Kwestia smaku
– Coś ty taki rozkudłany? – warknął Stary Kumpel, jeszcze z przedszkola, który wpadł jak zwykle za pięć dwunasta. – Przecież mieliśmy iść do Foksteriera na imieniny. Chyba nie zamierzasz się pokazać w takim stanie?
– Eee… tego… – zmieszał się Bobik. – Jak by to powiedzieć… Ja chyba nie pójdę. W końcu nikt mnie tam nie zapraszał.
– Tradycji nie szanujesz? – oburzył się Kumpel. – Na imieniny się nie zaprasza, wszystkie polskie szczeniaki to wiedzą. Każdy sam, z własnej woli zasuwa.
– No właśnie, mnie chyba tej woli brakuje – postawił sobie diagnozę Bobik.
– Tyś chyba zgłupiał – skwitował Kumpel. – Fajne psy tam będą, sami swoi. Grilla zrobimy, kukłę Wyżła upieczemy. Piosenki pośpiewamy, takie biesiadne, o wartościach. No i wyżerka dobra będzie, jak zwykle. Czysto nasza kuchnia.
Widząc, że dyplomacja tym razem nie przyniesie żadnych efektów, Bobik zdecydował się wyłożyć kawę na ławę.
– Kiedy wiesz… Ja po wyżerce Foksteriera notorycznie dostaję niestrawności, a ostatnio nawet jeszcze bardziej. Te mięsiwa w monachijskich sosach, te obrzydliwe, trujące grzybki, te kapuściane wyziewy głąbów… To po prostu nie dla mnie. Jakoś wolę inne kuchnie.
– Chyba nie myślisz, że Foksterier mógłby serwować jakieś pasztety sztrasburskie czy suflety z brukselki? – zaczepnie spytał Kumpel. – On zawsze podkreśla, że nie będzie pawiem i papugą.
– Papugą nie jest – przyznał Bobik. – Powtarza w kółko po sobie, nie po innych. Ale problem pawia w związku z jego przyjęciami jest, że tak powiem, piekący. Nie chciałbym sobie całkiem zepsuć żołądka.
– Uważasz, że tylko żołądek się w życiu liczy? – szczeknął Kumpel jeszcze zaczepniej. – A honor? Ojczyzna? Krzyż? Wódz? Bronić naszości? Bić psubratów?
– Może źle się wyraziłem – spróbował skorygować Bobik. – To nie tyle kwestia żołądka, co smaku. Jakoś tak się w historii składa, że co jakiś czas to właśnie smak musi rozstrzygać o tym, z kim ma się ochotę siadać przy stole. I ja z Foksterierem ochoty po prostu nie mam. Co więcej, wcale bym się nie zmartwił, gdyby on w ogóle przestał wydawać te swoje przyjęcia. Nie tylko mój smak by na tym skorzystał.
– Jak sobie chcesz – mruknął Stary Kumpel, wyraźnie urażony. – Ale uprzedzam cię, że towarzystwo Foksteriera będzie na pewno wściekłe, nie mówiąc już o nim samym.
– Przecież dla Foksteriera i jego paczki wściekłość jest paliwem i spoiwem – zauważył Bobik. – Gdyby nie mieli na kogo być wściekli, rozwaliłby im się cały program, artystyczny i w ogóle. Więc właściwie moją nieobecność powinni potraktować jako dobry uczynek.
– Coś kombinujesz, Bobik – zdenerwował się Kumpel – a sprawa jest w gruncie rzeczy prosta. Opowiedz się wreszcie: jesteś z nami, czy przeciwko nam?
– To ja jeszcze nigdy nie powiedziałem, że jestem przeciwko wam? – zdziwił się szczeniak. – No, to chyba już najwyższa pora. Bo stare kumpelstwo starym kumpelstwem, ale smak to jednak potęga.
Prorocze. Lada dzień będę miała stare kumpelstwo. Dla nich to też kwestia smaku, kompletnie innego niż mój.
No, niechaj mie kule bijom! Zawsze z obbserwacji sadzilem, ze Psy czasem ponad pasztetowke wola wytaplac sie w starym g..nie znalezionym pod Brzoza! Dopiero wtedy czuja sie spelnieni, ze o perfumie nie wspomne.
A na takich Imieninach Foksteriera z pewnoscia perfumy Gmla Brzozowa by nie zabraklo. Ani innych specjalow Ichniej Kuchni.
Moze Goscie nie zauwaza, Bobik, Twojej nieobecnosci i powyja sobie do ksiezyca ma wlasna lape.
Nie byłbym taki pewien, że nie zauważą. Samookreślić się najłatwiej przez negację, więc ktoś taki jak ja może być w towarzystwie Foksteriera bardzo użyteczny. Już po kilku zdaniach wiadomo, kogo gryźć i za co. 🙄
Bobiczku, poslalam Ci zjecia z S.Andrea al Quirinale jako dowod spelnienia mojej wieloletniej Misji dopisywania litery „Y” na marmurowej tablicy z wierszem Cypriana Kamila. Takze trzy inne z tego samego miejsca.
Dzięki, doszły całe i zdrowe, ale w sprawie wstawienia ich na serwer muszę dorwać Pana Administratora. 🙂
Więc kumpelstwo się zebrało
Wspólnych wspomnień jest nie mało
Płyną opowieści znane
Z biegiem czasu ubarwiane
Stare dzieje odświeżone
Józia już poznałem drugą żonę
Pośród jadła i napojów
Pora przejść do aktualnych bojów
Na prawicy smak siwuchy
Co pradziady piły – zuchy
Na lewicy piją drinki
Wychwalają Walentynki
Siedzisz w środku, piwo sączysz
W łeb dostaniesz, jak się włączysz
I od prawa i od lewa
Czeka Cię agresji zlewa
Więc yhymkasz, kiwasz głową
Przysłuchując się rozmowom
I śmiertelnie wręcz znudzony
Z myślą jesteś pogodzony
Jak dać dyla, choć by rakiem
By nie beknąć tu absmakiem.
Klakierze, moze nie zmieniaj tymczasem zawodu i powolania. Mowie Ci to jako ktos, kto tez nie potrafi pisac wierszy. 😈 😈 😈
Uprzejmie donosze:
http://wyborcza.pl/1,86116,11633916,Mlodzi___zostaliscie_oszukani.html
Ciekawsze to i bolesniejsze od Walesow.
Klakierze, ja miałem ostatnio jeszcze inny obraz w sprawie niebycia „z kopytami” po jednej lub drugiej stronie. To trochę tak, jak próbować zabrać głos (i nie daj Boże, iżby łagodzący!) podczas małżeńskiej kłótni. Małżonkowie, którzy przed chwilą gotowi byli sobie oczy wydrapać, nagle zapominają o wzajemnej nienawiści i wspólnie, z furią rzucają się na intruza. Ale ta „solidarność” trwa tylko taką chwilę, jaka potrzebna jest do przepędzenia natręta. Kiedy to jest załatwione, następuje kolejna odsłona naparzanki.
Polscy konserwatyści i liberałowie coraz bardziej stają się takim małżeństwem, które już od dawna się znieść nie może, ale z przyczyn lokalowych nie może się również rozstać. I często któraś ze stron, nie mogąc w danym momencie wyładować swojej wściekłości na rzeczywistej przyczynie frustracji, wyładowuje ją na obserwatorze czy mediatorze. Chyba nie muszę dodawać, że takiego przenoszenia uczuć nie popieram. 😉
Ale równocześnie dodam co innego, żeby była jasność. 😉 Samo włączenie się niezależnego obserwatora jeszcze wcale nie oznacza, że ja jako strona muszę zmienić zdanie w jakiejś sprawie. Jego argumenty mogą mnie nie przekonywać, na mediację mogę nie mieć ochoty, bo np. uważam, że druga strona zachowała się haniebnie i wolę się wyprowadzić pod most, niż jej podać rękę. To mi wolno. Wolno mi też przekonywać obserwatora, że moim zdaniem myli się w ocenie sytuacji. Czego mi nie wolno (znaczy, sam sobie zabraniam), to walić neutralnego obserwatora w łeb tylko za to, że ośmiela się ze mną nie zgadzać w stu procentach. 😉
😀
Ależ Kocie Mordechaju, nigdy bym nie uznał tych gryfomanek za wiersze. Jak kiedyś tu pisał Bobik – prawdziwy grafoman pisze dla samej przyjemności pisania. Ale postaram się nie pstrzyć tego blogu rymołami.
Co do rady nie zmieniania zawodu i powołania, to biorę sobie do serca. Tylko – niby zawód mam, ale co z tym powołaniem?
Mordko, już dawno ustalliśmy, że wierszyki blogowe mają specjalny status i nie podlegają krytyce literackiej. To jest zabawa i jeśli mamy się w nią wszyscy bawić bez oporów, to nie możemy mieć poczucia, że ktoś nam zaraz wyleje kubeł zimnej wody. Jak słuszna jest to zasada przekonałeś się przynajmniej jeden raz, kiedy jednak napisałeś jakiś wierszyk. 😈
Nie sądźcie więc, żebyście nie byli sądzeni. 😉
Jaiz obludny artykul! Najpierw- „my jestesmy tylko trroche winni, bo nasze kariery zaleza od produkcji dyplomow”, a potem „wiini sa studenci bo to i tamto”.
Zamiast zwiekszac ilosc czasu na zajecia dydaktyczne (juz teraz 70-procentowa), to ja by zwiekszyl czas profesorow przeznaczony na badania naukowe i rozwijanie swej dziedziny wiedzy. . Bo czego moze nauczyc profesor jesli sam tylko 30% procent swego czasu przeznacza na nauke? Wtedy nauke sie robi na odp..ol. Wiec proponowalbym co najmniej fifty-fifty. Studenci chca isc po nauki do prawdziwych naukowcow, ktorzy sami cos tworza, zarazaja swym entuzjazmem i dziela sie doswiadczeniem. Tacy zawsze byli, sa i beda w cenie. Beda do nich przychodzic lodzi nawet poza godzinami wykladow i zajec.
I nie jestem za tym aby juz w szkole profilowano. Mlody chlonny umysl nie da sobie rady z fizyka i medycyna, jesli nie rozwinie swej duszy na lekcach literatury, jesli nie opanuje wiedzy, dlaczego upadaly imperia i cywilizacje i skad sie bierze ludzkie cierpienie.
Pstrzyj, Klakierze, pstrzyj. 😆 Ja wszystkich namawiam do rymołów, właśnie dlatego, że to jest wspólna zabawa. A ja się lubię bawić, jak to szczeniak. I lubię, kiedy inni się bawią ze mną. 😀
Bardzo ładne, Bobiku, to porównanie z małżeństwem. Tak to właśnie wygląda. I jak się człek znajdzie na takowym „małżeńskim” towarzyskim posiadzie, to się męki okrutne cierpi, bo argumenty obu stron (jak i te dawne wspomnienia – te choć może trochę grzeją) znane od lat, i poczucie bzdurności, i straty czasu.
Co zasadności zdania neutralnego obserwatora, to i tu się zgadzam, że nie jest to ta trzecia strona, co ma ową Jedyną Rację. No chyba, że ją głosi jako jedyną, to wtedy w łeb się należy (znaczy się z pozycji tego „czwartego”, znaczy się… też obserwatora).
Pogubilem sie nieco w tej liczbie „obserwatorow”, ale wiem, ze nikt mnie nie przymusza do uczestniczenia w” bzdurnych” rozmowach, ktore sa „strata czasu”. Przychodze z wlasnej woli, z wlasnymi propozcjami spedzenia czasu, i natykam sie na rozne wrazliwosci. Ale jak dlugo czyjas inna wrazliwosc nie zapewnia mnie, ze jestem bzdurnym kotem, ktory swymi rozmowami potraf jedynie zanudzac (jak stalo w wierszu), to jestem OK. Moge przeciez zawsze „dac dyla” (jak sugeruje wiersz) nie czekajac na zaproszenie. I czasami daje dyla, powracajac wtedy gdy wiem, ze mam znow z kim toczyc rozmowe.
Mordko, ja metafory Klakiera w ogóle nie wziąłem do siebie, co zresztą może świadczyć o mojej zarozumiałości. 😉 Odebrałem ją właśnie jako metaforę, obraz kogoś, kto siedzi wśród różnych starych kumpli i uświadamia sobie, że niewiele już ma z nimi wspólnego, że nie potrafi się z nimi dogadać, bo ich nie interesuje jego zdanie, a wyłącznie opowiedzenie się po „słusznej” stronie.
Gdyby Klakier nie chciał rozmawiać z nami, to by tu chyba nie przychodził. 😆
Ten opis, który zamieściłem, to z mego oglądu, opis wielu posiadów towarzyskich, na których czasem „wypada” być, na których z takich, czy innych powodów chce się być. Niestety, bardzo często zamieniają się w owe „kłótnie małżeńskie”. I nie wiedzieć czemu, ktoś skądinąd sympatyczny i fajny wzbudza się ponad potrzebę sytuacji, apopleksieje na twarzy, żona jego ma pretensję, że doprowadzę go do zawału itede. A powodem jest wyrażenie dość oględne wątpliwości, że głoszone przez niego poglądy są może nie do końca słuszne.
Ale pozostawiając na boku urodę niekoniecznie nocnych rozmów Polaków, to zgadzam się, że artykuł linkowany przez Zwierzaka jest obłudny.
Gdyby chociaż tam istniała próba rozwiązania istniejącej sytuacji, a wynikająca również z przyśpieszenia cywilizacyjnego. Ale nie, napisane są tam jakieś dziwne porównania o przeprogramowywaniu mózgów (jeszcze nie słyszałem, aby komputer sam dla siebie napisał program) i konkluzja jest taka:
„To nowy wzór wykształcenia, opierający się na logicznym i bezbłędnym rozwiązywaniu nietypowych problemów (a nie bieżących, praktycznych zastosowań), stosując filtry antyspamowe i programy antywirusowe. Nie wiem, jak to zrealizować w praktyce, ale nie da się tego zrobić w sposób bezstresowy.”
Mnie się wydaje, że to jest jakaś muszka cyrkuluszka – ma być nowy wzór wykształcenia „opierający się itd”, a tymczasem stary, którego kółkiem jest pan profesor oznajmia jego słowami, że nie wie, jak to zrealizować.
Najlepiej jest wpędzić stado w popłoch!
W naszym gniezdzie. Kocieta jeszcze sie nie wykluly z jajek. Dzis Orlica usilowala przekonac Orla siedzacego na jajkach, ze moze pojsc sobie i polatatc. A on jej szarmancko odpowiadal: OK, moge sie jeszcze ponudzic i powysiadywac.
W koncu dal sie przekonac i odlecial na sniadanie:
http://www.youtube.com/watch?v=rIc6RL_Zpa8
Ad Bobik 28 kwiecień 12, 15:57
Tak właśnie jest, Bobiku. 🙂
Jak przeczytałem Twój wpis, od razu mi stanęły przed oczami moje własne posiady.
Nie było w tych rymołach żadnych odwołań do osób, czy rozmów na blogu.
Jakie cudne są zwierzęta! 🙂
To było w zasadzie pod adresem Orłów, ale niech i inne gatunki skorzystają. 😆
Ok, przyjmuje do wiadomosci i zwracam Honor, Boga i Ojczyzne. Przepraszam.
Ja zawsze sie boje, ze ktos podstepnie wyrzadzi krzywde Mojemu Przyjacielowi, a on jaki jest wiadomo. Bezdie dalej merdal ogonem i sie lasil.
Wystarczy raz go klepnac w zad
A on juz kocha caly swiat.
Nawet nie trzeba go, matola,
Klepac. Wystarczy,
Ze sie go zawola….
jak pisal nasz najwiekszy Wieszcz.
To ja tylko tak z przekory się zapytam:
A ząbki to ma?
A niech kto woła, wabi kością,
albo po zadku klepie.
Mnie z moją naiwnością
wcale nie jest tak źle,
a może nawet lepiej. 😆
Ale Mordki troskę o mnie oczywiście doceniam. 😀
Też lubię, jak ktoś się o mnie troszczy, 😉 natomiast nie lubię, jak się poświęca. 👿 Sztukę niebywania tam, gdzie bywać nie chcę, uprawiam z dużym zaangażowaniem. 😎
Mam nadzieję, że na którymś ze zdjęć Heleny widać rzeźbę Stanisława Kostki – ciekawa jestem tych prawdziwych kolorów.
Pan Administrator wreszcie został dorwany, więc możemy zrobić Festiwal Kostki. 😀 Specjalnie dla Państwa występują:
http://www.blog-bobika.eu/foty/187.jpg
http://www.blog-bobika.eu/foty/188.jpg
http://www.blog-bobika.eu/foty/189.jpg
http://www.blog-bobika.eu/foty/190.jpg
Prawdziwe kolory rzeźby rzeczywiście przyjaźniejsze oku. Widomy dowód sukcesu misji Heleny imponujący. Co do ostatniego zdjęcia: Bobiku, czy tam w KAŻDYM języku sytuacja została opisana inaczej?
http://wyborcza.pl/1,75968,11616313,Obrazac_po_ludzku__czyli_miniporadnik_dla_publicystow.html
Od dzis pisze tak aby nie obrazac uczuc osob zainteresowanych, wedle wskazowek publicysty Gazety Wyborczej:
„W moim najglebszym przekonaniu Prezes Kaczynski spelnia wszystkie kryteria osobowosci psychopatycznej wymienione w podrecznikach psychiatrii (do wgladu dla zainteresowanych).
Nie podoba mi sie zbytnio, ze zachowuje sie jak Napoleon, choc oczywoscie skromny wzrost Prezesa do takich zachowan predystynuje. Przyznaje, ze Napoleon mial lepsze zeby niz Prezes, bo nie wykluczam, ze w Paryzu na przelomie XVIII i XIX wieku latwiej bylo o dobrego dentyste.
Ciekawa tez jestem kto Prezesa uczyl prawa i czy wspominal mu wowczas, ze istnieje ustroj zwany demokracja parlamentarna? Byc moze nie wspominal i tym mozna tlumaczyc. ze Prezes Kaczynski nie do konca zglebil na czym owa demokracja polega.
Natomiast jego miesiaczki z pochodniami w towarzystwie wielkich tlumow z „niskimi czolami i krotka szyja”, jak powiedzialby Tadeusz Konwicki, autor Malej Apokalipsy, przywodza mi na mysl z jakiegos powodu liczne filmy i programy telewizyjne z okresu schylkowej Republiki Weimarskiej. Te, ktore pokazuja pochody zwolennikow Hitlera. Spiesze zaznaczyc, ze Kaczynski jest niepodobny do Hitlera, chocby dlatego, ze Hitler podobno bardzo sprawnie poslugiwal sie swym jezykiem ojczystym i nawet napisal jedna gruba ksiazke, podczas gdy Prezes Kaczynski dzialalnbosc pisarska ogranicza jak dotad do przemowien na organizowane przez PiS Parteitagi, a jedyna cienka ksiazka, ktora mu ktos napisal, zawierala fragmenty ktore mogly byc obrazliwe dla Angeli Merkel i zdaniem licznych recenzentow na lewicy i na prawicy zepsuly mu szanse wyborcze. Nalezy mniemac, ze bez tych fragmentow dotyczacych prowadzenia sie Angeli Merkel, prezes i jego Partei wygraliby wybory bez wiekszego wysilku, czego mu oczywoscie liczni publicysci zycza na przyszlosc. Na ich miejscu zapalilbym w tej intencji swieczke w kosciele. ”
W tym duchu zamierzam pisac. Nikt chyba do niczego sie nie przyczepi.
Dzieki, Bobiku!
Po włosku została opisana dokładnie tak samo, jak po polsku – biedny Stanisław nie chciał, ale musiał. 😎
A Norwida mi Helena załatwiła na ament. Teraz jakakolwiek myśl o Norwidzie wywołuje u mnie prychanie i pokwikiwanie, bo sobie przypominam opis wypełniania misji. 😈
Heleno, sumienie nie pozwala mi przyjąć nienależnych podziękowań. Mogę je tylko chwycić w zęby i zanieść Panu Administratorowi. 😆
Serdecznie dziekuje Panu Administratorowi i zasylam caluski. 🙂
Pisz tak, Mordko, pisz tak, bo nie dość, że się nie można przyczepić, to jeszcze jak dobrze się czyta. 😆
Ja też zasyłam, mam nadzieję, że się nie obrazi.
Podkradłam fotkę pod tytułem „Misja Heleny’ i teraz mam dokumentację. 🙂
Nie mam sił przeczytać, bo spałam tylko 3 godz., podróżowałam, stałam trochę w ostrym słońcu, karczek przybrał kolor amarantowy i muszę się wyspać.
Więc miłych snów. 🙂
Chodziło mi nie tylko o 'chcieć’ versus 'musieć’. 'Chłodzić wodą zapały mistyczne’ brzmi mi zupełnie inaczej niż 'refresh his mystical fervour’. Może należałoby tam choć dopisać 'after’? Czarnym flamastrem? 😎
Archiwum „Y”, Siodemeczko? Spij dobrze.
O zapalach mistycznych i zimnej wodzie sporo bylo… komentarzy, ale musialabym poprosic Mordke o odszukanie stosownych fragmentow w poradnikach dla rodzicow i wychowawcow z epoki wiktorianskiej. I w odpowiedni sposob te … konemtarze przerobic.
Zaznaczam przy okazji, ze ja te… komentarze wylacznie slyszalam, ale sama nie powtarzalam i nie dodawalam wlasnych. 🙂
Z grubsza chodzi o to, ze zimna woda bardzo dobrze dziala na wszelkie zapaly – mistyczne czy jakiekolwiek inne.
I tak np podrecznik z 1909 roku dla mlodych chrzesciajan, zatytulowany From Youth into Manhood (wydany przez YMCA) powiada w stosownym rozdziale zajmujacym sie zapalami:
„Here are a few rules that will help the young man who wishes to overcome the habit just described (zapaly mistyczne) … Arise three-quarters of an hour before breakfast every morning, take a cold sponge or cold shower bath.”
Zas inny podrecznik – dla skautow ( Scouting for Boys) wymienia zimna wode w fontannie jako znakomite lekarstwo na zapaly mistyczne a takze jako profillaktyke groznych chorob spowodowanych zapalami , takich jak debilizm, histeria prowadzaca do smierci (u dziewczat), tajemnicze uschniecie reki (u chlopcow).
Istotnie w swym felietonie Kot Mordechaj pokazuje lwi pazur Publicysty Politycznego. I choć argumenty, które przytacza przynależne są do lewej strony sceny politycznej, to jednak w tekście znajduje się oparta o znajomość historii i do niej się odwołująca diagnoza obecnego stanu państwa.
Kot Mordechaj opisując sylwetkę Jarosława Kaczyńskiego czyni paralele do dwóch posągów historii ostatnich dwóch stuleci. Jeśli prześledzić tło historyczne dojścia do władzy obydwu, to nie można nie zadać sobie pytania, czy sytuacja w kraju nie ma znamion sytuacji ówczesnych, czyli w dużym uproszczeniu konkludując – słabość państwa oraz marazm zarówno ekonomiczny, jak i świadomościowy.
Kot Mordechaj zastanawia się nad tym, czy Jarosław Kaczyński zgłębił na czym polega demokracja. Lecz jednocześnie nasuwa się pytanie, czy podejrzewanego przez Kota Mordechaja braku wiedzy w tym zakresie nie zastąpiły pogłębione studia historyczne, ze szczególnym uwzględnieniem procesów socjologicznych społeczeństw pogrążonych w kryzysie.
Klamrą spinającą felieton jest wspomniana już przeze mnie znajomość historii i tego, co nastąpiło potem, gdy władza dyktatorów się utrwaliła, łącznie z marnym ich końcem. I oczywiście nie sposób nie dzielić niepokoju Kota Mordechaja, co do fatum powtarzalności kart historii. Lecz nie sposób też zakładać, że historia musi się powtarzać. Swoje ad vocem również zakończę sugestią zapalania świeczki w kościele – oby tak się nie stało.
Muszę przyznać, że bez dociekliwości Agi nie wczytywałbym się tak dokładnie w każdą wersję. 😉 Ale kiedy się wczytałem, to już zupełnie przestałem wiedzieć, jak to naprawdę z tym Stanisławem było. Po polsku chłodził zapały wodą z fontanny, czyli jakby chlapiąc się albo polewając wodą zaczerpniętą z, a po włosku raczej wskakiwał do fontanny (raffrescare a una fontana). Po angielsku zaś jest już całkiem tajemniczo – refresh his mystical fervour from a spring. Diabli tu wiedzą, czy refreshing jest from a spring, czy fervour. 😯
Ale może to też jest taki sprytny wist na wzór porad redaktora Orlińskiego? Gdyby ktoś się miał zamiar przyczepić, to zawsze można powiedzieć, że zawinił zły przekład z jakiegoś języka na jakiś inny. 😈
Mysle, ze nie trzeba rozszczepiac wlosa na czworo i zalozyc ze trzy kwadramnse przed sniadaniem wskakiwal do fontanny i chlodzil co sie zapalo lub zaplonelo.
Makes sense if you ask me. 😈
Po polsku i po włosku chłodził – tak czy inaczej – ale po angielsku, to chyba raczej … rozbudzał na nowo? Ferwor. Mistyczny. Czerpiąc ze źródła. Hmm.
Nie, Mordko, ja się nie zgadzam na takie zbywanie zasadniczych spraw. 👿 Chciałbym dokładnie wiedzieć, jaka była prawda, więc muszę zanalizować podane informacje. Stanisław chłodził zapały wywołane modlitwami, a ponieważ modlił się intensywnie, wynikałoby z tego, że praktycznie życie spędzał w fontannie. To dlaczego fakt tak olbrzymiego umartwienia się nigdzie nie jest odnotowany?
A z drugiej strony, z angielskiej wersji mogłoby wynikać, że zapały Stanisława właśnie z tej fontanny się brały, więc może on specjalnie po to tam właził, żeby je mieć? Ale czy taki numer przystoi porządnemu świętemu?
Jak widać moje wątpliwości nie są błahe i rozwianie ich wymaga długich, solidnych studiów stanisławologicznych. A jak do tego jeszcze dołożymy solidne zgłębienie roli zimnej wody w studzeniu zapałów, to cały blog ma zajęcie na kilka dobrych lat. 😎
😉 http://www.990px.pl/files/2011/06/21_000_Mvd1469454.jpg
Ago, to Stanisławowi trzeba było podesłać, nie nam. 😆
Nie wiem, czy fontanna ma podobne działanie, jak zimny prysznic, ale jeśli tak, to mogę na podstawie własnego doświadczenia stwierdzić, że chłodny tusz ku pewnym rzeczom skłania, a do pewnych zniechęca.
No, przexczytalem chyba pierwszy raz ten podpis angielski i faktycznie wynika z niego, ze wlazil do fontanny w celu zaczerpniecia na nowo tego zapalu czy ferworu.
To ocxzywoscie stawia na glowie cala teorie rozwinieta przez Kume mojej Starej.
Ma zatem racje Ojciec Ted ze starej irlandzkiej serii tv (Father Ted), kiedy mowi do swego wikarego mlodego Dougala: My jestesmy katolicy i u nas niczego zrozumiec sie nie da.
POdejrzwam wszakze, ze angielskie tlumaczenie podpisu pod obrazem zostalo wykonane z pomoca internetowego translatora i stad sens tego jest dokladnie odwrotny niz z podpisu po polsku czy po wlosku.
Stara powiada, ze bardzo zaluje, ze nie przyjrzala sie obrazowi, tylko skupila sie na podpsie. Moze z obrazu moglaby sie domyslic czy Stanislaw Kostka ma w fontanie wyraz twarzy studzenia czy czerpania zapalu mistycznego.
Skoro już odwołujemy się do własnych doświadczeń, to ja z własnych doświadczeń, jak przez mgłę sobie przypominam, że woda w jeziorze zimna była jak diabli, ale jakoś nie miała studzącego efektu. Bynajmniej. 😎 Może zimne zimnemu nierówne i efekt studzący ma jedynie woda zimna jak anieli?
No nie wiem, czy ten artykul jest az taki obludny jak sugerujecie. Mnie sie wydaje, ze raczej w trakcie pisania watpliwosci narosly, co do jednostronnosci problemu.
Wedlug mnie od lat prowadzona jest w Polsce ( i nie tylko!) niewlasciwa polityka nauczania. Wszelkie reformy jakie zrobiono, nie naprawily sytuacji a wrecz popsuly. Zlikwidowanie zawodowek, podzial na te gimnazja i licea – koszmar. Potem mlodziez, ktora nic nie umie MUSI isc na studia, zeby zdobyc jakis zawod. Ale po tych studiach, czesto na prywatnych uczelniach, nadal nie ma zadnego zawodu.
Dziecko od przedszkola uczone jest religii, a wiec wiary w autorytety i posluszenstwa.
Szkola poglebia tez stan rzeczy, bo wieloletnie traktowanie zawodu nauczyciela pogardliwie i bez respektu sprawia, ze w nauczycielstwie zostaja w wiekszosci jednostki bylejakie, posluszne i wygodne.
To nie sa ludzie , ktorzy naucza mlodziez myslenia i poszukiwania. Oni ja naucza biernosci, bo wychylanie sie szkodzi.
Srodowisko akademickie tkwi w okowach XIX wieku wzajemnych ukladow, podgryzan i falszywych autorytetow.
Jest roznica w jakosci miedzy naukowcem a nauczycielem akademickim. Ale obaj musza zyc, a jakich badaniach naukowych mozna mowic w sytuacji, kiedy nie daje sie na to pieniedzy? Pozostaje „chaltura” czyli zajecia ze studentami. Czesto na kilku uczelniach. WIEC potrzeba studentow.
I tak sie to od lat kreci i kreci, to wcale sie nie dziwie, ze ow profesor pesymistycznie skonczyl, choc rewolucyjnie zaczal. Bo to rzeczywiscie zaboli. A kto zgodzi sie na odebranie mu choc odrobiny ( przywilejow, pieniedzy, marzen, zludzen, wladzy) tego co posiada?
Rozmnazajmy sie…
http://wyborcza.biz/Emerytura/1,124713,11594831,Bez_dzieci_Polska_moze_zbankrutowac__a_emeryci_zyc.html
Myślę o tym nauczaniu i myślę, i właściwie nic konstruktywnego nie umiem szczeknąć, bo na dobrą sprawę nie znam w tej chwili żadnego kraju, który byłby całkowicie zadowolony ze swojego systemu edukacji. Może świat nabrał takiego przyspieszenia, że edukacja za Chiny, ani nawet za Singapur nie jest w stanie za tym nadążyć? 🙄
I racje masz Bobiku- nie jest w stanie nadazyc. Ale niech sie chociaz stara! 🙂
Australia ma, a raczej miala, dosc przyzwoity system szklonictwa, poki Howard ( niech mu zeby wyleca!) nie zalatwil szkolnictwa panstwowego obcinajac fundusze.
Ogolnie tu jest tak: dzieci zaczynaja edukacje od 5 lat, w klasach przygotowawczych. Ucza sie przede wszystkim bycia w grupie, bycia samodzielnym, odpowiedzialnym.
Nastepnie to juz normalna szkola postawowa, gdzie ucza troche historii ( kapitan Cook 🙂 ), nieco geografii, biologii. Matematyka i angielski oczywiscie w przewazajacej ilosci.
Poczatkowo jeden nauczyciel, potem rozni i tak przez 6-7 lat (zaleznie od Stanu). Metody nauczania malo innowacyjne, jakos tak Ania z Zielonego Wzgorza mi na mysl przychodzila jak obserwowalam to z bliska. Wiele dzieciakow ma w zwiazku z tym klopoty z angielskim, co smieszniejsze, nie sa to dzieciaki emigracyjne, ale tutejsze.
Potem jest szkola srednia, dwupoziomowa, cos jak polskie gimnazjum i liceum.
Pierwsze 2 lata tej szkoly to nauka dla wszystkich jednakowa, potem mlodziez wybiera sobie przedmioty jakich chce sie uczyc w latach nastepnych, klasy ulegaja ciaglym przetasowaniom, angielski i matematyka dziela sie na A i B, wprowadzajac zroznicowany poziom. Po klasie 10, w ktorej sa przedmioty rowniez zawodowe dla czesci uczniow polaczone z praktykami, czesc mlodziezy konczy edukacje i idzie do pracy, wiekszosc przechodzi dalej, aby te szkole srednia skonczyc. Przedmioty sa alternatywne i o roznym stopniu trudnosci. Obowiazkowe sa tylko angielski i matematyka na poziomie podstawowym.
Szkola konczy sie testem, w ktorym jest ryz, mydlo i powidlo, czyli pytania ze wszystkiego. Wynik testu i ogolna ocena osiagniec szkolnych daje w efekcie cos co sie nazywa Overall Position ( OP) i uprawnia do starania sie o przyjecie na studia. Im nizszy OP tym wynik lepszy i dostanie sie na wybrany kierunek latwiejsze.
Roznice miedzy szkola polska a australijska sa w zasadzie w podejsciu do nauki.
Tutaj nie ma czegos takiego jak powtarzanie roku, bo sie komus uczyc nie chcialo. Kazdy musi przesiedziecc owe 10 lat w szkole, ale to od niego zalezy ile na tym skorzysta.
Nie ma zjawiska sciagania, bo dzieciaki wiedza, ze ucza sie dla siebie, nie na wynik, a jak wynik bedzie zly w tym jednym tescie to nie bedzie to koniec swiata. Mozna sie poprawic w nastepnym.
Studia sa na ogol 3 letnie, tyle bowiem wystarcza do opanowania wiedzy wymaganej do wykonywania jakiegos zawodu. Magisterskie raczej tylko dla tych, ktorzy planuja poswiecenie sie pracy naukowej lub pracy na uczelni.
Za studia sie placi i to w tej chwili dosc sporo ( dzieki Howardowi, zeby go skleroza dopadla!) to kazdy prawie zaczyna zycie zawodowe z dlugiem.
Ze szybciutko (po wycieczce z kolezanka do indianskiego rezerwatu co bylo szalenie interesujace, kolezanka jest Mohawkiem) dodam swoje trzy grosze o edukacji.
Edukacja, ktora polega na trzymaniu starych koni w lawkach az do 30-tki (prawnicy czy lekarze) jest na pewno za droga i malo nieefetywna. Czy rzeczywiscie az tyle czasu potrzeba, zeby wyedukowac nauczyciela, pielegniarke, prawnika czy inzyniera, nawet ydraulika (3 lata w college’u kolo mnie)?
Ponadto, mlode lata sa najbardziej tworcze i mlodzi dwudziestoletni winni moc rozwinac skrzydla a nie wegetowac na asystenturach do 40 tki. Einstein mial dwadziescia pare lat jak wymyslil teorie wzglednosci, a Mendelejew byl pelnym profesorem majac 30 lat. Ze nie wspomne o Gatesie, Wozniaku czy jegomosciach od Egle’a, Ecebooka i innych. Te najbardziej tworcze mlode lata powinny byc uwolnione.
Chiny i Singapur edukuja pamieciowcow. Owszem, mozna bylo dostac piatke w mojej podstawowce za bezbledne wyrecytowanie lewych doplywow Wisly, ale nawet na studiach, wiekszosc miala problemy ze sformulowaniem wlasnych przemyslen w mowie czy pismie, brak bylo umniejetnosci przygotowania kreatywnych projektow. Zwazmy tez, ze to nie Chiny i Singapur stoja za wynalazkami, ktore zaawansowaly nauke, nowoczesna technologie, czy medycyne.
Edukacja, ktora wymaga siedzenia w szkole i wkuwania a tzw cegiel w wieku, w ktorym juz pojawiaja sie pierwsze zmarszczki, to jakos nie wyglada rozsadnie.
Nauczyciel akademicki to bardzo godny zawod. Nie wszyscy musza byc badaczami czy odkrywcami i traktowac powierzone im wazne zadanie ksztalcenie mlodych kadr jako niechciana chalture. Ksztalcenie to jak sadzenie roz przyszlemu swiatu.
Pozdrawiam
Te literowki to ze zmeczenia. Potraktujcie je jak rebusy i szarady: we wlasciwe miejsca w moim poprzednim tekscie wstawcie skow: hydraulik, google, Facebook.
Zwierzaku, trzy lata studiow podstawowych to bardzo dobre rozwiazanie. Brawo Australia. Uwazam, ze srednia szkole powinno sie konczyn najpozniej majac 17 lat.
Te literowki to ze zmeczenia. Potraktujcie je jak rebusy i szarady: we wlasciwe miejsca w moim poprzednim tekscie wstawcie slowa: hydraulik, google, Facebook.
Zwierzaku, trzy lata studiow podstawowych to bardzo dobre rozwiazanie. Brawo Australia. Uwazam, ze srednia szkole powinno sie konczyn najpozniej majac 17 lat.
Kroliku,
u nas wlasnie szkole srednia konczy sie majac 17 lat ale co poniektorzy optuja za przedluzeniem. Ja optuje za poprawa programu nauczania. 🙂
O rany co tez powypisywalam! 🙁 Jak w Gazecie 🙂
Zwierzaku, 17 lat to jest swietny wiek na ukonczenie szkoly sredniej. Jest to wiek, w ktorym mlodzi ludzie (szczegolnie chlopcy), ktorzy nie planuje isc na uniwersytet rzucaja nauke, co im przystawia stempel nieudacznika. To sa pozniej swietni fachowcy, ktorzy nam buduja domy, ogrody, maluja sciany, wprowadzaja w rzeczywistosc pomysly i plany renowacyjne, sprawnie kieruja wielkimi trasportowymi ciezarowkami, autobusami itd itp. Zajmuje im to lata, zeby sie otrzasnac z bycia nieudacznikiem.
New York Times tez pisze o problemach z bardzo drogim wyksztalceniem uniwersyteckim, ktore przestalo byc gwarantowana droga, amuoletem, do sukcesu.
http://www.nytimes.com/2012/04/29/opinion/sunday/bruni-the-imperiled-promise-of-college.html?_r=1&hp#
niedziela 🙂
Bry… (Bobik wyjasnil, ja myslalem ze to Bry…kam jest 8) – rys nadety bufon ) B. mialo lato i lato zostaje 🙂 😀 WYPASIONE
jak widzicie nie napisalem Witam! chociaz witam, ale to wpis na Bobik Blog, a nie nie mail i to jest roznica 🙂 (pamietacie adresowanie kopert? Wielce Szanowna/y/ni ….. co za kultura slowa)
brykam
szeleszce zaleglosci
herbata, herbata 🙂
slonce
brykam
pani T. zostala pobita w ukrainskim wiezieniu, dotkliwie jak donosza, oburzenie powszechne, jak mozna tak bic, poniewierac prawa czlowieka, biedna pani T., a moze by tak zbojkotowac pilkarskie mistrzostwa? moze, moze, czy jak uda sie ta grozba wyciagnac pania T. z wiezienia to upomna sie ci oburzeni o innych
bitych i poniewieranych wiezniow ukrainskich? pyta zlosliwie jedem blogier
szeleszcze dalej
herbata
gora dzemu figowego 🙂
brykam fikam
A do mnie zima wielkimi krokami sie zbliza – wczoraj byl najzimniejszy dzien kwietnia od 11 lat! Mjoz byl straszny, 16 C tylko. Dzis przyzwoiciej – 24.
Dzień dobry 🙂
O Celsjuszach, zwłaszcza tych powyżej 15, w ogóle przestaję czytać, bo tylko się stresuję. 👿 Meteokłamczuszki zapowiadały, że w naszej części Niemiec też będzie w końcu wiosna – i co? Jest zima gorsza od australijskiej. 😥
Jeżeli ktoś wie, gdzie można kupić jakieś dobryny, niech da cynk. Tylko nie te z Holandii. Tam nie pojadę, bo u nich jeszcze gorsza depresja, a na dodatek autostrady przebudowują. 🙄
Moze to nie dobryny, ale zabawne:
http://www.abc.net.au/arts/artists/maria-fernanda-cardoso-the-museum-of-copulatory-organs/default.htm?WT.mc_id=ABCARTS_MariaCardoso2_au&WT.svl=featuredSitesScroller
Ta może być? Całkiem darmo… http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/ba/Dobryna.jpg
Rysiu, nie badz kocieciem. Ganianie pileczki jest znacznie wazniejsze od praw czlowieka, kazdy Ci to powie. Zadnego bojkotu nie bedzie. 👿
Zwierzaku! Jak można psu polecać pchli cyrk jako dobrynę?! 😯
To już chyba lepsza smocza głowizna. 😈
Mordechaj ma rację. Dla ludzi ganianie piłeczki jest chyba jeszcze ważniejsze niż dla psów. Ale co się dziwić, kiedy to im zastępuje tyle innych rzeczy – miłość, namiętność, lojalność, patriotyzm, poczucie przynależności, religię, wojnę…
Gdyby psy ganiały za piłeczką tak Wartościowo, może też byłyby skłonne wszystko dla ganiania poświęcić. 🙄
Mordechaj zawsze ma racje.
Chyba, ze nieslusznie napada Boguduchawinnego Klakiera. 😈
Klakier napadniętym się nie czuje, choć czasem ze zdziwieniem czyta, co też Kot Mordechaj wyczytał w niewinnych klakierskich słowach.
Ale też i słowa Kota Mordechaja o nieczytelności traktuje poważnie i ku przemyśleniu głębszemu, bo to zupełnie może nieświadomie jakaś pokrętność się zalęgła i nie wiadomo, czy wchodzi, czy schodzi, choć schodami idzie.
A teraz koniec przerwy, pora wracać do kamieniołomów.
Jedyną osłodą tłuczki kamieni jest to, że można słuchać Bjorlinga.
Rysiu, ależ całkiem nie-źle myślałeś, bo Tadeuszowe 'Bry’ ma w sobie brykającą nutę, umieszczoną tam bardzo świadomie przez autora, który tym 'Bry’ do Ciebie mruga. 'Bry’ z B. mruga po bratersku, po sąsiedzku, a zarazem – z rewerencją: my tu, w B., wiemy, kto ma patent na brykanie, my więc sobie skromnie tylko 'Bry’. O. Nie na darmo, dziecięciem będąc, słuchało się wykładów Sandauera. 😆
Sandauer byl:
1. niesluszny politycznie,
2. Zamknal mojej Starej w lodowce Kota Abrasze, co o malo nie skonczylo sie tragicznie,
3. Rozwalil jej prysznic,
4. Mial absolutnie sluszny poglad na owczesnego Narzeczonego Starej i slusznie ja przed nim ostrzegal.
I tro ostatnie jest jedyne jego saving grace. Niech mu ziemia lekka bedzie.
5. Nie miał nic przeciwko obecności na swoich wykładach niemowlaka, który miał wyrosnąć na Agę.
6. 'Odkrył’ Białoszewskiego.
Nie wytrzymam. Sandauer osobiście zapakował Abrasze do lodówki, czy kot sam tam wszedł, czego Sandauer nie zauważył?
I znowu masz racje, Mordko.
Wszystko sie zdarzylo w ciagu niecalych 24 godzin przebywania w moim mieszkaniu Pana Artura, ktory mial tylko przenocowac i nazajutrz w poludnie odjechac taksowka na lotniosko, skad wracal do Polski.
Wieczorem po przywieieniu go do domu, rozmawialismy dlugo w noc, obalajac bnutelke scotcha. Na nic dostal zatem moja sypialnie, a sama przenioslam sie na tapczan w salonie. Przed jego udaniem sie do lozka gosconnie zachecalam go aby siegal po wode mineralna w lodowce, jesli znow zacznie go suszyc.
W srodku nocy jak czujna matka zostalam obudzona cichym rozpaczliwym kwileniem dochodzacym z kuchni. Poszlam sprawdzic i wydawalo mi sie, ze slysze glos mego 4-5-miesiecznego kociaka z lodowki.
Najwyrazniej wskoczyl tam kiedy Pan Profesor po ciemku siegal po wode. Abraszka byl zziebniety i przerazony i do rana na mojej piersi skarzyl sie jakie go nieszczescie spotkalo. Ja tez przez niego zasnac nie moglam rozpamietujac kocia krzywde.
Rano, o osmej przyrzadzilam Gosciowi sniadanie i udalam sie do redakcji.
Kolo jedenastej zadzwonila mieszkajaca trzy pietra wyzej Irenka Lasota i powiedziala glosem pol-rozbawionym, pol-zaniepokojonym, ze Pan Profesor tak odkrecil kurek z goraca woda w lazience, ze cale mieszkanie jest geste od pary, Pan Profesor jest bardzo speszony i bezradny. I czy ona moze zawolac ciecia-zlodzieja aby kurek w lazience lub cala wode w mieszkaniu zakrecil.
Musialam nazajutrz wziac wolne i wolac hudraulika.
Ale tam pchli cyrk byl tylko dodatkiem, eksponaty w sloikach wazne byly! 🙂
Kłaniam się nisko Waszej Bobiczości i całemu Koszyczkowi.
Tak nawiasem, czy Ty, Bobik, jesteś Atamanem Koszyczkowym???
Przez tydzień patrzyłam z bliska na góry i napawałam się górską wiosną. Bardzo przyjemne zjawisko przyrodnicze. Małe, białe zawilce, które u nas kwitły miesiąc temu – tam szaleją. Ale i w domu miło i kwitnąco. Niestety, widać też ostatecznie, że wiele róż trafił szlag. Trzeba będzie dokupić.
Zjem śniadanko i będę doczytywać. Najważniejsze, że wyrazy zostały złożone.
Biedny Abraszka!
To jeszcze przed śniadaniem powiem Wam o kocie mojej znajomej, który przy przeprowadzce wlazł do jakiejś szafki, która poszła gdzieś na przechowanie i przesiedział tam 17 dni. Marny był jak go znaleźli, ale wyżył. Oczywiście, pańcia zdążyła go już oblać rzewnymi łzami, sądząc, że uciekł od rejwachu.
Po wybuchu atomowym zostaną owady i koty.
Kiedy opuszczalam Nowy Jork musialam przekazac Abraszke w rece dobrego mlodego kolegi, mieszkajacego w East Village. Nie bylam pewna, czy w Londynie zostane na dluzej niz 6 miesiecy czy rok i umowa byla, ze jesli i kiedy powroce, Abrasza wraca do mnie.
KIlka miesiecy potem dowiedzialam sie od kolegi, ze Abrasza calymi dniami przesiaduje w mieszkaniu sasiada, do ktorego przechodzi po okiennych okapach. I ze ten sasiad, mieszkajacy w duzym lofcie, zdaje sie myslec ze to jego kot.
Niestety. Abrasza wybral sobie nowego pana. Byl nim Allen Ginsberg. Jego duzy portret, czytajacego wiersze, narysowany w 1965 roku przez Felksa Topolskiego wisi w moim salonie.
Proszę, proszę. To Ginsberg nie był Personelem, tylko Panem? 😯 Abrasza chyba słuchał jakichś nieodpowiednich wykładów, takich raczej dla psów. 😈
Nisiu, psataman? To coś podobnego do satrapy? Jak tak, to jestem. 😀
Na pokłony odpowiadam psokłonami, głębokimi ale szybkimi, bo właśnie wylazło coś w rodzaju słońca i lecę skorzystać. 🙂
Abraszka mogl miec w tej kwestii inne zdanie niz ja.
Nie dalabym glowy czy piskleta sie juz nie wykluly.
Siedzacy w gniezdzie orzel zachowywal sie dziwnie. Najpierw sporo sie kokosil w gniezdie, potem wstal i z otwartym dziobem dlugo sie przygladal temu co na dnie gniazda. Potem robil glowa takie ruchy, jakby karmil, wyrzucajac cos z przelyku i – tak! oblizujac sie. Jezor ma bardzo dlugi i mocarny jak dziob. Teraz znow sie ukokosil, ale wyraznie czeka na zone spogladajac nieustannie w niebo.
http://www.lasy.gov.pl/bielik
Ja poznaje chlopaka do dluzszym i bielszym ogonie.
Ale czy to mozliwe ze wszyscy przegapili moment wyklucia sie? Nie jest to chyba mozliwe bo w kazdej chwili gniazdo oglada za dnia kilkaset osob jednoczesnie. Noca sto kilkadziesiat.
Do mojego ogródka wróciły kopciuszki! Kiedyś już były, ale kicia je zjadła. Teraz, starej gropie, nie chce się ruszać. To bardzo miłe ptaszki!
To zabawne ptaszeta.
Allen Ginsberg z kotem, wśród innych twórczo-kocich par. http://weimarart.blogspot.com/2011/05/literate-cat.html
U mnie też są kopciuszki. 🙂
Zabawne i pyszne nad wyraz. 😈
Jakie fajne zdjecie! Niestety nie z Abraszka, ktory byl Russian Blue.
Ale nazwac Kota „Wyciem” – tylko stary hippy potrafi.
Natomiast podoba mi sie nader pretensjonalne imie czyjegos kota na tej liscie Mea Culpa. Dla domownikow – Kulpusia.
Ko Mordechaj? Mordko, to jakiś Twój kooperant? 😈
Coś w rodzaju słońca poudawało, poudawało i się zmyło. Znowu pada. 👿
U nas tyle było przeróżnego ptactwa, ale teraz większość się nie odważa podlecieć bliżej. 🙁 Ta pręgowana potwora prawie wszystkich ptaków wypłoszyła, poza sikorkami, które najwyraźniej z tych bezczelniejszych. A kiedyś nawet wróciła z niewielkim gniazdkiem w paszczy i na dodatek wyglądała na strasznie dumną z siebie. 👿
Ciekawe, czy gołębica odważy się powrócić do swojego gniazda na glicynii. W zeszłym roku wróciła i dostała z tej okazji ochronną, antykocią siatkę pod gniazdem. Ae miałem wrażenie, że samo kocie Siedzenie I Wpatrywanie Się dosyć ją niepokoiło. Nie wiem, czy będzie miała ochotę znowu się narażać na taki stres.
No, uwazajcie. Psychopata i jego partia zamierzaja robic demonstracje ( w „obronie” Radia Maryja) w czasie Euro.
Tego najbardziej sie obawialam. Mam nadzieje, ze wladze nie wydadza zezwolen na dodatkowe zbiorowiska w czasie trwania Euro.
A czemuż to Radyja trzeba bronić? 😯 Wiem tylko, że na telewizyję był zamach, ale RM chyba normalnie (he, he… normalnie..) nadaje?
Sorry, Trwam.
Bry!
Tym razem wszystko wziąłem, walizkę, szczoteczkę, Internet w kubeczku, tudzież zepsuty komputer.
Wrrrrrrrr…….
I to nowy….
Pora się… uśpić.
Biedny Tadeusz. 🙁
Ale nie wiem, czy z tym uśpieniem to jest najlepszy pomysł. Słyszałem, że w tym celu należy udać się do nieludzkiego lekarza. Nie polecam. 👿
Mnie usypia dobrze ułożona poduszka… A teraz to chyba wszystko.
Brnoc.
Jajakobyły. Nie, jako aktualny gołąbek pocztowy. Pozdrowienia od Irka. Siedzi w Białowieży i z tego, co zrozumiałam, je. W jakimś „Carskim”. No, to miło, że o nas pomyślał! Esemeska przysłał i prosił pozdrowić. POZDRAWIAAAAAAAM!
Dobry Wieczór 🙂 nie piszę vitajcie bo to ponoć nie elegancko. Gdy przeczytałam o tym zadumałam się nad moją polszczyzną i elegancją. No cóż jedno i drugie ma pewne niedociągnięcia wynikające z braku takiej potrzeby. 🙂 Prawda jest taka że ze względu na coraz bardziej skrótowe wypowiadanie się czy jak wolicie komunikowanie się Dobry Wieczór to aż 2 słowa … a czas leci 🙂 Mam wrażenie że nie długo będziemy przekazywać sobie sobie wiadomości gąbkam:) Miłego wieczoru pa !
@Bobiczku o czym ten tekst bo i ze zrozumieniem mam problem:):)
🙂
Nisiu, odpozdrawiamy! Zapodaj Irkowi. 🙂
Nie będę Koszyczkowi psuć nastroju, wiec tylko zadobranockuję.
Sierobi.
Irek zamknięty w jakiejś wieży? Może trzeba go ratować? 😯
No a pozdrowić to już trzeba na sicher. 🙂
Jarzębinko, niezrozumiałe teksty są często wiele ciekawsze od zrozumiałych. Więc gdybym wyjaśniał, o czym tekst, jeszcze bym go zepsuł, a po co. 🙂
M-16 pod innym wpisem pyta, skąd spiekładuchy. Wpradzie coś w tej chwili ciężko kojarzę, o które duchy chodzi 😳 , ale skoro piekielne, to z dużym prawdopodobieństwem powiedziałbym, że z Kraśnika. W każdym razie uosobienie szatańskie na pewno stamtąd: 🙄
http://wyborcza.pl/1,123455,11636104,Jak_ksiadz_walczyl_z_szatanem_w_gimnazjum_w_Krasniku.html
Dobry wieczór,
co do zdjęć kotów pisarzy ze swymi personelami, zdumiewające, jak często nazywali je oni tytułami swych dzieł 😈 A „Howl” to przecież tytuł najsłynniejszego poematu Ginsberga 😛
Irek pozdrowion jest.
Gorąco popieram pomysł manifestacji pisowskich podczas Euro! Niech dadzą z siebie wszystko!
Jeżeli już wychodzę z siebie, to zawsze z rykiem i wcale wtedy nie szatanię, tylko głupieję niestety 😳
To my wiemy, ale nie pochwalamy nazywanie tak Bogu ducha winnego Kota. On sobie z pewnoscia nie zasluzyl.
Mnie się coś widzi, że te koty wcale się tak nie nazywały naprawdę, tylko autor strony na taki żarcik sobie pozwolił. 😉
„Howl” nawiasem mówiąc na polski było tłumaczone jako „Skowyt”, nie wycie.
No i sprawa się rypła. Mordechaj jest wyznania koptyjskiego. 😈
A tak w ogóle chciałem dziś wcześniej zasnąć i włączyłem telewizor w charakterze tabletki nasennej, a tam Isaac Stern grał tak cudnie, że się właśnie rozbudziłem. Teraz chyba będę musiał zimną wodą gasić zapały. 🙄
Howl at the moon, jak wilki, to raczej jednak wycie:
Tu spiewaja niezapomiani The Ramones:
http://www.youtube.com/watch?v=UmHoXqzy8GU
Jest tez bar niedaleko mojego domu Howl at the Moon. Skowyt kojarzy mi sie z bolem.
Skowyt to raczej yelp.
A tu bardziej precyzyjnie:
http://animals.howstuffworks.com/mammals/wolves-howling-at-moon.htm
Wyjcie sobie skowytająco. Tutaj kocica mruczy i słowiki śpiewają. Dobranoc 🙂
Brnc haneczko!
Ale ja o tym, że poemat Ginsberga w Polsce ukazał się pod tytułem „Skowyt”. 🙂
Acha, licentia poetica.
LATO 🙂 😀 🙂 😀
szeleszcze
herbata
balkon 🙂
co za zycie 🙂
brykam
Aga 🙂 u nutka na duze 😀
a koty – z zazdroscia przyznaje – maja wybitne zdolnosci w naborze
personelu 🙂
bywa
Tereny Zielone do milego brykania czekaja
lody u „wlocha” czekaja
lato – ciagle jeszcze – w B. czeka
brykam fikam
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂
Bry!
To w B całkiem jak w B!! Upał! Słońce! Wolne!! eee… no… prawie.
Czechy czekają !!
Dzień dobry 🙂 Dentysta czeka 😕
Aaa, tak, Skowyt!
Jeszcze gorzej.
Chyba, ze mowil do niego Skowus i nikt nie wiedzial jak to brzmi odicjalnie.
Nie bylo zeby Kota nazwac normalnie: Mirdka,Pikus, Abraszka?
W Nowym Jorku byla u znajomej Starej kotka imieniem Lolita. Jak byla wolana do domu z okna drugiego pietra, to wszyscy sie z niej smieli i wypowiadali niesprawiedliwe uwago na tenat jej prowadzenia sie. A Lolita byla wrecz swietoszkiem.
Na facebooku Bielika tez niektprzy uwazaja, ze kocieta juz sa w gniezdzie.Ale na oficjalnej stronie nie ma o tym ani slowa. A te ptaszki wyraznie inaczej sie zachowuja. Choc przed chwila akurat byly nudy.
No naprawde przezylem szok swojego zycia. Bo oto nagle czytajac nowy wpis Owczarka Podhalanskiego natknalem sie na autentyczna historie sprzed lat o moim Dzadku! Czy gdzies ja juz sam opowiadalem? Czy kops inny opowiadal? Czy stala sie juz urban legend i zyje wlasnym zyciem?
Tak czy inaczej bylo to o tym, jak slynacy z roztargnienia Dziadek (jeszcze w Lublinie) zostal wyslany z kublem do smieci, ale zapomnial, udal sie w zamysleniu na przystanek trolejbysowy na Lubartowskiej i usilowal wejsc ze smierdzacym kublem do wagonu. Na szczescie ktos go zaczepil i zwrocil uwage.
Musialem w owczrakowej oppwoesc niektore szczegoly uscislic i dodac pare nowych anegdot.
Lato, lato. Nie ma się czym cieszyć. U mnie niby też się cieplej zrobiło, ale skutek tego taki, że ONI zaraz wyciągnęli narzędzia tortur i niedwuznacznie zamierzają mnie strzyc. 👿
Przede mną kilka godzin męczarni, a potem dwa albo trzy tygodnie wstydu i siedzenia pod łóżkiem. Wrrr!!!! 👿
Nie mam watpliwosci, ze kocieta juz sa w gniezdzie!!!!
Orlica rozdziera dziobem jakas przyniesiona zdobycz i karmi.
Ale malych dziobkow jeszcze nie widac.
Widzialem co najmniej jeden dziobek. Trzeba dac obraz na caly ekran i wtedy widac czasami ruchy w gniezdzie.
http://facet.wp.pl/kat,70996,wid,14447625,wiadomosc.html
zaczął się dłuuuugi łyk… end 🙂
Ty Bobik, ciesz się, że Cię nie trymują!
Raz zafundowałam coś takiego mojej Szantusi, sierściuszce-owieczce, celem upodobnienia jej do psa i wstyd mi do tej pory. Tylko strzyżenie, bez modelowania!
Na poprawę nastroju:
„Całujcie mnie wszyscy w dupę”
Julian Tuwim
Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Izraelitcy doktorkowie,
Widnia, żydowskiej Mekki, flance,
Co w Bochni, Stryju i Krakowie
Szerzycie kulturalną francę !
Którzy chlipiecie z “Naje Fraje”
Swą intelektualną zupę,
Mądrale, oczytane faje,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
Item profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze !)
I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item Syjontki palestyńskie,
Haluce, co lejecie tkliwie
Starozakonne łzy kretyńskie,
Że “szumią jodły w Tel-Avivie”,
I wszechsłowiańscy marzyciele,
Zebrani w malowniczą trupę
Z byle mistycznym kpem na czele,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Item ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rętę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skarzesz mnie na ciupę,
Iżem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę!…
Odkad mialam bodaj 13 lat byl to najczesciej cytowany wiersz Tuwima. Czesciej niz o telegrafiscie co nie umial grac na klarnecie czy o ptasim radiu. Kontekst przepadl, zostala zlosc. Byl bartdzo popularny prze wojna, ktora w wiekszosci zmiotla kontekst.
Mnie osobiscie poprawial ten wiersz humor tylko w tamtych latach, w czasie jakichs letnich obozow, kiedy „calujcie mnie wszyscy w dupe” bylo naprawde cool w moim srodowisku. Potem juz mniej.
Milczy o nim wikipedia (nie ma oddzielnego hasla) ale jesli sie zacznie guglowac, to okaze sie , ze linkow z wierszem jest 44 400.
Sama wole „Bukiety wiejskie jak wiadomo wiazane byly wzdluz i stromo”. Poprawia mi humor zwlaszcza opis pelnej szuflady biurka, bo mam, zawsze mialam, taka sama jak podmiot liryczny.
Ten fragment z szuflada:
…
Mój dom. Mieszkanie. Pokój. Biurko.
A w nim (pamiętasz?) ta szuflada,
Do której się przez lata składa
Nie używane już portfele,
Wygasłe kwity, wizytówki,
Resztki żarówki, ćwierć-ołówki…
Leży tam spinka, fajka, śrubka,
Syndetikonu pusta tubka,
Jakaś pincetka czy pipetka,
Stara podarta portmonetka.
Kostka do gry, koreczek szklany.
Bilet na dworcu nie oddany,
Szary zamszowy futeralik,
Zeschły pędzelek, lak, medalik,
Przycisk z jaszczurką bez ogona,
Legitymacja przedawniona,
Brązowe pióro wypalane
Z białym napisem „Zakopane”.
Korbka od czegoś, klucz do czegoś,
Lecz już oboje „do niczegoś”
Słowem, wiesz, jaka to szulflada…
A gdy jej wnętrze dobrze zbadasz,
Znajdziesz tam małe zasuszone
Serce twe, w gratach zagubione…
Więc nie wyrzucaj nic, nie sprzątaj…
Przyda, nie przyda się — niech leży.
Oszczędzaj graty przy „porządkach”
W takich szufladach i zakątkach,
Boś z każdym cząstkę życia przeżył
I trwasz, nie wiedząc, z tą starzyzną…
Dzis tak sentymentalnie wierszy sie nie pisze, „calujcie mnie wszyscy w dupe” brzmi znacznie nowoczesniej, wiem. Ale tez nieczesto dzis wiersz z rymem, rytmem, katalogiem, tak cos porusza w srodku.
Osobiście bardzo lubię wierszyk o całowaniu. W ogóle lubię jak się ujawnia temperament autorski. Bukiety wiejskie pięknie uwiązane, owszem, ale taki na przykład „Bal w operze” albo „Do prostego człowieka”, albo Broniewskiego różne… np. „Kiedy się serce rozełka… czemu, a bo ja wiem” itd. , albo „Bagnet na broń”… Albo Słowackie różne z pasją hamowaną lub nie. Lubię jak mnie poezja porywa i niesie. Może mną potem ciepnąć o bruk, ale co przeżyłam, to moje.
Różne liryczne zatrzymania w czasie, oczywiscie, też. Jak najbardziej. Ale ten pęd, ten pęd! Ten lot, kurza jego twarz…
Ach, Wielka Improwizacja…
Ach, tyle tego jeszcze!
W „Balu w operze” całe to miasto po prostu się gotuje. Podobny efekt osiągnął potem Wajda w „Ziemi obiecanej”. Dużo w tym Kilara z tą wściekłą muzyką. A tacy niby spokojni starsi panowie.Jak to dobrze, że jeszcze nie wszystko zostało zamienione w komiks japąski!!!
Lot i ped to prosciutko do Maryny. Nikt tak pedzic nie potrafil jak Maryna. Nie znam ani jednego przekladu na polski (o, chcialabym), ale polecam wiersz do rywalki, pod odejsciu od niej Madelsztama, ktory zainteresowal sie mlodziutka wowczas Nadia. Maryna walila na calego, porownuje siebie do carrary, a ja do truchla. O, ile tam szalenstwa i pedu!
Popatrz, a ja jednak wolę Mandelsztama – i to właśnie te jego klasycyzujące wiersze, odniesienia do antyku, Petropol. Miałam to szczęście, że do Petersburga wpływałam żaglowcem, czas się cofnął…
Za to samo pokochałam Herberta, za antyk. Potem przyszła cała reszta, ale zaczęło się od Hermesa, psa i gwiazdy.
O, muszę pędzić po zakupy Goście walą, trzy sztuki chłopów, trzeba będzie nakarmić. Tak to właśnie zacnych ludzi rzeczywistość ze snu budzi. Cytat niedokładny, ale z sensem!
Znalazlam Ci, Nisiu, Uislowanie zazdroscxi. Istnieje tez na You Tubie – raz spiewane raz, razDEKLAMOWANE . oba usilowania tak okropne, tak nie rozumiejace wscieklego pedu, w jakim wiersz byl pisany, ze dalam spokoj po paru minutatch.
WQiec tu jest czarne na bialym:
ПОПЫТКА РЕВНОСТИ
Как живётся вам с другою, —
Проще ведь? — Удар весла! —
Линией береговою
Скоро ль память отошла
Обо мне, плавучем острове
(По́ небу — не по водам!)
Души, души! быть вам сёстрами,
Не любовницами — вам!
Как живётся вам с простою
Женщиною? Без божеств?
Государыню с престола
Свергши (с оного сошед),
Как живётся вам — хлопочется —
Ёжится? Встаётся — как?
С пошлиной бессмертной пошлости
Как справляетесь, бедняк?
«Судорог да перебоев —
Хватит! Дом себе найму».
Как живётся вам с любою —
Избранному моему!
Свойственнее и съедобнее —
Снедь? Приестся — не пеняй…
Как живётся вам с подобием —
Вам, поправшему Синай!
Как живётся вам с чужою,
Здешнею? Ребром — люба?
Стыд Зевесовой вожжою
Не охлёстывает лба?
Как живётся вам — здоровится —
Можется? Поётся — как?
С язвою бессмертной совести
Как справляетесь, бедняк?
Как живётся вам с товаром
Рыночным? Оброк — крутой?
После мраморов Каррары
Как живётся вам с трухой
Гипсовой? (Из глыбы высечен
Бог — и на́чисто разбит!)
Как живётся вам с сто-тысячной —
Вам, познавшему Лилит!
Рыночною новизною
Сыты ли? К волшбам остыв,
Как живётся вам с земною
Женщиною, бе́з шестых
Чувств?
Ну, за голову: счастливы?
Нет? В провале без глубин —
Как живётся, милый? Тяжче ли,
Так же ли, как мне с другим?
19 ноября 1924
Maryna byla oczywisce bardzo, bardzo niesptrawiedliwa wobec przyszlej zony Mandelsztama, Sama Nadiezda pisze o niej w swych wspomnieniach z wielka wyrozumialoscia i szacunkiem. Z pewnoscia nie byla Nadiezda „пошлиной бессмертной пошлости”.
Ja wole Maryne chyba. Chocby dlatego, ze lepiej ja rozumiem. Wlasnie przez te liczne odniesienia do antyku u Mandelsztama i innych akmeistow. Nie zawsze dla mnie czytelne, bo nas jednak inaczej ksztalcono niz te stara rosyjska inteligencje.
Ale mam absolutnie ukochane wiersze Mandelsztama. Przede wszystkim : „Bezsennosc. Homer. I zagle napiete” z ogluszajaca kocowka fal. . No i Tristie do ktorej czesto powracam, choc i w tym poemacie sa dla mnie miejsca malo czytelne.
Znalazlam po polsku Usilowanie zazdrosci w tlumaczeniu Woroszylskiego. Bardzo kuleje miejscami to tlumaczenie, choc Autora znalam i bardzo cenilam (zwlaszca za Sny pod sniegiem):
Próba zazdrości
Maryna Cwietajewa
Jak się panu żyje z inną?
Łatwiej, prawda? Pchnięcie wiosła
I — od brzegu! Z oczu zginął!
Szybko fala pamięć zniosła
O mnie, pływającej wyspie?
(O, nie po wodach — po niebie!)
Dusze, dusze! — siostry wyście,
Warn — miłośnicami nie być!
Jak się żyje ze zwyczajną
Żoną? Świat — bez bóstwa — lepszy?
Królową z tronu strącając
(Samemu się go wyrzekłszy),
Jak się żyje — krząta — troszczy —
Dobiera się w korcu maku?
Myto wiecznej trywialności
Jak się płaci, mój biedaku?
„Konwulsji szarpiących tętno —
Starczy! Dom wynajmę nowy”.
Jak się panu żyje z jedną
Z wielu — memu wybrańcowi!
Swojskie jadło, święty spokój —
Tak? — Triumfu nie powstrzymuj!
Tylko… jak się panu z kopią
Żyje — któryś deptał Synaj!
Jak się panu żyje z obcą,
Z tutejszą, rajsko-pierwotną?
Jowiszowej lejcy chłostą
Nigdy czoła wstyd nie dotknął?
Jak się żyje — wstaje — wiedzie —
Śpiewa w chórze rannych ptaków?
Ból sumienia — rany wiecznej —
Jak się znosi, mój biedaku?
Jak też żyje się z towarem
Rynkowym? Marże — niemałe!
Po marmurze z gór Karrary
Jak się panu żyje z miałem
Gipsowym? (Wykuty w bryle
Bóg — i znów skruszony do cna!)
Jak się panu żyje z byle
Jaką — któryś Lilith poznał!
Nowalijką sezonową
Sytyś pan? Gdy czary prysły —
Jak się żyje z tuzinkową,
Ziemską, bez szóstego zmysłu?
No, szczerze: więc jednak szczęście?
Nie? W zapaści bez głębiny —
Jak się żyje, miły? Ciężej?
Czy tak samo — jak mnie z innym?
Przełożył Wiktor Woroszylski
Jeszcze się taki nie narodził, co by mnie wymodelował. 😎 Nawet zwykłe strzyżenie jest ostrą korridą, bo ja się nie poddaję bez walki. 👿
Co do tego Tuwima, to mam niejakie wątpliwości – w domu chyba nie posiadam oryginału, ale czy przypadkiem ten „refren” nie brzmiał: Całujcie WY mnie wszyscy w dupę? Coś mi się tak wydaje, że poeta jednak pilnował regularnego rytmu…
Szukając w sieci potwierdzenia moich przypuszczeń trafiłam na owocną inspirację prawackiej lutni lewicową poezją 😯
http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=26&t=9074
Łeb mieć poetycki – przecie
toć to najłatwiejsze w świecie
rymy z szuflad wyciągamy
i z wierszykiem zasuwamy:
Maj,
poranek,
słońce praży
kocur w ognie poleguje
jajecznicę ktoś tam smaży
pająk nić swą cienką snuje
ptaków świergot natarczywy
z wiatrem się po świecie niesie
polazłby człek choć w pokrzywy
gdyby mógł być teraz w lesie.
Nie polezie, żadnych pociech,
musi siedzieć dziś w robocie.
I choć ciągle jeszcze kwiecień
to tęsknota już majowa
trzewia w środku mocno gniecie
korpus w kwietniu, w maju głowa.
Jak szeroki, długi kraj
taki różny
różnym
maj.
Ja pamietam jako „calujcie mnie wszyscy”.
Wbrew zapwoiedziom przestalo troche lac. Moze sie udac na targ po kwiaty?
Neeeeh… Moze raczej jutro. Bedzie swiezszy towar.
Chyba bedzie po Rysiowemu i troche bojkotu Euro.
hy hy, Tuwim w drugą stronę przerobiony 😆
http://cia.media.pl/tuwim_inaczej
Hehe. Nie udalo mi sie wyjasnic kto to jest Ludwig Bodmer, ale mieszka zdaje sie w Holandii.
Też mam swoje ulubione tuwimy; u Tuwima forma tak pięknie dogadana jest z treścią. 🙂
Jestem rozbrajająca. 😯 Jeśli macie coś do rozbrojenia, to mi szybko podrzućcie, bo nie wiem, jak długo mi to zostanie. A! I obawiam się, że globalne rozbrojenie jest ponad moje możliwości. 🙁
A kogo wykastrowalas, Ago?
Kocie Mordechaju, obyło się bez kastrowania. I bez drapania za uszkiem. 😉 Płynąc pod korporacyjny prąd, przekonałam dziś przez telefon Wysokie Kierownictwo, w liczbie sztuk czterech, żeby zrobić to, co proponuję. A było to WK w nastroju łatwopalnym. Zdaje się, że ich rozbawiłam i dlatego nie potrafili mi odmówić. 😉 W czwartek i piątek też mi się udały, nieco mniejsze, saperskie robótki. Coś jest na rzeczy…
Zaluje troche, ze nie wykastrowalas. Lubie sie przygladac i kibicowac.
No, moze nastepnym razem.
Well done, Aga!
😀 😀
Szczekałem Starym tak, jak zeen kazał, ale oni się w ogóle nie przejęli, tylko ostrzygli do końca. A potem poszli coś załatwiać do banku i zostawil mnie chlipiącego pod łóżkiem. 😥
Czuję się… no, może nie aż wykastrowany, ale ośmieszony i pozbawiony pełni samczych sił (patrz: Samson). A jutro akurat mam poznać jakąś suczkę, która ewentualnie spędzi u nas czas urlopu jej domowników. No, sami powiedzcie – czy nie zrobiono mi OKROPNEGO świństwa? 👿
Wez sie w garsc, Bobik, i dziekuj Bogu, ze nie jestes jednym z tych:
http://www.mylifeisbrilliant.com/society-and-culture/entertainment/15-funny-dog-grooming-pictures/
Troche wiecej stoicyzmu, Druhu.
Bobiku, Szanta i Rumik (na razie mocno kudłaci oboje) – przesyłają współczucie!
Doro, Tuwim z całą pewnością był bez WY i rytmowi to nic a nic nie szkodzi, przeciwnie, daje na końcu każdej strofy dobitny akcent.
Maryna owszem, zasuwa nieźle, ale ten wiersz to jest po prostu krzyk zbolałej duszy. Ja podziwiam inny rodzaj szwungu – rzekłabym: opisowy. No bo jak kogoś dusza boli, to nic dziwnego, że mu z tej duszy wylatuje. Ale taki szwung jak w „Balu w operze” – to ci dopiero szwung epicki!
No i jakoś nie podoba mi się takie poniżanie rywalki. Za proste to jak na wielką poetkę.
Heleno, a czy znasz taki jeden wierszyk Lermontowa o umierającym gladiatorze? Likujet bujnyj Rim, torżestwienno griemit rukoplieskanijami szyrokaja arena… A on, kurczę, w pierś trafiony, w prochu i kurzu… Ech, lubię ja też owe echa starożytności. Tego gladiatora trafiłam we wczesnej młodości, zrobił na mnie piorunujące wrażenie, więc go zaprezentowałam na jakimś konkursie recytatorskim. Jury postukało się w czółko, bo uważało, że to do panienki nie pasuje. Przypomniało mi się to, kiedy jedna moja uczennica wybrała sobie na konkurs równie ponure poemko. Uprzedzałam ją, że przerżnie, ale się uparła, zupełnie jak ja kiedyś. I przerżnęła. A co miała swoje pięć minut na scenie, to miała. Patos (w dobrym guście) i dramatyzm działa na młode duszyczki.
Na stare zresztą również.
O matko, czy to nie Puszkin jednak???
Chyba Lermontow…
Sklerozja starcza.
przerwa od szeleszczenia na balkonie 🙂 upal 😀
w sprawie „pilki” gada sie, za i przeciw, jeszcze kilka zdjec siniakow T. i politycy wypowiedza Machtwort
moze
Znam Gladiatora. Lermontow byl kiedys, w dziecinstwie, absolutnie ulubiony. Czytalam go sobie czesto na glos, jak nikogo w domu nie bylo. Jego sie swietnie czyta na glos. I latwo sie zapamietuje.
Kochalam szczegolnie wiersz o Slowiance, konczacy sie obrazem skrwawionego ciala jej meza, wnoszonego do domu.
A takze wiersz o zebraku (U wrat obiteli swiatoj stojal prosiaszczij podajanja…) ktorem ktos wklada kamien do reki, zamiast chleba. 😆 😆 😆 Lkalam przy tym wieszu. 😳
Bobiku, bez dredow bedzie lepiej, urlopowiczka ulegnie Twojej
blyskotliwej inteligencji 😐
z zaleglej (terminem i iloscia) polskiej prasy wyszelescilem dzisiaj tez to :
To jest hanba, ktora przejdzie do historii Polski i pan sie zapisze w tej historii razem z tymi, ktorzy sa na polskiej liscie hanby.
jaroslaw kaczynski, 13.04.2012
to o Tusku
Boze, do czego to prowadzi?
a tu fajne ksiazek okladki
http://www.flickr.com/photos/quinnanya/sets/72157622500568106/
znikam, ziemniaki kipia 🙄
Nie to Lermontow, jestem pewna.
To wiecie co? Wy sobie weźcie te antyki i krzyki, a mnie dajcie Brodskiego do upadu. 😆
Chetnie wezme Brodskiego, ale tylko stosunkowo wczesnego, zwlaszcza z okresu kied go Achmatowa pilnoala, zeby nie wariowal.
Achmatową też biorę…
Wiersz o szarookim królu lubię specjalnie. Pewnie dlatego, że kiedy go przeczytałam, kręcił się koło mnie jeden taki szarooki.
Podobno ostatnio modne jest nadawanie syneczkom imienia Orest. Ciekawe, czy rodzice znają choćby z bryku Oresteję, hehe. Jeszcze córeczka Elektra i lepiej zamykać na klucz szufladę z nożami.
Idę na te zakupy. Dziecko obiecało pomoc.
Rany boskie! To i na Violettę Villas można psa przerobić? 😯
Hmm… Może to, co mnie spotkało, rzeczywiście jeszcze nie było takie najgorsze? 🙄
To ja się teraz przyznam, że owego wiersza o całowaniu w d. NIE ZNOSZĘ.
Tuwim zelżył tam wszystkich nie oglądając się, nawet tych, o których nie wiedział nic.
Miał kompleksy, pochodził ze zasymilowanej rodziny i tak chciał być Polakiem, że stał się antysemitą. Języka jidysz nie nazywał inaczej niż żargon. Obrzydliwe.
Trochę powojennych wierszy świadczy jednak o tym, że żałował potem tej postawy. Ale trzeba było Zagłady, żeby mu się oczy otworzyły i mózg ruszył.
A wiecie, co jest najobrzydliwsze? Komentarze w internecie na temat tego wiersza (w tym ni mniej, ni więcej, tylko na stronie racjonalista.pl), że za to, co tam napisał, „teraz by go nazwali antysemitą”, a napisał tak (i miał rację), bo „był prawdziwym Polakiem”. Tfu!
Sorry, zezłościłam się.
No, nie powiem, Pani Kierowniczko, zebym sama czesto po ten wiersz siegala. Ale pamietam, ze robll furore wsrod nastolatkow w latach, kiedy nie zamieszczaly go wydawane wowczas wybory poezji Tuwima. Ale to z powodu przesytu Zeromskim – tak mniemam, jakby powiedziala Jarzebinka.
Ja mniemam, że to wyłącznie z powodu całowania w dupę i z żadnego innego, bo kto wiedział, o czym tam mowa 😆
Zapewne.
Widzialam kawalek jednego pisklatka. Jest najdalej na lewo na obrazie widzianym kamera.
Pod obrazem juz tez przyznali, ze jest co najmniej jedno piskle, ale mysle, ze dwa, bo przedtem widzialam bardziej na prawo – chyba, ze samo sie przesunelo.
Alez tra orlica jest dumna!
http://www.lasy.gov.pl/bielik
No i jak Wam sie podoba taki tytul z GW:
Prokuratorzy smażą akty oskarżenia przeciwko kibolom Falubazu.
Smażą? Mozna traktowac powaznie takiego prokuratora, ktory smaży akt oskarzenia?
Czy tam juz biora kiboli za reporterow?
Prokurator, który smaży akt oskarżenia powinien być ukarany za niszczenie dokumentacji procesowej.
Ale to jest poetyka tytułów (i nie tylko) GW.
http://www.lewica.pl/?id=22559&tytul=Julian-Tuwim:-My,-%AFydzi-polscy…
Wypowiedź z fejsa o bielikach:
„Mamy orlęta na święto narodowe :-)”
Nisiu – no właśnie.
A swoją drogą, świetny ten portret Tuwima pędzla Witkacego.
Sorry, mało się dziś udzielam, ale oprócz strzyżenia jeszcze mnie inne konieczności życiowe dopadły i chyba dopiero gdzieś za godzinę zwolna zaczną puszczać.
Jak puszczą, to zaraz wystawię łeb spod wyrka. 🙂
Dzięki, Nisiu.
A mnie dzika złość i rozpacz ściska, że takie rzeczy trzeba (było?) pisać.
Mówię o tekście Tuwima.
A jak się Bobiku czujesz?
A dlaczego mt7? Takie rzeczy trzeba pisac i trzeba o nich mowic – przeciez kazdy sie uczy, nikt nie ma madrosci i wiedzy danej genetycznie.
Zwierzaku, co trzeba pisać?
Trzeba się tłumaczyć, dlaczego się czuję Polakiem?
A kogo to obchodzi kim ja się czuję?
Kto komu dał prawo to oceniać?
I przed kim mam się tłumaczyć?
O czym Ty piszesz?
Siodemeczce chyba chodzi o cos innego, a wrecz przeciwnego, niz, ze nie trzeba takich rzeczy pisac.
Tuwim pisal swoj plomienny esej w 1944 r., w Londynie kiedy bylo juz dosc dobrze wiadomo do jakich skutkow prowadzi antysemicka propaganda i ideologia, ktorej przeciez sam doswiadczyl przed wojna nawet w swoim wlasnym srodowisku pisarskim – od takich ludzi chocby jak Kossak Szczucka, Adolf Nowaczynski czy wielu innych. Wiec wydawaloby sie z naszej dzisiejszej perspektywy, ze piec poprzednich lat wojny byly jakas szkola, prowadzily do jakicjs przemyslen i przewartosciowan. Ale i w Londynie przebywajac w polskim srodowisku musial sie nieustannie tlumaczyc ze swej „juchy” jak to nazywa, musial znosic wiele upokorzen i pogardy, takze od pisarzy, ktprzy mu do piet nie dorastali. Nawet pisarze gleboko ochrzczeni, tacy jak Wittlin, autor Soli ziemi, czy skamandryta Kazimierz Wierzynski tego doswiadczali. Nie mowiac o ludziach tak dla polskiej kultury zasluzonych jak Mieczyslaw Grydzewski, najgenialmieszy obok Jerzego Giedroycia z polskichj redaktorow.
Dlatego zapewne powstal ten tekst. Siodemeczka dziwi sie, ze trzeba bylo taki tekst napisac, jakby samego europejskiego doswiadczenia nie bylo dosc dla wspolczesnych. Ja tez sie czasami dziwie, ze trzeba wszystkiego uczyc sie od nowa.
O, lajza.
Ja się nie dziwię, Heleno, ja się wściekam.
Bobik nic nie mówi, chyba nie czuje się dobrze.
Idę spać, bo się nabiegałam w ten upał, a tu lata i tusza nie ta.
Śpijcie dobrze.
Ludzie, nie macie o co się wściekać?
Kupiłam flaszutkę malbeca i ta flaszutka trzasnęła przy otwieraniu. Denko jej poszło, musiała być uszkodzona. Macie pojęcie, jak wyglądała moja kuchnia??? Nie wiedziałam, że głupi malbec tak się rozłazi.
I w ogóle się nie wściekłam.
Wiosna jest, kwiatki kwitną, mój pies podrywa mojego kota.
Bosko.
Już mówię, już mówię. 🙂 I nie przejmujcie się mną za bardzo – złego ponoć diabli nie biorą. 😉
Nie podzielam niechęci Pani Kierowniczki do wiersza Tuwima. Kiedy próbuję się wczuć w emocjonaną atmosferę tamtego czasu, wyobrażam sobie, że nie mniej niż ostatnio, a może i więcej, było podziałów, napięcia, nienawiści, zapiekłości i żądań opowiedzenia się po jedynej słusznej stronie. Zresztą, nasze dzisiejsze spory przecież żywcem z wtedy zostały przeniesione. I wcale nie dziwię się komuś, kto widząc dosłownie po każdej stronie doktrynerstwo, huzianajózianie, odrzucenie każdego, kto ośmiela się być choć odrobinę innego zdania, nie wytrzymuje wreszcie i wrzeszczy „wszystkich was mam dość, wszyscy mnie możecie pocałować gdzieś!”. Gdy dodam do tego jeszcze licentię poeticę, mogę zrozumieć, czemu Tuwim napisał akurat tak, jak napisał.
A po wojnie… No tak, jego wojna przeorała. Ale nie wszystkich – co też do dziś jeszcze odbija się bolesną czkawką. I znowu ma się ochotę pisać wiersze pełne najwyższego wk…wienia. 🙄
Nisiu… :mordka wyrażająca osłupienie pomieszane ze współczuciem:
Kuchnia głupstwo, Bobik doda,
lecz malbeka… o, jak szkoda! 🙁
No własnie, Bobiku, no właśnie! Zwłaszcza że to miał być pierwszy malbec w moim młodym życiu! Mam do spróbowania malbec, syrah i grenache, bo w sposób świadomy jeszcze ich nie kosztowałam w stanie czystym. I taka strata!!!
Ale nie mów, że kuchnia to nic. Do kilku szuflad się nalało, takich z drobiazgami…
No tak, zalane szuflady z drobiazgami to nie drobiazg. I posprzątanie tego w stanie całkowitej trzeźwości jest praktycznie wykluczone, więc trzeba jeszcze poświęcić jakiegoś syraha albo grenasza… Denko zachowało się po prostu dennie. 👿
Czy wobec takiego ogromu strat nie będzie niedelikatnością zapytanie, jakiego pochodzenia geograficznego był ten eks-malbek?
Ja z kolei nie znoszę, kiedy Dora wyciąga ludziom pochodzenie.
Ale po kolei:
Tuwim zelżył wszystkich bez wyjątku, bo wszyscy go zawiedli, kiedy potrzebował pomocy i wiersz jest wynikiem tych beznadziejnych starań.
Co to znaczy „nie oglądając się nawet na tych, o których nie wiedział nic?”
A co Dora wie o lżonych przez siebie oszołomach, wśród których nie wybiera i nie wie o nich nic, z wyjątkiem tego, że poparli jakąś ideę, która się Dorze nie podoba?
Pisze Dora, że Tuwim miał kompleksy – czyżby była jego terapeutką? A znacie kogoś, kto kompleksów całkiem pozbawiony? Jeśli tak, to pewnikiem jakiś idiota…
No i teraz: „pochodził ze zasymilowanej rodziny i tak chciał być Polakiem…”
Czyli co? Mogła rodzina od pokoleń być polską rodziną, ale czujność każe pamiętać, że to tylko zasymilowana rodzina, nie prawdziwie polska…
Czym to się różni od zaglądania w rozporek?
A czy Tuwim był antysemitą?
Świadom swojej krwi żydowskiej, wyrosły w kulturze polskiej, świadkując pogromom i gettu ławkowemu on, doświadczając tego wszystkiego miałby być antysemitą? Brednia…
Fakt, musiał się bronić przed napaściami nacjonalistów żydowskich, którzy go atakowali m.in. za wiersz „Giełdziarze”, ale do antysemityzmu to jeszcze trzy miliony lat świetlnych.
Obrzydliwość – pisze Dora na określenie żargon. I co takiego obrzydliwego w tym?
Nie jestem znawcą, pamiętam część argumentacji, która uzasadniać miała to ironiczne określenie: język bez kraju, gdzie się przyczepił, tam natychmiast ulegał wpływom środowiska niczym żargon złodziejski i jeszcze inne. On, Żyd miał prawo do takiej ironii.
„Mózg ruszył” – czy to przystoi tak o nim pisać, ile w tym określeniu jadu?
Można nie lubić Tuwima, ale niech to będzie eleganckie nielubienie…
Zeenie, ale pozwolisz, że malbekowi wyciągnę?
Z Argentyny on był, biedaczek, Bobiku. Ja na ogół kupuję francuskie, czasem włoskie, rzadko Nowy Świat. Może to był znak z nieba? Żeby zostać w Starym Kraju (my, Europa, prawdaż)?
Zwłaszcza że przed chwilą widziałam na niebie czarownicę. Zasłaniała księżyc, miała wystającą brodę, nochal spiczasty i takiż kapelusz.
Podobno dzisiaj Noc Walpurgii…
Prawda, Noc Walpurgii… Niemcy wtańcowują się w maj (Tanz in den Mai). Przy piwie, nie przy winie. Europa.
Akurat w temacie malbeka przy tym Starym Kraju nie upierałbym się nadmiernie. Argentyna ma tu naprawdę wiele do zaoferowania. 😉
Zeenie, a poza tym – jestem z Tobą w przedmiotowej sprawie. Zwłaszcza jeśli chodzi o eleganckie nielubienie. Niechże poeta ma licencję, ale w codziennym życiu elegancja jest bardzo potrzebna, bardzo.
Ceterun censeo: dzieci powinny obowiązkowo czytać „Trzech muszkieterów”!
Bobiku, więc ja generalnie nie malbeczę. Pinocę burgundzko (mam taki jeden ulubiony, sam aksamit), medoczę, szardonuję, chiancę, barolę etc., etc. Zamierzałam rozpocząć nowe zycie.
I co?
I denko wypadło.
A dzisiaj już wszystko zamknięte!!!
Ja jestem tolerancyjny i żadnych win nie dyskryminuję. No, chyba że są podłe i ostracyzm im się należy. Ale na pewno nie jest to dyskryminacja ze względu na pochodzenie. 😉
Ja nie dyskryminuję, tylko preferuję co innego. Mam słabość do słodkiej Francji.
http://www.youtube.com/watch?v=8yvfNmIdqT0
Ja z postu zeena wyciągam pewien aspekt, który ma dla mnie osobiste znaczenie. Zawsze uważałem, że większe prawo moralne ma się do krytyki swojego, niż cudzego. Co więcej, że taka krytyka jest niejako moralnym obowiązkiem – to słynne rozrywanie ran, żeby nie zarosły błoną podłości. A co emocjonalnie moje, z czym się – czasem miłosno-nienawistnie – identyfikuję, co mnie przejmuje upojnym dreszczem lub wątpia mi przewraca, to najlepiej wiem ja i nikt inny.
Dlatego zawsze mnie boli i wścieka, kiedy ktoś odmawia mi prawa do krytykowania Polski ze względu na to, że od lat w niej nie mieszkam. Bo ja wiem, że jakkolwiek daleko bym od niej nie odszedł, mojaż ci ona na wieki pozostanie. Mogę się w różnych zewnętrznościach zgermanizować, przejąć obyczaje, które uważam za lepsze czy wygodniejsze, kłapać tutejszym językiem, nawet mówić i myśleć „my”, „u nas”, ale polskości wcale mi przez to nie ubywa. To tak, jakby do domu stawić jeszcze jedną, niemiecką szafę, niczego lub prawie niczego z tej polskiej nie wyjmując.
Tuwim swoją żydowską szafę może na pewien czas upchnął w rzadko używanym pokoju i jeżeli do niej zaglądał, to głównie po to, żeby wyciągnąć jakieś sfatygowane łachy i powiedzieć „no, kurczę, przecież tego się nie da nosić”. Ale nigdy przecież nie ukrywał, że to jego szafa (przypominano mu zresztą o tym na każdym kroku), choć przed Zagładą pewnie nie miał poczucia, że musi się z nią obchodzić bardzo ostrożnie, żeby nie budzić demonów. A potem… potem już w ogóle świat się zmienił. W obliczu rozszalałych demonów solidarność okazała się ważniejsza niż prawo do krytyki. Ale nie można tą powojenną miarką mierzyć Tuwima przedwojennego. On był wtedy inny, rzeczywistość była inna.
Ale warto też zwrócić uwagę, że Dora pisze już w tej powojennej rzeczywistości, kiedy o demonach – nadal czyhających – trudno nie pamiętać. I tak jak rozumiem, czemu niegdyś Tuwima ponosiły emocje i pisał w ten, a nie inny sposób, tak samo rozumiem, dlaczego dziś emocjonalnie na różne rzeczy może reagować Dora. Bo kiedy coś boli i wścieka, strasznie trudno używać słów chłodnych i wyważonych.
Wsiej wodki nie prapijosz, no striemitsja nada, powiadają bracia Rosjanie. Jak się wścieka i krzyczy, to owszem, można rozładować emocje. I można zakrzyczeć kogoś, kto ma słabszy głos albo charakter. Ale żadnej konstruktywnej dyskusji już nie uzyskamy. Poza tym krzycząc, impregnujemy się na argumenty innych. Ja już jestem stara gropa i wiem, że warto słuchać wszystkich – nawet jeśli wydają się nam niżej od nas stojący, słabsi intelektualnie i tak dalej. Każdy ma swoją historię – to nie jest tylko efektowny komunał. Jestem za tym, żeby ludzie dorośli umieli opanować emocje. Sama długo się tego uczyłam i jeszcze mi się zdarza nie wytrzymać. Ale się staram.
Niemcy mają takie poręczne słowo „jain”, które oznacza mniej więcej „niby tak, ale…”. 😉 Ja sam też się staram kontrolować swoją amplitudę emocjonalną i nie wszystko wpuszczać w eter 😉 , ale są i takie sytuacje, kiedy jak najbardziej na miejscu jest np. „święty gniew”. Kiedy chce się wstrząsnąć, potrząsnąć, wywołać reakcję i się wie, że do tego są potrzebne słowa wrzące, nabuzowane, czasem nawet zjadliwe. Nie analityczne, nie dyplomatyczne, tylko przemawiające do trzewi.
A z innej jeszcze strony – takich słów można też użyć w złej sprawie i często tak się dzieje. Ale czy to deprecjonuje wykorzystanie emocji w dobrej sprawie?
Ponieważ chwilowo i tak nie mam jedynej słusznej odpowiedzi, chyba nie będę dalej pytał i teoretyzował, tylko udam się na spoczynek – hi, hi – nocny. 🙂
wczoraj ciag dalszy 🙂 🙂 🙂
ogromne slonce w dzien mojego (1MAJ Miedzynarodowy Dzien
Solidarnosci Ludzi Pracy) swieta
Bry! Bendom burze podobno… Ale nie potrafią uzgodnić kiedy.
Nisiu, a skąd dokładniej ten pinoczyk gris??? (przymilnie). Lubię takie aksamitne….
brykam fikam 😀
Tadeuszu, burze? podobno dopiero wieczorem, WICZOREM po
calym dniu brykania w sloncu 🙂 😀
1 maja 2012 roku o godzinie 01:07 zeen napsał:
„A co Dora wie o lżonych przez siebie oszołomach, wśród których nie wybiera i nie wie o nich nic, z wyjątkiem tego, że poparli jakąś ideę, która się Dorze nie podoba?”
Stanowczo protestuję!
Od kiedy czytam Panią Szwarcman nigdy nie widziałem, aby kogokolwiek lżyła.
Można się nie zgadzać z Jej argumentami, można drzeć szaty (jak niejaki Meloman, którego styl pisania kogoś mi bardzo przypominał), że ucina donikąd prowadzące rozmowy.
I nie rozumiem dlaczego Pani Szwarcman miałaby wybierać wśród oszołomów. Choć mogłaby np. mianować Melomana Naczelnym Oszołomem Blogu (realizując w ten sposób potrzebę zeena, co do wyboru) – byłby to NOBlo.
zeen – co prawda na dzisiejszy dzień to inne melodie, ale
możesz się dołączyć do tego chóru:
http://www.youtube.com/watch?v=vnEO-U8tY7w&feature=related
Lomatko, zeen juz zaczal majowke….
Pan Mikolaj Grynberg i Pan Ryszard Löw rozmawiaja:
Ryszard (…) A poza tym jest cos, co sie panu w zyciu w jakis sposob zupelnie niezaplanowany uklada. A wiec tak. Pochodzac z takiego czy innego domu, dba sie o to, zeby pan w taki, a nie inny sposob byl wychowany. Na skutek tego zapisuje sie pan do najblizszej szkoly, i choc w najblizszej okolicy jest pare szkol, pan zapisuje sie wlasnie do tej. Potem nastepuje dobor naturalny towarzystwa, przyjaciol i tak sie panu to uklada w sposob niezamierzony. Kiedy przyszedlem do szkoly w czterdziestym szostym roku, podszedl do mnie jeden z kolegow.
(…) „Kolega Ryszard Löw?”, pyta. „Tak”. On wyciaga reke i mowi do mnie cos, czego nigdy nie zapomne: „Bardzo sie ciesze, ze kolega przezyl”. On przed wojna chodzil ze mna do szkoly powszechnej. Ja go nie pamietalem, a on mnie rozpoznal.
Mikolaj Ten kolega nie byl Zydem?
Ryszard Nie. Ja wlasciwie nie mialem ani jednego przyjaciela Zyda. (…) A ja mialem przyjaciol, z ktorymi chodzilem do szkoly. Mialem jakichs kolegow Zydow, ale to nie byli moi blizsi koledzy.
Mikolaj To wojna z pana Zyda zrobila?
Ryszard Nie. Zydem jestem, bo moj los jest zydowski.
Prosze pana, pamietam taka sytuacje. Dziadek, ojciec mojej matki, byl bardzo poboznym Zydem, bardzo poboznym. I on u nas w domu z wielkim obrzydzeniem, zeby juz do konca nie robic matce przykrosci, bral w dwa palce szklanke herbaty. Bo wszystko bylo strefnione strasznie, rozumie pan? Chodzil zawsze po „cywilnemu” i jak wszyscy Zydzi krakowscy mowil znakomita polszczyzna. I w lecie trzydziestego dziewiatego nagle slysze podniesiony glos dziadka, ktory mowi do mojej matki tak: „Jak ty wychowujesz jedynaka? Zydowskiego go nie uczysz, hebrajskiego go nie uczysz, w boznicy nigdy nie byl, przeciez on zapomni o tym, ze jest Zydem”. A na to moja matka, z sarkazmem zaprawionym gorycza, powiadado niego: „Niech sie tata nic nie boi, niechby tylko sprobowal zapomniec, od razu sie znajda tacy, co mu o tym przypomna”.
(…)
Mikolaj Ma pan jeden paszport?
Ryszard Tylko jeden jedyny. (…)
Mikolaj Dlaczego pan nie chcial przyjac polskiego paszportu?
RyszardBo ja i bez tego jestem dosc rozbity. Jestem Izraelczykiem z przynaleznosci panstwowej i patriota Zydem z narodowej, i Polakiem z kulturalnej. Znam pare jezykow, ale wszystkie na zasadzie znajomosci jezyka obcego w stosunku do ojczystego, ktorym jest polski.
reszta tutaj: Mikolaj Grynberg „Ocaleni z XX wieku”
polecam
jak zwykle cos nie tak zrobilem
Bobik, juz teraz dziekuje za poprawienie i wstydem plonac bede dzien caly 😳
na przepraszam:
https://lh4.googleusercontent.com/-gId-1xT5ukw/T5RGDyJwgSI/AAAAAAAAF5g/HJXXJaar8JY/s1000/P4090517.JPG
Dzień dobry 🙂
Ja pamiętam nie takie polemiki między Panią Kierowniczką i zeenem, więc tak trochę nie chciałem się wtrącać wprost, licząc na to, że dogadają się bilateralnie. 😉 Ale chyba rozumiem, o co chodziło zarówno jednej, jak i drugiej stronie. W dużym skrócie – Pani Kierowniczka pisała o pewnej krótkowzroczności przedwojennego Tuwima, który ze swojej zasymilowanej pozycji nie zauważał, że w tym czasie już nie należało „lać po równo”, że nie można było w jednym rzędzie stawiać np. irytacji na syjonistów i grozy faszyzmu. A zeen upomniał się o to, że tak samo jak nikomu nie powinno się wyrzucać ortodoksyjnego żydostwa, tak samo nie można nikomu brać za złe zasymilowania i wynikających z niego punktów widzenia. W obu tych stanowiskach widzę podstawy do normalnej, merytorycznej rozmowy i ucieszyłbym się, gdyby sprawę właśnie do niej dało się sprowadzić. 🙂
A co do oszołomów – no fakt, ja wiem o nich tyle, co z mediów. Nie przyjaźnię się z nimi, nie chodzę na ich konwentykle, nie wgłębiam się nocami w ich ideologię. Wydaje mi się, że zasada poznawania po owocach w tym przypadku wystarcza. Ale też zdaję sobie sprawę, że są wśród nich bardzo różni ludzie, o bardzo różnych motywacjach i wrzucanie ich wszystkich do jednego worka niekoniecznie musi być sprawiedliwe. Tylko że nie byłbym tak całkiem pewien – czy to ja ich tam wrzucam, czy to oni sami, dobrowolnie się wrzucają. 🙄
Po co Ty to robisz, zeen? Prowokacje?
Ja cos wiem na temat prowokacji i sama odczuwam nieraz silna potrzebe sprowokowania, kiedy wydaje mi sie, ze zamiast mysli, slysze chor zgodnych komunalow i bardzo chce sie wylamac, kiedy chce byc solistka, a nie chorzystka. Znam te potrzebe i ja rozumiem. Ale nie wtedy, kiedy moja solowka moze naprawde zranic.
Nie igra sie, zeen, naszymi zydowskimi strachami, ze o naszych Pomordowanych nie wspomne. Bo nasze strachy, nawet gleboko skrywane przed swiatem, nawet w naszym powojennym pokoleniu, ktore niczego naprawde na miare Tamtego nie przezylo na wlasnej skorze, sa z nami zawsze.
Bylam chyba w drugiej klasie podstawowej, kiedy usyszalam swoja matke (ktora tez przeciez Tamtego nie przezyla) jak cicho (abym nie slyszala) opowiadala swoj sen gosposi – mlodej wiejskiej Ukraince. Snilo jej sie, ze probowala mnie ukrywac – po jakichs piwnicach, wychodkach, stukajac do roznych drzwi, skad ja odprawiano z kwitkiem.
Podsluchiwalam te toczaca sie w kuchni rozmowe z sasiednego pokoju i pamietam jak potwornie bylo mi zal mamy, ze sie o mnie bala. Chcialam wejsc i powiedziec, ze nic mi nie grozi, ze jestem bezpieczna i zeby sie o mnie nie martwila, ale jakos nie umialam tego zrobic, wiec wyszlam na podworko.
Potem wiele lat mnie ten jej sen przesladowal i powtrzaal w moich wlasnych snach: widzialam w nim moja matke probujaca mnie ukryc. To byl sen o matce glownie, nie o mnie samej, ale o jej strachu, o jej przerazeniu i jej bezsilnosci. On mi cale zycie towarzyszy.
Nie igra sie z nami w prowokacje, nie zada sie od nas bezstrinnosci takiej jakbysmy rozmawiali o wydarzeniach, ktore sie rozgrywaja tu i teraz w Syrii, na Ukrainie czy w Chinach. Bo nasze strahy sa caly czas z nami, wystarczy otworzyc szafe w sypialni, a wylaza zewszad. z kazdego kata, z kazdego bezmyslnie wypowiedzanego slowa, z kazdego nieuswiasdomionego gestu. Cobysmy nie robili, jak badzo bysmy sie nie starali oakazywac swiatu bunczuczna mine lub zdobywac sie na „inteletkualna uczciwosc”, tych demonow tymczasem nie da sie wypedzic. I byc moze nie da sie ich wypadzic przez nastepnych kilka pokolen, poki zyje przekaz rodzinny i te obrazy jak ze snu mojej mamy.
Prowwokacje sa dobre dopoki nie przekarczaja ramy zabawy towarzyskiej czy umyslowej.
Czasami mysle, ze Ty tez masz jakies demony, z ktorymi przegrywasz i ktorych nie kontrolujesz. A bierze sie to stad, ze po kazdej Twojej prowokacji, nie sprzatasz po sobie, chowasz sie w cien i milczenie, zostawiajac te nieprzyjemna robote Bobikowi. Ktory potem dwoi sie i troi aby zadany przez Ciebie bol jakos pomniejszyc, jakos opatrzyc.
To z tej wlasnie potrzeby osloniecia innych przed bolem, zapobiezeniu ewentualnym przyszlym ciosom, powstalo to miejsce – Blog Bobika. Po strasznych turbulencjach przezytych na kulnarnym, gdziesmy sie spotkali. Ja noigdy o tym nie zapominam i strasznie mnie boli serce za Bobika gdy inni tego nie pamietaja i nie doceniaja. Zapewne nie musza. Ale dla mnie ten blog jest wciaz azylem, kiedy wszedzie indziej rozbrzmiewa zgielk splugawionej mowy.
Wiem o Tobie tyle ile wiem, a wiem dostatecznie duzo. Nigdy nie skasowalam Twoich szczodrych ponad wszelka miare listow do mnie, Twoich zachet abym spisywala swoje zycie, Twoich wszystkich slow pelnych serdecznosci i przyjazni. There you are, ujawnilam tajemnice. Dlatego cztajac te wszystkie Twoje preowokacje, nie do konca rozumiem dlaczego publicznie prezentujesz tylko te strone swej bogatej osobowosci, ktora wprawia wszystkich w oslupienie, zakloptanie i ktora niektorm sprawia tyle bolu, ze wyprowadzaja sie z blogu, jak bylo t z andsolem.Co z tego masz kiedy juz wszystko zostalo zrobione i powiedziane?
Dzień dobry,
jak wiecie, o wpół do pierwszej w nocy to ja już przy kompie nie siedzę, więc nie zareagowałam na post zeena.
Z Tuwimem to nie było takie proste, że „wszyscy go zawiedli”. Z Żydami nie zadawał się właściwie wcale, wręcz ich unikał, wyjąwszy zasymilowanych takich jak on. To nie ja mu pochodzenie wyciągam, wyciągali mu wszyscy (jak w powyższym cytacie podawanym przez Rysia, zawsze się znalazł ktoś, kto mu przypomniał), a on był z tego powodu ciężko nieszczęśliwy. Można zrozumieć wychowanie w „ojczyźnie-polszczyźnie”, przywiązanie itd., ale nazywać z pogardą żargonem język, którego się nie zna, a w którym istniała już wówczas naprawdę wspaniała literatura, a nawet poezja, która być może nie bywała gorsza o jego własnej? On to odrzucał. Cóż, człowiek nie musi znać się na poezji pisanej w nieznanym sobie języku. Ale czy to jest powód, żeby postponować sam język?
A kiedy to on „rękę wyciągał o pomoc” do jakichkolwiek Żydów? Co wiedział o np. ruchu syjonistów (których wyśmiewa w swoim wierszu), ludzi, którzy przygotowywali się do emigracji, ponieważ tu nie widzieli dla siebie miejsca – i okazało się, że słusznie przewidywali? Co mu przeszkadzali intelektualiści?
Czas był rzeczywiście obrzydliwy. Aleksander Wat wspominał ówczesną wielką polaryzację: albo faszyzm, albo komunizm, nic pośrodku. Oczywiście należy współczuć wszystkim, co żyli w takich czasach, ale one się nie zrobiły same. Teraz też są środowiska, które do takiej polaryzacji dążą – niebezpieczeństwo powtórzenia się historii niepokoi nie tylko mnie. Dlatego odrzucam takie postawy jak prezentowana w tym wierszu, czyli wypinanie się na wszystko. Niebezpieczeństwa warto dostrzegać tam, gdzie one naprawdę są.
A co do zmian znaków, przypomnę historyjkę o redakcji, w której obecnie pracuję. W obrzydliwej atmosferze Marca ’68 władze kazały „Polityce” wydrukować paskudny przedwojenny felieton Słonimskiego, w którym wyżywał się na Żydach. W kontekście: proszę, nawet on, znany Żyd, a jednocześnie znany polski poeta, poznał się na nich. Być może rzeczywiście przed wojną było jakieś uzasadnienie takiego tekstu, być może rzeczywiście Słonimskiemu jako Żydowi wolno było więcej w dziedzinie krytykowania Żydów, ale nakazanie druku czegoś takiego w Marcu ’68 miało oczywistą intencję i było wielką odwagą ze strony Mieczysława Rakowskiego i zespołu, że druku odmówili. Zrobiła się heca, pismo ledwie przetrzymało, ale przetrzymało i dzięki temu ma tę chlubną kartę.
Do pewnego stopnia łajza z Bobikiem 🙂
No właśnie, w tym, co zacytował Ryś, znowu jest ten strasznie bolesny moment – niechby tylko spróbował zapomnieć, od razu sie znajdą tacy, co mu o tym przypomną. Ludziom przez wieki było i wciąż jeszcze trudno jest zrozumieć i zaakceptować, że osobowość nie musi się kształtować na bazie plemienności, złaszcza wąsko rozumianej. To (nie tylko w przypadku Żydów) zupełnie niepotrzebnie utrudnia, a czasem wręcz uniemożliwia, cieszenie się własną i cudzą wielokulturowością, uznanie jej za bogactwo. A przecież świat tak czy owak w kierunku wielokulturowości i mieszania się wszystkich ze wszystkimi zmierza. Jak można jeszcze nie widzieć, że tej Wisły kijem nie da się zawrócić, a przede wszystkim że nie ma po co jej zawracać, bo z bycia równocześnie i… i… nic strasznego nie wynika?
Bilateralnie, czyli obiją oba boki??
Bilateraliści=Obi-boki.
Wicie, jak miło, że te bity tak śmigają wte i wewte. Dzięki temu nie muszę iść do biblioteki 😆 nawet nie to, że nie lubię, ale i tak w niej nie ma tego, co mi trzeba.
Troszkę mi się wydaje, że niepotrzebnie tak tego Tuwima… najwyraźniej w tym całujdupę wierszu wypluł z siebie całą złość (jak ta Cwietajewa). No człowiek zwykle nie panuje nad sobą w takich momentach… Każdy dostał w łeb. (To już multilateralnie.)
On był zręczny poeta, wybitny tłumacz, świetny satyryk i humorysta, ale, za przeproszeniem, wybitny intelektualista to on nie był. Był pewnie trochę jak ten chłop, który nagle jest szlachcic i nic co chłopskiego nie lubi. Ja tam sądzę, że człowiekowi-racjonaliście mogło wiele przeszkadzać w ortodoksyjnych Żydach wraz z ich językiem, jidysz.
Toć to tak jak z odczuciem niemieckiego w Polsce. Jak mówię, że to świetny język do poezji, wybitna rytmika, lapidarność, to gały wybałuszają i mówią, że do wyroków śmierci i marszu podkutymi butami to faktycznie świetny.
Stereotypy stereotypy…
Ja jeszcze w tym kontekście i w związku z postem Helenki dodam, że zapewne jestem nietypowa, ale strachy, lęki poznałam dużo później, a urodziłam się i wychowałam owszem, w kulturze polskiej, ale w pełnym szacunku i podziwie dla kultury żydowskiej. No, ale moi rodzice nigdy nie musieli ukrywać się w szafie, a ponadto studiowali w żydowskim seminarium nauczycielskim w Wilnie, gdzie wykładał m.in. wybitny poeta Mosze Kulbak, którego władze polskie oskarżyły o szpiegostwo (!). Te same władze odmówiły Żydowskiemu Instytutowi Muzycznemu w tym samym mieście (moja mama uczyła się tam śpiewu, doszła aż do arii Królowej Nocy) statusu konserwatorium, choć poziom był nie gorszy nić w konserwatoriach polskich. Dlatego nic dziwnego, że mam akcenty rozłożone zupełnie inaczej.
Ciekawe fotografie ma pan Grynberg
http://www.grynberg.pl/menu.php?lang=pl&str=calendar&gallery=11&page=&id=188
Takie odrealnione. Kolejna ucieczka od idealnie technicznych zdjęć, które niczego nie pokazują…
A wiesz, Tadeuszu, że mnie się dokładnie to samo już wczoraj pomyślało? 🙂 Znaczy, że wypluł złość jak w innej sytuacji Cwietajewa i jako poecie mu wolno, a przykładanie do jego tesktu pozapoetyckich miar trochę się mija z celem.
O! Tadeusz napisał to, o czym ja nie chciałam – że Tuwim jakimś wybitnym intelektualistą bynajmniej nie był. Może więc nie ma co się dziwić, że pewnych niebezpieczeństw nie dostrzegał…
Tadeuszu, jidysz był językiem nie tylko ortodoksyjnych Żydów. Był też językiem naprawdę wybitnej literatury, a nawet awangardy, o czym opowiedziała parę lat temu wspaniała wystawa w ms2 w Łodzi. Tak więc wiązanie „żargonu” z zamkniętymi środowiskami też jest stereotypem. Różne bywały stopnie zasymilowania, funkcjonowania Żydów w społeczeństwie polskim.
Bobiczku, z drugiej strony może i wypluł, ale dziś to jego wypluwanie odbierane jest zupełnie inaczej. Mną naprawdę te komentarze w internecie wstrząsnęły, stąd ten mój wybuch. Że złość zdolnego, ale niezbyt wysokich lotów intelektualnych poety dziś jest odbierana… no, właśnie z taką intencją, z jaką komuchy w 68 r. chciały narzucić „Polityce” wydrukowanie antysemickiego felietonu Słonimskiego. Po raz kolejny przeczytałam, i to nie raz, takie skojarzenie: antysemita = prawdziwy Polak.
Ja wiem, że zeen jest starym prowokatorem 😉 , ale w jego wczorajszym poście nie odczułem prowokacji i igrania z żydowskimi strachami. Odebrałem to jako ujęcie się za prawem Żydów do wyboru, czy chcą się asymilować, czy wręcz przeciwnie, czy balansować gdzieś pośrodku. I zwrócenie uwagi na to, że kładzenie silnego nacisku na fakt zasymilowania również może być rodzajem wyciągania pochodzenia. Czyli jak najbardziej pro-, a nie antyżydowsko. Wprawdzie poetyka postu była dość wampiryczna, ale ja odczytałem za nią właśnie takie intencje.
Na moje odczucie należy w tym wszystkim sięgnąć do określenia Kierowniczki – inne rozłożenie akcentów i zobaczyć, że właśnie tego rozłożenia cały spór dotyczył.
No super, piesku, inne rozłożenie akcentów – ale Tuwim naprawdę nie musiał pluć na swych pobratymców z najwyższą pogardą. Nie wypominałabym mu asymilacji, gdyby tego nie robił. Po prostu się podłożył jako okaz Żyda-antysemity, na którego inni antysemici uwielbiają się powoływać. Np. na niejakiego Finkelsteina i jego teorię „przedsiębiorstwa Holokaust”. Typowe.
Ja to (10.56) rozumiem, Pani Kierowniczko, sam zresztą zawsze zwracam uwagę na kontekst, bo on potrafi zupełnie zmienić wymowę różnych rzeczy. I dobrze widzę, że znowu się zrobił taki czas, kiedy wobec rozlanego szeroko plugastwa trzeba bardzo zważać, żeby jakąś wypowiedzią – w innym czasie może niewinną – nie postawić się choćby niechcący w brunatnym szeregu. Ale właśnie dlatego upomniałem się też o widzenie Tuwima w jego – czasowym i osobowościowym – kontekście. No bo prawda, że wybitnym intelektualistą nie był, temperament poetycki miał ogromny, a czas jeszcze wtedy nie zdołał pokazać w całości swojego złowrogiego oblicza. Dlatego mógł napisać, jak napisał, a my możemy w tym widzieć krzyk zbolałej, miażdżonej między różnymi młyńskimi kamieniami duszy.
A dzisiejsze, anachroniczne komentarze to inna para kaloszy. Tuwim nic im nie winien, więc ja bym jego za komentarze innych nie bił. 😉
W 1937 r. to już było naprawdę paskudnie. I widać było, kto w tyłek dostaje i na pewno będzie dostawał bardziej. Z drugiej strony jeszcze w sierpniu 1939 r. wiele osób nie brało pod uwagę wojny.
Sama jestem ciekawa, czy gdyby nie daj Boże coś teraz się stało takiego jak wtedy, przewidziałabym to i zdążyłabym nawiać (jak w 1939 r. moi rodzice), czy nie…
mt7,
myslalam o pisaniu i mowieniu TU i TERAZ a nie o awanturach sprzed pol wieku. No, ale zloscic sie masz prawo, czemu nie.
W wierszyku Tuwima brakuje mi „wy”, ale ja sie nie znam.
Reszty prawie nie czytalam bo jak wjedziecie na antysemityzm, to juz koniec rozmowy.
Teraz do Pani Kierowniczki z 11.06: zestawianie Tuwima z Finkelsteinem też mi się wydaje anachronizmem. Trzeba wziąć pod uwagę, co Tuwima i pokolenie jego żydowskich rówieśników kształtowało – radość z odyskanego śmietnika, nadzieja, wiara w postęp, chęć wyjścia z getta podyktowana przekonaniem, że tak jest racjonalnie i zgodnie z „duchem czasu”, itd. W przełomowym dla tego pokolenia 1918 roku nikomu jeszcze o Zagładzie się nie śniło, więc wewnątrzżydowskie spory nie były hamowane jej doświadczeniem. Próbując sobie to jakoś przełożyć na własne doświadczenie, myślę o tym, że przecież i ja wiele więcej czuję wspólnoty z podobnie do mnie myślącymi Niemcami, Francuzami czy Czechami, niż z moimi współplemieńcami. I też nieraz kieruję pod adresem tych współplemieńców słowa bardzo gorzkie. Czy to świadczy o moim antypolonizmie? Mam nadzieję, że nie.
Widzenie przez samych Żydów spraw żydowskich przed Holocaustem i po nim dla mnie robi ogromną różnicę (i Tuwim też ją w końcu dostrzegł). Finkelstein już wie, a w każdym razie mógłby wiedzieć, gdyby chciał, więc jego nie da się kontekstem czasowym usprawiedliwić.
No tak, ale wystawa wspaniała opowiadała o wspaniałościach kultury jidysz TERAZ. Przed wojną mało kto jednak kojarzył jidysz z ciekawą kulturą. Ilu Polaków zobaczyło filmy w jidysz, ponoć jedyne warte oglądania filmy sprzed 1939 w Polsce?
Kawałek Tuwima przedwojennego, z 1914 roku – uczciwie cytuję i – dalej lubię Tuwima. Kiepski ten wiersz, nieporadny jakiś. Mówicie, że Tuwim nie był intelektualnym tytanem? Myślę, że i tytanom, intelektualnym i moralnym, trudno zawsze pewnie i niewzruszenie stać w jedynym słusznym punkcie, a jeszcze w takiej dziejowej zawierusze. A jeszcze… czy są jedynie słuszne punkty? Człowiek Tuwim bywa mi bliski, poeta Tuwim czasem mnie zachwyca. Świętuję pracując, niestety muszę więc zmykać.
Pieśń o biciu (fragment)
A gdy to będziesz czytać, przyszły czytelniku,
To zęby ściśnij, to ściśnij pięści:
– Za rozpacz mego zdławionego krzyku,
Za serce moje, szarpane na części!
Żydów biją! Wesoło! Ha-ha-ha!
Żydów biją! Będą i mnie bili:
Batogiem w pysk,
Nahajką w plecy,
Żelastwem w głowę,
Wesoło!!!
Bachorów żydowskich pisk!
(…Takich dzieciątek, jak są inne dzieci…)
Starców rzężenie, płacz kobiecy,
Dzikie hukania pogromowe—
A pluńże mi, mój panie, w czoło!
A dajże wolę swoim kijom!!
Ha-ha-ha! Jak wesoło!
Żydów biją! Żydów biją!
Biją Polacy, Rosjanie,
Tak, tak: słoneczni Słowianie!
MNIE także będą bić!
A co pan myśli, mój panie?
Jak bić – to bić!
Ha-ha-ha! Za moje obłąkanie,
Żem chciał najdroższe ukochanie
Przez Polskę śnić,
Będą mnie bić – a mocno bić!!!
[…]
Mają – w mym nosie – rękojmię,
Że bić potrzeba!
Ta święta wiara w tym tłumie!
Panie, czy pan to rozumie?
Tu jest krwawa, polska gleba,
Tu jest – POLSKA, proszę pana!
Seraficzna, wyśpiewana,
Na której żyłem, cierpiałem,
Która kocham i kochałem,
Którą wiecznie kochać będę,
O której snuję Legendę,
A mnie – będą bić!!!
Panie, czy pan rozumie?
Przecież w sobie teraz tłumię
Nawet wstręt do Żydów, gniew,
Panie – jam dziś jak geniusz!
Jak rozjuszony lew!
„Moja krew, moja krew!”
(Pamięta pan? To z Wesela)
Panie, jestem egoistą,
Mnie tu idzie TYLKO O MNIE:
…Tak to ukochać ogromnie,
Tak się oddać Ziemi duszą,
Wysnuć przyszłość cudną, czystą,
Polską – a więc nieskalaną,
Seraficzną, wyśpiewaną
I przeczuwać Polski Dzień już
Po tych „nocach narodowych”,
Kochać, płakać, marzyć, czuć – –
– – – A tu zaczną na mnie szczuć
[…]
Fakt, w 1937 już było paskudnie, ale łudzenie się, szukanie nadziei i niedopuszczanie myśli o najgorszym bardzo jest ludzkie. Można jakoś zrozumieć tych, którzy nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że za chwilę świat, jaki znali, zniknie, że wywrócą się zasady, wartości i wszystko, w co się wierzyło. Bo samo dopuszczenie tej myśli już w jakiś sposób jest końcem świata, a komuż łatwo z taką perspektywą dojść do ładu?
Tadeusz @11:36 dotknął jeszcze jednej, bolesnej sprawy: całkowitej hermetyczności między dwoma światami. Tzn. hermetyczności w jedną stronę. Żydzi – jeśli wyszli z ortodoksyjnego świata – chcieli o polskiej kulturze wiedzieć wszystko i czasem wiedzieli więcej niż Polacy. W drugą stronę to nie funkcjonowało. Wiadomo, dlaczego – ale cóż, boli.
Co do tego, czy w wierszyku Tiwima brakuje, czy nie brakuje „wy” – może ktoś ma na półce „Jarmark rymów” i sprawdzi? Tam to zostało przedrukowane. Ja z Tuwima mam tylko „Pisma prozą”, „Bal w Operze” i „W oparach absurdu” (to ze Słonimskim).
A jestem ciekawy, co Pani rozumie pod tym wiadomo, dlaczego ?
Mnie zestawienie tego przdwojenego Tuwima z Finkelsteinem nie razi, choc niewatpliwie Finkelstein jest absolutnie skrajnym przykladem Zyda majacego nierozwiazane „issues” z tatusiem i mamusia. Udalo mi sie kiedys nawet zakupic w Nowym Jorku przecudna kartke (wyslana nastepnie do mego szefa w Londynie) -zdjecie przedstawialo dosc tlusta dziewuche o wyraznie semickich rysach twarzy, ktora cala byla poprzetykana zelastwem – w nosie, na wargach, brwach i powiekach, z wlosami ufarbowanymi na pomaranczowo i amarantowo i posklejanymi jakims zelem. Przez kartke szed napis: I survived a Jewish Mother! Nie moge odzalowac swej glupoty – ze nie kupilam tych kartek ze dwadziescia. Nigdy juz drugiej takiej nie znalazlam. Finlkelstein mi przypomina te dziewuche, a mniej skrajne i wredne emanacje tego widze wokol siebie na kopy.
To oni wlasnie czesto podpisuja sie pod petycjami protestujacymi a to przeciwko wizycie izraelskich naukowcow na konferencji w Cambridge, a to izraelskiej orkiestrze w Albert Hallu. Ofiary zydowskich matek 🙄
Ta ówczesna hermetyczność i dla mnie, i dla wielu innych jest bolesna, ale teraz to już tylko można powiedzieć – mądry Polak po szkodzie (a po części, niestety, „i przed szkodą, i po szkodzie głupi”). Historycznych zaszłości już się nie zmieni. Ale można i trzeba się starać, żeby historia rzeczywiście była nauczycielką życia – dobrą nauczycielką, pozwalającą dorastać i rozwijać się, a nie taką przymuszającą do klepania stale tych samych formułek, choć już dawno dowiedziono, że są one stekiem haniebnych bzdur.
A na czym ta hermetyczność polegała?
Heleno, nierozwiązane sprawy z matkami mają wszyscy, nie tylko Żydzi. 😉 Ale nawet gdyby tym wyjaśniać powody jakichś postaw, to i tak kwestia kontekstu pozostaje. Nawet niektórym antysemitom udało się to zrozumieć – znane są przecież przykłady przedwojennych programowych antysemitów, którzy w czasie wojny wręcz zaangażowali się w ratowanie Żydów, bo uświadomili sobie, że konsekwencją ich poglądów nagle stało się zupełnie co innego, niż kolonizowanie Madagaskaru. 🙄
Myslalam, a nuz uda mi sie odnalezc te kartke w internecie. Nie udalo sie. Ale okazalo sie, ze istnieje inna odmiana tego z glebi duszy plynacego wyznania, o niebo gorsza, za to zezwlajaca na zakup licznych gadzetow z haslem, ktore obecnie brzmi: Fack the nuclear war. I survived a Jewish mother!
http://www.cafepress.com/www_jtshirt_com/3738055
Klakierze, hermetyczność, jednokierunkowa zresztą, polegała po prostu na tym, że Polakom świat żydowski był zupełnie nieznany.
A dlaczego Bobiku?
Zwykle dlatego, że był uważany za gorszy i niewart poznania.
Z pewnoscia, takim przykladem jest np Zofia Kossak Szczucka, ktpra swych pogladow wprawdzie nie zmienila, ale nioslo pomoc i chwala jej za to.
Natomiast „issues” niektorych Zydow z nierozwiazanymi sprawami z matkami takich np Eskimosow, tfu! Innuitow, Szwedow czy Polakow to bym nie porownywala. No way, Doggy. Wara Ci od naszych specjalow.
Sa takie nasze wyoce wyspecjalizowane metody pedagpgiczne, ktorych nikt nie zdolal opanowac rownie mistrzosko. Nie zamierzam tego ujawniac, powiem tylko, ze nawet moja niezydowska matka byla pod duzym wrazeniem i robila co mogla aby je wdrazac w praktyce pedagogicznej. Ja to tez czesciowo przyjelam i stosuje na Kocie Mordechaju, a wczesniej tez na jego bl. p. Bracie Pickwicku.
Bry! 🙂
Tadeuszu, ortodoksi różnych izmów mogą budzić niechęć, a nawet o stopnień wyższe uczucia i nie potrzebny do tego jest awans społeczny.
To trochę, hmm, niezręczne porównanie.
Zasymilowany Żyd, jak szlachcic z chłopa.
Jesteśmy wszyscy tak obolali okrutną historią i jest ona tak różnie postrzegana przez poszczególne narody, że nie dziwią żywe ciągle niechęci.
Potrzeba szczególnie wrażliwej uwagi, co bywa trudne, przyznaję.
A wściekam się dlatego, że po takiej strasznej zbrodni, jaka wydarzyła się na polskiej ziemi, ciągle żywy pozostaje powód, dla którego Tuwim się tłumaczył. I nie znajduję potwierdzenia tezy, że to dotyczy marginesu.
To jest jakiś potworny stereotyp.
Na którymś spotkaniu prof. Bartoszewski wspominał, jak w dzieciństwie mieszkał na Bielańskiej i biegał do Ogrodu Krasińskich, który był na terenie Dzielnicy Północnej i wielokrotnie słyszał – „Ty się nie baw z tym gojem!”.
I to była w pierwszym rzędzie ta hermetyczność, wynikająca z wielu wzajemnie splątanych spraw począwszy od religii poprzez historię i cel zachowania narodu w diasporze.
MNie tam ortodoksi zadnych wyznan – chrzescijanscy, zydowscy czy muzulmanscy absolutnie nie przeszkadazaja, dopoki trzymaja sie ode mnie z daleka, nie wycinaja lechtaczek swoim corkom i ni e wsiadaja za kierownice z niemal kompletnie zaslonieta twarza.
Racja, Klakierze – wycofuję się z jednokierunkowości. Myślałem o niej w kontekście (znowu ten kontekst!) tzw. kultury wysokiej – tu ona była. Ale jak chodzi o kulturę w ogóle, kulturę dnia codziennego, obyczaj, etc, to hermetyczność istotnie była w dużej mierze obustronna. Choć nie do końca, bo właśnie asymilacja jest tu przykładem procesu jednokierunkowego.
Ale wydaje mi się, że przyczyny tej hermetyczności były różne. Ze strony polskiej raczej obojętność i/albo poczucie wyższości, a ze strony żydowskiej lęk przed utratą tożsamości.
Heleno, naprawdę uważasz, że Matka Polka nie może iść w zawody z Jidysze Mame? 😈
Ja bym tam głowy za to nie dawał. 😆
Pani Ronikier opowiada w swojej ksiazce, ze ci zasymilowani Zydzi, tworzacy polska kulture i nauke, byli czesto znacznie gorzej traktowani od tych Zydow z pejsami: jak intruzi, jak farbowani Polacy. Jeszcze dzis czesto slysze, ze „przyznaje sie” do bycia Zydem. Wiem oczywiscie o co chodzi, ale to slowo „przyznawac sie” bardzo mnie zawsze tnie po duszy.
A tu oficjalny komunikat sprzed 17 godzin na temat Wydarzen w Wiadomym Gniezdzie:
„Drodzy Mili,
mamy wspaniałą wiadomość! Ponad wszelka wątpliwość Orzeł i Reszka zostali rodzicami! Mimo wielu niepokojących sytuacji, udało się:) Najpierw burza, która mocno sponiewierała kamerę i nie wiedzieliśmy czy również gniazdu nic się nie stało. Następnie pełne niepięcia, nocne oczekiwanie na rodziców, którzy zostawili gniazdo na wiele godzin bez opieki. Najwyraźniej w żaden sposób nie zaszkodziło to młodzieży, bo dzisiaj zaobserwowaliśmy pierwsze poważne karmienie. A jedno pisklę już podnosi zdecydowanie głowę.
Dariusz Anderwald z Komitetu Ochrony Orłów ocenił, że pojawił się na świecie jakieś 3-4 dni temu. Dziękujemy Wam za wspólne oczekiwanie, które okazało się niezwykłą przygodą. Teraz przed nami kolejny fascynujący etap. Zostańcie z nami przy gnieździe 😉 (ap)”
sprawdzilem, jest bez „wy” 🙂
J.Tuwim, „wiersze skandaliczne” rok 1983
Matka Polka, Bobiczku, niegodna jest zamiatac podloge u prawdziwej nawiedzonej Matki Zydowskiej. Tej z dowcipu o dwoch krawatach podarowanych synowi.
lody u „wlocha” pycha 🙂 slonce bez konca 😀 teraz balkonowanie z szeleszczeniem 🙂 😀
Asymilacja była możliwa, bo po stronie polskiej nie było tych obwarowań, które uniemożliwiały Polakom zostanie Żydami.
Sądzę, że wniknięcie w tę społeczność też było niemożliwe, choćby na zasadzie wynajęcia mieszkania w Dzielnicy Północnej. Poza tym asymilacja dotyczyła bardziej wykształconych warstw żydowskich, co chcąc nie chcąc poprzez wykształcenie docierali do kultury polskiej.
Sądzę też, że część zalążków antysemityzmu bierze się z postrzegania tej hermetyczności, jako skrywanej niechęci.
Wyższość piszesz… jak się nie zna dobrze języka kraju,w którym się znajdziesz, to zawsze nieudolne mówienie dla krajowców jest kontaktem z kimś, kto mówi, jak małe dziecko. Wyższość sama się rodzi jako różnica kanałów komunikacji.
A jidische Mame to też wynika z postrzegania miejsca dzieci żydowskich w społeczności – pozostawania w centrum uwagi
„losy świata zawisły na oddechu dzieci spieszących do szkoły” – Talmud
Wlasciwie to nie mialam zamiaru sie tu wiecej odzywac (o czym ponformowalam Bobika w prywatnej korespondencji, podajac tez dokladnie i uczciwie swoje powody, chcac przy tym uniknac kolejnej rozroby, bo rozroby i prowokacje to raczej nie moja specjalnosc; debata, nawet ostra, tak, ale nie rozroby). Ale jednak cos dopisze, bo delikatnie i uprzejmie, ograniczajac sie wylacznie do prywatnych maili jednak sie nie da – zwlaszcza, gdy sie patrzy na ostatnia blogowa wymiane zdan… 😉
Czytam te wszystkie czule slowa do zeena, po kolejnym jego wystepie, probujace mu wytlumaczyc dlaczego ktos moze cos inaczej odczuwac – w tym przypadku akurat Dora i Helena – i niestety doszlam do przekonania, ze zeen – wybaczcie prowokacje, a co tylko jednej osobie wolno? 😉 – jest nie tylko starym prowokatorem, jak napisal delikatnie i uroczo Bobik, ale takze starym blogowym wykidajla (zreszta, choc na codzien nie zagladam do tylu miejsc polskiej blogosfery, co wiekszosc tu piszacych, te role czasem podejmuje wobec tutejszych blogowych kolegow na innych blogach). Do dzisiaj wspominam jego „swietne zarty o Murzynach na smietniku”, ktore doglebnie zranily i zniechecily jednego blogowego kolege do pojawiania sie tutaj (a wraz z nim paru innych). Pamietam tez ataki personalne, bo oprocz „klopotow ze zrozumieniem”, zeen dodatkowo lubi przywalic osobiscie (np. wspomniany przeze mnie przed chwila kolega, gdy zaczal oponowac wobec zeenowych wystepow, zostal osadzany przez blogowego wampira jako samozwanczy „arbiter elegantiarum”, ale przyklady mozna by mnozyc.) Te wszystkie zeenowe wybryki elegancko sie tu tlumaczy „wampirzeniem”, pluralizmem opcji, i w koncu daje sie mu tutaj na nie licencje – „poetycka” oczywiscie, bo przeciez zgrabnie rymuje. Wiele, z tego, co pisze, mozna do tego na drugi dzien wytlumaczyc rodzimym tlumaczeniem-wytrychem – ze przeciez nie chcial, nie wiedzial, co robi – bo pisal „pod wplywem”. (Aaa pod wplywem – no to co innego. Wyrazy zrozumienia i wspolczucia. Porady na temat soku z ogorkow…) Naprawde jednak jest to po prostu licencja na ciagle obrazanie wspoluczestnikow.
Przygladam sie temu wszystskiemu z zaciekawieniem, bo nie tylko duzo juz napisano na temat technik prowokacji i rozciagania pola tego, tego, co dopuszczalne w sferze publicznej (a blogi to jednak, wbrew zludzeniom, i zwierzeniom o obierajacym sie duzym palcu u nogi, to jednak sfera publiczna). Wiele napisano na temat wyrafinowanych liberalow, ktorzy prowadza intelektualne dysputy „wychowawcze” z osobami, ktore z prowokacji zrobily sobie nie tylko sposob zachowania, ale sposob zarabiania na zycie. Sa tacy shock jocks, jak Rush Limbaugh czy Bill O’Reilly, ktorzy z zalozenia caly czas prowokuja, z tym, ze oni maja jednak wlasne oddzielne programy, i jak ktos chce ich sluchac – bo przeciez nie wdawac sie w dysputy, skoro i tak zakrzycza, obraza, albo po prostu wylacza mikrofon – to prosze bardzo: listen at your own risk. Nie bede tez pisac o falszywej rownowadze, o blednym, ale kuszacym podejsciu, ze jak dwoch sie kloci, to racja jest zawsze mniej wiecej rowno po obu stronach – dzieki czemu, przy sporej aktywnosci osob typu Limbaugh i O’Reilly, rozmowa sie przesuwa na coraz bardziej im przyjazny teren, na ktorym nie obowiazuja ani tradycyjne maniery, ani jakas ich wersja wspolczesna, i gdzie kazdego wolno obrazac (ale szczegolnie tych tradycyjnie obrazanych: kobiety, mniejszosci, bezrobotnych),. Nie chce mi sie o tym wszystkim pisac – nawet o ciekawej rozmowie roku z prof. Jedlickim, tez zahaczajacej o te sprawy w kontekscie polskim. Napisze wiec tylko, ze pod koniec zycia Szekspir napisal sztuke pt. Burza, w ktorej zajmuje sie miedzy innymi tematem winy, przebaczenia, empatii i uwrazliwiania winowajcow na przezycia tych, ktorych uprzednio skrzywdzili. I przy pomocy czarow i sztuki poetyckiej Prosperowi udaje sie taki moment empatii, zrozumienia i przebaczenia u innych, i u siebie, w tej sztuce osiagnac. Ale nie wobec wszystkich. Nie wobec wszystkich. Szekspir byl realista (i swietnym psychologiem moralnosci, jak to sie ladnie dzisiaj nazywa).. Nie wszystkich delikatne tlumaczenia, debaty, nawolywania, czy obchodzenie sie z nimi w rekawiczkach poruszy. Niektorzy pozostana spokojnie niezatapialni, bez skrupulow planujac nastepne – tu posluze sie wspolczesna polszczyzna 😉 – eventy. Zwlaszcza, ze blogosfera pcha nas wszystkich w jakims stopniu w strone osobowosci narcystycznej, a coz lepszego w takim razie niz bawienie sie w malego prowokatora wobec czytajacej i wspolpiszacej publicznosci? Zwlaszcza, gdy obok znajdzie sie wiele osob, ktore znajda przyczyne, zeby wspolczuc, tlumaczyc, racjonalizowac (co pieknie opisuja znani amerykanscy specjalisci od psychologii moralnej, bo o dziwo, wbrew krajowej wiesci gminnej, glownym zajeciem psychologii amerykanskiej nie jest jednak freudyzm – ani teoretycznie, ani w praktyce).
A, jeszcze jedno dorzuce, bo widze, ze mt7 tlumaczy sie wlasnie, dlaczego ja denerwuja tego typu rozmowy (a przy okazji zdenerwuja na nowo tych, ktorym bliskie sa wylacznie odwolania polskie). 🙂 Otoz Dalaj Lama, slynacy z kontroli swoich emocji, twierdzi, ze pod wplywem rozmow z przyjaciolmi z Zachodu, zmodyfikowal swoje podejscie do gniewu. Czasem gniew jest potzrebny, gdy dzieje sie cos, co nas szczegolnie razi i mierzi. Jednym slowem, mozna sie oburzac i zloscic w ramach „swietego gniewu” – takze z blogoslawienstwem Dalaj Lamy. 😉 Byle potem to przkuwac w zachowania konstruktywne.
I to tyle mojego wystepu goscinnego, bo przyznam sie szczerze, ze odczuwam spore zniechecenie do odzywania sie w ogole. Tyle, ze dzisiaj, czytajac jak Helena i Dora tlumacza kolejny raz swoje odczucia – sprawe wydawaloby sie tak oczywista – przypomnialo mi sie na chwile, w jakich okolicznoscisch ten blog powstal. I za co go lubilam.
„… po stronie polskiej nie było tych obwarowań, które uniemożliwiały Polakom zostanie Żydami.” ?
Ty chyba zartujesz, Klakierze.
Ponadto glownym zrodlem antysemityzmu nie byla zla lub zadna znajomosc miejscowego jezyka. Glownym zrodlem bylo nauczanie Kosciola. Pierwsze antysemickie teksty pojawiaja sie dopiero po rozprzestrzenieniu sie chrzescijanstwa w Europie – w II czy III wieku n.e. Antysemityzm byl nieznany w Cesarstwie Rzymskim. Rzym wszedzie na ziemiach podbitychi wlaczonych zezwalal na praktykowanie miejscowej religii. A nawet je ochranial, byly takie prawa..
Nie żartuję.
Czy każdy Żyd mógł zostać katolikiem/protestantem?
A czy każdy Polak mógł zostać członkiem gminy żydowskiej?
Wyjście ze świata żydowskiego było łatwiejsze (w kazdym razie możliwe), w drugą stronę podejrzewam, ze nie było takiej możliwości (ale nie mam tu żadnej wiedzy).
Nie napisałem, że źródłem antysemityzmu była znajomość/nieznajomość języka. Napisałem, że brak możliwości płynnego posługiwania się językiem danego kraju sprowadza do poziomu umysłowości dziecka, a za tym stawia źle mówiącego w takiej pozycji.
Zapewne Polak mial taka szansa zostania czlonkiem gminy zydowskiej jak Zyd czlonkiem Sodalicji Marianskiej. POlak musialby najpierw zostac praktykujacym Zydem, a poniewaz religia Zydow nie nalezy do ewangelizujacych, nawracajacych, musialb przejsc cala procedure konwersji, ktora wymaga bardzo duzo czytania tekstow, zdania z nich egzaminu. Trudnego i wymagajacego. Wymagalo by tez obrzezania – widocznego znaku Przymierza ze Stworca, znaku „wybranstwa” czyli zgodzenia sie na role glosiciela i propagatpra Jedynego Boga, jak Stworca nakazal Abrahamowi. . Oczywiscie Zydzi z urodzenia zadnych egzaminow skladac nie musza, ale czytac Ksiegi – owszem, jest taki religijny nakaz i obowiazek.
Co do wpisu Moniki. Tak.Tak. I tak. Bez zadnych ale, chociaz i innych kwalifikatorow.
Czy ja zle zrozumialam, czy Blog Bobika ma byc tylko dla Bobika, Heleny z kotem, Moniki i Dory z ewentualnym dodatkiem 2-3 osob? Bo Lisek, jak juz sobie wypominamy, odeszla stad dzieki Monice. Teraz wychodzi, ze i inni nie sa grata.
Moze tak powiedziec wprost – won stad! i zastosowac proste acces denied. Po co ta hipokryzja?
Nie sądzę Heleno.
Pod tym linkiem znajdziesz, jak to wygląda dziś.
http://www.warszawa.jewish.org.pl/pl/czlonkostwo
Wyłączyłam się na trochę, żeby skończyć robotę, i widzę, że pokręciło się dalej…
Przykro mi z powodu Moniki.
A klakier, wydaje mi się, też jest swego rodzaju prowokatorem. No litości, po co Polak miałby chcieć zostać Żydem? Po co ktoś, kto w hierarchii jest wyżej, ma schodzić niżej? Jaka miałaby kierować nim motywacja? O czym my w ogóle mówimy?
@ 13:24 Dziś to dziś, kiedyś to kiedyś. Nic wspólnego.
Moniko, nie jestem w stanie od razu odpowiedzieć na tak długi i poruszający różne tematy post, muszę się najpierw zastanowić, ale w jednej sprawie poczułem się na tyle wywołany do tablicy, że reaguję na to z pierwszej piłki. To ja napisałem o tym, jak zeena post odebrałem – widząc w nim obronę prawa Tuwima do bycia Polakiem i Żydem równocześnie, a w związku z tym do krytykowania i jednych, i drugich. Ale bardzo wyraźnie zaznaczając przy tym „w moim odczuciu”, „mnie się wydaje”, etc. Nie wiem, gdzie tu jest mówienie Helenie czy Dorze, co one mają odczuwać? 😯 A o powodach, dla których należy zrozumieć wrażliwość Żydów na różne sprawy, pisałem tu już nieraz, wspomniałem o nich i dziś. Ale dla mnie nie wynika z tego niemożność merytorycznej rozmowy o kwestiach historycznoliterackich i w dyskusji o Tuwimie właśnie do tego dążyłem.
Druga rzecz: ponieważ komentarz zeena skierowany był imiennie do Dory, a wiem, że łączą ją z zeenem długotrwałe blogowe (i nie tylko) stosunki, nie rozstrzygałem za nią, na ile ma się poczuć lub nie poczuć urażona i jak zareagować – zostawiłem to do jej decyzji. Czy jest to decydowanie za nią, co ma odczuwać, również pozostawię do jej decyzji. 😉
Klakier na pewno jest prowokatorem, bo ośmiela się publicznie poruszać sprawy, o których się publicznie milczy, albo powtarza w kółko stereotypy po obu stronach.
Dyskusja o przechodzeniu z jednej strony na drugą wzięła się z tego, z czego się już Bobik wycofał, że hermetyzacja była jednostronna.
O czym mówimy?
O czym ja mówię – ja się zastanawiam, czy istnieje możliwość rozmawiania bez popadania od razu w wiadome skrajności.
Czego w tym linku nie rozumiesz, Klakierze?
Jesli chcesz dzis wstapic do Gminy Warszawskiej pokaz, ze chiciaz czesciowo, chocby z dziadka czy babci jestes Zydem. W przeciwnym razie musisz Zydem zostac. Pamietam to nawet niezydowski wspolmalzonek, nie moze zostac czlonkiem gminy, choc mam nadzieje, ze to sie juz zmienilo. Stoczylam o to kiedys wielka awanture z przyjaciolka po zebraniu statutowym, kiedy ustalano, kto moze lub nie moze byc czlonkiem gminy. Uwazalam wtedy i dzis, ze gmina musi wziac na siebie odpowiedzialnosc (chocby socjalna, chodzi mi o opieke) takze za wspolmalzonkow. Nie wszyscy tak uwazali i ten sporny punkt statutu zostal uchwalony.
@ 13:27
Sadzę, że teraz to jest to mocno uwolnione, a wtedy było mocno ortodoksyjnie. Mimo uwolnienia nie jest to łatwe.
Zgadzam się z Nisią (1:24): w codziennym życiu elegancja jest bardzo potrzebna, bardzo.
O czym sie publicznie milczy, Klakierze?
Moim zdaniem głównie dialog publiczny pomiędzy społecznościami idzie na płaszczyźnie antysemityzmu i Holocaustu. Reszta wspólnej historii, nawet jeśli miałaby to być wspólna historia zamieszkiwania obok siebie do niedawna była zupełnie nieznana i prawie zupełnie wykluczona z rozmów.
To ja ad vocem, ja zeena znam faktycznie bardzo długo i chyba nieźle. Jego post pisany był ewidentnie w obronie Tuwima przed moim jego „nieeleganckim nielubieniem” (określenie o ruszeniu mózgiem rzeczywiście było mało eleganckie). Ale są to osądy w wielu miejscach przesadzone lub, jak w wypadku „żargonu”, opierające się na fałszywych przesłankach (owszem, to prawda, że jidysz brał w różnych krajach słowa z języków miejscowych, ale co to ma wspólnego z żargonem złodziejskim? Choć prawda, że taką argumentację wówczas stosowano).
Inna sprawa, że choć jestem przyzwyczajona do zeenowego stawania okoniem, zauważyłam, że w ostatnich czasach jest ono jakby ostrzejsze. Co mnie nie cieszy… I aż się boję odpowiadać cokolwiek, żeby nie usłyszeć w zamian czegoś o protekcjonalizmie czy podsumowywaniu kogoś… Kiedyś jakoś było łatwiej rozmawiać.
Tadeuszu, pinocik był nuarowy… ten, o którym myślałam. Z Burgundii. Kupuję go w Piotrze i Pawle, choć wczoraj go tam nie było. Był malbec, haha. Ale jest fajne źródełko na wina włoskie, w tym pinot gris – http://fede-poland.com/ – taka hurtowienka w Szczecinie, zresztą blisko mnie, ale teraz każdemu do wszystkiego blisko – w dobie dehaelów i innych takich. Taką Luizę http://fede-poland.com/wino/Pinot-Grigio-Tenuta-Luisa-2009–79.jpg u nich kupowałam i byłam zadowolona. Zerknij na ich piwniczkę, może skorzystasz. Na cenach włoskich win się nie znam, ale kawę mają o połowę tańszą niż w inkryminowanym Piotrze z Pawłem do kupy. Miło się u nich nabywa i te wina dobre.
Bobiku, o tym co Dora czy Helena czy mt7 odczuwaja piszac w tej dyskusji ja dobrze wiem i wcale nie musza mi tego ciagle tlumaczyc. Monika napisala bardzo osobiscie i ze smutkiem przyznam, ze zgadzam sie z jej kazdym slowem.
A klakierowi w ogóle nie rozumiem, o co chodzi.
Przez wieki Żydzi w Polsce, jak i w innych krajach, byli traktowani jak społeczność podrzędna. Do jednych zawodów dopuszczana, do innych nie. Nawet polskimi patriotami było im trudno być – doznałam strasznego szoku, gdy usłyszałam, że gdy Żydzi chcieli brać udział w powstaniu styczniowym, musieli za to płacić! To są dla mnie te rzeczy, o których się nie mówi.
Proszę powiedzieć, kiedy i jakich Polaków interesowała w ogóle kultura żydowska? Przed współczesnością oczywiście. No i, bardzo rzadko, zdarzały się związki w dziedzinie sztuki w czasach międzywojennych. Ale też bardzo ograniczone.
Słuchajcie, ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego we wszystkim zaraz dopatrywać się prowokacji albo wrednych intencji. Czy ujęcie się za Tuwimem musi koniecznie być prowokacją? Czy musi nią być zauważenie, że nieufność i niechęć były nie tylko po stronie polskiej, ale i po żydowskiej (toż i żydowscy pisarze o tym pisali)? To są przecież sprawy historyczne, o których można by rozmawiać bez emocji – po prostu rozważając, jak było. Wtedy. Bo jak było potem lub jak jest teraz, to jest inna rozmowa i tu mogę zrozumieć emocje. Ale może spróbujmy tego nie mieszać.
No, poprawię się – i wcześniej były pewne wyjątki, jak Eliza Orzeszkowa („Meir Ezofowicz”).
No to sie mylisz, Klakierze. W ostatnich latach powstlo bardzo wiele ksiazek na ten temat. Niestety o sasiedzkim zyciu etnicznych Polakow i Zydow nie da sie mowic bez kontekstu antysemityzmu – nawet kiedy istnialy niewatpliwe proby przelamywania go.
W polskiej literaturze nie wystepuje praktycznie postac Zyda, ktory jest zwyczajnym Zydem, a nie zalozmy „dobrym Polakiem” (Jankiel Polske jako Polak kochal…) albo ofiara przesladowan (Mendel Gdanski – swietne opowiadanie, swetne) , albo bardzo wrednym Zydem (kiedys siegnelam po wydany przed pierwsza wojna tom polskich basni ludowych i sie zakarztusilam…)
Muszę do swojego poprzedniego postu od razu dopisać, żeby było jasne: ja nie zamierzam wprowadzać znaków równości między sprawami, które na pewno równe nie są. Oczywiście, że to Żydzi byli w ciągu wieków prześladowani i dyskryminowani przez chrześcijan, a nie odwrotnie i o tym nie można zapominać. Oczywiście, że było w stosunku do Żydów poczucie wyższości. I oczywiście, że nieufność Żydów zarówno w stosunku do chrześcijan, jak i zasymilowanych Żydów nie brała się znikąd. Ja się tylko zastanawiam, czy przynajmniej w kontekstach historycznych nie można by się nad tym zastanawiać na spokojnie i bez uraz.
Ja odebralam zarowno wrzucenie wierszza Tuwima jak i pozniejsza odpowiedz Dorze ( w trzeciej osobie, nie bezposrednio) jako prowokacje. Zwlaszcza, ze mialo to byc, wedle intencji Prowokatora, „na poprawienie humoru” . Dlatego odcielam sie, piszac o konkescie – wczorajszym i dzisiejszym. Napisalam, ze kontekst (tamten) przepadl, zlosc pozostala.
Dora napisala, ze nie cierpi tego wiersza.
Ma racje. Niektore wersze powinny pozostac zapomniane i zajmowac sie nimi powinni tylko historycy literatury oraztacy, ktorych to z jakichs powodow szczegolnie inresuje. Maja dzis inny wydzwiek niz wtedy gdy powstawaly.
Nisia chyba zlinkowala esej My, Zydzi POlscy powstaly w kompletnie innym kontekscie i dedykowany matce Poety, o ktorej nie wiedzial nawet w tamtym momencie czy zyje. Znalazly sie tam zdania, ktore nawet dzis mozna byloby wyrzyczec. I nadzieje, na samym koncu – nie pamietam by w szkole, kiedy przerabialam ten esej, byl on przedstawiany nam w calosci – chyba ograniczony tylko do „jestem Zydem bo…” Jestem Polakiem, bo…”.
Te nadzieje okazaly sie byc naiwne i na wyrost. Mozemy o tym porozmawiac, bo „dlaczego jestem Zydem, dlaczego jestem Polakiem” juz zostalo przerobione, powiedziane, przezute nic juz tu dodac.
Wykrzyczec, nie wyrzyczec.
Z tym wierszem to złożona sprawa. Wielu zwłaszcza młodych odbiorców, o czym wcześniej wspomnieliśmy, uwielbiają go właśnie za refren. To jest trochę jak dziecinne pokazanie języka. I myślę, że zeen wrzucił go trochę w takiej intencji. Ale też swoją drogą wiemy o nim, że poezję kocha, a Tuwima ceni.
Jest zresztą u Tuwima więcej takich „pokazań języka”, jak „Bal w Operze”, „Straszni mieszczanie” itp., nie mówiąc o „Oparach absurdu”. Zwłaszcza dosadne słownictwo sprawiało nam niegdyś wiele radości.
Ja natomiast po pierwsze po latach przyjrzałam się znów temu wierszowi i zobaczyłam rzeczy, które mnie wkurzyły; po drugie, szukając w sieci, jak to było z tym „wy”, trafiłam na komentarze, które jeszcze mnie w tym wkurzeniu podkręciły, a jakoś dziwnie współgrają ze sprawami i lękami, o których ostatnio była tu mowa. Stąd mój ostry dla Tuwima post; zresztą z miejsca przeprosiłam za wkurzenie. Może niepotrzebnie w ogóle ten temat poruszałam.
Mnie się właśnie wydawało, że możemy porozmawiać o tym wierszu w sposób historycznoliteracki, zwracając uwagę na to, jaki był jego kontekst wtedy, kiedy powstał. Bo naprawdę rozumiem obie te perspektywy – i ówczesną szarpaninę Tuwima, i to, że dziś inaczej się to odbiera. I ocenianie Tuwima wyłącznie z dzisiejszej perspektywy wydało mi się jakieś niesprawiedliwe. Gybyśmy wiedzieli, jak się historia potoczy, ileż razy dokonalibyśmy całkiem innych wyborów, niż dokonaliśmy.
Zastanawiam się, czy nie byloby pożyteczne jakieś urzędowe nakazanie starszym pokoleniom milczenia na temat stosunków polsko-żydowskich. U mnie w domu tego tematu zwyczajnie nie było i kiedy chodziłam do szkoły, miałam mnóstwo koleżanek i kolegów Żydów, nie wiedząc w ogóle, że są Żydami. Wszyscy razem zajmowaliśmy się tym, czym młodzi ludzie się zajmują. Pilną nauką albo wagarowaniem, co tam akurat wypadało. Tańczyliśmy na prywatkach i fascynowalismy się nowym kudłatym zespołem – Beatlesami. Może jakaś dwudziesto-trzydziestoletnia karencja na dyskusje, jałowe na ogół, doprowadziłaby do normalności. Młodzi wyrastaliby w wierze przodków, każdy swoich, poznawaliby nawzajem swoje obyczaje bez uprzedzeń, świat byłby piękniejszy i rozmaitszy.
Ja jednak jestem tylko panią od naiwnych czytadełek. Kali być bwana kubwa, a Mea mieć tylko te paciorki. a ja tam lubię swoje paciorki.
Heleno, kwestie „dlaczego jestem Żydem, dlaczego jestem Polakiem” nie przez wszystkich zostały wielokrotnie przeżute. Wielu jest „etnicznych Polaków”, którzy do całkiem niedawna w ogóle się nie zastanawiali, jak to było tym „czystym Polakiem” nie być. I tym osobom (myślę tu o osobach dobrej woli) chyba jeszcze potrzebne jest przeżuwanie, próby zrozumienia, stawianie pytań. Prawdę mówiąc tak odbieram różne posty Klakiera – jako próbę dochodzenia z tym trudnym tematem do ładu, nawet czasem za cenę narażenia się. Ale mówię o dobrej woli, bo pamiętam takie wypowiedzi Klakiera, w których nie pozostawiał wątpliwości, że antysemityzm uważa za rzecz obrzydliwą i haniebną.
Nisiu, jakim starszym pokoleniom? O ile mi wiadomo, należymy do tego samego 😉
W sposób historycznoliteracki rozmawiać nie dam rady, bom nieuczona, ale chętnie poczytam, jak rozmawiacie. 🙂 Natomiast przyznam się na boku dyskusji, że mnie rażą w wierszach wulgaryzmy. Przyjmuję do wiadomości, że człowiek, jak się wkurzy, to czasem zaklnie. No trudno – lepiej zakląć, niż pęknąć, albo przyłożyć komuś przez łeb. Mnie też się zdarza (zakląć, nie przyłożyć) i nie zakładam potem włosienicy, ale zawsze się wstydzę. Ale co innego, takie przekleństwo, które się wyrwie, a co innego, napisane i wydrukowane. W trakcie pisania, po napisaniu, przed nalepieniem znaczka czy kliknięciem na 'wstaw’ jest czas, żeby ostygnąć. Jest 'delete’, jest kosz na śmieci. A co dopiero przed wydrukowaniem! I nie zgadzam się, że straszny mieszczanin ma się wstydzić, a wielki poeta ma licencję poetycką. Wielki poeta ma talent i warsztat, dzięki którym jest mu dużo łatwiej, niż przeciętnemu zjadaczowi chleba, wyrazić nawet skrajnie gwałtowne emocje w elegancki sposób.
Rzecz w tym, Bobiku, ze my naprawde tego kontekstu nie rozumiemy, nie mamy pojecia co sprowokowalo Autra do tego wybuchu gniewu i zlosci, kto mu nadepnal na odcisk, nie wiemy nawet czy wiersz byl przeznaczon do druku. Chetnie bym przczytala, chocby w wikipedii, cos o hostorii powstania tego wiersza – amerykanska wikipedia zawiera dzis hasla dotyczace nawet malo znanych piosenek i mam nadzieje, ze z czasem polska wiki tez tak bedzie miala.
Tymczasem nie ma nic poza samym tekstem, dzis dla wiekszosci z nas tutaj malo czytelnym. POza momentami kiedy przywala „megierze, ktora… szczuje na mnie sqe szczenieta…” – co latwo zgadnac, ale juz nie wiemy np czym mu podpadli „czciciele radia i fizyki”, albo kto to byl profesor na Cy… Do i oczywoscie przemawia do nas refrenowa Dupa. O czym zatem mozna rozmawiac „krytyczno-literacko”? Kto z nas obecnych, procz mnie i Dory wie co to sa makabi? I czym makabi sie narazili?
Tak jest z wieloma wierszami, chocby np Galczynskiegpo. Kto dzis rozumie np Strasna Zabe? Albo nawet Skumbrie w tomacie?
I tak jest przeciez nie tylko z wierszami, takze n z licznymi obrazami Breuglow. One sa podobno czesto o sporze Reformacji z Kosciolem (np. Spis ludnosci Heroda), ale dzis mozemy je zrozmiec do konca tylko jak ktos nam wytlumaczy wszystkie „znaki”. A juz o bestioarium Boscha w Ogrodzie rozkoszy nie wspomne -dopier dobry opis potrafi pomoc zrozumiec.
Z wierszem Tuwima tego nie mamy, nawet Bal w Operze jest miejscami nieczytelny dla nas, wspolczesnych.
Bobik, 14:50. Myslalam o nas tutaj.
@ Dora 1 maj 12, 13:54
Mnie cały czas chodzi o to samo, że prawdą jednostronną jest, że nie było przenikania ze strony polskiej na żydowską (a odwrotnie tak) z powodu tylko postrzegania kultury żydowskiej jako niższej. Uważam, że było to niemożliwe wskutek religijno-historycznej hermetyzacji narodu żydowskiego.
@ Helena 1 maj 12, 14:00
Może się mylę, może się nie mylę. Jeśli zajrzeć do empiku na półki judaica, to się nie mylę.
@Bobik 1 maj 12, 14:50
Tak, tak Bobiku!
Też uważam, że trzeba dochodzić do ładu z tym trudnym tematem po obu stronach. Choć człek usłyszy z jednej strony pytanie – „A co ty jesteś Żyd?”, a z drugiej już gotowe są naklejki ze słowami „prowokator” i „antysemita”.
Bobiku, teraz wzywa mnie zycie, wiec napisze krotko: prowokacja mozna nazwac stale pojawianie sie na blogu milosnikow tulipanow, i ciagle powtarzanie nie tylko, ze tulipany sa co najmniej podejrzane, jezeli nie gorzej, ale tez dopominanie sie wcaz na nowo definicji tulipana i wytlumaczenia dlaczego wlasciwie lepiej nie deptac tulipanow. Podobnie na blogu, ktory powstal – tak jak napisala Helena dzisiejszego ranka – w odpowiedzi na brak empatii wobec osoby, ktora w naturalny sposob uwagi anty-semickie beda zawsze doglebnie razic, ciagle dopominanie sie o to, zeby tlumaczyc wrazliwosc osob, ktore dotknal w przeszlosci i dotyka do dzisiaj rasizm albo antysemityzm jest taka sama prowokacja jak ta opisana przeze mnie na blogu tulipanowym. Mozna, co czesto zreszta robisz, dokonywac analizy pojedynczych wypowiedzi, ale wypowiedzi sie przeciez kumuluja i sa odczytywane w takim skumulowanym kontekscie, nie mowiac juz o kontekscie kulturowym i historycznym. Dlatego uwazam tego typu wypowiedzi za jak najbardziej prowokacyjne. A przy tym, dla tych, ktorzy sie dopominaja tutaj o elegancje – ale tylko oczekiwana od osob, ktorych wypowiedzi testujace granice dpouszczalnosci dotykaja, a nigdy w druga strone – sa to wypowiedzi wysoce nieeleganckie, jesli zastosowac tradycyjne zasady dobrych manier.
Zreszta jeden z problemow z blogowa rozmowa polega na tym, ze w jednym momencie udajemy zgrane kolko starych przyjaciol (co delikatnie mowiac w wielu przypadkach jest absolutna fikcja, chocby sie ja czule nazywalo Koszyczkiem, i rozlewalo kolejne butelki wspolnie wirtualnie wypijanych napojow), a w nastepnych przechodzi sie ambitnie do powaznych rozmow. Po czym w trakcie takiej rozmowy, ci, ktorzy biora ja powaznie sa czesto upominani i pouczani, ze oto pogwalcili kod towarzyski, gdy wyrazaja swoje opinie, czesto w odpowiedzi na na opinie drugiej strony w dyskusji. Takie sprawy rzeczywiscie wymagaja przemyslenia, podobnie jak to, do ktorego momentu w miejscu, ktore sie szczyci swoimi liberalnymi referencjami, toleruje sie kolejne wypowiedzi, ktore odstraszyly tylu uprzejmych, inteligentnych uczestnikow, a ktore sa ekwiwalentem zapytan do osob hodujacych tulipany, dlaczego wlasciwie nie wolno ich deptac. Pewnie, mozna deptac, jak najbardziej, ale wtedy to juz nie jest miejsce liberalne. Za to deptacze tulipanow beda sie w nim czuli dobrze…
Jak wiesz – tu odkryje na chwile nasze prywatne kontakty – wielokrotnie Cie namawialam na ogolniejsze przemyslenie tych spraw, na lektury na ten temat i dyskusje, bo jak cos sie zdarza na blogu, to zwykle jest juz za pozno. Jesli brac blogowanie jako cos wiecej niz odpowiednik facebookowych zwierzen o codziennym zyciu, i uznac je za forme amatorskiego dziennikarstwa (a za cos takiego sie je zwykle uwaza), to takie sprawy naprawde warto przemyslec zawczasu, zamiast robic to pod naporem szybko toczacych sie wypadkow, wchodzac przy tym w kolejne deliberacje dotyczace natury personalnej, dotyczacych tej lub tamtej osoby. Dlatego wszystkie powazne, nawet najmniejsze publikacje dziennikarskie, cos takiego zwykle maja zwykle przemyslane, co zwykle ulatwia tok rozmowy.
A osobiscie odczuwam szczegolna przykrosc widzac jak osoby takie jak Dora i Helena, albo mt7, musza sie tlumaczyc z wlasnych reakcji – tak przeciez naturalnych, znajac caly okropny, bolesny, historyczny kontekst, zas seryjni deptacze tulipanow wlasciwie z niczego tlumaczyc sie nie musza. Bo licencja poetica, a jak nie poetica, to alcoholica, a jak nie to, to konwencja towarzyska… Zas dopominanie sie, zeby sie liczyc z uczuciami wynikajacymi z historycznego kontekstu napotyka sie na odpowiedz, ze „pozostale osoby” czuja sie niezrecznie, gdy sie mowi jasno i prosto na pewne tematy (taki argument uslyszalam tu wiele razy), powolujac sie wtedy na te czesc blogwej scenerii, ktora sadza nas wszystkich w Koszyku, w sytuacji wylacznie towarzyskiej, gdzie kazde jasniejsze odezwanie sie razi towarzystwo (w odroznieniu od innych zachowan, ktore naprawdew towarzystwie takze powinny razic, ale jakos nie raza).
„And now expect the hate mail”, jak powiedzial mi dzis rano moj liberalny, amerykanski maz, gdy mu powiedzialam, ze wbrew wczesniejszym zapowiedziom, jednak znowu sie tu odezwalam. So be it. 🙂 Liberal and proud of it. 🙂
Króliku, 13.57, ja też niejeden raz pisałem o tym, że antysemityzm odczuwam bardzo osobiście – boli mnie to, wstydzę się za to, nie uznaję żadnych „nie jestem antysemitą, ale…”. Niemniej jednak trudno mi uznać za antysemityzm obronę Tuwima – z jego czasowej perspektywy. Nikt z nas, tu obecnych, nie żył w tamtym czasie, wszyscy sobie tylko wyobrażamy, co ktoś wtedy mógł mieć w duszy. I nic dziwnego, że mogą być na ten temat różne odczucia – ale przecież żadne z nich nie było z punktu widzenia antysemickiego. Było pytanie, czy Tuwim, jako równocześnie Żyd i Polak, miał „moralne prawo” do napisania swojego wiersza – wtedy, nie dziś. Każdy sobie coś tam na ten temat wyobraził i napisał, jakie ma na ten temat odczucie. Do tego momentu wydaje mi się, że nie ma w tym nic złego.
Osobną sprawą jest forma zeenowego postu. Tu już, jak powiedziałem wcześniej, nie chciałem mieszać się w stosunki między Panią Kierowniczką i zeenem i pozostawiłem to im do załawienia. Ae może na wszelki wypadek zapytam wprost – czy Pani Kierowniczka ma mi to za złe?
Bobik, nikt tu obroncom Tuima antsemityzmu nie zarzucal. Natomiast zarzucal (ja,Monika, Krolik) zeenowi przemozna chec prowokacji w „tym temacie”. Ja nie wykluczam nawet, ze zeenowi chodzilo wylacznie o „calujcie mnie wszyscy w dupe”. Bo jakos odpowiada to jego nastrojowi w tej chwili, bo chcialby komus powiedziec „caluj mnie w de”, nie ma odwagi uczynic to wprost.
Dlatego zapytalam na koniec mego dlugiego porannego postu: when all said and done, co z tego masz, zeenie? Bo autentycznie nie rozumiem tej zabawy z nami. I uwazam tez, ze po niedawnych wydarzeniach na blogu, powinien na swe wystepy szczegolnie uwazac.
Klakierze, jesli zadajesz mi pytanie, ale znasz lepsza odpowiedz niz jestem gotowa Ci udzielic, to nie zawracaj mi glowy, prosze, pytaniami skoro masz juz odpowiedz. 😉
Historycznoliteracko. http://www.scribd.com/doc/22574200/Artur-Sandauer-O-sytuacji-pisarza-polskiego-pochodzenia-%C5%BCydowskiego-w-XX-wieku-1982-zorg
Moniko, może rzecz jest po prostu w tym, że ja zeena też znam prywatnie i wiem, że jest w gorącej wodzie kąpany – nieraz wskoczy z czymś bez świadomości, że kogoś urazi i bez takiej intencji. Wiem, że Pani Kierowniczka też to wie i dlatego jej pozostawiłem decyzję, jak chce się do postu zeena odnieść. Osobiście odniosła się też do tego Helena i sądzę, że to jest dla zeena wskazówka – słuchaj, co któreś Twoje wejście bardzo boli, następuje na odcisk, sprawia, że coraz trudniej nam z Tobą rozmawiać. Zeen może się zastanowić, czy chce dalej prowokować, stale sprawiając komuś przykrość, czy uzna, że „niezależność” nie jest tego warta. Bo co z tego, że się pozostanie „niezależnym”, jak się nie będzie miało z kim gadać?