Pegaz bez znaków szczególnych
Młody, zdolny inspektor Przebojowski patrzył trochę bezradnie na faceta po drugiej stronie biurka. Nie wyglądał ten typ na krezusa, raczej na zabiedzonego niedołęgę, ale już od kilkunastu minut w podnieceniu opowiadał, że stracił coś rzekomo strasznie cennego. Podawał nawet nazwę, ale Przebojowski nijak nie mógł jej z niczym konkretnym skojarzyć. Pegaz, pegaz… Marka samochodu? Komórka? Nie, w komórkach był oblatany, takiej na pewno nie było. Może któryś z tych piekielnie drogich zegarków, które obowiązkowo nosiło się do mokasynów i białych skarpetek? Ale skąd u takiego wypłosza drogi zegarek… Nie, w tej sprawie nie zapowiadało się na szybki sukces, a Przebojowski bardzo nie lubił, kiedy sukcesy dawały na siebie czekać.
Westchnął ciężko i spróbował do chaotycznej opowieści wprowadzić nieco urzędowego ładu.
– Jaka była wartość utraconego przedmiotu? – zapytał.
– Bezcenny był, panie władzo, bezcenny! – jęknął poszkodowany i dramatycznym gestem złapał się za głowę.
– Wie pan, ja coś konkretnego muszę podać – zrobił dyplomatyczny unik Przebojowski. – To co, ponad 100 000?
– Tak, niech pan wpisze – potulnie zgodził się sprowadzony na twardy grunt rzeczywistości petent. – I może o nagrodzie coś? Wszystko bym dał, żeby go odzyskać.
– O nagrodzie pan może w jakimś ogłoszeniu, my się tym nie zajmujemy – zbył go inspektor – Jakieś znaki szczególne?
– Hmm… Bo ja wiem? Normalnie wyglądał, jak pegaz.
– Zadrapania może jakieś miał? – podsynął sprytnie stróż prawa, mając nadzieję, że w ten sposób dowie się czegoś więcej o naturze poszukiwanego obiektu.
– A gdzie tam! – oburzył się mizerak. – Nie dopuściłbym do tego. Chuchałem na niego i dmuchałem, o dziecko rodzone bym tak nie dbał. No i patrz pan, zniknął, jak się tylko na chwilę zdrzemnąłem…
Przewidując kolejny potok bezładnych żalów, Przebojowski szybko schronił się w bezpiecznych ramach formularza.
– Kolor? – rzucił sucho.
– A jaki miał być? – zdziwił się rozmówca. – Biały przecież. Widział pan kiedy pegaza w innym kolorze?
– Kolor: biały. Znaki szczególne: brak. – wpisał inspektor w rubryki, ignorując pytanie. – Czy ma pan jakieś podejrzenie, kto mógł dokonać przestępstwa?
– Pewnie, że mam! – wykrzyknął poszkodowany, czerwieniejąc z oburzenia. – Czynniki. Znaczy, władza. Bali się, że do jego utrzymania będą się musieli dokładać, to porwali, ukryją gdzieś, albo utłuką cichcem i będą mieli spokój. A dołożą do piłki kopanej, bo co im tam skrzydła pegaza…
Przebojowski przestał mieć jakiekolwiek wątpliwości. Widział już, w co jest grane. Skrzydła, no też sobie wymyślił… Faceta należało jak najszybciej spławić, ale tak, żeby go jeszcze bardziej nie rozwścieczyć.
– Pan podpisze tutaj – poprosił uprzejmie, wyjmując z drukarki protokół. – Zawiadomimy pana o wynikach śledztwa. Pisemnie. Pocztą. Ale wie pan, to może długo potrwać. Proszę się nie niecierpliwić. Do widzenia panu, do widzenia.
Wcisnął cherlawemu osobnikowi w dłoń kopię protokołu, niemal wypchnął go na korytarz, pokazał drogę do wyjścia i z ulgą zrobił kilka kroków w odwrotnym kierunku, udając, że ma bardzo ważną sprawę do przechodzącego akurat kolegi.
– Kto to był? – spytał cicho kolega, wskazując podbródkiem na niemrawo oddalającego się petenta.
– To? Jakiś wariat – machnął ręką Przebojowski. – Wmówił sobie, że mu ktoś samolot rąbnął. I oczywiście, jak zwykle, wszystkiemu winna jest władza. Też takich na pewno znasz. Jedyny sposób na nich, to obiecać, że się wszystko załatwi, a jak zamkną drzwi, więcej o nich nie myśleć. Jeszcze tylko by tego brakowało, żebyśmy się przejmowali wariatami, którzy nam opowiadają o swoich bezcennych… tych, no… pegazach. Jutro pewnie przyjdzie opowiadać, że mu Wawel drutnięto. I też władza będzie winna.
– Co racja, to racja! – potwierdził stanowczo kolega. – Wariatami i to jeszcze pod gazem naprawdę nie ma się co przejmować.
Każda waaadza jest zawsze winna. Niezależnie co ,komu, gdzie i jak drutnięto.
Ale znowuż z innego punktu siedzenia waadza jest zawsze niewinna. I tak się właśnie trochę nad tymi punktami siedzenia, z symboliczną barierą w postaci biurka, zastanawiałem. 😉
Teraz muszę przerwać zastanawianie, bo teren wzywa. 😎 Ale oczywiście nic nie mam przeciwko temu, żeby Szanowni Zebrani kryminał rozwinęli. 🙂
Popraw jeszcze literówkę w ” ponieceniu” na ” podnieceniu” lub „poceniu” 😉
O, dzięki. 🙂 Jeszcze rzutem na taśmę zdążyłem poprawić, zanim wybiegłem w popłochu. 🙂
Co to za policjant, co nie wie, jak pegaz wygląda? 😕
Najwazniejsze, ze wie jak wyglada stadion i komorka.
W Warszawie pegaz potrzebny od zaraz 👿
Powietrze w Warszawie nie nadaje się do oddychania
Zgodnie z pomiarami Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, prowadzącego monitoring jakości warszawskiego powietrza, wyczerpany został roczny limit zanieczyszczenia powietrza na rok 2012.
W ostatnią sobotę, tj. 17 marca, na stacji pomiarowej na Targówku poziom dopuszczalny stężenia pyłu zawieszonego w powietrzu został przekroczony po raz 35 w tym roku. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Środowiska z dnia 3 marca 2008 r. w sprawie poziomów niektórych substancji w powietrzu, 35 dni to maksymalna dopuszczalna liczba przekroczeń normy 50 µg/m3 w ciągu roku. Zatem roczny limit został wykorzystany już w marcu!
No ale nie zauwazylam aby ktos z polskich eurodeputowanych upomnial sie o zmuszenia rzadu do podpisania europejskiego planu zmniejszenia trujacych emisji. Przeciwnie, wielu uznalo polskie weto za kolejny sukces polityki zagranicznej w Europie i „obrone naszych interesow” .
Obawiam sie, ze zaden Pegaz tu nie pomoze. chyba, ze ten zamkniety w stajni Rymkiewicza. 🙁
Może dlatego, że ten europejski plan nie dotyczy trujących emisji? 😆
No, owszem, jak najbardziej dotyczy, Wielki Wodzu.
Być może „trujących” w potocznym znaczeniu, ale nie takich. Nie kłóćmy się chociaż o to, pliz. 🙂
CO2 nie jest trujace w znaczeniu „niepotocznym”? 😯
I co to znaczy „nie klocmy sie chociaz o to”, skoro sie zaczepilo kogos jednozdaniowym komentrzem pelnym miazdzacego sarkazmu, podwazajacym jego wiedze w przedmiocie?
Nie ze mna te numery, WW 🙂
Mijały dni wypełnione monotonną służbą na komendzie.
Praca w „złodziejówce” nie obfituje w szaleńcze pościgi po ulicach miasta, w spektakularne aresztowania pokazywane w mediach. Ma jednak tę lepszą stronę od pracy „kryminalnych”, że nie trzeba oglądać denatów.
Przebojowski właśnie pracował nad zamknięciem sprawy kradzieży gorzały z osiedlowego sklepu. Zabezpieczone butelki stanowiące materiał dowodowy stały w pudłach w kącie pokoju, który dzielił jeszcze z trzema innymi inspektorami. Na wszelki wypadek przeliczał je zawsze przed wyjściem z pracy. To samo robił rano następnego dnia. Póki co się zgadzało.
Dziś porządkował protokoły przesłuchań zatrzymanych, zabierając się do napisania raportu dla nadinspektora. Kolejne rutynowe biurokratyczne działanie. Tak zresztą było od dłuższego czasu.
Dzień do dnia podobny.
– Przecież ja się tu marnuję – pomyślał.
I wtedy przypomniał mu się ten zabiedzony niedołęga, co zawracał mu dupę kilka dni temu ględząc coś o jakimś skradzionym…
– Zaraz jak to się nazywało?
Pogrzebał w segregatorach spraw do umorzenia.
– Pegaz – przeczytał.
– Dziwne słowo. Ale ten dupek coś mówił o stu bańkach. Zawsze to lepsze niż sto flaszek. Może się za tym kryje jakaś szansa?
-Tylko, co to jest pegaz?
Wklepał słowo w okienko internetowej wyszukiwarki i oniemiał.
Na początku tekstu z prawej strony było zdjęcie.
Zajrzał do protokołu – szczegóły się zgadzały, biały, ma skrzydła.
Przeczytał podpis pod zdjęciem – „Pegaz na gmachu poznańskiej opery”.
– To by się jakoś może i zgadzało, ten niedołęga mówił, że tego pegaza podpieprzyły mu czynniki.
CO2 w ogóle nie jest trujący, niezależnie od znaczeń. 🙂
Nie bardziej, niż pasztetówka albo bażant. Człowiek (pies, kot) umieszczony w środowisku czystego CO2 (pasztetówki, bażanta) niechybnie zginie, ale nie od zatrucia. 😛
Przepraszam, że znowu dla frakcji niemieckiej, ale to śliczne jest. 😉
http://faz-community.faz.net/blogs/stuetzen/archive/2012/03/21/polonaise-in-polen.aspx
To zresztą jest jeden z moich ulubionych blogów, ze względu na absolutnie cudowny język i poczucie humoru autora.
Trzymał mnie dziś ten teren i trzymał… Myślałem, że jeszcze w ziemi zdążę po powrocie grzebnąć, ale gdzie tam. Jak kolację zdołam zrobić, to już będzie dobrze. 🙄
No, ale widzę, że Klakier odwalił za mnie kawał literackiej roboty. 😀 W ten sposób ja będę mógł napisać mniej i zaoszczędzony czas przeznaczę na dożywienie się. 😉
Klakierze, wezmę ten kryminalny komentarz 😉 w kursywę, żeby od razu było widać, że wulgaryzmy w nim mają stylistyczne prawo bytu, okej? 🙂
Też jestem za tym, żeby się nie kłócić. Wiele jest przyjemniej, jak się tę czynność nazwie na przykład wyjaśnieniami. 😆
Tak, zginie od uduszenia sie. Nie musi byc umieszczony w czystym CO2. Wystarczy 7 procent w powietrzu aby stracic przytomnosc..
Jak byś jeszcze Bobiku, poprawił w słowie „Kolejna” przed „rutynowe” – „a” na „e”, to byłbym wdzięczny.
I protestuję przed określeniem „lieracka”.
No kawałek roboty zrobiłem – przyznam bezwstydnie.
To pod wpływem tego, co napisałeś.
Tylko teraz, to nie wiem, czy przeżyję w CO2?
Musze sie podzielic budujacym zdarzeniem.
Moj kontrabandzista papierosowy jest naprawde Czlowiekiem Honoru. Wiedzac, ze dzis bedzie ogloszenie budzetu w Parlamencie, i ze ze jak wiadomo bylo z przeciekow, rzad JKM znow podniesie akcyze (podniosl o dalsze 38 pensow za paczke, od dzis, godz. 18 lokalnego czasu) poszlam i nabylam karton bialych Marlboughow.
Ale kiedy otworzylam pierwsza paczke uderzylo mni , ze papierosy sa jakies bardzo miekkie. Kiedy sie jednak zaciagnelam, o malo nie spdlam. Smak dymu byl taki jak dokladnie pametam w sportach za glebokiego Gomulki! Spojrzalam na producenta – Algeria!
Bardzo mi sie nie chcialo, ale poszlam do sklepu oddawac. Kontabandzista nie tylko mnie przeprosil, ale jeszcze nalegal, zebym zwrocila te napoczeta paczke, za ktora dostralam nowa, made in Ukraine, bless’em. Wiecej od Algierczykow nie bedzie sie zaopatrywac.
Pod wieczor mam wpasc i dostac karton z Ukrainy. Bedzie nowa dostawa. 😈
Na mojej paczce papierosów jest napis żałobny:
„Dzwoniąc pod nr telefonu 0801108108 uzyskasz pomoc w rzuceniu palenia”
No, nie!!!!!
Jeszcze jedna dobra wiadomosc!!!!!
Kupiony dwa lata temu w sklepie V i A Museum naszyjnik, niemal natychmiast, po pierwszym lub drugim zalozeniu zgubiony, odnalazl sie nieoczekiwanie!
Bylam pewna, ze zostawilam go w przymierzalni jakiegos sklepu gdy probowalam ubranko, ale nie! Znalazl sie w jakiejs wytwornej papierowej torbie!
Ide zaraz wypelnic toto-lotka. Boh troicu lubit. 😈
Kurczę, a ja do dziś nie znalazłem paczki Carmenów zachomikowanej jeszcze za komuny na czarną godzinę. 👿
Ale bo też te stare, krakowskie mieszkania takie duże… 🙄
Trzeba przeszukać szafy, tapczany i pawlacze.
Po prawie 20 latach znalazłem „kartkowe” Klubowe po niepalących wstępnych.
A co mi tam…
http://www.youtube.com/watch?v=ajSNldMyRns
chłopaki z Bejrutu, wśród nich jeden nasz.
Przeszukać pawlacze? To raczej zadanie dla kotów. Psy na drabinkach, nawet niewysokich, czują się…eee… tego… dość niepewnie. 😳
O szubienicznym humorze już słyszałem, ale szubieniczna muzyka to dla mnie nowość. 😉
Wcięło mi cały długi wpis!!!! Tak się starałam!
Wróciłam z pięknego miejsca o nazwie „Secesja Cafe” , z wieczoru poświęconego m.in. twórczości pani Anny Frajlich.
Był tłum ludzi, sporo osób stało. Czytane były wzruszające wiersze Autorki, omawiane było „Laboratorium”.
Piękny wieczór…. 😀
W drodze do domu myślałam o Helenie. 😀
Kolejny temat:„W poszukiwaniu Alfreda Döblina w Szczecinie”.
Rysiu, czy „Berlin Alexanderplatz” jest czytany? Kiedyś to była obowiązkowa lektura dzieci moich niemieckich przyjaciół.
Lech Walesa at his best:
http://wyborcza.pl/1,75248,11391760,Walesa_prosi_papieza_o_wsparcie_wolnej_Kuby.html
Och, Mar-Jo jak sie ciesze! Czy moge skopiowac ten wpis i zamejlowac Autorce?
Bobiku – dziękuję za „e” ;-D
Pawlacze… Ile one tajemnic kryją?
Ale nie wiem, czy chciałbym dziś je zgłębiać?
Z drabinki powiadasz?
No może niekoniecznie.
Wczoraj była dyskusja o myciu okien.
A propos mycia i drabinek…
Jedna znajoma spadła i się wyrżnęła głową o kaloryfer.
Nic jej się nie stało.
W zasadzie nie odróżniam stanu przed i po.
Druga tysz wlazła.
Powiedziała, że za 50 zł, to na sama może se okna umyć.
Ino se żybra przetrąciła.
A teraz to ja już powiem Dobrej Nocy.
Nie czekajac na odpowiedz, nie wytrzymalam i poslalam. 🙂
Heleno, :-D.
Może masz ochotę na jakieś zdjęcie z Wieczoru?
Mar-Jo, teraz czytany jest Facebook, a podczas odrabiania zadań czasem jeszcze Wikipedia. 🙄
Bobiku, tego się obawiałam. 🙂
Wałęsa i inni mogą się zwracać a Ratzinger pewnie i tak nic nie zrobi. On nie ma ani tego zmysłu politycznego, jaki miał JPII, ani empatii kogoś, kto tęsknotę do wolności zna z własnego doświadczenia. A z temperatury, znaczy, z temperamentu, jakiś taki jest… letni. 🙄
o, widzę że brak czynnika śledczego męczy blogosferę ;]
Ja dzisiaj o godz. 10.08 też prosiłam o wsparcie wolnej Kuby.
Ale chyba nikt nie zauważył?
Dobranoc. „Pogranicza” 1/2012 czekają…
Tak, Mar-Jo, poprosze!
Zgadzam sie z Bobikiem. Bylam gleboko zawiedziona przeczytawszy, ze papiez nie zamierza spotkac sie z dysydentami na Kubie. Uwazam to naprawde za swinstwo. Z naszymi wazni goscie zagraniczni zawsze sie spotykali: Jimmy Carter, Magggie Thatcher, takze JPII (w goscinnej redakcji Tyg. Powszechnego).
Bylo wlasciwie nie do pomyslenia, zeby nie zrobili tego gestu.
Jesli on tego nie rozumie, to naprawde niewiele rozumie z otaczajacego go swiata.
Dobrze, ze Walesa wykonal ten gest piszac do papieza. W takich momentach jestem z niego naprawde dumna. Zaraz wysle mu maila, jesli znajde adres tej jego fundacji. „Nalezy pieska chwalic” – jak pisal pan Smyczynski. Poiwinien wiedziec, ze dla roznych Polakow jest to wazny i potrzebny gest.
Wyslalam.
Heleno, wysłałam zdjęcia. Mam nadzieję, że nie zapchałam skrzynki.
Dobranoc Wszystkim. 🙂
Serdeczne dzieki, Mar-Jo. Poslalam dalej, do Nowego Jorku!
Mar-Jo, często nawet i się coś zauważa, ale się nie zdąży zareagować. Bo robota, bo zupa się przypala, bo głowa boli… A potem już rozmowa schodzi innym kierunku i sprawa jakoś przysycha. Ale czasem znowu wychynie. 😉
Foma, przyroda nie znosi próżni. Kiedy jeden czynnik śledczy znika, inny wchodzi na jego miejsce. Nie jest to wprawdzie to samo, ale… 😉
Dorzuce czynnik kryminalny.
Udusze te Dzipiesse! Znowu wozila mnie przez pol godziny i to calkiem w odwrotne strony! I szeptala, lajza jedna, wiec w deszczu i halasie drogowym byla w ogole nieslyszalna. Gdybym nie rozpoznala znajomej ulicy, to pewnie do tej pory jezdzilabym po roznych zaulkach. Udusze scierwo!
Ej, pochodzilam po Wroclawiu – rozdzielczosc taka, ze psie gowienka widac! 🙂 Pieknie jest tak pochodzic.
Tylko nazwy ulic pozmieniali, bardzo to niewygodne.
Dzień dobry 🙂
Dżi-pies bywa jeszcze gorszy, kiedy słyszalny. Jak nas w Toskanii, po 2 godzinach na przemian kłamstw i obietnic poprawy, wyprowadził w końcu kompletnie do czorta na kuliczki i radośnie oświadczył „jesteś u celu”, to dopiero można było popaść w mordercze zapały. 👿
Zresztą, ponieważ sprawa uległa już przedawnieniu, mogę się przyznać otwarcie: został drań uciszony na ament, a na jego miejsce zaangażowaliśmy Koniec Języka. Emeryt, ale całkiem jeszcze sprawny. 😉
wolno brykac?
dla porannej (Bobik?) zmiany herbata
szeleszcze
Też nie ufam ustrojstwu. Na wieś do rodziny doprowadzil mnie ostatnio mój wewnętrzny gps, wyposazony we wspomnienia sprzed piętnastu lat. Ten w telefonie musialam wyłączyć, bo ile mozna słuchać „za 100 metrów skręć w lewo” jeśli dobrze wiesz, że trzeba jechać prosto.
Z kim jeszcze nie spotka się B16:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,11392059,Ofiary_ks__Maciela_stawiaja_zarzuty_Kosciolowi_przed.html
Nawet jeżeli meksykańscy biskupi nie prosili o spotkanie z ofiarami pedofilli, to sprawa była na tyle znana, że ktoś w Watykanie sam mógł wpaść na pomysł wstawienia takiego spotkania do programu wizyty. Ale tu działa ten sam mechanizm, co w przypadku Kuby: żadnych kantów, żadnych wyrazistości, nie wychylać się, nie budzić śpiących lich…
Zaiste ewangeliczne to postępowanie. A zalecenia, żeby być gorącym lub zimnym, byle nie letnim, albo „niech mowa wasza będzie tak, tak – nie, nie” to musi jakiś bezprzykładny wróg Kościoła wymyślił. 🙄
Mar-Jo, Alex ostatnie dwa lata tylko 11 sprzedanych, „Reise in
Polen” tylko 1!
czy inni poza Anna Frajlich i Helena moga tez te zdjecia zobaczyc?
brykam
Mniemam, Rysiu, że nie chodziło Ci o Joe Alexa? 😎
Jak widać, brykanie jak najbardziej dozwolone. 🙂
zmora 17:58 🙂
köstlich 😀
Der Kühlschrank steht mittlerweile übrigens in der Wohnung meiner Tischnachbarin, wo ich ihn demnächst zu besuchen hoffe, um sein Wohlergehen zu inspizieren.
bywa 😆
nie Bobiku, 😆 berlinskie myslenie Alex!!!!
brykam fikam
w Tereny Zielone do S-Bahnu do pozycji (wypasione zabieram)
🙂 🙂 🙂
brykam fikam
Ach, do linki od Zmory też jakoś wczoraj nie zdążyłem się uśmiechnąć. 😳 No to dziś nadrabiam. 🙂
Dzień dobry. 😀
Rysiu, jasne.Tylko prosiłabym Bobika o pośrednictwo. 😀
Linka od Zmory: 😀
Prace ogrodowe czekają. Będzie po nich nagroda: placki ziemniaczane!!!!
Mar-Jo, zdjęcia najlepiej na picasę wstawiać, żeby wszyscy mogli się napaść. 🙂 Wbrew pozorom jest to dziecinnie proste: najpierw wstukuje się w Gugla „zainstaluj picasę” albo coś takiego, a potem już się podąża jak za panią matką, co najwyżej w chwilach trudności zadając na blogu stare pytanie rosyjskiej inteligencji: czto diełat’?
Jeżeli ja potrafiłem przez to przebrnąć, to każden jeden potrafi. 😆
Dostalam noca dwa maile od Anny Frajlich, ktora byla ogromnie uradowana notka Mar-Jo i strasznie kazala dziekowac – bo jej na tym spotkaniu nie bylo, pewnie nie mogla zostawic swoich studentow w srodku semestru.
Drugi list, byl ze odeslane jej zdjecia z wieczoru nie doszly, gdyz mam takie jakies ustawienie w Skrzynce, ze skoro odpowiedzialam dziekujac Mar-Jo przed kliknieciem Forward, to nastepna osoba moze zoabzcyc tylko tekst, a nie zalaczniki don.
No, jestem wsciekla na to ustawienie, ale nie umiem go zmienic.
Chyba tylko w Rysiu nadzieja, jak przyjedzie do Londla.
A tymczasem czekam na Pania Kierownoczke, ktora za pol godziny londkuje.
Dlugo jeszcze w noc rozbrzmiewaly w kuchni odglosy przygotowania do jej przybycia.
Ide sie teraz sama oporzadzic i Kotu zawiazac duza czerwona kokarde z gozdzikiem powitalnym.
A tu jest powod przyjazdu PK do Londka:
http://wyborcza.pl/1,75248,11391181,Penderecki_skacze_o_tyczce.html
I jeszcze cos, co mi sie spodobalo.
http://wyborcza.pl/1,75968,11391283,Powrot_naszej_drogiej_Murzynki.html
Pamietasz, Bobik, jakie zaledwie pare lat temu reakcje byly kiedy napisalam, ze nie podoba mi sie, ze torty czy truskawki nazywaja sie „murzynkami”? I jakos niewiele osob (procz moze jednego Psa) ze mna sie chcialo zgodzic? No, jednak wrazliwosc sie zmienia szybciej niz wtedy przypuszczalam, choc wolalabym zeby jeszcze szybciej.
Pamietam ze 40 lat temu jak moj przyjaciel z uczelni Richard pojechechal na stypendium Fulbrighta do PRL i pierwszy list, jaki otrzymalam byly na temat jego szoku kulturowego: ze papier toaletowy ma wbudowany kawalki drzazg (probla papieru dolaczona do listu!) , ale jeszcze bardziej o reklamie kawy „Murzynka” w oknie delikatesow. Byl to automaton przdstawiajacy rozebrana do polowy Murzynke, krecaca nagmi piersiami. Richard wszedl do sklepu i poprosil o rozmowe z kierownikiem. Kierownik wystawil go za drzwi i nie mogl zrozumiec dlaczego BIALY Amerykanin wtyka swoj dlugi nas w polskie sprawy.
Tylko dwa pokolenia dzieli nas od tamtego zadrzenia. Tylko dwa.
Jeszcze jedno i bedzie OK. 😈
No, kurczęż, to było właśnie to, co chciałem zobaczyć, tylko nie mogłem sobie przypomnieć, jak się nazywa. 😳 👿 Barbican Center.
Pani Kierowniczko, proszę zobaczyć za mnie. 😎
A Kota Mordechaja upraszam o podanie menu. Wiem, że baraniny nie będzie, ale wso taki intieriesno. 🙂
Nie zanim zostanie podane osobie zainteresowanej.
Ja to jestem jak Ministerstwo Kultury z ogloszeniem wynikow konkursu…
W sprawie murzynków/Murzynki widzę różne aspekty. Jeden to taki, że zmiana wrażliwości istotnie zachodzi i bardzo dobrze, że tak się dzieje. Jeżeli ktokolwiek czuje się upokorzony przez moje nawyki językowe czy jakieś inne, ja jestem gotów je zmieniać, bo co to w końcu za przyjemność z cudzego upokorzenia. Mogę też namawiać do tej zmiany otoczenie i zwracać uwagę na takie momenty, kiedy komuś rzeczonej wrażliwości – moim zdaniem – zabrakło. Bo uważam, że takie działania proces zmiany wrażliwości wspomagają i przyspieszają. No i oczywiście też się cieszę, kiedy idzie ku lepszemu.
A równocześnie nie byłbym za aż takim wylewaniem dziecka z kąpielą, żeby usuwać Dantego z listy lektur, albo skazywać na ostracyzm Murzynka Bambo. Dziedzictwo kulturalne obok diamentów składa się również z popiołu (nie mówiąc już o „Popiołach”), którego nie należy wpychać pod materac, bo wtedy uniemożliwia się następnym pokoleniom zrozumienie, jak to wszystko przebiegało, skąd wychodziliśmy i gdzie teraz jesteśmy. Lepiej wykorzystać ten popiół do posypania kulturowej głowy, a przy okazji wyjaśnienia, dlaczego nawet najwięksi nie wahali się go wytwarzać. Czyli uczyć widzenia rzeczy w kontekście. Bez tego jeszcze przez wiele lat możemy prowadzić idiotyczne dyskusje, że słowo Murzynek nie jest obraźliwe, bo przecież sam Tuwim z etcaeterą go używali, albo udawać, że rasizm w historii ludzkości nigdy nie istniał.
A jeszcze inny, choć pokrewny aspekt, to interpretacja obrazu przez Dorotę Jarecką. „Widzę kobietę, może nawet dziewczynkę, bardzo młodą i przestraszoną, a przede wszystkim upokorzoną, z odkrytą piersią, w stroju udającym strój antycznej niewolnicy. Ta odkryta pierś to był element handlowy, żeby ocenić wartość człowieka, rozbierano go…. Patrzy poza kadr obrazu, nawet nie w twarz malarki, pełna przerażenia.” No sorry, ale interpretacja „Dojrzałe dzieło, namalowane w 1884 roku przez 27-letnią artystkę, studentkę paryskiej Académie Julian, przedstawia półnagą, czarnoskórą modelkę uosabiającą egzotyczne piękno, siłę i kobiecość. Magiczne, zagadkowe spojrzenie ciemnych oczu i usta nieporuszone uśmiechem wyrażają zdziwienie i wyobcowanie.” jest równie uprawniona, dopóki nie wiemy na pewno, co autorka sobie zamyśliła. Może akurat była świeżo po lekturze „Chaty wuja Toma” i chciała pokazać dumne człowieczeństwo czarnoskórej modelki – bezimiennej, bo uosabiającej „murzyńskość jako taką”? A może miała przed oczami – również półnagą – wolność wiodącą lud na barykady (nawiasem mówiąc, też nie mam pojęcia, kto tam był modelką)? A czy Goya, rozbierając Maję, chciał ocenić jej wartość handlową? Itede, itepe.
Taa… widzenie rzeczy w kontekście naprawdę nie jest od rzeczy. 🙄
A, zapomniałem. „Zadrzenie” wpisuję na LKLH (Listę Kultowych Literówek Heleny). 😆 Zdarzenie powodujące powstawanie jakichś zadr to jako żywo zadrzenie. 😈
Kontekst, w jakim tej KL można używać, chyba jasny. 😉 Luuudzie, dajcie spokój… Ustąpcie czasem choć na kroczek, bo inaczej skazujecie się ciągle na nieprzyjemne zadrzenia. Albo: miałem z nim kiedyś takie jedno zadrzenie, ale już nie chcę do tego wracać.
Bry!
Goya rozebrał Mayę dla degenerata, który chciał pornografię oglądać 👿 Tylko malarz okazał się absolutnie niezdolny do namalowania gniotu.
Tak więc wartość handlowa była co się zowie.
Eee, Tadeuszu. Równie uprawnione jest podejrzenie, że Goya to malował wiele bardziej dla przyjemności, niż dla piniędzy. 😆
Heleno, jak już przywitasz Kierownictwo: aby przesłać dalej zdjęcia bez grzebania w ustawieniach, weź po prostu oryginał od Mar-Jo, naduś na spinacz i zapisz załączniki gdziekolwiek, byle pod ręką i w znanym miejscu, a potem dołącz je do nowej wiadomości ręcznie. 😎
Chyba nie do konca zrpzumiales mysl Jareckiej. Odslooniecie piersi faktycznie bylo pare lat wczesniej, przed namalowaniem obrazu elementem marketingowym na targach niewolnikami. zapewne obraz powstal w atelier i zostala ona faktycznie upozowana na niewolnice. Stad bardzo wyrazne przerazenie w oczach. Co do tytulu – nie znam historii obrazu, ale nie wykluczam np. ze byl on przedtem w rekach prywatnych i tak go ” w domu ” nazywano, bo tak sie zazwyczaj w domu nazywa obrazy: no, ta.. Murzynka. Nie jest tez czyms niezwyklym, ze w praktyce muzealnej nadaje sie obrazowi nowy tutul, jesli nie ma go w katalogagc wystawowych.
Tak, oczyoscie, ze stare dziela, tak jak i Murzynka Bambo, a nawet Krola Maciusia Pierwszego nalezy oceniac w kontekscie. Pamietajac np, taki fakt, ze przed wojna w Polsce dla dzieci Afryka byla kraina mityczna, cos jakby dzis na Marsie, a Murzyni troche Marsjanami.
Nie mam watpliwosci, ze i Tuwim i Janusz Korczak dzis pisaliby to inaczej, nie odwolujac sie do mitycznych atrybutow Murzynow (uciekaja na drzewo, sa nieszczesliwo z powodu koloru skoryt, pragna sie „wybielic” etc.) Bez omowienia kontelstu nie sposob dzis dzieciom dawac tych utworow do reki.
Oooo, Kierownictwo sie zameldowalo!
Albo oryginał prześlij dalej, bez swojego podziękowania, bo to jest już inny list. Twój, nawet jeżeli jest tekst Mar-Jo, to już nie ma załączników.
Eeeeetam…
Ja pamiętam takiego znanego Murzyna, co nieszczęśliwy był z powodu swoich czarnych mysli i wybielił się tak, że perhydrol się zawstydził…. Na drzewo też czasem uciekał.
Biali lubią przesadzać i walić się w cudze – tez białe – piersi.
Czarni w większosci maja w nosie te wszystkie zabawy i mało ich to wzrusza, natomiast z przeginania poprawnościowej pały mają niezłą zabawę.
No i byłbym zapomniał: przestępczość czarnych jest tak samo zła, jak białych 😉
Heleno, ja myśl Jareckiej zrozumiałem, tylko się z nią nie zgodziłem. Jej interpretacja jest jedną z możliwych, ale nie jedyną słuszną. Odsłonięcie piersi miało w malarstwie różne znaczenia i dopóki sam autor nie dał podstaw, żeby się upierać tylko przy jednym, uznanie pozostałych za nieprawne czy bzdurne jest nadużyciem. A przeciw interpretacji „niewolniczej” może świadczyć np. bogata biżuteria – kolczyki i naszyjnik. Niewolnice raczej w złocie nie paradowały.
Znaczy, nie widzę podstaw do kategorycznego potępienia przez Jarecką innych interpretacji i zobaczenia w nich przejawu niewrażliwości na krzywdę itd. Mogła po prostu napisać „ja w tym obrazie widzę co innego”, ale bez bicia w ogromne i potępiające tarabany, bo tu według mnie nie były one konieczne.
Przerwa w pracach ogrodowych.
Heleno, wyślę zdjęcia pojedynczo do Ciebie.
Zeen, mam podejrzenie, że Twoje kontakty z Murzynami nie były zbyt intensywne. Bo gdyby były, to byś wiedział, że akurat oni „zabaw poprawnościowych” wcale w nosie nie mają – wręcz przeciwnie, są na tym punkcie bardzo wrażliwi. Zarówno Afrykanie, jak i Afroamerykanie.
Ja w rozmowach z Murzynami bardzo uważam na to, co mówię, a i tak mi się zdarzyło kilka razy kogoś niechcący urazić i musiałem długo się tłumaczyć, że nic złego nie miałem na myśli. A już żeby sobie z kimś czarnoskórym żartować na temat rasizmu, to trzeba z nim zjeść niejedną beczkę soli. Więc póki się nie zjadło, lepiej żartów w tej sprawie unikać, nawet jak się nic złego nie ma na myśli.
Ale autor oczywiście nie jest uprzywilejowanym interpretatorem? Strojenie niewolnicy: akurat mogło tak być, jak kupienie kotu obróżki wysadzanej diamentami.
Ale oczywiście zgadzam się z Twoją interpretacją i oczywiście występuję przeciwko interpretacji, zwłaszcza stronniczej!
To są po prostu plamy farby na płótnie!
Merdanko dla Kierownictwa. 🙂 Trochę zazdrosne, bo Londka zawsze zazdraszczam. 😉
Autor w jakiś sposób jest uprzywilejowanym interpretatorem. 😉 Choćby przez to, że nadaje tytuł. Jeżeli wizerunek rozebranej kobiety o egzotycznej urodzie zatytułuje „Na targu niewolników” albo „Kąpiel odaliski”, to zupełne inaczej ukierunkowuje wszystkie kolejne interpretacje, niż gdyby nazwał obraz „Portret kobiety” albo „Plama nr 17”. Inaczej mówiąc, już samym tytułem może określić czy zawęzić pole interpretacji. No, jak to nie jest przywilej… 😆
To bym wiedział… a tak, to nie wiem…
No, ale na szczęście Ty Bobiku wiesz i nieegoistycznie dzielisz się wiedzą. Dziękuję, skorzystam, choć i tak zostanę przy swoim, powtarzam: moi Murzyni mają w nosie.
Zaraz pójdę i powiem im, że mają nie mieć….
Ja bym nie chciała otwierać dyskusji o Murzynku Bambo, bo wiem, już była chyba z tysiąc razy. Tyle że mnie zawsze omijała i dlatego chciałabym prosić, by mi ktoś życzliwy wypunktował, co jest w wierszyku przejawem rasizmu. Nie dworuję sobie. Naprawde nie widzę. Polemizować nie będę, przyjmę do wiadomości, ze można i tak interpretować. Ja to widze tak: Bambo ma czarną skórę, ale wcale nie chce się wybielić. Włażenie na drzewo w moim odczuciu niczym się nie różni od włażenia na drzewo Emila ze Smalandii, Dzieci z Bullerbyn, Andiego z „Babci na jabłoni” czy innych dziecięcych bohaterów książek, zwłaszcza że matka goni go ze szklanką mleka. Kto z nas nie chodził w dzieciństwie po drzewach? Dopisywanie innych treści do dziecięcego chodzenia po drzewach jest w moim odczuciu skrzywieniem ze strony czytającego. Bambo uczy się pilnie, a psoci po powrocie ze szkoły. To bardzo pozytywny obraz. W wierszu opisano zwykłego małego małego chłopca. Tak ja to widzę. Proszę mi naprostować optykę, bo sama próbowałam i mi nie wychodzi.
Wprawdzie wersja z moim dobrym serduszkiem bardzo mi się podoba, ale magis amica veritas… 🙂 Mój nieegoizm nie ma tu nic do rzeczy, rzecz w prostej statystyce. Powiedz uczciwie, zeen, ilu Murzynów znasz osobiście, z iloma rozmawiałeś o ich wrażliwości na rasizm? Z trzema, czterema? Z piętnastoma? Bo tak się składa, że moje rozmowy z Murzynami idą – bez żadnej przesady – w setki. Z racji zawodowych musiałem się też naczytać bardzo dużo literatury na ten temat, po troszę fachowej, a po troszę relacji i refleksji samych Murzynów (w Polsce jest zresztą tej literatury nader niewiele, co stwierdziłem szperając pod tym kątem po księgarniach). Dlatego z tak dużym przekonaniem mogę twierdzić, że generalnie są oni na te kwestie szalenie wrażliwi, a jeżeli są wyjątki, to z tych potwierdzających regułę. 😉
Jest w tym troche racji, Bobiku, ze autor ma pozycje szczegolna, ale czy szczegolnie uprzywilejowana juz po zakonczeniu tworzenia dziela? Tu jednak mozna sie co najmniej zastanawiac. Z jednej strony z pewnoscia nalezy brac pod uwage zamysl autora, a z drugiej strony – nawet wielkim – czasem zdarzalo sie stworzyc obok albo wrecz wbrew swemu zamyslowi, podkopujac w ten sposob wlasne dzielo. Ale masz z cala pewnoscia racje, ze recepcja powinna brac pod uwage historyczny kontekst – z tym, ze czesc tego kontekstu oczywiscie nie byla reprezentowana, bo byly przeciez cale grupy niedopuszczone wtedy do glosu. Jednym slowem, podobnie jak Helena, mysle, ze mozna co najmniej podwazac interpretacje optymistyczna (zdziwienie, egzotyka urody, skojarzenia z Wolnoscia na barykadach) jako jedyna mozliwa, i dodawac element intepretacyjnej niepewnosci (bizuteria jako zlota obrozka na przyklad).
A poza tym zgadzam sie z Twoja uwaga z 12:43, Bobiku. Takie sa i moje doswiadczenia osobiste. Nie mowiac juz o tym, ze sami zainteresowani mowia juz od dawna wlasnym glosem, zwykle nie wyrazajac entuzjazmu wobec odchodzenia od w koncu swiezych osiagniec „poprawnosciowych”. I choc wspomniana przez Ciebie Chata wuja Toma miala spore znaczenie, to dobrze pamietac, jak sami zainteresowani elokwentnie mowili, i jak bardzo musieli udowadniac, ze maja prawo do tego, co innym „naturalnie” przyslugiwalo.
http://en.wikipedia.org/wiki/Frederick_Douglass
Vesper, dla mnie „w kontekście własnym” ten wierszyk nie był rasistowski – wręcz przeciwnie, miał przyjazny, „równościowy” wydźwięk: szkoda, że Bambo, czarny, wesoły, nie chodzi razem z nami do szkoły. Ale potem kontekst się zmienił. Określenia „Bambo” ten i ów zaczął używać stosunku do – również dorosłych – Murzynów w sposób pogardliwy lub przynajmniej paternalistyczny (być może stąd też poszło inne pogardliwe określenie, „bambus”). Poza tym Tuwimowi na pewno nie wpadłoby do głowy, że aktywności typowo dziecięce albo opisane żartobliwie można przypisać całej, określonej rasie, ale to się, niestety, zdarza. Sam słyszałem uwagi w rodzaju „te bambusy to jeszcze z drzew nie zeszły”, albo „wiadomo, nie myją się, bo się boją, że się wybielą” (co jest z lekka tylko zakamuflowaną formą dość popularnego poglądu, że Murzyni rzekomo „śmierdzą”). Więc choć intencja autora na pewno (moim przynajmniej zdaniem) rasistowska nie była, to jednak coś się takiego z tym wierszykiem porobiło… No, raczej nie czytałbym go współczesnemu dziecku bez komentarza. A już na pewno nie nazywałbym nikogo Murzynkiem Bambo.
Oczywiście, Moniko, że interpretacja Jareckiej jest również uprawniona. Mnie się tylko nie spodobał u niej taki podtekścik – niewyrażony wprost, ale wyczuwalny – że jeżeli ktoś przyjmuje inną interpretację, to jest niewrażliwcem, który nie zauważył, że czasy się zmieniły. No, niekoniecznie… 😉
Z tym, że dzieło „wymyka się” autorowi z rąk w momencie upublicznienia też się jak najbardziej zgadzam. Zawsze się głośno podpisuję pod zdaniem, że w ostateczności dzieło tworzy odbiorca. Przywilej autora polega na nadaniu poprzez tytuł czy komentarze pierwszego impulsu interpretacjom. A potem dzieło dorasta, idzie w świat i nawet jeśli wpadnie w złe towarzystwo, autor może co najwyżej pobiadolić, ale szczególnego wpływu już na to nie ma. 😉
Na oficjalnej stronie PWN
http://sjp.pwn.pl/szukaj/Murzyn
Zgadzając się z Tobą, Bobiku, że nie należy używać określeń, które mogą innych dotykać, chciałam dodać, że ludzie potrafią nadać obraźliwy wydźwięk najzwyklejszym, neutralnym słowom.
Czyż słowo Żyd namazane na ścianie, lub często zamieszczane w komentarzach internetowych nie jest epitetem?
A wycie tym słowem na stadionach na przeciwników, czy jest wyrazem miłości?
A przecież nikt się nie domaga nie używania tej nazwy.
Chodzi mi o to, przeginając argumentację, że można przestać używać różnych słów, tylko dlatego, że dla jakiś golonych ł..w to jest przezwisko.
Bobiku, czytałam Zosi, bez komentarza. Bo i co mam komentować, skoro ona ma do ludzi podejście tak naturalne, jak tylko można sobie wymarzyć. W Zosi przedszkolu dwóch chłopców, których rodzice pochodzącą z Wietnamu, jest też inny chłopiec, którego tata pochodzi z Indii. I z tego co wiem, te dzieci nie sa postrzegane jako inne. Żadne z dzieci nie zwraca na to uwagi, nie z politycznej poprawności, tylko dlatego, że te sprawy nie sa dla nich istotne. Ty wyglądasz tak, a ja tak, who cares. Bardziej liczy się to, kto jest wyższy i kto ma większy rozmiar buta. Tak się wyznacza prestiż w grupie. Na specjalną pozycję mogą też liczyć ci, którzy potrafią czytać, bo mogą na głos przeczytać menu na cały tydzień i ogłoszenia dyrekcji dla rodziców, a to jest zawsze bardzo ciekawe dla małych ludzi. Ich na tym etapie nie obchodzi, kto ma jaki kolor skóry lub oczu. Zmierzam do tego, ze może my, dorośli, swoimi komentarzami już wytwarzamy jakieś podłoże dla myślenia w kategoriach różnic.
Prawda, Siódemeczko. Toteż uważam, że rozsądnym wyjściem z tego jest używanie takich określeń, jakich życzą sobie sami zainteresowani. Skoro ich jakieś słowo boli, to choćby z czystej uprzejmości mogę przestać się nim posługiwać. Używam np. słowa Murzyn, bo dla mnie było ono zawsze określeniem neutralnym i dalej w tym charakterze występuje w słownikach, ale jeżeli np. Stowarzyszenie Czarnych Mieszkających W Polsce I Mówiących Po Polsku wyszłoby z inicjatywą, żeby zacząć używać wyłącznie słowa Czarny, bo ono jest dla nich niebolesne, to choć od strony językowej nie uznałbym tego za słuszne, jednak bym się dostosował.
A tam, gdzie zainteresowani życzą sobie utrzymania status quo, mogę tylko zwracać uwagę na to, kiedy ich nazwa pojawia się w kontekście obelżywym i podnosić larum.
Murzynek Bambo w Afryce mieszka,
Czarną ma skórę ten nasz koleżka.
Uczy się pilnie przez całe ranki
Ze swej murzyńskiej Pierwszej czytanki.
A gdy do domu ze szkoły wraca,
Psoci, figluje – to jego praca.
Aż mama krzyczy: „Bambo, łobuzie!”
A Bambo czarną nadyma buzię.
Mama powiada: „Napij się mleka”,
A on na drzewo mamie ucieka.
Mama powiada: „Chodź do kąpieli”,
A on się boi, że się wybieli.
Lecz mama kocha swojego synka,
Bo dobry chłopak z tego Murzynka.
Szkoda, że Bambo czarny, wesoły,
Nie chodzi razem z nami do szkoły.
Już od pierwszych słów kolega Tuwim wykazuje swój rasizm. Bo co to znaczy – w Afryce mieszka ?
To Murzynom nie wolno już mieszkać na Grenlandi, w Ameryce czy na Kamczatce?
Rasista Tuwim wskazuje miejsce, gdzie sobie Murzynek może mieszkać. Ale to jeszcze nic, nazywa go koleżką.
Nie towarzyszem Murzynem, nie panem Murzynem i nawet nie kolegą, jak zapewne powiedziałby o swoim Marianie (Hemar mu było), tylko pisze z lekceważeniem : koleżka.
I co z tego, ze pilnie się uczy, kiedy nie z tego, co trzeba, nie z naszej, a z murzyńskiej czytanki!
Rasizm Tuwima obejmuje nawet podręczniki!
Rozochocony poeta przechodzi do coraz subtelniejszych drwin i szyderstw pisząc, że kiedy u nas praca to jest zajęcie ciężkie, przynoszące dochód i korzyści społeczne, to murzyńska praca polega na figlach i psotach
Na zwróconą przez mamę uwagę – tu wykazał się delikatnością, dojrzała Murzynka objawia czasem ludzkie odruchy – Murzynek wzgardliwie wydyma buzię. Tak pokazuje nam wstrętny rasista murzyńską reakcję na słuszne uwagi.
Jak to jest pochwała murzyństwa, to ja jestem (tu wstawić proszę dowolne niemożliwe)
Mam też pokazana jest złośliwie: niby namawia Murzynka do dobrego, podsuwając białe mleko, ale tak naprawdę, to ona tym mlekiem pokazuje przed czym Murzynek wieje: przed bielą!
A co my biali takiego złego robimy, by być postrachem Murzynków? Białe mleko do spożycia to niedwuznaczne wypominanie ludożerstwa niektórych Czarnych. A Murzym, który ucieka na drzewo – nie wsiada do Jaguara, Mercedesa czy Bugatti, tylko na drzewo!
Czy to nie postponowanie?
Kąpać się też wg Tuwima Murzyni nie lubią. Wolą już śmierdzieć niż rozjaśnić odrobinę skórę.
Jak to nie jest rasizm, to ja papież jestem…
Już, już myślałem, że Tuwim się opamięta, ale gdzie tam… Nawet miłość matczyną zniszczy lekceważącym: kocha Murzynka
To nie normalnie: Murzyna, tylko zdrobniale: Murzynka – tak właśnie Tuwim traktuje rasę wg siebie – jak wykazuję – niższą.
Na koniec pełna rafinada: żal, że nie chodzi z nami do szkoły…
To żaden wyraz tęsknoty do obcowania z innością, o nie, to żal, że nie będziemy z tego powodu mieć w klasie zabaweczki, którą moglibyśmy wytykać palcami, naśmiewać się z niego…
I ciekawe z jakich pozycji poeta Tuwim to pisał. Czy pisał to jako Polak, czy Żyd?
Że wierszyk napisał w języku polskim, świadczy to raczej o tym, że nie tylko czarnych Murzynów Tuwim miał w pogardzie, ale językiem wiersza wskazał, że nas Polaków też ma gdzieś.
Patrzcie – krzyczy tym wierszykiem – jak Polacy kochają Murzynów! Na odwrót kochają!
Po czym wycofał się na z góry upatrzone pozycje syjonistyczne…
Tak, z tym się zgodzę, Vesper, że dużo zależy od tego, na jakim etapie jest dziecko. I na jakim otoczenie. Tam, gdzie różnice uważane są za absolutnie naturalne, może faktycznie komentarz nie jest konieczny. Ale z drugiej strony świat jeszcze nie jest doskonały 😉 i można założyć, że jednak wcześniej czy później dziecko może się zetknąć z objawami pogardy czy choćby lekceważenia wobec inności. Czy nie warto – przynajmniej w tym niedoskonałym świecie – chociaż trochę dzieci do tego przygotować?
Nie twierdzę, że wiem, co lepsze. Zastanawiam się. 🙂
No wiecie, ja to prorok chyba jestem. 😯 Na komentarz zeena z 15.27 już o 14.52 odpowiedziałem. 😈
I mnie sie tak zdaje, Bobiku, ze pisales proroczo. 😆
A z tym niekomentowaniem to rzeczywiscie zalezy od wieku, tak jak napisales powyzej, Bobiku. Do pewnego wieku sie nie zauwaza, a potem juz tak – nawet jak samemu nie, i w domu nie, to trudno sie odizolowac od swiata, ktory roznice zauwaza, i czesto przypisuje tym roznicom sady wartosciujace cale grupy. Oczywiscie, rowiesnicy z mniejszosci prawdopodobnie od swiata moga sie odizolowac jeszcze mniej, i nawet jesli w przedszkolu wszyscy sa mili, nie wiadomo jakie maja doswiadczenia gdzie indziej. Wystarczy, ze uslysza co sie krzyczy na temat osob wygladajacych jak oni sami, tyle ze starsi na meczach (ogolnie dostepna to wiedza).
Ho, ho… Dywanik się dzisiaj chyba gremialnie upije z radości. 😆
http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/nieoficjalnie;adam;szklener;wybrany;na;dyrektora;instytutu;fryderyka;chopina,153,0,1051545.html
Jak dziś mam już dzień niezgadzania się z zeenem 😉 , to jeszcze coś dorzucę. Taki pogląd, że w poprawność bawimy się my, Biali, a Czarni to mają w nosie, jest po pierwsze nieprawdziwy historycznie. Łatwo sobie wyguglać, ile Czarni stoczyli heroicznych walk o poprawność. A po drugie, to jest znowu wprowadzenie jakiegoś – diabli wiedzą, skąd się biorącego – podziału. Że niby po stronie poprawności tylko Biali, a po stronie niepoprawności Czarni. 😯 Czyli co, Ku-klux-klan zapoczątkował poprawność, a Angela Davis to miała w nosie? 😯
Łoj! I ja to wszystko napisałem 😯
Kurczę, będę musiał uważać.
Trudno, jak się ma ze mną do czynienia, zawsze się trzeba liczyć z takim zabiegiem, jak reductio ad absurdum. 😆
Ale bywają gorsze zabiegi. Mordechaj coś wie na ten temat. 😈
To nie to, zabieg byłby w pełni usprawiedliwiony, gdybym o tym pisał, to raczej wmawianie dziecka w brzuch mnie zaskoczyło. Ale nie szkodzi, nigdy dość ćwiczeń stylistycznych 😉
To trochę bardziej serio: jasne, zeen, że nie o tym wszystkim pisałeś. Tylko że w samym postawieniu sprawy może się kryć dość niebezpieczny kierunek myślenia. Napisałeś „Biali lubią przesadzać i walić się w cudze – tez białe – piersi. Czarni w większosci mają w nosie te wszystkie zabawy i mało ich to wzrusza, natomiast z przeginania poprawnościowej pały mają niezłą zabawę.” Gdyby uznać te zdania za odbicie rzeczywistości, można by zacząć dochodzić do tak absurdalnych wniosków, jakie ja powyżej wysnułem. Więc nie chciałem Ci wmawiać w brzuch, tylko pokazać, że moim zdaniem już u początków Tojego rozumowania tkwił jakiś błąd. A że akurat przez takie ćwiczenie stylistyczne? No cóż, absurd jest moim ulubionym stanem skupienia. 😈
Jak można było do takich wniosków dojść, pozostanie Twoją tajemnicą. Zupełnie nic się nie zgadza, zapędziłeś się.
No nie wiem. Ja sie zastanawiam skad sie wzielo Twoje stwierdzenie, zeenie, ze „Czarni w wiekszosci maja w nosie te wszystkie zabawy”. Gdzie, ktorzy, na podstawie czego tak twierdzisz? Tak sie pytam, bo mam znajomych a nawet przyjaciol, dla ktorych to sa jednak bardzo wazne sprawy. Zwlaszcza, gdy maja dzieci, i musza sie liczyc z tym, jak beda traktowane, gdy juz tylko odrobine podrosna. To samo pisza liczni Czarni publicysci i autorzy, a staram sie ich regularnie czytac. Oczywiscie, ze maja takze mase innych spraw na glowie (jak my wszyscy), ale zeby twierdzic, ze to dla nich nie ma znaczenia wydaje mi sie spora przesada, nie zgadzajaca sie przy tym z moim osobistym doswiadczeniem.
Mozecie nam wszyscy zazdroscic tego:
http://www.royalacademy.org.uk/exhibitions/hockney/
Nelezt nacisnac przycisk widea.
Najpierw odpoczne i sie napale za caly dzien.
To i tu wzniosę stosowny pucharek, chociaż chorym, za pomyślne zakończenie horroru pt. konkurs na stanowisko dyrektora NIFC. 😀
Nacisnelam przycisk, Heleno. Cudowne.
Ale nie bede marnowac energii na zazdroszczenie, tylko wypadne nacieszyc sie pelnia lata w marcu. Biore dzieci na spacer na pierwsze lody. Gather ye rosebuds while ye may… 🙂
Ja zdecydowanie popieram Vesper.
W tym wieku dzieci przyjmują wszystko bardzo naturalnie. Wierszyk jest sympatyczny, Bambo jest sympatyczny, jego mama jest podobna do naszej mamy, też biega za nim z mlekiem i usiłuje zagonić go do łazienki przed spaniem. Bambo zachowuje się tak samo jak ja. Nie ma żadnych różnic między nami, poza kolorem skóry i miejscem zamieszkania. Innymi słowy, na całym świecie wszystkie dzieci i mamy są takie same. To jest bardzo ważne przesłanie.
I jeżeli w tym momencie sami zaczniemy uświadamiać dziecku, że inni mogą widzieć to inaczej, to odpowiedzialni za zasianie wątpliwości będziemy my. Dzieci są dużo mądrzejsze niż nam się wydaje – natychmiast stwierdzą, że coś tu nie gra.
Moim zdaniem dopiero w sytuacji, gdy dziecko zostanie skonfrontowane z negatywną inerpretacją przesłania tego wierszyka ( a możliwości negatywnych interpretacji są niezmierzone, co udowodnił Zeen) powinniśmy wyjaśnić dziecku, że są ludzie, którzy z natury postrzegają drugiego człowieka negatywnie i to niezależnie od koloru skóry.
Ja osobiście używam określenia Murzyn, natomiast nie przejdzie mi przez usta „czarny”, moim zdaniem znacznie gorszy.
Biały, czarny, żółty używam wyłącznie w odniesieniu do podziału na rasy – biała rasa, czarna rasa, żółta rasa. Nigdy samodzielnie.
Uzupełniam – wyjaśnić również, że są ludzie, którzy każdego, kto się różni od nich czymkolwiek językiem, kolorem skóry, włosów, tuszą czy wyznaniem postrzegają negatywnie.
Mam pytanie: dlaczego niektorzy uznali, ze „Murzynka” ma zlota bizuterie na sobie? Jakie tam zloto! Ma topornie wyklepany naszyjnik z zoltego metalu, miedzi lub brazu, z cienkiej blachy, niektore „monetki” sa juz powyginane. Ostatni rzadek blaszanych kolek jest niechlujne powycinany. Z pewnoscia nie robil tego jubiler. Podobnymi okraglymi blaszkami ozdabiano niegdys tradycyjby stroj mezczyzn wsrod Romow.
Czolo Murzynki jest spocone, w wewnetrznych kacikach podkrazonych i napuchlych oczu niebezpieczna wilgoc, usta ma zamarle, rozchylone, jakby sie czegos bala.
Do naszej niedawnej dyskusji o Romach i Cyganach włączył się ETS
http://www.lex.pl/czytaj/-/artykul/strasburg-cygan-nie-obraza-romow-1
A czy widziałaś kiedyś Heleno złotą biżuterię wyrabianą w Afryce?
Jest dosyć toporna i zdecydowanie inna niż ta, do której jeteśmy przyzwyczajeni.
Do ślubu miałam obrączki afrykańskie. Tylko podczas ceromonii, od tej pory leża nieużywane ;-). Podobnie jak 2kg innej złotej biżuterii tej samej prowiniencji 🙂 .
Jakoś nikt nie komentuje obecności maski w lewym dolnym rogu
A ktoś może dać linka do owej Murzynki, będącej z targu albo odaliską?? Bo czasem, rzadko, przyjemnie wiedzieć o czym mówię, autorytarnie strasznie!!
Bobiczku, nie rozumiem, tytuł autora jest stronniczy i najczęściej mylny! Moja interpretacja idzie zwykle w innym kierunku, wbrew, wspak i na przekór tytułowi.
Nie będzie mi Autor …
Oprócz tego uprzejmie informuję, że Willa Tugendhat jest oddana do użytku gawiedzi i niżej (wyżej jednak) podpisana gawiedź z ogromną rozkoszą pójdzie oglądać owe dzieło Entartete Kunst. Na przekór tytułowi dzieła będzie też gawiedź ją nazywała domem Miesa van der Rohe. Który skądinąd dość zniszczył architekturę, projektując fenomenalna wieżowce w stylu internacjonalnym, koszmarnie naśladowanymi.
O!
http://gfx.mmka.pl/newsph/407097/1016099.3.jpg
OK. Dziękuję. Krótki eksperyment na osobie nieuprzedzonej, męskiej płci, młodej relatywnie, wykształconej, daje następujące rezultaty.
Obiekt eksperymentalny oświadcza, że najbardziej kojarzy mu się kobieta z kobietą-matką, biust obnażony, ponieważ np. karmi dziecko. Twarz wyraża troskę, zaniepokojenie, zrozumiałą w przypadku młodej kobiety z małym dzieckiem.
Biżuteria co prawda jest takim elementem, który, jak sądzi obiekt eksperymentalny, troszkę nasuwa pewne wątpliwości, choć można sądzić, że młoda kobieta jednak lubi mieć jakieś dekoracje na sobie. Kobieta jest np. w sytuacji odświętnej, oficjalnej, stąd ta biżuteria.
I co teraz?
A ja swoje.
A co robi ta maska w lewym dolnym rogu obrazu?
OK, opowiem Wam o innych obrazkach, ktore nas dzis z Pania Kierowniczka wprawily w niemal cielecy zachwyt i urzeczenie. Tytul wystawy The Bigger Picture – „wiekszy obraz”, ale takze w znaczeniu „szerszy oglad” odnosi sie przynajmniej czesciowo, (acz nie koniecznie) do faktu, ze obrazy sa monumentalnej wielkosci, ktore malarz musial najczesciej skladac z mniejszych czworokatow. Byly zamowione jak opowiada w tej zajawce, ktora zlinkowalam wczesniej przez Royal Academy of Art, ktora zaproponowala mu dostosowanie pomieszczen, kilku sal na przyjecie naprawde wielkich plocien. To wymagalo kompletnej przebudowy sal wystawowych, wstawienia nowych scian, podzielenia przestrzeni na mniejsze salki.
To co uderza natychmiast po przekroczeniu progu, to nie tylko rozmiar, ale barwy – czaasmi bardzo jaskrawe, czasami delikatniejsze i pastelowe . TRoche to jak rysunki dzieci, ktore sie dorwaly do farbek i nie maja oporow aby uzywac kolorow „syntetycznych”, nie wystepujacych prawie w przyrodzie, chyba, ze na skrzydlach jakichs egzotycznych motyli albo w barwach szlachetnych kamieni – szmaragdow, rubinow, ametystow.
I jeszcze cos co uderza natychmiast – czulosc i radosny zachwyt z jakim traktuje Hockney krajoraz swoich rodzinnych stron.
Bo sa to glownie krajobrazy na ktorych ludzie nie wystepuja, ale widac wszedzie prace ich rak: starannie zasadzone wzdluz drogi korytarze drzew, same drogi, wijace sie sciezki przez geometryczne ksztalty pol i poletek, wyrabane i ulozone wzdluz drogi pnie drzew albo gdzies na lesnej drodze napotkany znak drogowy ostrzegajacy kierowcow, ze moze im zza zarosli wyskoczyc pod kola sarna. Zdarzaja sie nawet na poboczu drog jakies zostawione smiecie – puszki po piwie, puste pudelka po papierosach.
Ale najwazniejsza jest Natura, wobec ktorej czlowiek srowadzony jest do wlasciwych rozmiarow – w tym krolestwie drzew, dzikich kwiatow, rozleglyc pol, niekonczacych sie horyzontow, zmieniajacego sie swiatla i odwiecznosci por roku , wschodow i zachodow slonca, zdolnbosci odnawiania sie.
Wiele tych pejzazy malowanych bylo pozornie w wielkim pospiechu, aby zdazyc uchwycic szczegolna czerwien budzacej sie na wiosne kory drzew, pierwszych rozchylonych pakow i swiezyc lisci, bujnosci lata i zlociste, rozowe, fioletowe przemienianie sie lisci jesienia, kiedy kazdy listek widac z osobna. Ilez on tych listkow namalowal! Ile delikatnych bylinek i zdziebelek trawy wychyla sie na pierwszym planie, tuz przy dolnej czesci ramy obrazu. Jest tez u niego bardzo wiele drog, zjezdzajacych nam prosto pod nogi, jakby zapraszajac w podroz.
Dla Hockneya cale to hrabstwo York jest powrotem do domu, do rodzinnych stron, do raju uraconego, ktory jest „forever England” (to z takiego znanego wiersza z I wojny swiatowej, o miejscu pochowku zolniera na obcej ziemi, ale tu jakos pasuje ), koncem podrozy po swiecie i innych zgola krajobrazach.
Ale ten pospiech pedzla, o ktorym wspomnialam wczesniej, jest pozorny. Widac jak dlugo wpatrywal sie w ten krajobraz, zanim rzucil na plotno pierwsze barwy. Hockney jakby uczyl nas na nowo patrzec na przyrode, zatrzymac sie i poobserwowac jej wcale nie oczywiste barwy -szarosc zakurzonej drogi staje sie nagle rozowa, pnie drzew wcale nie brazowe, lecz fioletowe, listki w pewnym swietle moga byc zielone, ale moga byc tez granatowe lub amarantowe, a skaliste gory czerwone lub pomaranczowe.
Ja wiem, ze po dzisoejszej wystawie bede inaczej patrzyla na pejzaz.
Sorry za pospiech i chaotycznosc, ale chcialam sie szybko podzielic.
Jakiz to fajny malarz! Coraz lepszy z uplywem lat.
Gdyby nie te kilometrowe kolejki do kasy z biletami, poszlabym jeszcze raz. Ale kupilam sobie (drogi jak cholera) katalog. To boli zawsze przy wciaganiu karty kredytowej, ale szybko sie o tym zapomina i zostaja obrazy.
Maska moze byc afrykanska, ale mysle, ze moze to wcale nie byc maska, tylko twarz czarnego spzedawcy niewolnicy.
Proszę, oto „Włoszka” http://commons.wikimedia.org/wiki/File:Bilinska-Bochdanowicz-Wloszka.jpg?uselang=pl Ponieważ jest biała, można ją osadzić w dowolnym kontekście. Interpretację p. Jareckiej (tylko nie bierzcie tego na poważnie!) można uznać za dyskryminującą, ponieważ narzuca stereotypowy sposób odbioru: czarna kobieta=niewolnica.
I tak możemy błąkać się po bezdrożach, długo i bezowocnie 🙄
A „maska”, kompozycyjnie, równoważy pierś i tyle 😉
Heleno 21:39, takie błąkanie lubię 🙂
no to zakryjcie ręką maskę i zobaczycie inny obraz
He, he, Tadeusz by chciał, żeby szczeniak mu dostarczał rozebranych niewolnic i odalisek. To starszyzna już sobie sama nie umie takich radości życia znaleźć? 😈
Sorry, ze mnie chyba na poważnie dziś się już zbyt wiele nie da wydusić. Dosyć już padam na pyszczek. Tylko powygłupiać jeszcze trochę się mogę. 😉
Podrzucam z Wikipedii haslo „color-blindness”, a to dlatego, ze ten temat zostal juz tutaj nieco bardziej przepracowany, choc nie oznacza to oczywiscie konca dyskusji. Moze sie przyda w dalszej blogowej dyskusji zwlaszcza, ze spora jest tu frakcja anglojezyczna. 😉
http://en.wikipedia.org/wiki/Color_blindness_(race)
W kazdym razie, decyzja, zeby kontekstu historycznego dziela w ogole nie brac pod uwage jest takze pewna decyzja. Choc plamy na plotnie i kompozycja maja tez oczywiscie spore znaczenie.
A ja Bobiku, musze dogotowac obiad, co mozna interpretowac jako sprawe powazna lub nie, w zaleznosci od interpretujacego. 😉
Yeah.
W świecie zwierzęcym posiłki to zawsze sprawa bardzo poważna. 😎
Interpretacja obrazu w przypadku Murzynki, to projekcja naszych wyobrażeń wypaczonych przez nasze kulturowe doświadczenia.
Biżuteria nie musi oznaczać absolutnie żadnej odświętności.
Obnażony biust także nie.
Przed ponad 30 laty widziałam w Afryce pracujące w polu kobiety obwieszone złotem i obnażone do pasa.
Możemy przyjąć założenie, że autorka obrazu posługiwała się symboliką, równie dobrze możemy przyjąć założenie, że podobnie jak w obrazie zlinkowanym przez Haneczkę, chodzi głównie o folklor.
Na szczęście autorka nie opisała skrzętnie swoich dzieł pozostawiając nam pole do fantazji. 🙂
Nie miałam na myśli, że biust jest odświętny 😉 . Oj jak ja bym chciała taki, co go tylko od święta mogę zakładać.
Głucho wszędzie, ciemno wszędzie…
Dobrej nocy!
Piszę do Bobika i Moniki, zatem niech inni nie tracą czasu.
Myślę, że sposób, w który próbujecie ze mną rozmawiać nie jest najelegantszy. Ale po kolei:
Zwracam uwagę, że moje 22 marzec 12, 12:16 było reakcją na Heleny 11:55, w którym broniła interpretacji Jareckiej i pozwoliła sobie wysnuć przypuszczenia co do dzisiejszych możliwości pisarskich Tuwima i Korczaka, oraz konieczności pogadanki dydaktycznej przed przeczytaniem dziecku Murzynka Bambo, co przyznam, rozczuliło mnie.
Zatem napisałem, że biali przesadzają, jak przesadziła – moim zdaniem – Jarecka, jak przesadza czasem Helena, Bobik, Monika czy ja.
Bo niczym innym jak waleniem się w cudze piersi jest przesadne interpretowanie podmuchu wiatru, który wepchnął pyłek do oka. No tak, to oko należy do Murzyna. Zatem wiatr jest niesłuszny i rasistowski. Tak odbieram Jarecką.
I co się dzieje?
Z jednego zdania, co tam, nawet nie z całego: „Czarni w większosci maja w nosie te wszystkie zabawy i mało ich to wzrusza, natomiast z przeginania poprawnościowej pały mają niezłą zabawę.” Bobik wyciąga armaty i strzela coraz grubszym kalibrem.
Odpowiedział 12:43 wykazując, że by znać się na Murzynach, trzeba z nimi intensywnie.
I O.K. niech sobie będzie, ja 14:10 potwierdziłem swoje spostrzeżenia i doprecyzowałem: moi Murzyni – czyli ci, z którymi ja pracowałem, kontaktuję się tak prywatnie, jak i zawodowo.
I tu nie czułem potrzeby dalszego rozgryzania tematu, przyjąłem do wiadomości inne doświadczenia Bobika.
I tu Bobik 14:31 poczuł się urażony i zaczyna mi uświadamiać, że stu Murzynów jest ważniejszych od dziesięciu. O.K. – pominąłem to, każdy ma prawo do własnego zdania.
Ale Bobikowi to wciąż mało, 16:16 zaczyna mi wpychać Murzyna w brzuch. Z połowy mojego zdania wyciąga rzeczy, których tam nie było. I to już jest mało eleganckie.
Bo 17:17 brnie dalej grzebiąc w cudzym brzuchu, na co zareagowałem, że rozumowanie uważam za mylne.
Monika 19:12 się włącza z poparciem dla Bobika i zupełnie logicznie mnie pyta skąd wziął się mój pogląd – co zupełnie umknęło Bobikowi, że można w tak prosty i bezpośredni sposób o to zapytać…
Zanim na to pytanie odpowiem , dodam, że słowa „gdzie i którzy” – uważam za zbędne…
Odwołuje się Monika do swoich doświadczeń i lektur, co jest jasne i oczywiste.
Moja odpowiedź brzmi:
Nie wydam swoich Murzynów, mogę tylko powiedzieć, że było ich około dwudziestu, rozmowy odbywały się w różnych miejscach czterech krajów i w różnym czasie. Prowadzone były w trzech językach, więc nie było łatwo, ale z każdym Murzynem rozmawiałem o jego stosunku do political correctness i nie byłem jedynym białym przy tych rozmowach. Oczywiście, że pochwalali i uważali za słuszną , ale…
I tu wyrażali swój tumiwisizm dla obecnych kształtów rzeczonej i litościwie pochylali się nad białymi skaczącymi sobie z ich powodu do oczu, wyśmiewając reakcje podobne do Jareckiej. Jak jeden powiedział: wielu białym czerń uderzyła do głowy, gotowi są pokutować za niewolnictwo do końca życia i podobni są do dewotek, od których umiaru nie należy oczekiwać.
Przejawy rasizmu, z którymi mają czasem do czynienia traktują jak nasze przypadki chuligaństwa – to dla nich jest równoznaczne. Nie uważają, że przestępstwo rasizmu wobec nich ma wymiar większy od antysemityzmu czy chuligańskich napaści. Oni tym nie żyją, widzą natomiast, że za nich żyją tym biali.
I tyle wyjaśnień Moniko, takie są moje doświadczenia z bezpośrednich kontaktów, bo lektury obejmują szersze spektrum zjawiska. Ale mówiłem: moi Murzyni…
Teraz wybaczam i proszę o wybaczenie, bo zajechała moja lektyka na ramionach czterech Murzynów ponieść mnie do łoża
Przeczytałam i nie straciłam.
Myślę, że można się pochylać nad czymś tak uważająco, że jest to aż uwłaczające.
Skojarzyło mi się, choć co do niedziękowania mam mocno niepoprawne wątpliwości http://wyborcza.pl/1,75480,11344392,Rafal_Urbacki__Za_milosierdzie_dziekujemy.htm
Inna beczka http://www.pis.org.pl/article.php?id=20013
Zachwyciła mnie kolejność „… Kościoła, człowieka, obywatela, a także miejsca Polski w świecie.”
Dobranoc 🙂
Ciekawe linki haneczko, dzieki. I ja dorzuce jeden:
Bill Maher: to tworcze i pozyteczne sie roznic, nawet jesli niepieknie…
http://www.nytimes.com/2012/03/22/opinion/please-stop-apologizing.html?_r=1
Dziekuje, zeenie. Teraz lepiej rozumiem, na czym swoje opinie opierasz.
A co do pytania, „gdzie i ktorzy”, to nie bylo ono tyle natury osobistej, ile odpowiedz na nie lepiej jeszcze umiescilaby geograficznie (i nie tylko) przedstawiona przez Ciebie probke Twoich respondentow z trzech krajow. Bo co innego i doswiadczac i odczuwac sprawy dotyczace relacji, o ktorych dzis tutaj mowa np. w Ameryce Pln., co innego w Europie (a wiele zalezy takze od kraju), a co innego w jeszcze innych miejscach na swiecie.
Zas co do reszty – to wynika z tego, co piszesz, ze Twoi rozmowcy z jednej strony jednak cenia polityczna poprawnosc, a dopiero potem widza jej ograniczenia (ktore niewatpliwie istnieja, tu sie z Toba zgodze). Moi rozmowcy – polnocno-amerykanscy maja bardzo duza swiadomosc, jak trudno bylo osiagnac to, co jest teraz. I choc widza czasem wynikajace absurdy, a czasem wrecz nieszczerosc, za ktora moze dalej sie kryc bazowanie na stereotypach, sa zadowoleni, ze juz raczej nikt nie zwraca sie do nich tak, jak jeszcze, zwlaszcza w niektorych miejscach, zwracano sie do nich niedawno. Co zreszta sie zgadza z opiniami znanych intelektualistow afro-amerykanskich, takich jak Henry Louis Gates czy Cornel West, na przyklad. I nie uwazaja, ze cala sprawa jest zamknieta, zalatwiona, i mozna o niej po prostu zapomniec.
I raczej sie mimo wszystko tak szczegolnie z well-meaning whites nie smieja, bo jeszcze dosyc jest tych nie tak bardzo well-meaning. I nie uwazaja, ze cala sprawa jest zamknieta, zalatwiona, odfajkowana, i mozna o niej po prostu zapomniec. Co nie znaczy, ze nie maja poczucia humoru, a czasem i absurdu. Bardzo ciekawie na przyklad pisze na te tematy w swoich powiesciach Percival Everett, zauwazajac interesujaca gre oczekiwan z obu stron. Ale to juz dluzszy temat, na moze inny wieczor.
Vesper, Zmoro – dolaczam w opinii. Wiecej szkody przynosi rasistowskie omowienie „Murzynka bambo” ( brawo zeen!) niz obcowanie z Murzynkiem. Dzieci maja inne „waznosci” i to my, dorosli wpychamy je w rozne -izmy w dobrej lub zlej wierze.
Pamietam swoje zaskoczenie po przyjezdzie do Australii, kiedy to trzeba bylo wypelniac rozne formularze i obowiazkowo padalo tam pytanie: Are you Aboriginal or Torres Islander? Dla mnie bylo to bardzo rasistowskie pytanie, dzielace Australijczykow na tych i innych. A koncu nie wytrzymalam i zapytalam jednej pani dlaczego zadaje sie takie dyskryminujace pytania – byla zdziwiona moja reakcja i zapewniala, ze to nie z powodu dyskryminacji ale checi pomocy itp. A dla mnie jest to nadal forma dyskryminacji i nie moge jakos zmienic zdania przez te ostatnie lata, choc wiem wiecej niz wtedy.
I chyba znowu otarlismy sie na blogu o te cienka goraca linie. 🙂
Obejrzalam sobie oba obrazy. Moim zdaniem problem to miala autorka.
Ale, ze budza tyle kontrowersji interpretacyjnych oznacza, ze sa to dobre obrazy, czyli Sztuka. Bo chyba w koncu owa Sztuka polega na tym, ze kazdy widzi w niej to, co dla niego wazne i cenne – jeden niewolnice, inny matke a jeszcze inny plamy kolorow. I pozwolmy kazdemu wiedziec to co chce 🙂
Haneczko (00:10) dokladnie! 🙂
Dzień dobry 🙂
Piątek 😀
biała w czajniczku
Dzień dobry.
Za 10 minut:Vereidigung von Bundespräsident Joachim Gauck.
Ciekawa jestem Jego przemówienia.
Zdaje się, że wybiera się jeszcze w marcu do Polski.
Bry!
Utopenec zjedzenec wczoraj, piwo wypite, wino (błe…) wypite, śliwowica od Jelinka wypita, Spielberg zdobyty, pora wracać do domu?
No, willa Tutanchamona przed nami!
No tak Moniko, rozmawiamy na ogół na poziomie ogólności, co pozwala uniknąć zbyt wielu dygresji i niuansów. Pytania: gdzie i którzy rzeczywiście mają znaczenie, jeśli chcemy się zagłębić w temacie. Bardziej wszelako chodzi mi o pokazanie, że nawet tu, na blogu, biali zmagają się ze zjawiskiem, nad którym wielu Czarnych już tak nie ślęczy.
Dlaczego „biali” małą literą, a „czarni” wielką? Już nie pierwszy raz to widzę. Jest jakaś zasada? Czy to kolejna hiperpoprawnopolityczna maniera?
Dzień dobry 🙂
Z pierwszej piłki mogę odpowiedzieć Vesper. Myślę, że akurat u zeena to zwykła literówka, bo poprzednio pisał obie nazwy z dużej litery. 😉
Do zeena też napiszę, ale potem, bo tu trzeba dłużej. 🙂
A na razie zajmę się tym, co najważniejsze, czyli śniadaniem. 😀 Co my tam mamy? Biała herbata, utopenec, piwo, śliwowica…
To ja może z tego wszystkiego jednak kawę. 🙂
Racja Vesper, wpadłem, idę na groch 🙁
Zeen, mnie się widzi, że cały czas się nie bardzo rozumiemy. Wynika z tego, że nie umiałem jasno przedstawić swoich racji, więc spróbuję z innej strony. Ja jestem trochę kanciarz 😉 i często przyglądając się jakiemuś stwierdzeniu zaczynam się zastanawiać, czy mogłoby ono stać się „zasadą powszechną”. Tzn. gdyby pójść tym tropem, jakie byłyby dalsze wnioski, dalsze konsekwencje, co wynikłoby z tego, gdyby wszyscy przyjęli takie założenia, etc. Dlatego np. niedawno nijak nie mogłem się pogodzić z tym, że skuteczność śledztwa usprawiedliwia wszelkie zastosowane w nim środki, narażając się nawet na podrapanie przez mojego przyjaciela Mordkę. 😉 I również dlatego nie potrafię przyjąć takiego punktu widzenia, że uważność (okej, może czasem i nadmierna, na zasadzie „strzeżonego pan Bóg strzeże”) w sprawach rasizmu jest wyłącznie „hobby” Białych, którego Czarni w ogóle nie potrzebują, mają to gdzieś i wręcz się nabijają. Bo obawiam się, że konsekwencje takiej optyki – i od razu przyznałem: to ja je opisałem, w Twoich postach nic o tym nie było – mogą być po części absurdalne, a po części nawet groźne. Bo skoro uważność niepotrzebna, to – wszystko wolno.
Ja wiem, u licha, że Ty sam nie jesteś ani rasistą, ani antysemitą, ani antypsistą, ani w ogóle żadnym takim. Wiem to, bo Cię już długo znam i składam Twój obraz z Twoich wielu różnych wypowiedzi. Ale teraz wyobraź sobie, że tę Twoją jedną, wyizolowaną wypowiedź czyta jakiś zdeklarowany rasista: czy nie mógłby jej przypadkiem uznać za przyzwolenie na pojechanie po bandzie? Wyciągając wniosek: „o, proszę, nawet sami Murzyni uważają tę całą poprawność za idiotyzm, no to hulaj dusza, dołóżmy asfaltom”.
Możesz oczywiście na to odpowiedzieć „to już nie mój problem, że jakiś kretyn zinterpretuje moje słowa zupełnie niezgodnie z intencjami”. Ale ja np. takie sytuacje uważam również za swój problem. I patrzę, czy przypadkiem – nieświadomie, wbrew woli – nie powiedziałem czeoś takiego, co do wyciągania niezgodnych z moimi intencjami wniosków dało asumpt. Lub szerzej: czy to, co prezentuję albo proponuję (w sprawach zasadniczych, bo przecież nie w każdym drobiazgu) rzeczywiście mogłoby być „zasadą powszechną”, niezależną od tego, na ile się kogoś zna i rozumie jego podteksty.
A w sumie tym, co ja proponuję, jest rzecz naprawdę dość prosta – zwykła uważność wobec tych, którzy przez lata czy wieki dostawali w tyłek, więc nic dziwnego, że mają zadawnione obolałości. Nawet jeżeli nie są to wszyscy w danej grupie, nawet jeżeli części te obolałości się już zagoiły, to wystarczy, że jest ta druga, jeszcze obolała część. Ma ona podstawy i „prawo” do nadwrażliwości. I ja wolę przesadzić z uwagą na tę nadwrażliwość (co zresztą i tak nie zawsze mi się udaje, mimo dobrych chęci), niż z nieuwagą, dezynwolturą i braniem cudzych obolałości zbyt lekko. Owszem, pozwalam sobie czasem na dezynwolturę, ironię, przekorę, itd., ale na ile mogę staram się, żeby nie trafiało to w tych od wieków obolałych. Myślę też, że wolno im beztrosko, lekceważąco czy kpiąco podchodzić do poprawności, ale nie wolno mnie. Kiedy np. żartuję z własnego nikczemnego wzrostu, może to być uznane za przejaw hartu ducha i zdrowe podejście. Gdybym się natrząsał z cudzego, chyba nie zebrałbym pozytywnych recenzji. 😉
Więc jeszcze tak podsumowująco – ja Ci nie przypisuję, zeen, żadnych wrednych intencji, ani nie uważam, że powiedziałeś coś, czego nie powiedziałeś. Starałem się tylko – może nieudolnie – pokazać możliwe konsekwencje takiego podejścia, jakie przedstawiłeś. I zwrócić uwagę na to, że w sprawach obolałych wskazana jest szczególna ostrożność wypowiedzi, bo mnóstwo jest w nich takich słów, które wylatują wróblami, a wracają wołami.
A w każdym razie w tym, co pisałem, żadnych osobistych podtekstów nie było. 🙂 Nie zgodziłem się z Twoim podejściem i usiłuję wyjaśniać, dlaczego, ale wcale nie pokrzykuję „Ty rasisto, Ty”. 😉
To zalezy, Vesper. We wszystkich formularzach, z jakimi sie spotkalam czy musialam wypelniac (po angielsku), zarowno biali jak i czarni pisani byli duza litera.
To ja jeszcze wroce do Murzynka Bambo. Nikt sie nie upiera (preocz upierdliwych przeciwnikow politycznej poprawnosci, daleko idacej ostroznosci w mowieniu o innych rasasch i kulturach), ze Tuwim byl rasista. Nie byl.
Nie byla rasistka z pewnoscia autorka mojej najukochanszej ksiazki dziecinstwa, ktora czytalam co najmniej 30 razy, wylalam beczke lez od pierwszej do ostatniej strony, Harriet Beecher Stowe,
Napisala, jak uwazaja liczni Amerykanie, najwazniejsza ksiazke w amerykanskiej literaturze XIX w. – Chate Wuja Toma, ksiazke o ktorej Lincoln powiedzial podobno przy perwszym spotkaniu z autorka: To jest pani ta paniusia (little lady), ktra rozpoczela nam wielka wojne (domowa). HBC byla najwybotniejsza w ruchu przeciwko niewolnictwu, plomienna i purytanska chrzescijanka, dla ktorej niewolnictwo bylo najwieksa abominacja pod sloncem, bylo obraza Boga, obraza czlowieczenstwa, obraza wieksza niz cokolwiek. Pierwszy tytul Chaty wuja Toma, kiedy sie ukazywal w odcinkach w jakiejs gazecie w Connecticcut, brzmial „Czlowiek, ktora byl rzecza”.
Ta powiesc, kiedy sie ukazala w polowie XIX stulecia wywowala lawine reakci -kiazek, majacych wykazac, ze Harriet Beecher Stowe napisala w rzeczywistosci paszkwil na rzeczywostosc amerykanskiego Poludnia.. A to nie liczac tych wszystkich ksiazek i artykulow, ktore z pasja przekonywaly ze autorka jest sentymentalna niemal grafomanka, ze odwoluje sie – wait for it! – do „sloppy women’s emotions” itp, klategoryczne odpory. Nie ulega jednak watpliwosci, ze to wlasnie HBS, a nie publicystyka i eseistyka licznych innych amerykanskich abolicjonistow, miala moc zmieniania serc i umyslow, przekonania, ze – indeed! – niewolnictwo jest abomicacja wobec Boga i czlowieczenstwa.
A pisze to wszystko dlatego aby powiedziec, jak potezne bylo moje zdumienie, a nawe zgorszenie, kiedy wkrotce po przyjezdzie do Ameryki, Ameryki, ktorej obraz ksztaltowa mi w duzej mierze wlasnie Beecher-Stowe, zorientowalam sie, ze nie wszyscy czarni podzielaja moj entuzjazm do tej wspanialej powiesci. Nie moglam tego pojac – what, the hell, is wrong with you people? Dlaczego przeszkadza wam Chata Wuja Toma? Dlaczego nazwanie kogos Wujem Tomem jest wyzwiskiem?!!!
Moi pierwsi po przyjezdie z Polski czarni koledzy tlumaczyli mi z mniejsza lub wieksza cierpliwoscia, ze to na co oni w ksiazce reaguja zzymaniem sie, jest, ich zdaniem, zbyt czeste uciekanie sie autorki do rasowych stereotypow: postac Wuja Toma, potulnego, poslusznego niewolnika (no, fakt, ze nie byl Czarna Pantera, nowilam z przekasem) , postac malej niewolnicy Topsy (wlasnie scena, w ktorej Topsy przymierza przed lustrem suknie swej pani, Malej Evy, wywolywala u mnie zawsze nowa fontanne lez) , ktora jest mala dzikuska, nie wiedzaca Kto ja stworzyl etc. etc.
To byly, dzis juz to wiem, takie czasy, przelom lat szescdziesiatych i siedemdziesiatych XX wieku, kiedy czarni Amerykanie odzyskali juz wlasny glos i przestaly im jakos wystarczac ladne uczucia takich jak ja, bialych, „sloppy women’s emotions”.
Zmienila sie wrazliwosc na piekne szlachetne powiesci XIX wieku i potrzebny byl nowy jezyk, jakim sie mowi o niewolnictwie.
Odzyskala go, moim zdaniem, Tony Morrison, ktora napisala nowa najwazniejsza ksiazke na kolejne stulecie, swoja „Umilowana”, tez traktujaca o niewolnictwie.
W dalszym ciagu kocham Chate Wuja Toma i to jak przemienila moje wlasne serce, uwrazliwajac je na „te sprawy”.. Nie czytalam jej od wyjazdu z Polski i nawet troche sie boje konfrontacji z ta ksiazka. Niech zostanie tym czym byla w dziecinstwie – to zreszta byla ierwsza ksiazka, jaka kupilam sobie sama, za wlasne kieszonkowe, gdy mialam 9 lat. Nie wiem dlaczego nie dowiozlam jej do Ameryki. 🙁
Ooo, bardzo mi odpowiada co Bobik napisal.
Dokladnie tak tez mysle, a teraz musze sie szybko garnac, bo Pani Kierowniczka wlasnie zadzwonila i zaraz tu bedzie. Mamy troche czasu przed jej odlotem do domu.
Heleno, że po angielsku rasa jest zawsze pisana wielką literą, to wiem, ale po polsku coraz częściej spotykam taką niekonsekwentną pisownię, nie tylko u zeena i nie tylko na Blogu Bobika. Uznałam rzecz za ciekawą, bo normy poprawnościowe to jedno, a usus drugie. Używając języka do opisu, w jakiejś części odkrywamy sposób myślenia o podmiocie opisu, nawet w sposób nie do końca uświadomiony.
Zwierzaku, pytanie o pochodzenie w kwestionariuszu rzeczywiście kontrowersyjne. Z jednej strony, rozumiem intencje. Z drugiej, założenie z góry, że osoba o określonym pochodzeniu wymaga zinstytutcjonalizowanych form pomocy jest… No nie wiem, jak się ustosunkować. Podobnie jak Ty, coś by mi zazgrzytało.
Podobnie jak Tobie, tak miało być. Szybciej klikam niż poprawiam 😳
To chyba nie o to zupelnie chodzi, ze „osoba o określonym pochodzeniu wymaga zinstytutcjonalizowanych form pomocy jest…”. Wladze musza/powinny wiedziec jak liczna jest grupa, ktora MOZE, a nie musi takiej pomocy wymagac.
Myślę, że „Chata Wuja Toma” może być współcześnie odbierana taki sposób, o jakim napisała wczoraj Haneczka – „można się pochylać nad czymś tak uważająco, że jest to aż uwłaczające.” Owszem, jest taka uwłaczająca forma uwagi i wiąże się ona zwykle z protekcjonalizmem. Coś w rodzaju „te biedne dzikusy nie potrafią same o siebie zadbać, więc my się musimy nimi zająć, upomnieć o ich prawa”. Ale nie wydaje mi się, żeby wymaganie od siebie samego uważności było protekcjonalizmem. To jest raczej zostawienie drugiej stronie decyzji – dopóki mi wyraźnie nie pozwolisz na więcej, będę się zachowywał uprzejmie, bez żadnego poklepywania po plecach, prztyczków, docinków, nadmiernej swobody, etc.”. To samo robimy zwykle w stosunkach towarzyskich. Póki z drugiej strony nie przyjdzie jakiś sygnał, że stosunki mogą przejść w fazę rozluźnienia, nie pozwalamy sobie na nadmierną poufałość i ryczenie z daleka „siema, stary”. No a już zwłaszcza nie klepiemy po plecach, jak wiemy, że ktoś tam ma nie całkiem zasklepioną ranę. 😉
Heleno,
wladza od takiej wiedzy ma spisy powszechne, moze sobie policzyc co do sztuki. Natomiast pytania sa standardowa czescia prawie kazdego kwestionariusza. Kiedys nawet przy okzaji podania o prace pytalam, czy daje to jakies preferencje. Nie daje. To po co to pytanie?
Z tą pisownią w wielu miejscach to rzeczywiście ciekawe. Podejrzewam, że wiąże się to z odczuwaniem przez niektórych Murzyna jako (już) niepoprawnego i zastępowanie go na wzór angielszczyzny słowem Czarny. Wielka litera może się tu przenosić automatycznie. Natomiast w stosunku do Białych o kwestii poprawnościowej w ogóle się nie myśli, więc automatyczny pilot kieruje ku formie dotychczas używanej, czyli z małej litery.
Dodatkową komplikacją są subtelności. Bo nawet jak już przyjąć ten anglosaski wzorzec, to będzie się pisać o Białych i Czarnych jako grupach rasowych, ale nadal o białych lub czarnych mieszkańcach Warszawy czy Nowego Jorku. Myślę, że wiele osób zwyczajnie się w tym gubi i pisze trochę na zasadzie ja i Ty. 😉 Tzn. grzecznościowo nie eksponując siebie, tylko tego drugiego.
No, fakt, że jeżeli takie pytanie w kwestionariuszu nie przekłada się na żadne konkretne pożytki dla nikogo, to po cholerę ono jest? 😯
Gdybym był Aborygenem chyba bym to uznał raczej za przejaw dyskryminacji niż preferencji. Ale oczywiście żeby naprawdę wiedzieć, trzeba by zapytać Aborygenów, jak oni to odbierają.
Pewnie tak własnie jest. Jeszcze jedna interpretacja przychodzi mi do głowy i to juz zupełnie nie a propos komentarzy zeena.
Może się w tym kryć bynajmniej nie równościowe podejście do kwestii rasowej, jakaś potrzeba zrekompensowania „czarnemu” jego koloru skóry, choćby poprzez wielka literę. Potrzeba w stosunku do „białego” nieodczuwana. To może być gdzieś bardzo głęboko schowane. Ciekawa sprawa, swoją drogą.
No to trochę powtórki, trochę banałów…
Ciemności władające moim mózgiem zostały rozproszone Bobiku, stęchlizna mentalna przewietrzona, jest nadzieja… 😉
Jak napisałem Monice: przy rozmowie o dużym stopniu ogólności nie sposób w krótkich wypowiedziach uwzględnić wszystkiego.
Na potwierdzenie, że zgadzam się z Tobą, choć w szczegółach różnię, wspomnę swój pierwszy dłuższy pobyt w Niemczech, w czasie którego zmagałem się z zaszczepionymi mi w czasie szkolnej edukacji stereotypami „złego, antypolskiego Niemca”
Paradoksalnie to nie rozmowy z nimi pomogły mi wyzwolić się z cierniowej korony a programy TV, w których podziwiałem otwartość z jaką analizowali czasy wojny, holokaust, okupacje.
Życzyłbym każdemu, by tak wyciągał trupy ze swojej szafy.
Później dowiedziałem się jak dzieci w szkole są o tym uczone, trójkę dzieciaków z rodziny mi Niemcy uczyli…
Nie wiem jak w innych landach, w Bawarii problem winy niemieckiej został przepracowany, co gdy to podziwiałem, pozwoliło mi pozbyć się stęchłych złogów poszkolnych.
Doszło do tego, że z moim niemieckim pracodawcą gwarzyliśmy o czasach wojny w sposób swobodny – ja o niedalekim Landsbergu, gdzie ojciec mój spędził większość czasu wojny, a on o swoich rodzicach. I to ja byłem stroną, wobec której mój pryncypał musiał mieć się na baczności.
To oczywiście nic w porównaniu do problemów Czarnych, wszelako prostemu chłopu jak ja pozwoliło spojrzeć na świat z innej niż grajdołkowa perspektywy.
Zgadzając się z wymową Twojego postu, pozwolę sobie tylko na uwagę, że delikatność tak, ale bez niewolniczego trzymania się schematów. Każda rozmowa, nawet znających się ludzi, jest obciążona ryzykiem co najmniej nieporozumień a czasem urazów. Ostrożność jest wskazana, ale by rozmowa coś dała, trzeba zaryzykować i nie bać się mówić rzeczy, które mogą się okazać trudne do akceptacji dla rozmówcy. Tak świat się uciera od czasu kiedy wylazłem na ląd…
A jest Żółty, albo Czerwony?
To jest ciągle podział rasowy. A co kogo obchodzi, czy ja jestem w kratkę, czy plamy?
No właśnie, zeen, wyciąganie trupów z własnej szafy może budzić podziw i szacunek, a grzebanie w cudzej może być poczytane za niedelikatność. Dlatego pewnie niektórzy Biali walą się we własną pierś (nawet jeśli ona, jak u mnie, czarna). 😉
A o tym, że nie trzymamy się kurczowo schematów, świadczy już choćby to, że odmienne zdania wyrażamy bez rutynowych w niektórych zakątkach blogosfery obelg i uznania rozmówcy za… (tu nie wpisać) 🙂
Żółci i Czerwoni jak najbardziej są, chociaż częściej chyba nazywa się ich Azjatami i Indianami. 🙂 I ja bym nie był za tym, żeby ignorować w ogóle istnienie ras, tak samo jak nie ignorowałbym istnienia narodowości, bo nie sposób np. poruszyć (i zrozumieć) specyficznej problematyki wynikającej z bycia Czarnym czy Polakiem bez zdefiniowania ich jako grupy.
Ale bardzo możliwe, że za ileś tam lat wszyscy się tak zmieszają, że problematyka rasowa czy narodowościowa całkiem zniknie i te kategorie będą miały znaczenie już tylko dla historyków. 🙂
Jeszcze jest tajemnicza rasa kaukaska, lansowana przez tłumaczy-półanalfabetów. 🙂
Fajnie sobie rozkminiacie, naprawdę, a ja wolę posłuchać ludzi, którzy nie mają z tym żadnych problemów. Griot z Senegalu, cherlawy Biały i wielki Murzyn z Wenezueli, w tychże kolorach panie z Kuby, podejrzanej i mieszanej proweniencji Argentyńczycy i Włosi. Obejrzyjcie w wolnej chwili ten krótki filmik, jest jeszcze jeden dłuższy na jutubie.
http://www.faubourgbuenosaires.com/?p=631
Wiem z książeczki do płyty, że griot śpiewa o tym, jak dobrze jest żyć normalnie. Między innymi. 😉
A wtedy, nieznana w tej chwili gałąź nauki jaką w przysżłości będzie archeologia internetowa, zainteresuje się Blogiem Bobika, odgrzebie, odkurzy, przestudiuje, zanalizuje, opisze, zdoktoryzuje się na wewnątrzblogowych konfliktach o narodowości i rasy… 🙂
Powyższe było a propos Bobikowych historyków
WW – bardzo, bardzo kojące. 🙂
Instrumentum też fajne.
A wiesz, Wodzu, że ja w mojej codzienności właściwie też nie mam z tym żadnych problemów. 🙂 Poza kilka przypadkami, wynikającymi właśnie z niedostatecznej uważności, moje bogate życie międzyrasowe przebiega bez konfliktów i zadrzeń (co nie oznacza, że nie ma żadnych konfliktów międzyludzkich, ale to inna para kaloszy), czyli według moich standardów dość normalnie. Ciskam się tylko po blogach. 😆
Nie uważacie, że do tej muzyki od WW obiecana kawa na tarasie bardzo by się nadała?
21 celsjuszy dodatnich, żarówa jak na Karaibach i Pręgowana na stole w charakterze dekoracji. Pasuje? 😀
Słucham właśnie całości (dłuższej wersji).
Przyjemnie mi jest. 🙂
Odrobina rumu też by nie zaszkodziła. 😎
A co bym nie miał i rrrumu podać. Prrroszę barrrdzo. Niech ci przyszli historycy internetowi mają jakieś atrakcje do opisywania. 😆
Podobno ludzie powchodzili na drzewa żeby lepiej widzieć (za RMF FM) 😉
http://www.rmf24.pl/news-wroclawski-sky-tower-jeszcze-wyzszy-od-dzisiaj-bedzie-mial,nId,594160
co na to Tadeusz? 🙄
Jesteś pewien Bobiku, że pogardliwy „bambus” to od Murzynka Bambo?
Byłam przekonana, że od drzewa 🙄
http://pl.wikipedia.org/wiki/Bambus
Jedna Viola ma gembe tenora, druga Viola ma gembe Soprano, inna Viola ma cele, jakaś Simone ma rimbe,
direktor Eduardo lutuje i gitara…
Tylko żeby z tym skytowerem nie zaczęło się kiedyś jak z orłem – kłótnie, czy prawidłowy jest z koroną, czy bez. 😈
ten tower ze skaju wyższy by był, jakby postawić na nim jeszcze Świebodzińskiego 🙄
… i dopiero koronę…
Jotko, skąd tak naprawdę się ten „bambus” wziął, pewnie nie dojdziemy nigdy na sto procent. A moje podejrzenie, że mógł mieć coś wspólnego z Murzynkiem Bambo bierze się stąd, że bambus jako roślina typowo azjatycka nie kojarzy się odruchowo z Murzynem. Dopiero nałożenie się skojarzeń „Murzyn – drzewo – Bambo – bambus” nadaje temu określeniu w ogóle jakiś sens. Zresztą byłem kiedyś zmuszony wysłuchać obrzydliwej perory pewnej paniusi, która słów „Bambo” i „bambus” używała wymiennie, co by moje podejrzenie w jakiś sposób potwierdzało.
A nie lepiej za tę koronę piwo w Czechach kupić, zamiast na Świebodzińskim ją kłaść? 😈
Bobiku, uwaga, uwaznosc, to w ogole jest podstawa etyki, nie mowiac juz o tym, ze an unexamined life is not worth living, jak masial pewien znany filozof. I ciekawe, ze jest tez podstawa myslenia buddystow, ktorych swiat zachodni tak naprawde odkrywa (jak zreszta wiele innych swiatow). Musze powiedziec, ze w zwiazku z tym opor wobec nawolywania do szczegolnej uwagi w miejscu, gdzie dzieli i laczy bolesna historia jest szczegolnie dla mnie interesujacy. Mozna oczywiscie widziec gorset mechanistycznego stosowania political correctness (sam termin zostal zreszta ukuty przez przeciwnikow uwaznosci), ale tez z tego, co czytam na temat i slysze od moich znajomych, raczej nie chodzi o to, zeby powiedziec ze jest wszystko dobrze i razem zagrac w mieszanej orkiestrze, albo pojsc razem na piwo, jak to zreszta zrobil znany afro-amerykanski profesor, po tym jak go zaaresztowal bialy policjant, gdy mocowal sie z zacietymi drzwiami do wlasnego domu. (Ale potem i on, i inni brali udzial w ogolnej dyskusji na temat przyczyn, dlaczego jest sie od razu szczegolnie podejrzanym przy takiej prostej czynnosci „while Black”, zwlaszcza w drogiej i eleganckiej dzieknicy). Z tego, co wiem z rozmow ze znajomymi, z wlasnych lektur i z mediow, chodzi raczej o to, zeby zrozumiec inny punkt widzenia i doswiadczenie tej samej rzeczywistosci przez pryzmat Innych. Co zreszta sporo osob tutaj robi, albo chociaz sie stara robic, choc wcale nie wszyscy. A czeste wysmiewanie sie z political correctness, szczegolnie przez Bialych, jest tez z kolei tutaj kodem dla tzw. Southern strategy w polityce amerykanskiej (tak jak np. nieustanne dopominanie sie o wyjasnienie wypadku w Smolensku nie jest naprawde wyrazem szczegolnego zainteresowania katastrofami lotniczymi, a takze jedynie polityczna strategia).
Tymczasem kilka miesiecy temu sluchalam serii wywiadow w BBC w zwiazku ze sprawa zabojstwa w UK Stephena Lawrence’a – z cala pewnoscia, to ustalil w koncu sad – z zadnych innych powodow oprocz rasistowskich (Helena i ja cieszylysmy sie tutaj z tego wyroku). I pytano znane osoby w UK o ich opinie. Dosc zgodnie mowily o tym, jak to tragiczne zdarzenie wstrzasnelo calym krajem i uzmyslowilo, ile jest jeszcze do zrobienia (po czym sie za to zabrano). Ciekawe, ze na pytanie gdzie sie w sumie czuja najlepiej, jako osoby z czarna skora, wszyscy odpowiedzieli dosc zgodnie, ze pomimo brakow i wad: najlepiej w US, potem UK, a kontynent ma jeszcze duzo do zrobienia w tych sprawach. W zwiazku z tym zwalnianie sie z uwagi wydaje mi sie mimo wszystko nieco przedwczesne.
A teraz uwaznie chwilowo znikne, choc jeszcze mnie kusi powiedziec to i owo o Chacie wuja Toma. 😉 Niestety piatki mam ostatnio okropnie zajete.
Z innej bajki, ale akurat na to trafiłem. Jedna wiadomość taka (wprawdzie zainteresowani zaprzeczają, ale zdumiałbym się raczej, gdyby nie zaprzeczali):
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11402343,Sensacja_z_procesu_Kaczynskiego__DNA_dla_Leppera.html
a druga taka:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114884,11403824,Incydent_na_lotnisku__Fotyga_oburzona_po__kontroli.html
Nietrudno dostrzec, co te doniesienia łączy. Przekonanie polityków, że procedury czy prawa są dla „zwykłych śmiertelników”, a osoby z kręgów władzy (nawet byłej) nie mają powodów, żeby im się podporządkowywać. Niby żadna nowość, ale jakoś zawsze mnie to wpienia. Wrrr!!! 👿
Mnie w tym pierwszym doniesieniu bawi do łez powtarzane przez dziennikarzy z uporem „przekazanie DNA”. Są różne sposoby przekazywania DNA między organizmami, ale wynoszenie z prokuratury to jednak nowinka ewolucyjna. Mam nadzieję, że się nie rozpowszechni 😆
Niech Fotyga nie jęczy, nasi ją obmacali, słowiańscy, a Rokitę to germańska swołocz prześladowała, o! 😈
Rzeczywiście, nie zwróciłem uwagi na to przekazanie DNA, a to przecież sensacja również biologiczna, nie tylko polityczna. 😆
Ale skoro Kaczyński przekazał swoje DNA Lepperowi, to przepraszam bardzo, jakie DNA ma teraz on sam? 😯
I jaką mamy gwarancję, że jest ono przynajmniej słowiańskie, nie mówiąc już o prawdziwie polskim? 👿
Trochę a propos na temat Hockneya. 😉 Wspominałem już, że nie mam go w swoich „ulubionych”. Znaczy, doceniam, ale jakoś mnie nie bierze do głębi trzewi. I kiedy mniej lub bardziej serio próbowałem w National Gallery wyjaśnić Mordechajowi, dlaczego tak jest, stwierdziłem – pod wpływem zestawienia z pobliskim Baconem – że pewnie Hockney dla mnie za mało cierpi. A co to za Wielka Sztuka, jak taka pogodna i bez biczowania albo samobiczowania. 😈
Czyli prawdziwy Polak zawsze w końcu jakimś nadprutym szwem wylizie. 😆
Zawsze się zastanawiam, jak to wygląda z tej drugiej strony Innego? Jak postrzega tę drugą stronę ten Inny?
W jednym miejscu gnębiony, obolały, w innym hołubiony przez Krucjaty Miłości.
Trochę o tym napisał zeen.
I co by było, gdyby np. zamieszkać wśród tych Innych. Czy też by byli correct?
W filmie o dzieciach emigrantów 68-latach wypowiada się córka jednego z nich i mówi: „Jednakowo się boję antysemitów, jak i filosemitów”.
Długo się zastanawiałem nad tym zdaniem.
Któregoś dnia doszło do mnie, ze jedni i drudzy wiedzą lepiej, a niektórzy z nich najlepiej.
Parafrazując
Jednakowo się boję nie inteligentów, jak i inteligentów.
Jedni i drudzy wyrządzą ci krzywdę, bo wiedzą lepiej.
Skoro i inteligenci, i nieinteligenci wiedzą lepiej, to znaczy, że lepiej wiedzą wszyscy czyli nikt. 😆
A tak naprawdę to mi się wydaje, że besserwisserstwo jest raczej cechą charakterologiczną, osobniczą, a nie grupową. Niektórzy po prostu tak mają, że zawsze muszą wiedzieć lepiej, a innym wystarczy tylko czasem. 😈
Zaraz, zaraz, niechze Ci, Klakierze, wytlumacze jak to jest z filosemitami, bo chyba nie do konca sie zalapales o co tej pani sie rozchodzilo. Z delikatnosci zapewne, mowila skrotem myslowym, ale po tu dyzury prowadze, aby wyjasniac.
My, za przeprpszrniem ja kogo, Zydzi, jesli przez moment moge byc Ambasadorem Wszystkich Zydow, wolelibysmy nie miec do czynienia ani z antysemitami, ani z filosemitami. Na marginesie, tylko w Poslce i w jezyku poskim spotykam takie okreslenie, jak „filosemota”, co zapewne o czyms swiadczy. Moze ono i jest znane gdzie indziej, ale „nie spotkalam w dyskursie”.
Mybysmy (Zydzi znaczy sie) najchetiej woleli, zeby jedni i drudzy od nas sie, delikatnie mowiac, odpinkwolili. I zeby traktowali jak inne nacje: Eskimosow, Ukraincow, Koreanczykow czy Ormian. Czy ktos kiedys slyszal o filoeskimach, albo filokoreanach? No wlasnie.
Z filosemitami to jest taki problem, jak z panska laska na pstrym koniu. Dzis cie kochaja miloscia dozgonna, jako rase, jutro ci mowia: ja go tak kochalem jako Zyda, a on, niewdzieczne bydle, czym mi sie odplacil?
To my wolimy, na wszelki wypadek zanadto sie do „filosemitow” nie przywiazywac, a nawet trzymac na odleglosc. Jasne? 😈
Donosze ponadto, ze ostatnie godziny spedzilysmy z Pania Kierowniczka w tawernie-pubie, ale innym niz ten znany na blogu, Rose & Crown. Na tarasie z interesujacym modelem popielniczek – niewielka gliniana doniczka dnem do goru, usawiona na takim samym glinianym spodku. Praktyczne i nader estetyczne. Zaprowadze chyba taka w domu. Popiol sie wrzuca do dziurki w dnie doniczki.
Bylo okropnie milo i pyszna kuchnia. Zaklad zbiorowego zyweinia tez lokalny.
Kwadrans temu wsadzilam Kierowniczke do pociagu udajacego sie na lotnisko.
Gwoli ścisłości: w niemczyźnie filosemityzm jak najbardziej jest znany. Nawet całkiem spore hasło w Wiki ma:
http://de.wikipedia.org/wiki/Philosemitismus
A osobiście mam takie zdanie, że gdyby zniknął antysemityzm, to i filosemityzm przestałby występować w przyrodzie. W ogóle żaden mityzm nie byłby potrzebny, gdyby nie antymityzmy. Można by spoko miłować wszystkich, choć zapewne nie wszystkich z taką samą częstotliwością. 😈
Domagam się, żeby Mordka rozwiał smutek po wyjeździe Kierownictwa natychmiastowym zapodaniem wczorajszego i dzisiejszego menu! 😎
First things first, Bobik. Najpierw zatem wyjatek z hasla filosemityzm z polskiej Wiki:
Próby krytyki zjawiska
Pochodzenie żydowskie, bez politycznej i religijnej konotacji, stało się swego rodzaju cechą psychologiczną, zmieniło się w „Żydowskość”, i odtąd mogło być postrzegane jedynie w kategoriach cnoty lub wady. (Arendt, 1979, s. 83)
Hannah Arendt twierdzi, że „społeczny 'filosemityzm’ zawsze kończył się tym, że dodawał antysemityzmowi politycznemu element mistycznego fanatyzmu” (1979, s. 87) Według niej, filosemici i antysemici posiadają podobny, prawie perwersyjny, stosunek do Żydów, mimo że sposób w jaki ich traktują jest zupełnie odmienny. Ponadto, antysemityzm nierzadko idzie w parze z wybiórczym filosemityzmem (niechęć do Żydów jako takich może oznaczać także przypisywanie im cech jednoznacznie pozytywnych, np. zdolności do prowadzenia interesów, zapobiegliwości itp.).
Artur Sandauer, zainteresowany problematyką żydowską m.in. ze względu na swoje żydowskie korzenie, wprowadził do języka polskiego termin „allosemityzm”, oznaczający postrzeganie Żyda jako innego, egzotycznego : „allosemityzm polega (…) na wyróżnianiu tego pochodzenia, na przeświadczeniu o jego wyjątkowości i stanowi ogólna bazę, z której można wysnuć zarówno anty – jak i filosemickie wnioski” (1982, s. 17)
Jak zwał, tak zwał. Językiem prostszym niż Sandauer ujmę to tak: anty- i filo- z jednakowym zapałem liczą Żydów. Normalni nie liczą.
Ale w polszczyźnie filów jest więcej, tylko występują z przyrostkiem, a nie przedrostkiem! Mamy rusofilów, frankofilów, germanofilów, anglofilów. No i filosemitów. Semitofil brzmiałby jakoś tak farmaceutycznie :/
Teraz mozna sie skupuc na menu.
Wczoraj na lunch dla Pani Kierowniczki nie jedzacej miecha, przygotowane byly moje popisowe krokiety z dorsza, z mlodymi ziemniaczkami, bukietem z fenuja (Fenuille’a) i marchewki, salatka z rukoli, bazylii i podartej na strzepy mozarelli z dodatkiem opalonego nad gazem i posiekanego ostrego chilli (podpatrzone u Jamie Olivera). Butelka nader przyjemnego rose (Grenach)
Po Hockneyu wstapilysmy na cywilizowana afternoon tea w znanym Bobikowi Richoux, na wprost Royal Academy, obok Fortnuma. . Do herbaty podawano miniaturowe skonsy, clotted cream oraz konfiture truskawkowa.
Dzis bylysmy w Ealing Park Tavern, gdzie podawane sa zawsze piekne kompozycje na talerzu bardzo kompetentnie przyrzadzone. W wypadku PK byl to znowu dorsz z patelni, z ladnie przyrumieniona na chrupiaco skorka, jarzynami (nie pamietam jakimi, procz pure z kalafora i galazek mlodych brokul, bo bylam skupiona na wlasnym talerzu, gdzie bylo supreme z kurczaka jakos pieknie zamarynowanej i bardzo soczyste, pieknie obrane szparagi i jakas bardzo fajna masa ziemniaczano-szpinakowa. Dla nas obu salatka z rukoli z wiorkami bardzo swiezutkiego parmezanu z zaprawa z balsamiku. Heineken z beczki.
Do tego udalo mi sie wcisnac w PK cos w rodzaju tarty bez spodu – gruszka z frangipanem, creme chantilly i jus (coulis) z czegos czerwonego. Ozdobione rozcietymi truskawkami.
Bardzo przyjemne.
Racja, WW. Chyba, ze wyjatkowo, w orkiestrze. 😆
Frankofilia nie polega na kochaniu Francuzow, raczej Francji frnacuskiej kultury – kuchni, bibelotow, stylu zycia,. Podobnie z innymi filiami.
Heleno, w tego rodzaju „filii” w ogóle nie chodzi o koachanie, tylko o przypisywanie jakiejś nacji specjalnych cech, o przekonanie o jej rzekomej wyższości nad innymi, czemu miłość ani nawet sympatia nie musi towarzyszyć.
No, nie jestem pewna, ale niech bedzie. 🙂
Heleno, na razie tylko cytat z przytoczonej przez Ciebie polskiej Wikipedii:
„A. Edelstein utrzymuje, że przetrwanie Żydów w Europie było dziełem, w dużej części, właśnie filosemitów, współodpowiedzialnych również za emancypację wspólnoty żydowskiej. Średniowiecze naznaczone było walką o to, by Żydzi mogli pozostać w Europie chrześcijańskiej, natomiast wiek dziewiętnasty wiąże się z działaniami filosemitów mającymi na celu pomoc w „odnalezieniu się” Żydów w epoce industrialnej.”
A nad swoją odpowiedzią jeszcze pomyślę, choć zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości z „odpinkwoleniem się”.
Heleno, powiedz jeszcze, bardzo proszę, co to ten fenuj.
Ten „perwersyjny związek” anty- i filosemityzmu jest sprawą często już opisywaną, więc ja zwrócę uwagę na coś innego: na również związane z antysemityzmem zjawisko, które nazwałbym filosemityzmem pozornym. Często zresztą jako filosemityzm definiowanym z zewnątrz, choć podmiot się do tego nie poczuwa.
Chodzi mniej więcej o to, że w obliczu różnych wściekłych ataków na Żydów przyzwoity człowiek zaczyna się czuć zobowiązany do ich obrony, a nawet do kontrataku. Wcale nie datego, że Żydom przyznaje jakąś wyjątkową pozycję wśród narodów, albo że go niosą jakieś „mistyczne prądy”. Jest to tylko jego reakcja na świństwo i gdyby tego świństwa nie było, nie musiałby poświęcać Żydom więcej uwagi niż Amerykanom czy Chińczykom. Ale wobec sytuacji poświęca i w związku z tym niejako „z urzędu” zostaje uznany za filosemitę, a czasem nawet i sam się tak zaczyna określać.
Choć jestem pies, nie człowiek, też czasem doświadczam tego, że przypisuje mi się filosemityzm, bo często na antysemitów warczę, albo i ujadam. Sam bym się filosemitą nie nazwał, a warczę dlatego, że wciąż zdarza się taka potrzeba, niestety. Ale czy to jest Krucjata Miłości? Ośmielam się powątpiewać. 😉
Fenuj to koper włoski. 🙂
Aaaaaa 😆
Masochistycznie wczytuję się w londyński jadłospis, ślina mi cieknie po kolana 😥 , ale też muszę kątem pyska zadać pytanie: czy frangipan to owoc? Bo ja go znam tylko jako kwiat, a o owocach frangipanowych nie słyszałem.
Vesper, gdyby Starsi Panowie w swoim czasie usłyszeli o fenuju, mieliby jeszcze jeden rym do „szuja”. 😆
Jakże potrzebny rym 😆 W pierwszym odruchu pomyślałam, że to rzeczywiście fenkuł, ale mi po głowie się kołatało, że to jakoś inaczej się pisze in French. W każdym razie fenkuł w wersji fenuj jest bardziej pozyteczny do rymowania
No, może bardziej, ale też nie jest tak, żeby z fenkuła nie było żadnych w ogóle rymotwórczych pożytków. 🙂
Trochę niezręcznie się poczułem,
kiedy poznałem się z fenkułem,
nawet się wręcz zacząłem głowić,
jak by tu uciec fenkułowi,
w gardle mi rosła jakaś buła,
gdy spoglądałem na fenkuła,
niemal postawiłbym pod stienku,
za powiedzenie słowa fenkuł,
bo cóż tu mówić o fenkule?
Wolę coś z mięs, lub choćby mule,
zaś tej jarzyny nie utulę,
więc precz z mych oczu, o, fenkule! 👿
Heleno, otóż tak.
Skoro zajęcie jakiekolwiek stanowiska wtrąca zajmującego w antysemityzm, czy filosemityzm, to cóż pozostaje?
Obojętność?
To wszystko razem jest jakąś pułapką – bo co nie zrobisz, to jest źle.
To zwłaszcza w Polsce jest jakąś paranoją, z której nijak się wygrzebać.
To jakiś chocholi taniec.
Mam dokładnie tak, jak Bobik.
Byłabym szczęśliwym człowiekiem, gdybym nie musiała Żydom poświęcać większej uwagi, niż jakikolwiek innym ludziom.
A ponieważ w tym przypadku antysemityzm, pokazał, co się może stać i ciągle niesie ze sobą realne zagrożenia, to staram się dawać temu odpór.
Sama już czasami nie wiem, o kogo mi bardziej chodzi.
Często się nad tym zastanawiam, jak naprawdę czują się moi żydowscy znajomi, grzecznie przyjmujący te wysiłki pamięci, uczczenia, oburzenia.
To musi być bardzo trudne do wytrzymania w normalnym życiu.
W Polsce jest mało Żydów w ogóle, a gotowych występować w imieniu innych na lekarstwo, są to głównie osoby zaangażowane religijnie, dlatego ta garstka jest rozchwytywana, bo każdy organizujący jakąkolwiek uroczystość chce mieć przedstawiciela wspólnoty żydowskiej, który zabierze głos i będzie swoistą atrakcją wydarzenia.
Tak patrzę i myślę, że ja na ich miejscu już bym dawno stąd uciekła, a z drugiej strony jestem im niezmiernie wdzięczna, że trwają i z podniesionym czołem dźwigają tą swoją żydowską polskość.
Może patrzę na to wszystko trochę inaczej, bo ciągle tkwię w sprawach związanych z Holokaustem, spotykam wzruszonych ludzi, którzy przeżyli i ich potomków. I ogromny, niestety, antysemityzm, również w mojej rodzinie.
Więc chyba nie dożyję czasu, że będę mogła przestać o tym myśleć.
Klakierze – nie przejmować się i korzystać obficie z hasła „róbmy swoje”. 🙂
Siódemeczko, jakoś mi się przypomniał kawał o dwóch księżach, rozmawiających o zniesieniu celibatu. Jeden wzdycha smętnie „no cóż, my już pewnie tego nie dożyjemy”. A drugi na to „my pewnie nie, ale może nasze dzieci”. 🙂
To taka dygresja, mająca nieść nadzieję. 😉 A powody do nadziei jakieś jednak są. Tu, gdzie mieszkam, antysemityzm czy rasizm też nie był przecież zjawiskiem nieznanym, ani nawet rzadkim. I właśnie sobie pomyślałem o tym, jak bardzo to się zmieniło.
Nie wiem, czy z moich rozmów ze znajomymi Niemcami o Żydach jako grupie zebrałoby się choćby z pół godziny. Nie było takiej potrzeby, bo osobiście ANI RAZ nie spotkałem się z żadną uwagą, która choćby minimalnie przypominała antysemicką. Wiem, że antysemityzm i w Niemczech jeszcze istnieje, ale wiem to tylko z mediów, nie z własnego doświadczenia. Również blogosfera niemiecka nie jest pod tym względem tak rozszalała jak polska. Czyli w ciągu nie tak w końcu długiego czasu dokonała się zmiana naprawdę ogromna. Więc ja wierzę, że i u nas się dokona. Już się zresztą tu i ówdzie to stało.
Siódemeczko, jest mało i to jest smutne.
Małym dzieckiem będąc chodziłam z nianią często na targ w Kaliszu. Przechodziłyśmy tam dzielnicą ortodoksyjnych Żydów, a może tylko uliczką. I to miejsce było moje, nierozerwalnie ze mną związane. I nagle zniknęło. Mieszkańcy zniknęli. Do dziś pamiętam melodię, zapach i ludzi tworzących ten świat.
Wiele lat póżniej usiłowałam odnależć podobne klimaty w Nowym Jorku – nie znalazłam.
Czuję się okradziona 🙁 .
Ha, jak Wam obiecałem, wróciłem!
Nawet jedzenie czeskie przeżyłem, co jest uważam sporym osiągnięciem. Zwłaszcza przebywając na Morawach.
Przy okazji, utopenec to taka marynowana parówka 🙄 Obawiam się, że takie specyjały i w Deutschlandzie są dostępne…
Pozwolicie, że tym razem w radosnych przekomarzaniach nie będę brał udziału 👿
Trza prać, myć, spać, mać.
No wlasnie, Bobiku – o perwersyjnym zwiazku anty- i filo-semityzmu, a takze o takim uzywaniu etykietek, zeby w koncu zakonczyc na nicnierobieniui nicniemowienu. Tu zreszta jest kolejne podobienstwo do problemow dotyczacych rasizmu, od ktorego przeciez zaczelismy – w strachu, zeby nie wypasc na „panskiego Bialego, co sie pochyla” w koncu mozna nie odzywac sie w ogole. A tymczasem, jak w przypadku kazdej mniejszosci, do pewnego, nie tak jeszcze niedawnego czasu traktowanej, delikatnie mowiac, nienajlepiej, potrzebni sa sojusznicy z wiekszosci, zeby sprawy mogly sie zmienic. I moga to byc np. biali uczestnicy sit-ins z okresu walki o Civil Rights, w miejscach, gdzie wymagano scislej segregacji (nasz sasiad, Richard, byl jednym z tych, co jezdzili na Poludnie na te sit-ins, i nie bylo to wcale zadne „pochylanie sie” tylko narazanie zdrowia i zycia), a moga to byc osoby, ktore nie skupiajac sie szczegolnie na wyznaczniku rasowym we wlasnych relacjach, nie udaja tez, ze osoby o innym kolorze skory maja identyczny obraz wspolnej historii, i dokladnie takie samo doswiadczanie i postrzeganie terazniejszosci. Udawanie, ze tak nie jest, moim zdaniem, ale i zdaniem wiekszosci wypowiadajacych sie na te tematy samych zainteresowanych, utrzymywaniem fikcji w imie lepszej przyszlosci, ktora paradoksalnie ma nastapic zupelnie sama z siebie, bez zadnego ludzkiego w tym udzialu.
A menu londynskie pyszne. Sama bym to wszystko natychmiast wchlonela. No coz, pociesze sie sorbetem…. 🙂
A ja nie pamiętam Żydów. Pewnie we Wrocławiu do roku 1968 ich było wielu, ale w moim domu nigdy nie zwracało się uwagi dzieci na różnice wśród ludzi. Po prostu byli różni ludzie, a we Wrocławiu było bardzo wielu bardzo różnych.
Przez prawie 30 lat pobytu w Niemczech( ostatnie 10 lat jednak jest to pobyt sporadyczny, bo większość czasu spędzam w Polsce) nigdy nie spotkałam się osobiście z cieniem antysemityzmu, czy też niechęci do obcokrajowców, nawet na wsi na którą się przenieśliśmy.
Żydów w tv rozpoznaję głownie po sposobie wysławiania się. Zawsze jest to absolutnie wspaniały niemiecki.
W ostatniej dekadzie Niemcy zrobili się nieprawdopodobnie otwarci na inne nacje. Za naszych czasów w dużych firmach obcokrajowiec był rzadkościa, zwłaszcza na kierowniczych stanowiskach.
Obecnie duże firmy to istne wieże Babel 😉 . I to jest super.
@mt7
Chciałbym Pani odpowiedzieć, ale trochę się boję, ze ktoś zaraz napisze „że liczę Żydów”.
Oficjalnie liczba osób deklarujących się jako Żydzi jest mała, choć dużo większa niż przed laty. Wiąże się to również z rozwojem gmin i życia religijno – społecznego wokół synagog.
Są osoby, które wracają do swych korzeni, zmieniają polskie nazwiska na rodowe.
Ale są rodziny asymilowane wskutek różnych swych decyzji.
Opowiem Pani taką rozmowę z kimś młodym, a było to w jakiejś konwencji historycznej…
„A dziadek mi o tym opowiadał, bo mój dziadek był rz(to rz było jakieś przedłużone)emieślnikiem.
Ortodoksyjna dzielnica chyba jednak się dość wyraziście różni, nawet jeżeli nikt do zauważania tych różnic nie zachęca. 😉 Tak samo jak się różni, powiedzmy, Chinatown. Od razu widać i słychać, że coś tu jest inaczej. I zapachy inne. Dla dziecka na pewno było to po prostu fascynujące.
Ale swoją drogą, klimaty z dzieciństwa często przepadają tak czy owak, nawet bez jakichś dramatycznych zdarzeń losowych. Życie, panie, życie… 🙁
Troche sie zdrzemnelam (to ten Heineken w tawernue mnie znogl) ale spiesze sie zgodzic z tym co powiedziala Siemioroczka orazBobik. Wystepowanie wobronie, reagowanie na podlosc nie rzpatruj w kategoriach filosemityzmu. Bo tak samo wystepowaliby w obronie kazdej grupy wobec ktorej stosowana jest agresja, w slowach czy czynie lub mowono by: bo oni juz tacy sa, z natury – bo kradna, albo sa leniwi, albo smierdza, albo sieja demoralizacje, abo costam costam.
Frangipanem nazywamy specjala paste utarta z migdalow i cukru, podobna troche do marcypanu, ale rzadsza w kosnsytencji. Wybitnie pasuje do tarty gruszkowej.
Ale jeszcze poszukam – frangipane.
http://www.bbc.co.uk/food/frangipane
Aaa, pasta. No to wzbogaciłem słownictwo. 🙂 Bo dotąd znałem frangipany tylko w takiej postaci:
http://www.bad-bad.de/mybali/frangipani.jpg
Tadeuszu, a ta mać nie mogłaby Ci spokoju dać? Wcale mi się nie podoba, że nie weźmiesz przez nią udziału w przekomarzaniach. 👿
Bobiczku, chęci duszewne duże, ale możliwości cielesne małe 👿 No i jest wiosna, ludzie, toć tradycja nakazuje zupełnie co innego robić niż tylko piwo i spać, piwo i spać 🙄 Mać. Przekomarzać?
Ja się wiosennuję…. mmmmm.
Dla uzupełnienia powiem, że na Morawach i owszem, piwo, ale spać, nie! Mać już powiedziałem? Wiosna….
A na Morawach to i piwo, i wille, i kwaśno-słono
A kiedy powróciłem na Ojczyzny łono
To będę spać!
😀
To ja żeby nie tylko piwo i spać, pójdę zrobić kolację. Kolacja jest odpowiednia w każdej porze roku, więc i wiosną nie będzie od rzeczy. 🙂
Ależ pewnie, jest też kolacja dobra o każdej porze dnia! Jako że na Blogu Miłościwego Satrapy słońce nigdy nie zachodzi! Ale też i nigdy nie wstaje, pewnie dla równowagi…
Tylko u Rysia…
A willa! Willa, Bobiku, kubistyczna, Miesa van der Rohe, jest rewelacyjna! Ściana (wewnętrzna) z onyksu to tylko tak kiczowato brzmi, w tym wnętrzu rozjaśnia ciepłem bardzo ciemną ścianę regałów na książki (jak ze zdjęć wynika, za dużo książek tam nigdy nie było…:roll:)
Wnętrze zrobione po to, by się wygodnie mieszkało. By się pięknie mieszkało. W świetle, słońcu, otwartej przestrzeni.
Pokazali cały dom, aż do podszewek. Fascynujące zestawienie nowoczesnych kształtów i funkcji z urządzeniami, które wprawiały to w ruch. Wygląda to jak mechanizmy u Verne’a. Mechanizmy z XIX wieku, funkcja z XX. Nawet słupy stalowe, na których trzyma się dom, to pokazują. W świecie Verne’a, w przyziemiu, są nitowane jak porządny most z XIX wieku, na piętrach z XX wieku są odziane w kosmiczne osłony chromowe. Kotłownia jak maszynownia statku wojennego, równie skomplikowana i gorąca.
Fascynujące!
Armii ludzi obsługujących to nie pokazywali… tych już nie ma.
Armia radziecka używała tego cuda jako stajni…
Spit strielieckoje gniezdo! Spit bobiczyj liud.
Gdzie tam. Kolacja — i do boju! Czyli do znoju rannego, albo i udoju.
W rodzinie nauczycielskiej często cytowano pierwsze zdanie wypracowania na temat „Mój dzień”:
Rano wstałam, krowie dałam.”
😆 (to w sprawie krowy)
A ja wcale nie śpię, tylko trawię. Choć na trawię to powinno być właściwie śniadanie, a nie kolacja. Ale kolacja jest dobra na wszystko, również na trawienie. 😎
Rano wstałam, Kotu dałam 🙂 Potem czytanie poranne z kawą, miasto, zakupy (Młody pojutrze przylatuje 😀 ), dwa ogrodnicze, żeby sprawdzić co też tam mają (mieli różne, nabyłam, bo wiosennie nie umiem nie nabyć 😳 ), powrót, obróbka hektarów (ciężko było, wczorajsze gnaty protestowały), cd obróbki, palenie ściętych i wygrabionych, w międzyczasie zwykłe zajęcia. Doczytuję i gotuję się na jutro 🙄
chcę tylko napisać, że to nieprzyzwoite, żeby gospodarz zdobywał dziesięciotysięczniki (Bobik 23 marzec 12, 17:16) 🙄
ale było nie było, okolicznościowe gratulacje dla Bobika
Mam nadzieję, że masz jeden żołądek i jak comme d’habitude na rano rogaliki z dżemem / grubo/.
Czytam.
Padam na pysk. 🙁
Dobrze, że Foma w śledztwie. Na dobranoc
http://www.youtube.com/watch?v=v5h58OXHdQ0
Zdobył i nawet nie zauważył. A inni tak się sposobią 🙄
No proszę, bez fomy to ja jestem pijany szczeniak we mgle. Nawet dziesięciotysięcznik potrafię przegapić. 😳
Ale skoro foma to wytropił, to po pierwsze dzięki za gratulacje, po drugie bąbelki na stół, a po trzecie, oczywista – pasztetówka dla wszystkich. 😆
Co wszyscy z tymi pyskami dzisiaj… i padaniem na nie…
Ja siedzę na pupie!
Gratulacje dla Bobika!
Dobranocki i papatki dla wsiech!
I wszystkim szczęścia po równo!
a można zrezygnować z pasztetówki? 🙄 nie pasuje do pszenicznego…
Pasztetówka do czegoś nie pasuje? 😯 Eee, to jakieś legendy. 😛
Pewnie można, pod warunkiem, że na rzecz. Na przykład na rzecz Gospodarza 🙄
Jestem zdruzgotany (przedsennie). Pasztetówka pasuje do wszystkiego!!! Np. do spódnicy w kratkę 🙄
A do żabotów?
Zawsze piszą, żeby spróbować w niewidocznym miejscu, ale ja bym zastosował na całości 😆
Jak to nie pasuje z kłosem pszenicznym 🙄
http://sztukawina.pl/index.php?page=shop.product_details&product_id=837&flypage=flypage.tpl&pop=0&option=com_virtuemart&Itemid=2
Tadeuszu, jak ciekawostkę podaję – kilka budynków Misia van der Rohe jest kilkanaście kilometrów ode mnie, w Krefeld, gdzie mieszka zresztą Panna Kota. Może nie takie cudne jak Tugendhat, ale w każdym razie są. 🙂
Tak po prawdzie ja za tym Misiem nie przepadam tak w ogólności, ale łaskawy satrapa jestem i łaskawie przyznam, że parę rzeczy mu się udało. 😈
Co ja tu robię :shock:??
Głupoty gadam, ot co robię!
Idę jednak paść solidarnie na ten pysk.
A to pewnie te onyksowe ściany:
http://www.archivision.at/wp-content/uploads/2009/10/villa_tugendhat.jpg
Bobiczku, bo ja entuzjazmu dla tych jego szklanych wieżowców nadmiernego też nie mam, choć trzeba powiedzieć, że w odróżnieniu od epigonów proporcje mają nad wyraz szlachetne. A ja bym tych kilka budynków chętnie zobaczył…. 😳
W zamian mogę pożyczyć jednego dużego Berga i sporo Poelzigów czy jakichś tam Scharounów…
Jo, óna to, óna! Ino w tym półokrąglaku drewnianym brakuje okrągłego stołu…Jak zbiorę siły to i swoje zdjęcia wrzucę, tajne.
Podziwiam, ale mieszkać bym w tym nie mogła 😕
Jutro okopy, capsztyk wieczorny trąbiony (czesnoje słowo, że tak w wojsku nazywali capsztyk…)
Podłożyłem pod Krefeld linkę, Tadeuszu, żebyś zobaczył. 🙂
Ale gdybyś chciał jeszcze dotknąć, to będziesz musiał tu przyjechać. 😀
Haneczko, to tak wygląda odstręczająco na zdjęciach.Jest zdumiewająco przytulny. Małe pokoje są wybitnie mieszkalne. A nad poręczą klatki schodowej dla służby stałem i płakałem długo i rzęsiście. Jest doskonała. Prawdziwe dzieło sztuki. Byłem gotów ją całować.
Haneczko, mam podobnie. Lubię patrzeć na prawie puste, idealnie zakomponowane wnętrza, ale żyć w takim miejscu bym nie mogła. Wystarczy postawić filiżankę, połozyć gazetę i już jest chaos. Lubię domy z tolerancją na odrobinę chaosu.
Haneczko, moge Cie pocieszyc, ze Mies van der Rohe tez w swoich domkach nie mogl mieszkac i nigdy nie mieszkal, wybierajac jakze slusznie dla swej rodziny architekture XVIII w. Kiedys widzialam pyszny program w BBC na ten temat.
Vesper – z tolerancja na czlowieka! 😆
Odrobina chaosu to dla mnie o wiele za mało. Ja muszę mieć dużo chaosu, dopiero wtedy czuję się jak w domu. 🙂
a jeszcze się położyć. ludź robi o wiele więcej chaosu niż filiżanka
Kurczę, wiosna. Laptok mi się zaczął tak grzać i ziać, że muszę go do lodówki włożyć, żeby ducha nie wyzionął. 👿
vesper kiedyś wystawiała laptoka na balkon. ale to zimą było 🙄
No przecież mówię, że podziwiam. Żadne odstręczająco, tylko nie dla mnie. Pewnie całowalibyśmy ramię przy ramieniu, Tadeuszu 😉 Wrzuć tajne, proszę 🙂
Vesper, nasz dom jest bardzo tolerancyjny 🙄
Obojetnie skad start, na antysemityzmie sie konczy. 🙂
A ja wam powiem, ze owe -anty- izmy sa tak stare jak homo sapiens sapiens, atawizm tak gleboko zakodowany w genach, ze trudno uwierzyc w nieistnienie u kogokolwiek.
Pieknie i z postepem wylazimy z jaskini i wszelkie wysilki sa wysoce cenne, ale caly background kulturowy, szczegolnie wyksztalcony na religiach, w tej jaskini nas trzyma. A w jaskini, wiadomo, w jednej rece gnat a w drugiej maczuga. I to w kazdym plemieniu, bez wzglegu na kolor skory czy ksztalt oczu lub nosa.
Poza tym oczywiscie piszecie bardzo madrze i po ludzku, tylko praktyke jeszcze nalezalo by dopracowac, tak w szerszym zakresie. 🙂
Powiem wam, ze czasem mnie to smieszy. Mielismy w polityce australijskiej taki incydent z pania Pauline Hanson, co to Australia dla Australijczykow (?) i takie tam bzdety. Ale chwytliwe dla wielu, bo pani polityk, pochodzila z kregow „fish & chips”, wiec kontakt z „narodem” miala bezposredni. Zalozyla partie, weszla do parlamentu stanowego i federalnego i rozpetala owe anty-izmy na wieksza skale. Zaczely sie rasistowskie incydenty skierowane glownie wobec Azjatow, bo tych przybywalo wtedy najwiecej. Przykre to bylo.
I wtedy ni z gruszki ni z pietruszki Australijski Kongres Zydow wydal oswiadczenie „ze nie zaobserwowano incydentow antysemickich”.
Po co, sie pytam?
I tak obracajac sie dalej wokol tematu mozna powiedziec, ze w pewnych sprzyjajacych okolicznosciach, pewne grupy ludzi wykorzystuja swoja pozycje bycia innym, zeby miec z tego wymierne korzysci. I tego popierac nie moge, bez wzgledu na ideologia jaka sie posluguja.
Heleno, wiem że nie mógł, nie tylko on zresztą 😉 To bardzo ciekawy, zupełnie osobny temat 🙂
Czy na Wyspach jutro też jest zmiana czasu? Pytam, bo Młody może takiego drobiazgu nie zauważyć…
O jakze chetnie bym w tym zamieszkala! Zeby tak jeszcze kawaleczek oceanu, to raj na ziemi 🙂 Uwielbiam przestrzen i zielen za oknem. Tadeuszu, o te tajne zdjecia tez prosze! 🙂
Myślę, Zwierzaku, że obracamy się w kompletnie odmiennych światach.
Mysmy tu przed laty mieli niezly cyrk z van der Rohe’em.
Zaczelo sie od tego, ze bardzo znany i wybitny developer wygral konkurs na zagospodarowanie miejsca znanego w Londynie jako Plac Pater Noster, nad ktorym goruje katedra sw. Pawla. Developer ow zamierzal tam postawic budynek wedle niezrealizowanego projektu van der Rohe’go – prosta, wysoka wielopietrowa wieze, ktpra, zdaniem wielu krytykow nie tylko zaslonilaby widok ukochanej katedry, ale tez spowodowalo jej kompletne „skarlenie” w tym miejscu. Debata na ten temat dlugo toczyla sie w prasie, za i przeciw, przeciwnicy byli w straszliwej defensywie, atakowani przez zwolennikow nowoczesnosci.
Az debata ta zostala brutalnie przerwana pamietnym wystapieniem ksiecia Karola wygloszonym do calego Towrzystwa Architektonicznego zgromadzonego w pieknym Palacu Hampton (XVI-XVIi w). Karol byl gosciem honorowym z powodu jakiejs okraglej rocznicy Stowarzyszenia. Nie nazywajac imienia architekta i dewelopera, Karolek wypowiedzial slynna fraze, ze stawianie supernowoczesnych budowli, gdzie istnieje wazna dla narodu wczesniejsza architektura jest jak zobaczenie „czyraka na twarzy ukochanego przyjaciela”.
Wszyscy wiedzieli o co chodzi i wrazenie bylo piorunujace. Wiekszosc architektow zwyczajnie wsciekla sie na nastepce tronu, przypominajac mu, ze nie ma prawa wypowiadac sie na tematy polityczne (sic!) , ze, kurcze blade, nie zna sie na architekturze, zeby pilnowal wlasnego nosa etc. etc. Moze nie tymi slowami, ale o to im chodzilo.
Skrzydlate slowa ksiecia o „czyraku na twarzy przyjaciela” (carbuncle) porazily Narod swoja trafnoscia. Powaliiy z nog. Zaraz zaczeto przypominac inne „czyraki”, takie jak kompleks ponurych betonowych budowli – centrum kultury na poludniowym brzegu Tamizy. Wygrzebano nawet stare kroniki filmowe, gdzie Jej Kroleska Mosc z wyrazem bezgranicznej pogardy i przygnebienia na twarzy dokonuje ceremonii przecinania wstegi na czyraku z poludniowego brzegu.
Protesty mieszkancow Londynu byly tak ogluszajace, ze z zabudowy Placu Pater Noster zrezygnoano i gmach wedle prpjektu van der Rohe’go powstal zupelnie gdzie indziej, w miejscu bardziej odpowiednim, gdzie nie zaslanial Katedry.
Architekci do dzis nie wybaczyli Ksieciu Karolowi interwencji. Ale po co miec ksiecia na utrzymaniu jesli nie zabierze glosu wtedy, kiedy glos jego jest potrzebny?
Owszem, jest zmiana czasu na letni.
mt7,
mysle, ze nie. Po prostu patrze bardziej realnie na to co sie dzieje i staram sie dostrzegac wszystkie za i przeciwy.
Jestem jaka jestem, postepuje zgodnie z wlasnym poczuciem przyzwoitosci i stane w obronie kazdego skrzywdzonego czlowieka.
Ale nie oszukuje siebie. I moge sie przyznac szczerze, bez wzgledu na to co sobie o mnie pomyslisz, ze jak moi Jugoslowianscy sasiedzi z naprzeciwka gadaja glosno na ulicy o polnocy, to zebami zgrzytam i mamrocze: cholerne Jugole!
I nie uwazam tego za przejaw zadnego anty-izmu, tylko zwyczajnej zlosci na obudzenie mnie w srodku nocy, bo potem nie moge zasnac. A wstaje rano.
I jestem pewna prawie w 100%, ze wiekszosc ludzi wlasnie tak zareaguje.
Zwierzaku, nie wiem, dlaczego Kongres Żydów Australijskich wydał takie oświadczenie, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego zakładasz z góry, że „wykorzystując swoją pozycję” i w celu osiągnięcia „wymiernych korzyści” (jakich?). Może było to np. np. dla uspokojenia Żydów w innych krajach, którzy słysząc o rasistowskich wyskokach zaczęli się niepokoić o swoje rodziny (a ich przekonanie, że jak coś się dzieje, to Żydzi zwykle też obrywają nie byłoby chyba tak całkiem pozbawione podstaw)? Może „z kronikarskiego obowiązku”? A może z jeszcze innych przyczyn, które z „wymiernymi korzyściami” nic wspólnego nie miały? W każdym razie przypisywanie Żydom działania ukierunkowanego wyłącznie na „wymierne korzyści” należy do klasycznego stereotypicznego obrazu Żyda i – niestety – typowego antysemickiego arsenału. Może sobie tego nie uświadamiasz, ale jednak o tym warto pamiętać.
A dalej – mówiliśmy tutaj dużo o polskiej rzeczywistości i obecnym w niej antysemityzmie. Mówiliśmy o rasizmie, nie tylko w Polsce. Czy uważasz, że należałoby przestać o tym mówić lub przymykać na to oko, ze względu na oświadczenie KŻA? Inaczej mówiąc – co ma piernik do wiatraka? Sorry, ale w kontekście dzisiejszej rozmowy Twój post zabrzmiał mi na zasadzie „a u was Murzynów biją”. Tzn. jako pewnego rodzaju usprawiedliwienie antysemityzmu, „bo przecież ci Żydzi też są warci Paca”.
Kontekst naprawdę jest rzeczą bardzo ważną. Ta sama historia opowiedziana kiedy indziej może zabrzmiałaby inaczej. Ale wpisana w dzisiejszy kontekst zabrzmiała – dla mnie przynajmniej – niedobrze.
Książę ma u mnie plus dodatni.
Dziękuję, Heleno. Ruszę jutro z akcją uświadamiającą 🙄
Zwierzaku, odejmij mały procent na kamiennie śpiących, czyli mnie 😉 Choć monotonnie szczekający sąsiadów doprowadzał mnie, przed zaśnięciem, do szału 👿
Piękne wnętrza i absolutnie do mieszkania. Ja bym tam chaos zapewniła w ciagu kwadransa 😉 .
Bobiku,
a gdziez to ja pisalam, ze to Zydzi uzyskuja wymierne korzysci? Pisalam o grupie bez nazywania jej, bo to zjawisko istnieje – aktualnie masz wrzask w Polsce o dyskryminacji katolikow, prawda? A wiaze sie to rowniez z przyznaniem koncesji Rydzykowi i nie czepiania sie krk o zagarniete mienie.
Paczaj szerzej i nie ulegaj stereotypom, Bobiku.
To jest po prostu schemat pewnego dzialania politycznego.
Tez nie wiem dlaczego wydal takie oswiadczenie i dlatego mnie to rozbawilo.
Bo tez i tak mial zabrzmiec, tzn. „A u was Murzynow bija”. Bo jakies mam wrazenie, ze bardzo jestescie jednostronni w swoich rozmowach i osadach i zeby nie wiem jak zaczynac to na antysemityzmie, polskim rzecz jasna sie konczy. A ja usiluje sprowadzic to troche na ziemie i mowie, ze nikt nie jest immune i kazdemu sie w roznych okolicznosciach zadarza byc anty-, bo to, szczegolnie w stanach emocji, siega do pokladow glebokiego atawizmu plemiennego. Tak dziala jamniczek.
Moze tak zamiast rozdzielac cegly i bukiety zastanowimy sie nad sposobem wyprowadzenia ludzkiego rodzaju z owej jaskini atawizmow na szersze wody wspolnego dzialania, bez wypominania wzajemnego wlasnych krzywd?
Tadeusz ladnie powiedzial :w moim domu nigdy nie zwracało się uwagi dzieci na różnice wśród ludzi. Po prostu byli różni ludzie, a we Wrocławiu było bardzo wielu bardzo różnych.
Moze tak bysmy wyszli od tego zdania i poszli w dyskusji w inna strone?
Bobiku, Zwierzakowi chodziło prawdopodobnie o to, że gdy biją Azjatów, jestem Azjatą i tego jej w oświadczeniu Kongresu zabrakło (nasza chata z kraja).
Szufladki przydatne, ale ludziowo wolę przestrzenie, łatwiej się spotkać i dogadać. Nie wpychaj Zwierzaka do szufladki. Mam wrażenie, że dla Zwierzaka (przepraszam Zwierzaku, jeżeli nadintpretowuję) najważniejszy jest Człowiek, dojrzały i świadomy siebie, bez kontekstowej taryfy ulgowej.
Dobrze – niedobrze to bardzo ciasne ramy. Ja natychmiast, choćby burząco, chciałabym się z nich wyrwać. Nie trzeba stwarzać takiej konieczności.
Haneczko – kamiennie spiaca bylam kiedys, teraz mi jakos przechodzi, szczegolnie, ze zrobilam sie „kura” i spac mi sie zachciewa o zmroku, z trudem tkwie do 10 i padam. Akurat o polnocy mam za soba pierwszy twardy sen i latwiej mnie obudzic. A oni jeszcze potrafili zatrabic na pozegnanie! Mysle, ze ktos im napisal liscik, albo napuscil jakies autorytety, bo trabic przestali, a ostatnio gadali krotko i rozjechali sie cicho.
A tu ludzie maja male dzieci i chodza do pracy i kazdemu nalezy sie sen.
W ciagu dnia mam z nimi przyjacielskie stosunki, szczegolnie z zenska strona rodziny 🙂
Haneczko – dzieki. Wlasnie tak. 🙂
O wymiernych korzyściach było w takim kontekście, że mnie trudno to było inaczej odczytać. Być może jest to jeszcze jeden przyczynek do tego, jak należy uważać na słowa, kiedy pisze się o trudnych i bolesnych tematach.
A dlaczego u mnie „kończy się” na polskim antysemityzmie, rasizmie czy jeszcze innym izmie, to już dziś wyjaśniałem – bo uważam, że należy się bić w piersi własne, nie cudze. Ja się nie czuję upoważniony do bicia się w piersi niemieckie, rosyjskie, murzyńskie czy żydowskie, ani historyczne, ani współczesne. Natomiast w moje, polskie – o, to mi wolno. Od Piasta, a nawet Popiela, do teraz.
A na różnice wśród ludzi czasem wręcz trzeba zwracać uwagę – wtedy na przykład, kiedy kogoś biją tylko za to, że jest inny. Albo – jak napisała Monika – żeby zrozumieć cudzą wrażliwość, czy nawet – a niech będzie – nadwrażliwość. Bo chyba właśnie w ten sposób można zacząć wychodzić z jaskini atawizmów, że się spróbuje wczuć w inne wrażliwości. Nawet tych „cholernych Jugoli”.
A ja odczytałam inaczej. Czy gorzej-lepiej, jak zwykle, do dyskusji. Tylko błagam, nie wartościującej.
Wyciągam jeden, niepodważalny wniosek: Zwierzak dzienny różni się od Zwierzaka nocnego 😯
Zwwierzaku, a nie bylabys dobra odnalezc to oswiadczenie Kongresu Zydow w Australii, bo mnie sie nie udalo. Jedne co znajdowalam, to raport z 2011 r o zwiekszeniu sie o 31% incydentow antysemickich w Australii. Ae to nie byl raport Kongresu.
Chcialabym zobaczyc to oswiadczenie, wiec bardzo Cie prosze. Intereuje mnie co Cie tak rozsmieszylo.
Chciałabym, ale dłużej nie mogę. Dobranoc 🙂
Dobrych snow, Haneczko.
Poprawiłem Hameczkę na Haneczkę, bo jak się to głośno przeczytało, brzmiało… no, okropnie. 😉
Myślę, że w wersji z n będzie się Haneczce lepiej spało. 🙂
😳 😳 😳
Bobiku,
przykro mi ale nie czuje sie odpowiedzialna za wszystkie nieszczescia swiata, ani za Holocaust, ani za Darfur, ani pogromy Aborygenow czy Indian. No nie czuje sie i juz.
Gdybys wiedzial ile wymazalam i ile razy zmienialam slowa w tym wpisie, to bys moze bardziej moje starania o nieurazenie docenil. Nic bowiem na to nie poradze, ze Zydzi sa najglosniejsza z tych grup, bo maja najwieksze mozliwosci, wiec w kazdej dyskusji wyplyna jako przyklad pozytywny lub negatywny.
I powiedz mi jak ja sie mam wczuwac we wrazliwosc podpitego towarzystwa rozprawiajacego glosno na ulicy w srodku nocy? Bobiku, stawiam dolary przeciw orzechom, ze gdybys wycial pare razy taki numer, to okoliczni sasiedzi okreslili by cie w myslach „cholernym Polakiem” i byloby to niezalezne od uczucia sympatii jakim cie darza normalnie.
Heleno,
nie bede tak dobra. Ale sluze wyjasnieniem – Sprawa byla okolo 10 lat temu w codziennej gazecie i zapamietalam tylko z tego powodu, ze mnie rozbawila swoja groteskowoscia w kontekscie duzo powazniejszych wykroczen rasistowskich wobec Azjatow.
Byly powazne przypadki pobicia, upokarzania ( np. wsadzanie glowy do klozetu i spuszczanie wody), agresji slownej. W napietej atmosferze tamtych czasow oswiadczenie Kongresu zabrzmialo dziwnie nie na miejscu. Tak jakby to, ze nie bylo przypadkow wystapien antysemickich bylo poniekad zmniejszeniem wagi tego co sie dzialo w stosunku do innych. Jestem pewna, ze nie taka byla intencja, ale tak to dla mnie zabrzmialo.
Tez zauwazylam, ze Helenie jak zwykle udala sie swietna literowka. 🙂
Zwierzaku, muszę znowu zwrócić uwagę na kontekst, bo to on często „ustawia sprawę”. Opisywanie negatywnych zachowań Żydów akurat podczas rozmowy o antysemityzmie zawsze wyjdzie jak tegoż antysemityzmu poparcie – czy się tego chce, czy nie. Dlatego, moim zdaniem, nawet jeżeli ma się coś na wątpiach, lepiej w takiej sytuacji się powstrzymać i powiedzieć to kiedy indziej, żeby nie wyszło dwuznacznie, albo wręcz jednoznacznie. Bo w końcu chyba Azjaci nie byli tu atakowani i nie było potrzeby natychmiastowej ich obrony.
A w drugiej sprawie: ja nikomu nie każę wczuwać się w naprane towarzycho, ale przyznaję, że sam w takiej sytuacji mruknąłbym raczej coś w rodzaju „cholerni sąsiedzi”, a może nawet „co za hołota”, ale nie Jugole czy Polaczki. Bo czyż oni zachowują się tak dlatego, że są Jugosłowianami, czy dlatego, że są mało kulturalnymi ludźmi?
Nie podoba nam się u Holendrów, że postępki osobnicze przypisują narodowości, więc nie róbmy tego sami. Nawet w odruchach. Zwłaszcza że i odruchy cierpliwością i pracą można zmieniać. 😉
Bobiku,
diabli wiedza co jest powodem. Pewnie i to i to. kazdy bowiem przeflancowujac sie na obcy grunt przenosi ze soba czesc tego, do czego byl przyzwyczajony. Nie wiem dlaczego, ale wielu „bylych Jugoslowian” ma zwyczaj siedziec przed domem. Znaczy siedzenie na zewnatrz to sie tu uprawia nagminnie z powodu klimatu, ale niekoniecznie na froncie domu z widokiem na ulice i sasiadow. Na sasiedniej ulicy z powodu tego siedzenia i patrzenia, czesc sprzedala domy, a czesc postawila wysokie ploty. Nadmieniam, ze latwiej i wygodniej jest siedziec na werandzie z tylu domu. 🙂
Mysle, ze sami nie potrafiliby odpowiedziec na to pytanie, dlaczego siedza wlasnie tak. Siedza i juz. 🙂
Mysle, ze tak w ogole to martwimy sie na zapas, bo za jakies 200 lat z okladem wszyscy bedziemy ladnie ciemnoskorzy. Moze blondynow juz teraz lepiej zamknac w jakiejs enklawie, bo skazani sa na wyginiecie. 🙂
A Aborygeni niby czarni, a tu raptem patrza na ciebie wielkie niebieskie oczy spod blond czupryny 🙂 I Wanda to podobno tradycyjne aborygenskie imie 🙂
Lece robic ruskie pierogi, bo moja bachora idzie na miedzynarodowe party.
I moze to jest sposob na -izmy? Przez zoladek?
P.S. Kontekst jak ta pchla Szachrajka….
Kontynuujac mysl Moniki, niektorzy sa jak kompas… widzimy w przyszlosci jak wytyczali droge nielatwa do powszechnego zrozumienia, albo uznana za oczywista pozniej, ale dojscie do tej drogi nie bylo wcale latwe i oczywiste, ani nawet bezpieczne. To sa moi wspolczeni bohaterowie.
A tu o jednym z moich ulubionych ludzi, szkoda ze po angielsku, choc prawie nikt na tym blogu nie ma z tym problemow:
“Words can be silenced in two ways,” Havel wrote from prison in 1982, musing on Saul Bellow’s Herzog, a copy of which he had found there. “Either you ascribe such weight to them that no one dares utter them aloud, or you take away any weight they might have, and they turn into air.” In his dissident years, Havel lived under the first…
http://www.thenation.com/article/166949/havels-specter-vaclav-havel
Jest jeszcze trzecia kategoria, Kroliku. T.zw. „szkoda slow”. 😆
I jeszcze pare slow od kogos naprawde madrego o zwyklej zyczliwosci: Albert Einstein: Austin Kleon said it best: „Be nice. (The world is a small town.)”
http://www.theatlantic.com/health/archive/2012/03/einstein-on-kindness-our-shared-existence-and-lifes-highest-ideals/254768/
Sadzmy roze, Heleno, sadzmy je przyszlemu swiatu.
Bry! Wrzucę, wszystko wrzucę, ino najpierw siebie do okopów, później lekkie przyjemności towarzyskie, a później do teatru w Legnicy. I się zrobi noc….
A jeszcze prawdziwy artysta obrabia zdjęcia, jak artysta tak robi to i ja na palcach z wywieszonym ozorem coś dłubię, a to wykadrować, a to pocałować, etc.
No to rozumiecie…. Nawet ich nie oglądnąłem….
Do którego nurtu by tu dołączyć? 🙄 Do całowania obiektów nieoożywionych czy do ocieplania dyskusji cytatami? Cytatnę raczej. 😉 Bądź dobry, kochaj, starzej się z wdziękiem. Jacek Dehnel. Mało odkrywcze? Pewnie tak. Ale jakoś mnie rozczuliło to zestawienie.
Odespałam koci dyżur. Teraz, choć to dopiero sobota, chyba się oflaguję. Moja niedziela jest moja! Niedziela. Bez przepadłości. Niedzielo, ty się nie gub! Jutro zmiana czasu, niedziela będzie więc o godzinę krótsza, gdyby na dodatek znowu ruszyła w kongres, byłabym niepocieszona.
„Moja niedziela jest moja! Niedziela. Bez przepadłości. Niedzielo, ty się nie gub!”
W pierwszym zdaniu podmiot liryczny ustanawia Absolut, Niedziela jest jego. Wszelkie roszczenia innych wobec Niedzieli są pozbawione podstaw, albowiem Niedziela jest wyłączną własnością podmiotu lirycznego i nie podlega żadnym przepadłościom. I kiedy już jesteśmy przekonani, że ta wyłączność Niedzieli jest zastrzeżona, obwarowana i że możemy tylko podziwiać, czcić i się bożyć, okazuje się w trzecim zdaniu, że możemy jednak mieć nadzieję. Otóż wezwanie podmiotu lirycznego do Niedzieli – nie gub się!, daje nam odrobinę nadziei, że zagubiona Niedziela błąkać się będzie po naszej okolicy, a może i zapuka do naszych drzwi, aby zapytać o drogę.
Dzień dobry 🙂
Ago, życzę Ci szczerze najtwojszej niedzieli, ale może byś przed tym jeszcze miała ochotę na najtwojszą sobotę? 😉
Bo ja z mojości soboty niechętnie bym zrezygnował. Taras taki kuszący, że aż lubieżny. Ptactwo rozrabia, jakby brykanie u Rysia podpatrzyło. Jakiś Herod od chmur powybijał nawet te najmniejsze, do ostatniego niewiniątka. Marcowe Karaiby i Werona w jednym. A w dodatku udało się pchnąć umyślnego na targ po wędliny. Ach, sobota… 😀
Klakierze, moja niedziela jest moja – nie próbuję bynajmniej zawłaszczyć Twojej niedzieli, na przykład. I, słowo daję, ani mi w głowie ustanawianie Absolutu. 😉 😆
No nie, Absolut przed południem to by już była przesada. Zaczekajmy przynajmniej do wieczora, żebyśmy się w oczach siostry Agi ostatecznie nie skompromitowali. 😎
Bobiku, oczywiście, mojej soboty też chcę. 🙂 Zaklęcia do niedzieli wynikają z tego, że to jest dzień tygodnia, który mi się najczęściej gubi. Tarasy i tereny zielone Wam zostawię i będę niezawistnie zazdraszczać – mam alergię na pyłki drzew, od połowy marca do początków maja spędzam większość wolnego czasu w mieszkaniu, przy warkoczącym oczyszczaczu powietrza.
Chyba przy czytaniu jakiś paproch na monitorze usiadł i robił za przecinek.
Najwyraźniej widziałem: Moja, niedziela jest moja!” 😀
Oj, alergia na pyłki. 🙁 I cała wiosna na nic. 🙁
Ostatnio znajoma odpowiadała mi o alergii, której w życiu bym nie wymyślił – alergia na własny katar. Niewinne zaziębienie z katarem przekształca się w niekończący się koszmar.
Łomatko! Alergia na własne choroby to już chyba najwyższy stopień perwersji alergologicznej. 😯
Z trochę niższego, ale też bardzo nieprzyjemnego stopnia – jedna z moich znajomych okazała się być uczulona na spermę swojego męża. I żadne tam śmichy chichy. Takie coś potrafi okropnie życie rozwalać.
A potem to się te chłopy dziwią, że kobita jakaś warkliwa bez powodu
A z drugiej strony, może to możliwe, że organizm mężczyzny produkuje jakieś trucizny, aby zarazę pognębić.