O maciach i synach
O, mowo polska! Istoto nie z pierza,
a z mięsa, którym stale ktoś cię szmaci.
Nie z wieszczów twa codzienność, nie z pacierza,
ale z bezkresnych łanów takiej maci.
Wystarczy seta albo marne piwo,
byś wszelkich granic zbyć się była w stanie
i wybuchała wiąchą obelżywą
w stronę bliźniego per – płciowy organie!
Takoż i rodak trzeźwy, nienaprany,
w zanadrzu wiązek różnych ma na kopy,
więc lecą ciągle nędze-kurtyzany,
po wszystkich kątach kraju i Europy.
W pierwszym odruchu, w ostatniej godzinie,
kiedy coś wnerwi, ucieszy, zaboli,
z ust czysto polskich bez żenady płynie
ta mać nieszczęsna i coś o jej doli.
Lecz biada temu, który obcy grosik,
chciałby zarobić macią na tiszertce:
powstaje Polak, dumą się unosi,
krzyczy, że hańba i nóż prosto w serce.
Bo nie czyn wstydem, nie język plugawy,
nie mózg zamglony winem marki wino,
nie młócka żony po mszy, nie te sprawy.
Hańba tym, co to widzą – takim synom!
O tych -maciach? 🙄
Aż się boję czytać 😯
Ano, Pane Zdenek, takie życie, taka mać.
A co zrobić, nie wiem.
Dla jednych to jest język powszedni, a dla innych taka moda.
Efekt ten sam, może u tych drugich dialog bardziej urozmaicony.
Chyba powinienem Ci Bobiku zarzucić niekonsekwencję. 😉
Bobik 19 kwiecień 12, 22:34
” Już prędzej mi się zdaje, że taka zmiana znaków jest związana z rozjechaniem się języków, którymi ludzie mówią.”
A tu we nowym wpisie się okazuje, że jest owa kość i opoka.
Nic się nie rozjeżdża, 😀
Nie twierdzę, że całkiem wiem, co robić 😉 , ale w każdym razie reagować, moim skromnym psim zdaniem. Bo milczące przyzwolenie utrwala przekonanie rzucających maciami, że tak się „normalnie” mówi.
Niedawno w pobliskim supermarkecie natknąłem się na grupę rodaków, maciujących na pełny regulator. Zawarczałem na nich możliwie najgrubszym głosem i widziałem w ich reakcji kompletne zaskoczenie – że też może to komuś przeszkadzać. Tak zgłupieli, że nawet zapomnieli mnie obmaciować i poinformować o znanym skądinąd fakcie, że jestem synem suki. 😈
A przy tym zawsze podkreślam, że ja nie jestem żaden oszalały ortodoks i sam czasem, prywatnie, w odpowiedniej sytuacji, słówkiem rzucę. Tylko że, no właśnie – czasem, prywatnie i w odpowiedniej sytuacji. 🙄
Na podwórku, pod trzepakiem, wołali: Niech się wstydzi ten, co widzi!. Jakież to było, teraz widzę to jasno, niefinezyjne! 😳 Piękna poezja, Bobiku, ale że nie ma w niej nic o wierzbach, a łany występują w jakimś podejrzanym kontekście, to sam rozumiesz … 😉 🙂
Poprzedniowpisowo. Jako zdeklarowany, acz nieco niekonsekwentny agnostyk (zdarza mi się perorować do Pana B., a dwa czy trzy lata temu nawet zamówiłam mszę, za którą, bardzo miło mi to pisać, ksiądz nie chciał wziąć – i nie wziął – ani grosza), byłabym chyba wystarczająco usatysfakcjonowana, gdyby powstał Parlamentarny Zespół Ds. Przeciwdziałania Przeciwdziałaniu Ateizmowi. 😎
Wielki Wodzu, dziekuję za dotrzymanie mi w nocy towarzystwa. 😛 Dopadło mnie dość paskudne choróbsko, w nocy miałam kryzys, przyznam, że najadłam się nawet trochę strachu i czytanie komentarzy w Koszyczku i na Dywanie oraz wyprawa w Kosmos pomogły mi się nieco, ehem, emocjonalnie ustabilizować. 😉 A potem leki wreszcie zadziałały i dziś już jestem prawie jak nowa. 😀
Klakierze, a któż może twierdzić, że konsekwencja jest typową szczenięcą cechą? 😆
Ale ten rozjazd języków ja bym widział i w nowym wpisie. Część rodaków mówi językiem, który mnie – i chyba wielu tu obecnym – jest obcy, niemiły, zgrzytający. I to na ogół z góry uniemożliwia rozmowę. Nawet nie zamierzam sprawdzać, czy z takim na okrągło maciującym mam jakieś punkty styczne. Język od razu stawia między nami barierę.
I oczywiście znowu każda strona będzie twierdzić, że to ona jest normalna. 🙂
Ojej, Ago, a ja się w pewnym momencie oddaliłem, bo myślałem, że już wszyscy słodko chrapią. 🙁 Gdybym wiedział, też bym dotrzymywał.
Ale najważniejsze, że dziś już z Ciebie nówka. 😀 No i że wróciłaś cało z tego Kosmosu. 😉
Zespół d/s Przeciwdziałania Przeciwdziałaniu wydaje mi się bardzo dobrym kompromisem. 😆 Tylko teraz trzeba by podrzucić pomysł temu Palikotu. 😉
Ago,
serdeczności 🙂
Jestem gotowa założyć Pozaparlamentarny Zespół Wsperający Parlamentarny Zespół d/s Przeciwdziałania Przeciwdziałaniu 😆
I nawet mogę mu prezesować. Niech mnie nikt nie próbuje wygryźć z tej fuchy 👿
Ja dziś w nocy chrapałam na niskie raty. 😉 Dobrze mi się czytało wszystkie komentarze – także te już chrapiących, 😉 ale to, że Wódz się, zupełnie niespodziewanie, odezwał, było dodatkowym bonusem. 🙂
Ja się od wczoraj zastanawiam nad tym co napisałeś Bobiku o rozjechaniu się języków.
Nawet odbyłem przyśpieszone wieczorowe kursy z językoznawstwa na Wikipedii, gdzie zamieszczono:
„Istnienie nadawcy i odbiorcy – nadawca nadaje komunikat odbiorcy, który dysponuje tym samym kodem.”
Jeżeli uznać rozjechanie się języków za fakt dokonany, to za tym idzie rozjechanie się kodów.Jeżeli kody się rozjechały, to rozjechały się Wartości.
W poszukiwaniu istniejącego systemu wartości zacząłem się zastanawiać, co w chwili dzisiejszej jest /mogłoby być tym systemem wartości. Niewątpliwie Kościół jest strażnikiem jednego. A jakie inne?
Ja się w nocy nie odezwałem, motyla noga, niespodziewanie, tylko mnie, motyla noga, do tablicy wywołali. 😈
To są bardzo istotne sprawy, Klakierze. W rozjechaniu się kodów tkwi chyba główny problem wojny polsko-polskiej. Kiedy nadawca komunikat np. o patriotyzmie formułuje w kodzie „oświeceniowym”, a odbiorca dekoduje na podstawie kodu bogoojczyźnianego, to wzajemne niezrozumienie jest jak w banku szwajcarskim.
Z tym że ja bym kwestii tych najważniejszych kodów nie rozpatrywał po linii katolicki/niekatolicki, czy też kościelny/niekościelny. Z nazewnictwem w ogóle jest tu trudno, bo każde określenie będzie „nie takie”, ale już bardziej pasowałoby mi kod konserwatywny i liberalny (choć w tych nazwach też są pułapki). W tym ujęciu Kościół instytucjonalny byłby tylko jednym ze strażników kodu konserwatywnego, a nieinstytucjonalny (czyli wierni) w części używałby jednego kodu, a w części drugiego, liberalnego.
Jak mi się wydaje, użyciem przymiotników „oświeceniowy” czy „liberalny” chyba już trochę określiłem, jakie mogą być te niekościelne systemy wartości. 😉
W zasadzie nie Ciebie wywołali, Wodzu, tylko Wuca, ale zapomnieli to precyzyjnie sformułować. 😈
To się nazywa chłopski rozum! 😆 W komentarzach do artykułu J. Paradowskiej „Wrak jest najważniejszy” ktoś o nicku klemens mąka pisze:
Proponuję, aby Pan Jarosław Kaczyński i Jego eksperci wsiedli razem do drugiego Tu-154 i bezpiecznie ścięli identyczną brzozę, udawadniając w ten sposób tezę o przestępczym zamachu.
Prezesie, do dzieła! Verba docent, exempla trahunt. 😈
Wielki Wódz czujny 😉
Sumo oglądaliśmy pasjami. Szkoda, że przestali nadawać 🙁
Bobiku, jestem za, tylko kto będzie pilotował?
Autopilot?
Start i lądowanie jest na człowieku.
Smoleńskie sterowanie zwyczajowo odbywa się przy pomocy krzyży, pochodów, obchodów i pilota od telewizora. 😎
Ale przecież to nie pochód 1- majowy za PRL-u i tym ludziom biorącym w tym udział nikt nie nakazuje tam chodzić.
A chodzą…
Haneczko, nie ma czego żałować, sumo zeszło na psy. 😈 Chcieli się unowocześnić i teraz mają bandę Rosjan, Bułgarów, Turków i bogowie wiedzą kogo jeszcze, z tradycji robi się cepelia, żal patrzeć.
Stanowczo protestuję przeciwko przygniataniu mnie sumem! 👿 I to jeszcze cepeliowskim. 👿
Nigdy bym nie przypuszczał, ze Wielki Wódz opowie się za Tradycją. 😯
A słowo „banda” imho – pejoratywna.
imho też, dlatego napisałem, com napisał 😎
Podrzucam tekst Azraela ze Studia Opinii – nie tylko ze względu na treść, ale i na jedno z piękniejszych zdjęć Antoniego M., jakie dane mi było oglądać. 😈
http://www.liiil.pl/1334847639,Azrael-A%A0wiec-wojna.htm
Bardziej zeszło przez ustawiane walki 🙁
Idę do Azraela, ło matko 🙄
Już po obu stronach werbliści walą w bębny, może pora zrobić zapasy cukru i mąki?
A słów Wodza nie zrozumiałem jako wyrazu niechęci do Rosjan, Turków czy Bułgarów jako takich, ale do sztucznego (i zapewne niebezinteresownego) „umiędzynarodowienia” tradycji sumo, co jej bynajmniej na dobre nie wyszło. 😎
Właśnie też się zastanawiałem, czy już trzeba robić zapasy. Ale uczciwie przyznaję, że o mące nie pomyślałem. W Aldim widziałem ostatnio suchą kiełbasę krakowską firmy Balcerzak. Taka się chyba długo utrzyma, nie uważacie? 😈
Sucha kiełbasa krakowska? Czy się długo utrzyma?
No, nie wiem, nie wiem, Bobiku? 😀
Zdjęcie u Azraela SO revealing. 🙂
W Polsce też mamy zawodników sumo… http://www.tarozum.pl/juniorzy.html#
Eeee, co to za zawodnicy?
To już ja mogłabym skuteczniej wystąpić. 😆
Trzeba przyznać, że między zawodnikami sumo polskimi i japońskimi jest sporo różnico. 😈
Rzeczywiście, zdechlaki. 🙂
To jeszcze jeden przyczynek do degrengolady sumo. Klakier się dziwi, że ja za tradycją. A dlaczego nie? Lubię tradycje różne i cenię, a jak tradycja ma 400 lat na pewno, a 900 prawdopodobnie i nikomu nie szkodzi, to tym bardziej. Aż nagle jakiś dynamiczny menedżer wymyślił, żeby taką tradycją trochę pohandlować, odświeżyć wizerunek i proszę bardzo, mamy w każdym kraju jakieś zawody dla niedorobionych zapaśników. Tylko to, bez całego otoczenia, oni jeśli nawet widzieli z bliska pas mawashi, to nie potrafią go zawiązać. 😈 Jedyna pociecha, że to się nie przyjęło i nie zarabia, więc niedługo samo zdechnie i może w ojczyźnie trochę zmądrzeją.
Różni byli zawodnicy. Terao-san jest mniej więcej moich rozmiarów i nadrabiał wielką techniką. 😈
Jeszcze jedno potwierdzenie odwiecznej mądrości, że technika ważniejsza od rozmiaru. 😆
Jedna z krótszych walk sumo:
http://www.youtube.com/watch?v=XHAWtwOmClA
Oglądałam te walki….
Vintage Terao. 😆 http://www.youtube.com/watch?v=r6AfqCcALLc
Wy tu ciągle o sumach, a jest tyle innych ciekawych zwierząt. 😆
Takie szklane żaby na przykład… 🙂
http://www.geo.de/div/image/58892/03-frosch-popup.jpg
Sumy są ciekawe pod warunkiem, że są duże i nasze. 😎
Suma z sensem 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=oAh8QCfWukw
Ile tu się można nowych rzeczy poznać!
„pobiegłem” do google’a
http://www.joemonster.org/art/11070/Przezroczyste_zwierzaki
Najładniejszy jest motyl 🙂
Gdybym też był przeźroczysty, można by jeszcze do tej pory obserwować, jak trawię kolację. 😉 Ale jak mogłem się nie obeżreć do zdechu, kiedy miałem do dyspozycji prawdziwe grzyby? Świeżutkie, prosto z zamrażalnika. 🙂
Ciekawe, czy tę grappę, którą teraz sobie wlałem w celu lepszego trawienia, też by było w moich wątpiach widać? 😈
Zasłyszane: lubię cię na tyle, że nigdy cię nie zapytam, czy chcesz być moim przyjacielem na facebooku. 😆
To paskudztwo tez jest przezroczyste a przy okazji niesamowicie niebezpieczne.
No masz, bebeszą, fuj 👿
Bry!
Duet najlepszy jest pojedynczo, jak i to klaskanie jedną ręką. Ta podejrzana połowa (bo jakie to B…) niestety nieco smęci się pracując. Jutro rano nie będzie lepiej…
Niesamowicie niebezpieczny jest też ten, bynajmniej nie przezroczysty, pan z linki Zwierzaka: The first of these jellyfish, Carukia barnesi, was identified in 1964 by Jack Barnes; in order to prove it was the cause of Irukandji syndrome, he captured the tiny jelly and allowed it to sting himself, his son, and a life guard. Really, mister Barnes… 👿
Odmawiam zasypiania z myślą, że jutro nie będzie lepiej. ❗
Wstrzasajacy i przerazajacy artykul w ostatnim NIE pod tytulem ” Komu bije dzwon”.
Przy tym co sie teraz wyprawia owe „zbrodnie komunistyczne” PRLu jawia sie jak maly pikus.
Dlaczego Ago? Do uzycia siebie mial prawo, syn i ratownik na pewno wyrazili zgode. Znam tez przypadek dziennikarzy, ktorzy celowo dali sie poparzyc, aby opisac co sie czuje i jak wazne jest nielekcewazenie zadnego uklucia w wodzie.
Na wszystkich plazach w tropikach stoja butelki z octem a glownym zaleceniem jest natychmiastowe wyjscie z wody. Paskudztwo jest tak male i ma taki zasieg, ze prowadzi sie specjalny monitoring i plaze sa zamykane jak sie pojawi. Ale ludzie, glownie turysci, oczarowani pieknem lazurowego Morza Koralowego maja ostrzezenia w nosie. A pozostanie na glebszej wodzie po ukluciu przez galaretke Irukandji to smierc.
Kiedyś, w bardzo wczesnym szczenięctwie, podczas taplania się w morzu zobaczyłem po raz pierwszy meduzę. Była tak nienachalnie elegancka, że obserwowałem ją przez jakiś czas z zachwytem, a potem zapragnąłem podzielić się widokiem takiego cuda ze Starymi. Chwyciłem więc meduzę w łapy i pognałem z nią przez plażę. Ale kiedy tak biegłem, to wytwore cudo coraz bardziej przeciekało mi przez łapy półpłynną galaretą, aż zostało tylko coś w rodzaju nieapetyczej kuchennej resztki. 🙁
Ryczałem okropnie i nie potrafiłem nikomu wytłumaczyć, dlaczego aż tak. A ja miałem po prostu straszliwe poczucie winy i rozżalenia, że zniszczyłem swego rodzaju doskonałość i to jeszcze zanim zdążyłem się moim zachwytem z kimkolwiek podzielić. Nie byłem jeszcze na takim etapie szczenięctwa, żeby zrozumieć, że pewne rodzaje piękna mogą istnieć tylko w odpowiednim środowisku, a wyrwane z niego zmieniają się w żałosne, rozglamdziane szczątki i wsiąkają w piasek.
No to Bobiku chyba zadna sila poza apetytem na pasztetowke rzecz jasna, nie wyciagnela by cie z wody na Wielkiej Rafie Koralowej. Tam to jest dopiero piekno i swiat taki inny, ze az nierealny. I to piekno jest takie zwodnicze, ta sielskosc taka janielska, ze osobiscie zapominajac o panicznym strachu przed woda pognalam za rekinkiem, zeby go poglaskac 🙂 Dobrze, ze jestem niezatapialna, bo jakbym tak nalapala wody w te rure, to kataklizm wyzwolony moglby zniszczyc rafe. 🙂
Zwierzaku, PRL obejmował również okres stalinowski, o którego zbrodniach można mówić bez żadnego cudzysłowu. I jednak porównywanie czegokolwiek, co się teraz dzieje, do tamtego okresu, wydaje mi się zupełnie pozbawione podstaw.
Ja jestem w sumie dosyć lewicowy, ale PRL-u nie mam zamiaru idealizować. Oczywiście, czas np. gierkowski był z bierutowskim na pewno nieporównywalny, ale potem przyszedł Radom, potem czas Jaruzelskiego i raczej trudno było wtedy mieć poczucie, że system jest cud-miód. A kiedy ten system widzieć w perspektywie nie tylko polskiej, ale „ogólnokomunistycznej”, to był on naprawdę ciężko zbrodniczy. I o tym jednak warto pamiętać.
Zwierzaku, do użycia siebie rzeczywiście miał prawo, ale jeśli pozostali dwaj też byli szalonymi naukowcami z własnej świadomej woli gotowymi na wszystko, to dlaczego tutaj występują jako syn i ratownik, a nie w pełnej chwale z imienia i nazwiska? Fakt, nie wiem – może sami wybrali anonimowość. Poczytawszy sobie o konsekwencjach, odczuwam wyraźny sprzeciw wobec narażania na nie drugich osób – nawet za ich zgodą, nawet w imię ostrzeżenia innych. I nie wyobrażam sobie, żebym sama coś takiego zaproponowała swojemu synowi. The symptoms range from hours to weeks, and victims usually require hospitalisation. As with other box jellyfish, vinegar will deactivate unfired nematocysts on the skin but has no effect on the venom already in the body. Nic nie poradzę: opór czuję i już.
Oj, obawiam się, że Rafa Koralowa byłaby nie dla mnie w sensie zanurzenia się. 🙁 Próbowałem jako starszy nieco szczeniak nurkować w Morzu Śródziemnym, ale okazało się, że dopadają mnie ataki klaustrofobicznej paniki. 😳 Tak że obecnie podmorskie cuda mogę konsumować głównie na filmach, albo w wodzie płytkiej i na tyle przejrzystej, że dojrzę meduzę bez wsadzania łba pod powierzchnię. 🙂
Bobiku,
cudzyslowu przy zbrodniach komunistycznych uzylam celowo, bo wyrazenie jest nieprawdziwe i nieprecyzyjne, a tym samym jest takim workiem do wszystkiego. Nie mowilam o zbrodniach stalinowskich, te byly konkretne i realne, ale czyz to co sie obecnie dzieje z prawem polskim nie jest porownywalne?
Nie wybielam PRLu, mial swoje wady i zbrodnie, ale mial tez i zaslugi. Odnosze wrazenie, ze dosc dawno zatracono w Polsce odczucie proporcji w ocenie. To zas, wedlug mnie, jest rowniez przyczyna, poprawka: jedna z przyczyn, popularnosci teorii pisowskich.
Ago,
czuty opor jest sluszny, ale jezeli bolesny eksperyment pozwoli na uratowanie wielu innych przed wypadkiem, to moj opor maleje.
Bobiku,
z ta rura nie wsadzasz calego lba, tylko pyszczek z oczkami do patrzania. I tak sie zajmiesz patrzaniem, ze zapomniesz o swiecie nad powierzchnia. Zaden film nie oddaje tego co sie czuje patrzac na to w naturze.
Ja sie panicznie boje wody, bo choc rzeczywiscie jestem niezatapialna, to i calkowicie w tej wodzie bezradna i ona sobie ze mna robi co chce. A tam zpomnialam, ze sie boje 🙂
A mój się zaparł rękami i nogami i ani drgnie. 😉 Eksperyment jest z tego, co zrozumiałam, nie tylko bolesny, ale i groźny.
Taaak, ja w Egipcie też zapomniałam, że się boję. A potem, po jakiejś godzinie obserwacji podwodnych cudów, podniosłam głowę – statek wydawał się oddalony o kilometry, nogi, na których po raz pierwszy w życiu miałam płetwy nagle zaczęły boleć i zdawało mi się, że już nie mam siły ni na jedno machnięcie, równie nagle sobie uświadomiłam, że tak właściwie, to nikt na tym statku nie obserwuje, czy przypadkiem ktoś z tuzina czy mendla turystów nie ma kłopotów. Brr. Do tego momentu było cudnie i absolutnie nie żałuję tej wycieczki, ale drugi raz już bym się chyba nie zdecydowała. Moja wyobraźnia mnie dogoniła. 🙄
Mnie się nie wydaje, żebym zatracił proporcje w ocenie, bo pewne plusy życia w PRL-u też potrafię sobie przypomnieć. 😉 Ale to jeszcze nie znaczy, że system był dobry.
Jeszcze w latach 60-tych wielu Niemców mówiło „jaki ten Hitler był, taki był, ale autostrady jednak pobudował”. Owszem, pobudował i kilka jeszcze innych miał cywilizacyjnych osiągnięć, co zasadniczej zbrodniczości jego systemu nie podważa. System komunistyczny miał różne oblicza i to peerelowskie było jeszcze stosunkowo łagodne (choć też miało straszne momenty), ale czy trzeba przypominać, co przeżyli Rosjanie albo Chińczycy?
Oczywiście, nie jestem za wylewaniem dzieci z kąpielą, więc jeżeli coś w PRL-u było dobre, to nie ma co tego odrzucać tylko dlatego, że ma „złe pochodzenie”. Jestem pragmatyk i mogę się uczyć choćby od diabła. Ale osobiście nie chciałbym mieszać zauważania konkretnych, pojedynczych pozytywów z oceną systemu jako takiego. Bo ten, zwłaszcza w szerszej perspektywie, był niedobry i – jednak – zbrodniczy. Wystarczy wziąć pod uwagę liczbę ofiar.
Ago nie jest grozny, jezeli podchodzi sie do tego przygotowanym. Nie wiem jak z Barnesem bylo, ale owi dziennikarze bylu ubrani od stop do glow w ochronne ubranko a na uklucie wystawili tylko niewielka czesc przedramienia.
Nawet nie wyobrazasz sobie jak ludzie potrafia byc niemadrzy – na kazdej plazy u nas, a te plaze mamy takie kilometrowe albo i dluzsze stoja znaki: plywaj miedzy flagami, tza w patrolowanej czesci plazy. Ta czesc jest codziennie inna ze wzgledu na silne prady wsteczne. Ale wiekszosc ludzi uwaza, ze to wymysl, zeby ulatwic ratownikom zycie. I niestety co roku mamy utoniecia spowodowane ludzka beztroska.
Bo to wszystko wyglada jak taki koper ( by Nisia), ze wierzyc sie nie chce w niebezpieczenstwo.
Na polnocy, gdzie wystepuja krokodyle, stoja znaki ostrzegawcze zabraniajace kapieli. I co? Nie ma roku, zeby kogos nie zjedli 🙁
Wiecie co, może się jak na szczeniaka poważnie zestarzałem, ale w ostatnim czasie najatrakcyjniejsze wydaje mi się obserwowanie galarety na półmisku. 😈
Niemniej jednak takie z oczkami, czyli lorneta, do tej meduzy może być. 😆
Łojezu! Naprawdę ludzie pchają się dobrowolnie w paszcze krokodyli? 😯
Hmm… Chyba znam przyjemniejsze sposoby zejścia. 🙄
Zwierzaku, wyobrażam sobie, wyobrażam. Ile razy dostawałam w Tatrach apopleksji, widząc absolutnie niestosownie ubranych i obutych turystów pchających się na Orlą Perć, huśtających łańcuchami na Giewoncie, ignorujących ostrzeżenie o halnym! Ryzykujących w ten sposób nie tylko własnym życiem, ale narażających też życie tych, którzy poszliby im na ratunek.
To Wam chciałam pokazać. Koreański koncern poustawiał przed kilkoma centrami handlowymi białe litery (przed warszawską Arkadią stoi serce, wysokie chyba na trzech chłopa) i zachęca nas, żebyśmy na nich pisali czerwonymi mazakami, za co kochamy Polskę. 😯
http://www.limesserwis.pl/strona-glowna/news/view/za-co-kochamy-polske-wielka-akcja-samsunga/37
Krokodyle krokodylami, ale niektóre rekiny to chyba można pogłaskać bez specjalnych obciachów. I nie mam tu bynajmniej na myśli rekinów finansowych. 😎
Ten jest, wbrew pozorom, całkiem dorosły: 🙂
http://www.thejump.net/id/pics/velvet-belly-lantern-shark.jpg
O, tak to wygląda. http://gdansk.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1364999,sopot-akcja-przed-molo-pod-haslem-za-co-kochamy-polske,id,t.html
O, widzę, że ta akcja zapodana przez Agę w ostatecznym rozrachunku ma zdobyć serce kiboli. Słusznie. Te chłopaki są niewątpliwie największymi miłośnikami Polski. I niech tylko zobaczą takiego, co Polski nie kocha, to oni mu już… No! 👿
Nie zdążyłem jeszcze połowie duetu z B. wyrazić moich najserdeczniejszych kondolencji, z powodu że jutro nie będzie inaczej. Wyrażam niniejszym, tonąc we łzach współczucia. 😥
jutro zawsze jest lepiej 🙂 zawsze 😀
brykam
przez otwarte okno ptakow gadki slychac, ja szeleszcze
herbata
w Tereny Zielone do pozycji przegladu 🙂
brykam fikam
Kocham Cię Polsko
Za pola
Gdzie grusza, tam miedza
Za wiatr
Wiejący, gdy burzę poprzedza
Za chmury
Nad Wartą, co płyną dostojnie
Za wieczory
Letnie, gdy czas mija spokojnie
Za poranki
Jesienne, łkające smutno za oknami
Za wzruszenia
Bo biało-czerwona i orzeł nad nami
Lecz, czy Ty mnie miłujesz?
Gdy na kolanach każesz się kochać
Brnąć w nieskończone meandry rozsądku
Więc, aby cały tydzień z rozpaczy nie szlochać
Będę Cię kochał wybiórczo – od środy do piątku
Dzień dobry 🙂
Ja też dziś nie mam czasu ani głowy na kochanie Polski, bo trzeba najpierw skoczyć na targ i kupić coś do żarcia, a potem to zjadać. 😎
Ale jeżeli jest co jeść, to chyba jest dobrze? 🙂
Z drugiej strony, jutro do jedzenia będzie już mniej. Czy to aby na pewno będzie lepsze jutro? Hmmm… 😉
Jeśli, w ramach konkursu piękności, skonfrontuje się jutro z wczoraj oraz, chociażby, z niedzielą sprzed roku, to rzeczywiście jutro może przegrać z kretesem. Ale jeśli spojrzeć na jutro jak na wartość dodaną, coś, co zwiększa sumę (sic!) naszych doświadczeń i wrażeń, coś, co jest, choć mogłoby go nie być? Grunt, to nie przesadzić z porównywaniem jutra z em>wczoraj, ani nie traktować go tylko li jak korytarza do za miesiąc. 🙂
Kupiłam tomik Wystarczy Wisławy Szymborskiej. Nie mam siły go otworzyć.
Zapraszam do zgadywania: w jakim dziale stała w empiku książka Zygmunta Baumana 44 listy ze świata płynnej rzeczywistości?
„Spojrzał na grób, była szarówka i w tej szarówce odczytał cytat z Dantego mniej więcej taki
Najstraszniejsze jest w chwilach szczęścia wspominać chwile szczęścia minionego.
Cytował Ludmile i mnie potem, bardzo nam się podobało, doceniliśmy Dantego. Teraz Ludwik poszedł w biały dzień sprawdzić to. Czyta, a tam tak napisane, mniej więcej
Najwięcej boli wspominać chwile szczęścia… w niedoli.
Dante bardzo się zdyskwalifikował. Pewnie, że tłumaczenie liche, ale sama myśl bardzo banalna. Naprzeciw tamtej, tak ciekawej i prawdziwej.”
Miron Białoszewski, Tajny Dziennik.
Jaki dział? Stawiałbym na hydraulikę albo poradniki żeglarskie. Ze względu na płynność. Bo rzeczywistość to na dobrą sprawę do jakiegokolwiek działu trudno wcisnąć. 🙄
Chyba że się komuś czterdzieści i cztery skojarzyło patryjotycznie i do martyrologii narodowej Baumana buchnął. 😎
Bry!
Ale późne dzisiaj rano…
Moje pola nie polskie, to co mam kochać? To nie kocham.
Ale gdyby na polach rosły parówki… Może i niepolskie łatwiej by było pokochać ❓
A Bauman mógłby stać i w budownictwie, ale jak to empik to obstawiam na 100% – w judaicach.
Tadeuszu – pierwszy punkt Prawa Zucha mówi – „Zuch kocha Polskę”.
Więc jeśli jest się zuchem, to nie można nie kochać.
A jeśli jest się z dwoma uszami, to trzeba kochać podwójnie? 😯
Dzień dobry. 🙂
W najbliższy czwartek, 26 kwietnia, do Szczecina zawita Krzysztof Bartnicki. Spotkanie z Tłumaczem rozpocznie się o godz. 16.30 w Książnicy Pomorskiej.
Jeśli nie będzie czasowej kolizji z próbą chóru, będę na spotkaniu.
Ago, w dziale: korespondencja handlowa?
Uważam to za oburzające, że w sprawę kochania włączone są tylko uszy, a nic nie ma o tak ważnej części ciała jak ogon. 👿
Czy uszy potrafią merdać? No właśnie. A kochanie bez merdania wydaje mi się zawsze jakieś podejrzane, a co najmniej niepełne. Wystarczy zresztą spojrzeć na Prawdziwych Patryjotów, żeby się przekonać, jak niezbędne jest merdanie dla Miłości Ojczyzny.
I żaden Kot mnie nie przekona, że jest inaczej. 👿
O, jeszcze jedną możliwość dla Baumana widzę. Jeżeli „Listy z..”, to może w dziale podróże, albo reportaż krajoznawczy?
Wiem! Listy z jakiegoś tam innego świata… Spirytyzm i parapsychologia! 😈
Bo chyba nie fantastyka naukowa? 😯
😆 No dobrze, nie będę Was dłużej dręczyć: komuś życie pomyliło się z literaturą i książka trafiła do działu Literaturoznawstwo. 😆 Bobik może mieć rację, że zadziałała magia czterdziestuiczterech. 😉 A może, po prostu, ktoś ciepnął książkę, gdzie popadnie … Ale próba znalezienia wytłumaczenia dla jej lokalizacji jest ciekawsza, niż zakładanie z góry działania przypadku. 🙂
No nie, Ago, jaki znów przypadek? 👿 Nawet jeżeli to jeszcze nie jest udowodnione, my dobrze wiemy, że któryś z pracowników Empiku się zamachnął i… No i wylądowało, jak wylądowało. 🙄
A może to był spisek? Nie jeden pracownik – tajne stowarzyszenie pracowników, któremu przewodzi (z ukrycia) zarząd EMPiKu, głowiło się na kolejnych, pokątnie się odbywających zlotach, jak by to zrobić, aby książka była, ale żeby jej nikt nie mógł znaleźć. No bo kto zagląda w empiku do działu literaturoznawstowo? 🙄 A zajrzeć tam w poszukiwaniu tej konkretnej książki, to by już było prawie jak szukać kluczyków do samochodu w zamrażarce. 😉
A jednak: głowiło się, głowiło i nie wygłowiło. 😈 Musi ogona im zabrakło. 😉
Wczoraj w nocy coś mnie odłączyło od internetu, a rano włączyło. Przypadek? 😈
Spisek.
Sorry, WW, to byl niemadry dowcip i wiecej juz tego nie zrobie.
Moze wstapie do nowego Kosciola?
The black flag was hanged at Cambridge’s Democracy Center, because the Massachusetts Pirate Party was holding a conference over there. At the same time, in Sweden, copying was officially recognized as a religion.
Kopimism emerged back in 2011, and at the beginning, Sweden refused to acknowledge it as a religion. However, this year the local government had to recognize new file-sharing religion, and it is now commanding the attention of the press.
Using just a projector and a set of principles, the 24-year-old web developer Lauren Pespisa was talking about the new religion in front of the audience in Cambridge, Massachusetts at their first state-level Pirate Party conference.
The Church of Kopimism claims that sharing digital data is a “sacred act”, and its rules say “Copy and Paste what thou wilt’ shall be the whole of the law”. The religion even has its own sign bearing much meaning – a yin and yang saying “Ctrl+C” and “Ctrl+V” on each side. However, there isn’t a god involved in the religion and you’re not going to hell if you do not share. Although Kopimism has a founder, 19-year-old Isak Gerson, the followers don’t worship him.
trzymamy cie za slowo kroliku, prosze nigdy wiecej…. 🙂
slonce wali drzwiami i oknami, brykalem juz przez Tereny, teraz
herbata wielka i BALKON, wypasione na nos 😀
dla frakcji;
„Wir sind die Familie des Täters. Was glauben sie, was das für
ein Gefühl ist? Ein Gefühl der Ohnmacht, der Niederlage. Manch einer hat uns nicht verstanden. Wie ein Richter am Landgericht Gera, der mir vorgeworfen hat, warum schmeißen sie den Kerl nicht raus? Man kann sein Kind nicht rausschmeißen. Man liebt es, auch wenn es Schwierigkeiten macht, auch wenn es Dummheiten macht, und auch wenn es in Machenschaften verstrickt ist, die man keinesfalls akzeptiert, aber man liebt sein Kind. Man lebt nicht ruhiger, wenn man weiß, es lebt unter der Brücke. Das kann mir keiner erzählen.”
powiedziala mama prawicowego terrorysty – Uwe Böhnhardt
tu film, wstrzasajacy szczeroscia i bolem
http://daserste.ndr.de/panorama/archiv/2012/panorama4007.html
balkonie sie 🙂 😀
Ale co nigdy więcej? 😕
Jak to co, Wielki Wodzu?
Nigdy więcej wojny!
A, to w porządku. 😎
A nieprawda, bo nigdy więcej nie patrz na mnie takim 😯 wzrokiem.
Ale Królik to się raczej usprawiedliwiał z tego spiskowego odłączenia od internetu. Żeby uciąć spekulacje na temat, kto właściwie się na WW zamachnął. 😎
I jakie słońce, jakie słońce? Leje jak z cerbera. 🙄
U nas gwałtowne burze z gradobiciem już drugi dzień.
Kaktusy zgłupły. Zabrały się kwitnąć, a tu słońce zabrało troki.
Część zamarła, część zgubiła pąki, część rozwinęła, ale rachityczne.
Nie chciały słuchać, że jeszcze nie pora. 🙁
Już ja wiem, kto* się zamachnął i nikt mi nie wmówi 😈
* oni
To u mnie dzisiaj jest pogoda jak w pruskiej stolicy 🙂
Uprzejmie informuję, że mt7 podaje wyłącznie popołudniowe komunikaty meteorologiczne dla Warszawy i okolic.
Według naocznych i naskórnych świadków przez pierwszą połowę dnia było błękitne niebo, słońce szczerozłote, dziewczyny wiosenne, cieplutko – nie sposób chodzić w kurtce.
Gdzie było słonecznie to było. Około południa i owszem, tak do 16 +-.
Matko, ale grzmotnęło, wszystkie auta zaczęły wyć. 😯
To grzmi z Placu Trzech Krzyzy, mt7, zeby pozniej nie bylo ze Bog slyszal i nie grzmial.
Słoneczne dzień dobry 🙂
Wreszcie jest prześlicznie 😀 Nic nie grzmi 😀 Po robotach ziemnych 😀 TV na snookerze z doskoku, bo Tygrysy grają z Harleguinami 😀 Placek w piecu 😀
Wygrali 😯 Na ich terenie 😯 Kocham rugby 😀
Może i ja bym pokochała, gdyby udało mi się zajarzyć przez te wszystkie lata osochodzi. 😆
Jasne, kroliku, tylko trochę się spóźnił, jak na mój gust. 😉
Nobody is perfect, mt7…
WW a czy Ty tam obok jakiej brzozy nie masz?
One lubią się zamachnąć…
Stanowczo protestuję przeciwko włączaniu rosyjskiej brzozy do wojny polsko – polskiej! 👿
http://www.youtube.com/watch?v=lkhJaEddNE0
W Szczecinie pogoda piękna, słońce jeszcze teraz świeci.
Po robotach ogrodowych zasłużony hiszpan.
Co wy na to:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11584778,Co_znalezli_uczniowie_na_facebookowym_profilu_dyrektora.html?lokale=warszawa
Inna strona bohatera artykułu jest tu:
http://www.krakowskafs.org/zarzad.htm
Też było słonecznie. Teraz burzowo. niebo jest wspaniałe. 🙂
Internetowe i szeleszczące
Aga, we wszystkich empikach Bauman leży tak samo 🙄 Przy zakupie WS najnowszy Midrasz z B S-C
Zuchem nie byłem i nie jestem, od razu bohaterem zostałem 👿 opowieści o prawdziwym człowieku: sobie, hehe. Alem dowcipny…
Wczoraj (piątek) słońce, zadymione, wieczorem, bum bum, rata tum, chlapu chlapu, plusk plusk! I cisza…
Rano chlip chlap, siąp siąp. A od południa… pogoda jak przystało na królewską stolicę!!
A jak pięknie ogród japoński wygląda przez chlip chlip chlap chlap!!
Wyłączyli nam prunt w środku prezentacji… surowym gestem wskazałem prelegentowi tablicę z maziakami, posłusznie maział po tablicy. Następna rysowała pod moim ołowianym wzrokiem co tam na slajdach było… i bum… jest prunt!
Królik, to znowu Ty????
To podobno drugi raz w ciągu 12 lat. Przysięgli po mękach mego wzroku, że kupią agregat prundotfurczy.
Irku, nie?!!! 😯
Mt7, właśnie sama nie jestem pewna, co myślę na ten temat i miałam nadzieję, że pomożecie mi to ustalić. Ale zadzwonił telefon i urwał mi się wątek. Pierwszą reakcję miałam taką: zamieszczone zdjęcie wydaje mi się mało finezyjne (na marginesie – ktoś mi je przysłał na Dzień Kobiet), ale awantura o nie niewspółmiernie duża + nie znając reszty kontrowersyjnych materiałów z tej strony, nie mogę sobie wyrobić zdania o tym, czy przekroczona została jakaś granica + nowy pan dyrektor był troszkę naiwny, nie przewidując takiej lustracji + zdaje się, że niechęć do niego nie z jego profilu się wzięła – tam tylko szukano haków, co rzuca lekki cień na oburzenie rodziców. W sumie, tego konkretnego przypadku wolałabym chyba nie oceniać, ale całe zagadnienie jest ciekawe.
Nie narzekajcie na Królika! Zachował się z godnym podziwu umiarkowaniem. Jak na królika. 😉 http://i.obrazky.pl/kable-krolik-542-OBRAZKY.PL.jpg
Ciekawe, czy był uziemiony 🙄
Królik w ogródku. 🙂 http://th.interia.pl/11,bb6a1ed37829607/kroliczeklala.jpg
Wlasnie, jak sie nie ma co sie lubi to sie lubi co sie ma.
Nie uwierzycie, ze u mnie na obiad jest zurek na przodku (bez zartow please) kroliczym. Ja chyba tego jednak nie tkne. Nasz pierwszy krolik! Darowany zreszta, a darowanemu krolikowi sie w przodki nie zaglada.
Łomatko ! kanibalizm 😯
A tak poważnie to jeszcze nie tknąłem świadomie królika. Wolę pokrzywy 😎
Irku, tak
„Poświąteczny czas sprzyja kuracjom oczyszczającym”
????
A ta panieńka na mleczeńkach to do kuracji??????????
Pokrzywy? :/
Ago, określenie 'naiwny’ dla tego jegomościa jest baaardzo łagodne (wg. mnie)
Dyrektor szkoły na publicznym fejsie umieszcza gołe zdjęcia i mało zabawne dowcipy. Mam poważne wątpliwości co do mocy intelektualnych jegomościa.
A te jego wypowiedzi po fakcie. :///
W prywatnej, żartobliwej korespondencji – nie ma problemu, jeżeli strony mają podobne poczucie humoru.
Każdy zauważa, co chce. Ja panienki nie zauważyłam. 😆
Chyba po prostu zamkne oczy i zjem tez zurek. W kazdym razie podlubie troche w tym kroliku, jak to kiedys zrobilismy na proszonym tradycyjnym piemonckim obiedzie w gorach, gdzie nagle jako ozdobe stolu podano krolilka wlasnie, ale zalanego sosem. Nie jestem zadna kulinarna mimoza, ale wiecie… sa granice poznania… w Kutnie…
Jednak Tadeusz ma oko do panienek 🙂
ja jej nawet nie zauważyłem 😳
Co to na oczy pomocne 🙄
Łajźnięcie sympatyczne z mt7 😆
Nie wiem, czy wypada się przyznawać, ale ja króliki we wczesnym szczenięctwie konsumowałem nagminnie. 😳 Jak się wracało od dziadków ze wsi, to zawsze z kurczakiem albo z królikiem. A i w Krakowie, nie tak daleko od centrum, sąsiad hodował króliki i gołębie, co często skutkowało jakimiś obrywkami. Tak że i gołąbki często mi wpadały do gąbki, choć raczej w postaci rosołu niż pieczone.
Ale czasy się zmienili. Teraz wprawdzie dalej lubię króliki pogonić, ale już nie pamiętam, kiedy się na jakiegoś kulinarnie zamachnąłem. A gołąbków niekapuścianych to już chyba najstarsi górale nie pamiętają… 🙄
Irku 🙂
————————————————————– tu odcinam uśmiech od wpisu, bo już na inny temat
Jeszcze wrócę na chwilę do tego seksownego dyrektora.
Szlachectwo zobowiązuje.
Jeden z przewodniczących mojego stowarzyszenia wziął kiedyś udział w marszu, który dla jakiejś części ludności był kontrowersyjny.
Na najbliższym zebraniu stowarzyszenia poinformował o tym i stwierdził, że jakkolwiek uważa swój udział za całkowicie zgodny z przekonaniami, to dokąd będzie naszym członkiem, nie weźmie więcej udziału w takim przedsięwzięciu, żeby nie narażać powagi i misji stowarzyszenia.
Ja w pierwszym odruchu zareagowałam bardzo emocjonalnie (bo już tam mam, niestety), przyznając mu prawo do wyrażania prywatnych przekonań w dowolny sposób, ale po namyśle przyznałam mu rację. Zresztą, byłam chyba jedyną osobą, która tak zareagowała, to też o czymś świadczy.
Ja tez niejedno zajadalam w niewinnym dzieciectwie, wychowana w koncu bylam na dzisiaj znow modnej kuchni „od ryjka po ogonek”.
Ryjek i ogonek, to chyba tylko jedno jadane stworzenie ma.
A za królikami, jakoś nie bardzo, tak w ogóle i smakowo też.
Myśląc o tym dyrektorze… Niby teoretycznie należy oddzielić publiczne od prywatnego, ale w praktyce, kiedy to się za bardzo rozjeżdża, to się wychodzi nieautentycznie i niewiarygodnie. Więc po prostu we własnym interesie lepiej na to zważać.
Powiedzmy sobie szczerze – gdyby się okazało, że ja prywatnie, pozablogowo, wcale nie jestem miłym, rozbrykanym szczeniakiem, tyko ponurym, zgryźliwym staruchem, który w wolnych chwilach bliźnim arszenik do zupy sypie, to chyba bylibyście trochę rozczarowani, nieprawdaż? 😉
Ale gdybyś był w starych koronkach i nie zgryźliwy, to mielibyśmy ambiwalencję 😉
Bylebys nie dosypywal arszeniku, Bobiku.
Bobik w starych koronkach – moja wyobraźnia szaleje. 😀
A mnie sie wydaje, ze najwazniejsze w tym wszystkim to to, ze szukali na niego hakow – a kto chce psa uderzyc…
Strone facet mial przed nominacja i jest to jak sie wydaje zwykla stronka przecietnego faceta. W tamtym momencie pewnie mu sie wydawalo dowcipne, tak samo jak dowcipy o kobietach. O sekscie wiekszosc facetow do poznej starosci lubi pogadac i nie tylko.
Czyli wg mnie w zaden sposob nie wychyla sie on ze sredniej krajowej.
To o co sie czepiac? Gorzej dla mnie wypadaja ci rodzice – hipokryci.
Haneczko jestem pelna podziwu z powodu tego rugby! 🙂
Ja ni czorta nie potrafie zrozumiec o co chodzi tym facetom…
Za to ta deklaracja jakos mi zaleciala czyms podobnym do „klauzuli sumienia” 🙂
Ten dyrektor ma jednak niefart. Gdybym chodziła do jego szkoły, moi rodzice raczej nie podnieśliby larum o erotyczne zdjęcia na facebooku. Jakże by mogli – nie przyszło im do głowy, żeby niektóre książki zamykać na kluczyk i zanim się zorientowali, gdzieś tak w połowie podstawówki, było za późno: zdążyłam już przebrnąć nie tylko przez wybór wierszy miłosnych smacznie zilustrowany przez Maję Berezowską, ale i zbiór rysunków Mleczki – niektóre z jego żartów, traktowane pojedynczo, mogłyby chyba zostać uznane za seksistowskie – Baśnie z tysiąca i jednej nocy, Wisłocką, Starowicza … Kiedyś nawet zorganizowałam na prędce, pod nieobecność rodziców, spotkanie edukacyjne. Moi koledzy (nadal mówimy o podstawówce, między 4 a 6 klasą) oblepili zdjęciami pornograficznymi garaż, w którym graliśmy w ping-ponga. Nie zareagowałam, a kiedy zaczęli mnie zaczepiać, powiedziałam, że to jest po prostu brzydkie i z erotyką nie ma nic wspólnego. Zaprowadziłam ich do domu i skonfrontowałam z Mleczką i Berezowską. Nie wiem, co im to zrobiło, ale wyszli jacyś pomieszani. 🙄
Bobik w starych koronkach nożęm i widelcęm zjadający z rosenthala pasztetówkę? Why not?! 😛
Może rodzice chcieliby, żeby dyrektor szkoły chociaż odrobinę wychodził ponad poziom przeciętnego faceta? Bo jeżeli ten poziom obraca się tylko wokół dowcipów o dyni Maryni, to najwyższy on chyba nie jest. 🙄 Choć akurat do tych tulipanów nic nie mam. 😉
A przy okazji rozważań na ten temat – wydaje mi się, że internet wprowadził trzecią, obok prywatnego i publicznego, kategorię: prywatno-publiczne, czyli sieciowe.
Parę razy już zwracałem uwagę na to, że my, pisząc tutaj, mamy poczucie dużej prywatności, bo prywatny blog, towarzyska konwencja rozmowy, itd. A jednakowoż jest ta nasza pisanina dla każdego dostępna i przez nie-wiadomo-ile osób czytana. Post na blogu absolutnie nie jest tym samym, co wypowiedź u cioci na urodzinach, choć często o tym zapominamy.
Sieciowość jest zjawiskiem w historii ludzkości (i psiości) na tyle nowym, że często jeszcze nie wygenerowała „twardych reguł” zachowania. I oczywiście właśnie dlatego dyskusja na ten temat jest fascynująca. 🙂
A może nadal mu się wydaje. Wolałabym, żeby dyrektor szkoły był przeciętny inaczej.
Zwierzaku, córasek mnie dokształciła 🙂
Łajza nie odpuszcza 🙄
No nie, sorry, rosenthale pasują bardziej do Kota Mordechaja. 😈 Ja jestem prosty pies i pasztetówkę zasuwam metodą en pazure. 😆
Ale stare koronki, czemu nie? Równie dobrze się szarpią jak nowe koronki. 😎
Bobiku,
uczciwie mowiac odnioslam wrazenie, ze oni by chcieli poprzednia dyrektorke i tyle. Zadne tam nadpoziomy.
Starym należy się szacunek. Nowe są często pozorne, maszynowe 🙁
Jasne, Zwierzaku, nie wykluczam tego, że chodzi po prostu o załatwienie faceta i znalezienie kija. Ale to z kolei nie wyklucza tego, że nie wszystkie dowcipy wszystkich śmieszą. Pewne rzeczy mogą się tu zazębiać.
Mnie tym wszystkim, prawdę mówiąc, najbardziej zainteresował ten problem, o którym napisałem – w jaki sposób sieć wpłynęła na rozdział publicznego od prywatnego. Bo mam wrażenie, że wpłynęła szalenie, a nie jest to jeszcze całkiem rozpracowane.
Dla mnie to jest dosc proste – siec jak widac nie rozdziela, to do nas nalezy. Tak samo jak pilnowanie numeru PIN i inne srodki ochrony osobistej.
Owszem latwo zapomiec, siec wydaje sie anonimowa, a przeciez nigdy taka nie byla jak tak sie dobrze zastanowic.
Jasne, Bobiku, że założyłeś blog dostępny publicznie i każdy może tu wpaść.
Jest to jednak poniekąd prywatne miejsce.
A serwisy społecznościowe, to jest rodzaj ekshibicjonizmu, trudny dosyć do wytrzymania.
Ciągle używa jakiś podstępów, żebyś się przyznał do jakiś znajomości, udostępniał adresy i inne takie.
Ja nie lubię Facebooka, jestem tam, bo mnie ubrano bez pytania o zgodę w funkcję administratora i chociaż jest tych adminów więcej, to widocznie ja mam najwięcej czasu, żeby wpuszczać ludzi i zagadywać do nich czasami.
Mnie martwi co innego – problem mam bowiem, co czytac?
Ale o tym juz tu bylo 🙂
Z czolowek polskich portali wynika mi bowiem, ze Polska to kraj szczesliwosci bezproblemowej prawie w kazdej dziedzinie, a jak sie juz jakis problem ulegnie, to sila wyzsza go rozwiazuje i znow nie ma problema.
Za teatr rozrywki Smolensk robi. I pieknie jest 🙁
Szaleństwa wyobraźni… Stare koronki wplecione w bujne, czarne dredy. Dyg przed miską i piruet wokół. Pasztetówka w herbie. Łapki na kołdrze. Rumieniec na myśl. Kalosze na deszcz. Porcelana, kryształy, ogony. Westchnienie. Byli chłopcy, byli…
😆 😆 😆
A ja mam problem, kiedy czytać? Rośnie ta sterta do przeczytania i rośnie…
W Facebooka ubrać się nie dałem – jakoś tak na czuja od początku go nie lubiłem i coraz bardziej mi się potwierdzało, że nie bez przyczyny. 🙄 A teraz już całkiem świadomie bym się nie ubierał. Wręcz mnie przeraża straszliwa, choć ukrywana władza, jaką FB nad użytkownikami zyskuje.
Jak ktoś chce we mnie mieć przyjaciela, to okej, tylko proszę – nie na fejsbuku. 😎
Ago, wszystkim rośnie i chyba powoli powinno zacząć być absolutnie jasne, że ni ma takiego źwirza, co by przeczytał wszystko zgodnie z planem czy marzeniami. 🙂
Więc myślę, że pora wprowadzić nowe kryterium oczytania. Znaczy, nie na podstawie tego, co się już przeczytało, tylko według listy zamierzeń. 😎 Bo zwykle ta lista jest konstruowana na podstawie czegoś, co się o danej pozycji wie, co oznacza, że esencję już się posiadło. A umówmy się – w kilka lat po przeczytaniu i tak nic poza tą esencją nie zostaje. 😆
Żadnych fejsów i klas. Sieć upubliczniła nas wszystkich. Chronię iluzoryczne resztki prywatności.
E tam, co to za przyjaciel, z którym nie można się poobnosić. 🙄 Ja od FB też trzymam się z daleka. Ale – a propos prywatne/publiczne – zdarzyło mi się prosić kogoś, kto ma profil na facebooku, o spojrzenie na profil właściciela/ prezesa jakiejś firmy, zanim podjęłam decyzję o angażowaniu się – bądź nie – w biznesowe relacje.
– Jak tam u Ciebie z lekturami?
– Jestem zabukowany na najbliższe 50 lat, a potem się zobaczy. Jak chcesz, to zajrzyj na fejsa – zamieściłem tam moją listę i zdjęcie sterty książek – jedno i drugie apdejtuję przynajmniej raz w tygodniu.
W NK też się twardo nie dałem wrobić. 🙂 I nie dlatego przecież, żebym miał coś przeciwko kontaktom ze swoją psią klasą. Dlatego, że od początku wyczuwałem, jaka się za takimi numerami kryje manipulacja. Powiedz nam coś o sobie, a my ci powiemy, jakie masz potrzeby, których dotąd nie miałeś. A jak ci uświadomimy twoje nowe potrzeby, to zaraz coś od nas (choć może pod inną nazwą) kupisz, kupisz, kupisz, kupisz…
Trochę mnie Bobik pocieszył, pocieszając Agę.
Tak sobie też tłumaczę, kiedy mam się pozbyć wszelkiej prasy zalegającej stosami i serce mnie boli, a ręka się waha:
– I o co ci chodzi, czy zajrzałaś chociaż raz do odłożonych 'ważnych’ numerów, czy cokolwiek pamiętasz, gdzie co było, kiedy próbujesz coś odnaleźć? Daj sobie spokój i wyrzucaj, prędzej znajdziesz w sieci.
Muszę powiedzieć, ze perswazja przynosi skutek. 😀
Ago, a jak się nazywa taki przyjaciel, z którym strasznie się nie chce obnosić, choć on by strasznie chciał? 🙄
Psy coś wiedzą na ten temat. Choć fakt, w kwietniu to jeszcze nie jest wielki problem. Ale tak od czerwca-lipca, jak się ostre rzepienie zaczyna… 👿
Doceniam wysiłek Bobika, ale ja dziś jestem nie do pocieszenia. 🙁 Przespałam w nocy dwucyfrową liczbę godzin. A potem, w środku dnia, zasnęłam nad felietonem o wirtualnym seksie. 😳 To jakie szanse ma u mnie reszta sterty?
Siódemeczko, zacząłem okropnie rechotać. 😆
Przez jakiś tam (niekrótki) czas składałem numery prenumerowanej „Polityki”, obiecując sobie wrócić do niektórych szczególnie interesujących artykułów.
Nie wracałem. Zawsze były pilniejsze sprawy.
Przy każdym kolejnym poważnym sprzątaniu stawałem nad tą straszliwą stertą papieru… i nie miałem serca jej wyciepnąć.
Potem przestałem prenumerować „P” w papierze, bo wystarczało mi czytanie w sieci. A stertę zacząłem skrzętnie omijać i udawałem, że jej nie ma.
Aż kiedyś, jakieś pół roku temu, bohatersko stanąłem przed stertą jeszcze raz. Zamknąłem ślepia. I wykrzyknąłem: Bobik! Jak twierdzisz, że kiedykolwiek jeszcze do tego sięgniesz, to jesteś… Tu przerwałem, bo echo się zbiesiło i zaczęło przynosić odgłosy jakichś bardzo nieprzyzwoitych wyrazów. Tak nieprzyzwoitych, że ja ich na pewno nie znam. 😳
Wyrzuciłem stertę do śmieci. Do dziś nie odczułem braku. I – choć przykro to powiedzieć – nie mam żadnej nadziei, żebym odczuł w przyszłości. 😉
A ja owszem, kiedyś założyłem fałszywe konto na NK, bo musiałem zinwigilować paru kolesi. Do dzisiaj dostaję mejle od robota z wyrzutami, że nigdzie nie należę, a jakiś palant nawet chciał, żebym został jego znajomym. Fajnie tam było. Przy okazji zinwigilowałem kilka dawnych koleżanek i utwierdziłem się w przekonaniu, że moje niektóre wybory życiowe były słuszne. 🙂
Ago, powyższe pisałem nie mając na względzie pocieszenia Cię, bo jeszcze nie wiedziałem, że powinienem. ;). Ale, jak się okazuje – you never know. 😆
Wodzu, możliwość inwigilowania w sieci zwykle oznacza możliwość bycia inwigilowanym. Bo ja wiem, czy to dobrze? 🙄
Bobiku, mamy dwie sterty przeczytanych do wrócenia w razie potrzeby. Swoją przeglądam, z czułością, noworocznie 🙂
Dobranoc 🙂
Jak się choćby pobieżnie przegląda, to już coś. 🙂 Ale ja nie przeglądałem, bo wciąż się wpychało coś nowego. I w końcu stwierdziłem, że zostawiać warto właściwie tylko absolutną klasykę. A resztę się znajdzie albo wypożyczy. 😉
No dobrze, pora spać.
Przeglądałam z jakimi placówkami ma podpisane kontrakty NFZ w Warszawie w zakresie podstawowej opieki, chyba muszę się zakrzątnąć i zmienić.
Niektóre niepubliczne placówki mają naprawdę bardzo przyzwoity standard i przyjazne procedury.
Przerobiłam specjalistyczne, pora na podstawowe.
I z tą pocieszającą myślą udam się do łożnicy.
Z wiekiem coraz bardziej się do niej przywiązuję, to mnie trochę niepokoi.
Bycie inwigilowanym wymaga podania prawdziwych danych osobowych i wrzucania zdjęć na tle nowego samochodu. 🙂
A jakież są lepsze obiekty przywiązania niż posłanko i micha? 😎
Kiedy mi posłanko nawymyślało od najgorszych? Kiedy micha zawiodła mnie do tego stopnia, żebym nie chciał już nigdy na nią spojrzeć?
Trzeba sobie jasno powiedzieć: wybór obiektu przywiązania świadczy o mnie. 😈
Hehehehe, Wielki Wodzu. Cosik mi się zdaje, że nie doceniasz najnowszych metod inwigilacji. O ile się nie mylę, zasada brzmi: w cokolwiek wdepniesz, zostawiasz ślad w gie. 🙄
Tak czy owak, mnie zdjęcia na tle nowego samochodu nie dotyczą. Jeszcze nigdy nie miałem nieużywanego. 😆
To ja mam taką jedną stertę, wy młodzi, to nie pamiętacie, był taki miesięcznik „Ty i Ja” pod każdym względem bardzo udany.
Mam po parę numerów każdego rocznika od 1967 do 1973.
Nawet sobie dokupiłam parę na allegro, pochwaliłam się synowi, odmówiłam pożyczenia i leżą. Zerkam z czułością raz na parę lat i zawsze jestem zdziwiona wysokim poziomem graficznym i znakomitymi tekstami.
Tu jest o nim:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ty_i_Ja
Och, czego ja się nie nawyrzucałem… W Krakowie miałem na strychu skład gazet codziennych z heroicznego okresu strajków, wyzwolenia się spod władzy cenzury, złudzenia wolności, autentycznego poczucia wolności… Kiedy się okazało, że w nowej rzeczywistości nie mam prawa do strychu i muszę to wszystko zlikwidować, pytałem tu i ówdzie, czy kto chce. Nikt nie chciał. A ja – no, nie mogłem. Gdzież miałbym to wszystko zabrać? Więc z bólem serca wyrzuciłem.
Przemija postać świata… Ale też powiedzmy sobie – kiedy, u licha, była zachowana lepiej niż teraz? 😉
Bry!
Rysiu dofika i dobryka. Może.
W królewskim mieście Fryderyka (etc.) słońce i dobre perspektywy na dzisiaj!
Jedna dobra to taka, że nieprzyzwoitą kupę z robotą postawiłem tak, że jej nie widać 🙁
Stert już od dawna nie mam. Polecam przeprowadzki, zaraz wysterciują większość klamotów, bo to trzeba nosić. Właśnie teraz z zapałem chodzę po włościach i czujnym wzrokiem badam co by tu do śmieci włożyć. Na książki nie patrzę, bo większość się kwalifikuje, a nie mam mocy przerobowych do przeglądania zwłok lektur.
Bobiku, jak się ktoś bardzo bardzo stara to śladu nie zostawi w sieci. Ale trzeba się starać. Najprościej jednak głupot nie umieszczać. No jak ktoś same głupoty ma do zaoferowania i jeszcze bezmierną chęć się tym chwalenia, no to trudno. Epitety pominę. A takich osobników zdaje się większość w sieciowej społeczności…. tak to się chyba górnolotnie nazywa.
Nie dojem, nie dospie a na pewno nie ugotuje czy posprzatam, poki nie przeczytam. Trudno, uzaleznienie ma swoje wymagania.
Ale nie mialam na mysli tych odlozonych na potem, „jak bede miec czas”, tylko o biezacce prasowej. Poniewaz jestem odcieta od prasy codziennej i telewizji, to usiluje czegos tam dowiedziec sie na necie. A tu bryndza i tabloid. No to pcham sie na strony rzadowe a tam tez wodolejstwo i trudnosci w nawigacji 🙂
Wzorem Wielkiego Wodza tez kiedys zalozylam sobie konto falszywe na NK i poogladalam jak sie postarzaly byle przyjaciolki 🙂
Mozna pogubic tropy jak sie chce, tylko tak naprawde mniej wysilku wymaga nieuczestniczenie niz kombinowanie z zatarciem sladow.
Zwierzaku,
z bieżączką w necie rzeczywiście bryndza. Podobnie rzecz ma się z radiem czy telewizją. Najbardziej wkurza mnie to, kiedy podczas śniadania słyszę wywiadowanie, w tempie i skrócie telegraficznym, jakiegoś pyskatego polityka. Potem jego słowa powtarzają w necie, telewizorni i tak dalej. To jest magiel a nie serwis informacyjny.
Toteż trzymam się papierowych tygodników żeby mieć jako taki pogląd na cyrk, w którym muszę żyć 👿
Słonecznie, ale zimno. Jedna z naszych trzech magnolii przestała się wreszcie czaić i puściła się kwieciem po całośći 😆
Druga obiecuje a trzecia nawet tego nie chce zrobić 😉
W ostatnim czasie wygladało na to, że nasza Sunia żegna się z nami. Praktycznie nie jadła. Do ogrodu trzeba ją było nosić. Cały dzień spała w jednym miejscu. Ale jakieś dwa dni temu najwyraźniej zmieniła zdanie. Chyba jeszcze trochę z nami pobędzie 😆
Vesper,
a jak Twoja miłość? Odnalazł poprzedni dom czy Was zaadoptował 🙂
Prawica sie jednoczy do wyborow?
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11587598,Eksperci_o_deklaracji_Ziobry_i_Kaczynskiego__Zapowiedz.html
Szkoda, ze lewa strona sie chandryczy.
Jotko,
z tygodnikow czytam Polityke, Fakty i Mity i NIE – mam czytac cos jeszcze? 🙂
Edukacyjne przesłanie, zamieszczonego w linku zdjęcia pana dyrektora, ze wszech miar prawdziwe 😎
Regularne praktykowanie hatha-yogi może sprawić, że to co wydawało się być zwiędłłe i przeszłe, niczem niegdysiejsze śniegi, zakwitnie na nowo bujnym kwieciem 😉
Są na to wystarczające dowody ❗
Czy pan dyrektor powinien/nie powinien?
To zależy jaki ma pomysł na własne życie. Żyjemy w kulturze wszechobecnego erotyzmu. Nie zwracamy już na to uwagi. W kulturze usankcjonowanego ekshibicjonizmu. Pan dyrektor pokazał, że jest tej kultury integralną częścią.
Niemniej, jeżeli chce funkcjonować w ramach oficjalnych struktur, to powinien pamietać o tym, o czym mówi profesor Nęcki Nauczyciel nawet prywatnie nie może się zachowywać poniżej poziomu oczekiwań narzuconych mu przez uwarunkowania kulturowe. Również poza pracą musi dbać o wizerunek osoby zaufania publicznego.
Nie może i już. I tu trzeba ponosić konsekwencje swoich wyborów, decyzji.
Odrębną kwestią jest to, czy taki dyrektor może być lepszym czy gorszym wychowawcą, w porównaniu z kimś „poprawnościowym”. Takim, który nie wychodzi poza „oczekiwania narzucone przez uwarunkowania kulturowe.”
„Poprawnościowcy” uczą często przede wszystkim konformizmu. Młodzież już dawno wyszła poza „oczekiwania narzucone przez uwarunkowania kulturowe.” Kto się ma z nią spotkać a potem pogadać, w miejscu, w którym oni już są od dawna?
Jednym słowem: to nie takie proste 😉
O sprawie warto pogadać nie tylko z pozycji „oczekiwań narzuconych przez uwarunkowania kulturowe.”
Stosunkowo nie tak dawno, rozmowy, jakie tu prowadzimy, bez wczesniejszego przedstawienia nas sobie, bez uwzględnienia różnic płci, wieku, statusu społecznego, zostały by uznane za co najmniej niestosowne 😉
Mnie osobiście pan dyrektor przypomniał, że chyba już pora zapisać się na coroczne letnie warsztaty jogowe 😆
Zwierzaku,
ja czytam jeszcze „Tygodnik Powszechny”. Nie jest to w żadnym wypadku pismo dewocyjne. Prezentują szerokie spektrum poglądów. A że żyjemy w takim kraju, w jakim żyjemy, to warto mieć ogląd sytuacji na sprawy nie tylko od strony klerykalnego betonu.
Dobry jest też na ogół czwartkowy Duży Format GW i jej sobotnio-niedzielny Magazyn Świąteczny, plus Wysokie Obcasy. Te ostatnie nie zawsze trzymaja równy poziom. Ale można poznać różne punkty widzenia.
Jeszcze, czyli poza „Polityką”. Do „Nie” nie jestem się w stanie przekonać ze względu na „środki wyrazu”. „Fakty i Mity” pokazują tylko jedną, gorszą stronę medalu. Wolę mieć, choc przybliżony, obraz całości.
Srodki lekcewaze, ale informacje maja dobre, choc czesto bardzo depresyjne.
Fakty i Mity sa nieklerykalne, ale maja roznorodnosc tematyki, lacznie z tematyka biblijna. Fakt, ze moze pokazuja gorsza strone medalu koscielnego, (choc nie zawsze!) ale od tej lepszej jest tyle innych dziennikow i tygodnikow 🙂
Duzy Format i Obcasy czytuje, do Tygodnika Powszechnego mam pecha – co usiluje cos przeczytac to trafiam na zupelnie stronniczy tekst. Zniechecilam sie.
A propos „dyrektora” – on nim bedzie dopiero od wrzesnia. Poczytalam sobie komentarze pod – wiele wyjasniaja.
Szkoda 🙁
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/nie-zyje-prezenter-jan-suzin-mial-82-lata,1,5111416,wiadomosc.html
Dzień dobry 🙂
Zupełnie się dziś nie mogę zdecydować, czy mi się dzień zaczął dobrze, czy źle i jakich w związku z tym mordek mam się chwytać, poza tą pierwszą, uwarunkowaną zwyczajem.
Najgorsza ta niepewność… 😐
A po czym się poznaje, jak się zaczął?
Ja macham przyjaźnie i znikam do wieczora.
Jeszcze tylko odezwę się do zwierzaka.
Ja czytam prasę, jak Jotka, żeby poznać różne punkty widzenia i argumentację.
Pomijam jednostonne, konfesyjne, nienawistne.
Czytanie tylko tej, która jest zgodna z moimi poglądami, to trochę zamykanie się w gettcie.
Jan Suzin… Telewizja z czasów, kiedy można ją było jeszcze umieścić dziale „kultura”. Historia czy prehistoria? 🙁
A jak się może zacząć Dzień Matki Ziemi. Tylko dobrze 🙂
W ogrody 😀
Chociaż burzowo na horyzoncie 👿
Z tymi środkami wyrazu to jednak nie jest takie obojętne. Kiedy biorę do łapy „Nie”, już po dwóch-trzech zdaniach (z małymi wyjątkami, do których należą czasem felietony samego Urbana) mam poczucie, że zwraca się do mnie ktoś, kogo nie zaprosiłbym do domu i nie napił się z nim chętnie gruszkówki. Wiem, że pomysłem Urbana było czasopismo pisane językiem potocznym, takim, jakim ponoć ludzie „naprawdę” mówią. Tyle, że ja tak nie mówię. Ten język jest mi obcy i raczej nieprzyjazny. A ponieważ język ponoć nami myśli… No, co poradzę – jakoś nie mam ochoty dać się myśleć w kategoriach takich maci i takich synów. Ani z prawa, ani z lewa. 🙄
Ogrody? To jest chyba rzeczywiście pomysł na taką 😀 mordkę, zwłaszcza że chwilowo lać przestało.
A pokażcie potem choć parę zdjęć ze swoich ogrodów, to się też, choć przez szybkę, nacieszę. 🙂 O zdjęciach z Francji nawet nie wspomnę, bo Tadeusz, zdaje się, tak zajęty, że wstyd się upominać.
Wzięłam pracę do domu, ale żeby się za nią zabrać, muszę najpierw zrobić miejsce na stole. Robienie miejsca na stole przekształciło się w ogólną walkę ze stertami – o dziwo, choć walka trwa dopiero drugą dobę, z długimi i częstymi przerwami na sen, wydaje się przynosić zauważalne efekty. Tylko… stół nadal nieuprzątnięty. 🙄 W moim sprzątaniu jest jakaś logika, ale, niestety, nader często nie jest to logika użytkowa. A może, po prostu, niezbyt mi się śpieszy do pracy? 😉
Bobiku,
„Wiem, że pomysłem Urbana było czasopismo pisane językiem potocznym, takim, jakim ponoć ludzie “naprawdę” mówią. ” – naprawde?
Bo ja mialam odczucie, ze to odtrutka na swiatobliwy jezyk jaki zacza wtedy krolowac.
Mt7, czy ( a nie, wycenzuruje sama siebie dla swietego spokoju blogowego).
Zwierzaku, mnie z reguły bardzo interesują powody różnych działań, decyzji, wyborów, ale niezależnie od tego, jaki dokładnie był powód wybrania takiego, a nie innego języka dla 'Nie’, ten język jest mi nieprzyjemny i nie działa na mnie jak odtrutka. Zdecydowanie źle na mnie działa, dlatego nie używam. Forma jest ważna – o czym także tutaj często się na nowo przekonujemy. A tak się też składa, że na urodę – i szpetotę – języka jestem dość wrażliwa. I nie odczuwam ulgi, ani nie chwytam równowagi, kiedy na odchylenie języka w jakąś stronę, reaguje się przegięciem go w drugą. Jaś w Krzysia nadętymi słowy, kłamliwymi eufemizmami, aciucianiem, a Krzyś w Jasia bluzgiem. A Aga co? Aga w dyskomfort, niesmak, zatykanie uszu i ucieczkę, gdzie pieprz rośnie. 🙁
Dzień dobry. Trochę w biegu, między obiadem a wizytą u rodziny, odpowiem Jotce na pytanie o moją miłość 🙂
Otóż nadal jest w schronisku. Przepisowo do 26 kwietnia, ale wiadomo już, że zostanie dłużej, bo bierze leki. W czasie kuracji nie może być zaszczepiony, a bez szczepienia nie wypuszczą. Byłam u niego wczoraj. Opiekunka powiedziała mi, że bidak chory i nie je od trzech dni. Pod nosem miał karmę suchą, karmę mokrą, wodę, ale niczego nie tknął. Kiedy przyszłam, zjadł całą miseczkę przyniesionej przeze mnie karmy 🙂 Czyli chyba rzeczywiście sobie mnie wybrał. U nas tymczasem trwaja przystosowania mieszkania do kocich potrzeb – jakieś schowki, coś do wspinania itp.
Vesper,
na podstawie własnych, ale nie tylko, doświadczeń nie mam watpliwości, że to zwierzęta nas wybierają. Trzymam kciuki za całą Rodzinę i Jej nowego, mam nadzieję, członka.
Aga,
owszem, dla mnie też język „Nie” jest nieprzyjemny i dołujący. Ale w równym stopniu nie potrafię pojąć potrzeby wczytywania się i cytowania drugiej strony. Na przykład redaktora Terlikowskiego. Ten pan jest do bólu przewidywalny. To że posługuje się innymi środkami wyrazu, w niczym nie umniejsza toksyczności jego tekstów. Niemniej są ludzie, którym potrzebne jest „Nie” i są ludzie, którzy nie mogą żyć bez Terlikowskiego. Ich prawo. Nie zamierzam krytykować ani jednych ani drugich. Chętnie wysłucham argumenty obu stron. Bez osądzania i wartościowania.
Próbowałem trochę postąpać po po Matce Ziemi, ale znowu zaczęło lać i musiałem się schronić u znajomych, pod Ojcem Dachem. 🙂
Kocura Vesper powinni na zasadzie wyjątku wypuścić z tego schroniska. Widać przecież, że robi strajk głodowy, bo chce być w swoim domu, u wybranego Personelu, a nie w żadnym głupim azylu. 👿
O motywacjach Urbana w sprawie języka „Nie” wiem z czytanego przed laty wywiadu z nim. Ale oczywiście zdarza się, że z czasem ludzie swoje motywacje reinterpretują. 😉
A czytanie i cytowanie czasem różnych oszołomów mnie się wydaje potrzebne, choć dla czytającego może być bolesne. 🙄 Bo kiedy nie wiem, co i jak ci ludzie myślą, jestem trochę jak pijane dziecko we mgle, z niejasnym i nieadekwatnym obrazem rzeczywistości. Sami powiedzcie, czy z obecnej polskiej rzeczywistości można coś rozumieć, nie mając pojęcia o ludzie smoleńskim, ludzie radiomaryjnym, czy ludzie 24salonowym? Czy mógłbym przyjechać do kraju i pogadać choćby z taksówkarzem, nie wiedząc, że takie zjawiska istnieją i jaką się posługują argumentacją?
No i jest jeszcze to, że wspólne pośmianie się z czegoś rzeczywiście bywa dobrą odtrutką. Mnie nawet wręcz trudno znaleźć lepszą. 😉
Vesper- mam nadzieje, ze kocinek wydobrzal po twojej wizycie i bedzie mogl wyjsc do domu wkrotce, wyleczony.
Ciekawostka z mojego zakatka, swiat sie jednak zmienia. Oto w zachodniej preriowej prowincji ropa naftowa plynacej, Alberta bowiem to taki kanadyjski Texas, w poniedzialek odbywaja sie prowincjalne wybory. Ciekawe jest to, ze po pierwsze primo, obie kandydatki to kobiety, a po prugie primo, ze obie reprezentuja konserwatywne partie, ktore rzadza ta prowincja od zawsze. Ale co jest jeszcze ciekawe po drugie primo to to, ze jedna z tych konserwatywnych kandydatek akceptuje aborcje i malzenstwa gejowskie. Co oznacza, ze konserwatyzm niekoniecznie musi by serwowany Tea Party style. Koniec dotychczasowej wersji konserwatystow jako niewyedukowanych wariatunciow wstecznictwa wymagajacych re-edukacji? I think so.
Meanwhile: nasza najbardziej lewicowa partia federalna z najbardziej progresywnymi haslami rownosci i postepu dla wszysking disadvantaged: kobiet, mniejszosci rasowych, ludnosci aborygenskiej oraz invalidow na swoim sztandarze po raz kolejy wybrala na swojego przywodce bialego starszego faceta. Trocki sie w grobie przewraca, nie mowiac juz o Rozy Luxemburg.
Milej niedzieli wszystkim. My udajemy sie na knajpiany proszony obiad w niemieckiej restauracji. Beda sznycle, ogony i golonki. Ugh…
Ogonki i golonki? Ci Niemcy to lubią pieskie żarcie… 😉
Ja właściwie od dawna, używając określeń „konserwatyści” czy „liberałowie”, „prawica” czy „lewica”, odczuwam dyskomfort, bo te pojęcia przestały mieć, że tak powiem, realne desygnaty. 😉 Przemieszało się wszystko tak, że czasem strasznie trudno nakleić jakąś etykietkę. No, ale z drugiej strony jak mówić o czymś, nie nazywając tego, choćby ułomnie i nieprecyzyjnie? Więc próbuję mówić, biorąc to, co jest i mając świadomość, że nie do końca o to chodzi. 😉
Jeszcze odnośnie „pana dyrektora”. Mam wrażenie, że jest on swoistą odsłoną Zeitgeista. I pojawia się dylemat, z jakim zmaga się KrK. Przyjmujemy po całości czy wybieramy z karty 🙄
Największy dylemat to jest chyba dla wierzących. Bo my, ateiści 😉 możemy po prostu się odwrócić i powiedzieć – z tym i z tym panem nie chcę mieć nic do czynienia, a jeżeli to oni są typowymi przedstawicielami instytucji, to również z ich instytucją. A wierzący mają jak z krewnymi – wnerwiają czasem do żywego, wstyd przynoszą i trudni są do zniesienia, ale przecież trudno ich się wyrzec. 😉
Jotko, uścisk łapki dla Suni. Bardzo się cieszę, że jej się poprawiło. 🙂
vitajcie! Jest trochę zamieszania ale to jeszcze nie ten czas 🙂 że tak powiem 🙂 Bobiczku Ty masz serce gołębie 🙂 A tak z ciekawości to chyba jednak wierzysz że ktoś ,że coś, nie wiadomo dlaczego , nie wiadomo gdzie?…. itd 🙂 i …. bo niby po co to wszystko ?? :):)
jak widać można i tak . milego tygodnia 🙂
I w tym całym bałaganie, przepraszam jeżeli kogoś to uraża, najważniejsze jest to, że Sunia postanowiła jeszcze z nami pobyć – to jej decyzja, tak twierdzi nieludzki – a dla nas jest to certyfikat najwyższej rangi. Koty też trzynają pion, mimo bójek, w jakie się codziennie wdają. Niezłe z nas stado 😉
Jotko, niezłe ale jakie kochane stado 🙂
Są już pierwsze wyniki wyborów we Francji
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11592249,Francja__Hollande_wyprzedza_Sarkozy_ego__obaj_w_2_.html
Hollande chyba wygra II turę 🙄
Irku, tylko jesli ci co glosowali na Marine Le Pen (dostala ok. 20% glosow) zaglosuja w drugiej turze na Hollande’a.
Dla Agi, trochę dzikiego ogrodu
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/ZywiecGruczoOwaty?authkey=Gv1sRgCLCrtIKDtdnwSQ
Irku,
dziekuję 🙂
Nie podejrzewam, by prawica skupiona wokół Marine Le Pen oddała głosy na socjalistę.
Ja tez, Irku. Dlatego sadze, ze Sarkozy jednak w koncu zbierze te glosy niezadowolenia na prawicy.
Bobiku, już pytałam, czy by nie wypuścili mojego kocurka. I wypuściliby, gdyby nie to cholerne szczepienie przeciwko wściekliźnie. Gdyby przed szczepieniem kogoś z nas ugryzł, to znowu by trafił na dwutygodniową kwarantannę. Może więc rzeczywiście jest sens, by tę obserwację odbył i został oficjalnie zaszczepiony. Jutro znów tam wpadnę z kilkoma puszkami smakołyków, co by i inne kocie bidy sie najadły i zapytam. Jeśli je tylko przy mnie, to będę wpdadać dwa razy dziennie. Mam jednak nadzieję, że w sobotę przerwał strajk i będzie wracał do zdrowia.
Trzymam kciuki za Wasze zwierzaki i dziękuję za zdjęcia od Irka. 🙂 Ciekawe, jak Kot Mordechaj znosi nieobecność Heleny i czy szykuje jakieś niespodzianki na powrót krnąbrnego Personelu.
Też trzymam kciuki za Jotkową sunię i za mojego kocurka. A do schroniska będę wpadać nie wpdadać, bo Bogiem a prawdą, nie wiem jak się wpdada 😳
Dobry wieczór Koszyczkowi,
Vesper 🙂 jak to nie wiesz, jak wiesz? Się wpada i się daje (jeść) 🙂 Razem: wpadada.
Wciąż Was czytam z niesłabnącym zapałem, uczę się moc. Cudni jesteście!
vesper, tak się wp a dada : http://www.youtube.com/watch?v=6ef_wJegoyo
Nie na temat. Marek Jesionkowski: O pracę wyzwoloną – http://lewica.pl/?id=26359 , polecam.
Wyjątkowo przeczytałem całe. Marks przynajmniej był oryginalny, no i proponował parę atrakcji, jak np. fizyczna eksterminacja i takie różne, a tu, towarzysze, jakoś tak mało pryncypialnie, z konformistycznych pozycji. 😈
Czy gdzieś można kupić koszulkę z towarzyszem Che w rozmiarze 3XL? 🙂
W Rzymie nie najgorsza pogoda, a jak to wszystko deszcz trochę obmywa, to dopiero się tam wszystko burzy na zielono i pieni kwieciście.
Ech, mam nadzieję, że Helena jakieś zdjątka jednak pokaże.
Mogłaby się odezwać i pomachać łapą Mordki.
Zmęczonym, więc tym wpisem dobranockuję wszystkim, a Bobika szczególnie serdecznie przytulam. 🙂
Tak mi wypadło, że cały wieczór miałem zajęty i teraz wpdadam już właściwie tylko powiedzieć dobranoc. 🙂
Jak widać, szybko przyswoiłem sobie od Vesper nowe słowo, a od Bourvila frazę „tout va bien quand on est à dada”. 😀
A we Francji stawiam w 2 turze raczej na Hollanda. Na niego mogą głosować wszyscy ci, którzy po prostu są niezadowoleni z obecnego rządu i nie chcą Sarko – a takich jest sporo. Ale zakładać na wszelki wypadek się nie będę. 😉
No, OK, jestem juz w domu, choc zla ak osa na Alitale, ktora zgubila mi wlasnie wallizke pelna nowych butow i tanich wloskich marlboroghow.
Wiec tymczase tylko jedna anegdota, bo mi pasuje; kupujemy z Kuma na Campo di Fiori truskawki – dwa koszyczki za 3 euro, bardzo czerwone, „prawdziwe neapolitanskie” mowi sprzedawca, probujac zgadnac z jakiego my kraju. Po paru chybionych probach odgadniecia, odpowiadamy (dla unikniecia zbyt dlugiej wymiany zdan), ze z Polski.
Polonia! – wykrzykuje ucieszony Neapolitanczyk od truskawek i twarz jego ludowa przybiera wyraz sympatii graniczacej z czuloscia. „Polonia! K..a jego mac, ja pier…le! w Sciebrzeszynie chrzaszc brzmi w cinie!”
😯
Odsapnij sobie , Heleno, co bez Marlboro powinno byc tez osiagalne.
A ja slucham Massachusetts, bo jakos mi Robin Gibb chodzi teraz po glowie.
http://www.youtube.com/watch?v=Iyog5mgvRK8
Wrocilismy do domu po niemieckiem obiedzie w restauracji Blackforest. Powiem tyle, tort Blackforest, co tutaj oznacza biszkopt nasaczony Kirchem, przekladany masa czekoladowa i wisniami we wlasnym wisniowym syropie, z kwaskowa serowo-smietankowa polewa, a na to jeszcze troche czekolady i wisni!!! nie wiem co moze byc lepsze. Na pewno wynagrodzilo to nam te prosiece ogony i inne rozgotowane miesa w kapuscie.
Ago, pewnie ze jezyk jest wazny. Ale mnie jakos trudniej jest zniesc owe piedszczotkiwe dziamgolenie, owe dzieciatka, pieniazki, domeczki, msze swiete, niewiasty i cala reszte kosciolkowo spreparowanej nowomowy, niz dosadne polskie macie.
I nie ma sily – tak samo jak wylaczam program tv gdzie sie smieja w tle, tak samo wylaczam sie, jak sie natkne na zdrobnieniuncia. Paskudne slowa przez tyle lat zycia nauczylam sie omijac, a to pieszczotliwe ciamciadranstwo to dla mnie nowe i jestem nieuodporniona.
Poza tym informacja jest informacja, a Urbanowi trzeba przyznac, ze informacje ma dobra. Tak samo jak Jonasz. I to jest dla mnie wazne, bo dostep do informacji mam z powodu odleglosci i kosztow utrudniony.
Ale chetnie przeczytam kazdy polecany i dostepny artykul nawet w „Gosciu niedzielnym”.
„B und B” slonecznie (za lekka mgla) poniedzialkowo wita 🙂
brykam
szeleszcze 🙂
herbata cos dzemowego do i sniadanie gotowe
brykam 🙂 😀
magnolie kwieciscie
pozycje cierpliwie
brykam fikam
kroliku, Schwarzwäldertorte nr.1 oczywiscie, razem z Sachertorte
ale to wiedenczyk 😉
bywa
🙂 😀
Warunki środowiskowe do rozwoju inteligencji mamy lepsze czy gorsze niż przed wiekami?
– Śledziłem ostatnio losy wybitnych twórców z epoki Darwina. Oni wszyscy bez wyjątku byli wolnymi strzelcami. Nikt nie pracował zawodowo. Mieli bogate spadki, było ich stać na to, żeby realizować się w jakiejś dziedzinie nauki. Także przykłady współczesnych genialnych umysłów – jak twórca Apple’a Steve Jobs – pokazują, że do rozwoju inteligencji potrzebna jest wielka swoboda i nieograniczone możliwości materialne. A dziś prawie wszyscy chodzimy w „mundurach”. Mało kto może dziś sobie pozwolić na niestandardowe ścieżki swojego rozwoju. Na szczęście zdarzają się osoby, które jeszcze potrafią wyłamać się ze schematu. Choć nie zawsze w dobrym kierunku. Mam na myśli różnego rodzaju osoby o skłonnościach paranoidalnych.
moze wiec powszechny dochod gwarantowany?
Więcej… http://wyborcza.pl/1,75248,11586987,Nasze_mozgi_to_energozercy__Trzeba_o_nie_bardzo_dbac.html?as=2&startsz=x#ixzz1sqOF323u
Bry!
Zgłasza się B z L pod W 🙂
Słońce też!
Nie bardzo rozumiem, czemu Jobs ma być genialny. Jego deifikacja to dość zagadkowe jest i, jak moja ulubiona felietonistka z Guardiana pisze, największy sukces Apple.
A takie uproszczenia o tych genialnych umysłach to … Einstein był bardziej genialny, a na etatach pracował.
Dzień dobry 🙂
Jak miło, że Helena już w pieleszach 😀 , chociaż wiele milej byłoby, gdyby wróciła z butami i petami.
Teraz czekam jeszcze z niecierpliwością na pokazanie się Mordki, bo… Bo przyznam Wam się do czegoś, jak nie rozgadacie. Pies jednak potrzebuje Kota, żeby mógł poczuć pełnię swojej psiości. 😳 Ale oczywiście żaden pies tego zbyt chętnie nie ujawnia. 😉
Do serca przytul psa,
weź na kolana kota…
weź lupę, popatrz na to jak daleko jest robota…
😉
Jestem, Bobik, jestem, nie placz. 😈
Tadeuszu, ale przynajmy, że praca pracy nierówna. 😉 Einstein z początku urzędniczył, ale potem jednak prowadził żywot profesorski, co – zwłaszcza w czasach przedbolońskich 😉 – zostawiało dość dużo czasu i „wewnętrznej przestrzeni” na główkowanie, a i wyżyć z tego jakoś się dało. Gdyby był dzisiejszym pracownikiem korporacji, to – zgodnie z regułami tejże – zostałby wyciśnięty jak cytryna i Ukochanej Firmie oddałby wszystkie swe siły. A gdyby się zaparł i postanowił zostać np. pracownikiem naukowym w Polsce, to żeby wyżyć musiałby brać bądź ile fuch i też mało miejsca zostawałoby mu na rozwijanie skrzydeł.
Pewnie, że są tacy, co się przebiją w każdych warunkach. Ale wydaje mi się, że bywają też potencjały, które przez warunki się marnują. Bo genialność „mózgowa” niekoniecznie musi iść w parze z odpornością psychiczną, zaradnością, wytrzymałością, etc.
Inna rzecz, że tak było zawsze i zapewne tych zmarnowanych potencjałów jest w historii na kopy, tylko przez to, że nie zdołały zabłysnąć, nikt o nich nie wie. Bo genialność genialnością, ale łut szczęścia też nie zawadzi. 😉
Robota? Czy zawsze trzeba myśleć tylko o niemiłych stronach bytu? 👿
Mordko, słyszałem, że przez Alitalię nie zostaniesz na razie Kotem W Butach. 🙁 Ale chyba Twoja Stara przez ten fatalny zbieg okoliczności nie każe Ci robić za Kota W Pantoflach? 😯
Odleciały z Alitalią ulubione cygarety
zagrożone wyniszczeniem pozostają twe skarpety
włoski spisek, może mafia, całe stado strzał zatrutych
na Helenę nagle spadło, bo porwali także buty!
Walizka podobno sie odnalazla w Rzymie , ale bedzie dostarczona dopiero wieczorem.
To jest ostrzezenie, by na lotnisko przybywac w ostatniej chwili, a nie na trzy godziny przed lotem.
No nic. Najwazniejsze, ze w czasie nieobecnosci w Londynie przybyl nowy czajnik, ktorego wczesniej zabraklo na skladzie.
Life is beautiful. We’re back in business. 😈
Czyż darować mamy spisek na Heleny dobra wszystkie?
Pamiętamy Alitalii podły zamach na walizkę!
Nie spoczniemy, nie siądziemy sobie cicho na ogonach,
póki sprawa ta do końca nie zostanie wyjaśniona! 👿
Śmieszną rzecz właśnie usłyszałem. Podczas wczorajszych wyborów we Francji nie wolno było, jak to zwykle, podawać wstępnych wyników przed zamknięciem lokali. Ale sprytne Francuzy znalazły sposób na obejście tego, odczytując takie np. prognozy pogody: Budapeszt – 27 stopni, Amsterdam – 28, Norymberga – 18,5. I wszyscy wiedzieli, o co biega. 😈
Opowiem o Misji, bo wiem, ze czekacie z niecierpliwoscia. 😆
Upewnilam sie ostatecznie, ze cos tu bylo z metafizyki, ale nie umiem wytlumaczyc na czym to polega. Wiem, ze musze wrocic jednak do zdarzen sprzed 44 lat, czasow mojego pierwszego 5-miesiecznego pobytuw Rzymie, kiedy czekalysmy na „amerykanskie papiery”.
Otoz ktoregos dnia zglosil sie wtedy do mnie naslany przez przyjaciolke jakis Wloch, powracajacy z delegacji w Polsce, cos tam przywiozl, ale powiedzial tez, ze nazajutrz wraca do siebie do domu w Toskanii, bedzie jechal samochodem przez Florencje i jak chce ja zwiedzic, to moge sie z nim zabrac i jeszcze kogos zaprosic.
We Wloszech utrzymyala nas przy zyciu zydowska organizacja pomocy Joint, ktora wyplacala skromne ale wystarczajace do oplacenia wynajetego pokoju i zywnosci pieniadze. Przy odpowiednm gospodarowaniu straczalo ich nawet na okazjonalne wejscie do muzeum, wypicie na miescie kawy czy zjedzenie pizzy i paczke papierosow (najtanszych wloskich, Nazionale) dzienie.
Wiec z tej propozycji bardzo sie ucieszylam i zaprosilam moja owczesna kolezanke z „naszej grupy” – Tanke P.
Tanka, studentka z UJ, byla nieziemsko piekna, bardzo podobna do Ewy Demarczyk, ale mlodsza i ladnejsza. Byla tez osoba bardzo zabawowa, niefrasobliwa, i troche malo odpowiedzialna. Ale great fun.
Moi rodzice bez slowa zgodzili sie poczynic pewne oszczednosci i zaopatrzyc mnie w sume niezbedna na przenocowanie we Florencji, pojscie do muzeum i powrot pociagiem. Bo nie wiadomo kiedy bede miala nastepna okazje w zyciu zwiedzic Florencje, a kazdy u progu zycia powinien Florencje zobaczyc, powiedzial Ojciec.
To samo miala zalatwic u swoich rodzicow Tanka.
I kiedy nazajutrz dojezdzalysmy juz z przygodnym Wlochem do Florencji, Tanka spuscila bombe: otoz nie dostala ona od swoich ani grosza i jest na moim utrzymaniu.
To zasadniczo zmienialo postac rzeczy, bo znaczylo, ze nie mamy ani na wspolny nocleg, ani na powrot do Rzymu nazajutrz.
Nie powiem, bylam raczej wscekla, zgadujac, ze bedziemy musialy wracac autostopem (przed czym wszyscy we Wloszeh osrzegali), pogda byla paskudna (pierwsza polowa grudnia), bylam nieodpowiednio ubrana (nasze bagaze jeszcze nie doszly).
Dojechalysmy do Florencji kiedy robilo sie juz ciemno, deszcz zacinal, wiatr dmuchal. ludzie nie siedzieli przy stolikach na zewnatrz tylko ogrzewali sie w knajpach i opychali sie bisteccami alla fiorentina. Muzea byly zamkniete.
Tanka byla w znakomitym humorze i wcale se nie przejmowala gdzie wieczorem zlozymy glowy. Zaciagnela mnie do pierwszego napotkanego lokalu, z ktorego dochodzila muzyka. Byl to, jak sie okazalo, jakis mlodziezowy klub, gdzie tanczono i pito wino.
Niemal natychmiast mialysmy towarzstwo jakichs mlodych Wlochow, ktorzy nie tylko gotowi byli tanczyc z nami do rana, ale stawiali wino i pizze.
Powiedzieli tez, ze istnieje jakies mlodziezowe schronisko, gdzie mozna za grosze sie wyspac, ale za pchly nie odpowiadaja.
Kolo polnocy udalo mi sie wyciagnac Tanke z klubu i faktycznie dobrnelysmy do schroniska.
Deszcz dalej zacinal, cala noc gryzly mnie pchly, w sercu wzbierala wscieklosc na Tanke, wiec zasnelam dopiero nad ranem.
I przysnil mi sie sen, bardzo jaki uspakajajacy: ze spotkamy na miescie Polakow i oni nam pomoga dobrnac do Rzymu, bez koniecznosci lapania autostopu.
Rano zapowiedzialam bardzo surowo, ze udajem sie do Uffizii. gdzie bedziemy ogladac wszystie wspanialosci florenckiego malarstwa.
Tanka stulila uszy po sobie i z rezygnacja w glosie zgodzila na ukulturalniajaca wycieczke do muzeum. Nie miala wyboru.
I wlasnie kiedy po zwiedzeniu Uffizii wybieralam sobie karteczke w muzealnym sklepiku i rozmawialam ze sprzedawca, nad uchem odezwal mi sie meski glos po polsku: pani jezyk wloski jest okropny, pewnie jest tu pani od niedawna.
Nieznajmy mezczyzna w srednim wieku usmiechal sie do mnie przyjaznie, a kiedy zaczelismy sie sobie przedstawiac, uslyszalam nazwisko dobrze mi znane – z Zycia Literackiego, gdzie czesto pojawialy sie jego wiersze – Jerzy Hordynski.
Tak jak przewdzialam w moim snie, jeszcze tego samego dnia pod wieczor wracal do Rzymu – wraz z wianuszkiem polskich siostr z Watykanu, tez na wycieczce. Nie mial absolutnie nic przeciwko temu abysmy tez wrocily ich watykanskim autobusem, ale przedtem jeszcze zwiedzily wspolnie z nim i siostrami Duomo, pare innych zabytkow, zjadly skromna (a dla nas krolewska) kolacje, i przed polnoca powinnismy wszyscy powrocic do Wiecznego Miasta.
Zwiedzac z Panem Hordynskim bylo przyjemnie i wesolo, i „edukacyjnie”. Mieszkal we Wloszech od lat, bo jak powiedzial, ma jakas skomplikowana chorobe pluc i tylko we wloskim klimacie czuje sie dobrze.
Kiedy jechalismy do Rzymu wypytywal mnie dokladnie o nasza emigracje i o tym jak spedzamy czas w Rzymie.
Wspomnialam mu wtedy, ze chodze czesto sladami Norwida – a to kosciol, gdzi byl bierzmowany i otrzymal drugie imie Kamil, a tu pisal Pierscien Wielkiej Damy etc. Az mu sie oczy zaswiecily kiedy dowiedzial sie, ze nie wiem nic o tablicy z wierszem Norwida w kosciele na via del Quirinale, bardzo blisko naszego wynajmowanego pokoju. Umowilismy sie natychmiast, ze mnie tam zaprowadzi i pokaze pomnik i obraz sw. Stanislawa Kostki i te tablice z wierszem.
I tak sie stalo. POkazal mi tablice z wierszem i pomylka i wymusil przyrzeczenie, ze bede zawsze dopisywala grubym czarnym flamastrem wypuszczona litere „Y” nad slowem „w(Y)stepujac”. Ilekroc bede w Rzymie.
Z Panem Hordynskim spotykalismy sie jeszcze wiele razy az do mojego wyjazdu do Ameryki (w koncu lutego 1969 r.) Byl nieslychanie przyjazny i mily, mysle, ze troche wzruszony moja miloscia i powaznym stosunkiem do Norwida. Mialam ze soba wszystkie piec tomow podredakcja Gomulickiego i je nieustannie studiowalam.
Proponowal mi nawet jakies chaltury w Radiu Watykan (chodzilo o czytanie) ale bylismy juz jedna noga w Ameryce.
Ciag dalszy, metafizyczny, nastapi.
No piękne peregrynacje włoskie!
Bobiku, pewnie, że tak jest z genialnością. Taki sam darwinizm jak wszędzie indziej. Może to i dobrze. Czasem człowiek się irytuje ile to ludzi mądrzejszych od niego….
O, przypomnialam sobie – to co mnie gryzlo w schronisku nazywa sie chyba pluskwy, a nie pchly. 😳
Jak go zwał, tak go zwał. Jeśli gryzie, to Złe. 👿
No, chyba że ja gryzę. Bo robię to oczywiście wyłącznie w imię Dobra. 😈
Pierwszy raz moglam spelnic przyrzeczenie dane Jerzemy Hordynskiemu pare lat pozniej, kiedy spotkalam sie w Europie z owczesnym Ukochanym, dobrze zapowiadajacy sie pisarzem, krytykiem i tlumaczem. Troche sie opieral i wznosil oczy do gory, ale dal sie zaciagnac do tego kosciola, gdzie moglam odnowic bleknaca litere Y.
POtem bylam jeszcze raz, z Ojcem, dwa lata przed Jego smiercia, kiedy wpadl do Rzymu na jakas jednodniowa konferencje naukowa. Wzielam wtedy nawet taksowke, ale poprawiac nie musialam, bo literka byla najwyrazniej niedawno zaczerniona.
Ten obecny wyjazd do Rzymu zorganizowala nam Kuma, ktora pare miesiecy przedtem wyglaszala referat na konferencji Miloszowskiej w Rzymie organizowanej przez rzymki Instutut Polski. Zaprzyjaznila sie wtedy z jego dyrektprem, bardzo uroczym panem Jaroslawem Mikolajewskim, poeta, tlumaczem, italianista, ktorego piekne i dlugie eseje o Rzymie nie tak dawno temu ukazywaly sie w odcinkach w GW, a teraz wyszly oddzielna ksiazka. Poprosila go wtedy czy nie moglaby przyjechac do Rzymu z przyjaciolka i Mikolajewski sie zgodzil. Przygotowano dla nas piekne „goscinne mieszkanie” w gmachu Instituto Polacco.
Wpuscil nas do niego poznym wieczorem po przylocie w ubiegla niedziele, a nazajutrz rano odwiedzilysmy go w jego biurze, przed wyjsciem na miasto.
W czasie rozmowy wspomnialam o mojej „misji” w kosciele S. Andrea al Quirinale i wtedy Pan Jaroslaw powiedzial cos, co mnie scielo z nog. I to jest ten moment metafizyczny.
Otoz kiedy kilka lat temu zmarl Jerzy Hordynski, okazalo sie, ze wloski kamieniarz umieszzajac mosiezne litery na jego pomniku pomylil sie i wypuscil litere „Y” w nazwisku. Zamiast Hordynski , umiescil HORDNSKI. Po to by ten napis zmienic potrzebne byly jakies skomplikowane procedury biurokratyczne i zezwolenie Zarzadu Cmentarza.
Wiec trwalo to i trwalo, a pracownicy Instytutu regularnie dodawali czarnym grubym flamastrem brakujace Y!!!
W koncu zostalo to zalatwione z pominieciem formalnosci – ktos kiedys przyszedl na cmentarz, literki poodkrecal, wstawil jedna brakujaca i obecnie jest tak jak trzeba.
Ktos to moze wytlumaczyc prawami fizyki i chemii, czy zostaje juz tylko metafizyka? 😯
Ciag dalszy nastapi.
Ale numer! 😯
Ja wprawdzie nie muszę się odwoływać do metafizyki, bo od zawsze uważam, że Przypadek jest genialnym dramaturgiem, ale na takie historie niezwykle jestem łasy. 🙂
Moja Kuma takie rzeczy rozumie. Nie mrugnela, kiedy po wyjsciu ze spotkania z Jaroslawem Mikolajewskim oznajmilam, ze idziemy do tego swietego Andrzeja na Kwirynale poprawiac tablice z wierszem.
Udalysmy sie wiec w moje dawne strony, w kierunku Fontanny di Trevi (zaliczone, monetka wrzucona!), potem na via Rasella, gdzie wynajmowalismy przed laty pokoj u Signory Anny, zrobilysmy sobie zdjecia przd brama z jednym z obecnych mieszkancow, zwiedzilysmy liczne sklepy w poszukiwaniu grubego czarnego flamastra, powspominalysmy dawne czasy, pokluczylysmy troche w starych uliczkakch i po zjedzeniu kanapek na schodach Kwirynalu, niegdys papieskiego palacu letniego, a obecnie siedziby prezydenta, udalysmy sie ( o, jak mi kolatalo serce!) na spotkanie z tablica i „perla Baroku” jak ten kosciol nazywany jest we wszystkich przewodnikach po Rzymie.
Kiedy jednak dobrnelysmy do perly pinkwolonej Baroku okolo 1-ej w poludnie, okazalo sie, ze jest ona zamknieta na sjeste do 3:30 i trzeba bylo wizyte odlozyc na inny dzien naszego pobytu.
Stalo sie to dopiero w ubiegla sobote.
Przyszlysmy dostatecznie wczesnie. Po kosciele petaly sie jakies wycieczki wysluchujac wykladow o Berninim, mysmy pognaly na gore po uiszczeniu odpowiednje oplaty w biurze.
Na szczescie tam bylo pusto, chwilowo.
Nie wiem dlaczego ale pamietalam ten pomnik jako w calosci bialy, z bialego marmuru – moze przez ten wiersz Norwida (… ku stronie, w ktora Stanislaw blade zwracacl skronie), ale on bialy nie jest. Biale sa tylko twarz, rece, gole stopy. Jest zlepiony z kilku kolorow marmuru, i wyglada znacznie lepiej niz na tych zdjeciaich, ktore odszukalam przed wyjazdem. Ale sam pokoj sie zmienil. Wstawiono don tyle jakichs antycznych mebli , ze po wejsciu do ” komnaty, gdzie Stanislaw swiety zasnal w Bogu”, trzeba go wizualnie szukac posrod tych obiektow.
Podobnie pokoj w ktorym znajduje sie tablica. Kiedys mozna sie bylo wspiac na palce i dopisac literke, teraz od tablicy odgradza zwiedzajacego wysoka antyczna (pewnie XVI -XVII wiek) konsola, siegajaca mi do ramion. Specjalnie wstawiona pewnie aby nikt nie dopisywal Y. Ani ja (1, 57m), ani Kuma (ok. 1.70m) nie moglysmy do tej tablicy dosiegnac.
Trzeba bylo sie przegrupowac i to szybki, zanim bylysmy chwilowo same i dojda tu widziane na parterze wycieczki z prowincji.
Wdrapac sie na ciezka antyczna konsole w zadem sposob sie nie dawalo. Ale obok, przy sasiedniej scianie staly dwa wysokie antyczne trony, chybotliwe i nie wygladajace na takie, ktore wytrzymaja moj ciezar ciala. Siedzenia obite czerwonym welwetem zapadaly sie przy nacisnieciu dlonia. Miedzy nimi znajdowal sie jeden z trzech obrazow przedstiawajacy „cud” Stanislawa – trzeba bylo te cuda na gwalt wymyslac, wiec byly tam, jesli dobrze pamietam jakies kobiety „powstale ze zmarlych”, jakies uleczone dzieci, zas jeden obraz jak glosil napis po wlosku i po polsku przedsatwial Swietego „ktory z pomoca zimnej wody walczyl z metafizyczna pokusa”, co Kuma odpowiednio skomentowala, ale nie wypada mi i nie zamierzam powtarzac aby nie ranic znanych nam skadinad uczuc. Czulam, ze mnie tez w tym momencie przydalaby sie zimna woda, bo sie tak balam tego co zamierzalam zrobic.
Nie bylo jednak wyboru. Trzeba bylo kosiol troche przemeblowac.
Jeden z tronow podsunac do konsoli, wdrapac sie na wysoki bezcenny antyk i poprawic dopisana literke, ktorej zupelnie juz nie bylo widac . Postawilam Kume na warcie, a sama zabralam sie za przesuwanie mebli.
Nie spadlam. Ani tron, ani konsola sie nie zawalily. Opierajac sie jednym kolanem na konsoli, druga noge trzymajac na tronie, trzesac sie ze strachu wyciagnelam flamaster i dopisalam.
Kazdy moze pojechac i zobaczyc.
Kuma zrobila zdjecie (zalujac okrutnie, ze nie mogla tego uczynic, kiedy ja wykonywalam criminal damage na tablicy i moze mi przysle).
Wrocilysmy jeszcze do pokoju z pomnikiem i obrazem. Znalazlam to miejsce na ramie, gdzie moglo byc gesso z roza – dokladnie tak jak opisane jest w wierszu. Rama zdobiona jest groszkowym szlaczkiem i wlasnie kiedy starannie ja ogladalam, zobaczylam na podlodze dwa zczepione ze soba, pozlacane drewniane groszki. Widac na nich jak sprochniale jest drzewo z ktrego wykonana jest rama.
Podnioslam je z ziemi i schowalam do torebki, zanim jaka sprztaczka wciagnie je odkurzaczem.
Mam je. Cos na ksztalt relikwii z wiersza. Chwile pozniej weszla duza wyceczka.
Perly Baroku nie obejrzalysmy wlasciwie, bo tak sie trzeslam ze zdenerwowania, ze musialysmy szybko wyjsc i zakupic jakies buty.
Co tez zostalo wykonane. 🙂
Piękna opowieść. Choćby dla niej samej warto było jechać do Rzymu. 🙂
A czy pan Mikołajewski nie mógłby niejako „w testamencie” przejąć obowiązku dopisywania Y, kiedy zblaknie? 😉
Uwazam, ze KAZDY, kto przychodzi na Blog Bobika powinien przyrzec, ze bedzie dopisywal Y. Az do Konca Swiata.
A, proszę bardzo, ja mogę od razu przyrzec. Choć sądząc z opowieści, łatwiej by mi było, gdybym nie był psem, tylko szympansem. 😆
Przeczytałem wywiad z Gowinem
http://wyborcza.pl/1,75478,11592559,Gowin__Chce_zatrzymac_rewolucje.html
z bardzo niemieszanymi uczuciami. Jego obawy, że podpisanie konwencji przeciwko przemocy wobec kobiet uderzy w podstawy naszej kultury i spowoduje jakowąś straszliwą rewolucję, wydają mi się – że polecę otwartym tekstem – czymś w rodzaju kuku na muniu. Ale i co do jego rozeznania w rzeczywistości miałbym poważne zastrzeżenia. 🙄 Np. takie stwierdzenia:
Przemoc należy zwalczać zawsze. (…) Ale w zachodnim kręgu kulturowym źródłem przemocy nie jest tradycyjna rodzina. (…) W Polsce przyczyną przemocy domowej jest przede wszystkim alkoholizm i nie ma ona nic wspólnego z naszą kulturą, którą cechuje szczególny szacunek wobec kobiet.
Minister sprawiedliwości, który nie wie, że w Polsce najwięcej zabójstw zdarza się właśnie w tradycyjnej rodzinie? 😯 Który chce „zwalczać przemoc”, ale tak, żeby generującej ją – a jakże! – tradycyjności nic nie zagroziło? 😯 Który uważa, że alkoholizm nic nie ma wspólnego z naszą kulturą? 😯 Który całowanie rączek poza domem i pranie po pysku oraz zaganianie do garów w domu uważa za szczególny szacunek wobec kobiety? 😯
Panie B., chroń polskie kobiety przed przyjaciółmi takimi jak Gowin, bo już chyba prędzej obronią się przed wrogami. 🙄
Oooo, a nawet OOOOOOO!
Helena z Mordką wrócili! 😀
Niby robota mnie za nogawkę szarpie, ale przecież nie odmówię sobie przeczytania relacji.
Alez to, Bobik, idzie od Tuska, nie od Gowina!
Jesli Tusk powiada (a powiada), ze nie „bedzie zadnej rewolucji obyczajowej”, ale beda reformy ekonomiczne, to on nie rozumie, ze NIE SPOSOB robic dzis reform ekonomicznych bez rewolucji obyczajowej! W jaki spoosb moze on oczeiwac, ze np kobiety beda pracowac do 67 r. zycia nie zastanawiajac sie jak rozwiazac kwestie opiki nad starymi rodzicami czy tesciami? Kto sie dzis tym zajmuje jak nie kobiety w 99%? Kto w wiekszosci zajmuje sie opieka nad niepelnosprawnymi czlonkami rodziny czy spolecznosci?
To ja też przyrzekam, mam ręce długie jak szympans, a co. 🙂
Ministrowie mają zalecenie, żeby koncentrować się na priorytetach z exposé. W moim przypadku to usprawnienie pracy sądów i deregulacja.
I tego się trzymajmy, tow. ministrze. 😎
Nie będę się kłócił z tym, że Gowin nie jest jedyny z takimi poglądami, bo też tak uważam. 🙂 Zacytowałem jego, bo on udzielił tego wywiadu. Ale oczywiście, że polityka rządu wielu rzeczywistych problemów kobiet nie bierze pod uwagę. Bo łatwiej wszystko zamydlić tym nieszczęsnym całowaniem rączek. 🙄
Uff, walizka wlasnie dojechala!
Dzieki, Wielki Wodzu!
A kwestia opieki nad osobami starszymi czy niepełnosprawnymi w tej chwili wygląda w Polsce tragicznie i haniebnie. I bez wahania używam tak dużych słów, bo się z tym akurat problemem od jakiegoś czasu z bliska stykam.
I beda tak, Bobiku, wygladaly, tak dlugo jak dlugo „kwestie kobiece” beda w Polsce „tematem zastepczym”, zas w parlamencie prawo beda stanowic mezczyzni.
Ale przecież jest również dużo kobiet, które uważają, że nie ma sprawy, nie trzeba żadnych parytetów, żadnych specjalnych „kobiecych” praw, żadnego wyrównywania. itd. Jedne powołują się na swoje osiągnięcia („skoro ja mam dobre stanowisko, to znaczy, że każda może”), inne na rzeczony „tradycyjny szacunek”, jeszcze inne na „naturalną rolę”… I właśnie rewolucja w głowach jest tu najbardziej potrzebna, u obu płci. Zrozumienie, że całowanie po rąsiach niewiele daje, kiedy na plecach tkwi olbrzymi garb codziennych, nierozwiązanych problemów. Odbierze ta polska kobieta kwiatek od ministra i wróci do domu, gdzie chłop pijak, nierób i tłuczymorda (i wara od niego, bo tradycję można naruszyć), przychówku pół tuzina (bo ksiądz dobrodziej zapobiegać nie pozwala), starzy rodzice, robota domowa, robota zawodowa (a jak jej nie ma, to jeszcze gorzej), kilka gór do przeniesienia… I podołaj, matko Polko, bo skoro jedna potrafiła, to wszystkie mają potrafić. 🙄
Ach, Heleno, jak stęskniłam się za Twoimi opowieściami. 😀
A co jeszcze robiłyście w Rzymie, jaka była pogoda, może coś o kulinariach, ludziach, cenach.
I w ogóle o wrażeniach, proszę.
Muszę na razie zabrać się za pracę, ale humor mi się znacznie poprawił.
Alkoholizm z kulturą nie ma nic wspólnego, a z obyczajem jak najbardziej.
Wiele problemów, które dotyczą kobiet, to są problemy ekonomiczne, wynikające z braku kasy, tak myślę.
Chociaż pewnie wiele też można by zmienić likwidując niewydolne struktury państwowe na rzecz innych rozwiązań, które w Polsce trzeba jednak bardzo kontrolować.
Znam już takich entuzjastów zakładających rodzinne domy dziecka, które się po kilku latach rozpadały.
To są poważne sprawy.
Siódemeczko, zacytuję z Wiki, bo mi się nie chce samemu definicji wymyślać. 🙂 Kultura najczęściej rozumiana jest jako całokształt duchowego i materialnego dorobku społeczeństwa. Bywa utożsamiana z cywilizacją. Również charakterystyczne dla danego społeczeństwa wzory postępowania, także to, co w zachowaniu ludzkim jest wyuczone, w odróżnieniu od tego, co jest biologicznie odziedziczone.
W tym rozumieniu obyczaj jest jak najbardziej częścią kultury. A stosunek do alkoholu oraz dopuszczalnych/tolerowanych zachowań poalkoholowych częścią obyczaju – jak wiadomo bardzo różnego w różnych społecznościach. U nas, niestety, wciąż jeszcze bardzo wobec pijaków tolerancyjnego, chociaż tu i ówdzie już się to zaczęło zmieniać.
Ło matko, Bobiku! 🙁
Zaraz opowiem o kilinariach, ktore stanowily przeciez bardzo istotna czesc naszej wyprawy.
Ale najpierw pokaze Ruda, w ktorej sie kompletnie zakochalam i ktorej dotad nie znalam:
http://www.google.co.uk/imgres?imgurl=http://www.doriapamphilj.it/img/maddalena450.jpg&imgrefurl=http://www.doriapamphilj.it/maddalena.asp&h=575&w=450&sz=120&tbnid=zgrUXUkwMnBgFM:&tbnh=91&tbnw=71&prev=/search%3Fq%3DCaravaggio%2BLa%2BMaddalena%26tbm%3Disch%26tbo%3Du&zoom=1&q=Caravaggio+La+Maddalena&docid=i2h2WyHtCfXUKM&sa=X&ei=e2KVT771JoGv8AOes6XNDA&ved=0CFQQ9QEwAw&dur=507
W moim przewodniku stoi, ze Jawnogrzesznica zadumala sie nad swym dotychczasowym zyciem i takie tam.
Picu, picu. Moim zdaniem La Maddalena leciutko przysnela, po zdjeciu uprzednio bizuterii.Nie ma wcale twarzy napietej czy przezywajacej jakies meki duszy. Ma fajna chlopska twarz, choc ubrana jest po mieszczansku. Jest w niej wlasnie wiele spokoju ducha, wypoczywa.
To sliczne plotno, niezbyt duze, znajduje sie w przepieknej galerii Doria-Pamphilj (czyta sie pamfili) , w ktorej dalej mieszka rodzina polaczonych Doriow i Pamphilj’ch, bardzo historyczna i bardzo na rozne sposoby zasluzona dla Wloch i Kosciola.. Bardzo polecam (8 euro), wszystko znakomicie tam opisane i jest audiprzewodnik. Narratorem jest adoptowany z sierocinca w dziscinstwi najmlodszy Doria Pamphilj ktory bardzo osobiscie i bardzo ciekawie opowiada o zbiorarch i wnetrzach rozkosznej willi, o przeciekajacym dachu i o tym jak w jego rodzinie gromadzono te skarby kultury.
Ma jeszcze siostre, tez adoptowana z sierocinca i jest miedzy nimi jakis potworny konlikt i skacza sobie do gardla. Zdarza se w najlepsych rodzinach.
Jeden Pamphili pisał teksty piosenek dla Haendla, chociaż był kardynałem. To było jeszcze przed połączeniem rodzin. 🙂
O! Nie wiedzialam. Ale ten spakobierca wspominal chyba , ze Haendel czesto bywal w tej willi.
Może ten spadkobierca też nie wie, że przodek był tekściarzem? 😉
Mysle, ze wie. To bardzo wyksztalcony chlopak.
Ta Maddalena wygląda po prostu na letko… eee, tego… zmęczoną opróżnieniem do połowy stojącej obok karafki. 😈
Co tu ukrywać, i mnie się zdarzało w ciepły dzień, po walkach z karafką, przysnąć ździebko. 😉
Jakby mógł mieć z tego zaiksy, to na pewno by wiedział. 🙂
Tu jedna z bardziej znanych piosenek kardynała.
http://www.youtube.com/watch?v=cSIRLM2awxY
To dlaczego ja to znam jako „Lascia ch’io pianga”? 😯 😳
A, już mi Sierżant powiedział. To jest piosenka z recyklingu. 🙂
To nie wino, Bobiku, tylko perfuma Odor Sanctitatis. Wydzielana podeobno z ran po stygmatach.
Perfuma, perfuma. Każdy tak może powiedzieć. 😎
Ten Caravaggio charakterek miał dosyć nieświęty i wcale bym się nie zdziwił, gdyby modelkę specjalnie częstował „perfumą”, żeby miała odpowiednio przymulony wyraz. 😈
Heleno, ja bardzo proszę, nie przy jedzeniu! 😈
I swear, ja tego nie wymyslilam. Tak stoi w Wikipedii.
Do tej pory myslalalam, ze Odor Sanctitatis to taka metafora, za przeproszeniem ja kogo. Ale nie. On jest prawdziwy albo jakos tak. 😳
co za dzien 🙂 pogoda balkonowa 😀
slonce slonce slonce 🙂 😀
Heleno, walizka dotarla, a zawartosc? kazdy but? 😉
w „butach” przypominasz mi moja zone 🙂 najwazniejsze 😀
ciekawostka
http://www.youtube.com/watch?v=jLTcVmqA2lY&feature=player_embedded
Skłaniałabym się do wniosków Bobika.
Ale nie mam czasu, muszę napierać I(tzn. wprowadzać dane, bo cały rok się leniłam)
Wy tu piszcie, piszcie, a ja to sobie przeczytam, jak wpadnę odsapnąć.
i to
http://www.streetartutopia.com/wp-content/uploads/2012/04/street_art_big_size_15.jpeg
B z B do B i innych 🙂 😀
Rysiu, skoro tu jestes. Czy wiesz dlaczego ja od pewnego momentu nie moge kopiowac niczego z listow w skrzynce?
Dzieje sie tak: Ja zabarwiam na brazowo, naciskam cmd i C, zabarwienie natychmiast znika a portem nie mozna tego Vkleic.
Czy jest jakis inny sposob skopiowania?
Strasznie mnie to wscieka.
Kuma wlasnie przyslala uzupelnienie do Haendla i takie tam, a ja nie moge tego przeniesc na blog
Walizka dotarla z cala zawartoscia.Nawet z bocznej kieszeni nie pdowedzili kartonu papierosow.
Czy slyszeliscie o cudownej jarzynce, ktora sie nazywa „mnisia broda” albo „barba di frate”?
To nasze wielkie odkrycie tegoroczne i dobrze sie stalo bo rzeczona broda ma ledwo 5-tygdniowy sezon i moja bardzo postepowa jesli chodzi o wszystkie nowe smaki E, juz przed moim wyjazdem zamowila dostawe, choc nie wiedziala, ze my sie tym objadamy.
Tak ta jarzynka wyglada:
http://www.google.co.uk/imgres?imgurl=http://aromacucina.typepad.com/.a/6a00d8341cc26e53ef01156fb12c1a970c-320wi&imgrefurl=http://aromacucina.typepad.com/aroma_cucina/2009/05/a-vegetable-by-any-other-
– widzialam ja tu wczesniej w sprzedqzy, podobnie wyglada cos co sie nazywa samphire (tez chyba nie probowalam). BYlam przekonana, ze to jakies wodorosty.
Mnisia (lub kozia) brode podaje sie jako akompaniament do szeroko pojetych ryb i mies, w Rzymie nazywaja ja ciccoria i wystapowala niemal w kazdym menu albo alla vaporro (obgotowana na parze) albo – co sama nieustannie zamawialem w lekkiej otoczce z oliwy, cytryny, maciupko roztartego czosnku oraz soli morskiej.
Jeszcze jadlysmy cos, co jest nazywane dzika ciccoria i wyglada troche inaczej. Te nitki sa jasniejsze, grubsze i poskrecane. Wygladaja pieknie na talerzu.
Musze powtorzyc linke:
http://www.ocado.com/webshop/product/Natoora-Italian-Monks-Beard/69501011
Heleno, jest inna mozliwosc, mozna kopiowac myszka
zabarwiasz wybrany tekst idac na tekst kursorem, robisz klik lewa strona myszki, trzymasz klik i przesuwasz mysz – zabarwiasz tekst- puszczasz klik lewy – robisz klik prawa strona –
ukaze sie ramka – klik na kopiowac – idziesz w wybrane miejsce (do wklejenia tekstu) – ponownie klik prawa strona- w ramce klik na wpisac!
powinno dzialac
Dzieki, Ryiu. Zaraz sprobuje.
A taka „brode” jadlysmy w Rzymie:
http://www.urbanjunkies.com/london/07/0321-eatdrink-monks.html
Cos nie wychodzi, Rysiu. 😳 Bo ramka wychodzi. owszem ale z „downloads’ czyli dokumentami. Nie ma tam „kopiuj”. 😳
czy tekst jest zabarwiony?
Tak 😳
Rzeczywiście, jakoś wodorostowo ta jarzyna wygląda. U nas jeszcze zupełnie nieznana. 🙁
Ale za to jest sezon na szpinak i można się nim zażerać niemal codziennie, na różne sposoby. Cichcem oczywiście, bo głośno do uwielbienia dla szpinaku psu się przyznawać nie wypada. 😉