. Jak może być, to sola albo dorada. Jak wykluczona, to np. rozpustna, bogata wersja sałaty nicejskiej i jakaś tarta, albo suflet szpinakowy. Mam dobry przepis na suflet, który da się przygotować wcześniej i przetrzymać w lodówce do przyjścia gości, a potem tylko upiec i szybko podać. Koncepcja deseru może zostać – mus czekoladowy albo Piękna Helena.
Ale tak w ogóle na obiad wegetariański wolałbym coś z kuchni indyjskiej albo bałkańskiej. Francuska pokazuje się od najlepszej strony w daniach mięsnych. 😉
Mysle, ze quiche np cebulowy , z dobra zielona salata (podana po kiszu naturalman) i i mus czekoladowy, to bartdzo dobry wybor.
Jarzebinko , pamietaj: nie musisz stawac na glowie i zadziwiac gosci. Przychodza zazwyczaj aby spedzic milo wieczor, nie gotowac- nie zmywac we wlasnym domu i dla tysiaca innych powodow, ale nigdy po to aby dobrze sie najesc.
Gospodyni zestresowana, zmeczona i w nerwach nie jest dobra gospdynia.
Bylam kiedys na kolacji u swojego przyjaciela, ktorego zona podala kompletnie spalona grochowke, dopelniona zimna woda. Owszem, pamietam te grochowke, ale pamietam moja wdziecznosc zonie przyjaciela, ze nie robila wielkich ceregieli z powodu nieudanego obiadu. I goscie tez nie robili. I pamietam, ze bylo bardzo milo i jakie ciekawe rzeczy mowil Tim Garton Ash, po skonsumowaniu spalopnej grochowki.
O, nie wszyscy goście, ja tam zawsze doceniam, jak oprócz ciekawej rozmowy i sympatycznej atmosfery dadzą jeszcze dobrze zjeść. 😉
Nie wiem, czy cebulowe dla Jarzębiny wchodzi w grę, bo wczoraj protestowała na zupę cebulową. Ale tart jest taki wybór, że zawsze coś sobie można dobrać. Chociaż suflety są, oczywiście, wykwintniejsze. Ale i ryzykowne.
Rozmowa na pewno wazna przy obiedzie, ale obiad tez wazny. Zaprosilo sie gosci, a ci rezerwuja sobie ten wieczor, ladnie sie ubieraja, przynosza prezenty, wino, kwiaty, czekoladki, apetyt, a tu przypalona grochowka. Que’lle catastrophe! Z tym, ze moze sie zdarzyc kazdemu.
Mnie osobiscie wypadly kiedys swiezo upieczone kaczki na podloge w kuchni na oczach wszystkich gosci. Natychmiast sie przyczepilo do nich wlosie Dobrych Piesow. Nie mowiac o tym, ze innym razem upeklowana szynka po upieczeniu okazala sie byc zepsuta od kosci (co tlumaczylo jej dziwny zapach). Mam zaprzyjazniona chinska i grecka restauracje (jedna jest nieczynna w niedziele) na te wszelkie wypadki.
Bobik, suflety na siedem osob – spells disaster. A jak sie zaczna spozniac? A do quichea mozna dodac co sie chce, prawda.
A spalona grochowka byla dla mnie bardzo dobra nauczka, na cale zycie. Dobrze, ze mi sie przytrafila, bo teraz kiedy zaczynam wpadac w histerie i panike przed przyjsciem gosci ( no, owszem, zdarza sie), to sobie przypominam grochwke i jak bylo milo mimo tego. I z jaka klasa zachowala sie Pani Domu ( i Pan Dmu tez) .
A moja Ewa w przypływie nagłych obowiązków faszerując kurczaka twierdziła przez pół godziny,że zaszyła w nim komórkę !
Farsz z komórki! 😆 To powinno przejść do jakichś annałów!
Mnie suflety na siedem osób nie przerażają, ale może to rzeczywiście nie jest numer dla każdego. Mogę się przyznać, że mam w swoim życiorysie półroczny epizod zawodowego (chociaż jestem absolutnym amatorem) kucharzenia we Francji właśnie, u księstwa de ***, i musiałem się u tych cholernych arystokratów z różnymi frymuśnościami zmierzyć. Oczywiście nigdy się nie przyznawałem, że czegoś nie potrafię, albo że o jakiejś potrawie nie słyszałem, ale naprawdę poważną wpadkę miałem tylko jedną. Nie przy homarze, nie przy krabach i nie przy suflecie. Przy kluskach kładzionych. 😯 Z nerw podwójną porcję mąki wziąłem i wyszły kluski kamienne. Do dziś mi wstyd. 😳
Oh, la, la! Ja lubie moje kluski kladzione raczej twardawe, ale nie kamienne. Dzisiaj robie boeuf bourguignonne (dzieki Bobiku, wprawdzie to byla sugestia dla Jarzebiny, ale zlapalam ja). A do niej moze wlasnie kluski kladzione?
Z sufletem jeszcze sie nie zmierzylam, ale kto wie. Jaki to jest twoj przepis Bobiku?
Kluski kamienne mi się też zdarzają Bobiku,dlatego częściej robię francuskie.Mniejsze ryzyko.
Jeśli chodzi o komórkę w kurczaku, to ktoś przytomnie poradził,żeby na nią zadzwonić to się odezwie i tak zrobiłam (Z Gdyni na Uznam) 😉
Ale przedtem byłam zajęta szukaniem małej kocicy i prawie byłam pewna,że jest w pralce, a pralka już pracowała od kilkunastu minut
Miała być poranna wirtualna kawa, a zrobił się poploch.
A ja w dziecinstwie wymyslilam ciastka mietowe – taka mnie fantazja naszla. Poniewaz nie wiedzialam dokladnie w jakiej postaci wystepuje mieta, a w domu byly jedynie mietowe cukierki, wiec skarmelizowalam je w garnuszku nad ogniem i dodalam do ciasta z przepisu na zwykle ciastka.
Wyszly betonowe. Ja sie upieralam, ze zostaly one pomyslane do rozpuszczania w herbacie. Najgorsze, ze nawet dlugo moczone w herbacie nie mialy smaku mietowego. Ani herbata nie miala.
Zrazilam sie wtedy do pieczenia ciastek i nigdy juz nie probowalam. Moze gdybym nie podsluchala jak moja mama opowiada to swojej przyjaciolce przez telefon….
Króliku, przepis na suflet wrzucę później, bo muszę teraz wyjść. Ma być na ten szpinakowy (mój ulubiony) czy jakiś inny?
Zanim wyjdę, jeszcze REKLAMA!
Na muzycznym leci dziś od 10.15 czarny kryminał w kawałkach, pt. „Szwarcman w Szwarcwaldzie.” Fragmenty trzeba wprawdzie wydłubywać spośród komentarzy merytorycznych, ale dla chcącego…
Zainteresowanym podaję link do prologu, powieść właściwa zaczyna się niżej, od komentarza Komisarza.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=280#comment-37511
Bobiku, szpinakowy jak najbardziej.
Opisujecie od wczoraj moje ulubione potrawy, ktorymi zwykle karmie gosci, a ja akurat od wczoraj jestem przytrzasnieta brakiem czasu. Ale uwielbiam czytac o jedzeniu (wlasciwie po przeczytaniu mozna czasem nawet odpuscic gotowanie – sam opis wystarcza). Zgadzam sie z Bobikiem, ze francuskie potrawy po wegetariansku to rzecz mozliwa, ale jednak chyba lepiej na dluzsza mete szukac natchnien w innej kuchni (byleby nie to weganskie tofu opisane pare dni temu przez Helene). Zas wsrod Francuzow cieszyc sie tym, co francuskie. No i zawsze zostaja desery, ktore z reguly sa bezmiesne. 🙂 A teraz juz musze wyjsc, bo i tak jestem spozniona…
Chcę powiedzieć tylko ,że żyję , Moja potrzebuje obu komputerów , tylko nie wiem po co ma przecież tylko dwie ręce ;-( , ale szamać dała więc jakoś wytrzymam , może jeszcze Hermes coś podrzuci czekam w oknie 😉
Oto suflet ze szpinaku:
do zrobienia z ostryg braku,
z żab i muli niedoboru
no i z dzikiego uporu. 😉
300 g szpinaku mrożonego-rozmrożonego (taka ilość siekaniny wychodzi chyba z 2 kg świeżego, ale głowy nie dam)
4 jajka
3 łyżki stołowe masła (ok. 50 g)
3 łyżki stołowe mąki
1/4 l mleka
50 g tartego sera
sól, pieprz, estragon, ew. czosnek, ew. chili, ew, gałka muszkatołowa
Z mąki, masła i mleka zrobić beszamel (chyba każdy tu wie jak, więc nie będę opisywać). Zestawić z ognia, domieszać ser, potem szpinak, potem kolejno żółtka, przyprawić. Na końcu ostrożnie wymieszać ze sztywno ubitą pianą, wlać do grubo posmarowanej masłem formy sufletowej, piec ok. 25 min. w nagrzanym uprzednio piekarniku, pod koniec pieczenia dodać jeszcze trochę temperatury.
Zamiast szpinaku można wrąbać w sumie 100 g tartego sera, to się będzie nazywało suflet serowy.
Triki: żeby równo rosło, przed włożeniem do piekarnika oddzielić nożem masę od formy („okroić”). Formę napełnia się najwyżej do 3/4 wysokości, żeby suflet nie poszedł na przechadzkę po piekarniku. W czasie pieczenia nie wolno do niego zaglądać. Jak się nie ma formy sufletowej, to zaryzykować w zwykłej tortowej – rabiałem tak i było całkiem jadalne. Podawać trzeba oczywiście natychmiast i pamiętać, że suflet mocniej wypieczony jest karniejszy i ma mniejsze tendencje do flaczenia.
Proste jak drut, prawda? 😀
I pamiętać,żeby podawać na ciepłym talerzu, a jak w formie sufletowej to na deseczce.Wychlodzony od spodu opada.
Mam nadzieję,że Bobik nie zostanie sam w aucie na parkingu!!:shock:
Niuniu!Wyszłam sama na 1/2 godziny, o kulach ale bez kłopotów i zachłysnęłam się powietrzen i słońcem.
Doszłam do stawku z kaczkami i z powrotem!!:smile:
Babko
Moja sie cieszy , ja też , człowiek docenia to co ma gdy traci , ale niedługo odzyskasz swoje obie nogi i ruszysz z Emi na długie spacery a ja z Wami 😀
Też tak myślę niuniu, a Twoja bardzo zajęta, bo mam do Niej pytanie? I buziaki też. Dla całej Trójki.
Babko
przyślij emaila Moja czeka 🙂
Heleno, dziękuję za grochówkę! Bardzo mi się przyda. Potrafię głupio się przejmować niestety 🙁
Dzieki za suflet. Wyprobuje na moich w tym tygodniu. Przyda mi sie czasem danie jarskie, chocby jedno obok zupy, do proszonych obiadow, bo coraz wiecej ludzi nie jest miesa.
Bobik to chyba wszystko umie… Ten suflet to muszę potrenować ze sto razy zanim go zrobię. Przecież pisałam, że kucharka ze mnie marna. Siostra wpadła na pomysł podróżowania po całym świecie na talerzu. Tak to dostała mi się Francja. Chyba poszukam jakiejś żaby.
@ Babko uśmiałam się z telefonu w pieczeni. Prawdę mówiąc bardzo by mnie to nie zdziwiło.
poczytam coś francuskiego to może mnie natchnie. Muszę jeszcze popracowac. dobrej nocki
@ Babko wiesz już czemu mnie nie zdziwił telefon w kurczaku bo , zamiast jarzębina piszę jakiś wihajster. pa
Jarzębina wodzi mnie na pokuszenie. Mam zrobić listę z rzeczami których nie umiem? 😆
Noo, bajka byłaby długa. Ale mogę wybrać trzy rzeczy, spontanicznie
– jeździć na nartach
– grać porządnie w brydża
– zarabiać dużych pieniędzy 🙁
kupię napoleonki!!!!((((((
Bobiku, jezdzenie na nartach odradzam, pieniadze dzis sa jutro ich nie ma, ale w brydza koniecznie trzeba sie podciagnac.
Jarzębino, tylko nie to! 😯
Gruszka pięknej Heleny jest banalnie prosta do zrobienia, a i ten mus czekoladowy nie taki trudny.
Nigdy nie widziałem, żeby jakiś Francuz dawał na deser napoleonki!
Króliku, na razie mam niewielką motywację, bo żadnych brydżystów w otoczeniu. Ale nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie… 😉
Bobik, poznales znakomita brydzystke, masa trofeow i wygranych duplikatow, bardzo wysokie notowania
w British Bridge Union i tytul Mistrza o czym swiadcza liczne wytworne dlugopisy BBU (te, jeszcze nie rozkradzione…) .
Ona Cie w kazdej chwili z rozkosza bedzie poduczac. A mieszkac i odzywiac sie mozesz next door.
Jarzębino, wichajster w kurczaku tez można zaszyć.
Bobik znowu taki genialny nie jest!
JA TEZ nie umiem jeździć na nartach, zrabiać dużej kasy i grać w brydża.
Próbowano mnie nauczyć, kończyło się to pomrukami inwektyw przy stoliku i głośniejszym:”Szkoda gadać”!!
Ale za to dobrze gram w canastę!
Bobiku,polecam
„brydz nowoczesny”
bogumil seifert
iskry warszawa 1959
patrze sobie na date wydania i pytam:ciagle nowoczesny co jak 😀
Stary dowcip o graniu ” z dziadkiem” mnie wyszedł spontanicznie, kiedy zniecierpliwione towarzystwo przydzieliło mi inne zadanie ( kuchnia :evil:)i postanowiło grać : „z dziadkiem”.Sic!
A skąd ja Wam dzisiaj jakiegoś dziadka znajdę ?zapytałam czym upewniłam towrzystwo,że naprawdę jestem tuman bridżowy( taka mawiali pod nosem, słyszałam). 😯
Babko,kto dzisiaj ma czas i zdrowie do gry w brydza
brydz pochlania 😀
podpisuje sie pod dwoma z 3 z Bobikowej listy ale i to jezdzenie na nartach to amatorszczyzna do kwadratowego kolka 🙂
nie mowiac o suflecie 🙂
W kazdym klubie brytyjskim za powiedzenie o partnerze lub opozycji „szkoda gadac!” wylatuje sie dyscyplinarnie.
A za mniejsze przewinienia wzywa sie „dyrektora” gry, aby przywolal do porzadku. Sam sie z gburem nie rozprawiasz, nigdy!
Stara angielska szkola.
No tak, rzeczywiście poznałem Wybitną Brydżystkę, ale to niestety nie działa tak jak z Duchem Świętym, że moment natchnienia, iskra przeskakuje i załatwione. Na to uczenie się brydża trzeba by wiele godzin poświęcić, a tymczasem next door zielony groszek w scotchu może się rozmrozić… 😉
O, Ryś mnie natchnął bardzo dobrym argumentem.
Nie mam zdrowia do gry w brydża! 😀
Czy brydżyści wymagają w takim wypadku zaświadczenia lekarskiego? 😉
kiedys tam mialem te plyte
moze dostane cd
http://www.youtube.com/watch?v=zQ1gkLH_3cQ
http://www.youtube.com/watch?v=ajxXqYimorw&feature=related
Dobrze, ze mi przypomniales, Bobik. Poszlabym byla do lozka o suchym pysku.
Skocze po lod, bo groszek sie skonczyl.
Bobiku,bron sie,zostaw brydz w przedsionku z parasolami
niech czeka ma czas 😀
ostatni kawalek i do jutra
http://www.youtube.com/watch?v=TJBxzSPjWwk&feature=related
rys
😀 😀 😀
Pewnie moja kuzynka grywa tam w Turniejach, a podobno dobra jest w bridżu i angielskim, była parę razy w reprezentacji Kraju!Lata ćwiczeń.
Aaa, Żono sąsiada, coś mi się przypomniało: niedawno znalazłam nazwisko kuzynki tuż przed Twoim podpisem w/s śp.Jacka Kuronia,..
Z nartami to samo:Mam zasadę, jak spadać z konia, to z dobrego, przeto jazdę na nartach odrazu zaczęłam od Kasprowego i mogę się pochwalić, jak ta dzisiejsza turystka,że zjechałam na derrierze bez specjalnego szwanku na ciele całą trasę!
Potem się wzięłam , jak krolik za biegówki i pewnie bym sobie pobiegała latoś, gdyby los nie postawił mi ograniczeń.
Bobiku, wszyscy: Niuniu, Amigo, Seneko,pieski królika:
Dzisiaj był bardzo miły dzień.Poszłam na spacer z kim innym, a wracając spotkałam moja babkę, która mi wyszła naprzeciw! Sama!!
Tak wariowałam z uciechy,że dwa razy fiknęłam przez grzbiet.Jutro też spróbujemy!! 🙂
Rysiu, a to znasz? 😆
Dobranoc, już dziś więcej nie będziem smażyli,
niech w zlewie się patelnia porządnie odmoczy
dobranoc, niech ktoś jeszcze po detergent skoczy,
dobranoc, dość na dzisiaj każdy się posilił…
Emi, no widzisz, ile radości może dostarczyć złamana noga (czyjaś) ? Przypomnij sobie tę buddyjską przypowieść – ja tam nie wiem, czy to dobrze, czy to źle… 😉
Ale tak na serio, bardzo się cieszę, że Babka taka waleczna jest i się nie daje! 🙂
Faktycznie Bobiku, jak się coś się popieprzy totalnie, to potem każda mała przyjemność urasta do rangi duuuużej kości wołowej.Cos w tym jest ! 😉
Dobranoc !
Emi, znam jeszcze jedną głęboką mądrość życiową – co się polepszy, to się popieprzy, ale i na odwrót! 😀
Rany!!Nie strasz!Nie możesz postarszyć królików tym spod starej rudery?Albo tych gówniarzy co Cię kradli? 😡
To piekny i madry wiersz, Piesku, zwlaszcza ten watek o patelni poruszyl w mojej duszy jakies glebokie struny. Moja patelnia moczy sie w zlewie od soboty, a moze byl to piatek, dlatego raczej unikam smazenia. Mysle, ze te sama ilosc kalorii moze organizm uzyskac w plynie, ze szklanki. A szklanke mozna wrzucic do maszyny, niestey nie mozna tego zrobic z duza patelnia teflonowa. Niechaj sie, kurde, moczy.
Kalorie ze szklanki są bardzo słusznym spostrzeżeniem. Zresztą smażenie podobno okropnie szkodzi na wątrobę. 😀
Zwiazki wegla! Wlasnie!
C2H5OH niby też jest związkiem węgla, ale nie wierzę, żeby szkodził tak, jak te z patelni. 😉
Bo tam jest wiecej wodoru, co widac golym okiem. Wpodor nie szkodzi. C jest szkodliwe.
Zwłaszcza górne C. Próbowałem, szkodzi przeraźliwie! 🙄
Gorne C jest hormonalne. Podobno.
Hormonalne, dziedziczone,
winien ojciec czy też mać,
ja nakrywam się ogonem
i – dobranoc, idę spać. 🙂
Zamiast szpinaku można wrąbać w sumie 100 g tartego sera, to się będzie nazywało suflet serowy.
Bobiku ja to przeczytalam niestarannie i bardzo mnie ucieszylo, ze tarty ser (byle dobry) tez moze byc nazwany sufletem … tu duza buzka bardzo usmiechnieta
Emi, aby tylko Twoja nie fiknęła….Czas szybko leci, ani się spostrzeżecie, bedziecie obie ganiać po okolicy dalszej i bliższej. 🙂
Niuniu, Rysiu, jestem gotowy do pomocy przy śniadanku, a potem zasuwanko po „pięknych okolicznościach przyrody” 😀
wtorek,zapowiada sie wspanialy dzien
sombrero niecierpliwie czeka
w droge energicznie brykac,fikac
http://www.youtube.com/watch?v=oNgSeJzLJFc
niuniu,wode wstawiam i jeszcze umyje Bobika i Heleny
patelnie/taka dobra kolega berlinskirys/coby sniadanko
smakowalo bez detergentow
brykajcie 😀
Amigo,dziekuje za pomoc ranny „ptaszku”
pozdrowienia Twoim 😀
Rysiu ,Amigo
nareszcie pomocników mam swóch
w Berlinie musi byc dzisiaj piękna pogoda skoro sombrero
Amigo tez juz rwie się na spacerek
pewnie bałwan zniknął spod okna
skoro Rys umyl patelnie nie pozostaje mi nic innego
jak smazyć nalesniki dla łasuchów
potem dla niełasuchów usmażymy jajecznicę na pomidorkach
Jeszcze tyłko herbata i kawka
Amigo , Emi biegniemy podziwiać widoki
jak wrócimy Bobik nauczy nas nowej gimnastyki
http://www.youtube.com/watch?v=l8Y8IrN_Y6k
a potem szamanko 😀 😀 😀
Cichutko. My jeszcze spimy.
Heleno
http://www.youtube.com/watch?v=EXy5KURe52c
Nie spać!
Bilety do wód! Bilety do wód! Kto zamawiał?
Foma
do wód ??:lol: 😆
Oj Niuniu bałwan zniknął spod okna! Ale za to jakie pączki na krzakach…. 😯 🙂
Foma, do wód? Ciepłych, gorących, czy zimnych? 🙂 Bo ja osobiście zimnych mam dosyć!
No i najwazniejsze- na co te wody pomagają? 🙂
Wody dają ukojenie i poszerzają horyzont 😉
Takie wody to lubię! 🙂
Poczytajcie sobie http://wyborcza.pl/1,75480,6251875,Bauman__koniec_orgii.html
Kto tu budzi moją babkę?Spała, jak zabita po wczorajszym spacerze!
A ja dzisiaj z tych nerwów nie zrobiłam ..no tego „drugiego dania”
Podobno( gadali w TV) duże oszczędności w Policji się kroją, nic dziwnego,że komisarz nagle zaczął sprzedawać bilety do wód z szerokim horyzontem.
My też tu mamy dużą wodę, ale horyzont czasem zasłaniają
okręty wojenne tzw, zaprzyjaźnionych armii.Całe miasto wtedy spływa piwem i hałasem. 👿
Babko dla Ciebie rys :
http://www.youtube.com/watch?v=zEGDEGeEjuY
😀
Haneczko, dzieki! Znakomity ten wywiad z Baumanem. Moglam go nie zauwazyc.
Dzień dobry 🙂 Nie, wcale nie spałem do tej pory, tylko pracowałem w terenie od wczesnego ranka. Ale fakt, że tym wczesnym rankiem zaspałem i nawet już na blogu się nie zdążyłem odmeldować. Zaraz wszystko przeczytam i nadrobię. 🙂
No! Nie chcialam siac paniki, ale bylam przekonana ze tym razem porwala nam Psa banda morderczej mlodziezy i juz go szybko nie zobaczymy.
Coz za ulga!
Pies nie zawsze jest porywany, czasem tylko rozrywany. 😉
To zalezy. Czasami Pies jest kompletny szlimazl i bez opory ciagnie za tym, kto go za smycz pociagnie.
No, poczytałem. Bauman jak zwykle dużo mądrych rzeczy mówi, na dodatek w sposób nie przeakademizowany, tylko odwołujący się do bezpośrednich doświadczeń chyba każdego. Np. chęć odstąpienia nawet sporego kawałka wolności w zamian za bezpieczeństwo bardzo wyraźnie wokół siebie widzę. Metafora gospodarki w ostatnich latach jako węża zjadającego własny ogon też szalenie do mnie przemawia.
Oglądam czasem reklamy z ciekawości, żeby wiedzieć, co też jeszcze niepotrzebnego usiłuje się ludziom wcisnąć. I od dawna nabrałem przekonania, że od momentu zaspokojenia podstawowych potrzeb cały wic polega na kreowaniu przez producentów, za pomocą reklamy, kolejnych „potrzeb”, które nigdy by się bez tej reklamy nie pojawiły. O potrzebie wody, chleba czy seksu nikogo informować ani przekonywać nie trzeba. Ale kto by wiedział, że potrzebuje ipoda albo butów od Blahnika, gdyby go nie zawiadomiono, że właśnie tego potrzebuje? No a powiązanie tego napędzania potrzeb z wariactwem kredytowym zawsze mi się zdawało czymś na glinianych nogach. Dzięki temu jestem dziś w takiej samej sytuacji jak Bauman – poza kredytem na dom, zero pożyczek. Tak że jestem wprawdzie wolny od większości znamion dostatku, ale w najbliższym czasie skakać z dużej wysokości nie mam powodu ani zamiaru. 😀 Co nie zmienia, niestety, faktu, że w dalszej perspektywie kryzys i tym bezkredytowym na pewno da w d… 🙁
Tez dzis caly dzien mysle o wolnosci i bezpieczenstwie i dysonansie poznawczym 😆 .
Nie ma się co łudzić- da w d… 🙁 Globalizacja się kłania.
„Ja tam nie wiem, czy to dobrze czy źle” dobrze się komponuje z tym wywiadem.
Heleno, wczoraj do późnej nocy wałkowaliśmy to z panem mężem 😆
Czy jest jakieś specjalne określenie na rozwałkowany dysonans poznawczy? 😆
Pierwszy kredyt na samochod dostalismy na phd mojego meza 🙂 bo wtedy jeszcze potrzebowano jakiegos uzasadnienia, ze czlowiek jest wyplacalny a historii kredytowej nie zdazylismy jeszcze wowczas sobie wyrobic.
Siedem lat temu nasz wniosek kredytowy był górą papierów. Wściekałam się, że brakuje chyba tylko świadectw bierzmowania całej rodziny 😀
Bobiczku, choćbyśmy siedzieli tym razem do rana, musi zostać jak jest. Z poprawką na „wałkowany”, jeszcze nie wszystkiemu daliśmy radę 😉
Słuchajcie, słuchajcie! Co tu mówić o bezpieczeństwie, jak nad Polską wisi zagłada! Żydzi stworzyli z Niemcami 😯 trójprzymierze i dogadali się w sprawie kolejnego rozbioru Polski. Kieleckie i Radomskie są nam skłonni zostawić, ale reszta – na rozkurz. Ja wprawdzie widzę pewne techniczne trudności w przyłączaniu Małopolski do Izraela, ale żydowskie lobby na pewno poradzi sobie z wszelkimi międzynarodowymi zawirowaniami, włącznie ze sprzeciwem Morza Śródziemnego. Na razie nie wiadomo, kto miałby być trzecią stroną odkrytego układu, ale prof. Wolniewicz z pomocą prof. Nowaka będzie tej strony szukał, aż znajdzie! Wstępem do planowanego rozbioru jest oczywiście wprowadzenie Brunona Schulza do kanonu lektur szkolnych.
Czytając kiedyś o wypowiedzi Wolniewicza w GW nie doceniłem potencjału umysłowego profesora. Jak ktoś nie wierzy, że aż taka paranoja jest możliwa, to niech posłucha na własne uszy 😯
http://www.blogmedia24.pl/node/9373#comment-25406
Bo my dwoje z Bobikiem nie znamy agresji, tak przylegającej do ludzi.
Jest wybór wprawdzie: wygryziona łydka, dziura w galotach, albo marsz milczenia, na smyczy : evil:
Z art.”150 lat z Dawinem” P.T z wczoraj:Adaptacja:
,Niesłusznie Darwin dowodzi,że człowiek od psa pochodzi.
Takie bowiem porównanie, krzywdzi pieska niesłychanie,
Jesli jest to ta sama porywajaca mowa Pana Profesora (mniejsza juz o Gombrowicza, ale ten trzeciorzedny Bruno Schulz!) to wysluchalam tego z zadziwieniem wczoraj. Nawet sie zastanawialam czy nie wrzucic tu do odsluchu.
Ciekawa jestem skutkow interwencji Stowarzyszenia Otwarta Rzeczypospolita, ale podejrzewam, ze dokladnie taka sama jak z innymi podobnymi wypowiedziami publicznymi – znikopma szkodliwosc spoleczna.
Widzialam juz natomiast pare apeli aby zdelegalizowac te organizacje i uznac ja za „szkodliwa dla polskiej racji stanu”.
Tak Bobik, coś takiego faktycznie może rozebrać. Mimo wczesnej pory chlapnę sobie coś na pozbieranie.
Rzecz a nie Rzeczypospolita – zawsze robie ten sam blad 😳
I zawczasu uprzejmie proszę o rozebranie mnie do części nie nawiedzanej przez pana profesora i jemu podobnych.
Moja każe wkleić .Nawiedzeni są wśród nas bez względu na nację , wykształcenie
http://wirtualnapolonia.com/2009/02/07/biskup-negujacy-holocaust-potrzebuje-czasu/
czy to nie jest szczyt no czego , moze nie powiem głosno bo jestem dobrze wychowanym psem .Mija 70 lat od holokaustu , a jeszcze zdażają się takie durne rodzynki , brak słów
Sofokles mawiał głupota jest siostrą zbrodni tyle wieków minęlo a jego słowa ciągle prawdziwe
Babko
świete słowa 😀 , Emi był dziś spacerek ??
Amigo czas na paczki , ale nie na drzewach , tylko z konfiturka 😉
Rys
17 IX
Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
a droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły
nie rozstąpi się w przepaść
Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów
rycerze śpiący w górach będą spali dalej
więc łatwo wejdziesz nieproszony gościu
Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą
śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności
będą czyścili swoje muzealne bronie
przysięgali na ptaka i na dwa kolory
A potem tak jak zawsze – łuny i wybuchy
malowani chłopcy bezsenni dowódcy
plecaki pełne klęski rude pola chwały
krzepiąca wiedza że jesteśmy – sami
Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco
i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój
by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu
najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win
nie muszę mówić kto popełniłten wiersz , dodam tylko na ucho ,że Moja mloda ma wtedy urodziny
Nie wnikajac za bardzo w prof. Wolniewicza to kiedys przeczytalam (pare lat wstecz) zadziwiajacy wywiad z Kazimierzem Mijalem (tym co uciekl do wolnej Albanii). To jest zagadnienie psychoneurologiczne jakimi meandrami moze bladzic umysl ludzki… Ciekawe tez czemu Wolniewicz nie wspomina o najnowszej konspiracji prof. Zb. Brzezinskiego? Zawansowany wiek nie usprawiedliwia konicznosci uspolczesnienia konspiracji o nowych, blyskotliwych konspiratorow. Czas sie przeciez dla nikogo nie zatrzymal w miejscu, non?
Bauman- profesor i Wolniewicz tez profesor. To musi byc jakas niezla konspiracja.
😆
No, ci jajogłowi to tak czy owak zawsze byli podejrzani. Pod tym względem nic się nie zmienia! 🙄
Witajcie!Spacerku nie było, bo samopoczucie takie sobie,
obiad upichciłam naduzywając zamrożonych owoców, które zwykle zjadamy na surowo,zupa owocowa z zacierkami.
Drugie:biała pieczona kiełbaska , kapustka zasmażana i do tego kasza gryczana.Lubię proste jadło.
Rozumiem Bobiku,że ni z gruszki ni z pietruszki, czasem się gubię na Twoim blogu, a w dodatku zapieram się siebie,bo stale mi bokiem wychodzi o gotowaniu.
Ale może ucieszę Monikę, Niunię, Amigo, Rysia czyli TWK(Towarzystwo Wzajemnej Konsumpcji).Na więcej mnie dziś nie stać, zwłaszcza po szaleństwach w komisariacie.Brzuch mnie do tej pory boli ze śmiechu. 😉
Wando TX, może Cię ucieszę takim portretem ” Bandoli” arabki, która była matką wielu koni żyjących obecnie w USA.
Dopiero wczoraj udało mi się pozyskać zdjęcie tego obrazu, (a nie miałam go w mojej dokumentacji).
Nietoperzyco dzięki za porady, długo to trwało.
Jeśli picassa nie sprawiła niespodzianki!
Jest tez nareszcie jakas dobra wiadomosc, przynajmniej dla katolikow, w dzisiejszym New York Times: mozna znow otrzymywac odpusty! Plenary Indulgences are back!, szczegoly w artykule.
No i … zapomniłam wkleić, może teraz?
http://picasaweb.google.pl/terkon11/DropBox?authkey=ndQwyXP-xuM#5301220834496001842
Babko
chyba zapomnialas zaliczyc siebie do TWK , a kto tu cale pyszne menu mi podsuwa pod pyszczek , az mi się mordka śmieje , bo ciągle czekam na Hermesa 😉
TWK( czytaj Tylko Wyjatkowi Koledzy) tez pysznie brzmi prawda ??!! 😀
Króliku,chciałam się pochwalić,że już chodzę i tylko czekam na poprawę pogody,żeby się wypuszczać coraz dalej.
Problem tylko w tem,że Emi się boi kul i nie umie chodzić przy nodze bez smyczy, a tu zanim dotrę do lasu, muszę minąć jezdnię, dość ruchliwą.
Jak Ty się czujesz?Życzę szybkiej poprawy.
Żel dostałaś?
Odpusty to mnie bardzo interesują na Kaszubach, lub na wsi
gdzie można kupić czasem różne zabawne bajery, których nasze wnuki już nie znają.
Np.zabawne tandetne piszczące kogutki po użyciu których wypędzam moje chrzestne wnuki do domu na czas długiej kwarantanny! 👿
Odpusty? Czyli – piekła nie ma można sobie pohulać!
To naprawdę barrrrdzo dobra wiadomość, nawet dla niekatolików. 😆
Babko, ja nie wiem, czy to wypada tak głośno pisać, że mrożonych owoców używasz niezgodnie z ich przeznaczeniem, czyli nie do scotcha. 😀
Piekna klacz babko.
Kto by takiego jadla jakie dzisiaj u ciebie na obiad nie lubil?
My dzisiaj dojadamy resztki.
Mam nadzieje, ze poczujesz sie lepiej po takim krolewskim obiadku.
Owocowa z zacierkami, a czy zacierki robisz sama?
Niuniu może zastosować dualizm?TWK=TWK?
Twoja patrząc na linka dość powinna być ze mnie zadowolona, chyba?Biedactwo, nie dość że zapracowana, to jeszcze ” szkolibabka?”:smile:
Och Babko, jak to wspaniale chodzic na dwoch nogach bez kul, gratuluje.
Zel dostalam i stosuje. Stosuje tez, za rada mojej Mamy oklady z wody Burowa na kolano, bo wciaz b. opuchniete.
Chetnie bym sobie przylozyla np. jakis odpust do kolana, byle tylko pomoglo. Jutro wizyta u specjalisty. Prosze trzymaj kciuki.
Bobiku, jesteś na miejscu to może poproś Żydów i Niemców, żeby rozbieranie haneczki pozostawili mnie; tym bardziej, że sama się o to prosi, a mamy już w tym pewne doświadczenie 😉
Kroliczku, jak sie nazywa woda Burowa po angielsku?
Ja dobrze pamiętam Bobiku, co kto napisał i co sama napisałam( choroba antyalzehimerowa trzyma mnie w kleszczach od dziecka) 👿
W szkole mnie zmuszali do recytacji, bo się szybko uczyłam wierszy, horror!
Jedyne co zapomniałam, pewnie dlatego,że to była taka mała kasa, to te 5 groszy rzucane Tobie na bloga i Małgosi na nowe mieszkanie.
Ad rem:Pisałam,że ostatniego scocha wyżłopał sąsiad, kiedy tu grzebał mi w systemie i tak pogrzebał,że trzeba było wołać Pogotowie-Nietoperzycę na pomoc.
A do nalewek nie trzeba nic dodawać.
Znów wywołuję:evil: z pudełka: wczorajsza dyskusja o sufletach mnie natchnęłą,żeby zrobic suflet owocowy.
Tylko nie wiem czy to się udaje?
Bo owoce jednak mrożone, czy nie zajdzie :konflikt temperatur?
Foma, a może to Ty miałeś być tym trzecim, pominiętym przez Wolniewicza kandydatem do rozbierania? Jeżeli tak, to masz zaklepane. 😉
Babko, zajdzie przede wszystkim konflikt konsystencji, bo mrożone dodane w zbyt zimnej postaci do ciasta, zaczną się w czasie pieczenia rozmrażać, wydzielając wielką ilość płynu i zamieniając wszystko w Morze Czerwone albo Czarne (w przypadku borówek).
Jeżeli mrożone do ciasta, to najpierw rozmrozić i odcedzić.
Heleno,
ja mam Altacet (d. woda Burowa) w pastylkach z Polski. Nie wiem czy jest doestepny na zachodzie, to jest alumnii acetas tartras.
Babko, Bandola jest mądra i tą mądrością piękna.
Kiedy chorowaliśmy jako małe dzieci a telewizji jeszcze wtedy nie było albo była tylko kilka razy w tygodniu i to wieczorami dostawaliśmy dla wykorzystania czasu encyklopedie z obrazkami zwierząt oraz owoców i warzyw (rodzice ogrodnictwo-rolnictwo). I w jednej z nich, radzieckiej, byly obrazki, nie zdjęcia jeszcze koni różnych maści. A jakie to zajmujące. Były tam również obrazki jabłek i gruszek, smakowite szczególnie późną jesienią.
Oprócz okresów chorób encyklopedia służy nadal świetnie do przyciskania piszingera. 🙂 i nie trzeba nawet znać rosyjskiego 🙂
Kroliku, na spuchniete ciagle kolano sprobuj masci albo zelu ziolowego z arniki. Dobra jest na wszystkie urazy, przeforsowanie miesni itp. Czasem wystepuje w mieszankach, z innymi ziolami (np. zywokostem). Pare firm ja produkuje: angielski Nelson, francuski Boiron, i amerykanski Boericke and Tafel, i inne, ale w sumie wszystko jedno jakiej firmy, byleby zawierala arnike. I tylko uwaga – masci z arnika nigdy nie nalezy klasc na miejsca gdzie skora jest popekana, bo wtedy potrafi wywolac podraznienie. Ale poza tym u mnie w domu bardzo sie sprawdza.
Bobik, borowki nie sa czarne. 🙄 🙄
Krolik, dzieki. Zaraz zaczne sprawdzac.
E. pokazala mi dzis ogromna mieka gule na lokciu. Wyrosla nagle.
Kazalam sie diagnozowac z pomoca internetu :roll:, bo z lekarka musialaby czekac dwa tygodnie 🙄
Wiec sie zdiagnozowala. To ma nazwe: bursitis albo students elbow – od dlugiego czytania na podlodze na brzuchu podparta lokcaimi.
Wiec teraz zamierza sama sie leczyc. Wspomnialam przed chwila o wodzie burowa i uslyszlam w odpowiedzi: „by all means” . Tak odpowiadal jeden z jej lekarzy, kiedy pytala go w sprawie jakiejs „alternatywnej” terapii. W przekladzie na jezyk mniej dyplomatyczny znaczy to mniej wiecej: jak zmarlemu kadzidlo. Kak miortwomu priparka (kompres)
Wszystkie alternatywne terapie i takie low tech nazywaja sie u nas od tego czasu „by all means”. Jednak te wode Burowa sprawdze – tez w internecie.
Kiedys sie tak zdiagnozowalam i wykrylam u siebie na podstawie badan krwi zaawansowanego raka watroby i miesiac- dwa zycia.
Potem lekarz skorygowal moja diagnoze na nieco mniej dramatyczna hematome. 😆
Niuniu, Hermesem dzis pizza z kozim serem (cheddarem i chevre) na razowym spodzie, i zielona salata z winegretem, zas na deser prosty biszkopt z truskawkami i bita smietanka. 🙂 A gryczana mielismy wczoraj, Babko – moj maz uwielbia te egzotyczna potrawe. 🙂
Trzymam kciuki króliku, a żel na obrzęki doskonały najpierw wetrzyj intesnywnie, a potem na noc nałóż dużą warstwę pod gazę,żeby się dobrze wchłaniało.
Mnie pomógł rewlacyjnie.
Bierzesz zastrzyki z heparyny na krążenie?
@fomo, zanim się weźmiesz za rozbieranie haneczki,upewnij nas,że już dawno rozebrałeś choinkę! 😉
Borówki nie są czarne? Borówki nie są czarne!!!!!????? 😯
Widział kto kiedy TAKĄ herezję?! 👿
Babko
pod dualizmem sie podpisuję , Moja odkąd pamietam stale zajęta , ale jeszcze nigdy nie pamietam by nie miala czasu dla potrzebujacego , ja też jestem potrzebujaca , wiesz :głaskoanko , spacerek , szamanko itd
Mojej się marzy trochę świetych , ale poki co slucha stary przebój Skids w nowym wykonaniu
http://www.youtube.com/watch?v=xLDqcL0kERg
Borowki sa czerwone, kwasne.
Borówka brusznica =borówka = czerwona
Borówka czarna = czernica, jagoda, czarna jagoda =czarna (z niebieskim nalotem)
Bo powszechnie na, ale jest też borówka -brusznica zywane borówką czerwoną i są czarne jagody.
Czarn jagody bardzo zdrowe na surowo, brusznica do mięsa.
Chyba nic nie pomyliłam?Wrazie co zwalę na nogę!
Króliku mam zupełnie inne zdanie, nogi przedtem nie lamałam, ale pare razy na nartach i na koniu zdarzyło mi się skręcić w kostce i dość mam słabe wiązania.
Z tym altacetem to na początku, a teraz żel żywokostowy i ew. arnikowe preparaty.Pisze Ci niunia!
Gdybyś miała dostęp do leków homeopatycznych, w których skuteczność ja wierzę, to arnica w dużej potencji- firmy Boiron.
Wando TX” Bandola”, piękna Ona ci była, ale charakterek miała ,że nie daj Boże, choć araby z natury bardzo się przywiązują do ludzi i są lagodne.Ale to była prawdziwa DAMA z fanaberiami.
Jeśli dobrze pamiętam, była matka „Bandosa” i On tam w USA zostawił sporo potomstwa w różnych renomowanych stajniach.
Ale nie bedziemy przeszczepieć koni na psi blog, bo mógłby zaistnieć konflikt interesów, jak z tymi mrożonymi owocami w suflecie.
To upiorstwo raz się uda, raz opada.
Nigdy nie wiadomo, jak to się dla kucharki takiej jak ja smutno skończy.
Bardzo dobre suflety, o dziwo robione przez Niemców jadałam w Bremie na ulicy Zum Schnoor.Mniam.
Kiedy mojej Mamie nie udało się ciasto( zakalec) zawsze wkraczał Tata, który namiętnie wyjadał zakalce.
mam tez taką uprzejma kumę, która jakimś cudem zawsze zwęszy, kiedy piekę i dzwoni z pytaniem:”masz zakalec”?
„To idę wyjadać”!Zaiste ludzie mają bardzo różne upodobania i namiętności.
W Bremie przy rynku jest tez bardzo piekna piekarnia. Ma sie ochote w niej mieszkac. Mam bardzo cieple wspomnienia z Bremy 2007.
W duzej potencji przestaje to chyba byc mascia homeopatyczna? Bo jak rozumiem w homeopatii chodzi aby byla jedna czasteczka arniki na 42 tryliony czasteczek wody ? Dopiero z tego sie bierze krople roztworu i miesza sie z jedna przemyslowa cysterna jakiejsc zawiesiny?
Im bardziej rozpuszczona tym wieksza potencja, nie?
Z borowek sie robi, tfu! – kisiel. 🙁
Kisiel robi się z żurawiny
Mieszkanie w piekarni zapewnia ciepłe wspomnienia pod warunkiem, że się nie jest Rozalką 😉