Alexandryny
W związku z blogową akcją przekładową
Zamówił Obama na swą koronację
bażanty, krewetki, pod dostatkiem płynów,
a by coś dla ducha było na kolację
życzył sobie jeszcze garść alexandrynów.
Zwiedzieli się o tym ludziska na blogach,
dalejże go prosić wielkimi prośbami:
nie bądźże Obama, samolub, na Boga,
daj alexandryna, podzielże się z nami.
Zwrócił się Obama do blogopisaczy,
dał znak, by milczała, ochroniarzy świcie
i w łaskawe słowa odezwać się raczy:
dam alexandryny, jak je przełożycie.
Co się dalej działo, aż opisać trudno,
rzuciło się bractwo na alexandryny
i tłumacząc wściekle, na czysto i brudno,
rozdrapało towar w przeciągu godziny!
Niech prezydentowie wżdy postronni znają,
że na poezyje run straszny w narodzie
i alexandrynów tak wszem nie rozdają,
bo na końcu sami zostaną na lodzie!