Pojednanie
Drapiąc w drzwi Bernardyna Bobik nie czuł się całkiem pewnie. Jasne, przemawiały do niego hasła o konieczności dogadywania się skłóconych ras Psów, ale był też dosyć przywiązany do życia doczesnego i nie marzył o zbyt szybkim rozstaniu się z nim. A Bernardyn głosił wprawdzie ogólną świętość życia, ale niekoniecznie dotyczyło to konkretnego życia bobiczego.
Na szczęście tego dnia również Bernardyn był w pojednawczym nastroju. Wpuścił gościa z szerokim machnięciem ogona, które wydawało się zmiatać wszelkie dotychczasowe urazy i zawołał wesoło:
– Siemasz bydlaku! Przyszedłeś mi zamordować brata? Czy może nienarodzonego szczeniaczka? W porządku, nie mam pretensji, nawet ci zaraz naleję jakąś banię dla kurażu. Wypijemy na zgodę, wtedy i mordować będzie ci przyjemniej.
– Ależ… ja nie mam żadnych krwiożerczych zamiarów – wystraszył się Bobik. – Chciałem tylko uzdrowić atmosferę, siadając z tobą przy jednej misce.
– No, nie udawaj, nie udawaj – roześmiał się Bernardyn. – Znam waszą lewacką, pedalsko-żydowską paczkę i wiem, jakie stosujecie metody. Możemy o tym mówić otwarcie, bo przecież obydwaj wiemy, że tylko prawda nas wyzwoli. Ja tam na przykład nie ukrywam, że trenuję na strzelnicy, żeby razie czego móc sprawnie rozstrzelać twoich co bardziej wyszczekanych kumpli. Wnuczka też już nauczyłem, jak trzeba trakować czerwoną hołotę. I tak mnie to wyzwoliło, że gotów jestem nawet poczęstować cię kością. Masz, udław się na zdrowie.
– O, dziękuję – rozpromienił się Bobik. – Doceniam twój wspaniałomyślny gest. A jak już sobie tak miło i zgodnie rozmawiamy… Czy sprawiłoby ci to dużą trudność, gdybyś przestał nazywać mnie sługusem Rottweilera?
– Ale to też prawda! Najprawdziwsza! – warknął ostro Bernardyn, z wyrazem pyska zmienionym o 180 stopni.
– Kiedy ja tego Rottweilera nawet nie znam osobiście – zaczął się usprawiedliwiać Bobik, ale już było za późno. Bernardyn wszedł na wysokie obroty.
– Chcesz powiedzieć, że jestem kłamcą? – zawył z oburzeniem. – Ty, postkomunalne ścierwo, do mnie z takimi zarzutami? Przyszedłeś mnie obrażać w moim własnym domu? Won, pókim dobry i po gwintówkę nie sięgnąłem!
A kiedy przerażony Bobik wyskoczył przez najbliższe otwarte okno, Bernardyn wychylił się jeszcze za nim i szczeknął dobitnie:
– Na przyszły raz, jak przyjdziesz się ze mną jednać, oducz się tego swojego języka nienawiści!

Oj tak, tak 🙁
Powstanie Helleńskie odbyło się w ciszy…
Kapci będę bronił jak własnych odnóg! Jadę we wtorek do Krosna i kapcie ocieplane potrzebne. Też mnie cholera niesie ….
Wpis potrzebny, bo się już stary nie chce przewijać.
To może jeszcze szlafroczek na kierownicę, Tadeuszu? W Krośnie będzie jak znalazł. 😆
Moze powinienes byc bardziej wyrozumialy dla Bernardyna, Szczeniaczku. Ma ostatnio bardzo postrzepione nerwy, zamartwiajac sie stanem naszego plucializmu. Podobno ktos mu podwedzil pismo Rzep Psiego Ogona i nie ma teraz gdzie szczekac. To znaczy szczekac moze, ale nie za prawdziwe pieniadze.
No, kazdy by sie zdenerwowal.
Dawno, dawno temu, w moich szczeniackich czasach, założyłam zeszyt, w którym zapisywałam cytaty. Dużo ich nie zapisałam, bom leniwa, 😳 a poza tym, żeby coś zapisać, trzeba się oderwać od czytania, a z tym mam zawsze kłopot, ale co spisałam, to leży. Sięgnęłam wczoraj do tego zeszytu, żeby sprawdzić pewien cytat z Ajschylosa (tak, tak, tak starożytne kryminały też kiedyś czytywałam) i parę stron dalej znalazłam cytat z … posła Niesiołowskiego. 😯 „Wszystko można krytykować, poza Panem Bogiem, bo Bóg jest nieskończenie miłosierny i kto go krytykuje, poniesie karę.” Ech, młodość…miłość … logika… i nieskończoność. 🙄
Tadeuszu, pomachaj Łabądkowi! 🙂
No tak, Mordko, plucializmowi ostatnio nader poważnie wstrząśnięto posadami. Nawet samego naczelnego psa Pluto nie oszczędzono… 🙄
Ja to rozumiem, a jakże. Nawet bardzo się starałem nie pokazywać Bernardynowi języka, ale on go, skubany, zawsze jakoś wypatrzy. 😯
Łabądkowi nie tylko pomachaj, Tadeuszu. Pomerdaj też i to wydajnie. 😀
O, to, to 🙂 Pomachanka dla łabądzia!
Wpis niestety nader trafny. Zwłaszcza puenta.
To towarzycho się już tak wychytrzyło, że z żadnego paragrafu się tych łebków nie skaże. Albo czegoś nie dopowiedzieli, albo nie wiadomo, kto naprawdę kogo pobił… I ostatecznie wychodzi na to, że to tylko my stosujemy mowę nienawiści.
Jak patrze na niewinna morde Psa Plucia, a zdjec tych przewija sie w ostatnich dniach co niemiara, to az mi serce sie sciska z zalu nad nim. Zewszad juz go powywalano za te niewinnosc. Nic dziwnego, ze mobilizuje swoja sfore do obrony plucializmu. Nie o take Polske smy warczeli, gdzie byle wlasciciel gazety, przebrzydly kapitalista moze nam dyktowac jaka gazete chce wydawac za swoje brudne pieniadze. .
Kolejny zawstydzający przykład:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12960173,Skini_z_maczetami_i_siekierami_bezkarni__Kolejne_umorzenie.html?lokale=warszawa
A co to za demokracja jak już nie można powiedzieć publicznie prawdy o lewackiej hołocie? Ani o tym, że trotylem wysadzili betonową brzozę?
Ludzie boją się zeznawać. Banda rządzi.
Psu na bude taka demokracja.
język nienawiści, język niewiedzy, język niezborności, język niedoskonałości, język niedostatecznej pokory… [wyrwij mi panie] (ale mi litania wyszła…)
..jezyk ezopowy…
język nienasz… znaczy, tego, język obcy…
Ezopowi do pary http://paulocoelhoblog.com/wp-content/uploads/2012/03/einstein.jpg
Czy nasz andsol czasem za tym nie stoi?
http://www.youtube.com/watch?v=7N5OhNplEd4&feature=g-logo
Andsol nie stoi. Andsol co najwyżej siedzi w dyspozytorni i naciska guziki. 😯
Tak sie jakos domyslalem.
Okrutne, ale bardzo, bardzo smieszne.
Podobał mi się język u Agi. 🙂
Nigdzie na świecie nie sprzedają nasion pomarańczy gorzkiej zwanej Seville orange, a przynajmniej gugiel nic o tym nie wie, to znaczy, że nie ma.
Kocie, śledzisz tego Andsola, czy co? 😆
Trzeba uczciwie powiedzieć, że okropna z nas swołocz. Do tego stopnia szykanowaliśmy rodzinę, a nawet dzieci biednego Nicponia, tak manipulowaliśmy i kłamali na jego temat że nie pozostało mu nic innego, jak wycofać się z polityki. 😥
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,12962945,_Schodze_z_radarow___Prawicowy_bloger_Nicpon_rezygnuje.html Nicpoń biada „trzeba albo durnia, albo wyjątkowo złej woli, żeby nie rozumieć tego, co pisałem w swoich tekstach”. Dlaczegóż to albo-albo? Czyżby podejrzewał, że lewaccy durnie nie mogą mieć równocześnie złej woli, a ci o złej woli wcale nie są tacy durni? 😯 A fe, postawa niegodna Prawdziwego Narodowca. 🙄
Ależ proszę, Siódemeczko, pierwsze z brzegu nasiona gorzkiej pomarańczy: 🙂
http://www.fesaja-versand.de/samen—raritaeten/sortierung-deutsch/sortierung-deutsch-d/dreiblaettrige-orange-bitterorange-samen.php
Tyle że w nienaszym języku, więc jeżeli Pan zgodnie z życzeniem fomy już go wyrwał, to mogą być trudności z wniknięciem w treść. 🙄
Muszę powiedzieć, że on umieścił ten tekst i wyciepał komentarze po moim wpisie, bardzo zresztą grzecznym.
Zdziwiłam się tylko wysoką kulturą słowa znajomych i bywalców, którzy się tam wpisali przede mną.
Tu jest tekst, który się ukazał:
http://www.nicek.info/
Naprawde nigdzie nie sprzedaja nasion sewilskich gorzkich pomaranczy?
Podejrzewam, ze wszystkie pomarancze sa dzis szczepione na jakims dobrym pniu z innego gatunku.
Sewilskie, najlepiej nadajace sie na przetwory, maja krociutki sezon, ale pojawaja sie w sprzedazy i wszystkie brytyjskie gospodynie starszej generacji natychmiast je kupuja na marmolade. Zawsze dostawalam sloiczek od mojej leciwej sasiadki Very. I choc jadam bardzo malo konfitur, uwielbialam jej. Po otwarciu na wierzxu zawsze plywalo koleczko wycete z perganimu, a na sloiku, starannie wypisana naklejka z rokiem produkcji.
Nie wiem czy istnieje jeszcze w sprzedazy, bo dawno nie widizalam, ale jeszcze w stanie wojennym wysylalam hurtowo do Polski kilogramowe puszki z koncentratem sewilskich pomaranczy do domowej produkcji konfitur. Wrzucalo sie do garnka, dodawalo bodaj szesc puszek cukru i sie gotowalo, a potem rozlewalo do sloikow. Rodzinie straczalo na caly rok, zakladajac, ze sie ja zawsze jadlo do sniadania. Strasznie to byly cenione podarki i moge sprawdzic czy jeszcze to robia. gdybys reflektowala, Siodemeczko. Do takiego koncentratu procz cukru mozna jeszcze dodawac rozne inne fajne rzeczy – alkohol, ostra papryke etc.
Zmuszono go. Niech nie bredzi.
To znaczy, że to Siódemeczka osobiście wykopała z polityki Nicponia? 😯
Wiele ona ma zasług, ale w moim niebie ta będzie jej policzona szczególnie. 😆
To ta strona Bobiku, po angielsku nie rozumie, dlatego się nie odzywała.
Inna rzecz, ze mnie chodzi o sewilską odmianę.
A, to może po hiszpańsku trzeba szukac.
Mam ocykanych paru międzynarodowych dostawców roślin, a na hasło 'orange’ nie odpowiadają.
Bobiku, tak to wyglądało 😆
Złożyłam mu gratulacje z powodu tej kultury i czekałam na moderację, a tu w ciągu paru minut zniknęły wszystkie słodkie komenty znajomych Nicponia i ukazał się ten krótki komunikat.
Nic nie poradzę, po niemiecku sewilskie pomarańcze nazywają się właśnie Bitterorange. 🙂 A nasiona Samen. I wiele niemieckich firm do Polski wysyła, więc może warto się pokręcić po niemieckim guglu.
Dzięki, Helenko, chciałam sobie drzewko pohodować i nie wiem czemu wydawało mi się to proste.
Taka fanaberia i tyle.
Aha, zobaczę.
O, tu na przykład jest na pewno sewilska odmiana, citrus aurantium:
http://www.reunion-shop.eu/Bitterorange-Citrus-aurantium-6-Samen
Tamto, co podałem wcześniej to było poncirus trifolata, czyli insza inszość, chyba nawet nie bardzo jadalna, choć też się Bitterorange zwie. Trzeba na citrusa aurantiuma polować. 🙂
Prawdziwa angielska marmolade z sewilskich pomaranczy nie robi sie na lapu capu.
Po pierwse dobrze jest miec spora miedziana miednice, wciaz do zdobycia w sprzedazy w lepszych sklepach kuchennych, do robienia wszystkich przetworow. Do not ask me dlaczego nie mozna robic w ladnej chinskiej miedncy emaliowanej i pomalowanej w duze kwiaty. Ale w wielu angielskich domach widzialem takie miednice miedziane wyciagane do robienia prztworow. Moze owoce lepiej sie konserwuja z jonami miedzi.
http://www.bbcgoodfood.com/recipes/1153/ultimate-seville-orange-marmalade
Tak powinna wygladac miedziana miednica do robienia przetworow:
http://www.divertimenti.co.uk/Cookware/Copper_cookware/copper-preserving-pan-40-cm.html
Chyba coś w tym jest,u Potockich w Łańcucie całe wyposażenie kuchni tak wyglądało,co do dziś można podziwiać.
Wszystkim machającym takoż macham,kabelek via Bobik podany.
Okrutne, ale bardzo, bardzo smieszne.
Może to tak wygląda dla Kota z brytyjskim poczuciem humoru. Dla osoby oglądającej od długich, długich lat przeróżne pokazy sztuki pana Silvio Santos może to inaczej wyglądać, bowiem można dostrzec pogardę do ludzi, przemienianą w pieniądze.
Ale to drugie pokolenie pieniędzy, zrodzonych z innych pieniędzy. I skąd było pierwsze pokolenie nikt nie chce mówić, choć ten sam wiek i ta sama parszywa morda co u wojskowej dyktatury sugeruje, że to bliźniaki. Nawiasem, od lat, w zbiorku moich elementarnych ćwiczeń do kursu, który kiedyś nazywał się „Laboratório III”, stoi takie zadanko:
Um bem-sucedido empresário ganhava em todas suas empreitadas e a contabilidade indicava a invariável lucratividade de 4% por mês (acima do nível de uma ocasional inflaçăo). Começou com 30 mil coroas e após certo tempo comprou à vista uma rede de TV por 80 milhőes.
Supondo que năo gastava nada de seus lucros (vivendo do seu salário), qual foi o período necessário para juntar aquela soma?
Przełóżmy to na nasze:
Pewien rzutki przedsiębiorca zarabiał we wszystkich swoich poczynaniach i jego księgowość wykazywała stałą stopę zysku 4% miesięcznie (powyżej ewentualnej inflacji). Zaczął od 30 tys. koron i po pewnym czasie kupił za gotówkę sieć telewizyjną za 80 milionów.
Zakładając, że nie wydawał nic ze swoich zysków (i żył ze swojej pensji), jakiego okresu potrzebował na uzbieranie tej sumy?
A ta historia z windą to czysta lipa. Czyli aktorzy i aktorki.
Wiem, Bobiku, że Citrus aurantium, ale i tak przyglądam się podejrzliwie.
Że też nie wzięłam chociaż 1 szt, kiedy byłam w tej Sewillii, były całkowicie dojrzałe, ale ja miałam głowę zawróconą bugenwillą.
Na dodatek jerozolimską. 😆
Języki c.d.
http://sphotos-b.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash4/305973_451192958249906_1567362828_n.jpg
Kocie, u nas trochę taniej:
http://allegro.pl/stare-miedziane-garnki-patelnie-naczynia-rondelki-i2806443780.html
I pomyśleć, że kiedyś za grosze sprzedawano takie garki i patelnie robione przez Romów.
Cały dzień biegam po domu, coś niby chwytam, coś niby trzymam, ale ciągle jakoś nie wyłania mi się z chaosu żaden całokształt. 🙄 A już ilekroć złapię za telefon, chaos zdaje się narastać, zamiast się porządkować. Przez chwilę trzymałam aparat fotograficzny i zanim go ciepnęłam na bok, żeby złapać coś innego, wrzuciłam do picassy kilka zdjęć z Bamberga. No, to jest już jakaś namiastka porządku. 😉 https://picasaweb.google.com/118060386314817127123/Bamberg2012?authkey=Gv1sRgCNu8ypXJqumWFQ#
A tu są zdjęcia z Norymbergii. https://picasaweb.google.com/118060386314817127123/Norymberga2012?authkey=Gv1sRgCKvv3Pb2uO7V0QE#
Od kiedy Bobik rozpuścił te szczęki, że biegają po całym tygodniu, to i czasu brakuje, aby do wiaderek zdążyć.
Swoją drogą, to uważam, że należy nam się solidny raport moskiewski od Agi.
Jakie ładne, poproszę o więcej. 🙂
To do Irka.
Spoko, zaczęły się zdjęcia, dojdziemy i do opowiadań.
Oh, c’mone Andsol! Nie mam pojecia kto to jest Silvio Santos, ale wiem, ze od zarania dziejow,a juz co najmniej od Arystofanesa, poprzez dell’arte i Chaplina zjadajacego z glodu swe sznurowki, komedia jest czesto przesycona okrucienstwem. Smiejemy sie z cudzego nieszciescia gdy psychicznie nie wytrzymujemy obserwujac sytuacje, ktora sprawia nam spory dyskomfort. Cale tomy krytyki literackiej sa temu zjawisku poswiecone – pierwszy kto przychodzi mi do glowy to kanadyski krytyk Northrop Freye, ktory, opisujac rozne formy komedii, ten rodzaj nazywa bodaj „komedia ironiczna”. Jesli sie nie myle.
Czujemy sie lekko winni, ale sie smiejemy i tak. I te sceny z windy sa hilarious, if you ask me. Ja smialem sie juz nawet po tym jak caly filmik na YouTubie obejrzalem.
Ależ, Klakierze, przecież po tym, jak mnie tu surowo napomniałeś, wrzuciłam na blog opowieść o metrze, potem cały raport, potem opowieść pocztową i jeszcze na koniec zestaw linek-migawek, że nie wspomnę o limerykach i sprawozdaniu z Teatru Bolshoy u Pani Kierowniczki! Jesteście prawie na bieżąco, jeszcze może tylko dorzucę parę słów o tym, jak mnie Moskwa pożegnała, ale to już jutro. Natomiast żadnych zarzutów, że niby niesolidna jestem, nie przyjmuję i juszszsz! 👿
Tu są zdjęcia z Moskwy. Proszę o wybaczenie: zapomniałam sfotografować Kreml 😈 i w ogóle rzadko sięgałam po aparat – także dlatego, że tam prawie wszystko jest tak duże, że nie mieściło się w mój mały obiektyw. 🙄 https://picasaweb.google.com/118060386314817127123/Moskwa2012?authkey=Gv1sRgCK2-rLTloITlVw#
Ale nie było n. 😉
Cudowne zdjecia, Ago.
Mnie brakuje trochę opowieści o ludziach, jacy są, co myślą.
Jaki mają stosunek do swojego kraju teraz i w przeszłości.
Jak ich odebrałaś, Ago.
Mt7, pomyślę nad odpowiedzią. 🙂
Ago, wszystko co małe jest piękne *
* nie dotyczy kurdupli w polityce i WW jako takiego 😈
„I pomyślał rozgoryczony” – Dlaczego nie pozwolą mi nigdy zachować moich wspomnień o wędrówkach tylko dla siebie? Czy nie mogą zrozumieć, że gadaniem niszczą wszystko? Jeśli im opowiem, to potem nic nie zostaje. Pamiętam tylko swoje własne opowiadanie, kiedy staram się przypomnieć sobie, jak było” – Wiosenna piosenka – Opowiadania z Doliny Muminków.
Ależ Ago, sformułowanie „solidne” nie miało wymiaru, że coś do tej pory było niesolidne. Pewnie powinienem był napisać „sążniste”, aby oddać swe oczekiwania. Wszystkie Twe opowieści mam w głowie, zdjęcia też – zwłaszcza to z tym „stadem” samochodów zakręcającym i zjeżdżającym na przeciwny pas.
O zaraz tam. Surowo napomniałem.
Ja kiedyś przez tydzień mieszkałem w Moskwie i to nie była wycieczka, a właśnie mieszkanie, choć w zasadzie beztroskie i turystyczne. I do dziś pamiętam w zasadzie każdy dzień.
Tłumy w metrze, obrazek w Trietiakowce, „tawariszczi u kawo lisznij biliet” przed spektaklem w Balszom, bliny z kawiorem w bankietnom zalie Pałacu Zjazdów w przerwie spektaklu baletowego „Bachczysarajskij fantan” (spektakl też pamiętam 😀 ).
No to i się tak jakoś dopominam o więcej.
Tez Ci dziękuję za zdjęcia, one zawsze odsłaniają zupełnie inny, indywidualny świat. 🙂
Już miałem bohatersko rzucić swą pierś w obronie Agi, ale obroniła się sama. 🙂
Oczywiście też bym chętnie usłyszał jeszcze więcej moskiewskich opowieści, ale lenistwa lub niedbania o nas naprawdę nie można Adze zarzucić. 😎
Pod artykułem o Nicponiu w komentarzach trafiłam na baaardzo ciekawy link na temat tego pana:
http://galopujacymajor.salon24.pl/29037,czy-nicpon-byl-zlodziejem
A ktoś „zarzucał”?
Nie mogę się naśmiać z tego kociego ozora, wrzuconego przez Irka. 😆
A ja się ciągle zastanawiam, czy to fotomontaż?
Pewnie, ze fotomontaż – przedmioty obok dają odblask na powierzchni stołu – obraz nie przegląda się na powierzchni stołu.
To jak z pewnym zegarkiem pewnej Osoby. 😉
Nawet jeżeli kota przełożono fotoszopem w inne miejsce, to mina i tak jego. 😀
Kota nie przełożono – wklejono Einsteina
Bezwzględnie! 😆
Ja też. Ale jest cudne. Te oczy. Czy one mogą kłamać 🙄
e=mc²
Założę się, że kot ma ksywę Einstein.
A poza tym klawiatura jest brudna 😈
Jest przerwa w Covent Garden / autentyk/ .
Proponuję nalać.
Ale, czy tam serwują w przerwie bliny z kawiorem?
Myślę, że sam kot ma jasny pogląd na to, czy przełożony to on, czy jakiś tam Einstein. 😈
Na pewno napój miłosny klakierze
Ale czy to wypada w tej przerwie nalać czegokolwiek poza herbatą? 🙄
Afrodyzjaki obowiązkowe
O! Widzę! Kurzak i Alagna. Jest gdzieś tego transmisja może?
Cały czas na żywo w Dwójce, A Ty śpisz. Nie wiem jak się wytłumaczysz przed PK 😈
To nie jest fotomontaż, kot i zdjęcie odbijają się na biurku.
Kupiłam sobie nasiona we Włoszech, były najtańsze, zarówno cena, jak i transport.
Widocznie do Polski mają bliżej.
Fajne zdjecia, Ago!
A to dopiero pasztet! Przyjaciel Syna podarowal nam poledwice z jelenia (bez zartow!), a ja jakos nie mam serca do dziczyzny. Wiec postanowilam zrobic paszte z dziczyzny. Jest to moj pierwszy pasztet. Zajrzalam do mojej kulinarnej biblii Mme Saint-. Ange, a tam pracy na dwa dni, a na dodatek gotowac pasztet w kapieli wodnej, a potem zalac krzepnaca galareta cieleca i dopiero przygotowac odpowiednie sosy! Zajrzalam do Kuchni Polskiej z lat 50-ych i robie wedlug tamtego przepisu. Bede zaraz wszystko mielic. 3 razy. W wszystko dlatego, ze mam jutro rodzine na Andrzejkowym obiedzie i szukalam prostej przekaski. Jasne, ze moglby byc po prostu wedzony losos i oliwki, ale bedzie pasztet.
Ago, a co tam w Moskwie sie jada…
Te rewelacje o Nicponiu od PK jakoś mnie szczególnie nie zdziwiły. Zwolennicy tężyzny i dziarskości rzadko miewają nadwrażliwe sumienia. No i czemu mieliby się litować nad mięczakami, którzy sami się podkładają. 🙄
Irek @ 22:21
PK też nie słucha. Nie ma melodii do Donizettiego po całym wieczorze z Buxtehudem w wykonaniu Amandine Beyer. A poza tym „Napój” obejrzę jutro w Krakowie, to już byłoby zbyt wiele.
Zresztą nie wiem, faktycznie nie ma znaczenia, czy wklejone.
Polędwicę z jelenia przerobić na pasztet? 😯
Króliku, bój się Pana B! Toż z kulinarnego czyśćca przez wieki nie wyjdziesz. 🙁
Króliku, coś zjeść można na przykład tutaj, zapraszam do przespacerowania się po menu: http://www.chaihona1.ru/ Pieczona ryba, плов i lemoniada bardzo mi smakowały, kilka innych dań odrobinę mniej, ale i one trzymały poziom – wszystkie, poza deserem. Niestety, głośna i banalna muzyka nieco tłamsi kulinarną radość. 🙄
Nie wiem, jak żywią się moskiewskie rodziny – w sklepach i restauracjach jest wszystko, brać wybierać – co komu pasuje i na co kogo stać. Sporo jest restauracji japońskich, widziałam też lokal pod gust Bobika – szyld głosił: „Restauracja mięsna”. 😛
PK ma nadmiar napoju 🙄
PK.
zazdroszczę wieczoru krakowskiego
Troszkem siem spóźnił z przerwy w bufecie. Ale już siedzę w fotelu.
Ale Alagna to nie Tagliavini.
A czy zazdrościć Pani Kierowniczce krakowskiego wieczoru – no nie wiem, nie wiem?
Krakowskiego to ja z przyczyn pozamerytorycznych zawsze zazdroszczę. Bez względu na to, czy Buxte jest hude, czy grube. 😈
na przeczyszczenie uszu:
http://prostopleer.com/#/tracks/37406jKDm
Krakowski wieczór
http://www.youtube.com/watch?v=qa-vIFRmtBE
Na Groblach przez jakiś czas był również rewelacyjny krawiec od portek damskich. Krawiec tajny – nie miał żadnego zakładu, żadnej tabliczki, nie ogłaszał się, można się było do niego dostać tylko z polecenia, a i to bez gwarancji, bo był po uszy zawalony robotą. Nie szył niczego poza tymi portkami, ale co to były za portki… 🙂
Jednak się pamięta…..
zeen radzi przeczyścić uszy.
No to dobranockowo i wracając do Moskwy:
http://www.youtube.com/watch?v=8MeiqoSk5W8
Dobranoc,
drób patrzy z niedowierzaniem, że ja o tej porze na Groblach. Ach….
O tej porze na Groblach już trochę niebezpiecznie. Nie tylko drób może dostać w dziób. 😉
Bobiku, juz nie ma odwrotu (ani zbawienia), bo pasztet w kapieli wodnej w piekarniku. Krakowskim targiem postanowilam go przyrzadzic po polsku, a upiec po francusku. Zrobilam tez do niego zimny sos majonezowo- jogurtowy- chrzanowy. Mam nadzieje, ze to moje dzielo nie bedzie do chrzanu. Lekcja jaka wyniose dla siebie na przyszlosc: skoro ja nawet nie lubie pasztetu to unikac dzikich kulinarnych pomyslow. Tak robie z bigosem: nie lubie i nie gotuje! A wszystko zaczelo sie od niewinnego podarunku z poledwicy i porzeby przekaskowej na jutrzejszy obiad.
Tez ide posluchac kojacej muzyki i napic sie wina.
Każde napicie się dobrego wina pobyt w kulinarnym czyśćcu trochę skraca. 😉
Ale za niezgodne z przeznaczeniem użycie polędwicy jakaś kara powinna jednak być. Do czego świat by doszedł, gdyby tak wszyscy bezkarnie brali i niezgodnie używali? 😎
Kocie, tutaj dowiesz się kim jest Silvio Santos – od dobrej strony. Jakoś dziwnie od złej wikipedia nie pisze, a artykuł by był dużo dłuższy i ciekawszy.
Chyba nie zjawisku sukinsyństwa całe tomy krytyki literackiej są poświęcone, zapewne coś pomieszałeś. Chaplin jedzący sznurówki swoich butów to gorzka historia, ale Chaplin śmieje się z siebie. Gdyby Chaplin sporządzał ze swoich sznurówek makaron dla kolegi, byłby tego samego typu co Silvio Santos.
Królik ZUCH, pasztet zmógł. 🙂
Trzeba było się pokrzepiać w trakcie pracy, mniej byś się stresował.
Muszę powiedzieć, że odkąd stosuję przepis Pasztetnika Jagody to mi całkiem niezłe pasztety wychodzą.
Nie da się go zrobić mało, więc kroję w kostki, zamrażam i wyciągam co jakiś czas zjadając z apetytem i obdarzając wdzięczne synostwo.
Za często nie robię 2-3 razy w roku.
Andsolu, to nie wiesz, że notki w Wikipedii piszą o sobie osoby, które chcą tam się znaleźć.
Eee, andsol, nie chodzi wcale o to, ze CC smieje sie z siebie (??? – chyba nie gra tam siebie? ), ale ze my sie z niego smiejemy.
No dobra, inny przyklad – teatrzyk Punch and Judy, gdzie bez przerwy okladaja sie kijami.
Przykladami mozna oczywscie sypac, ale przeciez TOBIE nie musze chyba tlumaczyc , ze dostanie cegla w glowe, wpadniecie do jeziora, poslizniecie sie na skorce od banana, nadepniecie na grabie oraz 1 000 001 innych sposobow zdobycia guza jest okropnie smieszne, jesli sie przyjmie konwencje, a najbardziej wtedy, kiedy nawet konwencji z gory nie przyjmujesz tylko jestes zaskoczony. Jak ci wszyscy w windzie…
Przeczytalam to o Nicponiu i zasepilam sie, ze nikt mi nigdy udzialu w zadnej piramidzie nie zaproponowal, co najwyzek w lancuszku swietego Antoniego…
Dla mnie winda jest nie do przyjęcia. Nie mam klaustrofobii, ale zamykanie ludzi w miejscu, z którego nie mogą się wydostać, jest okrucieństwem. Mam bardzo niedobre skojarzenia.
Kiedyś, w zbliżonej sytuacji, łupnęłam ciężką popielniczką w sprawcę zamknięcia. Niestety, celowałam w, więc poszło obok, ale i tak poskutkowało 👿
Jakby mogli sobie wyjsc z windy bez przeszkod to nie byloby w polowie takie smieszne.
Heleno, dla mnie nie ma w tym nic śmiesznego.
W GW bardzo ciekawy wywiad z prof. Czapińskim i niesłychanie wkurzający z, też profesorem, ale psychologii, Łukaszewskim 👿 Oba nie do zlinkowania 👿
Szlag mnie trafia 👿 W papierze czytam coś, o czym ogniście dyskutujemy z panem mężem, a w sieci ni dymu, ni popiołu, badziewie rządzi 👿
Tupię do spanka. Dobranoc 😕
Ja rozumiem, Haneczko. Ludzie reaguja na distress roznie.
Krotka antologia:
http://www.youtube.com/watch?v=Qn29SQTaFiY
Ja mam podobne odczucia w sprawie zartow w windzie co andsol i haneczka. Mam tez jak andsol wrazenie graniczace z pewnoscia, ze to jest wszystko wyrezyserowane od poczatku do konca, bo inaczej to policja i sad.
Sluchajcie ten pasztet wyglada pieknie! Ma taka skorupke od pieczenia w kapieli wodnej i okruszki smakuja nadzwyczajnie!
Jak wyrezyserowane, to o sosierozchodzi?
O to, Heleno, ze nie wszystkich bawi i nie musi!
Moze to dlatego, ze tutaj w Kanadzie byl taki program przez lata z tego rodzaju zartami i chyba sie to wszystkim przejadlo… Ashton Kutcher w US tez mial taki program, bardzo popularny, w swoim czasie, pranks, ale to byli jego bogaci koledzy. Juz tego programu tez nie ma juz od lat.
Toz powiedzialam jak wyzej!
I akurat wszelkiego rodzaju „candid cameras” uwielbiam od dzecka, jeszcze z Polski – Gruza takie robil w polowie lat szescdziesiatych. !
W Ameryce robil ( i chyba wrecz wymyslil pierwszy taka formule) Allen Funt.
Ja to nazywam ambush lub guerilla comedy, tak jak istnieje ambush czy guerilla dziennikarstwo. Pewnie sa jakies wybitne, smieszne, przyklady, ale ogolnie to nie moja bajka. Nawet jesli kiedys byla.
Sorry, ze nie umiem rozbudzic w sobie ani zadnego poczycia winy, ani moralnego wzburzenia . Mnie dalej filmik w windzie okropnie smieszy. Moze jestem moralnie niedojrzala.
Dzien Dobry Bardzooooooooo 🙂 🙂
szeleszcze zaleglosci
zimno i sucho
wspaniala pogoda na krecenie sie po BozoNarodzeniowych Jarmarkach, od jednego z grzancem do drugiego z grzancem
stoiska i to wzdluz i wszerz 🙂
brykam
leniwie bucha herbata
brykam
suma nalogow jest stala
fikam
🙂 🙂 🙂
brykam fikam
Dzień dobry,
i mnie ta winda nie śmieszy. Nie śmieszy mnie też „dostanie cegłą w glowę, wpadnięcie do jeziora, pośliznięcie się na skórce od banana, nadepnięcie na grabie oraz 1 000 001 innych sposobow zdobycia guza”. Jedyny program, któremu mogę to wybaczyć, to Monty Python, bo im o coś jednak więcej chodziło niż – jak ja to nazywam (już nie pamiętam, po kim) – przeponowe poczucie humoru. Oni się nim posługiwali, nie było to dla nich celem samym w sobie.
No i wcześniej Charlie oczywiście. I paru innych klasycznych komików.
To, co jest dziś, to badziewie.
Obejrzałam przedmiotową windę. Dołączam się do frakcji tych, których okrucieństwo nie śmieszy. Mnie – nigdy i pod żadną postacią. Pamiętam, jak oglądałam tego Gruzę – wesołki rąbnęły np. samochód jednemu panu, a były to czasy, kiedy samochód oznaczał majątek. Oddali mu go i było strasznie śmiesznie. Zastanawiałam się, co by było, gdyby gość był sercowy i padł na zawał przed pointą. A co się namartwił, to jego.
Nie lubię też wyśmiewania się z kogoś, bo fujara (zawsze było mi żal Bourvila, etatowego gamonia) i temu podobnych wiców.
Moim idolem w kwestii rozśmieszania był Lois de Funes – ktoś z przeciwnego bieguna.
Nie podobają mi się też szoły polegające na upokarzaniu ludzi, te wszystkie niby konkursy na śpiewaka, talenciarza , kucharza, gdzie siedzi eleganckie jury i ze smakiem się znęca nad uczestnikami.
Znaczy jestem przeciw gnojeniu ludzi w każdej formie – nawet lajtowej i strasznie śmiesznej.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,129860,12958231,Tylko_milosc.html
Tu jest ten Czapiński, o którym pisała Haneczka
http://wyborcza.pl/1,76842,7400349,Polak_grupowo_nie_umie.html
Amoże o tym myślała Haneczka?
Louis de Funes też mi się zawsze wydawał mało śmieszny.
Najgłupsze są takie sytuacje: siedzisz w jakimś towarzystwie czy też w sali kinowej, oglądacie takie kawałki, wszyscy się śmieją, a ty nie. Nieraz bywałam w takiej sytuacji 😈
Wygląda na to, że do pociągu kupię „GW” 😉
Dzień dobry 🙂
O tego pierwszego chodziło, ogryzek dali 👿 Drugi, też dobry, na otarcie łez.
Niezgadzanie mi nie przeszkadza. Z panem mężem nie zgadzamy się często i jest to bardzo inspirujące 🙄 Najważniejsze, żeby chcieć się dogadać, choćby w kwestii „podpisania” protokołu rozbieżności 😉
Dzień dobry 🙂
Ja się nie zgadzam, żeby było tak zimno i mokro, ale z kim miałbym się w tej sprawie dogadywać? 👿
Dobrze będzie, jeżeli dogadam się przynajmniej z Panem Administratorem, żeby to on po bułki poszedł. 😉
Bobiczku, z kozą na pewno jesteś dogadany 😆
Z nieśmiesznością włażenia na grabie to nie chodzi o oburzenie moralne, tylko o zjawisko typu „jak ma zachwycać, kiedy nie zachwyca”. Jak ma śmieszyć nabicie sobie przez kogoś guza, skoro nie śmieszy? Nie dlatego, że się konwencji nie rozumie – dlatego, że się jej nie lubi i nie ma ochoty jej „kupować”. Nie od dziś wiadomo, że jeden lubi rybki, drugi…itd
A jak nie śmieszy, nie pomoże żadna podbudowa teoretyczna. To trochę tak, jakby chcieć kogoś przekonać do zakochania się przy pomocy argumentów zdroworozsądkowych. 😉
Rodzaje poczucia humoru są różne i można tu po prostu podpisać protokół rozbieżności bez wartościowania. Zwłaszcza jak się ma wystarczająco duży zakres tego, co śmieszy wspólnie. 🙂
Po tej lekturze ugryzło mnie sumienie. Za słabo, bo nadal tutaj jestem http://wyborcza.pl/magazyn/1,129860,12943544,Jadro_cyberciemnosci.html
Koza jest sprzętem bardzo poczciwym i ogrzać wnętrze domu zawsze się zgadza. 🙂 Ale na ogrzanie reszty świata nie wystarcza jej mocy przerobowych. 🙁
A propos Louisa de Funes – pamiętam podobną sytuację, jak opisywana przez Panią Kierowniczkę. Tyle, że w drugą stronę. Pierwszy film, który z nim widziałem z serii żandarmów – prawie się spłakałem ze śmiechu w scenie z motocyklem i zakonnicą. Wychodzimy z kina, ja rozbawiony, a koleżanka mi serwuje, że to rozrywka nie na poziomie.
Tak mnie zatkało, że pamiętam do dziś, że było to kino Moskwa, letni wieczór. Koleżankę też pamiętam.
I do roboty – łapać szczęki, co niczym gremlinsy się rozmnożyły.
I czemuż Bobiku, żeś ich nie upilnował…
Haneczko, jakoś trudno mi się przekonać, że indywidualne, pojedyncze ugryzienia sumień załatwią sprawę internetowego śmietniska. Tu by trzeba systemowych działań.
Zastanawiając się nad tym przypominam sobie, że natura nie bez powodu wymyśliła co takiego jak śmierć i mimo powszechnej niechęci do tego wynalazku wcale nie ma zamiaru wxcofać go z obiegu. Bo przecież, tak na zdrowy chłopski rozum – żeby w którymś momencie nie zabrakło miejsca na nowe, trzeba się pozbywać starego. Nawet szafę z ciuchami można rozdymać tylko do pewnego punktu – potem półki się łamią. 😉
W cyberprzestrzeni pewnie też trzeba będzie kiedyś wykombinować coś w rodzaju „naturalnej śmierci danych”. Może kiedy ktoś będzie chciał coś konkretnego ocałić, dla siebie lub spadkobierców, będzie musiał jakoś specjalnie się o to postarać, a to, co tkwiące w pamięci tylko „z automatu” będzie po określonym czasie skazane na wykasowanie? Albo jakoś inaczej, w każdym razie wymyślenie jakiejś formuły likwidowania zbędnych danych będzie wcześniej czy później konieczne.
Teraz wszystko na biednego psa, że szczęk nie upilnował. A Spielberg to niby upilnował? 👿
To co, mamy nie dorzucać do śmietnika? 😎
Idziemy do kina?
Mamy, nie mamy, a i tak będziemy dorzucać 😕
A gdzie się podzieją te naturalnie uśmiercone? Podobno w przyrodzie nic nie ginie.
One użyźnią ziemi szmat. Zwolnionymi mocami przerobowymi. 😆
Ale póki co, spróbujcie tylko nie dorzucać! 😎
Dora: Najgłupsze są takie sytuacje: siedzisz w jakimś towarzystwie czy też w sali kinowej, oglądacie takie kawałki, wszyscy się śmieją, a ty nie. Nieraz bywałam w takiej sytuacji. Dziwne, ze mną jest wręcz odwrotnie. Opowiadam świetny żart, śmieję się a wszyscy dziwnie na mnie patrzą.
Przenieś się do Niemiec, andsolu. Tu też się nie będą śmiali, ale tylko do momentu, w którym oficjalnie ogłosisz „das war ein Witz”. Wtedy już nieśmianie się byłoby wysoce niegrzeczne. 😎
Czy ktoś pamięta Trzech Panów w Łódce i niemieckiego śpiewaka?…
Doppenschkoppel mu było albo jakoś podobnie.
Oczywiście, Nisiu 😀
Według Roberta Redfielda: „Ludzie przestają wierzyć, bo przestają rozumieć, a przestają rozumieć, bo przestają czynić to, w czym można wyrazić to rozumienie” Jest tu sporo godnych przemyślenia uwag (no co, niedziela, lektura stosowna :] )
niedawno widzialem ciekawy film, mam nim zapelniona glowe,
tak bywa…. i to mimo niedzieli 🙂
tu linka do filmu (dosc skomplikowana, ale co to dla Bobikowcow
😀 )
http://www.alterkino.org/ruchy_wolnosciowe/zydokomuna/
i dodatkowo Julian Tuwim z 1944 roku:
http://izrael.org.il/historia/934-my-zydzi-polscy.html
mam jak Nisia Nie podobają mi się też szoły polegające na upokarzaniu ludzi, te wszystkie niby konkursy na śpiewaka, talenciarza , kucharza, gdzie siedzi eleganckie jury i ze smakiem się znęca nad uczestnikami.
Znaczy jestem przeciw gnojeniu ludzi w każdej formie – nawet lajtowej i strasznie śmiesznej.
O, ledwo sie obudzilam, a tu taki ladny Festiwal Moralnego Wzburzenia Przeciw Okrucienstwu.
Nie wiem czy sie do konca dam przekonac, ze nieladnie jest gnoic i znecac sie nad ludzmi, zmuszajac ich kijami do spiewania albo tanczenia, rzucac kamieniami w slodkie szczeniaczki, chlostac rozgami dzieci abo straszyc duchami biednych uzytkownikow windy. Nie dam sie pewnie przekonac do zakazu Haloweenowych przebierancow.
Nie wiem tez czy do konca dam sie namowic aby ogladac w telewizji, kinie i teatrze tylko krzepiace, moralne przedstawienia ( tak jak one zostana tu zdefiniowane) i nigdy sie nawet nie usmiechnac na Toma i Jerry, Monty Pythona, ze o amoralnych, rozmilowanych w okrucienstwie autorach Father Teda czy tej slynnej sadystki Victorii Wood nie wspomne.
Podejrzewam, ze jestem niereformowalna w swym umilowaniu okrucenstwa i musze sie pogodzic z tym, ze sie nie dostane do nieba.
Zaluje, ze moj krotki wpis „Ja rozumiem, Haneczko. Ludzie reaguja na distress roznie” nie polozyl kresu moralnemu oburzeniu jakie zapanowalo na blogu i trzeba bylo mobilizowac sily aby mi dac nalezyty odpor.
Oj, Heleno, sama przynioslas ten link i powiedzialas, ze jest smieszny. Nie byl taki dla mnie. Nie dlatego, ze jestem pruderyjna Ms Goody Two Shoes. Ani tez nie namawiam cie do ogladania moralnych przedstawien. Ogladaj co chcesz, duszko!
Heleno, nie podejrzewam cie o zadne umilowanie do okrucienstwa! Musze sie napic kawy. Man oh man!
Tak, nie powiedziales, Kroliku, ale ten Zgodny Chor Potepienia z uzyciem mocnych slow, jak „znecanie sie” i innych z grubej rury, ma taka dla mne wymowe jaka ma i pozwala mi domyslac sie, ze jest cos bardzo unwholsome z moim poczuciem humoru skoro bawi mnie i smieszy filmik z winda i blada dziewczynka z lalka. Widac pochwalam „okrucienstwo”, „znecanie sie”, „upokarzanie ludzi”.
Helena „Podejrzewam, ze jestem niereformowalna w swym umilowaniu okrucenstwa i musze sie pogodzic z tym, ze sie nie dostane do nieba.”
Heleno, samo zamilowanie do okrucienstwa to za malo do wymigania sie od Nieba. Musisz wiecej wysilku wlozyc, praca, praca, praca ( wywalanie niezjadliwych pieczeni na dach garazu
tez za malo) 8)
Praca domowa odrobiona – 7 godzin. Teraz galopik do miejsca pracy, aby przerobić to, co elektroniczne, na śliczne papierowe – bynajmniej nie drukowane, lecz dręcz mnie ręcznie.
Dokumentacja jest najważniejsza – zapamiętajcie to sobie Malinowski. Nie ważne, co robicie – ważne, abyście się umieli okazać.
Nie ma rady, Heleno, albo śmierć demokracji Koszykowej, albo zgadzasz się na przeszczep mózgu.
Całkowicie zgadzam się z Rysiem 🙄
No, no, no… na wszelki wypadek położę poduszki na podłogę przed kompem. 😎
Heleno, powiedziałaś swoje zdanie i my też chcemy. My też, my też! Nie ma w tym żadnego stawania konkretnie przeciw Tobie, lub sobie co chcesz, my (niektórzy z nas) mamy inaczej i to jest przecież normalne.
Zastanawiałem się nad dozą okrucieństwa marki Monty Python. Kiedyś dla mojej żony oni byli nie do zniesienia. Nie pamiętam na co ją zaciągnąłem, może na Żywot Briana i tego jej było za dużo. Po wielu latach zgodziła się na inny test, na ich pierwszy film, oglądaliśmy razem z synami, oni cieszyli się jak dzieci, którymi byli, i jakoś się to zahaczyło. Ale przyznaję, że wiele ich późniejszych skeczów jest na granicy mojej wytrzymałości.
Wytrzymuję chyba dlatego, że oni są zawsze częścią większego przedsięwzięcia, rozbijania mitów i rutyn, są taką brytyjską odmianą telemacha przymuszającego do przemyślenia wszystkich świętości od początku, ale nie ma w nich niechęci do człowieka jako takiego lub innego. Szczególnie do innego nic nie mają. I ja też, może dlatego, że choć nie jestem gejem, to w dużej mierze jestem inny (och, to nie było zamierzone jako chwalenie się).
Hm… w tym miejscu kwestionować, że to nieładnie „rzucać kamieniami w słodkie szczeniaczki”, to chyba coś nie tak 😯
Jestem znana, Doro, z dreczenia slodkich sczeniaczkow, zwlaszcza labradorzych – wybitnie nadajace sie do dreczenia plemie.
Ale my tak wszyscy, czytacze-ogladacze Arystofanesa.
Ja musze sie przyznac, ze mnie wogle niewiele rzeczy juz potrafi rozsmieszyc. Coraz mniej. Rozbawia mnie nasz Blog, nasze komentarze to czesto perelki humoru, ze o kupletach nie wspomne. Czesem czytam i zasmiewam sie na glos, a A. wtedy od razu pyta „co tam slychac na blogu”, bo wie ze to przez was sie chichocze. Smieje sie wciaz z The Simpsons (choc juz mniej) oraz z „South Park”, ktore jest uwazane za bardzo wulgarne. Smieje sie tez z wymyslnych przeklenstw w „The Thick of It”.
O scisk serca, poza takimi sytuacjami, ktore budza taki scisk u wiekszosci, wywoluja u mnie malpy w zoo w klatkach i ptaszki w klatce.
Daj sie udobruchac, Heleno!
I przestan dreczyc te slodkie szczeniaczki, please, enough already!
Wyznam Wam w tajemnicy, że „Żywot Briana” jest w mojej rodzinie ulubionym filmem na Boże Narodzenie, ale cicho sza… 😆
A propoz „żydokomuny”. Rzeczywiście kupiłam na drogę „GW” i okazał się to bardzo ciekawy numer. Czapiński też, ale jest też wiele innych ciekawych materiałów. Jest też artykuł Grossa o „żydokomunie”. Otóż stara się on przywrócić sprawie właściwe proporcje. Czyli: komuniści wśród przedwojennej populacji żydowskiej to był margines marginesu. Za to stereotyp „żydokomuny” istniał już wówczas wśród narodowców. Przy okazji Gross wysnuwa tezę, że to narodowcy byli elementem destrukcyjnym w budowaniu polskiej państwowości. Natomiast większość żydowskiej ludności była propaństwowa. Lewicowość – pisze (i słusznie) – była wówczas zagospodarowana nie przez partie komunistyczne, lecz przede wszystkim przez Bund (znienawidzony przez komunistów) oraz syjonistyczne Poalej Syjon Lewica i Haszomer Hacair. Na prawie 3,5 mln Żydów mieszkających w Polsce przed wojną było gdzieś 7-8 tys. komunistów.
Dowodzi tam też, że wśród ludności polskiego obywatelstwa wywiezionej przez Sowietów z kresów w głąb Rosji Żydów było aż 30 proc.
Dodając jeszcze do tego, że z tego niewielkiego procentu, co wrócił po wojnie do Polski, bardzo duży procent pojechał dalej w świat. Pozostali własnie w dużym stopniu komuniści, więc słowo „żydokomuna” miało tu moc samospełniającej się przepowiedni.
Jeszcze jedna ciekawostka: ponoć Gomułka prosił Stalina zaraz po wojnie, żeby w ramach umowy repatriacyjnej nie pozwolił polskim Żydom wracać do kraju, „której to prośbie Stalin delikatnie odmówił”, że zacytuję 😉
Slowo „Zydokomuna” zostalo ukute w latach trzydziestych przez rezim hitlerowski i jego publicystow ze Stuermera, ale nigdzie sie tak latwo i gleboko nie zadomowilo na nastepne pokolenia jak w Polsce. 🙁
Patrzcie, co narobiliście! Nie śmialiście się z windy i zaraz się zaczęło dręczenie szczeniaczków. 👿
Ale nawet udręczony, dalej się będę upierał, że nie wszystkich musi śmieszyć to samo, oraz że stwierdzenie „mnie coś nie śmieszy” nie zawiera automatycznie supozycji „wobec tego z wszystkimi, których to śmieszy, jest coś nie tak”.
Mnie też Monty Python śmieszy nieprzytomnie i praktycznie zawsze, Chaplin często, a większość skórek od bananów w różnych homevideos nie śmieszy w ogóle. Z Flipa i Flapa kiedyś tam śmiałem się serdecznie, a ostatnio przypadkiem na nich trafiłem w tv i wytrzymałem raptem 10 minut, bo nudziłem się setnie.
Nawet jedną i tę samą osobę nie przez całe życie śmieszy to samo i można sobie towarzysko o tym poopowiadać. Ale gdzie tu moralne oburzenie? I dlaczego ktokolwiek miałby to uważać za zarzut pod swoim personalnie adresem?
Take it easy, Helenko. 😉 Nie ma co rzucać się do dręczenia szczeniaczków tylko dlatego, że ktoś nie kocha Arystofanesa. 😆
Heleno, nie przejmuj się, ja jestem odpowiednio prymitywny i trochę rżałem. 😛
Wprawdzie od razu było widać, że to ustawka, ale dobrze zrobione. No chyba, że w Brazylii ogólnie do wind odprowadzają piękne panny i objaśniają znaczenie tajemniczych guzików, a ludzie są tak gruboskórni, że nie potrafią odróżnić windy jadącej od stojącej. 🙂
O, to ja mam jak Bobik. Mnie w piekle wezmą do kotła z muzyką popularną i biesiadną, a Bobikowi będą pokazywać powtórki polskich kabaretów. 😎
To jest pewien złośliwy paradoks, że komuniści najbardziej byli cięci właśnie na socjalistów i cały ich dorobek starali się jak najbardziej zepchnąć w niebyt. Prędzej już można było w peerelu dowiedzieć się, co robiła ta przebrzydła sanacja, a nawet endecja, niż jakiś tam PPS czy Bund. No, ale wiadomo – najpierw trzeba zniszczyć konkurencję na tej samej ulicy, a dopiero potem przejmować się tym, co się dzieje na drugim skraju miasta. 🙄
Wodzu, mogę czasem wpadać z wizytą do Twojego kotła. Muzyka biesiadna jest dla mnie wystarczającą torturą, żeby diabli nie stawiali przeszkód takim wycieczkom. 😆
Wielki Wódz – o ustawce piszesz to samo co dziennikarz z podlinkowanego przeze mnie artykułu – on tam jeszcze dorzuca, że hall rzekomego budynku wygląda aż za bardzo na scenografię. Ponadto, nie przypominam sobie w São Paulo jednego jedynego budynku urzędowego, w którym recepcjonistka siedzi za zwykłym biurkiem, skąd podnosi się, by doprowadzać odwiedzających do windy.
Do kotła z polskimi kabaretami muszę wprowadzić uściślenie: torturować mnie można tylko tymi nowszymi. Piekielna obsługa straciłaby wieczność, próbując dopiec mi Starszymi Panami albo Lipińską. 😈
A tu jest twardy dowód na to, że biez wodki nie razbieriosz: 😆
http://deser.pl/deser/1,111857,12965540,Zatrul_sie_wodka__w_szpitalu_wyleczyli_go_whisky.html
To oni chyba wiedzą. A jak trochę się rozejrzymy, to będzie można się jakoś urządzić, na przykład skoczyć na pasztetówkę do kotła wegetariańskiego, albo posłuchać katowania Frobergerem u miłośników orkiestr strażackich. 🙂
Ciekawa jestem bardzo, co jest wkurzającego w wywiadzie z profesorem Łukaszewskim?
Obaj panowie, Czapiński i Łukaszewski są psychologami. Czapiński mówi o sprawach, które wielokrotnie omawiał. Co wcale nie umniejsza wagi poruszanych problemów. Łukaszewski proponuje ciekawe spojrzenie na kwestie paranoji politycznej. Rzeczywiście wyjatkowo ciekawy magazyn GW.
Bobik (18:14)
jakie piękne wykorzystanie zasad homeopatii 😉
Nie krec, Szczeniaczku. Ja zalatwilem sprawe poczucia humoru dosc wczesnie piszac do Haneczki, ze ne wszystko kazdego.
Natomiast lekko sie jednak wkurzylam kiedy zaczal sie choralny (choralny!) osad moralny zawarty w roznych uzytych przy okazji slowach. Nie jestem kretynem i czytam co sie do mnie pisze.
Niestety, 6-tygodniowym labradorkom trzeba tak przywalic, aby im sie ciemno przed oczyma zrobilo.
Tak juz z nami jest, milosnikami duchow w windach oraz Flipa i Flapa. Jestesmy strasznymi prymitywami, jak WW, ktory cichcem smial sie razem ze mna.
Bardzo się dzisiaj uśmiałem widząc jak wszyscy biją Niewinną Helenę.
No wiedzisz, andsolu, a moje poczucie humoru nie pozwala smiac sie w obliczu gunging up. A wrecz staram sie unikac takich sytuacji w stosunku do innych ludzi.
Heleno, może czasem czytasz również to, czego nikt nie miał nawet zamiaru napisać?. 😉
„Mnie osobiście nie podoba się taki a taki typ poczucia humoru, z tego a tego powodu” to nie jest to samo, co „Helena powinna się wstydzić, że się z tego a tego śmieje” i nikt mi nie przetłumaczy, że tu jest znak równości. 😎
Tak samo, jak Ty nie masz powodu ukrywać, że Cię coś bawi, tak inni nie muszą ukrywać, że ich coś nie bawi. To się wszystko mieści w ramach normalnej, towarzyskiej wymiany uwag.
Padały tu nawet tak horrendalne według mnie stwierdzenia, że pasztetówka jest niedobra, ale ani nie brałem tego do siebie, ani nie doszukiwałem się w tym prób zmiażdżenia mnie moralnym oburzeniem. 😈
Jeszcze raz wznoszę hasło – let’s take it easy. 🙂
andsola niedzielna (leniwie mozna czytac dlugiiii tekst) linka
gesta od problemow, i mozna pomyslec nie moich, a jednak
chyba tak
bywa
na przeszczep mozgu Heleny na inny zgodzic sie NIE MOGE,
kto bedzie bronil „Korony” przed lewakiem rysiem, no kto?
a obalanie czegokolwiek bez zarliwej obrony obroncow nudne
jest-to powiedzial rys i juz 8)
przenosze z „przestrzenieiciala” :
http://www.youtube.com/watch?v=Z5OW0Y0Uwdk&feature=player_embedded
🙂 🙂 🙂
Kiedyś kumpel wyłożył mi krótką filozofię śmiechu. Zobacz Piotruś wciąż się śmieje, Ewelinka już trochę mniej, my z żoną od czasu do czasu, a stara Kowalicha (sąsiadka) to nigdy.
A moj kolega mawial (sarkastycznie): „bo ja to jestem taki wesoly chlopak, gdzie nie pojde tam sie ze mnie smieja.”
Coś tu wczoraj obiecywałam na dziś. Odkładałam to od przedwczoraj.
Moskwa pożegnała się ze mną brutalnie. Jak wiecie, tuż przed moim wyjazdem spadł śnieg. Dużo śniegu. Potem zrobiła się ślizgawka. W tych warunkach branie taksówki na lotnisko nie było dobrym pomysłem – sami widzieliście, jakie korki są zwykle w Moskwie, a co dopiero przy takiej pogodzie. Kolega pomógł mi dojechać metrem do dworca, skąd jeździ pociąg na lotnisko. http://www.aeroexpress.ru/ Na dworcu są specjalne kasy i specjalna poczekalnia, z której podróżni wypuszczani są na specjalny peron dopiero na kwadrans, a może 20 minut, przed odjazdem aeroekspresu. Tym razem w poczekalni był tłum, a pociąg się spóźnił i drzwi na peron otwarto dopiero na sześć minut przed planowym odjazdem. Nikogo nie stratowano, nie słyszałam żadnych przekleństw ani krzyków, na peron wysypał się nieprzyjemnie gęsty i nieustępliwy, ale spokojny tłum. Poniósł mnie ze sobą – przyszłam wcześnie, byłam dość blisko drzwi. Ledwo weszłam do pociągu zobaczyłam, jak ochroniarze powstrzymują napierający tłum z poczekalni i zatrzaskują drzwi. Pociąg odjechał z zaledwie pięciominutowym opóźnieniem; był dość zatłoczony, ale spokojnie zmieściłoby się w nim jeszcze kilkadziesiąt osób – być może wszyscy, którzy zostali w poczekalni. Ochroniarze interweniowali nie dlatego, że w pociągu nie było miejsca, ale po to, by nie dopuścić do zwiększenia się opóźnienia pociągu. Według rozkładu następny aeroekspres powinien był odjechać za pół godziny.
Nie wiem, co odpowiedzieć Mt7 (1 grudzień 12, 21:05).
Przez ponad dwa miesiące pracowałam razem z rosyjskimi kolegami. Ani razu nie słyszałam, żeby rozmawiali na tematy związane z polityką – i nie wydaje mi się, żeby to moja obecność ich hamowała. Nie nawiązałam w Moskwie żadnych znajomości. Ani koledzy z pracy, ani znajomi mojej rodziny, których proszono, żeby się mną trochę zajęli, nie próbowali się mną w żaden sposób ”zaopiekować.”
W metrze ludzie codziennie wpychali się przede mnie, wykorzystując moją niechęć do przylepiania się innym do pleców, na bazarze mnie regularnie oszukiwano, bardzo mi brakowało … pogodnych twarzy. Z drugiej strony, całkiem obca osoba odstąpiła mi swoje, zapewne z trudem zdobyte, znaczki, parę razy ktoś chciał mi pomóc nieść po schodach walizkę, sąsiedzi zaczęli mi mówić „dzień dobry”, kiedy komuś otworzyłam drzwi, czy zatrzymałam dla niego windę. Nikt nie próbował mnie przejechać na zielonym świetle; rzadziej, niż np. w Niemczech, ale jednak zatrzymywano samochody, żeby mnie przepuścić. Powszechne jest pytanie innych o drogę – reakcje są życzliwe. Zaczepia się też nieznajomych w sklepie, komentując ceny czy jakość towarów. Życzliwie traktowano mnie w cerkwiach, choć widać było, że jestem z innej bajki.
W metrze kasjerka odmówiła mi sprzedania biletu na bagaż uznawszy, że mam za małą walizkę 😯 – upierałam się, ale ona była bardziej zawzięta. Przy zakupie biletów ciągle dostawałam jakieś zniżki, które mi się nie należały – na początku próbowałam protestować, ale potem się poddałam. Bez problemu wpuszczono mnie na pokład samolotu z bagażem, który ledwie byłam w stanie unieść. W ten sposób brano „moją” stronę przeciwko państwu, regulaminom, instytucjom.
W księgarniach można kupić portrety Putina.
Jeszcze tylko jedna moskiewska migawka i jeden niezrealizowany pomysł.
Dopiero na dwa dni przed wyjazdem zorientowałam się, że mieszkam blisko Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. 😯 Na sąsiednich budynkach królują olbrzymie logo Samsunga, Canona i innych gigantów – napis na ministerstwie ledwo widać. To ten budynek przy cerkwi. http://www.rosfoto.ru/photos/big/0074000/074690_12.jpg
Chciałam przywieźć sobie z Moskwy olbrzymi zapas nieekologicznych żarówek. Niestety, zabrakło mi miejsca w bagażu podręcznym. 🙁
A teraz ważny komunikat: właśnie otworzyłam świeżą butelkę koniaku. Zapraszam. 🙂 Bobiku, smacznych koktajli i niech Ci się w drodze powrotnej łapy nie plączą. 🙂
Bardzo ciekawie opowiadasz, Ago. I rosyjski koniaczek niczego sobie.
U nas sa plotki na miescie, ze Putin niedomaga. Putinowa i Putiniatka zapadly sie jakby pod ziemie.
Niedlugo bede miala gosci na obiedzie, wiec sie wylaczam.
Do jutra, Wszyscy.
O, Ago, nie przejechali cię?
Kiedy byłam w Petersburgu, pierwsze ostrzeżenie było, żeby absolutnie nie pozostawać na jezdni przy czerwonym świetle, bo rozjadą bez litości. I na zielonym uważać, bo może ktoś nie wyhamować albo ruszyć z wizgiem. Godzinka wystarczyła, żeby się zorientować co do wartości tych ostrzeżeń. Petersburczycy jeżdżą jak wściekli i preferują duże samochody… a ulice u nich szerokie.
Portrety Putina też mają wszędzie – najbardziej wzruszyły mnie takie haftowane krzyżykami…
Bardzo dobrze się czyta, Ago, te Twoje obrazki moskiewskie.
„nie próbowali się zaopiekować” – czyżby nadal obowiązujące były zachowania, że z inastrancami nie należy się kontaktować?
A z przechodzeniem przez jezdnię – no tak. Pierwszą instrukcją było – przechodzić na zielonym świetle wraz z tłumem, najlepiej szybko i nie pod koniec zmiany świateł. Wracając z całodniowego chodzenia po mieście wysiadałem przystanek wcześniej na Dmitrowskoje szose, gdzie było przejście podziemne. Kuzyn ostrzegł mnie, że przejście przez jezdnię obok domu („pasy”), to po pierwsze dla tych, co mają dużo czasu, aby uchwycić moment, gdy będzie przerwa w ciągu pojazdów, a po drugie dla tych, co lubią ryzyko.
Stąd też z dużym zaciekawieniem przeczytałem o tym zatrzymywaniu się, aby Cię przepuścić.
Och, Ago, jakie ciekawe (i zdjecia z poziomu zwyklego, anonimowego przechodnia takze)!
Od razu napisze, ze na koniak dla mnie jeszcze za wczesnie, i ze to wcale nie znaczy, ze nie lubie Agi (bo jest wrecz przeciwnie), a tylko, ze jestem w innej strefie czasowej i w innym etapie mojego dnia (a sam koniak, gdy jest okazja tez lubie, a nawet gdybym nie lubila, to to nie takie akurat wazne). 😉
Ale wlasciwie, to ja nawet mialam nie o tym. Zajrzalam do linki od Haneczki („Jadro cyberciemnosci”), przy okazji nadrabiania parodniowych blogowych zaleglosci, i pomyslalam sobie, ze to wlasciwie o tym samym, co mi juz pare lat chodzi po glowie, a o czym zaczelam myslec po przeczytaniu paru ciekawych amerykanskich ksiazek na ten temat, i po roznych naszych tutaj blogowych przygodach. Widze, ze w Polsce tez sie coraz wiecej mysli i pisze o ciemniejszej stronie przenosin sporej czesci naszego czasu z zycia realnego do internetowego (jasniejsza strona tez jest, jak najbardziej, ale zawsze duzo trudniej zauwazyc wlasny „cien”). I mysle, ze nie chodzi wylacznie o kwestie niezapominania, choc ta tez jest ciekawa. Moim zdaniem te ciemne strony sa warte zastanowienia, bo zawsze latwiej unikac raf po uprzenim dokladniejszym przyjrzeniu sie mapie. 😉
Ten Bobik to jednak zdolna bestyja psia!
http://usebobik.com/
😉
Do windy na wszelki wypadek nie weszłam, ale z przyjemnością pojechałam z Agą do Moskwy. Bardzo jestem ciekawa wkurzającego wywiadu z profesorem Łukaszewskim. Najbardziej ciekawam, czy równie wkurzający w wywiadzie, co na żywo 🙄
Ago, u mnie koniak bardzo na czasie. Ja ciągle w Wielkiej Trwodze, bo tylko na raty mogę. To jak piekielne kręgi, tylko nie coraz niżej, a obok siebie, bo żaden nie jest straszniejszy od poprzedniego. Dziękuję Ci za moskiewską odskocznię.
Vesper, tu jest tylko początek, ale właśnie ten początek mnie wkurzył http://wyborcza.pl/magazyn/1,129860,12958355,Paranoje_sie_napedzaja.html Jeżeli określam kogoś jako paranoika, co w chwilach zacietrzewienia jak najbardziej robię, daję mu pozwolenie, żeby mnie nazywał tak samo. Mnie, prawie, wolno. Jestem tylko haneczką. Ale ten pan jest profesorem psychologii.
Ubodzy duchem (następna uwłaczająca klasyfikacja) są bardzo wygodni. Można ich wepchnąć w każdą szufladkę, także politycznie paranoidalną. Może pan profesor pochyli się nad tymi nie pasującymi do obrazka- wykształconymi ludźmi sukcesu, świetnie finansowo odnajdującymi się w rzeczywistości.
„To, czego nie rozumieją, traktują jako objaw głupoty lub złej woli”. Problem w tym, że rozumieją, tylko inaczej niż ja. Nie jestem dla nich ciemną idiotką. Oni się nade mną pochylają z troską, jakbym miała nieoperowalną kataraktę.
Pan profesor zwiewa w wygodne szufladki, mnie gnębią żywi ludzie i ich kompletnie różne od moich wnioski wypływające z tych samych przesłanek.
Prof. Łukaszewskiego zostawiłam sobie na jutrzejszą drogę powrotną z Krakowa. Zdam sprawozdanie z wrażeń 😉
Mnie też bardzo ostrzegano przed rosyjskimi kierowcami. Za pierwszym razem, kiedy ktoś się zatrzymał, żeby mnie przepuścić, bardzo się zdziwiłam. A potem… zaczęłam liczyć takie przypadki. 😳 Dałam spokój po piątym czy szóstym. 😉 Sama nie prowadzę samochodu i nie potrafię ocenić, na ile moskiewscy kierowcy trzymają się przepisów, ale to, że nikt mnie nie próbował przejechać na zielonym świetle, jest faktem. Natomiast dość często widziałam pieszych wchodzących na jezdnię na czerwonym świetle i wymuszających w ten sposób na samochodach, żeby się zatrzymały. I nie mogłam wyjść ze zdumienia, że nikt na nich nawet nie trąbił. 😯
Mówię Wam, jak ten koniak pachnie! Jeśli ktoś nie bardzo chce lub może się napić, to dobrze radzę, niech choć powącha. 😉
Ago, nie tylko wącham 😉
Tak, Haneczko, rzeczywiście wkurzające. Najlepiej wyciągnąć z szuflady Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, przyporządkować jednostke chorobową do zjawiska społecznego i z głowy. Problem w tym, że wielu politycznym paranojom, skoro już tak to mamy nazywać, ulegają całe społeczeństwa, złożone w wiekszości z zupełnie zdrowych psychicznie jednostek, wcale nie tak ubogich duchem. Ale nie znam całości, może w pozostałej części wywiadu o tym wspomina.
Bobiku,
udanego jutrzejszego coctajlowania. Trzymam kciuki 🙂
Dla mnie wywiad z Łukaszewskim bardzo ciekawy. Można się w niektórych kwestiach sprzeczać, ale generalnie wart przeczytania i przemyślenia. Nie widzę żadnego uwłaczania ani lekceważenia.
Uwłaczania nie widzę, Jagodo, jedynie dość paternalistyczne uproszczenia, przynajmniej w linkowanym fragmencie. Muszę przeczytać całość.
A choćbym nie widział uwłaczania i lekceważenia na samym początku, albo nazwał to sobie inaczej, to widzę błąd w metodzie, nie przystojący profesorowi. Paranoicy czy nie, profesor jest łaskaw dostrzegać tylko część tych paranoików, pasującą mu do obrazka, po czym pewnie, jak to profesor, będzie uogólniać i wyciągać wnioski pod założoną tezę. Właściwie mogę reszty nie czytać.
Nie mówię, że uwłacza, tylko że upraszcza. I to mnie wkurzyło, bo nie znoszę ludzkich szufladek. Żałuję, że nie można wrzucić całości.
Odnoszę sie do sformułowania Haneczki: „uwłaczająca klasyfikacja”.
Faktycznie bez przeczytania całości trudno dyskutować.
Dobranoc wszystkim 🙂
No to ubogaciliśmy internet trzema różnymi opiniami. 🙂
Łajza rządzi 😉
Przeczytaj, Wielki Wodzu, bo warto. On te szufladki na początku, potem jednak przestrzennieje. Ale nawet jak idzie wszerz, to nie w głąb. Ja chcę się dobrać do głąba.
No nie wiem. Mam alergię na profesorów lubiących efektowne, choć nie do końca mądre początki. Tracą czytelnika. Ja już po gwarancji jestem i szkoda mi życia na próby i błędy. 🙂
„Szczególnie podatne są osoby uboższe, gorzej wykształcone, mieszkające w niewielkich miejscowościach, bardziej religijne, a często fanatycznie religijne, gorliwie uczestniczące w praktykach religijnych. Połączenie niedoli ekonomicznej i niskich zasobów kulturowych z jednej strony, a z drugiej afiliacja do grup wyznaniowych, zwłaszcza fundamentalistycznych, to często przesłanka politycznej paranoi.”
To są ci uproszczeni „ubodzy duchem”.
Proszę mi tu zmieścić kilku świetnych profesorów, znakomitego lekarza, właścicielkę znakomicie prosperującej firmy, bardzo przytomną księgową, itd.
Przeczytałam. Dalej już bez uproszczeń. Wręcz przeciwnie. I od razu lepiej, jaśniej, czytelniej. Właściwie nie zgadzam się z Łukaszewskim tylko w jednej kwestii – że znikneły psie kupy. Moje osobiste doświadczenie mówi coś zupełnie innego 👿
Profesor chyba już tak ma, że lubi mocne wejścia, którymi zraża do siebie audytorium, ale nie znaczy, że nie warto go posłuchać
Haneczko, profesor mówi o prawidłowościach, czyli że jest to prawda dla większości przypadków, ale przecież nie wszystkich.
Doceń, Wielki Wodzu, jakie szczęście Cię spotkało.
Pan mąż nie miał wyjścia, musiał przeczytać (no zobacz, zobacz! ). I zaraz się ze mną nie zgodził 😆
Vesper, mam długie zęby na statystyki. To znaczy doceniam, ale nie poprzestaję. Najbardziej interesują mnie nie wszystkie.
Myślę, Haneczko, że szczegółowa charakterystyka współczesnego polskiego zwolennika teorii spiskowych byłaby bardzo ciekawa, tylko trudna od strony metodologicznej. Bo jak wyłonic tę grupę w taki sposób, żeby nie odczytała tego od razu jako traktowania jak szczura laboratoryjnego, jakiegoś kuriozum do badania i naprawdę szczerze o sobie opowiedziała (opowiedziała w tym przypadku przez prawdziwe odpowiedzi na pytania badaczy)?
Całe szczęście, że można nie kłapać o tekście prof. Łukaszewskiego, póki się nie przeczytało, bo mnie by rozsądek już nakazywał udanie się w kierunku legowiska, a nie kłapanie. 😉
Trochę się jednak zacząłem denerwować, czy mnie jutro wpuszczą na party, bo ten katar okazał się nieco rozleglejszym zawirusowaniem. No, ale przy tylu trzymanych kciukach może skończy się na strachu. 🙂
A zresztą, jeśli wierzyć tej lince od Tadeusza, taki Bobik właściwie z wszystkim powinien sobie poradzić i to lewą łapą. 😈
Cieszę się, Rysiu, że Cię wciągnąłem w gąszcz przemyśleń Jamesa Hitchcocka. W kwestiach duchowych dwie głowy przyziemne to nie jedna.
I choć zastrzegasz się z lekka, że linka gesta od problemow, i mozna pomyslec nie moich, a jednak…, chyba to „a jednak” zwycięża. Nawet gdyby wszystko to dotyczyło wyłącznie liturgii, i tak by było godne uwagi, ale na przykład obserwacja:
Uwalniając się od ciężaru przeszłości, ludzie współcześni poddają się tyranii historii — zachowują się, jak gdyby zupełnie koniecznym było żyć w zgodzie z duchem czasów.
jest refleksją, której waga nie zależy od jej kontekstu…
Bobiku, tchnąłeś nowe życie w moje zdrętwiałe kciuki. Śpij, one będą tyrały 🙂
Ołówek utył http://allegro.pl/olowek-smolenski-mega-okazja-i2816310238.html
Haneczko, ja doceniam! Nawet kilka razy dziennie. No dobra, kilkanaście. 🙂
Kto to narzekał na przekład Biblii w tej nowej, Tysiąclecia, czy to nie była Helena? Otóż taka uwaga dobrze współgra z duchem tego artykułu…
Nie wiem, czy komuniści byli najbardziej cieci na socjalistów.
Joanna Olczak-Ronikier, wnuczka Jakuba Mortkowicza, opisała historię rodziny w tym, odszczepieńca niepoprawnego komunistę wuja Maksa, szalonego, ideowego człowieka, który pojechał budować lepszy świat do Związku Radzieckiego i znalazł tam po jakimś czasie śmierć i prześladowanie rodziny, która też chyba marnie skończyła.
Szczegółów nie pamiętam, ale mam w głowie tę tragiczną historię.
Zniszczyli go, bo nie potrzebowali naiwniaków ogarniętych ideą sprawiedliwości społecznej.
Rodzina wuja Maksa – żony i dzieci, nie inni Mortkowicze, chociaż też różnie było.
Mój syn twierdzi, ze na pewno to znacie, ale może nie?
http://www.youtube.com/watch?v=OGYm3lrpSu4&feature=plcp
Dzięki, Ago, za opowieści. 🙂
Zmęczona już jestem, ale poczytałam wpisy.
Film Rusia ściagnęłam.
Resztę linek zostawię na jutro.
Za Bobika trzymam wszystko, co mogę.
Powodzenia Piesku. 🙂
szeleszcze 🙂 🙂
poniedzialkowo nad herbata 😀
brykam
linka Nisi przypomniala mi wystep Kabaretu „Dudek” w B.
cos w `88r. …………… tu usmiecham sie do wspomnien o
„sukcesach” i „wypelnionych rodakami salach teatrow/domow
koncertowych” 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
pstryk 😀
Tereny S-Bahn pozycje
brykam fikam
Dzień dobry. 🙂
Bobiku, czymam mocno!!!!!!!
Remont, odmieniany przez wszystkie przypadki!!!!!
A u Teresy piękna zima, blisko tego miejsca się spotykamy:
http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje/polska,28/wirujace-platki-i-sniezki-poproszylo-w-bialymstoku,68971,1,0.html
Dzień dobry, mimo, że pochmurny 🙂
Boniku, kciuki trzymane ❗
Bardzo chcę do Portugalii, ale póki co, zarezerwowałam właśnie lot do Szkocji, hotel w Edynburgu. Samo życie 😉
Bobiku, nie Boniku, ale może literówka z dobrą wróżbą 😉
Dzień dobry 🙂
Słuszne, niestety, były moje wczorajsze obawy. Wirus przez noc pięknie się rozwinął, z daleka się w oczy rzucał, no i na party mnie przez drania nie wpuścili. 👿
Nie wiem, czy ktoś ma ochotę na kawę w towarzystwie wściekle warczącego psa. 🙄 Rozumiem, że znoszenie takiego osobnika nie należy do największych życiowych przyjemności i nie będę miał pretensji, jak wszyscy nagle sobie znajdą Bardzo Ważne Zajęcia. 😉
Bobiku,
jestem z Tobą. Warcz ile chcesz i potrzebujesz. Ja to biorę na klatę.
Uwijam się przy kawie, i stosownych do niej dodatkach.
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!!
Do kawy poproszę o wirusobój maszynowy. Źle się tłucze te cholery manualnie. 👿
Dzień dobry 😕
Trudno. Bobiku, warcz na melodię ale czy to dobrze, czy to źle…
Wszystko, czego sobie tylko zażyczysz Bobiku.
Od siebie mogę jeszcze dodać cały zestaw wyrazów pod adresem wirusów 👿
🙁 To kuruj się, Bobiku, pilnie. Przytulam łepek kudłaty zawirusowany.
lepsza kawa z psem niż kawa z psa 🙄
albo kawa pod psem 😉
albo kawa na psie, szczególnie gdy gorąca 🙄
Bobiku,
z przyjemnością zasiądę do kawy z dodatkiem imbiru i kardamonu. Wirusobójcze 🙂
Wczoraj wieczorem słuchałem premiery słuchowiska dokumentalnego
macewy z papieru i wiatru
znanej już na tym blogu, a Helenie osobiście, Marii Brzezińskiej. Teraz jestem w terenie, ale może wieczorem uda mi się dotrzeć do nagrania. Pani Maria Brzezińska nadal jest w świetnej literackiej formie
Kawa teraz już w psie. Imbir w kawie. Wyrazy w charakterze ciasteczek. Warkot milknący, bo komu by się zbyt długo chciało. 😉
Za oknem sypie śnieg, wielkopłatkowy i szybkoroztopliwy. Pręgowana mniej więcej co 15 minut żąda otwarcia drzwi, testuje, po czym oświadcza, że to białe jej się nie podoba i ona zostaje w domu. A potem zapomina, że już przetestowała i znowu żąda otwarcia drzwi… Robota na pełny etat. 🙄
Wiecie co? Zamiast w wolnym dniu zrobić sobie wolne, szukam roboty i znajduję 😕 Uczciwie mówiąc ona się nawet specjalnie nie ukrywa i bardzo znacząco na mnie patrzy 🙁
haneczko, to nie patrz w jej stronę, a jesli już spojrzysz, to miej wyraz twarzy, jakbyś nie dostrzegała. działa, choć wymaga wprawy
Czasem się pamięć tak znienacka o coś zahaczy… Irka post mi przypomniał naszą dawno już nieżyjącą krakowską sąsiadkę, panią Marię Brzezicką. Bardzo już była wiekowa, kiedy ją znałem, maleńka i niemal przeźroczysta, ale z umysłem ostrym jak brzytwa i przepięknym językiem przedwojennej inteligencji.
Jej syn, przez wszystkich zwany Panem Włodziem, był niegdyś sekretarzem Artura Maryi Swinarskiego i czasem dawał się naciągać na opowiadanie środowiskowych anegdot. Miałem zamiar powyciągać z niego tych anegdot jeszcze więcej i kiedyś je spisać, ale nie wyszło. Najpierw umarła Pani Maria, wkrótce potem Pan Włodzio miał zawał, którego nie przeżył. Nie zdążyłem mu oddać pół litra (to były czasy kartkowe i znajomi ratowali się wzajemnie takim pożyczkami), a co gorsza, nie zapisałem anegdot i dziś już żadnej nie pamiętam. 🙁
Kawa w psie to właściwy kierunek 😉
Wiem coś o robocie w charakterze odźwiernego, na pełen etat, przy dwóch kotach i psie. Każde w innym czasie, każde potrzebuje czasu do namysłu w otwartych drzwiach:shock:
Na szczęście nie dałam się wrobić w bieganie do pralni, kiedy Sokrates ma życzenie wychodzić oknem. Na jego syczenie odpowiadam swoim syczeniem. Bardzo jest zdziwiony, ale dalej nie nalega 😉
Nie wiem jak w kocim języku brzmi komunikat, że w tym domu więcej kotów nie będzie już mieszkać 🙄
Przez blisko rok próbował się do nas wprowadzić piękny kot pręgowany, szary. Szaman toczył z nim nieustanne boje. Wreszcie kot zrezygnował. Od kilku miesięcy przychodzi na taras i próbuje wejść do domu nastepny kot. Cały czarny, jak sadza. Szamana to denerwuje. Sokrates i Sunia ignorują potencjalnych współlokatorów 😆
Foma, w dziedzinie niepatrzenia na robotę, dla Haneczki trzeba by jakieś specjalne kursy zorganizować. Co tu dużo gadać – nie ma ona do tego najmniejszych wrodzonych zdolności i tylko bardzo intensywnym szkoleniem można by to choć trochę nadrobić. 🙄
Kiedy na mnie robota łypie okiem zbyt namolnie, mówię jej, że właśnie mam Dzień Dziecka 😉
a ja się nawet do niej nie w ogóle odzywam, pełne lekceważenie
Czy ciągle jeszcze sezon na maltretowanie piesków?
Jagodo, o ile dobrze zrozumiałem sytuację, Szaman z wysyłaniem komunikatów „więcej Kotów w tym domu nie będzie” świetnie sobie radzi. Czyli Ty możesz, jak to nazywają Niemcy, „wywiesić dużego szefa” i tylko delegować. 😈
Może w fazie wstępnej kursu Haneczka powinna opanować tego utwora muzyczno-tekstowego? 😆
http://www.youtube.com/watch?v=0EiCueWptYA
Sezon w pełni, andsolu, więc pieski muszą płacić wysoką cenę. 🙁
Uwentualnie można temu obowiązku zaśpiewać 😉
http://www.youtube.com/watch?v=JSvkBA0WzsA
Czyli niech sobie Szaman radzi 😆
Jak robota jest mało pojętna, to można jej polecieć całkiem otwartym tekstem: 😎
Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem,
prawdę mówiąc już mi dawno wyszłaś bokiem,
nigdy więcej nie narzucaj się nachalnie,
mogę spławić cię nie całkiem kulturalnie.
Nigdy więcej nie patrz na mnie w taki sposób,
nie zakradaj się w pobliże, nie daj głosu,
już cię nie chcę, zrozum raz,
nowych reguł nadszedł czas,
nigdy więcej nie patrz na mnie tak jak Zdziś. 👿
wyszłaś bokiem, wyszłaś bokiem tak można takiej robocie, która znana i wyszła bokiem. a jak haneczkę zaatakuje jakaś nowa? 😯
O, z taką nową robotą trzeba od razu ostro, żeby sobie nie myślała. Dla niej jest wersja „bierz de w troki i stąd spadaj szybkim krokiem”. 🙄
Ja znam wersję, która zaczyna się tak:
Nigdy więcej nie patrz na mnie szklanym okiem,
Nigdy więcej nie kłap na mnie sztuczną szczęką…
Smyram zawirusowanego Pieska 🙂
Taka szczęka to potrafi nakłapać, brrrr.
Nie chwalęcy się, mam opanowane do perfekcji ignorowanie tej patrzącej. 😀
Mnie się dziś udało – jeszcze nawet nie musnęłam roboty wzrokiem, a tu już dzień roboczy powoli zaczyna się kończyć. Nic, tylko o Moskwie opowiadam. 😉
Bobiku, powiedz tym wirusom, że jak Cię NATYCHMIAST nie opuszczą, to je wywieziesz do Moskwy. Moskwa radzi sobie z obcymi wirusami w trymiga, niech nie liczą na zmiłowanie. 👿 Trzymam zażarcie.
chyba że odwraca i wysyła, by robiły swoją krecią robotę. brrrr, odwrócony wirus gorszy niż dwa ideowe 🙄
Jak sie ma jeszcze czas, zeby o robocie pisac, to jeszcze wcale tak zle nie jest… 😉
Bobiku, mam nadzieje, ze co sie odwlecze, to nie uciecze, i jednak w miare szybko Cie zakoktajluja w wiadomym barze. A poki co odwirusowuj sie jednak nie przy pomocy udzialu w corridzie, jak to sugerowal Andsol (choc na niektorych silne wrazenia dzialaja stymulujaco). 😉
Andsolu, wczoraj wszystkie wolne niedzielne chwile (a niedziele czesto bywaja i tak bardziej zajete niz dnie robocze) spedzilam czytajac najnowsza ksiazke Pankaja Mishry, From the Ruins of Empire: The Intellectuals Who Remade Asia. Wiem, ze i Ciebie ta tematyka takze interesuje, wiec na wszelki wypadek, o ile Ci nie wpadla w rece, bardzo polecam (mozna czytac z najnowsza ksiazkwa Nialla Fergusona w drugiej rece, zwlaszcza, ze ci panowie wchodza ze soba od czasu do czasu w polemike, z tym, ze na przyklad zachwyty Orhama Pamuka znajduja sie juz tylko na ksiazce Mishry).
I jeszcze a propos komedii (tym razem molierowskiej) 😉
Perhaps one of the reasons why Molière was so wedded to exploring excentricity through comedy relates to his technique as an actor. It is plain he excelled at portraying the central figures. Most of his parts were written for him to perform – monomaniacs defying the world, driven to the excesses of fury when thwarted. His catchphrase, his leitmotif was 'j’enrage!’ (’I’m bursting with fury!’).
(Molière, The Misanthrope, Tartuffe, and Other Plays. A new translation by Maya Slater, 2001, p.xvi)
Moniko, dziękuję za wskazówkę, Alibris już przyrzekł dostarczyć.
Bursting with fury to było przed południem. 😈 A potem nastąpił zwyczajowy ciąg dalszy, czyli złachana dętka, naciągnięta po nos kołdra i pytanie „kto mi poda herbaaatyyy…?”, które w dzień roboczy obija się głuchym dźwiękiem po bezludnych pokojach i niknie w odmęcie niespełnienia. 😯
Ale to tez przeciez nadal bardzo interesujace do opisania, Bobiku. I smieszne, gdy Ty to opisujesz (choc oczywiscie nie tylko, bo mozna sie i smiac wraz z opisujacym/przedstawiajacym, i jednoczesnie wspolczuc – od czego w koncu sa mieszane uczucia?). 🙂
Andsolu, you are most welcome. 🙂
W bogatych annałach polskiej wirusologii znajdujemy niejeden dowód, że postępowanie Moskwy z wirusami nigdy nie było podyktowane naszą racją stanu. 🙄 Wspomnijmy choćby znany każdemu polskiemu licealiście cytat „…wszak to już mija wiek, jak z Moskwy w Polskę nasyłają samych wirusów stek”. Szczególne oburzające da psa jest tu użycie steku jako opakowania dla wirusów.
Równie oburzające było użycie przez Moskwę w bitwie pod Olszynką Grochowską broni biologicznej w postaci starych wirusów w polskich mundurach (przykład wirusa odwróconego, o którym pisał foma). Operacja została przeprowadzona tak profesjonalnie, że odwrócenia Starego Wirusa do dzisiaj nikt nie zauważył. 👿 A w historii najnowszej sprowokowany przez Moskwę wybuch tzw. wirusów brzozowych zainfekował ok. 30% polskiego społeczeństwa, co przebija nawet osiągi grypy hiszpanki.
Więc ja tam nie wiem, czy się pchać do Moskwy z tym moim wirusem. 🙄
Stek jako kon trojanski, Bobiku? 😆
On jest raczej małomówny, ten stary wirus, dlatego nikt nie zauważył.
O, właśnie, tak się nazywał, stek trojański. Nawet go sami nie wymyślili, tylko ściągnęli od Greków, ale teraz to do utrzymywania Grecji wcale się nie palą. 👿
A że temu staremu wirusowi zabronili się odzywać, to jasne. Nie brakuje u nas specjalistów od rozpoznawania po akcencie, kto się ściskał z Putinem. 🙄
a dzisiaj w S-Bahnie widzialem Bobika!!! blizniaka chyba 🙂 🙂
lezal sobie bykiem w przejsciu miedzy siedzeniami, lezal i leniwie
ziewal rozgladajac sie tu i tam, taki Bobikowy klon 😀 😀
zdarza sie
Zamienił stryjek…
Janusz Korwin-Mikke (szef Kongresu Nowej Prawicy) oraz Robert Winnicki (szef Młodzieży Wszechpolskiej) i Artur Zawisza (były polityk LPR i Libertas) w Uważam Rze: http://wyborcza.pl/1,75248,12975244,Winnicki_i_Zawisza_w___Uwazam_Rze___Poprzedni_naczelny_.html#ixzz2E0h7oJMJ
A Kot tak się cieszył.
gdzie Helena? lazi mi po glowie (nie Helena, nie) cos przeczytane w drodze, a to to wlasnie:
” (…) Tymczasem Londyn nie sprawia, tak jak Paryz, wrazenia dekadencji. To jest zrodlo, ktore sie nie starzeje, w tym miescie pulsuje jakas niewiarygodna zywotnosc i nie ma sie wrazenia, ze to jest byle imperium, skazane na dogorywanie.
Inaczej niz gdy sie jedzie na przyklad do Wiednia i ma poczucie, ze….
_____
…to jest taki cukierkowy skansen. Albo sanatorium.
Do tego skansen skolonizowany przez austriackie chlopstwo – a na kazdym kroku zamierajace slady dawnej, imperialnej swietnosci, o ktorej przecietny Austriak mentalnie nie ma pojecia. W Angli nie ma sie tego wrazenia – jakby utrata imperium w sensie terytorialnym nie oznaczala dla Anglikow utraty centralnego miejsca w swiecie, tylko reinterpretacje jego idei – jakby za dotknieciem Omfalosa. Jesli moja najglebsza wiara jest wiara w cywilizacje i w cywilizowane panstwo prawa
i parlamentarnej demokracji, to Anglia jest dla mnie niesmiertelnym wzorem. Ciagle mam wrazenie, ze Anglia jest w awangardzie, jezeli chodzi o rozumienie tego rodzaju cywilizacji,
jaka tworzy liberalna demokracja.(…)”
powiedziala to Agata Bielik Robson w rozmowie z Michalem Sutowskim
caly wywiad tu Zyj i pozwol zyc
p.s. tluste ja-rys 🙂
mt7, nic z tego nie bedzie, po pismie, mozna Klepsydry drukowac
Wiedziałam, że Ruskie są zawzięte. Ale żeby polskiego psa w Germanii prześladować, przesadzili 👿
Bobiku,mam patent od pewnej flecistki.Robi się tzatziki w którym czosnku jest prawie tyle co ogórków i wtranżala w ilościach przemysłowych do skutku.Nawet wchodzi.Paryską francę tym zatłukłam bez antybiotyków. Czego i Tobie życzę.
Wpadam na chwilę, bo ostatnio same środy. Dostałam raport Hollaback! Polska, badań dotyczących molestowania w przestrzeni publicznej. Wyniki są zatrważające.
http://polska.ihollaback.org/files/2012/09/Molestowanie-w-przestrzeni-publicznej-w-Polsce.-Komunikat-z-bada%C5%84-Hollaback-Polska.pdf
Tu jest ich strona: http://polska.ihollaback.org/
Ciekawostka z ulic Krakowa. Skoki jak widać sypnęły groszem na nowy twór Karnowskich. Mnóstwo plakacików reklamowych „W kaftanie”, które wyglądają tak: zdjęcie dziennikarza i pod nim (jego) zdanie reklamujące. Jerzy Jachowicz, biedny stary chory człowiek, którego świetnie pamiętam z „Gazety”, widnieje ze zdaniem „Nigdy nie zdradzam swoich informatorów”, jakaś panienka – „Bo kocham Polskę”, ktoś tam jeszcze namiawia, żeby „myśleć samodzielnie” (!), a Karnowski… „Mnie naprawdę nie jest wszystko jedno”, co jest nawiązaniem do zdania, które „GW” drukuje codziennie obok swojego tytułu: „Nam nie jest wszystko jedno”. Nie wiem, czy to się nie kwalifikuje na pozew ze strony „Gazetki”.
Nie wiem czy zechcą w Moskwie rozmawiać z wirusami z Germanii 🙄
http://sphotos-d.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash3/525900_10151034126529669_626444635_n.jpg
Łabądek dobrze prawi 🙂
Łabądku, czosnku ci u nas dostatek, ale i ten przyjmiemy. 😆 Albowiem termin „za dużo czosnku” według mnie w ogóle nie ma prawa istnieć. 😎
Rysiu, zastanawiam się, jak ten Hajdarowicz do jakiegokolwiek majątku doszedł. Wszystkie pisma, które kupił praktycznie padły. Człowiek ten kompletnie nie ma wyczucia i nie wiadomo. o co mu chodzi.
Myślałam dzisiaj sporo o Adze i było mi przykro, że szarpałam ją za łydki w sprawie Moskwy, a w poniedziałek od nowa Polska Ludowa.
Przepraszam, Ago. 🙂
Mt7, za co? 😯
Ja też stosuję tzatzykowy patent. A jak mi się trochę znudzą tzatziki, to robię pastę czosnkową z tartym żółtym serem i odrobiną majonezu. Proste i skuteczne. Chyba jutro zacznę tak jadać w ramach profilaktyki.
Czy coś mi się zrobiło z oczami, czy Ryś twierdzi, że jest tłusty? 😯 Oj, Rysiu, święta przecież jeszcze przed nami! Tłuści będziemy dopiero za kilka tygodni. 😉
Na tym znaku Irka zabronino gadać z Kotem. 😯
Widać, że dziewczyny młode i wątroby jeszcze nie nadwyrężyły.
Mówię o czosnku. Lubię, ale nie mogę. Ot, pokuta na starość. 😀
Na wirusy dobry jest trotyl, tylko trzeba go umiejetnie stosowac.
Jeszcze jeden sposob na czosnek: rozetrzec z oliwa i sola w mozdzierzu. Posmarowac tym cienko pita bread, szybko upiec w goracym piekarniku i posypac parmezanem po wyjeciu. Mozna podawac jako dodatek do niezbyt udanych zup. Od razu zupa lepiej smakuje!
Króliku, jak pasztet?
Prawdę powiedziawszy, to mnie wątrobę załatwiono w szpitalu, zarazili mnie żółtaczką zakaźną.
Bardzo ciężko ja przeszłam, nie mogli mnie wybudzić, ciągle zapadałam w śpiączkę. :/
Nie było wtedy igieł jednorazowych.
Teraz są, ale też podobno zarażają.
Czosnek wrzucić do naczynia. Dodać czosnku.
Lekko posolić
Zasypać czosnkiem.
Następnego dnia podejść najbliżej, jak się da, pod samą twarz szefa i wydyszeć mu, co o nim myślimy 😎
To byl niezly pasztet, Siodemeczko. Tez historyczny, bo nigdy jeszcze nie robilam pasztetu, ani tez dziczyzny. Udal sie zas nadzwyczajnie, bo nie zostalo ani okruszka, a ochom i achom nie bylo konca. Nie mniej jednak nie planuje robic nastepnych, bo to jest STRASZNIE duzo roboty. Choc moze kiedys jeszcze sprobuje zrobic wersje francuska, bo mnie zaintrygowala. Tym razem jednak nie mialam ani galarety z cieleciny, ani 100 gr trufli, ani koniaku, ani doch dni czasu na przygotowanie!
doch= dwoch
Po kaszubsku ma sens bez poprawki. 🙂
Śpię. Niestety pracując. Paskudna kombinacja.
Tak zawsze jest gdy ktoś odkłada niemiłe zadania na ostatnią chwilę i przypomina sobie o tym w parę chwil po niej.
Dzień dobry :
czosnkówka i herbata
Tak można od rana. Wszak to tylko lekarstwo 😉
Zżarło mi 🙂
To przez czosnek
Wersja hard
http://www.palcelizac.pl/przepis/469/lecznicza,_tybetanska_nalewka_czosnkowa/
I w tej wersji, chłe chłe, podejść potem do szefa. I czosnek, i alkohol… 😛
Przypomina mi się zastarzały zapaszek na lotnisku we Lwowie. Budynek z zadziwiającymi socrealistycznymi freskami, a powietrze jak nie uderzy w nos czosnkiem, spirtem i sałem… 👿
Dzień dobry 🙂
U nas zima. Prawdziwy śnieg 😯
Pierwsze spotkanie ze Lwowem i jego zapachami w lipcu ’88.
Mocna rzecz!
Doro, jakie refleksje po przeczytaniu wywiadu z profesorem Łukaszewskim?
Irek, czy wiesz coś na temat tybetańskiego grzybka do przygotowania jogurtu?
Dzień dobry 🙂
Dostałem na dziś trudne i odpowiedzialne zadanie bojowe polegające na wylegiwaniu się i to koniecznie pod przykryciem. Ponieważ Pręgowana wylegiwanie się uważa za swoje terytorium, raczej nie uda mi się uniknąć otwartej wojny. 🙄
Mogę obiecać, że nie oddam ani guzika, bo nie posiadam. Ale już z nieoddaniem ani kłaka mogą być kłopoty. 🙁
Trudno, nie mam wyjścia. Nie mogę się poddać całkiem bez walki. Idę się zbroić. 😎
a było powiedziane na którym boku leżeć? 🙄